Wydarzenia


Ekipa forum
Kraina Jezior
AutorWiadomość
Kraina Jezior [odnośnik]08.04.16 14:38
First topic message reminder :

Kraina Jezior

Kraina Jezior to jedno z najlepszych miejsc w Anglii na spędzenie wakacji, oderwania się od przytłaczającej codzienności. Tuż pod granicami ze Szkocją, praktycznie odludnych terenach można odpocząć od hałasu samochodów, widoku drapaczy chmur czy ludzi wciąż ze sobą rywalizujących, skupionych na własnej karierze i sprawach doczesnych. Osoby obdarzone choć odrobiną artystycznej duszy z pewnością docenią uroki Lakes, wszak zbiorowisko akwenów znajduje się na włościach Fawleyów, jednych z najbardziej rozmiłowanych w sztuce i potrafiących docenić piękno magicznych rodów. Nic w tym dziwnego, gdy potomkowie dorastają na takich terenach! Kraina Jezior to nie tylko wszechobecna woda i malownicze lasy pełne dębów i sosen. Tutaj niewinne niziny, łąki osiągają rozmiary potężnych oraz stromych szczytów, które przyciągają miłośników górskiej wspinaczki i aktywnego wypoczynku; pasjonaci niższych terenów na pewno zachwycą się bezkresnymi wrzosowiskami. Niezależnie od pory roku woda w jeziorach ulokowanych w głębokich kotlinach jest lodowata. Choć zdecydowana większość wypoczywających ogranicza się do plażowania tuż poniżej zboczy, na których wypasane są owce, pozostała część zażywa niezapomnianych kąpieli. Wieczorami czarodzieje powracają do namiotów, przy których biwakują, a w rytm celtyckich melodii wyśpiewywane są historie o Pani z Jeziora, umilające czas przy ogniskach.
Na mniej zatłoczonych częściach można napotkać spokojne konie dziesiątkami przebiegające przez wody Krainy Jezior lub pasące się tuż przy zboczach w pobliżu brzegu. Niech to jednak nie zmyli nierozważnych śmiałków! Pomimo licznych ostrzeżeń i informacji wciąż zdarzają się przypadki porwania przez kelpie w głębokie tonie, gdy tylko zdejmie się magiczne wędzidła okiełzujące te zapierające dech w piersi stworzenia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kraina Jezior [odnośnik]11.02.18 13:33
Potrzebowała tego. Skupić się na czymś, nakierować swoje myśli na coś konkretnego. Skupiała się na swoich zadaniach, skupiała się także na nauce, póki nie mogła wiele więcej, to właśnie były jej cele. Kiedy odczytała propozycję spotkania utkwioną między wierszami kolejnego listu, propozycja jaką wysnuła wydała jej się najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem, choć kiedy już zjawiła się w postawi atramentu odpowiednio złożonego w litery na pergaminie, wywołała w głowie lady Prewett małe zamieszanie. Czyż nie było to jednak nie na miejscu? Nie była pewna, choć wychowała się w szlacheckim dworze, czasem sama nie była przekonana, jak powinna się zachować, w końcu jednak po prostu posłała sowę w świat, postanawiając po prostu zachowywać się pod tym względem swobodnie. Nie powinni udawać, ona nie powinna być bardziej damą niż jest, ponieważ w łańcuchu tego słowa mogłaby któregoś dnia się udusić.
Wydało jej się to dobrym rozwiązaniem także trochę dlatego że mogło być odrobinę nie na miejscu, w pewnym stopniu także ryzykowne. Wydało jej się to w pewien sposób po prostu szczere. Słodkich i grzecznych panien czekających na zaproszenie do kawiarni było wiele, żadne z nich nie zdawało się jeszcze mieć oczekiwań względem drugiego, więc jeśli mają uciec od siebie z krzykiem za kilka miesięcy, może lepiej by zrobili to teraz?
A może trochę Prewett czuła się zagubiona w obcej, krępującej sytuacji i sięganie w niej ku bliskim jej sercu miejscom pomagało jej czuć się swobodnie, odnajdować.
- Skrzeloziele. - odpowiedziała krótko na słowa Ollivandera, zaraz wyjmując z torebki niezbyt apetycznie wyglądającą roślinę, która ma pomóc im wejść pod wodę i nie utonąć. - To porcja na godzinę. W razie gdyby cokolwiek poszło nie tak, jest zaklęcie bąblogłowy. Mimo to gdybyś czuł... cokolwiek, jakkikolwiek dyskomfort związany z oddychaniem, wychodzimy.
Mówiła spokojnym tonem, nie zamierzając rozczulać się nad Ollivanderem, traktując jednak nie zamierzając bagatelizować jego schorzenia.
- Wiem gdzie mniej więcej ich szukać, nie trzeba nurkować bardzo głęboko. Przede wszystkim żadnych gwałtownych ruchów. Pamiętaj że to my jesteśmy na ich terenie, nie odwrotnie. To bardzo nerwowe stworzenia. Pewnie spędzimy przy nich kilka minut, muszę się im trochę przysłuchać. I nie trzymaj różdżki w dłoni ale miej ją w pogotowiu.
Wymieniła, co przyszło jej na myśl, choć i tak czuła się odpowiedzialna za bezpieczeństwo ich obojga. Nie sądziła jednak, by coś poważnie im groziło. Wiedziała jak się zachować i wierzyła w rozsądek Ollivandera, nie wątpiła także że w razie złego samopoczucia da jej znać - a wtedy po prostu wypłyną.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Kraina Jezior [odnośnik]11.02.18 23:50
Ważne, że próbowali na swój sposób. W tym ostatecznie tkwiło sedno, by odnaleźć się wśród niewiadomych i podejść od strony, od której powinni się znać, jak najbardziej szczerej i niepozowanej - skoro dobrze wiedzieli, że aktorstwo potrafi być w szlacheckim życiu na porządku dziennym. Prawdopodobnie krępowało ich tempo, jakie chcąc nie chcąc musieli sobie narzucać. Nie mieli lat na poznawanie się, w bardzo optymistycznej wersji był to rok, nie więcej. Teoretycznie nikt nie wymuszał na nich posłuszeństwa, w praktyce obydwoje mieli świadomość wymagań, trudno się więc dziwić, że nie czuli się pewnie na wspólnym gruncie. Mimo tego, gdy Ulysses na spokojnie układał myśli, widział lady Prewett jako osobę interesującą - może nie porywającą, nie dała mu się poznać tak gwałtownie jak Valerie, ale przecież nie spodziewał się, by ktokolwiek mógł tak targnąć emocjami. Przede wszystkim widział w Julii szczerość i dostrzegał charakterek, dzięki któremu nie była kolejną mdłą panienką, skupioną głównie na powierzchowności. Wydawała mu się zaradna, miała w sobie przekorę, upór i miarkę gryfońskiej dumy - nie wadziła mu. Nadchodził najwyższy czas, by oswajać się nie tylko z myślami, lecz z realnym towarzystwem.
Kiwnął krótko głową, odbierając skrzeloziele z delikatnych dłoni, w naturalny sposób muskając palce panny Prewett własnymi i nie wiedzieć czemu, czując się z tym faktem nieco dziwnie. Może postrzegał ją zbyt przez pryzmat potencjalnej przyszłości? Niemniej, był to zbyt krótki moment, by poświęcać mu masę zbędnych przemyśleń, po prostu uniósł roślinę, przyglądając się jej. Constantine obracał się wśród tego sprawniej, lecz znał działanie skrzeloziela. Nie skakał z radości na myśl o skrzelach, niedługo mających przyozdobić jego szyję w okolicach węzłów chłonnych, ale nie skrzywił się nawet przez moment, jak zwykle niewiele dając po sobie znać. Prawdopodobnie, gdyby uśmiechał się częściej, atmosfera między nimi byłaby lżejsza, lecz skoro unikali udawania, nie silił się na to. Tego wyrazu ekspresji używał wyjątkowo rzadko, znacznie go stopniując.
- Liczę na to, że w razie komplikacji ze swojej strony, dasz mi znać bez zgrywania bohaterki - czujne spojrzenie, gdy odpowiedział jasno, również nie patyczkując się i podejmując konkrety. Także wolał reagować na czas. Ufał swojej intuicji oraz sprawnemu zmysłowi obserwacji, lecz każdemu umykały szczegóły, byli wszak tylko ludźmi.
- Rozumiem - odparł krótko, spokojnie, obserwując przez moment wodne ptactwo, niewinnie pływające nieopodal i znikające z wolna w szuwarach. Coś mu się widziało, że ich wycieczka nie będzie tak bajkowa, jak wyprawa rzędu kaczek. Tym razem uśmiechnął się nieco, specyficznie. Wrócił spojrzeniem do kobiety. - Nie próbowałem nurkować na zbyt długi czas, chociaż zdarzało mi się sprawdzać, jak długo jestem w stanie wytrzymać pod wodą po bąblogłowie. Nie wiem, jak zadziała na mnie skrzeloziele, w razie potrzeby mam zapas leków - poinformował rzetelnie. Nie drżał przed atakami, lecz w zależności od ich nasilenia... cóż, raczej wolał zaoszczędzić jej tej przykrości. Nie ukrywał przed nią schorzenia, nie próbował być na wyrost, męska duma zdołała się przyzwyczaić do tego, że czasem nie było innego wyjścia, niż zasięgnąć pomocy medycznej. - Anapneo rozwiązuje większość problemów, ale w razie większych komplikacji mamy wszystko, czego potrzeba. Jak sprawnie pływasz? - zapytał z ciekawości. Pamiętał, że przy pierwszym spotkaniu kulała lekko; woda stawiała spory opór, wymagający mimo wszystko odrobiny sprawności. Na szczęście tu mógł nadrobić ewentualne braki Julii, która z kolei znała się bardziej na stworzeniach, jakie mogliby napotkać po drodze do trytonów.
