Wydarzenia


Ekipa forum
Horizont Alley
AutorWiadomość
Horizont Alley [odnośnik]31.07.16 22:21
First topic message reminder :

Horizont Alley

Ulicę Pokątną prostopadle przecina Horizont Alley. Można znaleźć tu znacznie mniej sklepów i lokali, a więcej budynków mieszkalnych. Stojące w szeregach kamienice są domem wielu rodzin czarodziejów. Mówi się, że mimo usytuowania nieopodal centrum na Horizont Alley lepiej nie pojawiać się po zmroku. Alejka prowadzi bezpośrednio na Ulicę Śmiertelnego Nokturnu, wskutek czego w nocy można tu spotkać osobników spod ciemnej gwiazdy. Jednak za dnia panuje tu gwar - na rogu znajduje się popularna dzięki niskim cenom apteka, nieco dalej podupadający sklepik ze słodkościami, a tuż przy ulicy Pokątnej warto odwiedzić herbaciarnię słynącą z serwowania herbat-niespodzianek.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Horizont Alley - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Horizont Alley [odnośnik]18.06.18 1:12
Mężczyźni jawili się Rii jako ta mało skomplikowana część świata; zwykle ich tok myślenia był prosty, szczery, oczywisty. Zgodnie z zasadą logiki. Nie wymyślali dodatkowych problemów ani nie owijali w bawełnę - w takiej to rzeczywistości została wychowana. Pod patronatem odpowiedzialnego ojca oraz podążającego tą samą ścieżką brata opinia małej Weasley ukształtowana została jednotorowo. Dopiero późniejsze dorastanie wytrąciło rudowłosej te argumenty z dłoni. Życie nie było czarno białe, tak jak ludzie nie byli jednakowi. Okazało się bowiem, że również płeć silniejsza miała w sobie wiele emocji, wątpliwości oraz niełatwych doświadczeń. Obraz nie zawsze nosił znamiona oczywistości, bywał zakrzywiony i popaprany; według kobiety wynikało to po prostu z tłamszenia męskich uczuć w sobie, ponieważ opinia publiczna zopiniowała okazywanie własnego wnętrza za wyjątkowo nieodpowiednie. Jednak wiele rzeczy takimi było - mieszanie się arystokratów z ludźmi niższym stanem lub mugolami również, choć to nic złego. To przez wieczne zakazy Tony znalazł się w rozsypce. Gdyby nie one, mógłby żyć teraz szczęśliwy ze swoją ukochaną, której nie zamordowałby bestialsko jego przyjaciel, choć o tym akurat Rhiannon nie miała pojęcia. To nie oni byli problemem - pociąg do alkoholu wiązał się ściśle z wydarzeniami, jakich Macmillan był nieszczęsnym uczestnikiem; koło zamykało się niezwykle szczelnie, a powiązania przyczynowo-skutkowe były więcej niż oczywiste. Wpatrując się w oczy stojącego przed nią czarodzieja nie widziała nikogo zdegenerowanego lub zepsutego - ten człowiek to zagubiony, nieszczęśliwy czarodziej pragnący szczęścia, wiedziała o tym. Gdyby tylko mogła, Ria odjęłaby zmartwień z tej umęczonej skroni, ale nie miała żadnych odpowiednich ku temu środków. Wyciągała do niego rękę będąc w stanie przynajmniej odgonić naprzykrzającą się jemiołę, ale ten nie chciał skorzystać z propozycji. Doskonale rozumiała obawy, nieśmiałość, strach? Nie tylko przed całą familią czarodziejów szkolonych do pacyfikacji czarnoksiężników, ale sytuacja sama w sobie nie wydawała się ani trochę komfortowa. Świadomość, że wolałby stać teraz przed całkowicie inną niż ona kobietą nie pomagała; rudzielcowi brakowało fizycznej mocy sprawczej sprowadzenia tamtej kobiety - tak po prawdzie to działanie takie było niewykonalne. Anthony zasłaniał się przed nią opinią magicznego społeczeństwa, ale prawda tkwiła zupełnie gdzie indziej. Prawdopodobieństwo, że na ulicy kręcili się znajomi wynosiło niewielki procent; natomiast Rhiannon Weasley nie dorobiła się ani sławy, ani własnej gwiazdy w alei zasłużonych, żeby ktokolwiek z tłumu mógłby rozpoznać nakrapianą piegami twarz - te wszystkie oczywistości rzucały bardzo jasne spojrzenie na sytuację w jakiej oboje się znaleźli. Czarownica na pewno nie miała mu tego za złe, ale nie widząc innego rozwiązania kichającego problemu poczuła się bezradna. Nienawidziła uczucia bezsilności, które zawładnęło nią dzisiejszego dnia.
Ria gotowa była przemyśleć sytuację raz jeszcze. Dla niego, bliskiej jej osoby. Nie zamierzała go do niczego zmuszać bądź oczekiwać od mężczyzny przekroczenia granic komfortu osobistego. Tak naprawdę otwierała usta, żeby powiedzieć mu o planie awaryjnym - obfitował on w znalezienie dla Tony’ego innej kobiety mogącej realnie pomóc mu w pozbyciu się napastliwej rośliny lub przejrzenie po raz kolejny opasłych tomiszczy do zielarstwa, ale wtedy wydarzyło się coś, czego nie przewidziała.
Jeśli Weasley zdarzało się myśleć o swoim pierwszym pocałunku, to nie należał on do nikogo. W wyobrażeniach powstawała postać bez twarzy ani żadnych cech charakterystycznych pozwalających na identyfikację jej personaliów. Jedynym pewnym elementem była miłość czająca się we wnętrzu ich obojga, obietnica wspólnej przyszłości oraz zgodę na przyjęcie zobowiązań wynikających z tak intymnego gestu. Iście sielankowy obraz, tak bardzo typowy dla kobiet unoszących się romantyzmem chwili. Zaskoczona rudowłosa stała trochę jak spetryfikowana; może mocniej zacisnęła palce na dłoni arystokraty, ale choć cała scena trwała ledwie chwilę, sytuacji towarzyszyła cała gama różnych uczuć, o których piegowata postać Harpii nie podejrzewała samej siebie. Czerwień zasnuwająca konstelacje piegów zintensyfikowała się zaczynając piec, a serce trzepotało w klatce piersiowej niczym ptak pragnący wyrwać się ze swojej klatki. Czy tak właśnie miała wyglądać ta chwila? Miała być muśnięciem motylich skrzydeł, intensywnym zapachem wdzierającym się w nozdrza? Przyjemnym ciepłem bijącym od środka? Zastanawiające. Przecież to tylko przyjacielska przysługa, skąd więc te dziwne odczucia? Ria nie zdążyła się nad tym zastanowić; odniosła jedynie wrażenie, że jemioła ich obserwowała, ale to było zbyt dziwne nawet jak na magiczny świat - w końcu nie miała oczu. Aż wreszcie palący dyskomfort zniknął uwalniając ich oboje spod jarzma autorytatywnego szkodnika.
- Patrz, zniknęła! - zawołała Rhiannon, aż podskakując. Z tej całej radości oplotła ramionami szyję biednego Tony’ego i zawisła na niej, co miało robić za gratulacje. - I co, nie było tak źle, prawda? - spytała, odsuwając się już od poszkodowanego czarodzieja. Zbyt wiele emocji rudowłosej musiał w tamtej chwili dźwigać - dosłownie i w przenośni. Za to Weasley wyglądała na zadowoloną oraz dumną ze wspólnego, osiągnięcia; dowody zawstydzenia zakwitłe na twarzy powoli bledły pozwalając na zaczerpnięcie powietrza.

[bylobrzydkobedzieladnie]



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.


Ostatnio zmieniony przez Ria Weasley dnia 20.06.18 23:09, w całości zmieniany 1 raz
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Horizont Alley [odnośnik]19.06.18 11:34
Tak na poważnie, naprawdę nie wiedział jak powinien się zachować. Kiedy ostatni raz całował kobietę? Chociaż na krótko, na chwilę? W 1948 r.? W swojej podróży miał kilka drobnych zauroczeń, ale te mijały szybko, bo on nie miał wtedy zamiaru jakkolwiek się zmuszać do miłości… i nie przypominał sobie, żeby którąkolwiek, kiedykolwiek pocałował, pomijając ucałowanie dłoni. Wierzył w końcu, że ta jedna jedyna miłostka w jego życiu, choć martwa, wciąż na niego oddziaływała i wciąż w nim, w pewnym sensie, żyła... Ta jedna, zakazana miłość. A teraz miał pocałować kogoś, kogo dobrze (jak mu się zdawało) znał. A może znał jedynie jej wersję z młodości? Ria zdawała się pozostawać taka sama. Nic jednak nie zmieniało tego faktu, że była Weasleyówną… i o ile dobrze pamiętał, po części, Skamanderówną. Oznaczało to tyle, że właściwie każdy Skamander, a przecież znał dwójkę, no i każdy Weasley, a tych znał prawie w całości, mogliby mu wydłubać oczy za publiczne całowanie przedstawicielki ich rodziny. Mógłby zostać ukatrupiony tu i teraz. On, lord, ale o niekoniecznie dobrej reputacji. Pozostawała też kwestia jej samej. Zdawało się, że Ria po prostu domagała się tego całusa… pytanie tylko czy ze względu na ich dawną przyjaź czy innych pobudek?… Nie potrafił tego stwierdzić, ale stawiał na tę dawną przyjaźń i może wdzięczność za drobne podpowiedzi w sztuce latania oraz ratowanie jej przed nagłymi upadkami z dużej odległości.
Wiele myśli błądziło po jego… oślinionej? osmarkanej? zakichanej głowie? Czy powinien zgadzać się na tę propozycję, czy może powinien jednak szukać kogoś innego… albo dalej mścić się zaklęciami na pasożycie? To nie miało sensu. Ria miała rację, rozwiązanie było jedno… ale czy było ono moralnie dobrym rozwiązaniem? Pocałunek powinien wiązać się z głębszymi uczuciami… a nie… problemami. Nie miał też pojęcia o tym, że w ten wyjątkowo niezręczny sposób, w dodatku z towarzystwem przeklętej jemioły, miał skraść rudowłosej czarownicy jej pierwszy pocałunek. Ba, gdyby wiedział, może cała ta sytuacja wyglądałby zupełnie inaczej. A tak… w Anthonym zrodziła się odrobina strachu, zawstydzenie…. no i delikatność, bo przecież nie chciał się narzucać. Tym bardziej jej, małej, kochanej Rii. Gdyby nie to, że znajdował się na środku ulicy, gdyby nie to, że myślał o zachowaniu jej honoru… może byłby bardziej pewny siebie? Gdyby nie jemioła, to pewnie nigdy by nie pocałował panny Weasley. Owszem, łączyło ich wiele, ale on nadal, w jakiejś części, myślał o swojej dawnej lubej. Miał wrażenie, że to mogłoby zostać uznane za zdradę swojej miłości. Ale czy mogło? Czy martwa osoba mogłaby się obrazić za coś takiego? Błądził w swoich myślach w niezmierzonych kierunkach, zadając sobie coraz bardziej filozoficzne pytania.
Może nie powinien tego robić… Po co myśleć? Po co? Pewnie Ria nie chowała za tym pocałunkiem żadnych głębszych emocji. A czy on coś chował pod swoją maską opiekuńczości? Chyba nie. Sam nie był niczego świadom. Powoli więc zbliżył się do Rii, a potem delikatnie ją ucałował. Czuł jej nerwowość, bo przecież zacisnęła mocniej jego dłoń. To też sprawiło, że myśląc o tym jako o pomocy z jej strony nie chciał, żeby pocałunek trwał zbyt długo, żeby nie był intensywny, tylko szybki, skromny, byleby jej nie stresować i byleby jemioła się odczepiła. I tak zrobiła, o czym jako pierwsza poinformowała go właśnie panna Weasley – nie tylko werbalnie, ale też fizycznie, rzucając się na jego szyję. To trochę go spetryfikowało. Przez chwilę nie wiedział jak się zachować, ale zaraz ją uścisnął, jak gdyby bał się, że za chwilę nie utrzyma się na nim i spadnie. Zupełnie tak, jak gdyby jej stopy a chodnik dzieliło nie kilka lub kilkanaście centymetrów, a kilka metrów.
Nie – odpowiedział jej na pytanie. Jego poliki nie paliły się intensywną czerwienią, a jedynie delikatnie się zaróżowiły. Szybko też wypuścił Rię z uścisku. Nie trzeba było go prosić. Po prostu czując jak zwalnia uścisk z jego szyi, on postąpił tak samo z jej kibicią. Nadal jednak był zszokowany jej bardzo radosną reakcją na pozbycie się jemioły. – I… I przepraszam, że to wszystko poszło w tę stronę… powinienem uważać pod jakimi drzewami przechodzę – odezwał się po chwili ciszy spędzonej na wpatrywaniu się w rudowłosą. W głębi siebie musiał przyznać, że było to wyjątkowo przyjemne, choć krótkie uczucie. Takie, którego dawno nie czuł i którego naprawdę mu brakowało przez te wszystkie lata.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Horizont Alley - Page 7 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Horizont Alley [odnośnik]21.06.18 1:48
Ria nie ukrywała za swoją propozycją żadnego niecnego planu. Nie zamierzała biednego Tony’ego uwodzić; prawdopodobnie była w tym zresztą beznadziejna. Prawdopodobnie, ponieważ rudowłosa nigdy nie próbowała zawrócić w głowie żadnemu mężczyźnie. Pomimo lwiej odwagi drzemiącej w duszy kontakty z płcią przeciwną (jeśli nie zostały naznaczone przyjaźnią od samego początku) wywoływały w Weasley sporą dozę niepewności oraz zawstydzenia. Nawet w czasach szkolnych, kiedy jedyna forma zuchwalstwa to trzymanie się z chłopcem za rękę lub krótkie cmoknięcie gładkiego policzka, napawała młodą gryfonkę dyskomfortem. Czy robię to dobrze? Czy nie wyglądam głupio? Czy to na pewno w porządku? Głowa Rhiannon przedstawiała chaos, ponieważ układanie myśli w obliczu stąpania po niepewnym gruncie nie wychodziły tak dobrze jak uprzątnięcie ważnych pamiątek. Później jeszcze nie-Harpia poświęciła się w całości Quidditchowi i kradzież kafla fascynowała ją dużo bardziej od kradzieży serc. Możliwe, że była na to zbyt szczera i prostolinijna - we flircie dość dużą rolę odgrywała zdolność manipulacji bądź umiejętnego podejścia do drugiej osoby, a tego czarownicy od zawsze brakowało.
Za fasadą sympatycznego uśmiechu nie kryło się absolutnie nic, czego Macmillan powinien się obawiać. Nadrzędną misją wojowniczej Rii była pomoc poszkodowanemu przez wstrętną jemiołę. W kobiecie od zawsze żyła potrzeba zbawienia całego świata, nierzadko w pojedynkę. Do dziś pamiętała wydarzenia z czasów dzieciństwa, w tym swoje omdlenie przez oddawanie jedzenia biednym sąsiadom; u rudowłosej chęć niesienia pomocnej dłoni przybierało odcienie wręcz patologiczne i stąd wniosek arystokraty dotyczący całej absurdalnej sytuacji. W krótkiej chwili Weasley odczuła w stosunku do bliskiej sobie osoby uczucie nadopiekuńczości nakazujące zrobienie wszystkiego, co w jej mocy, żeby ukrócić męki Tony’ego. Wzgardzenie propozycjami rozwiązania zaistniałego problemu z natrętną rośliną odebrała zbyt osobiście - to wszystko dlatego, że naprawdę pragnęła pomóc, natomiast niemoc i odrzucenie przytłaczały odkąd pamiętała. Nienawidziła podobnych emocji, od zawsze dążyła do ich unicestwienia.
Prawda była również taka, że wraz z chęcią pomocy pojawiła się ekscytacja spowodowana doświadczeniem czegoś zupełnie nowego. Tak naprawdę rudowłosa nigdy nie zakładała, że kiedykolwiek uda jej się doświadczyć magii pocałunku; mama kiedyś opowiadała o towarzyszących temu uczuciom i dla Rhiannon ta bajka brzmiała niesamowicie pięknie. To prawda, kobieta wyobrażała to sobie całkowicie odmiennie od krótkiego muśnięcia ust na ulicy Pokątnej - i tak uznała gest Macmillana za wyjątkowo przyjemny. Nowy, świeży; dla żądnej przygód niespokojnej duszy Harpii wyjątkowo interesujący. Nie robiła sobie żadnych nadziei, nie wyobrażała nie wiadomo czego wiedząc, że od początku do końca dla mężczyzny krótkie cmoknięcie znaczyło tyle co nic - i takim w istocie miało pozostać. Przyjacielską przysługą, uwolnieniem od problemu oraz zwyczajną sympatią. Ria nie wybiegała dalej w przyszłość, nie miała ku temu powodów. Cieszyła się chwilą, a kiedy ta minęła, radowała się ukończeniem zadania. Męki zostały skrócone, sytuacja opanowana, powinni się uściskać - tak na dobrą przyszłość. I właśnie to zrobiła Weasley, w ekscytacji uwieszając się na niczego nieprzeczuwającym Macmillanie. Gdyby jakimś cudem rudzielec odczytałby myśli mężczyzny, zrobiłoby jej się niesamowicie głupio, że tak mu się naprzykrzała. To wszystko z troski i chęci pomocy - za tym naprawdę nie kryło się żadne drugie dno.
- Daj spokój, to nie twoja wina - stwierdziła, kiedy już się od siebie odsunęli. - Choć tak na wszelki wypadek rzeczywiście uważaj na drzewa. Już wiemy, że bywają bardzo zdradzieckie - zaśmiała się, na moment odejmując wzrok ciemnych oczu od zaróżowionej twarzy Anthony’ego. Zerknęła po przechodniach, których dzisiejszego dnia było nadzwyczaj mało; dużo czarodziejów obawiało się chyba ataków. - Dobra z nas drużyna, przybij piątkę - zaproponowała unosząc dłoń. Starała się podejść do wydarzenia konkretnie, rzeczowo; nie udało się, ponieważ stojący przed nią mężczyzna źle odebrał intencje Rhiannon, dlatego może luzackie podejście okaże się strzałem w dziesiątkę? - Masz trochę czasu? Muszę odwiedzić parę sklepów, pan Dotts poprosił mnie o zrobienie mu zakupów. Byłoby mi bardzo miło gdybyś mi towarzyszył. Uważam, że mamy wiele tematów do rozmowy - wyrzuciła z siebie i uśmiechnęła promiennie. Naprawdę miała ochotę na pogawędkę z dawno niewidzianym bliskim, ale nie chciała się znów narzucać.
Ria poszła lub poszli oboje, ale skutek był taki, że zeszli z Horizont Alley, a później z Pokątnej.

| zt Tony i Ria



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Horizont Alley [odnośnik]04.09.18 23:20
| 22.08

Pokątna nie była ulubionym miejscem Elise, ale kilka miejsc tutaj było wartych odwiedzenia, zwłaszcza w czasie, kiedy przez większość ostatnich tygodni była uziemiona w posiadłości i rzadko mogła ją opuszczać – a już na pewno nie samotnie, matka starannie pilnowała, by Elise zawsze miała towarzystwo, nawet kiedy odwiedzała kogoś z rodziny. Niemniej jednak musiała wraz z ciotką zrobić małe zakupy, choć na szczęście już nie do Hogwartu, choć przez ostatnie siedem lat druga połowa sierpnia zawsze była momentem wyprawy na Pokątną w celu zakupienia nowych podręczników i innych przyborów. Ale to już była historia; dziś mogła z radością omijać sklepy zatłoczone uczniakami i jedynie ze współczuciem spoglądać na tych, których czekał kolejny rok uziemienia w tym ponurym miejscu. Choć najprawdopodobniej była w swoich uczuciach dość odosobniona, w końcu na długie miesiące odrywano ją od szlacheckiego środowiska i luksusów Ashfield Manor, zmuszając do egzystowania w jednej przestrzeni z pospólstwem, bez służby na każde skinienie, bez wyjątkowego traktowania i bez pięknych strojów. Dla tak rozkapryszonego dziewczęcia była to trudna przeprawa, zwłaszcza pierwszy rok, stanowiący brutalne zderzenie z rzeczywistością poza murami rodowej rezydencji.
Także teraz jej nosek marszczył się, ilekroć w pobliżu dostrzegła kogoś wyglądającego zbyt mugolsko. Parasoleczka chroniła ją przed siąpiącą z nieba mżawką i ułatwiała dystansowanie się. Cały jej wygląd wyraźnie mówił, że była damą, chociaż twarz wciąż pozostawała młodziutka i delikatna jak u nastolatki. Idąca obok niej ciotka paplała bez ustanku o ludziach, których Elise nawet nie znała; niezbyt interesowali ją czarodzieje z pokolenia ciotki, interesującego towarzystwa upatrując raczej wśród ludzi bliższych jej wiekiem, i to plotki na ich temat interesowały ją bardziej niż słuchanie o siedemdziesięcioletniej przyjaciółce ciotki. Choć tak chciała wyrwać się z posiadłości, Pokątna szybko zaczęła ją nudzić i przytłaczać; o wiele bardziej wolałaby odwiedzić jakieś bardziej elitarne miejsce, odpowiednie dla przedstawicieli wyższych sfer. Ale wizyta w galerii sztuki oraz w ogrodzie magibotanicznym, gdzie miała się spotkać z jedną z koleżanek, były zaplanowane na czas po wizycie na Pokątnej.
Ale w pewnym momencie, kiedy ciotka napotkała jakąś swoją dawno nie widzianą znajomą, nadarzyła się sposobność, by znużona Elise mogła się na trochę od niej oddzielić. Słyszała niedawno, że w okolicy, w jednej z bocznych alejek zwanej pasażem Laverne de Montmorency otworzono niedawno nowy sklep z perfumami i postanowiła go odnaleźć, bo jej stare pachnidła zdążyły jej spowszednieć. Ale że ostatni raz była na Pokątnej rok temu, przed ostatnim wyjazdem do Hogwartu, nie znała zbyt dobrze tych bocznych odnóg i skręciła w najbliższą na chybił trafił, idąc szybkim krokiem, żeby zniknąć z widoku ciotce. Przynajmniej na razie; Elise chciała trochę odetchnąć od jej nieinteresującej paplaniny, i zawsze mogła skłamać, że po prostu się zgubiła – co nie byłoby też całkowicie sprzeczne z prawdą, bo jak się okazało, prawdopodobnie zgubiła się naprawdę – ta uliczka nie wyglądała jak elegancki pasaż, którego poszukiwała.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Horizont Alley [odnośnik]05.09.18 10:57
Tydzień temu młoda Lady Flint czytała kilkakrotnie Proroka Codziennego, nie dowierzając własnym oczom. Jak oni śmieli wypisywać takie bzdury? “Wśród nich mogą znajdować się arystokraci wywodzący się z tradycyjnych rodzin o długich rodowodach, sprzeciwiający się uczestniczeniu dzieci mugoli w życiu społecznym czarodziejskiej kasty.”, pisali między innymi o jej rodzinie. Pisali o niej, wrzucając wszystkie najstarsze rody do jednego worka. Zarzucali im bezpodstawnie podpalenia, masowe mordy mugoli, jednorożców i paranie się czarną magią. Kim był ten cały Longbottom, aby podawać tak ogólnikowe i nieprawdziwe informacje do prasy? Za kogo on się uważał? Krew w żyłach Morrigan wrzała, a na alabastrowych policzkach pojawiły się rumieńce z wściekłości. Randolf i Risteard Flint również byli poruszeni głupotami, które pojawiły się na łamach tej śmieciowej gazety i nie mieli zamiaru tego tak zostawić. Jednak nie zapowiadało się, aby ta farsa szybko dobiegła końca. Morrigan nie zamierzała uzależniać swojego życia od absurdów, które wypisywał Prorok, ani tym bardziej zaszywać się w rodzinnej posiadłości, bo paru bezmózgów postanowiło zarzucić szlachetnym rodom bycie mordercami. Koniec końców gazeta wylądowała w kominku, ale to nie dało wystarczającego upustu emocjom.
Rok szkolny zbliżał się nieubłaganie i było to widać w ilości uczniaków pałętającej się po ulicy Pokątnej. Wraz z nim zbliżały urodziny Cressidy, na których bezwzględnie musiała się pojawić, a jak każda dama, nie mogła wystąpić po raz drugi w tej samej sukni. Do Butiku Madame Malkin przybyła w towarzystwie dalekich kuzynek. Niestety, nestor tylko w takiej sytuacji zgodził się na wypuszczenie jej z dworu. Szczebiotanie dziewczyn przyprawiało ją o ból głowy, ale gra była warta świeczki. W środku znajdowało się wielu uczniów Hogwartu, którzy przymierzali szaty w towarzystwie swoich rodziców. Wystarczyło spojrzeć na ich wygląd zewnętrzny i momentalnie się wiedziało, że status krwi tych czarodziejów pozostawiał wiele do życzenia. O przekroczeniu progu przez wystrojone, młode szlachcianki, zaalarmował właścicielkę nieduży dzwoneczek zawieszony na drzwiach. Oderwała się od pomagania jednemu chłopcu przy zakładaniu trochę za dużego stroju i od razu do nich podeszła. Niemal ignorując innych klientów, ustawiła trzy czarownice na podestach, zabrawszy wcześniej od nich płaszcze i zaczęła brać pomiary na suknie, które miały być gotowe najpóźniej do pojutrza. Stojąc tak i obserwując wszystkich z góry, Lady Flint zauważyła przez witrynę swoją krewną, która samotnie przemierzała Pokątną. Morrigan wychyliła się trochę i zauważyła jak dziewczyna skręca w jedną z podejrzanych uliczek, przed którymi ostrzegał ją kiedyś ojciec. Zgrabnie zeskoczyła z podestu, chwyciła swój płaszcz, informując, że musi coś koniecznie sprawdzić, ale zaraz wróci. Narzuciła kaptur na głowę i przyspieszyła kroku, aby mniej-więcej w połowie Horizont Alley, złapać młodą Nottównę za ramię.
- Na Merlina, Elise. Zmysły postradałaś? Chcesz się na Nokturn dostać? - Powiedziała przyciszonym, acz stanowczym głosem. Widziała to rozbiegane spojrzenie blondynki, która prawdopodobnie wcale nie chciała się tutaj znaleźć. Morrigan wolała myśleć, że była to zwykła pomyłka i zagubienie w topografii. W przeciwnym razie będzie zmuszona porozmawiać z jej ojcem. Ostatnim czego chciała, to znaleźć nekrolog jakiegoś krewnego w gazecie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Horizont Alley [odnośnik]05.09.18 13:58
Elise także była oburzona podobnymi rewelacjami i oczernianiem szlachetnych rodów – w tym jej własnego. Nie mogła wiedzieć, że wśród jej krewnych naprawdę znajdowały się osoby powiązane z tamtymi wydarzeniami, ale ród stanowił całość, i występowanie przeciwko kogokolwiek z nich godziło także w pozostałych. Plebs pozwalał sobie na zbyt wiele, a Longbottom był najzwyklejszym zdrajcą, który zamiast wywyższyć szlachetne rody, korzystając z tego, że sam posiadał taki status, pluł im w twarz i sypał oskarżeniami, uważając ich za winnych, choć przecież zdecydowana większość starych rodów po prostu żyła zgodnie z zasadami przodków, dystansując się od plebsu i jego przyziemnych trosk.
Dystansowała się i Elise, zawsze uważająca się za lepszą od tych, których nazwiska nie figurowały w Skorowidzu. Na mugolaków patrzyła jak na robaki niegodne należenia do świata prawdziwych czarodziejów i uważała, by nie znaleźć się zbyt blisko nich. Sklep Madame Malkin ominęła, nawet nie wiedząc, że znajduje się tam jedna z jej krewniaczek. Nie ubierała się w tym miejscu, które wydawało jej się zbyt mało ekskluzywne, skoro było na nie stać nawet mugolaków. A Elise preferowała ubrania z najwyższej półki, na które nie mogły sobie pozwolić byle przybłędy, więc ubierała się u Parkinsonów. Poza tym to miejsce kojarzyło jej się głównie z szatami Hogwartu – znienawidzonymi czarnymi workami, w których musiała chodzić siedem długi lat, wyglądając dokładnie tak samo jak uczniowie pospolitego pochodzenia. Zawsze ubolewała że w Hogwarcie trudniej było obnosić się ze swoim statusem – choć nawet jeśli nie mogła robić tego za pomocą pięknych strojów i biżuterii, czyniła to w inny sposób, nosząc głowę wysoko i rzucając wyniosłe spojrzenia.
Bywając na Pokątnej tak rzadko łatwo było się tu zgubić, bocznych alejek było całkiem sporo, i idąc Pokątną wszystkie wejścia do nich wyglądały podobnie. Dopiero po chwili zorientowała się, że to nie może być Pasaż Laverne de Montmorency, to miejsce wyglądało zbyt mało elegancko, a raczej podrzędnie i nijako. Być może poszukiwane przez nią przejście do pasażu znajdowało się po przeciwnej stronie Pokątnej? A może je przegapiła lub jeszcze do niego nie doszła?
Zmarszczyła nos i już miała zawracać, nie widząc tu żadnego eleganckiego butiku, perfumerii i tego typu miejsc, a jedynie podupadające sklepiki i kamienice mieszkalne, ale właśnie wtedy poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię. Na początku się wystraszyła, pewna, że to jakiś chłystek chce ją napaść i okraść, ale po chwili rozpoznała głos i twarz swojej kuzynki.
Znała Morrigan, była córką siostry jej ojca, ciotki Corinne. Jeszcze za jej życia czasem bywała w dworze Flintów, później ciotka umarła, a miesiąc później dołączyła do niej Macha. Elise w Hogwarcie czasem dokuczała delikatnej Machy gdy ta trafiła do Hufflepuffu, choć bez prawdziwej złośliwości – rodzina wszak pozostawała rodziną, nawet jeśli z Flintównami nigdy nie była tak blisko, jak z Nottami i Lestrange’ami. A później jej zabrakło, tak jak zabrakło jej starszej siostry oraz kuzynki ze strony matki – Edith. Wiele jej krewniaczek zbyt wcześnie wybrało się na tamten świat.
- Na Nokturn? – zdziwiła się, słysząc nerwowe pytanie kuzynki. Nie wybierała się na Nokturn, nigdy jej tam nie ciągnęło. Była damą, nie plamiła delikatnych rączek czarną magią, poza tym na Nokturnie byłaby bardzo łatwym kąskiem dla żyjącej tam biedoty zdolnej do wszystkiego. Nawet jej buta i arogancja miały swoje granice. – Nie wybierałam się na Nokturn, szukam pasażu Laverne de Montmorency, ale chyba trochę się zgubiłam. Nawet nie wiem, co to za miejsce – przyznała całkiem szczerze. Przybywając na Pokątną w celu dokonania szkolnych zakupów nigdy nie włóczyła się samotnie, co umożliwiałoby lepsze poznanie poszczególnych uliczek. – Nie chcę iść na Nokturn, to nie miejsce dla dam – zaznaczyła. Nigdy nie chciała tam iść, to było jedno z tych miejsc, którym straszono dzieci i nastolatków, mówiąc o zgubie czyhającej w ciemnej, wąskiej uliczce pełnej czarnoksiężników i wrednej, mściwej biedoty. Dorośli czasem się tam zapuszczali w Merlin wie jakich sprawach – ale młodzieży, a zwłaszcza dziewczętom, nigdy na to nie pozwalano.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Horizont Alley [odnośnik]05.09.18 18:56
Gdyby tylko nie stosunki polityczne, Morrigan również odwiedzałaby Parkinsonów, aby u nich szyć suknie. Relacje między rodami czasem wydawały jej się dosyć niejasne i nieracjonalne, ale musiała dostosowywać się do woli nestora. Jednak urodziny kuzynki nie były najważniejszym sabatem, albo ślubem, a Malkin zawsze szukała sojuszników w szlacheckich rodach, więc ich zamówienia zawsze traktowała z należytą dokładnością i szybkością. Tacy klienci musieli opuszczać jej butik zadowoleni. Brunetka świadomie wybrała to miejsce, wiedząc na co się pisze w okresie przed rozpoczęciem roku szkolnego. Uczniaki drażniły ją tylko chwilę. Przymiarki nie trwały też całą wieczność.
Mimo, że te dwie czarownice dzieliło tylko cztery lata, była to w pewnym sensie przepaść, której nie dało się w żaden sposób przeskoczyć. Elise miała osiemnaście lat, była młodą panienką na wydaniu, pochodzącą z jednego z najznamienitrzych rodów. Była też jednocześnie trochę pustą dziewuszką, przekonaną do granic możliwości o swojej wyjątkowości jako Lady Nott. Morrigan rozumiała po części jej zachowanie. Podobne wartości przekazywała Corinne Nott swoim córkom, zaszczepiając w nich dumę, elegancję i butę. Całe szczęście, wystawianie siebie na piedestał zostało stanowczo zahamowane przez Lorda Flinta, który nie chciał wychować swoich pociech na płytkie damulki. Dlatego też w żadnym stopniu Morrigan nie była zaskoczona odpowiedzią kuzynki. Nokturn, to nie jest miejsce dla dam. Nokturn nie był miejscem dla czarodziejów, którzy w swym arsenale nie mieli świetnie dopracowanych zaklęć czarnomagicznych; dla czarownic, którym miłe było życie; dla młodych szlachcianek, które ceniły swoją niewinność i kosztowności. Nie była pewna, czy Elise zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Kilkadziesiąt metrów dalej i mogłaby nie wrócić już do rodzinnej posiadłości. Po paru dniach pisaliby o ciele młodej szlachcianki, którą odnaleziono w rynsztoku. Na Nokturnie nie mieszkają i nie pracują czarodzieje o dobrych zamiarach. Zawsze maczają palce w nielegalnych interesach i czarnej magii.
- Pasaż Laverne de Montmorency znajduje się dwie uliczki wcześniej po przeciwległej stronie. - Westchnęła z ulgą, kiedy dziewczyna oznajmiła, że wcale nie wybierała się na ulicę, która aż zionęła czarną magią. Puściła jej ramię, wyprostowała się i poprawiła swój kaptur. Deszcz dalej delikatnie siąpił, a ostatnim czego teraz potrzebowała, to zmoczona fryzura.
- To Horizont Alley. Boczna uliczka prowadząca prosto na Nokturn. - Dzięki Merlinie, że był jeszcze czas do nadejścia zmroku. Wieczorem też nie było rozsądne, aby się szlajać w tych okolicach. Chociaż prawda była taka, że już nie ma bezpiecznych miejsc, ale nie było sensu dodatkowo kusić losu. - Czarownica z Twoim statusem społecznym, ponadprzeciętną urodą i biżuterią, za którą pospólstwo mogłoby sobie sprawić jakąś klitkę, byłaby łakomym kąskiem. Nawet nie chcę o tym myśleć, co by było, gdybyś poszła kawałek dalej. - Czy brzmiała jak matka? Prawdopodobnie tak, ale było to spowodowane instynktem samozachowawczym i troską o kuzynkę. Była taka młodziutka, delikatna i naiwna, ale nie powinna przypłacać swojego zachowania obdarciem z godności, albo własnym życiem, a tak pewnie skończyłoby się jej zabłądzenie na Nokturnie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Horizont Alley [odnośnik]05.09.18 20:28
Pokątna nigdy nie miała zostać ulubionym miejscem Elise, zbyt dużo było tu ludzi i to w większości nieszlachetnych. Podobnie i w tym uczuciu była odosobniona – większość dzieci uwielbiała wyprawy na Pokątną i Hogwart, ale nie Elise Nott, ona nigdy nie rozumiała fenomenu tych miejsc, zbyt zwyczajnych dla kogoś, kto dorastał w wygodnym i przestronnym dworze i miał wszystko, czego tylko mógł zapragnąć.
Elise, latorośl Notta i kobiety pochodzącej z rodu Lestrange, uosabiała wiele cech tych dwóch rodów i była typową lady Nott. Matka rozpuściła ją do granic możliwości, próbując wynagrodzić oschłość ojca, który pragnął syna. Nikt nie uczył jej pokory ani nie ganił za płytkość, bliscy utwierdzali ją w przekonaniu, że jest wyjątkowa i zasługuje na wszystko co najlepsze, dlatego wyrosła na osóbkę dość zepsutą i próżną, nie była też wybitnie mądra – ale i w tym przypadku matka uczyła ją, że dama nie musi być bardzo mądra, ma być ładna, dobrze się prezentować na salonach i być ozdobą przyszłego męża. Odstawała od swoich mądrzejszych kuzynek, jak Alix czy Flintówny. Nigdy nie lubiła się uczyć (chyba że coś ją interesowało), podręczniki i naukowe wywody ją nudziły, jej oceny nigdy nie były zbyt wysokie – ale czy musiały być, skoro nazwisko i tak otwierało wszystkie ważne drzwi?
Ale nawet Elise miała na tyle zdrowego rozsądku, by nie próbować się zbliżać do Nokturnu, i na pewno nie zbliżyłaby się z premedytacją. Tego miejsca wręcz się bała, wiedząc, że nic dobrego nie mogłoby jej tam spotkać. W najlepszym przypadku, gdyby miała szczęście, rodzice udzieliliby jej srogiej reprymendy i dali szlaban na opuszczanie posiadłości, a w najgorszym... Cóż, nad tym wolała się nie zastanawiać, bo istniało całe mnóstwo tragicznych scenariuszy tego, jak w takiej uliczce mogłaby skończyć ładna, młoda dziewczyna. Tyle, że nawet ona, osoba tak niedoświadczona życiowo, na pewno zorientowałaby się, że coś jest nie tak, bo już chwilę przed spotkaniem Morrigan zdążyła się zorientować, że zabłądziła i na pewno nie jest to miejsce, którego szukała. I choć nigdy nie widziała Nokturnu, a jedynie o nim słyszała, była pewna, że wejścia do niego nie da się przegapić. Nokturn po prostu musiał wyglądać bardzo źle. Nie była aż tak ślepa i głupia, by przejść pół Nokturnu i nie zorientować się, że coś jej nie pasuje.
- Tak rzadko tu bywam, że zupełnie gubię się w plątaninie tych bocznych uliczek, wejścia do każdej wyglądają tak podobnie – westchnęła, rozglądając się z przestrachem, jakby spłoszyła ją sama myśl, że gdzieś w pobliżu jest Nokturn pełen złych opryszków, czarnoksiężników i innych ludzi mogących ją skrzywdzić. – To może lepiej wracajmy w stronę Pokątnej. Nie chcę przebywać blisko wejścia na Nokturn ani chwili dłużej. Też nie chcę o tym myśleć, więc bardzo proszę, nie myślmy już.
Teraz nigdzie w Londynie nie było całkowicie bezpiecznie, ale i Elise nie zamierzała kusić losu. Natychmiast skierowała się w stronę, z której przyszła, by mogły dotrzeć do głównej części Pokątnej.
- Powiedz lepiej coś miłego. Co u ciebie słychać, droga Morrigan? Tak dawno się nie widziałyśmy – zapytała, woląc zmienić temat na przyjemniejszy. Mimo wszystko była wdzięczna kuzynce za jej zainteresowanie i troskę, za to, że za nią poszła. Dawno jednak się nie widziały, bo odkąd umarła ciotka, Elise miała mniejszy kontakt z jej córkami, dochodził także fakt, że dopiero w czerwcu skończyła Hogwart, a dziesięć miesięcy w jego murach nie sprzyjało żadnym spotkaniom rodzinnym z nikim z krewnych, którzy już szkołę opuścili.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Horizont Alley [odnośnik]06.09.18 11:19
I w tym kontekście była między nimi przepaść. Morrigan lubiła gwar i tłok Pokątnej. Było to dla niej całkowite przeciwieństwo Charnwood. Rodzinne lasy były oazą spokoju, ciszy i istnego odprężenia. Miasto zaś było centrum życia. Miejscem, gdzie spotykało się tak wiele osobowości, gdzie ciągle się coś działo. Niekoniecznie pochwalała chodzenie ramię w ramię z mugolakami, ale starała się ich po prostu ignorować. Były ważniejsze sprawy niż przejmowanie się kimś nieczystej krwi. Jako dziecko uważała sierpień za najlepszy miesiąc, ponieważ właśnie wtedy ruszała z rodzicami na szkolne zakupy. Nowe szaty, pióra, kałamarze i książki. Jasne oczy małej brunetki płonęły wtedy płomieniem podniecenia. Mogła kupić wszystko, na co miała ochotę. Czasem w księgarniach obserwowała kolejki do stoiska z używanymi podręcznikami, w których stali biedniejsi czarodzieje wraz ze swoimi dziećmi. Nie potrafiła pojąć, że kogoś może nie być stać na kupno szkolnych książek.
Niestety płytkość, próżność i naiwność młodej Lady Nott była wyczuwalna na kilometr. Pasowała idealnie do kanonu typowej szlachcianki, która prócz pieniędzy i nazwiska ma niewiele do zaoferowania. Nawet nie łaknęła nauki, nie szukała własnej specjalizacji, bo i w sumie po co? Stabilizację miała zapewnioną od momentu narodzin. Wkrótce zostanie wydana za mąż za szlachcica, który również będzie miał nienaganny status finansowy i koneksje. Taka była rola kobiety w ich świecie. Miała wydać na świat dziedzica, ładnie się prezentować i zadawać jak najmniej pytań.
- W obecnych czasach nawet Pokątna nie należy do najbezpieczniejszych miejsc, ale zawsze raźniej wśród innych czarodziejów. - Dodała i skinęła głową na propozycję Elise, aby ruszyć w stronę głównej ulicy. Od momentu pożaru Ministerstwa Magii i wybuchu czarnej magii, ludzie zaczęli chodzić wszędzie parami, albo najchętniej grupkami. Miało to zapewnić jako-takie bezpieczeństwo. Po ogłoszeniu stanu wojennego część obywateli chciała zaszyć się we własnych domach, aby nie narażać się na niebezpieczeństwo. Jednak skoro to członkowie szlachty za tym wszystkim stali, to czemu one miały pozostawać w rodzinnych posiadłościach? Prorok Codzienny pisał głupoty i to on powinien za to spłonąć. Za rzucanie bezpodstawnych podejrzeń przez te szlamowate pomioty…
- U mnie wszystko w porządku. Stan ojca jest stabilny, nasze tereny nie ucierpiały z powodu anomalii. - Powiedziała, chowając dłonie do kieszeni i zaciskając prawą na różdżce. - A co u Ciebie, Elise? Jak się powodzi Nottom? Ostatnimi czasy mamy niewiele okazji do spotkań… Znaleźli Ci jakiegoś przystojnego kawalera? - Kąciki ust Morrigan powędrowały do góry w uśmiechu, na samą myśl o zaręczynach blondynki. Możliwym było, że to osiemnastoletnią kuzynkę jako pierwszą zobaczy na ślubnym kobiercu. Taka młodziutka, łatwa do uformowania, nieskażona politycznymi wpływami, była idealną kandydatką na żonę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Horizont Alley [odnośnik]06.09.18 12:31
Elise nigdy nie rozumiała zachwytów nad Hogwartem. Gdyby miała wybór, wolałaby się uczyć w domu lub w dystyngowanym Beauxbatons, gdzie nie zapominano o nauczaniu artystycznych umiejętności tak niezbędnych damom. Niestety ojciec nalegał na Hogwart, który był dla wygodnickiej i próżnej Elise twardą szkołą życia, bo tam nikt nie traktował jej w odpowiedni sposób. Nie była lady Nott, tylko panną Nott, nosiła takie same szaty jak wszyscy, nie mogła rozwijać się muzycznie, jeśli nie liczyć chóru do którego przyjmowano też plebs, a nauczyciele w większości nie pozwalali sobie wchodzić na głowę. Zdecydowanie nie było to miejsce, do którego chciałaby wracać i cieszyła się, że jej noga nigdy więcej tam nie stanie.
Najlepiej czuła się w luksusowych, dworskich przestrzeniach lub miejscach związanych z kulturą na najwyższym poziomie – a Pokątna również do takich nie należała, choć czasem jakieś sprawy zmuszały do pojawienia się tu. Jako nastolatka podczas szkolnych zakupów zawsze kaprysiła na te tłumy, zwłaszcza w księgarni, i kręciła nosem, że nie jest obsługiwana poza kolejką, a musi czekać jak byle plebs. Zawsze była okropnym, roszczeniowym dzieckiem uważającym że wszyscy powinni jej nadskakiwać i ustępować, zwłaszcza ludzie niższego stanu, ale w dorosłości nie była wcale lepsza. Choć może jednak kiedyś za Pokątną zatęskni, jeśli sytuacja zagęści się jeszcze bardziej i wkrótce pojawianie się tu stanie się na tyle niebezpieczne, że będzie mogła o nim zapomnieć.
Rzeczywiście nie miała zbyt wiele do zaoferowania poza nazwiskiem, urodą i wszechstronnymi talentami artystycznymi – ale prawdziwa lady powinna mieć do zaoferowania właśnie to. Po co jej była nauka i własna specjalizacja, skoro nie splamiłaby swoich delikatnych rączek niestosowną dla damy pracą? Kobiety nie powinny pracować (chyba że realizować się jako artystki lub, dla podtrzymania dobrej opinii rodu, pomagać w rodowych specjalnościach), a zaawansowana nauka była zwyczajnie nudna. Oczywiście Elise musiała znać podstawowe wiadomości o świecie, by nie skompromitować się w towarzystwie i umieć podtrzymywać rozmowy z gośćmi na sabatach i przyjęciach, ale nikt nie wymagał od niej znajomości numerologii czy innych tego typu zawiłych i koszmarnie nudnych dziedzin. Ale ród i wynajmowana guwernantka zatroszczyli się o niezbędne dla Nottówny podstawy wiedzy i umiejętności, a Hogwart zrobił resztę, choć to, co nie było jej na co dzień potrzebne, szybko z głowy wyrzuciła.
Ruszyły w stronę Pokątnej, zamierzając szybko opuścić tę nieciekawą uliczkę.
- Raczej dobrze. Moi rodzice i inni krewni czują się dobrze, Percival wiosną się ożenił, a ja w czerwcu wróciłam wreszcie z Hogwartu i zadebiutowałam na swoim pierwszym sabacie – powiedziała z dumą; o tak, sabat był dla niej najważniejszym wydarzeniem w tym roku. Ważniejszym niż jakieś głupie egzaminy w Hogwarcie, bo to sabat, a nie egzaminy, otwierał jej drogę do bycia prawdziwą damą. – Kawalera niestety jeszcze mi nie znaleźli, a przynajmniej żadnego mi jeszcze nie przedstawiono, choć moje kuzynki już się zaręczają – westchnęła, trochę im zazdroszcząc, że ją wyprzedziły. Już wiedziały, kogo poślubią, a ona ciągle żyła w nieświadomości i miała nadzieję, że ów narzeczony będzie jak najbardziej przypominał Flaviena, jej nastoletnie bożyszcze i ideał młodego lorda. – Odwiedziłam też sierpniowy Festiwal Lata i w sumie to nawet żałuję, że tak szybko się skończył. Ale zdaje mi się, że ciebie tam nie widziałam – mówiła dalej; zbliżały się coraz bardziej do Pokątnej, a Elise wykorzystywała ten czas na paplanie i nadrabianie zaległości towarzyskich w relacji kuzynką, choć zdawała sobie też sprawę z istniejących między nimi różnic. Morrigan zawsze była tą mądrą, w świecie salonów trzymającą się na uboczu, prawdziwym dzieckiem lasu, podczas gdy Elise pragnęła lśnić, była próżna i rozsmakowana w blichtrze.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Horizont Alley [odnośnik]10.09.18 12:41
Lady Flint była Krukonką z krwi i kości. Łaknęła wiedzy, pochłaniała ją w niepokojąco dużych ilościach. Egzaminy ją odrobinę stresowały, ale ostatecznie wszystkie zdawała zgodnie z planem, na jak najwyższe oceny. Lubiła wyzwania, współzawodnictwo było jej drugim imieniem, jak na typowego Flinta przystało. Strzelanie z łuku, wyścigi konne, dorastała w otoczeniu kolejnych konkurencji, w których starała się być jak najlepsza. Wybranie najniższej linii oporu nie było w jej stylu. Dlatego nie rozumiała podejścia Elise. Nie potrafiła tego zaakceptować, że ze względu na rodzinne koneksje można być aż taką ignorantką. Dlatego też ograniczała ich kontakty do przyzwoitego, niezbędnego minimum.
Na Pokątnej trzeba było się niekiedy pojawić. Ocieranie się suknią o mugolaków nie było czymś, o czym marzyła każda szlachcianka, ale czasem gra była warta świeczki. Nowy strój, szata, pantofelki… No i ile też można było siedzieć w rodzinnych dworach? Przeciętni czarodzieje nie mogli zapomnieć o tym, że w normalnym życiu wciąż panuje system kastowy i nigdy nie będą równi z przedstawicielami szlachty. Zwłaszcza po ostatnich bzdurach w Proroku, trzeba było zaznaczać swoją pozycję i chodzić z głową wysoko podniesioną.
Wzmianka o braku kawalera na horyzoncie spowodowała, że brwi Morrigan powędrowały w górę. Mężczyźni powinni się zabijać o tak dobrą i bezproblemową kandydatkę na żonę.
- Jestem przekonana, że już szukają Ci odpowiedniej partii. Panny Nott nie mogą przecież marnować swojego życia w stanie wolnym! - Powiedziała poruszona słowami Elise, a raczej prawie poruszona. Kiedyś nie potrafiła prowadzić sztucznych, płytkich rozmów ze szlachciankami. Dopiero stopniowo na salonach, podczas sabatów uczyła się tej tajemnej sztuki. Kuzynka prawdopodobnie tego oczekiwała - mało ambitnej konwersacji, o której będzie można swobodnie wspomnieć rodzicom.
Na wzmiankę o Festiwalu Lata westchnęła trochę rozżalona. Żałowała, że nie mogła przybyć, upleść wianka, albo wziąć udziału w wyścigu. Żałowała też, że uzdrowiciele czasem chcieli przedkładać własną rozrywkę nad zdrowie i samopoczucie pacjentów. Czy w czasie służby uzdrowicielskiej powinno istnieć coś takiego jak urlop?
- W okresie festiwalu mojemu ojcu się pogorszyło, a nasi uzdrowiciele postanowili się bawić, odsyłając nas do swoich znajomych po fachu. Jednak nikt przy zdrowych zmysłach by im nie zaufał, ot tak. - Wzruszyła ramionami. Odkąd zaczęła tracić krewnych, jedno po drugim, rodzina stała się dla niej podstawą, fundamentem wszystkiego. Morrigan była w stanie poświęcić dla nich praktycznie wszystko, jeśli wymagała od niej tego sytuacja.
- Nie przybyłaś tutaj sama, prawda? - Zapytała zaciekawiona, spoglądając na blodynkę. Lordowie Nott chyba nie puściliby Elise tutaj samej. Niestabilna sytuacja w magicznym świecie powodowała, że mało kto był na tyle odważny, aby poruszać się samotnie po Londynie. A jeśli już ktoś to robił, musiał być mężczyzną.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Horizont Alley [odnośnik]10.09.18 14:59
Gdy tylko Tiara Przydziału opadła na głowę Elise, natychmiast przydzieliła ją do Slytherinu, nawet nie zastanawiając się nad innymi możliwościami. Ravenclaw także nie był złym domem, Elise szanowała jego przedstawicieli na pewno bardziej niż Gryfonów obrońców szlamu, ale nie nadawałaby się do niego. Może byłoby inaczej, gdyby wychowywano ją w inny sposób, ale od maleńkości uczono ją na damę. Owszem, miała być oczytana, ale w literaturze pięknej, nie naukowej. Musiała posiadać pewną wiedzę o świecie, żeby dobrze sobie radzić w salonowych konwersacjach, ale zbyt mądre damy były postrzegane jako dziwaczki i nie były tak mile widziane przez mężczyzn. Mężczyźni nie lubili w końcu, gdy kobiety chciały być mądrzejsze i bardziej utalentowane magicznie od nich, a przecież priorytetem dla Elise było dobre zamążpójście. Kariera i praca były całkowicie zbędne w życiu kobiety, bo od tego byli mężczyźni. To oni mieli piąć się po szczeblach kariery i piastować wysokie, szanowane stanowiska. A ona, jako młoda lady, nawet muzycznej kariery nie mogła robić, bo nie wypadało jej grać dla gawiedzi, dlatego swoim talentem cieszyła głównie rodzinę, często grając na rodzinnych uroczystościach.
Z powodu tych wszystkich różnic i jej nie ciągnęło zbytnio do kuzynek Flint, wolała spędzać czas z Nottami i Lestrange’ami. Ostatni raz w ich posiadłości była jeszcze chyba za życia ciotki, a później widywała Morrigan głównie gdzieś na salonach. Nie ulegało wątpliwości, że ona nie wdała się zbytnio w Nottów, była Flintem z krwi i kości. I choć Elise szanowała ród Flint jako przyjaciół Nottów, wiedziała, że byli ludźmi lasu, nieco skostniałymi i odległymi od salonowego blichtru. Różne rody miały różne priorytety. Problem powstawał jednak dopiero wtedy, gdy dana rodzina zbyt mocno zbaczała w stronę postępowych, promugolskich wartości i zapominała o tradycjach. Czyżby to właśnie działo się z Longbottomami, odkąd minister z ich rodu posunął się do tak karygodnych oskarżeń? Może zamierzali podążyć ścieżką parszywych zdrajców Weasleyów?
Morrigan może i miała dziwne naukowe skłonności, ale przynajmniej pozostawała damą i pamiętała o słusznych wartościach. Dopóki nie przyjaźniła się z mugolakami i zdrajcami Elise ją szanowała, nawet jeśli nie zawsze rozumiała.
- Ojciec na pewno o to zadba. Jestem zbyt dobrą partią, by skończyć samotnie. Na pewno w swoim czasie poinformuje mnie o dokonanym wyborze – powiedziała; miała jednak dopiero osiemnaście lat, skończyła je ledwie dwa tygodnie temu, a szkołę opuściła w czerwcu, więc jej dorosła wolność trwała krótko. Miała jeszcze trochę czasu, żeby wyjść za mąż, w jej wieku panieństwo nie było skazą na wizerunku, ale Morrigan była do tego momentu coraz bliżej, miała na karku cztery lata więcej niż Elise. Ale jej ojciec w pierwszej kolejności musiał jednak zaręczyć jej starszą siostrę, Elise zapewne pozna narzeczonego jako druga. – A co z tobą, droga Morrigan? W końcu jesteś ode mnie starsza. Także trudno mi uwierzyć, że tak piękna kobieta jak ty jeszcze nie nosi na palcu pierścionka, ale podejrzewam, że i twój ojciec rozgląda się już za odpowiednią partią, prawda? – Tak musiało być. Flintowie byli tradycjonalistami, na pewno nie pozwalali swoim potomkom na zbyt wiele luzu i nowoczesnych wymysłów pokroju robienia kariery przez kobiety. Życzyła Morrigan żeby rzeczywiście wkrótce trafiła na dobrą partię, zanim na salonach zaczną się plotki o jej samotności. Po przekroczeniu dwudziestu trzech lat nieuchronnie się zaczynały, z każdym kolejnym rokiem przybierając na intensywności. Wolne dwudziestopięciolatki nie mogły już opędzić się od komentarzy na temat panieńskiego stanu, sama Elise chętnie plotkowała na temat takich kobiet i wyśmiewała za plecami te, które wolały robić karierę niż wyjść za mąż. Była przekonana, że sama nie stanie się jedną z nich. Ale przecież żadna dama nie zasługiwała na to, by spędzić życie samotnie (a żadna kariera nie mogła zastąpić męża!), albo co gorsza zostać wydaną za osobnika niższego stanu jako niechciany przez rodzinę odpad, którego trzeba się pozbyć, bo nikt odpowiedni nie chce poślubić starych panien, mając do wyboru śliczne, urocze młódki. Dla Elise staropanieństwo jawiło się jako coś strasznego, ale perspektywa utraty nazwiska i konieczności poślubienia kogoś niższego stanu była dużo, dużo gorsza niż samotność.
- Szkoda, że nie mogłaś się tam pojawić. To okropne, że uzdrowiciele nie dbają o swoje obowiązki – westchnęła, choć z drugiej strony, każdy chciał się bawić na festiwalu. Choć uważała, że niżej urodzeni powinni się poświęcić, żeby mogli bawić się lepsi. – Mam nadzieję, że twemu ojcu już się polepszyło – dodała. Choroby genetyczne nie były czymś, z czego mogłaby sobie kpić, nie po tym, jak jej własna siostra oraz jedna z kuzynek umarły z powodu takich chorób. Może była płytką, egocentryczną damulką, ale rodzina i dla niej stanowiła wysoką wartość. I wiedziała już, jak to jest kogoś stracić. Najstarsza siostra była jej niezwykle bliska.
- Nie, przybyłam z ciotką, ale wymknęłam jej się – przyznała z zawstydzeniem. Nie mogła znieść nudnego paplania ciotki, więc przy nadarzającej się sposobności oddaliła się od niej. – Muszę do niej wrócić, na pewno już mnie szuka i się niepokoi – dodała. Nie chciała, żeby ciotka doniosła jej rodzicom o jej samowolnej „ucieczce”, więc musiała jakoś ją ugłaskać i przez najbliższą godzinę lub dwie cierpliwie znosić jej nudne wywody. Ale może uda jej się ubłagać ją, by jednak poszły do pasażu Laverne de Montmorency? Wiedziała, że odpowiednia ilość pochlebstw powinna podziałać na starszą czarownicę.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Horizont Alley [odnośnik]12.09.18 13:22
Rodzice Morrigan nie byli zadowoleni gdy Tiara Przydziału zadecydowała, że ich pierwsza córka będzie uczennicą Domu Kruka. Zawsze sądzili, że potomkowie rodów takich jak Nott i Flint są przydzielani wyłącznie do Slytherinu. Jakie wielkie było ich zdziwienie, kiedy drugie dziecko również trafiło do Ravenclawu, a czarę goryczy przelała Macha. Dziewczynka niepasująca kompletnie do swojej rodziny, nieposiadająca cech charakterystycznych swojego rodu. Puchonka - to słowo grzęzło za każdym razem w gardle ich rodziców, kiedy mieli mówić dalekim krewnym, do jakiego domu trafiło ich najmłodsze dziecko. Nikt nigdy nie nazwał tego po imieniu, ale była to porażka dla Randolfa i Corinne Flint, posiadać w rodzinie kogoś z Hufflepuffu.
Ona sama cieszyła się, że trafiła do domu, w którym mogła chłonąć wiedzę i nikt jej od tego nie odwodził. Wertowała stare woluminy i ciągle wdychała kwaśny zapach pergaminu. Nie musiała zachowywać się jak rasowa Ślizgonka i gnębić mugolaków. Wystarczyło, że umiejętnie unikała ich towarzystwa i nie zawierała z nimi bliższych znajomości. Nie musiała też zgrywać odważnej obrończyni uciśnionych niczym Gryfonka, ani obawiać się szykan ze strony innych uczniów jako Puchonka. Ravenclaw zapewniał idealną równowagę między trzema pozostałymi domami, dając jej większą możliwość wyboru.
Mogła się spodziewać, że Elise odbije piłeczkę i zapyta o jej kandydata na narzeczonego. To pytanie było nieuniknione i Morrigan odruchowo zacisnęła mocniej palce na różdżce. Ojciec nie raczył jej informować o postępach w poszukiwaniu swojego przyszłego zięcia. Nie należał do najbardziej rozmownych osób. Raczej umowa nie została do końca zawarta i nie mógł przekazać córce niepewnych informacji, chcąc uniknąć jej rozczarowania.
- Nie jestem pewna, ale chyba już poznałam swojego kandydata na narzeczonego, ale nie mogę jeszcze nic więcej powiedzieć. Nic oficjalnego nie miało miejsca. - Przyznała zgodnie z prawdą. Czas biegł nieubłaganie, a ona nie młodniała - miała tego świadomość. Prawdopodobnie już wkrótce jej panieństwo będzie przeszłością. Z jednej strony pragnęła ustatkowania się, ale z drugiej obawiała się, że nie podoła nowej sytuacji. Małżeństwo było ciężkim kawałkiem chleba. Presja urodzenia dziedzica była dla każdej szlachcianki czymś, co spędzało sen z powiek, a przecież nie mogła rozczarować rodziny i przynieść jej hańby.
- Niestety niektórzy uzdrowiciele powoli zaczynają się szarogęsić, a ich status krwi pozostawia wiele do życzenia. - Westchnęła rozgoryczona na wspomnienie, niektórych pracowników Munga. - Tak, mojemu ojcu już jest lepiej, dzięki Merlinie. - Dodała, kiedy wychodziły już na Ulicę Pokątną, która wydawała się zdecydowanie bardziej jasna i przyjazna. Chodziło też po niej więcej czarodziejów, w przeciwieństwie do Horizont Alley.
- Ja przybyłam z kuzynkami i też czekają na mnie u krawcowej. - Ściągnęła kaptur płaszcza, kiedy przestało już kropić i uścisnęła Elise na pożegnanie. - Uważaj na siebie i pozdrów ode mnie całą rodzinę. Obyśmy wkrótce spotkały się na ślubie, którejś z nas. - Powiedziała lekko rozbawionym głosem i ruszyła spokojnym krokiem w stronę butiku Madame Malkin.

/zt x2
Gość
Anonymous
Gość
Re: Horizont Alley [odnośnik]24.10.18 19:55
13 września


Trzynaście krzeseł, tyle właśnie miało ich znaleźć się dzisiejszego wieczoru przy podłużnym stole w rodzinnym domu Sigrun, należącym do jej ojca, Normunda. Pan Rookwood organizował tego wieczoru kolację, podczas której świętować mieli jego kolejny zawodowy sukces, w niewielkim, rodzinnym gronie. Sigrun bynajmniej nie uśmiechało się tam pojawiać, nie miała ochoty na towarzystwo wiecznie niezadowolonego i skwaszonego ojca, lecz jednocześnie - od dawna nie widziała swych braci. W ostatnich tygodniach nie mieli wielu okazji do spotkań. Wysłała więc do ojca Astrid z krótką notatką, że przybędzie. Pojawić się z pustymi rękoma jednak nie wypadało. Miała i tak kilka sprawunków do załatwienia na ulicy Śmiertelnego Nokturnu; dostawszy się do Londynu na początku udała się jednak na ulicę Pokątną, aby uczynić swą sakiewkę nieco lżejszą. Strojem nie wyróżniała się dziś spośród tłumu innych czarownic. Długa, powłóczysta spódnica czarnej barwy i wpuszczona doń koszula z bufiastymi rękawami i srebrnymi guzikami nie przyciągały uwagi; jedynie niebanalne rysy twarzy - ostre kości policzkowe, głęboko osadzone oczy, pełne usta i wyraźna diastema między jedynkami - przykuwały wzrok. Pozornie łypała na wszystkich nieprzyjemnie, lecz było to złudne wrażenie, póki co - była we względnie dobrym nastroju. Od razu skierowała swe kroki w stronę jednego ze sklepów z dobrymi alkoholami. Okazja nie była specjalnie wyjątkowa, nie zamierzała się więc wysilać, a sięgnąć po sprawdzoną, bezpieczną opcję. Normund Rookwood zwykł pijać starą, dobrą ognistą whisky Ogdena i właśnie ją zamierzała mu sprezentować, między innymi; sklep z alkoholami był najbliżej. Pogrążona w myślach krążących wokół anomalii przekroczyła próg sklepu, a cichy dzwoneczek obwieścił sprzedawcy jej przybycie. Instynktownie podążyła ku gablocie z whisky, gdy jednak zbliżyła się doń na tyle, by wyciągnąć już rękę po jedną z butelek - coś błysnęło, huknęło, a Sigrun odrzuciło do tyłu. Zakręciło się jej w głowie, obtłukła sobie łokcie, nic jednak ponad to. Zerwała się na nogi, wściekła i zirytowana, zamierzając wyładować złość na sprzedawcy, lecz wtedy jej uwagę przykuło jej własne odbicie w lustrze wiszącym za kasą.
Bo cóż - wcale nie wyglądała jak ona.
Blada skóra twarzy pomarszczyła się znacznie, straciła młodzieńczą jędrność i elastyczność, była teraz jak poznaczony przebarwieniami pergamin. Włosy nie były już złociste, lecz zwyczajnie siwe, a sylwetka przygarbiona i skurczona. Wyglądała jak osiemdziesięcioletnia starucha. Jak własna ciotka ze strony matki Alvilda Borgin. Wrzasnęła na sprzedawcę, który jął kłaniać się w pas i przepraszać, zapewniają, że urok musiał zostać źle rzucony, że na ten moment - nic poradzić nie może. Gdyby tylko nie fakt, że sklep pełen był obcych ludzi, że był środek dnia... Rozprawiłaby się z nim w inny sposób.
Opuściła sklep czym prędzej, świadoma, że jeszcze chwila, a straciłaby nad sobą panowanie. Wzięła kilka głębokich oddechów - ostatnimi czasy spotykały ją naprawdę dziwne wypadki. Przystanęła gdzieś na Horizont Alley, aby zapalić papierosa.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : szefowa Brygady Uderzeniowej
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Horizont Alley [odnośnik]27.10.18 19:14
Hjalmar o ile zazwyczaj należał do grona dzieci określanych jako grzeczne to ostatnio robił się trochę bardziej butny. Trochę wynikało to z tego, że anomalie wcale nie odpuszczały, do ich domu przybyła nowa istota i Eir była zajęta bardziej niż zazwyczaj, a do tego wszystkie ogłoszono jeszcze stan wojenny. To oznaczało, że Hjall zwykle musiał zająć się sam sobą, albo po prostu spał pojony eliskirem słodkiego snu, dodatkowo jeszcze przez tą całą wojnę już w ogóle ciężko było wyjść z domu, co tylko wzmagało frustrację w chłopcu. Nic dziwnego, miał sześć lat i to chyba był wiek kiedy dzieci były najbardziej ciekawskie, ale już nie w ten idiotyczny sposób jak trzylatki ciągle pytające "dlaczego". Hjalla ciągnęło by poznawać świat i ciągłe siedzenie w domu zaczynało być dla niego bardzo męczące. Do tego stopnia, że postanowił ponowić swoją eskapadę z lipca i zwyczajnie na świecie wymknął się z domu. Tym razem postanowił się wybrać gdzieś niedaleko, bliżej niż do portu. Ot, gdzieś gdzie ewentualnie mogły być jeszcze inne dzieciaki, albo ich obecność nie była niczym dziwnym. Padło na ulicę Pokątną. Tam była szansa, że czarodzieje zajęci swoimi sprawami nie zwrócą na niego uwagi.
Hjalmar poczekał na dogodny moment po czym wyślizgnął się z domu i pomaszerował dziarsko na Ulicę Czarodziejów. Tam znalazł grupę małych huncwotów do których z braku pomysłu się przyłączył. Akurat otoczyli stragan jakiegoś sprzedawcy, pewnie z zamiarem zwinięcia paru drobiazgów. Właściciel od razu ich pogonił gdzie pieprz rośnie i cała gromada rozpierzchła sie po Pokątnej.
Pech chciał, że Hjalmar postanowił pobiec na Horizont Alley. Chwilę jeszcze bieg ze śmiechem oglądając się za siebie by zobaczyć czy ktoś go nie goni. W tym właśnie momencie wpadł na staruszkę.
-Przepraszam - rzucił od razu i chyba miał zamiar pobiec dalej ale akurat spojrzał na czarownicę i dodał pośpiesznie - ciociu Alvildo - odskoczył od niej od razu, tak na wszelki wypadek gdyby go chciała wyszarpać za ucho czy coś takiego.
Hjalmar Goyle
Hjalmar Goyle
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t6246-hjalmar-goyle#155131 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next

Horizont Alley
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach