Wydarzenia


Ekipa forum
Balkon południowy
AutorWiadomość
Balkon południowy [odnośnik]03.07.16 23:51
First topic message reminder :

Balkon południowy

Daleko od zgiełku rozmów, lejącego się alkoholu i wścibskich spojrzeń, gdzieś na skraju rezydencji, skryty za plątaniną korytarzy znajduje się południowy balkon. Niezmącona cisza i spokój tego miejsca są niewyobrażalne. Widok rozciągający się za misternie rzeźbioną w celtyckie symbole kamienną kolumnadą zapiera zaś dech w piersiach - widać stąd nie tylko pobliskie połacie lasów, ale i święcący w oddali wysoką łuną Londyn. Balkon może i nie jest reprezentatywny, ale można tu zaznać nieco kameralnej prywatności.


Lot anioła

Na południowym balkonie zwykle spotykały się pary uciekające od jadalnianego zgiełku i wirowania w sali balowej. Widok rozpościerający się na okoliczne lasy zapierał dech w piersiach, a gwiazdy rozświetlające nocne niebo nadawały tej scenerii romantycznego wydźwięku. Na życzenie lady Nott, jej taras zamienił się w prawdziwy pas startowy dla aniołów. Do wzięcia udziału w zabawie zachęcani są mężni lordowie i odważne damy, którym niestraszna jest wysokość. Aby wzbić się na wyżyny i zanurzyć w chmurach, należało zgłosić się do awiatora, który pomagał ubrać magiczne pasy na ramiona i talię. Te doczepione były do huśtawki, która dodatkowo miała na sobie czary chroniące przed spadnięciem z niej. Cała konstrukcja nie gniotła wieczorowych szat mężczyzn, ani nie zaczepiała nitki zdobionych sukien kobiet. Należało pochwycić jedno z piór, które leżały na stoliczku obok i pogłaskać nim skórzany pas w talii. Wtem zza pleców wyrastały prawdziwe skrzydła, w całości wykonane z piór magicznych ptaków. Postacie z opieką nad magicznymi stworzeniami na co najmniej II poziomie potrafią rozpoznać skrzydła i dobrać je według własnego uznania, pozostałe mogą wybierać ich w sposób losowy — poprzez rzut kością k8.

Skrzydła:

Po wybraniu skrzydeł należy zebrać się na odwagę, nie pozwolić na ani chwilę słabości, po czym odepchnąć od przygotowanego podestu. W międzyczasie awiator opowiada o wszystkich zasadach bezpieczeństwa, jakim jest, nieschodzenie z przygotowanej trajektorii lotu, nieprzekraczanie dozwolonej prędkości oraz szczególne uważanie na okoliczne ptaki i owady, a razie potrzeby odgonienie ich od siebie. Lot rozpoczyna się na balkonie i w tym samym miejscu kończy, lecz najpierw przelecieć można nad całym terenem rezydencji, mijając najpierw potężny ogród, potem wieżyczki dworku, a na koniec przelatując obok północnej ściany. Na życzenie, tuż obok może lecieć taca z drinkami oraz przekąskami. Po drodze do czarodzieja dołącza skrzypaczka, która lewituje w pobliżu, wygrywając na swoim instrumencie anielskie melodie.

W trakcie lotu można raz na wątek rzucić kością k8 i sprawdzić jaki efekt wywoła:

Efekty:

Posiadając zwinność na poziomie 11 punktów, można wykonywać na nich w powietrzu dowolne sztuczki i akrobacje, należy jedynie pamiętać, aby uważać, by nie zakręciło się w głowie.



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:38, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Balkon południowy [odnośnik]13.08.19 23:11
Przebywając w całym tym przepychu, tłumie bogato zdobionych szat i płynącym wodospadzie najlepszych alkoholi tylko upewniał się w fakcie, iż nie wiedział co tu robił. Skrywając się w cieniu liczył, iż był niewidzialny, że jego niezbyt dopasowany frak i nałożona, zgodnie z wytycznymi w liście, maska nie rzucały się w oczy. Podobnie jak brak szlacheckiej etykiety, czy znajomości podstawowych kroków balowego tańca, za pomocą jakiego korowód hucznie rozpoczął Zimowy Bal w iście wyjątkowo dobrym akompaniamencie. To wszystko było dla niego nowe, bowiem przyzwyczajony do grubiańskich tekstów i zwykłych, pijackich potańcówek spotkał się z ogromnym murem, którego z pewnością nie udałoby mu się pokonać dzisiejszego wieczora. Rzecz jasna najmniej irytował go fakt szklaneczki nieustannie wypełnionej bursztynowym płynem – nawet nie musiał się prosić o dolewkę, gdy widać było jej dno.
Sama posiadłość stanowiła dla niego już swego rodzaju labirynt. Odnalezienie drogi na świeże powietrze zajęło mu dłuższą chwilę, a i tak zamiast otwartej przestrzeni spotkał jedynie wyjście na przestronny, rzecz jasna wykwitnie wystrojony, balkon. Nie miał ochoty dłużej krzątać się po kątach, dlatego chwycił za klamkę i wszedł do środka rozglądając się po oświetlonym ogrodzie, który był kilkadziesiąt metrów większy jak jego apartament na Nokutrnie. Właściwie większy był nawet taras, ale o tym nie chciał nawet myśleć. Naprawdę życie i codzienność wymagały aż tak wielkiej przestrzeni? Trudno było mu znaleźć odpowiedź na to pytanie, albowiem nigdy nie pławił się w luksusach. Dzisiejszej nocy było to nieistotne, jak wiele różnych, innych rzeczy.
Wyciągnąwszy z kieszeni paczkę papierosów chwycił między palce jednego ze środka, a następnie oparł się łokciami o górną część balustrady i pocierając o jego kraniec odpalił. Dym wypełniający jego płuca przypominał o wieczorach spędzonych w tłumnie odwiedzanych barach, jednak cała aura oraz otocznie momentalnie nakazywały wracać do rzeczywistości. Pokręciwszy lekko głową mimowolnie zerknął w kierunku kobiety, zapewne szlachcianki, która podobnie jak on zapragnęła chwili samotności. Może jednak po prostu na kogoś czekała? Może było to miejsce schadzek? Skąd miał do licha wiedzieć? -Przeszkadzam Pani swą obecnością?- rzucił starając się zachować w słowach choć grosz kurtuazji, lecz w innym przypadku kompletnie by temat olał. -Nie w mej intencji było narzucać się. Chciałem jedynie dać sobie chwilę na odpoczynek.- dodał, a następnie wysunął paczkę w kierunku lady i zaraz po tym skarcił się w myślach. Panie na dworach zapewne stroniły od tytoniu, a on owym gestem dał po sobie poznać, że nie do końca znał pewne tradycje. -Pani wybaczy, kultura czasem mija się z rozsądkiem.- zwieńczył nieporadnie i westchnął pod nosem kierując swój wzrok ponownie na rozciągające się ogrody.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Balkon południowy [odnośnik]14.08.19 19:57
Mogła przewidzieć, że przez tak długą nieobecność w jakiejkolwiek z posiadłości szybko przyjdzie jej mieć dość wszystkiego co ją otacza. Podniesione głosy przyprawiały ją o ból głowy, a wymuszone rozmowy przypominały jej, że wszyscy obecni tutaj ludzie nigdy nie obdarowali by jej serdecznością gdyby tylko wiedzieli kto kryje się pod wybraną przez gospodynię kreacją. Zbyt długo trzymała się z daleka by teraz móc czerpać z tego jakąkolwiek przyjemność. Oczywiście przyjmując zaproszenie doskonale wiedziała na co się pisze, ale widocznie nawet ją niektóre rzeczy po prostu przerastają. Chwila oddechu była tym czego potrzebowała. Bez sztucznego uśmiechu przyklejonego do ust niczym kolejna maska. Do powitania Nowego Roku zostało jeszcze trochę czasu, a Lucinda doskonale wiedziała, że wcześniejsze wyjście będzie kolejnym powodem do oczerniania jej imienia w świecie czarodziejów. Przyzwyczaiła się do łatki przeklętej, ale to jak specjalne dolewanie oliwy do ognia, a ona nie lubiła być w centrum zainteresowania. To ludzie robili sensacje dla własnej uciechy i chyba nawet nie potrafiła ich za to winić.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi nawet się nie odwróciła. Taras był pierwszym i bardzo szybkim wyborem. Była miło zaskoczona, że nie jest oblegany przez innych czarodziejów, ale z drugiej strony pogoda wcale nie zachęcała do podziwiania ogrodów. Mając jednak świadomość tego jak wielu szlachciców uczestniczy sabacie podejrzewała, że długo sama tu nie pobędzie. Wolała pozostać nie wzruszona niż okazać swoją czujność. Sabat dopiero się zaczął, a ona miała już szczerze dość wyciągniętych w jej stronę dłoni proszących ją do tańca, albo zbyt nachalnych starszych kawalerów, których z pewnością nasyłała na nią ciotka. Kiedy jednak mężczyzna zbliżył się do barierki wiedziała już, że nie ma zbytnio gdzie uciec. Kątem oka spostrzegła, że to nikt z jej oprawców i odetchnęła z ulgą przenosząc ponownie spojrzenie na zasypane śniegiem drzewa.
Pytanie mężczyzny lekko ją zaskoczyło. Może nie tyle jego treść co sposób wypowiedzenia. W dodatku głos mężczyzny był dla niej dziwnie znajomy. Tak znajomy, że przez chwile zrobiło jej się jeszcze chłodniej. Odgoniła te myśli wiedząc, że to zwyczajnie niemożliwe. Los lubił z niej kpić w najróżniejszy sposób, ale istnieją jakieś granice. Przynajmniej tak jej wydawało. – Proszę się mną nie przejmować, lordzie. Jest tu i tak nadzwyczajnie spokojnie. – odparła unosząc kącik ust w wyuczonym uśmiechu. Irytował ją fakt, że nie wiedziała kto znajduje się po drugiej stronie maski. Prawdopodobnie wtedy nie potrafiłaby udawać uprzejmości tak jak robi to teraz.
Lucinda spojrzała na wysuniętą w jej stronę paczkę papierosów nie wiedząc co tak naprawdę ma teraz miejsce. Uczucie, że stojący przed nią mężczyzna jest jej znany wcale nie minęło, a jedynie się pogłębiło wraz z kolejnymi słowami i zachowaniem. Blondynka uniosła w odpowiedzi wyżej trzymany kieliszek tym razem szczerze rozbawiona. –Pozostanę przy jednej używce, ale proszę się nie krępować. – odparła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stojący przed nią mężczyzna to ten sam, który podczas kalamburów odgadł jej przebranie. Może stąd znała jego głos?  – Co mnie zdradziło? – zapytała w końcu odwracając się do mężczyzny. – Skrzydła czy maska, lordzie? Myślałam, że będzie trochę trudniej – dodała.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Balkon południowy [odnośnik]15.08.19 16:29
Nie miał pojęcia czy taki sam przebieg miały wszystkie podobne temu przyjęcia zarezerwowane dla najzamożniejszych, ale jeśli tak to w końcu zobaczył na własne oczy, z jakiego powodu jego matka tak usilnie starała się na salony powrócić. Szatyn stronił od bogactw, próżności i przepychu, lecz Ophelia była jego przeciwieństwem; nie interesowała ją wiedza, poszerzanie własnych horyzontów, podróże tudzież spełnianie wyznaczonych celów. Codzienność miała dla niej jeden wydźwięk – męki, cholernej mierności, za którą winą obarczała małe, nieświadome dziecko. Nie trwonił już od dawien dawna swego czasu nad analizą przeszłości, nie szukał dłużej odpowiedzi na pytania, które już zawsze miały pozostać niewyjaśnione. Pragnął jedynie pozbyć się problemu, podziękować i zarazem odwdzięczyć się za te wszystkie lata, dlatego krocząc po schodach ruiny na Nokutrnie wiedział doskonale co uczyni. Miało to zapewnić wolność, oddech, świeże spojrzenie i rzucenie ciężaru korzeni, które tylko przynosiły wstyd i ujmę na honorze – tak też się stało. Wówczas sam stał się odpowiedzialny za napisanie nowej, lepszej historii, albowiem nikt już nie mógł wejść mu w drogę i zbłaźnić nazwiska.
Abstrahując już od kwestii własnej dumy był niezmiernie zadowolony, iż ojca, pieprzonego kuguchara spadającego wiecznie na cztery łapy, dopadły w końcu macki sprawiedliwości. Poczuł ból, zaznał olbrzymiego cierpienia i odszedł błagając o litość, na którą nigdy nie zasłużył.
Skrzywił się na sam powrót do owych wydarzeń – nie chciał już więcej o tym myśleć, jednak nieustannie pewne elementy nawoływały lawinę obrazów, które wręcz nakazywały mu poddać się chwili „letargu”. Niczego nie żałował, był dumny z obranej z siebie drogi oraz podjętych decyzji, dlatego wychodził z założenia, iż było to nieuniknione i tylko czas mógł cokolwiek zmienić.
Uniósł szkło w kierunku warg i upił znacznej ilość alkoholu, kiedy dziewczyna wyraźnie dała mu do zrozumienia, iż nie przeszkadzała jej jego obecność. Właściwie nie wiedział, czy ci Lordowie traktowali z należytym szacunkiem Panie i w ogóle porwaliby się na podobne pytanie, ale nie wyczuwając żadnego zdziwienia w jej głosie odpuścił sobie myślenie o tym. Ponownie, jak wcześniej na sali balowej, naszło go wrażenie, iż doskonale znał tą barwę i styl wypowiedzi, jednak czy naprawdę istniała szansa na tak wielki zbieg okoliczności? Dodatkowo w tak „niebezpiecznym” miejscu? Było setek par i wręcz niemożliwym wydawało się, aby los skrzyżował ich drogi. Może znów miał przy tym całkiem niezły ubaw? -Nie chciałbym wyglądać na nachalnego, kiedy powróci Pani mąż. celowo użył ów stwierdzenia wiedząc, że szlachecko urodzone kobiety wcześnie wychodziły za mąż. Okropnym było rozmyślanie nad każdym dobranym słowem – zdecydowanie wolał mówić co mu ślina na język przyniesie.
Ten śmiech… do licha. Znał go i to wyjątkowo dobrze. Zapewne gdyby nie fakt pogmatwanej relacji i częstych spotkań nie umiałby sprecyzować kto kryje się za tak dobrze dobranym strojem, lecz w owej sytuacji coraz więcej elementów układanki wskakiwało na swe miejsce. -Zatem jeśli mam już pozwolenie olśniewającej lady, to ów papieros będzie samą przyjemnością.- nie mogła dostrzec kpiącego uśmieszku, ale ten właśnie pojawił się na jego twarzy. Właściwie to „lordowanie” z jej ust całkiem mu się podobało i ba – wyjątkowo bawiło. Najzabawniejszy w tym całym absurdzie był fakt, że przeszło miesiąc temu rozmawiali na temat jego podejścia do życia pośród szlachty i bogactwa.
-Genialnie dobrane przebranie wiązało się z łatwiejszym skojarzeniem, choć nie ukrywam nie była to prosta zagadka. Największą wskazówką były żelazne skrzydła oraz ten dziób.- zaśmiał się pod nosem, a następnie upił ognistej; nie ukrywał, że dla tego smaku i jakości mógłby posiadać błękitną krew. -Ma lady w swoim charakterze coś, co powieliłoby się z cechami stymfalidy?- spytał kontynuując niezobowiązującą rozmowę. Zastanawiał się czy wiedziała, lecz nawet gdyby miała jakiekolwiek przypuszczenia to przecież jego obecność tutaj była niemożliwa i tego należało się trzymać.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Balkon południowy [odnośnik]16.08.19 21:52
Decydując się na przyjście tutaj była świadoma pewnego ryzyka. W końcu dla lady Nott żadne przebranie nie stanowiło tajemnicy, a otwartość w wyrażaniu poglądów tylko potwierdziło jej wcześniejsze przepuszczenia. Zastanawiała się do czego była zdolna jej ciotka jeżeli chodziło o wspieranie Sami-Wiecie-Kogo i jego świty. Jej przynależność do Zakonu Feniksa była tajemnicą, a przynajmniej w kręgu rodziny nikt oprócz Alexa o tym nie wiedział. Często zastanawiała się jednak czy wśród Rycerzy znane są jej personalia i każde kolejne spotkanie z Macnairem podsuwało jej twierdzącą odpowiedź. Życie w obecnych czasach w ogóle było pełne ryzyka i ostatnia misja w Azkabanie jeszcze dobitniej jej to uzmysłowiła. Choć nie chciała wracać myślami do tego co się tam wydarzyło to jednak ciężko było po prostu się tego pozbyć. Brakowało tak niewiele by nigdy więcej się nie obudziła. Nie stałaby tutaj. Nie przymierzała się do wejścia w nowy, ale na pewno nie lepszy rok. Znała ryzyko i witała się z nim jak ze starym przyjacielem, ale to wcale nie znaczyło, że się go nie bała. Była naprawdę przerażona.
Słowa mężczyzny kolejny raz wydawały się być jej znajome. I choć szczerze liczyła na to, że to tylko jej umysł płata jej figle to chyba wcale tak nie było. Nie znajdowała się już w Azkabanie, nie było szaleńca, który mącił jej w głowie tak jak wtedy. Po prostu czuła, że wychodząc na taras kolejny raz dała się zmanipulować przewrotnemu losowi. Mówi się, że jeśli chcesz rozśmieszyć Boga musisz opowiedzieć mu o swoich planach na życie. Ona widocznie dostarczała wielu powodów do śmiechu. – Myślę, że tej ostatniej nocy starego roku nawet mój przyszły mąż nie będzie się złościł – odparła z delikatnym uśmiechem podłapując temat. Grali w grę, w której mogli być jednie przegrani. Właściwie ciągle w coś grali i Lucinda nie miała zamiaru pozwolić mu tym razem być górą. Czasami była tresowanym lisem jak to kiedyś nazwał ją Fox.
Oczywiście ciągle nie mogła być pewna swoich przypuszczeń, ale nic nie mogła poradzić na rodzące się w jej głowie pytania. Co tutaj robił? A jeśli on tutaj był to kto jeszcze skrywał się za maskami? Czy naprawdę weszła w gniazdo żmij myśląc, że przebranie ją ochroni? Momentalnie zrobiło jej się jeszcze chłodniej, bo choć nie mógł tego wiedzieć to z jego ręki trafiło jej się w ostatnim czasie wiele blizn. Czy zrobiłby to naprawdę? Wiedziała, że kiedyś go o to spyta. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś. Dzisiaj wszystko było wyścielone pozorami. – Uznam te słowa za komplement – powiedziała i skłoniła się delikatnie. Jak dziwnie jej było zachowywać te wszystkie uprzejmości. Tyle czasu minęło odkąd musiała uważać na każde słowo. Za dobrze czuła się we własnej skórze by teraz to zmieniać.
Teraz gdy już przepuszczała, że to właśnie Drew znajduje się po drugiej stronie maski wcale nie była zaskoczona tym, że odgadł jej przebranie. Ich zawód wymagał od nich często sięgania do podań, legend i mitów, a on był w końcu w tym dobry. – Tak myślałam, że dziób mnie zdradzi, ale bez niego mój strój byłby niestety niekompletny – odparła dotykając koniuszka swojego dzisiejszego nosa. – Ma lord naprawdę dobre oko. Można by pomyśleć, że zajmuje się lord tym zawodowo – dodała unosząc kącik ust w uśmiechu i obracając twarz w kierunku ogrodu.
Na pytanie mężczyzny w zamyśleniu zastukała palcami o szkło kieliszka. – Pyta lord czy jestem zabójcza? Nigdy nie słyszałam podobnych określeń w swoim kierunku, ale kto wie co można usłyszeć o sobie kiedy rozmowy toczą się za plecami. – odpowiedziała upijając łyk szampana. – Zdradzi mi lord swoje postanowienia noworoczne? Ciągle szukam inspiracji – dodała ciekawa odpowiedzi. Gdyby znajdowali się w innym miejscu, gdyby sytuacja wyglądałaby inaczej… nawet przyjście nowego roku nie zmieni pewnych decyzji, prawda?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Balkon południowy [odnośnik]19.08.19 15:16
Otwarte poparcie obecnej władzy oraz samego Lorda Voldemorta miało dla Macnaira szczególne znaczenie, bowiem stanowiło to symbol nowej drogi do lepszej i wyplewionej z mugolskiej krwi rzeczywistości. Wciąż pozostawały grupy nieugiętych, walczących za chore ideały czarodziejów, jednak wróżona im była szara przyszłość wypełniona krwią i śmiercią, bowiem w żaden sposób nie dorównywali oni potędze Czarnego Pana. Rycerze popełnili wiele błędów pozwalając Zakonowi dosięgnąć wyznaczonych celów, a w tym utkać drogę do Azkabanu, jednak ostatnia mobilizacja i powiększające się grono sojuszników działało na ich korzyść. Szatyn wierzył, że opór w końcu zostanie zduszony w zarodku, a Ci którzy otwarcie sprzeciwiali się oraz wiedli prym w szeregach wroga zapłacą odpowiednią cenę za swe zbrodnie. Doskonale zdawał sobie sprawę, iż jedną z tych osób była towarzysząca mu czarownica, jednak nie potrafił – oby jeszcze – znaleźć sposobu, aby przemówić jej do rozsądku i pomóc obrać właściwie tory. Pogubiła się, pragnienie wyrwania się z sideł rodowych obowiązków oraz tradycji sprowadziło ją na złą ścieżkę, ale nieustannie miał nadzieję, iż była jeszcze dla niej nadzieja. Powinien już dawno pojmać ją i oddać w ręce Śmierciożerców, jednak wiedział jaki byłby tego finał – nie chciał, aby stała się jej krzywda, lecz przyjdzie moment, w którym uczucia przegrają walkę ze zdrowym rozsądkiem. Czym więcej robi, czym więcej działa – o czym jeszcze nie wiedział – tym mniejsza szansa, iż kolejne ich spotkanie zakończy się miłą pogawędką.
-Wybaczy mi lady moje faux pas. Któż jest zatem tym szczęśliwcem?- spytał zaciekawiony ów kwestią, bo co jeśli mówiła prawdę? Faktycznie w jej życiu pojawił się nowy, lepszy mężczyzna? Nie chwaliła się mu – nie miała takiego obowiązku. Być może jej ślub z Burke był aktualny? Abstrahując od rzeczywistości los ponownie zdawał sobie z niego drwić i nieźle się przy tym bawić. Musiał zachować pozory niewzruszonego owym faktem, choć w głębi siebie wiedział, że trochę go to ubodło.
Trudno było nie domyślić się kto znajdował się po drugiej stronie przebrania, bowiem mieli za sobą spory kawałek historii, dzięki czemu znali się dość dobrze. Poznać człowieka można było nie tylko po rysach twarzy, ale i innych, istotnych elementach jak gestykulacja, barwa głosu tudzież charakterystyczny sposób bycia. Można było grać – w końcu robił to zawsze będąc pod „maską” innego człowieka, jednak wtem zmieniał także całą sylwetkę i wykrycie było zdecydowanie większym wyzwaniem. Zawód, którym obydwoje się trudzili, wymagał spostrzegawczości i nie wątpił, że Selwyn się nią cechowała przykładając dużą wagę do detali. Zdawał sobie sprawę, iż lepszym było pozostać w ukryciu, jednak gdyby wówczas starał się szybko oddalić z balkonu to z pewnością wzbudziłby jeszcze więcej podejrzeń – a tego pragnął uniknąć. W końcu zawsze mógł się wszystkiemu wyprzeć.
-Słusznie.- odparł, po czym upił alkoholu ze szklaneczki i obrócił się nieco, aby oprzeć przedramiona o bogato zdobioną balustradę. To był komplement, naprawdę wyglądała olśniewająco.
Zaśmiał się pod nosem na jej słowa, lecz nie mógł nie przyznać jej racji. Dziób wypełniał całą kreację i dodawał jej charakteru – bez takowego suknia nie byłaby równie ciekawa oraz kompletna.
-Graniem w kalambury na salonach? Ciekawa profesja.- pokręcił głową w rozbawieniu, a następnie odpalił papierosa i już po chwili można było dostrzec nikotynowy dym, który uniósł się nad jego głową. -Pytam co uważa lady, nie inni ludzie, którym przeważnie na rękę jest siać zamęt za plecami. Czyż nie wtedy najłatwiej jest powiedzieć prawdę?- odpowiedział zgodnie z własnymi przekonaniami, a następnie zamyślił się na jej pytanie. Właściwie nigdy nie ustanawiał jakichkolwiek noworocznych postanowień, więc ciężko było mu znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź.
-Zwykle nie jestem skłonny do takowych, lecz jeśli we dwoje nie mamy odpowiedniej inspiracji może uda nam się ją znaleźć?- spytał odwracając głowę w jej kierunku.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Balkon południowy [odnośnik]20.08.19 14:40
Ostatni rok wniósł do jej życia tak wiele, że Lucinda praktycznie nie pamiętała już jak wyglądało ono wcześniej. Ciężko było patrzeć w przyszłość i liczyć na to, że wojna w końcu się skończy. Wrosło to w ich społeczeństwo tak bardzo, że prawdopodobnie ludzie nigdy nie będą już w stanie normalnie spoglądać na kreujący się świat. To była przykra wizja, ale prawdziwa. Gdyby miała w zwyczaju robić swój własny rachunek sumienia, to wiele rzeczy, które wydarzyły się w tym roku musiałaby mu poddać. Na szczęście nigdy takowe wyrzucanie sobie żali nie weszło jej w krew. Oczywiście mogłaby podejmować inne decyzje, otaczać się innymi ludźmi, mogłaby zrobić więcej, ale w owym czasie tego nie wiedziała. Reasumując było wiele rzeczy, których mogłaby żałować, ale jaki był w tym sens? Czas uciekał, a ona teraz jak nigdy była świadoma ile można stracić i jak kruche było życie.
Biorąc pod uwagę swoją wiedzę na temat mężczyzny najbezpieczniejsze było trzymanie się od niego z daleka. Nie żałowała, że go poznała, tak samo jak nie żałowała tego co się między nimi wydarzyło. Angażując się w tę relację nie mogła przewidzieć, że to z góry spisane będzie na straty. Z jednej strony już dawno powinna skierować różdżkę w jego stronę, ale z drugiej naprawdę nie chciała patrzeć jak dzieje mu się krzywda. Mogli nazywać to przekornością losu, albo upartością przypadku, ale przecież prędzej czy później trafiliby na siebie z własnej nieprzymuszonej woli. Byli wrogami od samego początku nawet nie będąc tego świadomi, a to tylko pokazywało, że to nie człowiek walczył z człowiekiem. Jedynie idee i ich wartości.
Jeżeli choć przez chwile wziął jej słowa na poważnie to albo była bardzo dobrą aktorką, albo po prostu nie znał jej tak jak myślała, że zna. Lucinda od zawsze powtarzała, że nie wyobraża sobie siebie u boku szlachcica. Żadnego. Wolałaby zostać pozbawiona nazwiska niż w imię głupich zasad podporządkować się innym. – Moim faux pas byłoby zdradzenie personaliów jakiegokolwiek uczestnika balu. W końcu wszyscy mamy maski – odparła uśmiechając się delikatnie. Maska jedynie chroniła to co widoczne dla oczu. W duszy naprawdę martwiła ją ta cała sytuacja. Ucieczka była tym co powinna zrobić, kiedy tylko jej przepuszczenia się potwierdziły, ale chyba nie sądziła, że znajdą się w sytuacji, w której naprawdę chciałaby uciec jak najdalej.
Blondynka przyjrzała się dokładniej temu jaki strój na dzisiejszy wieczór przygotował Drew. Znała go na tyle by wiedzieć, że odpowiedź zawarta będzie w najdrobniejszym szczególe. Może nawet zbyt oczywistym by można było go od razu zauważyć. Zaczęła się zastanawiać nad tym jak się czuje w otoczeniu szlachty, którą tak bardzo gardzi. Czerpał przyjemność z obcowania z tymi wszystkimi ludźmi, a może wykonywał powierzone mu rozkazy? Czasami żałowała, że wejście do czyjeś głowy nie może być prostsze. Selwyn skinęła jedynie głową w odpowiedzi. On choć w ogóle nie przypomniał samego siebie to wpasowywał się w otoczenie idealnie. Czy nie powiedziała mu już kiedyś czegoś podobnego?
- Tak tak, właśnie to miałam na myśli – odparła w odpowiedzi na słowa mężczyzny przy tym bardzo ze sobą walcząc by nie przewrócić oczami. W innej sytuacji w ogóle by się nie krępowała. Jednak wyuczone nawyki aktywowały się w miejscach jak to. – Zabójcza? Nie. Ekstremalne przypadki wymagają ekstremalnych środków – odpowiedziała na pytanie dotyczące cech stymifalidy przenosząc wzrok na mężczyznę. Lucinda nie była zwolennikiem przemocy bez względu na to na kogo była skierowana. Po tym wszystkim przez co przyszło jej przejść wiedziała jednak, że ogień można zwalczyć jedynie ogniem.
Selwyn zamyśliła się nad słowami Drew. Ludzie widzą w przyjściu Nowego Roku okazję do wyzerowania swojego życia. Myślą, że stworzone przez nich postanowienia zmienią wszystkie negatywne rzeczy w pozytywne. Lucinda chciałaby wierzyć, że to działa, ale niestety zbyt wiele rezygnuje po pierwszym potknięciu. Nie można z góry zaplanować swojego życia na całe dwanaście miesięcy. – Obawiam się lordzie, że nasze postanowienia mogą być aż nadto odmienne, ale zawsze warto spróbować. Wie lord od czego zacząć? Małe kroczki czy od razu wielkie plany? – zapytała przechylając kieliszek.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Balkon południowy [odnośnik]27.08.19 21:59
Zwykle częściej nie można było dostać tego czego pragnęło się, jednak w przypadku szlachecko urodzonych nierzadko otrzymywało się właśnie to czego wyjątkowo bardzo człowiek nie chciał. Wydawało mu się, że zdążył poznać Lucindę; jej przyzwyczajenia, sposób bycia, a także podejście do wielu spraw. Czyż to właśnie nie takowe dzieliło ich nad wyraz mocno i stawiało po dwóch stronach barykady? Nieprzekraczalnej granicy? Niepokoił go jednak fakt jej obecności w ów miejscu, bowiem skoro ród Selwyn otwarcie opowiedział się za obecną władzą i tym samym pozbawił nazwiska jej kuzyna, to jakim cudem wciąż jeszcze miała swe przywileje? Nasuwały mu się tylko dwie opcje – niewiedza lub przyszłe małżeństwo, którym chciała wszystkim zamknąć usta. Nie było to jednak w jej stylu wszak nie zależało jej na tych wszystkich profitach oraz szalonym bogactwie, a możliwości podążania własną ścieżką. Kajdany związku zmusiłyby ją do ograniczenia pola manewru i co gorsza prawdopodobnie zakończyłyby się zamknięciem w dworku; przecież ewentualny mąż mógłby sobie nie życzyć własnej damy na wojażach i dalekich, trudnych wyprawach. W końcu nawet jej najbliżsi nie byli skorzy tego akceptować.
-Czyli uważa lady, że maska może skryć wszystkie tajemnice?- uniósł kącik ust, po czym ponownie zaciągnął się nikotynowym dymem. Nie mogła – był tego pewien. Jako metamorfomag niejednokrotnie przybierał wygląd obcych osób i niezwykle trudnym wyzwaniem było zachować przy tym grę pozorów obarczoną nie tylko odpowiednim doborem słów, ale i gestykulacją oraz przyzwyczajeniami. Każdy człowiek był indywidualnością, więc mimo perfekcyjnie „skopiowanej” wizualnej części pozostawała ta trudniejsza – ta, której odegranie wiązało się z szalenie wymagającą umiejętnością aktorstwa oraz wyjątkowo dobrą spostrzegawczością.
Nie przyszło mu jeszcze zastanowić się nad tym jak czuł się podczas podobnego wydarzenia tudzież w gronie zamożnych osób. Zwykle trzymał się z dala od szlachecko urodzonych, albowiem irytował go fakt ich przekonania o rzekomej wyższości nad innymi czarodziejami, w których żyłach płynęła czysta krew. Majątek nie był wyznacznikiem charakteru, inteligencji tudzież wartości, a jedynie za jego pomocą wiele spraw okazywało się dużo prostszych, nie wspominając już o samych kontaktach, które zwykle bez trudów mogły wyciągnąć osobnika z tarapatów. Nie dało się ukryć, że błękitnokrwiści zajmowali wyższe stanowiska, gromadzili więcej funduszy oraz mieli na start znacznie większe pole do popisu, jednakże działo się to tylko i wyłącznie z uwagi na ich korzenia, nie umiejętności. Nie chciał odbierać im wiedzy wszak wiele poznanych osób zasłużyło sobie swą ciężką pracą na własny sukces, ale było też sporo typowych pajaców, dla których stołek był tylko i wyłącznie prezentem tudzież kaprysem.
-Ciekawe, spokojne zajęcie, a dodatkowo wcale nie trzeba być przy nim trzeźwym.- zaśmiał się pod nosem, po czym upił ognistej whisky, która znajdowała się w zdobionej reliefem szklaneczce.
-Lady zatem jest ekstremalnym przypadkiem?- spytał z zaciekawieniem przenosząc wzrok na dziewczynę; nie miał pewności jaką przyjdzie mu usłyszeć odpowiedź. Szatyn wychodził z założenia, iż faktycznie takim była – może nie tyle ekstremalnym, co wyjątkowym, bowiem ile szlachcianek odważyłoby się na podobne kroki i wiążące się z nimi decyzje? Ile pozwoliłoby sobie na spotkania i intymne relacje z facetem jego pokroju? Aż w końcu ile walczyłoby o życie szlam i mugoli? Na samą ostatnią myśl robiło mu się niedobrze, marnowała cenne życie w imię chorych idei – to akurat pragnąłby w niej zmienić.
-Zacząłbym od szczerości, to ona otwiera nowe horyzonty i pozwala ruszyć się z miejsca. Nie tylko patrząc pod kątem prawdy wobec drugiego człowieka, ale i samego siebie. Ludzie często o tym zapominają i żyją w obłudzie oraz nadziei, iż ta w końcu faktycznie zmieni się w rzeczywistość. To trudne, więc jednak skłaniałbym się ku wielkim planom.- uśmiechnął się nieznacznie w jej kierunku, choć nie mogła tego widzieć.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Balkon południowy [odnośnik]17.09.19 1:14
Świat usłany był pozorami. Ludziom o wiele łatwiej przychodziło chować swoją twarz i manipulować innymi niż odkryć się przed kimś całkowicie. To sprawiało, że finalnie ciężko było odróżnić prawdę od fikcji. Coś co dla jednych mogło uchodzić za niepodważalne dla innych było druzgocącym kłamstwem. Lucindzie ciężko było widzieć w ludziach ich prawdziwe oblicze. To głupie i naiwne przeświadczenie, że intuicja nie może ją mylić już niejednokrotnie wywiodło ją na manowce. Czasami żałowała, że ludzie nie byli ze sobą po prostu szczerzy. Może gdyby wprost mówili sobie o swoich odczuciach, zamiarach i poglądach nikt nie wchodziłby sobie w drogę. Bycie szczerym do bólu miało swoje plusy, a te mogłyby uchronić wszystkich przed skutkami decyzji, których cofnąć nie jest się w stanie. A jednak żyli w świecie manipulacji. Kreowania własnych wizerunków na potrzeby konkretnych celów. Skłamałaby mówiąc, że jej to nie dotyczy. – Uważam, że żadna maska nie skrywa tajemnic zbyt długo – zaczęła obojętnie wzruszając ramionami. –  Chociaż nikt nie broni naiwnie swych tajemnic bronić, lordzie – dodała przywołując na swoją twarz leniwy uśmiech. Blondynka lubiła to w ich rozmowach. Naturalne przechodzenie z tematów całkowicie błahych na te poważne, refleksyjne, często drażliwe, ale i w jakimś stopniu szczere. Ona nigdy nie mijała się z prawdą kiedy o coś ją pytał. Może też dlatego, że nigdy nie miała ku temu powodu. Teraz znalazłoby się ich wiele. Ale jedno było pewne. Maska nawet jeśli nie chroniła wszystkich tajemnic pozwalała jej dzisiaj rozmawiać z nim tak jakby nic się nie wydarzyło. A to był komfort, który straciła wraz z powrotem z Azkabanu. Komfort, który po kilku kieliszkach szampana i niecodziennym spotkaniu wrócił na swoje miejsce.
Lucinda wiedziała, że przyjście tutaj odbije się na niej w sposób szczególny. Jakaś część jej nieprzerwanie chciała ciągle do tego kręgu przynależeć. W ciągu roku jej życie uległo zmianie tak drastycznie, że wcale nie była zdziwiona, że ciągnęło ją do jakiejś normalności. Oczywiście nic w arystokratycznym świecie nie można było dopasować do tej kategorii, ale jednak to właśnie to znała przez całe swoje życie.
Słysząc słowa mężczyzny uśmiechnęła się szeroko. – Kto wie, może lord załapie się na wolny wakat – odparła. Takich słów nie użyłaby prawdopodobnie w kierunku żadnego lorda, ale już wiedziała kto kryje się pod maską i nie musiała uważać na słowa tak jak robiła to wcześniej. Mogła nie wiedzieć o nim wszystkiego, a to co wiedziała mogło być jedynie garstką informacji, ale niejednokrotnie przekonała się jak zdolnym czarodziejem jest. Żałowała jedynie, że wybrał magię, która niosła ze sobą cierpienie i wojnę. Żałowała, że wybrał fanatyzm zamiast spokojnego życia. Nic jednak nie mogli na to poradzić, a ona wiedziała, że należało się z tym faktem po prostu pogodzić. Miała dość walki z wiatrakami. Czasami wystarczyło odpuścić.
- Nie – odpowiedziała zgodnie z własnymi przemyśleniami. – Ja tylko te ekstremalne spotykam. – dodała przenosząc spojrzenie z maski mężczyzny na swoje dłonie. Oczywiście wiedziała, że swoim zachowaniem odbiega od zachowań innych arystokratek czy w ogóle kobiet, ale to nie w sobie widziała ekstremalny przypadek. Podchodził do ich bliskości jak do czegoś wyjątkowego i owszem takie właśnie było, ale na całkowicie innej płaszczyźnie niż mu się wydawało. W jej oczach nie chodziło o szlachciankę i czystokrwistego czarodzieja niższego pochodzenia. Chodziło o ich samych. Była zwyczajną kobietą, którą kierowały uczucia. Historia stara jak świat. Z równie starym zakończeniem.
Lucinda zastanawiała się nad tym jaką odpowiedź usłyszy. W takich kwestiach zawsze ciężko przychodziło jej go rozgryźć. Był uparty i znalazłby odpowiedź na każde pytanie gdyby istniała taka potrzeba. A jednak to co mówił miało sens i docierało do niej bardziej niżeli się spodziewała. – To naprawdę wielkie plany – zaczęła znowu przenosząc spojrzenie na mężczyznę. – Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach prawda jest towarem deficytowym. - wszyscy kłamią. Nie ma ludzi tak prawdziwie szczerych. Potrafiła to zrozumieć. Nawet w jego postrzeganiu ona była kłamcą. W końcu to co dla niej było złe w jego oczach uchodziło za poprawne. Prawda zawsze działa w obie strony i nie jej roztrząsać czyja jest lepsza lub czyja ma większy sens. Każdy ma prawo mieć swoją, ale tylko jeśli ktoś za tę prawdę nie musi płacić krwią. – W takim razie ja pozostanę przy tym by ludzie przestali żyć w obłudzie. – dodała jeszcze i skierowała swoje spojrzenie w stronę tarasowych drzwi. – Jeśli nie chcemy przegapić nowego roku powinnyśmy wracać. Chce mi lord towarzyszyć czy w samotności patrzeć jak postanowienia się spełniają? – zapytała okrywając się szczelniej narzuconym na siebie szalem.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Balkon południowy [odnośnik]19.11.19 0:29
Byłby rad wiedząc, że nie wcielała się w grupę osób – jeśli takowa w ogóle istniała w realnym świecie – które ustrzegły się przed sidłami własnego kłamstwa oraz manipulacji. Nie musiałby daleko szukać argumentów, nie byłby zmuszony kierować się matactwem, bowiem w końcu nawet w ich relacji wiele sytuacji rzucało jasne światło na sytuację. Jej usta nie wypowiadały nader wiele słów, nie opowiadały o przeszłości, nie próbowały nadążyć nad codziennością, a tym bardziej na wizji przyszłości – czasu związanego z naiwną próbą „wyzwolenia” ludzi, uwolnienia spode reżimu obecnych władz i niesprawiedliwości. Doskonale zdawała sobie sprawę, iż był przeciw, krew musiała mrozić ją w żyłach, gdy kolejny raz wywołał mugola tudzież szlamę na piedestał i werbalnie ich zdeptał. Reagowała, temu nie mógł zaprzeczyć, lecz czy wystarczająco skoro jej poglądy lawirowały po zupełnie innej hierarchii wartości?
Ktoś z boku mógłby wydać dobitą opinię i takowa z pewnością pasowałaby również do niego samego. Adekwatnie, lecz z innej perspektywy.
-Uważa lady, że przed wszystkim zawsze wszelkie tajemnice zostaną odkryte? Wychodzi lady z założenia, iż nie ma możliwości, aby je dostatecznie ochronić nawet jeśli odbiorcą są osoby zupełnie obojętne?- uniósł brew pytająco zastanawiając się nad jej stwierdzeniem – z jednej strony widział w nim sens, rozumiał je, jednakże nie byłby nader optymistyczny w kwestii kłamstwa. Ono miało krótkie nogi, lecz czy na tyle, by nawet nieznajomi zdołali podstawić stopę w chwili, gdy próbowało uciec? -Skłania mnie to ku wnioskowi, iż szybko zdążę poznać wszelkie twe sekrety madame, a wiem, iż jest to bujdą.-… bo masz ich wiele; szczególnie takich, na które nic nie był w stanie zaradzić, nawet jeśli bez jej świadomości o nich wiedział. Właśnie podobne przekreślały wszystko i choć wówczas rozmawiali jak wcześniej, czyli tak jak najbardziej lubił, to wraz ze wschodem słońca czar musiał prysnąć. Nie było innego wyjścia. Nie było.
-Kto wie, może jeszcze dziś lady przekona się czy naprawdę jestem godzien ów wybitnej posady. Zdaje się naprawdę fascynująca.- ściągnął brwi i uśmiechnął się kąśliwe, choć maska skrywała prawdziwy wyraz jego twarzy. Wiedział jednak, że nie odebrała jego słów na poważnie – właściwie czy ktokolwiek by to zrobił? -Lady nadawałaby się na idealną odtwórczynię różnych ról, które ja miałbym odgadnąć wraz z przyodzianym strojem.- dodał świadomie zachowując dwuznaczny ton wypowiedzi, a następnie w geście toastu uniósł szklaneczkę wypełnioną trunkiem i upił jej zawartość do dna nie mówiąc już nic więcej.
-Ekstremalne przypadki nie są z góry skazane na porażkę, bowiem na każde można znaleźć sposób.- odparł obserwując jak jej wzrok wędruje ku dłoniom. Doskonale znał ów ruch – zawsze to robiła, gdy rozmowa, choć nigdy nie dosłownie, wędrowała ku coraz trudniejszym i boleśniejszym tematom. Powinien zareagować, lecz pozostawało pytanie; jak? -Pytanie czy podobne traktujesz w perspektywie tych straconych.- zwieńczył i obrócił się bokiem do dziewczyny, aby móc oprzeć łokcie o zdobioną balustradę. Przenosząc spojrzenie na ogród zdołał jeszcze dostrzec jak zielone tęczówki ponownie szukają jego wzroku i finalnie nie pozwolił, aby takowy odnalazły.
-Szczególnie wśród ludzi, którzy znają coś więcej jak imię naszej sowy.- prychnął nieznacznie pod nosem kręcąc lekko głową. Pieprzona prawda, cholernie jej nienawidził.
Dopaliwszy papierosa i wyrzuciwszy go na trawnik – cóż maniery odeszły na drugi plan – wciągnął haust świeżego powietrza nim zareagował na jej kolejne słowa, albowiem z każdą chwilą podobne stawały się coraz bardziej trafne i jednoznaczne. Szatyn odepchnął się dłońmi od drewnianego szczebla, po czym obrócił do dziewczyny z wyraźnym, kpiącym uśmiechem malującym na ustach. Nim jednak cokolwiek powiedział wykonał wyraźny krok w przód, który pozwolił mu znaleźć się dosłownie przed nią. -Już dawno lady wybrała z kim pragnie świętować nowy rok.- rzucił twardym, pewnym tonem, a następnie zerknął w kierunku drzwi balkonowych, aby upewnić się, iż nikt akurat nie zamierzał przerwać ich chwilowej samotności. -Jak widać czyny nie zawsze mogą, a nawet nie chcą przerodzić się w słowa.- dodał powracając do niej wzrokiem, by po chwili intuicyjnie nachylić się ku jej wargom. W głowie szatyna panował chaos, istna walka horyzontów, które za wszelką cenę nie chciały odpuścić. Była wrogiem, była kochanką.
Był blisko, wystarczająco blisko, lecz poza lekkim ściśnięciem materiału olśniewającej sukni w okolicy lędźwi oraz chodnym, alkoholowym oddechem, które okalało jej usta, nie zrobił nic więcej. Wyprostował się momentalnie i pomijając wszelkie szlacheckie frazesy powrócił do teatru – udawać dalej tego kim nigdy nie był i nigdy nie będzie.


/zt x2




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Balkon południowy [odnośnik]12.07.20 19:19
fantine & arnou23 czerwca
Wysoka sylwetka wyszła na balkon południowy, a po zbliżeniu się do balustrady wylała resztę zawartości znajdującej się w kieliszku. Wkrótce później zniknął i sam kieliszek rozpływając się w powietrzu za pomocą zaklęcia, którym był obłożony. Drobna, acz ułatwiająca życie magia, chociaż niekiedy wystarczył niewielki przedmiot, by ukryć się przed tłumami. I czarodziej wykorzystał to, by odejść i pozostać w bezruchu, wpatrując się w powoli chylące się ku zachodowi słońce. Po raz pierwszy od lat odetchnął czerwcowym powietrzem tego miejsca. Świeżym i pobudzającym w przeciwieństwie do napoju, którym został obdarowany. Arnou nie czuł satysfakcji z tłumienia swoich zmysłów, a alkohol zdecydowanie nie pomagał w zachowywaniu trzeźwości umysłu. Nie chodziło o to, że był jego przeciwnikiem - wręcz przeciwnie. Doceniał smak dobrego wina czy wyśmienitej whiskey, jednak unikał ich w towarzystwie - ostrożność została wpisana w jego egzystencję, a odkąd uchroniła go ona przed otruciem, nie zamierzał porzucać właściwie wyrobionych nawyków. Również i tutaj. Szczególnie tutaj. Wątpił, by lady Nott wspierała antyszlachecką propagandę, lecz na jej posadzkach spłynęło zbyt wiele błękitnej krwi. Święto Nowego Roku przeszło półtora roku temu nie odebrało rodzinie Rowle ich przewodnika, lecz nie oznaczało to w żaden sposób bezpieczeństwa. Arnou wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek inny, bo może nie pojawiał się na wyspach przez ponad dziesięć lat, nie oznaczało to, że nie wiedział, co się w granicach jego ojczyzny działo. Przybywając z powrotem na angielskie brzegi, niósł w sobie coś znacznie większego nad posłuszeństwo nestorowi i nad żałobę po zmarłym rodzicu. Zamierzał politycznie potrząsnąć klatką i wyzbyć się robactwa, które zalęgło się pod jej dnem. Wszak jeśli chciało się zagrozić przeciwnikowi, należało odebrać mu bezpieczeństwo. Miejsce, do którego mogli wracać. Sprawić, by oglądali się za siebie przy każdym oddechu. Sądził, że tak właśnie będzie, gdy pojawi się w Brytanii. A jednak ku jego zaskoczeniu promugolskie rody wciąż były nie do ruszenia. Wierzył mimo wszystko w to, że mógł to zmienić. Z Malfoyem na szczycie Ministerstwa Magii mógł wiele.
Na razie jednak musiał na nowo zapoznać się z dworem angielski. Wyłapywał niuanse z przeszłości oraz zmiany, które nastąpiły od czasu, gdy znajdował się na nim po raz ostatni. Po dekadzie na francuskich salonach miał złudną nadzieję, że przyjęcia w Brytanii staną się bardziej znośne lub chociażby poczuje się na nich pewniej niż na tych organizowanych za granicą. Przybywając jednak na zaproszenie lady Nott, Arnou musiał zderzyć się z rzeczywistością i zrozumieniem, że jego nadzieje były płonne. Nie był jednak naiwny - podejrzewał, że tak właśnie będzie, co nie umniejszało poczuciu nieusatysfakcjonowania. W innym przypadku ów fakt wywołałby zapewne cierpki uśmiech na twarzy mężczyzny. Jeśli w ogóle pozwalałby sobie na taki grymas.
Na pewno nie teraz. Nie tutaj. Po niecałej godzinie lawirowania między gośćmi i zamieniając parę słów z tymi, którzy coś znaczyli, poczuł znużenie. Brakowało mu świadomości uciekania spojrzeniem ku znajomym rysom, które czasami wciąż jawiły mu się w urywkach chwil. Nie kochał swojej żony, nie zdawał sobie sprawy, co to uczucie w ogóle mogło oznaczać, lecz skłamałby, gdyby w ogóle o niej nie myślał. Towarzyszyła mu przez jedenaście lat i wpisała się w jego historię. Była obok, gdy zarzynał się jako pracownik odpowiedniego departamentu i gdy rodził się jako młoda gwiazda polityki zagranicznej. Przez ostatnie cztery lata nie przestawał pracować, ale dopiero gdy wrócił do Wielkiej Brytanii, dopiero wtedy zaczął odczuwać jej brak. A przecież ironicznie miał się tu czuć jak w domu... Odwracając się i patrząc do wnętrza posiadłości Nottów, nie rozpoznawał twarzy, które pojawiły się w Hampton Court. Nie musiał nigdy się z nimi zapoznawać. I sądził, że już nigdy nie będzie musiał tego robić, skupiając się w całości na francuskich terytoriach, jednak nawet mając takie doświadczenie, życie upominało się o ambasadorską pokorę. Potrzebował jednak oddechu w tej duchocie, dlatego opuścił główne punkty przyjęcia i odnalazł oddalony od wszystkiego balkon, ciesząc się odrobiną spokoju. Dokładnie tak, jak czynił przez lata młodości, pozostając w cieniu i woląc obserwację nad akcję. Jego brat zawsze wykazywał się większą agresją, która imponowała ojcu - on nie wpisywał się w ów schemat. Brakowało mu teraz towarzystwa brata... Ten wieczór na pewno nie należałby przez to zmarnowanych. A tak siedząc po lewej stronie we wnęce tuż przy wejściu na balkon, osnuty jeszcze tańczącym na ścianach bluszczem pozostawał praktycznie niezauważony. I nawet jeśli ktoś na moment pojawiał się, szukając przyczajonych gości, szybko znikał, nie dostrzegając czarodziejskiej figury i tracąc ów miejscem zainteresowanie. Nie wszystkich jednak to dotyczyło, bo ktoś miał pozostać z nim na balkonie dłużej niż reszta gości. Wszak nie tylko on szukał wytchnienia w powiewach wieczornego oddechu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Balkon południowy [odnośnik]12.08.21 21:15
Lot anioła

Na południowym balkonie zwykle spotykały się pary uciekające od jadalnianego zgiełku i wirowania w sali balowej. Widok rozpościerający się na okoliczne lasy zapierał dech w piersiach, a gwiazdy rozświetlające nocne niebo nadawały tej scenerii romantycznego wydźwięku. Na życzenie lady Nott, jej taras zamienił się w prawdziwy pas startowy dla aniołów. Do wzięcia udziału w zabawie zachęcani są mężni lordowie i odważne damy, którym niestraszna jest wysokość. Aby wzbić się na wyżyny i zanurzyć w chmurach, należało zgłosić się do awiatora, który pomagał ubrać magiczne pasy na ramiona i talię. Te doczepione były do huśtawki, która dodatkowo miała na sobie czary chroniące przed spadnięciem z niej. Cała konstrukcja nie gniotła wieczorowych szat mężczyzn, ani nie zaczepiała nitki zdobionych sukien kobiet. Należało pochwycić jedno z piór, które leżały na stoliczku obok i pogłaskać nim skórzany pas w talii. Wtem zza pleców wyrastały prawdziwe skrzydła, w całości wykonane z piór magicznych ptaków. Postacie z opieką nad magicznymi stworzeniami na co najmniej II poziomie potrafią rozpoznać skrzydła i dobrać je według własnego uznania, pozostałe mogą wybierać ich w sposób losowy — poprzez rzut kością k8.

Skrzydła:

Po wybraniu skrzydeł należy zebrać się na odwagę, nie pozwolić na ani chwilę słabości, po czym odepchnąć od przygotowanego podestu. W międzyczasie awiator opowiada o wszystkich zasadach bezpieczeństwa, jakim jest, nieschodzenie z przygotowanej trajektorii lotu, nieprzekraczanie dozwolonej prędkości oraz szczególne uważanie na okoliczne ptaki i owady, a razie potrzeby odgonienie ich od siebie. Lot rozpoczyna się na balkonie i w tym samym miejscu kończy, lecz najpierw przelecieć można nad całym terenem rezydencji, mijając najpierw potężny ogród, potem wieżyczki dworku, a na koniec przelatując obok północnej ściany. Na życzenie, tuż obok może lecieć taca z drinkami oraz przekąskami. Po drodze do czarodzieja dołącza skrzypaczka, która lewituje w pobliżu, wygrywając na swoim instrumencie anielskie melodie.

W trakcie lotu można raz na wątek rzucić kością k8 i sprawdzić jaki efekt wywoła:

Efekty:

Posiadając zwinność na poziomie 11 punktów, można wykonywać na nich w powietrzu dowolne sztuczki i akrobacje, należy jedynie pamiętać, aby uważać, by nie zakręciło się w głowie.


Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Balkon południowy - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Balkon południowy [odnośnik]13.09.21 0:13
Lata leciały, ale jak widać, pewne zwyczaje nie zmieniały się w ogóle. Nie chodziło tu jednak o Craiga - lata, kiedy bez większych oporów podejmował próby wynalezienia w tłumie nieszablonowych dziewcząt, które próbowały za wszelką cenę uciec z tłumu i skryć się przed ewentualną poświęcaną im uwagą, już dawno minęły. Nie, Burke skierował swoje kroki ku balkonowi celem zaczerpnięcia świeżego, zimowego powietrza. Wszystkie z sal i komnat, które przygotowano dziś na sabat, były prawdziwymi dziełami sztuki, żal było nie podziwiać ich wystroju. Craig spędził trochę czasu aby obejrzeć to i owo - chociaż głównie z grzeczności, bo wypadało jednak szepnąć kilka słów pochwały lady Adelajdzie. Z roku na rok przygotowywała coraz pyszniejsze, coraz bardziej huczne, coraz wystawniejsze przyjęcia.
Balkon oczywiście nie był pusty, pomijając zorganizowaną tam atrakcję, osoby nadzorujące bezpieczeństwo całej zabawy oraz kilkoro chętnych na wzięcie udziału, była tam jeszcze jedna osoba. Osoba, która w poprzednich latach notorycznie unikała atencji, uciekając z tłumu i zaszywając się właśnie w miejscach takich jak to. Gdyby nie to, że wszyscy i tak nosili maski, prawdopodobnie właśnie taką atencję by do siebie przyciągała - biorąc pod uwagę, że nie należała przecież do szlachty. Jeszcze rok temu nie istniała nawet najmniejsza szansa na to, aby panna Blythe mogła chociaż pomyśleć o postawieniu stopy w Hampton Court. Jaką więc ironią okazał się fakt, że gdy w tym roku dostała zaproszenie, Craig trafił tutaj właśnie na nią. Nie wiedział jednak, z kim ma do czynienia. Maski założone na twarz skutecznie utrudniały rozpoznawanie ludzi - o ile ci nie wyróżniali się jakimiś bardzo wyraźnymi szczegółami. Dochodząc do barierki nieopodal samotnej kobiety, Burke zdecydował się jednak na opuszczenie swojej maski - dzięki czemu odetchnięcie pełną piersią było dużo przyjemniejsze. Mógł teraz także bez żadnych przeszkód spoglądać na roztaczający się przed nim widok. I musiał przyznać, że widoczny w oddali Londyn był naprawdę imponujący - w nocy od miasta biła łuna, a gdy wybije północ, niebo zapełnić się miało dziesiątkami fajerwerków. Obchody Nowego Roku będą w stolicy zapewne zdecydowanie skromniejsze niż zazwyczaj, ale tutaj nie zabraknie wymyślnych instalacji świetlnych, mających uczcić tę wyjątkową noc. Tego mógł być pewien.
Burke sięgnął do kieszeni swojego płaszcza, a by w wewnętrznej kieszeni odnaleźć papierośnicę. Pstryknięciem palców odpalił końcówkę starannie skręconego papierosa, zaciągając się drapiącym dymem. Kolejny powód wyjścia na balkon - bo przecież nie wypadało palić wewnątrz. Odchylając papierosa od ust odwrócił się i obserwował z ciekawością jak jakiś jegomość ubiera się w specjalną uprząż, która ma mu na kilka chwil podarować skrzyła. W pewnym oddaleniu, w powietrzu już fruwało kilka osób. Była to ciekawa atrakcja, sam jednak raczej wolał trzymać się ziemi.

Rzut na opętanie


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Balkon południowy [odnośnik]18.09.21 18:43
Nigdy nie była bywalczynią podobnych spędów. Brak odpowiedniego urodzenia i silnego nazwiska rodu, umożliwiały omijanie takich miejsc i ograniczenie kontaktu ze śmietanką towarzyską, większego niż za sprawą wykonywanego zawodu. Miała jednak krótką okazję zachłysnąć się podobnymi balami we Francji, poznać ciężar sukien balowych, problem z utrzymaniem maski uprzejmości. W czasach szkoły i niedługo później, kiedy zadziornie unosiła podbródek, a delikatny akcent grał na każdym słowie wypowiadanym w obcym języku. Właśnie wtedy poznała czarodzieja, który na wiele lat pozostał w jej życiu, a którego obecnie wypierała z pamięci, zacierała wspomnienia, aby nie burzył nowej, lepszej codzienności. Gdyby wiedziała, że na jednym z wielu balkonów, spotka Jego, najpewniej cofnęłaby się w porę. Nie potrzebowała kolejnej konfrontacji, ponownego stanięcia twarzą w twarz i słuchania żalu do którego nie mógł się przyznać. Był na to zbyt dumny. Mimo to pozostając w błogiej nieświadomości, zaciskała palce na ciemnozielonym materiale sukni, kiedy wchodząc po schodkach uważała, aby nie nadepnąć na nią. Wykorzystała moment, gdy została sama, a w zasięgu wzroku zabrakło partnera. Nie byli uwiązani do siebie, a ilość osób na sabacie zachęcała, aby wdawać się w krótkie rozmowy. Dlatego postanowiła przejść się po posiadłości, po części korytarzy, która była udostępniona dla wszystkich.
Podeszła do barierki, opierając na niej smukłe dłonie i uniosła wzrok na śmiałków, którzy wzięli udział w atrakcji. Patrzyła na piękne skrzydła rozpostarte w locie, materiały szat falujące w powietrzu. Kusiło, aby dołączyć do nich, poczuć, jak to jest, kiedy grunt znika spod nóg w sposób tak inny. Przeniosła spojrzenie na horyzont, rysujące się w oddali miasto. Jak abstrakcyjnie było patrzeć na nie z tego miejsca, z Hampton Court, którego nie spodziewała się nigdy odwiedzić, nie mając ku temu żadnych powodów.
Spojrzała w bok, kiedy obok ktoś stanął. Ciemne tęczówki prześlizgnęły się po męskiej sylwetce, dobrze skrojonej szacie, ciemnych włosach i jasnych oczach, których barwę dostrzegła na chwilę, przelotnie. Poczuła ten nieprzyjemny dreszcz biegnący przez kręgosłup, ale starała się powstrzymać każdą zauważalną reakcję. Przez chwilę jeszcze się łudziła, lecz kiedy zdjął maskę, nadzieja umarła dość brutalnie. Odwróciła od niego spojrzenie, gdy tylko zrozumiała, że przeciągnęła to zbyt długo. Brązowe oczy zbyt uważnie i nachalnie przyglądały się znajomej sylwetce.- Wybacz.- rzuciła cicho, wiedząc, że ją usłyszy i zrozumie, stali zbyt blisko siebie. W poprzednim roku naprawdę żałowała, że nie mogła być z nim na podobnym balu, chociaż wtedy był tym ciekawszy, przez wymyślne stroje. Teraz za to, ostatnim czego chciała to stać u jego boku. Mimo wszystko nie ruszyła się z miejsca, swą uwagę znów skupiając na aniołach. Ocknął się upór, poczucie, że była tu pierwsza i nie zamierzała teraz uciekać, przez jego obecność.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Balkon południowy [odnośnik]14.10.21 20:18
po zabawie w gabinecie luster, wciąż przed północą; 31.12.1958

Czas mijał, zabawa w Hampton Court zaś dopiero nabierała rozpędu. Sala balowa już teraz rozbrzmiewała od muzyki, rozmów i śmiechu wszystkich gości, spragnionych wina, tańca i dobrej zabawy; szeleściły spódnice sukni w wirującym tańcu, męskie spojrzenia błądziły po sylwetkach debiutantek i co piękniejszych dam, zaglądając w głębokość dekoltu, starsi lordowie zaś delektowali się cygarem w palarni, prowadząc dysputy o polityce i gospodarce - dobrze, że nie czynili tego przy wszystkich, skazując damy takie jak Fantine na pokorne milczenie i śmiertelną nudę. Tego wieczoru, najbardziej wyjątkowego wieczoru w roku, chciała dobrze się bawić i zapomnieć o troskach - i wszystko zaczęło się tak dobrze. Skradziony pod jemiołą pocałunek i walc wprawiły Różę w dobry nastrój, ciekawość wymieszaną z zaintrygowaniem; po zakończonym tańcu wspólnie z lordem Bulstrode udała się do gabinetu luster, by wziąć udział w tajemniczej zabawie. W pierwszych chwilach żałowała, że cyrkowcy zdecydowali się ich rozdzielić, lecz w obliczu wszystkich niepowodzeń jakie tam odniosła dochodziła do wniosku, że dobrze się stało - nie chciała, żeby na to patrzył. Nienawidziła chwil, kiedy ktoś okazywał się od niej lepszy. Opuściła gabinet luster w pośpiechu i z myślą że jeśli jedyną nagrodą była czekoladowa żaba (warta ile? kilka knutów?), to właściwie nie powinna była niczego żałować.
Dołączyła do swych krewniaczek w sali balowej, które z podekscytowaniem szeptały o wszystkich rozrywkach jakie przygotowała dla gości lady Nott. Zainteresowanie Fantine wzbudził lot anioła, o którym wspominała Caroline; ponoć na balkonie południowym czekała na gości niebywała niespodzianka. Stwierdziwszy, że dobrze jej zrobi zaczerpnięcie świeżego powietrza, na sali, gdzie nieustannie wirował w tańcu tłum gości, zaczynało robić się ciut duszno, szczególnie damie, której talię wyjątkowo mocno ściskał gorset z metalowymi fiszbinami, by wydawała się jak najwęższa. Dawno już przestała odczuwać z jego powodu dyskomfort, przywykła do noszenia go, lecz chwila na zewnątrz mogła dobrze jej zrobić.
Z każdą chwilą oddalała się od hałasu; wędrowała korytarzami Hampton Court, mijając po drodze roześmiane damy i ciut mniej uszczęśliwionych lordów, wszystkich witała uprzejmie, próbując w myślach odgadnąć ich tożsamość. Wydawało jej się, że w jednym z gości rozpoznała swego adoratora, którego zaloty odrzuciła przed kilkoma miesiącami, a on wciąż wodził za nią tęsknym spojrzeniem; czmychnęła więc czym prędzej, znikając za zakrętem korytarza i w końcu wychodząc na południowy taras, z którego rozpościerał się widok na podlondyńskie lasy. Gdyby tylko nie była tak rozmiłowana w białych klifach Dover, mogłaby westchnąć z zachwytem. Teraz o wiele piękniejsze wydawało się Fantine nocne niebo, do którego mogła się wznieść - jeśli się odważy.
- Nie lęka się lady wysokości? - spytała damy, jaka również odwiedziła balkon w pojedynkę, o jasnych włosach; dotychczas stała odwrócona do Róży tyłem, nie wiedziała kim jest, równie dobrze mogła to być końska lady Carrow, lecz nie zmieniało to konieczności dochowania bezwzględnej uprzejmości.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Balkon południowy [odnośnik]14.10.21 23:24
Skropione winem zmęczenie odbierało dech, gdy w samotną podróż ruszyła Catriona z głównej sali balowej wprost na balkon, by zaczerpnąć tam świeżego powietrza. Od rozpoczęcia wieczoru musiały minąć długie godziny, zaś na parkiecie w jej towarzystwie zmieniały się jedynie maski i takt sproszony przez dumną orkiestrę. Nie tyle obowiązkiem, co i przyjemnością było pozwolić porwać się do serca tego pełnego gracji, tanecznego organizmu, by niezobowiązującą rozmową i kurtuazyjnymi uśmiechami wypełnić jego krwiobieg. Przywdziane pantofle nie obtarły, nie mogły, droższe niż kreacje co poniektórych panien obserwowanych kątem oka z pobłażaniem. Starały się, to oczywiste, mizerne lecz pełne oddania. Szykowały swój widok dniami i nocami po to, by u schyłku roku olśnić swą prezencją cały świat - a jednak fatum odbierało im tę szansę z brutalną precyzją, w mniemaniu Catriony pewną część panien przyrównując do konia pod niesmacznie ornamentalnym czaprakiem.
Choć trwała przy chłodnej balustradzie, wpatrzona w gwiazdy przyglądające się grzechowi anonimowości rozkwitającemu w Hampton Court, daleko było jej do zwrócenia się do awiatora z życzeniem wzięcia udziału w przygotowanej zabawie. Za plecami słyszała jedynie piski, raz po raz, gdy dama przekonywała się o prawdziwej swej odwadze, albo i lord przepraszał na chwilę, by oddalić się w pragnieniu uspokojenia rozjątrzonego strachem żołądka. Wszystko to dziać miało się za nie z nią, a obok niej, w rozdarciu między brakiem uwagi i ostrą ciekawością selekcji ludzkich słabostek; drgnęła ledwie dopiero kiedy u boku zabrzmiał głos znajomy i uprzejmy. Oto i nadeszła królowa cierni. Młodziutki pąk błyszczący pośród egzaltowanych ogrodów, o płatkach barwy krwistej i głębokiej jak wino, którego nie brak tej nocy było Rowle. Kącik ust uniósł się zatem ku górze w przypływie zadowolenia, lecz nie obróciła się natychmiast, zamiast tego wzrokiem wciąż śledząc rozpościerającą się przedeń ciemność.
- Lękam się tylko tęsknoty, którą człowiek może odczuwać za przepaścią bez dna. Nicości, jaka tam czeka. Jednak nie jest to winą wysokości, a ludzkiej natury - odparła beznamiętnie, nim dłonie odjęła od poręczy i obróciła się w końcu, spojrzeniem szarych oczu odnajdując twarz skrytą za maską. Całun tajemnicy zdążył już opaść, nie sposób było Fantine ukryć swej tożsamości, jeśli próbowała, choć doświadczenie uczyło, że należna jej duma raczyłaby prędzej szczycić się pochodzeniem, niż skrywać je za zaplanowanym przez Adalaide Nott urozmaiceniem. - Ale ciebie o to nie podejrzewam, lady - skwitowała, krok jeden czyniąc naprzód w jej stronę. Pewna zażyłość zrodzona z rodzinnej nici zachęcała, by sięgnąć po jej dłonie i uścisnąć je lekko w prawidłowym powitaniu, jakkolwiek zaakcentować przyjemność, jaką uczyniło jej przeznaczenie akurat tym spotkaniem pośród wszystkich zebranych tu gości - lecz Catriona powstrzymała się z premedytacją, by Rosierównę poddać pewnej próbie. Zmyślności, trzeźwości, istotne to było wcale.
- Co uczyni Róża, jeśli wyrwać by ją z ziemi i pozwolić na moment zamienić liście w skrzydła? - spytała złotowłosa arystokratka młodszej rozmówczyni, którą obdarzała uprzejmym spojrzeniem, cieplejszym jakby niż pozostałych biesiadników, a w szczególności już motłoch, który swą modą przybył do Hampton Court szerzyć awangardę. - Mam nadzieję, że wieczór ci dopisuje, lady Fantine - w cichej dyskrecji zwróciła się do kobiety tytułem, bo i - niestety - nie były dziś same na zimnym balkonie, by jego absencja mogła być uzasadniona. W mądrości i spostrzegawczości winna była się domyślić, z kim w istocie miała do czynienia - kto też krył się za złoconą sowią maską, pod materiałem karminowej sukni zdobionej ciemniejszymi kryształami, za łańcuchem pereł, jakich nigdy wokół Catriony nie było brak.


something borrowed
must be returned, flowers in bloom will wither, my dream began with your glance. for whom did i look beautiful then? for whom do i sigh today? i do not wish to waste what you have given me, so i will go all the way, all for fate.
Catriona Rowle
Catriona Rowle
Zawód : jejmość ziem Cheshire
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
her chest filled with diamonds and gold.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10485-catriona-rowle#317948 https://www.morsmordre.net/t10663-naudhiz#323255 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f361-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t10664-skrytka-nr-2320#323256 https://www.morsmordre.net/t10665-catriona-rowle#323257

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Balkon południowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach