Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]24.07.16 11:03

Salon

Na regałach są książki, które pozostały od czasów szkolenia aurorskiego, które to są między innymi poradniki, jak prawidłowo rzucać zaklęcia, co trzeba pamiętać, aby nie dać się złapać. Także są przepisy kulinarne czy nawet bajki dla dzieci. ZA dnia te miejsce jest przepełnione zarówno śmiechem, jak i czasem płaczem Alastora.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]24.07.16 17:32
11 stycznia

Stojąc u progu domu Moodych, Raiden czuł, że jednak nie powinien był przychodzić. Nie dlatego że czuł się winny za to, co zamierzał powiedzieć. Zjawił się po tylu latach i po jednym dniu już ładuje się z butami do mieszkania przyjaciela. I to nie samotnego jak on. Ustatkowanego, że hej. Z porządnym domem, piękną żoną u boku i jeszcze małym synkiem, który pewnie rozbija się po kątach, wyciągając największe brudy na wierzch. A to oznaczało jedno - prywatność. Rodzina do czegoś zobowiązywała. I to nie tylko jej członków, a takich nachalnych dawnych przyjaciół jak Raiden Carter. Wahał się czy powinien dzwonić, a ręka zatrzymała się w połowie drogi do dzwonka. Przygryzł wargę, ale zrobił to. Usłyszał jak wewnątrz rozchodzi się dźwięk domowego dzwonka do drzwi, a chwilę później delikatny odgłos kroków. Domyślał się, że nie były Cilliana. Gdy klamka się poruszyła, był przygotowany na spotkanie oko w oko z panią Moody. Dlatego zdjął już kapelusz i chciał się odezwać, gdy słowa ugrzęzły mu w gardle. Fotografia, którą dostał od Cilliana w niczym nie oddawała naturalnego wdzięku tej kobiety. Gdy siedziała z synkiem na kolanach, a Moods stał za nimi jako dumny pan domu, mąż i ojciec wydawała się, owszem piękna, ale również dziwnie nierzeczywista. Teraz Raiden patrzył na żywą i oszałamiająco naturalną panią Moody. Uśmiechnął się szeroko, po czym skinął lekko głową.
- Raiden Carter, Ma'am - przedstawił się. - Rozumiem, że mam przyjemność z gospodynią?
- Zapraszam - odpowiedziała delikatnie kobieta, po czym przedstawiła się i odsunęła na bok, by zrobić gościowi miejsce. - Cillian zaraz zejdzie, a tymczasem zapraszam do salonu i czy mogę zaproponować panu coś do picia? Może herbatę?
Carter zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku w międzyczasie, gdy kobieta mówiła.
- Tak. Z chęcią - powiedział, po czym rozglądając się po wnętrzu domu, ruszył jej śladem w stronę wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Salon był niezwykle modernistycznie urządzony podobnie jak pozostała część mieszkania. Raiden musiał przyznać, że nigdy nie podejrzewał Cilliana o takie zapędy, ale najwidoczniej przez te lata umknęło mu więcej niż się spodziewał. Gdy pani Moody odeszła, by wstawić wodę, podszedł do regału, przeglądając tytuły książek. Większość z nich kojarzył, ale niektóre byłby całkiem obce. Gdy trafił na bajki dla dzieci, uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę, że w domu było wyjątkowo cicho.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]25.07.16 13:35
Wiedziałem, że Raiden się zjawi punktualnie, ale co mogłem zrobić, gdy przyszła moja kolej na uśpienie młodego Alastora. Potrzebował drzemki, a uśpienie na jakiś czas dziecka nie jest zwyczajne łatwe. Tak więc gdy zabrzmiał znak mówiący o nowym gościu, zdążyłem przykryć małego Alastora i zaraz podszedłem do pokoju przebrać upaćkaną koszulę na czystą i zaraz, gdy ją wygładzić w try miga, zszedł na dół, do gościa którym okazał się być zaproszony Raiden.
- Kto by pomyślał, że po przybyciu do mojego skromnego mieszkania zaciągnie ciebie do dziecięcych bajek. Pamiętasz może bajkę o trzech braciach i gdy wspólnie wykrzykiwaliśmy, co byśmy chcieli mieć?- rzuciłem wesoło podchodząc do Raidena, z którym zaraz się przywitałem. Uścisk dłoni i skinienie głową wystarczyło, bo zaraz ukazałem Carterowi miejsce, które - jeśli chciał, mógłby zająć.
- Wybacz, że musiałeś czekać, lecz musiałem uśpić malca. Mam nadzieję, że zaraz się nie zbudzi, bo się zjawiłeś akurat, gdy się tu zjawiłeś, a jeszcze zaczyna ząbkować. Mówię ci, krzyk nie do opisania tego malca.- powiedziałem nader spokojnie i na chwilę skierowałem swój wzrok w stronę klatki schodowej, by się upewnić, że słyszę dochodzącą z góry piękną ciszę. I tak było, więc przestałem na jakiś czas nasłuchiwać. Zaraz te zjawiła się moja żona z tacą z trzema filiżankami z herbatą, którą położyła na stoliku. Ja skinąłem żonie głową w ramach niemej podzięki i sięgnąłem po porcelanę.
- Nie mogliśmy się doczekać twojego przybycia.- powiedziałem stając koło mojej żony, którą objąłem drugą wolną ręką w pasie i ucałowałem ją w policzek jednocześnie trzymając równo filiżankę z herbatą. - Uważaj Cillian, twoja herbata. - usłyszałem troskliwy głos żony przy moim uchu, lecz odpowiedziałem tylko uśmiechem jak i umiejętnością przybliżenia filiżanki do ust i skosztowania ciepłego naparu. Zaraz potem jednak dla uspokojenia duszy mej żony, odłożyłem filiżankę na stół, co zmuszało mnie do puszczenia na chwilę żony i pochylenia się nad stołkiem.
- Jak widzisz Raiden, taka żona to istny skarb. - mówiłem początkowo do Raidena, lecz ostatnie słowa skierowałem do mojej ukochanej, której posłałem zniewalający uśmiech i zaraz z powrotem skupiłem swój wzrok na Cartera.
- To mów, w czym możemy ci pomóc?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]25.07.16 16:19
Odwrócił się na znajomy głos i zatrzasnął książkę jednym ruchem, by odłożyć ją zaraz z powrotem na jej miejsce na półce.
- Dawno nie miałem z nimi do czynienia, a trochę zatęskniłem - rzucił ze śmiechem, po którym podszedł kilka kroków w stronę Cilliana. Uścisnął szorstką, pewną dłoń przyjaciela, po czym ruszył na wyznaczone miejsce. Fotel, który wybrał wyglądał na najbardziej wysłużony i zapewne najwygodniejszy. Udając jednak że tego nie zauważył, usiadł, czując, że dobrze trafił. Zapewne siadał w nim gospodarz lub jego małżonka. Poduszki były idealnie podłożone pod plecy i gdyby mógł, zapewne usnąłby na siedząco. - Pamiętam, że chciałem dostać dom z żelków i to w wieku osiemnastu lat - dodał, przypominając sobie historię o tym jak trójka braci spotkała na swej drodze Śmierć. - Nie wiem czy moje życzenie specjalnie by się zmieniło.
Rozpiął guziki marynarki, czując, że tak będzie wygodniej. Poprawił się na siedzeniu, obserwując Cilliana, który jeszcze się trochę krzątał. No, tak. Jak zwykle musiał coś robić. To mu zostało i zapewne miało trwać przy nim do śmierci. Przyjemnie było widzieć, że nie ze wszystkiego przyjaciele wyrastają. Carter uniósł brwi, słysząc w czym przerwał Moodsowi.
- W takim razie trafiłem nie w porę - odpowiedział, lekko się krzywiąc. - Chciałem poznać twojego pierworodnego. No, trudno. Mam nadzieję, że będzie wiele innych okazji. Nie za późno na ząbkowanie? - spytał Raiden, jednak nie otrzymał odpowiedzi, bo do salonu weszła pani Moody. Pracownik Wiedźmiej Straży od razu wstał z szacunku do znajdującej się w pokoju kobiety i czekał, aż ta również usiądzie obok nich. W międzyczasie jednak był świadkiem krępującej dla niego chwili małżeńskiego uczucia, które znane było mu jedynie sprzed ponad dekady między rodzicami. Odpowiedział uśmiechem na słowa małżonki Cilliana, a po chwili wszyscy siedzieli przy stoliku. Gospodarze wpatrując się w niego z ciekawością, a on próbował zebrać odpowiednie słowa, by zacząć cały wątek. Postanowił postawić, więc na szczerość. Nigdy nie okłamał i nie zamierzał okłamywać Moody'ego, ale nie wiedział, co powiedzieć. Nie trwało to długo, gdy zabrał głos.
- Nie powiedziałem ci wczoraj wszystkiego - zwrócił się do przyjaciela. - Poprosiłem o przeniesienie do Londynu nie tylko dlatego, że potrzebowałem zmiany. Ja... - urwał na chwilę. Nie sądził, że tłumaczenie powodu jego powrotu będzie tak trudne. Przetarł usta, po czym pochylił się w ich stronę. - Wróciłem z powodu pewnego morderstwa. Nie wiem czy w gazetach tutaj o tym pisano, ale może przegapiliście - tu zerknął na panią Moody - Pierwszego stycznia znaleziono moich rodziców w rowie na drodze wyjazdowej ze stolicy rozszarpanych przez wilkołaka. Dlatego wróciłem. Będąc jednak w Ministerstwie, powiedziano mi że sprawę zamknięto praktycznie po kilku dniach z powodu braku innych dowodów. Jednak przejrzałem cały raport i to mi nie pasuje do siebie. Znałeś poglądy moich rodziców i wiesz, że wielu dałoby wszystko, byle tylko się uciszyli. Nie chciałem ci wczoraj psuć tym humoru... Tak to wygląda pokrótce - zakończył, prostując się i patrząc na małżeństwo.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]27.07.16 15:48
Aż nieco wydałem z siebie wesoły dźwięk słysząc o wspominkach. Może powinniśmy obydwoje powspominać, lecz może niekoniecznie w towarzystwie mojej żony, która to nie powinna wiedzieć o wszystkim. Lepiej wyjdzie na tym, jeśli nie pozna wszystkich mych sekretów z dzieciństwa. Nie że jej nie ufam, ale no ... tak po prostu będzie lepiej.
Co do ząbkowania, ja tylko westchnąłem, gdyż nie wiedziałem, kiedy dzieciaki powinny ząbkować, a i też do nas przyłączyła się moja żona. Tak więc machnąłem pobieżnie na to ręką dając sygnał, aby zostawić ten temat w spokoju. Chwilę pożartowaliśmy, pokazaliśmy naszą małżeńską więź z żoną, a potem zajęliśmy kanapy w oczekiwaniu na opowieść Cartera, która nas jako aurorów niezaprzeczalnie zaciekawiła jak i zaintrygowała. Początkowo tylko nieznacznie przytaknąłem dając tym samym znak, aby kontynuował to, co przerwał. Słuchałem go jak zawsze, gdy słucham zeznania ofiar - słucham dokładnie jak i wnikliwie wszystko analizuję.
Morderstwo.. w gazecie niewiele o tym pisali, fakt. Większość artykułu poświęcili na śmierć nestorów, co i w naszym biurze było to odczuwalne. Nie zainteresowałem się innymi sprawami, bo chciałem mieć więcej czasu dla swej rodziny, lecz się okazało, ze zrobiłem błąd. Bardzo kosztowny, bo tu się dowiaduję, że zginęli rodzice Cartera.
- Tak mi przykro- zacząłem, a żona złożyła swoje kondolencje. Chwila przerwy na ogarnięcie smutku, i czas za zabranie się do pracy. - Wybacz, wcześniej nie interesowałem się tą sprawą, bo wszędzie tylko mowa o rzezi podczas noworocznego sabatu dla arystokracji. Ale jutro jak zjawię się w pracy, to zaraz zapoznam się z tym, co jesteśmy w posiadaniu i przejmę sprawę. Ale powiedz mi w takim razie... czy mieli jakichś wrogów wśród wilkołaków? Może kiedyś w przeszłości mieli z nim spotkanie, co z czasem wyblakło aż do teraz.- mówiłem spokojnie chcąc uzyskać informacje, które są mi potrzebne do tejże sprawy. Nie przeglądałem raportu, więc też nie wiem, co może zgrzytać. Miałem nadzieję uzyskać więcej informacji, by chociażby oficjalnie móc otworzyć i kontynuować zamknięte wcześniej dochodzenie. Tylko potrzebowałem więcej informacji, nawet jakiejkolwiek poszlaki, którą mógłbym dalej podążać. Bo na razie z czego co tu wynika, to Ministerstwo miało prawo zamknąć dochodzenie. Brak dowodów, czy nawet jakiejkolwiek poszlaki nie daje podstaw do kontynuowania śledztwa. A wypadek z wilkołakiem przecież można tłumaczyć na zwykłe zbieg okoliczności. Chciałbym pomóc przyjacielowi, co było widać po mojej skupionej minie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]28.07.16 18:11
Wiedział, że mógł na nich liczyć. Jednak nie chciał tej przyjaźni wykorzystywać. Dlatego długo wzbraniał się przed powiedzeniem co mu leżało na sercu, ale z podejścia i doświadczenia wiedział, że długo takiej sprawy nie można było ukrywać. Tak czy inaczej by się w końcu dowiedzieli. A że Cillian znał jego rodziców, chciał oszczędzić mu tego zaskoczenia, gdyby dowiedział się tego z gazety lub od kogoś, kto nie był związany z Carterami. Ludzie gadali. I już mówili, że dobrze tak tym miłośnikom mugoli. Gdyby to zależało od Raidena, pozamykałby ich wszystkich, ale jedyne co mógł zrobić, to zacisnąć pięści i iść przed siebie. Nie oglądając się na takich ograniczonych i ignoranckich czarodziejów. To był rasizm w wersji czarodziejów nieczystej krwi. W Ameryce widział wiele zła związanego z dyskryminacją Afroamerykanów i tutaj wyglądało to podobnie. Tylko tutaj nikt nie działał otwarcie przeciwko mugolskiej części świata.
- Tak - odpowiedział, poprawiając przedramiona, które oparł o kolana. - Też słyszałem o tym wielokrotnym zabójstwie na Sabacie u lady Nott... Cóż. Arystokraci w końcu mają powód, by przypomnieć o swoim istnieniu, nieprawdaż? - spytał retorycznie, sięgając po filiżankę z herbatą, którą przygotowała dla nich pani Moody. Uśmiechnął się blado, słysząc kondolencje składane przez zatroskanych małżonków. - Dziękuję. Doceniam to, jednak nie chciałem przynosić smutku do waszego domu. Nie tego oczekiwaliście. Przychodzę z tymi pytaniami.
Raiden pokręcił głową, nakazując przyjacielowi przestać.
- Nie masz za co mnie przepraszać - zaoponował w przerwie między słowami Cilliana. - Znałeś moich rodziców. Wiesz, że mieli dość rygorystyczne podejście, jeśli chodziło o rolę mugoli w czarodziejskim świecie. Nie miałem z nimi kontaktu od ponad dekady - tutaj westchnął, czując, że był to największy błąd w życiu i nie zdoła go naprawić. - Nie mam pojęcia czy spotykali się z kimś. Jedyne co znalazłem, a było to w gazetach sprzed kilku miesięcy to to, że w Ministerstwie odbyła się sprzeczka między moim ojcem, a jednym z wielbicieli czystej krwi. Czy miało to jakiś wpływ na wypadek? Nie wiem, ale zbyt dużo ludzi zyskało na ich śmierci... A sprawa zamknięta po kilku dniach... To nie jest kradzież chleba, a morderstwo. Wiesz do czego zmierzam, prawda?
To nie było pytanie. Carter był zdeterminowany i gotowy skorzystać ze wszystkich środków, by dostać się do akt. Nie powinno to być trudne - w końcu był zasłużonym pracownikiem z doświadczeniem Wiedźmiej Straży.
- Proszę cię jedynie o odpowiedź. Wiesz, że nie musisz się w to mieszać - dodał, zerkając na panią Moody, chociaż mówił do jej męża. Cillian miał teraz własną rodzinę i to nią powinien się martwić.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]30.07.16 11:59
Nie chciałem teraz mącić sobie w głowie wszelkimi rzeczami, które teraz wydawały się być błahe. Dosyć istotne były dla mnie zarówno wspomnienia o rodzicach Cartera, które jak przez mgłę, ale pamiętam, jak i to, czego dowiedział się od aurorów. Niestety dla większości ogółu społeczeństwa ważniejsza byłą sprawa morderstw podczas sabatu. A niech szlachcice się ockną, niech się zorientują, że i oni nie są nietykalni. Każdego może spotkać tragedia, nawet i tych, co stoją wyżej w piramidzie. dlatego mi nie było żal szlachciców, jedynie żon zmarłych nestorów, które teraz muszą w bólu czekać na winowajcę. Tylko owe osoby zasłużyły na moją troskę, jak i szacunek.
Ale porzuciłem ten temat kończąc wypowiedź Cartera jednym ze swoich wesołych min, i zaraz skosztowałem herbaty. Skoro Raiden dopiero wrócił, nie musi znać wszystkich szczegółów.
Ale zaraz z żoną zarówno przyglądaliśmy się, jak i przysłuchiwaliśmy ważniejszego tematu naszego spotkania. Na jego pytanie przytaknąłem, chociaż chciałem zadać więcej pytań. Pytań, które może zostały we wcześniejszym etapie pominięte, albo takie, które dały podstawy ku temu, aby to szybko zakończyć. Bo na razie to widzę, że łatwiej jest zamknąć sprawę, niż szukać winowajcy.
- Wiesz, że Ciebie nie zostawię samego w obecnej sytuacji. Sam też dopiero co wróciłeś, więc będziesz potrzebował osoby, która pomoże ci się przemieścić wzdłuż urzędniczego piekła. Nie ma mowy - wchodzę w to czy tego chcesz czy nie.- powiedziałem stanowczo i pewny siebie, a nawet spotkałem sie spojrzeniem z żoną, która tylko mi przytaknęła. Wiedziałem co robię, żona też się zgadza, Raiden nie ma wyjścia. Musi przyjąć moją pomoc. On jest dla mnie prawie że jak brat, niczym dosłownie Benjamin. Będę musiał wkrótce się spotkać z kuzynem, lecz może później, na razie musiałem zająć sie problemami Cartera.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]03.08.16 13:50
Nie chciał umniejszać sprawy na noworocznym Sabacie tylko nie potrafił teraz znlaeźć współczucia dla kogoś, kogo obwiniał za śmierć swoich najbliższych. Czy ktoś mógłby zapomnieć o tym, co stało się zaledwie parę dni wcześniej? A Raiden na pewno nie był kimś, kto zapominał. Dodatkowo odezwała sę jego prawdziwa natura jak i lata spędzone w Wiedźmiej Straży jak i wcześniej stanowisko brygadzisty. Przetarł usta dłonią, zupełnie jakby zabrakło mu słów, a to miałoby w jakikolwiek sposób pomóc. Czuł się niezręcznie, siedząc przed Moody'm i jego żoną. Gdyby to był tylko Cillian... Naprawdę nie chciał, by się w to mieszali oboje. Sądząc po zaciętym wyrazie twarzy żony przyjaciela, chyba nie było odwrotu. Słysząc twarde zapewnienie Moodsa o tym, że go nie zostawi, wywołał mimowolny uśmiech na twarzy Cartera.
- Wiem... - mruknął cicho, schylając głowę, zupełnie jakby się zawstydził tym, że pomimo wielu lat rozłąki, ich przyjaźń wcale nie zmalała. - Jesteś teraz moimi jedynym sojusznikiem, Cili - dodał, patrząc teraz prosto w oczy towarzysza z lat młodości. - Zgadzam się - zupełnie jakby miał coś do powiedzenia... - Ale gdy powiem, że dalej poradzę sobie sam, masz wracać do swojej pięknej żony i cudownego synka, którego jeszcze nie poznałem - rzucił wesoło, ale w tych słowach kryła się brutalna prawda. Bo możliwe że to, co zamierzał odkopać było znacznie bardziej niebezpieczne niż się wszystkim wydawało i nie zamierzał kusić losu. Chciał powiedzieć coś więcej, gdy z góry usłyszał dziecięcy głos, który gawolił po swojemu. Spojrzał na sufit, po czym przeniósł spojrzenie na małżeństwo. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a charakterystyczne zmarszczki przy oczach pogłębiły. - Może w końcu poznam twojego następcę?


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]12.08.16 20:13
| Przepraszam że krótki, ale zgubiłam gdzieś wenę tears

Czy Carter oczekiwał, że ja, Cillian Moody, nie będę się angażować w sprawy swego najlepszego druha? To nie jest tylko prośba urzędnika, czy nawet i poplecznika, to jest sprawa wyższej wagi, której nie zamierzałem odtrącać tylko dlatego, że ministerstwo jest zbyt leniwe po prostu. Pomogę jemu.
- Mną się nie przejmuj, to nie jest moja pierwsza akcja, ja nie żółtodziób, który dopiero wyrasta wśród innych.- powiedziałem swobodnym tonem, mimo iż zdawałem sobie całkowicie sprawę z tego, że kiedyś mogę nie przeżyć misji. Że kiedyś mogę wrócić w stanie podobnym, jak mój ojciec, wiele lat temu. Ale czy to znaczy, że miałem się tym teraz przejmować? ja jestem tu, by pomagać innym, potrzebującym. Taką osobą jest Carter, więc to nie on będzie mówić, kiedy będę musiał wycofać się z pola walki.
Zaraz jednak z góry był słyszalny protest syna, który nie chciał już widocznie spać, więc pogodnie spojrzałem na żonę, która chyba czyta mi w myślach, bo zaraz wstała i - przeprosiwszy Cartera - udała się na chwilę na górę. - W końcu ci się udało. Co prawda rolę chrzestnego ma mój kuzyn, z którym de facto muszę wkrótce się spotkać ale wiesz co... Może popytam jego o obecnych wilkołakach. Niby to teraz zajmuje się smokami, a może coś gdzieś ostatnio słyszał o tym. Oczywiście jeśli nie będziesz miał nic przeciwko temu.- powiedziałem kiwając głową, a zaraz wstałem, gdy kroki mej żony były coraz to głośniejsze. Objąłem ją w pasie, a syna ucałowałem w czoło i zaraz skierowałem mój wzrok na Raidena.
- Poznaj naszego synka. Stor, przywitaj się z wujkiem Raidenem.- mówiłem to do jednego, to do mego syna, oczywiście z uśmiechem na twarzy i wesołymi płomykami w oczach. Chłopiec sam był nie za duży, miał już kępkę włosów na głowie i zajmował się swoim palcem, którego z miłością i z pełnym skupieniem ssał. Dopiero gdy żona wzięła palec z buzi malca, ten spojrzał na gościa i spojrzał pytająco w moją stronę, na co tylko kiwnąłem głową. Alastor uśmiechnął się, lecz zamiast wyciągnąć rączek, to po prostu znów zaczął namiętnie ssać swego palca. - Nie przejmuj się nim. Może teraz woli palec, ale w przyszłości to się zmieni, sam zobaczysz.- rzuciłem żartobliwie zerkając na syna, a zaraz też spojrzałem wpierw na zegar, a potem na Raidena.
- To nie wiem, możemy się spotkać wkrótce w Ministerstwie, by przejrzeć papiery, a ewentualne doniosę ci w najbliższym czasie. Bo chyba nie chcesz dziś wyrywać ojca z rodzinnego domu, co?- mówiłem z początku poważnie, pewny swego. A zakończyłem to śmiechem i wzięciem malca na własne ręce. Nieco ważył, fakt, ale dam radę. w końcu jestem jego ojcem, czyż nie?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]13.08.16 22:01
Cillian był niezastąpionym kompanem, na którego można było liczyć w każdej sytuacji. Gdyby Raiden obudził się po pijanej eskapadzie gdzieś w buszu Ekwadoru, Moody od razu zjawiłby się przy druhu, który zgubił się po drugiej stronie świata. To był jedyny w swoim rodzaju auror. Carter nie mógł trafić lepiej.
- W takim razie nie będę się sprzeciwiał – odpowiedział na słowa absolutnego poparcia i solidarności. Uśmiechnął się, chociaż wiedział, że był to trudny gest. Nie wiadomo z czym mieli się zmierzyć, ale na pewno jedno machnięcie różdżką nie miało pomóc przy rozwiązaniu tej sprawy. Zapowiadał się męczący okres poszukiwań prawdy. A zaczynał się tak niewinnie… - Do czasu – dodał, zerkając na panią Moody, która z troską objęła męża dłonią. Zauważył jak jej smukłe palce wbijają się mocniej w ramię męża, chociaż twarz pozostała w tym samym wyrazie. Zaraz jednak wstała, słysząc odgłosy dochodzące z góry.
- Wybaczcie – powiedziała melodyjnie, a Raiden posłał jej przyjacielskie spojrzenie, mówiące, by nie przejmowała się nim i szła dopilnować dziecka. Przez myśl przemknęło mu pytanie czy sam kiedyś tego doczeka? Dotyku dłoni żony w chwili zamartwiania, tupania małych nóżek na piętrze, rodziny? Spojrzał instynktownie na Cilliana i stwierdził, że ten jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy. Nie musiał skakać i krzyczeć z podekscytowania, by było to widoczne. 
- Mam nadzieję, że urodę ma po matce, a nie po tobie – rzucił prześmiewczo, rozładowując wcześniejszą, napiętą atmosferę, po czym obrócił się patrząc w kierunku, gdzie przed chwilą zniknęła pani Moody. Gdy przyjaciel wspomniał o wilkołakach, wrócił do niego spojrzeniem i skinął głową. – Będę wdzięczny, chociaż sam już powoli rozsyłam wici. Nie muszę ci mówić o tym, żeby było to zrobione w delikatny sposób. Nie chcę, by rozniosło się, że ktoś wypytuje o te sprawę. 
Wstał po nim i przyjrzał się rodzinne scenie. Uśmiechnął się delikatnie na małżeńską chwilę czułość, ale praktycznie od razu wbił spojrzenie w dziecko. Wybuchnął szczerym śmiechem, gdy chłopiec zamiast zainteresować się obcym, wolał swojego kciuka. Alastor był jeszcze malcem, ale zdjęcie, które trzymał w portfelu, nie oddawało jego uroku nawet w jednej setnej. Nic dziwnego że był oczkiem w głowie swojego ojca. 
- Spokojnie. Jeszcze mnie pokocha – dodał żartobliwie i również spojrzał na zegar. – Już i tak miałem się zbierać. Sprawy w Ministerstwie same się nie załatwią, a przeniesienia nie przebiega tak gładko jakbym chciał. I gdzieżbym śmiał odbierać cię twojej cudownej żonie i silnemu synowi? – spytał retorycznie, biorąc kapelusz w dłoń i przechodząc w stronę drzwi. Tam też podziękował i pożegnał się z panią Moody i małym Alastorem, którzy ruszyli z powrotem na piętro. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał Carter, gdy założył płaszcz. – Dobrze znów mieć cię po swojej stronie – mruknął, po czym uśmiechnął się po raz ostatni i wyszedł.

|zt


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]17.08.16 16:11
Cokolwiek by się stało Raidenowi, a ja bym wiedział, gdzie on potencjalnie miał się podziewać, to ja bym się tam zjawił w try miga, wziął za jego szatę i przytargałbym go do Munga, gdzie by go wyleczyli, bo sam zbytnio nie znam się na magii leczniczej. Za to znam się na innych rzeczach - co mnie bardzo raduje. Spojrzałem na moją żonę spokojnie, z uśmiechem na twarzy, nie przejmując się żadnymi troskami, które przejęły jej tok myślenia. Niech się nie martwi, przecież wszystko się ułoży! Nie dam się tak łatwo zabić, co to, to nie!
Chwilę poczekaliśmy, aż mój syn - oczywiście na rękach mej małżonki - zjawili się na dole. Tak, rodzina była dla mnie najważniejsza, chyba nic ją nie zastąpi. - No dzięki wielkie, wiesz?- rzuciłem niby będąc urażony jego słowami, ale zaraz uśmiechnąłem się wesoło. Tak naprawdę nie przejąłem się tym zbytnio, bo wiedziałem, a raczej tak sądziłem, że mój syn wyrośnie na dzielnego i odważnego aurora, który będzie dalej dziergać cele naszego, wręcz dumnego rodu.
- Spokojnie, brachu. Nie ufasz mi? Wiesz sam przecież, że będę ostrożny.- powiedziałem zerkając na swego syna, którego ostatecznie oddałem żonie. Matczyna miłość chyba jest najsilniejsza, i sam o tym przekonuję się każdego dnia. Może powinniśmy z żoną być nieco surowsi... to by też odniosło dobry skutek. Pomyślę nad tym... ale nie dziś, nie teraz. - Kto wie.- rzuciłem żartobliwie zerkając raz jeszcze na syna, który mimo wszystko nadal ssał swój palec. Mi natomiast, jako gospodarzowi domu, przyszła powinność pożegnania gościa. Dlatego dałem mu chwilę na to, aby pożegnał się z moją żoną i synkiem, po czym zostaliśmy na chwilę sami w salonie.
- Ciebie również.- tylko tyle powiedziałem, bo zaraz pożegnałem się z Carterem i wyprowadziłem go z mieszkania. Potrzebowałem chwili ciszy na to, aby rozstawić strategię gry, nowej gry, która dotyczy poznania prawdy o śmierci rodziców Cartera. Kim jest ten wilkołak? Co on wtedy robił? Co wtedy rodzice Raidena robili? Wszystko było takie mgliste i niejasne. Postanowiłem zabrać się do pracy i udałem się do swego pokoju, gdzie zaraz napisałem piórem list do Jaimego.

z.t
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]19.09.16 21:58
Byłam pewna, że ten dzień zapisze się w historii naszego domu jako dzień apokalipsy.
Sprawa zaczęła się niewinnie: Alastor wstał wcześnie, bo około piątej, co zechciał zakomunikować głośnym płaczem i szarpaniem za pręty ramy łóżeczka. Nie było to coś niecodziennego, tak byliśmy budzeni najczęściej, toteż wstałam zupełnie nieświadoma tego, co się szykuje.
Dzisiaj moja kolej, prawda? — westchnęłam cierpiętniczo do wciąż wpół przytomnego Cilliana, mocniej naciągając tak przyjemnie ciepłą w porównaniu z otoczeniem kołdrę na ramiona. Hodowałam w sobie jakieś ziarnko nadziei, że może - może - jak poczekam wystarczająco długo, to Storek jakimś cudownym sposobem wyfrunie z kojca i moja interwencja nie będzie potrzebna, że nie będę musiała wyściubiać nosa z sypialni i prześpię wreszcie regulaminowe osiem godzin. Zdradzę wam jednak sekret: to nigdy nie działało.
Nigdy.
Przebiegłam boso (w końcu zostawianie kapci przy łóżku jest dla słabych) po zimnej jak cholera i jeszcze trochę posadzce przez korytarz, aż do pokoiku mojego syna. Twarz miał już czerwoną od płaczu, gdy wzięłam go na ręce i zaczęłam uspokajać, tuląc i uciszając łagodnym głosem; jednak gdy zwykle w tym momencie powoli się opanowywał, tak teraz krzyczał bez przerwy, ani na chwilę nie opuszczając głosu. Umilkł dopiero przy śniadaniu, ale i wtedy karmienie go było trudniejsze niż zwykle. Alastor wykręcał szyję, gdy wyciągałam w jego stronę łyżkę, wsadzał ręce w kaszkę i obrzucał nią kuchnię, a na próby zwrócenia mu uwagi nie reagował, zainteresowany tylko i wyłącznie stojącym poza zasięgiem jego ciekawskich palców ciastem. To zachowanie wystarczyło, by w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Mógł mieć po prostu zły humor, ale co, jeżeli coś był chory? Gdyby był chory, to ani ja, ani Cillian nie moglibyśmy mu pomóc zaklęciami. Mój mąż mógłby coś wykombinować z eliksirami magomedycznymi, w końcu był z alchemii bardzo dobry, ale nie liczyłam na to, by to pomogło w razie bardziej uciążliwych dolegliwości. Bałam się, że jeszcze dziś zostaniemy zmuszeni do wybrania się z Alastorem do Świętego Munga i o wiele baczniej obserwowałam syna, by wychwycić, czy coś go boli albo czy na jego ciele pojawiają się jakieś oznaki choroby (tyle było przecież tych wieku dziecięcego...!), ale oprócz złości Stora na cały świat nie dostrzegłam niczego.
Czas nam upłynął w ten sposób do dziesiątej, a ja z każdą kolejną godziną denerwowałam się coraz bardziej, by wreszcie skończyć sama na kanapie w salonie, siedząc jak na szpilkach i wpatrując się w każdy ruch Alastora. Może to bańkotrucie? Nie, nie, wtedy wypuszczałby bańki, ale może zacznie to robić później? Czy był ostatnio w pobliżu gablotki z eliksirami? A co, jak to skrzacia grypa?
Malec akurat bawił się klockami, a Cillian był w sąsiednim pokoju, gdy dopiero zaczynało się robić ciekawie tego dnia.
Maaamaaa — zaczął błagalnie chłopiec, na chwilę tracąc zainteresowanie budowlą z zabawek. — Castko chce.
Ciastko jest dopiero na deser p o obiedzie, a nie przed — wyjaśniłam cierpliwie, rozpatrując właśnie, czy może to nie jest początek magicznego kataru. To mogło być wszystko, tak właściwie.
Castko — domagał się dalej Alastor, wwiercając się we mnie swoim proszącym spojrzeniem. Szatan jeden.
Nie dam ci, bo wtedy nie zjesz obiadu — obstawałam przy swoim. Zbyt dobrze znałam Stora i wiedziałam, że jeżeli teraz pozwolę mu napchać się słodyczami, to nawet nie tknie dania. Kiedyś dawałam się nabierać na jego słodkie oczka, ale nie teraz. Teraz musiałam być konsekwentnym rodzicem, nawet jeżeli on patrzył na mnie tak prosząco i tak smutno składał usta, i...
Tamuna, konsekwencja przede wszystkim. Nie będzie ciastka. Nie daj się zmanipulować własnemu synowi! Silna musisz być!
Zjem, a jak nie bendzie castka, to nie zjem!
Jak nie zjesz, to nie będzie ciastka. I co teraz?
MAMO! DAJ! CASTKO!
I właśnie wtedy w moją stronę poszybował stojący w odległym kącie pokoju wazon z kwiatami. Poszybował. Wazon. PO. SZY. BO. WAŁ.
Mój syn był chyba zbyt wybuchowy. Tak, ja też nie wiem, jak doszłam do takich wniosków.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Tamuna Moody dnia 01.10.16 17:14, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]19.09.16 21:58
The member 'Tamuna Moody' has done the following action : rzut kością


'k100' : 37
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]21.09.16 4:36
| 15 luty

A tak dobrze się spało. Naprawdę aż się wstawać z łóżka nie chciało. Dlatego słysząc płacz Alastora nawet nie ruszyłem się bo słyszałem ciche pomruki Tamuny, która nie była zachwycona faktem, że teraz jest jej kolej. Kiedy wrócą odespane noce, ja się pytam? Chciałbym móc przespać całą, jedną noc bez dodatkowej orkiestri nocnej.
Dlatego jak Tamuna poszła uśpić basistę, ja przewróciłem się na drugi bok i próbowałem usnąć. I usnąłem, bo kiedy otworzyłem oczy, już był ranek, a do nozdrzy dochodził zapach śniadania. Z błogim uśmiechem i leniwymi ruchami wstałem z łóżka, nieco rozciągałem się, i ciesząc, że dziś jest niedziela i mam wolne od pracy, udałem się w pidżamie i w kapciach do kuchni. Co z tego, że panował huragan na mojej głowie, gdzie każdy włos stał gdzie chciał, to mi nawet nie przeszkadzao.
Ziewnąłem po drodze jak i przetarłem powieki pozbywając się zbędnego piasku z oczu i zaraz usłyszałem jakiś wrzask. Jezu ludzie, po co te krzyki, po co te nerwy. Jest niedziela, kochajmy się wszyscy i odpocznijmy razem, jak jedna szczęśliwa rodzina. Czy to jest naprawdę duże wymaganie?
Najwidoczniej, bo zaraz usłyszałem jakiś trzask, jakby coś właśnie się złamało. Ten głos mnie natychmiast pobudził i tak jak szybko udałem się po różdżkę, tak też zaraz zjawiłem się w kuchni będąc gotów do walki. Nie, nie spodziewałem się ataku w niedzielę rano na własną rodzinę, lecz nawyki po prostu nie chcą robić inaczej.
I ujrzałem... bałagan. Mój wzrok przykuł wazon, który ułamany leżał na podłodze. Posąłłem spojrzenie wpierw w stronę Tamuny, a potem na syna. Co się u licha stało, że i wazony idą w ruch? - Można wiedzieć, co się właśnie wydarzyło? - zapytałem jak najłagodniej, a chwilę później machnąłem różdżką rzucając niewerbalne Reparo i tym samym naprawiłem ów nieszczęsny wazon.
Lecz było nader interesujące, jak to się stało. Bo jak odłożyłem wazon na stół, a różdżkę koło niego, to moje spojrzenie spoczęło na zonie. Chwila, przecież ona nie ma różdżki. Czyżby użyła magii bezróżdżkowej? Ona albo ... Alastor. moje spojrzenie ostatecznie spoczęło na synu, bo nie wiedziałem, co nawet o tym myśleć. Wybryk żony czy dowód na to, że mam czarodzieja w rodzinie. Która opcja jest tą właściwą?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Salon [odnośnik]21.09.16 17:28
Byłam gotowa uchylić się, gdy tylko zobaczyłam lecący w moją stronę wazon, ale na szczęście jak szybko i nagle się on poderwał, tak szybko i nagle opadł: po prostu na środku pokoju niespodziewanie wytracił pęd, zawiesił się w powietrzu i po sekundzie czy dwóch opadł na wypolerowaną podłogę, pękając na dwa. Ledwie chwilę potem do pokoju wpadł Cillian z - niczego innego się po nim nie spodziewałam - różdżką w dłoni, jakby zawsze był gotów do akcji. Nijak nie skomentowałam zajścia, gdy mój mąż naprawiał wazę i Alastor też milczał, co jak na niego było zachowaniem nietypowym, bo teraz pewnie już popędziłby do taty naskarżyć się na to, że nie dałam mu ciastka. A gdy Cillian przerwał tę dziwną ciszę pytaniem, które musiało paść, dotarło do mnie, że... nie wiem, co zrobić. Naprawdę, nie miałam pojęcia. Dlatego otwierałam i zamykałam usta jak ryba wyjęta z wody (co pewnie musiało wyglądać wybitnie głupio), chcąc powiedzieć coś - cokolwiek - ale w mojej głowie panowała pustka. No bo co się tak naprawdę stało?
Stor się zdenerwował i mniej lub bardziej celowo spowodował, że wazon stojący w odległym kącie pokoju, za daleko, by do niego sięgnąć z naszych pozycji, powędrował w m o j ą stronę. Czy to znaczyło, że mój syn jest... czarodziejem? To znaczy, mogłam się tego spodziewać, ale... Czy powinnam go teraz nagrodzić? Skarcić? Przemilczeć? Obrócić to w żart? Na wszystkie szaty Merlina, co robić? Jeżeli powiem coś przyjaznego, to Alastor pomyśli, że może rzucać w matkę wazonami i wyjdę na niekonsekwentną, jeżeli dam mu ciasto. A jeżeli go skarcę, to może się w sobie zamknąć i poczuć się niedoceniony, i to może zaważyć na jego poczuciu własnej wartości, i...
Niech mnie, czemu bycie matką musi być takie trudne?
To... — wykrztusiłam wreszcie, czując na sobie świdrujący wzrok mojego męża, i znowu się zacięłam. Poprawiłam nerwowo wełnianą spódnicę. Musiały minąć naprawdę długie trzy sekundy, bym spróbowała sklecić zdanie ponownie: — ...wazon.
Jakiż ja mam talent krasomówczy.
Cillianowi należały się wyjaśnienia, oczywiście. Jak jednak mogłam to wyjaśnić? Teoretycznie prosto, ale praktycznie to było o wiele trudniejsze, niż sobie to wyobrażałam.
Czarodziej — wypaliłam szybko, na jednym wydechu, licząc, że tyle wystarczy mojemu mężowi.
Wstałam pośpiesznie z kanapy i nieco zdenerwowana przyklękłam przy Alastorze, który wciąż trwał w małym szoku z powodu tego, co się stało. Obejrzałam go dokładnie, by sprawdzić, czy coś mu się nie stało. Chyba się nie pokaleczył. Tyle dobrego.
Mojemu synowi zaczął się niebezpiecznie trząść podbródek.
Ojej, Storek, nie płacz — powiedziałam łagodnie, biorąc małego na ręce. — Nic się nie stało, widzisz? Tata naprawił.
A castko...? — spytał cichym, łamiącym się głosem. Mały, podstępny terrorysta...
Dam ci. Ale tylko kawałek! — skapitulowałam, głaszcząc go po brązowych, miękkich włosach. Nie patrzyłam jednak na uwieszone na mojej szyi dziecko, ale wprost na Cilliana (fryzurę miał zabójczą, jak zwykle rano), próbując mu przekazać jeszcze klarowniej: "TA MAŁA BESTIA JEST CZARODZIEJEM. CZARODZIEJEM. NASZ SYN. ODBIÓR".
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach