Sala balowa
Każdy sabat u lady Adelaide Nott słynie ze swojego przepychu, którego nie mogło zabraknąć i w wyborze alkoholi czekających na spragnionych dobrej zabawy czarodziejów. Złote tace lewitowały po sali, pokryte szkłem różnej maści, w którym kryły się rozmaite rodzaje trunków. W tym roku, ze względu na skrywane za maskami tożsamości gości, koktajle kryły w sobie dodatkowe magiczne efekty czyniące całun tajemnicy okrywający całą zabawę jeszcze grubszym.
Aby pochwycić kieliszek z przelatującej obok tacy, należy w pierwszym poście na wydarzeniu wykonać rzut k20, a następnie zinterpretować go zgodnie z poniższą rozpiską.
- Wybór kieliszka:
- 1. Goblin
Ten koktajl z soku jabłkowego, szampana oraz rozpuszczonego marcepanu podaje się w wysokim kieliszku, którego rant zamoczony w wódce obsypano cukrem. Smak jabłek delikatnie przebija się przez bąbelki i już jeden łyk wystarcza, by magiczny napój zadziałał, obdarzając Cię skrzekliwym głosem. Odnosisz wrażenie, jakby twój wzrost rzeczywiście pasował do standardów goblinów.
2. Wróżka
Migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Celestyna
Już pierwszy łyk zaskakuje cię unikalnym połączeniem cytrusów oraz słodkiego wina doprawionego mocnym aromatem pieczonych kasztanów. Dopada cię błogi, piosenkarski nastrój godny samej Celestyny Warbeck, która nagle staje się twoją idolką. Nie możesz oprzeć się chęci zanucenia jej najlepszych hitów do spółki z tanecznym krokiem piosenkarki, zyskując także nieco z jej pięknego głosu.
4. Troll
Gorzkiej woni unoszącej się znad kryształowego kielicha towarzyszy równie identyczny smak absyntu. Na dnie unosi się kilka listków piołunu, które jedynie podbijają kwaskowatość. Język piecze niemal do samego końca, kiedy spływa na Ciebie nuta słodkiego, nierozpuszczonego w pełni cukru, a głos brzmi bardziej charcząco, jakby coś w gardle utrudniało Ci mówienie.
5. Eteryczna formuła
Charakterystyczny biały dym unosi się znad kieliszka niczym z wrzącego kociołka. Delikatne szkło jest ciepłe, a jego zawartość smakuje doskonałym i jedynym w swoim rodzaju szampanem zmieszanym z sokiem żurawinowym oraz sokiem z cytrusów.
Raptem kilka niewielkich łyków, które pomieścił w sobie smukły kieliszek, wprowadziło cię w głębokie przemyślenia, iście eteryczne tyrady o czasie, przestrzeni, nieskończonym ogromie kosmosu, którego fragmentu dostrzegasz w suficie wysoko ponad tobą. Twój ton głosu brzmi wzniośle, iście filozoficznie.
6. Błazen
Mieszanka ciemnego ale oraz whiskey skropiona dodatkiem słodkiego koziego mleka budzi w tobie rozbawienie. Każdy kolejny łyk przybliża Cię do śmielszych chichotów, które jesteś w stanie powstrzymać z niemałym trudem. Wesoła atmosfera wieczoru udziela Ci się znacznie szybciej niż pozostałym gościom.
7. Oddech smoka
Tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
8. Kapitan
Mieszanka najlepszego rumu bogata w sok z najlepszych cytrusów z dodatkiem imbiru zaostrzającego smak. Raptem kilka łyków wystarcza, by Twój głos obniżył swoją barwę i stał się przyzwoicie melodyjny, a przy tym dostatecznie przekonujący i pewny siebie dla słuchacza.
9. Trzecie oko
Biała zawartość kieliszka jest nieco mętna, gęsta. Smakuje egzotycznym mlekiem kokosowym, białą czekoladą oraz wytrawnym winem. Każdy łyk sprawia, że odsuwasz się nieco od otaczającej Ciebie rzeczywistości. Chwilami odnosisz wrażenie, jakby sprawy doczesne nie miały najmniejszego znaczenia, a jedyny interesujący zbieg wydarzeń znajduje się w bliżej nieokreślonej przyszłości.
10. Mantra
Ziołowy zapach amaro pozostawia po sobie gorzki posmak na języku, który przełamuje mus z kandyzowanych owoców. Od pierwszego łyku wiesz, że Twoje słowa stają się nieco cichsze, a krzyk jest wręcz nieosiągalny. Towarzyszy Ci błogi spokój, opanowanie. Nawet największa awantura nie jest w stanie wykrzesać z Ciebie upustu przygaszonych emocji.
11. Creme de la creme
Likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
12. Gorący kociołek
Smak ginu z tonikiem jest znany każdemu, kto choć raz pojawił się na przyjęciu z dobrze zaopatrzonym barem. Gorycz ciągnie się wzdłuż języka, powoli, niemalże boleśnie wypalana przez gin. Twoje gardło po wypiciu kilku łyków nienaturalnie ściska się, a głos powoli wybrzmiewa niższe tony. W miarę upływu czasu staje się także coraz bardziej zachrypnięty, jakby Twoje ciało trawiła choroba albo, co gorsza, wspólny wieczór spędzony przy wyśpiewywaniu największych hitów Celestyny Warbeck.
13. Błękitna Laguna
Przyjemne połączenie wódki, pomarańczowego likieru Blue Curracao oraz lekko gazowanej wody cytrynowej podawane w wysokim kieliszku z plastrem cytryny umieszczonym na jego brzegu. Ogarnia Cię błogość i lekkość, jakbyś unosił się na przejrzystych wodach błękitnej laguny. Barwa głosu zmienia się na wysoką, aczkolwiek jasną o średniej sile dźwięków. Przypominają Ci się wizyty w operze, gdzie najwspanialsze diwy wyśpiewują swoje arie, a teraz czujesz, że możesz być jedną z nich i zachwycić towarzyszy ariettą najwyższej klasy.
14. Królowa Śniegu
Intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
15. Grzywa aetonana
Alkohol w kieliszku jest gęsty i mleczny, spieniony u góry. Jest słodki: wśród aksamitnego jak grzywa aetonana mleka wyczuwasz orzechowy likier i rozgrzewające nuty kawy i czekolady. Przyjemne uczucie rozlewa się za twoim mostkiem, zaś twój głos zyskuje niższe, lecz lekkie i ciepłe brzmienie, od którego słuchania nie można się oderwać.
16. Erato
Kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
17. Egzaltacja
Najwyższej jakości burbon oraz mocny earl grey stanowią połączenie znane przez każdego, szanującego się Brytyjczyka; podobno. Smak alkoholu podsyca rozpuszczony miód, którego gęsta struktura pozostaje wyczuwalna na języku. Ciebie zaś ogarnia nieprzerwane deklamowanie każdego słowa. Nadajesz mu barwę, dodatkowe emocje. Napotykasz trudność w oparciu się poczuciu przemawiania o wydarzeniach ważnych, istotnych, a przede wszystkim wygranej wojnie o czystość krwi.
18. Burleska
Słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
19. Pożoga
Intensywna czerwień soku malinowego w efektowny sposób łączy się z kolorem soku pomarańczowego, a ostrości dodaje czysta wódka zawierająca w sobie drobinki brokatu. Przyjemnie chłodzony kruszonym lodem drink podawany jest w szkle sprawiającym wrażenie płonącego. Skład wzbogacono o składnik wywołujący intensywne, silne wzruszenie, które wraz z ostatnią kroplą drinka przemienia się w niewyobrażalny zachwyt.
20. Łyk niewinności
Z pozoru lekkie wino niosące posmak prawdziwego Toujour Pur skrywa w sobie niewielką ilość pikanterii dość mocno palącej w gardło. Szybko ogarnia Cię poczucie młodzieńczej niewinności, chęć cofnięcia się z powrotem do szkolnej ławy i płatania figli. Poczucie zabawy towarzyszy Ci w każdym kroku. Twój głos przyjmuje barwę o kilka tonów wyższą.
Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.
Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Zerwanie jagody należy zgłosić w komponentach z zaznaczeniem, iż przekazanie dokonało się na sabacie celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku obdarowanej kobiety oraz odpisania jagody z wybranego tematu.
Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.
Pozostały 0/3 jagody.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
- Ty za to nie masz żadnego czaru - odpyskowała z przyzwyczajenia, ale niewiele było w tym typowej złośliwości. Nie miała ochoty się z nim kłócić; obawiała się, że jeśli przyjaciel zdecyduje się zajść jej za skórę akurat w tej chwili, nie będzie w stanie zapanować nad emocjami, które już teraz niebezpiecznie paliły ją w płucach. Przymknęła oczy, odetchnęła. Zawroty głowy i drżenie rąk dopadały ją na przemian, aż wreszcie przemogła się, żeby gładką, pachnącą lawendą dłoń zacisnąć na dłoni Cilliana. Trzymała go tak mocno, że wpijała mu paznokcie w skórę; jakby był jej ostatnią deską ratunku. Może był. - Nie chcesz wiedzieć. Ja nie chcę ci powiedzieć. Nie pomożesz mi - wycedziła, posyłając wymuszony, drapieżny uśmiech do przechodzącego obok kelnera. Spojrzał na nią z niepokojem i próbował odejść, ale zdążyła odstawić na jego tackę pusty kieliszek i sięgnąć po następny, tak samo przypadkowo jak po pierwszy.
Liczyła na to, że Cillian będzie wiedział, co zrobić, aby wyrwać ją z tego pieprzonego piekła. Że wymyśli coś cholernie bezsensownego, ale dość absorbującego, aby mogła skupić myśli na tyle, by zapomnieć o tym, że on tam gdzieś jest. - Cillian, mogę cię o coś zapytać? Chodź tu bliżej. - poprosiła ze zwodniczym spokojem, nie czekając aż się zgodzi tylko łapiąc go drugą ręką za łokieć i pociągając w dół do siebie, aby szepnąć mu do ucha tak, żeby nikt niepowołany nie usłyszał. - Czy jak bierzesz babę do łóżka to też się kładziesz obok w spodniach i pytasz jej, co można tu robić? - Uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek; bez ani krztyny czułości, bez sympatii, jak kobra muskająca ofiarę pyskiem. Kciukiem starła ślad szminki z jego skóry i pociągnęła go w kierunku wyjścia z sali balowej. - Jestem dzisiaj damą. Nie widzisz? - Niczym się przecież nie wyróżniała od lady przechodzących obok nich z ramionami wplecionymi w męskie łokcie. Po kąpieli we krwi, po skropieniu ciała drogimi kosmetykami, w sukience, która była stokrotnie droższa od tego, na co mogłaby sobie pozwolić bez rodzinnych koneksji. - A skoro ja jestem damą, to ty bądź mężczyzną - Uniosła kieliszek do ust i upiła skromnie; tym razem powstrzymała impuls wypicia wszystkiego haustem, żeby poczuć w przełyku drapiące pieczenie. Ogień, który, dla odmiany, nie sięgnąłby jej serca i nie wbił się w nie cierniem. - Idźmy stąd - powiedziała bez zbędnego tłumaczenia. Cholernie nie miała na nie ochoty.
-> tu idziemy
rzucam na drugiego drinka
let the party begin
will you be satisfied?
'k20' : 3
Chciał na moment umknąć z Sali Balowej, na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza, odetchnąć. Stanęła mu jednak na drodze kobieta, choć patrząc przez moment na jej zachowanie zwątpił czy aby na pewno Calypso Carrow była damą, która znalazła się tuż przed nim. Nie odezwała się ani słowem, nie sądził, aby zaniemówiła z wrażenia – bądź co bądź, aż tak zniewalający nie był. Zastanawiał się przez chwilę, zrobił coś nie tak, że nawet nie raczyła go lekkim, delikatnym słowem? Dobrze, że pod pełną maską nie było widać jego wyrazu twarzy, zmarszczonych brwi, ściągniętych i skupionych. Dopadła do kelnera i uchwyciła szklankę z wodą, najwyraźniej koniecznie czując chęć ugaszenia pragnienia.
Zaintrygowało go to milczenie, ta cisza, która zapanowała między nimi, ukryta gdzieś między muzyką rozweselającą gości na parkiecie. Aż przypomniał mu się zeszłoroczny sabat, kiedy próbował wśród dam odnaleźć Isabellę, która umykała mu celowo, była tajemnicą, słodką… a on naiwny dał jej się wtedy omamić. Teraz Calypso, chociaż mogło mu się tylko wydawać, że jasne kosmyki należą właśnie do niej… ona umykała mu, tym milczeniem próbowała go zbyć? A może powinien zaryzykować?
Ruszył w jej kierunku, stając w końcu przed nią. Milczenie za milczenie, jeśli tego tak bardzo pragnęła. Czy to ona? A może się myli? Może znów jego umysł płatał mu figle? Wyciągnął dłoń i wykonał lekki ukłon, zapraszając ją jednocześnie do tańca. Czy była gotowa? A może jednak nie była jego jasnowłosą damą, tą, z którą chciał dzisiejszego wieczoru zatańczyć? A może ucieknie, pozostając słodką tajemnicą?
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Co, jeśli Mathieu pomyśli, że i ona używa jakichś czarów dla swojej urody?
Ale od zawsze się przed czymś podobnym wzbraniała, może przez to, jak bardzo gardziła magią wili, ze względu na obecną na sabacie Evandrę? Nigdy nie uznawała tego za sprawiedliwe, że tamtej wszystko przychodziło tak łatwo, tylko dlatego, że miała pewne fory w kwestii urody. Calypso wolała zdobywać wszystko swoją inteligencją, urokiem bez szczypty magii.
Teraz jednak pozbawiona swojej poważnej broni, czuła się nieco bezbronna. Ale może to właśnie był sprawdzian? Jak dobrze zdołali się poznać do tej pory.
Nie robiła żadnych podchodów, nie próbowała zgrywać tajemniczej… Ze zwykłym młodzieńczym wciąż zawstydzeniem próbowała ukryć mankament wynikający z wypitego drinka. Dlatego ucieszyła się, gdy Mathieu, lub bardzo ktoś do niego podobny, zatrzymał wzrok właśnie na niej i gdy z pełną klasą, wykonał gest, by zaprosić ją do tańca.
Wsunęła dłoń w jego dłoń i już miała pewność… Trzymała tę dłoń wcześniej, raz jeden jedyny, ale nie zapomniała wrażeń, jakie temu odczuciu towarzyszyły.
Dała się przyciągnąć, uśmiechnęła się, gdy poczuła pod dłonią materiał jego stroju.
Miała wrażenie, że ciężki bas już nie drażni tak krtani, ale wciąż nieco się obawiała.
- Lordzie Rosier? - Szepnęła i struchlała w jego ramionach, bo nadal jej głos brzmiał bardzo grubo. Co, jeśli ją teraz odepchnie? Na oczach wszystkich uzna, że nie warta jest jego uwagi? Uniosła twarz na niego i miast uśmiechu, wargi rozchyliły się nieco smutno. - Eliksir zmienił mi głos… - Było ciut lepiej, niż jeszcze chwilę temu, ale wciąż bliżej temu było do mężczyzny, niż eleganckiej Lady. Gdyby nie była tak przejęta tym wieczorem, z pewnością próbowałaby jakoś zmienić to wszystko w żart. Ale teraz wizja tego, że będzie miał teraz porównanie z niewątpliwie wytworną Lady sprzed chwili i ochrypłą nią, wcale nie wprawiał jej w dobry nastrój. Wolała, żeby widział ją zawsze piękną, zawsze powabną. Żeby słyszał jej głos, takim, jakim jest naprawdę. Teraz pozostało jej jedynie to, żeby przynajmniej nie odtrącił jej z obrzydzeniem na oczach wszystkich.
should never crave the rose
You can't keep me quiet
Won't tremble when you try it
All I know is I won't go speechless
Ptasie maski były nieco niepokojące, tak samo jak bębenek w rękach tancerki: dziewczyna wydawała się nieco zbyt figlarna oraz wulgarna w swym tanecznym zacięciu, ale lady Malfoy skrytykowałaby zapewne występ samej Belle. Znacznie bardziej podobała się jej cała magiczna otoczka, błyski, szelesty i muzyka, a także prezentacja umiejętności chłopaka występującego tuż po ptasiej dzierlatce. Te salta! Ten widowiskowy strój z ptasim trenem! Uwadze nie umknęła też obcisłość stroju, podkreślającego muskulaturę młodzieńca; Cordelia spłoniła się rumieńcem, zafascynowana spektaklem. Może jednak ptaki nie były takie głupie? Ciekawe, czy białe pawie, przechadzające się po ogrodach Wilton, można było nauczyć takich sztuczek? Zadziwiające! Lady Malfoy przekrzywiła głowę w bok, śledząc zwinne poczynania jegomościa w powietrzu. Naprawdę fruwał! I to bez użycia magii, tak przynajmniej sądziła, bo nie widziała jeszcze, by ktoś poruszał się tak zwinnie, ledwie muskając żerdzie, tak, jakby nie sprawiało mu to wysiłku. Wstrzymała oddech i cichutko pisnęła, gdy ten ptasi przystojniak wykonał jedną z ostatnich, ryzykownych figur – a potem, gdy występ się zakończył, zaklaskała ochoczo. Występ podobał się większości zgromadzonych, ale Cordelia liczyła, że jej aplauz w jakiś magiczny sposób dotrze do akrobaty i sprawi, że na nią spojrzy. Nieco zasmuciły ją kwiaty przekazane lady Nott, wolałaby, by podarowano je jej, debiutantce, lecz…cóż, był to ładny gest. – Chcę występ akrobaty na swoich urodzinach! Byłoby cudownie! Co o tym myślicie? Piękna sztuka wysokich lotów – dosłownie! – powiedziała, zwracając się do Aquili i Abraxasa, podekscytowana widowiskiem.
- Życzyłabym sobie tego. Doznaliśmy już za wiele krzywdy... - westchnęła cicho, ze szczerym żalem; tym razem nie kłamała, nie dramatyzowała na pokaz. Naprawdę uważała, że Zakon Feniksa i zdrajcy krwi wyrządzili im wszystkim ogromną krzywdę. Magiczna arystokracja za wiele już wycierpiała. Przez terrorystów przelano błękitną krew w Stonehedge, kilka niegodnych jednostek zaś po prostu ją zdradziło. Fantine, podobnie jak Maghnus, nie mogła tego pojąć. Mieć wszystko i porzucić to dla mugoli. Na usta cisnęły się jej słowa o genie zdrady we krwi Selwynów, bo odkąd Isabella uczyniła im potworny afront, zrywając zaręczyny z jej kuzynem, miała o nich fatalnie niskie mniemanie, lecz synowie Morgany podejmowali ciężki trud, by odbudować reputację rodziny - może należało dać im szansę.
- Myśli pan, że wymknęli się po kryjomu? - spytała Fantine, rozbawiona tą wizją; jak inaczej to jednak wytłumaczyć? Tristan w życiu nie pozwoliłby, aby jego krewny pokazał się w takiej masce na sabacie. Nie przychodził alchemiczce do głowy inny nestor, którego mogłoby to choćby rozbawić. Nie było w tym ani dowcipu, ani awangardy - jedynie wstyd dla rodziny. - Dobrze. Ma lord rację. To cudowny wieczór i nie pozwólmy go zniszczyć - zgodziła się alchemiczka z uśmiechem, zerkając na niego, gdy kątem oka dostrzegła jak maska znika, by mógł napić się wina. Sama uczyniła to samo o smaku granatu smakował więcej niż dobrze.
Słowa lorda Bulstrode o cierpliwości nie skomentowała niczym poza nieprzewrotnym uśmiechem. Poczuła, że ma lekki mętlik w głowie - a to zdarzało się rzadko. Zazwyczaj czuła, że ma kontrolę nad sytuacją, że to to ona wodzi kogoś za nos, nie odwrotnie. Tymczasem poczuła lekkie ukłucie przez myśl, że wciąż tak mgliste są dla niej zamiary arystokraty. Z jednej strony wydawał się opanowany i niewzruszony, z drugiej zapewniał o swoim entuzjazmie i niecierpliwości wobec obiecanego tańca - i nie tylko. Poczuła, że powinna być zdecydowanie bardziej ostrożna, tak jak powtarzała matka.
Dlatego na chwilę przyjęła pozę niewiniątka, udając, że nie rozumie co lord Bulstrode ma na myśli i odniosła się jedynie do najbardziej oficjalnej części tradycji podarowania damie białej jagody, choć oboje doskonale wiedzieli, że żadna dama podobnych deklaracji składać po prostu nie może. To leżało w rękach nestora. - Przekażę to zatem memu bratu, lordzie Bulstrode, on będzie wiedział co z takimi chęciami począć - obiecała Fantine, obracając w palcach jagodę, którą zamierzała, rzecz jasna, zachować dla siebie. Właściwie wcale nie musiała tego robić. Nie opuścili wszak sali balowej, wokół nich wciąż rozbrzmiewały rozmowy i zaczęła grać muzyka, pierwsze pary ruszyły na parkiet. Plotki prędko dotrą do uszu starszego brata, ona zaś zdradzi mu tożsamość lorda, który zdecydował się na ten śmiały krok - i kolejny. Róża domyślała się zamiarów lorda Bulstrode, gdy tylko zerwał jagodę jemioły i wcale się się ich nie obawiała. Mimo przyjętej pozy niewiniątka, wcale nim nie była.
- Lordzie Bulstrode, buntowanie się przeciwko tradycji nie leży w mojej naturze - odpowiedziała cicho, gdy zwrócił się do niej cicho, ujmując w palce podbródek. Nie cofnęła się się, nie odwróciła wzroku, wciąż zuchwale spoglądała w piwne tęczówki. Uśmiech przemknął jej jeszcze po karminowych ustach, kiedy szepnął coś o szczęściu, znów zwracając uwagę na drobny dołeczek w policzku. Zaraz po tym zmrużyła powieki, czując jego subtelny pocałunek na ustach, który odwzajemniła subtelnie - lecz krótko. Nie pozwoliła mu, aby tego triumfu smakował zbyt długo, by się nim napawał. Na to było stanowczo za wcześnie. Nie zamierzała mu dać tyle ile pragnął. Subtelne pocałunek trwał zaledwie chwilę, nim Fantine odsunęła się grzecznie, wycofując spod jemioły i nonszalancko unosząc ramię.
- Za wcześnie na deser, drogi lordzie, proszę pamiętać, że apetyt rośnie z czasem - wyrzekła rozbawionym tonem, mając ochotę unieść dłonie i dotknąć opuszkami palców warg, na których wciąż czuła smak tytoniu i granatu. - Chyba nie jest pan zachłanny?
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
Prawdopodobnie każdy, kto miał okazję choć trochę poznać Edgara, zdawał sobie sprawę, że nie przepadał za takimi wydarzeniami jak noworoczny sabat. Preferował zabawę w wąskim gronie rodziny i przyjaciół, podobne spędy akceptując wyłącznie w roli spotkań politycznych i biznesowych. I choć zdawał sobie sprawę, że bal u Nottów nieoficjalnie służył również do tego, był jednym z ostatnich miejsc, w których dobrowolnie chciałby spędzać wolny czas. Adalaide Nott dobrze o tym wiedziała, bo jej zaproszenia z roku na rok stawały się coraz bardziej dosadne – tak jak odpowiedzi Edgara, który podejrzewał, że za parę lat przestaną owijać w bawełnę i po prostu się pokłócą. Niemniej ten sabat zdawał się być szczególny, być może dlatego, że szala wojny wyraźnie przechylała się na ich stronę, może przez wyjątkowo udane czystki w Durham, które przez dłuższy czas zaprzątały Edgarowi głowę, a może zwyczajnie przez poprawę jego zdrowia psychicznego – tak czy siak pojawił się w Hampton Court nastawiony wyjątkowo pozytywnie. Przekroczył próg sali balowej, prowadząc Adeline pod rękę. Ubrany był w czarne spodnie wyprasowane w kant, czarną koszulę ze złotymi zdobieniami i, dość ekstrawagancką jak na jego osobę, bordową marynarkę nieco przypominającą surdut, ze szwem w talii, czarnymi zdobionymi klapami i mankietami. Na twarzy miał pozłacaną maskę z delikatnymi wypukłymi zdobieniami przypominającymi te na koszuli, kończącą się w centralnej części zaraz nad linią ust, po bokach sięgającą brody. W wewnętrznej kieszeni marynarki trzymał w pogotowiu różdżkę i niedużą fiolkę eliksiru ochrony, mając w pamięci sabat sprzed dwóch lat, z którego nie każdy wyszedł żywy. Czuł się swobodniej, wiedząc, że jest choć w minimalnym stopniu zabezpieczony. Być może dlatego spostrzegł nad ich głowami dorodną jemiołę, zdobiącą wejście na salę. Niewiele myśląc pochylił się bliżej Adeline, składając na jej ustach krótki pocałunek. Poczuł jak ich karnawałowe maski zderzają się ze sobą - najwyraźniej nie były projektowane z myślą o jakichkolwiek zbliżeniach. Rozbawiła go ta niespodziewana niedogodność, jednak szybko poprawił swoją maskę, by choć przez chwilę cieszyć się złudną anonimowością. Rozejrzał się po sali, próbując dostrzec wśród obecnych znajome sylwetki, ale nie było to proste. Jego wzrok spoczął za to na moment, być może odrobinę zbyt długi, na tajemniczej kobiecie w czerwonej sukni (Fantine), która wyraźnie wyróżniała się na tle pozostałych gości, choć nawet nie był w stanie dostrzec jej twarzy. Czy widział ją już wcześniej?
Z zamyślenia wyrwały go słowa lady Adalaide. Szybko wrócił na ziemię, skupiając całą swoją uwagę na organizatorce wieczoru. A przynajmniej próbując, bo jej słowa nie należały do najciekawszych. Z przyjemnością odebrał od kelnera kieliszek alkoholu, wznosząc go nieco ku górze, gdy padły słowa toastu za Czarnego Pana. Gdyby nie on, zapewne nie mieliby okazji spędzić tego wieczoru w tak spokojnej atmosferze.
– Podejdźmy bliżej – zaproponował, kiedy zapowiedziano występy artystów. Podał żonie rękę i rozpoczął slalom wymijania rozmawiających lordów i lady, mimo masek rozpoznając w niektórych z nich znajome osoby. Po postawie, gestykulacji, strzępkach przytłumionych głosów. Pozorna anonimowość; Edgar podejrzewał, że i tak nikt z zebranych nie pozwoli sobie na szczególną ekstrawagancję w zachowaniu. A już z pewnością nie na taką, jaką reprezentowali sobą zaproszeni cyrkowcy. Ich oryginalne stroje i akrobacje wyraźnie odznaczały się na tle reszty zebranych. Przygotowany przez nich występ okazał się zaskakująco hipnotyzujący, Edgar nie mógł oderwać wzroku od ich gibkich ciał, niemalże nieludzkich, jednocześnie paradoksalnie silnych, przynajmniej u mężczyzny. Ochoczo dołączył do braw na koniec występu, a może tylko jednej z jego części, nie potrafił przewidzieć ile atrakcji zaplanowała dla nich stara Nottówna. Na razie zamierzał skorzystać z parkietu i znajomego taktu walca, coraz głośniej rozbrzmiewającego w sali. Podał żonie dłoń, nie spodziewając się z jej strony odmowy.
Inspiracja
kings and queens
'k20' : 19
...Wiedział jednak, że nie wypada mu nie sięgnąć po drinka i rozglądać się za nowym. Był na balu Lady Adelaide Nott, obowiązywały go najwyższe standardy i konwenanse i nie mógł zwracać na siebie nadmiernej uwagi. Był szarą eminencją, zaproszoną do grona arystokratów. Sięgnął więc po kieliszek i z ulgą przekonał się, że szkło jedynie wyglądało na płonące. Upił łyk intensywnie czerwonego napoju, który - choć słodki - wydał się całkiem dobry. Sączył więc drinka powoli, trzymanie czegoś w dłoniach pomogło mu zresztą załagodzić stres. I gdy tak stał i rozglądał się po sali, w pełni zdał sobie sprawę, że on - Cornelius Sallow - dołączył do grona najznamienitszych osób w całej Anglii.
Czy ojciec byłby z niego dumny? - zadał to sobie pytanie po raz pierwszy od lat, a w gardle aż mu zaschło. Szybko upił kolejny łyk i zamrugał, nie wiedząc dlaczego w oczach omal nie stanęły mu łzy wzruszenia. Na pewno by był, nawet Tiberius Sallow musiałby uznać, że to sukces. Być może Cornelius schowa dumę do kieszeni i napisze mu kolejny list, coś więcej niż kilka obowiązkowych zdań skreślonych z okazji grudniowych Świąt i Nowego Roku?!
Duma z samego siebie i przejęcie Sabatem aż rozpierały mu serce.
I wtedy zaczął się występ.
Cyrku.
Cyrku, którego nie powinno tu być. Nie tutaj, nie na salonach. Cyrku, do którego Cornelius wziął piętnaście lat temu swojego maleńkiego syna i który był w mniemaniu Sallowa jedynie plebejską rozrywką.
Cyrku, który przypominał Corneliusowi, z kogo on sam nie był dumny. Czy ich rodzina była przeklęta?! Czasem tak mu się zdawało. Najpierw Solas, potem szaleństwo matki, zerwane zaręczyny, to... upokorzenie, o którym powinien zapomnieć. Wciąż jego rodzina, wciąż jego krew.
Ale mimo wszystko, mimo wpadek trwali, dumnie. Sallowowie, potomkowie druidów. Silni od wieków, nawet w obliczu dziejowych zawieruch, nawet w obliczu Rzymian. Gotowi zdradzić wszystkie ideały, by sprzymierzyć się z silniejszymi - a teraz ci silniejsi, Czarny Pan, podzielali ich przedwieczne, konserwatywne wartości.
Nieco nieobecnie obserwował występ ślicznej tancerki (spod maski dyskretnie omiótł jej całe ciało wzrokiem - choć nieco za chuda, jak na jego gusta, była bardzo atrakcyjna) i początkowo bardzo niechętnie przyznawał przed sobą, że była dobra i że może ten cyrk wcale nie jest aż tak plebejską sztuką tylko... czymś w rodzaju sztuki, powiedzmy. Nie znał się na sztuce na tyle, by móc to określić, a dopijany drink jedynie potęgował w nim poczucie dziwnego wzruszenia, które stopniowo przeradzało się w coś na kształt zachwytu.
Aż na scenie pojawił się on.
Akrobata w ptasiej masce, ubrany podobnie jak tancerka, ale wzbudzający w Corneliusie znacznie żywszą ciekawość.
Merlinie, niech to będzie mój syn.
Zmrużył lekko oczy, jakby chcąc dopatrzeć się pod maską rysy twarzy - a serce zabiło mu mocniej, kierowane lękiem o własną karierę lub ojcowskim instynktem, silniejszym od wzroku i rozsądku. Czy to on? Czy nie on? Młodzieniec miał silne, prężne ciało - niepodobne do żadnego z Sallowów, choć Solas był w młodości dość wysportowany i przystojny. Starszy brat zawsze był aktywniejszy od Corneliusa - przynajmniej zanim zaczął spędzać dnie nad tymi przeklętymi słownikami run. Może to nie on - myślał uparcie, usiłując dostrzec jasne błyski miodowych włosów pomiędzy piórami, Layla też lubiła tańczyć, ale akrobata kontynuował występ i to, co Cornelius widział, nie przypominało żadnego znanego mu tańca. Nie przypominało wcale dziecinnego występu w cyrku, widzianego przed laty.
To... było...
...zapierające dech w piersiach.
Ostatnia kropla drinka zniknęła z kieliszka, a Cornelius Sallow poczuł bezbrzeżny zachwyt - tak silny, jakiego nie czuł od lat. Emocja splotła się z występem akrobaty i wydawała się szczera. Jak zahipnotyzowany, obserwował występ być-może-własnego-syna (czy Marcelius potrafiłby wystepować tak pięknie jak ten profesjonalista, jak ten mistrz sceny, artysta, nieludzko zdolny akrobata?!)), a na widok niebezpiecznego skoku, serce na moment mu stanęło. Akrobata wylądował jednak miękko na nogach, wyprostował się dumnie i już po chwili wręczał lilię (taką, jak te z jarmarku! Przez opary zachwytu przebiła się myśl, że te lilie to doskonały symbol propagandowy) samej lady Adelaide Nott.
Laylo, jeśli gdzieś tam jesteś i to widziałaś, niech to będzie nasz syn. Na samą myśl, że to mógłby być Marcelius, poczuł tak silną dumę, że w oczach omal nie stanęły mu łzy. Jeśli to nie Marcelius, oby kiedykolwiek doszedł do takiej finezji i pozycji, jak ten akrobata. Jak już uparł się na cyrk, to niech będzie najlepszym artystą na świecie i niech wręcza lilie szlachciankom.
Wtedy byłby bezpieczny.
Zaklaskał - szczerze, mocno, z całej duszy - ale dostosowując głośność do braw innych gości, które szybko cichły, za cichło. Nie wypadało mu gapić się na scenę dalej - z niechęcią oderwał od niej spojrzenie i powiódł nim po sali, ale zachwyt nie słabł.
Zwłaszcza, gdy zobaczył ją.
Smukła dama w czarnej sukni, opiętej tak mocno, że podkreślającej wszystkie atuty nienagannej sylwetki. Stała odwrócona tyłem, co dało Corneliusowi kilka sekund na bezkarne podziwianie jej smukłej taliii i zaokrąglonych bioder i na przelotną myśl,
-Można prosić do tańca? - zapytał, a Deirdre mogła rozpoznać charakterystyczny głos dawnego narzeczonego. Ba, znając go lata, mogła nawet rozpoznać łagodno-uprzejmy ton, którego używał zawsze, gdy chciał zrobić na kimś wrażenie. Szczególnie na salonach. On zaś podniósł wzrok, zawiesił spojrzenie na jej ustach i...
...też znał ją lata, też znał każdy detal jej twarzy. Ale gdy wreszcie spojrzał na nią (a nie jej talię) uważniej i przekonał się, że wcale nie jest nieznajoma, gdy zachwycający drink przestawał powoli działać, było już za późno aby wycofać zaproszenie do tańca.
piję (& reaguję na) Pożogę
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Podczas świąt Tristan mówił, że nadchodzący rok nie będzie łatwy, lecz wiara w lepsze jutro była w niej tak silna, że nie lękała się wkroczyć w przyszłość, zwłaszcza u boku takiego czarodzieja. Pośród licznych upadków przeważały przecież wzloty, gdzie z każdym kroczą coraz dalej i coraz śmielej sięgają po to, co im się należy. Także i dziś w takt wolnego walca płynęli pewnie, nie wahając się żadnego kroku. W wymuszonej ramą bliskości zadzierała lekko brodę ku górze, by powrócić do tematu wojennych ścieżek.
- Wzorem, przestrogą. Łatwo się w nich zapędzić, porzucić rozsądek, dotrzeć do destrukcyjnych skrajności. Tylko w równowadze jest metoda. - Bez trudu usłyszała ściszony ton i poddawała każde jego słowo w akademicką wątpliwość.
- Namawiasz mnie do spróbowania? - Uniosła brew, nie kryjąc uśmiechu. Zapytana o to samo w innych warunkach mogła dać bardziej impulsywną, ale i bliższą sercu odpowiedź. W przypadku półwili ciekawość często wygrywa z rozsądkiem, nierzadko skazując za lekkomyślność i gasząc rozemocjonowany płomień. Nieumiejętność zachowania równowagi było dlań dotychczas jedną z największych słabości, tym bardziej wybrzmiewająca w jej głosie pewność mogła zastanawiać.
- Jak jednoznacznie stwierdzić czy coś mnie pociąga? Co miałoby znaleźć się na szali? Jak zdecydować, kiedy odpowiedź zależy od tak wielu zmiennych? - Wychylony przed tańcem drink kierował myślami Evandry, coraz mocniej odrywając ją od konkretów, a popychając w mgliste odmęty niejasności. Wzrok półwili poszybował ku zawieszonemu pod sufitem niebu, pozwalając by srebrne płatki opadały na colombinę, na krótką chwilę stając się podkreślającą migotliwą niezwykłość stroju ozdobą. Głębia magicznego, rozgwieżdżonego nieba nasycała inspiracją do sięgnięcia ku niej i zatopienia się w tajemnym, bezkresnym wszechświecie. - Prawdę mówiąc bardziej niż odkrycia prawdy zależy mi na powodach. Na zrozumieniu intencji, toku płynących w umysłach zamaskowanych myśli, jakie nakazały im podjąć taką, a nie inną decyzję. Czy to chęć dążenia do wygranej, a może strach? Co go wywołuje, co stoi za ucieczką i podjęciem walki? - Pewne obowiązujące ich zasady były bezwzględne, tak jak egzekwujące szlacheckie prawo towarzystwo. Wybiórcze, stronnicze, pozbawione chęci poznania prawdy, krzywdzące, niesprawiedliwe. Raz popełnionego na sabacie faux pas nie wybaczy nikt, chcąc pozostać na powierzchni należało się dostosować, ale gdyby tak zacząć brać pod uwagę te wszystkie drobiazgi, składające się na całość, czy wyrok nie byłby inny? - Same odpowiedzi nie są tak satysfakcjonujące, jak droga do ich poznania, która często rozwiązuje także te wątpliwości, jakich nie umieliśmy wcześniej nazwać.
Zmartwiły ją słowa Tristana o uświadamianiu Gasparda. Czarodziej był młodego wieku i niewiele w swym życiu zobaczył, a już z pewnością nic nie przygotowało go na spotkanie z Rosierem. - Naprawdę, musisz dziś? - dopytała licząc na to, że skrywana za maską twarz nie zdradzi wszystkich kotłujących się wątpliwości. Pytanie nie wymagało odpowiedzi, przecież zrobi tak, jak zdecydował. Nawet w takim momencie nie mógł zapomnieć o obowiązkach, czemu nie zamierzała się sprzeciwiać. Noc dopiero rozwarła przed nimi wrota możliwości, ignorowanie ich i trzymanie raz ustalonego planu stało się nagle najgorszym ze scenariuszy.
- Ona już tu jest, najdroższy. - Przystanęła tuż po tym, jak wybrzmiały ostatnie nuty walca i skłoniła się z niezwykłą gracją, jakby była to jedna z tanecznych figur. - Nie daj się zatrzymać wczorajszej myśli. - Wojna była ostatnim tematem, jaki mógłby ją teraz zainteresować. Konflikt rządził nimi każdego dnia, wdzierając się do ich życia wszelkimi możliwymi sposobami. Podniosłą deklarację przyjęła z uśmiechem dumy. Końca wojny pragnęła jeszcze nim ta zaczęła się na dobre - radosnej beztroski, wiecznej sielanki, spokojnego ducha - jednakże każdy kolejny dzień uświadamiał, że wyśniona w marzeniach idylla wcale nie istniała. Teraz schodząc ze środka parkietu w towarzystwie ukochanego nie potrzebowała już żadnego ideału - miała już wszystko. - Wyczekuję tego dnia z niecierpliwością.
and i'll show you
hands ready to
bleed
A jednak wszystko było skrzętnie ukartowane i zaplanowane. Przez cały dzień pokładała się z miejsca na miejsce, skarżąc na okropne bóle głowy, aż w końcu wyznała mężowi, że bardzo słabo się czuje i raczej nie pójdzie na dzisiejszy bal – lecz on za nic w świecie nie powinien opuszczać takiej okazji! Nie chodziło nawet o dobre intencje i dbanie o jego rozrywkę…
Chociaż z tym drugim mogła polemizować.
Na bal zjawiła się nieco spóźniona. Zresztą, dokładnie taki był zamysł całej tej… maskarady. Na dziś wybrała zupełnie nową, błękitną suknię o ciasno przylegającym do ciała gorsecie, oraz rozkloszowanej spódnicy, której atłasowy materiał dodatkowo pokryty był połyskującym delikatnie przez diamentowy pył tiulem. Na dłoniach miała białe, długie, satynowe rękawiczki zdobione delikatnie czarnymi koronkami. Jej zakręcone w loki włosy upięte dziś były w delikatny kok, ozdobiony pojedynczymi perełkami, a uszy przystrajały długie, srebrne kolczyki.
Chociaż zwyczajnie na tę okazję wybrałaby colombinę, dzisiaj postawiła na maskę volto. Doskonale zasłaniała jej twarz – widoczne były jedynie błękitne oczy podkreślone czarną kreską i długimi rzęsami. Na białej masce wiły się czarne zdobienia połyskujące diamentowym pyłem. Nieco odznaczało się żłobienie oznaczające usta – czarny zarys warg wypełniony był połyskującą czerwoną farbą. Górne powieki maski wysadzane były drobnymi kryształkami.
Postawiła dzisiaj na stylizację kompletnie do niej nie pasującą, a dodatkowo zimową. Przynajmniej taki był jej zamysł. Błękit, chłodne srebro oraz połyskujący diamentowy pył idealnie nadawały się do stworzenia klimatu.
Wchodząc ostrożnie do sali balowej, przeczesywała rozbawione tłumy w poszukiwaniu tylko jednej osoby. Nawet nie zauważyła, kiedy wręcz odruchowo sięgnęła po drinka z jednej z przelatujących tacy. Dopiero kiedy nieco odchyliła maskę i upiła łyk trunku, nieco się skrzywiła i spojrzała na alkohol. Królowa Śniegu. Jej wargi wykrzywiły się w lekkim uśmiechu na myśl, jakie to było ironiczne. Przed momentem chciała przywołać zimową aurę – teraz czuła ją nawet w całym swoimi ciele, włącznie z lodowatym oddechem, w którym zawirowało kilka płatków śniegu, nim z powrotem jej twarz została zakryta. Przy kolejnym oddechu kilka tychże płatków osiadło na jej rzęsach – na szczęście, nie było to widoczne z daleka, a z bliska, cóż… Zawsze można tłumaczyć, że to zamysł charakteryzacji.
Z delikatnym rozmarzeniem i dziwnym odprężeniem ogarniającym jej ciało, powiodła ponownie wzrokiem po Sali balowej, starając się wyłonić jedną osobę. Doskonale znała jej przebranie, więc sądziła, że będzie to dziecinnie łatwe.
Myliła się.
Przeszła powolnym krokiem kawałek, w dłoni dzierżąc kieliszek, który w tym momencie był bardziej jej rekwizytem niż faktycznym trunkiem. I kiedy już zaczynała tracić pierwsze nadzieję, że uda jej się go wyłonić – dostrzegła znajomą maskę. Uśmiechnęła się, czego nikt nie mógł dostrzec, a następnie zajęła bezpieczne dla siebie miejsce na uboczu, wlepiając dość uparte spojrzenie w nieświadomego niczego jeszcze Xaviera. Ciekawa, jak długo zajmie jej czekać, aż zorientuje się, że jest obserwowany.
inspiracja dla sukni i dla maski
Piję Królową Śniegu
Ostatnio zmieniony przez Charlotta Burke dnia 31.08.21 19:13, w całości zmieniany 1 raz
'k20' : 14
Podjął decyzję o zagadnięciu blondwłosej damy, której sylwetka zdawała mu się znajoma. Nie mógł mieć jednak pewności, nawet jeśli wzrost i kształt jej ciała pasował idealnie do tego, który zdążył poznać. Wziął głęboki oddech, w milczeniu wyczekując jej gest, a kiedy uchwyciła jego dłoń porwał ją do tańca, choć jak wspominał, wybitnym tancerzem nie był. Podstawowe kroki poznał, umiał się zachować w tańcu, poprowadzić partnerkę i to też robił. Aż w końcu blondwłosa kobieta odezwała się, jej głos był znacznie niższy, ale kiedy wypowiedziała jego nazwisko wiedział, że to właśnie ona. Uśmiechnął się, kącik jego ust drgnął ku górze, kiedy wypowiedziała te słowa, a później dodała, że eliksir zmienił jej głos. Zaśmiał się lekko gardłowo i tajemniczo.
- Nie zmienił zapachu Twoich perfum, Calypso. – nachylił się, aby szepnąć jej do ucha, gdzieś w tańcu pomiędzy obrotami, po których chwycił ją mocniej w pasie, przyciągając do siebie. – Szukałem Cię… – powiedział cichym, miękkim głosem. Eliksir zmienił również i jego głos, chociaż jego działanie odczuwał coraz mniej. Z chęcią sięgnie po innego rodzaju eksperymentalny drink, który został przygotowany na specjalną okazję. Ponownie obrócił w tańcu partnerkę, zadowolony z takiego obrotu sprawy. Tym razem nie zamierzał bawić się w kotka i myszkę, teraz gra w otwarte karty, zabawa dobiegła końca.
- Twój brat chyba niezbyt fortunnie wybrał maskę… – szepnął, kierując na moment wzrok w stronę Aresa. Widział wcześniej Calypso w jego towarzystwie, a przynajmniej tyle zanotował, bo teraz miał pewność, że to była ona. Może Ares miał zwyczajnie złego doradcę? A może coś innego chodziło mu po głowie? – Ty wyglądasz za to wyjątkowo, jak zawsze… – dodał cicho, ponownie przyciskając ją mocniej do siebie. Tańczących par było całkiem sporo, a on wirował właśnie z nią, skupiając się tylko i wyłącznie na jej osobie.
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Wzrok wędrował od jednego punktu do drugiego. Powoli przyzwyczajał się do stopniowo coraz cięższej, pełnej napięcia atmosfery wypełnionej oczekiwaniem; na gości wchodzących na ostatnią chwilę, wreszcie na gospodynię. Śladem pozostałych skierował spojrzenie na scenę, obserwując ciszę, która zapadła gładko jak zwykle, kiedy Adalaide Nott przemawiała. Nikt nie śmiał przerwać choćby jednym szelestem tego, co miała do powiedzenia, a Zachary mógł jedynie z lekką kpiną wygiąć wargi ukryte za maską i wciąż czuć się bezpiecznie. Doza anonimowości z pewnością służyła tym, którzy chcieli z niej skorzystać, natomiast dla niego samego skrycie twarzy za maską stanowiło ledwie okazję do zejścia z tonu, rozluźnienia obojętności spływającej po policzkach, odjęcia matowej zasłony w oczach, którą zwykł zasłaniać się w swoim profesjonalnym podejściu do kontaktów z pacjentami i pracownikami szpitala.
— Za Czarnego Pana — wypowiedział cicho i krótko własny toast, unosząc kieliszek w znanym wszystkim geście, po czym wsunął za dolną, odchyloną część maski i upił łyk, wręcz od razu smakując gęstą czekoladę oraz porzeczki będące głównym elementem alkoholu. Cierpkość lekko piekła w język, nie chciała zniknąć, stając się czymś do czego Zachary na pewno nie był przyzwyczajony. Smak koktajlu towarzyszył mu znacznie dłużej niż się tego spodziewał, ale – ku własnemu zdziwieniu – nie przejmował się tym. Myśli gwałtownie zwolniły, dziwne wrażenie przytłumiło te, którymi podążał, którym oddawał najwięcej ze swojej uwagi, analizując i snując dywagacje w planach i działaniach. Na pierwszy plan wyszły natomiast te, które zwykł trzymać na wodzy, odpychać od siebie, uznając za rozpraszające, za niedostatecznie ważne... a teraz po prostu wpatrywał się między sylwetkami innych gości na występ artystów, na wielobarwną scenerię sali balowej, na płomienie przyjmujące kształt rozmaitych zwierząt ponad ich głowami, wreszcie na tancerkę i jej misterne ruchy, które przykuły jego uwagę na krótko, podobnie jak akrobata unoszący się na cyrkowej scenerii bliżej sklepienia. Ze wzrokiem utkwionym w górę, sycił się chwilą. Chciał, by trwała w nieskończoność, by wieczór ten nigdy nie minął i stał się wiecznością. Zamyślony nie drgnął, kiedy pary ruszyły na parkiet. Pozostał na zajmowanym miejscu, od czasu do czasu unosząc kieliszek do ust, upijając maleńki łyk likieru, aż rozczarowany zerknął na puste kryształowe szkło i odstawił je na lewitującą w pobliżu tacę. Wciąż lekko otumaniony doznaniami płynącymi z alkoholu, wywołanymi zapewne specyficzną mieszanką magicznych ziół, postawił pierwszy krok na parkiecie sali balowej, uzmysławiając sobie, że pierwsze tańce przerodziły się w zupełnie inną, mniej oficjalną atmosferę, która pozwalała na swobodne krążenie pośród gości i przysłuchiwanie się toczonym rozmowom. Uprzejmym skinieniem odpowiadał na nieme powitania, choć nie do końca przyswajał czy zadawał sobie trud rozpoznania. Wciąż pozostawał w nienasyceniu chwili i zagapił się, w spacerze po sali wpadając na damę.
— Najmocniej przepraszam, pani — odezwał się lekko nieobecnym tonem, instynktownie cofając o krok, by bez przeszkód objąć całą sylwetkę. Utworzenie dystansu z resztą służyło zachowaniu bezpieczeństwa, nie było jego celem narzucać się ani powodować niekomfortowych sytuacji. Sam fakt, że nie wiedział, na kogo wpadł, był dostatecznie niekomfortowy. — Jeszcze raz najmocniej przepraszam. Taniec w ramach przeprosin? — Powtórzył, lekko kłaniając się i wyciągając dłoń w oczekiwaniu na akceptację. Jeśli mógł coś zrobić i załagodzić niezręczność tej sytuacji, to tylko w ten sposób.
I don't care about
the in-crowd
Xavier spojrzał na brata z rozbawieniem, bo nie było widoczne spod maski, po czym pokręcił głową.
- Chciałbym to zobaczyć. Jeszcze ty byś dostał po uszach. – odparł żartobliwie, po czym lekko odchylił swoją maskę by dopić swojego drinka.
Przyzwyczaił się już do tego, że jego głos uległ zmianie. Naprawdę fascynowały go te drinki, był ciekaw jakie inne alkohole mają właściwości. Będzie musiał potem zdecydowanie napisać list do Lady Adeline. Może ze względu na jego małżeństwo z Charlotte będzie chętna zdradzić mu chociaż rąbek tajemnicy. Z chęcią wypróbowałby tego w Palarni, miał wrażenie, że takie dodatkowe atrakcję z pewnością by się przyjęły.
Odstawił pusty kieliszek na jedną tac lewitującą nieopodal, po czym przeszedł go przyjemny dreszcz. Zabawne, nie czuł tego od jakieś…ośmiu lat. Doskonale pamiętał co go wywołało osobno i dlatego też od razu zaczął się rozglądać. Ludzi było naprawdę wiele na tej wspaniałej Sali balowej, ale jego wzrok w końcu zatrzymał się na jednej osobie. Błękitna suknie zdecydowanie wyróżniała się w tłumie, pięknie zdobiona maska przyciągała spojrzenie i wprowadzała w zachwyt każdego obserwatora. Jego również, choć on również czuł ciekawą, przyciągającą aurę.
- Zostawię cię na moment. – rzucił do brata już na niego nie patrząc, tylko po prostu ruszył w kierunku damy odzianej w tą niezwykłą suknię.
Większość gości dzisiejszego wieczoru zdecydowała się na czerń, więc inne kolory z pewnością nie tylko jego uwagę przykuły. Tym bardziej poczuł nieprzemierzoną chęć znalezienia się przy tej damie jako pierwszy. Im bliżej niej był, tym coraz więcej widział. Dziwne znajomy odcień blond włosów, sposób w jaki dama trzymała w dłoni szkło również był mu znajomy. Jednak dopiero kiedy znalazł się wystarczająco blisko by dojrzeć błękit oczu tej przyciągającej damy dotarło do niego. Nie było opcji by poznał ją po sukni czy masce, ponieważ jeszcze zanim powiedziała mu, że nie da rady pójść umówili się, że jej strój zobaczy dopiero w Sabatowy wieczór. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie tych pięknych oczu.
Mimowolnie uśmiechnął się szeroko sam do siebie, pod maską naturalnie. No tak, przecież mógł się domyślić. Oj musiał przyznać, że zdecydowanie dał się zrobić w konia dzisiaj. Ale o dziwo totalnie mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Podobało mu się. Cała ta sytuacja świadczyła o tym, że nawet po latach małżeństwa Charlotta potrafiła przyciągnąć go do siebie spojrzeniem, swoją niesamowitą energią i nawet nie musiał widzieć jej twarzy. Podobnie było wieczora gdy się poznali, wystarczyło jej spojrzenie by utonął w jej oczach.
Zatrzymał się przed nią, po czym ukłonił się, jak na gentelmana przystało
- Dobry wieczór Lady. – odezwał się odmienionym od drinka głosem – Mam nadzieję, że wybaczy mi Lady mą śmiałość oraz bezpośredniość, jednak nie wybaczyłbym sobie gdybym nie powiedział Pani o tym jak jej piękno zachwyciło mnie dzisiejszego wieczoru. Zdecydowanie wyróżnia się Lady na tle innych kobiet tu dzisiaj zgromadzonych. Suknia zdecydowanie pasuje do oczu, które, nie ukrywam, również przyciągnęły mnie tutaj. – dobrze, zagra w jej grę i z pewnością zarówno jemu jak i jej się ta gra spodoba - Czy zrobi mi Lady ten zaszczyt i zgodzi się dołączyć do mnie na parkiecie? – spytał spokojnie wyciągając dłoń w jej kierunku.