- Gdyby jednak uznały, że nasze towarzystwo im wadzi, zgaduję, że staramy się nie robić im krzywdy i skupiamy się na ucieczce? - uniósł brew, widząc w tym trochę ironii, ale znał zagrożenie, nie zamierzał podejmować prób unicestwienia podwodnych władców. - Mój jedyny wymóg - ach, przecież, też jakieś miał - trzymamy się blisko siebie.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kraina Jezior [odnośnik]02.03.18 12:46
Julia była dość pewną siebie osobą i chyba dzięki tej cesze nie peszyła jej powściągliwość Ollivandera. Nie potrzebowała potwierdzenia słuszności swoich słów oraz zachowań oraz tego czy są odpowiednie. Nie potrzebowała wszelkiej maści uśmiechów, choć czasem zastanawiała się co kryje się wewnątrz tego człowieka. Czuła, że tak na prawdę nie wie o nim nic, chyba jednak prawdziwej wiedzy nie oczekiwała - tą zbiera się przez lata. Potrzebowała tych informacji które mógł jej dać, chciała wiedzieć że będzie przez męża szanowana, że ten nie ma w zamierze ograniczać jej aktywności czy nadużywać władzy jaką mąż w ich realiach posiada nad żoną, która niejednokrotnie wywoływała na jej skórze nieprzyjemne dreszcze. Ollivander jak na razie spełniał jej oczekiwania.
I zaciekawiał. Czuła się dobrze w jego towarzystwie, dość swobodnie jak na sztucznie aranżowaną sytuację.
- Nie jestem bohaterką ani dobrą aktorką. - uśmiechnęła się pod nosem na słowa mężczyzny. Być może jej ciekawość niekiedy zakrawała o chorobliwą, jednak mieszana była ze świadomością iż trup nie dowie się niczego. A ona chciała wiedzieć wszystko co dotyczy tych istot, chciała się z nimi porozumiewać. Dlatego musieli być szalenie ostrożni. Po pierwsze: żeby wyjść bez uszczerbku na zdrowiu i życiu, po drugie: żeby osiągnęła swój cel.
- Martwi ludzie nie zdobywają wiedzy. - wyraziła na głos swoje myśli z pewną dozą determinacji odbijającą się w głosie, a tą determinacją i pewnością jakby nadrabiała za swoją niepozorną powierzchowność. Spojrzała na Ollivandera wzrokiem pirata który zamierza wykopać swój skarb, by chwilę później wsunąć do ust swoją porcję skrzeloziela.
Na słowa o lekach skinęła lekko głową - przyjęła informacje. Wcześniej już wspominała, że w razie najmniejszych nawet problemów, natychmiast ruszą ku górze. Liczyła że leki się nie przydadzą, jednak lepiej być zawsze ubezpieczonym. W końcu zdjęła swoją niewielką torebkę z której wyjęła różdżkę by schować ją w specjalnym miejscu w swojej sukni. Zawsze prosiła by doszywać niewielką "kieszeń", którą dodatkowo wiązała sznurkiem by mieć pewność że magiczny przedmiot się nie wysunie. Poczuła jak przechodzą ją lekkie dreszcze z zimna, woda na pewno będzie zimniejsza jednak tam łatwiej się przyzwyczają.
- Nie sprawnie. - odpowiedziała mu szczerze i spojrzała uważnie w oczy mężczyzny. Uśmiechnęła się nieznacznie ciekaw, czy teraz uważa ją za szaloną, czy może daje jej jeszcze odrobinę szansy. Choć... czy myliłby się tak bardzo? - Bez skrzeloziela czy bąblogłowy nie poradziłabym sobie. - dodała jeszcze. Nie potrafiła pływać, poruszała się w wodzie powoli i bazowała na wspomaganiu się magią. - Ascendio w razie konieczności.
Dodała, o i taki właśnie miała plan, gdyby musieli uciekać lub gdyby skrzeloziele przestało działać.
- Tak. To wojownicze istoty ale... trudno mieć im za złe, że wchodzimy na ich teren. To my jesteśmy agresorami. Oczywiście nasze życia stawiam wyżej, jednak ucieczka to najlepsza z możliwych opcji.
Na wymóg uśmiechnęła się nieznacznie. Tak.
- Możesz być tego pewien.
Byłaby szalona, gdyby nie bała się ani trochę, zdawała sobie sprawę iż ich ekspedycja mogłaby być o wiele lepiej przygotowana, jednak dokładne przygotowania nie dawały pewności bezpieczeństwa, a nie zawsze były nawet do końca możliwe.
- Możesz zrezygnować. - dodała spokojnie, bo na pewno nie nazwałaby go tchórzem. Sama czuła lęk równy ekscytacji, serce biło jej mocniej, policzki lekko się rumieniły choć nie była pewna czy to z zimna czy ekscytacji. - Nie będę miała ci za złe.
Spojrzała na niego jeszcze, nim ruszyła w kierunku wody - gdy poczuła, że zjedzone chwilę wcześniej skrzeloziele zaczyna działać. Niespiesznie, mimo wszystko czekając na niego.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Kraina Jezior [odnośnik]05.03.18 1:03
Nie był fanem ograniczania przestrzeni osobistej, niezależnie w którym kierunku miałaby zachodzić. Jeśli już, stawiał innych w ogniu logicznych argumentów, sprytnie i powoli układając je w podłużne pręty klatek, niepostrzeżenie nie pozostawiając wyjścia. Tak długo, jak nie zamierzała sprowadzać na niego niesławy, szkodzić nowej rodzinie, unikać oczywistego losu matki, nie miał żadnych powodów, by wyrywać ją z życia, do którego przywiązała się przez te wszystkie lata. Dopóki nie pchała się bezczelnie w ramiona niebezpieczeństwa, bez namysłu i ostrożności, nie zamierzał prawić jej wykładów na temat odpowiedzialności. Możliwe, że przyszłość niosła im ziarna niezgody - trudno było uniknać różnicy zdań i rozdrażnienia, gdy każde z obydwu obecnych charakterów parło w swoją stronę i kierowało się wolnym duchem. Okiełznanie tej dwójki wydawało się trudnym zadaniem - zgadzali się na kompromisy, kto jednak wiedział, jakie konkretnie miały one być? Dokładnie z tego powodu próbował ograniczać wybieganie naprzód w rozmyśleniach. Skupiając się na aktualnym spotkaniu, bardziej rzeczywistym niż wyobrażenia o przyszłości, uniósł lekko brew i posłał krótkie, ironiczne spojrzenie. Cóż za rozsądek! Mógłby jej nie wierzyć, w końcu Tiara Przydziału nie bez powodu umieszczała pretendentów w konkretnych domach. Oczywiście, wszystko wiązało się ze stereotypami, jakich próbował unikać, lecz nie sposób było zaprzeczyć - to wychowankowie Godryka mieli tendencję o pomijaniu pewnych kwestii na rzecz męstwa. Nieraz był bezpośrednim świadkiem tego, jak ich oślepiało, choć zarzekali się, że absolutnie do tego nie dojdzie.
- Zakwestionowałaś Gryffindora w kilku słowach, ale w spojrzeniu wciąż go więzisz - stwierdził, z lekkim rozbawieniem przyjmując mieszankę wniosku na temat martwych oraz spojrzenia, jasno mówiącego, że nie odpuści - czyż stąd niedaleko było do przekraczania granicy? Determinację również wyrażali na inne sposoby. Spojrzał niechętnie na skrzeloziele, lecz nawet drobna zmarszczka nie przecięła twarzy, gdy dołączył do jedzenia niewielkiej ohydy, także podejmując przygotowania do podwodnej wyprawy. Zdjął lekką marynarkę, skórzane buty i pozbył się spodni, odrzucając wszelkie zbędne warstwy materiału, przykrywające strój kąpielowy - prosty, czarny, uwięziony gdzieś między dekadami przeszłych lat, aczkolwiek nie sięgający odległego, siedemnastego wieku. Skoro planowali błądzić w odmętach nieznanego sobie jeziora, wolał oszczędzić krępację ruchów na tyle, na ile było to możliwe. Lewe ramię miał już całkiem ciasno obwiązane sprawdzonym zabezpieczeniem na różdżkę, ale zapobiegawczo sprawdził, czy drewno tabebui trzyma się w osłonce tak, jak powinno, dopiero wtedy pokonując odległość między drzewem, przy którym pozostawili rzeczy, a brzegiem jeziora. Zimna woda rozprowadziła po ciele gęsią skórkę - na szczęście był dosyć zahartowany i przyzwyczajał się szybko. Z ogromną powagą i jeszcze większym uporem starał się trzymać dobrą kondycję, przesuwając tym samym granicę, jaką bezwzględnie kreśliła mu choroba. Nie mógł liczyć na ponadprzeciętne sukcesy w tym temacie, całkowicie wystarczała mu świadomość, że dotarł do momentu uśrednienia własnych predyspozycji, co w dalszym ciągu nie mogło być brane za pewnik. Zawsze istniało jakieś ryzyko. Blizna pod okiem świeciła idealnym przykładem.
Musnął opuszkami okolice szyi, pod palcami wynajdując lekkie wypukłości blizn oraz nowe, nieznajome wypustki; odczuwał specyficzne działanie rośliny - ciało zmieniało się powoli, niekomfortowe uczucie ciągnięcia promieniowało po obydwu stronach szczęki. Uśmiechnął się pod nosem - zamierzała poinformować go, gdyby nie zapytał? Milczał, kalkulując chłodno, jak bardzo mogło im zaszkodzić powolne tempo. Nie uśmiechało mu się używanie magii, tym bardziej pod wodą, na terenie trytonów. Jedna, drobna anomalia potrafiła pokrzyżować każdy plan. Odjął nieco punktów na skali rozsądku, która wcześniej przedstawiała się bardzo przyzwoicie, ale do rezygnacji wciąż było mu daleko. Milczał dalej, postanawiając zostawić sprawę bez najmniejszego komentarza, zamiast tego uniósł podbródek i wykonał krótki okrąg, rozciągając szyję. Trzymał w pamięci, że powinien wyjątkowo zwracać uwagę na ruchy Julii w wodzie.
- Trzymam za słowo - odparł krótko, naprawdę licząc na to, iż nie utrudnią sobie zadania i nie rozdzielą się, ale na wszelki wypadek... - gdyby coś nas rozdzieliło, masz nie więcej niż minutę na znalezienie się nad taflą wody. Wtedy Ascendio idzie w ruch od razu - mruknął jeszcze, brodząc w wodzie przy brzegu, zaś kolejne słowa przyjął z typowo spokojnym spojrzeniem, odpowiadając dopiero, gdy przeszedł spory kawałek naprzód, będąc już prawie całkowicie zanurzony.
- Nie kpij ze mnie, Prewett - prawie ostrzegawczo, choć zdecydowanie bardziej ironicznie, pierwszy raz przełamując barierę tak jawnie, ukazując mniej zachowawcze oblicze. Dawno nie miał okazji wystawiać się na próbę i ostentacyjnie drażnić własnych ograniczeń, adrenalina jeszcze nie krążyła w żyłach zbyt dynamicznie - dopiero po kilku ruchach w wodzie dotarło do niego, że pchają się w bardzo wątpliwe warunki - zdania jednak nie zmienił i nie zamierzał. Przez kilka chwil pływał w samotności, w zasięgu wzroku rudowłosej, przyzwyczajając się do temperatury, obserwując nieliczne rośliny i mijając drobne ryby oraz nieszkodliwe stworzenia. Znalazł się obok Julii po tej niedługiej rozgrzewce, elegancko i płynnie oferując jej swoją dłoń, drugą zaś wskazując, by kierowała tą małą ekspedycją.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kraina Jezior [odnośnik]15.03.18 15:09
- W kilku cechach jakie chlubi Gryffindor mieści się wiele osobowości. - odpowiedziała na jego słowa spokojnie, przyzwyczajona po części. Nie była typową Gryfonką, choć niejednokrotnie wiara w swoje zdolności i tendencja do walczenia o własne przekonania były cechami które silnie wiązały ją z domem. Każdy Gryfon utożsamiał się z nim jednak po swojemu. Największa grupa rzecz jasna przez oczywistą odwagę w słowie i czynie, często graniczącą z brawurą i poczuciem humoru. Typowy Gryfon jest duszą towarzystwa, wesołkiem z wielkim sercem. Ona zawsze trzymała się raczej z boku, cicha i spokojniejsza, pochłonięta przez własne cele i na nich skupiona. Otwierała się względem nielicznych, to jej wystarczyło. Podobnie jak nie potrzebowała myśleć o sobie jako o bohaterce, szczególnie gdy wciąż zbyt mało zrobiła, zbyt mało potrafiła by móc walczyć.
Teraz jednak była chwila na coś innego. Oboje spożyli skrzeloziele, które powoli zaczynało zmieniać ich tkanki, dawać dodatkową zdolność. Charakterystyczne uczucie w okolicach szyi dawało znak, że właśnie odbywają się tam magiczne przemiany, dodatkowa część której nie powinno tam być.
Transmutacja jakiej ulegli jej samej nie wydawała się niekomfortowa. Możliwe iż dlatego że przywykła do tej właśnie magii, do zmian, była to właśnie jej dziedzina, żegnanie się z naturalną formą na rzecz... czegoś. Nie było jednak nad czym dłużej myśleć.
- W porządku.
Nie byli Romeo i Julią, romantycznymi głupcami którzy z głupiego oddania stawiliby własne życie na szali. Oboje cenili swoje życie i nawet jeśli po każdym z nich możnaby spodziewać się chęci ratowania drugiej osoby, najpewniej wiedzieli iż własne bezpieczeństwo do tego celu jest czymś koniecznym.
Na ostatnie jego słowa zareagowała jedynie łagodnym uśmiechem. Ruszyła w stronę wody, nie przejmując się zimnem które przeszyło jej ciało mroźnymi dreszczami. Eliksir rozgrzewający - obowiązkowo gdy tylko się stąd wydostaną. Teraz jednak powoli, badając grunt pod stopami weszła do wody i zanurzyła się w niej niedługo za Ulyssesem. Krótka chwila lęku, nie paniki, jednak poczuła jak jej serce bije mocniej. Poczuła że potrzebuje powietrza i choć doskonale wiedziała, jak działa skrzeloziele, w tej chwili myśl o zaczerpnięciu powietrza pod wodą wydała jej się przerażająca, pojawiło się dość logiczne przekonanie, że wypełni swoje płuca wodą. Spojrzała ku górze, kiedy Ollivander zjawił się obok niej. Oddychał normalnie, ona z kolei czuła że musi wziąć oddech. Zacisnęła dłoń na jego przedramieniu z siłą o jaką by siebie nie podejrzewała i w końcu wypuściła powietrze, pozwalając sobie na pierwsze podwodne oddechy. Potrzebowała chwili. Oparła drugą dłoń o ramię towarzysza czekając, aż jej oddech trochę się uspokoi. Nie patrzyła przy tym na niego, nie powinna się bać - to było głupie. A jednak świadomość, że znajduje się pod wodą okazała się straszniejsza niżby się tego spodziewała.
Zaraz skinęła głową nie chcąc tracić więcej czasu. Poruszanie się w wodzie nie było trudne dzięki błonom jakie pojawiły się między ich palcami. Minęła krótka chwila nim Prewett opanowała tę umiejętność, wiedziała jednak gdzie powinni się kierować.
Nie można powiedzieć, że czuła się pewnie. Nie była głupia. Póki znajdowali się na głębokości gdzie docierało jeszcze światło słoneczne było jednak dobrze i niżej schodzić nie zamierzała. Wiedziała w którą stronę się kierować, to udało jej się sprawdzić dość dokładnie. W końcu pomiędzy roślinami przed nimi pojawiły się pierwsze oznaki ruchu. Zatrzymała się, nie chcąc nadmiernie naruszać ich terenu. Dookoła dość wyraźnie dało się słyszeć charakterystyczne odgłosy, które dzięki wcześniejszym przygotowaniom była w stanie rozpoznać. Złapała dłonią za duży, kamienny element nie chcąc, by woda nadmiernie nimi poruszała.
Swojemu towarzyszowi wskazała tył chcąc, by pilnował czy coś nie planuje ich zaskoczyć, sama wysunęła się jedynie nieznacznie. Planowała pozostać jedynie cichym obserwatorem tak długo, jak będzie to możliwe, choć była pewna że zostali już dawno zauważeni.
Jedno ze stworzeń krążyło dookoła nich powoli, acz uważnie obserwując. Zwróciła się do niego przodem i wykonała kilka powolnych kroków by odrobinę się zbliżyć.
- Czego tu szukacie?
Usłyszała charakterystyczny, skrzeczący odgłos dosłyszalny mimo przeszkody jaką stanowiła woda. Tryton był uzbrojony, jednak Prewett nie sięgała po różdżkę, starając się pokazać iż nie są agresorami. Jedną dłonią wciąż obejmowała ramię towarzysza, drugą pozostawiała na widoku.
- Jedynie wiedzy. - odpowiedziała, choć jej język nie był jeszcze perfekcyjny. Dbała o to by używać tylko dźwięków których była absolutnie pewna. Przynajmniej teraz - za pierwszym razem.
Zimno już przestało jej przeszkadzać. Tryton ją fascynował. Jego forma, płynne ruchy, czy fakt że na prawdę była w stanie się z nim porozumieć. To wszystko ją pochłaniało. Chciała się zbliżyć, uważała jednak na gesty. Żałowała że nie mają czasu by spędzić tu całego dnia - już dotarcie tutaj zajęło im dużą część. - Nie jesteśmy wrogami.
Zapewniła jeszcze, choć nie liczyła na ufność stworzenia. Zerknęła zaraz na Ulysessa.
- Za chwilę stąd odejdziemy.
To trwało krótko. Zdecydowanie zbyt krótko, jednak już ta chwila była dla niej bogata w cenne informacje. W końcu wykonała pierwszy ruch, by zaczęli się oddalać. Niespiesznie.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Kraina Jezior [odnośnik]29.05.18 10:26
Potrzebował chwili na przyzwyczajenie się do nowego stanu rzeczy, lecz przyjął zmiany nad wyraz spokojnie, pod wodą również ufając działaniu skrzeloziela. Największą niedogodnością było wręcz przebywanie nad wodą, kiedy skrzela rozwijały się coraz bardziej i osiągały już dosyć zaawansowaną formę budowy, dlatego Ulysses zanurzył się szybko, instynktownie widząc ulgę w wodnym środowisku - rozglądał się moment, lecz nie oddalając od towarzyszki, tak jak zgodnie ustalili. Dwie różne osoby mogły zareagować zupełnie odmiennie na tę samą sytuację, czego idealnym przykładem było ich zanurzenie się. Znając ten przedziwny mechanizm ludzkich odruchów i przekonań, czekał cierpliwie, dając Julii tyle czasu, ile potrzebowała. Zerkał na nią nienachalnie, upewniając się, że ostatecznie odnajdzie oddech, z siebie mogąc dać najwyżej stoicki spokój, bardzo powoli oddalający się od prawdziwych odczuć, jakie zgrabnie odcinał od świadomości - przynajmniej na ów moment, bowiem pamiętał, że strach czy lęk, mimo samego nieprzyjemnego wydźwięku, były oznakami działania mechanizmu samozachowawczego. Teraz były zaledwie przeczuciem, mgłą, lecz z czasem i pokonywaną odległością miała wyłonić się z nich konkretniejsza wizja.
Jeszcze gdy kurczowo trzymała się jego ramienia, sięgnął dłonią jej łokcia, ujmując go mocno, by zwrócić na siebie uwagę - krótkim, stanowczym spojrzeniem upewnił się, że lady Prewett oswoiła się z okolicznościami. Wolał być absolutnie pewny, że jest gotowa do drogi. Mimo słów, które padły chwilę wcześniej, jeszcze nad powierzchnią, kobieta pozostawała Gryfonką i choć każdy czarodziej stanowił pryzmat, przez który światło padało na świat nieco inaczej, wydawało mu się, iż upór jest w niej na tyle wielki, by pochopnie podjąć decyzję, kiedy pierwszy krok został wykonany - właśnie pod wpływem tego osiągnięcia. Mógł się mylić, ale jako że własny spokój ducha cenił niezmiernie, potrzebował choć przebłysku pewności. Determinacja w spojrzeniu rudowłosej panny nie malała, malując się przyjemnym akcentem w spojrzeniu.
Nie udzielał wskazówek odnośnie pływania, dając kobiecie chwilę na wyłowienie z praktyki najlepszych rozwiązań - dopiero wtedy decydując się na podróż w głębiny. Ta zajęła im nieco czasu, lecz w odczuciu Ollivandera była całkiem przyjemna, mimo rosnącego niepokoju i piętrzących się niewiadomych. Podróżowali ramię w ramię, choć to Prewettówna wskazywała kierunki, odnajdując się w podwodnych przestworzach, idąc za śladem roślin i drobnych żyjątek. Ulysses obserwował jedynie, czujnie zapamiętując charakterystyczne momenty trasy. Dźwięki, jakie w pewnym momencie dotarły do ich uszu były niesamowicie... dziwne. Nie słyszał wcześniej języka trytonów z samego źródła, skrzeczenie nie było zbyt przyjemne, nosiło w sobie niepokojący ładunek - może ze względu na to, że intruzi pod ich postacią wkraczali na teren stworzeń. Krótkie spojrzenia wymienione z towarzyszką, nim ruszyli dalej. Nawet się nie obejrzał, gdy zatrzymywali się przy kamiennym elemencie. W pierwszym odruchu chciał sięgnąć po różdżkę, dłoń drgnęła w zaniepokojeniu na widok trytona, krążącego wokół nich. Mężczyzna nie do końca posłuchał wskazówki, nie chcąc obracać się tyłem - ustawił się bokiem do kobiety, za jej wolnym ramieniem, starając się obejmować wzrokiem zarówno to, co sama widziała, jak i część przestrzeni za jej plecami. Z niemałym zaskoczeniem przyjął odpowiedź z ust Julii, będąc pod wrażeniem naśladownictwa dźwięków istot. W jej wydaniu brzmiało to jednak zdecydowanie cieplej.
I wtedy, przy pierwszych jej słowach, kątem oka dostrzegł ruch za swoim lewym ramieniem, jakiś cień. Odwrócił lekko głowę, starając się nie wyrywać z tym ruchem zbyt szybko, trafiając na prawdziwie niepokojący obraz - z tła wyłaniały się kolejne trytony, naliczył trzy. Musiały śledzić ich wędrówkę już wcześniej, co w logicznym rozumowaniu wcale nie wydawało się dziwne. Mimowolnie zacisnął szczękę, poczuł też, jak mięśnie spinają się w stresie. Wycofując się, musieliby przepłynąć obok nich, zdając się na dobrą wolę stworzeń. Resztką rozsądku ponownie powstrzymał się od sięgnięcia po różdżkę.
Szlag.
Czuł się bez niej zbyt niekomfortowo, nie jak bez ręki, jak bez cholernych czterech kończyn. Poruszył się niespokojnie, odwracając w stronę trytona, z którym rozmawiała Julia, lekko ruszając ramieniem, by zaalarmować ją. Przebłysk strachu stłumił czym prędzej, ale nieprzyjemne uczucie w okolicach żołądka dzielnie trzymało się na miejscu. Na domiar złego, w pewnej chwili zdołał uchwycić górę kamiennego elementu, na której zawiesił wzrok. Trzymali się posągu, monumentalnego posągu trytona, co pozwalało Ollivanderowi sądzić, że jednak dobrnęli nieco dalej, niż mogłoby się wydawać. Wskazał go krótkim ruchem kobiecie, zaraz wracając wzrokiem do trytonów, które, o zgrozo, nie wyglądały przyjaźnie, szczególnie zbliżając się stopniowo. Mogli wycofywać się w pokoju, lecz mając za sobą mur z uzbrojonych władców jeziora, zapowiadało się na skończenie w strzępach. Nieprzekonany owym wyjściem spróbował się podporządkować i powoli minąć trytony, wcześniej dbając o towarzystwo Julii po swojej lewej, spodziewając się, że magia jednak będzie im potrzebna, skoro tak jawnie byli otaczani. Wszystko wydarzyło się szybko, nawet szybciej niż przebywanie na terenie stworzeń - upewniwszy się, że nie zostaną rozłączeni, Ulysses zdecydował się na wyciągnięcie różdżki.
- Ascendio - padło niewyraźnie w morskiej toni, kiedy stworzenia były już, w jego mniemaniu, za blisko. Zaklęcie szybkie, nawet jeśli powstrzymywane nieco przez wodę, skierowane w największą lukę między stworzeniami - jedynym wyjściem, jakie widział w tym momencie, było je wyprzedzić, nim zdążą zareagować, i choć wiązało się to z niedogodnościami oraz ryzykiem, nie mieli czasu na myślenie o innych rozwiązaniach. Zagrożenie było zbyt duże. - Ascendio - prawie warknął pod nosem, powtarzając zaklęcie, chcąc oddalić się jeszcze bardziej, wciąż kurczowo trzymając Julię w talii. Serce i tak zdawało się pędzić prędzej niż oni sami, a anomalie zniknęły gdzieś w pamięci. Tak czy siak - wyboru nie było.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kraina Jezior [odnośnik]29.05.18 10:26
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Kraina Jezior - Page 4 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kraina Jezior [odnośnik]31.05.18 23:12
Były na swój sposób piękne. Wywoływały w Julii szczerą fascynację, czuła się jakby przyciągała ją ku nim jakaś magia niemal jak śpiew syren. Obserwowała ich ruchy, pełne godności i dumy. Oto panowie swojego terytorium. Wyjątkowo rozumne stworzenia, tym bardziej rozumne, że nieskore do bratania się z ludźmi. Dostrzegała nerwowe gesty Ulyssesa, choć wcale tego nie chciała. Kusiło ją, by zostać jeszcze choć chwilę, choć nie mogła nie mieć świadomości, jak bardzo niebezpieczne są to stworzenia.
Kiedy wskazano jej kolejne trytony które postanowiły ich otoczyć, a także wielki posąg, nieznacznie skinęła głową. Ponadto musieli pamiętać, iż skrzeloziele daje im bardzo ograniczoną ilość czasu.
Spojrzała jeszcze raz na trytona, który się do nich zbliżył. Chciała powoli wyciągnąć dłoń w jego stronę, powstrzymała się jednak i pozwoliła powoli pociągnąć w tył.
Także jej fascynacja w końcu dopuściła do niej lęk. Wtargnęli na teren istot bardzo do swoich ziem przywiązanych i wyglądało na to, że nie dane im będzie odejść tak po prostu. Nie mogli się tego spodziewać - to by było zbyt proste jak na obcowanie z tak charakternymi istotami. Chciała spróbować do nich przemówić, przeprosić za wtargnięcie na ich teren, kiedy dostrzegła iż Ollivander wyciąga różdżkę. Nie zdążyła zareagować - jej towarzysz wykazał się jednak rozsądkiem nie atakując wodnych stworzeń, a... uciekając. Być może było to nawet bardziej rozsądne niż to, co planowała sama Julia, która mimo iż czuła silny uścisk, także mocno złapała się Ulyssesa, niewiele się już zastanawiając, modliła się jedynie by zaklęcia nie sprowadziły na nich anomalii.
Trytony goniły ich chwilę, oni jednak w kilka chwil znaleźli się już na płyciźnie. Oddychała ciężko, w pierwszej chwili niewiele myśląc. Wcale nie przestała mocno ściskać ramienia partnera, wciąż wypatrywała w dół choć wiedziała, że nie ma zbyt dużych szans by nawet najbardziej uparty z trytonów dotarł za nimi aż tutaj.
Rytm jej serca powoli powracał do normy, gdy czekała aż skrzeloziele przestanie działać, by w końcu wychylić się nad powierzchnię wody.
Wyszła z jeziora, czując jak jej suknia stała się potwornie ciężka. Siadła na trawie, nim nogi pierwsze ugięłyby się pod nadmiarem emocji. Starcie było przerażające, nadal jednak nie upuszczała jej fascynacja i radość jaką dało jej porozumienie się z wodnymi stworzeniami.
Niewiele w tej chwili myślała - zaczęła się śmiać nie tyle z radości, co z nadmiaru emocji. Dawno już nie czuła tak wiele, dawno nie opanowały jej w jednej chwili tak skrajne uczucia. Miała pełną świadomość tego, iż ta przygoda mogła skończyć się dramatem i przerażało ją to. Jednocześnie chciała spróbować znów - jakby jakaś cząstka jej pozostała na dole. Magiczne stworzenia ciekawiły ją od zawsze, nie wszystkie jednak wywoływały w niej tak wielką fascynację.
Kiedy powoli się opanowała, zdała sobie sprawę z tego, jak drży - choć nie było to raczej spowodowane zimnem.
- To najbardziej niesamowite stworzenia jakie widziałam. - odezwała się w końcu, zaciskając dłonie na swoim koku, chcąc wycisnąć z niego wodę która nieprzyjemnie spływała jej po karku. W końcu spojrzała na Ollivandera nie wiedząc czego się spodziewać. Będzie wściekły? Zaciekawiony? Przerażony?
Choć nawet nie próbowała ukrywać faktu, iż jego obecność zeszła na dalszy plan. Jakaś cząstka Julii nadal była tam w jeziorze, gdzieś wewnątrz swojego umysłu nadal przysłuchiwała się tym fascynującym istotom, usiłowała wychwycić sens ich słów, powiedzieć coś, dowiedzieć się o nich jak najwięcej, zostać jak najdłużej.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Kraina Jezior [odnośnik]07.06.18 14:39
Ciężko było zaprzeczyć - wyjątkowy czar trytonów sprawiał, że niemal niemożliwym było oderwać od nich spojrzenie, kiedy pierwszy raz w życiu były na wyciągnięcie dłoni. Odległość niebezpieczna, przyspieszająca bicie serca, hipnotyzująca - nawet jeśli w odczuciach Ulyssesa stworzenia przedstawiały się inaczej niż w oczach towarzyszki. Podzielał i rozumiał jej fascynację, lecz zainteresowanie nie sięgało zenitu, a rozsądek działał natychmiastowo, przypominając o tym, że chwila w czasie to nie wieczność, dlatego też nie mogli przedłużać jej w nieskończoność i pluskać się w wodzie, jakby byli otoczeni tylko marnymi plumpkami. Nie był zły na rudowłosą, poniekąd spodziewał się, że zachwyt weźmie górę; stawanie na progu wiedzy, u samego jej źródła, wiązało się ze wzmożonym pragnieniem sięgnięcia po więcej, chęć wykorzystania okazji, skoro jest tak blisko. Więcej o jedno słowo, więcej o wyciągnięcie dłoni, więcej o wybuch wściekłości i nieokiełznanego żywiołu, widziany na własne oczy - może byłby ostatnim widokiem w ich życiu. Zielonkawa skóra opięta na opływowych ciałach, wtapiająca się w ogon i zlewająca z zabarwieniem wody (czy ta z kolei nie zaczęła powoli mętnieć, kiedy pojawiały się kolejne osobniki?), ogromna harfa z kamienia, dziwaczna i powyginana - gdzieś w tle. Para wyjątkowo wyłupiastych oczu. Gdyby nie chłód otoczenia, dreszcz zmroziłby ciało na samo wspomnienie.
Woda w pędzie napierała na ich ciała, sprowadzając Ollivandera na skraj cierpliwości - zaklęcie nie działało tak sprawnie, jak na powierzchni, opór robił swoje - trytony wyprzedzali więc wolno. Zbyt wolno, jak na oczekiwania Ulyssesa, dlatego kolejne zaklęcie starał się rzucić z jeszcze większą mocą, aż w końcu, nawet nie zauważywszy kiedy, stopy zetknęły się z piachem, zamiast krążyć nad głębią jeziora. Oddech, nawet ten podwodny, stawał się niekomfortowo nierówny, płytki, utrudniony, ale w przedziwnych warunkach - nie znał chyba nikogo, kto miałby atak klątwy Ondyny posiadając skrzela - ciężko było stwierdzić, czy to skrzeloziele kończy swoje działanie, czy choroba zaciska szpony ponownie. Wiedząc, że Julia bez szawnku dotarła z nim prawie do samego brzegu, skupił się na własnych reakcjach. Uspokajanie oddechu, machinalny ruch w poszukiwaniu ziół - ach, przecież zostały na brzegu. Zerknął na słońce, przebijające się przez taflę wody i znaczące ich ciała migotliwymi plamkami. Na ramionach mieli zaczerwienione ślady od zaciskanych dłoni - przynajmniej chwyt był pewny, co skwitował niewielkim, rozbawionym uśmiechem. Próba nabrania oddechu nad wodą - po niedługiej chwili - wypadła pozytywnie. Zdążyli. Odkaszlnął nieznacznie, śmiejąc się również - nieco chrypliwie, krócej, lecz wciąż pozwalając nerwom na odejście w tym dźwięku. Ogromna ochota na sięgnięcie po papierosa została stłumiona siłą woli, drapiące uczucie w gardle na pewno nie mogło korzystać z tej pokusy tak, jak robił to umysł. Milczał, jak zwykle - poza krótkim śmiechem - nie okazując zbyt wielu emocji poza standardowym spokojem.
- Anapneo? - zapytał krótko, prosząc o przysługę - na wszelki wypadek, nim faktycznie zacznie się dusić. Głos miał nieco stłumiony i zbyt ochrypły, ale nie zapowiadało się na większe komplikacje. Usiadł na brzegu całkiem pokaźnego pnia, wygrzanego słońcem i rozłożył sugestywnie marynarkę, utrzymując ją w powietrzu nad wolną częścią drewnianego siedziska - powinni się rozgrzać, mimo dobrej pogody potrzebowali na to chwili. - Nie potrafię zaprzeczyć - odparł na komentarz, jaki padł z jej ust - posiniałych od chłodu, drżących. Sam pewnie miał podobne. - I te ich domy - cóż za dziwaczne konstrukcje! Dziwił się, że to wszystko trzymało się kupy.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kraina Jezior [odnośnik]11.06.18 10:32
Była pełna emocji. Nie zdarzało się to często, a jednak w tej jednej chwili była przerażona, zachwycona, szczęśliwa, chciała więcej i więcej. Jedyne chyba czego nie czuła to niepewność - musi tam wrócić, musi spędzić z nimi jeszcze choć chwilę. Wciąż odtwarzała w pamięci dźwięki, odrobinę inne niż się tego spodziewała, a tak bardzo cenne do odnotowania. Podeszła zaraz, by siąść na pniu obok Ollivandera i pozwolić się okryć marynarką. Czuła jak woda ścieka z niej, z jej włosów, sukni, z jej całej, jednak to jej kompletnie nie przeszkadzało. Na wspomnienie o zaklęciu, skinęła lekko głową. Zdawało się, że Ulysses oddycha normalnie, zaklęcie jednak na pewno nie zaszkodzi po takiej przygodzie.
Wyjęła różdżkę, jednak czując jak jej dłonie drżą, zatrzymała się jeszcze na sekundę. Nie było sensu ryzykować wyrzucenia anomalii kiedy nie czuła się wystarczająco pewnie by rzucać zaklęcie. Jeśli nie był to alarm, lepiej odczekać.
- Tak, tylko sekundę. Muszę odrobinę ochłonąć. - jej uśmiech był inny, cała jej mimika stała się pełna, choć trudno to właściwie dookreślić. Pełna drobnych skurczy, rumieńca na bladej, wymarzniętej skórze, pełna emocji.
- Tak. Całe budowle, olbrzymie rzeźby. Posąg przy którym byliśmy. - trytony potrafiły zrobić niesmowite wrażenie. - To wspaniałe istoty. I szalenie inteligentne. Właściwie przejawem tego zapewne jest ich nieufność względem nas.
Chciałoby się powiedzieć, iż trytony mogą być bardziej inteligentne niż ludzie, jednak jakim oni, ludzie są wyznacznikiem? Julia była ciekawa rozbieżności pomiędzy nimi, tego jak daleko może ona sięgać, czy jednak są zbliżeni. Była jednak szalenie cierpliwą osobą - wiedziała, że dopnie swego celu, wiedziała jednak także że będzie musiała na to trochę zaczekać. W końcu gdy jej palce odrobinę się rozluźniły, straciły na sztywności, złapała swoją różdżkę i skierowała ją w stronę Ollivandera.
- Anapneo.
Wypowiedziała łagodnie z nadzieją iż to dość proste zaklęcie powiedzie się bez większych przeszkód. Nie była wcale pewna magii, ostatnimi czasy nikt nie był. Pozostają jednak niestety sytuacje kiedy lepiej jej nie unikać, kiedy ryzyko nadal jest opłacalne.
- Dziękuję za towarzystwo w tej wyprawie. I dobrą reakcję w odpowiedniej chwili. - dodała jeszcze. Zabrała tam właściwą osobę, odpowiednio trzeźwą na umyśle by zareagować właściwie. Może uda jej się przekonać Ulyssesa jeszcze raz, na kolejną wyprawę? To by było coś. Bo nie zamierzała przerywać, tego akurat była pewna.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Kraina Jezior [odnośnik]11.06.18 10:32
The member 'Julia Prewett' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 92

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Kraina Jezior - Page 4 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kraina Jezior [odnośnik]11.06.18 17:08
Kiwnął głową, naturalnie zgadzając się zaczekać na zaklęcie. Potrzeba na szczęście nie była paląca, wyszedł z tego lepiej niż mógłby się spodziewać. Gdyby nie niepokojące przeczucie oraz nieprzyjemne drapanie w gardle, najpewniej w ogóle darowałby sobie prośbę o pomoc.
Widząc Julię w stanie tak szczerych emocji, jednocześnie nie będąc aż tak podekscytowany, jak ona, obserwował kobietę, niejako ucząc się jej reakcji oraz zachowań. Wystawiona na bezpośrednie towarzystwo swojej pasji, odsłaniała się przed nim, a dokładnie tego Ulysses potrzebowałdo powolnego budowania prawdziwego zaufania oraz by w przyszłości bez obaw ukazać rudowłosej zawiłości swojego charakteru. Ona także bez większego wysiłku mogła zauważyć pewne zmiany w jego obyciu. Z czystego przyzwyczajenia tłumił emocje, ale w zmarszczkach przy kącikach oczu czaił się wymowny, wesoły uśmiech. Mało kto spodziewał się tego po Ulyssesie, bo też nie afiszował się z takimi ciekawostkami, brnąc w wygodny wizerunek spokojnego czarodzieja, któremu absolutnie nie w głowie szaleństwa i ryzyko, lecz lubił podobne przygody, raz na jakiś pojawiając się tam, gdzie według ogólnego założenia nie pasował. Był to sposób zarówno na przełamanie rutyny, jak i udowodnienie sobie, że klątwa Ondyny nie sprawuje władzy nad jego własnym życiem. Od poczucia bezsilności uciekał odkąd pamiętał.
Ulga rozlała się stopniowo, wraz z udanym zaklęciem. Duszący dyskomfort zniknął i dopiero teraz faktycznie mógł wziąć głęboki oddech ze spokojnym sumieniem - Dziękuję - powiedział, już głosem bardziej wyraźnym i swoim, tym samym dając kobiecie znać, że wszystko jest w porządku, a czar wyszedł jak należy. Mieli dziś do anomalii szczęście. Dobry dzień. - Dobrze, że nie próbowałaś podjąć się tego sama - odrzekł tylko, nie chcąc zbyt długo utrzymywać tematu swojego udziału w przygodzie, kiedy główne skrzypce tejże wygrywał podwodny świat. - Swoją drogą, jestem szalenie ciekaw ich instrumentów.
Musiałby być zaprojektowane tak, by sprawdzać się w podwodnym środowisku, spodziewał się więc, iż na powierzchni straciłyby kompletnie swoje brzmienie, a tego niestety nie dane im było usłyszeć. Trytońska muzyka - przynajmniej dla Ollivandera, wciąż pozostawała zagadką. Zastanawiał się nad tym w milczeniu, próbując wyobrazić sobie tony podwodnej harfy, ale przemoczony strój przeszkadzał mu coraz bardziej. Mogliby zaryzykować zaklęcie suszące, lecz po co kusić los, skoro tak dobrze im szło? Były na to inne sposoby. - Przyda nam się herbata. I eliksir wzmacniający, na wszelki wypadek - stwierdził, podniósłszy się z miejsca. O zdrowie dbał czasem niemalże obsesyjnie. Chcąc czy nie, ich światy zaczynały tworzyć sobie własne punty wspólne, więc czas najwyższy by owe przestrzenie zaczęły się przenikać. - Na dzisiejszą zabiorę cię do Silverdale - chyba nie miała wyjścia. Dzięki tej spontanicznej decyzji zdołała zobaczyć jego najświętsze miejsce jeszcze nim okrutny żywioł zawiesił nad nim swoją bezwzględną pięść.

| ztx2


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Kraina Jezior [odnośnik]06.11.18 22:28
15 października

Zbliżał się wieczór, a wraz z nim nieoficjalne zakończenie dyniobrania w malowniczej Krainie Jezior na terenach Kumbrii. Czy miejsce oraz sama nazwa w jakikolwiek sposób oddawały charakter spędu? Czy artystyczne dusze mogły nabyć inspiracji? Wiedzieliście, że nie.
Nic nie przypominało tutaj tradycyjnego festiwalu wypełnionego głośnymi, radosnymi śpiewami, wspólnymi tańcami, obficie zastawionymi stołami, czy sportowymi atrakcjami. Na niewielkiej polanie w samym środku lasu można było dostrzec jedynie kilka drewnianych wiat, pod którymi stały stare, w większości zniszczone stoliki, a na nich trunki przeznaczone dla przybyłych gości. Organizatorzy nie dbali o spożytą ilość, mieli alkoholu pod dostatkiem, a świadomość płynących profitów z interesów odbywających się pod wpływem dostatecznie rekompensowała ów zakup przynosząc jeszcze większe zyski. Handlarze środkami odurzającymi przeciskali się pomiędzy ludźmi oferując swe towary, podczas gdy Ci posiadający czarnomagiczny asortyment rozstawili się pomiędzy drzewami na skraju północnej części wyznaczonego terenu. Płatni mordercy, runiści specjalizujący się w klątwach wtopili się w tłum mając świadomość, że osoby pragnące skorzystać z ich usług doskonale wiedzą jak ich znaleźć.
W centralnym punkcie znajdowało się ułożone, wielkie ognisko, które miało zostać rozpalone o północy – gdy nadejdzie czas na tradycyjne już wycinanie serca wili.
Z każdą chwilą robiło się coraz gwarniej. Soczyste przekleństwa, roznegliżowane kobiety wijące się na kolanach bełkoczących mężczyzn pochłoniętych grami hazardowymi i kilka bezwładnych ciał leżących za wiatą nie mogły nikogo dziwić. Być może przesadzili z Zieloną Wróżką, być może już nie żyli – nikogo to nie obeszło, nikt nie interesował się ich losem. Każdy dbał jedynie o siebie, zaspakajał swoje potrzeby tudzież załatwiał interesy zachowując anonimowość nie tylko dzięki głowie skrytej pod kapturem, ale i nierzadko wymyślonej tożsamości.

Kim jesteś? Co tutaj robisz? Podobne pytania nigdy tutaj nie padały.

|Mistrz Gry wita na evencie! Jako, że jest to post wprowadzający proszę nakreślić przede wszystkim ekwipunek, ubiór postaci oraz w przypadku wyrażenia chęci wykonania rzutu związanego z genetyką postaci. Jeżeli macie w planach zakup statystyk, biegłości (pamiętajcie o ostatnich zmianach) zróbcie to przed dołączeniem do eventu, później takowe zmiany nie będą respektowane. Wszelkie pytania, wątpliwości kierujcie drogą prywatnej wiadomości do mnie – Drew Macnair – proszę, aby unikać kontaktu za pomocą komunikatorów, bo może mi to po prostu uciec. Prosiłabym także, aby informować mnie o planowanej nieobecności.

Liczę, że będziecie dobrze bawić się – a na pewno lepiej niżeli wasi bohaterowie.

Na odpis macie czas do soboty do godziny 13.00.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kraina Jezior - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kraina Jezior [odnośnik]08.11.18 12:43
no dobra, wstydzicie się, to napiszę pierwsza

Pojawienie się w Krainie Jezior stanowiło jedno z tych posunięć, które już od samego początku zapowiadało zakończenie się kompletną porażką – najprawdopodobniej okraszoną otrzymaniem kolejnego zestawu malowniczych blizn, nie mówiąc już o startej na proch reputacji – ale podejmowanie impulsywnych i nie do końca przemyślanych decyzji nie było przecież dla Percivala niczym nowym. Trudno było powiedzieć, dlaczego; w ostatnich tygodniach nie brakowało mu bynajmniej wrażeń, a wystawianie się na bezsensowne niebezpieczeństwo nie należało do jego ulubionych rozrywek. Co więcej, nie musiał wcale tutaj przychodzić – przyświecający mu cel wyznaczył sobie sam, Ministerstwo nigdy nie zleciłoby mu samodzielnego odzyskania skradzionego smoczego jaja, a nawet jeśli by tak było, to mógł zwyczajnie przekazać zdobyte informacje odpowiednim służbom w chwili, w której udało mu się namierzyć przeklętego handlarza. Zachowywał się idiotycznie, co więcej – doskonale rozumiał, że dokładnie to robił, ale paląca niechęć do pozostawiania po sobie niedokończonych spraw nie pozwalała mu na zapomnienie o tej konkretnej, zresztą – jak wiele miał jeszcze do stracenia?
Zanim wybrał się na wskazane mu przez czarodzieja miejsce, zatroszczył się odpowiednio, by nie rzucać się zbytnio w oczy, w zapomnienie posyłając drogie tkaniny i krojone na miarę stroje; ubrany był względnie zwyczajnie, w prostą, czarną szatę z kapturem naciągniętym na twarz, wygodne buty, ciemną koszulę; na jego palcach próżno było szukać rodowego sygnetu, choć pozostawił sobie ślubną obrączkę. Zakupioną na jarmarku broszę z alabastrowym jednorożcem ukrył pod wierzchnim odzieniem, przypiętą starannie do koszuli, pod którą schował mocny rzemyk z czterema kamieniami, oprawionymi w stare srebro: bursztynem z zatopionym w nim pazurem gryfa, fluorytem, czarną perłą i białym kryształem, na który spojrzał kontrolnie przed wyjściem spomiędzy drzew na polanę: czysta barwa minerału nie była na szczęście splamiona czerwienią. Resztę ekwipunku schował w wewnętrznej kieszeni szaty: miał tam schludnie złożoną, juchtową szarfę oraz kilka fiolek z eliksirami, choć miał nadzieję, że nie będzie zmuszony do ich użycia. Jego różdżka póki co pozostawała ukryta pod materiałem, mimo że przemierzając teren przyjęcia i opierając się o pień jednego z drzew, musiał powstrzymywać ochotę przed ściśnięciem jej w dłoni; tak na wszelki wypadek.
Póki co nie dołączał do zabawy, ignorując handlarzy używkami i sprzedawców czarnomagicznych artefaktów, z daleka omijając pijane kobiety i głośnych awanturników, dla których impreza zdawała się powoli dobiegać końca. On sam nie tknął żadnego z trunków, woląc zachować zupełną trzeźwość umysłu – nie pojawił się tutaj dla własnej rozrywki i, prawdę mówiąc, dałby wiele, żeby móc już ewakuować się jak najdalej od tego miejsca (widok czekającego na rozpalenie ogniska wzbudzał w nim odruchowy niepokój i wywoływał niewyraźne echo mdłości), ale nie miał zamiaru odejść z pustymi rękami. Czekał więc cierpliwie, wyłuskując z kieszeni zwyczajnego, mugolskiego papierosa i odpalając go za pomocą zapalniczki; jeszcze do nikogo nie podchodził, obserwując jedynie gości i czekając na umówiony znak – nie miał pojęcia, jak wyglądał czarodziej, z którym miał się spotkać, ale liczył na to, że przekazane mu listownie wskazówki wystarczą, by wkrótce udało się go namierzyć.

| Percival ma przy sobie: różdżkę, broszę z alabastrowym jednorożcem przypiętą do koszuli, rzemyk z czterema kamieniami (pazur gryfa zatopiony w bursztynie, fluoryt, czarna perła, biały kryształ) zawieszony na szyi, juchtową szarfę, pojedyncze fiolki z eliksirami, ukryte w wewnętrznej kieszeni szaty (antidotum na niepowszechne trucizny (1 porcja, stat. 21), eliksir byka (1 porcja, stat. 21), czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21)).




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Kraina Jezior [odnośnik]08.11.18 18:27
Przekraczając granicę znanego sobie terytorium i wkraczając w tej samej chwili do Krainy Jezior, czuła, że stawia pierwsze kroki w gniazdowisku węży – a skoro już zdecydowała się samotnie przeprawić przez skażony chorobą grunt, musiała udać, że nie jest intruzem, obcym, a zaledwie gościem tej chwalebnej imprezy. Korzystając ze smukłej sylwetki i wyrobionych umiejętności stawiania kroków cichych, niemal bezszelestnych, przeprawiała się wśród ludzi, kryjąc swoją twarz pod kapturem czarnej, powlekanej brązowym rzemieniem peleryny, pod którą wygodnie leżała na niej szata w tym samym kolorze i wygodne sztyblety. Zrezygnowała z przyozdobienia piersi odznaką aurora, żeby nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji.
Gdyby choć pisnęła, krzywo na kogoś spojrzała, zostałaby rozszarpana na strzępy i zapewne pozbawiona serca zaraz po tym, jak podobny obrządek wyprawią z niewinną wilą.
Zacisnęła szczęki, powoli przechadzając się za drzewami, w bezpiecznej odległości od obozu, od ludzi, którzy mogliby zerwać jej kaptur z głowy i odkryć twarz znaną wśród tych, którzy choćby raz odwiedzili Tower of London. Jeśli nie znali jej z imienia, byliby w stanie rozpoznać w niej rysy ojca.
Śmierdziało krwią. Słodki, metaliczny aromat unosił się w powietrzu, wśród roześmianego, rozochoconego towarzystwa, trafiał do nozdrzy, osadzał się na języku srebrnym nalotem. Splunęła pod jedno z drzew, wypatrując wśród zgromadzonych czarodziejów, których znała i którzy doprowadziliby ją do źródła, głównego problemu jej śledztwa. Czarnomagiczne pieczęcie prawdopodobnie płynnie przeskakiwały z rąk do rąk, płacone nie tylko walutą w złocie, ale i w narkotycznych ziołach, w przysługach i obietnicach. Wzięła głębszy wdech, wzrokiem skręciła za linię drzew, potem przepłynęła nim bystro przez dalsze sylwetki. Rzuciło jej się o uszy, że na miejscu mają się też zjawić Fox i Skamander. Jeśli to prawda, to być może uda im się wyjść z tego miejsca nie tylko będąc żywym, ale i trzymając za karki łup – kilka głów, dla których jedynym właściwym miejscem było Tower. W cichości swoich myśli, skupionych na zadaniu, miała też jednak nadzieję, że może natknie się na coś, co mogłoby chociaż kojarzyć się z działalnością Rycerzy Walpurgii. Wiedzieli o nich coraz więcej, ale to wciąż było za mało. Święto Dyni było wylęgarnią zła – wszystkie jego odsłony powinny czuć się tu jak w domu.
Dłonią sięgnęła w stronę pasa, do którego przypiętą miała niewielką, ciasną sakiewkę z fiolkami wypełnionymi po brzegi eliksirami od Charlene. Wciąż poprawiała uścisk prawej dłoni na ciepłym drewnie afromosii.

| Ekwipunek: różdżka, maść z wodnej gwiazdy (stat. 15, 2 porcje), eliksir kociego kroku (stat. 15, 3 porcje), czyścioszek (1 porcja, stat. 20)



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kraina Jezior - Page 4 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart

Strona 4 z 12 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 10, 11, 12  Next

Kraina Jezior
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach