Wydarzenia


Ekipa forum
Konfekcja damska
AutorWiadomość
Konfekcja damska [odnośnik]21.03.16 13:31
First topic message reminder :

Konfekcja damska

★★★★
Wkraczając w świat odzieży damskiej ciężko jest na dłużej zatrzymać na czymś wzrok; z wieszaków kuszą kreacje najróżniejsze, przykuwające uwagę a to detalem, to znów idealnym krojem czy śmiałą innowacją. Od dodatków zaczynając, przechodząc przez stroje codzienne, docierając do najbardziej wyszukanych i zachwycających kreacji wieczorowych - wszystko tutaj ma za zadanie ukazywać wyjątkowość, porywać zmysły, wyznaczać najwyższą wartość. Osobistości, które można spotkać między tymi modowymi arcydziełami nie należą do postaci nijakich czy pierwszych z brzegu: suknie projektowane przez najlepszych londyńskich i światowych projektantów, a sprzedane w tym budynku, zdobiły niejedną szlachetnie urodzoną damę na sabatach, skupiających arystokratyczną śmietankę towarzyską świata czarodziejów.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:45, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Konfekcja damska - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Konfekcja damska [odnośnik]23.11.16 12:32
Jestem prawdziwą czarownicą. Trochę brak mi jednak taktu czy ogłady, to chyba dlatego, że znajduję się daleko od domu. I jeszcze nie jestem zaręczona z niejakim jakże wysoko postawionym lordem (nasze narzeczeństwo będzie trwać aż kilka dni, to poważna znajomość), więc chyba trochę sobie folguję mojemu językowi. I zachowaniu. Oceniam, przyglądam się. Typowa kobieca zazdrość, można spokojnie rzec. Gdybym była inna, pewnie pogratulowałabym tobie nietuzinkowej urody, tak różną od mojej. Niestety należę do tych kobiet, które wszędzie upatrują rywalizacji. Nieformalnie, bez twojej wiedzy, zostałaś właśnie moją przeciwniczką. W czym? Och, we wszystkim - w uwadze obsługi, w wyglądzie, w sprawianiu dobrego wrażenia oraz guście. Niestety ten masz fatalny, już tak całkowicie obiektywnie o tym myślę. Zbyt wiele chcesz ukrywać - dla mnie może to i dobrze, ale trochę mi w zasadzie smutno jak widzę ludzi bez poczucia stylu. Zwłaszcza kobiety, które powinny wieść w tym prym. To jakby pewnego rodzaju wynaturzenie, z którym nie potrafię (i nie chcę) się zgodzić. Jeszcze ta czerń, przez którą wszyscy będą się zastanawiać czy nie idziesz przypadkiem na pogrzeb. Z jednej strony naprawdę wywołuje to we mnie ogromny smutek, z drugiej to takie zabawne, że bez cienia wątpliwości wyglądasz jak szynka. Za dużo tych ozdóbek przypominających sznureczki, odznaczających się na tle skóry. Bawię się całkiem przednio spoglądając na ciebie oraz wyobrażając sobie w myślach jeszcze śmieszniejsze rzeczy, kiedy postanawiasz się odezwać. Kilka sekund zajmuje mi analiza słów, bądź co bądź, w obcym dla mnie języku.
Naturalnie - powinnam się zdenerwować. I zdenerwowałabym się gdybym nie miała przerośniętego ego oraz rozbuchanej pewności siebie. Jestem najpierw szczerze zdziwiona tym, co usłyszałam, następnie na mojej twarzy pojawia się wyraz szczerego współczucia. Kręcę głową kiedy właśnie podchodzi do mnie pracownik poprawiając materiał na mojej talii.
- Biedny dziewczyna. Nie tylko być bez gusta oraz wygląd - do tego ślepy lub niepoczytalny. Merlin jej nie oszczędzać - zwierzam się mężczyźnie, mocno zaniepokojona twym losem, nieznajoma. Złośliwość mnie opuszcza, wpadam raczej w melancholijny nastrój dotyczący niesprawiedliwości dziejącej się na tym świecie. Jedni (jak ja) mają wszystko, a inni nie mają nic. Może oprócz pieniędzy - skoro odważyłaś się przymierzać tu ubrania, widocznie musi cię być na nie stać. Dobre chociaż to, jak sobie myślę w duchu kiwając pocieszająco głową. - Przymierzyć jeszcze suknia - zwracam się do obsługi wybierając zieloną, długą sukienkę, dość klasyczną. W zieleni czuję się najlepiej! - Być dziś Marcel? - dopytuję prężąc się na postumencie przed lustrem. Taki trudny wybór!


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Konfekcja damska [odnośnik]24.11.16 17:14
Cece nie musiała długo czekać, ale nie na ostre słowa czy pobłażanie jasnowłosej kobiety. Jej ręce zrobiły się przedziwnie chłodne, gdy zsuwała z siebie sukienkę, wsłuchując się w cichy szelest materiału ocierającego się o skórę, a oczy straciły nieco na wesołości. Kilka minut po swoim komentarzu, już czuła jak zasycha jej w gardle. Ta sytuacja ewidentnie ją zestresowała, to akurat nie było nic dziwnego, ale dlaczego do diaska pojawiły się także wyrzuty sumienia? Jej słowa nie były zbyt uprzejme, to fakt, ale czy i nie należały się tej dumnej, narcystycznej dziewczynie? Potraktowała ją jak klacz na wybiegu. Ostro oceniła i wygłosiła zbędny komentarz, który wcale nie sprawił, że jej poczucie własnej wartości cokolwiek zyskało poza odrobiną kompleksów. Nigdy nie była przesadnie pewna siebie. Dopiero na scenie czuła się tak, jakby opuszczała swoje ciało. Wkładała na stopy pointy, biodra skrywała pod warstwami tiulu, a włosy spinała w ciasnym, wysokim koku. Każda minuta przygotowań dodawała jej wiary we własne możliwości. Gdy wirowała na scenie, stawała się kimś zupełnie innym. Była zakochana w swej roli i widzach, pewna siebie i delikatna, podczas gdy nigdy poza teatrem nie odczuwała takiej lekkości oraz wiary we własne możliwości. Na każdej próbie dawała z siebie wszystko, zostawiając po niej część siebie, jaka miała od teraz żyć w tej sali, gdy na nowo rozbrzmiewała muzyka. Kiedy była małą dziewczynką, Cece była pewna, że dla tańca poświęci życie, zdrowie i możliwość założenia rodziny, a teraz? Teraz nie potrafiła nawet odgryźć się zapatrzonej w siebie, obcej kobiecie. Zupełnie utraciła tę butniejszą część siebie i sama nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Było jej przykro, że tak potraktowała Odette. Może to i uśmiech losu, iż nie dosłyszała tej krytycznej opinii, dzięki temu mogła chociaż pogrążyć się w smutku miast degenerującej myśli, czystej złości. Zachowała swoją delikatność, lecz czy miała ona dla kogokolwiek jakieś znaczenie? Świat pędził w takim kierunku, że Sykes mogła w to szczerze wątpić.
Spędziła w przymierzalni o wiele więcej czasu niż mogłaby sądzić, aczkolwiek nie przymierzała niczego. Obsługa kilkukrotnie zaglądała do niej, martwiąc się jej milczeniem i nieobecnością, ale Cece za każdym razem odsyłała ich z podziękowaniem za pomoc. Wreszcie przestali przychodzić, co przyjęła z cichym westchnieniem ulgi. Wpatrywała się we własne odbicie tak długo, aż nie zdecydowała co zrobić z sukienkami, które zgromadziły się w jej przebieralni. Dopiero potem uchyliła drzwi i nieśmiało wychyliła głowę, rzucając szybkie spojrzenie w stronę podwyższenia. Pusto. Westchnęła z ulgą, planując ewakuację, kiedy już tylko zapłaci. Kiedy nadarzy się okazja, z pewnością zapyta Marcela czy wygląda jak szynka w sznureczku.

|zt


DANCE, ballerina, DANCE AND DO YOUR PIROUETTE
IN RHYTHM WITH YOUR ACHIN' HEART
DANCE, ballerina, DANCE YOU MUSTN'T ONCE FORGET
A DANCER HAS TO DANCE THE PART
Cece Sykes
Cece Sykes
Zawód : uzdrowicielka, oddz. urazów magizoologicznych
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3619-celeste-sykes https://www.morsmordre.net/t3727-a-to-franca https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-pokatna-6-6 https://www.morsmordre.net/t3741-skrytka-bankowa-nr-913#68534 https://www.morsmordre.net/t3732-cece-sykes
Re: Konfekcja damska [odnośnik]29.11.16 21:09
Nadal nie mogę się pogodzić z okrucieństwem losu. Tak mocno niektórych doświadcza, że aż się serce kraje. Nawet mi. To znaczy, miewam uczucia, ale nigdy w stosunku do obcych ludzi - a tu proszę, twoja osoba wybudziła we mnie wyrzuty sumienia. Dawno uśpione, zastąpione przez nieufność oraz pogardę. Klasyczny mechanizm obronny… złych ludzi? Tak, jestem złym człowiekiem. Nie wiem kiedy to się stało i jak to zatrzymać. Wzdycham nad sobą oglądając się w lustrze. Na szczęście widok odbijający się w przezroczystej tafli jest znakomity. Perfekcja w każdym calu. I nie, nie mam grubych pleców. Są idealnie proporcjonalne, wygięte w delikatny łuk, obleczone aksamitną, wolną od skaz skórą. Mogłabym wpatrywać się w nie długo - podziwiać nieskazitelny wykrój kreacji prosto od Parkinsonów, pięknie dopasowany do mojej figury materiał. Niestety brakuje mi czasu. Spędziłam tu już dość sporo czasu. Wdzięcząc się przed sprzedawcą nawet nie mam tego świadomości. Ta nachodzi z czasem, kiedy mimowolnie spoglądam na wywieszony na ścianie zegar.
Chcę, żeby na miejscu pojawił się Marcel. Z nim wszystko poszłoby szybko i sprawnie. Bez dylematów. Niestety, obsługa mnie informuje o jego wolnym dniu. Jak zwykle. Przewracam oczami niezainteresowana kreacją, którą podpowiada mi jeden z mężczyzn. Kręcę głową, złociste pukle spadają z ramion na plecy. Każę sobie pomóc ze zdjęciem sukni, udaję się do przebieralni.
Wychodząc z niej posiadając naręcza ubrań, które chcę kupić, z ciekawości rozglądam się za nieszczęsną kobietą. Może ją pocieszę? Nie ma wpływu przecież na tragedię, która ją spotkała. Jednak nigdzie jej nie widzę. No trudno. Wzruszam ramionami, uśmiecham się uroczo do sprzedawcy. Trochę z nim flirtuję, dzięki czemu mogę uzyskać całkiem niezły rabat. Zadowolona płacę za wszystkie kreacje, oddalam się od kasy żegnając pracowników. Przy wyjściu jeden z nich pomaga mi założyć płaszcz. Kolejny uśmiech, tym razem dziękczynny, stukot obcasów, cichy trzask i już mnie nie ma.

zt.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Konfekcja damska [odnośnik]28.06.17 12:50
| 24.04

W pełnym przepychu, luksusowo urządzonym domu mody Deirdre czuła się bardziej nieswojo niż w środku ciemnego lasu, wypełnionego wyciem dziwnych stworzeń. Zbyt dużo ostrych zapachów wirowało w powietrzu, zbyt dużo intensywnych barw, lejących się z wieszaków drogimi materiałami, zbyt dużo rozchichotanych, zaaferowanych kobiet, wirujących wokół półek. Podekscytowanie możliwością kupienia - przynajmniej w teorii - nowej sukni zawsze było dla Dei czymś obcym, wręcz niepojętym. Odkąd przestała rosnąć, i tak osiągając wzrostowe wyżyny, właściwie nie zmieniała swojej garderoby, pozostając przy sukniach czarnych, prostych, uznawanych przez obecnych projektantów za nudne. Co prawda Wenus nauczyło ją dbałości o strój, ale traktowała półprzeźroczyste muśliny i koronki za część starannie wybranego wizerunku, charakteryzacji, przebrania, zmieniającego ją w Miu. Za oręż, zbroję, ukrywającą nagość myśli, oddzielającą ją od parującej pogardą skóry, znaczonej lepkimi dłońmi spragnionych mężczyzn. Pozostawała wierna czerni i czerwieni, ulotnemu aksamitowi i jedwabiom, ułożonym równo w prywatnej garderobie cesarzowej. Wypełnionej zdobioną bielizną, poprzetykaną kilkoma wystawnymi sukniami, ubieranymi podczas wyjątkowych okazji: wspólnych spacerów, prywatnych bankietów, kameralnych wizyty na dworach możnych arystokratów. Musiała prezentować się tam równie dobrze, co w dusznych sypialniach Wenus - w odpowiednio odmiennym, eleganckim wydaniu. Zawodzenie wygórowanych oczekiwań nie wchodziło w grę, dlatego też łaskawie, co kwartał, otrzymywała możliwość wybrania nowej sukni, często sygnowanej nazwiskiem Parkinsonów. Inne reprezentantki Borgii i Lestrange'a wyczekiwały tego dnia z podekscytowaniem, łase nie tyle na drogi prezent, co na chwilę normalności. Szacunku, zaangażowania, spełniania potrzeb; traktowania jak każdej innej kobiety, szukającej odpowiedniej kreacji.
Deirdre rozumiała tę tęsknotę, ale sama nie przepadała za przymiarkami. Otrzymanych w ten sposób sukni nie mogła sprzedać, niszczyły się stosunkowo szybko, poza tym: denerwowała ją bliskość zaaferowanych ubraniami kobiet. Czuła się jak na innej planecie, nie rozumiejąc obsesji związanej z dopasowaniem odpowiednich zapięć, koronek i rękawów; stała więc na podwyższeniu przed wysokim lustrem niezadowolona i spięta, przykrywając te uczucia uprzejmym zamyśleniem. Nie, nie gardziła pasją, nie uważała się za lepszą - frustrował ją bezruch i niewiedza i chociaż wolała spędzać czas tutaj niż w pracy, to żałowała każdej minuty, której nie mogła poświęcić na zgłębianie czarnomagicznych ksiąg.
Na szczęście kwietniowe popołudnie miało zakończyć ostatni etap przymiarek. Przyglądała się swojemu odbiciu w pełni gotowa; prawie gotowa, bowiem talia ponownie okazała się zbyt szeroka i stojąca obok niej krawcowa przyglądała się krytycznie zwisającemu bezwładnie materiałowi, wyjątkowo zostawiając krytykę dla siebie. Zazwyczaj z niezadowoleniem przyjmowała przesadnie smukłą i wysoką sylwetkę, nie szczędząc nieco zjadliwych komentarzy odnośnie egzotycznej urody. Tsagairt przyjmowała to ze spokojem, lecz tym razem poniekąd zgadzała się z zawoalowanymi w prychnięciach komentarzami. Wyglądała niezbyt dobrze, zniknęła pełność kształtów, i w srebrzystej sukni wyglądała dość mizernie. Odgarnęła kosmyk włosów, wysuwający się z prowizorycznego koka, pozwalającego na pracę przy koronkach, zdobiących dekolt i westchnęła cicho, gdy pracownica domu mody oddaliła się, by przynieść więcej magicznych szpilek, mających pomóc w zwężeniu pasa sukni. Nie spodziewała się jej powrotu szybko; przymierzała kreacje w bocznym saloniku, nie w pokojach dla szlachcianek, które z oczywistych powodów przyciągały więcej uwagi. Nie minęło jednak kilka chwil, a drzwi pomieszczenia trzasnęły ponownie, zamykając się za wchodzącą do środka złotowłosą kobietą. Od razu rozpoznała w niej dziedziczkę modowego imperium, lady Victorię we własnej, uroczej osobie.
- Lady Parkinson - powitała ją uprzejmie, szybko odwracając wzrok z powrotem w stronę lustra. Miała nadzieję, że Victoria nie rozpozna w niej znajomej Lupusa i nie rozpocznie rozmowy, wymagającej od Deirdre zaprezentowania swej słodszej, w pełni kobiecej maski. Nie miała dziś na to ani sił ani nastroju a mierzenie się z piękną przeciwniczką w niesprzyjających okolicznościach wymagało od niej sporej koncentracji.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Konfekcja damska [odnośnik]30.06.17 12:00
Uwielbiałam modę, uwielbiałam przymierzać nowe suknie, uwielbiałam gdy krawcowe poświęcały mi swoją uwagę, aby w idealny sposób dopasować suknię do mojego ciała. Nie czułam skrępowania, gdy ich dłonie dotykały mojej skóry, a wręcz przyjemność z obcowania z najwyższej jakością materiałami. Byłam do tego przyzwyczajona, od małego przebierana jak laleczka, zawsze dbano o to, abym prezentowała się znakomicie, nawet wtedy, gdy zdawało się, że nie jest to wymagane. Zawsze było. Nazwisko Parkinson do czegoś zobowiązuje, a nieodpowiednim wyglądem zhańbiłabym dobre imię swojej rodziny. Modę miałam we krwi, wyczucie stylu, umiejętność doboru odpowiedniego materiału i jego koloru do karnacji. To było jak sztuka, malowanie pięknego obrazu na czystym płótnie, na nagim ciele kobiet. I pewnie idealnie pasowałabym do tego świata, a o moją uwagę zabiegałyby same najwyżej urodzone panny, to ja jednak wybrałam inny rodzaj sztuki. Bo czymże jest piękny strój bez dodatków? Bez delikatnie mieniących się kryształów zdobiących łabędzią szyję, bez idealnie leżącego pierścionka zaręczynowego, przyciągające zazdrosne spojrzenia starych panien i bez perfum, które wszystkie części kreacji łączyły w całość.
Trudno było dobrać odpowiednie perfumy. Każdy człowiek był inny, miał inną naturę, inny styl ubioru. Wszystko to należało wziąć pod uwagę, jeżeli chciało się dopasować idealnie. Jednej osobie pasowały ciężkie, otulające zapachy; innej słodycz, od której aż mdliło; a do mnie delikatne i kwiatowe, które rozeszły się po pomieszczeniu, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi.
Nie wiedziałam, że ktoś jest w środku. Zazwyczaj nikt nie korzystał z tej części, raczej członkowie rodziny, którzy chcieli nową suknię, ale równocześnie chcieli ominąć tłumy kobiet w głównej części sali. Na taki też pomysł wpadłam i ja, więc nic w tym dziwnego, że ze zdziwieniem przyjęłam obecność innej kobiety. Zrobiłam ku niej kilka kroków, na początku jej nie poznałam więc obdarzyłam ją tylko lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry - odpowiedziałam.
Dopiero gdy zaszłam ją od tyłu i spojrzałam na jej odbicie w lustrze przypomniała mi się jej twarz oraz to w jakich okolicznościach miałyśmy okazję, aby się poznać. Mimowolnie moje policzki się zarumieniły, nadal było mi bardzo głupio z powodu tego nieszczęsnego wina, które wylałam na jej piękną suknie, zmuszając tym samym do opuszczenia przyjęcia.
- Ah, to pani. Przepraszam, nie poznałam - poprawiłam się szybko. - Nikt się panią nie zajmuje?
Rozejrzałam się w poszukiwaniu osoby odpowiedzialnej za pozostawienie kobiety samej z niedopracowaną suknią. Bo to, że była niedopracowana, widać było na pierwszy rzut oka. Pozbawiała ją jakichkolwiek kształtów, nie było widać ani ładnie zarysowanych piersi, ani pośladków. Suknia sama w sobie była piękna, materiał śliczny, chociaż ja sama nie gustowałam w tak odważnych kolorach, w mojej garderobie zdecydowanie przeważały szmaragdy czy wręcz butelkowe zielenie.
Usiadłam na kanapie, tuż za stojącą na podwyższeniu kobietą. Wyprostowane plecy, wysoko uniesiona broda i dłonie ułożone na kolanach sprawiały wrażenie idealnie wyuczonej postawy. Tak mocno wyuczonej, że stała się ona dla mnie najnormalniejszą normalnością i nawet nie zastanawiałam się nad tym, jak powinno to wszystko wyglądać. Wpatrywałam się w jej odbicie starając sobie przypomnieć czy miałam okazję poznać jej imię albo chociaż nazwisko. Ale ze względu na okoliczności, wszystko działo się tak szybko, że na pewno nie dane było mi się dowiedzieć. Ale czy to było ważne? Nawet nie była moją znajomą, chociaż z tego co pamiętałam, to Lupus zdawał się ją znać.
- Czy udało się pan uratować suknię? - zapytałam uprzejmie. - Mogła pani przynieść ją tutaj i powołać się na mnie, na pewno udałoby się coś z tym zrobić. Oh, gdzie ta krawcowa, przecież nie może pani tyle stać i czekać, poprawki sukni same się nie zrobią, tym bardziej, gdy jest ich aż tyle - wywróciłam oczyma.
Wiedziałam, że na pierwszym miejscu stawiamy wygodę i dobro naszych stałych klientów, a już przede wszystkim jeśli są to osoby z rodów szlachetnych, ale to nie znaczy, że inni mają być traktowani gorzej. Tym bardziej gdy ja patrzę i sama czekam. Westchnęłam przy tym ciężko, raz po raz zerkając w stronę drzwi i mając nadzieję, że krawcowa zaraz wróci. Szukanie igieł to moment, oby miała dobrą wymówkę.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Konfekcja damska [odnośnik]02.07.17 19:42
Rumieniec, wykwitający na nieskażonych nawet odrobiną plebejskiego słońca policzkach Victorii, dodał jej uroku - Deirdre zauważyła go mimowolnie, dyskretnie obserwując pojawiającą się w pomieszczeniu kobietę. Perspektywa ponownego rozdrapywania nieistniejącej rany, zadanej jej godności (i sukni) na ślubie Inary i Percivala, wydawała się jej niezwykle nużąca, lecz nie bardziej od znoszenia drobnych uszczypliwości pulchnej krawcowej, która zajmowała się nią tego popołudnia. Właściwie lady Parkinson nie była aż tak irytująca, jak mogłaby się wydawać - a przynajmniej nie słyszała o niej żadnych paskudnych plotek, sugerujących sympatię do szlam i zdrajców.
- Och - zawstydzone westchnięcie zawsze sprawdzało się jako prolog do rozmowy z wyższą stanem szlachcianką - nic się nie stało, lady Parkinson. Spotkałyśmy się w bardzo chaotycznych okolicznościach a dodatkowo zdaję sobie sprawę z pewnego...ujednolicenia egzotycznych rysów w oczach anglików - pośpieszyła z uprzejmym uspokojeniem, posyłając jej lekki uśmiech: już prosto w twarz; skrają nieuprzejmością byłoby kontynuowanie rozmowy z arystokratką stojąc do niej plecami. Odwróciła się więc przodem, ostrożnie, by nie naruszyć najeżonego szpilkami koronkowego materiału, osłaniającego dekolt. Ucieczka przed konwersacją nie wchodziła w grę, należało wejść na niewidoczną dla drugiej strony scenę z wypisaną na twarzy łagodnością i spokojem. - Personel jest tutaj doskonały. Cierpliwie czekam na powrót jednej z asystentek - chyba wezwały ją pilniejsze obowiązki - wytłumaczyła lekko machinalnie ochraniając pracownicę. Czuła na sobie oceniający wzrok Victorii. Była świadoma swej nieidealnej prezencji, uwypuklającej wady jeszcze intensywniej w kontraście z perfekcyjnie dobraną kreacją lady Parkinson. Prezentowała się skromniej niż na szlacheckim ślubie, ale i tak emanowała luksusowym szykiem. I...zbyt intensywnym aromatem kwiatów, który od razu zaczął drażnić Deirdre.
- Proszę nie kłopotać się suknią. Co prawda musiałam się z nią pożegnać, ale nie była to moja ulubiona kreacja - dodała uspokajająco, nie mijając się ani trochę z prawdą. Wolała czarne, zgrzebne szaty niż lejące się materiały, owszem, podkreślające wdzięki Miu, lecz całkiem odległe od tego, w czym dobrze czuła się ona sama. Na razie - już niedługo - musiała dostosowywać się do narzuconych przez Borgię standardów, zresztą, kto wie, może będzie to ostatnie ubranie, jakie przyjdzie jej założyć na siebie przed zmianą zamążpójściem. Cóż za oszczędność galeonów i czasu, spędzonego na przeklętych przymiarkach. Niezbędnych: twierdziła tak sama lady Parkinson, mało delikatnie potwierdzając wcześniejsze utyskiwania krawcowej. - Naprawdę jest aż tak źle? - spytała z teatralnym zasmuceniem, wykorzystując nowy temat, by ponownie odwrócić się przodem do lustra. Zaplotła dłonie na podołku, z przygnębieniem wpatrując się w swoje odbicie. W kontraście ze stojącą w tle Victorią, pełną zmysłowej kobiecości, zdawała się jeszcze chudsza i wyższa, jak parodia damy, odzianej w pokutne, chociaż srebrzyste, materiały. Prawdziwa Deirdre wymykała się spod mamiącej męski wzrok maski; wychudła, z nieco podkrążonymi oczami i matowymi ustami, układającymi się w trudny do podważenia grymas zawstydzenia. Młoda damo, za wysokie progi na twoje nieszlacheckie nogi.
- Wygląda lady zachwycająco. To wpływ wiosny, odpowiedniej pielęgnacji, czy może silniejszych porywów uczuć? - zagadnęła od razu, wpływając na spokojną toń kobiecej pogawędki. Odpowiednio wyważona, daleka od wścibskości, z oczami lśniącymi uprzejmym zainteresowaniem - bo czyż małe dziewczynki nie marzyły o byciu piękną szlachcianką, arystokratką w każdym calu, wyczekującą swojego czarodzieja, bogatego i władającego wielką magiczną mocą? Życie Victorii zapewne przebiegało wobec wymarzonego schematu a pojawienie się na ślubie w towarzystwie Lupusa raczej nie było przypadkiem. Nie w tym kręgu i nie w tym wieku, idealnym do rozpoczęcia narzeczeńskich planów: sama była tego najlepszym - najgorszym - przykładem.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Konfekcja damska [odnośnik]23.07.17 13:18
Faktem było, że w moich oczach wszystkie azjatki i azjaci wyglądali tak samo. Nie spotykałam ich często, Anglia nie była miejscem dla nich, jednak gdy już ich spotykałam, to bez dokładniejszego przyjrzenia się nie potrafiłam ich rozróżnić. Owa kobieta niczym nie różniła się od innych, skośne oczy, nienaturalne dla mnie rysy twarzy, ciemne włosy, które przy jej bladej skórze odbierały uroku i sprawiały, że wyglądała jak trup. Dziwny był ten azjatycki kanon mody. Może ja nie byłam ucieleśnieniem tych brytyjskich, wiedziałam, że brakowało mi tu i tam i mój kuzyn ostatnio brutalnie mnie w tym uświadomił to i tak wyglądałam o niebo lepiej, niż azjatka.
Kiwnęłam więc tylko na jej słowa, miała rację, więc nie było potrzeby, aby dodatkowo tutaj coś dodawać od siebie. Skupiłam się za to na jej osobie, nie spuszczając wzroku z jej twarzy, co jakiś czas przerzucając go na jej suknię. Była ładna, wymagała jednak poprawek. Owa pulchna krawcowa musiała się bardzo postarać, aby chociaż trochę ją dopasować, nie dziwi mnie więc fakt, że zniknęła. Może chciała odpocząć?
- Każda z naszych klientek jest ważna, jeśli się zajęła czymś innym, to powinna kogoś innego do pani wysłać - odpowiedziałam spokojne, ale słychać było w moich słowach pewność, wszakże wiedziałam, że mam rację.
Żal mi było sukni, ale skoro azjatka stwierdziła, że nic się nie stało, to nie miałam zamiaru drążyć tematu. Może to dzięki temu pojawiła się dzisiaj tutaj umożliwiając dodatkowy zarobek całemu Domu Mody? Uśmiechnęłam się lekko słysząc jej pytanie. Drzwi w których miała pojawić się krawcowa przestały mnie już interesować. Podniosłam się z kanapy nie spuszczając wzroku z kobiety. Podchodząc bliżej rozwiewałm zapach kwiatów po całym pomieszczeniu. Chociaż nie były one drażniące, wręcz delikatne, to jednak na tyle intensywne, aby objąć całe miejsce, w którym się znajdowałam. Jedno z moich najlepszych, według mnie, wynalazków.
- Nie, nie jest aż tak źle - odpowiedziałam.
Słysząc jej smutek w głosie nie potrafiłam jej przytaknąć. Dla mnie wyglądało to źle, powbijane igły, przekrzywiony materiał - naprawdę widać było, że póki co jeszcze pracują nad tym, aby dopasować ją do dziwnego ciała kobiety. Stojąc obok niej i przeglądając się w lustrze i ja zauważyłam, jak bardzo od siebie odstajemy. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ten widok mnie nie satysfakcjonował. Byłam Parkinsonem, miłość do luster, przeglądania się i idealnej prezentacji miałam we krwi. Dlatego widząc w lustrze siebie i osobę ode mnie brzydszą czułam się lepiej. I nie było w tym nic złego.
Słysząc pytanie azjatki zarumieniłam się. Wiedziałam już co mnie czeka, i że zgoda ojca na moją obecność na ślubie Inary u boku lorda Black nie była przypadkowa. Aby nie musieć na nią w tym momencie spoglądać, chwyciłam jej suknię i zaczęłam manewrować szpilkami poprawiając ułożenie materiału na biodrze.
- Miło mi to słyszeć. Myślę, że to równocześnie zasługa i wiosny i pielęgnacji. Na zrywy uczuć, jak to pani określiła, przyjdzie czas i wtedy wszyscy na pewno się o tym dowiedzą - zerknęłam na jej odbicie w lustrze, uśmiechając się uprzejmie.
Nie mogłam jeszcze nic powiedzieć na temat Lupusa, w końcu nie powinnam nic na ten temat wiedzieć. A nie było to również żadnym zrywem uczuć, w końcu nie czułam do niego nic więcej oprócz przyjaźni. Był przyjacielem mojego brata, pamiętam go z czasów gdy odwiedzał nas w naszej posiadłości i gdy przywitał mnie radośnie, gdy siadałam przy stole Ślizgonów podczas przydziału. Dlatego, aby nie musieć nic odpowiadać więcej skupiłam się na szpilce, którą starałam się odpowiednio umocować, nie miałam ku temu odpowiednich kwalifikacji, ale może uda mi się coś z tym zrobić. Zawsze przydaje się świeże oko z zewnątrz. Z zaparciem układałam materiał nie wierząc w to, jak krawcowe dają sobie z tym radę nie wyrażając się brzydko na prawo i lewo, gdy trafiała im się tak trudna klientka.
- Szykuje się jakaś specjalna okazja, że chce pani zakupić tak… odważną suknię? - zapytałam, zatrzymując swój wzrok na jej piersiach, odnotowując, że wcale nie są większe od moich. - Podczas ślubu odniosłam wrażenie, że zna się pani z lordem Black?
Starałam się, aby moje pytanie brzmiało jak najbardziej naturalnie. Póki co nie powinno mnie interesować nic co dotyczyło lorda Black, dopiero po ogłoszeniu naszych zaręczyn takie pytania nie powinny być dla mnie problemem. Jednak, skoro kobieta widziała nas wspólne na uroczystości, miałam nadzieję, że moje pytanie uzna jedyne za przedłużenie rozmowy. Przecież nie będziemy stać i milczeć.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Konfekcja damska [odnośnik]23.07.17 16:16
Perspektywa prowadzenia kilkunastominutowej pogawędki o pogodzie ze zwykłą pracownicą domu mody była dla Deirdre nieprzyjemna, lecz chętnie powróciłaby do towarzystwa pulchnej pomocnicy, znacznie łagodniejszego od kontaktu z prawdziwą lady. Nie tak wyniosłą, jak można by się spodziewać, lecz i tak pełnej nieudawanej klasy, jaką emanował każdy gest i każde słowo, padające z wypielęgnowanych drogimi mazidłami ust, o których ona sama mogła jedynie pomarzyć - a raczej podkraść je z bogato wyposażonej toaletki w Wenus. Tam, w przygaszonym świetle, obciążona pełnym makijażem i koronkami bielizny, prezentowała się znacznie lepiej, zmysłowa, drapieżna, zamknięta w ramię swych niemoralnych powinności a nie w ostrym świetle dnia i oceniających spojrzeć Victorii. Czuła na sobie jej wzrok, lecz udawała, że nie zauważa krytycznych zerknięć, omiatających newralgiczne części srebrzystego stroju. Jeśli miała wyjść stąd z nietkniętą reputacją, powinna jak najlepiej odegrać rolę przeciętnej przedstawicielki średniej klasy wyższej, dokonującej niezbędnego zakupu.
- Cieszy mnie troska lady o klientów. Na własnych oczach przekonuje się o wysokiej jakości usług domu mody, nie tylko w zakresie materiałów - skomplementowała ją delikatnie: pochlebstwa zawsze pomagały, zwłaszcza, jeśli trafiały w czuły punkt, a dobre imię pracowni Parkinsonów zdecydowanie do takich miejsc wymagających pieszczot należało. Umniejszanie własnej wartości także nie zaszkodziło, dlatego Deirdre bez problemu podkreślała słabości stroju - poniekąd zgodnie z prawdą. Czuła się obco, a więc i wyglądała niepełnie, jak w przebraniu. Dopiero na Miu, pewnej siebie, wyzywającej, o skrzącym się spojrzeniu, zapowiadającym największe rozkosze, suknia prezentowałaby się odpowiednio.
- Naprawdę? - z nieco radośniejszym niedowierzaniem przyjęła uprzejme zaprzeczenie Victorii. Była naiwna, była słodka, była idealną szlachcianką, ale Deirdre nie czuła wobec niej wrogości, jedynie dobrze skrywane znudzenie i pewne niezadowolenie z zamknięcia w niewygodnej, zapewne dla ich obydwu, sytuacji. Uśmiechnęła się wdzięcznie do złotowłosej, unosząc w górę ręce, by ułatwić kobiecie dostęp do materiału ułożonego na linii bioder - przy okazji pilnując, by długi rękaw nawet na sekundę nie odsłonił lewego przedramienia. - Och, proszę się nie kłopotać, zaczekam na pracownicę. Nie zasłużyłam na pomoc z rąk samej lady Parkinson - powiedziała cicho, z przejęciem, obserwując działania Victorii, precyzyjnie dopasowującej lejącą się tkaninę. Jej ruchy były dokładne, lekkie i wkrótce dół sukni zaczął przypominać ubranie a nie pokutny worek.
- Będzie to z pewnością radosna nowina dla całej arystokracji - skomentowała płynnie odpowiedź Victorii, mimowolnie będąc pod wrażeniem zachowania dyskrecji - inna szlachcianka mogłaby już zacząć ćwierkotać o weselu, bez końca zarzucając ją opowieściami o swych licznych adoratorach, obsypujących ją kwiatami. Wolała rzetelną pomoc przy sukni i nieprzesadzoną w sympatii rozmowę. Dotykającą sedna sprawy. Deirdre zarumieniła się, odruchowo podciągając dekolt wyżej. - Och, sądzi lady, że jest odważna? - spytała teatralnym szeptem, przyglądając się ze zgrozą swojemu odbiciu w lustrze. - Tutaj wyżej ma pojawić się jeszcze koronka, aż do obojczyków, ale...sama nie wiem. Polegałam na radach projektantki - dodała z odrobiną kłamstwa; jeśli doszyją koronkę, trudno, odpruje ją już w Wenus: dekolt i tak sięgał znacznie wyżej niż kreacje innego typu, jakie zazwyczaj miała na sobie podczas oficjalnych wenusjańskich delegacji. Ucieszyła ją jednak zmiana tematu, uśmiechnęła się ponownie, odgarniając kosmyk czarnych włosów, opadający na czoło. - Z Lupusem...to znaczy z lordem Blackiem znamy się z Hogwartu - odpowiedziała lekko, z niejaką nostalgią rysującą się na szczupłej twarzy. - Uczyliśmy się na jednym roku, razem reprezentowaliśmy dom Salazara. Już wtedy było wiadomo, że Lupus stanie się doskonałym uzdrowicielem. Zdolnym, zdecydowanym, wnikliwym - kontynuowała, obserwując reakcję Victorii: jeśli cokolwiek poważniejszego łączyło ją z Blackiem, a Deirdre sądziła, bazując na obserwacjach z wesela, że tak właśnie było, to powinna czuć się mile połechtana i dumna z wybranka nestorowego serca.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Konfekcja damska [odnośnik]28.07.17 21:22
Przez to, że nie miałam zielonego pojęcia o tym czym zajmuje się moja rozmówczyni nie czułam się źle podczas rozmowy z nią. Ot, zwykła pogawędka podczas oczekiwania na krawcową z jedną z wielu kobiet zamieszkujących Londyn. Oprócz jej wyglądu nic nie było w niej nadzwyczajnego i do głowy by mi nie przyszło, że tak ktoś jak ona może mieć takie, a nie inne zajęcie. Ale byłam jeszcze młoda, nie znałam świata, a takie osoby jak kurtyzany, mimo że wiedziałam, że istnieją, były dla mnie czystą abstrakcją. W końcu nigdy takowej nie spotkałam na swojej drodze, a przynajmniej o tym nie wiedziałam. I chyba wolałam nie wiedzieć. Dlatego też z taką lekkością podchodziłam do tej rozmowy i do tego, aby kobiecie pomóc. To wszystko oczywiście za tą nieszczęsną sukienkę, którą, nie z własnej winy, zniszczyłam.
- Staramy się, zatrudnieni są tu najlepsi projektanci i najlepsze krawcowe, a perfumeria sprowadza najlepsze pachnidła, aby tylko dogodzić naszym klientom. Powiem nieskromnie, że sama mam w tym swój udział, dlatego mówię to pani z taką pewnością w głosie - oświadczyłam.
Za jakość naszych usług mogłam sobie dać pukiel włosów obciąć. Jestem pewna, że bym ich nie straciła, bo mało kto miał nam cokolwiek do zarzucenia. Dom mody był dobrze zarządzany, perfumeria cieszyła się popularnością, a restauracja gościła najszlachetniejszych czarodziei. Na taką renomę trzeba było sobie zapracować, a potem o nią dbać, aby konkurencja nie zabrała nam klientów. I póki co nie zapowiadało się na nic takiego.
- To żaden problem, krawcowa będzie miała mniej pracy o ile nie zdecyduje się po mnie poprawiać - dodałam z radosnym uśmiechem.
Nie wierzyłam w swoje umiejętności, które akurat z tej dziedziny były znikome, ale póki co udawało mi się coś z tym zrobić. Jednak na jednym biodrze poprzestałam wiedząc, że i tak na drugim nie uda mi się powtórzyć tego samego efektu.
- Jest trochę odważna, faktycznie koronka w tym miejscu będzie bardzo dobrym uzupełnieniem. Ja bym trochę zmniejszyła dekolt, nie wypada, aby przebywać w takim stroju w obecności mężczyzn, ale to pani i projektanta decyzja - dodałam od siebie, kończąc tym samym ten temat.
Tym bardziej, gdy zeszłyśmy rozmową na mój temat przy okazji zahaczając o Lupusa. Mojego przyszłego narzeczonego. Na jej pierwsze słowa już nie odpowiedziałam, nie czując potrzeby komentowania. Już raz moje zaręczyny zostały ogłoszone, szybko zostały zerwane i właściwie nikt nawet nie wiedział, oprócz mojej rodziny i rodziny Nott’ów, dlaczego, dlatego wolałam nie wyskakiwać w przedbiegach z taką informacją. Chociaż byłam pewna, że tym razem sytuacja będzie inna. Miałam pewne obawy, a gdzieś z tyłu głowy ciągle jakiś głosik mówił mi, że lord Nott po prostu pozbył się niechcianego prezentu, starałam się jednak na to nie reagować i wypierać ze swojej świadomości. Bo jakim cudem ktoś nie chciałby posiadać mnie?
- Naprawdę? A byłam przekonana, że poznałam wszystkich znajomych mojego brata. Lord Black był przyjacielem Aarona, znam go od małego i często przebywałam z nimi gdy dołączyłam do brata w Hogwarcie. Może... faktycznie była tam jakaś azjatka, ale przyznam szczerze, że chyba nigdy nie miałam w takim wypadku możliwości poznania pani bliżej - stwierdziłam. Gdy zaczęła wychwalać Lupusa kąciki ust delikatnie drgnęły mi ku górze, starałam się jednak zachować powagę. - Muszę się zgodzić, jest naprawdę dobrym uzdrowicielem, zawsze wraz z moim bratem mieli bardzo dobre oceny. Jest też bardzo dobrym rozmówcą, w dodatku oczytanym, z ogromną wiedzą, oraz ciekawymi zanteresowaniami.
Posłałam jej uprzejmy uśmiech. Było mi bardzo miło, że Lupus ma tak dobre opinie wśród innych osób, tym bardziej kobiet. Zawsze chciałam, aby inne panny zazdrościły mi partnera. W końcu byłam Parkinsonówną, musiałam mieć wszystko to, co najlepsze, wszystko to co najpiękniejsze, czy też najprzystojniejsze, i najwyższej jakości. A Lupus zdecydowanie taki był. Może nawet był lepszy od lorda Notta? Tego nigdy się niestety, a może na szczęście, nie dowiem.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Konfekcja damska [odnośnik]29.07.17 9:14
Odpowiedź dotycząca domu mody padła z ust Victorii od razu, bez zająknięcia, płynnie i tonem, który z powodzeniem mógłby skusić ewentualne rozkapryszone klientki. Słodka reklama w równie słodkim opakowaniu; lady Parkinson reprezentowała spuściznę rodu z całą - otrzymaną w kumulacji szlacheckich genów - dostępną klasą i choć była jeszcze młoda, to podporządkowanie się zasadom rodziny widocznie nie sprawiało jej problemu. I, poniekąd, dobrze. Deirdre uwielbiała silne, niezależne kobiety, lecz te ciągle należały do rzadkości, zwłaszcza wśród arystokracji, w której to kręgach Tsagairt niezbyt widziała feministyczne hasła. Pragnienie wolności dla żeńskiej części magicznego świata mocno kłóciło się z konserwatywnymi poglądami i znajomością pięknego ogrodu szlacheckich klejnotów. Damy raczej przeszkadzały niż pomagały; omdlewały w ramionach, dekoncentrowały zajętych poważniejszymi sprawami mężów i stanowiły stosunkowo łakomy kąsek dla ewentualnego szantażu. Dei oddawała więc dumnym lordom, co lordowskie, nie wchodząc z marzeniami o równouprawnieniu do przestronnych rezydencji. Dla większości błękitnokrwistych kobiet nie było już ratunku, zresztą, one takowego w ogóle nie potrzebowały, opływając w luksusy i możliwości niedostępne dla tych niższego rzędu.
Takich jak ona sama, mogąca wejść pośród możnych i wpływowych jedynie dzięki swojej pracy, pozwalającej jej na udawaną zabawę podczas bankietu brytyjskich elit. Była tam zabawką, była ozdobą, była manekinem, ubieranym w najdroższe suknie, które później i tak opadały w strzępach na posadzkę, w najlepszym wypadku stając się dobrem wspólnym wenusjanek. Uśmiechnęła się ponownie do swojego odbicia w lustrze, zastanawiając się, skąd czerpie te nieziemskie pokłady cierpliwości, łagodności i nieśmiałego uroku, tak umiejętnie blaknącego przy pewnej siebie lady Parkinson.
- Bez wątpienia jest to wspaniałe miejsce. Raj dla kobiet - nigdzie nie można znaleźć tak dopracowanych kreacji - zgodziła się, westchnąwszy cicho, z trudem ukrywanym zachwytem. Tak naprawdę dom mody był piekłem na ziemi; kręciło ją w nosie od kwiatowego zapachu, irytowały krzywe spojrzenia nadąsanych dam a ceny widoczne na metkach pokazywały jak bardzo nie pasuje do świata, w którym odgrywała momentami rolę głównej atrakcji wieczoru. Cóż, żadna praca nie hańbi, nawet ta gwarantująca upokarzający dotyk - o dziwo przestawianie, przymierzanie, podciąganie materiałów i rozbieranie z nich frustrowało ją bardziej niż męskie zabiegi podobnego typu. Delikatne dłonie szlachcianki, która taksowała ją wzrokiem z pewną litością, w niczym nie przypominały zaborczego dotyku. Chyba finalnie, po tylu miesiącach ciężkiej pracy, nawyki Miu zlały się w jedno z tymi szarpiącymi serce Deirdre.
- Przyjaciółki mi nie uwierzą - sama lady Parkinson pomagała przy dopasowaniu tej sukni! - szepnęła przejętym tonem, odwracając się nieco bokiem w stronę lustra - strona poprawiona przez Victorię faktycznie prezentowała się nieco lepiej, chociaż Tsagairt było absolutnie wszystko jedno. Chciała jak najszybciej dokonać zakupu i zniknąć z tego tęczowego snu o błyskotkach - brakowało tylko tratującego ją jednorożca. Wzdrygnęła się, ni to z chłodu ni to z przejęcia, ponownie posyłając blondynce lekki uśmiech. - Myślę, że skorzystam z tej rady. Niewinność i przyzwoitość to największe ozdoby każdej szanującej się kobiety - powiedziała z dumną pewnością, poprawiając jeszcze raz dekolt sukni - jeśli podniesie go jeszcze wyżej, równie dobrze mogłaby pojawić się na proszonym bankiecie w swoich codziennych ubraniach, nadających jej wyglądu nieprzystępnej wiedźmy. Victoria wiedziała wszystko o modzie, lecz nie pojmowała męskich słabości, zaspokajanych poza cnotliwymi ramami małżeństwa.
- Wydaje mi się, że jest lady sporo ode mnie młodsza - zauważyła ostrożnie, gdy temat łagodnie przepłynął na postać Lupusa. Lady Parkinson faktycznie wyglądała niemalże dziewczęco, lecz Deirdre równie dobrze mogła przegapić jedną z setek ślicznych buzi, mijających ją na korytarzach Hogwartu. Panienki z dobrych rodów wyglądały dla niej tak samo; rumiane policzki, ufryzowane włosy, drogie szaty wystające niby przypadkiem spod szkolnego mundurka, perliste chichoty i przesadne, egzaltowane maniery. - a ja raczej poświęcałam się nauce niż brylowaniu w towarzystwie. To właśnie pasja do zdobywania wiedzy pozwoliła mi na nawiązanie znajomości z lordem Blackiem - zaznaczyła raz jeszcze stopień ich zażyłości. Wątpiła, by Victorii w ogóle przeszła przez głowę niegodna myśl - nie upatrywała przecież w Deirdre żadnego zagrożenia, otaksowując ją wzrokiem zarezerwowanym dla zabiedzonych psisk, skudłaconych i z krzywymi łapami - o szkolnym zauroczeniu, ale wolała zapewnić ją o tym podwójnie. - O tak, to lord idealny. Będę bardzo szczęśliwa mogąc widzieć go u boku równie perfekcyjnej wybranki - podsumowała z odrobiną ciekawości: czyż nie o ewentualnych ślubach rozmawiały przejęte miłosną pieśnią damy? Od tej całej przesłodzonej, kobiecej otoczki robiło się jej trochę mdło, ale dzielnie utrzymywała maskę zainteresowanego życiem wyższych sfer dziewczęcia, z którego ust sypały się same komplementy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Konfekcja damska [odnośnik]01.08.17 22:23
Ja nie potrzebowałam wolności. Dobrze czułam się pod dyktandem ojca i nestora, gdy nie musiałam się niczym przejmować, a ważne sprawy dorosłego świata nie musiały zaprzątać mojej głowy. Moim jedynym obowiązkiem było dobre się prezentowanie, posłuszeństwo i nie przynoszenie wstydu rodzinie. W zamian za to ojciec pozwalał mi pracować i rozwijać swoją pasję, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Mogłam pławić się w luksusach, miałam dostęp do najdroższych ubrań, kosmetyków, egzotycznego jedzenia. Dlaczego miałabym z tego rezygnować na rzecz feministycznych haseł i zgubnej, jak sądziłam, wolności. Bo kim bym była bez nazwiska i odpowiedniego mężczyzny u boku, który odpowiednio kierowałby moim życiem? Nikim. Dlatego też się podporządkowałam, nie wychodziłam przed szereg, a wyuczone regułki z taką płynnością i pewnością wychodziły z moich ust. Były przecież moimi własnymi myślami, moimi poglądami.
Cieszyłam się, że kobeta uważała podobne. Skoro jedna tak myślała, to była szansa na to, że i inne kobiety dostrzegały urok i możliwości tego miejsca. Zresztą, gdyby tak nie było, nikt by tutaj nie przychodził. A jednak kobety przychodziły i stały w kolejkach, aby móc coś kupić z domu mody lub wziąć udział w pokazie. A ja byłam bardzo dumna z tego, że mogę tu pracować i się rozwijać. Takie było moje zdanie.
- Cieszę się, że pani tak uważa - odpowiedziałam jeszcze.
Lekko zarumieniłam się słysząc kolejne słowa i zaśmiałam cicho pod nosem. Dla mnie nie było w tym nic nadzwyczajnego, a to z jaka ekscytacją mówiła, bardzo mnie rozbawiło. Oczywiście, nie było w tym nic złego i to nie z kobiety się podśmiechiwałam, a raczej z tego jak to dla mnie zabrzmiało i w jakim miejscu, jako osobę, szlachciankę, pracownicę domu mody, mnie to postawiło. Co nie zmienia faktu, że było miłe. Więc zaraz przestałam się śmiać, spojrzałam na odbicie kobiety w lustrze przepraszającym wzrokiem i wróciłam do poważnej postawy, takiej, jaką powinnam reprezentować.
- Na pewno dobrze pani na tym wyjdzie - skwitowała.
To było naprawdę przyjemne uczucie gdy ktoś cię słuchał i korzystał z twoich rad. A ja przecież chciałam dobrze, radziłam z serca, bo chciałam, aby owa kobieta ładnie prezentowała się tam, gdzie miała pojawić się w tej sukience. Oczywiście, nie spowoduje takiego zachwytu jaki spowodowałabym ja swoim pojawieniem się, ale nie mogła też gorszyć innych osób. Moja przyzwoitość nie mogła na to pozwolić.
- Skoro uczyła się pani na jednym roku z moim bratem i Lupusem, to faktyczne, bo dołączyłam do Hogwartu gdy oni był już w piątej klasie - odpowiedziałam. - Często jednak z nim przebywałam, dlatego udało mi się poznać większość osób ze starszych roczników.
Miałam dziewiętnaście lat, dwadzieścia mam skończyć już w maju. Najwyższa pora, aby wyjść za mąż, ustatkować się, urodzić pierwsze dziecko. Tak jak pannie z dobrego domu wypadało. Nie czułam się dorośle, trochę bałam się bycia żoną, ale nie protestowałam wiedząc, że im szybciej tym lepiej. Ufałam Lupusowi i wiedziałam, że zadba o to, abym u jego boku czuła się bezpiecznie. A przynajmniej miałam taką szczerą nadzieję. Chciałam spokojnego życia, nie wiedziałam jakie mi da. Ne wiedziałam jaki jest w życiu codziennych, wtedy, kiedy jest we własnym domu, rozluźniony, taki jak będzie, gdy ja będę musiała zamieszkać u niego.
Co jakiś czas kiwając głową i przytakując, że faktycznie tak mogło być. Skoro ona poświęcała się nauce i nie zwracała zbytniej uwag na takie osoby jak ja, to mogłyśmy nie mieć okazji się poznać. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogło ją coś z Lupusem łączyć, póki co nie było to dla mnie ważne z kim i jakie lord Black miał kontakty. I nie wiedziałam czy kiedykolwiek będzie.
- Ja też będę szczęśliwa - dodałam nieśmiało, trochę cichszym głosem.
Wyrwało mi się trochę, bo może nie powinnam tak o tym mówić. Na szczęście drzwi do sali się otworzyły, a do pomieszczenia wróciła krawcowa. Przystanęła, spoglądając na mnie i na moją towarzyszkę, chyba nie bardzo wiedząc, co w tej sytuacji zrobić. Odsunęłam się kilka kroków, dając jej tym samym znać, aby podeszła i dokończyła swoją pracę.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Konfekcja damska [odnośnik]02.08.17 9:02
Deirdre wyczuwała, że wzbudza w panience Parkinson sympatię. Lady zachowywała się przy niej coraz swobodniej, nie tylko ze względu na dominującą pozycję w świecie należącym poniekąd do jej wypielęgnowanych dłoni, ale także na budowaną relację. Cieniutką, koronkową, zwiewną, lecz nigdy nie powinno przekreślać się takich powiązań - Tsagairt doskonale o tym wiedziała. Posiadanie odpowiedniego zaplecza dla manipulacyjnej kreacji było podstawą sprzedawania kłamstw - kto wie, kiedy przyda się jej przychylne słowo Victorii; kto wie, czy nie umocni ona pozycji skośnookiej w wymagającej potwierdzenia personaliów sytuacji. Pokrętnie wykorzystywała więc złotowłosą, nie czyniąc tego jednak w typowo brutalny sposób. Z kobietami postępowała delikatniej, mimo różnic społecznych czując w stosunku do arystokratek pewien rodzaj przychylności. Owszem, nie wyobrażała sobie pogawędek przy drogim winie ani wymieniania się opiniami na wymagające tematy, ale zachwycające damy sprawiały się wyjątkowo dobrze jako pionki w grze, statyści o pięknych, zlewających się w jeden korowód luksusu, buziach.
Zarumieniła się, słysząc cichy śmiech Parkinson - śmiała się naprawdę ładnie, czysto, perliście i Deirdre mimowolnie wsłuchiwała się w ten dźwięk, pragnąc odtworzyć go w przyszłości. Mieszanina rozbawienia, poruszenia komplementem i całkowitej swobody. Widocznie im gorzej czuła się czarnowłosa, postawiona na niechcianym piedestale krytycznych spojrzeń i szorstkich materiałów, tym przypadkowe spotkanie stawało się słodsze dla samej Victorii, pluskającej się w swoim żywiole - i w pochlebstwach. Kolejną sugestię skwitowała nieśmiałym uśmiechem, jeszcze raz machinalnie gładząc dekolt sukni, niby w zamyśleniu nad słowami szlachcianki.
- To wspaniałe, że starszy brat lady tak dbał o włączenie siostry w swój krąg znajomych - odpowiedziała z kolejną porcją rozsądnie dawkowanego podziwu, jednocześnie wewnętrznie bliska wykręcenia oczami. Wątpiła, by jakikolwiek prawdziwy młody mężczyzna chciał prowadzać się po Hogwarcie z pierwszoklasistką. Znała męski świat od lat, znała go także ze szkoły, wiedząc, że troska rodzeństwa, nawet niezwykle sobie bliskiego, kończy się w momencie wygryzania sobie drogi na szczyt hierarchii. Niebezpieczne zakłady, pojedynki, łamanie regulaminu, pierwsze miłosne podboje - wszystko to, na co młodziutka panienka nie powinna być narażona, a co stanowiło sens nastoletniego życia kawalerów. Współczuła więc szczerze wspomnianemu bratu, sądząc jednak, że dziecięca wersja Victorii niekoniecznie zdawała sobie sprawę z tego, jak widzi ją grono starszych przyjaciół lorda Parkinsona. Zapewne w późniejszych latach z miłą chęcią przebywaliby z śliczną panną, zawieszając na niej wzrok, ale jako nieopierzone jeszcze dziecię nie cieszyła się aż takim zainteresowaniem. Nie zamierzała jednak wyprowadzać kobiety z błędu - może jej brat był wyjątkowo opiekuńczym i miękkim mężczyzną, przychylającym jej nieba? Roztaczanie troski nad tak słodką istotą, jaką była Victoria, wydawało się oczywistością - dla ludzi normalnych, bowiem Dei zaczynało robić się już poważnie mdło. Kwiatowy zapach, pochlebstwa, uśmiechy, urocze minki - wolała udawać nieskalaną dziewicę w zaciszu sypialni niż na środku pomieszczenia, ze śledzącym ją uważnie i oceniająco spojrzeniem kobiety.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc i dobre, lady Parkinson - powiedziała uprzejmie, posyłając Victorii wdzięczne spojrzenie. Drzwi trzasnęły, powróciła zaaferowana krawcowa, przepraszająco zerkając na damę. Cóż, kierat zaczynał się od nowa a miły przerywnik w postaci niezobowiązującej pogawędki właśnie się kończył. Pomimo dłoni pomocniczki przytrzymującej wierzchni materiał sukni, Deirdre dygnęła z całą dostępną jej gracją, żegnając wychodzącą z pomieszczenia złotowłosą.

| dei zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Konfekcja damska [odnośnik]02.08.17 19:45
Ona nie wiedziała jak bliskie relacje miałam ze swoim bratem, jaka łączyła nas więź i jak bardzo się kochaliśmy. Jestem pewna, że dla mojego brata moja obecność była przyjemnością, gdyby tak nie było, nie pozwalałby mi na spędzanie z nim czasu. Wiedziałam, że miałam się go słuchać i każde jego polecenie wykonane zostało by bez mrugnięcia okiem, a on wiedział, że ma prawo czegoś ode mnie żądać i wymagać. A jednak pozwolił mi ze sobą przebywać, był kochany. A ja byłam mu za to bardzo wdzięczna. Wtedy nie interesowały mnie słowa moich czy jego rówieśników. Póki byłam blisko Aarona cały świat przestawał dla mnie istnieć. A obok Aarona zawsze był Lupus, nieodłączny kompan, często nas odwiedzał, więc udało mi się poznać go całkiem dobrze. Utrzymywaliśmy przyjazne stosunki, i nadal mimo upływu lat go lubiłam, lubiłam jego towarzystwo, bo tak bardzo kojarzył mi się z moim bratem. A móc poczuć znowu jego obecność było dla mnie bezcenne. Nie interesowały mnie też myśli mojej towarzyszki. Znałam swojego brata, wiedziałam, że nie robił nic przeciwko sobie, kochał mnie, a ja kochałam jego. Był moim bratem, moją ostoją, dawał mi bezpieczeństwo za ukochanymi murami naszej posiadłości. Był dla mnie wszystkim. I nadal jest mimo swojej śmierci, przecież ciągle żyje w mojej piersi, w moim sercu.
Oderwałam się od myśli o Aaronie i Lupusie w momencie, gdy do pomieszczenia weszła krawcowa. Weszła w ustąpione przeze mnie miejsce od razu zabierając się do pracy. Ja spoglądałam na kobietę, która zdecydowała się mi podziękować za pomoc i rady, na co odpowiedziałam uprzejmym uśmiechem i lekkim skinieniem głowy.
- Nie ma za co, mam nadzieję spotkać tu panią po raz kolejny już niedługo - odpowiedziałam radośnie.
Nie znałam jej, nie wiedziałam czym się zajmuje, dlatego miałam w stosunku do niej bardzo przyjazne, ciepłe, i jakże naiwne, odczucia. Myślałam, że to dobra kobieta, która przyszła tu po suknię, aby dobrze wyglądać obok twojego mężczyzny na jakimś wydarzeniu, była również znajomą mojego przyszłego narzeczonego, więc dlaczego mogłabym sądzić o niej źle? Nie oskarża się o najgorsze osób, których się w ogóle nie zna, a ona zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Prawdopodobnie, jeśli spotkam ją jeszcze kiedyś, to chętnie utnę sobie miłą pogawędkę, dokładnie tak jak dnia dzisiejszego, nie mając pojęcia, że w oczach niektórych osób moja reputacja może mocno zazgrzytać. Ale skąd mogłam wiedzieć, no skąd? Dla mnie, młodej panny, świat był pokazany w jasnych barwach, a to co się działo w mroku absolutnie mnie nie dotyczyło i nigdy nie miało dotyczyć.
Ruszyłam w stronę wyjścia, nie miałam tu nic więcej do roboty, skoro krawcowa była zajęta inną osobą, to nie było sensu czekać. I tak nie wiedziałam ile im to jeszcze zajmie. Miałam nadzieję, że po tak długiej nieobecności krawcowa szybko skończy swoje dzieło i zrobi tak, aby nasza klientka była zadowolona. Już nacisnęłam klamkę do drzwi i je otwierałam, kiedy wpadłam na pewien pomysł.
- Ah, proszę dać naszej klientce zniżkę na tę suknię - powiedziałam do krawcowej, a potem spojrzałam na kobietę. - To za tamtą zniszczoną, wiem, że musiała dużo kosztować.
Z lekkim uśmiechem i poczuciem zrobienia czegoś dobrego, opuściłam pomieszczenie i wróciłam do pracy decydując, że przyjdę tu kiedy indziej. Nowa suknia nie zając, nie ucieknie. A poza tym miałam ich mnóstwo w swojej garderobie.


zt



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Konfekcja damska [odnośnik]29.11.17 12:18
|?? maja

Myśl o nowej sukni zrodziła się w jej głowie zaraz po przebudzeniu, kiedy leniwe promyki światła przedzierały się pomiędzy grubymi kotarami, a utwierdzenie się w przekonaniu, że powinna dokonać zakupu nadeszło wraz z przeglądnięciem szafy. Znużona, z ogromnym grymasem wymalowanym na twarzy przeglądała każdą prezentowaną jej przez skrzata - nieodłącznego kompana ostatnich dni - kreację. Większość z nich wydawała jej się albo taka sama jak pozostałe, bądź mdła, stara i zużyta. W większości z nich zresztą chodziła do pracowni alchemicznej, więc istotnie zdążyły po prostu zblaknąć, a ona zafiksowana na punkcie ingrediencji, nowych połączeń składników i eliksirów, nie zwracała na to uwagi. Nie była jak każda inna dama; od pewnego czasu stroniła od bezsensownych i nadmiarowych zakupów, aż do dzisiaj. Z trudem powstrzymując się od wyrzucenia wszystkich ubrań, przebrała się w najładniejszy okaz, doprowadziła do porządku, w gruncie rzeczy chyba dopiero pierwszy raz od dawna czując, że naprawdę ma ochotę ładnie wyglądać a jej kobiece priorytety zgubiły się gdzieś po drodze do kariery. Po śniadaniu i posłusznym zażyciu lekarstw niemal wbiegła do komnaty Evelyn, nie zważając na fakt, że być może siostra dalej spała.
- Zechciałabyś mi towarzyszyć na zakupach? Potrzebuję nowej sukni i szaty. Butów też, właściwie - wszystkiego. Później możemy pójść na czekoladę i rogaliki. - Zaproponowała entuzjastycznie, zgarniając za uszy wypuszczone z fryzury, pojedyncze kosmyki włosów. - Chyba, że miałaś inne plany. Wtedy znajdę sobie innego towarzysza. - Już taktownie wycofywała się do tyłu, gdy najwidoczniej oszołomiona taką przemianą siostra przystała na jej propozycję.
Odczekała, aż Evelyn przygotuje się do wyjścia, by wreszcie wyruszyć w podróż do domu mody. W związku z poranną porą nie było tu zbyt wielu ludzi, co zdecydowanie odpowiadało Estelle - obawiała się, że tłok mógłby spowodować dziwny napad paniki, omdlenie, czy znowuż zanik pamięci, który zdarzał jej się w ostatnim czasie coraz rzadziej. Chwyciła siostrę pod ramię, żeby puścić ją kilka metrów dalej - widok pięknych dodatków, świecidełek ściągnął uwagę starszej na dłużej. A był to dopiero początek.
- Mam nadzieję, że sobie też coś wybierzesz. - Uśmiechnęła się szeroko i szczerze, co w ostatnich dniach było rzadkością, a potem odszukała wzrokiem pracującą tutaj osobę. Od razu powiedziała czego potrzebuje, dodając, że tym razem zdaje się na ich gust, niż swój własny.

Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Konfekcja damska [odnośnik]29.11.17 21:52
| 20.05?

Ostatnie dni Evelyn mijały nieco spokojniej niż burzliwy początek maja. Sytuacja w Westmorland nieco się uspokoiła, choć pogoda wciąż płatała figle i była zupełnie nieprzewidywalna. Niewiele wychodziła, spędzając czas głównie w swoich komnatach. O dziwo, nawet alchemia nie dawała jej pełnego ukojenia, więc szukała sobie innych zajęć, począwszy od czytania książek a skończywszy na grze na fortepianie matki.
Niepokoił ją wciąż stan Estelle, choć na szczęście jej siostrze zaczęło się poprawiać. Najwyraźniej anomalie nie wywołały aż tak dotkliwych szkód jak na początku mogło się wydawać i był możliwy jej powrót do zdrowia.
Kiedy Estelle rankiem weszła do jej sypialni, Evelyn już wstała. Siedziała w wygodnym fotelu pod oknem, czytając książkę. Słysząc słowa siostry uniosła brwi.
- Czujesz się wystarczająco dobrze na takie wyjście? – zapytała; nie chciała przecież, żeby Estelle w międzyczasie zasłabła lub żeby przytrafiły jej się inne problemy. Ale wydawała się zdrowsza niż jeszcze kilka dni temu. Nie wyglądała już jak leżący w pościeli blady cień samej siebie.
- Oczywiście, że z tobą pójdę. Nie miałam na dziś żadnych planów. Zresztą... mi samej też powinno to dobrze zrobić – zgodziła się jednak. Była szczęśliwa, że siostra poczuła się lepiej, ale i czuła pewną potrzebę, żeby być obok. Nawet ojciec nie pozwalał im zbytnio opuszczać domu samotnie. Nie po anomaliach, problemach zdrowotnych Estelle i napaści na nie w kwietniu. No i jej też przydałoby się odświeżyć garderobę. W końcu w sierpniu miała skończyć dwadzieścia trzy lata, a to już wystarczający wiek, by zacząć poważnie martwić się brakiem zaręczynowego pierścionka. Ku jej frustracji, nawet w ostatnim numerze „Czarownicy” zastanawiano się, dlaczego żadna z panien Slughorn nie wyszła jeszcze za mąż. To dało do myślenia nie tylko jej, ale i ich rodzicom; matka zaledwie wczoraj zdradziła Evelyn po kolacji, że ojciec już zaczął działać. W końcu żadne ze Slughornów nie chciało w taki sposób gościć na łamach plotkarskiego piśmidła. Który rodzic chciałby widzieć imiona córek wśród panien o wątpliwej reputacji, które szukały niezależności zamiast wyjść za mąż w odpowiednim wieku? Dla Evelyn też nie był to żaden powód do dumy.
Może to był czas najwyższy, by zostawić za sobą niedojrzałe mrzonki i skupić się na tym, co naprawdę ważne w życiu szlachetnie urodzonej kobiety. Pierwszym krokiem mogło być zadbanie o siebie.
- Cóż, mam nadzieję że dziś nas nikt nie napadnie – rzuciła jeszcze, pamiętając jak skończyła się poprzednia taka próba. Ale u Parkinsonów raczej nie powinno im nic grozić, w końcu nie wpuszczano tam plebsu.
Przygotowała się do wyjścia, po czym wraz z siostrą przeniosła się do domu mody za pomocą sieci Fiuu. Zapewne Slughornowie nie byli częstym widokiem w tym przybytku, ale czasy się zmieniały. Pozwoliła, by Estelle uchwyciła się lekko jej ręki i ruszyły dalej, ku miejscu, gdzie mogły kupić odpowiednie dla swojego stanu stroje.
- O tak, chyba też powinnam nieco odświeżyć garderobę – przytaknęła. Dawno nie kupowała żadnej nowej sukni. Gdy jednak odnalazły pracownicę, od razu zażyczyła sobie także czegoś odpowiedniego dla siebie, najlepiej w kolorze bordowym lub innym pasującym do rodowych barw. Nie lubiła jasnych, pastelowych kolorów dobrych dla małych dziewczynek, o wiele bardziej ceniąc ciemne barwy.

[bylobrzydkobedzieladnie]




Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.



Ostatnio zmieniony przez Evelyn Slughorn dnia 28.12.17 14:29, w całości zmieniany 1 raz
Evelyn Slughorn
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2975-evelyn-slughorn https://www.morsmordre.net/t3222-poczta-evelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t3967-skrytka-bankowa-nr-779 https://www.morsmordre.net/t3224-evelyn-slughorn

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Konfekcja damska
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach