Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dzienny
AutorWiadomość
Pokój dzienny [odnośnik]09.01.16 18:08
First topic message reminder :

Pokój dzienny z widokiem na ogród

Przestronne, ażurowe okna znajdującego się na piętrze pokoju dziennego wychodzą na stronę ogrodu, który obserwowany z tego pomieszczenia prezentuje się najlepiej w świetle zachodzącego słońca. Tuż przy oknach ozdobionych orientalnymi wzorami znajduje się miękka sofa wyścielona poduszkami w różnych kształtach, a popołudniowa herbata nie smakuje lepiej nigdzie indziej. Pokój ten idealny jest do przyjmowania małej gości w okolicznościach mniej zobowiązujących.
Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281

Re: Pokój dzienny [odnośnik]17.03.16 23:51
Słowa były czymś, co zazwyczaj gładko przechodziło przez usta Inary. Nigdy nie miała problemu ani z wysłowieniem (zadbała o to nie tylko edukacja, ale liczne, barwne opowieści jej ojca), ani tym bardziej ze szczerym przedstawieniem pełgających w jej głowie myśli. Nie lubiła kłamać, chociaż prawdę tak często ubierała w kolorowe szaty sarkazmu, ten - traktując nawet jako broń, przeciw oburzonym szczerością umysłom.
Jeszcze w szkole praktykowała podobne działania, chociaż kiedyś - potrafiła dużo dosadniej dać do zrozumienia nieprzyjemnym rozmówcom, że nie życzyła sobie ich towarzystwa. czasem skutkowało - czasem nie, ale...coraz rzadziej próbowała swoich sił w bójkach, po których lądowała na dyrektorskim dywaniku.
Hattie była kochaną istotą, która nie nawet za bardziej burzliwych czasów wojowania pannay Carrow, nie próbowała zmieniać jej na siłę. Dopełniały się. Inara lubiła słuchać, obserwować, by potem odnieść się do przedstawianej historii z niejasną intuicją, że miała rację. teraz - role paradoksalnie się odwróciły, bo to jasnowłosa wila słuchała chaotycznego potoku słów alchemiczki, by z tą samą (wciąż dla Inary tajemniczą) wiedzą powiedzieć to, czego czarnowłosa bała się usłyszeć ze swoich własnych ust.
- Tu nie ma mowy o wymazywaniu czegokolwiek, po prostu stanie w miejscu nigdy nikogo nie zaprowadziło do..czegokolwiek. Dosłownie i w przenośni - głos ściszyła do tonu, którym posługiwała się jej przyjaciółka. Nie mówiły o rzeczach prostych, ale widocznie, to spotkanie miało w sobie więcej znaczenia, niż obie mogłyby przypuszczać.
- Czasami mam wrażenie, że ta zaraza przenika cały Londyn. Wiem, że przeszłość nigdy nie była rysowana tylko w różowych barwach, ale odkąd przyjechałam do Londynu, mam wrażenie, że coś niedobrego nam się przygląda, mieszając i plącząc nasze ścieżki - poruszyła głową, odsuwając nieodgadniony dreszcz - mamy niespokojne czasy - dopowiedziała, pozwalając się otulić ramionami jasnowłosej - I staram się mówić Hattie, ale nigdy nie myślałam, że to będzie takie trudne...to zawsze odbywa się w taki irracjonalny sposób? - drgnęła, czując że ma ochotę się roześmiać. Sama z siebie. Kiedyś słuchając tych wszystkich miłosnych opowieści, wydawały się wręcz..trywialne? A teraz...jej wizja obróciła się kilkakrotnie o wszystkie możliwe stopnie. Uśmiech jednak pojawił się, by zawtórować  tej spadającej gwiazdce.
- Decyzje i tak  zostały podjęte poza moją wiedzą. A ja chwilowo mogę się na to tylko zgodzić, albo nie...chociaż...to zależałoby też od Notta, to znaczy starszego, Juliusa, bo Percival chyba też ma narzeczoną... - przez chwilę znowu dukała, tym jednak razem łącząc kilka faktów więcej. Przecież to nie miało najmniejszego sensu...- wiem, że to nie koniec i dziękuję, ale ...nieco straszna jest ta droga, którą teraz stąpam - zacytowała w zamyśleniu fragment starego wiersza, który kiedyś znalazła w jednej z książek Adriena.
- Tak, pewnie tak - pokiwała głową, chociaż nie była pewna swej odpowiedzi. Miała jednak świadomość, że będąc już w towarzystwie Łowcy, wszystko zapewne nabierze zupełnie innego wymiaru. Nie była tylko pewna jakiego - Tylko dziwnie, za każdym razem spotykam jednego, albo drugiego. Na wyprawach częściej widywałam ich razem...z moim towarzystwem pojawiającym się od czasu do czasu - westchnęła - To wszystko wydaje mi się bardziej skomplikowane niż jest, prawda? A może po prostu nie dostrzegam jakiegoś szalenie ważnego szczegółu, który utrudnia mi zrozumienie tego wszystkiego - czuła, że przyjaciółka się wzburzyła, a jednak nie chciała, by rozmowa i przypomnienie Benjamina, wywoływało w sercu przyjaciółki nieprzyjemne - kolejne skojarzenia.
Chwila cisza, która zapanowała po jej pytaniu - nie burzyła ich rozmowy, ale - musiała zapaść. Inara milczała, czekając aż Harriet zdecyduje się jej odpowiedzieć. W końcu - nie musiała. A gdy usłyszała w końcu, płynące drżąca ścieżką wyrazy - poruszyła niespokojnie ustami, ale nie przerywała, czując tylko jak mała, czarna dziura, przebiła miejsce tuż za mostkiem - Nie wiedziałam - głos, który wytoczył się w końcu z jej warg, był tylko stwierdzeniem, poruszonym myślą, która nie wydostała się na zewnątrz - To go nie tłumaczy, ale...dzieli was tak wiele niewypowiedzenia, goryczy i żalu, że...Hattie...on jest mężczyzną, niech zachowa się jak mężczyzna. Jego siłą jest podjęcie przeszkody, a nie uciekanie - nawet Inarę bolały słowa, które wypowiadała o Benie, ale...czyż nie o to chodziło? Znała Bena, jako tego, który parł do przodu z zapalczywością równą smoczej, a mimo to pozostawiający w sobie tę jasną iskrę dobra, którą przecież wciąż widziała. Czy cień Londynu rzeczywiście tak bardzo sączył truciznę na jego mieszkańców? Nie dając spokoju, rozdzierając nawet kochanków, którzy byli sobie pisani? I Hattie...ta żywa, odważna kobieta, która śmiałością potrafiła powalić niejedno spojrzenie, teraz blada...smutna. I ona sama. Gdzież się podziała pogoda, która do tej pory zawsze ją prowadziła?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój dzienny - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój dzienny [odnośnik]01.04.16 2:14
Czy możliwym było zakończyć z sukcesem edukację w Beauxbatons i wciąż nie być zaznajomionym z gładkością słów? Zdaje się, że ze wszystkich europejskich szkół magii to właśnie francuska placówka dbała wyjątkowo troskliwie o erudycję i retorykę swoich wychowanków, czyniąc zdolnych mówców nawet z tych najbardziej nieśmiałych i zahukanych. Ale Inara nie miała sobie równych w wojowaniu słowem - i był to oczywiście komplement, wszak gdyby w stadium początkowym naszej znajomości młodziutka panna Carrow zbyłaby mnie milczeniem, zamiast powiedzieć bezpardonowo, co myśli, najprawdopodobniej nasze relacje wyglądałyby zupełnie inaczej, o ile wyglądałyby w ogóle. Ceniłam wysoce odwagę wypowiedzi Inary oraz to, że tam, gdzie sama mówiłam szeptem, głos alchemiczki brzmiał pewnie i donośnie.
- Świat byłby piękniejszym miejscem, gdyby wszyscy potrafili spojrzeć na niektóre sprawy z podobnym racjonalizmem - stwierdziłam, przytakując głową i przyznając przyjaciółce rację. Czy powinnam oglądać się za siebie, jeśli jedynym, co się liczyło w tej chwili, był mój własny komfort, niemożliwy do zapewnienia przez plotkującą socjetę, a tylko przez małą/wielką zmianę i biurokratyczny powrót do korzeni?
- Zasmakowałaś już wolności na bezdrożach, jakżebyś miała się po czymś takim zadowolić byciem zamkniętą w złotej klatce? - na moich ustach zatańczył lekki uśmiech, gdy nawiązywałam do wielkich wypraw Inary, których listowne relacje czytałam z wielkim przejęciem. I może odrobiną zazdrości? Ostatnie lata wybijały w moim życiu monotonny rytm codzienności domowej, pozbawionej silnych wrażeń czy zwiedzania świata i chociaż jeszcze przed paroma miesiącami z pełnym przekonaniem oświadczyłabym, że tak jest dobrze i że tego właśnie chciałam, tak teraz musiałam przyznać, że odseparowanie się i warowanie w zaciszu domowym ograniczało mój punkt widzenia, który nie obejmował dramatycznych zmian i narastającego niepokoju, który zbierał się gdzieś pod skórą, chociaż wciąż był ciężki do zidentyfikowania czy wyjaśnienia. To, co dostrzegałam, było zaledwie czubkiem góry lodowej, a i tak byłam w stanie uznać, że określenie zaraza pasowało jak ulał.
- Zawsze na początku ciężko jest się przełamać, ale potem idzie już z górki - szczególnie, gdy ma się wino. Ale czy to zabrzmiało tak pocieszająco, jak chciałam? Czy mój uśmiech wyglądał przekonująco, gdy okrągłymi słówkami starałam się przekonać pannę Carrow do tego, że czasem warto zaryzykować i zrzucić z serca ciężar?
- To nie może być koniec, na pewno coś się wyjaśni. Wiem, że to zabrzmi absurdalnie, ale... może spróbujmy to na razie przeczekać? Rwanie włosów z głowy nie ma sensu, wykończysz się, Inaro - stwierdziłam wciąż przyciszonym tonem, próbując przelać ciepło swoich objęć na drobną postać, chociaż towarzyszący jej chłód bił z jej wnętrza, a nie z otoczenia. Czy zaręczyny Percivala były już ostateczne, a nestorzy mieli pozostać nieugięci? A co najważniejsze, czy Percival tego chciał?
- Bądź pewna, że gdybym to ja pojechała z tobą, też byłybyśmy nierozłączne - zaśmiałam się, wyobrażając sobie scenariusz, w którym odbywam szalone wojaże ze swoją przyjaciółką i w którym z oczywistych powodów, wśród których figurowało chociażby nieprzystosowanie do takich eskapad, nie odstępowałabym panny Carrow ani na krok. Z tą tylko różnicą, że Ben doskonale wiedział o mojej zażyłości z panną Carrow, a ja o istnieniu jego szkolnego przyjaciela dowiedziałam się dopiero z relacji alchemiczki. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że nigdy go nie poznałam - dodałam jeszcze nieco rozbawiona tym przedziwnym zrządzeniem losu, bo przecież kiedyś normą było to, że wszyscy znajomi Benjamina czy moi stawali się naszymi wspólnymi znajomymi. Z jednym wyjątkiem. Dopiero kolejne słowa Inary odbiły się echem w mojej głowie, zostawiając po sobie jakieś ale.
Czy i mnie umykał jakiś szczegół?
Czy popadałam w paranoję?
Czy wino było złym doradcą, gdy słowa nierozłączni, skomplikowane, razem i problemy, wytaplane w otoczce dawnego sekretu i unurzane w zgniliźnie wspomnień, których nie potrafiłam wymazać z pamięci, samoistnie łączyły się w całość będącą dla mnie nie do zaakceptowania? Zmarszczyłam lekko brwi, by po chwili odrzucić od siebie te rozmyślania i skupić się ponownie na wypowiedzi przyjaciółki. - Nie było sensu mówić. Nie chciałam, byś patrzyła na niego inaczej - by ktokolwiek patrzył inaczej. Wciąż nie chcę. - Minęło już tyle czasu, naprawdę nie oczekuję, że w jakiś sposób się wytłumaczy, po prostu... chciałabym, żebyśmy mogli rozmawiać tak jak kiedyś. Żeby w jego oczach nie błyskała złość ani żal, gdy na mnie patrzy - ściszyłam głos jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, jakby samo wypowiadanie tych pragnień było nieodpowiednie. - Potknęliśmy się już wieki temu, za późno na podejmowanie przeszkody - westchnęłam z rezygnacją, bo czy w tej kwestii pozostało mi już cokolwiek oprócz akceptacji?
Zmieniłam temat, pytałam o Adriena, przejażdżki konne i plany na święta. Mówiłam o wszystkim, byleby oderwać myśli Inary od tych ponurych rejonów, w które uciekły - i moje myśli również. Wino szumiało w naszych głowach, a do pierwszej butelki dołączyła druga. Gdy godzina zrobiła się późna, przeniosłyśmy się do sypialni gościnnej, by śmiejąc się beztrosko i wspominając co piękniejsze czy zabawniejsze minione chwile, ułożyć się do spania zupełnie tak, jakbyśmy były zaledwie małymi dziewczynkami wciąż dzielącymi dormitorium w alpejskiej szkole. I chociaż obecność przyjaciółki działała na mnie kojąco, ta noc nie różniła się przesadnie od pozostałych, lecz tym razem bezsenność zebrała całkiem owocne żniwo - nim o poranku dom w Canterbury wypełnił zapach świeżo parzonej kawy, wiedziałam już co zrobię.

| zt x 2


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Pokój dzienny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach