Sala balowa
Każdy sabat u lady Adelaide Nott słynie ze swojego przepychu, którego nie mogło zabraknąć i w wyborze alkoholi czekających na spragnionych dobrej zabawy czarodziejów. Złote tace lewitowały po sali, pokryte szkłem różnej maści, w którym kryły się rozmaite rodzaje trunków. W tym roku, ze względu na skrywane za maskami tożsamości gości, koktajle kryły w sobie dodatkowe magiczne efekty czyniące całun tajemnicy okrywający całą zabawę jeszcze grubszym.
Aby pochwycić kieliszek z przelatującej obok tacy, należy w pierwszym poście na wydarzeniu wykonać rzut k20, a następnie zinterpretować go zgodnie z poniższą rozpiską.
- Wybór kieliszka:
- 1. Goblin
Ten koktajl z soku jabłkowego, szampana oraz rozpuszczonego marcepanu podaje się w wysokim kieliszku, którego rant zamoczony w wódce obsypano cukrem. Smak jabłek delikatnie przebija się przez bąbelki i już jeden łyk wystarcza, by magiczny napój zadziałał, obdarzając Cię skrzekliwym głosem. Odnosisz wrażenie, jakby twój wzrost rzeczywiście pasował do standardów goblinów.
2. Wróżka
Migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Celestyna
Już pierwszy łyk zaskakuje cię unikalnym połączeniem cytrusów oraz słodkiego wina doprawionego mocnym aromatem pieczonych kasztanów. Dopada cię błogi, piosenkarski nastrój godny samej Celestyny Warbeck, która nagle staje się twoją idolką. Nie możesz oprzeć się chęci zanucenia jej najlepszych hitów do spółki z tanecznym krokiem piosenkarki, zyskując także nieco z jej pięknego głosu.
4. Troll
Gorzkiej woni unoszącej się znad kryształowego kielicha towarzyszy równie identyczny smak absyntu. Na dnie unosi się kilka listków piołunu, które jedynie podbijają kwaskowatość. Język piecze niemal do samego końca, kiedy spływa na Ciebie nuta słodkiego, nierozpuszczonego w pełni cukru, a głos brzmi bardziej charcząco, jakby coś w gardle utrudniało Ci mówienie.
5. Eteryczna formuła
Charakterystyczny biały dym unosi się znad kieliszka niczym z wrzącego kociołka. Delikatne szkło jest ciepłe, a jego zawartość smakuje doskonałym i jedynym w swoim rodzaju szampanem zmieszanym z sokiem żurawinowym oraz sokiem z cytrusów.
Raptem kilka niewielkich łyków, które pomieścił w sobie smukły kieliszek, wprowadziło cię w głębokie przemyślenia, iście eteryczne tyrady o czasie, przestrzeni, nieskończonym ogromie kosmosu, którego fragmentu dostrzegasz w suficie wysoko ponad tobą. Twój ton głosu brzmi wzniośle, iście filozoficznie.
6. Błazen
Mieszanka ciemnego ale oraz whiskey skropiona dodatkiem słodkiego koziego mleka budzi w tobie rozbawienie. Każdy kolejny łyk przybliża Cię do śmielszych chichotów, które jesteś w stanie powstrzymać z niemałym trudem. Wesoła atmosfera wieczoru udziela Ci się znacznie szybciej niż pozostałym gościom.
7. Oddech smoka
Tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
8. Kapitan
Mieszanka najlepszego rumu bogata w sok z najlepszych cytrusów z dodatkiem imbiru zaostrzającego smak. Raptem kilka łyków wystarcza, by Twój głos obniżył swoją barwę i stał się przyzwoicie melodyjny, a przy tym dostatecznie przekonujący i pewny siebie dla słuchacza.
9. Trzecie oko
Biała zawartość kieliszka jest nieco mętna, gęsta. Smakuje egzotycznym mlekiem kokosowym, białą czekoladą oraz wytrawnym winem. Każdy łyk sprawia, że odsuwasz się nieco od otaczającej Ciebie rzeczywistości. Chwilami odnosisz wrażenie, jakby sprawy doczesne nie miały najmniejszego znaczenia, a jedyny interesujący zbieg wydarzeń znajduje się w bliżej nieokreślonej przyszłości.
10. Mantra
Ziołowy zapach amaro pozostawia po sobie gorzki posmak na języku, który przełamuje mus z kandyzowanych owoców. Od pierwszego łyku wiesz, że Twoje słowa stają się nieco cichsze, a krzyk jest wręcz nieosiągalny. Towarzyszy Ci błogi spokój, opanowanie. Nawet największa awantura nie jest w stanie wykrzesać z Ciebie upustu przygaszonych emocji.
11. Creme de la creme
Likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
12. Gorący kociołek
Smak ginu z tonikiem jest znany każdemu, kto choć raz pojawił się na przyjęciu z dobrze zaopatrzonym barem. Gorycz ciągnie się wzdłuż języka, powoli, niemalże boleśnie wypalana przez gin. Twoje gardło po wypiciu kilku łyków nienaturalnie ściska się, a głos powoli wybrzmiewa niższe tony. W miarę upływu czasu staje się także coraz bardziej zachrypnięty, jakby Twoje ciało trawiła choroba albo, co gorsza, wspólny wieczór spędzony przy wyśpiewywaniu największych hitów Celestyny Warbeck.
13. Błękitna Laguna
Przyjemne połączenie wódki, pomarańczowego likieru Blue Curracao oraz lekko gazowanej wody cytrynowej podawane w wysokim kieliszku z plastrem cytryny umieszczonym na jego brzegu. Ogarnia Cię błogość i lekkość, jakbyś unosił się na przejrzystych wodach błękitnej laguny. Barwa głosu zmienia się na wysoką, aczkolwiek jasną o średniej sile dźwięków. Przypominają Ci się wizyty w operze, gdzie najwspanialsze diwy wyśpiewują swoje arie, a teraz czujesz, że możesz być jedną z nich i zachwycić towarzyszy ariettą najwyższej klasy.
14. Królowa Śniegu
Intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
15. Grzywa aetonana
Alkohol w kieliszku jest gęsty i mleczny, spieniony u góry. Jest słodki: wśród aksamitnego jak grzywa aetonana mleka wyczuwasz orzechowy likier i rozgrzewające nuty kawy i czekolady. Przyjemne uczucie rozlewa się za twoim mostkiem, zaś twój głos zyskuje niższe, lecz lekkie i ciepłe brzmienie, od którego słuchania nie można się oderwać.
16. Erato
Kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
17. Egzaltacja
Najwyższej jakości burbon oraz mocny earl grey stanowią połączenie znane przez każdego, szanującego się Brytyjczyka; podobno. Smak alkoholu podsyca rozpuszczony miód, którego gęsta struktura pozostaje wyczuwalna na języku. Ciebie zaś ogarnia nieprzerwane deklamowanie każdego słowa. Nadajesz mu barwę, dodatkowe emocje. Napotykasz trudność w oparciu się poczuciu przemawiania o wydarzeniach ważnych, istotnych, a przede wszystkim wygranej wojnie o czystość krwi.
18. Burleska
Słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
19. Pożoga
Intensywna czerwień soku malinowego w efektowny sposób łączy się z kolorem soku pomarańczowego, a ostrości dodaje czysta wódka zawierająca w sobie drobinki brokatu. Przyjemnie chłodzony kruszonym lodem drink podawany jest w szkle sprawiającym wrażenie płonącego. Skład wzbogacono o składnik wywołujący intensywne, silne wzruszenie, które wraz z ostatnią kroplą drinka przemienia się w niewyobrażalny zachwyt.
20. Łyk niewinności
Z pozoru lekkie wino niosące posmak prawdziwego Toujour Pur skrywa w sobie niewielką ilość pikanterii dość mocno palącej w gardło. Szybko ogarnia Cię poczucie młodzieńczej niewinności, chęć cofnięcia się z powrotem do szkolnej ławy i płatania figli. Poczucie zabawy towarzyszy Ci w każdym kroku. Twój głos przyjmuje barwę o kilka tonów wyższą.
Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.
Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Zerwanie jagody należy zgłosić w komponentach z zaznaczeniem, iż przekazanie dokonało się na sabacie celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku obdarowanej kobiety oraz odpisania jagody z wybranego tematu.
Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.
Pozostały 0/3 jagody.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 19:21, w całości zmieniany 9 razy
Dopiero później mózg zmusił ciało do wyjścia ze skorupy, przemierzenia tych kilku kroków oraz przystanięcia obok możliwe, że obcej osoby. Zagadania, nawet jeśli zagajenie rozmowy nie należało do najwyższych lotów. Przecież nie należy przeforsowywać zastanych mięśni, dlaczego wtapianie się w salonowy kierat miałoby być inne? Metodą małych kroków można osiągnąć wiele, bo skok na głęboką wodę nie zawsze kończy się dobrze.
Gdy rozbrzmiał między nami kobiecy głos, poszukiwałem w pamięci jego tonu, usiłując dopasować go do znanej twarzy, ale po chwili poddałem się; nie wypadało milczeć, skoro sam rozpocząłem tę wymianę zdań. Skinąłem głową, spojrzeniem dalej błądząc po wirujących na parkiecie parach. – Przyznaję, że nie spodziewałem się aż tak…fantazyjnych pomysłów na przebranie. Ale lady Nott zawsze lubiła przepych i przesadę – stwierdziłem lekko, z nieznacznym uśmiechem skrytym pod zdobioną porcelaną. W moim stroju musiałem zawrzeć aż trzy różne elementy, co nie było łatwym zadaniem, więc nie mogłem się nadziwić, że nie tylko ja zostałem postawiony przed podobnym trudem. Większość kostiumów była ciężka, przesadzona. Jednak prawdopodobnie to moja minimalistyczna natura bojkotowała podobny stan rzeczy, powinienem być przyzwyczajony do przepychu, bywam na niemal wszystkich arystokratycznych uroczystościach. Przybyłem nawet na prewettowski Festiwal Lata, co z tej perspektywy wzbudza we mnie jedynie niesmak.
- Czy tak na pewno nikt to nie byłbym przekonany… – mruknąłem z odrobiną rozbawienia, bo ze skrytą tożsamością mogłem zrobić wiele. Nawet pozwolić sobie na odrobinę brutalnej prawdy. W międzyczasie dopiłem ten drugi kieliszek alkoholu, po czym odłożyłem go na wirującą w powietrzu tacę. Temat noworocznych sabatów od minionego roku był dość ciężkim, przez wzgląd na to, co wydarzyło się w tej posiadłości, ale nie widziałem powodu, by straszyć niewiasty czarnymi scenariuszami. – Oczywiście, że tak. Rządy lorda Malfoya sprowadziły na nas pokój – powiedziałem spokojnie, choć w myślach zaśmiałem się z własnych słów. Doskonale zdawałem sobie sprawę z ich nieprawdy, ale skoro wymagali od nas gry, to stałem się jej uczestnikiem.
Niestety, zanim konwersacja rozwinęła się na dobre, rozmówczyni musiała opuścić salę balową. Szkoda, myślałem, że potowarzyszy mi w tańcu. Skłoniłem się jednak uprzejmie, jeszcze przez chwilę obserwując toczącą się grę. Aż wreszcie zniechęcony myślą o kolejnych próbach rozmów także wyszedłem z tego miejsca. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza. Mogłem, skoro dzisiejszą gwiazdą Blacków był mój brat. I dobrze.
z/t
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
Nigdy nie była osobą, która czuła się na salonach w pełni swobodnie. Spędziła większość swego życia jako lady Flint, żyjąc w odizolowanym dworze pośród lasów Charnwood. Od najmłodszych lat cechowała się bardzo delikatną, wrażliwą i łagodną naturą, była też prostolinijna i nie potrafiła kłamać ani grać, obce jej były dworskie gierki i intrygi. Im była starsza, tym silniejsze stawały się jej kompleksy wobec w jej mniemaniu lepszego i doskonalszego rodzeństwa. Była tą ostatnią i najmniej zauważaną córką swego pana ojca (co nie przeszkodziło jej darzyć go po dziś dzień ogromnym szacunkiem i respektem), co przełożyło się na jej niską samoocenę i niezdrowo zaniżone poczucie własnej wartości. Wciąż pamiętała swój debiut, podczas którego była pewna, że nikt nie zechce z nią zatańczyć, ale pojawił się niejaki William Fawley, który zaprosił na parkiet właśnie ją, zahukaną i nieśmiałą Flintównę. Onieśmielał ją tak bardzo, że mimo posiadania podstawowych umiejętności w tańcu balowym ciągle deptała mu stopy lub myliła kroki, panicznie bojąc się, żeby nie wywrzeć na nim złego wrażenia.
Dziś był jej mężem i ojcem jej dzieci. To u jego boku przybyła do Hampton Court w starannie przygotowanym przebraniu. Inni goście również byli przebrani i zamaskowani, przez co poza mężem i jego krewnymi, których przebrania widziała w dworku Fawleyów, nie potrafiła rozpoznać nikogo. Nie wiedziała, za którymi maskami kryją się twarze jej rodziców i rodzeństwa, bo już nie mieszkała z nimi, a z mężem. Było jednak coś fascynującego w obserwowaniu ukradkiem tych wszystkich ludzi, których nie rozpoznawała ani oni nie rozpoznawali jej. W oczekiwaniu na rozpoczęcie przyjęcia wraz z mężem znalazła się w holu, prosząc go o zajęcie miejsca gdzieś na uboczu, choć on wyraźnie chciał ciągnąć ją do ludzi; okolice ścian były najbardziej naturalnym miejscem jej występowania na tego typu uroczystościach, bo duża ilość ludzi wokół onieśmielała ją.
Bal rozpoczęła lady Nott we własnej osobie, ukryta pod fantazyjnym przebraniem; Cressie pewnie nie poznałaby jej, gdyby nie wiedziała, że przyjęcie może rozpocząć tylko jego gospodyni. Wszystkie pary wkroczyły na salę balową, Cressida z mężem także dołączyli do korowodu, a później zatańczyli pierwszy taniec, wirując wśród innych par. W jego objęciach czuła się spokojna i bezpieczna, nie musiała tyle myśleć o tym, że ktoś ją obserwuje lub krytykuje, bo i tak miała zakrytą twarz i cieszyła się dziś anonimowością, choć ciemnorude włosy niestety należały do dość charakterystycznych cech.
Lady Nott wygłosiła swoją mowę, oddając część zmarłym nestorom, a także witając nowych. Cressie słuchała jej, stojąc obok męża. Wyglądało na to że pierwszą atrakcją będzie odgadywanie strojów gości. Młódka patrzyła na wywoływane kolejne osoby, których nie rozpoznawała, jednak nieśmiałość nie pozwalała jej się odezwać, choć mąż próbował ją zachęcić do zabrania głosu. Ale co, jeśli odpowiedziałaby błędnie i naraziłaby się na śmieszność, i to publicznie? Chyba zapadłaby się pod ziemię ze wstydu!
Ale niedługo później, po pierwszych kilku parach lady Nott nagle stanęła przy Williamie, dając mu znak, że teraz jego kolej. Ich. Cressie zarumieniła się, ale z powodu maski nikt nie mógł tego (na szczęście!) zauważyć. Ścisnęła lekko dłoń męża i spojrzała na niego niepewnie, ale William pewnym ruchem poprowadził ją na środek i rozpoczął taniec.
Piegowatą twarz filigranowego dziewczątka okrywała piękna maska, którą własnoręcznie wykonała, malując farbą misterne i wykonane z dużą dbałością o szczegóły niebieskie pióra, wymalowane na porcelanie tak realistycznie, że wyglądały niemal jak prawdziwe. Część nosowa była lekko wydłużona, przywodziła na myśl dziób, niezbyt jednak długi, by nie wyglądał karykaturalnie i nie przeszkadzał. Niebieska była również jej suknia, długa do ziemi, z lekko połyskującego w świetle materiału dopasowanego w wąskiej talii i od bioder rozszerzającego się ku dołowi. Rękawy też były długie, a na ramionach spoczywała długa i zwiewna narzutka ozdobiona piórami, przywodząca na myśl skrzydła. Materiał sukni był tak wykonany, że w padającym z różnych stron świetle z daleka też wyglądał niczym nakładające się na siebie drobne, połyskujące piórka, ale było to tylko wrażenie, sama suknia była dość skromna, pozbawiona nadmiaru ozdób, a prawdziwe pióra zdobiły tylko narzutkę, te na masce były namalowane. Tkanina była jednocześnie na tyle delikatna, że niemal nie szeleściła przy poruszaniu, sprawiając że dziewczątko poruszało się bardzo cicho. Cressida (podobnie jak jej mąż) była zdania, że lady Nott wybrała dla niej przepiękny motyw. Tańczyła wraz z Williamem, ciekawa czy ktoś odgadnie jej przebranie. Poruszała się z gracją, mimo że jej umiejętności taneczne zapewne nie dorównywały większości znanych jej lady. Starała się patrzeć tylko na męża i zapomnieć o tym, że wszyscy ją obserwują, bo wtedy niewątpliwie popełniłaby jakiś fałszywy krok. A przecież wśród tych ludzi na pewno było jej rodzeństwo i rodzice, nie chciała przysporzyć im wstydu. Ani Williamowi!
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
Wyłoniona została spośród zgromadzonych kolejna para, która miała zaprezentować swoje kreacje publice. To przede wszystkim kobiecy strój zwrócił uwagę wszystkich. Nawet Alphard, niezbyt wrażliwy na sztukę, potrafił docenić kunszt, z jaką została wykonana maska. Niebieskie pióra były właściwie jedyną, ale najbardziej kluczową wskazówką odnośnie motywu przewodniego nadanemu temu strojowi. Peleryna również pokryta była piórami, przez co emitowały skrzydła.
Lecz niezwykle zaintrygowała go drobna postura wyłonionej przez lady Nott wraz z towarzyszem młodej damy . Dla tak delikatnej postaci musiał przypaść motyw niewielkiej istoty. A może to było mylne przypuszczenie? Znal ten odcień ciemnorudych włosów. Kolejne przypuszczenie przemknęło mu przez głowę, jednak miał zweryfikować je nieco później, gdy już nadejdzie czas na prowadzenie swobodnych rozmów. Przynajmniej udało mu się odnaleźć przyjazną duszę w anonimowym tłumie. Miło będzie zamienić kilka zdań z życzliwą mu osobą. Na pewno znajdzie chwilę na szczere gesty przyjaźni pomiędzy dyskusjami o polityce.
– Wydaje mi się, że to memortek – udzielił swojej odpowiedzi, lecz bez wielkiego przekonania. W pewnej chwili pomyślał też o żmijoptaku, ale w przypadku tego zwierzęcia chyba nie ograniczono by się przy tworzeniu stroju jedynie do koloru niebieskiego. Kolejny raz bardziej zgadywał niż stwierdzał, po prostu dobrze się bawiąc. Póki lady Nott nie próbowała jego wyciągnąć przed całe zgromadzenie, łatwo przychodziło mu obcowanie z innymi w tej okazałej sali balowej.
and giving it up
Alphard otrzymuje punkt za odgadnięcie właściwej odpowiedzi, Cressida za to, że strój został odgadnięty. Lady Nott wybrała Lupusa, który może albo odmówić tańca albo wybrać dla siebie partnerkę z tłumu. Mają (w przypadku odmowy - ma) na odpis 48 godzin. Od odpisu drugiej postaci z pary pozostałe otrzymają 72 godziny na odgadnięcie ich przebrań.
Osoby gotowe do zaprezentowania swoich strojów w dalszej kolejności powinny zgłaszać się poprzez pw do mistrza gry prowadzącego (Tristan). W przypadku braku chętnych pary (lub pojedyncze postaci) zostaną rozlosowane.
Lupus popełnił towarzyskie faux pas. Lady Nott wybrała z tłumu Craiga i wybraną przez nią partnerkę, zapraszając ich na parkiet, gdzie w tańcu zaprezentują swoje stroje. Mają na odpis 48 godzin. Od odpisu drugiej postaci z pary pozostałe otrzymają 72 godziny na odgadnięcie ich przebrań. Osoby gotowe do zaprezentowania swoich strojów w dalszej kolejności powinny zgłaszać się poprzez pw do mistrza gry prowadzącego (Tristan). W przypadku braku chętnych pary (lub pojedyncze postaci) zostaną rozlosowane.
Nie wiedział, co za osobistości kryją się pod tymi maskami. Co planują. Czego pragną. Ledwo rejestrował u swojego boku Belle z którą tutaj przyszedł. Wypadałoby, aby zachowali chociaż odrobinę pozorów, jako rodzeństwo które winno jednak być sobie bliskie. On mimo wszystko nie potrafił. Dbał o nią na swój sposób, nie potrafił jednak zdobyć się na wyższe, bardziej skomplikowane uczucia. Jednak nie potrafił, nie potrafił się na to zdobyć, mimo że Bóg mu świadkiem, naprawdę próbował. To było ciężkie.
Dopasował się do wymogów balu, przebrał się zgodnie ze wskazanymi informacjami w liście, odziany w czerń, w idealnie skrojonym garniturze, z własnoręcznymi, doczepionymi skrzydłami które pozostawały tajemnicą dopóki zabawa będzie trwała dalej. Nikomu nie powiedział, kim będzie na balu. Cieszyła go ta anonimowość, to, że nie musi nikomu przed niczym się tłumaczyć. W czerni najlepiej jest wtopić się w tłum, najlepiej jest obserwować, zbierać informacje, po prostu się bawić się, korzystać z życia póki jeszcze może, póki nie zostaną na niego narzucone łańcuchy zmuszające do zachowań, na które po porostu nie ma ochoty.
Nie zauważył, kiedy Bell zniknęła, kiedy wtopiła się w tłum, jednak skwitował to jedynie wzruszeniem ramion. Ona też powinna mieć chociaż jedną szansę na zabawę. W końcu nie była tak traktowana jak on, musiała żyć wedle sztywnych reguł, dopasowywać się do wszystkiego, być posłuszną. Chociaż z jej charakterem to różnie bywa. Byli do siebie podobni, mimo że on sam o tym nie mówił głośno. Notując sobie w głowie, by potem ją odnaleźć, wtopił się w tłum, słuchając rozmów, obserwując prezentujące się w tańcu pary, starając się odgadnąć, za kogo są przebrani. Nie lubił zgadywanek, jednak bawiło go samo zachowanie innych. Jakby właśnie to było ich głównym problemem, odkrycie prawdziwej twarzy innych, sprawdzenie, kto kryje się pod maską i kogo udaje. Stanął na uboczu, obserwując otoczenie, ze skrzyżowanymi ramionami na piersi, zerkając co i rusz na liczne kobiety, jakie przybyły na zaproszenie.
Wiedział, z czym wiąże się jego pozycja, podświadomie w kościach czuł, że niechybnie czeka go aranżowane małżeństwo i że to na nim spoczywa obowiązek przedłużenia rodu. Oczywiście, wiedząc jaki jest, będzie się buntował. Będzie wyrażał swoje zdanie. Jednak jego obecna pozycja jest na tyle ważna, że zgodzi się na to, że poświęci swoje szczęście, byleby tylko nie zostać wykluczonym. Za bardzo to ceni. Poprawił mankiety czarnego garnituru i w spokoju obserwował otoczenie, stojąc nieco na uboczu. Nie lubił być w centrum uwagi. Nie tych osób.
Lick the blood off my hands little darling
Z tyłu jego głowy, niczym uparta mucha, wciąż kręciła się myśl, jak bardzo cały ten bal jest na pokaz. Jak łatwo wszyscy zebrani tu dziś arystokraci głęboko uwierzyli w toast lady Nott i w to, co wypisywał Walczący Mag. Przyklaskiwał temu wszystkiemu, bo tak właśnie powinno być - taka powinna być rzeczywistość. Nie dało się jednak ukryć, że był boleśnie świadom, że ponownie ponieśli porażkę, a Azkaban był poza ich zasięgiem. A teraz tylko robili dobrą minę do złej gry, udając że wszystko jest w porządku. Pytanie jak długo.
Skupiając się na swoich niewesołych rozmyślaniach, Burke przegapił sporą część zabawy w odgadywanie motywów przewodnich kostiumów kolejnych arystokratów. Podniósł głowę czujnie dopiero, gdy przez tłum rozległ się pełen dezaprobaty pomruk. Craig przez chwilę próbował dopatrzeć się powodu niezadowolenia wśród szlachty i wcale daleko nie musiał szukać - ujrzał jak z sali wychodzi jeden z arystokratów, a jego plecy naznaczone są spojrzeniami rozczarowanej szlachty. Na jego szacie można było bez trudu wyobrazić sobie podziurawioną tarczę strzelniczą. Zaraz potem Burke poczuł na swoim ramieniu pewien ciężar - i tylko siłą woli zdołał nie strzepnąć dłoni lady Adelaide. Zaskoczyła go - a on bardzo nie lubił by podchodzić go w ten sposób. Miał tylko nadzieję, że maska, którą nosił, dała radę ukryć większość emocji, które niewątpliwie odmalowały się na jego twarzy. Zrozumiał co znaczył jej gest, skinął więc delikatnie głową w odpowiedzi. Głupio się stało, że dał się wyłowić z tłumu bez partnerki. Musiał teraz prędko jakąś znaleźć, aby nie narazić się na pośmiewisko. Albo na podobny ostrzał pogardliwych spojrzeń, jak to miało miejsce jeszcze kilka chwil temu. Miał jednak szczęście - wystarczyły trzy kroki, by dostrzegł pojedynczą, zbłąkaną owieczkę. Chowała się za filarem, ale nie miała wyjścia. Kiedy podszedł do niej i podał rękę, musiała z nim wyjść na parkiet. Znał kroki doskonale, tak samo jak Isabelle, którą dzierżył w ramionach. Nie spieszył się, cała zabawa polegała w końcu na tym, aby wszyscy mogli dokładnie obejrzeć jego strój. Motyw przewodni, który wybrała mu lady Nott, wyjątkowo mu podpasował. Burke przywdział typową dla siebie czerń, obejmującą całą jego szatę - materiał był matowy, wyszywany jednak starannie połyskliwą nicią o tym samym kolorze. Wzory na całej szacie układały się w kształty podobne płomieniom. Główny element przebrania znajdował się jednak zdecydowanie wyżej - zdobna, wydłużona, czarna maska, zakrywająca górną część twarzy arystokraty. Szczerzyła kły na każdego, na kogo padło spojrzenie Burke'a i strzygła stojącymi uszami niemal jakby była żywa. Ramiona mężczyzny przyozdabiały dwie identyczne maski - obdarowane dzikimi oczami, obie przekształcone w swego rodzaju naramienniki, niekrępujące ruchów i łypiące dzikimi ślepiami na otoczenie.
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
Obawiała się jednak przypadkowego spotkania, przeoczonej wskazówki, która mogłaby zdradzić jej tożsamość. W tym stroju wyjątkowo trudno było wtopić się w tłum kreacji pokolorowanych w większości czernią i bielą. Oddaliła się więc od serca balowej sali. Z ukrycia obserwowała, jak kolejne pary wychodziły na parkiet, w tańcu prezentując swe wymyślne przebrania. Isabella wciąż milczała, wiedząc dobrze, że przykułaby niepotrzebną dzisiaj uwagę. Chociaż niekiedy rwała się do odpowiedzi, to jednak musiała powstrzymać swe skryte pod maską usta. Gdzieś między tymi piórami i łuskami musiał być różany lord wyczekujący swej damy. Czy niecierpliwił się, nie mogąc jej odnaleźć? Przyszykowana misternie niespodzianka miała wynagrodzić mu chwilę samotność. Choć skupione wokół lady Nott sylwetki wydawały się anonimowe, Selwyn pomyślała, że większość z nich rozpoznaje szlachetne przydomki między charakterystycznymi gestami i kolorami oczu. Sama poszukiwała ciemnowłosej, zdradzieckiej panienki, która wcale nie wybierała się na tegoroczny sabat. Czy jednak na pewno?
Lekko wychyliła się zza kolumny, kiedy kolejna para ruszyła do tańca. Czerwonozłota, długa rękawiczka przełamała biały kolor podpórki. Wyglądała zza niej zaciekawiona, niemal od razu wyłapując motyw ich strojów. Och, jakże ciężko było stać w tym ukryciu i nie móc dołączyć do tej zabawy. Zaraz znów cofała zbyt widoczną dla pozostałych sylwetkę.
Ktoś jednak zdołał ją dostrzec. Zaniepokojone oczy prześlizgnęły się po czarnym stroju tajemniczego lorda, zdawały się błagać, aby wycofał swą życzliwą dłoń. Czy to mógł być Rosier? Nie znała tożsamości mężczyzny. Kolorowe maski obróciły się w ich stronę. Musiała przyjąć zaproszenie. Ruszyła razem z nieznajomym lordem na parkiet. Pod rozpalonymi żyrandolami strój mienił się mocno, zupełnie jakby płonął. Finezyjna suknia skąpana w czerwieniach i pomarańczach powiewała w tańcu. Spływały po niej złotawe strumienie, wyjątkowo rażące, zdawałoby się, że próbują odciągnąć zaintrygowane oczy od tych piór gęstniejących u dołu stroju. Ciasny gorset idealnie komponował się ze spódnicą, a na wysokości piersi czerwień nieco przygasała na rzecz dyniowej barwy. Otulające dekolt brzegi stroju układały się w złote, nieregularne linie, próbowały sięgnąć ku ramionom, lecz tutaj suknia kończyła się niespodziewanie. Dłonie zdobiły długie rękawiczki, u szczytu których przymocowano sztywne pióra. Czy to skrzydła? Dziewczęcą twarz okrywała maska nieodstająca kolorystycznie od pozostałych elementów stroju. Dostrzec można było wyraźny dziób, kilka miękkich piór na jej szczycie, które leniwie kładły się na czubku jasnowłosej głowy. Mimo kamuflażu pozwoliła sobie dziś na rozpuszczone, pofalowane lekko włosy, odrzucając ciasne, niewygodne koki. Ten strój mógł być wyraźną wskazówką dla kogoś, kto poszukiwał tego wieczoru Isabelli. Dlatego właśnie unikała rodowych ozdób, salamandrowych znamion i różanego pierścienia.
W tańcu podglądała swego partnera, wciąż nie wiedząc, z kim ma do czynienia. Nie chciała go zawieść, choć dalej czuła się nieco niepewnie. Wyobrażała sobie, że zaraz znów skryje się gdzieś w zaciemnionym kącie.
Lady Adelaide miała w swoim liście wielką rację, pisząc, że to kobiety są spoiwem trzymającym rodzinę razem, i że na tym sabacie musiała nie tylko dobrze zaprezentować się kawalerom, ale też pokazać niezachwianą dumę Nottów. To zamierzała uczynić, pojawiając się w Hampton Court wraz z rodzicami i siostrą, a także innymi krewnymi. Prawie nie rozmyślała o pewnym zdrajcy, jedynie przelotnie zastanawiając się, czy bawił się teraz z plebsem i żałował, że droga na salony pozostała dla niego na zawsze zamknięta, że już nigdy nie będzie przemierzać tych wspaniałych korytarzy.
W przeszłości bywała w posiadłości ciotki nie raz, stąd też dobrze ją znała i czuła się tu swobodnie. Ukryte za maską oczy uważnie obserwowały ludzi i ich stroje, próbując wypatrzeć kogoś znajomego, choć przez maski skrywające tożsamości było to trudne. Lady Nott z pewnością wymyśliła dla tego dnia niezwykłą oprawę, podsycającą nutkę tajemnicy i każącą się zastanawiać nie tylko nad tym, co przedstawiają maski i przebrania, ale i kto kryje się pod nimi.
Na rozpoczęcie przyjęcia oczekiwała z niecierpliwością godną debiutantki, dla której to może już nie pierwszy sabat, nie ten najważniejszy i debiutancki, ale pierwszy sylwester, pierwsze świętowanie końca roku jako dorosła lady mogąca w pełni uczestniczyć w salonowym życiu, którego pragnęła i dla którego została wychowana. Czuła się szczęśliwa, tym bardziej że straszliwe anomalie dobiegły końca i nie musiała się już ich bać ani chować się przed burzą w zaciszu dworu. Mogła znów uczestniczyć w salonowym życiu, z czego zamierzała skorzystać. Ale na początek należało celebrować nadejście nowego roku i chwytać pełnymi garściami ten dzień. Miała nadzieję że zatańczy z wieloma adoratorami i że może któryś z nich okaże się wyjątkowo czarujący? Była też ciekawa, czy jej krewni ze strony matki również tu byli, czy napotka ukochanego kuzyna Flaviena i drogą kuzynkę Marine?
Po rozpoczęciu, którego naturalnie dokonała jej ciotka, ukryta pod wyjątkowo zmyślnym przebraniem, Elise wysłuchała początkowej mowy, w której padło i jej imię. Aż wyprostowała się dumnie, słysząc jak ciotka wita ją jako debiutantkę. Typowo polityczne tematy nie były już tak interesujące, więc oczekiwała na główną atrakcję, czyli tańce, choć na swą kolej musiała poczekać, najpierw prezentowały się inne pary, pokazując starannie wykonane stroje. Elise w kilku przypadkach miała swoje podejrzenia, ale ktoś ją ubiegł, może tym razem uda jej się odgadnąć?
- Czy to feniks? – zastanowiła się, patrząc na płomienno-ptasi strój kobiety, podsuwający skojarzenie z ptakiem zdolnym płonąć i odradzać się z popiołów. – I... trójgłowy pies? – tego pewna nie była, w końcu była lady, która stroniła od nauki, ale dawniej, w latach szkolnych, miała pewien epizod zainteresowania magicznymi stworzeniami, podsycony przez kogoś, kogo dziś już nie mogła nazywać rodziną, więc ta dawna pasja poszła w odstawkę, ale coś z dawnej wiedzy jej w głowie pozostało. Poza tym chciała uczestniczyć w zabawie i zaplusować u ciotki, która z pewnością wiedziała, że to właśnie ona kryła się za tą maską i strojem, który odbiegał barwami od jej ulubionych nottowskich zieleni.
Upiwszy kolejny łyk znakomitej ognistej whisky przeniósł wzrok na kolejnego czarodzieja, którego spośród tłumu wybrała Lady Nott, lecz ten zdawał się wyraźnie niezainteresowany niemą prośbą gospodyni. Nie miał pojęcia, czy podobne sytuacje zdarzały się na salonach wcześniej, nie mniej jednak jemu byłoby wstyd za podobne zachowanie. Nie chodziło już nawet o kulturę osobistą, lecz zwykłą uprzejmość i spełnienie tak prostych oczekiwań organizatora. Mimo wszystko nie mu było to oceniać – w końcu znajdował się w podobnym towarzystwie oraz otoczeniu po raz pierwszy.
Gdy do tańca ruszyła kolejna para skupił na niej wzrok starając się ponownie odnaleźć w swoim umyśle pasujące obrazy, jakiekolwiek skojarzenia, które mogłyby naprowadzić go na odpowiednią drogę do rozpoznania przebrań. Nie mógł zaprzeczyć, iż Lady Nott naprawdę postarała się w kwestii wyboru magicznych oraz mitycznych stworzeń – jeśli rzecz jasna to ona stała za podobnym, a nie jej podwładni – albowiem wszystkie znacznie się od siebie różniły, a ponadto nie były nad wyraz proste. Należało użyć wyobraźni oraz zaczerpnąć własnej wiedzy, by znaleźć prawidłowe rozwiązanie zagadki i to też szatyn zrobił starając się przełożyć znakomite kostiumy oraz maski na stare księgi lub własne doświadczenia. Mężczyzna przypominał mu trójgłowego psa ze względu na uszy, kły oraz identyczny, dziki wzrok bijący z masek znajdujących się na ramionach. Natomiast w przypadku kobiety zwrócił głównie uwagę na mieniące się kolory – złoto i czerwień. Nim jednak zdążył odpowiedzieć ubiegła go jedna z kobiet - na co uśmiechnął się pod nosem. Cóż, widocznie o wiele lepiej wychodziło mu picie ognistej, czym nieszczególnie się zmartwił.
Elise otrzymuje punkty za odgadnięcie właściwych odpowiedzi, Craig oraz Isabella za to, że stroje zostały odgadnięte. Lady Nott wybrała z tłumu Drew i wybraną przez niego partnerkę, zapraszając ich na parkiet, gdzie w tańcu zaprezentują swoje stroje. Mają na odpis 48 godzin. Od odpisu drugiej postaci z pary pozostałe otrzymają 72 godziny na odgadnięcie ich przebrań. Osoby gotowe do zaprezentowania swoich strojów w dalszej kolejności powinny zgłaszać się poprzez pw do mistrza gry prowadzącego (Tristan).
Opróżniwszy zdobioną reliefem szklaneczkę odstawił ją na lewitującą, metalową tacę, a następnie ruszył w kierunku poruszających się w jednym rytmie par. Nieopodal środka sali dostrzegł wyjątkowo gustownie ubraną czarownicę, której dobrana maska wyróżniała z tłumu, więc bez krzty zawahania podszedł do niej i wyciągnął dłoń zapraszając do tańca.
-Liczę, że lady mi to kiedyś wybaczy.- rzucił ściszonym tonem, bowiem mógł próbować ukryć przed wszystkimi zgromadzonymi swój brak umiejętności, jednak przed partnerką było to niemożliwe. Zacisnąwszy rękę dziewczyny uśmiechnął się szelmowsko, po czym wolnym aczkolwiek zdecydowanym krokiem zbliżył się do wirujących par i z teatralnym entuzjazmem rozpoczął naśladowanie ruchów innych mężczyzn. Liczył, że nie narobi im obciachu – w końcu nieco tańczyć potrafił, lecz na pewno nie w ten sposób, co musiał obecnie. Dobrana przez szatyna garderoba także znacznie odbiegała od odzieży noszonej przez niego na co dzień; szczególnie jeśliby przyjrzeć się kolorom. Jasnobrązowa szata wykończona matową, złotą nicią przechodziła ku środkowi w czystą, naturalną biel. Barczyste i muskularne ramiona wyraźne odznaczały się, podobnie jak dłonie, których wierzch zakryty był materiałem rozciętym w pięć równych, czarnych szpicy – górny fragment takowych zaczepiał się o każdy z palców. Na wysokości brzucha, po obu jego stronach, można było dostrzec imitacje równie umięśnionych ramion, jednak takowe nie stanowiły „luźnego” elementu, tylko były ściśle połączone z szatą. Na twarzy szatyna spoczywała podłużna maska o ostrych, groźnych rysach. Z prawej oraz lewej strony trójkątnego nosa widoczne były długie wąsy, a poniżej wyraźne, niebezpieczne kły. Żółte ślepia ponoć miały zdolność hipnozy oraz legilimencji – jeśli to była prawda to mógł tylko żałować, iż było to jedynie przebranie. Całość dopełniały szpiczaste uszy, które nigdy go nie zawodziły, bowiem były w końcu niesamowicie czułe na każdy dźwięk.
-Nie deptam lady po nogach, a to nie lada wyczyn.- szepnął do jej ucha z ironicznym uśmieszkiem błądzącym po jego wargach. Liczył, że nie męczyła się z nim nader bardzo; kroki okazały się łatwiejsze niżeli myślał, więc nie mogło być, aż tak źle.
Motyw balu maskowego uznała za wyjątkowo trafną ideę, podobnie jak i przebranie, które w swym liściku sugerowała dla niej lady Nott. W kwestii dokładnego projektu i materiałów, zdała się na krawca, ale nie byłaby sobą, gdyby nie przemyciła odrobiny swojej wizji do prezentowanego dziś stroju. Szanowny pan ojciec nie skąpił na sukni swej córki, a i pozostali członkowie szlachty prezentowali się dziś niezwykle szykownie. Zdaje się, że nikt nie pozwolił sobie na zniewagę w postaci niedostosowania się do zaleceń organizatorki balu, jednocześnie narażając się na popadnięcie w niełaskę u tejże. Persephone z podziwem obserwowała kunszt, z jakim zostały wykonane stroje czarodziejów, choć stroniła od aktywnego uczestnictwa w trwającej zabawie. Bynajmniej nie dlatego, że brak jej było śmiałości koniecznej do tego, by wygłosić przed zgromadzonymi kilka słów. Skupiona na połyskujących materiałach, osobliwych maskach i parach wijących się w tańcu, zwykła rozmyślać raczej, kto mógłby kryć się pod przebraniem niźli za kogo lub też za co przebrani są wybrani z tłumu czarodzieje. Już jako dziecko była ciekawą świata czarownicą, i z wiekiem cecha ta wcale nie zelżała na sile. Nie wątpiła jednak, że za zaspokojenie ciekawości, przypłaciłaby rozczarowaniem spowodowanym utratą aury tajemniczości, którą od pierwszych chwil roztaczał tegoroczny bal.
Nie zauważyła go, gdy podążał w jej stronę, więc wyciągnięta dłoń, którą ujrzała właśnie przed sobą, była dla niej zaskoczeniem. Bez cienia zawahania wsunęła jednak swoje zgrabne palce w dłoń mężczyzny, pozwalając mu poprowadzić się na parkiet. Była co najmniej zaskoczona doborem słów, których użył, zapraszając ją do tańca i być może dlatego, z jej strony nie padła żadna odpowiedź. Ale jeśli lord obserwował ją wystarczająco uważnie, mógł zapewne dostrzec cień uśmiechu, który przemknął po jej ustach w wyrazie czegoś, co można by najpewniej określić mianem rozbawienia. Pełna nadziei, że nie będzie lordowi czego wybaczać, zaczęła poruszać się w takt wypełniającej salę muzyki. Ćwiczyła te kroki wiele razy, by teraz móc sunąć się po parkiecie z gracją, bez obaw o to, że się potknie lub pomyli.
Ciasny gorset nie krępował jej ruchów i w świetle żyrandoli, lśnił głęboką zielenią. Jego powierzchnię zdobiły ciemnozielone hafty, wijące się na materiale niczym pnącza bądź łodygi, zwieńczone u swych końców pąkami jasnofioletowych kwiatów. Zdobienia przechodziły także na przedramiona szlachcianki - delikatne rękawy kończyły się na wysokości ramion, połączone z górną częścią sukni jedynie wąskimi paskami materiału. Te, rozgałęziały się na długości rękawa, pokryte były już jednak nie kwiatami, a jasnozielonym, kilkucentymetrowymi skrawkami materiału, wykrojonymi na kształt niewielkich liści. Suknia, delikatnie rozszerzana w talii, ciągnęła się do samej ziemi, a jej tył zwieńczał krótki tren, bogato zdobiony mieniącymi się na różne kolory, materiałowymi koronami kwiatów. Te, poczynając od najmniejszych pąków w okolicach kolan aż do tych w pełni rozkwitniętych u jej stóp, zwieńczały także przednią część jej sukni. Gdy płynęła w tańcu, wyglądała niemal, jakby kroczyła właśnie polną łąką.
Słowa tajemniczego lorda, który jej towarzyszył, rozbrzmiały zupełnie niespodziewanie tuż nad jej uchem. Spojrzała na mężczyznę zza swojej maski, wyżłobionej na kształt motylich skrzydeł. Bladofiołkowy kolor, na który była pomalowana, nawiązywał do kwiatów zdobiących górę jej sukni. Brzegi maski stopniowo przechodziły w coraz ciemniejsze odcienie fioletu - kwiaty w tym samym odcieniu zdobiły jej włosy, na jej głowie układając się w strojny wianek, łączony przy pomocy zielonych liści i cienkich gałązek pokrytych gdzieniegdzie kłębkami białego puchu. Puszczone dziś swobodnie pukle kruczoczarnych włosów zafalowały w tańcu, nim lady Flint zdecydowała się przemówić.
- Życzę lordowi, by lord wytrwał w tej dobrej passie - zaczęła cicho, gdy nadarzyła się sposobność w tańcu, by szepnąć mu do ucha. Gdy zwała go lordem, nie miała pojęcia, że w żyłach jej tanecznego partnera nie płynie szlachecka krew. - Pozostawanie poza zasięgiem stóp lorda, to także spore osiągnięcie - dodała zaczepnie, ośmielona przebraniem, które skrywało jej tożsamość przed mężczyzną, który porwał ją do tańca. Zastanowiła się przez chwilę, kim mógłby być ten jegomość, ale nie była w stanie powiązać jego głosu z żadną znajomą twarzą.
Po porażce ciężko się było pozbierać, ale widząc męski strój złożony z naturalnych barw i "łap" była niemalże pewna, że to wampus. Który inny motyw pasowałby aż tak bardzo? Miał w dodatku kły i wyglądał jak ogromny kot. Nie było więc w tym wypadku mowy o pomyłce.
W tym momencie kusiło ją, żeby odpowiedzieć. Miała nie brać udziału w tej głupiej zabawie, ale już raz dała się ponieść i poległa. Nie chciała, żeby Isabella widziała ją w takim stanie. Uważała, że jak na dziewiętnastolatkę dość już się nacierpiała.
Nie miała jednak pojęcia, co za motyw skrywała kobieta. Jakieś dziwne stworzenie... Tylko jakie? Nigdy nie była w Hogwarcie dobra z opieki nad magicznymi stworzeniami i dzisiaj się to na niej odbiło. Powinna była robić rzetelniejsze notatki podczas lekcji. Chyba że była to postać, która najwyraźniej nie przychodziła teraz Unie do głowy.
Cofnęła się i ukryła połowicznie za filarem. Było to odrobinę bezużyteczne, bo suknia z wielowarstwowym dołem na planie koła skutecznie jej to uniemożliwiała. Mimo to Bulstrode jakoś pewniej czuła się na swoim stałym miejscu.
– Wampus – rzuciła głucho. Słowa same wyszły z jej ust, nawet nad nimi nie panowała. – Mam na myśli męską kreację. Motywem jest wampus. – odpowiedziała szybko, zorientowawszy się, że nie podała pełnej odpowiedzi.
Czy znowu popełniła błąd? Oby nie. Ośmieszyłaby tym już dostatecznie ród swój i swojego przyszłego narzeczonego. Nie chciała tego.
Miała nadzieję, że odpowiedź okaże się prawidłowa, a Isabella jej nie rozpozna. W końcu kto by poznał młodą szlachciankę z zupełnie zmienioną fryzurą, w masce i to przy akompaniamencie muzyki i głośnych pogawędek? Niemożliwym byłoby w to wierzyć, wszystko za bardzo się mieszało.
A w tym stroju... W ogóle nie czuła się jak ona. Była odważniejsza i miał znacznie bardziej niewyparzony język niż normalnie. Niech Merlin ma ją w opiece, jeśli znowu powie o jedno absurdalne słowo więcej.
How long ago did I die?
Where was I buried?
A jednak ktoś zdecydował się wycofać, tym samym dając pokaz swoich prawdziwych emocji. Cóż taką osobą, która sama zdecydowała się wystąpić przeciwko salonowym obyczajom, mogło kierować? Alphard nie poświęcałby tej sprawie zbyt wiele myśli, gdyby to ktoś inny po prostu zignorował lady Nott. Lecz w tym przypadku rozchodziło się o jego brata. Najwidoczniej Lupus nie umiał znaleźć w sobie tej krztyny rozbawienia, która pozwoliłaby znieść mu jakoś upływ czasu. Coś musiało się wydarzyć, skoro zdecydował się wyjść z okazałej sali balowej. Alphard chciał ruszyć za bratem, ale takie zachowanie zdradziłoby zbyt wiele. Udawał nieprzejętego, uparcie pozostając w miejscu i czekając na wybór kolejnego kandydata do tańca. Ten wystąpił z młodą lady, ale Black jeszcze nie potrafił oderwać się wystarczająco od władnych myśli, aby skupić na tańcu innych zamaskowanych osób. Motywy strojów zostały odgadnięte, potem przyszedł czas na kolejne.
Nie chciał dalej trwać w milczeniu. Przy męskim stroju to kocia maska wydała mu się najważniejszą podpowiedzią. Długie wąsy, żółte ślepia, kły. Szata była jasnobrązowa. Udało mu się znów odnaleźć skojarzenia, być może poprawne. Jednak ktoś go ubiegł, nim zdołał udzielić odpowiedzi. Pozostawiono mu jednak jeszcze szansę. Nad kobiecą kreacją musiał zastanowić się nieco dłużej. Zielona suknia udekorowana mnóstwem kwiatów, pośród których dominował fiolet. I maska w kształcie motylich skrzydeł, na której też najważniejszym elementem składowym były fioletowe kwiaty. Czyżby lady Nott przydzielała również motywy roślinne? A może fioletowe kwiaty były nawiązaniem do mitycznej postaci? Bogini wiosny? Grecka Persefona czy anglosaska Eostre? Tylko te fioletowe kwiaty przywodziły mu na myśl jedną konkretną roślinę, z jaką miał okazję zapoznać się w czasach szkolnych na eliksirach. Zapewne się pomyli, tym razem nawet nie liczył na sukces. Chciał jednak spróbować raz jeszcze zaangażować się w zabawę.
– Zatem wampus tańczy z… tojadem? – rzucił z lekkim rozbawieniem, bo sama jego odpowiedź brzmiała śmiesznie, jednak naprawdę brakowało mu innego pomysłu. To była przecież tylko zabawa, więc za błąd ukarany nie zostanie. Najwyżej ktoś pod nosem go wyśmieje za dziwny tok myślowy.
and giving it up