Wydarzenia


Ekipa forum
Biblioteka
AutorWiadomość
Biblioteka [odnośnik]16.01.16 12:35
Biblioteka Law-school-library
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Biblioteka [odnośnik]03.04.16 0:07
Dzień był wyjątkowo wietrzny, jakby wszystko na niebie i ziemi chciało pokazać, że zima zbliżała się nieubłaganie. Ale po co? Przecież każdy to wiedział. A przynajmniej wiedziała to ona, czując chłodny wiaterek na swoich rumianych policzkach, czy odsłoniętym skrawku skóry na nogach, którego nie przesłaniała sukienka. Wiatr był żartownisiem, dowcipnym urwisem, który lubił się bawić. Bawić się materiałem jej sukienki, czy kosmykami jej włosów, które tak starannie układała rano przed lustrem. Przed tą magiczną taflą szkła, która odbijała jej oblicze, spędziła rankiem długie minuty, starając się wyglądać nienagannie, ślicznie, wzorowo. Pomagała jej przy tym ulubiona służka, lecz tego ranka Isabelle była zbyt kapryśna, by od tak przyjąć wszystko bez słowa marudzenia. Była pełna napięcia, jakiegoś zdenerwowania, nieznanych uczuć, których nie potrafiła nazwać. Czy miała zbyt ubogi słownik? Czy była zbyt mało wykształcona? Nie, z pewnością nie. Serce biło w przyspieszonym tempie, poruszone czymś, czego nikt, prócz niej, nie potrafiłby zrozumieć. Miała zobaczyć brata. Jakże banalny powód dla takiego poruszenia, nieprawdaż? Osobiście kopnęłaby w piszczel każdego, kto raczyłby wypowiedzieć podobne słowa w jej obecności. Choć przecież damie tak nie wypadało, prawda?
Do brata wcale nie miała tak daleko, jednak odległość i czas, w jaki musiała ją przebyć wydawały jej się wiecznością. Wietrzną, chłodną wiecznością. Opatuliła się szczelniej płaszczem, chowając za ucho niesforny kosmyk włosów, który tego dnia postanowił się buntować. Westchnęła, zastanawiając się jak teraz wyglądała i domyślając się, że misternie układana fryzura wyglądała teraz niczym ptasie gniazdo. Cóż zrobiłaby, gdyby szła z wizytą do narzeczonego, męża, lub kogoś, z kim miałaby prowadzić jakieś ważne interesy? Przysięgając sobie w duchu, że jej następnym życiowym postanowieniem będzie wynalezienie czaru na nienaruszalność fryzury, poprawiła zmarszczony materiał sukienki, przesuwając po nim palcami. Złapała głęboki oddech, poprawiając wisiorek, który lata temu podarował jej sam Nicholas i który był jednym z jej największych skarbów. Tak bardzo się niecierpliwiła. Jej serce rwało gdzieś do przodu, chcąc wyprzedzić ją samą. Zupełnie jak gdyby pędziła do ukochanego, którego serce kochało najbardziej, którego pragnęło i nie zamierzało opuścić. Marzyła o czymś takim. O miłości, o której można by pisać książki i o której przez wieki opowiadano by z pokolenia na pokolenie. Póki co jednak na szczycie stał jej brat. Najukochańszy, najwspanialszy, jedyny. I choć marzyła o mężczyźnie, w którego ramionach mogłaby zasypiać każdej nocy, wcale nie przeszkadzał jej fakt, że póki co brat był dla niej najważniejszy.
Nie ważne czy otworzył jej ktoś ze służby (jeżeli takową Nicholas posiada), czy otworzył jej sam brat, czy weszła do środka sama, mając klucz lub po prostu naciskając klamkę. Nie ważne, czy przeszła całe korytarze i zaglądała do każdego możliwego pomieszczenia, czy zastała go od razu, stojącego w korytarzu i czekającego na nią. Każdą odległość pokonała niemalże biegiem, aż stukot jej obcasów odbił się echem o ściany pomieszczenia. Rzuciła mu się w ramiona, kompletnie bezwstydnie, niczym małe dziecko. Wiedziała, że ją złapie, przytuli i schroni w swoich ramionach. Nie wątpiła w to ani przez moment. Wtuliła się w niego jak mała dziewczynka, palce wczepiając w materiał ubrania. Zamknęła oczy, głośno łapiąc oddech.
- Nico, stęskniłam się - wyszeptała. Zawsze witała go podobnymi słowami, bez względu na to, czy nie widzieli się miesiąc, czy pięć minut.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Biblioteka [odnośnik]03.04.16 17:57
23.11.55 może być data?

Przez ostatnie dni nie wychodził z domu. Wyglądał jak nieszczęście, i zachowywał się jak nieszczęście. Jeszcze nie pozbierał się po stracie ukochanej kuzynki, którą niby traktował jak siostrę, ale już pogodził się z myślą, że będzie jego towarzyszką życia. Nawet pogodził się z tym, że weźmie ślub, a nigdy nie będzie miał dziecka. To było za bardzo niebezpieczne. Jednak delikatne ciało Beatrice nie przetrwało nawet zwykłego silniejszego ataku. Nicholas jeszcze nie uporał się z poczuciem winy i miał moralnego kaca. Ten fizyczny jeszcze nie przyszedł, bo do końca nie wytrzeźwiał od śmierci Beatrice. Nawet na pogrzebie ktoś musiał go ogarniać, żeby nie zrobił czegoś, czego nie wypada. Musiał tylko stać i przyjmować kondolencje. W końcu o była jego narzeczona i kuzynka za razem. Ale teraz było już lepiej. Może nie jakoś bardzo dobrze, ale lepiej niż wczoraj i zapewne gorzej niż jutro. W miarę kontaktował i można było lada dzień uważać, że znów będzie miał jakiś kontakt ze światem. Przez ostatnie dni, poza pogrzebem, nikt go nigdzie nie widział. Nawet nie pojawiał się w pracy, co z jego pracoholizmem było ewidentnym objawem depresji spowodowanej śmiercią kogoś, kogo kochał od zawsze. Dzisiejszy dzień znów spędzał w domu. Sterroryzowany wręcz skrzat domowy bał się podejść do swojego pana, który we wszystkim widział problemy i kazał mu się domyślać wszystkiego, czego od niego żądał. Właściwie chyba, albo i na pewno, wyładowywał część, i to znaczną część, swoich frustracji na bezbronnym stworzeniu. Ale to był tylko skrzat. Nic więcej. Miejsce, w którym go zastała Isabelle powinno wskazywać, a to, że albo zagłębiał się w lekturze, albo pracował. Zazwyczaj prawdziwą była ta druga opcja. Pierwsze była też dość prawdopodobna, ale dzisiaj zamiast książki na jego biurku leżała butelka burbonu i szklanka. Nie spodziewał się gości. Tym bardziej swojej młodziutkiej przyrodniej siostry. Łatwo było się tego domyślić widząc, że jest w pogniecionej koszuli, która do najczystszych nie należała i potarganych włosach. Zazwyczaj nawet, gdy nie wychodził z domu tak nie wyglądał, ale i tak było ewidentnie widać progres, bo nie śmierdziała od niego jak z gorzelni, ale powoli delektował się trunkiem przerzucając strony Proroka Codziennego. Miał do nadrobienia dość obszerną prasówkę, bo przestał się w ostatnich dniach przejmować polityką, którą żył na co dzień. Właściwie nawet kolejne desperackie ruchy ze strony Minister Magii nie wzbudzały w nim emocji. Ale czytał ten stek bzdur na temat super ważnych interwencji Ministerstwa, które udawało, że jest wstanie coś zrobić. Cały system się chwiał, a tonący ponoć chwyci się nawet brzytwy. Tak było w tym wypadku. Gdy drzwi się otworzyły chciał po raz kolejny warknąć na skrzata, który widocznie był na tyle głupi, żeby znów mu przeszkadzać, ale w drzwiach pojawił się dużo milszy widok niż szkaradne stworzonko. Piękna, młoda dziewczyna, z której był tak dumny. Jego siostra była przecież uosobieniem tego, jak powinna wyglądać i zachowywać się równie wysoko urodzona panna. Wstał wręcz automatycznie i przytulił siostrę do siebie. Miał ochoty nie wypuszczać jej ze swoich objęć, bo tylko wtedy był pewien, że jest bezpieczna. Pogłaskał ją po włosach i nawet zdobył się na uśmiech.
- Też tęskniłem – szepnął. – Ale co Ty tu robisz, piękna? – dodał głaszcząc ją dalej po głowie. – Wiesz, że ostatnio jestem nie w formie – dodał ale nie miał zamiaru zwierzać się siostrze ze swoich przemyśleń i poczucia winy z nimi związanego. Nie dlatego że jej nie ufał. W końcu jeśli komukolwiek może w pełni zaufać to właśnie jej, ale dlatego że nie chciał jej zadręczać.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Biblioteka [odnośnik]18.04.16 16:41
Och, gdyby los był łaskawszy dla mojego ukochanego brata! Odkąd dowiedziałam się o śmierci Beatrice, co noc, co dzień wzdychałam z niesprawiedliwości, jaką nam (albo raczej im) zaserwowała jakaś siła wyższa. Było mi bardzo przykro z powodu tego, co się wydarzyło. I choć nie powiedziałabym o tym nikomu, a za co sama karciłam siebie w myślach, szkoda mi było głównie brata, który musiał okrutnie cierpieć z powodu utraty przyszłej żony. To nie tak, że nie lubiłam Beatrice. Była dobrą kobietą, naszą kuzynką i narzeczoną Nicholasa. Co prawda byłam o nią troszkę zazdrosna, jednak nikomu nie życzyłabym śmierci. Zwłaszcza tak okrutnej jak ta, która spotkała ją. Przeklinałam w myślach swoją zbyt bujną wyobraźnię, która podsyłała mi niechciane obrazy bladej, biednej kobiety, która umarła na chorobę genetyczną. Obrazy te sprawiały, że w nocy potrafiłam się obudzić zlana potem, przez koszmary, które czasem męczyły mnie we śnie. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że ja również jestem chora, o czym nie wiedział praktycznie nikt. Czy i ja umrę w podobny sposób? Kręciłam głową ze zmartwieniem, a potem jeszcze szybciej, wybijając to sobie z głowy. Moja choroba była dużo lżejsza, a ja byłam zbyt młoda żeby umierać. Jeżeli już, wolałabym umrzeć w sposób dużo bardziej romantyczny. Ach, gdybym mogła umrzeć jak Julia, do końca oddana swojej miłości! Zakazanej, romantycznej, pięknej miłości! Czy wtedy i o mnie pisano by książki?! Wzdychałam tak czasem po cichutku, przyznając się do tego jedynie kotu, który zmuszony był tego wysłuchiwać. A potem znów karciłam się w myślach, gdy przypominało mi się, że powaga tej tragedii byłą zbyt duża, aby snuć tak głupie rozmyślania.
Martwiłam się o brata. Okrutnie się martwiłam! Nie potrafiłam wytrzymać już ani chwili dłużej, co dzień ze złością tupiąc pantofelkiem, kiedy zabraniano mi go odwiedzić. Ja rozumiem, że był załamany. Ja rozumiem, że było mu przykro i źle. Ale nijak nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego w takim razie ja nie mogłam go odwiedzić! Byłam pewna, że moja obecność choć w małym stopniu mogła poprawić jego nastrój. Choć odrobinkę, choć na chwilkę. Chciałam dla niego zrobić wszystko co możliwe, aby poczuł się lepiej. Nie mogłam przestać o nim myśleć, wyobrażając go sobie samotnego we własnym mieszkaniu, osowiałego i wręcz nieprzytomnego. "A jeżeli coś sobie zrobi?!" - myślałam z rozpaczą, omal nie zalewając się łzami na samą myśl.
Nie, Nicholasie! Nie wolno Ci! Nie możesz zrobić tego swojej siostrze!
Przerażona wymusiłam swoje, ubrałam się i wyruszyłam w drogę do jego posiadłości. To nic, że wystraszony, zdesperowany skrzat Nicholasa próbował wyperswadować mi ten pomysł. Ignorowałam go, mijając niczym malutkie przeszkody, gdy kierowałam swe kroki do biblioteki - miejsca, w którym najprawdopodobniej przebywał. Jakże wielką ulgę poczułam, gdy zobaczyłam go tam. Dopiero po chwili moje oczy nieco uważniej prześlizgnęły się po jego ubraniu, twarzy, włosach. Dopiero po chwili dostrzegłam jakże mocno odbiło się na nim to wydarzenie. Jęknęłam z rozpaczą i ruszyłam z miejsca, by wpaść na niego i zatopić się w jego ramionach. Całkowicie ignorowałam zapach alkoholu, który otoczył mnie zewsząd. Ciepło ramion całkowicie mi to rekompensowało.
- Och, Nico. Tak bardzo się martwiłam! - Jęknęłam żałośnie. Prawie mu się rozpłakałam z rozpaczy i ulgi, które mieszały się ze sobą. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, zaciskając piąstki na jego ubraniu. Wysłuchałam go i dopiero po chwili odsunęłam się nieznacznie, by stanąć na palcach i sięgnąć do jego twarzy. Ułożyłam dłonie na jego bladych policzkach i zadarłam głowę, by popatrzeć na niego uważnie. Nicholasie, mój drogi bracie, jakże ciężko było mi patrzeć na Ciebie w takim stanie. Moje oczy aż zaszkliły się, kiedy tak patrzyłam na Ciebie!
- Wyglądasz okropnie! - Rzuciłam bez namysłu, w ogóle nie przejmując się faktem, że być może wcale nie przystoi mówić coś takiego. - Bałam się, że coś Ci się stanie! Że załamiesz się i coś sobie zrobisz. Nie pozwolili mi Cię odwiedzać! Och Nicholasie, nie wolno Ci tego robić! Nie wolno Ci mnie zostawić! - Zawołałam z desperacją, jakbym święcie wierzyła w swoje słowa. Bo poniekąd wierzyłam. Strach był tak duży, że aż miękły mi nogi, które, jak miałam wrażenie, mogły mi w każdej chwili odmówić posłuszeństwa. Nie powinnam się denerwować, powtarzano mi to odkąd odkryto u mnie chorobę, ale nie potrafiłam! Nie w tej chwili! Nie w tej sytuacji! Wtuliłam się znów w braciszka, nie chcąc go wypuszczać za żadne skarby. - Nie martw się. Jako dzieci nieraz wyglądaliśmy znacznie gorzej - dodałam po cichutku, przywołując w pamięci obraz nas, umorusanych w błocie i w jakimś zielsku. Byliśmy dziećmi, a ja byłam zdecydowanie zbyt żywiołowa.

|Oczywiście, jak najbardziej może być. Przepraszam bardzo za tak długi czas bez odpowiedzi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Biblioteka [odnośnik]29.04.16 20:34
Może i miał ostatnimi czasu autodestrukcyjne skłonności, ale na pewno nie na tyle by targnąć się na swoje życie. Nie można powiedzieć, że było z nim wszystko dobrze. Widać było, że źle sypia, dużo pije i delikatnie mówiąc kiepsko kontaktuje z rzeczywistością. Zazwyczaj z problemami radził sobie popadając w wir pracy. Teraz wszedł na ten etap, w którym nawet praca przestawała go interesować. A była ona bardzo ważna. Miał pragmatyczne podejście do życia i raczej odstawiał emocje na dalszy plan. Może dlatego teraz tak bardzo przeżywał, gdy te wszystkie zakopywane pod dywan emocje ujrzały światło dzienne. Po prostu nie mógł sobie poradzić ze swoim cierpieniem i dlatego eleganckiego mężczyzny, pachnącego drogimi perfumami i zachowującego chłodny dystans, którego znała jego siostra teraz nie można było poznać w tym zapijaczonym czarodzieju. Brudna i pognieciona koszula oraz niedający się pominąć zapach alkoholu unoszący się dookoła niego skutecznie sprawiały, że wyglądał jak chodzące nieszczęście a nie arystokrata. Zapewne dlatego rodzice woleli, żeby Isabelle go w tym momencie nie odwiedzała. Właściwie to był im wdzięczny za to. Fabian dotrzymywał mu towarzystwa jako jedyny. Nie oceniał, pił razem z nim. Nie chciał nikogo więcej widzieć, a najbardziej swojej siostry. Chciał być dla niej wzorem. Był jej starszym bratem powinien się nią opiekować i pokazywać jej jak powinien zachowywać się arystokrata. W tym momencie na pewno nie był dla niej wzorem, więc wolałby się z nią nie widzieć. Wiedział, że ona chce mu tylko pomóc. Była w końcu dobrą, kochającą go dziewczyną. Ale czuł się źle jeśli ktokolwiek widział go w takim stanie. Tym bardziej kobieta. Tym bardziej jego ukochana siostra, dla której chciał być opiekunem i przykładem. Nie chciał jej tu widzieć, ale nie zmienia to faktu, że poczuł pewną ulgę przytulając ją do siebie. Przez ten cały czas w pewien sposób tęsknił za nią. Może i w głowie miał tylko Beatrice, ale ona też była dla niego ważna. Wręcz najważniejsza. Nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić. Ale skoro nie potrafił utrzymać przy życiu własnej narzeczonej… Nie chciał myśleć co by było, gdyby jej się coś stało. Wtedy mógłby targnąć się na swoje życie. Na szczęście ona nie chorowała na serpentynę.
- Tylko nie płacz, proszę. Nie powinnaś tu teraz przychodzić… – zaczął kładąc ręce na jej talii. Z jednej strony chciał ją stąd wyrzucić, a z drugiej nie chciał jej puścić. – Nie panikuj, kochanie –dodał spokojnie. Musiał jej wyperswadować te pomysły dotyczące tego, że sobie coś zrobi. – Przecież wiesz, że nigdy Cię nie zostawię samej – powiedział pozwalając sobie na delikatny uśmiech i pocałował ją w czoło. Pogłaskał ją po plecach, kiedy się do niego przytuliła.
- Nie musisz się niczym martwić, kochanie. Poradzę sobie i wszystko będzie dobrze – dodał tuląc ją do siebie. – Napijesz się herbaty? – zaproponował, bo w końcu był tutaj gospodarzem. Wypadało.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Biblioteka [odnośnik]01.05.16 2:39
Ubrania, twarz, uśmiech. Dobra mina, dobre słowo. Mój drogi bracie, zawsze tak idealny, nienaganny, będący dla mnie wzorem do naśladowania. Mój drogi bracie, teraz będący cieniem własnego siebie, żałosnym, smutnym odbiciem w lustrze. Wygnieciona koszula zamiast starannie wyprasowanej, czystej, świeżej. Zapach alkoholu otaczający Cię zamiast zapachu perfum, które tak bardzo lubię. Mój drogi bracie, przecież to się nie liczy, to nie jest ważne, nie odpycha mnie, nie sprowadza na złą drogę. Mój drogi bracie kocham Cię i zawsze kochać będę. Ale Ty to wiesz, prawda?
Patrzę na Ciebie spanikowana, przerażona wręcz. Patrzę na Ciebie i widzę Cię takiego, jakim nigdy Cię jeszcze nie widziałam. Och, Nicholasie, serce mi się kraja, a oczy błyszczą się, jak gdyby zaraz miał z nich wypłynąć potok łez. Martwię się o Ciebie, lecz Ty to wiesz, prawda? Mam ochotę przytulić się do Ciebie i płakać, wylewając ze łzami swoje zmartwienia, smutki, a także ulgę, którą odczułam, gdy Cię zobaczyłam całego i zdrowego. A przynajmniej fizycznie. Mój drogi bracie, być może nie potrafię sobie wyobrazić tego, przez co teraz przechodzisz. Jestem taka mała i niedoświadczona, nie dotknięta żadnym tak bolesnym wydarzeniem. Zawsze szczęśliwa, zawsze bezpieczna, ukradkiem wyglądałam na świat spod skrzydeł, którymi mnie otoczyłeś. Mój bracie, ja wiem, że ona była dla Ciebie ważna. Wiem, że cierpisz, że nie potrafisz sobie poradzić. Być może jednak potrafię sobie wyobrazić ból, jaki Ci teraz towarzyszy, cierpienie, poczucie straty. A to dlatego, że gdyby Ciebie zabrakło, wylałabym ocean łez, aż nie wyschłabym na wiór. Bez wahania stanęłabym na krawędzi i zrobiła krok poza nią, oddając się w śmiertelne objęcia falom. Mój drogi bracie, dlatego właśnie, dość egoistycznie pragnę, abyś przetrwał ten trudny okres, abyś okazał się tak silny, za jakiego zawsze Cię miałam. Boję się, czy wiesz? Bo jeżeli Ciebie stracę, stracę wszystko.
Pociągam noskiem, drobną dłonią wycierając oczy, z których nie zdążyły jeszcze wypłynąć łzy. Dobrze wiem, że nienawidzisz, gdy płaczę, dlatego powstrzymuję się przed tym właśnie dla Ciebie. Iskrzącymi się oczami patrzę na Ciebie i słucham, jak gdybym widziała przed sobą coś cudownego, całkowicie absorbującego. A potem pociągam noskiem raz jeszcze, nie odrywając od Ciebie wzroku pełnego obaw, zmartwień, ale również nadziei. Moje serce bije szybciutko, jak gdyby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Próbuję wzrokiem prześwietlić Cię na wylot, doszukując się prawdy w Twych słowach, ale również obietnicy. Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy, prawda?
- Obiecujesz? - Pytam cichutko, patrząc na Ciebie moimi dużymi oczami. Przymykam je, gdy całujesz mnie w czoło. Dobrze wiesz, że uwielbiam gdy to robisz. Czuję się wtedy tak bezpieczna, spokojna. Co ja zrobiłabym bez Ciebie, Nicholasie? Sięgam w górę, aby pogłaskać Cię po policzku. Zimną dłonią wędruję po nim, pod opuszkami palców czując Twoją ciepłą skórę. Chciałabym móc w ten sposób zabrać od Ciebie wszelkie zmartwienia, pocieszyć Cię, naprawić Twoje zranione serce. Ale nie potrafię, Nicholasie, choć naprawdę bym chciała. Przytulam się do Ciebie, w Twoich objęciach czując się malutka jak dziecko, którym kiedyś byłam. I może ciągle jestem?
- Dobrze, postaram się, Nico. - Kiwam główką, odsuwając się od Ciebie o pół kroku. Uśmiecham się wiedząc, że mój uśmiech będzie dla Ciebie dużo bardziej pokrzepiający, od zmartwionej, wystraszonej miny. Gdy pytasz mnie o herbatę, kiwam głową, zgadzając się. Przecież dobrze wiesz, że uwielbiam herbatę, którą kupujesz. Razem z Tobą kieruje swe kroki do kuchni, by pomóc Ci przy przygotowywaniu ulubionego napoju. Nucę coś cicho pod noskiem, chcąc dać Ci poczucie, że ktoś jest obok, że nie jesteś sam. Jestem stęskniona, tak bardzo stęskniona, że znów przylegam do Ciebie, chowając się w Twoich ramionach, które zawsze dawały mi poczucie bezpieczeństwa.
- Och, Nicholasie, nawet nie wiesz jak bardzo jest mi smutno w domu bez Ciebie. Strasznie tęsknię, gdy nie mogę Cię widywać codziennie - mówię cichutko, z tęsknotą wspominając czasy, kiedy mieszkaliśmy razem, kiedy co dzień widziałam Cię przy śniadaniu, kiedy razem z Tobą mogłam spędzać popołudnia. Teraz został mi kot, który ostatnimi czasy zrobił się dużo bardziej kapryśny. Nawet mnie podrapał, kiedy ja jedynie chciałam opowiedzieć mu swoje smutki! Och, Nicholasie, nawet to stworzenie zdaje się okrutnie za Tobą tęsknić, swoimi pazurkami podpisując się na mej dłoni, jak gdyby chciało pokazać, że również mu Ciebie brakuje.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Biblioteka [odnośnik]23.05.16 23:48
Ostatnie dni były dla niego ciężkie. Wiedział, że Isobelle chce mu pomóc, ale sam prosił rodziców, żeby jej do niego nie puszczali. Nie chciał, żeby oglądała go w takim stanie, bo chciał być dla niej wzorem, wręcz ideałem. Chciał by jej przyszły mąż tez był podobny do niego i właśnie takiej postawy do niego wymagała. Chciał być dla niej wzorcem mężczyzny. Tak samo jak ojciec. Czuł się za to odpowiedzialny. A w tym momencie był załamanym wrakiem człowieka, a nie czarującym arystokratą, który robi karierę i jest dumą dla swojego rodu.
- Obiecuję, kochana. Nie pozwolę, żeby stała Ci się krzywda. Jesteś moim oczkiem w głowie przecież wiesz.. – odpowiedział uśmiechając się ponuro i całując ją w czoło jeszcze raz. Była piękną, młodą kobietą. Wiedział, że zawsze nie będzie mógł być obok niej. Już niedługo przyjdzie czas, w którym będzie musiał ją oddać obcemu, albo i nie obcemu, bo przecież wszyscy szlachcice się znają, mężczyźnie i nie będzie miał do niej praw. Ale mimo swojego zamiłowania do etykiety Nott nie byłby wstanie odpuścić, gdyby w nowym domu działa jej się krzywda. Była jedynym, co mogło prowadzić do pewnych uchybień w etykiecie z jego strony. Gdyby miał do wyboru wydziedziczenie i szczęście siostry, bądź życie statecznego arystokraty i jej nieszczęście to bez wahania wybrałby to pierwsze. Nawet ujma na honorze nie byłaby tak bolesna jak strata jej słodkiego uśmiechu.
- Jestem dużym chłopcem, Isiu. Poradzę sobie. Wiesz, że z Beatrice byliśmy blisko. Bardziej jako kuzynostwo niż para, ale kochałem ją – westchnął. Nie chciał jej obarczać swoimi problemami. Ale ona głupia też nie była, więc nie mógł udawać, że wszystko jest ok, gdy tak nie było. Przecież zdawał sobie sprawę z tego, że wyglądał jak chodzące nieszczęście i był cieniem samego siebie. Dlatego właśnie nie pojawiał się ostatnio w pracy. Przecież robiłby bardzo złe wrażenie na wszystkich i trudno byłoby mu zmienić zdanie na jego temat wśród współpracowników i przełożonych. Teraz miał nieposzlakowaną opinię i nie chciał tego zmieniać. A poza tym, gdy zginęła jego narzeczona to nikt nie miał zaszłe tego, że musi przeżyć żałobę. To, że bardziej ją kochał jak kuzynkę, prawie jak siostrę, nie musiało nikogo obchodzić. Poszedł razem z siostra do kuchni zrobić herbatę. Właściwie mógł nakazać to skrzatu, ale skoro ona sama ruszyła się w kierunku kuchni to mogli po prostu to zrobić razem. Po chwili wrócili jednak do biblioteki. Przytulił się do siebie skoro tylko się do niego przyległa.
- Też za Tobą tęsknię, kochana – odpowiedział przytulając ją do siebie. – Możesz do mnie przychodzić kiedy tylko chcesz. Rodzice mają do mnie zaufanie, więc myślę, że nie byłoby problemów, żeby zostawała nawet na dłużej. Wybierz sobie tylko sypialnię i poślij po kota, bo wiem, że bez niego też byś była smutna – odpowiedział i upił łyk swojej herbaty, którą postawił wcześniej na masywnym biurku. Może i nawet lepszym dla niego by było, gdyby z nim została na dłużej. Miałby się kim opiekować i miałby towarzystwo kogoś innego niż skrzat domowy, który ewidentnie w tym momencie go wkurzał.
- Nie chciałem już mieszkać z rodzicami. Jestem mężczyzną pod trzydziestkę. Potrzeba mi było trochę samodzielności – odpowiedział spoglądając na dziewczynę i jakby się tłumacząc dlaczego zostawił ja samą z rodzicami.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Biblioteka [odnośnik]20.07.16 14:12
- Wiem, wiem... - mruczę cicho, ponownie przymykając oczka, kiedy Twoje usta ponownie dotykają mojego czoła. Wiem, że jestem dla Ciebie ważna. Wiem, że mnie zawsze chronisz i zawsze chronić będziesz. Wiem, wszystko wiem, braciszku. Och, cóż za cudowne uczucie, kiedy jestem znów blisko Ciebie, kiedy znów mogę Cię przytulić, usłyszeć Twój głos, poczuć jak całujesz mnie w czoło, co od zawsze uwielbiam. Och, Nicholasie, czy kiedykolwiek będę w stanie kochać innego mężczyznę tak bardzo jak Ciebie? Choć o tym marzę, choć wyobrażam sobie miliony scenariuszy, czytając kolejne romantyczne powieści, nie jestem w stanie wyobrazić sobie by ktoś był dla mnie ważniejszy. A przecież taka jest kolej rzeczy, prawda? Tak układa się życie. Wiem to, wiem to bardzo dobrze. Ale nie wiem czy chcę, aby to nadeszło, czy wolę moje życie takim jakie jest teraz.
- Wiem, że ją kochałeś. Wiem, ja wiem wszystko, Nicholasie. - Patrzę na Ciebie z dołu i ponownie staję na paluszkach, by sięgnąć ręką w górę. Poprawiam Twoje rozwichrzone włosy. Och, Nicholasie, czy Beatrice też tak robiła? Czy dbała o Ciebie w taki sposób? Czy mogę jakoś ukoić Twoje cierpienie? Tak bardzo bym chciała. Tak bardzo bym chciała, abyś zapomniał, abyś choć przez chwilę poczuł się lepiej. Ale ja wiem, bardzo dobrze wiem, że niewiele mogę zrobić. Tutaj to właśnie czas miał być najlepszym lekarstwem, choć był również zabójcą Twojej narzeczonej, chorującej na straszną genetyczną chorobę. Och, Nicholasie... Gdybyś tylko wiedział, że ja też... Nie, nigdy nie możesz się o tym dowiedzieć.
Robimy herbatę, przez chwilę dając się omotać milczeniu, które krąży dookoła nas, ale przynosi ze sobą trochę spokoju i ulgi. A potem idziemy do biblioteki - Twojego ulubionego miejsca. Och, Nicholasie! Tak bardzo za Tobą tęskniłam, że teraz nie potrafię chociaż chwili usiedzieć w miejscu, nie przytulając się do Ciebie. Ponownie czuję się jak mała, zaledwie kilkuletnia dziewczynka, która przewróciła się, starła kolano i teraz potrzebowała opieki starszego braciszka. A przecież dzisiaj to Ty jesteś tą małą dziewczynką, którą to ja się powinnam opiekować.
- Naprawdę? Mogę? - Moja twarz momentalnie jaśnieje, a oczy błyszczą niczym świetliki w nocy. W mojej wyobraźni widnieje mój pusty pokój, do którego od czasu do czasu tylko zagląda moja służka. Pusty, duży dom, w którym czuję się samotna bez Ciebie, braciszku. A teraz. Teraz to się może zmienić. Zostać u Ciebie?! Och, braciszku, przecież nie musisz pytać, przecież wiesz, że tylko o tym marzę! - Och, Nicholasie! Chcę, tak bardzo chcę tu zostać. Na długo, na długo, nawet na zawsze! - Przytulam się do Ciebie mocniej, chowając nosek w wygniecionej koszuli. To co, że czuć od niej alkohol. Nie przeszkadza mi to, nic a nic. Bo mimo wszystko wiem, że za wonią alkoholu kryje się mój anioł stróż.
- Ja wiem, ja rozumiem. Ale ja nie mogłam pójść za Tobą mimo, że bardzo chciałam. - Żalę się, powoli odsuwając od Ciebie. Muszę dać Ci trochę odsapnąć. Wstaję więc i okrążam stolik, by sięgnąć po moją filiżankę z herbatą. Upijam parę łyków a potem kręcę się w miejscu, rozglądając po regałach pełnych książek. Wiele z nich znam, ale wiele z nich jest ciągle do odkrycia. - Nie mogę w to uwierzyć. Pamiętam jak biegaliśmy po ogrodach naszej posiadłości jak gdyby to było wczoraj. - Wzdycham, prosto w okładkę jakiejś losowo wybranej książki, której oprawa przyciągnęła mój wzrok. Odkładam ją na miejsce i sięgam po kolejną. A może natrafię na taką, która mnie zaciekawi?
Gość
Anonymous
Gość
Biblioteka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach