Wydarzenia


Ekipa forum
Prosektorium
AutorWiadomość
Prosektorium [odnośnik]30.03.15 23:26
First topic message reminder :

Prosektorium

Piętro to wypełnia charakterystyczny zapach niewątpliwie kojarzący się ze stanem rozkładu i śmierci; taka otoczka skutecznie odstrasza osoby, które nie mają wyraźnego powodu, by zapuścić się do podpiwniczonej części szpitala. Prosektorium to przestronna sala z dwoma wielkimi, metalowymi stołami, specjalistyczną aparaturą i kilkoma siedzeniami na podwyższeniu przeznaczonymi dla obserwujących stażystów. Dzienne światło sączy się przez kilka niewielkich okien, lecz przy oględzinach ciał sala oświetlana jest jasnym blaskiem jarzeniówek. Z tej sali można dostać się także do chłodni służącej do przechowywania zwłok oczekujących na autopsję.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Prosektorium - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Prosektorium [odnośnik]23.05.18 23:15
Sowa dotarła do Blacka z listem w nienaruszonym stanie. W pierwszym momencie oczywiście zastanawiał się od kogo nadeszła wiadomość, jednakże jak to przystało na niego - sprawdził od razu. Siedząc wygodnie w swoim ulubionym fotelisku, popalając papierosa rozwinął liścik. Tekst, który widniał na kartce zdziwił go. Nie próbował nawet tego ukrywać, oj! Żeby to ojczulek widział go w takim stanie! Kamienna twarz momentalnie zniknęła, widoczny był grymas niezadowolenia, lekko zmarszczone brwi. Złapał się ręką za czoło, pomasował je sobie delikatnie, westchnął głęboko i ruszył cztery litery z siedzenia. Było mu przyjemnie, wygodnie, a cały spokój został zburzony momentalnie. Niejaki Ramsey Mulciber miał kłopoty. Śmierciożerca z kłopotami. Nie wróżyło to niczego dobrego, o nie.
Miał dług wobec tego czarodzieja, kiedyś ten mu pomógł z dość dużym problemem. Poza tym coś ich łączyło. Nie była to najzwyklejsza relacja znajomych po fachu. Znali się od dawna, już od czasów szkolnych kiedy to Ramsey nosił inne, szlacheckie nazwisko. Choć trzeba przyznać z czystym sumieniem, że różnice między nimi były ogromne to o dziwo się dogadywali na swój pokręcony sposób. Toteż Cygnus zarzucił na garnitur swój ulubiony, czarny płaszcz, włosy przykrył tego samego koloru kapeluszem i wyruszył z domu, chowając w płaszczu różdżkę.
Trzeba przyznać, że nie miał daleko, serio! Większych problemów z wejściem tutaj również nie miał, stąd też skierował swoje kroki od razu we wskazane w liście miejsce. Prosektorium, najniższy poziom szpitala. Starał się poruszać w miarę możliwości dość cicho, jednakże jak można się domyślić nie należało to do najprostszych czynności przy jego posturze. Na dodatek skórzane buty z lekkim obcasem wydawały dodatkowy, dość charakterystyczny dźwięk, wystukując rytm kiedy tylko się poruszał. W momencie kiedy schodził po schodach to chwycił różdżkę, a nuż widelec coś mu tutaj jeszcze wyskoczy. Panna Goyle niestety nie poinformowała o czyhającym niebezpieczeństwie, więc nie miał za grosz pewności co może go tutaj spotkać. Co dokładnie zdołało pokiereszować jego przyjaciela. Im bliżej był prosektorium, tym coraz lepiej słyszał dźwięki. Z początku zwykły harmider zaczął przemieniać się w odgłosy walki, dość nierównej najwyraźniej. Chwilę po tym zobaczył na swoje ciemne oczy co się dzieje. Żrenice momentalnie się rozszerzyły, włosy na ciele stanęły dęba. Bestia - inaczej tego nazwać nie można było - dusiła Ramseya, a on biedaczysko próbował wyswobodzić się korzystając z resztek sił. Nie potrzeba było długo czekać, Cygnus choć oficjalnie jest politykiem i siedzi w papierkowej robocie to jednak ma doświadczenie z pojedynków. Już nieraz i nie dwa razy zdarzyło mu się dzierżyć różdżkę, wypowiadając kolejne zaklęcia przeciwko innemu czarodziejowi. Stąd też jego reakcja była wręcz natychmiastowa, niemalże intuicyjna. Wchodząc do pomieszczenia momentalnie wycelował wprost w Tufta i wprowadził różdżkę w odpowiedni do poniższego zaklęcia ruch.
- Petrificus Totalus!
Po ciemnej sali rozniósł się męski, pewny siebie głos. Zwiastował on nic innego jak próbę rzucenia zaklęcia, które miało na celu natychmiastowo zakończyć Mulciberową walkę ze śmiercią.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Prosektorium [odnośnik]23.05.18 23:15
The member 'Cygnus Black' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 88

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Prosektorium - Page 9 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Prosektorium - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Prosektorium [odnośnik]24.05.18 9:52
Szpony istoty zaciskały się wokół krtani, niczym mokry sznur, na którym miał lada moment zawisnąć - zdawało mu się, że ciął skórę, miażdżył tkanki, kruszył przygwożdżony do zimnej ziemi kręgosłup. Brutalna rzeczywistość zaczynała mu przypominać nieostre sny, z poszarpanymi krawędziami. Był jeszcze na tyle przytomny, by dobrze widzieć stwora przed nim, jego zalane czernią białka oczu, które wisiały nad nim, lśniąc jak dwa obsydiany. Było w nich coś wyniesionego z Azkabanu, coś przerażającego i złowieszczego. Były jak zwiastun samej śmierci, z którą — jak wierzył latami — miał podpisany sojusz. I do tej pory tak było. Z większości opresji wychodził cało. Śmierć zesłała mu Cassandrę, której delikatne dłonie koiły ból, a słodko-gorzkie usta mamrotały przeciwzaklęcia. Ale nie było jej tu. A nawet gdyby, nie miałaby szans z tą ledwie przypominającą człowieka masą, która na nim tkwiła, przygniatając go do ziemi. Wydawał mu się tak cholernie ciężki, opasły, jakby miał w sobie tony kamieni, gruzu wyniesionego z walącego się Azkabanu. Tracił siły.
Puścił jeden z jego nadgarstków i oparł się wyprostowaną ręką o jego pierś, lecz odsuwając go od siebie nie sprawiał, że uścisk na krtani zelżał nawet na moment. Wyglądał na zdeterminowanego, by dać kres jego życiu. To nie mógł być koniec, nie wierzył w to. Nie mógł się poddać, odpuścić, lecz nie potrafiąc złapać tchu, zaczynał tracić kontakt z rzeczywistością. Obcy ruch, czyjaś obecność ściągnęły jego wzrok w bok.
— Nie — Słaba imitacja protestu, tak ironiczna w kontekście beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazł.— zabijaj.— Jego głos był cichy, charczący, pozbawiony siły. Nie potrafił powiedzieć nic więcej. Z jego gardła wydostały się ledwie dwa słowa, które kierował do Cygnusa, zanim zareagował, zanim zniknął mu z oczu. Nie wiedział już, że spetryfikowane cielsko zwaliło się na ziemię, nie zorientował się nawet, że uścisk na krtani zelżał, a powietrze znów samoistnie przepływało przez jego organy. Zanim stracił przytomność myślał tylko o tym, że Cassandra powinna go obejrzeć — Tufta — pobrać wycinki, tkanki, zbadać i sprawdzić kim był, czym się stał; że ojciec z pewnością z satysfakcją spojrzałby na upadek Ministra Magii. Sam chciał to zrobić, ale nawet ta przyjemna myśl mu uciekła, gdy pochłonęła go bezbrzeżna ciemność.

Punkty żywotności: 14/211 kara: -70
oparzenia -5;
czarna magia -95;  
obite żebra, pośladki, lewa łopatka: -25;
odmrożone prawe ramię: -5;
psychiczne: -62
podduszenie: -5



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Prosektorium - Page 9 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Prosektorium [odnośnik]25.05.18 4:10
Wiele myśli zdążyło przejść przez jego głowę. Poczynając już chociażby od drobnej straty pewności siebie, którą wręcz idealnie zamaskował. Rozchodziło się to oczywiście o fakt rzucenia zaklęcia, które wbrew pozorom nie należało do najłatwiejszych. W szczególności gdy weźmiemy pod uwagę dość przeciętne zdolności Cygnusa w tej dziedzinie magii. Zdecydowanie łatwiej byłoby mu rzucić czarnomagiczne Bucco, ewentualnie coś typowo defensywnego. Na całe szczęście jednak wszystko poszło po jego myśli, udało się pozytywnie ustabilizować sytuację w tym pomieszczeniu. Tuft zamarł jak kamień, Ramsey będzie miał chwilę na odsapnięcie. Stąd też pierwszą czynnością jaką wykonał było rzecz jasna zorientowanie się w stanie Mulcibera.
Oczywiście, Black nie jest żadnym lekarzem. Broń Boże! To jest działka jego najmłodszego brata, to właśnie on specjalizuje się w tym. Najstarszy z rodzeństwa omamiał swoją gadką oraz nadzwyczaj dobrze radził sobie w defensywie. Jednakże nie oszukujmy się, każdy debil jest w stanie sprawdzić czy leżąca, poszkodowana osoba w ogóle oddycha. Nieco szybszym krokiem dołączył do śmierciożercy, zrzucił z niego sparaliżowaną bestię i przyklęknął. Jak wcześniej było wspomniane - Cygnus nie jest specjalistą. Toteż przyłożył zaledwie nadgarstek do ust czarodzieja na tyle, żeby poczuć ewentualny oddech niezależnie od tego czy wyleciał z ust, czy z nosa.
- Mulciber, to żeś dał się pokiereszować. Paręnaście lat temu w życiu nie powiedziałbym, że z Ciebie taki wojownik.
Krótko skomentował obecną sytuację zaraz po tym jak wyczuł ten cholerny oddech. Dobrze, że jeszcze żył. Przydałaby się teraz tylko pomoc. Chociaż chwila! Panna Goyle na pewno sprowadzi jakiegoś medyka, no przecież! Mało prawdopodobne, że Cygnus jako jedyny otrzymał list z prośbą o wsparcie. Znała sytuację Ramsey'a, nie zostawiłaby go tylko politykowi, musiałaby postradać rozum całkowicie. Zostawił zatem leżącego Mulcibera, obok niego tego przeklętego stwora. Sam wstał, otrzepał spodnie, które zdążyły się lekko zakurzyć i wyciągnął fajkę. Odpalił papierosa, racząc się lekko drapiącym w gardle dymem. Oparł się o pobliski blat, ciemne oczyska wlepiając w Tufta. No kto normalny pomyślałby, że w taki sposób skończy ten biedny minister? Na obecną chwilę nie pozostało mu nic więcej jak dopilnowanie, że ten skurczybyk nie rzuci się ponownie na śmierciożercę. Należało go pilnować i w razie czego reagować. W lewej ręce trzymał waniliowego papierosa, co jakiś czas przykładając go sobie do ust. W prawej natomiast dzierżył swoją różdżkę, tak dla bezpieczeństwa, wszak nie wiadomo czy bestia przypadkiem nie stwierdzi, że czas wrócić do pełni ruchów!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Prosektorium [odnośnik]25.05.18 21:15
Nie wiedziała, dokąd zabierze ją świstoklik, ale to nie było ważne. Dokądkolwiek prowadził tunel, w jaki wpadła, pozwalając, by magia zamknięta w monecie otuliła ją szczelnym kocem, musiało to być miejsce bezpieczne, miejsce, gdzie mógł znajdować się uzdrowiciel mogący w każdej chwili zapewnić pomoc najbardziej poszkodowanym. Trafiła do Cassandry – jak zauważyła, zatrzymując się w samym środku głównego pomieszczenia, w towarzystwie żelazistego posmaku krwi w ustach, nieprzyjemnej woni choroby i znajomej aury medycznych specyfików – na całe szczęście. Była zajęta, więc Eir nie zamierzała dłużej zabierać jej cennego czasu i od razu skierowała swoje kroki okolic kuchni albo sypialni, wsłuchując się w odgłosy, które zazwyczaj wydawały z siebie sowy. Dyszała, nogi były ciężkie jak kowadła, pokonywane kroki wydawały się coraz mniejsze, a miała przecież do pokonania jeszcze tak wielki dystans. Jak tylko dopadła do uchylonych drzwi, przytrzymała się ich, żeby nie stracić równowagi. Przestraszona tak nagłym wejściem sowa zahukała głucho, trzepocząc ostrzegawczo skrzydłami.
„Nie teraz”, przemknęło jej przez myśl, gdy chwytała za pióro i kreśliła niedbale, szybko krótką wiadomość do jedynej osoby, która przyszła jej na myśl, kiedy oboje z Mulciberem znajdowali się jeszcze w prosektorium. Notka była krótka, rzetelna i zdradzająca tylko najważniejsze szczegóły. Miała tylko nadzieję, że lord Black zareaguje natychmiast, a Ramsey nie będzie długo czekał na pomoc. Sama nie potrafiła mu jej zbyt wiele dać, choć z całego serca chciała. Przyczepiła zwinięty w rulonik pergamin do nóżki sówki, nie przejmując się tym, że zaczyna ją dziobać, i otworzyła jej szerzej okno, wypuszczając na zewnątrz. Kiedy trzepot sowich piór ustał, zniknął gdzieś za dachami, opadła na krzesło choć na chwilę, chcąc odpocząć. Zacisnęła szczęki, kiedy pierwszy skurcz ściągnął w bólu jej twarz. Nie teraz, już dobrze, za chwilę znowu będzie wszystko tak, jak było do tej pory, nie denerwuj się. Kontrolowała swoje oddechy, płytkim, spokojnym strumieniem wypuszczając przez usta powietrze, dopóki  dyskomfort i ucisk nie ustał, a niekontrolowane ruchy dziecka całkiem się nie uspokoiły. Nie chciała przeszkadzać Cassandrze, miała przecież pełne ręce roboty.
Trwało to kilka minut, potem chwyciła mocniej krążek i znalazła się po raz kolejny dzisiaj w prosektorium. Tuż obok niej stał Black, pamiętała go i była wdzięczna za to, że nie wyrzucił jej listu w ogień.
Lordzie Black, dziękuję – powiedziała do niego słabo. Trzymała na nim spojrzenie swoich błękitnych oczu zaledwie chwilę. Potem padło ono na Ramseya – Zemdlał? Czy… - nie, nie, jest na to zbyt silny. Ale nawet, jeśli był tylko nieprzytomny, natychmiast potrzebował pomocy uzdrowiciela. Włożyła w rękę Cygnusowi srebrny krążek. – Niech lord to trzyma, chwyci mocno... to – tego potwora, niech go szlag jasny trafi – Ja uchwycę Ramseya. Świstoklik zawiedzie nas do lecznicy Cassandry Vablatsky, jest jedną z nas. Szybko, no już.
Bez wahania pochyliła się, żeby złapać Mulcibera za ramię. Wolną dłoń pochwyciła świstoklik.


Powiedz ty mi, kości biała,
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,


Kiedy żył i jak umierał?

Eir Goyle
Eir Goyle
Zawód : trucicielka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
nierozumni
niestali
bez serca
bez litości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Prosektorium - Page 9 N9cjEVZ
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4853-eir-goyle https://www.morsmordre.net/t5088-do-eir https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f329-grimmauld-place-4-2 https://www.morsmordre.net/t4874-skrytka-bankowa-nr-1246#105646 https://www.morsmordre.net/t5386-eir-goyle
Re: Prosektorium [odnośnik]26.05.18 21:02
No, nie było jednak tak źle. Sprawa załatwiona bardzo szybko, choć dość pobieżnie. Wypadałoby jeszcze załatwić sprawę z Tuftem do tego stopnia, żeby mieć całkowitą pewność, że już nie ucieknie. Wyglądał na dość ciekawy obiekt badawczy i uważa tak osoba, która zupełnie nie ma pojęcia o czymś takim. Najprawdopodobniej będzie musiał coś prowizorycznie przygotować, żeby na spokojnie go spętać. Wszak - nie było wiadome czy potworek nie postanowi się obudzić. W międzyczasie kiedy tak spokojnie sobie kontemplował, popalając papieroska do sali weszła blondynka. Kojarzył ją, ale to wszystko. Nie znali się jakoś lepiej, panna Goyle była dla Blacka tylko kolejną członkinią Rycerzy Walpurgii, najprawdopodobniej ze wzajemnością. Po prawdzie, nie rozumiał skąd padł pomysł, aby wezwać właśnie niego. Wciąż w Londynie powinny być osoby, które choć w teorii lepiej nadawałyby się na korpus ratunkowy. Cóż, nie narzekał.
- Panno Goyle, żaden problem.
Zemdlał, czy może umarł? To pierwsze, spokojnie. Nawet jeśli nie znał się na pierwszej pomocy, to nie wyczuwając oddechu starałby się jakoś zaradzić tej sprawie. Najprawdopodobniej zacząłby resuscytować biednego Mulcibera mając nadzieję, że najgorsze co się stanie to fakt, że połamie mu żebra. Cieszmy się i radujmy zatem, że nie było takiej potrzeby! Kiwnął jedynie głową potwierdzając jej przypuszczenia, te prawidłowe rzecz jasna. Wyrzucił już ledwo żarzącego się kiepa na podłogę, przyciskając podeszwą, zataczając malutkie kręgi, coby dokładnie go zgasić. Nikt nie chciałby przypadkiem wywołać tu jeszcze pożaru. Chwycił bez protestów srebrne coś, delikatnie uklęknął pomiędzy Ramsey'em, a Tuftem.
- Jakieś konkretne plany co do potworka?
Delikatny, nieco szarmancki uśmiech i wio. Prawą ręką trzymał sparaliżowanego ministra, lewą natomiast świstoklik. I koniec tej historii, w tym okropnym miejscu. Cała czwórka zniknęła, a po nich został już tylko waniliowy zapach zmieszany z tytoniem.

z.t x3 + minister
Gość
Anonymous
Gość
Re: Prosektorium [odnośnik]16.06.18 1:21
| kontynuacja

Jeszcze chwilę wpatrywał się w nieruchome ciało, z niesmakiem zauważając, że poświęcił mu zbyt wiele uwagi. Samantha Weasley była już tylko kolejną martwą czarownicą, o której istnieniu rzadko będzie sobie przypominał i wcale nie będzie musiał o to mocno starać. Okazję na porządne przyjrzenie się jej osobie miał właśnie w tym momencie; wcześniej co najwyżej słyszał o niej jakieś wzmianki, najwięcej dotyczących jej zdradzieckiej natury. Lecz Brendan teraz spoglądał na martwą krewną, do śmierci której bezsprzecznie przyłożył rękę. Uczony od najmłodszych lat pamiętać o więzach krwi mógł czuć się rozdarty.
W takich sytuacjach należało uciekać od rozważań i emocji, co wcale nie było prostym zadaniem. Jednak było to możliwe. Kieran w podobnych chwilach skupiał się przede wszystkim na zadaniu. Gdy miał przed sobą zmasakrowane ciało ofiary, kiedy obok niego upadał bezwładnie podczas walki towarzysz, w chwili wydania czarodzieja splugawionego czarną magią dementorom chcącym wyssać jego duszę mrocznym pocałunkiem, zawsze zachowywał dystans, nie pozwalając sobie na uczuciowe reakcje. Zbyt wiele razy widział, jak kończyli ci, którzy tracili trzeźwość umysłu. Ale słyszał również wielu mówiących, że to właśnie możność odczuwania emocji, przede wszystkim poczucia winy, pozwala rozróżnić ludzi dobrych od zwyrodnialców. Jednak to właśnie przez dylematy moralne praworządne osoby nieraz kończyły marnie.
Żaden inny wybór nie byłby równie sprawiedliwy – stwierdził beznamiętnie, chcąc jasno przedstawić swój własny pogląd. Szanował to, że Brendan nie uciekał przed odpowiedzialnością, ale to mogło doprowadzić go do szaleństwa. Właśnie dlatego Rineheart nigdy tak na dobrą sprawę nie rozmyślał o tych, których zabił czy doprowadził przed oblicze sprawiedliwości. Ale gdyby sam miał skierować swoją różdżkę w stronę bliskiej mu osoby? Obraz syna pojawił się w jego myślach nagle. Nie wierzył, aby ten mógł dokonać na tyle strasznych czynów, aby zmusić ojca do skrócenia synowskiego żywota, był zbyt wielkim tchórzem. To wizja zabicia córki zmroziła mu krew w żyłach. Nie chciał wierzyć, aby Jackie mogła go kiedykolwiek tak bardzo zawieść.
W całkowitym milczeniu przyglądał się temu, jak Brendan unosi ciało wyzute z życia. Nie uskarżał się na brak dłoni, dobrowolnie przyjął ten ciężar. A kaskada rudych włosów – potarganych i brudnych – opadła smętnie. Usłyszał o różdżce, więc rozejrzał się za nią po raz drugi, ale czuł, że na próżno jej szukać, Samantha wcale nie przybyła tutaj, aby szukać konfrontacji, ona pragnęła odkupienia. Po usłyszeniu dźwięku teleportacji sam zdecydował się opuścić wzgórze. Dobrze znał cel.
Szpitalny korytarz powitał ich grobową ciszą i przeszywającym na wskroś chłodem. Niska temperatura nie dziwiła, sami przecież chcieli zawitać w części budynku, w której goszczono zmarłych. Kieran nie czekał długo, gdy tylko nabrał przekonania, że grunt znów jest wyczuwalnie stabilny, spokojnym krokiem skierował się do prosektorium. Otworzył drzwi sali, nie zniechęcając się uderzającym w nozdrza specyficznym zapachem, a raczej mieszanką woni, spośród których najbardziej dawała o sobie znać ta formaliny. Zerknął na krzątającego się przy jednym ze stołów mężczyznę w średnim wieku. Jego ruchy były spokojne i ciche, pacy nie zakłóciło mu nawet wyraziste skrzypnięcie zawiasów drzwi. W końcu podniósł wzrok, niezbyt zaskoczony przybyciem nowych zwłok. Kieran nie zamierzał instruować Brendana, ciało Samanthy powinno spocząć na pustym stole, aby i nad nim ktoś się pochylił, aby przyjrzeć się uważnie ranom.
Aurorzy Kieran Rineheart i Brendan Weasley – zdradził ich personalia, wywołując tym u pracownika prosektorium pełnie niezadowolenia zmarszczenie brwi.
Denatka od aurorów, psia mać – ciszę przerwało mocno niechętne mruknięcie ze strony koronera, który ostrożnie odłożył skalpel i skierował się ku nim. Większą uwagę zwrócił na zmarłą niż żywych, co Kierana wcale nie zdziwiło. A potem, niczego nie tłumacząc, po prostu wyszedł, znikając za drzwiami. Rineheart w tym czasie rozejrzał się po pomieszczeniu, wzrok chwilę dłużej zatrzymując na narzędziach potrzebnych do przeprowadzenia sekcji. W końcu spojrzał otwarcie na Brendana.
Pomyśl spokojnie o raporcie – poradził mu, po czym dopadł jedynego obecnego w sali krzesła i opadł na nie ciężko. Miał tylko nadzieję, że szybko uporają się z formalnościami. Sprawdzenie różdżki, raport, wstępna sekcja.
Kilka minut po swym zniknięciu koroner wrócił w towarzystwie dwóch pracowników Biura Aurorów. Zgodnie z procedurą bezstronni urzędnicy mieli dopilnować wszystkiego podczas wstępnej sekcji. Choć zazwyczaj najpierw zjawiali się na miejscu zdarzenia. Cóż, ten jeden krok mogą pominąć. Zresztą, nikt nie będzie się pochylał nad sprawą uśmiercenia ściganej za przestępstwa denatki.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
Prosektorium - Page 9 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Prosektorium [odnośnik]22.06.18 0:10
Sprawiedliwy - czy samosąd był sprawiedliwy? Czy on - oddał jej sprawiedliwość? Czy ukarał ją - czy pomógł, uwalniając od pocałunku dementora, który niewątpliwie by otrzymała? Dlaczego - dlaczego to wszystko było takie trudne? Śnił o tych, którzy zginęli, widział ich wykrzywione twarze w dziwnych przebłyskach, w koszmarach, które na krótko przywracały im życie tylko po to, by dręczyły go pośmiertnie. Miał rację, rozmyślanie prowadziło do szaleństwa - ale całkowite zobojętnienie wymagało długich lat doświadczeń, których Brendan nie miał. Wypierał i oddalał od siebie problemy, ale one tkwiły - na samym dnie ponurej podświadomości - która atakowała w najmniej spodziewanych momentach. A Samantha - Samantha była Weasleyem. Jego kuzynką, cioteczną siostrą, czarownicą, która mogła stać mu się tak bliska - choć była tak daleka. A może - taka się urodziła? Od zawsze postrzegana jako czarna owca, przed laty wydziedziczona, odebrano jej prawo do posługiwania się ich nazwiskiem - przestała być jedną z nich, kiedy stała się plugastwem. A jednak, kiedy wziął na ręce jej martwe, jeszcze ciepłe działo, z odzieniem zroszonym krwią, czuł gdzieś w środku dziwne uczucie żalu zmieszanego z tęsknotą za czymś, co nigdy nie istniało i nigdy miało się nie wydarzyć.
Kiedy szedł z nią, na rękach, przez korytarze świętego Munga, czuł, że nie tak to powinno wyglądać - dziwny wewnętrzny sprzeciw ambiwalentnie sprzeczny z tym, co przecież wydawało się oczywiste. Samantha nigdy nie powinna była się urodzić  - ale przyszła na świat i zrujnowała życie sobie, swoim bliskim i zapewne jeszcze przynajmniej paru bezimiennym ofiarom jej krwawych zabaw. Spokój i poczucie pewności Kierana dobrze na niego działały - utwierdzały w przekonaniu, że tak się stać powinno. Był dla niego pewnym autorytetem - kimś, kogo warto było słuchać. Kimś ważnym. Patrzył przed siebie - nie chciał patrzeć na nią, ani wtedy, kiedy jeszcze żyła, ani teraz, zagubiony we własnych myślach wdzięczny za milczenie Rinehearta. Minął drzwi, które otworzył starszy auror i wraz z ciałem zszedł niżej, ostrożnie kładąc je na właściwym miejscu. Badanie było formalnością  - śmiertelna rana była bardziej niż oczywiste, a niosąc ją bez wątpienia pozostawił na niej ślady, które zakłócą jego przebieg. Nie przepadali tutaj za nim - za Kieranem też nie. W zasadzie nie dziwił im się - i nie bardzo go to też obchodziło. Odetchnął, wspierając się dłońmi o krawędzie stołu, kiedy pozbył się ciężaru - na krótko, Samantha była bardzo szczupła, lekka, oddalając się dopiero, kiedy koroner powrócił -  w towarzystwie dwojga innych pracowników. Usunął się, robiąc im miejsce, przechodząc bliżej Rinehearta, stając pod ścianą nieopodal niego, z rękoma założonymi na piersi. Raport - miał rację - skoro i tak musiał tutaj tkwić, mógł go sporządzić od razu.
- Wiedziała, że zginie - mruknął, na tyle cicho, by nie przeszkadzać w pracy pozostałym czarodziejom - ani nie narażać niepotrzebni cudzych uszu - i jednocześnie na tyle głośno, by Kieran bez trudu mógł go usłyszeć. - Chciała tego - dodał, bez pewności: czy to czyniło tę śmierć lepszą - czy gorszą? Czy dał się wmanewrować, czy pozwolił jej szarpnąć za wrażliwe struny na tyle mocno, by sprowokować się do tego czynu? Nie wiedział - nie rozumiał. Było znacznie prościej, kiedy przypadkowe konieczne ofiary były bezimienne, znane mu wyłącznie jako zbrodniarze. Samanthę - znał od dziecka, był między nimi tylko rok różnicy. Tylko rok - czy to znaczyło, że i on mógł tak łatwo stać się nią? - Napisała mi list z prośbą o spotkanie - Może powinien zacząć od początku, inaczej motał się w tej historii. Ułożyć, fragment po fragmencie - puzel po puzlu. - Sądziłem, że to zasadzka - Tak naprawdę po części wierzył w to do ostatniej chwili. Że trzyma na podorędziu różdżkę, że zza jej pleców z czarnych mgieł wyłonią się potwory, naprzeciw których stanie sam. - Może miała być, tego nie dowiem się nigdy. - Nieistotne, to się nie wydarzyło - sami byli obydwoje i żadne z nich jednocześnie, bo obojgu towarzyszyły potworne demony.
- Tamtego dnia uciekła krótko po tym, jak Crispin ich zdradził. Gdyby tego nie zrobiła, być może Craig Burke byłby na wolności. - Patrzył przed siebie, na pracujących urzędników, na ogniste włosy spadające ze sterylnego stołu. Tak podobne do włosów Lyry i Neali. - Zostawiła go. Mogli mieć jej to za złe. Tak wyglądała. - Była tchórzem. Od urodzenia. I jak żyła - tak zmarła, żałosna i zniszczona przez własne decyzje.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Prosektorium [odnośnik]23.06.18 17:48
Wsłuchiwał się uważnie w słowa Brendana, samemu próbując złożyć z nich logiczny, jak najbardziej drobiazgowy przebieg zdarzeń. Pierwsze słowa od razu wydały mu się nieodpowiednie, zbyt mocno przesiąknięte subiektywnym odbiorem rzeczywistości aurora, jednak nie zamierzał o tym wspominać w tej chwili. Doczekał się konkretnych, rzeczowych informacji, które rozjaśniły mu okoliczności całego zajścia. List był kluczowy dla całej sprawy, stanowił mocny dowód i z pewnością powinien zostać dołączony do spisanego już raportu. Był przekonany o tym, że Brendan go nie spalił, choć może powinien się upewnić, dopytać o ten szczegół. Zachowanie podobnej korespondencji wydawało mu się czymś oczywistym.
Nie odrywał spojrzenia od dwóch urzędników, którzy po cichu – może posługiwali się półszeptem, aby nie zakłócać spokoju zmarłych? – wymieniali z koronerem uwagi odnośnie rany śmiertelnej. Kolejna oczywistość, jakiej weryfikowanie wydawało się stratą czasu. Czas na przeprowadzenie skrupulatnego badania pośmiertnego miał przyjść później, gdy pracownik prosektorium pozostanie z ciałem sam na sam, nie narażając zmarłej na spojrzenia innych. W końcu do raportu musiał zostać dołączony protokół sekcji.
Co nam powiesz, Rineheart?
Niechętnie przeniósł spojrzenie na aurora, który ośmielił się zadać mu to pytanie. Oczekiwał go, wiedział przecież, że mu nie odpuszczą, jednak nie podobała mu się ani jego forma, ani ton, który uznał za lekko drwiący. Z drugiej strony rozumiał, że wszystko musi zostać dokładnie sprawdzone, aby wszyscy upewnili się, że nie doszło do żadnego nadużycia. W mniemaniu Kierana sprawa była prosta, ale dla pracowników zajmujących się przestrzeganiem prawa wewnątrz jednostki aurorskiej wcale taka być nie musiała.
W biurze pojawił się patronus – zaczął od początku, aby nikt przypadkiem nie zarzucił mu chaotyczności w zeznaniach i wolał zacząć od faktu, który mogli potwierdzić inni aurorzy. – Jego postać od razu kazała mi domniemywać, kto go przysłał – jakże nie znosił doprecyzowywać tych wszystkich szczegółów, które nie zawsze były istotne. Wolał jednak jasno przedstawić całą sprawę, wszystkie jej aspekty, aby potem uniknąć dalszych pytań. – Zgodnie z prośbą udałem się na miejsce zdarzenia i tam zobaczyłem martwą już Samanthę Weasley oraz stojącego nad ciałem Brendana Weasleya. W pobliżu nie zauważyłem różdżki, co nie znaczy, że poszukiwana nie stanowiła żadnego zagrożenia – tę jedną rzecz musiał zaakcentować, nawet jeśli mogła brzmieć z pozoru niedorzecznie. To przecież mogła być zasadzka, jak wspomniał Brendan. Cóż, nie była, skoro w tej chwili byli tutaj, w chłodnym prosektorium, gdzie ciało zdrajczyni miało ostygnąć do końca. Jego słowa nie zostały w żaden sposób skomentowane.
Trzeba było nie ruszać ciała – stwierdził beznamiętnie wyższy z urzędników. Niższy kolega ruszył powoli w ich stronę.
Mogę wam wypełnić protokół zewnętrznych oględzin zwłok na miejscu zdarzenia nawet teraz, wyjdzie na to samo – odparł Kieran pewny swej racji, niezbyt zrażony tym, że jegomość przystanął krok przed nim. Jak zwykle w pierwszej kolejności zaczęli czepiać się starszego stażem, zawsze tak jest. A może po prostu nie jest zbytnio lubiany przez tych jątrzących panów?
Muszę prosić o twoją różdżkę, Weasley – rzekł poważnie drugi z urzędników. – Twoją też, Rineheart.
Wziął krótki wdech, po czym poderwał się z krzesła i niezwykle niechętnie oddał swą różdżkę w obce ręce. Ministerialny urzędnik przyłożył koniec swojej różdżki do tej Kierana, mrucząc ledwo wyraźnie pod nosem: Prior Incantato. Oczy wszystkich mogły ujrzeć blade echo zaklęcia Colloportus, którym zamknął szafę z aktami ostatnich spraw, jak dobrze pamiętał. Gdy tylko oddano mu różdżkę, sięgnął po nią szybko.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
Prosektorium - Page 9 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Prosektorium [odnośnik]28.06.18 19:07
Milczał w trakcie zeznań Rinehearta. Wsłuchiwał się w nie z opuszczoną głową, nie tyle nie potrafiąc, co nie mając ochoty na nikogo patrzeć; był młody i przyzwyczajony do tego, że odpytywano go w dalszej kolejności. Skrzyżował na piersi ręce, nadejście pracownika przerwało ich rozmowę i uniemożliwiło dalszą konwersację - znał procedury, odbił się od ściany i zbliżył się w tym czasie do koronera, stając obok czarodzieja babrzącego się we wnętrzu ciała Samanthy. Brzydziło go - nie samo ciało i nie śmierć, którą widział tak wiele razy - brzydziły go jej rude włosy, tak podobne do włosów Lyry i Neali, brzydziła go jej sylwetka, brzydziła go jej dusza - od dawna oddzielona od wartości wyznawanych przez Weasleyów. Wykonał dłonią odpowiednie gesty, wskazując miejsca, w które wbiły się w ciało opisując także kąt wbicia się noży - nie miał nic do ukrycia i nie zamierzał zatajać swojego czynu.
- Samantha Weasley, rocznik 1932. Prawdopodobnie nie miała żadnych bliskich, rodzina się jej wyparła przed laty - rozpoczął żmudnie, niedbale wspierając się dłońmi o prosektoryjny stół. Obrzucił jej twarz ostatnim, krótkim spojrzeniem. - To moja kuzynka, potwierdzam identyfikację - Procedura wymagała potwierdzenia tożsamości dziewczyny przez jej krewnych, wiedział jednak, że ani jej rodzice, ani nikt spośród ich rodziny, nie pofatyguje się do Ministerstwa dla niej. - Poszukiwana za próbę zamordowania aurorów na służbie i użycie czarnej magii, współtowarzyszyła Burke'owi, kiedy pojmaliśmy go do Azkabanu. Uczestniczyła w tajnych zgromadzeniach czarnoksiężników. Raporty potwierdzające w sprawie 452 z tego roku, z kwietnia. To wtedy odebraliśmy jej różdżkę, należałoby uzyskać informację od Ollivandera, czy w ogóle znalazła się w posiadaniu kolejnej. - Podejrzewał, że nie. Wyglądała jak wrak człowieka - ukrywała się od tamtego czasu jak szczur, którym była. Być może nie chciała się wychylać - Burke niewątpliwie był bardziej szanowany -  tam, gdziekolwiek byli. - Poruszenie ciałem nie powinno mieć wpływu na kształt ran śmiertelnych - dodał, bo, owszem, ciałem ruszać nie należało, ale kiedy przyczyna śmierci była oczywista - nie robiło to większej różnicy. Rozcięcie tętnic w trzech miejscach było ostatnim - i jedynym - rzuconym przez niego zaklęciem, Samantha nie miała więcej obrażeń - nie musiał być wybitnie biegły w sztuce koronerskiej, by wiedzieć, że dla magikryminalistyki nie stanowiło to problemu. Potrafił sobie radzić z urzędniczą upierdliwością - pewnie dlatego funkcjonariusze Departamentu nigdy nie przepadali za aurorami.
Kolejny parszywy potwór złapany: chciałby myśleć o tym w taki sposób - ale w przypadku bezimiennych przestępców okazywało się to znacznie łatwiejsze. Odsunął się od stołu - tu nie był już potrzebny - wracając do urzędnika zajmującego się zbieraniem raportów - oddał swoją różdżkę bez zawahania krótko po Kieranie, dołączając wyjęty z kieszeni list naskrobany nieładnym, niezręcznym pismem Samanthy.
- Jeśli grafologia budzi wątpliwości, jestem w stanie dostarczyć pamiątkowe rodzinne księgi z jej podpisem - stwierdził pusto, odsuwając się w pół kroku; wpierw objawiło się widmo różdżki Kierana - później jego, zgodne z deklaracją lamino. Zatrzymał na widmie spojrzenie na dłużej, pokręcił z rezygnacją głową. Miał prawo do zachowania milczenia - i skorzystał z niego, nie zamierzał kłamać odnośnie ran odniesionych przez Samanthę. Chwycił między palce świstek papieru przekazany przez jednego z urzędników, podobnie jak gęsie pióro zanurzone w czarnym atramencie i z papierem wspartym o ścianę jął uzupełniać wymagane dane raportu.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Don't you ever, tame your demons. Always keep them on a leash.
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Prosektorium [odnośnik]29.06.18 2:26
Spoglądał uważnie na każdy ruch swego towarzysza, wypatrując jakichkolwiek oznak załamania. W ten sposób dmuchał na zimne, choć wierzył, że profesjonalizm Brendana przeważy nad emocjonalną reakcją. Może i miał wiele do przemyślenia, jednak na razie radził sobie całkiem dobrze, sprawiając wrażenie obojętnego. A może taka postawa była na rękę samemu Rineheartowi tak bardzo, że aż zaczął ją instynktownie dostrzegać w zachowaniu Weasleya? To nie miało znaczenia. Nie miał prawa go osądzać, bo trudno unieść różdżkę na krewniaka. Zależało mu tylko na tym, aby się trzymał, nie dając powodów do dociekań dwóm inspektorom. Sam Kieran pozostawał całkowicie niewzruszony nawet wówczas, gdy koroner zajrzał do środka ciała denatki, wpierw wyjątkowo skrupulatnie je otwierając. Widok cudzych wnętrzności na wierzchu nie był dla niego czymś specjalnie nowym, zarazem nie zamierzał wpatrywać się w nie bezmyślnie. Trzymał dystans, chętnie trzymając się blisko wyjścia z tego pomieszczenia.
Oczywiście, że musieli podsunąć mu formularze do wypełnienia. W odpowiedzi zmarszczył brwi, chcąc otwarcie zasygnalizować niezadowolenie z tego faktu. Nie miał jednak dobrych argumentów, żeby oponować, więc złapał za pióro i przyłożył je do papieru. Pobieżnie wypełnił pierwsze rubryki, dobrze wiedząc, że na bardziej rzetelny raport przyjdzie czas nieco później, kiedy przyjdzie mu zasiąść przed ciężkim biurkiem w Biurze Aurorów. Zerknie na wszystkie zgromadzone dokumenty w tej sprawie, uzupełni swoją część, a potem zamknie teczkę z aktami i wpakuje ją do szafy, żegnając się z nią na dobre. Rzadko odgrzebywał takie sprawy, oczywiste i godne jak najszybszego zapomnienia. Samantha Weasley nigdy nie miała zostać personą, o jakiej będzie rozmyślał latami.
Jednak w chwili obecnej ślęczał nad kartką papieru i spisywał dalej swoją relację, w międzyczasie wysłuchując tego, co miał do powiedzenia drugi auror. Obaj złożyli wstępny raport, a ich różdżki bez zarzutu przeszły proces sprawdzania. Jednak zaklęcie Prior Incantato wyzwalało tylko wspomnienie ostatniego rzuconego czaru z danej różdżki. Łatwo można było ukryć prawdę, ot rzucić kolejne zaklęcie, mniej szkodliwe. Brendan również został przymuszony do zakończenia całej tej papirologii, tymczasem Kieran jeszcze przez chwilę koił nerwy coraz bardziej zaciskając palce na rączce różdżki, ciesząc się z obecności swojej odwiecznej towarzyszki.
Chyba już nas nie potrzebujecie, co? – spytał mrukliwie.
Nie czekał na odpowiedź i w sumie żadnej się nie spodziewał, po prostu wyszedł, chwilę czekając na szpitalnym korytarzu, aby upewnić się, że i Weasley został bez problemów wypuszczony z chłodnego wnętrza prosektorium. Kiedy tak się stało, rzucił mu długie spojrzenie, niby obojętne, lecz przez tę nieczułość mimo wszystko przebijała się minimalna troska.
Wróć do domu i poukładaj sobie wszystko – poradził mu mrukliwie, w końcu nie miał formalnie żadnej mocy, aby rzucać nakazami. Zresztą, nie chciał go do niczego zmuszać. – A jutro zjaw się w Biurze bez jakichkolwiek wątpliwości – dodał jeszcze głos zniżając do chrapliwego szeptu. Potem już tylko krótko westchnął i teleportował się do Biura właśnie, chcąc jak najszybciej uporządkować tę sprawę bez względu na to, co postanowi zrobić Brendan. Miał przyzwolenie Kierana na szukanie chwili spokoju, ale nie musiał z niego korzystać.

| z tematu x 2



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
Prosektorium - Page 9 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Prosektorium [odnośnik]18.03.20 19:05
|stąd

Z Tower przemieścił się wprost pod budynek św. Munga. Po wtargnięciu do Munga starał nie zwracać na siebie uwagi. Doskonale wiedział gdzie znajduje się w szpitalu prosektorium, gdyż nie raz jako auror musiał korzystać z usług patologa lub stykać się z ciałami ofiar czy też ściganych czarnoksiężników. Nie zawracał więc głowy recepcjonistkom ze swobodą zmierzając ku podziemiom. Doskonale również pamiętał kto zarządza strukturami budynku i jakie miał poglądy. Schodząc po schodach nie wiedział czego przyjdzie mu szukać. Ciała, kolejnych dokumentów? Gdzie go to zaprowadzi...?
Gdy znalazł się w głównym pomieszczeniu oblepiany zapachami medycznej sterylności, jak i brudnej śmierci zarazem chciał skierować swoje kroki w stronę chłodni i przetrzymywanych w niej zwłok. Skoro oficjalnie ich nikomu nie wydano to tam też powinny się znajdować. Jednak jeżeli nieoficjalnie znaleziono dla nich inne zastosowanie lub też takie nigdy nie istniały to wówczas oznaczało, że prawdopodobnie przyjedzie Anthonemu głowić się nad kolejnymi możliwościami dotarcia do Bones lub tego co po niej zostało. Nie zamierzał odpuścić póki nie zobaczy na własne oczy ciała.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Prosektorium [odnośnik]21.03.20 14:11
Auror bez większych przeszkód dostał się do właściwego pomieszczenia. Nikt nie przeszkadzał mu podczas wstępnych oględzin, dlatego mógł swobodnie rozejrzeć się po chłodni, gdzie przechowywano zwłoki czarodziejów. Ciało Bones musiało gdzieś być, jednakże Anthony szybko mógł zyskać pewność, iż niestety nie w prosektorium. Żadna z metalowych „szaf” nie była opisana jej nazwiskiem, co świadczyło o tym, że czarownica przeszła już przez autopsję i została przetransportowana w inne miejsce – prawdopodobnie na cmentarz. Oficjalna wersja okazała się fałszywa, czego mężczyzna słusznie się domyślał.
W licznych kartotekach, które ułożone były alfabetycznie, znajdowały się akta Edith. Badający ją medyk wskazał, iż na ciele zmarłej nie było żadnych śladów walki oraz ran, a bezpośrednią przyczyną śmierci było użyte na kobiecie zaklęcie. Wynik autopsji nie pozostawiał złudzeń – samobójstwo było kolejnym kłamstwem.
W dokumentacji znajdowała się również informacja, iż zwłoki przewieziono na stary cmentarz na przedmieściach Londynu.

--
W kolejnym poście proszę o przedstawienie decyzji, co do dalszego kroku w śledztwie i wskazanie odpowiedniej lokacji.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Prosektorium - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Prosektorium [odnośnik]23.03.20 2:24
Znajdując się prosektorium, otwierając kolejne komory ze zwłokami odnosił wrażenie, iż czuje większe poddenerwowanie niż w momencie kiedy to przemieszczał się więziennymi korytarzami. Raz za razem napięcie zdawało się rosnąć, kiedy to okazywało się, że ciała kolejnych nieboszczyków nie należały do Bones. Czy obawiał się iż ją znajdzie właśnie tu i głupoty wypisywane w Walczącym Magu okażą się prawdą? Czy jednak cierpła mu skóra na pomysł iż została tak zmasakrowana iż jej nie rozpozna...? Obłok ciepłego powietrza zmaterializował się w chłodnym pomieszczeniu, kiedy to po przeszukaniu wszystkich pomieszczeń doszedł do wniosku, że jej tu nie było. A więc, jeżeli jej ciało tu było to zostało już przebadane i wywiezione na cmentarz. Co ciekawe Ministerstwo nie wydało ciała rodzinie Bones, a więc wychodziło na to, że zostało zagrzebane gdzieś za ich plecami. Ciekawe, czy pochówek w ogóle posiadał nagrobek...?
Odsuną te myśli na bok skupiając się na poszukiwaniu dokumentacji. Znalazł ją, a w niej powód śmierci. Mrowiąca fala przetoczyła się przez jego ciało, a usta zacisnęły w wąską kreskę. Powodem śmierci było zaklęcie. Nie lina, sznur, stryczek ze szmat - zaklęcie. Brak śladów walki... zmrużył powieki przeskakując szybko na miejsce w które przetransportowano ciało. Następnie zamkną teczkę akt, zgniótł i schował do wewnętrznej kieszeni szaty, a raczej upchną i ruszył na stary cmentarz. Chciał mieć pewność, że tam też się znajduje jej ciało i nie jest to kolejna pusto-informacyjna rubryczka w aktach mająca zwodzić, mamić. Istniał tylko jeden sposób by się o tym przekonać. Jeżeli tam było nie pozostawało mu nic innego, jak spróbować poinformować o tym rodzinę głównodowodzącej tak by ta mogła ją należycie pochować i opłakać, a jemu samemu pozostawało rozmówić się z zamieszanymi w sprawę. Kto jednak wie, jak to miało się skończyć.

|zt cmentarz(?)


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Prosektorium [odnośnik]05.10.21 21:49
07.02

Minęło wiele miesięcy, odkąd ostatnim razem postawiła stopę w prosektorium znajdującym się w podziemiach szpitala. Przez ten czas zdążyła już przyzwyczaić się do zupełnie innej kostnicy, innych narzędzi, kamiennych stołów - tych, znajdujących się w grobowym królestwie Iriny Macnair. Nie oznaczało to jednak, że zapomniała. Skądże, niektóre miejsca, wydarzenia i przyjemności mieściły się zwyczajnie poza granicą wspomnień możliwych do zatarcia. Znajomy był stukot niskich obcasów na schodach, cichutkie skrzypienie nienaoliwionych zawiasów, zapach formaldehydu, piołunu, starości i zimna. Nikt, kto nigdy nie zszedł do kostnicy nie mógł wiedzieć jak pachniał prawdziwy chłód.
Przybyła wcześniej, aby napawać się tak dobrze znanymi korytarzami, zakamarkami głównej sali sekcyjnej i metalowymi szufladami, w których znaleźć mogła swoje pierwsze skalpele - jedne z pierwszych w każdym razie, gdyż stare modele, jakie wręczano im jeszcze w czasie odbywania stażu zostały już wymienione. Jeszcze nie poświęcała uwagi ciału skrytemu pod szarawą płachtą, bez wątpienia przygotowanemu na polecenie ordynatora Shafiqa. Zsunęła z ramion zimowy płaszcz i wymieniła go na prosektoryjny kitel. Otrzepała spodnie z niewidocznych drobin kurzu, związała białe włosy w wysokiego, acz niedbałego koka, aby długie kosmyki nie przeszkadzały jej w trakcie pracy. Zdążyła wyłożyć sobie na tacę narzędzia, z którymi najchętniej pracowała - kleszczyki, skalpele, noże - gdy na schodach znów rozległy się kroki.
Zatrzymała się niedaleko stołu, by zerknąć przez ramię i posłać Zachary'emu niewielki, grzeczny uśmiech. Chyba nie był na nią zły, że zjawiła się tak wcześnie? Nie miał ku temu powodów.
- Jak dawno temu sprowadzono go do chłodni? - zapytała cicho, sięgając nareszcie po krawędź cienkiego materiału i jednym zwinnym ruchem zsuwając go ze zwłok. - Przypomnij personalia, jeśli możesz, lordzie - dodała dla czystej formalności, gdyż pamiętała doskonale każdy szczegół poruszanego podczas spotkania tematu zamordowanego czarodzieja.
Postukała paznokciami po blacie metalowego stołu, a potem sięgnęła po jednorazowe rękawiczki z czarnego materiału, żeby wsunąć je na dłonie. Ciało denata było blade, sine, w niektórych miejscach fioletowe. Wysuszone wargi i szorstka faktura skóry wskazywały na dłuższy czas pod zaklęciami, lecz jeśli wnioskować po plamach opadowych, nie zmarł wiele dni wcześniej. Zerknęła na brzuch w poszukiwaniu żółtawozielonych śladów, które sugerować mogłyby początek procesów gnilnych, zawsze rozpoczynających się w jelitach, nic jednak takiego nie zauważyła. Pewnie złapała za nadgarstek trupa i uniosła go dla oceny stężenia pośmiertnego. Widać jednak ten etap zdążył minąć.
- Jest coś jeszcze, co powinnam wiedzieć, nim zaczniemy?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 9 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Prosektorium
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach