
Dom Petriego
Budynek nazwano imieniem Williama Petriego, jednego z najwybitniejszych łamaczy klątw w dziejach nowożytnych, a zarazem założyciela tej placówki.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:39, w całości zmieniany 2 razy


- Powodzenia w takim razie - rzucił, wiedząc że na pewno wraz z Maxine dadzą z siebie wszystko. Desmond nie była jednak w oczach Alexa jedną z tych należących do Zakonu Feniksa osób, które jako pierwsze ruszyłyby na spotkanie z byłym Nottem. Informacja ta była więc lekkim zaskoczeniem, lecz bynajmniej nie negatywnym. To był dobry znak, więc pozostawało jedynie nie tyle co cieszyć się, a docenić. Jako Gwardia zdecydowali się zaufać smokologowi - pod pewnymi potencjalnie śmiertelnymi warunkami, naturalnie - a świadomość, że pozostali Zakonnicy również podążali tym tropem była podnosząca na duchu.
- Chodźmy stąd. Chyba, że masz jakieś pytania, których lepiej nie zadawać na otwartej przestrzeni - światło błysnęło w jasnych oczach, kiedy te zwróciły się w kierunku starszego z czarodziejów. Nie po drodze było im się spotykać, a Farley również nie zamierzał w jakikolwiek sposób się narzucać czy też osaczać swoją dociekliwą naturą drugiego ze zdrajców krwi. Ostatnio jednak Alexander odzyskał znaczną część ze swojej trzeźwości umysłu i korciło go, aby zacząć podpuszczać byłego Rycerza do udziału w jego gierkach, mających na celu poznanie zdecydowanie starszego od niego wydziedziczonego szlachcica. Chciał wiedzieć za kogo wzięli na siebie odpowiedzialność, a zaserwowany mu po szczycie w Stonehenge przedsmak tego co skrywał w sobie Nott jedynie podsycił jego ciekawość. Pogardzał jego wcześniejszymi wyborami, a chociaż bardzo starał się nie przywiązywać wagi do swojej zapomnianej przeszłości, tak w odniesieniu do Percivala ta reguła nie miała zastosowania. Może i były to podwójne standardy - jednak w swojej opinii miał do nich pełne prawo, ponieważ ich sytuacje były drastycznie różne; w końcu to nie do moralności Gwardzisty posiadano obiekcje.

Alex, you gotta fend for yourself


Podziękował mu milcząco skinieniem głowy, nie do końca rozumiejąc malujące się na jego twarzy zaskoczenie, ale decydując się o nie nie pytać. Oderwał ramię od filara, odpychając się od niego lekko i prostując, gotów ruszyć do wyjścia. Chodźmy stąd brzmiało dobrze; zdawał sobie oczywiście sprawę, że na zewnątrz wciąż szalały paskudne wyładowania, ale do pewnego stopnia zdążył się już do nich przyzwyczaić, preferując je ponad ciemne pomieszczenia, w których pomieszkiwało jedynie echo. Być może miało to coś wspólnego z powracającymi wspomnieniami z utkanego z halucynacji bunkra, a może z tymi cofającymi go aż do zalewanych wodą podziemi Albury; tak czy inaczej – od jakiegoś czasu zwyczajnie źle czuł się w warunkach, które chociaż trochę przypominały uwięzienie w jakiejkolwiek formie. – W tej chwili chyba żadnych. Chodźmy – odpowiedział, krzyżując spojrzenia z młodszym czarodziejem. Nie był pewien, czy było coś, o co powinien zapytać, ale w tamtym momencie nic sensownego nie przychodziło mu do głowy; chciał po prostu wrócić – do Sennen, z dnia na dzień coraz mocniej zasługującego na miano domu.
| zt
scares me to death
are we destined
to burn
or will we last the night?


Alexander pokiwał głową na sowa Percivala.
- Chodźmy więc - powiedział, ruszając w stronę drzwi. - Jeżeli poszukiwałbyś asysty przy podobnym przedsięwzięciu... albo po prostu miałbyś ochotę o coś zapytać, możesz śmiało się do mnie odezwać - dodał, naprawdę mając na myśli to, co mówił. Chociaż bardzo chciał sprawdzić Notta - Blake'a - tak w dalszym ciągu wierzył, że mężczyzna po prostu chciał się zmienić i pójść inną drogą.
Niestety, w tej chwili zbyt wiele żyć leżało na szali, aby Alexander mógł wierzyć w niego bez jakichkolwiek ale. I z tą myślą przyszło mu pożegnać Percivala na zalewanej deszczem ulicy. Obserwował mężczyznę, dopóki ten nie zniknął za rogiem. Dopiero wtedy Selwyn westchnął przeciągle i odwrócił się, ruszając we własną stronę, do swoich wszystkich spraw i troski.
| zt

Alex, you gotta fend for yourself


W Domu Petriego zgromadzone są najcenniejsze przedmioty wykopane przez Anglików w Egipcie - w przeważającej większości stanowią one artefakty, które lekkomyślnie byłoby oddać w ręce niemagicznych choćby na kilka chwil. W porozumieniu z rządem mugolskim dokonano więc następującego podziału; wierzchnia wystawa, złożona głównie z już przebadanych eksponatów, dostępna jest dla mugoli. Głębsze komnaty są przed nimi zabezpieczone i oddane wyłącznie do użytku czarodziejów. Jak nietrudno się domyślić w odpowiednich rękach artefakty te mogą przynieść zarówno zniszczenie, jak i ocalenie. Ten, kto zdobędzie je pierwszy, będzie mógł wykorzystać je na swoją korzyść lub zabezpieczyć przed przeciwnikiem. To miejsce może być istotnym punktem Londynu.
Postać rozpatruje wszelkie zabezpieczenia pozostawione przez poprzednią grupę (najpierw pułapki oraz klątwy, później ew. strażników pozostawionych przez przeciwną organizację). Jeżeli grupa jest pierwszą, która zdobywa dany teren, należy pominąć ten etap.
niemożliwa
Zakon Feniksa: Dom Petriego można zdobyć tylko siłą. Nie będzie to takie proste. Dzielnica, w której znajduje się muzeum, przez swoje zatłoczenie, uznawana jest za drugie centrum Londynu. Pomimo sporej odległości od serca metropolii nie brakuje tu częstych patroli funkcjonariuszy Patrolu Egzekucyjnego, którzy jeszcze przed Czystką musieli kontrolować częste zgłoszenia rabunków. Wystarczy, że pojawicie się w pobliżu Domu Petriego, a zauważy was przechodzący tamtędy patrol trzech policjantów, który zaaresztuje każdego, kto nie będzie w stanie przedstawić odpowiednich dokumentów.
Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za czarodzieja A; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za czarodzieja B; postać; która napisze jako trzecia (lub pierwsza, gdy w wątku są tylko dwie postaci), wykonuje rzuty za czarodzieja C.
Czarodziej A (OPCM 20, uroki 25, żywotność 95) będzie atakował kolejno zaklęciami: Aeris, Everte Stati, Glacius oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Czarodziej B (OPCM 15, uroki 30, żywotność 100) będzie atakował kolejno zaklęciami: Lamino, Lancea, Saggitia oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Czarodziej C (OPCM 20, uroki 20, żywotność 100) będzie atakował kolejno zaklęciami: Scabbio, Timoria, Perturbo oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Rycerze Walpurgii: Dom Petriego można zdobyć tylko siłą. Nie będzie to takie proste. Kustosz tego wyjątkowego muzeum od zawsze zabiegał o odpowiednie zabezpieczenie najniebezpieczniejszych elementów wystawy, angażując do tego najlepszych łamaczy klątw. Po zamieszkach oraz odizolowaniu Londynu utworzył specjalne pomieszczenie, w którym znajdują się nieprzebadane oraz niezabezpieczone artefakty na wypadek włamania - pilnuje ich zawsze trójka czarodziejów, którzy nie przepuszczą nikogo, kto nie ma odpowiedniej przepustki.
Walka: Postać, która napisze w wątku jako pierwsza, rzuca kością za czarodzieja A; postać, która napisze jako druga, wykonuje rzuty za czarodzieja B; postać; która napisze jako trzecia (lub pierwsza, gdy w wątku są tylko dwie postaci), wykonuje rzuty za czarodzieja C.
Czarodziej A (OPCM 20, uroki 25, żywotność 100) będzie atakował kolejno zaklęciami: Jinx, Silencio, Lancea oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Czarodziej B (OPCM 15, transmutacja 30, żywotność 90) będzie atakował kolejno zaklęciami: Crassitudo, Diminuendo, Duna oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Czarodziej C (OPCM 15, uroki 30, żywotność 100) będzie atakował kolejno zaklęciami: Drętwota, Ignitio, Lamino oraz bronił się zawsze wtedy, kiedy wymaga od niego tego sytuacja.
Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.
Aby przejść do etapu III należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.


Dobrze, że zdecydowali się przystanąć za jedną z kamienic, nim wyszli na ulicę, bo tylko dzięki temu udało im się uniknąć prawdopodobnego spotkania z obcymi osobami. Czynienie w pierwszej kolejności rozeznania było logiczne, kiedy na każdym kroku musieli uważać, zwłaszcza że w tej dzielnicy, położonej blisko samego centrum, łatwiej było natknąć się na ministerialne służby. Kroki w końcu ucichły całkowicie i nieco niepokoiło go to, że nie miał pewności do kogo właściwie należały. Może nie było sensu zbytnio nad tym rozmyślać, kiedy musieli działać. Udało im się bez trudności przekroczyć ulicę i wejść w kolejną z tych wąskich uliczek, gdzie trzymali się blisko ścian budynków. Jak na razie nic nie zwalało im się na głowy, było całkiem cicho i spokojnie. A jednak w aurorskiej duszy wciąż tkwiło głębokie przekonanie w to, że do walki dojść musi. Nie wybierali się zresztą w przypadkowe miejsce, przeciwnie, było ono niezwykle istotne, dlatego porażka nawet nie wchodziła w grę.
Po jakichś dziesięciu minutach marszu znów się zatrzymał i w tej samej chwili raz jeszcze dał znać swojemu towarzystwu, aby przystanęli na chwilę. Budynek, do którego zmierzali, był już właściwie przed nimi, musieli tylko ponownie zachować dużą rozwagę, nim zdecydują się choćby zbliżyć do wejścia. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko Zakon Feniksa mógł zainteresować się tym miejscem. Dom Petriego krył w sobie wiele komnat, ale również wiele tajemnic. Odnalezienie tutaj potężnych artefaktów wcale nie musiało być taką trudną sztuką, do tego wystarczyć mogła sama wytrwałość. – Możemy natknąć się tutaj na patrol – wspomniał o tym dużo wcześniej, kiedy jeszcze zmawiali się co do samej wyprawy. Im bliżej serca stolicy, tym większe prawdopodobieństwo, że jakaś szumowina będzie krążyć, jeszcze ich przyuważy, a potem zdecyduje się zaatakować. Znali jednak ryzyko, Kieran był tego pewien. Przyszło im pożegnać kolejnego przyjaciela i wszyscy czuli, że ta śmierć była niesprawiedliwa. Być może w jakiś sposób potrzebowali dziś starcia, choćby po to, aby dać upust emocjom. – Odczekamy jeszcze chwilę i potem ruszymy.



Nim dał się porwać wspomnieniom, pan Rineheart przystanął ostrzegawczo. Steff wyhamował i stanął za nim, a potem ostrożnie wyjrzał na ulicę. Okolica wydawała się cicha, ale potem Cattermole dojrzał trzy sylwetki, zmierzające z przeciwległej ulicy w stronę domu Petriego. Co gorsza, funkcjonariusze zwolnili kroku, tak jakby zamierzali pokręcić się na placu przed domem zamiast iść dalej.
Serce mu się ścisnęło.
-Wyglądają jak zwykły patrol... ale oni zawsze proszą o dokumenty. - szepnął do Hannah i pana Kierana. Sam posiadał przy sobie dokumenty rejestracji, ale zdawał sobie sprawę, że nie dadzą rady rozwiązać sprawy pokojowo. Nie, gdy listy gończe wisiały w całym Londynie.
Wysunął z kieszeni różdżkę, mocno zaciskając na niej palce. Następnie wstrzymał oddech i powiódł wzrokiem po Hani i panu Kieranie, czekając na ich znak. Przebyli już tak długą drogę, w obliczu trzyosobowego patrolu nie było sensu się wycofywać. Podskórnie gotował się więc na walkę.


little spy


Kiedy stanęli przed muzeum, czarodziej zatrzymał ich i nakazał poczekać. Przygładziła włosy z boku, spoglądając na niego i spinając głową, na znak, że zrozumiała. Nie wypuszczała z ręki ani miotły ani różdżki, gotowa, by podjąć działanie, czy wykonać rozkaz. Ale ona też ich zauważyła. Trzech mężczyzn, zbliżających się w stronę muzeum. Zmarszczyła brwi, a serce momentalnie podskoczyło jej do gardła. Nie wyglądali na przypadkowych. Byli uzbrojeni, przygotowani na wszystko, uważnie się rozglądali wkoło. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzała szybko na Rinehearta i Steffena, stojąc tuż za nimi, badając ich reakcję. Czekała — czekała na pierwszy krok aurora, na jego polecenie. Nagle zrobiło się duszno i gorąco, a może to tylko jej oddychało się ciężej. Jej głowę wypełniła złość, gniew. Jeśli to był patrol lub zwolennicy VOldemorta, byli odpowiedzialni za to wszystko, co się działo w Londynie, za śmierć, za wojnę.
— Zauważyli nas?— spytała cicho, ale wtedy też dwóch z trzech funkcjonariuszy, rozglądając się dookoła, uważnie przeczesując spojrzeniami otoczenie, zatrzymało wzrok prosto na nich. — Zauważyli nas — jęknęła potwierdzająco i wyciągnęła przed siebie różdżkę.
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are meant to be
you've never said out loud.
Just try and go there if you can
Show me the parts of you
you're not that proud of.


Rzucił jeszcze jedno spojrzenie towarzyszom, na tę chwilę wiedząc tylko tyle, że przeciwników dla siebie wybiorą losowo i dopiero w ferworze walki uda im się dostrzec, kto okaże się mocniejszy, a kto łatwiejszy do wyeliminowania. W jednej chwili w swojej głowie stworzył teoretycznie łatwą strategię szybkiego uporania się z przeciwnikami, a instynkt podpowiedział mu, że na samym początku powinien trzymać się obronnej magii, która była najlepiej mu znana. Musieli jak najszybciej wykluczyć wrogów z dalszej walki, bo to nie funkcjonariusze byli ich priorytetem. Stanowili jedyne bezmyślne pionki obecnej władzy, inaczej Kieran nie potrafił spojrzeć na tych osobników.
– Walczymy – rzekł stanowczo, nie wahając się przed wydaniem krótkiego rozkazu. Był pewny nie tylko swoich umiejętności, ale również swoich towarzyszy. Dziś mijał z Wright ulicę, na której wspólnie stoczyli pod koniec marca bój, co mogło tylko upewnić go w przekonaniu, że razem uporają się z przeszkodą w postaci kłopotliwego patrolu. Całkiem wyszedł na ulicę bez cienia strachu, śmiało wyciągając przed siebie prawą dłoń, w której dzierżył różdżkę. Ściskał ją mocno, kiedy wykonywał pierwszy znak w powietrzu. Inkantacja zaklęcia ułamek sekundy później wydobyła się z jego ust dość donośnie. – Petrificus Totalus!
| celuję w strażnika B + szafka zniknięć



#1 'k100' : 14
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 7, 1, 4, 7, 7, 2, 2, 2
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...


Walka dobiegła końca, gdy trzej przeciwnicy z Patrolu Egzekucyjnego zostali spacyfikowani. Nic nie wskazywało na to, aby mieli nagle powstać pełni sił i raz jeszcze spróbować zawalczyć o muzeum. Dwóch pozostawało nieprzytomnych, trzeci zaś tkwił w kajdanach i ruchomych piaskach, dobity ostatecznie mocą Petrificusa. Rineheart przyglądał się krótką chwilę pokonanym, wcale nie kłopocząc się tym, aby udzielić im jakiejkolwiek pomocy. Widok krwi już dawno przestał go wzruszać, a ta leniwie spływała po burku, choć ostre sople, które przeszyły ciało jednego z mężczyzn zdołały zupełnie stopnieć przy ciepłym powietrzu letniej nocy. Oni już wybrali jaką ścieżką chcą podążyć i z pewnością byli w pełni świadomi konsekwencji tej decyzji. I znów w Kierana uderzała odwieczna prawda, że życie jest sztuką wyborów i właśnie dlatego jest tak cholernie trudne.
Być może odgłosy starcia niosły się dalej niż przypuszczał, ale na chwilę obecną nie widział żadnych posiłków. Żadna umundurowana jednostka nie wyskoczyła na nich zza rogu, ani nie wybiegła z jednej z bocznych uliczek w wielkim pośpiechu. Po ostatniej rzuconej inkantacji zrobiło się dość cicho. Aż trudno było uwierzyć, że walka na środku ulicy w tej właśnie dzielnicy nie ściągnęła do tej pory niczyjej uwagi. Miasto było ewidentnie wyludnione, nie dostrzegał tego po raz pierwszy, ale przez to czuł się tak, jakby stanowił niepasujący element w martwym krajobrazie, pozostając zbyt żywym dla otoczenia.
Zdołał wrócić do względnej równowagi, tego stanu spokoju, w którym był przed rozpoczęciem batalii. Teraz przyjrzał się uważnie swoim towarzyszom, aby oszacować w jakim znajdują się stanie. Wright i Cattermole byli nieco potłuczeni, ale trzymali się na nogach i wciąż mogli ściskać w dłoniach różdżki, a to było najważniejsze. Byli już tak blisko celu, że nie warto było wycofywać się w takim momencie. Jednak nie mógł całkowicie odebrać im wyboru. – Czujecie się na siłach? – spytał spokojnie, nie tracąc nic ze swojego skupienia, bo spojrzeniem zaraz znów przesunął po okolicy. – Wejdźmy szybko do środka – zaproponował po chwili, samemu kierując się do wejścia budynku. A jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż kotłowało się przeczucie, że może nadejść kolejne zagrożenie.



Pokonali ich. Steffen omiótł wzrokiem unieszkodliwionych funkcjonariuszy Ministerstwa Magii, a przed oczyma na moment stanął mu Bertie, bezwzględnie ciskający Lamino w czarnoksiężnika, na którego natknęli się podczas ratowania charłaczki w grudniu. Wtedy wydało mu się to bezwzględne, wtedy jeszcze bał się widoku krwi.
Teraz nie widział krwi, tylko piasek. Wiedział, że ten niedługo wsiąknie w bruk, konfrontując go z widokiem przyduszonego czarodzieja. Wiedział, że skrzywdził dziś ludzi i że to zupełnie coś innego niż walka z trollem. Wiedział, że jeszcze kilka tygodni temu czułby się winny albo przerażony.
Ale nie czuł nic. Miał tylko cichą nadzieję, że tańcząca w jego wspomnieniach sylwetka Bertiego uśmiechnie się do niego z aprobatą, lecz tak się nie stało - wyobrażony Bott zastygł na zawsze w zdecydowanym geście rzucania Lamino w kogoś innego. Scena rozpłynęła się w wyobraźni Steffena, a on sam odwrócił się od prawdziwych, pokonanych czarodziejów - w stronę pana Kierana i Domu Petriego.
-Ze mną wszystko w porządku. - zapewnił samego siebie i pana Rinehearta. Był potłuczony, a skóra będzie go szczypać go po dziobaniu gęsi, ale to nic takiego - siniaki zejdą szybko, a na razie prawie ich nie czuł, skóra stwardniała mu pod wpływem Saxio. Czuł, że coś zmieniło się i stwardniało również w jego duszy, ale to nie moment by się nad tym zastanawiać. Zerknął kontrolnie na Hanię, o którą martwił się tutaj najbardziej, ale i ona stała pewnie. Spróbował się blado uśmiechnąć i ruszył za Kieranem do wejścia.
-Nałożę Dunę w hallu. - zaproponował, pozwalając najpierw towarzyszom wejść w głąb budynku. Sam zatrzymał się w progu Domu Petriego i zaczął nakładać pułapkę, ciągnącą się od samego wejścia przez cały główny hall. Niespodzianka miała szybko unieszkodliwić potencjalnych intruzów i zapewne wystarczyłaby jako ostrzeżenie dla większości zwykłych złodziejaszków. Wiedział jednak, że przeciwnicy w Londynie są niezwykli - bezwzględni, bardzo zdeterminowani i co gorsza (wspominając paskudne tarcze lorda Blacka i jego utalentowaną w zakresie transmutacji wspólniczkę) bardzo zdolni. Dlatego trzeba ich powitać mocnym akcentem, od razu.
nakładam Dunę ciągnącą się od wejścia (zaraz po przekroczeniu Domu Petriego) przez całe pomieszczenie wejściowe/hall główny.
Transmutacja, poziom II, numerologia I


little spy


— Tak, wszystko w porządku— odpowiedziała cicho i z pełnym przekonaniem. Poparzenie kiedyś zejdzie, siniaki znikną. Była gotowa do dalszych działań. Spojrzała na Rinehearta, a później na Steffena z pełną determinacją, zaciskając palce na różdżce, skierowanej już w dół. Ruszyła w stronę wejścia, oglądając się jeszcze za siebie, dookoła, czy odgłosy walki nie ściągnęły w okolice jakiegoś dodatkowego patrolu, ale wyglądało na to, że wszystko było najlepszym porządku.
Wszedłszy, zatrzymała się od razu. Kamieniem przyblokowała drzwi, lekko otwarte, na tyle by mogli swobodnie wyjść. Kiedy Steffen zaproponował rozlokowanie ruchomych piasków wewnętrz, zmarszczyła brwi.
— Ale damy radę stąd jeszcze wyjść?— Sama zatrzymała się przy drzwiach. Najwyżej przelecą na miotle Steffena. — Nałożę Nierusz na klamkę. — Wskazała na drzwi i stanęła na zewnątrz. Jeszcze raz upewniła się, co do spokojnej sytuacji wkoło i dopiero wtedy przystąpiła do nakładania zabezpieczenia na zewnątrz budynku, tak, by nie można było dostać się do środka. Liczyła na to, że w tym czasie Kieran i Stefen przejrzą najcenniejsze artefakty i wezmą coś ze sobą. Kiedy skończyła, a trwało to chwilę, obejrzała się na Cattermole'a, by jeszcze zobaczyć, jak to robił i nauczyć się czegoś, z tej trudnej dziedziny.
| Nakładam Wierusz na klamkę; 182/222, -5 (20 oparzenia, 20 tłuczone)
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are meant to be
you've never said out loud.
Just try and go there if you can
Show me the parts of you
you're not that proud of.


Przekroczenie progu nie sprawiło im żadnej trudności, jakby nikt wcześniej nawet nie pomyślał, aby nałożyć przy wejściu choćby podstawowe bariery. Rineheart przeszedł przez cały korytarz, uważnie rozglądając się po całym wnętrzu, tym samym dostrzegając pierwsze gabloty z archeologicznymi eksponatami. Właściwie nic nie wiedział o wystawionych na przedzie przedmiotach, ale nie wydawały się niezwykłe. Największe skarby ukryte są w pochowanych z pomocą czarów komnatach. Może powinni rozejrzeć się za artefaktami i zabrać je już teraz, gdyby wróg w przyszłości zawitał u bram Domu Petriego? To nie wydawało się złym pomysłem, ale Kieran w pierwszej kolejności zaczął z przyzwyczajenia szukać oznak cudzej obecności w środku budynku. Nikt jednak nie wypadł im na spotkanie, na próżno było dłużej czekać na przybycie zaalarmowanego hałasami pracownika muzeum.
Cattermole zajął się nakładaniem pułapek jako pierwszy, potem w jego ślady poszła Wright. – W razie konieczności możemy poszukać innego wyjścia, powinno jakieś być – naprawdę musiała istnieć inna droga wydostania się z tego miejsca, czuł to w kościach. Przecież w takich miejscach zawsze organizuje się drogę ewakuacyjną, tak na wszelki wypadek. – Z mojej strony niech będzie strach na gremliny – zadecydował po chwili, uznając strach za najbardziej rozpraszający czynnik. Jakże trudno jest stawić czoła swoim lękom, a co dopiero temu największemu, kiedy nagle przybiera tuż przed człowiekiem fizyczną postać. Gwardzista w końcu uniósł różdżkę i poruszył nią w powietrzu, ostrożnie inicjując przepływ magii. Musiał się skupić, przypomnieć sobie podstawową wiedzę z numerologii, a jednocześnie działając instynktownie.
| nakładam Strach na gremliny tuż przy wejściu



-Spokojnie, Duna znajduje się w ogródkach czarodziejów, trzeba ją aktywować... - wypalił odruchowo, ale w połowie zdania urwał, zdając sobie sprawę, że to wiedza teoretyczna. Nie miał jeszcze Duny we własnym ogródku. Odchrząknął nerwowo, nie chcąc wpadać w więcej kłopotów niż już narobili (a zastygłe twarze pokonanych funkcjonariuszy na moment zatańczyły mu pod powiekami). -Ale... pan Rineheart może użyć mojej miotły, a ja wszystko obejdę jako szczur. - zaoferował. -Na wszelki wypadek. - dodał, oblewając się rumieńcem.
Wziął głębszy oddech i rozejrzał się po wnętrzu Domu Petriego. Widział mugolskie artefakty w hallu i w widocznych muzealnych salach. Wiedział jednak, że naprawdę cenne rzeczy znajdują się w piwnicy.
-Czy mamy czas rozejrzeć się w piwnicy i wynieść stamtąd najcenniejsze rzeczy? Z moją znajomością run mógłbym szybko rozpoznać przedmioty związane przynajmniej z historią klątw i talizmanów. - zaoferował, kierując swoje pytanie do Gwardzisty.
-Najpierw nałożę tu jeszcze Zemstę Płomyka. - zadecydował zanim otrzymał odpowiedź. W końcu niektóre ciężkie przedmioty niemal same rzuciły mu się w oczy. Przy wejściu stały dwa ciężkie świeczniki, a schody flankowały dwie marmurowe wazy. Steff zmrużył oczy, upewniając się, że nie ma przy nich żadnej plakietki i że nie są eksponatem, ale wydawały się czysto dekoracyjne. Przy wejściu do jednej z sal dostrzegł też półkę, na której stały ciężkie słowniki greki i egipskiego, powiązane zapewne z historia niektórych artefaktów. Przesunął spojrzeniem również po granitowym popiersiu jakiegoś faraona, ale je akurat zdecydował się zostawić w spokoju, dla dobra historii.
Uniósł różdżkę i nakierował ją po kolei na każdy z wybranych przez siebie przedmiotów, transmutując je oraz wpływając na ich wrogość wobec intruzów. Za pomocą numerologii określił ruch atakujących przedmiotów i czas aktywacji pułapki. Miała objąć wszystkie osoby, które znalazły się w hallu - albo zadając dodatkowe obrażenia komuś uwięzionemu w Dunie, albo osłabiając kogoś, kto rozbroiłby wcześniej piaskową pułapkę.
nakładam Zemstę Płomyka (działa w hallu głównym, zaraz po wejściu do Domu Petriego). Przedmioty: dwa mosiężne świeczniki, dwie ciężkie wazy (takie siedemnastowieczne, ale stylizowane na antyczne - na tyle lekkie, by być transmutowane przez Steffena i na tyle ciężkie, by nie rozbić się przy uderzaniu kogoś), dwa ciężkie słowniki (kilkusetstronowe, w grubych oprawkach)


little spy


| Nakładam widzimisię
Surely to the sea
Darling, so it goes
Some things are meant to be
you've never said out loud.
Just try and go there if you can
Show me the parts of you
you're not that proud of.


W tym miejscu możesz przelogować się na inne konto i przesłać wiadomość. Pamiętaj, że treść posta zapisywana jest w obrębie danego konta. Aby uniknąć ewentualnej straty, pamiętaj o skopiowaniu treści posta przed przelogowaniem się.