Sala balowa
Każdy sabat u lady Adelaide Nott słynie ze swojego przepychu, którego nie mogło zabraknąć i w wyborze alkoholi czekających na spragnionych dobrej zabawy czarodziejów. Złote tace lewitowały po sali, pokryte szkłem różnej maści, w którym kryły się rozmaite rodzaje trunków. W tym roku, ze względu na skrywane za maskami tożsamości gości, koktajle kryły w sobie dodatkowe magiczne efekty czyniące całun tajemnicy okrywający całą zabawę jeszcze grubszym.
Aby pochwycić kieliszek z przelatującej obok tacy, należy w pierwszym poście na wydarzeniu wykonać rzut k20, a następnie zinterpretować go zgodnie z poniższą rozpiską.
- Wybór kieliszka:
- 1. Goblin
Ten koktajl z soku jabłkowego, szampana oraz rozpuszczonego marcepanu podaje się w wysokim kieliszku, którego rant zamoczony w wódce obsypano cukrem. Smak jabłek delikatnie przebija się przez bąbelki i już jeden łyk wystarcza, by magiczny napój zadziałał, obdarzając Cię skrzekliwym głosem. Odnosisz wrażenie, jakby twój wzrost rzeczywiście pasował do standardów goblinów.
2. Wróżka
Migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Celestyna
Już pierwszy łyk zaskakuje cię unikalnym połączeniem cytrusów oraz słodkiego wina doprawionego mocnym aromatem pieczonych kasztanów. Dopada cię błogi, piosenkarski nastrój godny samej Celestyny Warbeck, która nagle staje się twoją idolką. Nie możesz oprzeć się chęci zanucenia jej najlepszych hitów do spółki z tanecznym krokiem piosenkarki, zyskując także nieco z jej pięknego głosu.
4. Troll
Gorzkiej woni unoszącej się znad kryształowego kielicha towarzyszy równie identyczny smak absyntu. Na dnie unosi się kilka listków piołunu, które jedynie podbijają kwaskowatość. Język piecze niemal do samego końca, kiedy spływa na Ciebie nuta słodkiego, nierozpuszczonego w pełni cukru, a głos brzmi bardziej charcząco, jakby coś w gardle utrudniało Ci mówienie.
5. Eteryczna formuła
Charakterystyczny biały dym unosi się znad kieliszka niczym z wrzącego kociołka. Delikatne szkło jest ciepłe, a jego zawartość smakuje doskonałym i jedynym w swoim rodzaju szampanem zmieszanym z sokiem żurawinowym oraz sokiem z cytrusów.
Raptem kilka niewielkich łyków, które pomieścił w sobie smukły kieliszek, wprowadziło cię w głębokie przemyślenia, iście eteryczne tyrady o czasie, przestrzeni, nieskończonym ogromie kosmosu, którego fragmentu dostrzegasz w suficie wysoko ponad tobą. Twój ton głosu brzmi wzniośle, iście filozoficznie.
6. Błazen
Mieszanka ciemnego ale oraz whiskey skropiona dodatkiem słodkiego koziego mleka budzi w tobie rozbawienie. Każdy kolejny łyk przybliża Cię do śmielszych chichotów, które jesteś w stanie powstrzymać z niemałym trudem. Wesoła atmosfera wieczoru udziela Ci się znacznie szybciej niż pozostałym gościom.
7. Oddech smoka
Tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
8. Kapitan
Mieszanka najlepszego rumu bogata w sok z najlepszych cytrusów z dodatkiem imbiru zaostrzającego smak. Raptem kilka łyków wystarcza, by Twój głos obniżył swoją barwę i stał się przyzwoicie melodyjny, a przy tym dostatecznie przekonujący i pewny siebie dla słuchacza.
9. Trzecie oko
Biała zawartość kieliszka jest nieco mętna, gęsta. Smakuje egzotycznym mlekiem kokosowym, białą czekoladą oraz wytrawnym winem. Każdy łyk sprawia, że odsuwasz się nieco od otaczającej Ciebie rzeczywistości. Chwilami odnosisz wrażenie, jakby sprawy doczesne nie miały najmniejszego znaczenia, a jedyny interesujący zbieg wydarzeń znajduje się w bliżej nieokreślonej przyszłości.
10. Mantra
Ziołowy zapach amaro pozostawia po sobie gorzki posmak na języku, który przełamuje mus z kandyzowanych owoców. Od pierwszego łyku wiesz, że Twoje słowa stają się nieco cichsze, a krzyk jest wręcz nieosiągalny. Towarzyszy Ci błogi spokój, opanowanie. Nawet największa awantura nie jest w stanie wykrzesać z Ciebie upustu przygaszonych emocji.
11. Creme de la creme
Likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
12. Gorący kociołek
Smak ginu z tonikiem jest znany każdemu, kto choć raz pojawił się na przyjęciu z dobrze zaopatrzonym barem. Gorycz ciągnie się wzdłuż języka, powoli, niemalże boleśnie wypalana przez gin. Twoje gardło po wypiciu kilku łyków nienaturalnie ściska się, a głos powoli wybrzmiewa niższe tony. W miarę upływu czasu staje się także coraz bardziej zachrypnięty, jakby Twoje ciało trawiła choroba albo, co gorsza, wspólny wieczór spędzony przy wyśpiewywaniu największych hitów Celestyny Warbeck.
13. Błękitna Laguna
Przyjemne połączenie wódki, pomarańczowego likieru Blue Curracao oraz lekko gazowanej wody cytrynowej podawane w wysokim kieliszku z plastrem cytryny umieszczonym na jego brzegu. Ogarnia Cię błogość i lekkość, jakbyś unosił się na przejrzystych wodach błękitnej laguny. Barwa głosu zmienia się na wysoką, aczkolwiek jasną o średniej sile dźwięków. Przypominają Ci się wizyty w operze, gdzie najwspanialsze diwy wyśpiewują swoje arie, a teraz czujesz, że możesz być jedną z nich i zachwycić towarzyszy ariettą najwyższej klasy.
14. Królowa Śniegu
Intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
15. Grzywa aetonana
Alkohol w kieliszku jest gęsty i mleczny, spieniony u góry. Jest słodki: wśród aksamitnego jak grzywa aetonana mleka wyczuwasz orzechowy likier i rozgrzewające nuty kawy i czekolady. Przyjemne uczucie rozlewa się za twoim mostkiem, zaś twój głos zyskuje niższe, lecz lekkie i ciepłe brzmienie, od którego słuchania nie można się oderwać.
16. Erato
Kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
17. Egzaltacja
Najwyższej jakości burbon oraz mocny earl grey stanowią połączenie znane przez każdego, szanującego się Brytyjczyka; podobno. Smak alkoholu podsyca rozpuszczony miód, którego gęsta struktura pozostaje wyczuwalna na języku. Ciebie zaś ogarnia nieprzerwane deklamowanie każdego słowa. Nadajesz mu barwę, dodatkowe emocje. Napotykasz trudność w oparciu się poczuciu przemawiania o wydarzeniach ważnych, istotnych, a przede wszystkim wygranej wojnie o czystość krwi.
18. Burleska
Słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
19. Pożoga
Intensywna czerwień soku malinowego w efektowny sposób łączy się z kolorem soku pomarańczowego, a ostrości dodaje czysta wódka zawierająca w sobie drobinki brokatu. Przyjemnie chłodzony kruszonym lodem drink podawany jest w szkle sprawiającym wrażenie płonącego. Skład wzbogacono o składnik wywołujący intensywne, silne wzruszenie, które wraz z ostatnią kroplą drinka przemienia się w niewyobrażalny zachwyt.
20. Łyk niewinności
Z pozoru lekkie wino niosące posmak prawdziwego Toujour Pur skrywa w sobie niewielką ilość pikanterii dość mocno palącej w gardło. Szybko ogarnia Cię poczucie młodzieńczej niewinności, chęć cofnięcia się z powrotem do szkolnej ławy i płatania figli. Poczucie zabawy towarzyszy Ci w każdym kroku. Twój głos przyjmuje barwę o kilka tonów wyższą.
Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.
Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Zerwanie jagody należy zgłosić w komponentach z zaznaczeniem, iż przekazanie dokonało się na sabacie celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku obdarowanej kobiety oraz odpisania jagody z wybranego tematu.
Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.
Pozostały 0/3 jagody.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
- Starać mogło się wiele osób, lecz niewiele jest w stanie równać się z tobą, lady Rosier - pochylił się nieznacznie w jej kierunku, by wyszeptać te słowa do jej ucha. Kreacje wymijanych gości Hampton Court mieniły się w wielobarwnym korowodzie, w tłumie migotały egzotyczne pióra, perły, kamienie szlachetne, złoto, ozdobne muszle i luksusowe materiały, jednak z jakiegoś powodu to właśnie ją dostrzegł w całym tym natłoku bodźców, spychając kontynuację obserwacji modowo-socjologicznych na dalszy, kompletnie już nieistotny plan. - Maskarady mam we krwi, wstydem byłoby nie potrafić się doń należycie przygotować - zaśmiał się lekko, jednocześnie wyjaśniając skrupulatność w dbaniu o spójność swojego stroju i zdobnej maski. Chociaż volto pochłonęło przebłysk zadowolenia przemykający przez jego twarz, odnotował jej komplement, nim w automatycznym geście pochylił się ponownie, by wysłuchać jej konspiracyjnych słów. - Niestety niektórzy wykazali się ignorancją w kwestii symboliki przywdziewanych masek - stwierdził w odpowiedzi, a w jego głosie zawdzięczała przepełniona żalem nuta. To miał być wyjątkowy wieczór, ten, którego cała socjeta wyglądała z niecierpliwością; mimo wszystko niektórym zabrakło przenikliwości i staranności w dbaniu o detale swojego przebrania. - Nie sądzę, by ktokolwiek pragnął wykorzystać sabat do demonstrowania swych skłonności - kontynuował gdybanie, nie znajdując zbyt wielkiego sensu w chęci zaszokowania szlachetnie urodzonych gości oraz konserwatywnej organizatorki, która każde faux pas odbierała jako osobistą zniewagę, a tych nie zwykła wybaczać.
- Kłamałbym mówiąc, że nie wyczekuję tańców - oznajmił lekkim tonem, wypuszczając ostatecznie jej smukłą dłoń z uścisku własnej i przystając w miejscu, w bezpiecznej odległości od chichoczących pod ścianą panien, taksujących spojrzeniem każdego szlachcica, u którego boku nie znajdowała się już towarzyszka wieczoru. - Zapewne wkrótce się przekonamy, chociaż... - urwał wypowiedź w pół słowa, sięgając również po kolejny kieliszek z ciemnoczerwonym trunkiem i chwytając się jednocześnie nowej myśli rozbłyskującej w jego głowie feerią barw, gdy kątem oka dostrzegł niewielkich rozmiarów krzak jemioły. Zbliżył się do niego o krok, przesunął dłonią po sztywnych, zielonych gałązkach, by w ich głębi znaleźć ostatnią jagodę, tę obarczoną najsilniejszym symbolizmem i przypisywanymi jej wyjątkowymi właściwościami. Usta Maghnusa zatańczyły w miękkim uśmiechu, gdy odwrócił się do Fantine, obracając pomiędzy palcami swą zdobycz. - Chociaż nie mogę się doczekać walca, lady Rosier, zgodne z prawdą jest stwierdzenie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia - a jemu apetyt dopisywał wprost wyborny. - Czy zatem zechcesz obiecać mi coś jeszcze oprócz wspólnego tańca? - zapytał, odnajdując jej spojrzenie, skryte za złotą colombiną piwne tęczówki błysnęły na ułamek sekundy, gdy ponownie wyciągnął w jej kierunku dłoń; tym razem po to, by przekazać jej drobną jagodę, połyskującą mlecznobiałą barwą niczym najprawdziwsze trofeum.
| zrywam ostatnią jagodę (dwie pierwsze zerwali Rhysand oraz Ares)
in wine and flowers
go hand in hand
Część sunących po parkiecie sylwetek rozpoznawała, inne kojarzyła z samego sposobu dobierania nitki i ozdób, kolejne z tonu głosu, który płynął między zgromadzonymi a wysokim szkłem i dekoracjami. Skryte za grafitową colombiną spojrzenie wędrowało po otoczeniu, opleciony sznurem błyskotek nadgarstek zawijał wokół ramienia męża. Astoria dostrzegła własne rodzeństwo, wciąż jednak zajmując miejsce dość zdystansowane by powitać ich słowem. Być może to i lepiej; kiedy jasne tęczówki zatrzymały się na pstrokatej kreacji młodszej siostry, na krótką chwilę przegryzła dolną wargę, tłumiąc w sobie chęć wyrażenia reakcji na różową błyskotkę, która otulała debiutującą Cordelię.
Lady Lestrange sama miała na sobie przylegającą, czarną suknię, ozdobioną migoczącymi kamieniami na wysokości półprzezroczystych rękawów; szeroki pas odcinał rozłożystą spódnicę, a jedno ramię okrywała atłasowa, ciemna peleryna, zlewająca się z dłuższym trenem sukni. Wśród zaczesanych do tyłu, jasnych pasm włosów, raz po raz błyszczały długie kolczyki, dopasowane do drobnych pereł zdobiących elegancką maskę.
Frasobliwości związane z niepewnością co do odpowiedniego stroju młodej lady Malfoy przyćmiła organizatorka całego przedsięwzięcia; Astoria pozwoliła sobie na uśmiech, przysłuchując się słowom wieloletniej znajomej, zgadzając się z toastem lady Nott, choć samej nie sięgając po trunek na wirujących wkoło tacach.
Maskarada rozpoczęła się, muzyka popłynęła wzdłuż pomieszczenia, gwar rozmów nasilił się; pierwszy utwór lady Lestrange podarowała mężowi, wchodząc w rytm kolejnych taktów na marmur parkietu rozświetlony złotymi kandelabrami.
Płynność ruchów mieszała się z miękkością materiałów zachwycających kreacji, drogocenne kamienie zdobiące biżuterie odbijały punkty światła niemal oślepiająco; kolejne takty nadeszły prędko, równie prędko utwór przemknął w kolejny, a ona znów obrała jeden z boków sali, schodząc swobodnie z parkietu.
Wzrok znów napotkał Cordelię, tym razem zwracającą się w kierunku, jak wywnioskowała, Blacków, w towarzystwie Abraxasa. Zdecydowawszy jednak zachować własne przemyślenia co do najmłodszej latorośli Ministra Magii, póki co, zwróciła się do męża.
– Nie powinieneś odnaleźć Averych? – i rzucić w ich kierunku te same słowa, jak co roku, tym razem podsycane nadzieją i dumą z działań, jakich dopuszczał się Czarny Pan i Ministerstwo pod przewodnictwem Malfoya.
Lord Lestrange po porwaniu jednego z kieliszków, później subtelnym muśnięciu ustami wierzchniej części dłoni swojej żony, zniknął wśród piękna wyniosłych gości.
taniec balowy na II
Cordelia dygnęła lekko na słowa lorda Blacka, uśmiechając się do niego czarująco. - Dziękuję, sir! Bez wątpienia zapamiętam ten wieczór do końca życia - odparła gładko, upijając kolejny łyk smacznego koktajlu, nadającego jej głosowi burleskowego, kuszącego tonu. Lubiła słuchać samej siebie i bez magicznego wspomagania, ale na Merlina, ten alkohol czynił cuda z melodyjnością głosu! Zachichotała właściwie bez większego powodu, unosząc kieliszek w górę. - A więc za nowy, lepszy rok - i za siłę czystej krwi! - zaproponowała prywatny toast, po czym pozwoliła sobie skupić uwagę tylko na Aquili. Jej komentarz dotyczący prezencji skwitowała tylko westchnieniem; to, że wyglądała wyjątkowo było wszak więcej niż oczywiste. - Bardzo interesują mnie sabatowe historie, nauka pochodzi przecież z doświadczeń innych czarodziei! - zwróciła się ku Cygnusowi, nie chcąc, by ten powstrzymywał się przed opowiadaniem o swym debiucie. A może mężczyzna po prostu wstydził się, że miał go już lata temu, a ciągle nie mógł poszczycić się sczęśliwym małżeństwem? - Czy czyjś strój przykuł waszą uwagę? Na Merlina przysięgam, że w tłumie widziałam czarodzieja w spódnicy! Chyba, że oczy spłatały mi figla... - podzieliła się gorącą plotką przyciszonym tonem, mając nadzieję, że może Aquila spostrzegła tego dziwaka i że wie cokolwiek na temat tejże kreacji oraz skrywającym się za nią osobnikiem. Któż to mógł być?
- Tak, też liczyłem, że go spotkam nieco.. prędzej - ze smutkiem odnotowałem przecież to, że nie zdołałem jeszcze rozpoznać mego przyjaciela spośród tego tłumu. Gdzie podział się Lord Nott, tego nie wiem. A jednak zainteresowany byłem teraz poszukiwaniem kogoś innego, mianowicie rudej wiedźmy, ta jednak jak na złość wcale nie pojawiała się przed moim nosem. A przecież nakazałem muszlę, którą mi podarowała zamontować na czole mojej maski. Sądziłem może, że niby latarnia wskazująca drogę zadziała na młodą pannę Travers, ale może się myliłem? Może raczej jako znak ostrzegawczy? Z jakiegoś powodu jednak kiedy spytałem o Junonę, poruszyło to towarzystwo. Pewnie nie sądzili, że mogę znać młodą Junonkę. Znałem. Vivienne wydawała się bardziej niż inni poruszona i nawet jej prawie wypadło z ust coś, czego mogłaby żałować. A jednak zorientowałem się, co mogła mieć na myśli, stąd mój dociekliwy wzrok nagle kieruje się na Bulstrode. Lestrange? Czyżby była świadoma o mojej zimowej randce z lady Lestrange na Świątecznym Jarmarku? Ja jej nie powiedziałem ani słówka apropo tego wieczoru, ale może Octavia... - Tak, Lady Travers - podkreślam moje pytanie, chcąc przepędzić ducha Lady Octavii spomiędzy tej rozmowy. Może aby nieporadnie ukryć kryjący się za tym mały skandal? Przeszłości zmienić nie mogę, ale kiedy Lady Bulstrode kpi z mojego planu, przesuwając palcem po odsłoniętej szyi, czuję, że pytania na jego temat dopiero mogą się zacząć. I tak jak podejrzewałem, Vivienne postanowiła zagrać w jedną ze swoich nieznośnych gierek. Lubi być w centrum uwagi, kiedy wszystkie oczy są skierowane na nią. Lubi też zagadki. Lotos rozkwita o północy, by w południe gwarem nie uszkodzić korony. Przyszło mi analizować tę zmyślną zagadkę akurat kiedy Vivienne zdaje się straciła zaintersowanie moją sprawą, zamiast tego wraca do flirtów z Selwynem. Czując się jak przyszłowiowe nadliczebne koło, z krzywym uśmiechem wycofuję się spomiędzy uścisków, które niebawem połączą tę dwójkę gołąbeczków. Postanowiłem przejść się i znaleźć adresatkę mojej dzisiejszej misji. A skoro tylko minąłem ją (której nie poznałem przez zmieniony kolor włosów), mogła Juno słyszeć jak pod nosem mówię: - Czekać do północy, dobre sobie, niech Lady sobie sama czeka do północy - przemknąłem więc obok mojej nieodnalezionej Juno, i przechodzę w kierunku, gdzie stoją ich Lordowskie moście. Rozpoznanie lordów pośród tłumu wcale nie było tak trudne, jak mogłoby się wydawać. Lord stoi wyprostowany, jego szata lśni bogactwem, a chociażby bawił się najprzedniej, to spod maski będzie mu wystawał niewzruszony wyraz twarzy. Skinąłem głową nie jednej osobie, dłużej zatrzymując spojrzenie na tych, których maski miały cokolwiek związanego z morskim tematem. Stanąłem nawet na chwilę, by zlustrować otoczenie, ale wciąż nic. I wydaje mi się, że nie widzę już nawet tych lordów, których przed chwilą rozpoznawałem. Nagle nogi same niosą mnie ku Lady Rosier . Evandra jaśnieje nawet zza maski, która ma ją ukrywać, nawet spowita w czerń, która ma może kogoś smucić. U jej boku dwóch mężczyzn. Jednego z nich odrazu rozpoznałem, Lord Rosier wyglądał jakby wciąż był na polu walki. Kuzyna Lestragne też poznałem. Nie z nimi miałem jednak do porozmawiamia, ale z Evandrą. Moja siostra z innego ojca (jak nazywam ją w sercu), zbyt długo była pozbawiona mojej obecności w swoim życiu. Dwa miesiące milczenia musiały się zakończyć. Może to, że nie mogłem odnaleźć Junony na balu, to również kwestia tego, że musiałem porozmawiać wpierw z kuzynką?
Podchodzę i chyba dopiero to, że nie minąłem ich, sprawiło, że skupili na mnie spojrzenie. Krótkie powitalne skinienie głową musiało załatwić sprawę, bo moje oczy już nie wędrują po ich twarzach, ale zwracają się do Evandry Rosier. Posyłam jej lekki uśmiech. Odnawianie kontaktu z osobami bliskimi było wyjątkowo łatwe, kiedy dochodziło już do nich. Wystarczyło jedno spojrzenie, a kamień spadał z serca. Mi pomogły też jej listy.
- Zapowiada się piękny Sabat, prawda? Lordowie pozwolą, ale chciałbym porozmawiać z Lady Rosier - wyciągnąłem rękę do kuzynki i (uznając że ją złapała) żegnam się z panami: - Obiecuję zwrócić ją w całości. A Lordom polecam odwiedzenie sali uczt, piękne zapachy się stamtąd wydobywają
Wysłuchał wystąpienia lady Nott, dołączył się do krótkiego aplauzu dla debiutantek, choć bez większego entuzjazmu, to z grzecznością, ostatecznie upijając wzniesiony toast za Lorda Voldemorta. Wypity drink relaksował ciało i przywoływał przyjemne myśli o zwycięskiej wojnie, myśl o spalonej ziemi i wybitych mugolskich miastach, w ostatnim czasie wiele układało się pomyślnie, zwłaszcza w samym Kent, zdała mu się wybitnie przyjemną.
- Gaspard - powitał krewnego Evandry imieniem, pomijając tytuły, tylko pół przysłoniętej twarzy pozwalało mu rozpoznać jego tożsamość bez trudu. Spodziewał się, że na jego wskazywało głównie towarzystwo żony. - Przeszłość jest tylko przeszłością, a Anglia z roku na rok wygląda coraz piękniej. Oczyszczona, świeża, piękna, wolna od cieni, w których dawniej musieliśmy się ukrywać, czy zeszłoroczny bal mógł konkurować z dzisiejszym? - zapytał retorycznie, wyraźnie odbiegając od tematu - co prawda pod wpływem wypitego alkoholu, ale wcale nie musiało to tak wyglądać. - Czy wczoraj może równać się z dzisiaj? Czy nie jest tak, że z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc i z roku na rok, zbliżamy się ku doskonałości budowanej na stosach zwyciężonych bitew... - dodał filozoficznie, wyraźnie zamierzając rozpocząć kolejny wywód, gdy minął ich Ares, którego uraczył grzecznościowym powitaniem, gdy czarodziej zwrócił się wprost do towarzyszącej mu Evandry.
- Wybaczcie, lady Rosier właśnie zmierzała na parkiet - odpowiedział Aresowi, wysuwając dłoń ku żonie, z subtelnym ukłonie, gestem zapraszając ją do tańca. Bynajmniej nie byłoby w dobrym tonie spędzić razem całego wieczoru, ale jej pierwszy taniec bezwzględnie należał przecież do niego i nie zamierzał z tego przywileju rezygnować. - Obiecuję ją odprowadzić. Możecie w tym czasie sprawdzić te kuszące zapachy, lordzie, zdam się na waszą opinię w kwestii degustacji - dodał, poniekąd parafrazując słowa Carrowa, na krótko przenosząc wzrok na Gasparda. Może to ogólny wydźwięk przyjęcia, a może podniosłe działanie tajemniczego drinku sprawiły, że nie zapomniał, co przywiodło go do Lestrange'a. Rodzina miała względem niego pewne plany, a sam Gaspard: musiał wreszcie popłynąć z rzeczywistością ku przyszłości. Musiał wreszcie stanąć naprzeciw swoim obowiązkom, tak jak ktoś musiał przejąć te brzemię po Francisie. - Znajdź mnie za jakiś czas, musimy porozmawiać - zwrócił się do niego, krótko, zdawkowo, szczędząc szczegółów, choć był przecież świadom, że podobne słowa przeważnie pozostawiały tylko niedosyt i grom wątpliwości. Zapamiętał jego strój, wiedząc, że jeśli Gaspard zapomni o nim - Tristan zdoła go wychwycić w tłumie. Nowy Rok miał przynieść wiele zmian, ta była jedną z nich. Surowa maska przysłaniała wyraz twarzy, cień padający na oczy nie pozwalał wyczytać emocji ze źrenic.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Ostatnio zmieniony przez Tristan Rosier dnia 06.04.22 1:06, w całości zmieniany 1 raz
Juno powoli sączyła swojego drinka pozwalając by powoli owładną nią zaskakująco dobry humor. Nuciła pod nosem jedną z piosenek, która z niejasnych powodów właśnie rozbrzmiała w jej głowie. Czy to naprawdę możliwe, że nabrała ochotę do tańca? Ona, która całe swe artystyczne życie spędziła na trzymaniu się ścian i kurczowym uporze, by nie robić z siebie pośmiewiska na parkiecie? Cóż może był to znak, by w końcu dorosnąć i opuścić swoją bezpieczną bańkę? Tylko właściwie po co? No właśnie…
Gdy zaczęły się występy Juno przez krótką chwilę przyglądała się im z ciekawością. Sala balowa zdarzyła się jednak zrobić zbyt głośna i parna by mogła w niej dłużej wytrzymać. Odstawiła pusty kieliszek na jedną z tac i spokojnym krokiem ruszyła w stronę jednego z wyjść. Miała nadzieję, że świeże powietrze pozwoli oczyścić umysł i skupić myśli na czymś konkretniejszym. Żeby jednak tego dokonać musiała przejść pomiędzy pozostałymi gośćmi. Powolny i statyczny krok nijak nie pasował do codziennej chaotycznej postawy Juno. Dziś jednak liczyło się głównie to by nie przyciągać zbyt dużej liczby spojrzeń. Zatrzymała się w pół kroku słysząc własne nazwisko. Lord Carrow stał do niej plecami nie mógł więc dostrzec, że ktoś przysłuchuje jego rozmowie. Szybko jednak złapała spojrzenie Vivianne . Nieme pytania zawisły między dwiema przyjaciółkami. Co właściwie się działo? Dlaczego nagle padło jej nazwisko? Czy to już czas by rozpłynąć się w powietrzu i na zawsze porzucić myśli o wielkich balach? I wówczas padły tajemnicze słowa lady Bulstrode. Co ty kombinujesz Vivianne? Niebieskie oczy wyrażały dziwną mieszankę rozbawienia, niepokoju i uznania. Czyżby przyjaciółką ją zdradziła? Mimo licznych próśb i obietnic zamierzała wciągnąć Juno w jedną ze swoich gier? Z ust lady Travers wydobyło się ciche westchnięcie zagłuszone przez maskę, która zdobiła drobną twarz. Mimo rosnącego napięcie nie odeszła. Chciała usłyszeć odpowiedź Aresa. Jednak gdy ta w końcu padła poczuła lekkie ukucie zawodu. Czyżby lady Vivianne miała na nią aż taki wpływ? Ares ruszył się z miejsca i dopiero wtedy zobaczyła co zdobiło jego maskę. Kolejne ukucie, tym razem niewiadomego pochodzenia. Czy to było możliwe, że usłyszała w jego słowach urazę, zawód, czy też może sam smutek? Chciała go zatrzymać. Wyciągnęła nawet rękę, by go chwycić, odszedł jednak tak szybko, że jedynie musnęła jego dłoń. Jeszcze przez chwilę patrzyła za nim, gdy znikał w tłumie innych gości. Odwróciła się w końcu w przeciwną stronę ze wszelką cenę próbując przy tym uniknąć wzrok Vivianne. Ta, choć wyraźnie zajęta swoim towarzyszem zdążyła już i tak dostrzec zbyt wiele. Juno kiwnęła potakująco głową jak gdyby godziła się z zaistniała sytuacją. Sama zniknęła nie do końca nieświadomie próbując zwiększyć dzielący ich dystans. Przecież było jasne, że wcale nie potrzebują swojego towarzystwa.
your queen summons you
- Jeśli przyjąć takie dążenie do doskonałości za nasz jedyny cel, łatwo będzie wpaść w pułapkę ciągłego porównywania się z innymi - wtrąciła się na moment, słysząc jak małżonek chce już przenieść temat rozmowy w bliższe mu ostatnimi czasy rejony. - Zamknąć się na możliwości płynące z otaczającego nas ogromu wiedzy i inspiracji, a z jakiego najłatwiej czerpać bez ograniczających ram strachu przed porażką.
Wysłuchała przemowy lady Nott, podziwiając jej ćwiczony przez lata konferansjerski dryg. Znów powiodła spojrzeniem po tłumie, chcąc odnaleźć w nim wspomniane debiutantki. Koniecznie musiała pomówić z Eurydice, wypytać o wrażenia, ocenić kreację. Kuzynka długo przygotowywała się do dzisiejszego wieczoru, także pod jej czujnym okiem, nie mogła pozwolić sobie na zaniedbanie młodej lady Nott.
Lorda Carrow dostrzegła już z pewnej odległości, oczekiwała jego przybycia od kiedy spostrzegła, że zmierza w ich kierunku. Zdecydowała się nie skorzystać z Aresowego zaproszenia na Świąteczne Grzańce, zbyt wiele obowiązków czekało ją wtedy w Château Rose, by ot tak opuścić je na rzecz rozmowy z kuzynem. Musiała przyznać, że zawarty w liście enigmatyczny opis zaintrygował ją na tyle, by rozważać propozycję, lecz skoro podkreślił, iż nie będzie miał jej za złe odmowy, równie dobrze mogli porozmawiać dzisiejszego wieczoru. Zastanawiało ją cóż takiego działo się w Sandal Castle, by ważnym było podkreślić zasadę, iż to, co działo się tamtej nocy, miało zostać wyłącznie między zaproszonymi gośćmi. Musiała obejść się smakiem i zaczekać do następnej okazji.
- Znajdę cię - uśmiechnęła się do Aresa przepraszająco, kiedy już miała zgodzić się na rozmowę, ale przyjęła wyciągniętą dłoń Tristana. Tradycji musiało stać się zadość. Podążyła za nim na środek parkietu, by dołączyć do zebranych tam par. Czasem tęskniła do przyjęć, które mogli spędzić w swej obecności dłużej, niż jeden taniec, nie narażając się na brak poszanowania względem innych gości, łaknących ich towarzystwa. Wirować na parkiecie w akompaniamencie kolejnych utworów orkiestry, jaka grała przecież tylko dla nich, tkwić nieprzerwanie w swoich objęciach, bez oglądania się na wodzące za nimi spojrzenia.
- Nie sądziłam, że łączy was z Gaspardem coś więcej, niż uprzejmości - przyznała, z wrodzoną gracją poddając się wprawnemu prowadzeniu. Natychmiast odnalazła się w znanych sobie ramionach, pozwalając by migoczące srebrzyście płatki wirowały wraz z nimi w pierwszym tańcu. - Jakaż to niecierpiąca zwłoki sprawa jest tak ważna w obliczu piękna dzisiejszej nocy? - Nie miała w zamiarze go ganić, domyślała się tylko, że mógł chcieć dokończyć swój wywód o dążeniu do doskonałości, a przecież było ono niczym wobec ulotności tego niepowtarzalnego czasu.
and i'll show you
hands ready to
bleed
- Skrzętnie dobrana, w odpowiedni sposób, odzwierciedlająca to, co kryje się pod spodem. Tajemnicę. – odparł niskim, miękkim głosem, zupełnie niepodobnym do własnego. Pozbył się charakterystycznej dla siebie chrypki, przybierając inne brzmienie dzięki napojowi, który powoli kończył się w jego kieliszku. Zabawne, te drinki dodawały jedynie uroku całemu spotkaniu.
- Zatańczymy? – spytał, nie czekał zbyt długo na odpowiedź, aby móc w rytm muzyki porwać Primrose do tańca. Wyśmienitym tancerzem nie był, robił to tylko dlatego, że musiał i za dziecka kładzono nacisk na to, aby nauczył się choćby podstaw tańca klasycznego. Wszystkim wtedy wydawało się, że będzie równie pilnym uczniem jak Tristan i będzie przykładał się do nauki, aby w każdej dziedzinie stać się niedoścignionym. Szkoda, że jego nie spytano o zdanie w tym temacie.
- A Twoja maska, Lady? Ktoś doradzał ten wyśmienity wybór czy może… – obrócił ją wprawnie w tańcu, a raczej na tyle na ile pozwalały mu możliwości, aby jej nie podeptać i nie zabić. – Czy może sama dobierałaś każdy jej szczegół? – spytał, przesuwając się wraz z nią po parkiecie, w rytm muzyki, która wesoło przygrywała wokół nich. Gdyby ktoś spojrzał na te rozbawione i wesołe twarze, nigdy nie powiedziałby, że właśnie byli w środku wojny i musieli zmagać się z tak licznymi problemami.
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Kto inny mógłby wiedzieć o spotkaniu lady Octavii z lordem Aresem?
Carrow wydawał się zdziwiony - przestraszony jej wiedzą? Słodki chłopcze, nieistotne skąd wiem - ważne, że wiem. I gdy wymyślona na poczekaniu zagadka spoczęła pomiędzy nimi, gdzieś w tle mignął najbardziej z charakterystycznych strojów. Kolejne złamanie niewypowiedzianych konieczności, ale w tak umiejętny sposób, że nie budzący sprzeciwu. Egzotyczny. I tylko dlatego - umocniona w przekonaniu, że Junona zrozumie, a Ares wreszcie dorośnie - zamiast zareagować w bardziej spektakularny sposób, posłała przyjaciółce krótkie mrugnięcie oczkiem. Po prostu wiedziała, że każda inna decyzja byłaby tragiczna w skutkach - nie tylko dla niej, co dla każdego z tu obecnych.
- Quels mots courageux. - Jej uwaga w pełni skupiła się na obecności lorda, jak się okazało, Selwyna. - Być może nawet w nierozsądny sposób odważne. - Delikatny pomruk skryty w ostatniej głosce nadał wyrażeniu teatralnej konspiracyjności, zaś sama lady zrobiła ten minimalny krok w stronę zdecydowanie wyższego mężczyzny. Mimo odprężającego działania drinka, gdzieś w podświadomości krążyły wstęgi niepewności, oplatające powoli wszystkie pisane wyobraźnią scenariusze.
Lubiła kontrolę. A on zdawał się być kimś, dla kogo stanowiłoby banał wyzbyć ją resztek nadziei na sprawowanie jakiejkolwiek władzy. Nie teraz, nie w tym momencie; w ogólnym postrzegania jego osoby. Pewnej siebie, świdrującej spojrzeniem odbierającym możliwość wykonania kroku. Nie czuła się równą konkurentką. Nie wiedziała co prawda, czy naiwna pewność siebie czyniła ją w jej własnym odczuciu lepszą, czy jednak rozsądek gorszą, ale - ani na moment, ani na sekundę odwzajemniania spojrzenia - z pewnością nie równą. To czym emanował; cały chłód przemieszany z odpowiednią dla mężczyzny dozą uroku osobistego i parząca niemalże bliskość - to wszystko sprawiało, że nie mogła wygrać. Jednak, jak wynikało z kociej natury, nie miała zamiaru się poddać. Dlatego kciuk, niby w pełnej kokieterii gierce, w istocie z naturalnej ciekawości i odruchu, przesunął bo wierzchu męskiej dłoni. Delikatnie, ledwie muskając naskórek. Twardość, lekki chłód i naturalna faktura momentalnie poskutkowały krótkim zawahaniem, kumulującym słowa na końcu ciętego języka.
- Obiecuję, że nie omieszkam z tego nie skorzystać. - Para błękitnych tęczówek niezmiennie toczyła własną, osobistą bitwę. Krwawe ślady rozróby na kobiecych policzkach zakrywała jednak maska. I to nie jedna. A jej pozostawało jedynie kontynuować teatr ułudy i niedostępności, zakrapiany lekkim dekoltem i kocią gracją. Choć dla kogoś, kim zdawał się być - bądź w istocie był? - lord Rhysand uroda mogła być niezbyt wyszukanym argumentem, jednak dalej właściwym, gdy resztę kart chce się zostawić na później. - I tylko od lorda zależy, czy zechcę tym skinieniem działać na obopólną korzyść. - Bo choć wszystkie słowa błyszczały jako na wpół konkurujące, na wpół sarkastyczne frazesy, to już teraz mogła przyznać, że ona już wynosi z tego spotkania korzyści.
Łyk niewinności.
and just in time
in the right place
suddenly I will play my ace
- Możemy spróbować, może nikt nie zauważy.- odparła równie cicho i w podobnym tonie, korzystając z momentu, gdy Drew pochylał się ku niej. Powstrzymała się przed wyrobionym odruchem, by musnąć ustami jego policzek. W tym momencie nie byłby to najlepszy pomysł. Złapała się za to myśli, że chętnie byłaby teraz gdzieś indziej, lecz nie dlatego, że wzgardzała szansą, by tej nocy bawić z całą socjetą i arystokracją. Zwyczajnie czuła, że utrzymywanie dodatkowej maski uprzejmości będzie męczące, podobnie jak pilnowanie się, aby nie zrobić czegoś, co ściągnie uwagę. Wbrew pozorom wolała niknąć w tłumie, niż przyciągać wzrok w podobnych okolicznościach, będących dla niej niecodziennymi. W duchu liczyła, że za godzinę czy dwie, atmosfera stanie się nieco lżejsza albo ją opuści resztka nerwowości, która nadal ciążyła. Zerknęła w bok, kiedy drzwi do sali zamknęły się, jednak szybko jej uwagę przykuła sama lady Nott. Słuchała tego powitania, przemówienia rozpoczynającego właściwą część sylwestrowego sabatu. Uniosła kieliszek podobnie jak wszyscy, gdy wzniesiony został toast. Spojrzała na Drew, upijając łyk. Na usta cisnęło się pytanie, którego jednak nie zdecydowała się zadać, czując, że to przekroczyłoby granice nawet specyficznego humoru, którego popis dawali nie jeden raz. Zamiast tego zwróciła uwagę na smak zmieszanych alkoholi, ale za którym nie przepadła i whisky, nie smakowały najgorzej w takim połączeniu. Dziwne było tylko rozbawienie, które pojawiło się wraz z pierwszym łykiem. Maska skutecznie ukryła lekkie zaskoczenie zmieszane z wesołością, zdradzały ją w sumie tylko usta, lecz na nich nadal widniał ten sam uśmiech. Walka z cichym chichotem, który brzmiałby pewnie głupio i oderwanie od rzeczywistości, rozpraszała przez dłuższy moment.- Po takim wstępie, zaczynam obawiać się, co przyniosą kolejne atrakcje tego wieczoru.- stwierdziła szeptem, tonem weselszym niż zwykle. Zaraz przewróciła oczami, chociaż ten stan zdecydowanie pozwalał szybciej rozluźnić się i dobrze bawić.- Mam nadzieję, że nie obudzisz w sobie nagle tancerza, by znaleźć się tam.- rzuciła lekko żartobliwie i skinęła delikatnie w kierunku środka parkietu, gdzie pierwsze pary zaczynały wirować w pięknym tańcu. Sama miała ochotę wręcz cofnąć się na tą myśl.- Czy tym razem ja o czymś nie wiem? – spytała z ciekawością, nawet jeśli powątpiewała. Pamiętała rozmowę z jarmarku, gdy wyraźnie zaskoczyła go artystyczną wiedzą, czyżby teraz miał się zrewanżować. Ponownie rozejrzała się po otoczeniu, tym razem wyłapując również wszelakich artystów, którzy mieli cieszyć spojrzenie swoimi umiejętnościami.- Zostaniemy tu jeszcze chwilę? - spytała, chociaż decyzje pozostawiała jemu. Mimo że była ciekawa wszystkich atrakcji przygotowanych na sabat, chciała jeszcze moment pozostać na głównej sali.
W nocy
Bez nikogo
Lady Nott ukazała im się bez maski, choć jej kreacja pozostawała starannie zakryta, by nie uchylić rąbka tajemnicy. Powitała ich, a także spóźnione debiutantki, które, zamiast debiutować w czerwcu, po ukończeniu szkoły, najwyraźniej wkraczały w towarzystwo dopiero teraz; Cressida znała jedną z nich i miała nadzieję, że uda jej się później odnaleźć Eurydice w tłumie i osobiście pogratulować debiutu oraz zapytać o pierwsze wrażenia.
Kiedy nadszedł moment toastu, Cressie uniosła do ust wzięty przez siebie chwilę wcześniej wysoki i smukły kieliszek i upiła łyk drinka, w którym wyraźnie była wyczuwalna mieszanka soku jabłkowego, szampana i marcepanu. I nie wiedziała, czy tylko jej się tak wydaje, czy to efekt jakiejś magii… ale wszystko wokół niej nagle zaczęło wydawać się większe. A może to ona się skurczyła, choć i tak nigdy nie należała do wysokich? Spojrzała na swojego męża, a gdy się do niego odezwała, z przerażeniem odkryła, że jej głos, zwykle delikatny, miękki i dziewczęcy, zabrzmiał skrzekliwie jak u wiedźmy… albo u goblina. Wystraszyła się i natychmiast go ściszyła, mając nadzieję, że te nietypowe doznania szybko się zakończą. Nie chciałaby musieć prowadzić rozmów takim głosem, zwłaszcza że niejedna dama na pewno złośliwie by to skomentowała, a Cressie przecież unikała wszelkich kontrowersji i skaz na wizerunku.
Okazało się też, że rzeczywiście żadna maska nie mogła zagwarantować anonimowości osobie, którą natura obdarzyła rudą barwą kosmyków. Nie w tym gronie, gdzie rudość była prawie niespotykana. Każdy, kto Cressidę znał od razu wiedział, że to ona już po kolorze jej włosów połączonym z niziutkim wzrostem i wyjątkowo drobną, eteryczną sylwetką, oraz wyczuwalną w jej ruchach i gestach nieśmiałością i niepewnością siebie.
Vivienne rozpoznała głównie po głosie; w końcu znała kuzynkę nie od dziś. Uśmiechnęła się lekko, ale odezwała się cicho i z pewnym zawahaniem, nie wiedząc, jak długo utrzymają się efekty wypitego alkoholu. Najwyraźniej lady Nott zadbała o to, by drinki oferowały jej gościom dodatkowe atrakcje.
- Witaj, miło cię widzieć – rzekła cichutko, przyglądając się kreacji lady Bulstrode. Rzeczywiście nie było sensu robić jakichkolwiek tajemnic przed jej mężem, bo i tak na pewno dowiedziałby się o wizycie ich, bądź co bądź, wspólnej kuzynki. Poza tym Cressie raczej nie miewała przed małżonkiem zbyt wielu sekretów, ich relacje były w końcu bardzo bliskie jak na standardy aranżowanych małżeństw. – I oczywiście chętnie się spotkam, będzie nam niezmiernie miło, jeśli pojawisz się w naszym dworku, a i dzieci na pewno się ucieszą – dodała, zerkając na męża. William na pewno nie miał nic przeciwko, w końcu sam miał w sobie krew Bulstrode’ów ze strony swojej matki, no i przyjaźnił się ze starszym bratem Vivienne. – I chętnie dowiem się więcej o obrazie, który miałabym namalować, ale na to na pewno przyjdzie czas, kiedy już się spotkamy.
Odwzajemniła krótki uścisk palców i uśmiechnęła się lekko, kuzynka szybko zniknęła w tłumie, zapewne po to, by poszukiwać innych znajomych twarzy i zapewne różnych ciekawych ploteczek towarzyskich. Niemniej jednak miło było ją spotkać, może później napotka i inne znajome twarze. Na pewno chciała odnaleźć swoją siostrę, choć raczej to siostra odnajdzie ją pierwsza; Cressida jako jedyna z rodzeństwa miała rude włosy i przez to była najbardziej charakterystyczna, przynajmniej pod względem wyglądu.
Znowu spojrzała na męża, licząc na to, że to on przejmie inicjatywę i dokądś ją poprowadzi. Póki co musiała mu towarzyszyć, choć rozglądała się w tłumie z ciekawością, wypatrując w sylwetkach innych czarodziejów kogoś, kto mógł wyglądać znajomo i z kim mogłaby choć chwilę porozmawiać, teraz albo później.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
Młody Lestrange dobrze wiedział, że mąż kuzynki jest osobą zaangażowaną w obecną wojnę i choć sam nie był chętny dołączyć do sprawy - na przekór ojcu, rzecz jasna - jego słowa dotarły do duszy Gasparda. Może było to spowodowane pasją, z jaką mówił lord Rosier albo tonem godnym generała, niemniej jednak postanowił ominąć ten temat i wrócić do sedna rozmowy.
- A czy można cokolwiek ocenić czy jest dobre czy złe, nie mając do czego porównać? Czy nie wszystkie nasze doświadczenia budują nasze opinie? Jak można określić czy przyjęcie było udane, nie będąc nigdy wcześniej na innym przyjęciu albo nie znając co to jest dobra zabawa? - Nie zdążył niestety usłyszeć odpowiedzi na swe retoryczne pytania, bo dołączył do nich lord Carrow i nim Gaspard się spostrzegł wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Ares chciał porwać Evandrę na rozmowę, tylko został uprzedzony przez Tristana, który porwał swoją żonę na parkiet. Cyrkowcy przeszli na dalszy plan, a orkiestra zaczęła grać taneczną muzykę, a on sam został bez koktajlu w ręce tylko z pustym kryształem i dziwną obietnicą rozmowy od lorda Rosier.
Nie zastanawiając się dłużej nad obecną sytuacją, Gaspard spojrzał na kuzyna lustrując spojrzeniem jego wygląd, zatrzymując swą uwagę na masce. Zwrócił się do niego z uprzejmym uśmiechem, który szybko znikł z jego twarzy zastąpiony maską obojętności i powagi.
- Zaprosiłbym lorda do tańca, gdyby nie fakt, że nie wypada przez powiązania rodzinne - Oczywiście, był to swego rodzaju żart na rozluźnienie nerwów, niemniej jednak Gaspard nie wiedział, czy to urazi Aresa czy rozbawi. Nie znał tej strony rodzinny zbyt dobrze, zresztą tak jak większość Lestrange’ów, był w końcu jednym z odludków, którzy tworzyli ten ród.
Gdy tylko pojawił się kelner na horyzoncie, Gaspard chwycił kolejny kieliszek z patery i wymienił go z pustym, by nie stać tak z brudnymi naczyniami niczym skrzat domowy. Koktajl dziwnym trafem przypasował gustom lorda, choć zazwyczaj uciekał od słodkich smaków w swym alkoholu ten bardzo gładko przemykał przez jego gardło zaspokajając jego pragnienie.
Zaproszenie do degustacji pysznych potraw w sali obok nie interesowało czarodzieja na tyle by zwrócić swoje kroki ku wyjściu z sali balowej. Wolał zdecydowanie przyglądać się ludziom lawirującym na parkiecie w rytm przepięknej muzyki. Sam chciałby stanąć jeszcze bliżej orkiestry i pewnie by to zrobił, gdyby nie wypadało tak oddalać się od towarzystwa. Raczej jego pasja do komponowania i muzyki musiała dzisiaj zejść na drugi plan, by utrzymać swe zachowanie w dobrym guście.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, to długo Cię nie było na wyspach kuzynie, prawda?
Koktajl Burleska - głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów
of what one does,
- Cieszę się zatem, że moje przebranie wywarło na kimś, kto pewnie urodził się w podobnej masce, wywarło takie wrażenie - odpowiedziała i zawtórowała Maghnusowi roześmiawszy się lekko. Weneckie maski stanowiły wszak symbol jego rodziny, czuł się w niej prawdopodobnie tak pewny siebie jak mało kiedy, a przynajmniej tak to sobie w tej chwili lubiła wyobrażać. Żałowała jednak, że nie mogła obserwować drobnych zmian zachodzących w jego mimice, uśmiechu, spojrzeniu. Z samego tonu głosu i spojrzenia o wiele trudniej było wyczytać prawdziwe intencje, Fantine zaś nie chciała się zapominać. Szczególnie przy kimś, kto nosił właśnie nazwisko Bulstrode.
Po jego odpowiedzi wnioskowała, ze także nie wiedział jeszcze kto popełnił już na wstępie fatalne faux pas przywdziewając maskę bez znajomości jej symboliki. Damę w różu rozumiała, wyglądała na młodziutką, kocia maska musiała wydawać się jej urocza - ale dorośli czarodzieje? nie do pomyślenia.
- Och, byłoby okropne, gdyby to jednak była prawda. Ostatnimi czasy zbyt wielu z... - nas, chciała powiedzieć, lecz nie mogła przecież utożsamiać zdrajców z prawdziwą arystokracją dumną ze swego pochodzenia -... lord sam wie... podążyło ścieżką zdrady i zepsucia. Nie wiem już sama co o tym myśleć. Który nestor pozwolił, aby z jego dworu przybył taki gość? - wyszeptała przejęta. Czuła się naprawdę oburzona, lecz drink o smaku granatu i mięty prędko przekierował myśli Rosierówny znów na inne tory i pod ich wpływem znów zmienił się wyraz bladej twarzy.
Pełen entuzjazmu uśmiech Fantine, jaki wychynął na podkreślone karminową pomadą usta, jasno świadczył, że nie może się doczekać chwili, gdy naprawdę przekonają się o czekających na gości lady Nott atrakcjach. Oczekiwania miała wysokie. Lady Adelaide wszak ich do tego przyzwyczaiła. Fantine wątpiła, aby znowu mieli tańczyć na lodzie, zabawa w kalambury także odpadała - co zatem przygotowała dla nich na ten nowy rok? Fantine czuła niecierpliwość niczym dziecko czekające na bożonarodzeniowy poranek, aby móc wreszcie otworzyć prezent.
- Miło mi słyszeć, że obiecany walc tak utkwił panu w głowie, lordzie, dotąd wywarł pan na mnie wrażenie człowieka nad wyraz cierpliwego - odrzekła Rosierówna, przechylając głowę z lekkim rozbawieniem, kiedy kroczyła u jego boku. Cierpliwego, metodycznego, doskonale wiedzącego co robi, dlaczego i jak postawić następny krok. Może wyobrażała sobie za dużo, lecz utkała w swojej wyobraźni jego obraz jako kolejnego drapieżnika - z barw złożonych z opowieści Tristana, kilku ich spotkań i plotek jakie krążyły wokół rodu Bulstrode i jego samego. Maghnus nie wydawał być człowiekiem w gorącej wodzie kąpanym i tracącym głowę i zdrowy rozsądek przez obietnicę walca z młodą, urodziwą dziewczyną. Sądziła więc, że po prostu z nią bezwstydnie flirtuje i nie mogła zaprzeczyć temu, że jej się to podobało - tak jak myśl, że może naprawdę poświęcił temu tańcu więcej myśli, niż chciałby szczerze przyznać.
Nie od razu zauważyła gałązki jemioły o drobnych, zielonych listkach i białych jagodach, jaka lewitowała nieruchomo w powietrzu, na tyle wysoko, by nie zahaczyć o cudzą fryzurę i na tyle nisko, aby górujący ponad innymi mężczyznami krasą lord Bulstrode mógł z łatwością zerwać jeden z owoców. Wzrok Fantine podążył za jego dłońmi, później skupił się na piwnych oczach, kiedy odwrócił się ku niej, bo przez maskę nie dostrzegła miękkiego uśmiechu.
- Z najwyższą przyjemnością obiecałabym panu, lordzie Bulstrode, przyjaźń mej rodziny, pokój i wspólne szczęście, lecz to nie na mych barkach spoczywa ciężar takich deklaracji - odpowiedziała po chwili milczenia z nieprzewrotnym uśmiechem na ustach; głos Fantine zabrzmiał figlarnie, żartobliwie, udała, że wcale nie nie zrozumiała co naprawdę miał na myśli i skupiła się na najbardziej podstawowym znaczeniu przekazania jagody. Wyciągnęła jednak ku Maghnusowi rękę, aby odebrać od niego owoc jemioły i przycisnąć ją do serca; postąpiła jednocześnie krok do przodu, stając wraz z arystokratą pod gałązką jemioły. - Czy może miał pan na myśli coś jeszcze poza wspólnym tańcem? - spytała Róża, znów zuchwale spoglądając w piwne oczy lorda Bulstrode.
przyjmuję jagódkę od Maghnusa
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A jego żart nawet mnie rozbawił. Nie czując absolutnie wstydu w sprawie kształtu maski (bo nie odkryłem jeszcze jaki psikus mi sprawił pan krawiec, ubierając mnie w maskę, która może coś oznaczać), traktowałem Lorda Lestragne tak jak traktowałbym każdego bliskiego kuzyna. Skąd miałem wiedzieć, że jego chłód to już wynik jakiegoś uprzedzenia.
- Sugerujesz, że już czas by prosić damy do tańca? Co powiesz na debiutantki? Ale gdybyśmy się mieli podzielić, to od razu mówię, że ja wolałbym, by trafiła mi się córka Ministra - spoglądając z miejsca w którym stoimy, dość wyraźnie widzę (i już rozpoznałem) Malfoyów . Ciężko byłoby też ich nie poznać, kiedy ich platynowe włosy jaśnieją swoim blaskiem nawet spod maski. Domyślać się tylko mogłem, że ta para to syn Malfoyów, ale zakładalem, że jednak ubrana w różową sukienkę i maskę (podobną do mojej) dziewczę to nie jego żona, która przecież była gościem nawet w dworze Sandal. Chociaż, nie mi oceniać. Może to najnowsza moda, wzorowana na rokoko? I takie sytuacje się przecież zdarzały. Ja staram się nie oceniać dam po ich ubiorze, ale faktycznie jest niewiele sukien, które mi przypadły do gustu. Na pewno w oko wpadała różowa kreacja Cordelii , ale też zachwycająco przylegająca do ciała suknia Vivienne - walory kolorystyczne rzeczywiście kierowały wzrok w okolice jej twarzy, chociaż i na innych atutach trudno było się nie skupiać. Ku mojemu wielkiemu podnieceniu, gdzieś też zdaje się widziałem tradycyjne kimono Juno , chociaż wcale nie wiem że to Juno się w niej pokazała (i dlaczego miałbym to podejrzewać, skoro nie raczyła swoimi rudymi włosami oświadczyć, że to ona). Egzotyka była zawsze w modzie i podejrzewałem, że ubrać się w nią mogła jedynie największa jej znawczyni (dlatego podejrzewałem pewnie, że to Parkinsonka). Większość dam stawiała na kolory głębokiej czerwieni, dlatego może biała suknia tajemniczej czarownicy( Elaine ) tak przykuwała uwagę. Złota ozdoba na przodzie świadczyła o znacznym bogactwie damy, co znów było walutą odwracającą głowy wszystkich młodzieniaszków. Czy to nie byłoby marzenie, wziąć ślub z bogatszą damą? Mogliby wtedy wcale nie zwarzać na jej wydatki i skupiać się na sobie. Znacznie bardziej stonowana, ale w wyjątkowo dobrym guście była suknia, którą nosiła inna czarownica ( Sigrun ). Te kolce przyprawiały pewnie delikatne lady o zawrót głowy, ale mi się podobała ta przewrotność, może dlatego, że zawsze szukam wyjątkowych rozwiązań. Nie byłem pewny, czy właściciel kolejnej kociej maski to jest mężczyzna czy kobieta, bo suknia zdawała się wskazywać na coś innego niż budowa mięśni na ramionach. Zadumany znów spoglądam przez tłum i wydaje mi się, że rozpoznaję nieopodal Octavię , jest ona jednak w towarzystwie innego Lorda (albo może i nie-Lorda, kto to wie!), z którym ma dobrane stroje. I chociaż jakiś smutek mnie ogarnia, to postanawiam znów zwrócić oczy na kuzyna Gasparda . Skinąłem głową.
- Tak, prawie dwa lata. Wróciłem pod koniec lata, do Yorku. Wcześniej jeszcze spędziłem trochę czasu w Londynie - nie wypowiadamy jego imienia, ale Gaspard pewnie wie, że mówię o Wenus i o Francisie. Jest jeszcze młody, więc pewnie będzie mu łatwiej przejść z tą zdradą do porządku dziennego. Mi nie było. Niestety, Sabat to takie miejsce w którym należy przede wszystkim uważać na swoje słowa. Nawet pomiędzy rodziną. Kryjąc się za perłową maską, mam większą pewność, że smutek mojej duszy pozostanie niezauważony. A jednak kiedy spojrzenie przebiega mimochodem po tłumie, widać, że nie zachwyca mnie ta różnorodność gości. Mimo wszystko, Sabat powinien być tylko dla szlachciców. Bo przecież nawet Lady Nott nie pochwaliłaby przecież, gdyby na jej przyjęciu powstały pary mieszane . - Muszę przyznać, że wiele się zmieniło odkąd byłem ostatnio na Sabacie. Jedna rzecz jest niezmienna: a mianowicie wybór damy, której ofiarujesz swój pierwszy taniec. Zapewniam Cię, że jeżeli chciałbyś dziś zabłysnąć, to scena jest tam - spoglądam na znienawidzony przeze mnie parkiet, na który nie wszedłem od dobrych pięciu lat. Unikanie Sabatów i tańców towarzyskich stało się pewnym sportem, w którym zdaje mógłbym osiągnąć mistrzostwo. Szkoda tylko, że przez fiasko mojego ostatniego narzeczeństwa, będę dziś pewnie musiał na nim spędzić cały wieczór.