Morsmordre :: Londyn :: Dzielnica portowa :: Magiczny port :: Arena Carringtonów
Namiot Siłaczy
AutorWiadomość

Namiot Siłaczy
Ogromny czerwony namiot należy do dwóch mężczyzn nazywanych Figg i Hex, najprawdopodobniej najsilniejszych mężczyzn w całej Anglii. Prężą muskuły, na widok których rumienią się panny, a przy zachwytach i krzykach publiczności dają pokazy swojej fizyczności różnego rodzaju niezwykłymi sztuczkami; to rozbiją mugolski beton gołą pięścią, to znów przepychają się z garborogiem, innym razem podrzucają asystentkami, bez trudu podnosząc wątłe dziewczęta czasem nawet i jedną ręką. Figg i Hex występują w odsłaniających muskułach strojach w biało-czerwone pasy.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:19, w całości zmieniany 1 raz
Zawód : naczelny mąciciel
Wiek : odwieczny
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : 99
UROKI : 99
ALCHEMIA : 99
UZDRAWIANIE : 99
TRANSMUTACJA : 99
CZARNA MAGIA : 99
ZWINNOŚĆ : 0
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne


stąd
Opuściwszy Wyspę Psów, znalazłszy się po właściwej stronie Tamizy, skierował swoje kroki w stronę świstoklików prowadzący na Arenę; niechętnie wyciągając dłonie na mróz sięgnął jednego z nich, wkrótce odnajdując się pośród znajomych wielobarwnych płacht namiotów. W kieszeni została mu jedna ulotka, zachował ją specjalnie - nie zamierzał rozrzucać ich w cyrku, by nie przyciągać tutaj zbędnych podejrzeń, ale mógł przecież porozmawiać przynajmniej ze znajomymi. Leniwym krokiem podszedł do jednego z ognisk na boku, siadając przy siłaczach, którzy odpoczywali po występach z mocniejszym alkoholem w rękach; butelka wędrowała od jednego do drugiego, nim któryś z nim zwrócił uwagę na nadchodzącego Marcela, skinąwszy na niego głową - co jest, młody?
- Wracam z miasta - odparł, przysiadając na pieńku, zziębnięte policzki i palce, którymi nie był w stanie poruszyć właściwie to potwierdzały. - Słyszeliście o zupie z trupa? Ojciec dba o zapasy, ale jak długo to potrwa? Teraz podobno zaczynają jeść ludzi. - Wzruszył ramieniem, wyciągając z kieszeni ostatnią z ulotek, po czym przekazał ją siedzącemu najbliżej mężczyźnie. - Pozabijali ludzi w Tower i gotują z nich zupę, żebyśmy byli szczęśliwsi. Nadziani goście zawsze mają biedniejszych za idiotów? - zapytał, tonem smarkacza pytającego dorosłego o drogę. Byli ćwierćwiecze starsi od niego. - Ta cała Aquila naszczuła mnie policją bez powodu. Nie szukali mnie tu jeszcze, ale kto wie, czy nie zaczną? A teraz próbuje zgrywać królową serc i obdarzać nas łaską, tak jak gdyby charytatywna działalność polegała na pogłaskaniu psa po tym, kiedy się go pobiło. Trochę to podłe - Usłyszał cmoknięcie, cmoknięcie mężczyzny, który jest chyba trochę rozbawiony naiwnością, nieobyciem ze światem młodego człowieka. Uniósł spojrzenie, na krótko uchwyciwszy jego wzrok, gestem odmawiając, kiedy chcieli zwrócić mu ulotkę. - Weźcie, może ktoś się jeszcze napatoczy, to mu to pokażcie. A potem lepiej wrzućcie do ognia, tych spraw lepiej nie trącać kijem. Jeszcze znowu kogoś tu naślą, bo za głośno pierdnął albo miał za mało zielone rękawiczki - Powstał od ognia, dziękując za alkohol, pożegnał się przed nocą, zmierzając już prosto do wagonu. Dopiero teraz poczuł, jak mocno dudniło mu w piersi serce, jak krew piszczała w uszach, gdy zaczął sobie uświadamiać, jak niebezpieczne i jak lekkomyślne było to, co właśnie robił. Ale jednocześnie wiedział - że to było sluszne.
Chciała miłości ulicy, to niech usłyszy jej głos. Walnięta wiedźma.
płynne srebro 5/5, koniec wojaży zt
Opuściwszy Wyspę Psów, znalazłszy się po właściwej stronie Tamizy, skierował swoje kroki w stronę świstoklików prowadzący na Arenę; niechętnie wyciągając dłonie na mróz sięgnął jednego z nich, wkrótce odnajdując się pośród znajomych wielobarwnych płacht namiotów. W kieszeni została mu jedna ulotka, zachował ją specjalnie - nie zamierzał rozrzucać ich w cyrku, by nie przyciągać tutaj zbędnych podejrzeń, ale mógł przecież porozmawiać przynajmniej ze znajomymi. Leniwym krokiem podszedł do jednego z ognisk na boku, siadając przy siłaczach, którzy odpoczywali po występach z mocniejszym alkoholem w rękach; butelka wędrowała od jednego do drugiego, nim któryś z nim zwrócił uwagę na nadchodzącego Marcela, skinąwszy na niego głową - co jest, młody?
- Wracam z miasta - odparł, przysiadając na pieńku, zziębnięte policzki i palce, którymi nie był w stanie poruszyć właściwie to potwierdzały. - Słyszeliście o zupie z trupa? Ojciec dba o zapasy, ale jak długo to potrwa? Teraz podobno zaczynają jeść ludzi. - Wzruszył ramieniem, wyciągając z kieszeni ostatnią z ulotek, po czym przekazał ją siedzącemu najbliżej mężczyźnie. - Pozabijali ludzi w Tower i gotują z nich zupę, żebyśmy byli szczęśliwsi. Nadziani goście zawsze mają biedniejszych za idiotów? - zapytał, tonem smarkacza pytającego dorosłego o drogę. Byli ćwierćwiecze starsi od niego. - Ta cała Aquila naszczuła mnie policją bez powodu. Nie szukali mnie tu jeszcze, ale kto wie, czy nie zaczną? A teraz próbuje zgrywać królową serc i obdarzać nas łaską, tak jak gdyby charytatywna działalność polegała na pogłaskaniu psa po tym, kiedy się go pobiło. Trochę to podłe - Usłyszał cmoknięcie, cmoknięcie mężczyzny, który jest chyba trochę rozbawiony naiwnością, nieobyciem ze światem młodego człowieka. Uniósł spojrzenie, na krótko uchwyciwszy jego wzrok, gestem odmawiając, kiedy chcieli zwrócić mu ulotkę. - Weźcie, może ktoś się jeszcze napatoczy, to mu to pokażcie. A potem lepiej wrzućcie do ognia, tych spraw lepiej nie trącać kijem. Jeszcze znowu kogoś tu naślą, bo za głośno pierdnął albo miał za mało zielone rękawiczki - Powstał od ognia, dziękując za alkohol, pożegnał się przed nocą, zmierzając już prosto do wagonu. Dopiero teraz poczuł, jak mocno dudniło mu w piersi serce, jak krew piszczała w uszach, gdy zaczął sobie uświadamiać, jak niebezpieczne i jak lekkomyślne było to, co właśnie robił. Ale jednocześnie wiedział - że to było sluszne.
Chciała miłości ulicy, to niech usłyszy jej głos. Walnięta wiedźma.
płynne srebro 5/5, koniec wojaży zt
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
OPCM : 6
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 40
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa


Namiot Siłaczy
Szybka odpowiedź
W tym miejscu możesz przelogować się na inne konto i przesłać wiadomość. Pamiętaj, że treść posta zapisywana jest w obrębie danego konta. Aby uniknąć ewentualnej straty, pamiętaj o skopiowaniu treści posta przed przelogowaniem się.
Obecnie zalogowany jako:
Zmień konto
Morsmordre :: Londyn :: Dzielnica portowa :: Magiczny port :: Arena Carringtonów