Wydarzenia


Ekipa forum
Wnętrze pubu
AutorWiadomość
Wnętrze pubu [odnośnik]10.03.12 22:55
First topic message reminder :

Wnętrze pubu

★★
Jest to najpopularniejszy magiczny pub w Londynie. W całej Anglii nie ma chyba ani jednego czarodzieja, który nie słyszałby o tym specyficznym miejscu. Barmanem Dziurawego Kotła od lat niezmiennie pozostaje Tom, mężczyzna całkowicie łysy, bezzębny i pomarszczony niczym orzech włoski, jednak na swój sposób sympatyczny i zawsze służący pomocą - czy to za sprawą szklaneczki czegoś mocniejszego, czy dyskrecji, na przykład podczas udzielania schronienia w jednym z pokojów znajdujących się na pierwszym piętrze.
Sam pub nie zachęca swoim wyglądem - jest to niewątpliwie miejsce ciemne, obskurne i nieprzytulne, mimo to od lat cieszy się sporą popularnością. Podczas piątkowych wieczorów ciężko o kilka wolnych krzeseł, gdy pomieszczenie zamienia się w prawdziwe centrum towarzysko-handlowe. Zawsze panuje to tłok i gwar, słychać ciche śmiechy, podniecone szepty, stukot szklanic, skwierczenie piekących się na palenisku kiełbasek oraz szelesty monet, gazet i kart. Niemal co chwilę do środka wchodzi jakiś jegomość: czy to po to, aby skosztować przepyszną sherry, czy też jedynie w celach komunikacyjnych - na tyłach pubu umiejscowiono bowiem magiczne przejście prowadzące do świata czarodziejów, a dokładniej ulicy Pokątnej, która krzyżuje się z Nokturnem. Stąd, jak nietrudno się domyślić, w Dziurawym Kotle bywają zarówno zwykli, pospolici obywatele czarodziejskiego społeczeństwa, jak i ci spod ciemnej gwiazdy. Okna Dziurawego Kotła wychodzą na brudną, zatłoczoną ulicę z rzędami identycznych, maleńkich sklepików: od księgarni po sklepy z płytami gramofonowymi. Tuż obok dębowej lady umiejscowione są drzwi prowadzące do małego zamkniętego podwórka z magicznym przejściem, zaś naprzeciw kominka znajdują się schody na pierwsze piętro, gdzie ulokowano kilka pokojów gościnnych.

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wnętrze pubu [odnośnik]08.07.19 9:41
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Wnętrze pubu - Page 12 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]08.07.19 14:17
Mógł wydawać się trochę nieobecny, oprócz bólu doskwierały mu wydarzenia sprzed momentu, ciągłe zmieszanie, musiał jednak skoncentrować się na chłopcu. Z jego słów jasno wynikało, że anomalia nie pierwszy raz wyrwała go spod czujnego oka opiekunów. To zatrważające, jak podobne sytuacje były niebezpieczne: Heath mógł przecież trafić dosłownie wszędzie. Fakt, że trafił akurat do niego, był niczym innym, jak cudownym i szczęśliwym zrządzeniem losu. Macmillanowie mieli na pieńku z wieloma czarodziejami, po szczycie w Stonehege, na którym Anthony tak jasno i klarownie pokazał, co myśli o pozostałych arystokratach, Heath wydawał się prostym celem, by do niego dotrzeć. By go zranić. Nie był tego świadomy, zapewne tak, jak całej sytuacji, w której znajdował się świat czarodziejów - ojciec chronił go przed tymi informacjami i zapewne robił dobrze, miał dopiero pięć lat. Ale w sytuacjach takich jak ta - roztropność z jego strony była przecież wymagana.
- Tak, byłem - odpowiedział spokojnie, wracając myślami do wycieczki z Rią, z pewnością była też z nimi jego młodsza siostrą Neala, ją mógł pamiętać bardziej niż jego. -  Spróbuj się skupić, Heath, to bardzo ważne. Z jaką ciocią wtedy byleś? - Powinien ją zawiadomić, pewnie zjadała sobie paznokcie szukając chłopca; lady mogła być zresztą dalszą krewną, która gotowa byłaby go oskarżyć o uprowadzenie dziecka. Nie, żeby go to szczególnie obchodziło, ale chciał oszczędzić chłopcu podobnych zmartwień. - Jak nazywała się czarownica, z którą byłeś w oranżerii? Pamiętasz? - Ona też była w dramatycznej sytuacji. Zgubiła małego lorda, oby miała tytuł przynajmniej równoważny jemu - inaczej mogła już zostać zlinczowana. - Soku - wypalił szybko do przechodzącej kelnerki - poprosimy sok - poprawił się, gdy napotkał jej spojrzenie; jeśli coś mogło powstrzymać teleportacyjną czkawkę, to najpewniej to samo, co powstrzymywało również pragnienie. Na jego stoliku stała szklanka ognistej, ale to chyba nie byłby najlepszy pomysł. - Napijesz się? To dobrze robi na czkawkę - a kiedy poczujesz, że nachodzi cię na nią ochota, wstrzymaj oddech i nie otwieraj ust, w porządku? - Musieli łapać się czegokolwiek, wszystkiego, czego się dało. - Wpadłeś do Dziurawego Kotła na Pokątnej - szczęśliwie nie wybiłeś przy tym kolejnej dziury. Zabiorę cię do ojca, ale najpierw powinniśmy napisać kilka listów. - Świetnie, został na Pokątnej sam z dzieckiem; podróż na ich rodzinne włości nie była wcale taka prosta. Nie miał przecież świstoklika, kominki nie działały, nie był w stanie się teleportować - zostawały miotły. Wypatrzył w kącie sali dziecięcą miotełkę wspartą o ścianę, rodzina siedziała przy jednym ze stolików. Może mogliby mu ją pożyczyć.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]08.07.19 21:52

Heath na szczęście nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo te przymusowe teleportacje mogły być niebezpieczne. Jak na razie wszystko kończyło się dobrze, a najgorsze miejsce, do którego trafił to wyjątkowo mglisty las… w środku nocy. Miał szczęście, że wtedy na swojej drodze spotkał Gabriela. Bez niego mogłoby być niewesoło.
No ale wróćmy do pytania Brendana. Heath nie musiał specjalnie się wysilać by odpowiedzieć na pierwsze z nich - Z ciocią Emmą.- odpowiedział bez wahania. Za to musiał się nieco zastanowić nad odpowiedzią na kolejne pytanie czarodzieja -Miała na imię Isabella...- przypomniał sobie w końcu imię sympatycznej czarownicy dzięki której cała ta wizyta nie była wyjątkowo nudnym wydarzeniem dla pięciolatka.
-Uhm, okej- mruknął jedynie i wziął sok, gdy ten przed nimi wylądował. Co prawda nie miał zbyt wielkiej ochoty na picie, ale coś mu mówiło, że nie miał zbyt dużego wyboru. Zresztą, wcale nie chciał znowu się gdzieś teleportować. Tutaj było całkiem fajnie. Dużo ciekawiej niż w posiadłości Selwynów. -Jasne, postaram się- obiecał Brendanowi. Na razie nic nie wskazywało na to, żeby czkawka miała wrócić, ale nigdy nic nie wiadomo, prawda? Mały Macmillan dla świętego spokoju upił parę łyków z postawionej przed nim szklanki. Może akurat pomoże i rzeczona czkawka już nie wróci? Byłoby dobrze.
-O! To tutaj przechodzi się z mugolskiego Londynu na Pokątną, prawda? - od razu skojarzył sobie miejsce po nazwie. Często słyszał jakieś opowieści o Dziurawym Kotle. Nic dziwnego, to przecież był chyba najsłynniejszy pub w Londynie. -Okej- powiedział tylko na informację, że będą pisać jeszcze listy. No i, że odstawi go do domu oczywiście. Jeden problem z głowy.
Heath spojrzał w kierunku, w którym podążył wzrok Brendana. Miotełka. Oczywiście Mały Macmillan nie mógł przepuścić okazji i się nie pochwalić -Wiesz, że latałem już na normalnej miotle? Szkoda, że nie była sportowa, ale i tak była szybsza niż taka mała miotełka- oznajmił z dumą. No bo hej, to nie było takie byle co, prawda?
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]08.07.19 21:52
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Wnętrze pubu - Page 12 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]09.07.19 0:07
Z ciocią Emmą i Isabellą. Doskonale. Może gdyby choć czasami bywał w towarzystwie, same imiona naprowadziłyby go na jakikolwiek trop. Nie przypominał sobie jednak podobnych imion na tworze Macmillanów; nie znaczyło to rzecz jasna, że ich tam nie było, mógł po prostu nie pamiętać. Nie kojarzyć twarzy z mianem. Zawsze trzymał się z boku, a przyjęcia uznawał wyłącznie te, które odbywały się w gronie rodziny na tyle bliskiej, by pamiętać i cenić swoje imiona i historie. Mógł dopytać, jak wyglądały - ale nie sądził, by ich opis powiedział mu cokolwiek więcej, miał wśród arystokratów niewielu przyjaciół.
- A nazwiska? Pamiętasz ich nazwiska? - dopytał z pewną rezygnacją, choć przeczuwał, że znał odpowiedzi. Westchnął, rozglądając się wokół, obsługa lokalu zapewne zgodziłaby mu się udostępnić atrament i papier, ale pożyczenie tutejszej sowy, by pofrunęła w podobną pogodę aż do Kornwalii, byłoby znacznym nadużyciem ich gościnności. Przysiadł naprzeciwko, gdy chłopiec zaczął pić sok, przyglądając mu się z zastanowieniem - kalkulując ryzyko przeróżnych rozwiązań.
- Tak, mały. Kiedyś przyjdziesz tu z ojcem, by otrzymać swoją pierwszą różdżkę. Leje jak z cebra, ale zdaje się, że nie mamy wyjścia i czeka nas spacer po Pokątnej. Jesteś gotów? Najpierw odwiedzimy sowią pocztę i napiszemy do tych, którzy się o ciebie martwią. A potem... - Potem wrócimy do domu, cokolwiek miało to właściwie znaczyć. Jego słowa go zainteresowały.
- Jak długo latałeś na zwykłej miotle? Jaką drogę udało ci się pokonać? - Zastanowił się przez moment; ostatecznie jego zadaniem było ćwiczenie kursantów pod kątem sprawności fizycznej, ćwiczenia z dzieckiem nie mogły się od tego różnić w swoim ogólnym zarysie. Wzięcie zwykłej miotły pozwoliłoby im zaoszczędzić dużo czasu, ale warunki atmosferyczne były jakie były, a on nie czuł się dobrze, biorąc na siebie odpowiedzialność za dziecko. Nie był najlepszym materiałem na niańkę, niezbyt dobrze znał ograniczenia nieletnich. Uniósł lekko szklankę z ognistą - pod światło - większym łykiem dopijając jej zawartość. - Wypiłeś? Zbierajmy się, mamy dużo do zrobienia. - Skinął głową na pobliskie drzwi. - Lepiej załóż kaptur - polecił, z pewnym niepokojem spoglądając przez okno na burzowe chmury.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]09.07.19 9:25
-No… ciocia Emma to chyba ma na nazwisko Macmillan…- tak mu się wydawało ale nie był pewny w stu procentach. Nie znał się na tych wszystkich koligacjach rodzinnych i w większości nawet czarodzieje jedynie zaprzyjaźnieni z rodziną Macmillanów często przez małego Heatha byli nazywani wujkami. Nic dziwnego, że Brendan dopytywał o nazwisko. - A Isabella… to nie wiem - wiele pewnie nie pomógł.
Heath nieco się skrzywił na słowo „mały”. Na razie jeszcze był mały, ale za jakiś czas na pewno urośnie i będzie wyższy niż tata, o! Potem wcale się nie rozchmurzył, bo wizja spaceru w deszczu wcale mu się tak do końca nie uśmiechała, ale skoro nie mieli innego wyjścia.
- Uhm… z domu do Queerditch Marsh, potem trochę po samym stadionie i jeszcze z powrotem? Tak od obiadu do podwieczorku, mniej więcej?- postarał się odpowiedzieć jak najlepiej na pytanie ale nie miał pojęcia jaki to mógł być dokładnie dystans i tym bardziej ile całkowicie taka wyprawa mogłaby trwać. Miejmy nadzieję, że te informacje które podał Heath, mimo że mało konkretne, wystarczą Brendanowi do tego by mieć ogólne pojęcie o jakich wielkościach mniej więcej mowa. Chociaż, jeśli nie wiedział w jakiej odległości są położone od siebie Queerditch Marsh i dworek Macmillanów, to niewiele mu ta wiedza pomoże.
Nie powiedział nic tylko kiwnął głową na potwierdzenie, że wypił co miał w szklance i wstał niechętnie ze swojego miejsca. - Nie mam kaptura… - spojrzał zdziwiony na czarodzieja. W sumie to Heath był w tym momencie raczej kiepsko ubrany na deszczową pogodę. Po posiadłości Selwynów nie musiał chodzić w kurtce czy płaszczyku. W tym momencie miał na sobie to w co wciśnięto go na wizytę czyli koszulę na to sweterek i oczywiście krótkie spodenki. Standardowy zestaw w jaki ubierano małych chłopców z brytyjskich arystokratycznych rodów. Prawdopodobnie mały Macmillan wyglądał przez to wyjątkowo uroczo, ale co z tego skoro w tym momencie było to całkowicie niepraktyczne. No ale kto mógł przewidzieć, że akurat dzisiaj gdzieś go przeniesie?
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]09.07.19 9:25
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Wnętrze pubu - Page 12 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]17.07.19 22:20
Emma Macmillan, zmarszczył brew, była taka, ale od dawna nie miał z nią kontaktu - nie było to zbyt zaskakujące, w rzeczywistości z niewieloma osobami z rodziny ten klimat utrzymywał. Nie był rodzinnym gościem. Isabella jednak nie kojarzyła mu się nijak, popularne wśród dam z wielkich sfer imię mogło należeć do każdej jak i żadnej. Zastukał palcami w ściankę szklanki, większym łykiem opróżniając ją z whisky do pusta - i niedelikatnie odstawiając na blat.
- Zbieraj się, mały, idziemy - zarządził, wstając od stołu - zastanawiając się nad opowiedzianą przez niego historią. Ze stadionu do domu niewątpliwie było bliżej niż z Londynu do domu, ale po prawdzie nie bardzo mieli inny wybór. Był prawie pewien, że rodzina chłopca nie będzie zachwycona z przelotu pod burzowymi chmurami, ale powinni dziękować Merlinowi, że w ogóle do nich wrócił. Żywy i bezpieczny - choć może nie powinien wcale chwalić dnia przed zachodem słońca. Zatrzymał się dopiero w pół kroku od progu, gdy chłopiec go uświadomił, że nie miał wierzchniego ubranka; skąd mógłby je mieć, teleportując się zapewne z zamkniętego terenu. Deszcz wszędzie padał tak samo. Wymruczał przekleństwo na tyle cicho, że nie mogło dotrzeć do ust dziecka. Oddał chłopcu własny płaszcz - świadom, że będzie dużo za duży - wręczając mu materiał do rąk.
- Więc okryj się tym - Macmillanowie pewnie przepędziliby go z Anglii, gdyby sprowadził im pod dom Heatha przeziębionego. Płaszcz będzie pewnie do wyrzucenia, pociągnie się za chłopcem jak tren sukni ślubnej - a on po wszystkim będzie musiał zaopatrzyć się w obfity zapas syropu pieprzowego. Miał nadzieję, że Poppy będzie miała wolną chwilę. - Na trzy biegniemy w lewo - zarządził, skinąwszy głową na pobliski budynek sowiej poczty. Wydawało mu się, że tam będą mogli wypożyczyć miotły. Lub miotłę, nie powinien ryzykować tak dalekiej drogi - mogli polecieć na jednej. - Raz, dwa, trzy - Subtelnie pchnął chłopca w przód, samemu zamierzając pobiec wraz z nim, przez ulewny deszcz aż pod dach sowiarni.
- Wyślę list twojemu ojcu - zapowiedział już w środku, moment po tym, jak wybrał odpowiednią sowę i na szybko nakrachmolił na papierze trzy zdania. "Mam Heatha. Jest cały, zaraz będziemy. Brendan Weasley." Później załatwił miotłę, którą mieli wrócić do domu. Dużą, wytrzymałą, wygodną.
- Wskakuj, polecimy razem. Będziesz kierował - Przynajmniej tak długo, jak długo nie będziesz stwarzał zagrożenia, przede wszystkim dla siebie samego.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]19.07.19 22:01
Mały Macmillan niestety nie był w stanie bardziej pomóc Brendanowi w określeniu o jaką Isabelle konkretnie chodzi. Ciocia pewnie mu mówiła, gdzie się wybierają w odwiedziny, ale Heath nie zapamiętał nazwiska. Takie rzeczy jeszcze mu wylatywały z głowy. To chyba nic niezwykłego u pięciolatka.
Heath posłusznie ruszył za Brendanem gdy ten zarządził wymarsz, ale zatrzymał się przy wyjściu. Wizja kompletnego przemoknięcia wcale mu się nie podobała. No, może gdyby to było lato… to wcale by mu nie przeszkadzało, ale zimą spacery w rzęsistym deszczu były wątpliwą przyjemnością.
Heath nieco zaskoczony wziął od Brendana jego płaszcz… jak on niby ma się w to ubrać? Przez moment patrzył bezradnie na materiał, aż w końcu jakoś się nim okutał na tyle, by nie zabić się po drodze. Wyglądał jakby ktoś mu dał za duży szlafrok, no ale przynajmniej było mu ciepło i na pewno nie zmoknie, a przynajmniej nie tak bardzo. -Okej- zgodził się i gdy tylko Brendan powiedział „trzy” Heath puścił się biegiem w kierunku, który wcześniej wskazał czarodziej. Nie biegł zbyt szybko, bo skutecznie spowalniał go płaszcz Weasleya. Poruszanie się wcale nie było takie proste, gdy coś krępowało ciągle ruchy. Na szczęście nie było daleko.
Kiwnął tylko głową, gdy Brendan zakomunikował mu, że zamierza wysłać sowę jego tacie. Nie pierwszy raz ktoś informował jego ojca o tym, że go znalazł po niefortunnej teleportacji. Idzie się przyzwyczaić po którymś razie. Mały Macmillan wykorzystał tę chwilę podczas, której dorosły czarodziej zajmował się wysyłaniem listów i organizowaniem miotły, na obejrzenie sobie sów czekających na wysyłki. Najbardziej podobały mu się te małe, żwawe sówki. Chciałby kiedyś taką mieć. Od oględzin oderwał go głos Brendana, który w ręku trzymał miotłę. Heath nie mógł powstrzymać lekkiego rozczarowania jakie pojawiło się na jego twarzy. Czyli polecą na jednej miotle? I to jeszcze nie sportowej? Szkoda. No ale… przynajmniej polecą. - Serio? Całą drogę? - oczy mu rozbłysły, a wyraz twarzy chłopca zmienił się diametralnie. Teraz był szczęśliwy.
Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać, bo od razu wskoczył na miotłę i gdy tylko wzbili się w powietrze skierował miotłę w kierunku, który wskazał mężczyzna. Oczywiście po drodze nie mógł powstrzymać się od zygzakowania i innych takich przeszkadzajek, nie byłby sobą.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]20.07.19 13:49
Błysk w oczach Heatha trochę go przeraził. Brendan nie miał dużo do czynienia z dziećmi, jego siostra była już starsza, kiedy połączyły się ich drogi, dość duża, by mieć poczucie odpowiedzialności. Mały lord bez wątpienia nie tylko go nie posiadał, w jego krwi płynęła pielęgnowana latami brawura. Nie próbował nigdy zajmować się dziećmi - nie wiedział nawet, na ile chłopiec będzie mu posłuszny. Czy w ogóle. Nie czuł się z tym wszystkim dobrze, lot wysoko ponad ziemią z chłopcem nie był bezpieczny, a on - był przemknięty do suchej nitki, po tym, jak oddał płaszcz Heathowi. Dzieciak wyglądał w nim trochę pokracznie, ale najważniejsze, że materiał chronił go szczelnie. Na miotle nie powinien już sprawiać problemu.
Dosiadł miotły, zajmując miejsce tuż za chłopcem.
- Zobaczymy, jak sobie poradzisz - odparł na jego słowa, z pozornym uśmiechem, z jednej strony rozbawiony jego entuzjazmem, z drugiej - szczerze nim przerażony. Chwytał się drąga tylko jedną ręką, drugą niepostrzeżenie asekurując chłopca - gotów chwycić przód kija, gdyby chłopiec stracił nad miotłą kontrolę. Sam wskazywał mu drogę - do posiadłości Macmillanów, kawał drogi stąd, przez deszcz i burzę. Na miejscu go zamordują, ale przynajmniej będą mieli swojego syna - żywego i całego, choć być może przeziębionego. Nie reagował na zwroty i manewry, poprawiając jedynie postawę chłopca - praca mięśni na miotle była niezwykle ważna a on miał okazję się poduczyć. Ważne tylko, by starczyło mu sił - do samego końca. To jeszcze kawał drogi. Wiatr szarpał dyndający z miotły zbyt długi dla Heatha płaszcz, nie łudził się, że będzie miał w czym wrócić do domu.
Lecieli długo, podróż do Puddlemere musiała zająć kilka godzin; co jakiś czas pytał chłopca, czy nie jest zmęczony, a gdy zawiał potężniejszy wiatr, przejmował kontrolę nad miotłą. W końcu dotarli na dwór, chłopiec musiał być zmęczony; krótko po lądowaniu wziął go na barana, zabierając do rodziny.
- Wygląda na to, że jesteśmy w domu - oznajmił, mijając pierwsze bramy. - Przygoda zakończona, trzymaj się, Heath. I następnym razem - pij dużo, to pomaga na czkawkę. - Skinął głową chłopcu, wymienił grzeczności z dorosłymi i nie został dłużej, choć proponowano mu kolację. Mieli zapewne do porozmawiania z chłopcem.

zt (x2?) :pwease:


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]18.09.19 14:11
[05.03]

Zdziwił się na widok nieznajomej sowy, która w sobotni poranek zapukała do jego okna. W jeszcze większe osłupienie wprowadziło go nazwisko nadawcy. O Vincencie Rineheart nie miał informacji od bardzo długiego czasu, co nie oznaczało, że całkowicie wymazał go ze swojej pamięci. Nie sądził po prostu, że kiedykolwiek będą mieli szansę na ponowne spotkanie. Poza tym miał wrażenie, że temat jego osoby stał się tematem tabu, dlatego nigdy nie pytał o niego, ilekroć miał okazję wyruszyć na jakieś zadanie w towarzystwie Kierana czy mijał się na korytarzach Ministerstwa Jackie. Aż tu nagle, w najmniej oczekiwanym momencie do jego okna puka sowa z listem od Vince'a. W momencie, w którym lepiej by było, aby nie wracał. I nie chodziło oto, że został zapomniany, ale oto, że Wielka Brytania została szczelnie otulona ponurym płaszczem wojny. Jej widmo wisiało nad ich głowami niczym burzowe chmury mimo iż anomalie pogodowe i jakiekolwiek inne zostały przez nich przegonione już prawie trzy miesiące temu.
Umówili się piątego marca w Dziurawym Kotle. Zatem, gdy zbliżał się już wieczór, Gabriel zarzucił na ramiona płaszcz, który zdecydowanie pamiętał lepsze czasy. I dziękując Merlinowi za możliwość teleportacji, przeniósł się w okolice pubu i resztę dystansu pokonał na własnych nogach. Po pierwszej fali duszącego zapachu tytoniu i alkoholu ruszył dalej, rozglądając się po zadymionym pomieszczeniu. I chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że Vincent mógł zmienić się od ich ostatniego spotkania uznał, że nie widzi nawet osoby, która mogłaby swoim wyglądem przypominać Rinehearta. Zatem wypatrzył jeden z wolnych stolików i opadł na krzesło ciężko, zrzucając z ramion płaszcz. Przerzucił materiał przez oparcie drewnianego krzesła i... czekał, co jakiś czas podnosząc głowę ku górze, aby sprawdzić czy przypadkiem na horyzoncie nie pojawił się potencjalny Vincent. Nie mógł ukryć swojej ciekawości, chciał wiedzieć co zatrzymało go na tak długi czas poza granicami Wielkiej Brytanii i co zmusiło go do powrotu akurat teraz. Przypadek? Tęsknota za rodziną? Miał nadzieję, że Vincent swoją opowieścią odciągnie myśli Gabriela od jego własnych problemów.
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]06.10.19 17:00
Długo zastanawiał się nad wysłaniem konkretnej  wiadomości. W samotności rozważał wszystkie za i przeciw, mające wpływ na późniejsze konsekwencje, zdarzenia, reakcje. Nie miał pewności, czy starannie skonstruowana wiadomość trafi do właściwego adresata. Nie posiadał żadnych informacji na temat obecnego życia dawnego przyjaciela. Przez ostatnie 11 lat całkowicie odciął się od przeszłości, a także ludzi, z którymi łączyła go silniejsza, istotna więź. Zatopiony w nowej rzeczywistości, nie potrzebował odnawiać starych kontaktów. Pragnął całkowitej anonimowości; zachowania tajemnicy, życia w odosobnieniu. Nigdy nie zastanawiał się, czy ktoś poza rodziny, postanowił go odszukać. Okazał zmartwienie, odczuwał przerażenie, przejęcie nieznanym losem jednostki, która jeszcze kilka dni wcześniej przemierzała ten sam, brukowy odcinek. Tak było wygodniej. Nie musiał nic udowadniać, demonstrować, ani potwierdzać. Uwolnił się od codziennych, gorzkich roszczeń, wychodzących z ust jedynego rodziciela. Zniknęło poczucie winy, którym obarczał się od śmierci ukochanej wychowanki. Przekroczył granice, poszerzył horyzonty, odblokował i otworzył na nieznane tereny, których historie poznawał dzięki zaczytywaniu się w opasłych tomiszczach bibliotecznych ksiąg. Odnalazł coś w rodzaju powołania. Mógł zaprzestać ukrywania – iść na całość demonstrując nabyte umiejętności. Zapoznał i wsiąknął w inne kultury, tak odmienne od indywiduum zamieszkujących macierzyste tereny. Tylko czas i kolejne decyzje miały pokazać, czy było warto.
Nie przywyknął do zmienionego otoczenia. Nie zdawał sobie sprawy co działo się kilka miesięcy temu; za co walczyli, ginęli jego dawni współtowarzysze. Odkąd na nowo przemierzał kręte ulice ponurego miasta, wyczuwał nietutejszą odmienną atmosferę. Spotykał niecodzienne zjawiska; pozostałości po rujnujących dotychczasową egzystencję anomaliach. Niewiele potrafił o nich powiedzieć – pojedyncze zdania, informacje o których dowiedział się od częstych bywalców noclegowni, czy umiłowanej dzielnicy portowej. Niezwykle trudne do wyobrażenia wydawały się niekontrolowane zjawiska wpływające na czarodziejów z niezidentyfikowaną siłą, mocą i późniejszym skutkiem. Uniemożliwiały podstawowe funkcjonowanie, pracę, przemieszczanie się pomiędzy lokalizacjami. Przychodziły niespodziewanie; stawały się nieokiełznane. Jak to możliwe? Słyszał o ich skutecznym zatrzymaniu – bezwzględnej walce kilkunastu śmiałków, którzy poświęcili wszystko, aby doprowadzić świat do upragnionej normalności. Ogrom informacji, codziennie zaprzątało głowę, wywołując uciążliwe wizje, analizy, przemyślenia. Przerażenie jak i fascynacja konkurowały ze sobą, kiedy po raz kolejny próbował odpłynąć w nieznaną krainę sennych wizji. Tak było i tym razem, gdy zamiast wygodnego środka transportu, wybrał wymagający spacer. Nie spodziewał się, że zimowa aura, okaże się tak niezwykle uciążliwa. Odzwyczajony od spektakularnych opadów, z nieco zgarbioną postawą, powoli przemierzał zamarznięty chodnik. Zaciągnięty kaptur chronił przed ostrymi opadami drobinek śniegu, lecz cienki materiał całkowicie przepuszczał minusową temperaturę. Oddychanie zdawało się utrudnione, płytkie, bolesne. Buty zapadały się w wilgotnej brei; jednak nie dawał za wygraną. Zatrzymując się przed znajomymi, nieco podniszczonymi drzwiami, przystanął na chwilę smagany dalekimi wspomnieniami. Pamiętał, gdy z ciekawością, po raz pierwszy przekroczył obskurny próg głośnego pomieszczenia – pełnego ludzi, gromkiego hałasu, intensywnego zapachu i znamienitego alkoholu. Przywoływał dawne, odległe wizje, gdy razem z przyjaciółmi spędzali tam wolne chwile. Po raz pierwszy, legalnie, na widoku raczyli się dostępnością trunków. Wsłuchiwali w opowieści szemranych nieznajomych, których bogactwo życiowych przeżyć zatrważało, fascynowało, przyciągało. Odtwarzał występy samozwańczych grajków, potrafiących rozśpiewać rytmiczną melodią przesiadujący, lekko zaspany tłum. Bijatyki, zatargi, handel; ciemne, zakapturzone wizerunki zajmujące intymne miejsce gdzieś w oddali obszernego baru.
Nabierając zmrożonego powietrza, odetchnął ciężko, popychając toporne, drewniane wrota. Obraz, który ukazał się przed jego oczami, był tym samym, niezmiennym widokiem, który jeszcze przed chwilą prezentowała jego wyobraźnia. Gromki hałas męskich rozmów, stukot rozmaitego szkła, przyjemne ciepło bijące z samego środka tajemniczego wnętrza; ten sam barman, który w największym skupieniu polerował brunatny kufel. Omotał znudzonym spojrzeniem nowego wędrowca, aby bez słowa powrócić do relaksującej czynności. Mężczyzna rozejrzał się mimowolnie, próbując dostrzec znajomą sylwetkę. Dzisiejszego popołudnia, Dziurawy ukrywał w swym wnętrzu wszystkich nieprzyjaciół niesprzyjającej aury. Dlatego też nie zdejmując wilgotnego kaptura, ruszył przed siebie, poszukując właściwego stolika. Zatrzymał się nieopodal lewego filaru, obserwując odwrócony profil. Lustrował siedzącą postać, szukając odpowiednich podobieństw. Minęło 11 lat, czy pomyłka ukaże się uzasadniona? – Gabriel? – wyrzucił krótko, zachodząc z prawej strony ulokowanego gościa. Odrzucił kaptur, aby w pełni okazać swe oblicze. Zmysły podpowiadały ochoczo, że to on. Witaj druhu, mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]08.11.19 2:45
Szmer rozmów przy akompaniamencie tłuczonego szkła i wznoszonych toastów z najgłupszych okazji stanowił idealne tło dla rozbieganych myśli Gabriela. Chociaż minęło tyle dni, to czasem miał wrażenie, że wspomnieniami wciąż znajduje się w ponurej twierdzy, tworzącej więzienie dla tych jednostek, dla których nie było już ratunku. Czasem znowu przemierzał wąski, wilgotny korytarz, który nie wiedział dokąd prowadzi. Takie było życie, prawda? Żaden z nich nie wiedział gdzie dotrze, a podejmowanie kolejnych decyzji dawało jedynie złudne nadzieje na to, że mają nad nim jakąkolwiek kontrolę.
Gabriel nigdy nie wyrwał się na stałe z brytyjskiej rzeczywistości, zaledwie na chwilę opuścił rodzinne ziemie. I jaką cenę przyszło mu za to zapłacić? Śmierć matki była niczym zaogniona rana, która mimo upływających bezpowrotnie dni nie chciała się zagoić. Nic nie przynosiło ukojenia. Aż w końcu przyzwyczaił się do życia z pustką i stratą. Szukał swojego miejsca w czterech pustych ścianach, gdzie nie było nikogo, ani niczego co mogłoby w jakikolwiek sposób rozproszyć tonksowe myśli. Od tej pory obiecał sobie, że prędzej skona niżeli po raz kolejny zostawi swoich najbliższych. I podczas gdy Vincent zbierał strzępy informacji, Gabriel był w samym środku zdarzeń. Doskonale wiedział co stało za zapierającym dech w piersiach deszczem kryształów, mógłby z pamięci wymienić nazwisko każdego śmiałka, który wykazał się odwagą i dołączył do tej grupy, która życiem ryzykowała przywrócenie harmonii w świecie. On nie musiał się domyślać, zmuszać swojej wyobraźni do intensywnej pracy, on po prostu wiedział.
Czy miał mu za złe zniknięcie? Nie, nigdy nie był osobą, która zwykła potępiać ludzi za to, że są inni. Na przestrzeni lat, które przyszło im wspólnie spędzić mógł stwierdzić z pewnością, że chociaż zostanie aurorem było jego marzeniem, nie było ono pragnieniem Vincenta. Nie chciał podążać ścieżką, którą obrał jego ojciec i która tak fascynowała Tonksa. Potrafił to uszanować i wierzył, że podróż dokądkolwiek by ona nie była i jak wiele dni, tygodni czy lat by w niej spędził, będzie dla niego szansą na odnalezienie siebie i zdecydowanie czego chciał od życia. Nie był jedynie pewien czy moment, który wybrał na powrót był odpowiedni. Niebezpieczeństwo było większe niż wcześniej, czuł to, wiedział. A Vince? Jeżeli chociaż trochę przypominał resztę swojej rodziny, a wierzył, że tak jest, to już za chwilę podobnie jak oni znajdzie się w samym środku katastrofy.
Okrutny czas odcisnął piętno na każdym z nich. Gdy widzieli się po raz ostatni byli jeszcze młodzi, ich oblicza były niczym portret ich naiwności, pewnego rodzaju niewinności i wielkich nadziei. Ostatnim razem, gdy we wspólnym gronie siedzieli przy jednym z tych stolików twarz Tonksa z pewnością nie była pokryta gęstym zarostem, a jego ramiona były zdecydowanie węższe. Spojrzenie chociaż nadal nie należało do pochmurnych to teraz kryło się w nim dużo więcej powagi niżeli za czasów młodzieńczych, gdy jeszcze z uporem brnął przed siebie, zaliczając kolejne etapy aurorskiego kursu. I oto był, starszy o te jedenaście lat, bogatszy w doświadczenia i doświadczony przez los. Posiadł pewną wiedzę, która kryła się za pogodnymi, niebieskimi oczami, które teraz co jakiś czas unosiły się ku górze, aby leniwym spojrzeniem omieść okolicę. Nie wiedział ile czasu minęło nim usłyszał nad swoją głową głos pozornie znajomy. Podniósł się ze swojego miejsca, a jego umysł potrzebował zaledwie kilku sekund, aby zlokalizować podobieństwa nowego towarzysza z twarzą dawnego przyjaciela. - Vincent - stwierdził bez zapytania w głosie. I nie oczekując na reakcję przyjaciela zamknął go w krótkim, przyjacielskim uścisku. Było to naprawdę dziwne, niecodzienne uczucie. Rzadko bowiem ma się spotkać kogoś, kto zniknął bez słowa wyjaśnienia, nie dając żadnych oznak życia. W większości wypadków osoby, które w ten sposób zapadły się pod ziemię na jedenaście lat już nie wracały. Szybko oswobodził czarodzieja i ponownie zajął miejsce, czekając aż ten zrzuci z siebie płaszcz i spokojnie usiądzie obok. - Zanim zaczniesz opowiadać, napijesz się? - rzucił, czuł, że na ponowne przełamanie lodów będą potrzebowali czegoś, co rozwiąże ich gardła.
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]19.11.19 17:15
Arsenał rozbieganych myśli towarzyszył mu od momentu, w którym po raz pierwszy postawił nogę na smaganej wojną, niespokojnej ziemi. Myśli te, niezwykle często zmieniały się w paraliżujące wątpliwości, skłaniające do natychmiastowej zmiany decyzji. I chociaż walczył z wewnętrznymi demonami, przekonując o właściwości i prawdziwości intencji, chęć odwrotu próbowała przejąć kontrolę nad nieposłusznymi kończynami. Czy tak naprawdę miał jakiś cel? Czy to wszystko nie było jedynie paranoicznym wymysłem? Co on sobie wyobrażał? Czyżby oczekiwał rzewnego, weselnego przywitania od jednostek, które już dawno poukładały swój żywot od nowa? A co jeśli zapomnieli o jego istnieniu? Wyparli z pamięci odległy obraz, który już nigdy nie wróci na swoje miejsce. Będzie uszkodzony, zniekształcony, niepewny. Postanowił zaryzykować. Postawić wszystko na jedną kartę; zarządzać przyszłością z tych samych, macierzystych terenów, które opuścił jedenaście lat temu. Konfrontacja z nowymi realiami okazała się zgubnym, zatrważającym doświadczeniem – mężczyzna gubił się w plątaninie ponurych uliczek, których jednostajny wymiar oszukiwał przyzwyczajone zmysły. Zmienił się ich układ, odległości, a przede wszystkim wygląd. Niespokojna aura, bardzo szybko zadomowiła się w poddenerwowanym organizmie. Niewyraźne osobistości mijały pospiesznie nieznanego intruza, unikając intensywnego, pewnego kontaktu wzrokowego. Miasto wykręcone nieznanymi anomaliami zdawało się oddychać innym powietrzem; akceptować nierealne i nieprawdziwe zjawiska. Niewiele miejsc zachowało swą dawną, niepodrabialną świetność. Pielęgnowało klimat, atmosferę, tradycyjne zachowania. Ciemnowłosy głęboko wierzył, że spotkanie odbędzie się właśnie w upragnionym azylu. Miejscu, w którym czas, zatrzymał się na dobre. Na jedenaście lat.
Rozumiał każde odczucie towarzyszące utracie najbliższej osoby. On sam pozwolił na odejście ukochanej matki, nie potrafiąc wybaczyć okrutnej winy, wykroczeń, które współdzielił z zaborczym ojcem do dnia dzisiejszego. Wszystko zaczęło się w zbyt młodym wieku, gdy ponoszenie tak ciążących i wymagających konsekwencji nie powinno znajdować się na barkach siedmioletniego dziecka. Niemalże identycznie jak w przypadku przyjaciela – głęboka rana pozostawała otwarta, rozdarta, niezabliźniona. Wyrzuty sumienia nie potrafiły odejść w zapomnienie, a ilość płaczliwych przeprosin padających przy kamiennym nagrobku przekraczała większość wypowiedzianych słów. Samotność, która doskwierała podczas wieloletniej tułaczki, stawała się jeszcze bardziej uciążliwa. To wtedy apogeum negatywnych doznań, wdzierało się w każdy milimetr ciała, umysłu i ducha. Przychodziły w najmniej spodziewanym momencie utrudniając sen, funkcjonowanie, wykonywane obowiązki. Nie miał własnego, bezpiecznego miejsca, do którego mógłby bezwzględnie wrócić. Poświęcił swoją własną wygodę, aby ochronić pozostałych członków rodziny – od konsekwencji, wyrzutów, zobowiązań i przede wszystkim ostrych, rujnujących kłótni. I kiedy wykonując postanowienie próbował zebrać strzępy informacji obrazujące ostatnie lata, osoby, które były ich uczestnikami, wytwórcami, świadkami, stawali przed nim nieświadomie, niepewnie, czasami niechętnie. Przekazywali jedynie część faktów, chroniąc tożsamość współudziałowców. Wykazywali niedowierzanie, brak zaufania i pewności, że intencje przyjezdnego są poprawne, bezinteresowne i świadome. Utrudniali resocjalizację i rekonwalescencję chcąc wmówić mu pewne przesłanki, zdarzenia, wiadomości. Pozostawał czujny – podchodził do sprawy umiejętnie, delikatnie. Wiedział, że musi dać od siebie więcej, aby uzyskać minimum. Jestem otwarty na spowiedź Gabrielu.
A on szanował decyzje najbliższych, których od najmłodszych, młodzieńczych lat ciągnęło do walki z panującym, rozpraszającym złem. Ojciec był jedynie żywym przykładem, skarbnicą wiedzy, wzorem do naśladowania, który rzeczywiście przewijał się w ich życiu. Czarnowłosy niejednokrotnie, w zastępstwie odpowiadał na nurtujące pytania, związane z bezpośrednimi niuansami wymagającego zawodu. Zapamiętywał istotne fakty, które rodziciel wyrzucał z siebie niemalże za każdym razem, gdy zmęczony wracał z ministerialnego biura. Z zaciśniętymi zębami tłumaczył różnice, poszczególne aspekty i wymogi. Zdarzało się, że w przypływie niezidentyfikowanych emocji, przelewał nagromadzone złości, prosząc o zaprzestanie i zaniechanie wypytywani o znienawidzony zawód. Cieszył się, że znajdował wokół siebie wyrozumiałość, uszanowanie i wsparcie mimo nieeleganckiego zachowania ze swojej strony. Nie zdawał sobie sprawy, że sytuacja w kraju jest tak poważna, niebezpieczna i niestabilna. Przyciągnięty niepewnymi informacjami, postanowił wręcz natychmiastowo, na własne oczy ujrzeć zmieniony obraz. Wystarczyło odbyć kilka spotkań, aby mężczyzna, mimo całkowitej niewiedzy zapragnął zaangażowania, walki, udowadniania swojej przydatności. Niemalże od pierwszych, wypowiedzianych słów, pragnął wchłaniać obce niepowodzenie, winy, odpowiedzialność w głąb siebie. Współdzielić cierpienia, złe momenty, przez które przechodzili. Bo przecież czuł się współwinny – zamiast walczyć z nieświadomym okrucieństwem, samolubnie zajął się swoimi sprawami. Jego głowa kreowała plany na najbliższe miesiące. I chociaż czuł, że najważniejsze jednostki skutecznie odwiodą go od rewolucyjnych decyzji, pozostanie nieugięty i nieustępliwy. Zmienił się przecież nie do poznania, prawda?
Nie wiedział w jaki sposób rozpoznać dawnego przyjaciela. Zapewne jego wygląd zewnętrzny uległ całkowitej zmianie, jednakże pewne charakterystyczne cechy pozostały rozpoznawalne do dnia dzisiejszego. Dlatego też po kilku minutach, podświadomość skierowała go w odpowiednią stronę. Powolnym krokiem przeszedł pomiędzy zatłoczonymi stolikami, aby z niepewnością zatrzymać się przy jednym z nich. Jego wzrok zatrzymał się na brodatym kliencie, tak innym niż mógł sobie wyobrazić. Niesamowite jak czas wyróżnia i podkreśla niektóre cechy. Mężna postura ukazana w szerokich ramionach, jedyne w swoim rodzaju blond włosy, które kojarzył z całą ich rodziną. Ten sam nieokiełznany nieład, z którym walczył przez cały okres szkolnych poczynań. Zmęczona, naznaczona twarz pozbawiona dawnego blasku i szczerego uśmiechu, który zawsze przywracał mu dobry humor. Podobne, błękitne tęczówki, które w tym momencie lustrowały ciemną postać zaginionego. Witaj dawny przyjacielu. Nieoczekiwany i niespodziewany gest zaskoczył ciemnowłosego, spodziewającego się zupełnie innej reakcji. Tonks jako jedyny, postanowił rozpocząć spotkanie od tradycyjnej wymiany przyjaznych znaków czy rozluźniających słów. Wyczuwał nienaturalną, nieswoją atmosferę, lecz bez zastanowienia poklepał współtowarzysza po okrytych grubym swetrem plecach. Odetchnął ciężko, walcząc z napływającym natłokiem niespodziewanych myśli. Zrzucił z siebie przemoknięty płaszcz; czuł jakby cały czas znajdował się w biegu, dziwnym, niechcianym pośpiechu. Wytrącony z równowagi, potrząsnął głową z chwilowym zdumieniem, kiedy Gabriel zadał znaczące pytanie: - Ognistej. Najlepiej dwie kolejki. – stwierdził od razu, wiedząc co go czeka. Nie potrafił znaleźć dla siebie wygodnego miejsca, dlatego też za każdym razem nieco inaczej układał nogi, dłonie, pozycje pleców. Ciężko było mu skonfrontować i skupić wzrok na przeciwległej sylwetce, jednakże korzystając z chwilowego zamieszania postanowił jako pierwszy rozpocząć rozmowę. – Co u ciebie? Jak się… – zatrzymał na chwilę kontynuując: – czujesz? – totalnie bez sensu. Nawet niepewny uśmiech wydawał się nie na miejscu. Kiedy zamówiony trunek znalazł się naprzeciwko, Rineheart pospiesznie przechylił jeden z nich. Wykonując zniesmaczony grymas, rzucił do towarzysza: - Wybacz za tamto. Pytaj o co chcesz, zanim wzniesiemy przyszłe 20 toastów. – miał wrażenie, że dzisiejszego wieczoru trzeźwość nie będzie zbyt łaskawa. Poczuł jak serce wykonuje niezidentyfikowany obrót. Sam chciał poruszyć kilka kluczowych, nurzących kwestii, jednakże najbardziej bał się pytań. Bo cóż takiego miał mu powiedzieć?





My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]24.11.19 18:31
W czasie kiedy pożoga wojny trawi każdy możliwy obszar, zagarniając w swoje szpony ministerialne biura, zwykłe puby, stare londyńskie kamienice czy nawet małe, niemalże zapomniane wioski w szkockich górach, nieco inaczej patrzy się na powrót syna marnotrawnego, który tak, jak niespodziewanie zniknął, tak niespodziewanie się pojawił. Być może, gdyby był otulony teraz ciepłą kołdrą pokoju, a wydarzenia ostatnich miesięcy nie przysłoniłyby szarą łuną oczu to z pewnością jego reakcja mogła być zupełnie inna. Jednakże teraz? Teraz myślał jedynie o tym, jakie wielkie i nieoczekiwane szczęście spotkało wszystkich tych, w których życiu Vincent zapisał się na dłużej lub krócej. Pojawienie się znikąd dawnego przyjaciela było niczym powiew świeżości, rześki wiatr, który chociaż na chwilę nadymał żagle ociężałego statku, pchając go do przodu.
Teraz ludzie nie wracają tak łatwo...Przynajmniej nie w ten sposób. Patrzył na rozpadające się ludzkie istnienie, gdy musiał wejść do przytulnego, małego mieszkania gdzie czarownica oczekiwała wiadomości na temat swojego jedynego dziecka. Czuł się wtedy jak kat, który za pomocą jednego zdania wymierza brutalny wyrok. Mógł zrobić to jak najdelikatniej, ale czy wtedy nie przypominałby owego kata z tępym ostrzem, który nim zakończy ostatecznie żywot nieszczęśnika, jeszcze męczy go chwilę.
Samotność i emocje kłębiące się w sercach ich obu były podobne, nawet jeżeli sytuacja była diametralnie inna. Gabriel był już dorosły, gdy dotarła do niego tragiczna wiadomość o śmierci matki, która odeszła z tego świata na nie swoich warunkach, której to życie zostało brutalnie odebrane. Nosił na swoich barkach poczucie winy, chociaż gdy te wszystkie wydarzenia miały miejsce, jego nie było w kraju, z ramienia Ministerstwa będąc członkiem grupy aurorskiej we wschodniej Europie. Nie miało to jednak znaczenia - powinien być tu, w domu. Łudził się, że gdyby tylko mógł zrobić cokolwiek matka nadal byłaby między nimi, a Justine nie oddaliła się aż tak. Niemalże każdego dnia swojego istnienia katował się ciszą w czterech ścianach rodzinnego domu, którego już nie wypełniał śmiech, gwar rozmów i słodki zapach matczynych wypieków. Teraz nozdrza drażnił nieznośny swąd kurzu, dom wypełniony był dźwiękiem jego kroków lub wiatru przedostającego się do środka przez nieszczelne okna. Samotność - taką karę wyznaczył sobie za zawód jaki sprawił ukochanej matce. Ale może czas z tym skończyć? Dusił się w czterech ścianach, które kiedyż z rozrzewnieniem nazywał domem.
Zastanawiał się jakie piętno na Vincencie odcisnął czas. Wszakże gdy widzieli się ostatni raz byli podlotkami, które ledwo co zdążyły otrzeć mleko spod nosa. Teraz? Każdy z nich niósł na swoich plecach bagaż doświadczeń zapewne inny, ale nie mniej ciężki. Patrząc na to w jakim miejscu się znajdowali, można uznać, że obaj mieli na tyle siły, aby nie ugiąć się pod nim do końca i stawiali kolejne kroki i nie paść gdzieś po drodze.
Nie ukrywał, że dzisiejsze spotkanie wiązało się z ciekawością i tylko i wyłącznie z nią. W końcu kimże był, aby rozliczać Vincenta z całego jego życia, z całej wędrówki, którą przebył. Skoro opuścił ich to widocznie tego właśnie potrzebował, a teraz przyszedł czas na powrót. Powroty nigdy nie są łatwe, mógł się jedynie domyślać jak trudno było stanąć ponownie przed obliczem rodziny i wyjaśnić to wszystko, co miało miejsce przez je jedenaście lat. Nie zamierzał być ciężarem, nie chciał uczynić z tego spotkania kolejnej, koniecznej do odbycia spowiedzi. Chyba, że właśnie tego potrzebował - wyrzucenia z siebie wszystkich win, mniejszych lub większych i rozgrzeszenia. Nie miał pojęcia, czy był odpowiednią osobą do dawania takowego, ale jeżeli Rineheart tak właśnie uważał to nie miał zamiaru stawać mu na drodze do swego rodzaju samo-odkupienia.
Witaj w domu, zaginiony przyjacielu. To zdawały się mówić jego gesty, przyjazne powitanie. Bo to wciąż był jego dom, nawet jeżeli teraz mógł mieć co do tego mocne wątpliwości. Nadal byli tu ludzie, którzy wyczekiwali jego powrotu, nawet jeżeli skrywają to pod grubą warstwą niechęci i złości. W końcu byli jedynie ludźmi z krwi i kości, a nie bezduszną maszyną pozbawioną ludzkich odruchów. Złość wpisana była w ludzką naturę, ale Gabriel nigdy nie uwierzy w to, że ojciec nie ucieszyłby się z powrotu swego syna. Usiedli, a Gabriel całkiem uprzejmie zaczepił jedną z kelnerek, która miała ten wątpliwy zaszczyt pracowania w Dziurawym Kotle. Poprosił ją o butelkę ognistej i dwie szklanki, wszakże nie będą co chwila zamawiać po dwie szklanice, prawda? Byłaby to wyjątkowa strata czasu. Nie umknął jego uwadze pewien dyskomfort, przejawiający się w ruchach Vincenta, Tonks zawsze zwracał uwagę na takie szczegóły. Prawdopodobnie był to efekt uboczny aurorskiej profesji, gdzie to właśnie szczegóły odgrywały największą rolę. Nie powiedział jednak nic, chyba czekając aż dawny przyjaciel odnajdzie dla siebie względnie komfortowe miejsce i będzie gotowy do zainicjowania rozmowy. W tak zwanym między czasie na ich stole pojawiła się wcześniej zamówiona butelka bursztynowego alkoholu i dwie szklanki wykonane z grubego szkła, które pewnie pamiętały czasy, gdy na ich ściankach nie było jeszcze niezbyt zachęcających zacieków. Z gęstwiny blond brody wyłonił się szczery uśmiech, namiastka tego, co niegdyś nieustannie zdobiło twarz Tonksa. - Chyba nie mam na co narzekać - to kłamstwo coraz częściej i coraz swobodniej wypływa z jego ust. Bo w zasadzie to on w nie wierzył, wierzył, że nie powinien roztkliwiać się nad swoim losem, ponieważ mieli wojnę. Aktualnie wielu zdolnych i Merlinowi ducha winnych czarodziejów i czarownic przechodziło przez piekło. On był jednym z wielu. Zresztą nigdy nie był osobą, która potrafiłaby otwarcie mówić o tym co go gryzie. Nim ponownie ułożył swoje usta w słowa, upił łyk bursztynowego alkoholu, który przyjemnie rozgrzał jego gardło. - Jak sobie radzisz? - trzy słowa, jedno pytanie, które mogło przynieść potok słów lub niezręczne milczenie. Musiał jednak zaryzykować. Bo zanim przejdzie do zadawania pytań odnośnie wielkiej podróży, jaką odbył, chciał wiedzieć, jak radzi sobie tu i teraz w nowej, brytyjskiej rzeczywistości, która nie była zbyt łaskawa.
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks

Strona 12 z 13 Previous  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Next

Wnętrze pubu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach