Balkon południowy
Pod skrzydłami anioła
Na południowym balkonie zwykle spotykały się pary uciekające od jadalnianego zgiełku i wirowania w sali balowej. Widok rozpościerający się na okoliczne lasy zapierał dech w piersiach, a gwiazdy rozświetlające nocne niebo nadawały tej scenerii romantycznego wydźwięku. Na życzenie lady Nott, jej taras zamienił się w prawdziwy pas startowy dla aniołów. Do wzięcia udziału w zabawie zachęcani są mężni lordowie i odważne damy, którym niestraszna jest wysokość. Aby wzbić się na wyżyny i zanurzyć w chmurach, należało zgłosić się do awiatora, który pomagał ubrać magiczne pasy na ramiona i talię. Te doczepione były do huśtawki, która dodatkowo miała na sobie czary chroniące przed spadnięciem z niej. Cała konstrukcja nie gniotła wieczorowych szat mężczyzn, ani nie zaczepiała nitki zdobionych sukien kobiet. Należało pochwycić jedno z piór, które leżały na stoliczku obok i pogłaskać nim skórzany pas w talii. Wtem zza pleców wyrastały prawdziwe skrzydła, w całości wykonane z piór magicznych ptaków. Postacie z opieką nad magicznymi stworzeniami na co najmniej II poziomie potrafią rozpoznać skrzydła i dobrać je według własnego uznania, pozostałe mogą wybierać ich w sposób losowy — poprzez rzut kością k8.
- Skrzydła:
- 1: Pióra o kakaowej barwie wydają się być szorstkie w dotyku i na pierwszy rzut oka możesz mieć wrażenie, że są wręcz nieokrzesane. Gdzieniegdzie postrzępione nie sprawiają jednak wrażania popsutych, albo używanych, a takich, którym niestraszna żadna burza i nawałnica. Bywają kapryśne i zdarza się, że czasem znosi je nieco bardziej w lewo, ale nie są to skrzydła dla bojaźliwego czarodzieja. Dobrze sterowane potrafią wznieść właściciela z niebywałą prędkością w górę, ale to, co w nich najciekawsze to to, że doskonale hamują, właściwie w przeciągu ułamków sekundy.
2: Bladozłote pióra abraksanów są długie i ostro zakończone, ale ich krawędzie nie powinny nikogo zranić. Ich masa od razu przywodzi na myśl stabilność i wyjątkowe bezpieczeństwo, jakie można pod nimi znaleźć. Rzeczywiście, w trakcie lotu wydaje się, jakby skutki upojenia alkoholowego nie miały miejsca, jednak tuż po zdjęciu ich, te wracają. W trakcie podróży trzeba utrzymywać nad nimi kontrole i wyznaczać kierunek. Przy odpowiednim prowadzeniu są w stanie wykonać niemal każdy rozkaz czarodzieja.
3: Jaskrawe skrzydła mienią się odcieniami pomarańczy, różu, cytryny, zieleni i żółci. Ich mieszanina barw może odrobinę przytłaczać, ale z pewnością nie można nazwać ich pstrokatymi. Gładkie pióra świergotnika odrobinę mierzwią się na wietrze, wciąż jednak czyniąc je eleganckimi i luksusowymi. W trakcie lotu tworzą nieco większy hałas niż inne skrzydła, ale ich szumie można odnaleźć melodię tych ptaków. Nie są to skrzydła odpowiednie do wykonywania sztuczek, ale z poproszone, potrafią trzepotać w rytm muzyki.
4: Skrzydła z piór gromoptaka zdają się odbijać światło księżyca, mieniąc się kolorem złotem i brunatnym brązem. Z pewnością są najbardziej okazałe spośród wszystkich dostępnych, a czarodziej, które je ubiera, od razu może czuć lekkie wibracje, jakie z nich wychodzą, wtapiając się w jego ciało. Chociaż gromoptaki są w stanie ściągać burze jedynie swoim lotem, te zostały zaczarowane tak, aby cała podróż odbyła się bezpiecznie. Odważniejszy mag może spróbować rzucić na nie zaklęcie Lancea, formując je w kształt pioruna, a te rozświetlą się jej mocą, nie raniąc właściciela.
5: Drobne modrego upierzenie tych skrzydeł nie sposób pominąć w tłumie. Powstałe z memortka są wyjątkowo szykowne, ale również nie mają oporów, aby zwracać na siebie uwagę. Chętnie zabiorą na przejażdżkę każdego czarodzieja, który tego pragnie. Zaprojektowane zostały specjalnie po to, aby wszystkie wspomnienia z lotu pozostały szczęśliwe. Awiator już na samym początku wspomina, że podobno zabranie jednego z piórek ze sobą, zapewni czarodziejowi jedynie dobre wspomnienia z minionego roku. Poruszają się wyjątkowo płynnie, zapewniając lotnikowi spokojny lot.
6: Dwukolorowe skrzydła stworzone są z prawdziwej mozaiki purpurowych i błękitnych piór dirikraka. Ich wyjątkowa figlarność sprawia, że czasem wręcz ciężko jest powstrzymać się od chichotów, bo te potrafią zniknąć w całkowicie losowym momencie. Oczywiście, wciąż pozostają na czarodzieju, jedynie wtapiają się w otoczenie i sprawiają wrażenie, jakby ich właściciel samodzielnie płynął przez nocne powietrze. Tak samo szybko jak znikają, pojawiają się również wtedy, gdy się tego nie oczekuje. Dzięki temu jednak łatwo można doprowadzić młodą pannę do śmiechu.
7: Ich rozmiar wciąż pozostaje zagadką, bo zależny jest jedynie od woli noszącego. Ciemnoturkusowe pióra żmijoptaka potrafią błyskawicznie zmieniać swą wielkość, dzięki czemu, gdy rosną do rozmiarów niemal 5 metrów na skrzydło, potrafią mknąć najszybciej ze wszystkich. Zmniejszone do skrzydełek wróżki trzepoczą radośnie, zwalniając znacząco tempo.
8: Śnieżnobiałe wydają się lśnić w świetle, czasem nawet rażąc w oczy. Nie jedna dama określiłaby je mianem najpiękniejszych skrzydeł dostępnych w tym miejscu, bo ich wyjątkowa czystość i lekkość, przywodzą na myśl prawdziwe anioły. To one potrafią wznieść czarodzieja najwyżej i nie stracić swojego pędu. Wyjątkowo ciekawskie i zgodnie z wolą prowadzącego, chętnie skręcające w boki i odbijające z trasy.
Po wybraniu skrzydeł należy zebrać się na odwagę, nie pozwolić na ani chwilę słabości, po czym odepchnąć od przygotowanego podestu. W międzyczasie awiator opowiada o wszystkich zasadach bezpieczeństwa, jakim jest, nieschodzenie z przygotowanej trajektorii lotu, nieprzekraczanie dozwolonej prędkości oraz szczególne uważanie na okoliczne ptaki i owady, a razie potrzeby odgonienie ich od siebie. Lot rozpoczyna się na balkonie i w tym samym miejscu kończy, lecz najpierw przelecieć można nad całym terenem rezydencji, mijając najpierw potężny ogród, potem wieżyczki dworku, a na koniec przelatując obok północnej ściany. Na życzenie, tuż obok może lecieć taca z drinkami oraz przekąskami. Po drodze do czarodzieja dołącza skrzypaczka, która lewituje w pobliżu, wygrywając na swoim instrumencie anielskie melodie.
W trakcie lotu można raz na wątek rzucić kością k8 i sprawdzić jaki efekt wywoła:
- Efekty:
- 1: Znienacka zjawia się żądlibąk, który upatrzył sobie Ciebie za cel. Nie zdążysz zareagować, gdy jego żądło znajdzie się w Twoim karku, a ty poczujesz dziwne zawroty głowy. Te wkrótce przejdą i chociaż zdawać by się mogło, że nie wywołał on w Tobie żadnych innych efektów, to po wylądowaniu jeszcze przez kilka minut, będziesz swobodnie lewitować kilka centymetrów nad ziemią.
2: Przypadkowo skrzydło zahaczyło o dach, przez co wpadasz w małe turbulencje. Wystarczy, że złapiesz równowagę, a te miną, chociaż mogły wydawać się groźne na pierwszy rzut oka. Następnym razem musisz bardziej uważać.
3: Kątem oka dostrzegasz elfy, które ukryły się w koronie drzewa. Te wskazują Cię palcami i wydają się być niezbyt zadowolone z Twojej obecności. Chwilę później całą gromadą podlatują do Ciebie, obsypując Ci głowę złotym pyłkiem.
4: Tuż obok Ciebie przelatuje kruk, który wydaje się być wyjątkowo przyjazny. Przysiada na Twoim skrzydle, obserwując horyzont z tej perspektywy i odpoczywając od lotu.
5: Nad sobą dostrzegasz gwiazdy, które w dziwny sposób zdają się układać w kształt prawdziwego anioła. Ten zaczyna wyciągać do Ciebie ręce w przyjaznym geście. Aureola nad jego głową świeci żywym blaskiem, a jedna z jej gwiazd właśnie zaczęła spadać. Możesz pomyśleć życzenie.
6: Na horyzoncie dostrzegasz łunę świata magicznego Londynu. Jeśli dobrze wytężysz wzrok, wkrótce dostrzeżesz wyraźnie Wesołe Miasteczko, które dziś mieni się wszystkimi kolorami tęczy, zabawiając swoich gości.
7: Spadające z chmur śnieżynki postanowiły zatańczyć obok Ciebie prawdziwy balet, wirując i podskakując wokół. Zimno nie tyka się Twojego ciała, a Ty możesz zrelaksować się i oglądać ten wspaniały pokaz.
8: Skrzypaczka podlatuje bliżej, wręczając Ci rulonik z liścikiem. Jest to notka od samej lady Adalaidy Nott, która komplementuje Twoje skrzydła.
Posiadając zwinność na poziomie 11 punktów, można wykonywać na nich w powietrzu dowolne sztuczki i akrobacje, należy jedynie pamiętać, aby uważać, by nie zakręciło się w głowie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.11.24 18:24, w całości zmieniany 3 razy
- Czyżbyś czuła, że stoisz nad przepaścią, droga lady? - spytała po chwili milczenia, starając się, by w tonie głosu zabrzmiało odpowiednio wiele współczucia i troski, jakby młódkę szczerze zmartwiły te ponure słowa, jeszcze przez kilka chwil, nieznajomej damy. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Raczej banalnych uprzejmości, wypowiadanych już tysiące, o ile nie dziesiątki tysięcy razy. Teraz poczuła się zaintrygowana; przez głowę Róży przemknęła myśl, że nieznajoma wychyliła za dużo wina, a może to kolejny drink lady Nott, który wywoływał niespodziewane, niekoniecznie pożądane efekty. Wprawił kobietę w melancholię? Miał skłonić do zwierzeń? Ileż było w tym szczerości? Jeśli tkwiło w nich choć ziarno prawdy, pragnęła po nie sięgnąć. Informacja była wszak najcenniejszą walutą jaką mogła posiąść dama. Na cóż jej złote galeony, jeśli bogactw miała wokół siebie tyle, że nie potrafiła zliczyć? To plotka, wiedza mogły zaszkodzić - bądź wprost przeciwnie.
W półmroku wieczoru próbowała rozpoznać tożsamość damy, która wreszcie zdecydowała się odwrócić ku niej; twarz miała zasłonięta maską, głos brzmiał jednak znajomo, Fantine była niemal pewna, że ją zna - lepiej niż inne damy. Nie odsunęła się więc, gdy jasnowłosa podeszła bliżej, w myślach próbując dopasować imię do głosu, do tej zimnej aury jaką emanowała.
- Lekkość bytu róży pozwoli jej się wznieść wysoko, niczym pióro na wietrze, a kolce uchronią przed niepowołanymi dłońmi - odrzekła nie niej enigmatycznie, nie zastanawiając się długo nad odpowiedzią; poczuła, że jasnowłosa rzuca jej, jeszcze nie w pełni zrozumiałe, wyzwanie. Niekoniecznie związane z lotem nad tarasem i potencjalnym lękiem wysokości, na który najwyraźniej cierpiała jedna z dam. Całkiem niedaleko nich do lotu porwał swą żonę jeden z lordów, którego tożsamości nie potrafiła określić z tej odległości; zaczęła jednak krzyczeć tak żałośnie, że Fantine powstrzymała się od przewrócenia oczyma.
Wypowiedziane przez blondynkę imię sprawiło, że czujny wzrok zielonych oczu znów spoczął na jej twarzy, a raczej masce. Rozpoznała ją tak szybko? Czy powinna była czuć się zawiedziona? Prawdopodobnie nie. Nie potrafiła się powstrzymać, by nie dać wskazówek - obleczona w czerwień róż, naznaczona rodowymi symbolami; duma z nazwiska i pochodzenia, pokusa, aby wynieść się ponad innych okazała się zbyt silna. Kącik karminowych ust uniósł się więc w uśmiechu, nie czuła się zła.
- Wieczór jest wspaniały, dziękuję, milady. A pani? Chciałabym wierzyć, że to możliwość wzniesienia się w niebiosa przywiodła tu lady, a nie zawód - odpowiedziała, niezmiennie uprzejmym tonem, zaczynając się domyślać z kim ma do czynienia. Niewiele było dam o podobnej aurze i sposobie wypowiedzi; większość z nich uraczyłaby Fantine banalną pogawędką, plotką, ale nie ona. - Czy odważy się lady spróbować zbliżyć się do gwiazd wraz ze mną?
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
- Nigdy - odpowiedziała jednak stanowczo, ale i przy tym spokojnie; nawet lady Fantine nie dopuściłaby do najgłębszych, najciemniejszych odmętów swojej prywatności, była ona bowiem kobietą inteligentną, lecz zbyt młodą, żeby zrozumieć serce kogoś takiego jak Catriona. Pokrewieństwo siłą rzeczy stworzyło między nimi przyjaźń szybszą i bliższą niźli wiele innych relacji nawiązywanych z rówieśniczkami pięknej Róży, a pielęgnowało ją odkrycie w niej mądrości, sprytu i damskiej przebiegłości, jaka zdolna była już niebawem wznieść ją na wyżyny. Nadchodził odpowiedni czas, by Fantine wydać za mąż - dlaczego sir Tristan zwlekał z tym tak długo? Dwadzieścia dwa lata, tyle przeżyła już najmłodsza księżniczka Chateau Rose, od dwóch co najmniej, jak nie więcej, winna być żoną. - To kara dla błądzących - a ona nie błądziła. Mogła poruszać się po cienkiej linii między zniszczeniem własnym i cudzym, ale cel miała jasno określony, błyszczący jak gwiazda polarna na czarnym, bezchmurnym niebie.
Stanąwszy już naprzeciwko arystokratki, Catriona z zaintrygowaniem przechyliła głowę leciutko do boku, jakby w swych myślach uważnie oceniała każde słowo padające z ust podkreślonych karminem; nie miała wątpliwości, że w głosie Fantine wybrzmiewały lekcje udzielane przez młodego nestora rodu, a wcześniej pozostałych jej krewnych, którzy godnie wyuczyli ciernistą latorośl do pełnionej przezeń roli. W gęstwinie nijakości przypominała perłę wydobytą wreszcie z jednej z muszli. I ulgą było właśnie jej towarzystwo, szczególnie gdy nieopodal rozbuchały się kolejne piśnięcia przestraszonego wysokością lorda, zbyt niedoświadczonego życiem, by zachować w sobie zimną krew.
- Wiesz, lady, co dzieje się z piórem, które porywa wiatr? - podjęła uprzejmie, zimno, lecz z wyczuwalną dozą sympatii, której nie zamierzała w sobie hamować. Podejrzewała wszakże swego zdemaskowania w oczach Fantine, to niemożliwe, by głos jej stał się nierozpoznawalny, a figura czy choćby jaśminowa woń perfum nie okazała dostateczną wskazówką. - Rzadko kiedy powraca do miejsca, z którego zostało przezeń zabrane. Nie wraca do domu, tonie w rzece lub gnije w bagnie, zapomniane, bo nie sięgnie po nie żadna dłoń na widok kolców, które je przystrajają - dopiero teraz kącik ust uniósł się ku górze, gdy z zainteresowaniem przyglądała się swej rozmówczyni, szczerze ciekawa reakcji. Była zbyt mądra, by uznać to za obelgę; by doszukiwać się w słowach Catriony zniewagi; a jednocześnie była też w wieku, któremu prym nadawały wciąż impulsywne emocje. - Czy z Różą będzie tak samo? - dopytała w pewnej enigmie, wzrok skierowawszy w stronę zabawy pilnowanej przez młodego awiatora. Nie chciała dotychczas korzystać z niej samotnie, jednak teraz u swojego boku posiadała odważną Rosierównę, nic zatem nie mogło pójść nie po ich myśli. - Odważę - zadeklarowała zatem z pełnym już uśmiechem, choć ten na twarzy zalśnił wyłącznie na moment, nim powrócił do swego nieistnienia, a aurę wypełnił stukot obcasów współmierny do kroków stawianych w kierunku pasu startowego podniebnej atrakcji; zadowalał ją fakt, że i Fantine nie zamierzała doszukiwać się w tym powodu do lęku, a intrygowała myśl, czy obie z nich utrzymają ten stan rzeczy kiedy stopy oderwą się wreszcie od stabilnego podłoża. - Co sądzisz, lady, o cyrkowym pokazie zaproszonej przez lady Nott trupy? - spojrzała kątem oka na swą towarzyszkę, po czym skinęła głową na awiatora. Mężczyzna nie potrzebował słów. Od razu zabrał się do pracy, magiczne pasy ostrożnie zapinając wokół ramion i talii, na tyle uważny, by gestem nie urazić arystokratki, później zaś wytłumaczył, iż sięgnąć należało po pióro spoczywające w obszernej kolekcji. Bez namysłu Catriona skorzystała więc z jednego i zgodnie z instrukcją pogłaskała nim uprząż.
| rzucam na skrzydła
'k8' : 8
Fantine uśmiechnęła się blado w odpowiedzi na słowa jasnowłosej damy. Pewność z jaką je wyrzekła, jakiś chłód w tonie jej głosu naprowadził Różę na imię kobiety, która jako jedna z nielicznych stanowiła zagadkę - nie tylko dla niej, ale i wszystkich innych. Kto mógł wiedzieć co tkwi w głowie rodowitego Rowle'a? Ukrywali się przed wszystkimi za swymi nawiedzonymi lasami, nie dopuszczali do siebie nikogo, uznając izolację za formę ochrony własnej krwi. Róża nie zdziwiła się więc, że nie uzyskała szczerej odpowiedzi i przestała na nią liczyć. Zaufanie należało powierzać wyjątkowo ostrożnie, ona także to już wiedziała.
- Kto zatem błądzi, lady? - spytała Fantine, ciekawa, czy rozmówczyni miała kogoś konkretnego na myśli. Pochyliła się jednako lekko ku niej, by wyszeptać z uśmiechem: - Poza lordami w kocich maskach, rzecz jasna. - Jasnowłosa dama musiała już wiedzieć, że do podobnego skandalu doszło tej nocy w Hampton Court. Noworoczny sabat trwał już kilka godzin, plotki zaś roznosiły się z prędkością światła.
Ton głosu lady Rowle był równie zimny, co powietrze na balkonie, Fantine nie odebrała tego jednak za nieuprzejmość; zdążyła przywyknąć i polubić postać tej kobiety, przywodzącą na myśl posąg wykuty z marmuru. Zjawiskowy, zdystansowany, chłodny i zamknięty w sobie. Ona z pewnością nie dałaby się porwać wiatrom, nieistotne jak silnym, emanowała siłą władców Cheshire; w pewien sposób bardzo się to Róży podobało, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że podobną siłę i stanowczość miała w sobie jej własna matka.
- Zdaję sobie z tego sprawę - odparła Fantine z nieprzewrotnym uśmiechem. - Kwiat potrafi zaadoptować się do nowego miejsca, zapuścić w nim korzenie, czyż nie? - wyrzekła, odwracając tę metaforę na swoją korzyść; lady Catriona była kobietą wykształconą, nawet jeśli zielarstwo nie należało do jej ulubionych przedmiotów, to zapewne pamiętała, że nawet wiatr mógł porwać nasiona i przenieść je w inne miejsce - aby kwiat rozkwitł w pełni w zupełnie nowym miejscu. - Nie lękam się nieznanego - dodała Fantine, przypomniawszy sobie rozmowę przeprowadzoną z lordem Bulstrode o przygodach na szerokich wodach. Dziś przestworza miały nimi być.
Rada z tego, że lady Rowle zgodziła się jej towarzyszyć podczas lotu anioła podążyła śladem jasnowłosej, aby podejść do awiatora, który zajmował się przydzielaniem skrzydeł oraz pomocą przy ich założeniu. Fantine poczuła lekkie ukłucie ekscytacji, nie mogła doczekać się chwili, kiedy pantofle oderwą się od balkonowej posadzki. Zdążyła zapomnieć już o pokazie cyrkowców, a przez pytanie lady Rowle cień przemknął po jej twarzy.
- Cóż, pani, była to niewątpliwie interesująca nowość - wyrzekła ostrożnie. Gdyby tylko były same, pozwoliłaby sobie na większą wylewność, na balkonie jednak przebywali także inni goście, w tym także pracownik lady Nott. Obie wiedziały, że ściany miały oczy i uszy, w takich sytuacjach zaś należało zważać na każde wypowiadane słowo. - Niezwykle utalentowani artyści - dodała, tego wszak nie można było im odmówić; akrobaci wyczyniali ze swymi ciałami prawdziwe cuda, Fantine nie sądziła nawet, że ludzkie ciało bez pomocy czarów jest w stanie się tak wygiąć. Coś w zielonych oczach Róży mówiło jednak jasno, że preferuje inny rodzaj rozrywki.
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
'k8' : 8
Nie zwracał większej uwagi na poszczególnych ludzi, którzy mogli znajdować się na balkonie. Owszem, obserwował tych, którzy korzystali z atrakcji zaoferowanej przez podwładnych lady Nott, nie próbował jednak żadnego z nich rozpoznać. Tak samo z resztą z tymi, którzy - podobnie jak on sam - woleli nie odrywać stóp od ziemi. Zaciągał się dymem papierosowym, pozwalając sobie na moment roztargnienia. Jego myśli pofrunęły luźno, koncentrując się po trochu na kilku zupełnie niezwiązanych ze sobą tematach - pracy, zamczysku Durham czy o własnym łóżku, które niewątpliwie bardzo za nim tęskniło. Dopiero ruch obok jego osoby zwrócił uwagę mężczyzny. Właściwie by jej nie rozpoznał. Tak jak wszyscy goście na balu, nosiła w końcu maskę. Trudno było jednak uciec od wspomnień w których ten głos rozbrzmiewał tak znajomo. Chociaż wyrzekła tylko jedno słowo, już wiedział, kto stał obok niego. A gdy już zdał sobie z tego sprawę, jego twarz wykrzywił raczej kwaśny uśmiech. To jedno słowo wystarczyło, aby zalała go fala obrazów. Każde z ich nielicznych spotkań, które miało miejsce w ostatnich miesiącach, było gorzkie niczym piołun. Czy żałował słów wypowiedzianych wtedy na moście, albo tamtego dnia na Nokturnie? I tak i nie. Nie zamierzał jednak znów na nią naskakiwać, tak jak wtedy. Nie miałoby to sensu. Poza tym, miała przecież prawo tu być. Tak. W tym roku miała prawo tu być. W przeciwieństwie do poprzedniego. Los naprawdę lubi stroić sobie z ludzi okrutne żarty.
- Ale co takiego? - odezwał się cicho, wypuszczając dym z płuc i obserwując jak powoli rozpływa się w nocnym powietrzu. Najlepiej zrobiłby odchodząc, wracając do środka, zapominając, że ją tu zastał. Ale to i tak nie uchroniłoby go przed roztrząsaniem wszystkiego tego, co kiedyś ich łączyło. Owszem, był zbyt dumny, by przyznać się do błędów, które popełnił. Łatwiej było zrzucić winę na innych.
Ostatni raz, gdy ją widział, chwila była dość wrażliwa. Dość powiedzieć, że dał się ponieść emocjom, podrażnionym jeszcze z powodu tych przeklętych rogów, które godziły w męskie ego, bardziej niż mogłaby podejrzewać. Dziś był spokojny. Chyba po prostu już mu przeszło. Po jątrzącej się ranie została blizna, oczywiście że tak. Nie powodowała ona jednak aż takiego bólu. Pozwolił więc sobie na krótkie zlustrowanie jej sylwetki. Nie widział co prawda jej twarzy, ale wyglądała, jakby była w niezłej formie. - Dobrze wyglądasz - Z pewnością w lepszej niż on sam. Właściwie nawet go to trochę ucieszyło.
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
- Dziękuję, ty również.- odparła miękko, raz jeszcze pozwalając sobie przesunąć ciemnym spojrzeniem po męskiej sylwetce. Zamilkła, czując się dziwnie nie na miejscu, jakby jego obecność odbierała jej resztki swobody jaka pozostała. Obejrzała się delikatnie przez ramię w myślach błagając, aby Drew tu zaszedł. Wahała się czy zagaić jeszcze rozmowę, powiedzieć cokolwiek. Mimowolnie przygryzła dolną wargę noszącą nadal czerwień pomadki.
- Dlaczego jesteś...- urwała zaraz, kiedy odpowiedź na pytanie, dotarła do niej. Głupia. Uśmiechnęła się lekko, jakby dla ukrycia emocji i ponownie opierając dłonie o zdobioną balustradę.- Dawno nie byłam tak zestresowana czyjąś obecnością. To aż nierealne.- rzuciła nagle, bez wymuszenia. Rozejrzała się powoli, a kiedy balkon opustoszał, sięgnęła do maski ukrywającej górną część jej twarzy i zdjęła ją. Spojrzała na niego raz jeszcze, uważnie, nie kryjąc już nieco oszczędnego uśmiechu.- Jak podoba ci się tegoroczny sabat? Różni się mocno od zeszłorocznego? – spytała z ciekawością i tą swobodną, którą zwykle okazywała przy nim. Nie miała pewności, że zacznie mówić, ale może? Był jedynym, którego znała, a który mógł zdradzić jak duża była różnica między sabatami. Tym na którym bardzo chciała być i obecnym, gdy nie spodziewała się zaproszenia, będąc w swoich oczach nadal nic nie znaczącą kobietą.
W nocy
Bez nikogo
Uniósł tylko lekko brew, słysząc jak odpowiedziała na jego komplement, ale właściwie musiał przyznać jej rację. Od chwili gdy wpadli na siebie na Nokturnie faktycznie wyglądał nieco lepiej. Demoniczne jelenie rogi przestały wyskakiwać, spał więc spokojniej. Oczywiście były także inne problemy, które piętrzyły się nad nim, ale ogólnie czuł się lepiej.
Zwykle schlebiało mu, gdy ktoś tak gwałtownie reagował na jego obecność. Bardzo przydawało się to w pewnym odłamie jego pracy - niechętni kontraktorzy czasami wymagali tego, aby przypomnieć im gdzie leżało ich miejsce. Kiedy kontakt odbywał się przez pośrednika, czasami zapominali się i zaczynali pozwalać sobie na zdecydowanie więcej, nie pamiętając, że czujne oczy i uszy Burke'ów były niemal wszędzie. Prędzej czy później wszyscy oni ponownie ustawiali się posłusznie w szeregu, wystarczyło że poczuli na karku nieprzyjemnie zimną dłoń strachu. Nie było jednak celem Craiga aby podobne wrażenie wywoływać dzisiaj. Naprawdę wolałby uniknąć burd, dość już w ostatnim czasie zaliczył wtop towarzyskich. Gdy więc słowa Belviny zawisły w powietrzu, on przez moment milczał, zaciągając się papierosem. Dopiero potem, gdy wypuścił drapiący dym z płuc, odpowiedział: - Chyba powinienem uznać, że mi to schlebia - z tym że jednak, wbrew jego własnym słowom, wcale nie łechtało to jego ego. Jakby nie patrzeć, relacja łącząca go kiedyś z Belviną była zupełnie inna niż z partnerami biznesowymi. Fakt, że jego była kobieta reagowała na niego tak nerwowo raczej nie należał do pozytywów. Aczkolwiek Burke absolutnie się temu nie dziwił. Sam przecież zadbał o ich napięte stosunki.
- Bez szału - zaczął znów, spoglądając ku otwartym drzwiom balkonowym. Oczywiście, sabat był wyprawiony z dbałością o każdy szczegół, lady Nott nie zawiodła w tym roku. Wszystko było bardzo wystawne, posiadłość pięknie udekorowana, muzycy uzdolnieni, pomyślano także o przeróżnych atrakcjach, a jedzenie było prawdziwie wykwintne. - Motyw przewodni kreacji podobał mi się bardziej w zeszłym roku. Ale byłem już na tylu sabatach, że trudno tak naprawdę zaskoczyć mnie czymś nowym - odpowiedział. Z jedną Belviną pozwalał sobie na moment szczerości. Nie sądził by pobiegła i naskarżyła organizatorom, przekazując im co lord Burke naprawdę sądzi o tegorocznym sabacie. W rozmowach z innymi, szczególnie ze szlachciankami, przywdziewał maskę również w sensie metaforycznym, zachwalając każdy jeden szczegół trwającego przyjęcia. I prawdą było, że nie mógł o sabacie powiedzieć złego słowa - po prostu widział to już tyle razy, że coraz huczniejsze imprezy przestawały robić na nim aż takie wrażenie. - A ty co sądzisz? Podoba ci się nasza mała, szlachecka impreza? - wiedział, że bywała gościem na bankietach jeszcze we Francji, jak jednak oceniała zabawę angielskiej śmietanki towarzyskiej?
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
- Szanowny lordzie, szlachetna pani - mężczyzna zdołał wypatrzeć na balkonie dwójkę ludzi, którzy trzymali się nieco z dala, ale wyraźnie podążali wzrokiem za unoszącymi się w powietrze gośćmi - przynajmniej dopóki faktycznie ktoś latał. Awiator podszedł do nich w momencie, gdy, jak mu się zdawało, na moment przerwali konwersację - Może zechcą państwo spróbować? Z góry rozciąga się naprawdę zjawiskowy widok - zachęcał ich, prezentując leżące na stole pióra. Nie miał pojęcia kim byli i modlił się w duchu o to, by nie naskoczyli na niego za to, że miał czelność się odezwać.
- Pozwól mi tylko powiedzieć, że cenię sobie lata, które nas łączyły. Chciałem wierzyć, że to się uda, ale los chciał inaczej - odezwał się, zerkając na kobietę przez szpary w masce. Dzięki Merlinowi, nie mogła zobaczyć jego twarzy, bo sam nie był do końca pewien, jaką minę teraz robi. Czy krył się w niej żal, zdławiona tęsknota, może odrobina smutku? Mężczyzna skłonił się przed Belviną nisko, planując pozostawić ją jej samotni, tak jak sobie tego prawdopodobnie życzyła. Jeszcze raz spojrzał na znajomą twarz, ciepłe oczy, pięknie upięte włosy - a w następnej chwili odwrócił się, aby wkroczyć ponownie na korytarze Hampton Court.
To właśnie ten moment wybrał sobie awiator, który do nich podszedł. Craig nie zdążył zrobić nawet pół kroku, gdy nagle wyrósł przed nim mężczyzna, proponując im skorzystanie z zabawy. Burke w pierwszym odruchu zaskoczenia skrzywił się wyraźnie, maska jednak doskonale i starannie wszystko skryła. - Co takiego? - wyrwało mu się w pierwszej chwili. Zerknął na niebo i dostrzegł, że było puste. Wszyscy chętni najwyraźniej już skorzystali. Najwyraźniej większość zaproszonych gości wolała unikać tej atrakcji. Craig spojrzał jeszcze raz na pióra które leżały na stoliku, a które wskazywał mu awiator. On także nie przyszedł tutaj z zamiarem polatania, tym bardziej że posiadał inny sposób na wniesienie się w przestworza, bez potrzeby korzystania z jakichś tam zaczarowanych skrzydeł. Po krótkim namyśle uznał jednak, że w sumie nic nie zaszkodzi. A nuż dostrzeże z góry coś ciekawego. Podążył więc za awiatorem do stanowiska przygotowawczego. Szybko dostał odpowiednią uprząż, a zaraz potem kazano mu wybrać pióro. Sięgnął po turkusowe, a następnie potarł nim pas, zerkając z ciekawością co też wyrośnie mu na plecach.
rzut na piórko
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
Mervin sprawdził dokładnie jeszcze raz zabezpieczenia, a także czary mające chronić szlachcica.
- Doskonale, teraz pióro - poinstruował. Mężczyzna w masce sięgnął po turkusowe pióro. Awiator bardzo je lubił. Między innymi za jego kolor i piękny połysk, ale także za to, że kryła się w nim także pewna doza niespodzianki. Wielkość skrzydeł zależała od woli latającego, od jego oczekiwań. Nawet, jeśli ten nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdy więc szlachcic w masce wyhodował sobie całkiem pokaźnych rozmiarów, szerokie i połyskliwe skrzydła, Mervin pokiwał głową z uznaniem. Wytłumaczył jeszcze lotnikowi dokładnie jak należy startować, jak poradzić sobie w powietrzu z drobnymi, acz czasem niemożliwymi do uniknięcia sytuacjami oraz jak na koniec wylądować. Zaraz potem odsunął się, robiąc szlachcicowi w masce miejsce - a potrzebował go całkiem sporo ze względu na rozpiętość skrzydeł. Nie osiągnęły one może pełni swego rozmiaru, ale i tak mogłyby kogoś łatwo i dość dotkliwie grzmotnąć w głowę.
Wysłuchawszy dokładnych instrukcji awiatora, Craig w końcu ruszył ku pasowi startowemu. To był dziwne uczucie - nie odczuwał skrzydeł jakby były przedłużeniem jego ciała, niemniej reagowały one na każde, nawet najdrobniejsze drgnięcie mięśni. Czary wkrótce zadziałały, wiatr szarpnął ubraniem Burke'a, rozwiał włosy i w chwilę później mężczyzna szybował już wysoko w powietrzu niczym niczym ptak. Ku swojemu zdumieniu, czuł się tak, jakby robił to od zawsze. Wyczuwał ruch powietrza pod lotkami, delikatne podmuchy wiatru które pomagały mu się wznieść wyżej. Skorzystał, unosząc się jeszcze dalej ponad posiadłość lady Nott. Noc kusiła go, gdy spojrzał w dół, jego oczom ukazał się widok prawdziwie nieziemski. Hampton Court było pięknie oświetlone, niczym kropla jasnego blasku pośrodku mrocznego, czarnego lasu. Z wysoka widział nawet osobę Belviny, która wciąż pozostawała na balkonie. Odwrócił jednak od niej szybko wzrok, poddając się chwili. Zamknął na krótki moment oczy, zdając się jedynie na czułość i siłę skrzydeł, szybował bez wysiłku, rozluźnił się. Poczuł się rześko, przez kilka chwil wolny od trosk. Uciekł im, wznosił się wysoko, wysoko nad nimi wszystkimi, wolny niczym ptak. W tej krótkiej chwili pożałował, że nie skorzystał z atrakcji wcześniej. Jednak była różnica pomiędzy szybowaniem na ptasich skrzydłach, a podróżowaniem pod postacią mrocznej mgły. Dość powiedzieć, że czarny dym nie przynosił mu takiej wewnętrznej ulgi.
W końcu jednak chwila ucieczki minęła. Awiator ostrzegał go, że nie może przebywać w powietrzu zbyt długo - kwestia ciśnienia, czarów i jeszcze czegoś. Tej części ostrzeżeń mężczyzny Craig słuchał akurat mniej uważnie. Nie zamierzał jednak ryzykować. Wylądował nieco niezgrabnie, nogi zdążyły się przez ten krótki moment odzwyczaić od dźwigania ciężaru ciała. Skrzydła zniknęły tak szybko, jak się pojawiły, co było intrygującym widokiem. Awiator pomógł Burke'owi wyplątać się z uprzęży i grzecznie podziękował mu za skorzystanie z atrakcji oraz wyraził nadzieję że się podobało. Craig nie zamierzał udawać, że nie, dlatego też podrzucił w kierunku awiatora galeona - tyci napiwek za całkiem niezłą przygodę. Następnie Burke zerknął jeszcze raz w kierunku samotnej postaci stojącej w oddaleniu, nadal przy krawędzi balustrady balkonu - a zaraz potem wrócił do środka budynku, dołączyć do pozostałych.
zt z lusterkiem
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
Pod skrzydłami anioła
Na południowym balkonie zwykle spotykały się pary uciekające od jadalnianego zgiełku i wirowania w sali balowej. Widok rozpościerający się na okoliczne lasy zapierał dech w piersiach, a gwiazdy rozświetlające nocne niebo nadawały tej scenerii romantycznego wydźwięku. Na życzenie lady Nott, jej taras zamienił się w prawdziwy pas startowy dla aniołów. Do wzięcia udziału w zabawie zachęcani są mężni lordowie i odważne damy, którym niestraszna jest wysokość. Aby wzbić się na wyżyny i zanurzyć w chmurach, należało zgłosić się do awiatora, który pomagał ubrać magiczne pasy na ramiona i talię. Te doczepione były do huśtawki, która dodatkowo miała na sobie czary chroniące przed spadnięciem z niej. Cała konstrukcja nie gniotła wieczorowych szat mężczyzn, ani nie zaczepiała nitki zdobionych sukien kobiet. Należało pochwycić jedno z piór, które leżały na stoliczku obok i pogłaskać nim skórzany pas w talii. Wtem zza pleców wyrastały prawdziwe skrzydła, w całości wykonane z piór magicznych ptaków. Postacie z opieką nad magicznymi stworzeniami na co najmniej II poziomie potrafią rozpoznać skrzydła i dobrać je według własnego uznania, pozostałe mogą wybierać ich w sposób losowy — poprzez rzut kością k8.
- Skrzydła:
- 1: Pióra o kakaowej barwie wydają się być szorstkie w dotyku i na pierwszy rzut oka możesz mieć wrażenie, że są wręcz nieokrzesane. Gdzieniegdzie postrzępione nie sprawiają jednak wrażania popsutych, albo używanych, a takich, którym niestraszna żadna burza i nawałnica. Bywają kapryśne i zdarza się, że czasem znosi je nieco bardziej w lewo, ale nie są to skrzydła dla bojaźliwego czarodzieja. Dobrze sterowane potrafią wznieść właściciela z niebywałą prędkością w górę, ale to, co w nich najciekawsze to to, że doskonale hamują, właściwie w przeciągu ułamków sekundy.
2: Bladozłote pióra abraksanów są długie i ostro zakończone, ale ich krawędzie nie powinny nikogo zranić. Ich masa od razu przywodzi na myśl stabilność i wyjątkowe bezpieczeństwo, jakie można pod nimi znaleźć. Rzeczywiście, w trakcie lotu wydaje się, jakby skutki upojenia alkoholowego nie miały miejsca, jednak tuż po zdjęciu ich, te wracają. W trakcie podróży trzeba utrzymywać nad nimi kontrole i wyznaczać kierunek. Przy odpowiednim prowadzeniu są w stanie wykonać niemal każdy rozkaz czarodzieja.
3: Jaskrawe skrzydła mienią się odcieniami pomarańczy, różu, cytryny, zieleni i żółci. Ich mieszanina barw może odrobinę przytłaczać, ale z pewnością nie można nazwać ich pstrokatymi. Gładkie pióra świergotnika odrobinę mierzwią się na wietrze, wciąż jednak czyniąc je eleganckimi i luksusowymi. W trakcie lotu tworzą nieco większy hałas niż inne skrzydła, ale ich szumie można odnaleźć melodię tych ptaków. Nie są to skrzydła odpowiednie do wykonywania sztuczek, ale z poproszone, potrafią trzepotać w rytm muzyki.
4: Skrzydła z piór gromoptaka zdają się odbijać światło księżyca, mieniąc się kolorem złotem i brunatnym brązem. Z pewnością są najbardziej okazałe spośród wszystkich dostępnych, a czarodziej, które je ubiera, od razu może czuć lekkie wibracje, jakie z nich wychodzą, wtapiając się w jego ciało. Chociaż gromoptaki są w stanie ściągać burze jedynie swoim lotem, te zostały zaczarowane tak, aby cała podróż odbyła się bezpiecznie. Odważniejszy mag może spróbować rzucić na nie zaklęcie Lancea, formując je w kształt pioruna, a te rozświetlą się jej mocą, nie raniąc właściciela.
5: Drobne modrego upierzenie tych skrzydeł nie sposób pominąć w tłumie. Powstałe z memortka są wyjątkowo szykowne, ale również nie mają oporów, aby zwracać na siebie uwagę. Chętnie zabiorą na przejażdżkę każdego czarodzieja, który tego pragnie. Zaprojektowane zostały specjalnie po to, aby wszystkie wspomnienia z lotu pozostały szczęśliwe. Awiator już na samym początku wspomina, że podobno zabranie jednego z piórek ze sobą, zapewni czarodziejowi jedynie dobre wspomnienia z minionego roku. Poruszają się wyjątkowo płynnie, zapewniając lotnikowi spokojny lot.
6: Dwukolorowe skrzydła stworzone są z prawdziwej mozaiki purpurowych i błękitnych piór dirikraka. Ich wyjątkowa figlarność sprawia, że czasem wręcz ciężko jest powstrzymać się od chichotów, bo te potrafią zniknąć w całkowicie losowym momencie. Oczywiście, wciąż pozostają na czarodzieju, jedynie wtapiają się w otoczenie i sprawiają wrażenie, jakby ich właściciel samodzielnie płynął przez nocne powietrze. Tak samo szybko jak znikają, pojawiają się również wtedy, gdy się tego nie oczekuje. Dzięki temu jednak łatwo można doprowadzić młodą pannę do śmiechu.
7: Ich rozmiar wciąż pozostaje zagadką, bo zależny jest jedynie od woli noszącego. Ciemnoturkusowe pióra żmijoptaka potrafią błyskawicznie zmieniać swą wielkość, dzięki czemu, gdy rosną do rozmiarów niemal 5 metrów na skrzydło, potrafią mknąć najszybciej ze wszystkich. Zmniejszone do skrzydełek wróżki trzepoczą radośnie, zwalniając znacząco tempo.
8: Śnieżnobiałe wydają się lśnić w świetle, czasem nawet rażąc w oczy. Nie jedna dama określiłaby je mianem najpiękniejszych skrzydeł dostępnych w tym miejscu, bo ich wyjątkowa czystość i lekkość, przywodzą na myśl prawdziwe anioły. To one potrafią wznieść czarodzieja najwyżej i nie stracić swojego pędu. Wyjątkowo ciekawskie i zgodnie z wolą prowadzącego, chętnie skręcające w boki i odbijające z trasy.
Po wybraniu skrzydeł należy zebrać się na odwagę, nie pozwolić na ani chwilę słabości, po czym odepchnąć od przygotowanego podestu. W międzyczasie awiator opowiada o wszystkich zasadach bezpieczeństwa, jakim jest, nieschodzenie z przygotowanej trajektorii lotu, nieprzekraczanie dozwolonej prędkości oraz szczególne uważanie na okoliczne ptaki i owady, a razie potrzeby odgonienie ich od siebie. Lot rozpoczyna się na balkonie i w tym samym miejscu kończy, lecz najpierw przelecieć można nad całym terenem rezydencji, mijając najpierw potężny ogród, potem wieżyczki dworku, a na koniec przelatując obok północnej ściany. Na życzenie, tuż obok może lecieć taca z drinkami oraz przekąskami. Po drodze do czarodzieja dołącza skrzypaczka, która lewituje w pobliżu, wygrywając na swoim instrumencie anielskie melodie.
W trakcie lotu można raz na wątek rzucić kością k8 i sprawdzić jaki efekt wywoła:
- Efekty:
- 1: Znienacka zjawia się żądlibąk, który upatrzył sobie Ciebie za cel. Nie zdążysz zareagować, gdy jego żądło znajdzie się w Twoim karku, a ty poczujesz dziwne zawroty głowy. Te wkrótce przejdą i chociaż zdawać by się mogło, że nie wywołał on w Tobie żadnych innych efektów, to po wylądowaniu jeszcze przez kilka minut, będziesz swobodnie lewitować kilka centymetrów nad ziemią.
2: Przypadkowo skrzydło zahaczyło o dach, przez co wpadasz w małe turbulencje. Wystarczy, że złapiesz równowagę, a te miną, chociaż mogły wydawać się groźne na pierwszy rzut oka. Następnym razem musisz bardziej uważać.
3: Kątem oka dostrzegasz elfy, które ukryły się w koronie drzewa. Te wskazują Cię palcami i wydają się być niezbyt zadowolone z Twojej obecności. Chwilę później całą gromadą podlatują do Ciebie, obsypując Ci głowę złotym pyłkiem.
4: Tuż obok Ciebie przelatuje kruk, który wydaje się być wyjątkowo przyjazny. Przysiada na Twoim skrzydle, obserwując horyzont z tej perspektywy i odpoczywając od lotu.
5: Nad sobą dostrzegasz gwiazdy, które w dziwny sposób zdają się układać w kształt prawdziwego anioła. Ten zaczyna wyciągać do Ciebie ręce w przyjaznym geście. Aureola nad jego głową świeci żywym blaskiem, a jedna z jej gwiazd właśnie zaczęła spadać. Możesz pomyśleć życzenie.
6: Na horyzoncie dostrzegasz łunę świata magicznego Londynu. Jeśli dobrze wytężysz wzrok, wkrótce dostrzeżesz wyraźnie Wesołe Miasteczko, które dziś mieni się wszystkimi kolorami tęczy, zabawiając swoich gości.
7: Spadające z chmur śnieżynki postanowiły zatańczyć obok Ciebie prawdziwy balet, wirując i podskakując wokół. Zimno nie tyka się Twojego ciała, a Ty możesz zrelaksować się i oglądać ten wspaniały pokaz.
8: Skrzypaczka podlatuje bliżej, wręczając Ci rulonik z liścikiem. Jest to notka od samej lady Adalaidy Nott, która komplementuje Twoje skrzydła.
Posiadając zwinność na poziomie 11 punktów, można wykonywać na nich w powietrzu dowolne sztuczki i akrobacje, należy jedynie pamiętać, aby uważać, by nie zakręciło się w głowie.
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4