Sala balowa
Izolda
W najbardziej zdobionej części sali balowej ustawiono specjalne podium, na którym ma się rozegrać dramat, którego aktorami zostali wszyscy uczestnicy balu. Dopóki jednak sztuka trwa, główne miejsce zajmuje nie kto inny jak sama Izolda odgrywana przez uroczą gospodynię balu, lady Adelaide Nott. Siedzi na zdobionym krześle, przypominającym tron, a jej jasny strój przywodzi na myśl suknię ślubną. Ustawiony nieopodal stolik ugina się od herbatników i imbryków z herbatą. Nieopodal, umożliwiając odbycie z nią krótkiej pogawędki postawiony został wyściełany taborecik. Wygodny, choć celowo niezachęcający do spędzania na nim zbyt wiele czasu. Każdy bowiem zasługuje na odrobinę uwagi Lady Nott, nie więcej, nie mniej.
Stojące nieco dalej, wygodniejsze i większe krzesła zajęte są zazwyczaj przez Lorda Cronusa Malfoya przyjmującego rolę rycerza Tristana oraz Lorda Voldemorta jako króla Marka. Panowie co jakiś czas jednak przypisane im miejsca opuszczają, a ich pilnowanie przed zajęciem przez nieroztropnego gościa przypada ożywionym zaklęciem zbrojom, których głośne dzwonienie oznajmia każdy ruch, wywołując przy tym grymas niezadowolenia na twarzy gospodyni.
Z Adelaide Nott można oczywiście porozmawiać. Dobre maniery wręcz wymagają podziękowania gospodyni za zaproszenie. Zależnie od jej dostępności, możliwe są następujące interakcje z Izoldą. Żeby poznać odpowiednią, należy na zakończenie posta, w którym postać podejdzie przywitać się z Lady Nott, rzucić kością k3. Wynik określa interakcję z gospodynią.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.11.24 18:24, w całości zmieniany 10 razy
Rzeczywiście mógł to być kruk, ale podobna koncepcja doprowadziła do pojawienia się zmarszczki niezadowolenia na czole – na całe szczęście niewidocznej dla świata dzięki nałożonej masce. Dość osobiście odbierał symbol kruka, gdyż stanowił on nieodłączną część rodowego herbu Blacków. Jakiś wewnętrzny sprzeciw rodził się w nim na myśl, że właśnie kruk mógł przypaść komuś innemu niż Blackowi, choć tylko w ramach niewinnej zabawy.
A więc kruk czy ptak z rodziny krukowatych? Może gawron? Wrona? Nie, musi chodzić o kruka, ale jakiegoś konkretnego? Czarne pióra pozostawały ewidentną wskazówką, być może istniała jeszcze jakaś. Spróbował przyjrzeć się uważniej męskiemu przebraniu, dzięki czemu udało mu się zauważyć srebrną broszkę, którą wcześniej przeoczył. Jej kształt przypominał mu grot włóczni. Próbował skojarzyć ten symbol, lecz jedyne, co przychodziło mu do głowy, to marny koniec Gudrøda Myśliwego, który dał początek rodowi Burke. Sługa miał przebić mu plecy włócznią, ale naprawdę zamordowała go własna żona, ponieważ wziął ją siłą. To była zatem wskazówka do stroju czy może do poznania prawdziwej tożsamości, jaka ukryta została za maską? Naprawdę trudno było odgadnąć tę zagadkę. Chwilę się zastanawiał, lecz w końcu zrezygnował, nie mając żadnych mądrych pomysłów. W tym przypadku musiał przyznać się do swoistej upadłości intelektualnej. Być może to emocjonalny stosunek do kruczej postaci utrudniał mu analityczne podejście do tej jednej zgadywanki.
– Chyba odstąpię od ubiegania się o tytuł mistrza, bo naprawdę nie mam pojęcia, jaki motyw należy przypisać do tego stroju – przyznał się do niemocy twórczej, naprawdę nie potrafiąc ruszyć żadnym konkretnym tropem. Mógł tylko liczyć na to, że ktoś inny odgadnie prawidłowe rozwiązanie.
and giving it up
Podczas przemówienia Lucinda stała z boku jedynie obserwując. Patrzyła na to jak wszyscy z uśmiechem na ustach unoszą kieliszek w toaście dziękując za to co ona nazwałaby prawdziwym koszmarem. Jedyną słuszną rzeczą było oddanie hołdu zmarłym, którzy w końcu niczym sobie nie zasłużyli na taki los. W takiej chwili jak ta zaczęła się zastanawiać czy przyjście tutaj było na pewno słusznym posunięciem. Nie rozumiała tego wszystkiego, ale finalnie przecież niczego lepszego po tych ludziach się nie spodziewała. Przyjście tutaj mogło nie być jednak najgorszym wyborem. W końcu… wystarczyło jedynie wejść w rolę i zacząć słuchać.
Jedynie żal jej było uciechy jaką blondynka zauważyła na twarzy matki, kiedy ta dowiedziała się, że Lucinda ma zamiar skryć swą twarz za maską. Szlachcianka nie miała od dawna kontaktu z rodzicami, a ci na szczęście o ten kontakt także nie zabiegali. Było to na tyle łatwiejsze, że Lucinda nie musiała ich rozczarowywać od nowa i od nowa tak jak oni rozczarowywali ją w swoich wyborach. Bez względu na to ile miała lat i bez względu na to jakim człowiekiem była to zawsze będzie szanować tych, którzy jednak stanowili jeden z najważniejszych fundamentów jej życia. Wypierała się wszystkiego co wyznają, wypierała się zmianom, które poczynili, ale nie potrafiła wyprzeć się też ich.
Kiedy przyszła pora na dobrze jej znane kalambury zrobiła krok do przodu. Zwykle nie brała udziału w tego typu zabawach, ale zawsze lubiła się przyglądać tańczącym parom i zmaganiom innych. Doskonale znała zamysł tej zabawy i wiedziała, że odpowiedź jest albo absurdalnie prosta, albo wręcz nie do odgadnięcia. Często chodziło jedynie o drobne szczegóły, które na pierwszy rzut oka wcale nie uchodziły za te najważniejsze. Wszystko utrudniały także ruchy pary, bo w końcu w tańcu wiele rzeczy wydaje się być inne niżeli jest w rzeczywistości. Słysząc, że kruk to odpowiedź bliska tej poprawnej, blondynka zaczęła jeszcze bardziej obserwować tańczącego mężczyznę. W jej oczy wpadł święcący się w blasku świec grot włóczni. – Może chodzi o konkretnego kruka – zaczęła przyglądając się czarnym skrzydłom i masce. – Widząc kruka i grot włóczni przychodzi mi na myśl jedynie Odyn, bo to właśnie jego atrybutem jest kruk, włócznia no i wilk. Może mamy do czynienia z Huginem lub Muninem? Bardziej jednak skłaniałabym się ku temu pierwszemu. – odparła nie będąc pewna swojej odpowiedzi. Co jej jednak podpowiadało, że włócznia nie mogła być przypadkową ozdobą.
fire in a world full of ashes.
Lucinda otrzymuje punkt za odgadnięcie właściwej odpowiedzi, Edgar za to, że jego strój został odgadnięty. Lady Nott wybrała z tłumu Ramseya i jego partnerkę, zapraszając ich na parkiet, gdzie w tańcu zaprezentują swoje stroje. Mają na odpis 48 godzin. Od odpisu drugiej postaci z pary pozostałe otrzymają 72 godziny na odgadnięcie ich przebrań. Osoby gotowe do zaprezentowania swoich strojów w dalszej kolejności powinny zgłaszać się poprzez pw do mistrza gry prowadzącego (Tristan).
Starałem się nie myśleć o kolejnych nieudanych zaręczynach, chorobie Lei, tych wszystkich dyżurach w szpitalu oraz innych przeciwnościach losu, które wykwitały ostatnio na mojej drodze w zastraszającym tempie. Musiałem pozostać niewzruszony na obce dystraktory, palące sytuacje powodujące nadszarpnięcie nerwów i przynajmniej spróbować wtopić się w beztroski korowód gości Hampton Court. Zgodnie z życzeniem ojca oraz nestora, bo skoro moi bracia oraz siostra z mężem mieli znaleźć się na tej uroczystości, to mnie także nie mogło zabraknąć.
Ubrałem się stosownie do okazji, choć motyw mojego stroju był mocno przesadzony. Musiałem zawrzeć w nim całą masę elementów, połączyć wiele sprzeczności, przez co wydawało mi się, że wyglądałem dość groteskowo. Sam temat mi się podobał, ale ten kostium prezentowałby się lepiej na kimś bardziej ekspresyjnym niż na mnie, jednym z najbardziej stonowanych ludzi w całej socjecie. Postanowiłem nie zastanawiać się nad tym przesadnie, matka w końcu przyznała, że wyglądałem odpowiednio; przybycie do sali balowej jedynie utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Wszyscy uczestnicy przyjęcia prezentowali się jak z jakiejś baśniowej książki, nie szczędząc sobie skromności. Dzięki temu odkryciu nabrałem pewności siebie, choć po oficjalnym tańcu otwierającym, który przetrwałem sącząc szampana gdzieś na tyłach sali, zamierzałem pozostać w ukryciu tak długo jak było to możliwe. Nie rozmawiałem z nikim, więc pozostałem tak samo milczący zarówno podczas zarządzonej minuty ciszy jak i kolejnych minutach podziękowań dla przybyłych nestorów. Kontynuowałem milczącą politykę wraz z rozpoczęciem pierwszej gry tego wieczoru, nie planując brać w niej udziału. Przynajmniej nie jako zgadujący, bo lady Nott bywała nieprzewidywalna. Jednak wreszcie znudziła mi się samotna bezczynność podczas obserwacji bezosobowych twarzy usiłujących odkryć zagadki dotyczące kostiumów. Z tego powodu dotarłem do miejsca, w którym nagromadzenie arystokratów było większe i przystanąłem obok nieznajomej, jak mi się wydawało, kobiety przy filarze.
- Witaj lady… lady – przywitałem się uprzejmie, skłaniając głowę i rezygnując z adresowania czarownicy, bo mógłbym trafić kulą w płot. Maski były nie tylko błogosławieństwem, ale też znacznym utrudnieniem. – Jak znajdujesz dotychczasowe prezentacje strojów, lady? – zagaiłem niezobowiązująco, nie chcąc narzucać zbyt wiele, ale przecież wszyscy byliśmy mistrzami gry pozorów oraz uprzejmych, mało znaczących rozmów. Dopijałem właśnie drugi kieliszek alkoholu, spokojnie obserwując wirujące na parkiecie pary. – Lady Nott przeszła dziś samą siebie – zauważyłem, patrząc na jej bogato zdobioną suknię oraz mocny, szczegółowy makijaż; choć musiałem przyznać, że inne przebrania także wyglądały imponująco.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
Z jednej strony bycie cieniem wydawało się idealne, z drugiej... Danie Isabelli odczuć, że Una nigdy jej nie potrzebowała i wbrew prawdzie pokazać, że dalej nie dba o los lady Selwyn, było bądź co bądź dla ciemnowłosej szlachcianki bardzo, bardzo kuszące. Ta druga opcja wabiła młodą Bulstrode wyłącznie tym, co wyczytała w liście, nigdy jednak nie czuła tak silnego pragnienia w kwestii rywalizacji.
Normalnie nieszczególnie obchodziło ją, czy ktoś skupia na niej wzrok. Teraz jednak było inaczej. Zresztą, jeżeli Isabella chciała ją widzieć jako tę złą to droga wolna, Una jej to nawet ułatwi. Jeżeli jednak ma ją o coś posądzać to niech posądza ją o coś, co wydarzyło się naprawdę. Subtelne uwodzenie mężczyzn również się do tego zaliczało. Szczerze miała nadzieję, że Isabella zobaczy, jak rzeczywiście wygląda arystokratyczny światek. Zawsze widziała świat w kolorowych barwach, więc może czas najwyższy, aby Una uświadomiła jej, jak to jest podejmować decyzje, kiedy nie ma się drugiego wyjścia.
Dalej więc stała za grubym filarem, będąc w niemałej rozterce. Nie wiedziała, czy powinna się ruszyć albo odezwać. Jej dwie natury kłóciły się jak nigdy dotąd, utrudniając jej wybranie którejkolwiek z nich. Co powinna zrobić?
Na szczęście – lub nieszczęście – jej rozmyślania ktoś przerwał. Zastanawiała się, co to za śmiałek, rozpoznając w dźwięku wyraźnie męski głos, nie żeński. Większość arystokratów wolała teraz podawać możliwe rozwiązania zadanych pytań, ten jednak zdawał się dokładać nowe. Była to zasługa chęci demonstracji absurdu a może efekt nudy? Albo czegoś jeszcze innego...
Odwróciła się i dygnęła lekko, choć nie było to łatwe w wielowarstwowym stroju. Była co prawda przyzwyczajona do strojnych sukienek, ta jednak miała naprawdę wiele warstw tiulu na dole i była dość rozłożysta. Przypominała suknie używane w baletach, na które Una chodziła, chociaż nigdy nie brała w nich udziału na scenie. Taniec balowy był tym, co kochała, nigdy jednak nie pomyślała o nauce baletu. Może kiedyś to zmieni?
– Tak. Witaj, lordzie. – przytaknęła krótko z braku lepszej odpowiedzi. Również nie wiedziała, kto kryje się pod maską i to nie tylko jego. – Dotychczasowe stroje były niezwykle... oryginalne. I piękne, choć czego innego można by było się spodziewać?
Zastanawiała się, czy jej strój również ktoś rozpozna. Był trochę inny od pozostałych. Dekolt wycięty w serce i maleńki diadem na głowie, który ledwo wystawał zza grzywki definitywnie o tym świadczyły.
Słysząc wzmiankę o dokonaniach Lady Nott, kiwnęła głową zgodnie. Pomimo że Bulstrode niezbyt się tu podobało, doceniała starania gospodyni. Robiła, co mogła. To nie jej wina, że młoda lady dostała niedawno list, który popsuł jej nastrój. A sama atmosfera balu była istotnie wspaniała.
– To prawda. – odparła z lekkim uśmiechem. Często tak maskowała swoje obawy i zmartwienia. – Wszyscy wyglądają zjawiskowo i nikt się nie nudzi.
Nawet jak widać ja, skoro rozmawiamy.
Wzrok zgromadzonych przeniósł się z pary na jakiegoś mężczyznę, Una nie interesowała się tym jednak zanadto. Zdecydowała się tymczasowo zostać tutaj. Poczekanie na dalszy rozwój wypadków i obserwowanie wszystkiego kątem oka wydawało się na chwilę obecną najkorzystniejsze.
– Mam nadzieję, że potrwa to jak najdłużej. – rzuciła z zamyśleniem. Nie chciała wracać do domu i martwić się, czy sytuacja w magicznym świecie nie zrobi się jeszcze niebezpieczniejsza.
How long ago did I die?
Where was I buried?
— Powinienem cię ostrzec, że nie mam pojęcia co tu robię, lady — szepnął nieco prowokacyjnie, tuż przed rozpoczęciem prezentacji w tańcu. Ostrzeżenie powinno zmobilizować ją do działania za nich dwoje, jeśli mieli zaprezentować się dobrze. Nałożył lekko na głowę kaptur czarnej, wyjściowej szaty tak, by skrył dotąd gładko uczesane włosy. Czuł się dobrze we własnym stroju, swobodnie — szczególnie, że w całości dopasowany był do jego właściwego koloru — matowej i niezbyt głębokiej czerni. Materiał był elegancki i dostojny, ale możliwe, że mimo tego cały strój w porównaniu z większością tu obecnych pozostawał nadzwyczaj skromny — brakowało w nim wszelakich ozdób, dodatków, broszek, złoceń. Szata zdawała się składać z dwóch warstw choć była bardzo spójna. Zewnętrzna część była luźniejsza, niczym płaszcz — materiał już od nałożonego chwile wcześniej kaptura lał się po jego szczupłych, kościstych ramionach na ręce i plecy w leniwej formie aż do kostek. Rękawy zewnętrznej części były od początku poszerzane, opadające aż do łokci, zaś te części wewnętrznej długie aż do nadgarstków i opięte. Pierś była jednak lepiej wyeksponowana, strój z kołnierzykiem na stójkę pod którą widniała niewielka klamra w kształcie kosy został dobrze dopasowany i uwydatniał szczupłą sylwetkę. Misterne hafty z połyskujących nici układały się w krótkie i proste linie na obojczykach, podobne im samym, a także idąc od boków do środka po łukach, zgodnie z linią kości, tworzyły znakomitą imitację żeber. Maska na twarzy była trupio blada — jaśniejsza od jego skóry na szyi, ale wyraźnie z nią współgrająca. Na bieli wyraźnie odznaczały się czernie wokół oczu malujące się w owalne otwory pełne głębi. Kiedy miał zamknięte oczy zdawać by się mogło, że oczodoły są całkiem puste, jakby wydłubano mu gałki, a maska przypominająca twarz pusta, upiorna i pozbawiona wyrazu. Linia nosa była prosta, lecz pęknięta na środku, przypominając kość bez chrząstki, z dwoma podłużnymi otworami nosowymi. Pod nim doskonale i wyraźnie zarysowana została linia żuchwy wraz ze wszystkimi zębami, układająca się w trupi i przerażający uśmiech nagiej ludzkiej czaszki, którą z zaskakującą łatwością na siebie przyjął.
Czuł się w tym dobrze. Czuł się w tym, jak we własnej skórze, drugiej, nieludzkiej formie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Kiedy gospodyni skierowała swoje kroki w stronę kolejnego uczestnika zabawy Lucinda skupiła na mężczyźnie spojrzenie szukając wskazówek mogących naprowadzić ją na właściwy trop. Nie zdążyła jednak przywołać w myślach żadnej znanej jej postaci, bo mężczyzna wywołany przez gospodynię na parkiet zaprosił ją do wspólnego tańca. Blondynka przyjmując zaproszenie na sabat doskonale wiedziała, że będzie musiała brać czynny udział we wszystkich przygotowanych przez gospodynię zabawach. Już dawno minęły czasy kiedy mogła chować się po kątach udając, że tego typu rzeczy jej nie dotyczą. Nawet jeśli przemawiała przez nią niechęć do tańczenia na oczach wszystkich to przez myśl jej nie przeszło by ów zaproszenie odrzucić. Wbrew własnym przekonaniom nie posunęłaby się do tak otwartego braku szacunku.
Szlachcianka ruszyła na parkiet dając się poprowadzić mężczyźnie w tańcu. Nie miała pojęcia kto może kryć się za trupiobladą maską, ale potrafiła wyczuć niepewność lub niechęć w stawianych na parkiecie krokach. Słysząc słowa mężczyzny miała ochotę odpowiedzieć, że w swych uczuciach nie jest samotny, ale postanowiła zostawić ów słowa we własnych myślach. – Ufam, że nie ma to już teraz znaczenia, lordzie – odparła z delikatnym uśmiechem stawiając kolejne kroki. Sama w tańcu czuła się dobrze pomimo, że na sali balowej nie była od bardzo długiego czasu.
Ubrana w lejącą się aż do ziemi suknię w chłodnym srebrzystym odcieniu, który podczas ruchu mienił się odcieniami brązu. Długie siateczkowate rękawy oddzielone były od sukni ciemnym materiałem, na którym znajdowały się żelazne elementy imitujące pióra. Kiedy unosiła ramiona materiał falował dając złudzenie jakoby żelazne odłamki piór odrywały się od skrzydeł spadając w dół. Maska, która zasłaniała jej twarz miała bardzo ostre rysy. Wykonana niemal w całości z tego samego materiału co pióra niosła ze sobą coś złowrogiego. Posępna mina mogła być zwiastunem gotowości do ataku. Niezbyt długi, ale sporych rozmiarów dziób zaciągnięty był do dołu, a cała maska odkrywała cienką linię ust. Jej dzisiejszy strój był całkowitym przeciwieństwem jej samej. Niósł wrogość, a nawet śmierć.
fire in a world full of ashes.
Starała się tego nie pokazywać, żeby przypadkiem rozmówca nie poczuł się urażony, jednak kątem oka wyłapała kilka szczegółów dotyczących tańczącego nieznajomego. Był bardzo... specyficzny. To znaczy nie nieznajomy – strój.
Od razu odniosła wrażenie, że spotyka się oko w oko z samą śmiercią. Ubranie pokryte czernią, a do tego trupia maska... Jej matka wydawała się wyglądać podobnie, gdy lamentowała nad przewidywaniami, że młodej Bulstrode tak jak poprzedniemu rodzeństwu może się coś stać. Przez to Una ledwo przekonała rodzinę do dania jej zezwolenia na jazdę konną. To było małe, ale jakże satysfakcjonujące zwycięstwo.
Wróciła niepostrzeżenie uwagą do rozmówcy. Ostatnim co zdołała przyuważyć, była klamra. Bardzo charakterystyczna klamra, bo nosiła kształt kosy. Zgadywała, że nie bez powodu była elementem dzisiejszego ubioru. Prawdopodobnie zastępowała prawdziwą kosę, na którą – z oczywistych względów – mężczyzna nie mógł sobie pozwolić.
Cały strój przypominał jej generalnie śmierć, którą widziała dotąd w bardziej namacalnej postaci na starych rycinach i rysunkach zawartych w starych księgach. Była tam zwykle personifikowana jako szkielet w kapturze i z kosą w chudej dłoni. W rzeczywistości nie miała jednak swojej formy, choć była obecna w każdym magicznym aspekcie życia.
Więc czyżby faktycznie chodziło o śmierć? Wszystko się zgadzało. Chociaż... Może to podchwytliwa zagadka? Brzmiała w końcu aż za prosto.
Ciemnowłosa szlachcianka wolała jednak nie tracić okazji do zaprezentowania Isabelli, jak dobrze sobie bez niej radzi. Nie mogła znaleźć do tego lepszego sposobu.
– Wygląda na to, że zaszczyciła nas śmierć we własnej osobie. – odparła spokojnie, spoglądając w kierunku wspomnianego mężczyzny. – Mam nadzieję, że zdradzi nam nieco sekretów, których jako żywi nie znamy. – dodała z uśmiechem, chcąc dodać wesołej atmosfery szczypty tajemnicy. W masce czuła się śmielej, normalnie nie zaczynała konwersacji, nie znając tożsamości drugiej strony.
How long ago did I die?
Where was I buried?
Podążając do sali balowej mijał dostojnie odzianych czarodziei, którzy idealnie wpasowywali się w przepych mający za zadanie ukazać majętność rodu Nottów. Sam nie wyglądał równie dobrze co oni, choć starał się wybrać jak najlepszą garderobę byle tylko uniknąć wymownych spojrzeń i uczucia wyodrębnienia, co było najprawdopodobniej nieuniknione. Zwykle pozostawał w cieniu i liczył, że tym razem będzie podobnie, a odrobiona wyjątkowo dobrego alkoholu sprawi, iż ostatnia noc tego roku minie szybko i bez zbędnych komplikacji. Musiał jedynie wtopić się w tłum i wygrzebać z siebie nieco dobrych manier, o które w życiu codziennym kompletnie nie dbał. Na szczęście był niezłym obserwatorem i mógł pewne elementy podpatrzeć byle tylko uniknąć totalnej kompromitacji.
W chwili rozpoczęcia przemowy otwierającej Zimowy Bal skupił swe spojrzenie na Lady Nott. Zgadzał się z jej słowami, które wyraźnie podkreślały wartość nowego Ministra Magii oraz ich przywódcy i najpotężniejszego czarodzieja - Lorda Voldemorta. Z lekkim, malującym się uśmiechem uniósł kielich, otrzymanego chwile wcześniej, szampana i upił go do samego dna. Był to z pewnością najlepszy musujący trunek, który przyszło mu kiedykolwiek wypić. Niech żyje- powtórzył w myślach, a zaraz potem odstawił puste szkło, a ku jego uszom doszedł charakterystyczny głos, w którym od razu rozpoznał samego Cronosa Malfoya.
Początkowo nie uczestniczył w zabawie mającej na celu prezentacje strojów poszczególnych uczestników, a jedynie przyglądał się kolejnym trafnym odpowiedziom. Miał wrażenie, że rozpoznawał niektóre barwy głosu wszak to właśnie owej nie można było zmienić, jednak nie zależało mu na rozpoznaniu tożsamości czarodziejów. Kolejne dołączające pary zdawały się „pływać” w swym tańcu, jakoby nauczeni byli jego od dziecka – a może właśnie tak było? Szatyn go nie potrafił, dlatego wstrzymywał się od jakiejkolwiek interakcji mimo towarzystwa pięknych kobiet.
-Czyżby Dementor ruszył w parze z Ptakiem Stymfalijskim? Ciekawe połączenie.- rzucił właściwie do siebie, a zaraz po tym upił trunku, który chwycił z lewitującej tacy. Żelazna imitacja piór oraz dziobu naprowadziły go na trop w przypadku kobiety, zaś jeśli chodziło o mężczyznę to jego uwagę głównie przyciągnęła maska, a konkretniej „puste oczodoły”. Być może się mylił, ale przecież była to tylko zabawa.
Drew oraz Una otrzymują punkt za odgadnięcie właściwej odpowiedzi, Ramsey oraz Lucinda za to, że stroje zostały odgadnięte. Lady Nott wybrała z tłumu Sigrun i wybranego przez nią partnera, zapraszając ich na parkiet, gdzie w tańcu zaprezentują swoje stroje. Mają na odpis 48 godzin. Od odpisu drugiej postaci z pary pozostałe otrzymają 72 godziny na odgadnięcie ich przebrań. Osoby gotowe do zaprezentowania swoich strojów w dalszej kolejności powinny zgłaszać się poprzez pw do mistrza gry prowadzącego (Tristan). W przypadku braku chętnych pary (lub pojedyncze postaci) zostaną rozlosowane.
Choć jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, wszechobecny zbytek wzbudzał w nim mieszane odczucia. Odczuwał silną potrzebę stałego zwiększania swego majątku, lecz nie robił tego w celu umeblowania swej posiadłości antykami czy ozłocenia balustrad; przepych Hampton Court z jednej strony przypominał mu o tym, jak wiele mógłby jeszcze osiągnąć, z drugiej – wzbudzał coś na kształt politowania. Czy nie dałoby się spożytkować tych pieniędzy w lepszy sposób? Przybył na miejsce sam, lecz nim ruszyli korowodem do sali balowej, odnalazł wśród tłumu Sigrun. Nie sądził, by zdołał rozpoznać ją wśród morza ubranych w najlepsze szaty, wyperfumowanych i ufryzowanych czarownic, gdyby nie raczyła zdradzić mu, jaki był motyw przewodni jej przebrania. Nieprzyjemnym zaskoczeniem okazał się sposób, w jaki rozpoczęła się zabawa; Goyle nie zamierzał tańczyć, wyglądało jednak na to, że nie pozostawiono mu wielkiego wyboru. Skrzywił się szpetnie i bez pytania chwycił dłoń towarzyszącej mu kobiety, uważnie obserwując, co robią maszerujący przed nimi goście, w jaki sposób stawiają kroki. Maska skutecznie skrywała jego tożsamość, odczuwał jednak przemożną chęć nie zrobienia z siebie głupca, nawet jeśli o jego porażce miałoby się dowiedzieć ledwie kilka osób. W ciszy wysłuchał przemowy królowej kier, która wygłosiła przemowę powitalną; nie zaskoczyła go pochwała pod adresem Czarnego Pana, konserwatywna szlachta musiała przejrzeć na oczy i zaakceptować słuszność jego decyzji. Spojrzał ukradkiem ku twarzy Sigrun, próbując podchwycić jej spojrzenie – kilka miesięcy temu nie podejrzewał, że znajdą się tu, wśród wysoko urodzonych i będą wznosić toasty na Jego cześć.
Obserwował kolejne pary z narastającym znudzeniem, nie próbował nawet odgadywać ich strojów; zdawało mu się, że wśród odzywających się głosów rozpoznał Macnaira, lecz czy mógł mieć rację? Słowa zlewały się ze stale towarzyszącą im muzyką, wśród tłumu nie dostrzegał sylwetki druha. I wtedy dał się zaskoczyć – lady, która przemawiała, napewniej gospodyni, skróciła dzielącą ich odegłość i położyła dłoń na ramieniu Sigrun. Przez chwilę trwał w bezruchu, wypierając sytuację, w jakiej się znaleźli. Po krótkiej chwili niechętnie się zreflektował, wiedząc, że nie wybaczyłaby mu tego, gdyby nie poprowadził jej do tańca; ponownie zamknął dłoń Rookwood w uścisku, powoli prowadząc ją na środek parkietu. Nie był do końca pewien, co robi, liczył na jakiekolwiek wskazówki z jej strony, przy czym nie miał bladego pojęcia, czy mogła ona wiedzieć o tańcu więcej od niego. W końcu poczuł się jak głupiec, jak wystawiane na pokaz zwierzę i w jego piersi zaczęła kotłować się złość. Mimo to prowadził swą partnerkę, pozwalając zebranym w sali czarodziejom odgadywać, za kogo przyszło mu się przebrać.
Na szyi miał burą kryzę z gęsto ułożonymi kolcami, która sprawiała, że jego góra wydawała się jeszcze masywniejsza niż zwykle. Brązowa szata pokryta była ciemniejszymi plamami przypominającymi cętki, gdzieniegdzie i z materiału sterczały niewielkie, rozsiane już rzadziej wypustki przypominające ciernie. Lecz to nie było najgorsze – z tyłu, na wysokości bioder, zwisało coś, co niewątpliwie przypominać miało zakończony ostrymi ozdobami ogon. Twarz skrywał za dopasowaną kolorystycznie maską o kocim kształcie; uwagę przykuwały dwie pary pokaźnych kolców – jedne wygięte ku górze, drugie ku dołowi – które z uwagi na swój rozmiar wyglądały raczej jak rogi. Żeglarz kompletując swój strój starał się podkreślić, jak niebezpieczną była bestia, za którą przyszło mu się przebrać, a z którą żaden czarodziej nie powinien się mierzyć.
paint me as a villain
Nie wydawała się zachwycona przepychem dworu, w którym ciotka Eddarda zwykła urządzać swoje sławne przyjęcia, tak wymuskane wnętrza nie przypadały jej do gustu, czuła się trochę jak w muzeum, nieswojo, lecz trzymała dumnie uniesioną brodę i wyprostowaną sylwetkę, podążając ku sali balowej, gdzie Królowa Kier wygłosiła przemowę powitalna. Któż by pomyślał, że przyzna tyle racji starej lady, wbitej w ciasny gorset; jej słowa o Lordzie Voldemorcie były słuszne i właściwe, na usta Sigrun, podkreślone ciemną szminką, wpłynął zadowolony uśmiech. Śmiało uniosła kieliszek szampana, wznosząc toast za Czarnego Pana. To pierwszy bal na jego cześć - ale odbędzie się ich jeszcze wiele.
Zapatrzona w taniec Śmierci i Stymfalidy nie zauważyła w którym momencie lady Adelaide Nott znalazła się tak blisko niej; drgnęła niespokojnie, gdy dłoń starszej damy spoczęła na jej ramieniu, zapraszając ją na środek. Przez moment czuła konsternację, nie spodziewała się, że będzie musiała wyjść na środek parkietu - trwało to jednak wyłącznie moment, zaraz uniosła dumnie brodę i ujęła podaną przez Caelana dłoń, pozwalając poprowadzić się na środek. Nie mylił się: byłaby wściekła, gdyby jedynie patrzył i prychał śmiechem pod nosem obserwując jak depcze cudze palce. Żadne z nich nigdy nie uczyło się dworskich tańców, wspólna męka wytrącała mu asa z rękawa, gdyby zechciał przywoływać później to wspomnienie. Nie wiedziała jak on, ale obserwowała inne kobiety, próbując zapamiętać kilka kroków, na wypadek konieczności wyjścia na parkiet - i intuicja Sigrun nie zawiodła. Stanęła na parkiecie naprzeciw Caelana, skupiając spojrzenie na jego masce, podała mu drugą dłoń i gdy rozbrzmiała melodia, próbowała powtórzyć wcześniej zaobserwowane ruchy, po raz pierwszy w życiu tańcząc kontredansa. - Nie zmiażdż mi stopy - szepnęła cicho, nie ukrywając nawet ironii, bo miała świadomość, że równie dobrze to ona pantoflem może przydeptać jego but.
Złoty, połyskujący materiał, z którego uszyta była jej suknia lśnił w blasku setek świec; rzadko przywdziewała jasne barwy, lecz okazja i liścik od lady Nott tego od Rookwood wymagał - a także udania się do krawcowej, biegłej w czarach transmutacyjnych, która stworzyła dla niej kreację mającą oddać wyznaczoną postać. Spódnicę, dość wąską do okolic kolan i rozszerzającą się ku dołowi, pokrywały gęste biało-złote pióra, przechodzące w jasny, połyskliwy materiał górnej części kreacji, przylegający do skóry; nie odsłoniła nagich ramion, długie rękawy imitowały pelerynę, również utkaną ze złotych piór, a gdy unosiła ręce błyskały niebezpiecznie na podobieństwo listopadowego i grudniowego nieba, kiedy trwała nieustająca burza. Dopełnieniem kostiumu była maska, zasłaniająca twarz Sigrun, barwy kości słoniowej, z wyraźnym, ostro zakończonym wybrzuszeniem w okolicach nosa o ciemniejszej barwie; wyryte na niej rysy były mocne, o skupionym wyrazie. Jasne włosy czarownicy, mające dziś barwę płynnego srebra, zaczesała gładko do tyłu, spinając złotą spinką. Zwykle oblekała się w czerń, ciemną zieleń, dziś błyszczała niemal oślepiającym blaskiem złota i bieli.
we mnie płomień,
wilczy duch
wiele zdartych ran i skór
Jedną kolejkę kalamburów mógł sobie odpuścić, ale przy kolejnej zamierzał bardziej wytężyć wzrok, angażując się jednak w zaproponowaną w pierwszej kolejności zabawę przez lady Nott. Przynajmniej była to sposobność na spędzenie kilku chwil, nim rozpoczną się bardziej zobowiązujące rozmowy. Nie zamierzał zapominać o celach, jakie sam sobie wytyczył przed przybyciem na sabat. Chciał podczas tego przyjęcia ugrać coś dla siebie, najlepiej jak najwięcej.
Kolejna para ruszyła w tan. Wzrok Blacka w pierwszej kolejności przyciągnął męski strój. Bura barwa szaty, kolce, cętki i masa o kocim kształcie. Te elementy, spójnie ze sobą połączone, dawały dość oczywistą podpowiedź. Był w stanie odgadywać nawet zwierzęce motywy strojów, jeśli były one tworzone na podstawie bardzo charakterystycznych stworzeń, które mogły funkcjonować w świadomości wszystkich czarodziejów, nawet takich, którzy nigdy nie przykładali wielkiego znaczenia do przyswajania wiedzy z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami. Nad kobiecym strojem musiał zastanowić się nieco dłużej. Suknia zdobiona była na kształt jasnych piór, które łączyły w sobie biel i brąz. Tutaj nie miał od razu jednoznacznych skojarzeń. Niewatpliwie motyw stanowiła pierzasta istota, lecz takich było przecież mnóstwo na świecie. Dziób wykrzywiajacy maskę też nie był mu wielką podpowiedzią. Zastanawiał sie jeszcze chwilę, lecz w końcu musiał się poddać, pamiętając o zasadzie kto pierwszy ten lepszy.
– Męskie przebranie przywodzi mi od razu na myśl nundu. Kobiece zaś... Czyżby to gromoptak?
Spojrzał na lady Nott ciekaw słuszności swojej dedukcji.
and giving it up
Przyjemne ciepło rozlało się po jego gardle i klatce piersiowej, gdy zasmakował ognistej. Wpatrywał się bacznym wzrokiem w kolejne pary, które dołączały do zabawy i zarazem dość prostego – mogłoby się wydawać stojąc z boku – tańca. Nie próbował rozszyfrowywać prawdziwych twarzy kryjących się pod maskami ludzi, choć nierzadko obracał głowę w kierunku, wydawałoby się, znajomego głosu.
Złapał się na tym, iż mimowolnie skupił wzrok na kobiecie, której przebranie przed chwilą odgadł. Odnosił wrażenie, że się znali, co wywnioskował nie tylko ze względu na barwę oraz ton, a sposób poruszania i gestykulację, choć nie mógł mieć żadnej pewności, dlatego powrócił spojrzeniem do nowej pary mającej przedstawić własny motyw przewodni. Charakterystyczne kolce z przodu maski oraz te znajdujące się na kryzie, ogon i pokryta cętkami szata gdzieniegdzie posiadająca coś na kształt cierni nasuwała mu tylko jedną odpowiedź – mężczyzna musiał być paskudnie niebezpiecznym Nundu. Jeszcze przebywając na wschodzie doszły go słuchy, iż podobno do rozprawienia się z ów bestią potrzeba było przeszło stu różdżek i to niezwykle wykfalifikowanych. Nie wiedział czy była to tylko legenda przekazywany z ust do ust przez pijanych rzezimieszków, bowiem jego wiedza o magicznych stworzeniach nie była nader rozległa. Właściwie kończyła się na podstawach. Bez względu na fakty wolał uniknąć z podobną kontaktu w cztery oczy. Zapewne gdyby wiedział, że to jego druh kryje się pod maską, to o byłoby mu w ów miejscu o wiele raźniej – w końcu miałby z kim unieść kieliszek bez większych zmartwień odnośnie etykiety.
Towarzysząca mężczyźnie kobieta przypominała mu gromoptaka. Nigdy nie miał okazji podobnego dostrzec, jednak na kartkach starej księgi spotkał się kiedyś z podobnym zwierzęciem. Tą myśl nasunęły mu połyskujące pióra oraz dobrane kolory. -Nundu trzyma w swych ramionach Gromoptaka?- bardziej zapytał, jak miał pewność, w końcu to była kolejna seria strzałów opiewających o pierwszą myśl.
Alphard otrzymuje dwa punkty za odgadnięcie właściwych odpowiedzi, Calean oraz Sigrun za to, że ich stroje zostały odgadnięte. Lady Nott wybrała z tłumu Cressidę wraz z mężem, zapraszając ich na parkiet, gdzie w tańcu zaprezentują swoje stroje. Mają na odpis 48 godzin. Od odpisu wyłącznie Cressidy pozostałe otrzymają 72 godziny na odgadnięcie ich przebrań (zgadujemy wyłącznie strój Cressidy, postać NPC jest jedynie tłem).
Osoby gotowe do zaprezentowania swoich strojów w dalszej kolejności powinny zgłaszać się poprzez pw do mistrza gry prowadzącego (Tristan). W przypadku braku chętnych pary (lub pojedyncze postaci) zostaną rozlosowane.