Wydarzenia


Ekipa forum
Labirynt
AutorWiadomość
Labirynt [odnośnik]03.07.16 23:49
First topic message reminder :

Labirynt

Po wyjściu z sali balowej, schodząc marmurowymi schodkami z niewielkiego tarasu, trafia się do zachodniej części ogrodu. Latem, spacerującym wśród idealnie przyciętych tui umila czas plusk niewielkich fontann z urokliwymi, białymi rzeźbami nimf leśnych. Jednakże to nie niewielke ogrodowe alejki stanowią główną atrakcję tej części posiadłości - tuż za fontannami znajduje się wejście do majestatycznego labiryntu. Równo przycięty, gęsty żywopłot wije się na przestrzeni kilku hektarów. Wąskie ścieżki co kilkadziesiąt metrów rozszerzają się na większe pola, gdzie ulokowano ozdobne posągi lwów i nimf leśnych, krzewy czy ławeczki, na których można odpocząć. Jednakże Lady Adalaide co rusz ostrzega swoich gości, że zapuszczając się zbyt daleko, odnalezienie drogi powrotnej może zakończyć się fiaskiem - bowiem labirynt co chwila zmienia położenie swoich ścieżek, a ponadto kilkumetrowe ściany zieleni skutecznie uniemożliwiają odnalezienie wyjścia.


Zimowy Bal

Zaczarowany labirynt

Wiele legend krąży wokół labiryntu w Hampton Court - a dla wielu czarodziejów zagubienie się w jego baśniowych czeluściach stało się już noworoczną tradycją. Noc w ogrodzie rozjaśniają świece na złotych kandelabrach, ale ich blask nie dociera do zakamarków od wieków pielęgnowanego, idealnie przystrzyżonego labiryntu. Ogród zaklęty jest tak, by gościom nie doskwierał zimowy chłód, a przed wejściem do magicznego labiryntu wiszą elegancko zdobione kaganki ze świecami, które rozgonią ciemności między krzewami.


Po wejściu do labiryntu do każdego postu określającego poruszanie się między wysokimi rzędami krzewów postać rzuca kością k20. Wynik uzyskany na kości (bez dodatkowych punktów) odpowiada napotkanej przeszkodzie opisanej poniżej. Za wykonanie zadania opisanego w przeszkodzie otrzymujecie punkty, zgodnie z zawartym opisem. Opuszczenie labiryntu możliwe jest tylko po uzyskaniu wartości 20, na którą składają się zdobyte punkty i wynik na kości k20 lub wezwaniu pomocy.

1. Tajemnicza strona
Ścieżka prowadzi prosto, a potem skręca w prawo. Docierają do was głosy innych w labiryncie, ale nie widać błysku świateł, a z rozmów nie potraficie usłyszeć nic konkretnego. Coś spada z góry i choć w pierwszej chwili jesteście pewni, że to płatki śniegu, w końcu dostrzegacie, że to spalone resztki pergaminu. Większość jest tak drobna, że rozsypuje się w dłoniach lub znika całkiem nim opadnie na ziemię. Jeden nieco większy i ledwie nadpalony trafia w wasze ręce. Z łatwością zauważacie, że pismo jest kobiece, a po głębszym zastanowieniu możecie zorientować się, że do złudzenia przypomina charakter pisma gospodyni.

Skontaktuj się z Mistrzem Gry w celu odczytania zawartości nadpalonej notatki.

2. Kieliszki
Ścieżka skręca w lewo, a potem ciągnie się długo prosto. Powoli robi się cicho, coraz ciszej, jakbyście oddalali się od większości uczestników zabawy w labiryncie i kiedy wydaje wam się, że wszystko całkiem zamarło, zza zakrętu nagle wyłania się bardzo młody kelner. Niemalże na was wpada, ale wygląda na to, że wasza obecność wystraszyła go znacznie bardziej.
— Przepraszam, przepraszam, najmocniej. Nie chciałem. Zgubiłem się! Lady Nott mnie zwolni. A ja tylko przyszedłem tu poczęstować Ministra winem! Czy jest tutaj, czy już wyszedł?— spytał drżącym głosem, a potem ukłonił się nisko i wbił wzrok we własne buty. — Szukam lorda Malfoya, ale... może... A do wyjścia? Którędy to? A może wina?— zaproponował grzecznie, podsuwając bliżej was złotą, lewitującą tacę, która nie odstępowała go na krok. Na niej znajdowały się kielichy z dostępnymi na salonach trunkami. Możecie poczęstować się nim — w tym celu rzucacie kostką XXXXXXXXXXX LINK DO WINA XXXXXXXXXXX; odprawić kelnera lub spróbować pomóc mu z wyjściem, o ile potraficie.

Za pomoc w wyjściu otrzymacie 3 punkty (tylko jeżeli w którymś z poprzednich rzutów otrzymaliście już sumę 20).

3. Królik
Idziecie przed siebie. Najpierw skręcacie w lewo, później w prawo, później znowu w lewo, a potem znowu w prawo. Żwir chrzęści pod waszymi stopami, a prócz niego niewiele więcej słychać. Kiedy kolejny raz skręcacie omal nie wpadacie na elegancko nakryty stoliczek z trzema równie eleganckimi krzesełkami. Na jednym z nich siedzi zaczarowany królik w kapeluszu i polewa herbaty, której przyjemny różany zapach roztacza się wokół was. Królik bardzo ludzkim gestem zaprasza was do zajęcia dwóch wolnych miejsc i nim się w ogóle zdecydujecie polewa do dwóch filiżanek. Od razu też przemawia ludzkim głosem, udowadniając, że nie był dziwaczną iluzją.
— Znacie tę baśń barda Beedle'a? — zagaja, spoglądając na was, a potem upija łyk herbaty. Możecie go minąć i iść dalej, ale możecie też usiąść i wysłuchać jednej z historii. Gdy skończycie królik odsunie gęsto zwisające za jego krzesełkiem liście, między którymi znajdowały się kryte drzwi. Królik chętnie wypuści was tajnym wyjściem na tyły ogrodu.

Za wysłuchanie historii otrzymacie 3 punkty.

4. Zaczarowana zbroja
Idziecie przed siebie przez chwilę, aż docieracie do rozwidlenia z dwoma kamiennymi rzeźbami przypominających rycerzy. Kiedy się do nich zbliżacie, nagle ożywają i zastawiają wam drogę swoimi pikami. Każda próba ominięcia zbroi zakończy się wymierzeniem broni przeciwko wam. Gdy z jednej ze ścieżki rozbrzmiewa melodia włoskiej opery Giuseppe Vardiego, zbroje odsuwają piki i proszą was do tańca, wyraźnie sugerując, że bez dołączenia nie pozwolą wam przejść. Możecie zawrócić, spróbować obejść zaczarowane zbroje, ale jeśli zgodzicie się z nimi zatańczyć, gdy melodia ucichnie, będziecie mogli przejść dalej.

Za taniec ze zbrojami otrzymacie 2 punkty.

5. Zaułek
Ścieżka między żywopłotami ciągnie się w nieskończoność, a droga dłuży się niemiłosiernie. Może zdawać wam się, że musicie być gdzieś na obrzeżach, idziecie bowiem cały czas prosto przed siebie, długo nie mając przed sobą żadnego zakrętu. Nie słyszycie ludzi ani zwierząt, a waszym krokom towarzyszy cichy szum nocnego wiatru. Kiedy w końcu dostrzegacie zakręt jesteście pewni, że tuż za nim musi czaić się wyjścia z labiryntu. Jednak kiedy skręcacie w prawo napotykacie ścianę. Ślepy zaułek nie pasuje do tego miejsca, a kolor liści wydaje się nieco jaśniejszy niż żywopłotu z boku. Być może nachodzi was myśl, że zaczarowany labirynt jest naprawdę zaczarowany, a ta ściana dopiero co wyrosła przed wami? Nim zawrócicie, cichy szelest skłoni was do spojrzenia w górę, a tam ujrzycie powoli rozkwitającą jemiołę. Zawisła tuż nad waszymi głowami.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

6. Nietoperze
Pojedyncze światełka migotają nad waszymi głowami, a gdzieś z boku widać rozbłysk świateł sygnalizujących chęć opuszczenia labiryntu. Nie wszystkim udawało się go opuścić samodzielnie. Skręcacie w prawo i w tej samej chwili spomiędzy gałęzi zielonej ściany wyfruwa stado nietoperzy! Wszystkie rozlatują się w różnych kierunkach, znikając wam z oczu. Dopiero po chwili dostrzegacie jedno, małe, trzepoczące na ziemi zwierzątko i ku waszemu zaskoczeniu nie okazuje się nietoperzem, lecz małym wróblem, który zagubiony i zdezorientowany nie może poderwać się do lotu.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

7. Zimny podmuch
Ścieżka prowadzi was krętymi zakrętami. Raz w prawo, raz w lewo. W końcu jednak udaje wam się wyjść na prostą, długą ścieżkę, lecz już po kilku krokach, pomimo magii, która dotąd zapewnia przyjemne ciepło, czujecie chłód, który zawiewa od tyłu. Przypomina przeciąg w pomieszczeniu. Jest na tyle dotkliwy, że pozbawieni okrycia jesteście zmuszeni ogrzać się w inny sposób. W innym wypadku powinniście pomyśleć o szybkiej ewakuacji.

Tracicie 2 punkty.

8. Zaklęta zastawa
Idąc przed siebie słyszycie coraz więcej stłumionych głosów. Nie pasują do nikogo, kogo znacie, ale wiecie, że należą do innych gości lady Nott, którzy poszukują wyjścia z labiryntu. Po dwóch kolejnych zakrętach, jedno z was przydeptuje coś, co niespodziewanie odskakuje spod buta do przodu, zwracając waszą uwagę. Pochyleni zauważacie deserową zastawę. Niezależnie od tego, czy przyglądacie się jej uważniej, czy mijacie ją niezainteresowani, po chwili coś trzaska, a zamiast widelczyka na żwirze pojawia się służka w brudnym i potarganym fartuszku. Krzyknęła z wściekłością i jak mała dziewczynka, wierzgając nogami, dopóki was nie zauważa. Wtedy poderywa się na równe nogi, całkowicie poważniejąc.
— Najmocniej... najmocniej przepraszam, ja... Ja już sobie pójdę... Muszę posprzątać komnaty lady Nott...— wyznaje ze wstydem. Jeśli ją zatrzymacie, możecie się dowiedzieć, że to gospodyni zmieniła nieposłuszną i niezdarną służbę w widelczyk, który w przypływie złości, zapominając o zaklęciu, tego ranka wyrzuciła przez okno swojej sypialni. Dziewczyna nie chciała zdradzić, co było powodem tego czynu, ale wyraźnie zagubiona nie zamierzała iść sama w ciemny labirynt. Dopóki jej nie odprawicie lub pomożecie wyjść, będzie snuła się za wami jak duch.

Za pomoc w wyjściu otrzymacie 2 punkty (tylko jeżeli w którymś z poprzednich rzutów otrzymaliście już sumę 20).

9. Absolutna ciemność
Niekończąca się ścieżka skręca dwa razy w lewo, a potem ciągnie się prosto i znów skręca w lewo. Im dalej idziecie tym ciszej się robi. Nie wiecie, że oddalacie się od innych gości sabatu. W końcu, gdy wszystko cichnie, możecie odnieść wrażenie, że jest już tak późno, że wszystkim najprawdopodobniej udało się wyjść z labiryntu. Choć powietrze wydaje się ciepłe, niespodziewanie zrywa się wiatr, który świstem przetacza się przez alejkę, gasząc świece w waszych kagankach. Pogrążeni w zupełnej ciemności zostajecie zupełnie sami i w całkowitym mroku — wokół nie migotają żadne lampki ani świece. Możecie spróbować rozpalić ogień ponownie i iść dalej lub spróbować się wydostać, ale jeśli skrzaty przyłapią was na dewastacji labiryntu z pewnością ta informacja szybko dotrze do gospodyni. W oddali słyszycie rechot żab - w pobliżu musi być więc staw lub fontanna, ale nie jesteście pewni z jakiego kierunku dochodzą dźwięki.

Tracicie 1 punkt.

10. Ściana z kwiatów
Idziecie przed siebie prostą drogą, która zawija się w prawo dwukrotnie. Ku waszemu zdziwieniu, za zakrętami czeka na was zielona ściana. Ślepa uliczka może wywołać rozdrażnienie, ale kiedy tylko stajecie przed nią, spomiędzy dużych, błyszczących liści zaczęły wyłaniać się gigantyczne pąki kwiatów. Gdy jeden po drugim rozwinęły się, przypominając piękne piwonie, dostrzegacie, że każdy z nich układa się w środku na kształt ust. Kwiaty od razu przeszły do rzeczy — część z nich zaczęła nucić melodię znanej opery (o ile któreś z was zna się choć trochę na muzyce, mogliście odkryć, że to znana włoska opera Giuseppe Vardiego z 1853 roku). Jeden z głównych kwiatów, głosem tenora rozpoczął swój imponujący śpiew:
— Libiamo, libiamo ne' lieti calici, che la bellezza infiora e la fuggevol, fuggevol ora s'inebriì a voluttà!. Zaraz po nim wszystkie kwiaty zaśpiewały chórem, ustępując w końcu bladoróżowej piwonii. Jej wspaniały sopran rozbrzmiewa prawdopodobnie w całym labiryncie.
Jeśli nie byliście zainteresowani kwietnym występem mogliście ruszyć dalej, ale jeśli zaczarował was kwietny spektakl i doczekacie do końca nieco dłużącego się występu - kwiaty rozstąpią się, otwierając wam przejście na zewnątrz. Jeśli chcecie opuścić labirynt, kwiaty umożliwiają wam wyjście.

Za wysłuchanie występu otrzymujecie 5 punktów.

11. Amortencja
Idziecie prosto, mijając rozwidlenie, co niestety doprowadza was do ślepej uliczki. Musicie zawrócić, ale gdy wracacie do przejścia, które wcześniej minęliście już go nie było. Może zgubiliście drogę, choć to było praktycznie niemożliwe. Idąc znów długą prostą mijacie fragment ściany, który porośnięty jest kwiatami i jesteście pewni, że wcześniej nie natknęliście się na podobną ozdobę. Zbliżając się do kwiatów czujecie zapach — dla każdego z was inny. Kwiaty wydawają się być skropione amortencją. Wydzielają zapach najmilszy dla waszych nosów, przywodząc na myśl najlepsze myśli o ukochanej lub ważnej dla was osobie. Jeśli takiej jeszcze nie macie, roztoczony aromat uczyni ją z waszego towarzysza, a pośród wyjątkowych znanych nut czujecie nowy: zapach wiosny, z którą odtąd będzie wam się kojarzył

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

12. Fontanna
Docieracie do centralnego punktu labiryntu - ogromnej fontanny przypominającej lwy, z których przepastnie otwartych paszczy wyraźnie ciepłe źródło tryska w górę malowniczą kaskadą. Kamienne lwy otoczone są dość obszernym basenem ogrodzonym niewysokim murkiem, na którym można przysiąść - lub stanąć, ale jeśli zdążyłeś wypić więcej niż trzy kieliszki szampana w trakcie sabatu, zapewne spadniesz do środka. Woda w fontannie odrobinę bulgocze, na jej powierzchni pływają płatki kwiatów, a wokół roztacza się przyjemny, różany aromat. Na dnie fontanny migoczą złote monety, a każdy kto spróbuje po nie sięgnąć ujrzy, jak lwy ożywają i zeskakują na murki wpychając każdego śmiała prosto do wody.

Jeśli sięgniecie po monetę, tracicie 2 punkty.

13. Altana
Ścieżka prowadzi prosto przez krótki czas. Mijacie rozwidlenie, które najprawdopodobniej mogło zakończyć się ślepym zaułkiem i dzięki temu docieracie do większego placyku, w którym aura całkowicie różni się od reszty miejsc w labiryncie. Za sprawką iluzji wszystko pokryte jest śniegiem, ale nie jest zimny i wy nie odczuwacuie żadnego chłodu. Płatki sypią się z nieba gęsto, a choinki ulokowane w narożnikach placyku przykryte są białymi czapami śnieżnego puchu. Na samym środku stoi lodowa altana —  w całości wykonana z lodu lśni w blasku gwiazd oraz rozbryzgujących się po niebie fajerwerków. Wydaje się lekkiej, eleganckiej konstrukcji, po jej ścianach sunie lodowy bluszcz. Wewnątrz można usiąść i odpocząć, a także zamknąć drzwi na dłuższą chwilę... Drodzy goście, uważajcie jednak. Ktoś może was zaskoczyć.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

14. Dziura
Zmierzacie przed siebie krętymi ścieżkami i może macie wrażenie, że ścieżka robi się coraz węższa. Wrażenie jest jednak złudne, po prostu oddalacie się od źródła światła nad waszymi głowami. Na końcu drogi wśród zarośli możecie dostrzec ciemną plamę, ale jeśli zdecydujecie się do niej zbliżyć zrozumiecie, że jest ukrytym wyjściem z labiryntu, które prowadzi na tyły ogrodów, gdzie nikt was nie znajdzie.

Otrzymujecie 5 punktów.

15. Romantyczna ławka.
Kierujecie się zakrętami przed siebie, aż docieracie do obsadzonego kwitnącymi krzewami zagajnika z uroczą białą ławeczką, skrytą pod zaroślami. Tuż obok niej stoi harfa, która przygrywa delikatną melodię, a wokół kwitną kwiaty charakterystyczne dla letnich pór roku. Jeśli zdecydujecie się na niej usiąść by odpocząć doświadczycie przedziwnego wrażenia — ławeczka wydaje się krzywa z obu stron. Lekko uniesione końce sprawiają, że samoistnie zsuwacie się do środka, w centralnym punkcie opierając o siebie wzajemnie. Jeśli na ławeczce usiądzie jedno z was, zaczarowane siedzisko buntuje się przeciwko samotności i zrzuca do tyłu w krzaki.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

16. Skrzat
Im dalej idziecie tym jaśniejsze nad wami robi się niebo i jak mogliście zgadnąć, zbliżacie się do jakiegoś źródła światła, choć trudno zgadnąć, czy znajdowało się wewnątrz, czy na zewnątrz labiryntu. Po kilku kolejnych krokach, z jednego z zakrętów wychodzi bardzo stary, roztargniony skrzat w potarganym ubraniu. Choć niewiele różni się od większości skrzatów odnosicie wrażenie, że jest naprawdę stary i trochę zagubiony.
—Wędrowałem setkę lat, aż zapomniał o mnie świat...— mamrotał pod nosem z twarzą skierowaną ku ziemi.—Wyglądałem słabo...Ech... Wyjście w prawo— dodał, kiedy was mijał, nie podnosząc na was wzroku. Nie zatrzymał się, szedł dalej, smętnym, zmęczonym głosem mówiąc do siebie. Skrzat sprawia wyraźnie kogoś kto włóczył się po tym labiryncie dość długo — czy wskazał wam właściwą drogę? Musieliście przekonać się sami.

Jeżeli posłuchacie skrzata, wraz z następnym rzutem rzućcie kością k6. Jeśli jej wynik będzie parzysty, tyle punktów otrzymujecie, jeśli nieparzysty, tyle tracicie.

17. Strumień
Kiedy droga zmienia się w rozwidlenie, wybieracie jedną ze ścieżek. Szczęśliwie dzięki temu docieracie do polanki ze strumieniem, który wypływa spod  zielonych ścian labiryntu i znika po drugiej stronie przyprószonego nie roztapiającym się śniegiem placyku. Ścieżka wiedzie prosto, przez uroczy drewniany mostek. Kiedy przez niego przechodzicie, coś przyciąga wszą uwagę. Spoglądacie na strumień, który okazuje się być całkowicie skuty lodem. A pod nim... Nagle coś przemyka. Wytężacie wzrok, aż w końcu dociera do was, że to co płynie w strumieniu to ludzka twarz. Jeśli was to nie wystraszy i zostaniecie na mostku nieco dłużej, spod kryształowej tafli wyskoczy duch.

Jeśli nie posiadacie wytrzymałości psychicznej rzućcie kością k100. ST wynosi 65, jeśli go nie osiągniecie - wystraszycie się na tyle, że przez drewnianą, niską barierkę wpadniecie do zamarzniętego strumienia. Lód pęka, a wasza kreacja staje się mokra.

Jeśli choć jedno z was wpadnie do strumienia, tracicie 2 punkty. Jeśli nie wpadnie żadne, zyskujecie 3 punkty.

18. Kupidynek
Kierujecie się przed siebie, skręcając raz w prawo, raz w lewo. W końcu ścieżka prowadzi do rozwidlenia, przy którym znajduje się wąska, krótka kamienna ławeczka, a po jej prawej stronie stoi rzeźba przypominająca kupidynka trzymającego przechylony wazon. Choć rzeźba mogłaby być fontanną, nie znajduje się w żadnym basenie, a jego podstawa nie jest otoczona murkiem. Jeśli zbliżycie się do rzeźby i zajrzycie do środka dzbana dostrzeżecie, że jest pełny czegoś, co zarówno zapachem jak i kolorem i smakiem przypomina wino. Gdy tylko usiądziecie na ławce rzeźba ożywa, a kamienny kupidynek rozlewa do waszych kieliszków wina. Zupełnie innego niż te oferowane na balu, wyjątkowego w smaku, wytrawnego z dużą ilością taniny. Jeśli nie macie przy sobie kieliszków, kupidynek poleje alkohol na ziemię, marnując bardzo dobry trunek, chyba, że znajdziecie sposób, by go skosztować bez szkła.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

19. Problemy z równowagą
Ścieżka niespodziewanie prowadzi was w górę. Niewielki kąt sprawia, że droga nie jest wymagająca, a zielone ściany żywopłotu stają się coraz niższe. W końcu docieracie na samą górę, a zielona ściana sięga wam ledwie do pasa. Rozciąga się przed wami niezwykły widok — macie przed sobą olbrzymi zielony labirynt z migającymi światełkami docierającymi z różnych jego zakamarków. Możecie spróbować rozplanować swoją podróż w stronę wyjścia lub innych części labiryntu — niestety sami teraz znajdowaliście się dość daleko od jego brzegu, więc nawet oszukując nie jesteście w stanie stąd uciec. Kiedy już jesteście gotowi do zejścia czeka was niemiła niespodzianka. Możecie zawrócić łagodną ścieżką lub iść dalej, lecz przed wami bardzo strome zejście. Jeśli któreś z was piło alkohol w trakcie sabatu, może mieć szczególną trudność z zachowaniem równowagi.

Jeżeli któreś z was piło alkohol i nie posiada biegłości twardej głowy lub innego specyfiku powstrzymującego zaistnienie stanu upojenia, tracicie 1 punkt. W każdym innym przypadku zyskujecie 2 punkty.

20. Koniec psot
Kierujecie się prosto dość długo, a potem  ścieżka zmienia się w dwa zakręty w prawo. Im dalej tym więcej wielobarwnych kwiatów wyrasta spomiędzy zielonych liści, aż w końcu zatrzymujecie się przed kwietnym przejściem ogłaszającym wyjście z labiryntu. Udało wam się go pokonać za sprawką niezwykłej intuicji lub sporej dawki szczęścia.

Możecie wyjść — przechodząc pod kwietnym łukiem jeden ze skrzatów ozdabia wasze stroje kwiatami — panów przy  butonierce, paniom zdobiąc skronie delikatną kwietną koroną. Gratulacje sypią się z każdej strony, a dalej czeka na was taca z alkoholami i parkiet pod gwiazdami.

Jeśli nie chcecie jeszcze opuszczać labiryntu, możecie skręcić w prawo i znów znaleźć się w jego wnętrzu, poszukując przygód.

Otrzymujecie 20 punktów.




[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.11.24 18:20, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Labirynt [odnośnik]18.02.20 22:47
The member 'Elodie Parkinson' has done the following action : Rzut kością


'k20' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Labirynt [odnośnik]27.02.20 21:47
Spodobała mu się odpowiedź, którą uzyskał. Nie chciał, żeby ktokolwiek zauważył, że jest niezadowolony z nowej roli. Chociaż słowo niezadowolony nie do końca opisuje odczucia Edgara co do nowego obowiązku. Na swój sposób był zaszczycony tym wyróżnieniem, bo sir Alaric wcale nie musiał wybierać właśnie niego – wśród mieszkańców Durham znalazłoby się jeszcze kilku innych dobrych kandydatów. Edgar niejednokrotnie zastanawiał się co takiego wyróżniało go od reszty potencjalnych nestorów i wciąż nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Szczególnie, że Alaric znał go od dziecka i widział wszystkie jego potknięcia. Widział też jak nie chciało mu się w młodości pracować w sklepie i jak znikał na długie miesiące za granicą. Może Alaric zrobił mu na złość, dożywotnio wiążąc go z murami Durham. Może to wcale nie miało być wyróżnienie, a kara? Tak czy inaczej Edgar nie miał innego wyjścia jak przyjąć na siebie nową rolę i jak najszybciej się w niej odnaleźć. Przynajmniej Adeline od samego początku zdawała się być zadowolona nową sytuacją; zawsze lubiła blichtr i pewnie trochę go jej brakowało, nie mogła temu zaprzeczyć.
Temu wydarzeniu nie brakowało bogactwa i przepychu. Nawet labirynt prezentował się niezwykle okazale, za każdym rogiem odkrywając nowe tajemnice. Nie spodziewał się, że przed nimi wyrośnie wieżyczka – Adeline nie musiała posyłać mu tak jednoznacznego spojrzenia, sam też miał ochotę tam zajrzeć. Schodki były dość strome, jednak wejście na samą górę było warte tego wysiłku. Rozpościerał się bowiem stamtąd widok na Hampton Court, a w oddali chyba nawet majaczył Londyn. Gdzieś tam na dole zauważył sylwetki lady Bulstrode i lorda Blacka, a nawet swojego młodszego brata. Był przekonany, że czuje się równie niekomfortowo co on w tym tłumie rozgadanych szlachciców, ale jak widać również znalazł chwilę wytchnienia w okazałym labiryncie. Przyglądał mu się przez chwilę jak rozmawia o czymś z lady Parkinson. Czyżby o zbliżającym się ślubie?
Na nich też w końcu przyszedł czas. Opuścili posiadłość Nottów po kilkugodzinnej zabawie, nawet nie tak złej jak Edgar się spodziewał.

zt


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Labirynt [odnośnik]01.05.20 1:48
Staram się nie rozmyślać na przyszłością zbyt mocno. Dużo bardziej frapująca wydaje mi się teraźniejszość, gdy decyzje należy podejmować natychmiast, zaś słowa wydobywające się z ust powinny być wyważone i przemyślane. Zbyt dużo bodźców napierających z każdej strony każe mi się zamknąć w tym, co jest - muszę należycie na nie reagować, żeby nie popełnić niewybaczalnego błędu. Właśnie dlatego preferuję mniejsze zbiorowiska, te większe przytłaczają mnie do szpiku kości. Jest zbyt wiele elementów, którym powinienem poświęcać uwagę, a Elodie pragnie zaskarbiać większość z niej. Nie mógłbym jednak kroczyć wiecznie wpatrzony w orzechowe tęczówki, chociażbym bardzo tego chciał. Odseparowałoby mnie to od pozostałych gości sabatu, zaintrygowanych odgadywaniem skrytych za maskami twarzy. Nie chcę uczestniczyć w tym przedstawieniu, nie godzę się na bycie okazem w klatce, który można z zaciekawieniem oglądać i badać. Prawdopodobnie nie zjawiłbym się wcale, gdyby nie powinność wobec narzeczonej - może też odrobina potrzeby, żeby wkraść się w jej łaski. Pomimo poważnych rozmów toczonych przed tygodniami, nadal nie do końca wiem jaki lady Parkinson ma do mnie stosunek. Ciężko przebić się przez uprzejmość, dostrzec, czy jest ona prawdziwa lub nie. Nie jestem spostrzegawczy ani domyślny, zwykle pogrążam się w naukowych rozważaniach, nie zaś rozwikływaniu relacji międzyludzkich. Trochę żałuję, że nie zadbałem o swą dociekliwość w kontaktach z innymi już za młodu, gdy mogłem wiele pojąć. Wtedy jednak żyłem w przekonaniu, że świat leży u moich stóp - to inni powinni próbować rozszyfrować mnie, nie na odwrót. Typowa arystokratyczna pycha podsycana przez rodzinę. Dopiero życiowe porażki pozwalają mi ustawić odpowiedni kurs i chociaż nadal uważam się za członka najlepszego z rodów, to cierpię z powodu braku umiejętności interpersonalnych. Analiza danych to podstawa w świecie logiki, dlaczego ją zaniedbałem? Lub raczej - dlaczego pozwoliłem egocentryzmowi zwalczyć w sobie ciekawość świata, potrzeby kształcenia się także w naukach społecznych? Popełniłem kolejny błąd, którego nie da się już naprawić.
Brakuje mi typowej dla młodości dociekliwości, chociaż krocząca obok partnerka dzisiejszego wieczoru, a wkrótce także całego życia, na pewno miałaby na ten temat odmienne zdanie. Od czasu do czasu wraca do mnie wspomnienie nierozsądnego poszukiwania ingrediencji na terenie rezerwatu w Gloucestershire i doprawdy, rzadko które zdarzenie zawstydza mnie równie mocno co właśnie ono. Z drugiej strony muszę przyznać, że stało się ono pewnym przełomem w naszej relacji z Elodie - przede wszystkim mogła mnie wreszcie poznać. Dotąd pewnie nie wiedziała nawet, że istnieję, ale nigdy nie miałem o to żalu. Sam staram się zachować jak największy dystans. Stać się niewidzialnym, niedostrzegalnym. Labirynt na tyłach domu pozwala mi spełnić garstkę tych pobożnych życzeń; wreszcie nie muszę mierzyć się z gwarem pozostałych arystokratów, z koniecznością przeprowadzania nic nieznaczących rozmów czy intensywnego wzroku na swej sylwetce. Potem, jeśli ktokolwiek patrzył w moją stronę, na pewno zawieszał ciekawskie spojrzenie na pięknej czarownicy - żałuję tylko, że za maską jej uroda nie jest aż tak dostrzegalna. Co za niedopatrzenie.
Dobrze, że wiem jak prezentuje się dama przystrojona w prawdę. Dobry nastrój również dodaje blasku, z kolei naturalny wdzięk zachwyca pomimo utajnionej tożsamości. Do tego korytarze żywopłotów zapewniają spokój - czego więcej chcieć?
- Wierzę, wyczekuję ich ze zniecierpliwieniem - odpowiadam spokojnie, ze spojrzeniem ubranym w wewnętrzne ciepło. Gdybym tylko potrafił, uśmiechałbym się przez ten cały czas powolnego pokonywania kolejnych metrów. Może z mniejszym zadowoleniem, gdy zmysły zaczynają wariować, a umysł podpowiada nieodpowiednie scenariusze. Muszę użyć całej silnej woli, żeby nie chwycić nadobnej lady w ramiona w celu złożenia na jej ustach pełnego żaru pocałunku. Salazarze, to brzmi jak scena żywcem wyjęta z powieści romantycznych; przynajmniej tak mi się wydaje, żadnej nie czytałem. Usiłując zepchnąć na bok nieprzystojne myśli oraz gesty, koncentruję całą uwagę na brzmieniu głosu Parkinsonówny - cholera, nawet jego tembr brzmi kusząco, jak najpiękniejsza na świecie symfonia. Muszę się opanować. Wdech, wydech, wdech, wydech. Lord Avery, anegdotka, dobra pamięć, wybaczenie. - To bardzo cenne informacje - zauważam. Jeśli mówi prawdę, to rzeczywiście przybywa mi więcej szczegółów do zapamiętania. To dobrze. Chcę poznawać ją już do końca życia. - Jedynym ciekawym elementem była niezwykła kolekcja dzieł sztuki. Inspirujące obrazy, zapierające dech w piersiach rzeźby, to wszystko nasyciło mą duszę - opowiadam pokrótce. - Na całe szczęście odnalazłem ciebie, lady - dodaję. Przerwała me męki zagubienia w tym tłumie, za co jestem wdzięczny. Dotąd starałem się spoglądać przed siebie, ale wyrwanie mego imienia z różanych warg skutecznie niweczy plany powściągliwości, gdy wzrok znów pada na kobiecą sylwetkę. - Teraz już tak - rzucam cicho, szczerze. Chłodna dłoń muska tą zaplątaną na ramieniu; onieśmielona, ale potrzebująca bliskości. To nadal amortencja czy już coś więcej? - Mam nadzieję, że nie odrywam cię od prawdziwej zabawy - wypowiadam nagle, po krótkiej pauzie, przejęty. Staram się jak mogę, ale czy wystarczająco? - W razie czego przygotowano szampana - dopowiadam, przystając i sięgając po dwa kieliszki z kamiennej półki. Jeden z nich ofiarowuję narzeczonej. - Co powiesz na toast? Nasz prywatny? - proponuję. W głosie chyba pobrzmiewa nadzieja.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Labirynt [odnośnik]23.06.20 17:35
Przyszłość jawi się niewiadomą. Niepewnością zroszoną odrobiną obaw, swoistym podekscytowaniem oraz możliwościami niezgłębionymi. Chociaż to śmieszne, czyż nie wszystko winno iść tokiem naturalnym, znanym tak dobrze szlachetnie urodzonym damom? Narzeczeństwo płynnie przechodzące w związek dwóch dusz siłą połączonych węzłem małżeńskim, wdzięczne przyjęcie na wąskie ramiona roli pani żony, aż wreszcie po odpowiednio krótkim czasie pani matki. Troskliwe spozieranie na los pociech, przekazywanie wiedzy, jaka płynęła w błękicie linii żył, zapewnienie im najwspanialszego żywota z możliwych. Och, ale gdzie w tym były te możliwości niezgłębione? Skra ekscytacji, łaknienie czegoś ponad przypisaną funkcję? Sztywne ramy, w których rozrysowano jej postać, zdawały się niewystarczające, kiedy panienka Parkinson wyciągała swoje wypielęgnowane rączki zachłannie po więcej, nie godząc się na całkowitą utratę tego, co w tak króciutkim czasie udało się jej pozyskać. Wciąż chciała się rozwijać, ćwiczyć swój kunszt literacki, niezmiennie zachwycać świat swoją twórczością oraz zmyślnością w kwestiach modowych, rozkwitać w uwadze jej poświęcanej i nawet jeśli zmiany były nieuchronne, a ścieżka spisana wieki temu nie zmieniła się wcale, tak Elodie w swej pysze zamierzała stąpać po niej podług własnej woli. Mogła tego dokonać, była o tym przekonana nawet teraz, z zaróżowionymi policzkami od chłodu, z pewnym ramieniem użyczającym jej siły — póki spojrzenie Quentina było jej przychylne, póki jego troska wywoływała to zabawne drżenie w jej wnętrzu, mogła wierzyć, iż przy nim może wciąż w swym rozkapryszeniu czynić, co zechce, nawet wtedy, kiedy spomiędzy ich ust padnie znamienne tak. To było dosyć urzekające, wywołujące iskry zniecierpliwienia, a zarazem jakiejś łagodności, która powstrzymywała perełkę przed zbytnim kłopotaniem lorda Burke. Maskarada należała do wspaniałych okazji na ukazanie siebie oraz niepowtarzalnego stroju, w jaki powiła dziś swe ciało, a jednak nie poczyniła ni jednego gestu mającego przyczynić się do przyłączenia do zabawy. Być może w swej naiwności sądziła, że jeśli nie będą w samym centrum zainteresowania, to najmilszy narzeczony uzna, że sabaty w rzeczywistości nie są tak wielkim utrapieniem i z własnej woli postanowi udzielać się u boku przyszłej małżonki w podobnych wydarzeniach. Och, jakże to byłoby cudowne! Jakże wspaniałe! Z dumą mogłaby stąpać po salonach, pokazując, jak wielkim wsparciem jest jej najdroższy ponurak, a wszystkie te lady dotąd spozierające nań z powątpiewaniem oraz swoistym współczuciem, będą zmuszone przygryzać swe wężowe języki w poczuciu całkowitej klęski, gdy obiekt złośliwostek okaże się być bardziej godny szacunku, niźli niepochlebnych komentarzy. Nikt by się nie ośmielił, oświadcza pewnie w duchu blondyneczka, wciąż nieco otumaniona amortencją unoszącą się w powietrzu, zauroczona całkowicie szczątkowym tańcem mięśni na zwykle obojętnej twarzy partnera, zdawkowością słów, które powinny płynąć spokojnym tonem zaskakująco kojącego głosu już zawsze. Blondynka nie panuje nad słodyczą uśmiechu, kiedy to padają oczekiwane zapewnienia, nad radością rysującą się wyraźnie pomimo noszonej maski. Czy tak powinno to wyglądać? Wspólne istnienie, które wreszcie osiągało pełną harmonię, pozwalającą się cieszyć ze wzajemnej bliskości? Nie wiedziała, nie miała doświadczenia w tych kwestiach, mogła posiłkować się li jedynie własnymi obserwacjami oraz zaborczym przekonaniem, że nawet jeśli, to ich więź i tak pozostaje wyjątkowa. Że poprzednie związki Quentina są ledwie pyłem w obliczu tego, co miało ich czekać. Ach, czy właśnie ukazywała zbytnią próżność? Czy może ślepą potrzebę karmienia się równie słodkimi co jej uśmiechy kłamstewkami, jakie to pozwolą oszczędzić artystce trosk wszelakich?
Lady Nott znana jest z doskonałego gustu, jeśli chodzi o sztukę. Byłam mile zaskoczona, kiedy pośród mijanych dzieł dostrzegłam twórczość monsieur Dumont'a, jego obrazy zawsze pozostawiają po sobie jakieś niepojęte wrażenie niedopowiedzenia. Jakby w każdym pociągnięciu pędzla tkwiła jakaś tajemnica, którą przychodzi odkryć wraz z kolejnym baczniejszym spojrzeniem. Czy przykuł on i waszą uwagę sir? — pyta się z przejęciem, jako dziecię sztuki nader chętnie podejmowała się tematów z nią związanych, jakże wspaniale było wiedzieć, iż lord Burke również nie lękał się rozmawiać o podobnych kwestiach — Na szczęście mnie znaleźliście — powtarza cicho, muskając drobną dłonią drugą dłoń, większą, chłodniejszą, ale jakże zastanawiająco rozgrzewającą każdy fragment składający się na Elodie.
Wszystkie zabawy bledną przy waszym towarzystwie, nie mogłabym chcieć być nigdzie indziej niż tutaj z wami — zdradza szczerze, zaraz opuszki palców do ust przykładając w uciesze, kiedy dostrzega czekające na nich kieliszki szampana. Och, cóż za wyjątkowa, niesamowita atmosfera! Ujmuje podane naczynie ze skrzącym się orzechem oczu — Brzmi cudownie. Tylko za co powinniśmy wypić? Za nas? Za przyszłość? A może za chwile podobne tej? — pyta miękko, pozwalając mu wybrać, sformułować własne myśli, ośmielić się życzyć. Jak często pragnęła sięgnąć ku czerni włosów, ujrzeć, w jaki sposób funkcjonuje jego umysł, dotknąć bladych skroni, by chociaż na chwilę ukoić gonitwę, jaka często nawiedzała głowę alchemika. Jest gotowa upić łyk szampana, kiedy to różane wargi rozchylają się, a na twarz wstępuje zakłopotanie i może...nadzieja? Oto bowiem nad nimi zawieszono jemiołę.


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Labirynt [odnośnik]15.10.21 3:40
Przybywamy ze wschodniej wieżyczki

Płomienia takiego nie było między nimi od dawien dawna. Czy buchał dziś dzięki pocałunkom na umyśle składanym przez drogie alkohole, jakimi raczyło Hampton Court? Czy trawił ich całych gamą wszelkiego gorąca przez niespodziewanie odkryte ciepło wspomnień, jakie niegdyś złączyły ich w jedność sprawczą fizycznością? Perfekcjonizm spleciony z egoizmem, namiętność z zachłannością, odnaleźli się pośród surowego kamienia zamczyska i ostali razem mimo przeciwności, prób, na jakie wystawiało ich przeznaczenie. Na wzór obrządków staroegipskich również ich dusze ważono przed wkroczeniem do świata wiecznej obfitości i pomyślności, a te miało ofiarować nadejście upragnionego przez oboje syna. Catriona westchnęła w przyjemności migoczącej w podbrzuszu, kiedy to jej pan mąż wspominał noc obdarcia jej z niewinności. Jakże mogłaby zapomnieć? Do uszu szeptał słodkie zapewnienia, kłamał, byle tylko posiąść to, co w równie skrzywionej ufności darowała mu w swej sypialni, spłakana młodzieńczą łzą, a potem oddychająca pierwszą w życiu satysfakcją. Być może to bezprawie ich legnięcia sprawiło, że Albert i Catriona zapałali do siebie wówczas takim pociągiem; on spełnił dziewczęce marzenie, ona udowodniła, że poświęcić była zdolna wszystko, byle tylko uwagę jego otrzymać i przy sobie zatrzymać.
- I krew na prześcieradle, i sińce na udach, i twój zapach, który został na mnie do porannej kąpieli - odparła szeptem przeznaczonym wyłącznie jego uszom, podczas gdy dłoń wolna od jego uścisku sięgnęła ramienia arystokraty, z zadowoleniem sunąc po mięśniach, których skryć przed nią nie mógł nawet najdroższy materiał. Splamiło go kalectwo, jednak sprawności wciąż Albertowi odmówić nie było można. Gdyby nie judaszowa laska zdradzająca niedoskonały krok, nikt nie byłby w stanie odróżnić go od mężczyzny zdrowego, w pełni nienaruszonych nigdy sił. - I to, jak trudno nazajutrz było mi jeździć konno - wymruczała dyskretnie. Na szczęście żaden z jej nauczycieli nie dopatrzył się uchybień, które dziewczę kamuflowało z oddaniem, byle tylko w sekrecie zachować nieczystość, jaką sprowadził na nią dostojnik w nocy po pogrzebaniu mizernej, obcej żony. - I pierwszy sekret, który razem od tamtego dnia dzieliliśmy, tylko my - zakończyła, zachęcona spragnioną ręką zamykającą jej talię, by przylgnąć do niego w pełni zaledwie na kilka sekund, tak, by biodra otarły się o biodra, by pożądanie otarło się o pożądanie. Cóż za szkoda, że przyszło im znajdować się w Hampton Court, pośród znamienitych gości o odpowiedniej pozycji, nie zaś w prywatności jej komnat, gdzie Albert mógłby bez obaw zedrzeć zeń suknię i zaklęciem rozciąć kolejny z gorsetów, byle tylko do gorącego ciała dostać się jak najprędzej. Mówił też o wzroku, który wodził za nią po bankietowych komnatach, czym na usta Catriony zaprosił uśmiech krótki, kwaśny, trwający znów ledwie sekundy, nie więcej. - Są dla mnie zbyt słabi - przyznała bezlitośnie, odsunięta już nieco, by nie ofiarować mu tej nocy zbyt dużo własną nachalnością. Może i osąd miała stępiony alkoholowymi doznaniami, lecz godność pozostawała w niej niezmienna, tak jak i rola kusicielki, w którą wdawała się kiedy to Albert oczekiwał tego najmniej. Zdolna była wówczas do monopolizowania jego uwagi. Hedonistyczny lord często spoglądał na inne ciała, młodsze niż ona sama, jednak zdarzało się tak, że na świecie był tylko dla niej, tylko jej, a ona tylko dla niego, tylko jego - nawet jeśli wciąż nie łączyło ich spełnienie najważniejszej z przepowiedni. - Nie mogą równać się z panem, którego pierścień noszę na palcu. Ale niech patrzą. Niech zazdroszczą - wyszeptała Catriona, po czym głowę przechyliła lekko do boku, lustrując lico mężczyzny skryte za maską wzrokiem ni uważnym, ni igrającym zwodniczym błyskiem. - Czyżby głośniejsze były od myśli? - pobudzone, spragnione, na łaskę zmysłów skazując Alberta, nie beznamiętnych kalkulacji; z cichym już skinięciem przyjęła potem zaoferowane ramię, by z wieży Hampton Court ruszyć w dół do samych ogrodów, gdzie powitało ich tchnienie zimowego powietrza. Nie było ono jednak tak chłodne, jak powinno - być może na skutek zaklęć, jakimi przygotowano posiadłość do wystawnej zabawy, śnieg natomiast miękko ulegał pod obcasami pantofli, kiedy przemierzyli ścieżkę między fontannami i zbliżyli się do labiryntu. Żywopłot był wysoki, wyższy znacznie niż lord Rowle, natomiast wkroczenie na jego teren było magiczne: ślady obuwia pozostawiane na ziemi nie miały tam racji bytu. Catriona odstąpiła wówczas od męża, rękę cofnąwszy z jego ramienia, po czym wolnym krokiem ruszyła przed siebie, pomiędzy wnękę w zielnych ścianach, a chód miała miękki, z naturalnym kołysem bioder, które jak dotąd nie powiły syna zdolnego przeżyć jeden rok.
- Zgubię się tutaj - zapowiedziała nagle, enigmą nasączając głos, nim na męża spojrzała przez ramię, spod złoconej maski sowy przysłaniającej pół lica. Wydawać by się mogło, że tu akurat, dzięki przychylności przodków, byli sami. - Odnajdź mnie, nieznajomy, jeśli masz ku temu ochotę. Upoluj. Los wówczas pokaże, co się stanie - uśmiechnęła się znowu, lecz jeszcze dyskretniej niż wcześniej, grymas ten zachowując przede wszystkim dla siebie. W tę jedną noc w roku pragnęła ułudy. Maskarady, do jakiej zachęcała lady Nott, w końcu poddana atmosferze pokrewnej ogniu Bulstrode'ów płonącemu w jej żyłach. Innej codzienności, a jednocześnie tak boleśnie pokrewnej. - Albo pozostaw mnie tu samą, a wtedy wrócę do Ylvy, kiedy zbyt niewygodnym okaże się oczekiwanie - nie odwróciła się już by spojrzeć na niego w pełni, a ruszyła tylko przed siebie, niknąc niebawem za pierwszym zakrętem żywopłotowego labiryntu.

Jeśli Albert zdecyduje się odnaleźć Catrionę, zadanie to będzie:
k1 - łatwe, lady Rowle nie zdążyła zajść daleko, oczekiwać będzie przy niedużej fontannie o zmrożonej wodzie, z posągiem w kształcie kobiety przywdziewającej maskę
k2 - dosyć trudne, ST znalezienia Catriony wynosi 45, dolicza się bonus ze spostrzegawczości
k3 - bardzo trudne, ST znalezienia Catriony wynosi 70, dolicza się bonus ze spostrzegawczości
Jeśli Albert zdecyduje się odejść:
k1 - wpadnie na niego podchmielony uczestnik zabawy, wylewając wino na szatę szlachcica
k2 - stanie się świadkiem donośnej dyskusji dwóch dostojników o rzekomej wyższości inwestycji w trolle domowe zamiast charłaczych stróżów bezpieczeństwa arystokratów, co niebawem eskaluje w podsycone alkoholem wzajemne pohukiwania i wreszcie deklarację pojedynku
k3 - odbędzie się to bez turbulencji / Twój wybór!


something borrowed
must be returned, flowers in bloom will wither, my dream began with your glance. for whom did i look beautiful then? for whom do i sigh today? i do not wish to waste what you have given me, so i will go all the way, all for fate.
Catriona Rowle
Catriona Rowle
Zawód : jejmość ziem Cheshire
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
her chest filled with diamonds and gold.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10485-catriona-rowle#317948 https://www.morsmordre.net/t10663-naudhiz#323255 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f361-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t10664-skrytka-nr-2320#323256 https://www.morsmordre.net/t10665-catriona-rowle#323257
Re: Labirynt [odnośnik]23.10.21 1:40
Żar namiętności dawno już umarł, odszedł w nawiedzony las, pozostając jedynie mdłym wspomnieniem po młodzieńczym zapale i butności, którą niósł w krwi. Dziś stateczny i opanowany, podtrzymywany w swej elegancji przez laskę z judaszowego drzewa o złotych zdobieniach. Drogi alkohol, jaki obydwoje dziś spijali z ciętych kryształów, mamił głowę, a dawne motywy dla działania wracały do łask i tak złapać ją chciał w pasie i ściskając jędrne ciało zabrać na wieżę, a potem upuścić swe żądze. W zamian za to jednak złożył na jej ustach pocałunek. Jeden, lecz jakże namiętny, a choć ciepły, tak wypełniony goryczą i złością, bo nie ofiarowała mu jej przeznaczenia. Lady Catriona była żoną uległą, dumną damą ich rodu, silną i piękną, dającą młodym córkom potrzebną figurę matki, damy, która winna im być posągiem i autorytetem, a dziś była kusicielką jego zmysłów, choć to ciało posiadł już przecież setki razów pośród setek nocy i poranków, gdy pierwszy jasny promień wkradał się do jej komnaty, studząc zmysły i przeganiając z jej łoża. Dziś światła słońca próżno im było szukać, bo oto nadszedł sabat i świętować mieli kolejne lata, co nadchodziły zbyt prędko. Małżeństwo ich rozpoczęło dziesiąty swój rok. Wspomnienia z początku, z pierwszej nocy gdy to dotknął jej piersi, powracały jak żywe. Słuchał podszeptów, gdy ta wiła się w swej przeszłości, wyraźnie wdzięczna mu za każdy jego krok, który poczynił w jej stronę, a gdy skończyła, nie odpowiedział od razu, przeciągając spojrzenie dłużej, aż w końcu nachylił się bardziej do ucha kobiety.
Zamilcz, intrygantko — wypowiedział stanowczo, bo nie byli tam sami. Sekret miał zostać sekretem, a nie plotką w salonie Nottów, a więc wzrok jego był ciężki i zirytowany, gdy wracał do jej jasnych oczu.
Wybrał ją i zabrał spod protekcji ojca, wcześniej odbierając jej młodość i niewinność, a w istocie krwią znacząc prześcieradło młódki. Dziś miała rację, bo to jego złoty pierścień nosiła na palcu, a więc każdy z obcych musiał wiedzieć, że nie widzieli jej wdową, lecz mężatką. A sir Albert, niczym prawdziwy kupiec, ekonom, zarządca, trzymał ją sobie jak ozdobę. Ładną lalkę, co choć miała ręce plamione ciemną magią, tak blada i porcelanowa twarz odbierały jej lat, lecz dodawały powagi. Czy zaklęła swe ciało przed wiekiem, czy to kąpiel w dziewiczej krwi tak młodziła Catrionę? A ta łechtała wciąż ego. A ta ustami swymi kusiła. Dłoń jej zamknięta w jego była jasna i drobna. Na pytanie nie odpowiedział, oferując szerokie ramię, gdy to szli po schodach w dół. Laska obijała się wraz z jej obcasem o marmur schodów, a próżność, która go zgubiła, przypominała zebranym, że i lord może zostać kalekim, ale nie jemu. Silne ciało nie straciło na wigorze, dalej zwinne i szybkie, zwyczajnie niepełne, bo pokryte szeregiem blizn na lewej nodze. Potrafił poruszyć się bez laski, nie był skończony, lecz ta pomagała w każdym kroku, aż dotarli do ogrodów.
Powietrze było mroźne, studziło umysł, tak jak zapowiedział, ale mocna brandy, wypita wcześniej w salonach, odpowiadała w swej wojnie, niczym prawdziwa dla wiatru rywalka. Szerokie nozdrza złamanego niegdyś na tamtym tarasie nosa, co go teraz z dołu widzieli, łapały łapczywie tlen, gdy zmysły dochodziły do stanu ważkości i spokoju, lecz to kusicielka jego woli, znów pragnęła bawić się, skoro trwał bal. Chętnie sięgnąłby po kuszę i polował za nią, gdy ta odwróciła złotą maskę i poszła w przód, aby pośród labiryntów zgubić się, jak powiedziała. Z początku przystanął w spokoju, dając jej czas, bo łowcą był sprawniejszym niż kobieta.
Najpierw mignęła mu jasność, gdzieś z tyłu w lewej alejce. Potem mignęła w prawej, a na końcu w przodzie, gdzie też zdecydował się ruszyć. Spoglądał na wydeptane w śniegu ślady obcasów, jednak te w pewnym momencie się zapętlały. Czyżby zawróciła, a może nie kroczyła tu sama? Wokół trwała jedynie noc i cisza, rozcinana oddalonym od nich gwarem z sali balowej i tarasów rezydencji, gdy to po raz kolejny labirynt mamił jego pewność. Lasy Beeston znał na pamięć w swych drzewach, spędzając tam przeszłe czterdzieści lat, lecz i tu nie mógł być gorszy, więc gdy uniósł głowę, w jego oczy znów wdarł się blask, jakby księżyc odbił się od złota. Ruszył więc tam, a następnie skręcił w prawo, a zdawało mu się, że podąża za jej śladem. — Catriono? — w dal posłał pytanie złożone z ledwo jednego słowa, jej imienia co w jego ustach wybrzmiewało jak trofeum, a nieraz i jak zadra. Dziś jednak był łowcą. Uniósłby kuszę i strzelił w zwierzynę, lecz zamiast tego w zimnie otulającym tę porę szukał jej nie jak sarny, lub cwanego lisa, a jak ofiary, której zedrzeć chciał niewinność. Byli tam sami, ale nie pragnął skandali, choć i te nie miały dla niego wielkiej wagi. Plotki zostawiał kobietom, sam rozkoszując się zdobywaniem. — Czuję zapach twych perfum, jaśminowego olejku, który wtarłaś w skórę. Widzę ślad twojego obcasa i ścieżkę, którą szłaś. Gdzie jesteś? — szeptał, lecz nie jak intrygant, a jak złodziej, co swe łowy traktował z cynizmem.
Kupił ją przecież. Sama wpadnie w jego sidła.

rzuty


Dziady, duchy, rody nasze prosimy, prosimy
Do wieczerzy, miejsca, ognie palimy, palimy
I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy, ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły, mówiły
Albert Rowle
Albert Rowle
Zawód : zarządca terenów łowieckich Delamere
Wiek : 38
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
The more a thing is perfect, the more it feels pleasure and pain.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzymka

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10483-albert-rowle https://www.morsmordre.net/t10668-vegvisir https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f361-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t10669-skrytka-bankowa-nr-2262 https://www.morsmordre.net/t10677-albert-rowle
Re: Labirynt [odnośnik]24.10.21 3:40
Mknęła przez labirynt niczym duch zagubiony pomiędzy dumną gęstwiną lasów Beeston. Wewnętrznie skropiona przyjemnością szampana i drogiego wina, a jednak dostatecznie w tym przytomna i godna, by nie poczynić wstydu sobie, ani tym bardziej panu mężowi, który w dobroci odczekał przed wkroczeniem do tętniącego zielenią labiryntu. Wprawny był dostatecznie, by odnaleźć ją tam bez wysiłku, wierzyła w to, bo i domysłem to nie było, a przekonaniem bazującym na faktach; karminowy tren sukni odznaczał się na bieli śniegu zalegającego na ścieżkach, a kroki, choć miękkie i niemal bezszelestne, nie ubiegną jego uwadze. Nie mogły. Nawet teraz, bez kuszy w dłoni, sproszony w dobry humor dobrodziejstwem przechylonego brandy, królował nad nią w łowach, a Catriona zwierzyną była uległą, taką, która łaknęła bycia złapaną. Przypartą do zielnej ściany, wziętą pod nią siłą, podstępem. Namiętnością, jakiej nie sposób było sfałszować. Zedrzeć mógłby suknię, szarpnąć za pończochy, ach, jakoż to los pokarał ich obecnością pośród eleganckiego towarzystwa, że marzenia te spełnić nie mogły się tu i teraz; ubolewała nad tym, sunąc pośród mroźnego powietrza i przejść mijanych kilkukrotnie, nie tyle by zmylić, co samej istotnie się zagubić. Tego pragnęła. Niepewności. Gruntu osuwającego się spod stóp, tylko po to, by spomiędzy łapsk ciemności wydarło ją umięśnione ramię męża.
- Podboje walecznego Sigfreda pobłogosławionego przez Gullweig - jej głos rozbrzmiewał spokojną melodią w labiryncie; Albert zbliżał się do niej niebezpiecznie, tylko po to, by dostrzec ledwie muśnięcie falującej na wietrze tkaniny szkarłatu, kiedy obierała następny zakręt, nieuchwytna, a jednocześnie tak bliska. - Korona objęta przez Rollo władającego dawną magią - dłoń na moment zacisnęła się na zielonych liściach ściany korytarza; śnieg skwierczał miękko pod pantoflami, rumieniec - chłodu? podniecenia? - muskał policzki. Gdzie jesteś? Czująca na karku nieistniejący oddech męża Catriona przyspieszyła, pozwoliwszy, by jedwabny szal tańczył wokół niej niczym nimb karykaturalnej świętości, bo dusza jej była splamiona czernią dziesiątek zrodzonych zeń klątw, a natura do cna przerdzewiała egoizmem i materializmem, jakich potrzeby zaspokajała fortuna Alberta. - Wojaże Hugh d'Avranches i szepty naszych dumnych protoplastów - Gdzie jesteś? Na moment tylko spojrzała przez ramię, by dostrzec tam ciemność szaty nadchodzącego lorda, a i to sprawiło, że przyspieszyła ponownie, niknąc za kolejnym zakrętem. Był nieuniknionym, był nieznajomym, był myśliwym i katem, był też wszystkim tym, czego tej nocy pożądała bardziej niż własnego istnienia. - Francuska supremacja nad skandynawską spuścizną - szal ciemnej tkaniny otulający czerwień rękawa wysunął się z jej władania i samotnie ruszył w świat, ucieknąwszy wraz z wiatrem. Spojrzała za nim Catriona, lecz nie przystanęła, pozostawiła go za to za sobą jako ślad dla wilka podążającego jej tropem; był już tak blisko, niemal czuła na sobie jego dotyk, w uszach słyszała szept wiodący do rozpustnego grzechu; czym był ten płomień, który żarzył się w niej z taką mocą? Kiedy przebudził się z marazmu swego więzienia, dochodząc do głosu? - Dominacja złota i aksamitu nad drewnem i stalą, marmuru nad ziemią, sztuki nad pierwotnym czarem - jej głos raz po raz stawał się coraz cichszy, gdy w plątaninie przejść dotarła do rozwidlenia, w którym królował posąg kobiety przywdziewającej maskę. W wolnej kamiennej dłoni dzierżyła wachlarz zasłaniający pierś, suknia z kolei u dołu układała się w kołyskę fontanny; nawet teraz ciekła zeń woda niewzruszona panującym dookoła chłodem wczesnorocznej zimy. Rowle zatrzymała się na ten widok, ręce rozłożywszy nieznacznie do boku w bladym obrazie zakłamanej męczennicy, nim zbliżyła się do eleganckiej konstrukcji, głowę odchyliwszy w tył. Miała nad sobą niebo czarne jak rozlany na pergaminie atrament, usłane jedynie migotem gwiazd i pana ich, księżyca, obserwującego ich czujnym, ciekawym spojrzeniem. - Wszystko to doprowadziło do nas - spod kurtyny ciemnych rzęs wypatrywała konstelacji, trwająca tam dumnie jak posąg, oczekująca ustrzelenia - nadejścia łowcy pozbawionego imienia, którego zapraszała bezbronnością, oddychająca wolno, spokojnie. Normańska historia spłodziła ich silnych. Stworzyła Rowli z krwi i kości, hołdujących tradycji, oddanych rodowym praktykom. Istnienie każdej z prominentnych figur miało tylko jedno znaczenie, tylko teraz, tylko na chwilkę: by Catriona i Albert spotkać mogli się w labiryncie podczas noworocznego Sabatu. Pierś zafalowała potem w oddechu głębokim, zimnym, dłonie natomiast sięgnęły polerowanego kamienia, by oprzeć się na krawędzi misy fontanny, a i oczy przymknęła wreszcie, pochyliwszy się nieznacznie. Tyle magii w jednym miejscu - tyle szlachetnej, godnej magii napawającej ją natchnieniem. - Gdzie jesteś? - wyszeptała w eter jak czynił to sam Albert.


something borrowed
must be returned, flowers in bloom will wither, my dream began with your glance. for whom did i look beautiful then? for whom do i sigh today? i do not wish to waste what you have given me, so i will go all the way, all for fate.
Catriona Rowle
Catriona Rowle
Zawód : jejmość ziem Cheshire
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
her chest filled with diamonds and gold.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10485-catriona-rowle#317948 https://www.morsmordre.net/t10663-naudhiz#323255 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f361-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t10664-skrytka-nr-2320#323256 https://www.morsmordre.net/t10665-catriona-rowle#323257
Re: Labirynt [odnośnik]30.10.21 2:09
Wtem głos Catriony rozerwał ciszę, a niósł się i ze wschodu i z zachodu. Czy to krzewy te mamiły głowę, czy umysł nietęgi, gdy wypite szklanki szkockiej wciskały się weń? Głos jej, czy też przodków, tak wkręcał się w ucho, gdy opowiadała o czasach minionych, w swej fascynacji nad nimi piękna i dumna, jak cały ich ród, co nie okrył się hańbą, co wierny swoim przekonaniom trwał przez wieki na brytyjskiej mokrej ziemi, co ją teraz śnieg otulał. Jego żona pragnęła być odnalezioną, pośród krzewów i zielonych ścian jej głos rozbrzmiewał, ale czy to magia najgorsza, że źródło słodkiego szeptu pozostało ukryte?
Odnajdę cię po głosie i zapachu, odszukam w tej gęstwinie — wypowiedział, a następnie na białym puchu, gdzieś pomiędzy liściastymi korytarzami odnalazł porzucone futro, a z tyłu znów mignął mu szkarłat jej sukni. Schylając się, chwycił za nie, szal, który miał grzać jej ramiona, leżał tam porzucony, a na włosiu osiadały płatki śniegu, każdy różny, każdy inny. Przesiąknięty był jej perfumami. Jaśminowym olejkiem, błogim piżmem, eteryczną wonią bogactwa i czy to zapach był jej włosów, czy i te przesiąkły perfumą, z której korzystała od lat. Zaciągnął się więc, w nozdrza wciągając kunszt perfumiarza, który dla jego żony przygotowywał najdroższe i najbardziej eleganckie mieszanki. Nie byli sobie bliscy, brak w nich było ognia namiętności, a jednak uniesień nie było im brak. Dumny, z głową uniesioną w górę kroczył więc labiryntem, w dłoni wolnej od laski ściskając szal, a uchem nasłuchując jej głosu, który co i rusz gubił się w gęstwinie. Niczym na polowaniu, co zwierzyna w łasce mu nie umknęła, gotowa być złapaną. Wtem jeszcze jeden krok w przód i oto objawiła mu się zdobycz, co wpatrzona była w gwiazdy nad nimi. Otulona zimą, chłodem i mrozem co zimnej królowej o jasnych włosach pasował, stała tam jak posąg, dumna, rozbawiona, oparta o kamienną misę fontanny, gdy to on zachodził od tyłu, głucho i spokojnie. Drewno laski nie stukało o kamień, bo niewydeptane ścieżki z zaledwie smugą jej sukni i obcasa, nie odsłoniły twardej ziemi. Bez słowa podszedł w przód, wreszcie na centymetry zatrzymując się za nią. Musiała czuć tę obecność, musiała wiedzieć, że oto wędrówka i ucieczka się zakończyła, gdy to dotarła w sam środek labiryntu, a za nią drapieżca, co gotów był pochwycić ofiarę. Ciepłe futro, uprzednio obsypane ze śniegu, złożył na przemarzniętych wątłych ramionach kobiety, aby szal ją otulił i zabrał drgawki z jej ciała. Czy pod karmazynową szminką kryły się sine usta? Nie sposób odnaleźć inaczej niż, tak jak teraz chwytając ją w talii, a drugą dłonią podtrzymując głowę, aby odchylić ową w tył, a potem składając w jej ustach jeden krótki pocałunek o smaku brandy.
Chłód wypisał się na twej skroni i słodkich ustach, wracajmy na bal, wino cię rozgrzeje — powiedział spokojnie, nie puszczając jej, tak jakby zawahał się nad jej ciałem, nad sposobnością, nad miejscem, zaraz potem jednak odsuwając się od kobiety, aby podać jej ramię, o które mogłaby oprzeć się, zmierzając w stronę wyjścia z tej zagadki. Nie ruszył jednak w przód, a przyjrzał się kobiecie i rumieńcowi, jaki z chłodu owiał jej twarz. Była matką, silną żoną jego rodu, którą pojmał w swe komnaty, dumny z intrygi, jaką uknuł. Nie spełniła oczekiwań, jakie na nią nałożył, a syn, którego powiła, zmarł, nim skończył rok. Wróżby miały rację, lady Alzina wiedziała, w czym prawda, a jednak winił jedynie Catrionę za te lata niepowodzeń, za miałkie córki. Choć zawsze mu posłuszna, tak jednego zadania nie spełniła, a sir Albert, przesiąknięty złością za brak efektu w tej sprawie, nie omieszkał przypominać o tym kobiecie na każdym kroku, tak jak zrobił to kilkukrotnie dzisiaj, aby w dobrej zabawie nie zapomniała o wypełnieniu jego woli i bycia mu ozdobą. Był jej dobrym panem mężem, zapewniał drogie życie, sprawiał prezenty, a choć nie nader przyjemny, tak w szczerości z nią żył, bo grzechów jego była świadoma.
Baw się dziś, najdroższa, póki wolno ci się bawići póki w tej wolności oddychasz i trwasz przy mym boku.

zt x2


Dziady, duchy, rody nasze prosimy, prosimy
Do wieczerzy, miejsca, ognie palimy, palimy
I zwierzynie dzisiaj ładnie ścielimy, ścielimy
Żeby słowa nam od przodków mówiły, mówiły
Albert Rowle
Albert Rowle
Zawód : zarządca terenów łowieckich Delamere
Wiek : 38
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
The more a thing is perfect, the more it feels pleasure and pain.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzymka

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10483-albert-rowle https://www.morsmordre.net/t10668-vegvisir https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f361-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t10669-skrytka-bankowa-nr-2262 https://www.morsmordre.net/t10677-albert-rowle
Re: Labirynt [odnośnik]29.11.24 18:20
Zimowy Bal

Zaczarowany labirynt

Wiele legend krąży wokół labiryntu w Hampton Court - a dla wielu czarodziejów zagubienie się w jego baśniowych czeluściach stało się już noworoczną tradycją. Noc w ogrodzie rozjaśniają świece na złotych kandelabrach, ale ich blask nie dociera do zakamarków od wieków pielęgnowanego, idealnie przystrzyżonego labiryntu. Ogród zaklęty jest tak, by gościom nie doskwierał zimowy chłód, a przed wejściem do magicznego labiryntu wiszą elegancko zdobione kaganki ze świecami, które rozgonią ciemności między krzewami.


Po wejściu do labiryntu do każdego postu określającego poruszanie się między wysokimi rzędami krzewów postać rzuca kością k20. Wynik uzyskany na kości (bez dodatkowych punktów) odpowiada napotkanej przeszkodzie opisanej poniżej. Za wykonanie zadania opisanego w przeszkodzie otrzymujecie punkty, zgodnie z zawartym opisem. Opuszczenie labiryntu możliwe jest tylko po uzyskaniu wartości 20, na którą składają się zdobyte punkty i wynik na kości k20 lub wezwaniu pomocy.

1. Tajemnicza strona
Ścieżka prowadzi prosto, a potem skręca w prawo. Docierają do was głosy innych w labiryncie, ale nie widać błysku świateł, a z rozmów nie potraficie usłyszeć nic konkretnego. Coś spada z góry i choć w pierwszej chwili jesteście pewni, że to płatki śniegu, w końcu dostrzegacie, że to spalone resztki pergaminu. Większość jest tak drobna, że rozsypuje się w dłoniach lub znika całkiem nim opadnie na ziemię. Jeden nieco większy i ledwie nadpalony trafia w wasze ręce. Z łatwością zauważacie, że pismo jest kobiece, a po głębszym zastanowieniu możecie zorientować się, że do złudzenia przypomina charakter pisma gospodyni.

Skontaktuj się z Mistrzem Gry w celu odczytania zawartości nadpalonej notatki.

2. Kieliszki
Ścieżka skręca w lewo, a potem ciągnie się długo prosto. Powoli robi się cicho, coraz ciszej, jakbyście oddalali się od większości uczestników zabawy w labiryncie i kiedy wydaje wam się, że wszystko całkiem zamarło, zza zakrętu nagle wyłania się bardzo młody kelner. Niemalże na was wpada, ale wygląda na to, że wasza obecność wystraszyła go znacznie bardziej.
— Przepraszam, przepraszam, najmocniej. Nie chciałem. Zgubiłem się! Lady Nott mnie zwolni. A ja tylko przyszedłem tu poczęstować Ministra winem! Czy jest tutaj, czy już wyszedł?— spytał drżącym głosem, a potem ukłonił się nisko i wbił wzrok we własne buty. — Szukam lorda Malfoya, ale... może... A do wyjścia? Którędy to? A może wina?— zaproponował grzecznie, podsuwając bliżej was złotą, lewitującą tacę, która nie odstępowała go na krok. Na niej znajdowały się kielichy z dostępnymi na salonach trunkami. Możecie poczęstować się nim — w tym celu rzucacie kostką k20, zgodnie z informacją z posta; odprawić kelnera lub spróbować pomóc mu z wyjściem, o ile potraficie.

Za pomoc w wyjściu otrzymacie 3 punkty (tylko jeżeli w którymś z poprzednich rzutów otrzymaliście już sumę 20).

3. Królik
Idziecie przed siebie. Najpierw skręcacie w lewo, później w prawo, później znowu w lewo, a potem znowu w prawo. Żwir chrzęści pod waszymi stopami, a prócz niego niewiele więcej słychać. Kiedy kolejny raz skręcacie omal nie wpadacie na elegancko nakryty stoliczek z trzema równie eleganckimi krzesełkami. Na jednym z nich siedzi zaczarowany królik w kapeluszu i polewa herbaty, której przyjemny różany zapach roztacza się wokół was. Królik bardzo ludzkim gestem zaprasza was do zajęcia dwóch wolnych miejsc i nim się w ogóle zdecydujecie polewa do dwóch filiżanek. Od razu też przemawia ludzkim głosem, udowadniając, że nie był dziwaczną iluzją.
— Znacie tę baśń barda Beedle'a? — zagaja, spoglądając na was, a potem upija łyk herbaty. Możecie go minąć i iść dalej, ale możecie też usiąść i wysłuchać jednej z historii. Gdy skończycie królik odsunie gęsto zwisające za jego krzesełkiem liście, między którymi znajdowały się kryte drzwi. Królik chętnie wypuści was tajnym wyjściem na tyły ogrodu.

Za wysłuchanie historii otrzymacie 3 punkty.

4. Zaczarowana zbroja
Idziecie przed siebie przez chwilę, aż docieracie do rozwidlenia z dwoma kamiennymi rzeźbami przypominających rycerzy. Kiedy się do nich zbliżacie, nagle ożywają i zastawiają wam drogę swoimi pikami. Każda próba ominięcia zbroi zakończy się wymierzeniem broni przeciwko wam. Gdy z jednej ze ścieżki rozbrzmiewa melodia włoskiej opery Giuseppe Vardiego, zbroje odsuwają piki i proszą was do tańca, wyraźnie sugerując, że bez dołączenia nie pozwolą wam przejść. Możecie zawrócić, spróbować obejść zaczarowane zbroje, ale jeśli zgodzicie się z nimi zatańczyć, gdy melodia ucichnie, będziecie mogli przejść dalej.

Za taniec ze zbrojami otrzymacie 2 punkty.

5. Zaułek
Ścieżka między żywopłotami ciągnie się w nieskończoność, a droga dłuży się niemiłosiernie. Może zdawać wam się, że musicie być gdzieś na obrzeżach, idziecie bowiem cały czas prosto przed siebie, długo nie mając przed sobą żadnego zakrętu. Nie słyszycie ludzi ani zwierząt, a waszym krokom towarzyszy cichy szum nocnego wiatru. Kiedy w końcu dostrzegacie zakręt jesteście pewni, że tuż za nim musi czaić się wyjścia z labiryntu. Jednak kiedy skręcacie w prawo napotykacie ścianę. Ślepy zaułek nie pasuje do tego miejsca, a kolor liści wydaje się nieco jaśniejszy niż żywopłotu z boku. Być może nachodzi was myśl, że zaczarowany labirynt jest naprawdę zaczarowany, a ta ściana dopiero co wyrosła przed wami? Nim zawrócicie, cichy szelest skłoni was do spojrzenia w górę, a tam ujrzycie powoli rozkwitającą jemiołę. Zawisła tuż nad waszymi głowami.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

6. Nietoperze
Pojedyncze światełka migotają nad waszymi głowami, a gdzieś z boku widać rozbłysk świateł sygnalizujących chęć opuszczenia labiryntu. Nie wszystkim udawało się go opuścić samodzielnie. Skręcacie w prawo i w tej samej chwili spomiędzy gałęzi zielonej ściany wyfruwa stado nietoperzy! Wszystkie rozlatują się w różnych kierunkach, znikając wam z oczu. Dopiero po chwili dostrzegacie jedno, małe, trzepoczące na ziemi zwierzątko i ku waszemu zaskoczeniu nie okazuje się nietoperzem, lecz małym wróblem, który zagubiony i zdezorientowany nie może poderwać się do lotu.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

7. Zimny podmuch
Ścieżka prowadzi was krętymi zakrętami. Raz w prawo, raz w lewo. W końcu jednak udaje wam się wyjść na prostą, długą ścieżkę, lecz już po kilku krokach, pomimo magii, która dotąd zapewnia przyjemne ciepło, czujecie chłód, który zawiewa od tyłu. Przypomina przeciąg w pomieszczeniu. Jest na tyle dotkliwy, że pozbawieni okrycia jesteście zmuszeni ogrzać się w inny sposób. W innym wypadku powinniście pomyśleć o szybkiej ewakuacji.

Tracicie 2 punkty.

8. Zaklęta zastawa
Idąc przed siebie słyszycie coraz więcej stłumionych głosów. Nie pasują do nikogo, kogo znacie, ale wiecie, że należą do innych gości lady Nott, którzy poszukują wyjścia z labiryntu. Po dwóch kolejnych zakrętach, jedno z was przydeptuje coś, co niespodziewanie odskakuje spod buta do przodu, zwracając waszą uwagę. Pochyleni zauważacie deserową zastawę. Niezależnie od tego, czy przyglądacie się jej uważniej, czy mijacie ją niezainteresowani, po chwili coś trzaska, a zamiast widelczyka na żwirze pojawia się służka w brudnym i potarganym fartuszku. Krzyknęła z wściekłością i jak mała dziewczynka, wierzgając nogami, dopóki was nie zauważa. Wtedy poderywa się na równe nogi, całkowicie poważniejąc.
— Najmocniej... najmocniej przepraszam, ja... Ja już sobie pójdę... Muszę posprzątać komnaty lady Nott...— wyznaje ze wstydem. Jeśli ją zatrzymacie, możecie się dowiedzieć, że to gospodyni zmieniła nieposłuszną i niezdarną służbę w widelczyk, który w przypływie złości, zapominając o zaklęciu, tego ranka wyrzuciła przez okno swojej sypialni. Dziewczyna nie chciała zdradzić, co było powodem tego czynu, ale wyraźnie zagubiona nie zamierzała iść sama w ciemny labirynt. Dopóki jej nie odprawicie lub pomożecie wyjść, będzie snuła się za wami jak duch.

Za pomoc w wyjściu otrzymacie 2 punkty (tylko jeżeli w którymś z poprzednich rzutów otrzymaliście już sumę 20).

9. Absolutna ciemność
Niekończąca się ścieżka skręca dwa razy w lewo, a potem ciągnie się prosto i znów skręca w lewo. Im dalej idziecie tym ciszej się robi. Nie wiecie, że oddalacie się od innych gości sabatu. W końcu, gdy wszystko cichnie, możecie odnieść wrażenie, że jest już tak późno, że wszystkim najprawdopodobniej udało się wyjść z labiryntu. Choć powietrze wydaje się ciepłe, niespodziewanie zrywa się wiatr, który świstem przetacza się przez alejkę, gasząc świece w waszych kagankach. Pogrążeni w zupełnej ciemności zostajecie zupełnie sami i w całkowitym mroku — wokół nie migotają żadne lampki ani świece. Możecie spróbować rozpalić ogień ponownie i iść dalej lub spróbować się wydostać, ale jeśli skrzaty przyłapią was na dewastacji labiryntu z pewnością ta informacja szybko dotrze do gospodyni. W oddali słyszycie rechot żab - w pobliżu musi być więc staw lub fontanna, ale nie jesteście pewni z jakiego kierunku dochodzą dźwięki.

Tracicie 1 punkt.

10. Ściana z kwiatów
Idziecie przed siebie prostą drogą, która zawija się w prawo dwukrotnie. Ku waszemu zdziwieniu, za zakrętami czeka na was zielona ściana. Ślepa uliczka może wywołać rozdrażnienie, ale kiedy tylko stajecie przed nią, spomiędzy dużych, błyszczących liści zaczęły wyłaniać się gigantyczne pąki kwiatów. Gdy jeden po drugim rozwinęły się, przypominając piękne piwonie, dostrzegacie, że każdy z nich układa się w środku na kształt ust. Kwiaty od razu przeszły do rzeczy — część z nich zaczęła nucić melodię znanej opery (o ile któreś z was zna się choć trochę na muzyce, mogliście odkryć, że to znana włoska opera Giuseppe Vardiego z 1853 roku). Jeden z głównych kwiatów, głosem tenora rozpoczął swój imponujący śpiew:
— Libiamo, libiamo ne' lieti calici, che la bellezza infiora e la fuggevol, fuggevol ora s'inebriì a voluttà!. Zaraz po nim wszystkie kwiaty zaśpiewały chórem, ustępując w końcu bladoróżowej piwonii. Jej wspaniały sopran rozbrzmiewa prawdopodobnie w całym labiryncie.
Jeśli nie byliście zainteresowani kwietnym występem mogliście ruszyć dalej, ale jeśli zaczarował was kwietny spektakl i doczekacie do końca nieco dłużącego się występu - kwiaty rozstąpią się, otwierając wam przejście na zewnątrz. Jeśli chcecie opuścić labirynt, kwiaty umożliwiają wam wyjście.

Za wysłuchanie występu otrzymujecie 5 punktów.

11. Amortencja
Idziecie prosto, mijając rozwidlenie, co niestety doprowadza was do ślepej uliczki. Musicie zawrócić, ale gdy wracacie do przejścia, które wcześniej minęliście już go nie było. Może zgubiliście drogę, choć to było praktycznie niemożliwe. Idąc znów długą prostą mijacie fragment ściany, który porośnięty jest kwiatami i jesteście pewni, że wcześniej nie natknęliście się na podobną ozdobę. Zbliżając się do kwiatów czujecie zapach — dla każdego z was inny. Kwiaty wydawają się być skropione amortencją. Wydzielają zapach najmilszy dla waszych nosów, przywodząc na myśl najlepsze myśli o ukochanej lub ważnej dla was osobie. Jeśli takiej jeszcze nie macie, roztoczony aromat uczyni ją z waszego towarzysza, a pośród wyjątkowych znanych nut czujecie nowy: zapach wiosny, z którą odtąd będzie wam się kojarzył

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

12. Fontanna
Docieracie do centralnego punktu labiryntu - ogromnej fontanny przypominającej lwy, z których przepastnie otwartych paszczy wyraźnie ciepłe źródło tryska w górę malowniczą kaskadą. Kamienne lwy otoczone są dość obszernym basenem ogrodzonym niewysokim murkiem, na którym można przysiąść - lub stanąć, ale jeśli zdążyłeś wypić więcej niż trzy kieliszki szampana w trakcie sabatu, zapewne spadniesz do środka. Woda w fontannie odrobinę bulgocze, na jej powierzchni pływają płatki kwiatów, a wokół roztacza się przyjemny, różany aromat. Na dnie fontanny migoczą złote monety, a każdy kto spróbuje po nie sięgnąć ujrzy, jak lwy ożywają i zeskakują na murki wpychając każdego śmiała prosto do wody.

Jeśli sięgniecie po monetę, tracicie 2 punkty.

13. Altana
Ścieżka prowadzi prosto przez krótki czas. Mijacie rozwidlenie, które najprawdopodobniej mogło zakończyć się ślepym zaułkiem i dzięki temu docieracie do większego placyku, w którym aura całkowicie różni się od reszty miejsc w labiryncie. Za sprawką iluzji wszystko pokryte jest śniegiem, ale nie jest zimny i wy nie odczuwacuie żadnego chłodu. Płatki sypią się z nieba gęsto, a choinki ulokowane w narożnikach placyku przykryte są białymi czapami śnieżnego puchu. Na samym środku stoi lodowa altana —  w całości wykonana z lodu lśni w blasku gwiazd oraz rozbryzgujących się po niebie fajerwerków. Wydaje się lekkiej, eleganckiej konstrukcji, po jej ścianach sunie lodowy bluszcz. Wewnątrz można usiąść i odpocząć, a także zamknąć drzwi na dłuższą chwilę... Drodzy goście, uważajcie jednak. Ktoś może was zaskoczyć.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

14. Dziura
Zmierzacie przed siebie krętymi ścieżkami i może macie wrażenie, że ścieżka robi się coraz węższa. Wrażenie jest jednak złudne, po prostu oddalacie się od źródła światła nad waszymi głowami. Na końcu drogi wśród zarośli możecie dostrzec ciemną plamę, ale jeśli zdecydujecie się do niej zbliżyć zrozumiecie, że jest ukrytym wyjściem z labiryntu, które prowadzi na tyły ogrodów, gdzie nikt was nie znajdzie.

Otrzymujecie 5 punktów.

15. Romantyczna ławka.
Kierujecie się zakrętami przed siebie, aż docieracie do obsadzonego kwitnącymi krzewami zagajnika z uroczą białą ławeczką, skrytą pod zaroślami. Tuż obok niej stoi harfa, która przygrywa delikatną melodię, a wokół kwitną kwiaty charakterystyczne dla letnich pór roku. Jeśli zdecydujecie się na niej usiąść by odpocząć doświadczycie przedziwnego wrażenia — ławeczka wydaje się krzywa z obu stron. Lekko uniesione końce sprawiają, że samoistnie zsuwacie się do środka, w centralnym punkcie opierając o siebie wzajemnie. Jeśli na ławeczce usiądzie jedno z was, zaczarowane siedzisko buntuje się przeciwko samotności i zrzuca do tyłu w krzaki.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

16. Skrzat
Im dalej idziecie tym jaśniejsze nad wami robi się niebo i jak mogliście zgadnąć, zbliżacie się do jakiegoś źródła światła, choć trudno zgadnąć, czy znajdowało się wewnątrz, czy na zewnątrz labiryntu. Po kilku kolejnych krokach, z jednego z zakrętów wychodzi bardzo stary, roztargniony skrzat w potarganym ubraniu. Choć niewiele różni się od większości skrzatów odnosicie wrażenie, że jest naprawdę stary i trochę zagubiony.
—Wędrowałem setkę lat, aż zapomniał o mnie świat...— mamrotał pod nosem z twarzą skierowaną ku ziemi.—Wyglądałem słabo...Ech... Wyjście w prawo— dodał, kiedy was mijał, nie podnosząc na was wzroku. Nie zatrzymał się, szedł dalej, smętnym, zmęczonym głosem mówiąc do siebie. Skrzat sprawia wyraźnie kogoś kto włóczył się po tym labiryncie dość długo — czy wskazał wam właściwą drogę? Musieliście przekonać się sami.

Jeżeli posłuchacie skrzata, wraz z następnym rzutem rzućcie kością k6. Jeśli jej wynik będzie parzysty, tyle punktów otrzymujecie, jeśli nieparzysty, tyle tracicie.

17. Strumień
Kiedy droga zmienia się w rozwidlenie, wybieracie jedną ze ścieżek. Szczęśliwie dzięki temu docieracie do polanki ze strumieniem, który wypływa spod  zielonych ścian labiryntu i znika po drugiej stronie przyprószonego nie roztapiającym się śniegiem placyku. Ścieżka wiedzie prosto, przez uroczy drewniany mostek. Kiedy przez niego przechodzicie, coś przyciąga wszą uwagę. Spoglądacie na strumień, który okazuje się być całkowicie skuty lodem. A pod nim... Nagle coś przemyka. Wytężacie wzrok, aż w końcu dociera do was, że to co płynie w strumieniu to ludzka twarz. Jeśli was to nie wystraszy i zostaniecie na mostku nieco dłużej, spod kryształowej tafli wyskoczy duch.

Jeśli nie posiadacie wytrzymałości psychicznej rzućcie kością k100. ST wynosi 65, jeśli go nie osiągniecie - wystraszycie się na tyle, że przez drewnianą, niską barierkę wpadniecie do zamarzniętego strumienia. Lód pęka, a wasza kreacja staje się mokra.

Jeśli choć jedno z was wpadnie do strumienia, tracicie 2 punkty. Jeśli nie wpadnie żadne, zyskujecie 3 punkty.

18. Kupidynek
Kierujecie się przed siebie, skręcając raz w prawo, raz w lewo. W końcu ścieżka prowadzi do rozwidlenia, przy którym znajduje się wąska, krótka kamienna ławeczka, a po jej prawej stronie stoi rzeźba przypominająca kupidynka trzymającego przechylony wazon. Choć rzeźba mogłaby być fontanną, nie znajduje się w żadnym basenie, a jego podstawa nie jest otoczona murkiem. Jeśli zbliżycie się do rzeźby i zajrzycie do środka dzbana dostrzeżecie, że jest pełny czegoś, co zarówno zapachem jak i kolorem i smakiem przypomina wino. Gdy tylko usiądziecie na ławce rzeźba ożywa, a kamienny kupidynek rozlewa do waszych kieliszków wina. Zupełnie innego niż te oferowane na balu, wyjątkowego w smaku, wytrawnego z dużą ilością taniny. Jeśli nie macie przy sobie kieliszków, kupidynek poleje alkohol na ziemię, marnując bardzo dobry trunek, chyba, że znajdziecie sposób, by go skosztować bez szkła.

Nie otrzymujecie i nie tracicie punktów.

19. Problemy z równowagą
Ścieżka niespodziewanie prowadzi was w górę. Niewielki kąt sprawia, że droga nie jest wymagająca, a zielone ściany żywopłotu stają się coraz niższe. W końcu docieracie na samą górę, a zielona ściana sięga wam ledwie do pasa. Rozciąga się przed wami niezwykły widok — macie przed sobą olbrzymi zielony labirynt z migającymi światełkami docierającymi z różnych jego zakamarków. Możecie spróbować rozplanować swoją podróż w stronę wyjścia lub innych części labiryntu — niestety sami teraz znajdowaliście się dość daleko od jego brzegu, więc nawet oszukując nie jesteście w stanie stąd uciec. Kiedy już jesteście gotowi do zejścia czeka was niemiła niespodzianka. Możecie zawrócić łagodną ścieżką lub iść dalej, lecz przed wami bardzo strome zejście. Jeśli któreś z was piło alkohol w trakcie sabatu, może mieć szczególną trudność z zachowaniem równowagi.

Jeżeli któreś z was piło alkohol i nie posiada biegłości twardej głowy lub innego specyfiku powstrzymującego zaistnienie stanu upojenia, tracicie 1 punkt. W każdym innym przypadku zyskujecie 2 punkty.

20. Koniec psot
Kierujecie się prosto dość długo, a potem  ścieżka zmienia się w dwa zakręty w prawo. Im dalej tym więcej wielobarwnych kwiatów wyrasta spomiędzy zielonych liści, aż w końcu zatrzymujecie się przed kwietnym przejściem ogłaszającym wyjście z labiryntu. Udało wam się go pokonać za sprawką niezwykłej intuicji lub sporej dawki szczęścia.

Możecie wyjść — przechodząc pod kwietnym łukiem jeden ze skrzatów ozdabia wasze stroje kwiatami — panów przy  butonierce, paniom zdobiąc skronie delikatną kwietną koroną. Gratulacje sypią się z każdej strony, a dalej czeka na was taca z alkoholami i parkiet pod gwiazdami.

Jeśli nie chcecie jeszcze opuszczać labiryntu, możecie skręcić w prawo i znów znaleźć się w jego wnętrzu, poszukując przygód.

Otrzymujecie 20 punktów.


Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 11 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Labirynt [odnośnik]04.01.25 20:50
| 31 XII, później

Rozkosznie słodki szampan wibrował w jej żyłach, przenikając blaskiem do każdego cala skóry. Wibrował w kokieteryjnym tonie głosu, lśnił w bezbrzeżnie czarnym spojrzeniu, trzepotał w perfekcyjnych gestach tańca, napełniając Deirdre życiem. Dawno nie czuła go w ten sposób, całościowy, intensywny, gorący, tak mocno odzwierciedlający całą aurę przywdzianego stroju. Była silna, była waleczna, była nieposkromiona; lśniła razem z wiecznością na nieboskłonie i bratała się z piekłem w przyziemnej walce z bestią. Wylosowana postać pasowała do niej, nawet jeśli niosła ze sobą niedawną groźbę: mogła nią być, mogła być zwiastunem katastrofy i największych rozkoszy, nie bała się więc sięgać po orientalne dziedzictwo, świałość i zmysłowość, akcentowaną w każdym detalu stroju. W dekolcie odrobinę zbyt śmiałym, w złocie odrobinę zbyt ostentacyjnym, w czerwieni odrobinę zbyt sugestywnej. Już się nie wstydziła - na tym Sabacie zamierzała być sobą, władczą i piękną, świadomą swej wagi w każdym geście, rozmowie i zachowaniu.
Nawet, gdy potrzebowała ucieczki od zbyt intensywnych spojrzeń. Stopy nie bolały jej jeszcze od tańca, kąciki ust nie nadwyrężyły się sztucznymi uśmiechami, ale wiedziała, że potrzebowała chwili oddechu. Swobody i anonimowości, którą mogła zagwarantować tylko odizolowana częśc ogrodów Hampton Court. Nie zamierzała jednak znikać w półmroku flory sama - nie, kiedy kątem oka, schodząc z parkietu, dostrzegła odpoczywającego w cieniu kolumn balkonu Manannana. Ruszyła w jego kierunku nieśpiesznie, przypadkowo, wszak i tak zmierzała w stronę otwartych na tył posiadłości wrót - przystanęła przy nim na zaledwie chwilę, dygając głęboko. - Lordzie Travers, cóż za spotkanie - powitała go zgodnie z protokołem, nikt mu nie towarzyszył, nikt nie stał w zasięgu słuchu, mogła więc uśmiechnąć się jeszcze piękniej - i powiedzieć coś więcej. - Gotów na prawdziwą zabawę? - zagadnęła cicho, kąciki ust skrywały się w dołeczkach w policzkach; wyglądała słodko, wyglądała niewinnie, wyglądała ujmująco, ale czarne oczy lśniły nieprzyjemnym chłodem. Na swój sposób - lecz tylko dla tych, którzy kochali niebezpieczeństwa - kusząco. - Jeśli tak - zapraszam - wypowiedziała niemal bezgłośnie, dygając raz jeszcze, niby w ramach pożegnania, po czym odwróciła się i kontynuowała spacer w ciemnośc ogrodów. Pewna, że Manannan podąży za nią. Może kierowany słabością, może ciekawością, może tylko męskim pożądaniem: nieistotne. Nie interesowały ją pobudki, a rezultaty. A te mogły być prawdziwie satysfakcjonujące.
Słyszała przecież jego kroki. Odległe, przyzwoite - nikt nie zorientowałby się, że lord Travers kroczy właśnie za nią - a dopiero później bliższe i szybsze. Zrównujące się z nią dopiero przy wejściu do labiryntu. Imponującego rozmiarem, cichego, mrocznego. Nie wahała się jednak nawet sekundy, stawiając pierwsze kroki w mroku jednej ze ścian, świadoma, że rosły cień kapitana Selmy pochłania jej sylwetkę w całości. - Myślisz, że ktoś już tu zginął? Tak naprawdę? - zagadnęła pozornie swobodnie, jak każda naiwna arystokratka, próbująca podtrzymać oficjalną konwersację: tonem słodkim i naiwnym, tak kłócącym się z pozycją Śmierciożerczyni, że mogło to wywołać jedynie szczery śmiech. - Mam nadzieję, że tak - dodała tym samym tonem, ale nieco bardziej zamyślonym, znikając za załomem pierwszej linii żywopłotu, ciągle świadoma bliskiej obecności mężczyzny tuż za swoimi plecami. Dala im jeszcze chwilę - kilka, kilkanaście kroków, dystansujących ją od ewentualnych czujnych spojrzeń, gapiów i zakochanych par, mających nadzieję na zyskanie kilku intymnych momentów w zaciszu labiryntu. - Ćwiczyłeś? - rzuciła, odwracając się na sekundę przez ramię, a misterna konstrukcja, zdobiąca jej długie włosy, zadźwięczała przyjemnie. Pytała konkretnie i pytała dwuznacznie zarazem; może o czarną magię, może o zabawę z żoną, może o torturowanie nieprzychylnych mu towarzyszy morskich wojaży. A może o opanowanie i dystans, pozwalające im zachować całkowicie przyjacielski charakter tej podróży w nieznane głębiny labiryntu. Cała była niewiadomą - lecz niewiadomą kuszącą, rozbawioną, spowitą aromatem piżma i jaśminu, o spojrzeniu mrocznym jak noc i rozświetlonym jak setki gwiazd i komet zarazem.


kreacja i fryzura


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Labirynt [odnośnik]04.01.25 20:50
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k20' : 20
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Labirynt - Page 11 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Labirynt [odnośnik]09.01.25 17:53
|31.12.1958

Tańce, trunki i dobre jedzenie - lady Nott doskonale wiedziała jak przygotować sabat, aby został zapamiętany tym samym rozbudzając apetyt na kolejny. Ledwie jeden się skończy, a wszyscy rozmawiają już o tym, który dopiero nadejdzie; wszystko napędzane jednym zagadnienie, czy przebije swój sukces sprzed roku. Jak do tej pory - nie zawodziła.
Łapiąc oddech po intensywnych rozmowach oraz wirowaniu na parkiecie, przyszedł czas na spotkanie z Vivienne, której obiecała spotkanie w labiryncie. Zaznanie kolejnej atrakcji, która czekała na gości lady Nott. Dostrzegła czekającą na nią lady Avery więc przyspieszyła kroku w szeleście sukni. Posyłając jej czarujący uśmiech, pełen radości, nie ukrywała swoich emocji, jak to zwykle ród Burke miał w zwyczaju. Była wręcz rozgorączkowana i pełna entuzjazmu, który nie było łatwo z niej wykrzesać na spotkaniach towarzyskich. Oczy wręcz lśniły blaskiem.
-Mam nadzieję, że nie musiałaś na mnie długo czekać. - Zagadnęła od razu przyjaciółkę i sięgnęła ku wiszącym kagankom. -Odkrywamy jakie tajemnice przed nami skrywa labirynt? - Zapytała od razu i pociągnęła Vivienne za sobą, jak za dawnych szkolnych lat kiedy zbyt rozentuzjazmowana zapominała o zasadach jak powinna poruszać się młoda lady. Miała dwadzieścia trzy lata i na taką właśnie teraz wyglądała.
Labirynt wydawał się nieskończony, jakby rozciągał się poza granice rzeczywistości. Żywopłoty były wysokie, gęsto splecione, a ich gałęzie zdawały się szeptać do siebie cicho w nocnym powiewie. Primrose zatrzymała się na chwilę, wpatrując się w mrok przed sobą. Światło kaganka wydawało się zbyt słabe, by dosięgnąć końca ścieżki, jakby ciemność była czymś żywym, co chłonęło blask. W głębi labiryntu od czasu do czasu słychać było dziwne dźwięki - śmiechy, szelesty ubrań - innych uczestników tej zabawy. -Jak do tej pory podoba ci się sabat? - Nie chciała wprost pytać o Xaviera chociaż przecież przyglądała się temu jak tańczyli. Była niemal pewna, że inni też patrzyli jak ona tańczy z Bradfordem, o czym nie omieszkał jej powiedzieć Harland, który zdawał się studiować mimikę brata. Uniosła kaganek wyżej, a jego światło padło na stojącą przed nią marmurową rzeźbę. Była pokryta mchem, a jej oblicze – wyblakłe, jakby patrzyło na nią zza zasłony czasu – wydawało się jednocześnie piękne i przerażające. Każdy zakręt, każdy rozwidlenie ścieżek zdawały się zmieniać, gdy tylko odwracała wzrok. Jej oddech zamieniał się w delikatną mgiełkę unoszącą się w chłodnym powietrzu, a bicie serca zdawało się dziwnie głośne, odbijając się echem w jej głowie. Wreszcie dotarły do polany – ukrytej oazy w sercu labiryntu. Fontanna przypominała lwy, z których paszczy tryskała ciepła woda malowniczą kaskadą. Podeszła bliżej, aby spojrzeć na pływające kwiaty, sięgnęła dłonią ku nim, muskając płatki opuszkami palców. Dostrzegła wtedy na jej dnie monety, jednak na razie nie sięgnęła po jedną z nich. Zamiast tego podziwiała widok, który zdawał się iście bajkowy.

|Rzut na labirynt: 12



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Labirynt - Page 11 Ec9b6d6814ecd5535d62936d872adcd1
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12148-primrose-e-burke#373667 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Labirynt [odnośnik]11.01.25 16:54
Kiedy nie udało mi się spotkać z Lady Nott, stwierdziłam, że nie mam więcej czasu, aby co chwilę wracać do sali balowej. Może jeszcze dzisiejszego wieczoru albo później w nocy, moje kroki zaprowadzą mnie ku jej stolika. Na razie wybrałam słynny labirynt, gdzie miałam spotkać się ze swoją przyjaciółką. Gdy przyszłam, jej jeszcze nie było, ale wiedziałam, że niedługo do mnie dołączy. Dlatego w spokoju czekałam na nią przed wejściem. Nie chciałam wchodzić tam sama, chociażby dlatego, że trochę bałam się zgubienia. Zawsze w towarzystwie było raźniej, tym bardziej tak cudownym. Miałam ogromne szczęście, że udało mi się utrzymać przyjaźń z Primrose od czasów szkolnych i nadal tak dobrze się rozumiałyśmy. Byłyśmy od siebie tak różne, ale jednocześnie tak podobne. Bliskość Lady Burke była mi bardzo cenna.
Stałam twarzą w stronę wejścia do labiryntu i zastanawiałam się, czy ja na pewno chcę tam wchodzić. Ponoć sama Lady Nott ostrzegała, żeby nie zapuszczać się za daleko, ponieważ może być ogromny problem ze znalezieniem wyjścia. Ale przy takiej okazji, kiedy mnóstwo ludzi będzie chciało tu wejść i spróbować swoich sił, wierzyłam, że w okolicy znajduje się służba, która w razie problemów chętnie pomoże z wydostaniem się z labiryntu.
Nie zdążyłam nawet zbytnio zmarznąć, czekając na przyjaciółkę, która podeszła do mnie szybkim tempem. Miała rumieńce na twarzy i podekscytowany głos. Ja za to stoicki spokój wymalowany na twarzy. Na widok jej uśmiechu, uśmiechnęłam się również. Przy niej mogłam się odprężyć.
- Nie czekałam długo - przytaknęłam. - Jesteś pewna? Co jak się zgubi…
Nie zdążyłam dokończyć. Primrose ochoczo pociągnęła mnie za sobą, a mi nie pozostało nic innego jak kroczyć za nią. Zaraz jednak zrównałam krok, jej entuzjazm mi się udzielił i ja również, pod wpływem emocji, rozluźniłam się, pozwalając sobie na zabawę.
Szłyśmy przez chwilę w ciszy i chociaż rozglądałam się intensywnie, to przez wysoki żywopłot nie byłam w stanie nic dostrzec. Dźwięki, które do nas docierały, przez całą atmosferę tajemniczości, wydawały mi się straszne. Nawet jeśli to był tylko szelest sukni kobiety, która przemknęła po ścieżce tuż obok nas. Zadrżałam.
- Sabat? - wyrwana z zamyślenia, musiałam skupić się na przyjaciółce.- Jestem pod wrażeniem tych wszystkich strojów. Primrose, wyglądasz w swojej sukni przepięknie. I te włosy, masz warkoczyki - zauważyłam, dotykając ich lekko i poprawiając ułożenie. - Teraz podoba mi się stokroć bardziej. Ułożenie gości przy stolikach jest interesujące, aczkolwiek żałuję, że nie mogłam usiąść obok ciebie. No i pierwszy taniec… - tu mój głos się urwał na chwilę. - Ja już po a ty? Czy to dlatego jesteś tak podekscytowana? Tańczyłaś z Lordem Parkinsonem…?
Byłam tak okropnie ciekawa. Tak bardzo, bardzo, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam to aż tak mocno. I tak pochłonęły mnie te wszystkie myśli, że nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłyśmy się na polanie. Razem z przyjaciółką podeszłam do fontanny. Pięknie pachniało, kwiatami. I nic dziwnego, w fontannie pływały kwiaty. Pięknie to wszystko wyglądało, bardzo reprezentatywnie. Nachyliłam się nad wodą, lekko bulgotała. Zmarszczyłam nosek.
Jest na tyle chłodno, że nic nie zmusi mnie do tego, by zanurzyć tam chociaż palca. Chodźmy dalej… - zaproponowałam.
Tym razem to ja pociągnęłam Primrose i weszłyśmy w przypadkowy korytarz odchodzący od polany. Nie szłyśmy długo, kiedy na rozwidleniu zobaczyłyśmy rozbłysk światła. Nie był to pierwszy, który dostrzegłyśmy i z pewnością nie ostatni. Chyba w taki sposób wzywało się pomoc. Jednak ten był wyjątkowo blisko. Gdy my skręciłyśmy w prawo, a rozbłysk zgasł, usłyszałam dźwięk trzepoczących skrzydeł. Nagle z gałęzi poderwało się mnóstwo nietoperzy, które zaczęły lecieć prosto w naszą stronę.
- Kucaj! - pociągnęłam przyjaciółkę.
Sama również kucnęłam i zasłoniłam głowę rękami. Przez cały ten czas, gdy nietoperze latały nad nami, nawet nie próbowałam nie krzyczeć. Piszczałam dopóty, dopóki trzepot nie ucichł.
- Co za okropieństwo! - krzyknęłam, rozglądając się z niepokojem.


rzut
[bylobrzydkobedzieladnie]
Vivienne Avery
Vivienne Avery
Zawód : Badaczka historii magii, run
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 7 +3
UROKI : 5
ALCHEMIA : 3 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12664-vivienne-avery#389346 https://www.morsmordre.net/t12679-thoth#389682 https://www.morsmordre.net/t12684-vivienne-avery https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12678-skrytka-bankowa-2702#389681 https://www.morsmordre.net/t12677-vivienne-avery#389678
Re: Labirynt [odnośnik]11.01.25 18:06
| post dla Ursuli, Armanda i Luciusa.

   Nawet najbardziej obowiązkowa lady musi pamiętać, że nie zawsze powinna być taka sztywna oraz zasadnicza i chociaż dobrze jest, by w pamięci zawsze miała umiar, tak nie należy zapominać o zwyczajnej możliwości poddania się zabawie. Jeśli wszystko będzie tak obracać w głębie oraz niepotrzebne mądrości, tak zamieni się w okropną nudziarę, a przecież tego nikt nie chce! Dlatego też lady Colette Albertine Rosier bawi się wprost PYSZNIE, nie tylko oddając się tańcom na parkiecie przy zachwycającej muzyce, ale również przemyka między atrakcjami zorganizowanymi przez lady Adelaide Nott z wdziękiem oraz figlarnością czającą się w ciemnych tęczówkach. Nie zapomina również o socjalizowaniu się, o zatrzymaniu, chociażby na momencik, gdzie wymieni kilka grzecznościowych słów, co to zaraz przemienią się niczym poczwarki w piękne plotkarskie motyle. Czas upływa więc słodko, przyjemnie i radośnie, a wszelkie obawy, jakie mogły dotąd w dziewczątku tkwić, tak znikają precz jak sukienki z zeszłego sezonu, bo ma przecież tyle do zrobienia! Tyle do zobaczenia! Tyle do USŁYSZENIA! Uśmiech nie schodzi z urokliwej buzi, nawet kiedy chłód zimowego wieczoru omiata zaróżowione od podekscytowania policzki, a buciki, zamiast lekko stąpać po stopniach, tak wspólnie uderzają o kamień kiedy zeskakuje jeden po drugim a brązowe kosmyki wciąż wijące się w delikatne fale unoszą się za drobną sylwetką.
   — ...i wtedy lord Slughorn zaczyna opowiadać mi o wnykopieńkach, a ja jestem jak quelque chose comme ça1, niby skąd moja uwaga o tym, że ogrody w Hampton Court są imponujące przemieniła się w wizualizację tego, jak można je odpowiednio zabezpieczyć? Przed kim? Oczywiście, nie powiedziałam tego na głos, bo to byłoby niegrzeczne, ale wyobrażasz to sobie Misia? Albo nie, nie wyobrażaj sobie, to zbyt tragicznie. I tak stałam dobre trzy minuty wysłuchując tego całego wykładu, trochę umierając wewnętrznie, jednak na zewnątrz wyglądałam nadal bardzo ładnie, lord Lestrange chyba wyczuł moją udrękę, bo zaraz poprosił mnie do tańca — ćwierka z westchnieniem zerkając mimochodem na schodzącą za nią przyjaciółkę, nim wreszcie obcasy pantofelków uderzą w ziemie, a ona wyciągnie drobne dłonie skryte pod ciepłymi rękawiczkami z futerka szynszyli białej w stronę szlachcianki, ujmując jej kruchą rękę i pomagając jej zejść ze zwodniczych schodów — Myślę, że lord Slughorn jest całkiem znośny, po prostu nie wie, kiedy jest czas na omawianie swoich zainteresowań, a kiedy należy zachować złoto milczenia, niemniej ciesze się, iż nie uznał mojego komentarza za sugestię spędzenia wspólnego spaceru po ogrodowych ścieżkach, bo wtedy musiałabym zemdleć, a nie bardzo w zasadzie chcę. Po tym jednak, jak ocaliła mnie od jego towarzystwa lady Primrose, tak jakoś przestał mi się naprzykrzać. Myślisz, że rzuciła na niego jakąś klątwę? — zastanawia się, w ton jej głosu przechodzi w nuty szczerego podekscytowania. Bo jakże zabawnie to brzmiało! I imponująco! Niemniej tak, odkąd opuściła salonik na uboczu, szanowny lord Slughorn powstrzymywał się od kolejnych prób podjęcia rozmowy, naturalnie nie tak jakby przestał być nią zainteresowany, albo że zaczęła go nudzić — Lettie nie nudziła przecież nikogo! — tylko jakby za każdym razem, jak wykonywał krok w jej stronę przypominał sobie, że zostawił skrzeczącego elfa w kominku, albo coś tam i rezygnował ze swoich działań. Intrygujące!!!! — A ty Misia? Masz już jakieś przeprawy? — pyta z zainteresowaniem, prowadząc pod ramię swoją drogą towarzyszkę w stronę labiryntu, gdzie miały już zaplanowane przyjemne spotkanie z braćmi Malfoy. Lady Rosier nie miała jeszcze w sobie na tyle śmiałości, aby zagubić się w nim z przedstawicielem płci przeciwnej (przecież to by było skandaliczne, jak na debiutantkę!!), a nie potrafiła odpuścić sobie podobnej zabawy, tylko iść samotnie albo z przyjaciółką jakoś tak strasznie, więc zaoferowane przez Armanda towarzystwo jego oraz Luciusa wprawiło różyczkę w iście szampański humor.
   Ta jakże rozkoszna chwila rozmowy między nią a lady Fawley upływa stanowczo zbyt prędko, bo już u wejścia labiryntu dostrzega męskie sylwetki i nie potrafi powstrzymać się przed chichotem, nim pociągnie Ursulę w ich stronę w króciutkim, ale może nieco szaleńczym biegu. Nigdy nie była zbyt cierpliwa.
   — Panowie — mówi poważnym, niemal podniosłym tonem, nim piśnie zaraz z uciechy splatając ze sobą dłonie i przykładając je do policzka — Tak się cieszę! Chce zobaczyć WSZYSTKO, co labirynt ma do zaoferowania — oświadcza, a wszelka powaga znika ze ślicznej twarzy szlachcianki, kiedy ta okręca się wokół własnej osi ręce ku niebu wyciągając w szczęściu — Ale jeżeli będzie nudno, to ktoś dostanie śnieżką — ostrzega wesoło, bo każda z obecnych osób wiedziała doskonale, że Rosierówna nienawidziła wręcz się nudzić, a znudzona kaprysiła wręcz niemożliwie — Gotowi? — dopytuje, gotowa skierować się już do wejścia, jednocześnie na nowo niemal przyklejając się do ramienia panny Fawley. Ach, ach, jak ona się cieszyła!

| rzut na labirynt wykonuje osoba po mnie!!!!
1. coś takiego.



bad, bad news. one of us is gonna lose
i'm the powder, you're the fuse
just add some friction
Colette Rosier
Colette Rosier
Zawód : debiutantka
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's my right to taste the riches of the earth
OPCM : 1+1
UROKI : 2+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12491-colette-rosier#384615 https://www.morsmordre.net/t12498-jean#384731 https://www.morsmordre.net/t12619-colette-rosier#387737 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t12636-skrytka-bankowa-2675#388532 https://www.morsmordre.net/t12499-colette-rosier#384776
Re: Labirynt [odnośnik]12.01.25 17:08
| dla Dei

Bawił się tego wieczoru doskonale. Ciężar nowych obowiązków, które przez ostatni miesiąc pochłaniały jego uwagę niemal w całości, wreszcie się rozproszył – ginąc w dźwiękach wygrywanej przez orkiestrę melodii i tonąc w oparach dobrego alkoholu, przyjemnie krążącego w jego żyłach. Niemal zapomniał już, jak bardzo lubił podobne przyjęcia – tym bardziej, odkąd pojawił się na nich nowy element w postaci Rycerzy Walpurgii i ich sojuszników; twarze nieznane lub takie, które do tej pory jedynie migały mu milcząco na spotkaniach organizacji, skutecznie przyciągały jego uwagę, budząc ciekawość i zaintrygowanie. Manannan lubił zwroty akcji – i miał nadzieję, że to swoiste zderzenie światów do jakichś doprowadzi, nawet jeżeli on sam nie zostanie głównym bohaterem żadnego z nich. Wieczór był wszak jeszcze młody, a zarysowana przez gospodarzy teatralna intryga miała szansę potoczyć się w różnych kierunkach.
Na prowadzący do ogrodów taras wyszedł na chwilę, pragnąc jedynie zaczerpnąć paru świeżych oddechów, sprowadziwszy wcześniej Melisande z tanecznego parkietu. Mroźne, grudniowe powietrze skutecznie studziło rozgrzaną skórę i otrzeźwiało umysł, owiewając go przyjemnymi podmuchami; nie było mu zimno – jeszcze nie, znajdował się na zewnątrz zbyt krótko, by kark i ramiona zdążyła pokryć gęsia skórka – ale nie miał zamiaru pozostawać pod rzędem kolumn długo. Zza pleców wciąż docierały do niego stłumione dźwięki muzyki i mieszających się ze sobą rozmów, wabiąc go z powrotem do środka – ale to inny, kobiecy głos wybił się ponad nie i zwrócił jego uwagę.
Deirdre zrównała się z nim bezszelestnie, czy może – tak mu się wydawało, bo nie zwracał zbytnio uwagi na swoje otoczenie, zagubiony w myślach; w reakcji na jej pojawienie się drgnął lekko, ledwie zauważalnie, obracając się w jej kierunku – rozpoznając znajome brzmienie przywitania zanim jeszcze wzrok spoczął na charakterystycznych rysach twarzy, oświetlonej wylewającym się z sali balowej światłem. Widział ją już wcześniej, krwistoczerwona kreacja i złote, zdobiące fryzurę elementy zwracały uwagę – do tej pory nie mieli jednak okazji porozmawiać. – Madame Mericourt – odpowiedział równie kurtuazyjnie, skłaniając się nieco, choć w jego spojrzeniu błysnęło coś zupełnie innego niż uprzejmy szacunek. Skrzyżował z nią tęczówki, przyglądając się jej intensywnie. – Nie śmiałbym pojawić się przyjęciu w takim towarzystwie nieprzygotowanym – odparł, dołączając do słownej gry; nadal podążając za Deirdre spojrzeniem, gdy minąwszy go, ruszyła w stronę górującego nad ogrodami labiryntu. Zawahał się na sekundę; rozsądek podpowiadał mu, że powinien ruszyć do środka, ale ciekawość i krążący w żyłach alkohol skutecznie uciszyły logiczne podszepty. Nie miał w zwyczaju odrzucać wyzwania, bez względu na to, kto by go nie rzucił – pozwolił więc czarownicy oddalić się zaledwie o parę metrów, zanim odepchnął się od kolumny, by ruszyć za nią – niedługo po niej niknąc w alejce pomiędzy wysokimi ścianami żywopłotu, chronionej przed chłodem i wiatrem szczelną peleryną ochronnych zaklęć.
Zrównał się z Deirdre po paru krokach, jeszcze zachowując jednak uprzejmy dystans – z cofniętymi ramionami i dłońmi skrzyżowanymi za plecami, przynajmniej dopóki pierwszy ostry zakręt w prawo nie ukrył ich sylwetek zupełnie, sprawiając, że ucichły także odgłosy zabawy, wyciszone skutecznie przez pnącą się w górę roślinność. Kącik ust drgnął mu w górę w reakcji na jej pytanie; nie miał wątpliwości co do tego, że spacer wzdłuż zielonych korytarzy był całkowicie bezpieczny, ale przecież tak naprawdę wcale nie o to go pytała – i nie taką odpowiedź chciała usłyszeć. – Z pewnością. Słyszałem, że można zgubić się tu na długie godziny, a ścieżki są zaczarowane tak, żeby uniemożliwić wydostanie się każdemu, kto chowa w sercu nieczyste zamiary – odparł płynnie, pewnie, nieco zniżając głos, jakby dzielił się z nią sekretem. – To też zapewne doskonały sposób na dyskretne pozbycie się wrogów – dodał, zerkając na nią z ukosa; tego wieczoru wybrano dla nich role zupełnie odmienne od tych, które odgrywali na co dzień – czy on i Deirdre znaleźli się po przeciwnych stronach barykady? Przemknął spojrzeniem po jej stroju, starając się wychwycić charakterystyczne elementy; wydawało mu się, że miał mgliste pojęcie co do tego, w kogo mogła się wcielić, ale nie rozmyślał nad tym długo – podobnie jak niezbyt uważnie śledził kolejne pokonywane przez nich zakręty.
Ćwiczyłem – potwierdził, rozluźniając się nieco, nadając krokom większej swobody. – Miałem ostatnio ku temu sporo okazji. Ocenę efektów pozostawię jednak tobie – zrobił krótką pauzę – madame – dodał, zatrzymując spojrzenie na Deirdre na parę sekund, nim rozproszył go charakterystyczny, kwiatowy zapach, a w alejce, którą kroczyli, zrobiło się jaśniej. Kolejne załamanie korytarza poprowadziło ich w prawo, w niedalekiej odległości przed sobą Manannan dostrzegł coś, czego się nie spodziewał: wielobarwny łuk i elegancko ubraną obsługę, lewitujące kieliszki z szampanem i naręcza kwiatów. Podjęcie decyzji zajęło mu sekundę. – Dajmy im zaczekać trochę dłużej – zaproponował, wyciągając rękę, żeby na moment przesunąć dłoń na plecy Deirdre, nienatarczywym, ale stanowczym gestem kierując ją w prawo – w boczny korytarz, który musiał biec równolegle do krawędzi labiryntu, stopniowo oddalając się od wyjścia. – Obiecałaś mi w końcu prawdziwą zabawę – przypomniał; pewien, że tak szybkie i niespodziewane zakończenie spaceru pozostawiłoby niedosyt nie tylko u niego.




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers

Strona 11 z 12 Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next

Labirynt
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach