Wydarzenia


Ekipa forum
Alejki
AutorWiadomość
Alejki [odnośnik]14.04.16 14:20
First topic message reminder :

Alejki

★★
Całe mrowie alejek przecinających Esy i Floresy wzdłuż i wszerz sprawia, że z początku klienci czują się zagubieni. Wystarczy jednak wejść między regały, a wszystko okazuje się o wiele prostsze: wiszące w górze tabliczki nie tylko pokazują nazwy działów, ale kierują również strzałkami do kolejnych. Alejki ułożone są tematycznie, dlatego obok siebie znajdują się regały poświęcone alchemii, eliksirom i uzdrawianiu, po przeciwnej stronie sklepu znajdziecie alejki z książkami o transmutacji, animagii i zaklęciach, a między nimi liczne regały poruszające tematykę zielarstwa oraz magicznych stworzeń. W rogu znajduje się niewielki dział z regałami wypełnionymi zbiorami o mugolach. Niektóre z nich mają krzesła i małe stoliki, przy których na spokojnie można obejrzeć książkę przed zakupem. Nad alejkami roztacza się górna galeria - to z niej pracownicy sklepu wyławiają co bardziej zagubionych klientów i pędzą im z pomocą.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:38, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Alejki - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Alejki [odnośnik]31.07.19 20:31
Sprawcą całego zamieszania ostatecznie było zwykłe kłamstwo - Ollivander prawdopodobnie miałby mały problem z weryfikacją wiarygodności prawdziwej historii, lecz prędzej uwierzyłby w to, że kobieta jest charłaczą siostrą Marcelli, niż w krótką wymianę zdań, jaka się pomiędzy nimi wywiązała. Mimo tego, przezorność Arabelli była całkowicie zrozumiała. Odkrywanie się z brakiem magicznych umiejętności w miejscu, które uszy mogło mieć powtykane pomiędzy grzbiety licznych książek, nie należałoby do rozsądnych i bezpiecznych rozwiązań. Zdołał uwierzyć w teleportacyjną czkawkę - czy nie zdarzały się częściej, gdy anomalie rozciągnęły swoje szpony nad Wielką Brytanią? Nie był w stanie stwierdzić i nie próbował, skoncentrowany na bacznym przyglądaniu się zestresowanej istotce, całkowicie świadom, że w ten sposób tylko pogłębia jej stres. Świetnie - może w takim stanie byłaby skłonna wreszcie powiedzieć prawdę? Wybuch złości był bardzo autentyczny i pobudził jeszcze większą ciekawość, uzupełniając tę gamę emocji o małe rozbawienie. Nie była groźna - cóż, nie wiedział, że ciąga za sobą anomalie, tak jak dzieci i mugole. Wzruszył ramionami, udając, że nic o oskarżeniach nie wie i pozwolił mówić jej dalej.
- Nie - odparł krótko, nie odczuwając żadnego wstydu. Zaklęcie nie stanowiło zagrożenia, nie było ofensywą, a do nosa (nie)Marcelli miało zbyt daleko, by choćby ją drasnąć. Dynamiczne zmiany znów przepłynęły przez mimikę panny Figg - widocznie połączyła parę faktów, cofając się myślami do pierwszych kwestii, padających w rozmowie. Z zainteresowaniem nadstawił uszu - przechylił sugestywnie głowę i uniósł brwi, oczekując rozwiązania zagadki albo kolejnego przekrętu, gdyż wciąż nie miał zbyt wielu podstaw, by nieznajomej zaufać. Nie doczekał się - czknięcie i znajomy trzask poniosły się po księgarni (zauważył, że wokół zaczęli zbierać się już pojedynczy obserwatorzy), a rozmówczyni zniknęła, pozostawiając po sobie niemały chaos w głowie Ollivandera. Westchnął ciężko, zawracając do kas, by kupić tę jedną, jedyną książkę o numerologii, trzymaną wciąż w dłoni, i wybrać się na sowią pocztę. Znajoma panna Figg powinna wiedzieć, że jej klon teleportuje się swobodnie z miejsca na miejsce, jakkolwiek dziwne nie byłoby to zjawisko.

| zt


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Alejki - Page 4 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Alejki [odnośnik]17.08.22 23:30
9.06.1958

Minął tydzień odkąd blondyn przeprowadził się do Londynu i mógł z ręką na sercu powiedzieć, że czuł się bardziej jak jednorożec w świetle jarzeniówek, niż kiedykolwiek wcześniej. Wszystko było.. Obce i trochę straszne. Wąskie, głośne uliczki, natrętna myśl gdzieś z tyłu głowy, podszeptująca, że w ogóle nie pasuje do tego krajobrazu i kolejna, radząca by załatwił czym prędzej swoje sprawy i zmykał do domu. Miał cichą nadzieję, że ten stan się nie utrzyma, że to tylko taka chwilowa paranoja wywołana przeprowadzką, natłokiem informacji o tym, co działo się wokół, na co ma uważać, czego nie robić, gdzie nie chodzić i do kogo zwiać, jeśli coś by się stało. Wiedział, że jego brat chciał dla niego jak najlepiej, do głowy by mu nie przyszło, że mogło być inaczej, ale jednak... Mógł mu dać chwilę. Na złapanie oddechu, na odnalezienie się w nowej przestrzeni i rozłożyć jakoś wszystko to, co, jak zapamiętał Ull przynajmniej, powiedział mu jednym tchem. Nie miał mu niczego za złe. Był właściwie wdzięczny, że zerwał ten plasterek dość szybko. Nie zmieniało to faktu, że młody Borgin do wyjścia z mieszkania Oyvinda po prostu się zmuszał; mały masochista chcący jak najszybciej stanąć pewniej na nogi. Tego konkretnego dnia, brat wysłał go po odebranie paczki z Esów i Floresów, zadanie które przyjął na siebie całkiem chętnie. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio odwiedził księgarnię i miał do tego czas, żeby zgubić się wśród alejek, wzrokiem szukając co ciekawszych.. grzbietów książek. Patrzył zwłaszcza na font, kierując się przekonaniem, że jeśli ten był ładnie zaprojektowany, to i w środku znajdą się jakieś dobre ilustracje albo chociaż bogato zdobione inicjały rozpoczynające rozdziały. Tak, oczywiście, zależało mu głównie na tym, żeby było na czym zawiesić oko, jeśli treść książki miałaby się okazać zupełnie nieinteresująca. Był trochę dziwny. Już dawno się z tym pogodził.
Z jakiegoś powodu, w budynkach czuł się bezpieczniej niż na otwartej przestrzeni. Nawet nie chciał się zastanawiać czy to miało sens; na ulicy sunął z taką prędkością, na jaką pozwalały długie nogi, relaksując się odrobinę dopiero w bezpiecznych czterech ścianach. Tym razem nie było inaczej. Postanowił najpierw przejść się alejkami księgarni, odpierając paczkę Oyvinda dopiero w drodze powrotnej. Kto wie, może nawet coś kupi? Swoje kroki skierował w stronę działu, który, z doświadczenia wiedział, miał najwięcej ksiąg mogących go zainteresować pod każdym kątem. Zielarstwo, opieka nad magicznymi zwierzętami; innymi słowy tematyka, która sama w sobie była ciekawa, a i do tego najczęściej posiadająca bogate ryciny. Miał nadzieję się nie zgubić i chociaż naprawdę się starał, złapał się na tym, że raz po raz wykonywał ostrzejsze manewry, ucinając zakręty zaraz przy regałach, tylko po to, żeby stwierdzić, że to jednak nie w tą stronę, albo że powinien był przejść jednak trochę dalej... Zapowiadała się dłuższa podróż, a nawet jeszcze nie dotarł do upatrzonego działu!
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Alejki [odnośnik]18.08.22 14:00
Nigdzie, w całej Wielkiej Brytanii nie było chyba drugiej tak dobrze zaopatrzonej księgarni jak Esy i Floresy znajdujące się na ulicy Pokątnej. Jeżeli coś można było z kolei powiedzieć o Marii to to, że była absolutnie zakochana w słowie pisanym i mogłaby spędzać naprawdę całe dnie — od wczesnego świtu do późnej nocy, gdy jedynym źródłem światła było drobne Lumos wydobywające się z końca migdałowej różdżki — na wertowaniu kart, chłonięciu zamkniętych nań słów, łapaniu wszystkich niuansów, które tylko mogła (i tak wiele z nich przelatywały nad głową marzycielki, umykając zupełnie jej zrozumieniu). Nie bez powodu prędko po przeprowadzce do Okruszka okazało się, że niewiele miała miejsca na składowanie przyniesionych ze sobą książek. Większość z nich spoczywała więc w kompleksie budowanych przez Marię wież, zajmującą część niewielkiej samej z siebie sypialni. Wszystkie książki należały niegdyś do kogo innego pochodząca z uboższej gałęzi rodziny Multon Maria była więc w najlepszym wypadku drugą z właścicielek, w innych — często ciężko było zliczyć poprzednich posiadaczy, ginęli w lukach pamięci i dawno zapomnianych datach.
Wciąż jednak ciągnęło ją do czegoś nowego. Z zapałem odkładała zarobione pieniądze, a raczej, ze względu na niewielki przychód i coraz to wzrastające koszty życia, niewielką ich część do szklanego słoika, który trzymała zamkniętego w nocnej szafce. Obiecała sobie, że najpierw zbierze wystarczającą ilość pieniędzy na nową miotłę, a z tego, co jej zostanie, kupi sobie wreszcie zupełnie nową książkę. Taką, której nikt wcześniej jeszcze nie pojął na własność, którą będzie pielęgnować najlepiej jak umie i nigdy nie pozwoli na zagięcie rogów, zemlenie kartki czy wylanie czegoś na nią.
Kiedyś oznaczało jednak, że nie stanie się to dzisiaj. Przy okazji kolejnej wizyty w Londynie nogi same zaprowadziły Marię do Esów i Floresów, a serce napełnione marzeniami o tak wyjątkowej własności popchnęło ją między alejki z zupełnie nowymi książkami, nie zaś tymi, które sprzedawano po cenie niższej, z drugiej, trzeciej i kolejnej ręki, z których zazwyczaj korzystała. Przechadzała się niespiesznie — pogoda w Londynie była naprawdę dobra, lecz według Marii było zdecydowanie zbyt duszno. Ubrana w błękitną sukienkę na ramiączkach, którą założyła na białą koszulę i z długimi, złotymi włosami zaplecionymi w dwa warkocze chyba odstawała na tle zabieganych londyńczyków, ale dzisiaj — wyjątkowo — zupełnie o to nie dbała. Zanurzenie w krainie własnych marzeń starczyło bowiem, by zepchnąć przestrach i napięcie gdzieś daleko; może zostało przed wejściem do sklepu, a może przylgnie do jej pleców jak zimny dreszcz już całkiem niedługo? Nie mogła być tego pewna.
Spacerując między alejkami, nie przepuszczała okazji, by odwiedzić te dla niej najciekawsze. W pierwszej kolejności zjawiła się bowiem w dziale z literaturą piękną, podchwytując najnowszy tomik poezji pani Edith Larson, niezwykle poczytnej ostatnimi czasy. Następnie przesunęła się płynnym krokiem do działu z podręcznikami z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami, skąd wzięła również dwie pozycje, odwiedziła też alejkę z pozycjami traktującymi o obronie przed czarną magią, witając też kolejne alejki. Trzymała wszystkie książki w obu rękach, a te stworzyły kolejną wieżę. Tak wielką, że wychodząc spomiędzy alejek, nie wiedziała, że właśnie wchodzi prosto w Merlinowi—ducha—winnego klienta Esów i Floresów.
Gdy książki zetknęły się z torsem Ulla Borgina, wymykając się dłoniom Marii, było już za późno, by się cofnąć.

| W ręce Ulla trafi na pewno...
1: Tomik poezji miłosnej Edith Larson zatytułowany Kadzidło strapionego serca
2: Książka z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami Wpływ długości nosa kudłonia na bezpieczeństwo stadniny A. L. Dippeta
3: Wyjątkowo ciężki, osiemnasty tom Antologii Magicznego Krawiectwa Louise Baudelaire


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Alejki [odnośnik]18.08.22 14:00
The member 'Maria Multon' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Alejki - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Alejki [odnośnik]18.08.22 15:03
Tego uderzenia mógł się spodziewać. Zasłużył sobie, tempem, ścinaniem zakrętów zaraz przy regałach, generalnym nie patrzeniem pod własne nogi i lezieniem jak przysłowiowa krowa. Zdusił krótki krzyk do szybciej i mocniej złapanego oddechu, robiąc wszystko co w swojej mocy, by się zatrzymać i nie napierać dalej na przeszkodę, która wydawała się wyrosnąć jak zjawa, z podłogi. W dodatku to coś co go zaatakowało, wyraźnie miało broń i nie zawahało się jej użyć. Zaklął pod nosem, cicho, prawdopodobnie tylko dlatego, że wciąż był w szoku, a z tyłu głowy pamiętał, że znajdował się w księgarni. Niekulturalnie tak by było drzeć japę w księgarni.. Postąpił pół kroku w tył, łapiąc równowagę, przytrzymując to, co go zaatakowało; tym razem zdziwił się może nawet bardziej, kiedy mały stosik okazał się znacznie cięższy, niż początkowo założył. Zajęło mu moment, zanim w pełni zapanował nad sytuacją, powstrzymując książki od zjeżdżania jedna po drugiej prosto na podłogę i siebie, przed poleceniem zaraz za nimi.
Wypuścił powietrze przez usta z wyraźną ulgą. - To był zamach. - żadnych przeprosin, żadnego upewnienia się, czy wszystko w porządku; tylko popatrzył na dziewczynę przed sobą, nieco szerzej otwartymi oczami. Nie wyglądała na terrorystę, zamachowca, ani tak naprawdę na żadne inne groźne stworzenie.. wręcz przeciwnie. Im dłużej na nią patrzył, tym bardziej był przekonany, że prędzej to on mógł jej coś zrobić, idąc jak cielak. Aż zrobiło mu się głupio, tylko nie bardzo wiedział z której strony ma zacząć upewnianie się, że jednak obydwoje wyszli z tego starcia cało.
- Przepraszam. - zreflektował się szczerze prostując, opuścił spojrzenie na książki, układając je z dołu do góry, od największej, do najmniejszej, w rządku, równiutko. Przy okazji, mimochodem wyłapał ich tytuły; a każdy z nich na swój sposób wydał się ciekawy.. Może prócz poezji. Nie miał za bardzo styczności z poezją; chyba, że miałby policzyć tą poezję pisaną na ławkach i ścianach. Wątpił, żeby to było to samo. - Nie powinienem tak biegać po księgarni.. W porządku? -szok trochę minął. To nie był atak terrorystyczny. Nikt nie ucierpiał... Można było wrócić do bycia względnie dobrze wychowanym, chociaż młodym i trochę roztrzepanym człowiekiem. Skarcił się też w myślach za zadawanie idiotycznych pytań, bo.. W porządku? Naprawdę? Właśnie przed chwilą wszedł jej w drogę z całym impetem, zero hamulców, postrącał jej kilka książek, a on jeszcze miał tupet pytać, czy wszystko było w porządku! Oczywiście, że nie było. Zakładał, że przestraszyła się przynajmniej tak samo, jak on.
- Poprzednie tomy tego krawiectwa też były takie ogromne? - znów przeniósł na nią spojrzenie, tym razem wyraźnie rozbawione, co tym bardziej podkreślał lekki, błądzący po ustach uśmiech. Prawdopodobnie nie powinien próbować swoich głupich żartów, skoro dosłownie przed chwilą mało tej blondynki nie zabił.. Ale nie mógł na to nic poradzić. Idiotyczne (nieśmieszne) poczucie humoru, to był zdecydowanie jego ulubiony sposób na rozładowanie napiętej atmosfery, a przynajmniej znalezienie ujścia dla własnego stresu. Nie musiał się przy tym martwić, że zrobi z siebie idiotę; w końcu żartował sobie, tak? Trochę o to chodziło.
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Alejki [odnośnik]21.08.22 17:36
Może i Ull mógł spodziewać się tego zderzenia, jednak tegoż samego nie mogła powiedzieć Maria. Cudem tylko udało jej się zacisnąć ząbki i usta tak mocno, by nie wydostało się z nich nawet jedno, drobne piśnięcie, jednakże oczy bardzo prędko zaszły łzami, a ciało młodej dziewczyny zadrżało w nerwowości swych posad tak mocno, że nawet gdyby chciała, nie dała rady wyłapać wszystkich książek, które runęły w dół. Szczególnie trudnym — i nieudanym — zadaniem okazało się złapanie osiemnastego tomu Antologii Magicznego Krawiectwa, która to pozycja należała do szczególnie ciężkich, jednakże nie ze względu na tematykę, ale faktyczną wagę. Maria oczekiwała już łoskotu, który narobi, gdy zderzy się z podłogą. Zacisnęła mocno powieki, ramiona uniosła do góry, chcąc schować między nie swoją szyję, a może i uszy nawet, oczekując nadchodzącego hałasu, ale ten...
Nie następował?
Dopiero słowa o zamachu, niespodziewanie mrożące krew w żyłach jeszcze bardziej od widma hałasu sprawiły, że otworzyła prędko oczy, przycisnęła wszystkie książki, które mogła do swojej klatki piersiowej, a samego Ulla, trzymającego monstrualne tomiszcze, chwyciła za nadgarstek, ciągnąc go w głąb alejki, z której właśnie wychodziła. Jeżeli naprawdę byli w niebezpieczeństwie, musieli nie rzucać się w oczy i — przede wszystkim — być tak cicho, jak się da. Poprowadziła Ulla na sam koniec alejki, w odrobinę zacieniony kąt, układając książki prędko na parapecie, a gdy blondyn począł ją przepraszać, przyłożyła palec wskazujący do swych ust, nakazując mu być cicho.
— N—nie teraz... — wyszeptała przez ściśnięte gardło, powoli wyglądając w kierunku innych alejek, lecz... Wydawało się, że życie w księgarni toczyło się dalej, bez zbędnych przeszkód, a i spacerujący po ulicy Pokątnej czarodzieje nie wydawali się niczym poruszeni.
Co to miało znaczyć?
— Co... się stało? — spytała wreszcie, przenosząc pytające spojrzenie dużych, szarozielonych oczu na wysokiego młodzieńca; nie trzeba było być kimś szczególnie dociekliwym, by dojrzeć, że Maria niewiele rozumie z sytuacji, w której się znaleźli. Zderzyła się z tym chłopcem przypadkowo, bo nie widziała, że nadchodzi, on powiedział coś o zamachu (a w trakcie wojny działo się wiele nieprzewidywalnych rzeczy), ona próbowała zabrać ich w bezpieczne miejsce, a teraz wydaje się, że żadnego zamachu... nie było?
— Ja... ze mną wszystko dobrze, ale... — próbowała ułożyć sobie w myślach to, co właśnie zaszło, ale jeżeli od Ulla odchodził pierwszy szok, do Marii chyba dopiero docierał. Przyłożyła powoli zimne dłonie do gorejących — a przez to pokrywających się pokaźnym rumieńcem — policzków. Czy to tylko jakiś zły sen, czy jakiś niezbyt wyszukany żart? Przymknęła na moment oczy, próbując nabrać powietrza; najwyraźniej naprawdę bardzo mocno się przestraszyła. — C—co to miał być za... zamach? — dopytała po kilku chwilach, otwierając wreszcie oczy, ale jej rozmówca wydawał się już być zupełnie spokojny, a dzięki uśmiechowi dostrzegła, że nawet dopisywał mu humor. Na pytanie o tomy przesunęła wzrok na trzymaną przez niego książkę, myśląc wyłącznie o tym, że zupełnie już nie rozumiała, co tu w ogóle miało miejsce.
A gdy nie rozumiało się całości rzeczywistości, warto było skupić się na tym jej fragmencie, którego było się najbardziej pewnym.
— Ten... ten jest największy, ale podobno... Podobno trzynasty był jeszcze dwa razy taki. Wycofali go ze sprzedaży, bo podobno przynosił pecha. Postawiony na półce spadał na głowę każdego, kto przeszedł przy regale niemodnie ubrany... — wydusiła z siebie, czując, że zmieszany rumieniec nie zamierza zsunąć się z jej twarzy, ba, sięgnął już czubków uszu, piekąc je niemiłosiernie.
Przecież właśnie zrobiła z siebie paranoiczną idiotkę, bo przestraszyła się wyimaginowanego zamachu w centrum bezpiecznego (jak mawiał jej ojciec) Londynu...


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Alejki [odnośnik]21.08.22 18:50
Teraz to już naprawdę, w stu procentach wybiła go z rytmu. Najpierw chciała go zabić jakąś opasłą księgą, a teraz wyraźnie nie poczuła jego idiotycznego żartu i.. Złapała go za nadgarstek, żeby odciągnąć w bezpieczne miejsce? Gdyby sytuacja była inna, oponowałby bardzo przed dotykiem, jak zawsze od niego stronił, ale tym razem zimne dłonie dziewczyny wydawały się czynnikiem bardzo uziemiającym. Przestraszył tą dziewczynę tak bardzo, że wzięła jego głupi żart na poważnie.. Przez co przestraszył ja jeszcze bardziej..?
Tak, właśnie w tym momencie, definitywnie upewnił się, że już wiedział jak to jest, kiedy łamało ci się serce. Na pierwszy rzut oka wyglądała na najbardziej niewinną istotę, z jaką kiedykolwiek się spotkał, a na pewno jaką kiedykolwiek staranował. Chcąc załagodzić sytuację żartem, tylko ją pogorszył. Miał wrażenie, że gdzieś głęboko w jego klatce piersiowej coś pękło i rozpadło się na kawałki, zalewając go ogromnym poczuciem winy i nieznanym, miękkim ciepłem.
- Nie, ja.. - próbował się tłumaczyć, grzecznie pozwalając zaprowadzić się tam, gdzie w jej mniemaniu było bezpieczniej. Gdyby to naprawdę był jakiś zamach, biblioteka pełna wysokich regałów z ciężkimi tomiszczami wydawałaby mu się najmniej bezpieczną opcją i raczej szukałby najszybszej drogi ewakuacji. W tym momencie wiedział, że zagrożenie nie istniało. Stworzył je jego głupi żart. Gdy uciszyła go, gestem przykazując zachowanie ciszy, przy tym patrzyła na niego wielkimi, przerażonymi oczami pełnymi łez.. Sam miał wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Takiej kolejki emocji nigdy wcześniej nie poczuł, zwłaszcza w tak krótkim czasie. Tak jak przykazała, był cicho, kręcił tylko głową, nieświadomie wykrzywiając się w wyrazie rozczulenia, zmieszanego z przykrością. Czuł się definitywnie cholernie głupio. Złapał się również na tym, że w tym ciemniejszym kącie lekko się do niej pochylił, by nie musieć podnosić głosu i wytężać wzroku.
- Naprawdę, bardzo cię przepraszam. Jestem idiotą. Nie powinienem był tego powiedzieć. To miał być żart. - odpuścił na moment tej książce i dalszym żarcikom, tylko po to, żeby tą młodą dziewczynę zapewnić, że wszystko jest w porządku. I trochę się wytłumaczyć. Bardzo się wytłumaczyć i jeszcze bardziej przeprosić. - Bo.. Wiesz.. Że niby ta wielka książka to był na mnie zamach? Bo pojawiłaś się z nią znikąd i spadła na mój głupi łeb...? Więc w żarcie to powiedziałem..? - zakręcił się trochę we własnych tłumaczeniach, czując jak jego zwykle dość blada twarz, robi się czerwona. Empatia empatią, ale nie musiał oddawać jej zaczerwienienia.. Jej definitywnie bardziej pasowały, niż jemu. Był o tym przekonany. Potrząsnął głową i wyprostował się, biorąc głębszy oddech.
- Zignoruj to. Wszystko. Udajmy, że ktoś nam wyczyścił pamięć z ostatnich kilkunastu minut, dobrze? - znów się do niej uśmiechnął, znacznie cieplej tym razem, nie chcąc znów przypadkiem powiedzieć czegoś bardzo nie tak. Nie zdziwiłby się wcale, gdyby postukała się po głowie, powiedziała mu, że w istocie, idiota z niego i poszła we własną stronę.. Ale skoro już zniweczył jej spokojny dzień w księgarni, to bardzo chciał mieć możliwość, żeby jakoś w przyszłości jej to wynagrodzić. Jakkolwiek. Jeszcze inna jego część, ta, którą odsuwał od siebie nieco bardziej, była zafascynowana osobą, wywołującą w nim tyle sprzecznych (i niektórych nowych) emocji na raz.
- Ull Borgin. Cieszę się, że nie wybrałaś tomu trzynastego. - dodał, kłaniając się jej, jak miał w zwyczaju nieco przesadnie, dalej trzymając te ciężkie księgi.. I dopiero kiedy znów się wyprostował, stwierdził, że może położy je obok reszty jej książek, na parapecie.
Od razu lepiej.
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Alejki [odnośnik]25.08.22 12:22
Samej Marii ciężko było zdobyć się na dotyk — w szczególności tak odważny jak dotknięcie nadgarstka nieznajomego. Ba, nie tyle dotknięcie, ale również zaciśnięcie na nim długich, szczupłych palców i pociągnięcie młodego chłopca za sobą. Takie zachowanie wymagało od niej odwagi, która wyzwalała się w Marii wyłącznie w sytuacji zagrożenia. Szczerze wierzyła, że włąśnie znaleźli się w centrum kolejnej wojennej zawieruchy, że to, co złe, dotarło także do stolicy, o której najbliżsi Marii mówili, że była przecież co do zasady bezpieczna. Już rok, mówiły gazety w kwietniu, świętując wygnanie mugoli z miasta. Ale wszyscy, jak jeden mąż mówili, że miała na siebie uważać, mieć oczy dookoła głowy. Że czasami sekunda zawahania kosztowała czyjeś życie, a Maria nie mogła przecież ryzykować. Tak bardzo nie chciała się bać, a zawsze coś musiało sprowadzić na jej plecy zimny dreszcz, szarozielone tęczówki wprowadzić w rozedrganie. Taka już była jej uroda, takie liche szczęście.
Ale towarzyszący jej młody blondyn nie wyglądał na wielce pewnego siebie, czy też rozeznanego w tym, co mogło się dziać w Londynie. Gdyby był siebie pewniejszy, może szybciej otrząsnąłby się z szoku. Gdyby znał to miejsce lepiej od Marii — może poprowadziłby ich w miejsce inne, bezpieczniejsze. Teraz jednak pannie Multon zdawało się, że nie powinni wychodzić na ulicę. Gdyby faktycznie trwały tam jakieś zamieszki, pchaliby się przecież na linię zaklęć, mogliby nie zdążyć z odskokiem albo tarczą. A na to nie mogli sobie pozwolić. Ściśnięci wśród alejek mieli większe szanse liczyć na to, że może burza ominie ich, zupełnym przypadkiem, a może dzięki łutowi szczęścia.
Teraz jednak wpatrywali się w siebie — przez ten krótki moment, gdy Marii udało się podtrzymać własne spojrzenie w niebieskich oczach chyba załamanego towarzysza. Ten przechylił się do niej, przestając nad nią górować. Maria najchętniej cofnęłaby się o krok — niepewna co do jego zamiarów, lecz ruch ten zablokowany został przez regał i ścianę.
Musiała więc go wysłuchać.
A im dłużej Ull mówił, tym paradoksalnie mniej trafiało do spanikowanego umysłu Marii. Przez moment zdawało się, jakby słowa, że był to wyłącznie żart, kiepskiej jakości dowcip, sprawiły, że blondynka zadrżała w posadach jeszcze bardziej, by później znieruchomieć niemal zupełnie, za wyjątkiem mrugających prędko oczu, które z nieukrywanym wyrazem niezrozumienia wlepiła w postać tłumaczącego się chłopca. Powoli dochodziło do niej to, co miało tutaj miejsce, a im bardziej zaczynała być tego świadoma, tym większym rumieńcem oblewały się jej policzki i uszy, tym trudniej było złapać oddech, tym mocniej biło pobudzone adrenaliną serce, a z racji tego, że niezdatne było do czucia tylu emocji na raz, dłonie Marii prędko przytknęły do jej twarzy, chowając ją na moment przed całym światem, dając przynajmniej iluzję prywatności do przeżycia tego emocjonalnego kotła, bo oto Ull Borgin i Maria Multon poznali się w najbardziej chyba żenujących okolicznościach, jakie były im dane. Właściwie nie wiedziała, co innego powinna zrobić. Najchętniej chciałaby stąd uciec, zostawić nawet książki, po które tu się właściwie zjawiła, to wszystko moja wina, bo nie uważałam, ale nieznajomy jeszcze chłopak (po pewnym czasie rozchyliła nieco palce, tworząc z nich swojego rodzaju wachlarz i zerkała nań jednym tylko okiem) uśmiechnął się nawet ciepło i dobrodusznie zaproponował, by zapomnieli o tym, co umiejscowiło ich w ciemnym kącie między ścianą a regałem. Ot, nieporozumienie. Każdemu mogłoby się przydarzyć, lecz tylko wrażliwym duszom aż tak i n t e n s y w n i e.
Pokiwała jednakże głową, zgadzając się na jego pomysł. Dopiero gdy zdradził jej swoje imię i nazwisko opuściła nieco dłonie, aż wreszcie splotła palce ze sobą na wysokości brzucha, dygając przed nim grzecznie.
— Maria Multon — przedstawiła się, spoglądając na niego ze wciąż rumianymi policzkami. Zastanawiała się, czy był on bratem pana Oyvinda, którego również pechowym zrządzeniem losu spotkała na Nokturnie, ale nie wydawali się do siebie podobni. Ull miał jasne włosy, podobne w odcieniu do jej własnych, pan Oyvind cieszył się miedzianą barwą. — Nie... Nie jesteś stąd, prawda? — z Londynu, tego nie dopowiedziała, kierując się raczej obco brzmiącym imieniem chłopca. Ale to, że nie mieszkał w Anglii mogłoby tłumaczyć jego raczej swobodne podejście do tematu zamachów.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Alejki [odnośnik]25.08.22 16:53
Reset.
Dobrze. Odetchnął trochę mimowolnie, kiedy zamiast pogonić go z krzykiem, albo obrócić się na pięcie, postanowiła zgodzić się na reset. Jasne, że to tak nie działało i pewnie miało być mu głupio jeszcze przez jakiś czas, że tak ją przestraszył, ale przynajmniej mogli szybciej przejść nad tym faktem do porządku dziennego i nie rozprawiać dalej o zamachach i niebezpieczeństwach. Nie miał też nic przeciwko przyznawania się do winy i przepraszania, kiedy rzeczywiście zawinił, ale.. No, ile można?
Nie mieli zbyt wiele miejsca na te ukłony, ale skoro ona postanowiła grzecznie dygnąć to i on lekko się ukłonił.
- Miło cię poznać. - dodał jeszcze, równie szczerze, zaraz potem oparł się biodrem o wysoki parapet przy którym stali, żeby pozwolić jej na odsunięcie się trochę, gdyby tak zapragnęła zwiększyć między nimi dystans. Specjalnie bardzo mu nie przeszkadzało, że byli tak ściśnięci w kącie, ale pamiętając jak chwilę wcześniej pragnęła się od niego odsunąć, wolał zostawić jej na to przestrzeń. Pokrecił lekko głową i znów ciepło się uśmiechnął.
- Można tak powiedzieć. Bliżej mi do lasów i gór za morzem na północy, niż do serca miasta. - zgodził się, bo mimo, że rzeczywiście był anglikiem na papierze, raczej unikał dotychczas spędzania czasu w kraju... a jeżeli już go spędzał, zwykle przesiadywał na zapleczu jubilerskiego sklepu, trochę dalej wzdłuż pokątnej. Wzrok skierował znów na książki, przesuwając do nich dłoń i palcem stukając w tą najmniejszą, którą złapał, tomik miłosnej poezji.
- Złożyłaś bardzo rozległy zbiór, musisz mieć mnóstwo zainteresowań.. Trochę zazdroszczę. Poezja, magiczne stworzenia i.. krawiectwo? - ta ostatnia książka naprawdę go intrygowała i to ona właśnie była przyczyną całego tego wcześniejszego zamachu, w którym mało się pod jej ciężarem nie złamał. Nie był najsilniejszym przykładem chłopaka w swoim wieku, ale za to obwiniał pulę genów; i tak nie miał najgorzej. Raczej chudy, nieco bardziej zwinny niż silny, nic specjalnego generalnie.
- Pozwolisz, żebym zerknął? - palcem zjechał do ostatniej w swoim stosiku książki, wyżej wymienionego krawiectwa, przejeżdżając po tytule z nie krytą, dziecinną ciekawością. Wątpił, żeby samo w sobie krawiectwo go porwało (chociaż, kto wie?), ale był niemalże pewny, że natknąć się w środku mógł na ciekawe ryciny. Wzory? Wykroje? Zupełnie się nie znał na składaniu ubrań, nie jego ekspertyza, ani trochę.
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Alejki [odnośnik]28.08.22 12:14
Sam fakt, że ten młodziutki blondyn nie nalegał szczególnie na to, by wciąż tłoczyli się w rogu sprawił, że napięte do tej pory mięśnie Marii rozluźniły się lekko, choć wydawało się, że dziewczyna dalej pozostawała w gotowości do prędkiej ucieczki. Niemniej jednak Ull mógł zauważyć, jak na ustach Marii błąkał się nieśmiały, ledwie widoczny uśmiech, który mógł mu z powodzeniem zdradzić, że dziewczyna była mu wdzięczna. Nie mieli zbyt wielkiego szczęścia przy początku tej znajomości, rozpoczynając ją od czegoś tak wielkiego, jak zagrożenie zamachem, ale... Dobrze patrzyło mu z tych jasnych oczu, może problemem był wyłącznie jego specyficzny rodzaj humoru?
Uśmiech poszerzył się dwukrotnie. Za pierwszym razem, gdy przyznał, że było mu miło ją poznać (Maria rzadko kiedy słyszała takie słowa, a zawsze w swej głowie zakładała, że była tylko ziarenkiem piasku, kimś zupełnie nieistotnym w wielkich planach świata i pośród znacznie ciekawszych osobowości, które musieli spotykać dzień za dniem mijający ją na ulicy ludzie). Za drugim — gdy przyznał, że faktycznie nie jest stąd.
Nie spodziewała się bowiem usłyszeć o lasach i górach. Ciągoty do natury miewały osoby melancholijne, które miasto zdawało się przyduszać, a gęste zabudowania nie pozwalały na pełne rozłożenie skrzydeł. Napowietrzone westchnienie uciekło z ust panienki Multon, której myśli uleciały ku rozległym połaciom ziemskim, tym zupełnie dziewiczym, dokąd ręce ludzkie jeszcze nie sięgły. W szarozielonych oczach odbiły się momentalnie plecione naprędce marzenia, Ull mógł mieć wrażenie, że jego rozmówczyni była przez chwilę gdzieś daleko, na pewno poza Esami i Floresami, może tam za morzem, w miejscu, które przedstawił jej w krótkich słowach.
Wybudziła się, dopiero gdy do jej uszu, poza naprawdę przyjemnym dla ucha, choć noszącym chyba ślady obcego akcentu tonem głosu młodzieńca dotarło jeszcze jego stuknięcie w mocną obwolutę książki.
— Lubię czytać o wielu rzeczach... — szepnęła, podnosząc momentalnie spojrzenie na chłopca, ze wciąż obecnym, drobnym rumieńcem na policzkach. Mówił, że trochę zazdrościł szerokości zainteresowań, ale Maria nigdy nie uznawała, że jej hobby były jakieś szczególne, czy godne prawdziwej uwagi. Ot, jak ona — ginęły często w morzu ciekawszych, bardziej porywających rzeczy do roboty. — Mhm — dodała po chwili, odpowiadając na pytanie o możliwość zerknięcia do najcięższej z ksiąg. Nim jednak Ull mógł się do niej dostać, Maria wyciągnęła swe dłonie, by ostrożnie chwycić leżące na Antologii książki, aby przełożyć je na bok. Dopiero później przystanęła ponownie przy księdze, którą otworzyła osobiście i ostrożnie. I tak chciała tylko przejrzeć ten tom, na kupno nowego nie było jej stać, przynajmniej teraz, gdy wszystkie dodatkowe i niewydane pieniądze odkładała na kupno miotły.
— W bibliotece szkolnej mieliśmy wszystkie wydania tych ksiąg, od pierwszego, z szesnastego wieku... — szepnęła, nie spoglądając jednak na swojego towarzysza, gdy jasne, szczupłe palce ostrożnie przewracały stronę za stroną. Ull mógł jednak z łatwością dosłyszeć dzwonki ekscytacji przebijające się przez melodię głosu młodej dziewczyny, a zaraz nawet dojrzeć, że gestem prosiła go, aby podszedł bliżej.
Na stronie, na której się zatrzymała, prezentowała się rycina przedstawiająca balę materiału załamującego światło. Mieniło się we wszystkie kolory tęczy, jednakże obok stał już człowiek, który trzymał w dłoniach gotowy produkt. Rysunek wydawał się być niedokończony, ponieważ fragment materiału, którym przykryta była część jego sylwetki, wydawał się być przezroczysty na tyle, że przenikał przez ciało trzymającego, pokazując obserwatorom tylko znajdujące się za nim pomieszczenie. Gustowną, ciemnozieloną kanapę i stolik, na którym znajdowała się kryształowa karafka i trzy szklanki.
— Słyszałeś kiedyś o demimozach? To z ich futra robi się takie cuda — wyszeptała z szerokim uśmiechem, wskazując na rycinę palcem. Oczywiście chodziło o pelerynę niewidkę.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Alejki [odnośnik]28.08.22 14:23
Specyficzne poczucie humoru było, jest i prawdopodobnie będzie zawsze tą cechą, która spędza na jego głowę kłopoty. Przywykł już do tego podczas swojej nauki w Durmstrang, gdzie nie potrafił trzymać niewyparzonej buźki zamkniętej, nie powstrzymując sarkazmu pomieszanego z cynizmem, czarym humorem, który nie raz wpędził go w kłopoty. Może to była kwestia idiotycznej dumy, gdy na przytyki czasami, zamiast milczeniem, odpowiadał pyskówką? W tym konkretnym momencie jego głupia odzywka przestraszyła Marię, zapędziła ich w kąt księgarni i to był jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy było mu głupio. Postanowił się jednak skupić na tym, żeby jakoś jej to wynagrodzić; a pierwszym krokiem był właśnie drobny gest oddania jej przestrzeni, który wydawała się docenić. Nie mógł położyć palca na tym, co to było, ale blondynka miała w sobie delikatność, która sprawiała, że nie chciał odwracać od niej spojrzenia, by nie przegapić drobnej ekspresji i zgrabnych gestów. Miał cichą nadzieję, że to spojrzenie jej nie ciążyło, że w swojej biegłości obserwacji potrafił utrzymać je lekko, a prosta troska, którą wobec niej poczuł, dodawała temu spojrzeniu ciepła. Obserwując delikatne zmiany w malujące się na jej twarzy, zauważał, że jego poczucie winy malało, a poziom zestresowania sytuacją opadał; lekki, szczery uśmiech dziewczyny upewniał go, że wszystko było w porządku i nie miała mu za złe wrodzonego zakręcenia.
Nie mógł nie zauważyć jej reakcji na wspomnienie o pięknym kraju, który uważał za swój dom. Zupełnie podświadomie uśmiechnął się szerzej, oczy rozbłysnęły iskrą radości, typową przy rzadkich okazjach, gdy na swojej drodze spotykał druga, wrażliwą bratnią duszę.
- ..zimą, na przykład, wszystko chowa się pod grubą pierzyną ze śniegu, a nocą, zwłaszcza w styczniu, jeśli masz szczęście możesz dostrzec zorzę. To takie piękne smugi światła na bezchmurnym niebie; pomyślałabyś, że to magia, ale nie, to coś, co powstaje zupełnie naturalnie. - opowiadał jej dalej, ton głosu przybrał bardziej miękką barwę, nie chcąc wybijać jej zbyt drastycznie z wyobrażeń o jego pięknym kraju. I tak, jej ekspresja mówiła wszystko, nie musiał znać zaawansowanej magii czytania w myślach, żeby widzieć jak barwnie wyobraża sobie opisywany przez niego krajobraz.
Kochał ludzi twórczych, kreatywnych, kochał takich o szerokich horyzontach, które ciężko było zamknąć w jednej kategorii, w szufladzie pod kluczem. Książki stanowiły dla niego często bramę do zupełnie nowych odkryć, do światów, o których wcześniej nawet by nie pomyślał i do wiedzy, którą łatwiej przyswajało mu się z pożółkłych stron, niż z wykładów. Skupienie uwagi przychodziło mu o tyle łatwiej, kiedy dotyczyło małego wycinka z rzeczywistości. Na jednej osobie. Na książce, która stawała się światem samym w sobie. Na zapleczu w jubilerskim sklepie, gdzie wszystko miało swoje miejsce, a w powierzchownych chaosie można było z łatwością odkryć metodę i porządek. W tym momencie skupiał całą swoją uwagę na niej, nawet jeśli wrodzona ciekawość ciągnęła go bardzo do książek pod jego palcami. Po raz kolejny dał jej przestrzeń, przesuwając własną dłoń w bok, kiedy robiła porządek na parapecie i otwierała wielkie tomiszcze. Pochylił się lekko do przodu, marszcząc się, by dostrzec ze swojego miejsca zawartość stron; nie chciał jej osaczać, wisząc nad ramieniem, mimo, że w ograniczonym świetle ich kąta ciężko było coś dostrzec z tej odległości.
- Beauxbatons? - dopytał, gdy wspomniała o szkolnych zbiorach. Z jakiegoś powodu, cała seria o krawiectwie nie pasowała mu do Hogwartu i bardziej widziałby ją, rzeczywiście, w szkole, która stawiała duży nacisk na rozwój kreatywności swoich wychowanków. W delikatnym, przyjemnym głosie Marii było też coś, co sprawiało, że swojej racji był niemal pewny. Nawet nuty ekscytacji w jej głosie, dziecinnie niewinne, nosiły w sobie tą samą delikatność.
Przesunął się bliżej dopiero, kiedy przywołała go gestem, opierając się jedną dłonią o parapet i to na niej kładąc ciężar ciała, gdy pochylał się nad ramieniem blondynki. Przewracała kolejne strony znacznie szybciej, niż by sobie tego życzył, ale uznał, że wyraźnie szuka czegoś konkretnego. Miało to sens, w końcu z jakiegoś powodu wzięła właśnie ten tom, a nie inny. Z jego ust uciekło melodyjne "ooh", kiedy zatrzymała się w końcu na pelerynie niewidce.
- Nigdy. Byłem przekonany, że te peleryny robi się ze sztucznego materiału i po prostu zaklina, a nie z futra. - dało się słyszeć szczery zachwyt w jego głosie, kiedy pochłaniał spojrzeniem grafikę na otwartych stronach. Nie miał pojęcia jak mogły wyglądać stworzenia o których mówiła, czy produkowały futro tak, jak owce na przykład, czy musiały oddawać życie za ten piękny i szalenie przydatny kawałek materiału. - Opowiesz mi o nich? - dodał, bo to pytanie wydawało mu się idealną kontynuacją, efektem jego szczerej ciekawości. Brzmiało, jakby wiedziała na ten temat znacznie więcej od niego, a on naprawdę lubił poznawać nowe rzeczy. Zerknął z zaintrygowaniem na jej profil, dopiero w tym momencie orientując się, jak nisko się pochylił, by dostrzec szczegóły na rycinach. Mając w pamięci jej wcześniejszą reakcję, wyprostował się nieco, po raz kolejny, by nie czuła się osaczona.
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Alejki [odnośnik]03.09.22 12:42
Chłonęła wszystkie jego słowa, ledwie powstrzymując się przed zupełnym zamknięciem powiek. Z tego też względu przymrużyła nieco oczy, wachlarz jasnych rzęs zatrzepotał bliżej policzków dziewczęcia, gdy wyobraźnia puszczona wolno, przedstawiała jej kalejdoskop pięknych, zimowych krajobrazów. Śnieżna pokrywa wybijała się więc na tle ciemnego (niezupełnie czarnego, jak bywało to w lasach Gloucestershire) nieba, które zdobiły różnokolorowe smugi, najbardziej zbliżone do pociągnięć pędzla jednej z dziewcząt, na którą wpadła Maria przypadkiem, gdy ta szykowała swe obrazy na egzaminy końcowe w Beauxbatons. Smugi światła w wyobraźni panny Multon były więc różnokolorowe — od żółtego, przez wszelkie odcienie różu, głębokie fiolety i granaty, z błękitu przechodząc w zieleń. Nie wiedziała jeszcze, że prawdziwe polarne zorze najczęściej przybierały odcienie zieleni właśnie, że zależało to przede wszystkim od rodzaju załamania światła i że migotały ślicznie w oczach, zapisując się w pamięci oglądającego na naprawdę długi czas. Na jej wyobrażonym niebie, smugi układały się czasem we wzory, chociaż niezupełnie wyraźne. Podobnie jak chmury, owe wzory potrzebowały trochę dobrej woli oglądającego, by ten dopowiedział sobie konkretny kształt, wypełnił brakujące elementy. Niemniej jednak, z twarzy Marii z pewnością zniknęło wcześniejsze napięcie i zmęczenie, ustąpiło miejsca zupełnie rozmarzonemu uśmiechowi, podpowiadającemu Ullowi to, że gdziekolwiek była teraz myślami jego towarzyszka, było to miejsce przyjemne, a przynajmniej piękne.
Wybudzała się z tego specyficznego półsnu powoli. Tak samo powoli otwierała powieki i przemieszczała się w ich chwilowo wspólnym, małym kącie, robiąc porządek na parapecie i przekładając karty książki, po którą sięgnęła. Zarejestrowała, że Borgin za jej plecami musiał się również przesunąć, jego spojrzenie nie było już na niej tak bardzo ciężkie, choć wciąż wyczuwalne. Musiał być dobrym obserwatorem albo przynajmniej szczęściarzem. Prędko odgadł przecież szkołę, do której Maria chodziła, choć nie zdradzała mu jeszcze swej znajomości francuskiego. Może dojrzał nazwisko autorki tomiszcza traktującego o modzie i tak połączył fakty?
— Tak, Beauxbatons — niezależnie od sposobu, w jaki dotarł do tej konkluzji, Maria musiała skinąć lekko głową i przyznać mu rację. Rozmarzony uśmiech poszerzył się jeszcze na kolejne słowa tego młodzieńca. Nieszczególnie chciała wnikać, jak odgadł, że to nie w Hogwarcie odbierała swoje lekcje, dlatego ściągnięcie uwagi na zupełnie inny temat — krawiectwa i magicznych stworzeń sprawiło, że mogła w dalszym ciągu nurzać się w spokojnych wodach własnych zainteresowań, nie odzierając się ze wszystkich tajemnic jednocześnie. Gdyby młody blondyn zamierzał drążyć wokół jej osoby jakoś bardziej, pewnie odnalazłaby sposób na wycofanie się; o sobie nie lubiła przecież mówić niemal wcale, przez wrodzoną nieśmiałość, ale udawało się rozsupływać związane mocno wargi, gdy tylko ktoś szczerze pragnął słuchać o tym, na czym znała się chyba najlepiej. Nie najlepiej na świecie, ale wśród wszystkich tematów, które były bliskie jej sercu, magiczne stworzenia i krawiectwo były najszerszymi z nich, lubiła dzielić się swoją wiedzą.
— Demimozy pochodzą z Dalekiego Wschodu i są wielkości szympansa, czyli mniej więcej o takie — zaczęła cicho, pokazując dłonią prawdopodobny ich rozmiar. Jeszcze nigdy nie widziała demimoza na żywo, ale czasami śniła o takim spotkaniu. W snach miała więcej pieniędzy, a na głowie kapelusz z szerokim rondem, taki, jaki mieli wszyscy poszukiwacze przygód z czytanych przez nią książek. — Są to bardzo mądre stworzenia, potrafią przewidywać ruchy tego, na kogo spojrzą, ale nie widzą przyszłości. To bardziej... rachunek prawdopodobieństwa — ciągnęła dalej, palcem przesuwając po rycinie prezentującej pelerynę—niewidkę. — W obliczu zagrożenia robią się zupełnie niewidzialne, a ich futro, w zależności od wieku demimoza białe lub srebrne, jest właśnie za to odpowiedzialne. Próbując uszyć taką pelerynę, trzeba jednak bardzo uważać, bo połączenie włókien z futra demimoza z inną tkaniną to bardzo wymagający magicznie proces. Trzeba używać odpowiedniego rodzaju ściegu, numerologia bardzo w tym procesie pomaga. Łączy się przecież nie tylko materiał z materiałem, ale jeszcze ich... Ja lubię to nazywać l'essence de la magiemówiła ściszonym głosem, a gdy skończyła, przeniosła wyczekujące spojrzenie na Ulla, chcąc dostrzec jego reakcję. Tym dojrzała kątem oka, że tłumy na ulicy Pokątnej zwiększyły się jeszcze mocniej. Musiała dochodzić godzina trzecia, rozpoczynać się szczyt powrotów z pracy do domów. Nie sądziła, że spędzi w księgarni aż tak dużo czasu.
Z pewnym smutkiem zamknęła tom, po czym sięgnęła po resztę książek, ponownie budując z nich piramidkę na własnych rękach.
— I tak nie mam jak zabrać ich wszystkich ze sobą do domu — skłamała, nie chcąc przyznać się, że tak naprawdę nie stać ją na nowe książki. Czubki uszu raz jeszcze zapiekły, nie była dobrym kłamcą; dziś przyszła do Esów i Floresów kupić książki używane, ale w towarzystwie młodego chłopca wydało jej się to jakieś... dziwnie upokarzające. — Wrócę tu przy następnej okazji — oznajmiła, choć nie wiedziała, czy bardziej do niego, czy też do siebie. Zniknęła na moment między alejkami, pozostawiając Ulla samego, aż gdy zjawiła się ponownie w ich kąciku, miała już zupełnie wolne ręce.
— Skoro nie jesteś z Londynu, to chyba nie znasz tego miejsca. Słyszałam, że na przedmieściach jest pewien dom. Wygląda na zrujnowany, ale są tam pozycje, których nie ma w żadnej innej bibliotece w mieście — zniżyła głos do szeptu, powierzając w tym momencie Ullowi naprawdę cenną informację. — Problem jest taki, że nie można tych książek wynieść poza dom. Podobno są tam też książki o... czarnej magii, ale to chyba plotka puszczona przez tych, którzy nie chcą się dzielić.
Maria zagryzła lekko policzek. Sama bała się udać w tak odległe miejsce, ale blondynowi, pomimo nazwiska kojarzącego się z Nokturnem, bardzo dobrze patrzyło z oczu.
— Z rodzicami umówiłam się o szóstej — dodała, zaznaczając na wszelki wypadek, że ktoś będzie jej szukał. Nie chciała przecież sprawiać wrażenia dziewczęcia z pustą głową, choć i takie epizody jej się zdarzały. — Ale jeżeli potrafisz szybko latać, nie powinniśmy mieć problemu.

| z/t2


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Alejki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach