Wydarzenia


Ekipa forum
Utop klauna
AutorWiadomość
Utop klauna [odnośnik]29.05.16 19:14
First topic message reminder :

Utop klauna

★★
Koło stanowiska z pamiątkami znajduje się dość sporych rozmiarów basen z niewielką głębokością. Mężczyzna z obsługi siedzi na platformie zawieszonej kilka centymetrów na zimną wodą. Zadanie polega na podpaleniu trzech pochodni znajdujących się na tarczy za pomocą zaklęcia "Incendio", wtedy zapadnia osuwa taboret z mężczyzną prosto do wody. Dla wygranych są przeróżne nagrody maskotek domowych takich jak psidwak, wąż czy kot. Mężczyzna często daje się przekonać, aby jedna osoba z pary usiadła na taborecie i dała się poddać losowi. Konkurencja Topielca szepcze za plecami, że pochodnie nasączone są specjalnymi trudno-zapalnymi eliksirami.
Rzucasz trzy razy kostką 'k100', aby ocenić, czy zasługujesz na nagrodę.

Lokacja zawiera kostki.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:03, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Utop klauna - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Utop klauna [odnośnik]02.03.18 23:04
- Miałeś okrutnych kuzynów - mówię z lekkim rozbawieniem, potrafię to jednak zrozumieć, w końcu jako dziecko nieraz dałam się nastraszyć wyimaginowanymi stworami najczęściej zamieszkującymi ciemne lasy lub wnętrze kufra. A gdy trochę podrosłam, potrafiłam sprzedać Jamiemu przerażające historie, w które niewątpliwie wierzył. Może to zemsta za mary z dzieciństwa, bo Bertiemu bezbłędnie udaje się utopić klauna. - Zemsta najlepiej smakuje na zimno - śmieję się na widok mężczyzny, który spada z zajmowanej kładki. Cóż, mi nie udaje się powtórzyć tego spektekularnego wyczynu - zaklęcie chybia zaledwie o cal... Może to i lepiej, pracownik wesołego miasteczka wygląda, jakby na dziś miał dość kąpieli, niezależnie czy jest chroniony jakimiś zaklęciami. - Jesteś kochany - stwierdzam radośnie podszytą odrobiną czułości: będę miała coś przypominającego o przyjacielu. Może wtedy zdarzy mi się do niego napisać znacznie częściej! Przyglądnowszy się wszystkim pluszakom, decyduje się na skaczącego puszka - może trochę z wyrzutów sumienia, ostatnio mam zbyt mało czasu, nawet dla swojego puchatego stworzonka. - Elfrik ucieszy się z towarzystwa. O ile nie potraktuje tego jako niewybaczalną zdradę - przytulam milusią kulkę o różowym futerku, która przestaje podskakiwać w moich ramionach i wyciąga długi, cienki język - najwyraźniej odrobina czułości potrafi uspokoić zaklętego pluszaka. - Ta kolejka wygląda na przerażającą. Na co jeszcze czekamy? - szybko wynajduję wzrokiem kolejną z atrakcji, która wydaje się wyciskać spore ilości adrenaliny z nielicznych odważnych. Wagoniki suną wręcz z zawrotną prędkością, na pewno szybszą niż to, co można byłoby osiągnąć na miotle - w końcu kolejka górska przypomina właśnie to: emocjonujący lot. Podobne atrakcje można znaleźć w Banku Gringotta, ale wątpie, by tam można byłoby osiągnąć aż tak zawrotną prędkość. Ujmuję Bertiego pod ramię i w drugiej dłoni wciąż trzymając pluszaka, zaciągam go do niewielkiej grupki osób czekających na emocjonujący przejazd.

Dalej tu? serce



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: Utop klauna [odnośnik]15.02.19 23:42
5 X

Przechadzanie się po Pokątnej wciąż potrafiło sprawić mu przyjemność. Już jako dorosły czarodziej wciąż odkrywał tę ulicę z każdą kolejną wizytą. Na pamięć znał położenie poszczególnych lokali, choć czasem – rzadko, ale jednak – niektóre zamykano, aby na ich miejscu pojawiły się nowe. Jeśli szyldy pozostawały te same, to jednak zmieniały się dekoracje w witrynach, dopasowywane do trwających sezonów, bądź reklamujące ostatnie nowości. W drodze od księgarni do apteki całkiem chętnie przyglądał się wystawionym produktom. Lubił cieszyć oczy ich widokiem.
Dziwne ukłucie w szyję zakłóciło jego spokój i zmusiło do przerwania wędrówki wzdłuż Pokątnej. Natychmiast przesunął dłonią po miejscu na skórze, w którym odczuł ten niewielki i chwilowy dyskomfort. Pochwycił w palce niewielki obiekt, wyczuwając jego ostre zakończenie. Wyciągnął dłoń przed siebie, trzymając ją na linii wzroku, aby przyjrzeć się możliwe jak najlepiej ściśniętej pomiędzy opuszkami kciuka i palca wskazującego podejrzanej strzałce. A więc to nią oberwał. Kto też w ogóle śmiał stroić sobie z niego tak niedorzeczne żarty? Znów dotknął palcami zaatakowany fragment szyi, chyba po to, aby upewnić się, że to naprawdę błahe zranienie, a nie najprawdziwszy atak na jego osobę. Uważnie zaczął rozglądać się po najbliższym otoczeniu w poszukiwaniu roześmianego gówniarza, głupio szczęśliwego z powodu dokonania idiotycznej zbrodni na przechodniu. Naprawdę gotów był dopaść gagatka i powiedzieć mu w kilku ostrych słowach co sądzi o podobnym zachowaniu. I nie szczędziłby komentarzy również osobie piastującej nad smarkaczem opiekę. Sam był kiedyś dzieckiem, więc znał przemożną potrzebę zbrojenia czegoś u najmłodszych, jednak nigdy nie wydurniał się publicznie w towarzystwie obcych. To raczej w domowym zaciszu pozwalał sobie na żarty i tylko wobec rodzeństwa. Powinnością dorosłych krewnych było, aby nie przyniósł reszcie rodziny wstydu na oczach innych.
Kiedy znów ruszył przed siebie, nie czuł się wcale inaczej – przynajmniej z początku. Może zdołał postawić te kilkanaście kroków, gdy dopadło go w jednej chwili niespodzianie uczucie. Było ono niczym grom z jasnego nieba, który przeszył jego ciało, aby ładunki elektryczne przeskakiwały z jednej żywej komórki, do kolejnej. Wciąż był całością, jednak czuł się w dziwny sposób rozbity. Masa cząsteczek wyrywających się do przodu. Do niej. Na jej widok fala gorąca rozlało się po jego klatce piersiowej. Mógłby przysiąc, że ich spojrzenia spotkały się niemal natychmiast, gdy znaleźli się na tym samym kursie. Czas stanął w miejscu, by zaraz ruszyć szaleńczo w niebywale przyspieszonym tempie. Dopiero po stanięciu przed najpiękniejszą kobieta chodzącą po tej ziemi czas wrócił do swojego normalnego rytmu.
Był na nowo oczarowany wdziękiem ciemnowłosej czarownicy. Nie był w stanie określić co się właściwie zmieniło i dlaczego wcześniej nie dostrzegł w pełnej okazałości drzemiącego w niej piękna. Czyżby wcześniej był ślepy? Z całą pewnością – był głupi i ślepy! Ale mógł w tej chwili to naprawić. Choć nie szło mu to zbyt umiejętnie, gdy wpatrywał się w nią całkowicie urzeczony, nie potrafiąc zdobyć się nawet na powitanie. Może to przez te ostatnie listy wymienione na początku września. Może przez istnienie poważnej konkurencji o jej względy, o której myślał przez ułamek sekundy, ledwo sobie o niej przypominając, a potem odrzucając od siebie niewygodne widmo przeszłości. Teraz rozgrywała się chwila teraźniejsza, znacznie istotniejsza i o wiele bardziej znacząca dla przyszłości. Przeszłość nie była ważna. Nie miały już żadnego znaczenia ślubne plany, ani dawne zauroczenie z czasów szkolnych. I jego własne nazwisko nic nie było w tej chwili warte! Alphard Black przepadł w obliczu niegasnącego uczucia miłości.
Pozwól mi zająć sobie przynajmniej ten jeden dzień – poprosił ją czule, uśmiechając się przy tym lekko, a jego ciemne oczy pozostawały wypełnione nadzieją. – Chciałbym cię zaprosić do…
Żadne miejsce nie było wystarczająco godne, aby móc gościć tak wspaniałą istotę – piękną, mądrą i potężną w mocy kobietę. Dlaczego więc coś zaproponowało zaczarowane wesołe miasteczko? Czy to mógł być jego własny głos? Nie czuł, by wypowiedział te słowa, jednak propozycja padła i nie mógł jej cofnąć.
Wysunął w jej stronę swe ramię, zamierzając udać się z nią wolnym krokiem w odpowiednim kierunku. Chciał po prostu przy niej trwać. Marzył o zatrzymaniu jej przy sobie na zawsze.
To spotkanie było nam przeznaczone – stwierdził z wielką pewnością, nie odrywając od jej twarzy spragnionego spojrzenia. Jak mógłby odwrócić wzrok od źródła nieskalanego piękna, od powodu własnego istnienia?
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Utop klauna [odnośnik]16.02.19 13:08
Odzwyczaiła się od londyńskiego gwaru, od hałasu, pędzących w te i wewte tłumów, wpadających na nią raz po raz przechodniów. Samotnia Białej Willi nasiliła uczulenie na motłoch, sprawiając, że każdą wizytę na Pokątnej Deirdre przypłacała migreną. Oraz chęcią seryjnego mordu, lecz ta akurat wypełniała ją stosunkowo często, zwłaszcza odkąd dowiedziała się o istnieniu pasożyta, mającego zamienić jej uporządkowane życie w chaotyczne piekło. To właśnie przez to coś wybierała się do znanej, dyskretnej apteki, zamierzając spytać o jakieś dodatkowe, ziołowe remedium na lekkie mdłości - szła więc z zaciętą, obojętną miną, szybko i zwinnie wymijając maruderów, otulona szczelnie szeroką peleryną. Osłaniającą ją przed spojrzeniami oraz jesiennym chłodem, ale niestety nie przed głupimi żartami. Coś zakłuło ją w szyję, odwróciła się gwałtownie, instynktownie zaciskając palce na różdżce, skrytej w rękawie szaty, nie spostrzegła jednak żadnego dowcipnisia ani denerwującego owada. Czujny wzrok omiótł najbliższe otoczenie, opustoszałe, nie licząc wysokiego, postawnego bruneta.
Widziała go setki razy, ale teraz - jakby spostrzegła go po raz pierwszy. Charakterystyczny profil, długi nos, pieprzyk na prawym policzku, wypielęgnowany wąs i zarost. Ciemne oczy rozświetlone niecodzienną iskrą. I ten zapach, rozkoszny, wwiercający się z każdym oddechem w mózg: aż zmrużyła oczy z rozkoszy, zapominając o całym świecie. O problemie, który sprowadził ją na Pokątną, o prawdziwym uczuciu bliskim uzależnieniu, które wiązało ją z innym mężczyzną. Nie spuszczała z niego wzroku, gdy zmniejszał dzielący ich dystans, a każdy zamaszysty krok budził w niej radość. Uniosła głowę - lubiła czuć się drobna i niska, nie każdy mężczyzna przewyższał ją wzrostem - i nieświadomie oblizała usta, powoli, trochę nerwowo, trochę kokieteryjnie. - Dlaczego dopiero teraz? - wyszeptała słabo: stracili tyle miesięcy, ba, tyle lat. Szukania, błędów, prób, porażek: a wystarczyło rozejrzeć się dokładniej i pozwolić sercu wybić nierówny rytm. Pierś czarownicy unosiła się w nieregularnym oddechu a kolana ugięły się, gdy tylko Alphard zaoferował jej swe ramię. - Nie pozwolę, byś ograniczył się tylko do jednego dnia, kochany - wychrypiała, dając mu się poprowadzić prawie na oślep: także nie wyobrażała sobie spojrzeć gdzieś indziej, nie teraz, gdy w końcu się odnaleźli. Żałowała, że ma na sobie zwykłą pelerynę a czarne włosy spływają prosto na jej plecy, nieupięte w żaden wyrafinowany sposób. Chciała prezentować się jak najlepiej, nie wyobrażając sobie nieodwzajemnionego uczucia - to musiał być koszmar, koszmar, który brzmiał dziwnie znajomo, ale nie zawracała sobie tym głowy. Poszłaby za nim na koniec świata, dlatego nie skrzywiła się, gdy przekroczyli bramy wesołego miasteczka. Mniej pasującego do Deirdre miejsca nie mógł wybrać, ale nie miało to żadnego znaczenia: ważne, że byli tu razem, teraz, tylko dla siebie. Mericourt wtuliła się w ramię szlachcica, przyciskając policzek do rękawa jego eleganckiej szaty. - Alphard, ja...żałuję, że się wtedy nie odważyłam, że cię nie pocałowałam - powiedziała cicho, wyciągając z pamięci jakieś okruchy, wspólny taniec, ognisko. Reszta wieczoru przesłonięta została szarawą mgłą. Uśmiechnęła się lekko, trochę smutno, znów unosząc głowę do góry - wyglądał tak przystojnie w blasku różnokolorowych atrakcji, w aureoli magicznych światełek, w oparach słodkiego zapachu waty cukrowej i karmelu. Nagle najbardziej palącym problemem stała się ciekawość, czy Black smakuje równie przyjemnie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Utop klauna [odnośnik]20.02.19 15:36
Usłyszał jej słaby szept, to pytanie, na które nie miał dobrej odpowiedzi. Sam zastanawiał się nad tym, co sprawiło, że wreszcie zdołali dostrzec się wzajemnie w pełnej krasie, ograbieni z dawnych ograniczeń w postrzeganiu, które narzucał rozsądek. Nie był ślepy, już wcześniej brał Deirdre za kobietę piękną, jednak w tej chwili była najpiękniejsza. Skąd wzięło się to wrażenie? A może jednak przez te wszystkie lata mimo wszystko był strasznym ślepcem? Wolał nie mówić nic, gdy nie znajdował żadnego wytłumaczenia poza jednym – to potęga miłości, jakimś cudem uśpionej przez lata, nagle uderzyła w nich z wielką mocą, zwielokrotnioną przez długie oczekiwanie.
Czuł, że oderwanie od niej spojrzenia może być jego końcem. Rychłym i ostatecznym, skoro serce niewątpliwie zatrzyma swój bieg i rozpadnie się z żalu, jeśli tylko straci ją z oczu choćby na sekundę. Nie był w stanie nad sobą zapanować, musiał sycić oczy widokiem najpiękniejszej istoty na świecie.
Przyglądał się jej uważnie, z nieskrywaną czułością, tak dogłębnie zafascynowany jej skośnymi oczyma, które w jego mniemaniu zawsze stanowiły jej atut, bo wyróżniały ją spośród ludzkiej masy. Dopiero tego dnia odkrył, że nie rozchodziło się o kształt tych oczu, ale ich niesamowitą głębię, w której niknął, tonął bezpowrotnie, lecz ze słodką świadomością, że tym samym staje się częścią jej świata, cząstką niej samej. Ileż by dał za to, żeby być stałym elementem w jej codzienności.
Nie śmiałem pomyśleć, że możesz czuć podobnie – wyrzucił z siebie z zachwytem, a jego głos na chwilę ochrypł z wrażenia. Dostrzegł żywy błysk w jej oczach, poczuł uścisk wokół swojego ramienia, rozkoszował się jej bliskością. Razem mogliby przeżyć całą wieczność. Wizja jednego dnia od początku nie wydawała mu się satysfakcjonująca, ale chociaż tyle chciał dla siebie wywalczyć, tylko o tyle śmiał prosić. Tymczasem oboje pragnęli więcej.
Choć nie był usatysfakcjonowany miejscem, do którego zmierzali, wciąż potrafiąc zauważyć, że do wybranki jego serca nijak ono nie pasuje, to jednak zaczarowane wesołe miasteczko miało być jedynie tłem dla ich cudownego spotkania. Przekroczenie bramy do królestwa rozrywki nie zrobiło na nim nawet najmniejszego wrażenia, bo wciąż zaabsorbowany był przede wszystkim obecną przy jego boku Deirdre.
Po jej kolejnych cichych słowach przystanął spokojnie, aby przyjrzeć się jej z jeszcze większą intensywnością, choć nie wydawało się to możliwe. Z odmętów pamięci próbował wydobyć moment, o którym wspomniała tęsknie i z pewną skruchą. Sam odniósł wtedy wrażenie, że niewiele brakowało do pocałunku. Wspólnie wirowali wokół ogniska, bosymi stopami poruszając się po ciepłym piasku, tacy swobodni, bo upojeni tanim, słodkim winem. Nagle pozwolił sobie przestać być jej podporą, ale tylko po to, żeby stanąć przed nią i ująć jej twarz w dłonie. Chciał naprawić tamten błąd, który szybko uznał za ich wspólny. Sam mógł już dawno wziąć sprawy w swoje ręce. Dlaczego tego nie zrobił? Był bliski pochylenia się, aby sięgnąć po jej usta, gdy nagle poczuł, że coś mokrego uderza w jego plecy. Drgnął niespokojnie, wyprostował się jak struna, po czym odwrócił, żeby odkryć co zmąciło wspaniałą chwilę.
Kto pannę całuje, zanim coś jej upoluje?! – spytał donośnie klaun siedzący na podeście nad sporych rozmiarów basenem, po czym zarechotał obrzydliwie. Alphard rzucił mu rozwścieczone spojrzenie, wyłapując jeszcze, że nie tylko jego uwaga spoczęła na bezczelnym jegomościu. Przemoczone plecy mógł zignorować, lecz otwartej zniewagi nie potrafił. Natychmiast wyciągnął różdżkę i wymierzył ją w idiotę. Ale potem mimowolnie zerknął jeszcze na stoisko z nagrodami w postaci maskotek, spośród których wyróżniał się zielony wąż. Pasował do ciemnych oczu Dei, jasnej skóry, przywodził na myśl Slytherin.
Mogę upolować dla mej panny ciebie – odparł zuchwale. Ale zasady gry były inne, również otaczali ich inni ludzie. – Incendio – wypowiedział po raz pierwszy, mierząc w stronę pierwszej pochodni umiejscowionej na tarczy. Jeszcze dwa razy, szybko i sprawnie, powtórzył zaklęcie. Liczył na wygraną.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Utop klauna [odnośnik]20.02.19 15:36
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 43, 40, 77

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Utop klauna - Page 3 HXm0sNX Utop klauna - Page 3 HXm0sNX Utop klauna - Page 3 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Utop klauna - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Utop klauna [odnośnik]20.02.19 19:32
Gdy się zatrzymał, zrobiła jeszcze jeden, chwiejny krok do przodu, z rozpędu - myślami była poza swym ciałem, poruszała się instynktownie, rozmarzona, zakochana, zadurzona tak mocno, że nie ominęłaby najgłębszej kałuży i nie uskoczyłaby przed nawet najwolniej jadącym Błędnym Rycerzem. Poszłaby za nim wszędzie, pozwoliłaby mu doprowadzić się nawet i do piekła, o ile mogliby przejść przez każdy z diabelskich kręgów razem. Dłoń w dłoń, ramię w ramię; ciągle się na nim wspierała, mrużąc z rozkoszy oczy. Czuła się przy nim taka drobna, niewinna, lekka - a on roztaczał nad nią swą opiekę. Zachichotała cicho i krótko, gdy cofnęła się, by znów przylgnąć do jego ramienia i spojrzeć do góry. Prosto w jego oczy, napełniające ją słodką pełnią. Wyznał, że i on miał podobne myśli, zdradził, że czuje do niej coś więcej, że także z trudem powstrzymywał porywy serca i ciała - westchnęła z zadowoleniem i zarazem odrobiną podszytej żalem nostalgii. Mogli cieszyć się sobą dużo wcześniej, korzystać z pęczniejącej między nimi miłości, dumnie kroczyć po dywanie usypanym z kwiatów ich oszałamiającego uczucia. Wyczuwała, że zbliżają się do momentu kulminacyjnego, że za moment ich usta połączą się w namiętnym pocałunku, że w końcu zaspokoi buzujący w niej głód - przymknęła już romantycznie oczy i stanęła na palcach, by zmniejszyć dystans dzielący ich twarze. Już spodziewała się nowego, oczekiwanego smaku, pieszczącego jej pełne wargi, lecz zamiast ciepła oddechu owionął ją chłód.
Ktoś krzyknął, rzucając nieprzyjemnym żarcikiem; Deirdre wzdrygnęła się, otwierając szeroko powieki. Zza ramienia Alpharda widziała tylko basen i makabrycznego klauna: kąciki ust skrzywiły się w odrazie, dlaczego jakaś nieudana zabawka bądź nakręcany stwór przeszkodził im w tak ważnej chwili? - Zabij go. Oderwij mu głowę. Odetnij nogi. A potem wsadź mu każdą kończynę do gardła, rozrywając tchawicę i struny głosowe - wychrypiała cicho z nienawiścią i wręcz pożądliwą fascynacją, wbijając paznokcie w przedramię Blacka. Miał szansę się wykazać, ten jegomość go przecież znieważył, odsunął od niej - a ona pragnęła krwi. Ciemne oczy rozbłysły jeszcze mocniej, gdy Alphard wspomniał o polowaniu. Pokiwała z pasją głową, tak, właściwie to byłoby jeszcze lepsze. Mógłby go gonić, uciekająca zwierzyna była znacznie lepsza od tej spetryfikowanej strachem. - Myślisz, że jest szlamą? - spytała cicho, nie z przyzwoitości czy uprzejmości: po prostu wolała szeptać, owiewać gorącym oddechem jego szyję: tłumaczyło to wymaganą bliskość, pozwalało przylegać do niego całym ciałem. Z zadowoleniem przyjęła wyciągnięcie różdżki, czekając na promień śmiercionośnego zaklęcia, lecz zamiast tego - Alphard przystąpił do zabawy na jej łagodnych warunkach. Westchnęła z zawodem, lecz smutek szybko został zastąpiony zrozumieniem. Black był tak przezorny i odpowiedzialny, nie chciał ściągnąc im na głowę aurorów, dbał o to, by ten wieczór - jeden z tysięcy, które spędzą razem - należał tylko do nich a nie do pojedynku z obrońcami nieudolnego prawa. - Brawo, jesteś taki zdolny. Władasz płomieniem jak nikt inny - powiedziała niskim, mruczącym głosem, ciągle stojąc tuż przy nim, wtulając się w niego, nie odstępując go ani na krok. Amortencja uderzyła jej do głowy, zupełnie straciła zdrowy rozsądek; liczył się tylko on. - Mogę dostać węża? Albo kota? Co bardziej do mnie pasuje? Ty wybierz - spytała słodko, zsuwając palce niżej, tak, że splotła ich dłonie razem. Gdzieś z boku widziała magiczne zabawki, niezbyt ją interesowały, ale była łasa na pochlebstwa; chciała zobaczyć się jego oczami i sprawić, by znów poświęcił jej uwagę. Tak niewiele brakowało do pocałunku, tak niewiele, by mogła poczuć się w pełni szczęśliwa. Zresztą, instynktownie oddawała moc decyzyjną w ręce mężczyzny: tak przecież być powinno. - Myślisz, że to przeznaczenie? Wtedy, że...lord Black... - zaczęła nagle, ale urwała; poruszanie tak trudnych tematów nie było zbyt rozsądne, nie chciała wprowadzić go w smętny nastrój: i tak stracili wiele pochmurnych, posępnych dni. Mocno ścisnęła jego rękę, śledząc jego poczynania; rozkochana, rozkojarzona szybko bijącym sercem, pozbawiona wszelkich hamulców, rozsądku oraz świadomości czyhających na nią kłopotów.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Utop klauna [odnośnik]21.02.19 23:25
Prezentowała się tak niesamowicie kusząco, kiedy z zamkniętymi oczyma oczekiwała na ich pierwszy pocałunek, tak bardzo spóźniony. Widział jak w jej ciele kumuluje się pragnienie, jak mięśnie napinają się instynktownie, bo właśnie ją dotknął. Uniósł kąciki ust w wyrazie satysfakcji, gdy stanęła na palcach. Chyba bardziej wymownego sygnału już mu dać nie mogła. Czekała na pierwszy krok z jego strony. Inicjatywa. Był w stanie podjąć się tego zadania. Tak niewiele brakowało, żeby na początek jedynie musnął jej usta czule, a potem dał upust trawiącemu jego duszę pożądaniu. Jak mocno mógłby naprzeć na jej ciało swym własnym? Z jak dużą łatwością mógłby pozostawić ślady na jasnej skórze po swoim zachłannym dotyku? Nie miał się dowiedzieć tego jeszcze przez kilka chwil.
Nie mógł znieść impertynencji podrzędnej kreatury. Spoglądał na żałosnego klauna z jawną pogardą, lecz nie było w nim płomiennej nienawiści. Ta została w niego wlana z potokiem kobiecych słów. Oszołomiło go to, jak makabryczną wizję Deirdre była w stanie wtłoczyć do jego umysłu. Zemsta za zniewagę nie była mu obca, jednak wyobrażenie rozczłonkowanego ciała i dalsze jego kalanie po raz pierwszy wiązał jedynie z ekstazą. Dla niej mógłby zabić bez wahania. Na całe szczęście wybranka jego serca nie zażądała ofiary stanowczo. Gdyby mu rozkazała, bądź wyraziła taką prośbę, nie byłby w stanie powstrzymać się przed dokonaniem zbrodni. Wbrew zdrowemu rozsądkowi i na oczach innych ludzi. – Tylko szlama mogłaby zniżyć się do takiego poziomu – odparł gardłowym szeptem, nie kryjąc się z własną frustracją, podjudzaną również przez paznokcie wbijające się w jego ramię. To był bodziec inny od wszystkich, nawet jeśli złagodzony przez materiał płaszcza – stanowczy, drażniący, ponaglający.
Był jeszcze w stanie zachować resztki zdrowego rozsądku. Mordercze zapędy zepchnął w głąb świadomości. Skupienie pozwoliło mu rzucić trzy udane zaklęcia, których efektowności nie zmąciła w żaden sposób kapryśna magia, właściwie okazała się mu niezwykle posłuszna. Czyżby spokój ducha z racji odnalezienia idealnego oparcia dla swej niespokojnej duszy podziałało na niego tak pozytywnie? Trzy pochodnie na tarczy zapłonęły, zaś podest pod taboretem przesunął się ze zgrzytem. Podrzędna imitacja człowieka z impetem wpadła do basenu wypełnionego wodą. Alphard upokorzył zuchwałego mężczyznę na jego własnych zasadach. W zamian otrzymał uznanie Deirdre, choć to nie ona powinna wypowiadać komplementy. To ona była w każdym calu idealna. Piękna, zmysłowa, niepowtarzalna. Żadna inna kobieta nie mogła jej dorównać. Czy zresztą któraś próbowała? Wszystkie wydawały mu się mdłe, kiedy w Deirdre kryła się słodka tajemnica – obietnica początku i końca. Nie zamierzał odsuwać jej od siebie, chciał ją mieć jak najbliżej. Schował różdżkę, kątem oka zerkając na pluszowe nagrody, jednak patrzeć chciał przede wszystkim na nią.
Wężami byłaś otoczona już w szkole – stwierdził spokojnie, po raz kolejny badając jej wspaniałą twarz. W jej oczach zawsze było coś drapieżnego, ale nie odbierało im to wdzięku, przeciwnie. Czasem czuł, że mógłby w nich ujrzeć czeluści własnej duszy. Zmrużył oczy, gdy ich dłonie zostały złączone w uścisku. Widział ją w zieleni, krwistej czerwieni i w czerni. Widział w niej węża, ale również kota. – Kot – zdecydował, chwytając szybko za wybraną maskotkę i podając ją lubej. – Twoje oczy są niezwykłe. Czujne, nieprzeniknione, nieprzejednane – znów pozwolił sobie otulić dłonią jeden z jej policzków, aby kciukiem przesunąć pod jednym z dwóch onyksowych diamentów, mając również sposobność cieszyć się miękkością bladej skóry. – Zdecydowanie kocie.
Znów chciał ją pocałować, jednak niemiłe wspomnienie przekreśliło te plany. Tylko chwilowo. Musiał jej odpowiedzieć, choć nie był pewien, co właściwie myśli na poruszony temat. Tamto nie mogło być przeznaczeniem, bo i nie niosło z sobą niczego dobrego. Dała się zwieść staremu głupcowi, który nie znaczyłby nic bez nazwiska. Poczuł złość podszytą zazdrością, że inny mężczyzna miał czelność niegdyś po nią sięgnąć. – To był błąd – odpowiedział jej jak najbardziej łagodnie, choć w jego tonie pobrzmiewało coś ostatecznego, co miało nie dopuścić do podważenia jego opinii. – Nasze przeznaczenie ujawnia się teraz, w tej chwili.
Udało mu się wreszcie pochylić i sięgnąć po jej usta. Ucałował je ostrożnie, wręcz z nabożną czcią. Pierwszy pocałunek miał być przedsmakiem wszystkiego – ledwo muśnięciem przed dalszymi odkryciami ich kształtu, faktury i smaku.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Utop klauna [odnośnik]22.02.19 17:49
Pogarda wobec brudnego głupca, który próbował wciągnąć ich w wesołomiasteczkową zabawę, słyszana w gardłowym pomruku Alpharda, wprawiła Deirdre w jeszcze większy zachwyt. Paznokcie niemalże przebiły materiał eleganckiej szaty a w oczach kobiety zabłysnęła szaleńcza wręcz czułość. Nigdy wcześniej nie czuła tak silnej miłości, ogarniającej ją całkowicie, władającej nią bez możliwości wyrwania się spod słodkiego jarzma; okruchy świadomości jęczały cierpiętniczo, zdobywając kolejny dowód na potwierdzenie tezy o tym, że uczucia ogłupiały. Nie była świadoma swego idiotycznego zachowania, według niej - a raczej jej bijącego głośno, w nierównym rytmie, serca - postępowała słusznie, pozwalając pięknemu uczuciu kierować zachowaniem, myślami, słowem. - Moglibyśmy kiedyś wybrać się do mugolskiego wesołego miasteczka. Wykorzystać ten półmrok, radość, beztroskę, by zabawić się...w nieco inny sposób - zaproponowała mrucząco, dalej wtulając się w niego, mocno i nieustępliwie, jakby chciała stopić się w jedno. Zszokowany krzyk pokonanego klauna sprawił, że zgłodniała: choć tym razem palące pragnienie bliskości lorda Blacka było silniejsze od instynktownych wizji o rozlewaniu brudnej krwi w ramach romantycznej rozrywki. Gdzieś już kiedyś tak się bawiła, coś migotało na krańcach pamięci, ale nie skupiała się na tej srebrzystej łunie: zupełnie ginęła w jego spojrzeniu, mądrym i spokojnym, w rysach jego niebanalnie przystojnej twarzy.
I równie niebanalnych komplementach. Słuchała odpowiedzi czarodzieja z zapartym tchem, mrużąc oczy i czując spływające na nią ciepło. Pogodziła się ze swym pochodzeniem, z tym, jak wyglądała, lecz gdzieś w środku dalej czaiła się nieśmiała, zakompleksiona dziewczynka, przejęta tym, jak odmiennie wygląda. Jak różni się od bladolicych i srebrzystowłosych piękności. W Wenus doceniano prezencję Miu, lecz było to podszyte fetyszem, pożądliwością tego, co inne - Alphard zdawał się kochać ją taką, jaką była naprawdę. - Podobam ci się? - spytała cicho, trochę kokieteryjnie, trochę się drocząc; wiedziała, że tak, ale była łasa - jak nigdy - na pochlebstwa. Pragnęła słyszeć je z jego ust, pławić się w akceptacji i pragnieniu. Przygryzła wargę wyjątkowo nieświadoma tego uroczego - prowokujacego? - gestu; szczęście wypełniało ją od stóp do głów, była gotowa pofrunąć, unieść się ponad przyziemne sprawy. - To najpiękniejsze, co kiedykolwiek usłyszałam - wyszeptała, wzruszona, wolną dłonią przyciskając do siebie czarne kocię: śliczną maskotkę stworzenia o skośnych oczach, długich wąsikach i jedwabistej sierści. - Zobacz, mamy to samo umaszczenie - pozwoliła sobie nawet na żart, co świadczyło o zupełnym utracie zdrowego rozsądku; wesołość została jednak wyważona nieskrępowaną, puszczoną bez kagańca rozwiązłością. Przechyliła głowę zawadiacko w bok, a czarna kurtyna włosów spłynęła na ramię, zlewając się z pluszem maskotki. - Przynajmniej na głowie. Orientalne piękności mają swoje sposoby na zaskoczenie mężczyzn - dodała już prawie bezdźwięcznie, nie spuszczając z niego wzroku; kusiła, przekraczała granice przyzwoitości, dotykała kwestii oburzających i niegodnych, ale czuła, że Alphard zaakceptuja ją całą - i że i jego pożera od środka głód miłości. - A ty - byłbyś ogierem. Czarnym ogierm z najlepszej stajni, zwierzęciem silnym i pełnym elegancji, wysokim i dumnym, lecz momentami narowistym - powróciła do zwierzęcych porównań, uśmiechajac się lekko, gdy ponownie pochylił się nad nią. Znów zachowując się jak bohater, jej rycerz; wyczuwała złość, drżenie zazdrości w jego tonie, i to połechtało ją jeszcze mocniej; wzięła głęboki, ochrypły oddech, zachwycona, zakochana, absolutnie zadurzona w lordzie Alphardzie Blacku, najwspanialszym czarodzieju, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. - Masz rację - powiedziała, chciała dodać coś jeszcze, pochwalić jego mądrość i rozsądek, lecz zamknął jej usta pocałunkiem. Spodziewała się czegoś gwałtownego, wręcz wulgarnego, ale znów ją zaskoczył, sprowokował, zwiódł. Muskał jej usta z delikatnością i wyczuciem, z szacunkiem i oddaniem; niczym muśnięcie skrzydeł ptaka lub motyla. Zakręciło się jej w głowie; najchętniej przyciągnęłaby go do siebie, ale...błogosławieni magią ci, którzy czekają. - Tu nie przystoi - zawstydziła się tak, jakby przed momentem nie szeptała mu bezeceństw; złapała go mocno za rękę i pociągnęła za sobą, tak, on zrobił to wtedy, podczas Festiwalu Lata, prowadząc ją do dyskretnej polany. Nie uszli jednak tak samo daleko, wystarczyło, że dyskretnie schowali się za rozświetlonym wagonem sprzedającym czarodziejską watę cukrową. Było tu ciemniej, nikt nie mógł ich zobaczyć, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach. - Alphard, ja...muszę ci coś powiedzieć - wychrypiała, chwytając go za poły szaty; ciągle ściskała jedną ręką łapkę pluszowego kotka, było to niewygodne, ale nie chciała porzucić tego wspaniałego prezentu. - Nie będziesz mym pierwszym mężczyzną. Wybacz mi, wybacz, najdroższy - kontynuowała tonem bliskim płaczu, znów wspinając się na palce. - Ale wiedz, że jesteś pierwszym, którego kocham - tak mocno, tak szczerze, tak...tak szaleńczo - zakończyła z oczami pełnymi oddania, wzruszenia i nastoletniego wręcz zadurzenia, po czym wsparła się dłońmi o jego ramiona, by obdarzyć pocałunkami całą jego twarz; obsypać go tą czułą i przepraszającą pieszczotą, choć ogień w jej ciele domagał się nowych przestrzeni do zajęcia.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Utop klauna [odnośnik]28.02.19 10:04
Nie przeszkadzała mu świadomość tego jak wielce krwawa zabawa została mu zaproponowana. Był gotów przy jej boku doświadczać tych nowości i uczyć się przyjemności, wręcz najprawdziwszej euforii płynącej z brutalnych czynów na innych istotach ludzkich. Jeśli widok cierpienia przedstawicieli podrzędnego gatunku mógłby sprawić jej radość, to chciał być sprawcą szczęścia malującego się w jej głębokich oczach. Dla jej uciechy zabiłby z łatwością, bez mrugnięcia okiem. Tylko ostatki rozsądku powstrzymywały go przed jak najszybszym urzeczywistnieniem morderczych wizji. Oczyma wyobraźni widział ich idących ramię w ramię ścieżkami mugolskiego wesołego miasteczka, w tym wspomnianym przez nią półmroku, który pozwoliłby maskować obecność, ale tylko na początku w trakcie początkowej dywersji. Później kroczyliby już śmiało, kroki stawiając nad martwymi ciałami, miotając kolejne boleśnie dotkliwe zaklęcia, w ostatecznym rozrachunku zadające śmierć.
Czy potrafiłby zabić? Otumaniony umysł poddający się woli ukochanej i jej upodobaniom dość realnie podchodził do tej opcji i wyjątkowo nie stawiał żadnych trudnych pytań, nie tworzył dylematów, nie zapętlał się w gorzkich rozważaniach. Uczynienie jej szczęśliwą było pragnieniem, które zaczął stawiać ponad wszystkie inne. Nie było głodu, poczucia obowiązku wynikającego z chęci bycia zaakceptowanym przez rodzinę ani zainteresowania przeszłością, wszystko blaknęło w obliczu jej potrzeb. Tylko jej uznania potrzebował. Tylko jej bliskość mogła mu przynieść ukojenie.
Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem – oznajmił szybko na jednym wydechu, głosem pełnym gorącej pasji. – Tylko twoja uroda jest w stanie mnie poruszyć – wyrzucał z siebie kolejne słowa z coraz to większym oczarowaniem, dostrzegając coraz więcej przymiotów do uwielbienia. Czy krzywizna jej zgrabnego nosa mogłaby być jeszcze bardziej idealna? Czy jej usta mogłyby być kształtniejsze? Każdy element jej ciała był perfekcyjny. Ale nie interesowała go jedynie cielesna powłoka. Przede wszystkim była tak niebywale silną kobietą, tak bardzo inteligentną. Żadna inna czarownica nie mogła się z nią równać. Na dodatek potrafiła przeplatać ujmującą niewinność z rozpalającym kuszeniem. Jej radość z wygranej maskotki przywodziła na myśl młode dziewczę. Za to wspomnienie o podobnym umaszczeniu i jego braku w pewnych domyślnych rejonach ciała było tak bardzo… To musiało poruszyć wyobraźnię. – Dla ciebie gotów jestem przeistoczyć się w każde zwierzę.
Nie mógł i nie chciał dłużej walczyć z sobą samym i musiał poddać się pragnieniu skosztowania jej ust. Tak jak przypuszczał, były wspaniałe. Miękkie, delikatne i przychylne, skoro nie umknęły mu nigdzie. Przynajmniej od razu. Gdy wypadło z tych wspaniałych ust upomnienie, zawstydził się swego postępku. Nie chciał do siebie zrazić ukochanej i nie mógłby spojrzeć ponownie w lustro, gdyby przez własną namiętność przyniósł jej hańbę. Z jednej strony wierzył, że nie wolno mu skalać jej piękna, ale z drugiej nie potrafiłby trzymać się na dystans. Musiał być przy niej, bo była przecież sensem jego istnienia. Bez niej niechybnie przemieniłby się w proch. – Wybacz – wyrzucił z siebie lekko skruszony. – Nie mogłem się już powstrzymać – wyznał gardłowym szeptem, jeszcze przeżywając ich cudowny pocałunek. Pierwszy, ale z pewnością nie ostatni. Nie zamierzał dopuścić do sytuacji, w której nie mógłby ponownie jej pocałować.
Dał się posłusznie poprowadzić wybrance swego serca. Zaintrygowała go mocnym uściskiem, zaś chwilę później celem ich wędrówki. I nagle zrozumiał. Miejsca było bardziej dogodne, nie byli już wystawieni na widok publiczny. W jego głowie pojawiło się tyle grzesznych myśli, nie tylko pragnienie pocałunków. Tak wiele chciał. Pragnął jej całym sobą. Wsłuchiwał się w jej słowa, w ten ochrypły szept. Sens budowanych przez nią zdań docierał do niego. Czuł tak wiele. Fala zazdrości uderzyła w niego, aby szybko opaść, gdy tylko na nią spojrzał. – To nieważne – wyrzucił z siebie cicho, dając się całować. Skłamał dla jej dobra. Przeszłość nie powinna między nimi stawać. Przecież gdzieś z tyłu głowy pamiętał szczegóły, ale nie dopuszczał ich do świadomości. – Tylko ty się dla mnie liczysz – zadeklarował po chwili i tym razem nie musiał sięgać po kłamstwo. Dopadnie każdego mężczyznę, który pojawił się przed nim w jej życiu, jednak w tej chwili pragnął tylko jej. Kolejny pocałunek zainicjowany przez niego po prostu musiał być bardziej namiętny, dzikszy. Wpił się w jej usta zachłannie, stanowczo, zapoznając się z nimi o wiele dogłębniej. Zachęcił go brak publiki, większy półmrok panujący za stoiskiem z watą cukrową. Ale to przede wszystkim Deirdre była przyczyną jego zachowań. Nie mógł się przy niej dłużej pilnować.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Utop klauna [odnośnik]28.02.19 17:24
Komplementowanie wyłącznie wyglądu kłóciło się z poglądami Deirdre na temat wartości kobiety, lecz otumaniona amortencją porzucała wszelkie wypracowane zasady, po prostu poddając się miłości. Obezwładniającej do tego stopnia, że wpatrywała się w niesamowicie przystojną twarz Alpharda z lekko otwartymi ustami, co nie nadawało jej zbyt inteligentnego wyglądu, ba: wręcz zupełnie zrywało z zazwyczaj chłodną, obojętną aurą, sprowadzając ją do roli naiwnej, zadurzonej dzieweczki, porzucającej umysł na rzecz serca. Bijącego głośno i głucho, wręcz wyrywającego się z krągłej piersi. Sprawnie pochwyciła dłoń Blacka i przyłożyła sobie do dekoltu, po lewej stronie. - Czujesz, najdroższy? Moje serce bije dla ciebie i tylko dla ciebie - i jedynie ty potrafisz o mnie tak pięknie mówić - wyszeptała, wzruszona, uśmiechając się tak mocno, że aż zabolały ją policzki. I tak nie potrafiła zrezygnować z okazywania radości, wszystko było tak idealne, tak wspaniałe, tak cudowne. Kręciło się jej w głowie, a szczere pochlebstwa zalały ją ukropem: powachlowała się wolną dłonią, nie zauważając na palcu rubinowego pierścienia i obrączki. Zalany amortencją umysł wybierał z rzeczywistości to, co pasowało do obrazu zakochania w lordzie z Grimmauld Place, filtrując bardziej problematyczne detale.
- Myślisz, że mógłbyś zostać animagiem? - spytała słodko, zbyt zakochana, by nie odebrać obietnicy dosłownie. - To byłoby wspaniałe. Bez wątpienia jesteś do tego gotowy - nie znam zdolniejszego, bardziej pracowitego czarodzieja - pojmiesz te trudną sztukę bez żadnego problemu. Kto, jeśli nie ty, Alphardzie? - kontynuowała, podekscytowana i zarazem wdzięczna za to, że tak utalentowany mężczyzna odwzajemnia jej uczucia. To nic, że nauka animagii wymagała wielu lat, setek wyrzeczeń i mogła skończyć się tragicznie: wierzyła, że Black opanuje to w zaledwie kilka dni. - Mógłbyś zamienić się w czarnego motyla - i zawsze mi towarzyszyć, ciesząc oko- zastanowiła się na głos, nie mogąc wybrać, czy wolałaby Blacka w wersji nieposkromionego ogiera, którego mogłaby umiejętnie ujeżdżać - o ile nauczyłaby się podstaw jeździectwa - czy jako pięknego owada, będącego blisko niej każdego dnia, o każdej porze.
Trudne rozważania przerwały pocałunki, a później: krótki, niecierpliwy spacer w bardziej ustronne miejsce, chronione przed spojrzeniami natarczywych gapiów różnobarwnym materiałem namiotu klauna. Z dala od głównej ścieżki wesołego miasteczka panowała względna cisza, a gwar rozmów i śmiechów zdawał się dobiegać z odległości wielu mil: dla nich, dla ich zakochanej w sobie dwójki, czas się zatrzymał. Deirdre przeciągnęła się rozkosznie i oparła plecami o drewnianą podpórkę, przytrzymującą magiczne płótna: tak łatwiej było zachować równowagę, kiedy obsypywała twarz bruneta pocałunkami, delikatnymi muśnięciami wilgotnych, tęsknych warg. Tak bardzo bała się jego odpowiedzi, okazanej pogardy, z trudem skrywanego obrzydzenia: pragnęła akceptacji i...otrzymała ją. Z niedowierzaniem spojrzała prosto w jego oczy, z bliska. - Naprawdę? Naprawdę, Alphardzie? Kochasz mnie taką, jaka jestem? Z całą moją historią? - wychrypiała głosem drżącym od poruszenia, rozczulenia i szoku, bliska łez, które na szczęście nie opuściły kącików skośnych oczu. Nie mogła uwierzyć w to, że lord pochodzący z tak konserwatywnego rodu, do tego krewny szlachcica, którego - według niektórych oraz według wielu paskudnych plotek - znieważyła, obdarzył ją nieskrępowanym uczuciem, pozbawionym wymagań, granic oraz nawet najdrobniejszej krytyki. Wsparła blade dłonie o jego ramiona; dalej też stała na palcach, wpatrzona w niego roznamiętnionym spojrzeniem. - Świat byłby bez ciebie koszmarnym miejscem; ostatnim kręgiem piekielnym, ba, charłaczym przekleństwem - wyznała drżącym tonem, gotowa mówić dalej, oblewać go słodyczą zasłużonych pochlebstw, ale Alphard, nieskrępowanie, dał ujście swym rozszalałym emocjom, przekazując je niewerbalnie w namiętnym pocałunku. Jęknęła cichutko prosto w jego usta, poddając się z niedorzeczną nieśmiałością - wywołaną zaskoczeniem - tej gwałtownej pieszczocie, lecz po kilku chwilach zrównała się z nim pasją i temperamentem, wyczuwalnymi w każdym ruchu języka i naciśnięciu nabrzmiałych, zaczerwienionych od pocałunków warg. Całował nieco dziko, szaleńczo, jak przystało jego nazwisku: dzielnie dotrzymywała mu w tej zabawie kroku, wsuwając długie, smukłe palce w jego przydługie włosy. Przyciągała go bliżej, niżej - różnica wzrostu nieprzyjemnie wykrywiała jej szyję, ale nie przejmowała się tym w ogóle, smakując słodyczy spełnionej miłości. Nagle, po dłuższej chwili, odsunęła się, odwróciła głowę w bok, zarumieniona i stęskniona. - Ja...Alphardzie...Chciałabym, żeby to, co mamy, było wyjątkowe. Nieśpieszne. Nasycone - położyła chłodny palec na jego ustach. Najchętniej już podwinęłaby szeroką suknię, oplatając go mocnymi udami, zakleszczajc go w namiętnym uścisku, przynoszącym im obydwojgu spełnienie. Tak postępowały jednak kobiety niegodne, a ona chciała zerwać ze swymi brudnymi, prymitywnymi pragnieniami. - Oddam ci się po słowie, po ślubie - po przysiędze, którą mogłabym ci złożyć już tu i teraz, lecz chcę ją dopracować. Jak najlepiej ująć w słowa, to, co do ciebie czuję. I to, co pragnę z całego serca złożyć ci jako przysięgę - wychrypiała, przejęta, cicho dysząc mu prosto w szyję; delikatnie przygryzła jego skórę, ocierając się policzkem o drapiący zarost mężczyzny. - Zgodzisz się, najdroższy? Poczekasz na mnie? - spytała z nadzieją, dalej wtulona w jego postawne ciało: i radosna jak nigdy wcześniej.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Utop klauna [odnośnik]01.03.19 10:11
Gdy przyłożyła jego dłoń do własnej piersi, chcąc mu udowodnić, że jej serce rzeczywiście bije mocniej dzięki jego obecności przy niej, w jednej chwili poczuł gorąco targające jego palcami. Zaraz naparł odrobinę mocniej na ciało pod swą dłonią, aby lepiej poczuć kolejne uderzenia, które później rozchodziły się po jego ciele z pomocą jakiejś nietypowej wibracji. Jak mógłby nie być urzeczony tak osobliwym doświadczeniem? Czuł, że jego własne serce dostosowuje się do rytmu uderzeń tego drugiego, tkwiącego w jej klatce piersiowej, napędzającego to ciało i ten umysł do życia. Zaczął darzyć tak wielkim uwielbieniem jej najwspanialsze serce. Było jej, ale mogłoby zacząć należeć również do niego. Otoczyłby je troską, zadbałby o nie najczulej, uchronił od wszelkich nieszczęść. Tak wiele mógł ofiarować i to bez uciekania się do materialnych dowodów tych uczuć, choć i te gotów był składać z wielką przyjemnością.
W jej oczach był kimś wielkim. Jej przekonanie o jego zdolnościach było czymś wspaniałym, uskrzydlało go jak nic innego. Był w stanie podjąć się dla niej nauki ani magii, nawet jeśli nie mógł przewidzieć, w jakie stworzenie dokładnie się przeobrazi. Mógł snuć podejrzenia, lecz to zawsze do końca pozostaje niewiadomą. Nie miałby nic przeciwko przybraniu postaci ogiera, ale również mógłby stać się motylem, aby cieszyć jej oczy. Delikatnymi skrzydłami muskałby jej wspaniałą skórę, sprawowałby nad nią opiekę z góry, będąc cichym opiekunem, strażnikiem, obrońcą. – Nie muszę być motylem, żeby zawsze być obok ciebie – stwierdził z lekkim uśmiechem. – Jako motyl nie mógłby doświadczać twej obecności  w pełni.
Mógłby latać nad nią, lądować na jej ramieniu, muskać delikatnie jasną skórę, jednak to wcale nie wydawało się tak bardzo satysfakcjonującej. Najpiękniejszym byłoby trwanie przy niej w człowieczej postaci do końca żywota. Dlatego też nie wyobrażał sobie jej utracić, co i wiązało się z niechęcią do zranienia jej w jakikolwiek sposób. Chciał dać jej akceptację, pełne zrozumienie, aby wiedziała, że jego miłość jest prawdziwa i bezgraniczna. – Nie potrafiłbym wzgardzić jakąkolwiek częścią ciebie – odparł uroczyście, składając w pełni świadomą deklarację. Spoglądanie wstecz, zadręczanie się zdarzeniami z przeszłości – nie tego potrzebowali. Liczyła się tylko chwila obecna, prawdziwy początku dla ich uczucia, która wybuchło między nimi ze zbyt dużym opóźnieniem. Gdyby wcześniej zdał sobie sprawę z tej wielkiej miłości, inaczej ułożyłyby się ich żywota? Już dawno byłaby jego. Nie dotknąłby jej inny mężczyzna, nie splugawił, nie obdarł z godności. Pamięć o tym gdzieś w nim tkwiła, lecz tłumił niewygodne fakty, zbyt mocno oczarowany nowymi doznaniami. Teraz nic nie mogło stanąć między nimi, a już na pewno nie zamierzchła historia. Każde wspomnienie sprzed dnia dzisiejszego zblakło, a każde wydarzenie zdawało się być nieistotne. – Twoja historia jest już tylko historią – oznajmił czule, gładząc jej policzek, leniwie zsuwając dłoń do smukłej szyi. – Kocham w tobie wszystko, nawet sumę wszystkich przykrych doświadczeń, które uczyniły cię tak silną.
Podziwiał jej siłę od zawsze. Już przy pierwszym spotkaniu wiedział, że ma do czynienia z kobietą ambitną, pewną swego i skupioną na celu. I gdyby nie jeden błąd, o którym nie chciał myśleć. Niewygodną myśl odepchnął od siebie i poddał się pragnieniu. Ich bliskość była tak uzależniająca. Całkowicie go otumaniała. Smak jej ust, zapach ciała, ciepło skóry. Trzymał ją w ramionach stanowczo i zachłannie, własnymi posunięciami żądając odwzajemnienia pocałunku, pogłębienia go. Deirdre odpowiadała z równie wielkim uczuciem. Jej drapieżność wzmogła jedynie jego pożądanie. Docisnął jej ciało do własnego, mocniej napierając na jej usta. Oddałby wszystko za to, aby już zawsze trzymała palce w jego włosach, zmuszała go do pochylania się nad nią.
Ale namiętność została ukrócona. Zamrugał z zaskoczenia, na całe szczęście udało mu się oprzytomnieć na tyle, aby wysłuchać jej słów z pełnym szacunkiem. I nagle zamarł w bezruchu, zawstydzony swoją podstawą, a gwałtowność uczucia nagle wydała mu się przejawem wstrętnej natarczywości. Nigdy nie pomyślał, że mógłby nastawać na jej godność. Miała całkowitą rację! Powinien być bardziej cierpliwy, czekać na oznaki zainteresowania z jej strony, na jawne zezwolenie. Zwolnił ją z uścisku, jednak zaraz ponownie ujął jej twarz i po głębokim wdechu czule ucałował jej czoło. Nie chciał być jak inni niegodziwcy. – Poczekam – przyrzekł jej z łatwością. – Zamierzam uczynić cię moją. Tylko ty możesz być mi żoną.
Już planował zakupić pierścionek zaręczynowy, który były w stanie podkreślić jej piękno, bo równać się z nim nijak nie mógł. Zamierzał jeszcze dziś zająć się tym pilnym problemem. Na nią mógłby czekać całą wieczność, gdyby taka zaistniała potrzeba. Ale przecież mógł przyspieszyć bieg wydarzeń. Oświadczy się jej prędko, nie było potrzeby z tym zwlekać.
Wtulił ją w siebie w przejawie troski, uśmiechając się przy tym pod nosem, który wsunął w jej aksamitne włosy. Były niczym czarny jedwab i pachniały czymś kuszącym. Tajemniczą obietnicą wspólnej przyszłości.
Zapanuję nad swoim temperamentem – przyrzekł jej i sobie, zakazując sobie gwałtownych reakcji. – Pozwól mi zadbać o twój bezpieczny powrót, abym mógł udowodnić, że potrafię o ciebie zadbać.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Utop klauna [odnośnik]01.03.19 18:25
Drapieżniejsze, gwałtowniejsze przyciśnięcie dłoni do jej piersi przyjęła z kocim pomrukiem zadowolenia - nie należała do łatwo oburzających się niewiast, zresztą, sama zainicjowała ten względnie niemoralny kontakt, podszyty nutą romantyzmu. Ich serca, bijące we wspólnym rytmie, synchronizujące się, tworzące razem niebiańską melodię odwzajemnionego uczucia: aż drżała ze wzruszenia, tłumaczącego niedorzeczny, ckliwy bełkot o motylkach. W danym momencie, w intensywnych oparach amortencji, wydawał się jej niezwykle mądrą, filozoficzną tyradą - dowodem na to, że postrzega łączącą ich miłość, że ją szanuje, że jest gotowa tworzyć o niej prawdziwe wiersze. Być może nie rymowane, ale wizja Alpharda w żałobnej, motylej czerni, tożsamej ze szlacheckim nazwiskiem, budziła w niej potrzebę ekspresji. Zapewne tak czuli się najwięksi literaci, upici absytem, gdy na ich drodze stawała oszałamiająco piękna muza - lub adonis, którego ciało na razie skrywało się pod przyzwoitą, czarodziejską szatą. Mimowolnie zwracała uwagę i na ten szczegół lorda Blacka, bowiem wzniosłe uczucia szły w parze z elastycznym kręgosłupem moralnym. Wielokrotnie złamany, już nigdy nie miał powrócić do pierwotnej, akceptowanej społecznie formy, nie walczyła więc ze swymi odruchami, wtulając się w niego ściśle, blisko, wręcz nieprzyzwoicie - nie jak zlękniona niewiasta wyczekująca ochrony przed całym światem, ale jak żmija o lśniących łuskach, owijająca się wokół przyszłej ofiary, zanim soczyście wbije się kłami w odsłonięty kark.
- Masz rację - pozostańmy więc ludźmi, pozostańmy sobą. Nieskrępowani, wolni, szaleni - wychrypiała trzęsącym się z emocji tonem, wcale nie uważając tych określeń za wady. Przymknęła oczy, wtulając policzek w jego dłoń, łasa na delikatną pieszczotę, budzącą w niej kolejną falę głodu. Żołądek zacisnął się w supeł, mięśnie płonęły żywym ogniem; płomieniem bezgranicznej miłości, jaką obdarzał ją Alphard. - Jesteś wspaniałomyślny, Alphardzie - wyszeptała, przejęta, przechylając głowę w bok, trochę kokieteryjnie, trochę w parodii niewinności. - Zapomniałam, jak wielkim zainteresowaniem darzysz historię magii - być może dlatego łatwiej przychodzi ci spoglądanie w moją przeszłość? - spytała retorycznie, znów siląc się na pseudofilozoficzne rozmyślania. Te najłatwiej skrywały pod grubą woalką prymitywne łaknienie, tiki spragnionego bliskości ciała, raz po raz stykającego się ze swym wrzącym, męskim odpowiednikiem, odzianym w nieprzeniknioną czerń. Blaknącą jednakże w porównaniu z pełnym oddania spojrzeniem rozszerzonych źrenic Alpharda, który komplementował ją tak trafnie. Westchnęła z rozkoszy, mocniej zaciskając dłonie na jego ramionach. - Stworzono mnie dla silnego czarodzieja, dla wyjątkowego mężczyzny, który dotrzyma mi kroku - odparła z fascynacją, odginając się z gracją nieco do tyłu, by łatwiej było jej odwzajemniać pocałunki rozkochanego w niej do szaleństwa szlachcica i - jednocześnie - by wyeksponować smukłą szyję. Znała się na takich sztuczkach, na świetle wydobywającym z egzotycznej skóry intensywniejsze odcienie, lecz wiedziała, że nie musi zwodzić w podobny sposób Blacka. On kochał ją i bez tego, całą, bezgranicznie; rozpływała się w tej pewności, w całkowitym zaufaniu, jakim go obdarzyła. Wraz z czułościami - całował gwałtownie i mocno, namiętnie, pokazując w pieszczocie swój charakter, skrywany na co dzień w sztywnym gorsecie konwenansów i surowego wychowania. Kochała go takiego, nieprzewidywalnego, chwiejnego, wręcz skrzącego się od buchających pod ciemne niebo iskier pasjii. Chciała mu ulec, ba, niczego innego nie pragnęła mocniej, niż w końcu, po tak wielu tygodniach błądzenia, stać się jednością, ale...zamierzała dać mu coś wyjątkowego. Siebie, jako żonę; z obrączką na dłoni, przyrzeczoną mu aż po grób - a zapewne i dalej, zgłębiali przecież tajemnicę śmierci. Perspektywa podnioslego daru, ceremonii stworzonej dla nich, pełnej romantycznej magii, uspokoiła ją, pozwalając na nowo ustawić granice. Nie tyle przyzwoitości, co celebracji, oddania łączącemu ich uczuciu tego, co cesarskie, wzniosłe, pasujące do niewyobrażalnej miłości.
Widocznej nawet w tak drobnym geście jak czułe ucałowanie czoła, tak ostro kontrastujące z namiętnościami sprzed momentu. Z ulgą i wzruszeniem wypuściła spomiędzy wilgotnych ust powietrze, posyłąjąc Blackowi najpiękniejszy uśmiech: skromny, powodujący dołeczki w policzkach, przeznaczony wyłącznie dla wyjątkowych osób. - Kocham cię, Alphardzie. Z każdą sekundą coraz mocniej - wyznała, przejęta i wdzięczna za okazaną wyrozumiałość. Zsunęła dłonie z jego karku, ramion i barków, by spleść ich palce razem, ponownie, w rzewnym geście porozumienia dusz i serc. Później - mężczyzna przytulił ją do siebie, ściśle, a ona odnalazła się w jego ramionach, nagle miękka, podatna, wdychając głęboko specyficzny zapach starej kamienicy, wiekowych ksiąg i świeżo wypranych szat lorda Blacka. - Nie panuj nad nim, Alphardzie. To on jest twą siłą, stanowi o twym talencie i wyjątkowości. Daj się porwać szaleństwu, popłyń razem z nim - o ile wzburzone wody nieznanego doprowadzą cię finalnie do mnie - powiedziała cichym, melodyjnym tonem, nie chcąc, by się ograniczał w jakikolwiek sposób. Wolny był piękny, nieprzejednany, nieprzewidywalny i takim go właśnie pokochała, żywo, namiętnie i nieco niepokojąco gwałtownie. - Doceniam twą troskę, najukochańszy, ale obawiam się, że nie wytrzymam nawet minuty dłużej twej bliskości - uległabym wtedy swym instynktom, godzącym w wyjątkowość łączącego nas uczucia - wyjaśniła z wyraźnym cierpieniem w głosie; musiała się jednak powstrzymać, odsunąć od niego, dać im czas, by przygotować wszystko tak, jak należało to uczynić. Z bólem wypisanym na twarzy odsunęła się od niego kilka kroków, szybko, tak, by nie mógł jej pochwycić - a przedtem ostatni raz zacisnęła wargi na jego szyi, pozostawiając na niej siny ślad.
- Do zobaczenia, kochany - a gdy ujrzysz mnie kolejnym razem, będę szła w twą stronę, do ołtarza, przy którym przysięgniemy sobie spędzić wspólnie całe życie - obiecała mu solennie, drżącym z emocji tonem, po czym, w zaciszu płócien namiotu, rozmyła się w czarnej mgle.

| ztx2 :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Utop klauna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach