Wydarzenia


Ekipa forum
Zachodnie Ogrody
AutorWiadomość
Zachodnie Ogrody [odnośnik]03.07.16 23:49
First topic message reminder :

Zachodnie Ogrody

Do zachodnich ogrodów prowadzi dróżka wijąca się w kierunku lasu. Jeśli nią podążyć, dojdzie się do rozgałęzienia - lewe wiedzie do gęstej kniei, natomiast prawe ku porośniętej pnączami i kwiatami altanie, pod którą znajdują się trzy kamienne ławeczki, oddzielone od siebie plecionką z drewna porośniętą gęstym bluszczem. To przyjemny, ustronny zakątek, które często celem obierają młode pary pragnące oddalić się od zgiełku licznych wystawnych przyjęć lady Nott. Bliskość wysokich drzew wzmaga poczucie intymności.


Zimowy Bal

Degustacja

Degustacja win

Po wszystkich pomieszczeniach Hampton Court krążą elegancko ubrani kelnerzy oferujący gościom degustację najlepszych win świata. Na lewitującej tacy można dojrzeć kieliszki różniące się zawartością, zarówno ze względu na jej kolor, ale także gęstość, którą można dostrzec na ściankach, jak i ilością lub brakiem bąbelków. Aby skosztować wina należy rzucić kością k20 i odczytać poniższy wynik.

Spoiler:



Czarodziejskie Koktajle

W Hampton Court, prócz kelnerów roznoszących wino można natknąć się na kelnerów z kolorowymi koktajlami. Kuszą swoim kolorem, a także zapachem. Aby skosztować jednego z interesująco wyglądających drinków należy rzucić kością k10 i odczytać poniższy wynik. Jeśli postać spożyje pięć koktajli lub więcej należy się skontaktować z Mistrzem Gry.

Spoiler:




[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.11.24 18:14, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zachodnie Ogrody - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zachodnie Ogrody [odnośnik]05.01.25 15:52
|31.12.1958, po kolacji

Podniosła rąbek sukni, przeciskając się przez tłum gości, którzy wciąż zdawali się pławić w euforii noworocznego sabatu. Powietrze w sali balowej było ciężkie od perfum, rozmów o skomplikowanej etykiecie i muzyki, która przygrywała do kolejnych tańców. Choć tańce i rozmowy były nieodłącznym elementem wieczoru, Primrose czuła, jak zaczynają się w niej kotłować sprzeczne emocje. Znaczenie wypowiedzianych słów i ukrytych aluzji z wielu chwil tego wieczoru pozostawało dla niej nie do końca jasne – a może po prostu zbyt znużona, by szukać ich sensu. Labirynt był fascynującą przygodą, pełną tajemniczych zakamarków i ukrytych znaczeń, ale też pozostawił w niej lekkie uczucie dezorientacji. Lady Burke była zmęczona tym graniem ról, udawaniem, że doskonale rozumie reguły tej subtelnej gry, i zapragnęła chwili dla siebie. Uznała, że nadszedł czas na złapanie oddechu – i kieliszek wina, które mogłoby ukoić pragnienie i pozwolić jej zebrać myśli. Gdy wychodziła z głównej sali i kierowała się w stronę ogrodów, chłodniejsze powietrze holu przyniosło ulgę. Otulona nocą zewnętrzna część posiadłości lady Nott zdawała się inna – spokojniejsza, bardziej realna. W ogrodzie unosił się zapach świeżych ziół i wilgoci zimowego powietrza. Zanim jednak zdążyła dotrzeć do wybranego zakątka, jej uwagę przyciągnęła sylwetka Yany stojącej nieopodal marmurowej fontanny. Zatrzymała się, pozwalając, by delikatny dźwięk kroków odbił się echem w cichym otoczeniu.
Yana – odezwała się z lekkim uśmiechem, który rozświetlił jej twarz, tym samym starając się delikatnie wkraść w świadomość czarownicy, która zdawała się być czymś pochłonięta. – Miło mi cię widzieć na sabacie. Wyglądasz ślicznie. -  Podchodząc bliżej, uniosła kieliszek wina, który zdążyła wcześniej zabrać z jednego ze stolików. – Dołączysz do mnie na chwilę w ogrodzie? Chyba obie zasługujemy na odrobinę spokoju. Co powiesz na krótki spacer, z dala od muzyki i rozmów? - Jej ton był lekki, niemal ciepły, jakby rozumiała, że cała ta sytuacja mogła być dla Yany lekko przytłaczająca. Raczej nie miała okazji i możliwość bywać na takich spotkaniach, a mogło to onieśmielać. Primrose wychowana w tym świecie i nauczona jego zasad nie raz była zmęczona i pragnęła ucieczki. Rodzina Burke nie słynęła z tego, że grała pierwsze skrzypce i wychylała się na świecznik, choć tym razem było inaczej.
Xavier tańczył ze swoją narzeczoną, każdy już wiedział, że lady Avery niedługo stanie się lady Burke, a sama Primrose zmianą w swoim wyglądzie oraz ostatnimi spotkaniami z braćmi Parkinson znalazła się na językach. Jej pojawienie się u boku Bradforda mogło wzbudzić pewną sensację - dla jednych potwierdzenie plotek, dla drugich jej podsycenie.
Upiła łyk wina. Czyżby trafiła na wino z Piemontu, jedno z najbardziej rozpoznawalnych win włoskich?

|Rzut na wino
Wynik: 10



May god have mercy on my enemies
'cause I won't



Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 07.01.25 0:07, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Zachodnie Ogrody - Page 3 Ec9b6d6814ecd5535d62936d872adcd1
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12148-primrose-e-burke#373667 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Zachodnie Ogrody [odnośnik]06.01.25 13:45
| dla Prim

Potrzebowała odrobiny oddechu od tych wszystkich otaczających ją bodźców, do których nie była przyzwyczajona, w końcu nigdy dotąd nie uczestniczyła w podobnym wydarzeniu. Nie urodziła się na dworze, nie wychowywano jej na lady, nie przygotowywano na wystawne życie pełne połyskliwych sukni, bali oraz intryg. Nie była naiwna, zdawała sobie sprawę, że to miejsce jest gniazdem żmij, teatrem pozorów, i że pod pięknymi twarzami i kostiumami niejednokrotnie krył się fałsz i obłuda. Nie zapominała o tym, kim była, że dla wielu tych ludzi była tylko bezimienną panienką z gminu, że nie traktowali jej jak równej sobie i nie oczekiwała tego. Bycie tu było jednak dobrą sposobnością, żeby lepiej poznać to środowisko, a także innych Rycerzy Walpurgii. Mogła nie lubić płytkich, zadufanych w sobie damulek i nadętych paniczyków, ale zachowywała pewne myśli dla siebie. Kiedy trzeba było umieć się zachować, to się zachowywała a przynajmniej starała.
Na zewnątrz było zimno, był w końcu grudzień, ale chłód dość dobrze orzeźwiał po dusznej, przepełnionej przepychem i ciężką wonią perfum atmosferze dworu. Tego właśnie było jej potrzeba nim znów tam wróci. Odrobiny chłodu, ciszy i spokoju. Bo choć nigdy nie była żadnym aspołecznym dzikusem, to dzisiaj bodźców było tak dużo, że potrzebowała chwili oddechu.
Stanęła przy fontannie, przyglądając się fakturze jej zdobień, ale nim wejrzała wzrokiem dalej, ku ogrodom, usłyszała odgłos kroków, a zaraz potem znajomy głos. Ten głos akurat chciała dzisiaj usłyszeć.
- Och, wspaniale się składa, bardzo chciałam znaleźć sposobność, by cię tu dziś spotkać – odezwała się, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Lady Burke wydawała się jedną z niewielu obecnych tu osób, które traktowały ją poważnie i którym mogła zaufać bardziej niż innym. Jakby nie patrzeć, to dzięki niej tu dziś była. Przy niej mogła też zachowywać się bardziej naturalnie, nie z taką rezerwą jak przy innych. Może nie znały się wciąż bardzo blisko, ale spośród wszystkich tu obecnych członków wielkich rodów, to właśnie ona wydawała jej się najbardziej znajoma. I mimo wszystko, po tym, jak opowiedziała jej o losach brata i wtajemniczyła w działania Rycerzy Walpurgii, ich znajomość wskoczyła na nieco inny poziom niż wcześniej. – Dziękuję, ty również – pochwaliła jej wygląd, Primrose naprawdę wyglądała dziś pięknie, inaczej niż kiedyś. Gdy w sierpniu spotkały się na Pokątnej, wyglądała o wiele bardziej niepozornie niż teraz. Ale i Yana nie przypominała swojego codziennego wydania. Choć nie miała do dyspozycji takich zasobów jak szlachetne damy, to postarała się zadbać o swoją prezencję i ubrała się wyjątkowo strojnie jak na nią. Zniknęła też niesforna burza loków, dzięki czemu jej twarz i szyja nabrała innego wyrazu, a rysy wydawały się ostrzejsze, kiedy loki nie łagodziły kwadratowego zarysu szczęki, co jednak sprawiało, że wyglądała doroślej, a nie jak nastolatka która przed chwilą zsiadła z miotły. Może po prostu obie były dziś przebierańcami, uczestniczkami gry pozorów, podczas gdy na co dzień zachowywały się i nosiły inaczej. – Bardzo chętnie się z tobą przejdę. W środku zwiedziłam już kilka pomieszczeń, czas więc poznać trochę i ogrody, na pewno skrywają ciekawe sekrety… – zgodziła się na jej propozycję z entuzjazmem. – Muszę przyznać że to miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie, podobnie jak rozmach tego wydarzenia. Czy sabaty u lady Nott zawsze tak wyglądają? – zapytała z ciekawością, podejrzewając, że Primrose trochę już takich bali odwiedziła. – Pewnie zdążyłam kilka osób zgorszyć podczas kolacji – zaśmiała się cicho; choć matka prawie stawała na rzęsach żeby ją dobrze wychować, to w jej średniozamożnym domu nigdy nie jadało się aż tak wykwintnych dań ani nie używało się tylu różnych sztućców. Dlatego podejrzewała, że na pewno popełniła jakiś błąd podczas jedzenia. – Ale dania były naprawdę bardzo smaczne. Jestem pewna, że wina też będą.
Na pewno obecne tu trunki należały do drogich, będących na co dzień poza zasięgiem klasy średniej. Może tylko parę razy w życiu próbowała jakieś dobre wino, gdy ktoś z zamożniejszych klientów ojca jakieś mu sprezentował jako dodatek do zapłaty za wykonaną biżuterię i ojciec ją poczęstował, ale takie sytuacje nie miały miejsca często. Dlatego też była nieobeznana w trunkach i nie byłaby w stanie odgadnąć, co piła.
- A jak ty się bawisz? – zapytała po chwili, ciekawa wrażeń swojej rozmówczyni. Jednocześnie sięgnęła ręką po kieliszek, by skosztować trunku. Wino było naprawdę smaczne, i mimo swojego braku obycia, mogła wyczuć, że to trunek znacznie wyższej jakości niż wina, które są dostępne dla jej warstwy społecznej.

wino numer 3
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów i biżuterii
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe
Re: Zachodnie Ogrody [odnośnik]06.01.25 19:19
|Dla Yany

Strój Yany był starannie dobrany, a wygładzone włosy dodawały jej dorosłości, podkreślając rysy twarzy. Widać było, że przyłożyła się do tego wieczoru, choć prawdopodobnie wciąż czuła się tu jak w obcym świecie – tak jak Primrose, choć przez zupełnie inne doświadczenia. – Dziękuję za komplement – odparła z wdzięcznością, mimowolnie poprawiając fałdy sukni. – Muszę przyznać, że i ty wyglądasz olśniewająco.– Dodała z nutą figlarności, choć wiedziała, że dla niej to była bardziej próba niż dla wielu innych tu obecnych. Ruszyły wolnym krokiem przez ogrody, gdzie chłodny grudniowy wiatr i cisza stanowiły balsam dla zmysłów zmęczonych przepychem wnętrz. – Sabaty u lady Nott? – powtórzyła z lekkim zamyśleniem, przypominając sobie poprzednie. – Można powiedzieć, że każda jej kolacja, bal czy sabat to widowisko, które pozostawia niezatarte wrażenie. Pławi się w dbałości o każdy szczegół, bo wie, że to, co widzą inni, to jej siła. Nigdy nie zawodzi, za każdym razem zaskakuje. Zaczynamy się zastanawiać czy kiedyś pomysły się jej skończą. - Spojrzała na nią uważnie, a potem roześmiała się cicho, gdy wspomniała o kolacji. – Gorszyć? Cóż, jeśli tak było, to przynajmniej mogłaś zapewnić im temat rozmów na kolejne dni. Wierz mi, oni kochają oceniać, a jednocześnie szukają pretekstu, by udowodnić swoją wyższość. Ale spokojnie – sztućce, wino, manewry przy stole... to wszystko to tylko narzędzia, by odwrócić uwagę od prawdziwych rozmów, które toczą się między tymi samymi osobami w kuluarach. - Przystanęła na chwilę przy ozdobionej lodowymi wzorami fontannie i spojrzała na nią z uwagą. -Jutro o tym zapomną. - Zapewniła jeszcze Yanę chcąc tym samym dodać jej otuchy. W końcu nie była przygotowana na to co zastanie w środku. Tutaj musiała radzić sobie sama, była zdana na własne zdolności, narażona na surową ocenę, a nawet nieprzyjemne uwagi. Świat socjety był bardzo okrutny, o czym przekonała się na własnej skórze. Rozmowa jaką odbyła z Harlandem jakiś czas temu dołożyła jej tylko ciężaru. Miała nadzieję, że będzie do niej zmuszona po sabacie, a w jego trakcie. Wręcz na samym początku. Przyciśnięta do muru, ostatecznie wybąkała trochę prawdy, jednocześnie uciekając od innych pytań. – Myślę, że ten sabat jest jak kolejne pole bitwy. Tańczę, rozmawiam, uśmiecham się... ale tak naprawdę czuję, jak wiele par oczu mnie śledzi, jak każdy mój ruch może być interpretowany na sto różnych sposobów. Tym bardziej teraz… - Mówiąc to obejrzała się mimowolnie przez ramię jakby spodziewała się, że ktoś za nimi stoi i spisuje każde jej słowo. Może powinna jednak ostrożniej mówić to co myśli, ale kieliszki wina i szampana robiły swoje. -A ty? Jak się czujesz w tej scenerii? Bo muszę przyznać, że radzisz sobie lepiej, niż wielu by przypuszczało. Będziesz zapewne miała co opowiadać i co wspominać. - Pamiętała swój pierwszy sabat, kiedy przytłoczona całym przepychem starała się zwalczyć w sobie chęć ucieczki. Uniosła kieliszek wina i upiła łyk, czując jego gładki, owocowy smak, który wprowadził odrobinę ciepła do chłodnej nocy.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Zachodnie Ogrody - Page 3 Ec9b6d6814ecd5535d62936d872adcd1
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12148-primrose-e-burke#373667 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Zachodnie Ogrody [odnośnik]07.01.25 2:27
Yana w głębi duszy była ciekawa, co powiedziałaby jej matka, gdyby ją teraz widziała. Zapewne byłaby w szoku, że jej najmłodsza latorośl jest w takim miejscu, biorąc pod uwagę, że Yana nie należała do najbardziej posłusznych i podatnych na wychowywanie dzieci. Teraz jednak nie była już dzieckiem, była dorosła i miała świadomość, że sporo od tego wieczora zależało. Dlatego przyłożyła się do ubioru, a także starała się zachowywać odpowiednio, wystawiała świadectwo nie tylko sobie, ale i całej rodzinie Blythe.
Zdawała sobie sprawę że jej kreacja nie pochodziła od żadnego drogiego projektanta i zapewne każde wprawne oko mogło wychwycić to, że nie miała na sobie tylu galeonów co damy z wielkich rodów. Mimo to uważała, że suknia jest ładna – choć musiała uważać, żeby nie nadepnąć dołu i nie rozedrzeć obcasem delikatnego materiału. Na co dzień nie nosiła sukni, a raczej, jak większość czarownic jej warstwy społecznej, długie spódnice, koszule i narzucone na to szaty. Preferowała też ciemniejsze kolory, ale wyznaczona dla niej pora roku wymagała jaśniejszych barw. Dostosowała się bez szemrania.
- Pewnie i tak każdy na pierwszy rzut oka widzi, że jestem obca, ale no cóż, i tak cieszę się, że w ogóle mogłam się w takim miejscu znaleźć, zawsze to nowe, cenne doświadczenie – pokiwała głową, zdanie Primrose było dla niej jednak ważniejsze niż zdanie jakichś tam innych dam, których nawet nie znała z imienia. – Nigdy wcześniej nie byłam na balu ani sabacie. A w każdym razie, na niczym organizowanym z takim rozmachem. – Bo pośród klasy średniej próżno było szukać takich miejsc i takich wydarzeń. A choć Blythe’owie byli szanowaną rodziną czystej krwi o prawidłowych poglądach, nie należeli do Skorowidzu Czystości Krwi. – Ty pewnie już ich trochę odwiedziłaś. Podejrzewam, że na dłuższą metę ta gra pozorów musi być męcząca. A ja nie jestem świadoma praktycznie niczego, co toczy się w kuluarach waszego świata, więc jestem tu, ale tak naprawdę, trochę z boku. Wasz świat jest dość hermetyczny. – Nie wiedziała, kto z kim co robił, kto kogo lubił albo wręcz przeciwnie, nawet jeśli pojedyncze młodsze osoby z socjety znała ze swoich szkolnych lat w Slytherinie. Bardziej jednak niż próżny świat wyższych sfer interesowało ją to, co mogło tyczyć się Rycerzy Walpurgii. – Chyba że ty wiesz coś, co ja powinnam wiedzieć, będąc wśród tych ludzi.
Była pewna, że od Primrose wymagano więcej, była damą, jej otoczenie na pewno miało względem niej określone oczekiwania, a jej poczynania mogły wzbudzać plotki, skoro odbiegała od typowych schematów. A Yana była z gminu, więc choć pewnie też była dziś obiektem plotek i komentarzy, to raczej nikt nie przykładał do tego wielkiej wagi ani nie oczekiwał od niej nie wiadomo czego. Dlatego też nie zamierzała się jakoś mocno zamartwiać tym, co mówili albo co dopiero będą mówić. Była w gnieździe żmij, nie mogła o tym zapominać i musiała uważać na ludzi, którzy ją tu dziś otaczali.
- Momentami też mam wrażenie, jakby niektórzy często zerkali w moją stronę. Choć chyba bardziej po to, by zobaczyć, kiedy zaliczę jakąś towarzyską wpadkę – uśmiechnęła się, zdawała sobie sprawę, że w nieznanych sobie okolicznościach o potknięcia łatwo. Dlatego mówiła o tym z pewną dozą dystansu, nie zamierzając załamywać rąk i obgryzać paznokci z nerwów. Co ma być to będzie. – Podejrzewam że na pewno zaliczę jakąś kiedy przyjdzie mi wyjść na parkiet… Nie za bardzo umiem tańczyć, więc nie zazdroszczę nieszczęśnikowi, któremu przyjdzie do głowy zaprosić mnie do tańca.
Zaśmiała się cicho, być może to wino wprawiło ją w taki dobry nastrój, bowiem Yana na co dzień nie należała do chichotliwych panien. I prawdę mówiąc, Yana chętnie by sobie tańce darowała, ale nie chciała urazić uczuć gospodyni, więc będzie musiała zainteresować się salą balową. Choć może akurat nikt nie będzie chciał tańczyć z panną z gminu i tym samym będzie mieć wygodną wymówkę do nieprezentowania swych wątpliwych zdolności? A jeśli ktoś jednak zechce, to cóż, przynajmniej będzie mogła to potraktować jako przygodę i nie przejmować się złośliwcami którzy będą się śmiać.
- Na pewno jest… specyficznie. Inaczej niż w miejscach, w których miałam okazję bywać. Jednocześnie mam świadomość tego, że jestem tu osobą z zewnątrz i muszę uważać. Lubię jednak kolekcjonować nowe doświadczenia, więc myślę, że ta noc zapadnie mi w pamięć – odpowiedziała, przyglądając się zawartości kieliszka, po czym znowu upiła łyk, racząc się jego wyjątkowym smakiem. – Ciekawe co by powiedział Fabian gdyby tu był. Jestem pewna, że by się dobrze bawił. Przynajmniej ten dawny Fabian…
Jej starszy brat kiedyś był bardzo towarzyski, na pewno skorzystałby z okazji do zawierania nowych znajomości i dobrej zabawy. Po śmierci Elii stał się jednak bardziej wycofany, skryty i gniewny. Ale już go nie było, i to Yana odważnie podjęła się wyzwania, by podążyć jego drogą i kontynuować to, co on zaczął. A na początek musiała odważnie przeżyć sabat u lady Nott.
- Widziałam tu też moją kuzynkę, Elvirę. To znaczy, mignęła mi przed ucztą, jeszcze z nią nie rozmawiałam… Nie wiem nawet czy mnie rozpoznała – odezwała się po chwili. Nie siedziały przy jednym stoliku, a poza tym Yana wyglądała na tyle niepodobnie do swojego codziennego wydania, że nie była nawet pewna, czy starsza krewna by ją poznała. Podejrzewała że Elvira pewnie nie będzie zachwycona obecnością Yany, wydawała się wciąż widzieć w niej dziecko. – Z tego co mi wiadomo są tu też członkowie rodziny mej babki. A nie tak dawno temu spotkałam również swojego byłego kapitana szkolnej drużyny quidditcha, Luciusa Malfoya… Zapewne go znasz.
Była ciekawa, co Primrose sądziła o tym blondwłosym nadętym paniczyku, który nadal wydawał się równie irytujący jak te już ponad dwa lata temu, gdy kończyła szkołę.
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów i biżuterii
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe
Re: Zachodnie Ogrody [odnośnik]10.01.25 13:42
Nie, jednak to było Chateau Monbrison. Dopiero przy kolejnym łyku zrozumiała, że na początku się pomyliła. Choć była uczona o winach, tak nie była przecież znawcą, a po lady Nott nie spodziewała się niczego innego jak najlepszych roczników na sabacie. Choć podejrzewała, że i tak skrywa największe skarby w piwniczce tylko na rodzinne okazje.
Yana zdawała sobie sprawę, że wyróżnia się na tle arystokracji, więc uznała, że nie będzie potwierdzać tego co oczywiste. Słuchała jedynie wyłapując to, że cały czas panna Blythe do podkreśla i zastanawiała się czy robi to celowo, aby zyskać wsparcie czy też zapewnienie, że to jej nie definiuje? Oczywiście, że definiowało. Wszystkich to dotyczyło, zarówno nisko i wysoko urodzonych. Byli wpisywani w ramy już za samo nazwisko, cała reszta szła właśnie za nim. -Co roku od swojego debiutu. - Potwierdziła podejrzenia dziewczyny. -Oprócz tego liczne kwesty, podwieczorki, wieczorki, pikniki i koncerty. - Choć przed wojną było tego znacznie więcej. Nowa rzeczywistość sprawiła, że spotkania socjalne zeszły na dalszy plan, gdyż każda rodzina skupiała swoją uwagę na innych sprawach; znacznie pilniejszych niż kolejne popołudnie z herbatką i ciasteczkami. Choć musiała przyznać sama przed sobą, że sama starała się wygospodarować w ciągu dnia, chociażby godzinę takiego spokoju. Nie było to zaś łatwe, wpisać w napięty grafik jeszcze odpoczynek. -Nigdy nie mów wprost tego co myślisz. - Odpowiedziała na zadane pytanie, po czym zmarszczyła lekko brwi. -Uważaj na gesty i mimikę twarzy, najlepiej nauczyć się uprzejmego uśmiechu, który nie schodzi z twojej twarzy. - Podzieliła się kolejną radą. -I nie staraj się udawać kogoś kim nie jesteś. To od razu widać i buduje grubą granicę między tobą, a nimi. - W świecie, w którym się wychowała każdy z nich posiadał liczne maski, wiedzieli jak je nakładać, jak je nosić i od razu dostrzegali gdy ktoś bez nabytych umiejętności również chciał grać w tę grę. Tracił na samym starcie. Uśmiechnęła się kiedy znów mówiła o swoich potencjalnych wpadkach, tych już pewnie zaliczyła parę, ale nikt nie oczekiwał od niej, że będzie znała wszystkie zasady, ważne, że zachowywała się jak wyrwana z dzikiego lasu. O to nawet Yany nie podejrzewała.
Usłyszała za sobą cichy śmiech, kątem oka zarejestrowała parę, która spacerowała swobodnie, ciesząc się tym, że są z dala od wścibskich oczu. Upiła kolejny łyk wina. -Najważniejsze to dać się poprowadzić partnerowi w tańcu. Wtedy jesteś bezpieczna. - Podzieliła się kolejną radą, choć nie wiedziała czy coś pomoże. Jeżeli ktoś miał dwie drewniane nogi to nawet najlepszy partner nie był w stanie poratować. -Och, Elvira Multon jest twoją kuzynką? - Zapytała unosząc nieznacznie brwi. To dopiero była informacja, nie spodziewała się takich koligacji rodzinnych. -Od strony ojca? - Bo skoro matka była z Parkinsonów, to wątpiła, aby Blythe byli spokrewnieni z Parkinsonami, chociaż kto wie. Jeżeli jedna z rodziny się wyłamała, to może było ich więcej? -A z jakiej rodziny wywodzi się twoja babka? - Kolejna rewelacja padająca z ust Yany sprawiła, że zaczęła układać sobie w głowie drzewo genealogiczne jej rodziny. -Lucius Malfoy, jest mi znany, ale nie znam go dobrze. - Chłopak był młodszy od niej, do tego byli w innych domach więc nie miała z nim wiele wspólnego. Bardziej zainteresowała ją inna kwestia. -Grałaś w quidditcha, a na jakiej pozycji? - Chociaż sama wielką fanką nie była, to przecież uczęszczała na mecze i dopingowała swoją drużynę.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Zachodnie Ogrody - Page 3 Ec9b6d6814ecd5535d62936d872adcd1
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12148-primrose-e-burke#373667 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Zachodnie Ogrody [odnośnik]10.01.25 15:13
Możliwość bycia w miejscu takim jak to z pewnością było przywilejem, zwłaszcza że jej rodzina do tej pory takich zaszczytów nie dostępowała. Ale czasy się zmieniały, rodziny takie jak Blythe miały teraz szansę, by zaistnieć. Wystarczyło sięgnąć po nowe możliwości, choć niewątpliwie łatwiej by było, gdyby była mężczyzną, wtedy być może traktowano by ją poważniej, a jej głos byłby bardziej słyszalny, choć też potknięcia byłyby bardziej bolesne z powodu wyższych oczekiwań jakie świat miał wobec mężczyzn. Jej brata jednak zabrakło, więc to ona musiała kontynuować to, co zaczął. Nikt tego nie zrobi za nią. Musiała więc przyjąć wszystkie blaski i cienie swojego wyboru, liczyć się z tym, że będzie to ścieżka trudna i wyboista, że odnalezienie swojego miejsca w tym świecie nie przyjdzie tak od razu.
- Czyli było tego już sporo. Nie wiedziałam że salonowe życie jest aż tak intensywne – zauważyła z lekkim uśmiechem, ale w gruncie rzeczy, nie tęskniła jakoś mocno do tego, że ją to omijało, nie była wielką miłośniczką sztuki i artystycznych wydarzeń, babskie podwieczorki okraszone ploteczkami też jakoś jej nie ciągnęły, zwłaszcza że większość dam z wyższych sfer zapewne nie rozprawiała o niczym ciekawym, a o sukniach, balach i przystojnych kawalerach. Nuuudy. Nie bez powodu od dziecka wolała spędzać czas z braćmi niż z siostrą.
- Staram się mieć na to baczenie. Wiem, że w miejscach takich jak to nie mogę bezrefleksyjnie obdarzać ludzi zaufaniem i dzielić się szczerymi myślami. – Do Prim podchodziła inaczej, bo ją już trochę znała i miała do niej o wiele więcej zaufania niż do innych członków śmietanki, to ona była dla niej swego rodzaju przewodnikiem w tym świecie, bo to ona ją do niego wprowadziła, to dzięki niej poznała losy brata i ścieżkę którą obrał. Ale takiemu Malfoyowi czy jemu podobnym nigdy nie zaufałaby w takim stopniu, dlatego odnosiła się do niego z dużą dozą rezerwy. Zdawała sobie sprawę, że to, co powiedziałaby w rozmowie z kimś takim jak on, mogłoby potem zostać wykorzystane przeciwko niej, więc zbytnia szczerość nie była wskazana. – Nie próbuję też udawać jednej z was, bo wiem, że nigdy nią nie będę i że nikogo nie oszukam, bez względu na to jak się nie przebiorę i iloma błyskotkami się nie obwieszę. To w sumie dość subtelna granica do wyczucia, być sobą, ale jednocześnie nie za bardzo sobą, by nie zdradzić zbyt wiele tego czego zdradzić nie chcę, ani nie wyjść na kompletnie nieobytą.
Nie chciała udawać kogoś kim nie była, nawet nie próbowała, ale też nie mogła też być w pełni sobą, bo nie mogła tak bezpośrednio mówić tego co myśli, musiała wiele przemyśleń zachowywać dla siebie, uważać na każdy swój krok, być uprzejma nawet jeśli za kimś nie przepadała. Nie była tak wprawiona w stosowaniu masek jak ludzie którzy od urodzenia dorastali w świecie wyższych sfer, ale miała za to wprawę w balansowaniu pomiędzy byciem sobą a spełnianiem oczekiwań swojej rodziny. Bo całe życie musiała to robić, kombinować jak być przykładną Blythe, a jednocześnie wyciągnąć z życia coś dla siebie. Te umiejętności mogły przydać się także teraz. Tu, w tym miejscu, starała się zachowywać w sposób spokojny i stonowany, korzystać z dostępnych atrakcji i możliwości, ale jednocześnie uważać na ludzi, z którymi miała do czynienia, by nie przesadzić w żadną stronę. Nie udawać kogoś kim nie była, ale też nie być zbyt szczerą. Trzeba było znaleźć zdrową równowagę.
- Nigdy nie uczono mnie jak poprawnie tańczyć, podczas gdy wy pewnie uczycie się tego od dziecka – zauważyła. Panny takie jak Primrose na pewno musiały już wiele lat temu przyswoić te wszystkie niezbędne umiejętności jak tańczenie, dyganie, odpowiednia etykieta i tak dalej. – Ale jeśli ktoś poprosi mnie do tańca, podejmę próbę. – Nie mogła stchórzyć, poza tym, lubiła nowe doświadczenia. Nawet jeśli czegoś nie umiała robić, to zawsze mogła spróbować. W najgorszym wypadku niektórzy trochę się z niej ponabijają póki nie znajdą nowego tematu do plotek.
- Moja matka pochodziła z Multonów, była siostrą ojca Elviry – przyznała, precyzując swoje koligacje z Elvirą. – Ale nigdy nie miałyśmy bardzo silnej więzi przez sporą różnicę wieku. – I specyficzny charakter jej kuzynki, która nie należała do najbardziej przyjaznych i otwartych osób, i wydawała się raczej preferować rodzinę o własnym nazwisku. – Dobrze ją znasz? Dużo... działa dla sprawy? Jestem ciekawa, co powie, jak mnie zobaczy. – Pewnie nie będzie zachwycona. Ale cóż, dopiero może uda jej się o tym przekonać. Póki co dopiła resztę swojego wina i odstawiła pusty kieliszek. – Moja babka ze strony ojca pochodziła zaś z Mulciberów, ale nie zdążyłam jej poznać, umarła kilka dni przed moimi narodzinami. Noszę jej imię. – Właśnie dlatego jako jedyna z rodzeństwa otrzymała rosyjskie imię, na cześć swojej babki i jej korzeni. Tak czy inaczej, była powiązana z innymi dobrymi rodzinami czystej krwi wyznającymi prawidłowe poglądy, więc nie musiała się wstydzić pochodzenia, mogła być z niego dumna. – Byłam szukającą w drużynie Slytherinu, ale zrezygnowałam po ostatnim meczu na szóstym roku, Malfoy obarczył mnie winą za to że nie złapałam wtedy znicza i trochę się wówczas… poprztykaliśmy, a ja też nie miałam już wtedy takiego serca do tej gry jak wcześniej i wolałam na siódmym roku skupić się na nauce do owutemów. Chyba wciąż boli go ta dawna porażka, takie miałam wrażenie jak go spotkałam zaledwie chwilę przed wyjściem do ogrodów, przy posągach. Oparłam się jednak pokusie mocniejszego drażnienia go, wolę nie robić sobie wrogów we wpływowych rodzinach. Swoją drogą, on też wspiera sprawę? – zapytała, skrycie mając nadzieję, że ominie ich „przyjemność” współpracy. Postanowiła sięgnąć po następny kieliszek z tacy, może tym razem trafi się inne wino? Skoro miała okazję próbować takich drogich trunków, to zamierzała skorzystać, choć wiedziała, że nie może przesadzać. Odrobina wina na pewno jej nie zaszkodzi, ale zbyt duża ilość byłaby nierozsądna. Zacisnęła palce na kieliszku i skosztowała, przez chwilę upajając się jego zapachem i interesującym smakiem. – To też smakuje wyśmienicie.

| wino nr 9
Yana Blythe
Yana Blythe
Zawód : początkująca twórczyni talizmanów i biżuterii
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie wypali, to pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +3
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11890-yana-blythe https://www.morsmordre.net/t11970-poczta-yany https://www.morsmordre.net/t12090-yana-blythe#372680 https://www.morsmordre.net/f451-suffolk-obrzeza-blythburga-dom-rodziny-blythe https://www.morsmordre.net/t11975-skrytka-nr-2584 https://www.morsmordre.net/t11973-yana-blythe
Re: Zachodnie Ogrody [odnośnik]10.01.25 19:37
|tarone

Możliwość ukrycia się pod płaszczem cudzej tożsamości niosła w sobie coś kojącego, a wystąpienie wśród takiej mnogości nieznanej jej twarzy nagle nie było już tak przytłaczające. Persenet wyobrażała sobie, że w istocie trafiła na dwór królowej Fey, a nie na pospolity bal noworoczny. Obserwując każdą jedną kreację i jej nosiciela widziała nie przedstawiciela szlachty, a jedną z legendarnych postaci. Z lubością i zacięciem prawdziwego tropiciela podążała za pozostawionymi śladami, usiłując dopasować postać do motywu i odgadnąć jego tożsamość. Zorganizowana przez lady Nott zabawa zdołała odciągnąć jej myśli od tego, co w tym momencie musiało dziać się w domu. Persenet zapomniała zatem o szybko chowającym się za wydmami słońcu, zapomniała o tym jak szybko ochładzała się wierzchnia pokrywa piasku. Zapomniała także o noworocznych ceremoniach świątynnych, o tym, jak starannie przeprowadzano wtedy rytuał przeprowadzania Barki Milionów Lat poprzez cienką linię horyzontu, by ułatwić Ra zstąpienie w zaświaty, w krainę umarłych. Nie pamiętając z kolei o polach Ozyrysa, nie pamiętała także o zmarłym mężu, nie pamiętała także o córce.
Pierwszy raz od przeszło półtora roku dała się wciągnąć w nurt myśli nieskażony nutą żałoby. I choć nie znała w wielkiej sali praktycznie nikogo – nie czuła, by jej to przeszkadzało, a natura odkrywcy ułatwiala nawiązanie nowych kontaktów, nowych rozmów, nowych znajomości.
Przy stoliku spędziła czas całkiem przyjemnie; lord Travers okazał się interesującym rozmówcą, który nie potrzebuje wiele zachęty by podzielić się barwnymi historiami ze swoich dalekich podróży. Persenet, pozbawiona przez los możliwości podróżowania poza granice kraju, słuchała tych historii z prawdziwą uwagą, usiłując sobie wyobrazić każdy port, każdy statek i każdy nieziemski zwrot akcji.
Mimo aktywnie prowadzonych konwersacji, Persenet nie zaprzestała obserwacji otoczenia. Przyglądała się arystokratom przy innych stolikach – nienachalnie, z przelotną uwagą – szukając interesujących motywów w strojach czy ciekawych twarzy i tak trafiła na kogoś, kto zdawał się podobnie wyrwany z odmiennej rzeczywistości co ona. Przywołana w pamięci lista nazwisk przy stołach zdawała się mglista, niewyraźna, ale gdy tylko przystopowała z winem – detale pojaśniały, a jej udało się wyłowić nazwisko równie egzotycznego rodu co jej własny. Z Shackleboltami było im ostatnimi czasy nie po drodze, choć nigdy nie zdołała dotrzeć do korzenia tej zwady i tym samym w pełni go zrozumieć. Czym się poróżnili? Jak głęboko sięgała zadra? Nestor nie podzielił się z nią żadnymi istotnymi uwagami pod tym kątem, zatem uznała, że cokolwiek wpłynęło na stosunki obu rodów, nie mogła to być śmiertelna zwada, która zabroniłaby jej szukania kontaktu z Shackleboltem.

Nie odnotowała, kiedy dokładnie opuścił swój stolik, ale gdy tylko to do niej dotarło, wyczekała stosownej okazji by się oddalić bez pozostawiania niedokończonych rozmów samym sobie. Zanurzyła się w głąb Hampton Court prowadząc swoje osobiste śledztwo – odwiedziła pomniejsze sale, przemknęła chyłkiem przez pomieszczenie wypełnione szelestem szat i piękną muzyką, naruszyła spokój rzeźb we wschodnim skrzydle, ale tajemniczego osobnika nigdzie nie znalazła. Przepadł jak kamień w wodę, wywołując w niej ukłucie słusznej irytacji. Persenet bezwiednie sięgnęła do jednego z kielichów z winem na lewitującej tacy i zeszła do ogrodów – jeśli nie mogła spełnić swojej zachcianki, to chociaż przekona się jak okrutnie zimno jest na dworze.
Powietrze ukłuło ją chłodem jak szpilka, ukąsiło odsłoniętą skórę szyi i przedramion, a powiew grudniowego wiatru bez trudu prześlizgnął się przez warstwy cienkiego jedwabiu, owiał ciało niczym lodowaty strumień. Persenet wzdrygnęła się, ale przejmujące zimno, zamiast ją wygonić, zaprosiło w głębiny ogrodu i nagrodziło ujmującym widokiem starannie przyciętych krzewów i żywopłotów. Nie był to ogród do jakiego przywykła: brakowało w nim kolorów, brakowało egzotyki, ale nieznane wabiło jej uwagę niczym miód, a cierpki posmak wina szybko rozlał się mglistym echem wśród myśli, zakłócił percepcję.
Ta sylwetka między krzewami… Persenet zmrużyła oczy, ale w głębinach balowej nocy jej to wcale nie pomogło.
Nie za zimno? – odezwała się; ton wyszedł lekki, beztroski, wyraźnie podlany ciekawością. Nie chowała się długo w cieniu jednej z roślinnych rzeźb, nie byłoby to zbyt uprzejme. – Zgaduję, że nawykł lord do innych temperatur. Do innych smaków. Do innego towarzystwa.
Persenet niedbale zakołysała kielichem w dłoni. Wino obmyło ścianki, zachlupotało cicho.
Widok równie orientalnego nazwiska co moje własne był przyjemnym przerywnikiem w potoku lokalnych znamienitości. Przyglądałam się lordowi. Ukradkiem i podstępnie, próbowałam rozczytać motyw stroju, ale nic z tego.
Westchnęła krótko i zmierzyła towarzysza uważnym, przenikliwym spojrzeniem.
Zielone naramienniki mówią prawdę? A może to sprytny fortel?

|wino numer 19
Persenet Shafiq
Persenet Shafiq
Zawód : mecenaska sztuki, tłumaczka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
człowiek boi się czasu
czas boi się piramid
OPCM : 2 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12542-persenet-shafiq#386997 https://www.morsmordre.net/t12621-bes#387777 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t12624-skrytka-nr-2683#387802 https://www.morsmordre.net/t12630-persenet-shafiq#388038
Re: Zachodnie Ogrody [odnośnik]13.01.25 17:35
« Ata a'bua ri, le mima nga azi raka mima nya ndo »

Sięganie poza granice własnego komfortu nie było czymś Shackleboltowi nieznanym. Spotkania dyplomatyczne, długie wywody oraz spektakle polityków, które zdawały się bardziej ceremonialne niż istotne, były codziennością. Tarone nauczył się rozumieć, że słowa nie zawsze miały nieść treść, lecz funkcjonowały jako maski, cienie prawdziwych intencji. Polityka, ten starożytny teatr władzy, rządziła się sztywnymi zasadami, ale była równocześnie areną pełną subtelnych napięć, rytuałów i gry symboli, których nie mógł ignorować. Wszystko było komunikatem, od cięcia w mankiecie po wybór rozmówcy przy kolacji.

Po wybór ruszenia za nieznajomą sobie sylwetką.

Ogród tonął w półmroku, jedynie delikatne światła lamp wokół rzucały ciepłe refleksy na marmurowe figury porozrzucane w pozornie nieintencjonalnym nieładzie. Z dala od głównej sali, gdzie ciężkie zapachy perfum i wina mieszały się z fałszywymi uśmiechami, znalazł chwilę, by odetchnąć. Przepych balu, choć w teorii miał zachwycać, drażnił go swoją sztucznością. Bogactwo, które zdawało się jedynie powierzchowne, manifestowało się w rozmowach pustych, w spojrzeniach pełnych ukrytych ostrzy. Dlatego nie spodziewał się towarzystwa. A przynajmniej sądził, że chwila samotności potrwa nieco dłużej.

Przyjemny, lekko śpiewający akcent zdradzał obce ziemie, chociaż jej angielski był na wybitnym poziomie. Nie był on jej rodowitym językiem, co postronni mogliby przegapić, lecz nie Tarone. Poliglota, przyzwyczajony do tak wielu dialektów i detali ukrytych w naturalnej mowie, wychwycił subtelne różnice. Jej smagnięta słońcem skóra wyróżniała się na tle bieli otaczających ich ścian, lecz nie była spalona promieniami tak, jak jego własna. Ciepły, brązowy odcień przypominał piasek pustyni o zmierzchu, podczas gdy jego cera nosiła ślady długiej ekspozycji na afrykańskie słońce. Kreacja, którą miała na sobie, zdradzała dalekowschodnie naleciałości. Subtelne zdobienia na krańcach materiału, zgeometryzowane wzory abaji tak dobrze mu znanego przywodzące na myśl starożytne reliefy. Uniesiona dumnie broda, sposób, w jaki patrzyła — wszystko wskazywało na nikogo innego jak córę rodu Shafiq. Persenet, tak właśnie brzmiało imię, które widział na liście gości sabatu.

Tarone zmierzył ją uważnym spojrzeniem, jakby ważąc znaczenie tej nieoczekiwanej obecności. W polityce żaden ruch nie był przypadkowy. Nawet spotkanie w półmroku. A ona niosła w sobie nieprzypadkowość.

Persenet. Imię, które brzmiało jak echo starożytnych piasków, jak szept, który przetrwał milenia, zachowując w sobie ciężar historii. Chociaż nie znał arabskiego, znał historię jej kraju. W języku faraonów nosiło wiele znaczeń, lecz on zapamiętał „dom królowej”, sugerując zarówno godność, jak i przeznaczenie splecione z władzą. Nie było imieniem przypadkowym, lecz symbolem przeszłości zakorzenionej głęboko w tradycjach. Nosząca je kobieta wydawała się równie zagadkowa, jak dźwięk jej imienia. Córka rodu, który od pokoleń pielęgnował swoją dumę i sekrety, niosła na swych barkach ciężar historii. To nazwisko szeptano w kręgach arystokracji z szacunkiem, choć i z cieniem niepokoju. Było bowiem przypomnieniem o dawnych sojuszach, o potędze, która niegdyś kształtowała granice magii i polityki. Jej imię odzwierciedlało zarówno jej pochodzenie, jak i rolę, jaką miała odegrać. „Dom królowej” nie był bowiem wyłącznie odniesieniem do egipskiej monarchii. Oznaczał przestrzeń, w której rodziły się decyzje i knowania. Symbol władzy zaklętej w kobiecej subtelności – eleganckiej, a zarazem bezlitosnej w swym dążeniu do celu.

Dla Tarone’a brzmienie tego imienia było ostrzeżeniem i zagadką. Czy Persenet była tylko maską, odgrywaną dla potrzeb sabatu? Czy kryła w sobie coś więcej? Pochodzenie nadawało jej znaczenie, ale prawdziwa siła imienia rodziła się w sposobie, w jaki je nosiła – dumnie, z uniesioną głową, niczym dziedziczka, której nie sposób zignorować. I chociaż znał sztukę politycznych gier, dostrzegał, że imię tej kobiety kryło nie tylko historię, lecz obietnicę – albo ostrzeżenie.

Zgaduję, że nawykł lord do innych temperatur. Do innych smaków. Do innego towarzystwa.

Ma lady na myśli kurtuazyjne tańce babuínos? – rzucił w końcu, ostrożnie, acz nieustępliwie testując jej reakcję. Wiedział, że sabaty takie jak ten nie służyły jedynie celebracjom. Były sceną. A w teatrze arystokracji każdy gest, każdy cień znaczenia był kartą przetargową. Spotkanie z córą rodu Shafiqów miało swoją wagę, z pewnością nie była tu przypadkiem. Władza wśród ich linii funkcjonowała niczym powiązana sieć jedwabnych nici — delikatnych, lecz nieustępliwych.

Gdy wyłoniła się z cienia figury i zbliżyła się o pół kroku, na tyle, by jej zapach — nuta mirry i jaśminu — dotarł do jego nozdrzy, jednocześnie pozostawiając dystans. Tarone dostrzegł w tym wyćwiczoną sztukę kontroli. Do tego lekki ton, muśnięcie czerwonym płynem wnętrza trzymanego kieliszka. Persenet miała świadomość, jak operować przestrzenią. Tak samo jak on. Cisza rozciągnęła się między nimi, ciężka, znacząca. Była testem. Kto pierwszy ją przerwie, zdradzi więcej o swoich intencjach. W polityce przetrwania nie mierzono siłą ciosu, a zdolnością do unikania odsłonięcia swoich kart.

Słysząc pytanie o strój, uśmiechnął się, ledwie zauważalnie, w cieniu swojego kąta. Jednak nie z uwagi na sam fakt poruszenia tematu. Znowu podjęła subtelny ruch. Zdania niedopowiedziane, otwarte na interpretację. Tarone dostrzegł to natychmiast. To nie była zwykła rozmowa. Tu ważyły się wpływy. Próbowałam... Ukradkiem... Podstępnie... Przyglądałam... Lady Shafiq była jak ukryta pod powierzchnią piasku żmija. A on czający na gałęzi baobabu jaguar. Delikatna gra o dominację. To nie był wieczór pełen pustych deklaracji. Tu formowano sojusze.

- Zabawne, że wśród melodii zabawy, tym razem to nie my stanowimy wielobarwność, lady Shafiq. - Nie wśród upstrzonych kogutów i obwieszonych świecidełkami srok. W cieniu dźwięków dochodzących z głównej sali, gdzie szlachta oddawała się ułudzie beztroskiej zabawy, dwie dusze o ciemniejszych odcieniach skóry rozgrywały subtelny taniec politycznych napięć. Przeszłość Afryki, blizny imperializmu, niedomówienia ukryte w uprzejmościach — to wszystko rezonowało w ich spojrzeniach, w napięciu powietrza między nimi. To spotkanie nie było przypadkowe. Lady Shafiq testowała go. Może nawet wyciągała rękę. Ale zaufanie w polityce bywało walutą bardziej kruchą niż złoto.

Upił łyk wina, by nie odrywać spojrzenia od kobiety, do której odezwał się dopiero po chwili. Znajdując głębię czarnych oczu i zbliżając się do niej o krok. - Czy tylko dlatego lady mnie szukała? - Dla przerwania wielobarwności? Wymieszania bieli lokalnych znamienitości? Dla zgadnięcia stroju? Nie ufał tym wymówkom. Jak nie ufał nikomu na całym sabacie.

Tarone Shacklebolt
Tarone Shacklebolt
Zawód : ambasador
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Whatever remorse I have or do not have is my own. That I choose not to share it with you says more about you than it does about me.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 25 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12530-tarone-shacklebolt#385848 https://www.morsmordre.net/t12626-faro#387841 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Zachodnie Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach