Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]10.09.15 16:18

Salon

Najbardziej przytulne pomieszczenie w całym mieszkaniu z dużą, wygodną sofą, kominkiem, leżanką, pełne książek leżących tu i ówdzie. Do pokoju wpada dużo dziennego światła przez wysokie okna; oczywiście, o ile nie są opuszczone rolety. Pod ścianą znajduje się gramofon i regał wypełniony winylami - dominuje wśród nich muzyka jazzowa.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]10.09.15 20:18
[dzień, może dwa po spotkaniu Allison]

Elizabeth miała rację. Miała pieprzoną rację na temat wszystkiego i trochę go to niepokoiło. Powrót Allison, to, że się spotkają... No cholera! Została jakąś wróżką w międzyczasie i on nic o tym nie wiedział?
Tak czy siak miała rację w jeszcze jednej kwestii: po konfrontacji ze swoją dawną miłością czuł się okropnie. Wcześniej jak analizował ewentualne scenariusze nie przypuszczał, że po wszystkim będzie czuł do siebie takie obrzydzenie. Owszem, Allison zachowała się wobec niego okropnie, ale... to było sześć lat temu, tak? Powinni być wobec siebie szczerzy, wyjaśnić sobie wszystko, oczyścić atmosferę i zacząć żyć jak ludzie. Tymczasem pierwszy raz w życiu okłamał Allie, potraktował jak najgorszego śmiecia i zostawił samą w tym paskudnym labiryncie uliczek. Znaczy... dobrze zrobił, musiał tak zrobić, musiał ją w ten sposób chronić przed samym sobą, ale... taka myśl wcale nie tłumiła nieszczęsnych wyrzutów sumienia w związku z tym wszystkim.
Był zmęczony, był tak cholernie zmęczony tym całym teatrem, tymi swoimi maskami i tym, czym się przez nie stał. Miał tego wszystkiego tak serdecznie dość... i potrzebował towarzystwa. Nie byle jakiego towarzystwa zresztą - pierwszy raz przyznał sam przed sobą, że potrzebował towarzystwa właśnie Elizabeth. Elizabeth, która będzie doskonale wiedzieć dlaczego czuje się tak koszmarnie. Bez tłumaczenia jej czegokolwiek, bez wylewania żalu. W zasadzie nic od niej nie oczekiwał - na pewno nie pocieszenia czy litości (tak, kolejny powód dla którego wybór padł właśnie na nią). Po prostu chciał z nią posiedzieć, zamienić z nią parę słów... była końcówka tygodnia, więc może też się napić? Nie zachlać mordę jak to robił ostatnio, tylko po prostu się napić.
Pierwszy raz w życiu przywlókł się pod drzwi jej mieszkania z własnej, nieprzymuszonej woli i bezczelnie (nie mniej bezczelnie niż robiła to ona) wlazł do środka. Wiedział, że jej nie będzie, bo było na to stanowczo za wcześnie. Nie przeszkadzało mu to jednak ani trochę.
Zwykle jak robił ludziom takie znienackie najazdy na chatę, to buszował im po mieszkaniu, żeby na koniec dobrać się do lodówki i wyjeść wszystko co mają, ale teraz nawet na to nie miał ochoty. Przetoczył przekrwionymi ślepiami po obrzydliwie jasnym salonie, pozasłaniał okna jednym ruchem różdżki, po czym padł na zaskakująco wygodną kanapę.
Znów rozbolała go głowa, więc przytknął dłonie do skroni i zamknął oczy. Ostatnio zdarzało mu się to często i to nawet bez pomocy alkoholu. Pełnia zbliżała się wielkimi krokami i to pewnie właśnie dlatego - nie mógł spać, cały czas chodził zmęczony, błąkał się cienistymi uliczkami jak zagubiona, przeklęta dusza.
Ellie powinna się niedługo zjawić, a do tego czasu nie zamierzał się ruszać ze swego stanowiska. Gdyby nie ból głowy i wszechogarniający go chłód byłoby mu tu całkiem przyjemnie.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Salon [odnośnik]10.09.15 23:00
| Po nocy z Alexandrem

Wizyta u Elizabeth wydawała się naturalną koleją rzeczy, gdy w końcu udało mi się pozbierać po wczorajszym, wyjątkowo parszywym dniu. Powrót o świcie niezwykle ucieszył zatroskane skrzaty domowe, choć one jedne zauważyły moją nocną nieobecność. Kochane skrzaty. I ich herbata, i długa kąpiel, oczyszczająca z brudu dnia wczorajszego, obrzydzenia do samej siebie. Z żalu, z bólu… Z ciążącego dotyku Selwyna na swojej skórze. Po cóż, wariatko, brałaś od niego tego papierosa z dodatkiem diabelskiego ziela, choć wyciszającego i uspokajającego rozszalałe myśli, to wyłączającego cały zdrowy rozsądek? Żałuję, że otumanienie alkoholowe już uciekło z mojego organizmu, pozostawiając po sobie tylko pulsujący ból głowy. Pomyśleć, że jeszcze wczorajszego ranka wszystko wydawało się takie łatwe, największym zmartwieniem wydawał się rodzinny obiad, podczas którego mają przypieczętować mój los jako przyszłej żony. Nie pamiętałam jeszcze o Crouchu, nie zostałam złamana przez jego spojrzenie wypełnione obrzydzeniem, słowa miażdżące w mak, to co pozostało z jednego z najważniejszych organów. Nie potrafię zasnąć, biję się ze samą sobą, przewracając się z boku na bok w jedwabnej pościeli. Choć czuję się całkowicie wyczerpana, nie potrafię wypłoszyć myśli ze swojej głowy, by osunąć się w objęcia Morfeusza i zapomnieć choć na chwilę o problemach. Parszywe mdłości, które nasilają się z każdym, nawet najmniejszym ruchem, także nie ułatwiają zadania. Pewnie kilka eliksirów pomogłoby na moje problemy, wystarczyłoby wybrać odpowiednią buteleczkę i wypić część zawartości – sen przyniósłby natychmiastowe ukojenie. Lecz tym razem nie leczę syndromu dnia wczorajszego w magiczny, łatwy sposób – po raz pierwszym mam chęć rozbić wszystkie fiolki, zamiast sięgnąć po jedną z nich. Kolorowe ciecze w bestialski sposób przypominają o czasie spędzonym poza granicami kraju, gdzie pochowałam szansę na szczęśliwą przyszłość. Bezdennie głupia, och, ile w tych słowach racji! Bezbłędnie opisują stan mojego umysłu – niczym zwykłej nastolatki.
Kiedy, po wielu godzinach, czuje się na tyle lepiej, by wstać z łóżka, nie patrzę jedzenie na pozostawione przez skrzaty, którego widok wciąż wydaje się karą dla mojego żołądka. Spinam fatalnie wyglądające włosy, podkreślając tym długą, niezwykle białą szyję i dekolt ozdobiony małym kamykiem, swego czasu otrzymanym od Croucha – może powinnam mu go oddać? Nim teleportuje się do ciebie, pobieżnie maskuję lekkim makijażem własne zmęczenie, choć pomimo to wyglądam jak cień człowieka. Odruchowo naciskam klamkę drzwi do twojego mieszkania i… Dziwię się - są otwarte. Pcham je lekko, wchodząc do środka, gdzie panuje półmrok, przez zasunięte zasłony nie wpada ani jeden promień światła. Czyżbyś usnęła po pracy? - Lizz? Mała bestio, jesteś tutaj? – pytam cicho, zajmując się rozwiązywaniem lekkiej narzuty, którą zakryłam niezakrywane przez sukienkę ramiona. Nie obawiaj się odezwać, nie będzie płaczu i wylewania żali, poszukiwania ukojenia w twoich ramionach. Porozmawiamy tylko o tym, skąd pewna osoba wiedziała o czymś prywatnym z mojego życia.


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Salon [odnośnik]11.09.15 0:26
Ciche skrzypnięcie drzwi sprawiło, że otworzył oczy. Dziwne, Elizabeth zjawiłaby się u siebie aż tak szybko? No cóż... nie będzie z tego powodu narzekać, prawda? Przecież przybył tu właśnie w poszukiwaniu jej towarzystwa.
Cicho usiadł na kanapie i już miał się odezwać... kiedy uprzedził go ktoś inny. I z pewnością nie była to Ellie. Nawet po długiej i wyczerpującej pracy nie szukałaby sama siebie we własnym mieszkaniu, a przynajmniej tak mu się zdawało.
Zresztą... wszędzie rozpoznałby głos Allison, choćby i szept. Na moment zastygł w bezruchu już zbierając się do teleportacji... Ta, zdecydowanie nie byłaby rozważna biorąc pod uwagę stan, w jakim się znajdował, ale szczerze mówiąc to nie to go przed tym powstrzymało.
Cicho podniósł się z kanapy, by bezszelestnie przejść do przedpokoju. Tam zaś, zupełnie blisko nieproszonego gościa, oparł się nonszalancko o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękami, czego pewnie i tak nie było dokładnie widać.
- Nie ma jej - odezwał się cicho, choć przez to wcale nie mniej chłodno. Brak światła działał na jego korzyść - nie musiał aż tak wysilać się na nieprzyjemne dla oczu grymasy twarzy. Chociaż tyle dobrego, ale jak długo będzie miał tyle szczęścia? I na ile zdobędzie się na podjęcie tej swojej gry aktorskiej, kiedy jednak znów stanie w świetle? Przyszedł do Ellie, żeby właśnie od tego odpocząć, a trafił z deszczu pod rynnę, cudownie. No nic, widać nie było mu pisane dzisiaj zaznać spokoju... czyli generalnie standard.
Zaraz się zbierze do wyjścia, jeśli Allison tego nie zrobi pierwsza, ale póki co nie ruszył się spod ściany obserwując zarys jej sylwetki niczym drapieżnik szykujący się do ataku. Bladość jej skóry i jasne włosy odznaczały się dość wyraźnie nawet w mroku.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Salon [odnośnik]11.09.15 3:22
- Sylvain – wyrywa mi się całkowicie nieświadomie, głosem pełnym zaskoczenia i żałosnej tęsknoty. Ty tutaj. Niech to wszystko kelpia porwie! Lokum Elizabeth jest ostatnim miejscem, gdzie spodziewałam się ciebie natknąć – nokturnowe uliczki jak najbardziej, jednak nie mieszkanie przyjaciółki. Zresztą czy ktoś by pomyślał, że kiedykolwiek nie ucieszę się na twój widok. Czasy się zmieniły, czuję to aż nazbyt dobrze. Wciąż nie ochłonęłam po wczorajszym, na dźwięk twojego głosu przechodzą mnie dreszcze. Te z gatunku nieprzyjemnych. Szkoda, że na te powodujące drżenie serca nie mogę już liczyć. Szkoda… Zresztą ty jesteś ostatnią osobą, której muszę to mówić, prawda? Dopiero po twoim odejściu uświadomiłam sobie, co tak naprawdę zrobiłam swoim zniknięciem bez słowa. Jesteś niezwykle łaskawy z tym swoim spokojnym głosem, tamtym obrzydzeniem widocznym w oczach – pewnie dojrzałabym je i teraz, gdybyś podszedł bliżej, a nie skrywał się w bezpiecznym mroku salonu, choć musisz być gdzieś blisko, czuję twoją obecność, słyszę oddech... Wiem, że obserwujesz moją reakcję na dźwięk twojego głosu; widzisz, jak zamieram w bezruchu z palcami na niewielkim guziku elementu garderoby, którego chciałam się pozbyć. Stoję chwilę niczym ofiara meduzy; ani drgnę. Może nawet próbuje dojrzeć twoją sylwetkę w ciemności – bezskutecznie. Wypuszczam powietrze z płuc, które nie wiem kiedy wstrzymałam. Zapinam z powrotem guziki, skupiając się całkowicie na tej czynności. Serce wali z przerażenia, jesteś w stanie to usłyszeć? Nie chciałam cię tutaj spotkać. Nie myśl, że jestem aż tak okrutna. Nie szukałam, nie prosiłam o to. Chciałam tylko wyjaśnić jedną kwestię z Elizabeth, a nie wpaść na ciebie. Nie robię tego specjalnie, wczoraj na dość dosadnie wyjaśniłeś, że nie mam czego u ciebie szukać.
- Ja… Pójdę już – szepczę, nie chcąc zburzyć tej ciszy panującej w mieszkaniu. Mogę się tylko cieszyć, że jeszcze panuję nad głosem, drżenie zdradziłoby szargające mną emocje. Odwracam się z powrotem do drzwi, od których dzieli mnie tylko kilka kroków. Czuję się jak skonfundowana, dlatego dopadnięcie klamki zajmuje mi chwilę.
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Salon [odnośnik]11.09.15 15:20
Szła z szerokim uśmiechem, czasem podskakując a czasem się potykając. Dawno nie miała tak udanego wieczoru, pozbawionego trosk i zmartwień. Miała dzisiaj się dobrze bawić i zrelaksować się po pełnych stresu spotkaniach z Ally i Sylvainem. Idealną osobą do właśnie takiej rozrywki, a raczej wszelakiej, była Inara, która w końcu postanowiła wrócić do Anglii i nadal była panną! To był miły wyjątek po innych incydentach. Dzisiejszego wieczoru zupełnie nie myślała o problemach życia doczesnego i skupiła się na przyjaciółce i upiększała sobie czas przeróżnymi trunkami. Poczuła się znowu jak  parę lat temu, gdy takie wieczoru występowały regularnie a ona żyła dniem jutrzejszym. Jakże to różniło się od obecnych czasów gdzie ciągle musiała być odpowiedzialna i rozsądna- starość to jednak okropna rzecz. Nie wiedziała, która jest godzina, ale chyba było stosunkowo wcześnie. W końcu skręciła w swoją ulicę i jak zawsze przystanęła przy Baker Street 221B- książkowym domu jednego z jej ulubionych mugolskich bohaterów. Nadal w świetnym humorze udała się do swojego mieszkania jednak jej wędrówka zakończyła się przed drzwiami, gdzie przez kilka minut przeszukiwała torebkę,  kieszenie i wycieraczkę w poszukiwaniu kluczy, jednak było to zupełnie niepotrzebne. Drzwi były otwarte i to od razy otrzeźwiło jej umysł, a przynajmniej miała takie wrażenie. Wyciągnęła różdżkę  i w pełni gotowości otworzyła drzwi, by wpaść na Ally.
- Jak dobrze Cię widzieć. – krzyknęła przytulając ją. – Co ty tu robisz? Wiesz jak mnie wystraszyłaś, byłam pewna, że ktoś mi się włamał. Takie rzeczy w domu aurora. Jak tutaj weszłaś?- Dopiero teraz zwróciła uwagę na jej postawę i minę, która w lekko opóźnionym tempie wysłała do jej mózgu sygnały, że coś jest nie w porządku. Odwróciła się i znalazła powód, nie udało się jej powstrzymać westchnięcia. – Mam wielką ochotę, więc to powiem: A nie mówiłam. – popatrzyła bardzo wymownie na Croucha i dosłownie nie wiedziała co zrobić. Przyszli razem czy oddzielnie? I jeszcze ta krępująca cisza. – Jesteście głodni? Albo chcecie herbatę? Z rumem, przyda się. – Nie wypiła tego dnia wystarczająco dużo, aby dać sobie z nimi radę. Może gdy ona będzie udawać, że wszystko jest dobrze to oni to podchwycą i nie będzie tak źle. W dlaczego w ogóle do niej przyszli, czy ona prowadzi jakiś przytułek wsparcia? Uśmiechnęła się do nich promiennie bardzo wolno ściągając buty, aby być czymś zajętą.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Salon [odnośnik]11.09.15 15:53
Za to Sylvain powinien się domyślić, że w mieszkaniu Elizabeth jak najbardziej może spodziewać się Allison. Z tego wszystkiego kompletnie wyleciało mu z głowy, że przecież są przyjaciółkami. Brawo, zostałeś geniuszem roku, Sylv.
Widział dokładnie jak zastyga w bezruchu na dźwięk jego głosu. Momentalnie przywiodła mu na myśl łanię, która usłyszawszy jakiś niepokojący dźwięk, stara się ocenić sytuację, by wiedzieć w którą stronę uciec przed drapieżnikiem.
Była taka piękna... wciąż pamiętał ją doskonale z Pokątnej. Nie była już tylko śliczną dziewczyną z Hogwartu, ale stała się piękną kobietą... choć tak samo delikatną jak dawniej. Chciałby, żeby ta chwila, ta, w której nie spuszczał wzroku z jej jasnej, niewyraźniej sylwetki w mroku, trwała wiecznie. W końcu zamilkli oboje, oboje się zatrzymali, oddzielała ich bezpieczna, choć wcale nie nieprzenikniona bariera mroku... Tak byłoby dobrze, bardzo dobrze byłoby tak zostać na zawsze. Ale to oczywiście było niemożliwe i wiedział o tym doskonale. Byli jak odpychające się te same bieguny magnesu, które nie mogły być tak blisko siebie. Jedno z nich musiało odejść. Tym razem padło na Allison.
Z bólem patrzył jak odwraca się i odchodzi... choć nie jakoś specjalnie daleko. Ech, Ellie zawsze trafiała w "idealnym" momencie, nie ma co. Zobaczywszy Allison zaczęła świergotać jak jakaś rozradowana ptaszyna, co wcale nie poprawiło mu nastroju, wręcz przeciwnie. Tak samo jak wcześniej zasłonił wszystkie okna, tak teraz z głośnym furkotem je odsłonił niespodziewanie wpuszczając do mieszkania mnóstwo nieprzyjemnego światła. Tak, teraz obie mogły zauważyć jego posępną postać, niezdrową bladość skóry i cienie pod oczami upodabniające go do żywego trupa. Wilkołactwo dawało mu się już porządnie we znaki. Co też go podkusiło, żeby w takim stanie wyłazić ze swojej nory? Ach, no tak, towarzystwo Elizabeth. Teraz w ogóle nie było o nim mowy.
Skrzywił się w nieprzyjemnym uśmiechu na jej słowa, po czym w końcu odepchnął od ściany.
- Nie wiem jak wy, ale mam dziwne wrażenie, że zrobiło się tu trochę za tłoczno, hm? - mruknął cynicznie, nie racząc Allison choćby i jednym, krótkim spojrzeniem. - Przyjdę innym razem - dodał, choć pewnym było, że nie pofatyguje się tu już drugi raz, bez przesady. Znów miałby się narażać na spotkanie z panną Avery?
W każdym razie jak na dawnego dżentelmena przystało, postanowił ustąpić paniom i sam ruszył do wyjścia. Pogadają kiedy indziej, w końcu Ellie jak chciała, to potrafiła go znaleźć nawet i w samym piekle.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Salon [odnośnik]11.09.15 20:11
Wcale nie chcę wychodzić, trwanie w tym zawieszeniu wydaje się idealne. Szczególnie, gdy oczy przywykły do ciemności i widzę zarys twojej sylwetki. Taka odległość wydaje się bezpieczna, nie czuję się atakowana twoim morderczym wzorkiem, nie troszczę się na widok twojej pogarszającej się z dnia na dzień aparycji. Przez kilka skurczów i rozkurczów serca, wszystko wydaje się całkiem zwyczajne. Jak podczas nocnych schadzek w pokoju wspólnym. Kąciki moich ust drgają na tamto wspomnienie beztroskich czasów, które, niestety, dawno przeminęły. Ciężko przyznać, jednak nie mogę przyzwyczaić się do nowych okoliczności pełnych pogardy i nienawiści. Każde chłodne słowo jest jak szpilka wbijana przez mściwego uzdrowiciela.  
Masz wyczucie czasu, kochana! Zamiast subtelnego wyślizgnięcia się z mieszkania, wpadam praktycznie na ciebie, będąc zbyt zamyśloną, by zauważyć twoje przybycie. Przez chwilę możesz zobaczyć mieszankę smutku i przerażenia, zanim maskuje je pod maską uśmiechu. Już wiem, że nie zagram wystarczająco dobrze, by zająć twoją uwagę na tyle długo, bym zdążyła uciec, a jednocześnie nie dojrzałabyś mężczyzny czającego się w cieniu. Szczerzę się do ciebie aż do przesady:
- Lizzy… Tak szybko z pracy? – kolejny uśmiech, pełno mrugnięć oczami, które w końcu mrużę gwałtownie, gdy mieszkanie wypełnia fala światła, pomimo że stoję tyłem do Croucha. I bardzo dobrze, dzięki temu nie narażam się na jego widok, nieznośny dla złamanego serca, na którym pozostawił w ostatnim czasie kilka bolesnych zadrapań... Wątpię, czy ich zaleczenie w ogóle będzie możliwe. Na pewno nie bez dużej ilości wina i płomiennych uczuć z jego strony. Cóż, liczyć mogę tylko na to pierwsze, aż w nadmiarze... O ile, jakiś złośliwiec nie przeklnie każdej winnicy.
- Mówiłaś… – zgadzam się z tobą. Na Merlina, jak zwykle masz rację. Szkoda tylko, że nie ostrzegłaś mnie, jak wielki szok mnie czeka – Nie powodzi się u niego najlepiej, to chyba lekkie przekłamanie, nie sądzisz?! Nie mogę wybaczyć ci zatajenia faktów o dawnym ukochanym pod półprawdami, szczególnie, że za większość nich to JA jestem odpowiedzialna. Dziękuję za troskę, jednak oszczędzanie mi bólu, tylko przyniosło go o wiele więcej, gdy zderzyłam się z okrutną rzeczywistością, jakiej się nie spodziewałam. - Jednak przypadki chodzą po ludziach – wciąż stoję w drzwiach, uparcie wpatrując się w tył twojej głowy, byle tylko nie obdarzać ani jednym spojrzeniem panicza Croucha. A może teraz przyjął nowe nazwisko? Wybacz mój brak doinformowania, ostatnio nie mieliśmy czasu, a i sam temat, jak słusznie zauważył przy ostatnim niezwykle głośnym spotkaniu, niewiele powinien mnie obchodzić. - Nie! Nie, naprawdę… – ucinam szybko temat, nie chcąc, byś wychodził. Raczej po tym niespotykanym zejściu, nie będę wstanie skupić myśli, w jednej chwili straciłam wszelką ochotę na rozmowy. - Panie Crouch, proszę nie zwracać na mnie uwagi – choć zwracam się bezpośrednio do ciebie, dziwnie wypowiadać te oschłe słowa, nadmiernie posługiwać się twoim nazwiskiem zamiast drżącym z przejęcia melodyjnym głosem, szeptać coś, wtulona w twoją szyję. Cóż, takie obrazki jak najszybciej powinnam uznać za niebyłe, by każdym spojrzeniem w twoim kierunku, nie wywoływać fali wspomnień. - Nie wydaje mi się żeby rum był konieczny, Elizabeth, przynajmniej nie dla mnie. Właśnie sobie przypomniałam, że miałam iść do… florysty. Byłam umówiona z panią Avery. Wiesz, że te aranżowane śluby pochłaniają czas, tak jak te z prawdziwej miłości… albo jeszcze więcej! Zresztą co ja mówię, ty masz więcej szczęścia, póki co nic nie wiesz na ten temat – pozwalam sobie na złośliwszy ton, nagle przypominając sobie o swoim zdenerwowaniu na twoje paplarstwo. Może powinnaś pisać do Czarownicy, kochana? Jeśli zechcesz, porozmawiam z panią Avery, na pewno znajdzie dla ciebie jakiś drobny, przyśpieszony staż, byś mogła zacząć błyskawicznie awansować. - Miłego wieczoru, moja droga. Panie Crouch – żegnam się z wami pośpiesznie, obdarzając dwoma przesadnie sztucznymi uśmiechami i próbując się jak najszybciej ulotnić – nie za pomocą teleportacji, to niestety w dzielnicy mugolskiej byłoby skrajnym naruszeniem Kodeksu Tajności.
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Salon [odnośnik]11.09.15 22:05
Musiała przyznać, że miała niesamowitego pecha. Spędziła kilka godzin z Inarą, aby zrelaksować się po spotkaniach z ową dwójką a teraz przyszli do niej jednocześnie. Ona była w najgorszej sytuacji, ale oni jeszcze nie wiedzieli tego. Obydwojgu nie powiedziała wszystkiego, pewne sprawy pominęła a niektóre fakty nagięła, a teraz oni się spotkali i istniała szansa na to, że niektóre rzeczy wyjdą na jaw. Musiała się zastanowić jak to rozegrać, aby jak najbardziej pomijali niewygodne tematy, szczególnie te dla niej. Nie pomagał jej fakt, że alkohol nadal pływał w jej krwi i opóźniał pracę jej mózgu.
- Spotkałam się jeszcze z Inarą. Mam bardzo stresującą pracę, rozumiesz.. – powiedziała starając się być poważna, ale to nie jej wina, że sytuacja była komiczna. Jej mieszkanie do dużych nie należało, a miało pomieścić troje ludzi, którzy na pewno potrzebowali więcej przestrzeni. Gdy buty zostały zdjęte musiała wykonać następne kroki, a pomysły powoli się jej kończyły. Na pewno nie powinna się roześmiać, bo wiedziała, że to dla nich bolesne spotkanie. Przecież im mówiła, obydwu! Oczywiście, robili swoje i tak wylądowali u niej- Tydzień Dobroci uważa się za otwarty! Jak niby miała im pomóc jak sami pakowali się w takie sytuacje. I ona, biedna istota tego świata, musiała jakąś znaleźć rozwiązanie zanim za dużo rzeczy nie wyjdzie na wierzch. Zapewne już teraz dostrzegli pewne.. zatajone informacje, ale nie mogła pozwolić, aby zupełnie to spotkanie ją pogrążyło.
- Przypadek rządzi światem. – zgadza się, a następnie zwraca swoją uwagę na Croucha, który chyba potrzebował uwagi. Wygląda jeszcze gorzej niż ostatnio, jak to miłość wpływa na człowieka. – Wyglądasz okropnie. – mówi na głos, chyba alkohol trochę obniżył jej taktowność, ale nie żeby się tym przejmowała. Było to stwierdzenie faktu- było z nim coraz gorzej. Czy on w ogóle sypiał i jadał? Zapewne mógł teraz obrazować jakiś stopień procesu umierania. Znów będzie musiała go nakarmić, czy nie była ona cudowną osobą? Stop. Obydwoje chcą wyjść? Przecież jeszcze ich nie ugościła, a ona była doskonałym gospodarzem. Na słowa Ally zamarła, w tym momencie chciała użyć jakieś klątwy na swoją drogą, błyskotliwą i zbyt rozmowną przyjaciółkę. Czy Ci ludzie naprawdę musieli być tak denerwujący? Avery ze zbyt długim językiem, Sylvain z pustymi zapowiedziami, które i tak nie dojdą do skutku. Podeszła do nich oboje i chwyciła ich pod ramię.
- Mogę Cię zapewnić, że na takim ślubie masz małe prawo głosu w decydowanie o czymkolwiek, więc nie fatyguj się nie potrzebnie. Ważne jest tylko abyś powiedziała „tak”.- zaszczebiotała do niej radośnie uśmiechając się przy tym złośliwie. – A ja uważam, że troje to idealna liczba- świętość, harmonia i siła. Dobrze Ci zrobi pobyt w starym towarzystwie. – Tym razem zwróciła się do niego i poprowadziła ich w kierunku kanapy. Musiała mieć wszystko pod kontrolą, a to oznacza, że trzeba wynaleźć temat a potem szybko ich upić. Tak, to był dobry plan. Miała wystarczająco duże zapasy alkoholu w mieszkaniu, że to akurat nie stanowiło problemu. – Czytaliście ostatnio „ Walczącego Maga”? Po prostu cofamy się w rozwoju, nie mogę uwierzyć, że tak wiele osób to popiera. Ale oczywiście, że robią to Yaxleye to można się było spodziewać, zupełnie nie rozumiem tej rodziny. Ja wiem, że miałaś trolla Ally, ale przyznaj, że to niepokojąca rodzina. – Alkohol zmieszany z jej własnym talentem aktorskim pozwala jej mówić świetnie udając, że nie odczuwa napięcia w powietrzu. – Przyniosę coś do picia, tylko nie uciekajcie. – informuje ich i szybko ulatnia się do kuchni a dokładnie do szafki z winami. To jest na dobry początek, aby się nie skapnęli z jej planem. Wchodzi na drabinę i wybiera trzy kieliszki. Cały czas przysłuchuje się odgłosom z salonu, ale chce zbytnio przedłużać swojego pobytu w kuchni, aby nie stracić kontroli nad tym spotkaniem. Nalewa czerwonego, wytrawnego wina do kieliszków i po zawahania szybko wypija alkohol ze swojego kieliszka, aby zaraz napełnić go ponownie alkoholem. Teraz była gotowa, aby tam wrócić. Zanosi ich kieliszki do pokoju i od razu uśmiecha się szeroko. – Może mi powiedziecie dlaczego spotkała mnie taka przyjemność i przybyliście do mnie?- zagaduje nadal wesolutkim tonem, a potem wraca po swój kieliszek do kuchni. Zastanawia się czy powinna ich czymś nakarmić, ale postanawia, że najpierw powinni trochę się napić, aby za dużo nie zapamiętali ze smaku jej dania- beznadziejnie gotowała. W końcu siada pomiędzy nimi oczekując odpowiedzi.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Salon [odnośnik]11.09.15 23:53
Panie Crouch? Proszę, proszę, jak Allison szybko się uczyła. Przyjemnie mu nie było, ale tak należało, o. Powinni się od siebie odciąć raz na zawsze i trzymać od siebie z daleka, a dystans w zwrotach do siebie bardzo w tym pomagał. Chociaż... tego "pana" mogłaby sobie darować. Jaki tam był z niego pan? Na pewno już nie arystokratyczny.
Czyli jednak nie chce porozmawiać z Ellie? Jeszcze przed momentem wyglądało mu na to, że obie mają sobie straszliwie dużo do powiedzenia, a teraz co?
Większą część ich wypowiedzi puścił mimo uszu, zdecydowany wymaszerować z mieszkania jak najprędzej... ale niespodziewanie mu to uniemożliwiono. Zmarszczył brwi wyraźnie niezadowolony, kiedy Ellie chwyciła go pod ramię.
Że co?! Chyba musiał się przesłyszeć, bo to na pewno nie mogło brzmieć jak: "dobrze ci zrobi pobyt w starym towarzystwie". Tak? Naprawdę uważała, że towarzystwo Allison dobrze mu zrobi? Musiał ją chyba bóg opuścić.
Bez słowa, za to z wymowną miną patrzył na Elizabeth, jakby ta już kompletnie postradała zmysły. Może się czymś naćpała? Bo normalnie z pewnością się nie zachowywała. I po co ten cały cyrk? Nie miał dziś najmniejszej ochoty grać w tym teatrzyku. No i... dość szybko tracił cierpliwość. Po co próbowała go tu niby zatrzymać? W czym niby miało to pomóc? I jaki w ogóle miała plan? O, i czy miała plan? Bo jemu to to wyglądało na żałosną improwizację, która doprowadzi do totalnej katastrofy.
Bynajmniej nie podchwycił podrzuconego im tematu tym bardziej, że nie miał bladego pojęcia o czym Ellie w ogóle mówiła. I co, naprawdę sądziła, że jeśli powie mu, żeby nie uciekał, to tego nie zrobi? Siedzenie z nią i Allison to ostatnie na co miał ochotę, naprawdę. Już wolałby przypalanie żywym ogniem od takich tortur.
Wstał momentalnie z kanapy wodząc wzrokiem za krzątającą się jak nienormalna Elizabeth.
- Przyszedłem zwinąć ci trochę rzeczy, a potem komuś opchnąć, ale nie wyszło - mruknął sarkastycznie na jej głupie pytanie. Przecież to było oczywiste, że skoro już tu się fatygował, to miał ku temu poważny powód. Niestety, ten powód postanowił go prześladować nawet tutaj.
Wziął kieliszek, a jakże, ale wyminąwszy kanapę, podszedł do okna, żeby przez nie wyjrzeć mrużąc oczy. To cholerne, ostre światło przyprawiało go tylko o większy ból głowy, ale wolał to niż patrzenie na Allison. Cóż, przynajmniej wino było całkiem dobre.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Salon [odnośnik]12.09.15 1:26
Słodka wolności, jeszcze kilka kroków i dopięłabym swego, opuszczając mieszkanie Elizabeth. Przecież nie pobiegłaby za mną, nie wypada. Czuję lekkie szarpniecie, pochwycenie w zniewalający uścisk i nie powstrzymuję wywrócenia oczyma. - Inara? Fantastycznie. Nie jesteś pewna, że wolałabyś odpocząć sama? – pytam delikatnie, lecz żegnam się już z nadzieją na ucieczkę. Dobrze, skoro sobie tego życzysz, a my, z braku kultury wparowaliśmy do twojego mieszkania, to i pięć minut spędzonych w swoim towarzystwie może nikogo nie wyśle do Munga. Pomimo, że daję ci się ciągnąć niczym piesek wystawowy, piorunuję cię spojrzeniem, siadając na kanapie, na którą mnie przyprowadziłaś. I pana Croucha. Lizzy! Co z tobą się dzieje, naprawdę chcesz doprowadzić do śmierci jednego z nas, umiejscawiając nas zaledwie kilkanaście centymetrów od siebie?
- Na szczęście mam dość głosu w najważniejszej kwestii, żadnego ślubu nie będzie. Twój kuzyn może zapomnieć, że kiedykolwiek umieści pierścionek na mojej dłoni. Niezależnie jakie chore pobudki nim kierują. Dlatego, kochana Elizabeth, może porzucisz rolę wolnego strzelca do Czarownicy i podsycanie ciekawości magicznego społeczeństwa zostawisz osobom wprawionym w pisaniu plotek? – pytam obrzydliwie słodkim głosem. Powiedziałam ci coś w zaufaniu podczas załamania, nie kalkulując na chłodno sytuacji. Podjęcie odpowiednich kroków do rozniesienia w pył całego misternego planu Samaela zajmie chwilę, lecz nie jest niewykonalne. Lecz zrobię to, szczególnie mając w głowie ostatnią noc pełną bólu i ulegania własnej słabości. Za to ty wbiłaś mi bez ostrzeżenia sztylet w serce, uznając to za coś ostatecznego. Dlaczego?! Przecież tyle arystokratek wykręca się od już praktycznie zaaranżowanych małżeństw, od których dzieli tylko jeden podpis. Może powód leży w tym, że wybrankiem mojego brata okazał się twój kuzyn? Pomyśl. Zastanów się dobrze. Po tych drobnych ciekawostkach o naszej rodzinie, które ostatnio ci wyjawiłam, może warto spojrzeć na to z dystansem i przestać oceniać pana Selwyna w kontekście samych superlatyw?
Walczący Mag? Naprawdę chcesz prowadzić teraz dysputy na temat tego, co pojawia się w tym periodyku? - Nie, ostatnio jedyne co trzymam w dłoniach to katalogi sukien ślubnych. Doskonale wiesz, że pani Avery nie wypuściłaby swojej ukochanej córki na pożarcie reporterom w zwykłej, pospolitej szmacie, dostępnej dla każdego – w moim głosie słychać lód, mam nadzieję, że te igiełki dotkliwie wbijają się w twoją skórę. - Oczywiście, handel trollami to coś niepokojącego? Szkoda, że mój ród rywalizuje z Yaxleyami na tym rynku – zaznaczam już łagodniej, lecz wciąż oschle, mając nadzieję, że to utnie temat politycznych wzmianek i linczowania szlam, czy czegokolwiek, co tym razem tam wypisali. Dobrze, nie pokazywałam ci hodowli, lecz Tobiasa, swojego trolla, nie dostałam w prezencie urodzinowym, dla zwykłego dziecięcego kaprysu. Taki przyjaciel musiał mieć podstawy w historii rodu.
Daruję sobie odpowiedź, dlaczego przyszłam. Właściwie to prowadzimy już dyskusję, będąc tutaj praktycznie same – Crouch subtelnie się wyłączył z konwersacji; wątpię, by nawet docierał do niego jej sens. Nie wącham otrzymanego wina, nawet nie ujmuję kieliszka w dłonie, tylko palcem wskazującym przesuwam go w twoim kierunku. Twoje zdrowie, mi alkoholu starczy na następny tydzień.  
Crouch wymija kanapę, na której siedzę i dopiero kiedy podchodzi do okna, przenoszę wzrok na jego sylwetkę, całkowicie skupiając na nim swoją uwagę, ignorując obecność przyjaciółki. Wtedy, przecież to było zaledwie wczoraj!, w mroku tych uliczek nie wyglądałeś tak źle jak teraz, w rażącym lipcowym słońcu. Upiornie. Wiem, że czujesz to spojrzenie, którym lustruję cię od stóp do głowy. Jeśli ktoś może widzieć, jak bardzo się zmieniłeś, to tylko osoba, która nie miała z tobą kontaktu przez sześć lat. Moje ostatnie wspomnienia twojej persony, wciąż tak żywe w moim umyśle, stanowią momenty z wakacji po Hogwarcie, gdy snuliśmy plany na przyszłość. Gdy po raz ostatni odwiedzałam cię w rodowej rezydencji, przesiadując w pokoju z przyzwoitkami, nie wiedziałam, że to pożegnalne słowa. Wszystko potoczyło się zbyt szybko, nie planowałam tego okrucieństwa, lecz pomimo to dałam się zamknąć w przedziale z Amodeusem; w pociągu zmierzającym do południowych Włoch i dalej statkiem do Egiptu. Złudne nadzieję, że to potrwa tylko chwilę, może miesiąc, góra dwa – ewentualnie semestr w Instytucie Alchemii, by nie tracić połowy roku. Im dłużej ci się przyglądam, tym bardziej chciałabym poznać szczegóły, co się stało, jakie zmiany zaszły w twoim życiu. Być może Elizabeth zna odpowiedzi na niektóre z tych pytań, lecz i ona oszczędnie waży słowa, dla mojego dobra. A może i twojego. Może powinnam dać spokój, staranniej ukrywać tęskne oczy pod maską lodowatej obojętności, jakbyś był  kimś całkowicie obcym. Lecz ciężko przekreślić lata przyjaźni; właśnie tych chwil sprzed czasu, gdy zacząłeś znaczyć dla mnie więcej niż inni, najtrudniej się wyzbyć. Byłeś jak Elizabeth, Constance, Megara… Po prostu niezwykle bliski i co najważniejsze, pomimo przeciwnej płci do mojej, tolerowany przez mojego bliźniaka. Zanim zaczęliśmy znaczyć coś więcej dla siebie, to tak naprawdę się liczyło – właśnie tego zazdrościły wszystkie panny z szlachetnych domów. Miłość kiedyś przemija, a związek musi być wsparty na przyjaźni i wzajemnym szacunku… Którego myślisz, że się wyzbyłam opuszczając Anglię, lecz… Może kiedyś, jeśli kiedykolwiek byś mi wybaczył, istniałaby chociaż najmniejsza szansa na odbudowanie tej podstawowej relacji? Bez złowrogich spojrzeń, raniących słów, wysyłania na samo dno tartaru? Nie teraz, lecz może za jakiś czas... za miesiąc, rok, nawet sześć - warto poczekać! Daj mi choć cień nadziei, a nowymi ciepłymi chwilami wyplenię wszystko co złego wniosła przeszłość i dziecinne błędy. Spróbuję zadość uczynić za każdą chwilę samotności i zagubienia, niezależnie od ceny. Nawet jeśli żądasz takich samych przejść i dla mnie. Nie wierzę, że okułeś serce warstwą nieroztopialnego lodu, każdy nawet ten najbardziej skostniały da się rozpuścić odpowiednią dawką ciepła.
Pochłonięta przez własne rozmyślania, nie jestem ślepa na twoją fizyczność. Dlaczego jesteś taki blady? I chudy. To pytanie wciąż i wciąż obija się w mojej głowie. Nie jestem uzdrowiecielem, lecz twoja choroba nie powinna tak wyglądać, nie powinna tak bardzo wycieńczać, tworzyć cienie pod oczami – one możliwe są tylko u osób z zaawansowaną Klątwą Odyny niepozwalającą na sen lub z plagą koszmarów.
- Sylvi, dlaczego jesteś tak osłabiony? – głos mam delikatny, lecz w równie cichym pomieszczeniu, słychać doskonale każdy oddech. Dopiero, gdy zauważalnie nieruchomiejesz, zdaję sobie sprawę, że mój głos nie był słyszalny tylko dla mnie, w mojej głowie. Faux-pas. Pardon. Powinnam być bardziej rozważna. Wstaję poruszona własną wpadką, jak mogłam się tak bardzo zapomnieć, stracić kontakt z rzeczywistością? Może lepiej już wyjdę.


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Salon [odnośnik]15.09.15 22:40
Gdyby odpoczywała sama zbyt dużo by myślała, a miała na jakie tematy. Jej mózg nienawidził się nudzić i zawsze wynajdywał coś ważnego i istotnego, kiedyś potrafiła własnymi przemyśleniami doprowadzić się do irytacji, gdy dochodziła co do nowszych wniosków. Nie, samotność jej nie służyła, choć nawet ona czasem jej potrzebowała. Najczęściej było to wtedy, gdy miała jakąś zagwozdkę.
- Picie samemu nie jest tak fajne jak w towarzystwie. – informuje ją pobłażliwie jakby Ally powiedziała jakąś głupotę. Może jednak powinna trochę więcej czasu spędzić w tamtym barze to ominęłaby ją ta przyjemność w postaci spotkania z nieproszonymi gośćmi. Wracając do domu miała zamiar położyć się spać i zapomnieć o dniu jutrzejszym, ale tak bliskie jej osoby przypomniały jej o dniach wcześniejszych i to niestety tych z tej bliższej niż dalszej przeszłości. Czuje na sobie ich pełen oburzenia wzrok, ile ekspresji w ich oczach jest! Dawno tak żywe nie były; jej zapewne błyszczą od alkoholu. Chce im powiedzieć, że same ich oczęta nic nie zdziałają- jest Aurorem i w swoim życiu napotkała bardziej intensywne spojrzenia i to nie tylko od przestępców, ale milczenie jest lepszym wyjściem.
- Ślubu nie będzie? Jak dobrze. Ostatnio ma ich być tyle, że nie jestem pewna czy dam radę finansowo. Szczególnie gdy skorzystam z twojej rady i porzucę tę dorywczą pracę. Chyba nie chcesz pozbawić mnie zarazem dorobków i przyjemności?- pyta głosem pełnym cukru, choć wewnątrz siebie czuje ukłucie bólu, że jej przyjaciółka porównała ją do tych hien. Jej zdanie na temat obecnego poziomu dziennikarstwa było zatrważająco niskie i nigdy nie chciałaby mieć z tymi pisarzynami do czynienia. Nie dawali jej spokoju, gdy była dzieckiem a w wieku dziewięciu lat każde czytanie gazety sprawiało, że była bliska płaczu. Jej ojciec zawsze powtarzał, że kiedyś dziennikarz był kimś, osobą, której głos się liczył dlatego zawsze powinien ważyć słowa. Obecnie szukają oni tylko sensacji, tragedii, która pozwoli im zarobić i da sławę. Podobno istnieli jeszcze jacyś porządni reporterzy, ale nikną oni w gronie chlewu. Nie daję po sobie jednak poznać, że jej słowa w jakiś sposób spowodowały u niej smutek czy żal, bo te emocje odczuwa wobec tego tematu zbyt długo, by potrafiły ją poruszyć.
- Wykorzystałabym swoje kontakty i nie byłoby żadnych negatywnych opinii. – zapewnia nie zważając na jej ton ani nawet nie próbując analizować głębiej jej słów. Nie chce myśleć o jej rodzinie, ich problemach czy o swoim kuzynie, bo chciała dzisiaj od tego uciec. Czy to źle, że się od tego odizolowuje? Po prostu chce pożyć trochę swoim życiem, które jest przecież całkiem proste i skupione na pracy. Jutro pomyśli o Averych, Ally i Lexie. Nie dzisiaj, proszę? – Żadna praca nie hańbi, byleby były z tego pieniądze. Chciałabyś się tym zająć? Ja zawsze chciałam być malarką, nie wyszło mi. – przyznaje otwarcie nie kontynuując tematu polityki. Ally dobrze wie o co jej chodziło, ale pamięta jak zareagował ostatnio Sylvain na wzmiance o polityce. Właśnie, cały czas starała się skupić na przyjaciółce, ale czasami rzucała okiem a osobę stojącą pod oknem. Milczał od kiedy tu usiadła, ale starała się nie myśleć jak musi się czuć. Ostatnio zarzucił jej nadopiekuńczość, co dzisiaj ją czeka? Obserwuje jak wzrok Avery błądzi po jego sylwetce i ma wielką ochotę nią potrząsnąć, aby nie dawała ani sobie ani mu nadziei. Głupia, skupiona jest tylko na nim. Rozpoznaje ten wzrok i jego znajomość sprawia, że ma dreszcze na plecach. Elizabeth żyła z tymi maślanymi oczami przez kilka lat w szkole i można się było od tego pochorować. Wtedy jednak można było o wszystko oskarżyć nastoletnie miłości, ale teraz jest dojrzałą kobietą, a jego osoba ma na nią ten sam wpływ co wtedy. Dobrze, że on nie patrzy na Avery, bo nie chciałaby poznać jego reakcji.
- Dobrze, że masz inne talenty, bo złodziej jest z ciebie beznadziejny. – odpowiada zrezygnowanym tonem ignorując sarkazm wydobywający się z jego ust. Czy Ally może przestać się tak na niego patrzeć? Od razu myśli o tym całym bólu jaki na nich czeka, ale również cień tęsknoty w tym wzroku sprawia, że odczuwa dyskomfort, bo jest jej przyjaciółką i powinna być szczęśliwa. Nie wiedziała co zaszło, że się tu pojawił, ale musiał być zdesperowany i zapewne w jakimś stopniu jej potrzebował, ale nigdy nie będzie mogła tego potwierdzić. Jakież to wszystko było zagmatwane.. Obydwoje jej potrzebują, ale ona nie może być w dwóch miejscach naraz. Nie zastanawia się, który z nich ma gorzej, ale lepiej niech się nie licytują, bo nie jest to warte czasu. Słysząc słowa Ally chowa twarz w dłoniach a następnie sięga po kieliszek i wypija całe wino. Gratuluje Avery, dajesz radę w towarzystwie. Może powinna jej przypomnieć od początku zasady?
- Ktoś chce więcej wina? – pyta a następnie wychodzi do kuchni, aby przynieść ze sobą całą butelkę, bo czuje że będzie jej potrzebować. Siada nieelegancko na kanapie, gdy oni obydwoje stoją i ma wielką ochotę, aby sobie odpuścić i niech sobie popełniają błędy, kłócą się i płaczą. Ona jest po prostu chyba już zbyt zmęczona, aby towarzyszyć im przy tym wszystkim. Nalewa sobie do pełna kieliszek, choć wielką ochotę ma na wypicie prosto z gwintu, ale jest w towarzystwie i się zachowa.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Salon [odnośnik]15.09.15 23:05
Co on tutaj robił? - zadawał sobie to pytanie już od dłuższego czasu. Utknął w pomieszczeniu z Allison i jej przyjaciółką, żeby wysłuchiwać o przygotowaniach do ślubu tej pierwszej, na nieszczęście - swojej byłej. Na Merlina, może być coś gorszego? A nie, nie, nie... wcale nie chciał się o tym przekonywać. Za każdym razem, kiedy zastanawiał się, czy może być gorzej, zawsze było gorzej. Tak jakby świat chciał mu coś udowodnić. Szlag by trafił.
Gówno go obchodziło zaaranżowane małżeństwo Allison z kuzynem (?!) Elizabeth, do którego ma dojść, ale nie dojdzie, ale nie przeszkadza to (nie)przyszłej pannie młodej wybierać kwiaty i suknie ślubne na tenże swój nie-ślub. Baby to jednak miały porządnie namieszane w głowach. Sylvain w każdym razie już po minucie zdążył się w tym wszystkim pogubić. Całe szczęście, że zupełnie nie musiał się tym wszystkim przejmować.
Przyzwyczajone do ciemności oczy, za nic nie chciały współpracować w oślepiającym świetle letniego dnia, ale widocznie nie przeszkadzało to Sylvainowi aż tak, bo nie odszedł od okna, tylko wpatrywał się w jasność przed sobą słuchając tej ich bezsensownej, czczej gadaniny jednym uchem i wypuszczając ją drugim bez głębszych nad nią przemyśleń. Sunął mocno opuszką palca po krawędzi kieliszka tak, że o mały włos, a spowodowałby pęknięcie szkła. Ostatecznie jednak napił się jego zawartości, jakby to miało jakoś ukoić jego nerwy. Nie chciał tu być, coraz bardziej nie chciał i powoli kończyła mu się cierpliwość.
Nie skomentował słów Elizabeth, chociaż tym razem rzeczywiście były trafne: całe szczęście, że posiadał ten swój talent aktorski, bo bez niego w ogóle by nie przeżył. No, albo musiałby się nauczyć kraść.
Sylvi? Och, naprawdę?
Wykrzywił usta w nieprzyjemnym uśmiechu, ale nawet był na tyle kulturalny, by odwrócić się na chwilę w stronę Allison. Tak wypadało, czyż nie? Co z tego, że mierzył ją wrogim spojrzeniem z miną sadystycznego mordercy.
- Już nie jestem panem Crouchem? - zapytał z naciskiem na przedostatnie słowo, unosząc przy tym brew. - Nikt cię nie uczył niewciskania nosa w sprawy obcych ludzi, panno Avery? - dodał jednocześnie przesadnie miło i lodowato aż do bólu, po czym napił się ponownie ze swojego kieliszka nie odwracając od niej chłodnego spojrzenia. Proszę bardzo, otrzymała od niego nawet swoją uwagę. No, przynajmniej przez moment, po którym odwrócił się z powrotem do okna.
Po co w ogóle się do niego odzywała? Powinna siedzieć cicho, albo szczebiotać z Elizabeth zamiast zwracać się do niego jak za dawnych czasów. Zbyt dawnych, które bezpowrotnie przeminęły. Miał nadzieję, że tym razem dał jej to wyraźnie do zrozumienia, bo nie sprawiało mu przyjemności uświadamianie jej o tym raz za razem.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Salon [odnośnik]16.09.15 20:40
Nie ma co walczyć z tym postem i tak nic z tego nie będzie...

Uśmiecham się przymilnie do Elizabeth, chociaż przy tym piorunuję ją spojrzeniem. Wcale nie pomagasz, jakbyś to mnie uważała za winną całego zamieszania z twoim kuzynem. Pewnie już go odwiedziłaś, jak mogłoby być inaczej? Czyżby przekupił cię na swoją stronę nawet po wszystkim czego się ode mnie dowiedziałaś, choć nie było tego wiele? Dziękuję za wsparcie, kochana. Już wiem, że temat całego ślubu mogę sobie przy tobie podarować – dam sobie radę sama, konfrontując się z własnym bratem, ojcem, Alexem, którzy postanowili, bez pytania o zgodę, usidlić mnie w złotej klatce. Złudnie pięknej, choć pewnie nie jedna kobieta pozazdrościłaby takiej sytuacji – szlacheckie życie to przekleństwo, którego nie można się pozbyć, nawet gdy staje się nieznośne. Elizabeth, wydaje mi się, że wcześniej niżeli później dowiesz się na własnej skórze, o czym mówię. Może lepiej porzucimy już ten parszywy temat, nim komuś stanie się przypadkiem krzywda? Wobec tego krótko i oschle ucinam temat: - Też się niezmiernie cieszę, że go nie będzie. Jak mogłabym tak obciążać rodzinę.
Czy wcześniej nie popełniałam błędów, a może nie wydawały się tak bardzo widoczne, teraz każda pomyłka zdaje się pokryta jaskrawą łuną. A może wtedy, przez wzgląd na dużo młodszy wiek, były łatwiej wybaczalne, traktowane jako zwykłe potknięcia niedoświadczonej młódki? Lecz w końcu, choć całkowicie nieświadomie, uzyskuję jakikolwiek efekt. W końcu! Cieszę się z tego niczym mała dziewczynka, choć to radość przepełniona smutkiem, którym katuję cię od momentu wejścia do mieszkania Lizzy. Czy to nie zabawne? Cieszy mnie twoja złość, zimne spojrzenie, którym przeszywasz mnie na wskroś. Otaczasz się tym swoim murem kurtuazji, wpajanej już od dzieciństwa, nie potrafisz jej się wyzbyć nawet pomimo odczuwanej nienawiści, pomimo utraty statusu społecznego. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, ile niemych pytań kołacze się wśród plątaniny myśli. Może kiedyś... Może kiedyś krótka, szczera rozmowa ukoi ten ból i twoją złość. Teraz zapewne nic cię już nie obchodzą pobudki mną kierujące, lecz... Musisz je zrozumieć. To naiwne, że wciąż żyję nadzieją na drugą szansę - już nie na płomienne uczucia jak dawniej, chociaż wciąż we mnie się tlą - choćby na możliwość wyjaśnienia, pomimo że wszystkie te zabiegi, całe to odcięcie się od ciebie bez słowa, miało oszczędzić ci bólu i komplikacji związanych z przebywaniem w moim towarzystwie. Przecież Samael ciebie jako pierwszego obrałby jako cel do unieszkodliwienia, gdybym pozostała - przez co osiągnąłby wszystko. Jednym prostym działaniem - groźbą tobie. Wiem, że to egoistyczne - przecież nawet nie zapytałam ciebie o zdanie, lecz jakbym mogła? Od skrajności w skrajność, ot czym jesteśmy.
Lecz teraz wolę wszystko od tej obojętności, jakbym nic nie znaczyła – choć może po tylu latach naprawdę tak jest – nawet twoją złość. - Oczywiście. Proszę o wybaczanie, wyrażam tylko niepokój o pańskie zdrowie... panie Crouch – w moim głosie rozbrzmiewa nuta goryczy i zawahania, doskonale słyszalna, pomimo to dygam lekko ku tobie, zanim obracasz się w kierunku okna. Dopiero wtedy mogę odetchnąć, tak jakby Elizabeth wcale przy mnie nie było. Jakby nie mogła dostrzec grymasu rozpaczy - czy ta choroba, która cię trawi, to także moja wina? Ujmuję własny kieliszek i przechylam jego zawartość równie gorzką jak moja mina.
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Salon [odnośnik]18.09.15 21:57
Którą stronę miała wybrać, gdy obie były jej bliskie? Ally nie może od niej oczekiwać, że poprze ją w jej odczuciach wobec Lexa. On za to nie mógł wymagać, aby poparła jego decyzje, które tylko stwarzały dla niego zagrożenie. Obydwoje byli dla niej bardzo ważni przez to nie mogła identyfikować się żadnym z nich, bo zdobywając informacje od obydwojga miała pełny obraz tej patowej sytuacji. Może gdyby razem porozmawiali to znaleźliby sposób jak się z tego wyplątać albo przeżyć te wspólne lata w spokoju. Zmuszeni do tego małżeństwa mogą być jednak niechętni podjęcia cywilizowanej rozmowy, a przecież dyskusja jest podstawą. Do tego jeszcze dochodził Crouch i cały ten bałagan tylko się powiększał. Czy ona musiała ich wszystkich znać? O ile łatwiej by jej było obrzucać błotem jakąś inną dziewczynę, która miałaby być narzeczoną jej kuzyna. Ale nie! To musiała być jej przyjaciółka.
- I wszyscy będą szczęśliwy.- podsumowała jej słowa chętnie porzucając temat ślubu. Miała nadzieję, że Ally naprawdę odnalazła sposób, by się z tego wyplątać, bo obserwując jej reakcje na Sylvaina, jej łaknienie jego uwagi nie wróżyła za dobrego małżeństwa. Zresztą, to podobno zakończony temat. Przecież oni chyba sami w to nie wierzą- ta niezdrowa intensywność ich relacji wypełniała ten pokój a jej pozostało być tylko widzem, sędzią i powiernikiem ich słów. I nie, nie poleci z nimi do Czarownicy jak zapewne sądzi jej droga przyjaciółka, ale zachowa je dla siebie i będzie musiała z nimi żyć. To żałosne, że problemy innych tak mocno na nią wpływają, ale nie mogłaby w żaden sposób od tego uciec. To były bliskie jej osoby, nawet Crouch- choć tego nigdy mu nie powie, i musiała czasem podać im dłoń by było im lżej. Nie mogła za nich nosić ich ciężarów, ale mogła dać wodę, jedzenia i słowa otuchy, tfu, zachęcać do walki. Nie podobał się jej kierunek w jaki zmierzała ich konfrontacja i powinna chyba jakąś zareagować, ale kieliszek wina potrafi być naprawdę interesujący, gdy jest taka potrzeba.
- Sylvain, możesz trochę grzeczniej? Nie musisz od razu kąsać do krwi. – powiedziała w końcu odrywając swój wzrok od naczynia. Patrzyła na niego dłuższą chwilę jakby chciała mu coś niewerbalnie przekazać, ale kontakt został szybko przerwany. I tak to spotkanie przebiegało spokojniej niż myślała, nie chciała jednak tego wieczoru stracić żadnego z nich. Była pewna, że Crouch będzie na nią zły, a Ally była od samego początku nie wiadomo dlaczego. Czy ona zrobiła coś tym ludziom? Nie, po prostu niektóre sprawy obrały zły obrót. Swoje oczy kieruje na Avery i dostrzega to czego naprawdę nie chciała. Oh Ally, jak ty sobie to wyobrażasz? Że będą razem szczęśliwy, wiecznie młodzi biegać razem po łąkach, zapominając o jej ucieczce i dosłownym porzuceniu? To jest jej pokuta, musi ją przyjąć na klatę, póki nie dostanie przebaczenia.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach