Wydarzenia


Ekipa forum
Primrose Hill
AutorWiadomość
Primrose Hill [odnośnik]11.04.16 16:08

Primrose Hill

Najpiękniejsze miejsce w Północnym Londynie, idealne na piknik i chwilę wytchnienia. Wzgórze pozwala podziwiać widok centralnej części miasta, idealnie ukazując kontrast między hałasem, zgiełkiem i gonitwą za pieniądzem a leniwym odpoczynkiem urozmaiconym śpiewem ptaków oraz zapachem kwitnących bzów. Wiele osób przychodzi tu czytać książki, ćwiczyć czy spędzać czas z rodziną bądź współpracownikami na wspólnym posiłku. Dostęp Primrose Hill nie jest ograniczony, więc można tu przyjść o każdej godzinie i podziwiać jak słońce wita bądź żegna Londyn.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]10.09.16 21:21
19 lutego

Barthelemy Lestrange jest z a k o c h a n y.
Nazywa w ten sposób niemożliwe do przezwyciężenia uzależnienie od osoby, przy której czuje niepojęte szczęście; ogarniające go od stóp do głów poczucie permanentnego zachwytu nad każdym kawałkiem istoty zwanej Odette Baudelarie. Od miesiąca, od dnia w którym ujrzał ją po raz pierwszy (a może drugi - kto przejmowałby się w takim momencie szczegółami) pragnie jedynie przebywać z nią, wsłuchiwać się w jej cudowny głos, spijać z różanych ust każde słowo, upajać się zapachem delikatnych perfum przy poufałym zmniejszeniu odległości. Po prostu być z nią.
W gruncie rzeczy Barthelemy Lestrange nie ma zielonego pojęcia, czym jest miłość. Żyje przecież w świecie arystokracji, a tam nie ma miejsca na prawdziwe uczucia. Wszystko jest wyliczone, zaplanowane; zaaranżowane, jak niemal każde małżeństwo różne od mezaliansu. Jego rodzice się nie kochali, ojciec nie kocha też swojej obecnej żony. Nie kocha też dzieci, a one nie kochają jego. Rodzeństwo nie kocha się też między sobą, łączy ich nazwisko, krew, przynależność do znamienitego rodu i obowiązki wobec niego. Zmiennikiem staje się przyzwyczajenie i świadomość, że można się albo jakoś dogadywać dla większego dobra albo żyć już zawsze w kompletnej izolacji i zniechęceniu. Przecież i on żył jak dotąd w przekonaniu, że gdy przyjdzie czas na złączenie się węzłem małżeńskim z jakąś obraną przez ojca kandydatką, będzie nienawidził jej za odebranie wolności bardzo lub tylko trochę, w zależności od jej umiejętności adaptacji, urody i cech zdolnych zainteresować go choć na chwilę; i przypominać jej będzie, że choć oboje uwięzieni są w złotej klatce, on pozostanie zawsze decydentem. Nie, Barthelemy nie miał najmniejszego pojęcia o miłości.
Ale nawet gdyby miał, zupełnie nic by się nie zmieniło.
Wciąż z taką ochotą zapraszałby wybrankę swego serca na spotkania, z równą niecierpliwością wyczekiwał wybicia wyznaczonej godziny, niezmiennie przychodziłby, wbrew przyzwyczajeniom, o wiele zbyt wcześnie. Zastanawiał się między jednym terminem a drugim, jakich zgrabnych komplementów użyć tym razem i jakimi słowami wyrażać zgrabnie swój podziw dla towarzyszki, by i tak zapomnieć wszystkiego, gdy tylko pojawi się na horyzoncie. Za każdym razem Remi obiecuje sobie, że tym razem będzie inaczej, ale równie często wszelkie myśli rozbiegają się w chaotycznym tańcu pod wpływem jednego spojrzenia oszałamiająco jasnych oczu.
Ale dziś naprawdę ma być odmiennie. Świadczy o tym pierścionek w kieszonce, przemyślane miejsce spotkania oraz nieprzypadkowa godzina. Kwadrans do zachodu słońca. Remi Lestrange dotychczas nie musiał się tym chwalić, ale wie, jak zadbać o atmosferę dopasowaną do potrzeb. Jest w końcu artystą. A, choć pianiści działają na estradzie, wykluczając teoretycznie wszelki ruch sceniczny i zjawiska związane ze sztucznym wprawianiem słuchaczy w ekstazę, to doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak to działa. Tak czy inaczej, Remi ma jakieś pojęcie o romantyzmie.
A nawet - zadziwiająco duże.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]12.09.16 19:22
W życiu, jak to w życiu, istnieje wiele odcieni miłości. Kochałam dawno temu, w szkole jeszcze; od tamtej pory wiem, że kochać więcej nie warto. Mężczyźni nie liczą się z kobietami, depczą ich wrażliwe, pełne życzliwości serca, zostawiając je w niemałej rozsypce. Nie chcę być zrozpaczoną kobietką szalejącą z powodu byle jakiego samca. Pragnę być sobą, kimś sławnym i docenianym, a siła tkwi we mnie - nie w żadnej miłości do mężczyzny. Tak właśnie idę przez życie, przestając oglądać się na potrzeby tych ułomnych jednostek. Kolejny zakochany we mnie naiwny człowiek sprawia mi satysfakcję. Żyję myślą, że to ja mam nareszcie nad czymś kontrolę. Nad wami, facetami. Wam wolno więcej, jesteście wspanialsi, och, ach. Nieprawda. Jesteście zbyt prości, by docenić nas - największy skarb tej ziemi. Skazuję was zatem na wieczne cierpienie, potępienie dusz w palącym ogniu mojej zemsty. Zemsty, która miała się skończyć dawno temu, a zamiast tego trwa po cichu nieprzerwanie po dziś dzień. Czy zasłużyłeś na to, Remi? Nie wiem. To miał być zwykły kaprys, zabawa, dziecinada. Zakochałeś się we mnie bardziej niż mogłabym kiedykolwiek przypuszczać. Moja moc z wiekiem rosła, a ja zawzięcie wyrzucałam z głowy projekcje przeszłości. Nasączone echem minionych wydarzeń francuskiego szpitala. Wmawiam sobie, że historia się nie powtórzy - jesteś silnym mężczyzną, tak sądzę. Nie jestem pewna, wasz mechanizm działania nigdy do mnie nie przemawiał. Wystarczy mi wasze uwielbienie, drogie prezenty, prestiż otrzymany w spadku po waszej miłości.
Nie chcę kochać. To nie twoja wina. To moja wina. Wiem, mam tego świadomość, nie jestem bezduszna - trudno w to uwierzyć, ale wyrzuty sumienia palą mnie od środka. Mimo tego korzystam z dóbr, jakie mi dajesz. Przy tobie czuję się doceniona, wyjątkowa. Uśmiecham się całą drogę w najśmielszych snach nie domyślając się twoich planów. Nie wiem jeszcze, że to, przed czym się teraz tak wzbraniam uderzy we mnie z całą swoją mocą. Wtedy, gdy będzie już za późno, a wszystko rozleci się na miliony kawałków niczym drogie zwierciadło. W tej chwili wydaję się być zupełnie beztroska bezczelnie korzystając z twojego ramienia. Rozglądam się wokół w poszukiwaniu absurdalnie drogiej restauracji, w której bez przeszkód będziesz mógł prawić mi nieskończoną ilość komplementów, a ja podaruję ci w zamian mój uśmiech oraz liczne zapewnienia moich szczerych intencji. Niestety nic takiego nie dostrzegam, przed moim zdziwionym wzrokiem rozpościera się wzgórze i widok na cały Londyn. Jeszcze nieskąpany w blasku zachodzącego słońca. Mrugam trzepocąc intensywnie długimi rzęsami - zaskakujesz mnie mój kochany. W pierwszym odruchu jestem trochę zawiedziona, w drugim przywdziewam najbardziej czarujący uśmiech tego świata i staję przed tobą wdzięcząc się podekscytowana.
- Och, Remi moja kochany. Tu być pięknie tak! - mówię z zachwytem, okręcam się wokół własnej osi i podziwiam krajobraz. Nie chcę się do tego przed sobą przyznać, ale naprawdę mi się tu podoba, pomimo braku wszechobecnego przepychu. Brakuje mi tylko kwiatów, ale to nic dziwnego, skoro mamy zimę. Chłodną, ale nie przyprawiającą o szczękanie zębami. - Ty nie chcieć ja zrzucić w dół? - pytam rozbawiona, chociaż przemyka mi w głowie myśl, że… może już wiesz?


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Primrose Hill [odnośnik]12.09.16 21:47
Śledzi wiernie każdy ruch, każdy gest drobnych dłoni i zmianę położenia otulonej jasnymi falami głowy, baczy na kroki, by nie pośpieszać (wszak mają jeszcze kwadrans) i drży przy każdym kamieniu, który mógłby zaatakować niecnie stopy panny Baudelarie. Niekiedy przejmuje go zdziwienie, czemu ten anioł, miast płynąć łagodnie przez ulice, musi tak... pospolicie iść jak każdy inny człowiek. Może to i lepiej. Może lepiej, bo dzięki temu ma pewność, że Odette jest istotą rzeczywistą, realną, stworzoną z krwi i kości, choć emocje targające jego osobą przy każdym spotkaniu zdają się temu zaprzeczać.
Prowadzi swoją towarzyszkę ostrożnie, zachęcając, aby bez oporów wsparła się na jego ramieniu. Wdycha jej słodki, uzależniający zapach i kradnie łaskawe spojrzenia oraz urocze uśmiechy. Nie przekracza wyznaczonej granicy, gdzieś pośród otumanionego umysłu pozostają przecież resztki rozsądku; nawyków wpajanych od dzieciństwa, które odróżniać mają go od istot krwi pośledniej. Ale przecież chce przekraczać te granice, chce zagarniać dla siebie jak najwięcej. Uczucie, jakie wywołuje w nim Odette nie jest czyste. Nie jest pragnieniem dobra, nie jest potrzebą uszczęśliwiania drugiej osoby, nie jest nawet chęcią zachwycania się ideałem piękna. Barthelemy Lestrange nie umie kochać i nie nauczy go tego żadna półwila, bo potrzeba do tego czegoś więcej niż czarów, które podsycają jedynie egoizm dany mu i bez tego przecież w ilości przekraczającej stężenie zdrowe, ale oscylujące niewiele ponad szlacheckiej przeciętnej. Nie chodzi o to, że chce obsypać swoją słodką Francuzkę prezentami albo spełnić wszystkie jej marzenia, rozkoszować się myślą, że może uczynić ją najszczęśliwszą jako lady Lestrange. Chce. Ale nie to jest najważniejsze.
Chce ją mieć dla s i e b i e. I nie dzielić się absolutnie z nikim.
Właśnie dlatego przystaje w najlepszym miejscu na obserwowanie zachodu - szczęśliwie dzisiejszy dzień nie sprowadził większej liczby spragnionych tego widoku - a potem uśmiecha się z zadowoleniem do panny Baudelarnie, zachwyca się jej zachwytem i asekuruje przy lotnych obrotach. Znów zastanawia się, czy nie odleci - w górę, tam gdzie wedle podań jest miejsce takich aniołów, ale ona wielkodusznie pozostaje z nim, na ziemi, a on może odetchnąć z ulgą i zaśmiać się (szczerze, nieomal niewinnie - nie chwyta cię za serce ten widok i dźwięk, przewrotna Odette?) z jej pytania. Nie chce trzymać jej tu długo, to fakt, ale musi minąć nieomal kwadrans, nim będzie mógł zacząć przechodzić do sedna.
- Nie chcę cię stąd zrzucać, Odette - mówi, skracając dystans jeszcze odrobinę i zachęca ruchem dłoni, by zwróciła oczy znów na widok; na słońce, które zaczyna zbliżać się do horyzontu, kładąc się subtelnymi pomarańczowymi, złotymi i czerwonymi smugami po budynkach. - Chciałem pokazać ci drugi najpiękniejszy widok Londynu. - Zniża głos do poufałego szeptu i przekracza faktycznie linię, która dzielić powinna dwójkę ludzi niezwiązanych ze sobą słowem. Ale to tylko przelotna niedogodność, taka mała nieścisłość, nieopanowana niecierpliwość.
Czy musi mówić, jaki jest pierwszy? Jego oczy mówią to za niego, błyszczące od odbijającego się od kobiety blasku, urzeczone, wpatrujące się z niekłamanym zachwytem. I tylko na moment brązowe tęczówki decydują się odwrócić, gdy jasna kula światła zderza się wreszcie z linią ziemi, pozwalając jej się powoli pochłaniać.
Tylko na moment.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]13.09.16 8:58
Powinno mi to przeszkadzać. Te puste zachwyty, uwielbienie nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością. Działanie swoim urokiem nie różni się wiele od pojenia ofiary amortencją. Czy naprawdę zależało mi na sztucznym uczuciu tak odległym od rzeczywistości, że aż można je stracić z linii wzroku? Wmawiam sobie, że tak ma być - ty nie kochasz mnie, ja nie kocham ciebie. Czerpiemy korzyści z siebie nawzajem. Może rzeczywiście podział jest nierówny, kiedy ja sycę się twoją reputacją, pieniędzmi i uwielbieniem, a ty jedynie moim towarzystwem budzącym zachwyt na salonach - jak każda półwila. Podobno każda jest taka sama, każda chce jednego. Jestem pewna, że gdyby nie moje uczuciowe doświadczenia, pozostałabym niewinną istotką o nieskalanej duszy. Tylko wtedy ten brak realnej miłości z twojej strony uwierałby mnie mocniej niż teraz. Za mocno. Obecnie skoncentrowana jestem na sobie, na przekonaniu, że to układ, który opłaca się nam obojgu. Karmię się twoim zachwytem podbudowując swoje wydumane ego, chłonę twoją energię, którą zużywasz na wyrażanie swojego uwielbienia. Spojrzenie, gesty - nie musisz nic mówić, ja wiem. Oddalam od siebie wizje przyszłości, które nie wyglądają zbyt optymistycznie. Oddalam od siebie możliwe konsekwencje, które przyjdzie mi ponieść. Nawet, jeśli nigdy się nie dowiesz o moich pobudkach, gdyż tak świetnie będę lawirować między jedną maską, a drugą, to zostanie we mnie ta pustka nie do opanowania. Kiedy już przyjdzie mi się z tobą rozstać - wierzę, że to nie jest układ na całe życie. Wtedy zostawię cząstkę siebie gdzieś przy tobie, tęskniąc za czymś niezrozumiałym. Nie pojmę, że chodzi o tęsknotę za twoim głosem, za twoją obecnością. Nie pojmę, że choćby ten niepisany układ był najsztuczniejszym tworem świata, z czasem przywiązujemy się do drugiej osoby. Przyzwyczajamy do jej bliskości na wyciągnięcie ręki; kiedy pies ucieka ze smyczy, to chociażby był on najgorszym psem jakiego poznaliśmy, pozostaje po nim wspomnienie i ta dziwnie lekka, urwana smycz. Długo przyjdzie mi zacierać po tobie ślady w swojej psychice, ale przecież ostatecznie odniosę zwycięstwo. Plan od zawsze był jednaki. Jest. I nie chcę w nim nic zmieniać. Nie chcę pewnego dnia obudzić się bez uroku, za to z niechęcią wymalowaną na twojej twarzy. Nie chcę obudzić się czytając w twoich do tej pory zachwyconych oczach, że nadszedł dzień gorzkiego rozczarowania. Tak jak w przypadku amortencji. Schemat jest identyczny, więc należy go w odpowiednim miejscu ukrócić.
Beztrosko się czuję nie znając twoich planów. W moich oczach jesteś niepoprawnym romantykiem, może nierzeczywistym, ale napędzanym do takich zachowań przez mój wdzięk. Nie kryje się za tym żadna głębsza historia, oświadczyny? Nie przechodzą mi nawet przez myśl. Ani na chwilę, ułamki sekundy. Słodko nieświadoma cieszę się z tej chwili zapominając o bogactwach najznakomitszych restauracji. Naiwnie sądzę, że będę mieć je zawsze w swoim zasięgu (a przynajmniej tak długo, jak będę cię zwodzić lub sam domyślisz się prawdy, nie jestem nieomylna, niestety!), dlatego mogę czasem zrobić sobie przerwę od wystawnego życia. Nabrać oddechu wśród niecodziennego widoku, niecodziennej scenerii bez tłumów mężczyzn zerkających w moim kierunku. Jesteśmy tylko my, co przeraża mnie i fascynuje jednocześnie. Twój śmiech otula miękko moje serce, które muszę przywołać do porządku, uczucia są największą słabością. Doświadczenie zawsze niesie ze sobą pewną naukę.
Odwracam od ciebie wzrok, ponownie obejmując nim pejzaż rozpościerający się ze wzgórza. Nie chcesz mnie zrzucać, więc mogę odetchnąć z ulgą. Uśmiecham się szeroko słysząc tak wspaniały komplement - nawet, gdyby nie był o mnie, mój egocentryzm by tego nie dostrzegł. Trochę drżę pod wpływem twojej bliskości, ciepłego szeptu w okolicach ucha, zapachu docierającego do nosa - zwykle trzymasz się na dystans. Nie mogę stracić animuszu, spinam się lekko, prawie niezauważalnie. Wszystko, żeby tylko nie stracić tak cennej kontroli. - Ty mieć dusza prawdziwy romantyk - wzdycham cicho, tonąc we własnych odczuciach i zagmatwaniach, które powoli we mnie wywołujesz. Może powinnam odejść szybciej niż planowałam? - Dziękować tobie za ta widok - dodaję pogodniej, a po mojej twarzy nie widać z jak wieloma myślami przyszło mi się bić.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Primrose Hill [odnośnik]14.09.16 22:22
Granica pomiędzy prawdą i kłamstwem jest tak cienka, że zdaje się zacierać. A może tak naprawdę wcale jej nie ma? To kolejna ułuda, kolejny czar, kolejne oszustwo, którym oboje są mamieni. Miłość, pożądanie, zazdrość, zaborczość - to wszystko jedynie trudne do oddzielenia odcienie jednej barwy i trudno ocenić, w jakich proporcjach zmieszane w tym konkretnym wypadku. Co jest prawdą, a co fałszem? Barthelemy Lestrange, który lekceważąco podchodzi do każdej przedstawicielki płci pięknej, negując możliwość ożenku, gdyż uważa wszelkie uczucia za niepotrzebną fanaberię i jedynie chwilową ekscytację? Barthelemy Lestrange, który pragnie uczynić z kobiety gwiazdę, perłę docenianą przez wszystkich i jedynie jemu zawdzięczającej sukces, jedynie do niego należącej? A może Barthelemy Lestrange, który odnajduje radość w podziwianiu panoramy Londynu i śmieje się z zachwytu podzielanego przez towarzyszkę?
Co tak naprawdę w nim wyzwalasz, Odette, zło czy dobro?
Remi ujmuje koniuszki palców panny Baudelarie w swoje dłonie i skłania ją tym samym, by zwróciła na niego oczy. Zachodzące słońce wydłuża cienie, podkreśla rysy twarzy, które są teraz niezwykle łagodne, dodaje nieco tajemniczości i swoistego uroku. Od oczu wyznaczonych granicą brązowych tęczówek odbija się zarówno światło odchodzącej za horyzont kuli, jak i jasna twarz półwili. Zabawne - ustawienie Odette w centrum jest gestem przewrotnie egoistycznym. Ale nie o tym myśli teraz Lestrange. Wchłania jej piękno, jej obecność i chce by t r w a ł a wciąż, niezmiennie, przy nim. Z nim. Dla niego.
- Słodka Odette - szepcze z rozczuleniem, tracąc znów panowanie nad sobą, gubiąc nić wedle której podążał, zgodnie z planem, do realizacji swych zamierzeń. Wpatruje się jak urzeczony, może o sekundę zbyt długo, może o sekundę zbyt krótko, lecz wreszcie jakiś natrętny głos nakazuje mu przypomnieć sobie o schowanym w kieszonce pierścionku. Niechętnie puszcza zatem jedną z jej dłoni i sięga po aksamitne puzderko w herbowym odcieniu barwy niebieskiej. Nie jest duże, mieści się pomiędzy zaciśniętymi, szczupłymi palcami. Gładzi materiał kciukiem, gdzieś nagle pojawia się zwątpienie. W oczach coś gaśnie - przez ułamek sekundy lord Lestrange odczuwa zwyczajny, ludzki strach.
Przed czym?
To zaledwie mgnienie oka, właściwie niezauważalne, zaraz znów wraca wszystko do normy. Barthelemy ukazuje pudełeczko swojej wybrance. Obserwuje reakcję, ale nie czeka na zachętę do kontynuowania. W głowie ma wersy poematów, zgrabnie ułożone mowy ilości niezliczonej, ale wszystko rozmywa się. Może nokturn, może ballada, może fantazja, może Barkarola, tak jakoś o Chopinie teraz myśli i zupełnie skupić się nie może, gdy wszystkie melodie wiążą się, plączą, przenikają i otaczają swoim echem stojącą naprzeciw postać. Dlaczego nie może wyrazić tego muzyką?
No tak. Są rzeczy, których nie przełamią nawet czary półwili.
- Zostań moją żoną - mówi ostatecznie, tak prosto. Bez rymów, bez rytmu, bez patosu. Ani rozkazująco, ani specjalnie prosząco, tak z w y c z a j n i e. Nie jak lord Lestrange, wielki pianista i twórca fortepianów.
Jak Remi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]16.09.16 13:09
Całe życie to mieszanina zła i dobra. W każdym drzemie dobro, w każdym drzemie zło, tylko od nas zależy któremu z nich oddajemy więcej niż drugiemu. Nie jestem ani do końca zła, ani do końca dobra. Bez względu na to, ile moich wad lub zalet wyliczysz, nie możesz mi odmówić ani jednego, ani drugiego. Mój urok omamia twoje zmysły, zdolność do czucia oraz myślenia - może w tej konkretnej chwili rzeczywiście jestem ideałem tak nierealnym jak lato w trakcie lutego. Prawdopodobnie nie jesteś też w stanie przywołać z odmętów rozsądku jakąkolwiek moją złą cechę, ale ona tam jest. Jest i sieje ziarno wątpliwości dojrzewające powoli. Kiedy zabraknie mi blasku, rzucisz mnie w kąt, jak każdą inną. Wiem o tym. Przysięgłam sobie, że rzucana nie będę już nigdy, dlatego muszę trenować mój refleks. Wybierać dogodne momenty, żeby powiedzieć dość. Zakończyć okrutną grę zanim zrobi się zbyt poważnie. A ty uśpiłeś moją czujność. Nie spodziewam się tak ogromnych kroków, zmian z twojej strony. Nie ma nic złego w zachwycie, ale żeby zaraz zmieniać całe swoje życie? Pozbywać się wolności kawalerskiego życia kiedy rodzina wcale nie naciska? To marnotrawstwo czasu. Nie podejrzewam cię o to, nadal beztrosko ciesząc się malowanym przez wybitnego artystę pejzażem. Nie jest on tak olśniewający pięknem jak ja, ale w dziedzinie malarstwa nie ma sobie równych. Staram się udawać, nie przyznawać przed samą sobą, że tak trudno jest mi cię opuścić. To nonsens. Jest jeszcze wielu lordów w okolicy, na pewno jeden z nich z chęcią by się mną zaopiekował. Nie trzyma mnie przy tobie nic. Dlaczego więc nie odchodzę? Tkwię przy tobie ciesząc się z czegoś, co jest tylko nasze? Co nas ze sobą wiąże? Możesz mnie nie kochać, ale wspomnienie pozostanie dopóki go nie wymażesz. Ta świadomość trawi mnie od środka - jak mogłam nie zauważyć kolejnego splotu nici wędrującego ode mnie do ciebie i na odwrót? Są cienkie, to oczywiste, przecież nie znamy się długo, ale jest ich coraz więcej. Coraz mocniej czuję się skrępowana.
Przechodzi mnie przyjemny dreszcz kiedy czuję twój dotyk na moich palcach. Patrzę na nie nierozumnie, zdziwiona i przerażona jednocześnie. Otwieram usta, ale żaden dźwięk nie wydobywa się z mojego gardła. Chcę cofnąć ręce spłoszona kiedy akurat jedną z nich uwalniasz od tego ciężaru odpowiedzialności.
- Ja… - zaczynam gardłowo chcąc ci wszystko wyznać. Jak na spowiedzi. Zaraz potem zniknąć nigdy więcej nie oglądając się za siebie. To zaszło za daleko. Nie umiem już więcej. Okazuję się być słabsza niż mogłabym kiedykolwiek przypuszczać. Muszę znaleźć inne źródło zachwytów, wpływów, pieniędzy i reputacji. To, chociaż jeszcze nie wyschło, okazało się być zbyt niebezpiecznym. Nie pojmuję swojego zachowania, swoich uczuć, niczego. Przywołuję się do porządku zaczynając układać w głowie kolejne scenariusze. Oceniam ryzyko, karcę się za słabość. Hardo unoszę głowę napotykając twój rozanielony wzrok. Twarz pięknie oświetloną przez pomarańcz słońca chowającego się za horyzontem. Zaciskam usta wahając się jeszcze dobrą chwilę, kiedy…
Twoje słowa są jak piorun, jak kubeł zimnej wody. Ja, żoną? Twoją, kogokolwiek? Nie mogę. Nie mogę dać się zamknąć w czterech ścianach skoncentrowana na rodzeniu dzieci. Moim przeznaczeniem jest bycie kimś wielkim, sławnym i podziwianym. Czy ktokolwiek podziwia w tym świecie byle matkę? Nie.
Brakuje mi tchu, zerkam to na ciebie, to na pudełeczko. Serce bije jak oszalałe, a nie wiem co powiedzieć. Gardło zasupłało się na amen, nie potrafię nawet przełknąć śliny. Jestem w potrzasku. Nie? Dlaczego nie? Dlaczego ta kobieta, która mnie kocha, nie chce zostać moją żoną? Za dużo pytań bez odpowiedzi. Chcę się wycofać, ale zamiast tego ogarnia mnie strach, rosnące przerażenie. Nie potrafię się wycofać.
Trudno powiedzieć ile długich minut minęło, zanim wreszcie słowa opuszczają moje piękne usta.
- Przepraszać, to zaskoczenia. - Głos mi drży. Co dalej? - Tak. - krótko i zwięźle. Tylko i aż. Ból wyrzutów sumienia, panika jak z tego się wyplątać. Setka myśli na sekundę. Uciec tuż przed ślubem? Korzystać na narzeczeństwie ile się da, a potem wrócić do Francji? Nic tam na mnie nie czeka. Po takim skandalu i tutaj nic nie będzie na mnie czekać. Ledwie się zgodziłam, a już panicznie myślę jak się z tego wyplątać. Najgorsze jest to wewnętrzne uczucie, że wcale tego tak naprawdę nie chcę.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Primrose Hill [odnośnik]25.09.16 22:56
Nie naciska.
Znajduje w sobie niesamowite, nieogarnione wręcz pokłady cierpliwości, choć okazja jest przecież wyśmienita, by ujawnić swoje ciemne skłonności. Czar jednak wciąż działa, a Remi stara się postępować powoli i ostrożnie, jak z dzikim, nieoswojonym zwierzątkiem, aby nie spłoszyć swojego świetlistego anioła. Patrzy na leśną nimfę - boginkę, która dała zamknąć się w cielesnej, idealnej postaci i uraczyła swym towarzystwem jego skromną osobę - z oddaniem wiernego wieloletniemu panu psa, wyczekującemu najmniejszego nawet ruchu. Ma przecież nadzieję, słodką, otumaniającą zmysły nadzieję, że sprowadzi to niebiańskie zjawisko na ziemię, zwiąże ze sobą na wieki i zachowa zazdrośnie przed pożądliwymi działaniami innych.
Na pewno?
A może za tymi oczami pełnymi zaskakującego ciepła, za wyczekującym, subtelnym uśmiechem i delikatnością otulającej jej palce dłoni kryje się demon p r z e c z u w a j ą c y i zatruwający już swymi podejrzeniami najwznioślejsze myśli. Może podświadomość rejestruje niedostrzegalne okiem niedociągnięcia perfekcyjnego obrazu, te niewielkie załamania światła, słyszy bicie spłoszonego serca. Może za pełną uczucia cierpliwością kryje się wciąż ten sam, okrutny Barthelemy, który nie wiedząc, wie, że oto zaciska się pętla na kolejnej szyi - kolejny egzotyczny ptak zamykany jest w złotej klatce, kolejny łowca szykuje sidła na drapieżnika, którego duma wolałaby śmierć od haniebnego więzienia. Ona sama przygotowała sznur, by teraz zdać sobie sprawę z beznadziejności całej sytuacji, z braku opcji.
Nie naciska.
Mijają kolejne sekundy, minuty może, chwile zdają się rozciągać do wieczności, gdy ona szuka słów, a on na nie czeka. Czuje dreszcz podniecenia, ekscytacji związanej ze słodkim oczekiwaniem. Może to ono jest najważniejsze, nie zaś sama odpowiedź? Kontrastowe kolory tęczówek zderzają się raz po raz, doszukując odpowiedzi na dręczące obojgiem pytania. Oczy są wszak zwierciadłem duszy.
Nic więc dziwnego, że oboje czują niepokój i ukłucia strachu, nim nie odwrócą spojrzeń.
Wreszcie pada odpowiedź, słowa wyczekiwane, a Remi zdaje się być najszczęśliwszą osobą na świecie, choć przecież z tyłu głowy pojawia się refleksja; nie mogła odpowiedzieć inaczej. Nie analizuje, nie skupia się na tym, nie bada, odkłada to gdzieś na krańce umysłu, jak wiele innych zjawisk związanych z kłopotliwymi pytaniami o pannę Baudelarie.
- Moja bogini - wzdycha lord Lestrange z zachwytem i otwiera pudełeczko, by na drobnym paluszku swej narzeczonej (!) umieścić pierścionek z księżycowym oczkiem. Chce ofiarować jej wiele innej biżuterii, drogie kamienie w herbowych kolorach i rodzinne skarby, ale teraz pragnie jej szczęścia; a Księżyc zapewnić ma zdrowie i pomyślność. Barthelemy czuje się jak zwycięzca, jak władca, jak wygrany, ale nie widać tego w jego ruchach delikatnych i czułych, gdy odgarnia palcami jasne kosmyki włosów z policzka Odette, a potem powoli zmierza opuszkami palców drogą przez policzek do delikatnego podbródka - by unieść go subtelnie, bez przymusu, i nachylić się do słodkich ust swojej wybranki.
Czy nie ma takiego prawa?

[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]27.09.16 15:50
Przez moją świadomość przetacza się teraz wiele desperackich myśli, ale ja nie umiem wybrać żadnej konkretnej. Tworzą one zbitą masę pełną emocji oraz popłochu. Nie wiem jak się zachować, co zrobić ze świadomością, że teraz zostałam p r z y r z e c z o n a jednemu z mężczyzn. To jeszcze nie małżeństwo, ale czy to już nie jest kontrakt, który zobowiązuje? Trudniej jest się z tego wyplątać niż ze zwykłej, luźnej relacji opartej na wspólnych wyjściach, czy nawet pokazywaniu się na salonach. Od tej pory wszystko, co będziemy robić stanie się oficjalne, a ja nie mogę spojrzeć już na nikogo innego. To nie tak, że nie chcę patrzeć na ciebie Remi, ale to się dzieje zbyt szybko. Kręci mi się w głowie od tej karuzeli, na którą nas wepchnęłam. Sama. Pozostaje mi tylko czerpanie korzyści z tego nieoczekiwanego obrotu spraw, a następnie pozbawić cię mojego uroku. Wtedy sam zobaczysz, że to nie było właściwym rozwiązaniem, a podjęta przez ciebie decyzja zbyt pochopną. Zerwiesz zaręczyny, rozejdziemy się do swoich poprzednich światów i wszystko wróci do normy? Karmię się naiwnie tymi myślami odnajdując w nich źródło swojej siły. Której tak mocno teraz potrzebuję. Wręcz desperacko odszukuję znamiona pocieszenia bojąc się zatracić w pesymistycznych wizjach naszej przyszłości. Chcę wierzyć, że będzie dobrze, że cała ta nowa dla nas sytuacja za jakiś czas się rozwiąże pozostawiając w nas błogie uczucie ulgi. Moje spłoszone serce nadal bije bez opamiętania, a moje ręce drżą kiedy wkładasz mi na palec przepiękny pierścień. Wygląda na bardzo drogi - z trudem powstrzymuję głośne przełknięcie śliny. Biżuteria, chociaż chłodniejsza od mojej dłoni, pali żywym ogniem. Nie zasłużyłam na nią. Na ciebie? Nie wiem ile w tobie prawdy, a ile mojej zasługi. Moich genów, manipulatorstwa będącym konsekwencją nie tylko drzemiącej we mnie magii, ale też mojego charakteru. Czy jesteś prawdziwy? Czy to obraz wykreowany przeze mnie samą? Nie wiem. Uśmiecham się niepewnie unosząc na ciebie niepewny, wstydliwy wzrok.
To brzmi tak absurdalnie, ale nigdy nie miałam bliższego kontaktu z mężczyzną jak w tej chwili. Szkolne potańcówki się nie liczą, to tylko poza. A teraz jesteśmy tu sami, wtopieni w romantyzm zachodzącego słońca, w swoją intymność. Przeżywając tę chwilę na swój sposób. Twój przyjemny głos roznosi się echem w mojej głowie, czuję twój dotyk na moim podbródku. Patrzę na ciebie z mieszaniną zaskoczenia oraz obawy, ale to jedna z kilku masek. Trzepocę zawstydzona rzęsami - takie chcecie nas widzieć. Uległe, wystraszone, skromne. Nie jestem taka, nie do końca. Ta moja zewnętrzna warstwa lepiej radzi sobie z udawaniem niż ta wewnętrzna, którą zamykam codziennie w klatce pozorów. Trochę rzeczywiście jestem wystraszona - czy tak wypada? Być nam tak blisko, bez przyzwoitki? Czy muszę czuć twój oddech, ciepło ciała, zapach wody kolońskiej? Czy nie przekraczamy kolejnej granicy? Nie jestem jeszcze w pełni twoja, powinnam zareagować. Na te śmiałe gesty otulające mnie przyjemnym dreszczem rozchodzącym się wzdłuż kręgosłupa. Prawie zapominam o mroźnym lutym szalejącym wokół, jest mi tak dziwnie ciepło.
Szczególnie teraz, czując twoje usta na moich. Z zaskoczenia nadal się w ciebie wpatruję jakbym doszukiwała się powodów, dla których postanowiłeś to zrobić. Skradłeś właśnie mój pierwszy pocałunek i czuję się z tą świadomością tak nieswojo. Coraz więcej rzeczy zaczyna nas łączyć, a od teraz zapytana o ten moment, będę musiała wskazać właśnie na ciebie. To ty będziesz w moich wspomnieniach, w mojej świadomości. Zawiązuje się kolejna nić między nami, a ja nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że to zbyt miłe. Zapadam się w grząski grunt własnych pułapek. Przymykam na chwilę oczy muskając delikatnie twoje wargi, zaraz się jednak odsuwam - tak naprawdę w przypływie wzmożonego lęku, ale wygląda to na wstyd, który różowi się na moich dotąd białych (cudowny makijaż) licach. Spuszczam wzrok na dół chcąc uspokoić szalejące we mnie emocje, a tak naprawdę patrzę na swój nowy pierścionek. Z a r ę c z y n o w y. To nadal nie mniejsza abstrakcja od pomarańczowego nieba.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Primrose Hill [odnośnik]04.11.16 19:00
Romantyczne pary czy inne bzdety. Larry miał nieco inne pojęcie świata i nim się właśnie kierował. Bo kogo obchodziło czy kolejna dziewczyna miała swojego amanta, czy właśnie obrażona na cały świat zamierzała się rzucić w przepaść, bo nie dostała złotego łańcuszka tylko srebrny? Co za porąbany świat! Dokładnie tak! A on w nim żył! Cóż za upokorzenie dla kogoś takiego jak on. I chociaż nie był specjalnie lubiany, uchodził za naprawdę przystojnego mężczyznę. Znaczy kiedyś... Bardzo dawno temu, no bo teraz już nie. Tylko kto go poznawał bliżej, stwierdzał, że jeśli naprawdę Larry tak postrzega świat, to lepiej trzymać się od niego z daleka. Aż w końcu biedny został sam jak ten palec. Ale lepiej tak niż z tą bandą pawianów, które darły się jeden przez drugiego i zakłócały mu sen zimowy! A tak! Bo Larry sypiał jak te niedźwiedzie. Na ławkach w parku, pod sklepem przy którym działało ogrzewanie, jeszcze czasem nawet pod mostem! Ale nie o tej porze roku. O, nie nie nie. Przecież ostatnio Freddie miał amputowaną nogę, bo kretyn wpadł do rzeki jak spał. Jak spał! Niedoczekanie! On nie byłby takim skończonym imbecylem jak ten pedant od siedmiu boleści. On potrafił znaleźć sobie odpowiednie lokum! Tak! I znalazł. Primrose Hill było idealne. Do tego ludzie rzucali mu parę monet, żeby się odczepił. Ocknął się i zobaczył kolejne dobre dusze na horyzoncie.
- Pisiont centów na zapomogę na biednego człowieka z aspiracjami? - spytał, podchodząc do jakiejś dzianej parki.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Primrose Hill 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]09.11.16 14:41
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Zimowa sceneria, rozgrzewający od wewnątrz pocałunek. Pełen tęsknoty, żalu za czymś bliżej nieokreślonym. Pragnienie oraz jego brak - wszystko pełne sprzeczności. Rozdarta na pół ukrywam swoje największe sekrety. Burzę uczuć szalejącą w każdej komórce ciała. Gromy ciskające w mózgu, błyskawice rozrywające serce. To nic. Uśmiecham się pięknie kiedy oddalamy od siebie nasze głowy, ciała. Pozostajemy blisko przy sobie, a jednak tak nieznośnie daleko. Unoszę rękę, którą muskam twój policzek. Nieco szorstki, tak mocno pasujący do mężczyzny. Nagle nadchodzi ścisk klatki piersiowej zamykający serce w twardej, drżącej pułapce. Strach przed utratą tego wszystkiego jest niekwestionowanie silny. Na moment moja twarz pochmurnieje za sprawą przetaczającego się po niej cienia. Zbieram w sobie każdy pokład silnej woli oraz zacietrzewienia - byleby tylko utrzymywać własną promienność. Piękno dane mi w spadku. Nie czuję już chłodu bijącego od pogody, wiatru rozwiewającego złociste pukle. Słońce coraz mocniej chowa się za horyzontem dając poczucie minionego czasu.
I wszystko zostałoby idealnym gdyby nie głos wdzierający się uparcie do świadomości. Głos obcy, chropowaty, nieprzyjemnie głośny. Marszczę gniewnie brwi gwałtownie obracając głowę ku intruzowi. Który śmiał przerwać tak doniosłą chwilę. Spoglądam na ciebie szukając w twoim spojrzeniu zrozumienia - niestety nie dostrzegam go tam. Przygryzam ze złością wargę, nie patrzę już na tamtego obszczymura godnego pożałowania. Trzymam dłonie na twoim torsie, kurczowo chwytając klap marynarki. Nie chcę kalać mojego wzroku czymś tak ohydnym.
- Daj mu kilka monet - mówię cicho, po francusku. Ton mój jest chłodniejszy od mroźnego powietrza. Daję do zrozumienia, że chcę, żeby się odczepił. - Pan stąd iść już. Nie wracać. - Kuleję z moim angielskim, w którym pobrzmiewa echo złości. Żyję w przekonaniu, że ten pożal się Merlinie żebrak wreszcie stąd odejdzie zostawiając nas samych. W spokoju. Ciszy oraz podniosłości wydarzenia, które on skalał swoim niegodnym jestestwem.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Primrose Hill [odnośnik]09.11.16 16:24
Czekał dzielnie na swoją nagrodę. To tak trudno było się w końcu przystawić i spojrzeć na niego jak na człowieka? No, własnie! C z ł o w i e k a. Nie jakąś małpę w zoo czy innym ogrodzie. Chodziło o to że Larry należał do tego samego gatunku, co oni. A to że nie urodził się na kupie złota, nie srał żelkami czy innymi słodyczami nie oznaczało, że był gorszy. Po prostu... Miał pecha? A może świat go takim urządził? A może przyczyna leżała w zupełnie innym miejscu? Sęk w tym, że potrzebował tych pieniędzy, jeśli chciał dziś zjeść śniadanie. A może obiad? A może w sumie to kolację? Sam nie wiedział, która była godzina. Nie patrzył jeszcze w stronę Big Benu ani nie spytał żadnego przechodnia. W końcu nie stać go było na taki luksus jak zegarek. Ba. Jak nawet nie miał paru cenciaków na bułkę? A ta blondyneczka sądziła, że jest od niego lepsza tylko dlatego że miała pieniądze?! Co za pusty babsztyl!
- Panna taka chuda, bo chce, a ja taki chudy, bo nie mam za co jeść - odparł, patrząc na nią hardo i przenosząc spojrzenie na mężczyznę obok. Chociaż tamten przypominał postawą swoją towarzyszkę. Gdzie ci mężczyźni i piękne, kształtne kobiety?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Primrose Hill 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]09.11.16 18:42
Urodziłam się ponad stan, żyję ponad stan, ale do arystokracji i tak brakuje mi wiele – zbyt wiele. To przepaść, którą właśnie przekraczam. Jeszcze nie wiem, że za kilkanaście dni zaręczyny zostaną zerwane zostawiając mnie z absolutnym, krągłym n i c z y m. Brakiem perspektyw, brakiem kontaktów, brakiem wszystkiego. Od nowa przyjdzie mi wdrapywać się po drabinie społecznej hierarchii. Przyjdzie jeszcze cięższa praca okupiona wieloma łzami - w tajemnicy, do poduszki mojej kuzynki. Będzie źle. Tak różnie od tego, jak jest teraz. Wręcz idyllicznie, niesamowicie oraz bajkowo. Do pewnego momentu. Kiedy to w malowniczą pocztówkę wgryza się robak. Zżerając całe piękno chwili. Romantycznej, podniosłej - nie widzi tego? Czy to kolejny neandertalczyk niewidzący nic poza doczesnością? Gdzie sztuka, kultura? Nie ma. Wyparowała wraz z funduszami, jak się okazuje. Gdzieś w środku jest mi go trochę szkoda, ale czy to znaczy, że mam się ruszyć na ratunek obcemu mężczyźnie, który nie potrafi godnie żyć? Jestem tutaj z lordem, my coś znaczymy, kiedy on… po prostu istnieje, ale to istnienie nie przynosi mu niczego.
Przygryzam lekko zziębniętą wargę. Puszczam uwagę żebraka mimo uszu, chociaż moja nieskazitelna twarz wykrzywia się w grymasie niezadowolenia. Głupiec. Brak taktu, brak wrażliwości, brak wszystkiego. Braki zatoczą koło.
- Chodźmy stąd - mówię znów po francusku. Niemal ciągnę mojego narzeczonego w przeciwną stronę do stania tego mężczyzny. Strasznego, na pewno. On osłania mnie ramieniem, rzuca tamtemu nieprzychylne spojrzenie i pospiesznie ewakuujemy się z Primrose Hill.

zt.


Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,
tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3715-odette-baudelaire https://www.morsmordre.net/t3724-skrzynka-odetki#67817 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t3771-skrytk-bankowa-nr-937#69396 https://www.morsmordre.net/t3770-odette-baudelaire#69394
Re: Primrose Hill [odnośnik]09.11.16 18:58
Sztuka żebrania? Czy ona w ogóle cokolwiek rozumiała? Larry nie musiał czytac jej w myślach, żeby zrozumieć, że nie? Małe, puste ludziki, które myślały, że są mądre, bo miały pieniądze. Oto kto przed nim stał. Zupełnie pustawe i bez czegoś podobnego jak współczucie. Bo to ludzkie uczucie. I każdy szanowany się człowiek powinien wiedzieć, co się dzieje. A ona i on najwyraźniej nic nie rozumieli. Do tego dobrali się najwidoczniej swoimi pustymi głowami. Ale czy on im zabraniał rozmnażać się i podwajać ten kretynizm? Cóż. Nie. Ale oni za to mogli go dyskryminować przez to że był biedny. I leniwy. Mógł w sumie iść do pracy. I chodził parędziesiąt razy, jednak za każdym razem nie pasowało w nim coś przyszłemu pracodawcy. Po miesiącu, dwóch, trzesz, czasem po tygodniu wyrzucano go z ciepłego miejsca, gdy zimą tak wiało i nie było się gdzie ogrzać czy osłonić przed hulającym mrozem. Potworni ludzie, potworne miasto, a on w nim żył.
Odwrócił się od nich, zanim oni szybko uciekli, namierzając kolejne przyszłe ofiary. Cholerni bogacze. Równie dobrze mógłby powiedzieć otwarcie, co o nich myśli, ale jedyne co zrobił to ziewnął i ruszył gdzie indziej.

|zt


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Primrose Hill 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]20.01.17 18:06
5 kwietnia
Postawa rodziny gwarantowała mu dotychczas względny spokój, nie stawiając w sytuacji bezpośredniego konfliktu, który narastał i robił to bardzo wyczuwalnie. Nie sposób było ignorować wydarzenia, rozgrywające się coraz częściej, trudno było pominąć idiotyczne i nieuzasadnione decyzje, skrajnie podzielone głosy, czy nawet drobne incydenty, wyrastające w oczach władz do rang przestępstw. Zmiany organizacyjne Ministerstwa Magii nie wróżyły nic dobrego. Ulysses klął siarczyście w myślach, choć wszystkie napływające informacje przyjmował ze zdystansowaną obojętnością, jakby nie miały na niego żadnego wpływu. Nie dawał po sobie poznać, że jakkolwiek go to martwi i brnął w zaparte, udając, że wszystko toczy się swoim torem. Wiedział, że czasy niezaangażowania dobiegają końca, wszyscy określają się jawnie, mierząc z konsekwencjami i komplikując zarówno konflikt, jak i ogół życia. On, choć określił się już dawno w stosunku do mugoli, nie mógł pozwolić sobie na żadne bezpośrednie zapewnienia. Zgadzał się z decyzją nestora w tej kwestii, przyjmując ją w głębi duszy z niemałą ulgą, ale wciąż zastanawiał się, jak zdecydowanie mógłby stanąć w czyjejkolwiek obronie, jeśli nie rozchodziło się o konkretną, ważną dla niego samego, osobę.
Przerwał lekturę Proroka w połowie artykułu, odkładając go na kolana i przykrywając kapeluszem, kiedy myśli zaczęły odpływać w zbytnie gdybanie i skrajny pesymizm. Wolał uniknąć przesadnego zamartwiania się wydumaną przyszłością, która swe pierwsze kroki stawiała na obecnie budowanych fundamentach. O ile ktoś był na tyle nierozsądny, by poczynania pani Tuft nazywać właśnie fundamentami - Ulysses miał wrażenie, że bardziej zbliżały się do miana małych katastrof, jakby ktoś wyburzał podstawy budowane latami.
Wybrał miejsce na możliwie najbardziej odosobnionej ławce, przy drzewach, z dala od głównej ścieżki i ciekawskich spojrzeń spacerowiczów. Obserwował chwilę spacerujących ludzi, a kiedy znużyło go to zajęcie, przebiegł wzrokiem po wzgórzu, zatrzymując się na bzach, które jeszcze nie kwitły. Były przesiąknięte energią tego miasta, w pewien sposób smutne, a mimo wszystko - wciąż żywe. [bylobrzydkobedzieladnie]


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees


Ostatnio zmieniony przez Ulysses Ollivander dnia 15.08.17 22:35, w całości zmieniany 2 razy
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432

Strona 1 z 8 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Primrose Hill
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach