Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]03.08.16 1:30
First topic message reminder :

Kuchnia

Do w miarę stałego umeblowania tego wnętrza należą flakoniki, garnki, stół, kredens, zlewozmywak, cała masa patelni i tym podobbnych rzeczy oraz Bertie. Kuchnia w Ruderze jest bardzo przytulnym i ciepłym miejscem w którym jest wszystko, czego trzeba do zrobienia pysznego posiłku. Bardzo często z resztą na stole stoi jakieś ciasto, albo na kuchence garnek zupy, którym goście, czy domownicy mogą się częstować.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.


Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 13.11.16 0:10, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott

Re: Kuchnia [odnośnik]03.05.17 23:04
Nie ważyłem wypowiadanych słów. Te układały się same w sposób niczym niewymuszony. Bo ta rozmowa taka właśnie była - wartka, przyziemna, taka jakiej potrzebowałem. Nie chciałem w końcu myśleć o kłopotach, o piętrzących się problemach, a Aria mi to właśnie oferowała - sprawnie absorbowała moją uwagę. Zruszała przy tym do życia stare wspomnienia, obrazy które mimowolnie pojawiały mi się przed oczami. Co prawda nie wszystkie były zabawne, lecz nawet te mniej przyjemne wywoływały w tym momencie nostalgiczny uśmiech. Nie było to takie złe uczucie.
Zaskoczyła mnie i wcale tego nie kryłem.
- Poważnie...? Powiedz mi jeszcze, że pracujesz z Bertim w Próżności - zmrużyłem oczy w tym momencie zastanawiając się w jaki sposób nici losu uplotły się w taki sposób, że wylądowała w Ruderze? - Tam się spotkaliście? - utrzymywali już ze sobą wcześniej kontakt? Jeśli tak...to czemu nie wiedziała, że też tu będę? Bertie zapomniał jej o ty wspomnieć? Mimo wszystko ciągle pamiętałem jej zaskoczenie. Popychała mnie ciekawość więc tak sobie dumałem przyglądając się, jak Aria próbuje spełnić moją zachciankę grzebiąc po półkach, sięgając, wyginając, schylając się...przekrzywiłem głowę trochę w bok by zyskać lepszy kadr na tą kuchenną gimnastykę w czasie której mimochodem opowiadałem o niezbyt rewolucyjnych zmianach w moim życiu i...Tak, musiałem przyznać, że zdecydowanie najlepiej pasowała do kuchni, chociaż...cóż, ostatnia noc...Aż uśmiechnąłem się lubieżnie pod nosem.
- Skoro zapraszasz. I chętnie kawy - wyrwany z rozważań, nieśpiesznie podniosłem na nią spojrzenie zaczepne spojrzenie. Bo tak - trochę bezczelnie nie kryłem się z prowadzeniem swoich obserwacji, a przyłapany kontynuowałem je bez skrępowania.
- Ach, w sumie to tak, tam się głównie trafia przez kłopoty - rzuciłem żartobliwie - Ja miałem takie nieszczęście, że nadepnąłem na odcisk pewnemu arystokracie z magicznego światka. Ci to potrafią być upierdliwi. Zwłaszcza jak zobaczą kogoś w dwuznacznej sytuacji ze swoją małżonką czy tam narzeczoną - wywróciłem oczami wzdychając. Mówienie o tym mnie już nie drażniło - Nie wiedziałem, że przyprawia gościowi rogi, potem to już poszło szybko - wzruszyłem ramionami. Trochę faktycznie w tym wszystkim była moja wina. To był czas kiedy na mało rzeczy zwracałem uwagę. Kto wie, może nawet mi wspominała, że kogoś miała, a ja to zbyłem? Kto wie. Stało się. Tak właściwie bawiło mnie trochę to, że robiłem dużo gorsze rzeczy i trafiłem akurat za coś takiego...Na rok...Tak to chyba tylko ja umiem.
Spojrzałem na nią podejrzliwie. Nie miałem nic przeciwko temu, że być może nie chciała mówić o sobie, lecz sposób w jaki to sygnalizowała aż nęcił i kusił, podjudzał.
- Tyle lat, a ty dalej kłamiesz jak dziesięciolatka, Arie - parsknąłem pod nosem kiwając głową niedowierzająco - następnym razem po prostu powiedz, że nie chcesz o tym mówić, bo tak to wręcz aż prowokujesz do pytań - pouczyłem ją ciągle nie kryjąc pewnego rozbawienia, po czym podniosłem na nią spojrzenie - Więc jak? Tak po prostu wylądowałaś w pierwszej lepszej cukierni w której poznałaś niezrównoważonego lodziarza rzucającego w ciebie tytanowymi rożkami, gdy nikt nie patrzył? Hm? - wyrecytowałem monotonnie, przechylając głowę na drugi bok - Uciekłaś od niego i tu się chowasz? Czy to zamknięty rozdział? - podpytywałem, strzelałem. Robiłem to mimo iż wiedziałem, że to było coś w co nie powinienem się był mieszać. A jednak...opowiedz mi, Arie, jak to było, co cie spotkało.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]03.05.17 23:31
Parsknęła śmiechem widząc zdziwioną minę chłopaka. Faktycznie, wspólne mieszkanie i wspólna praca mogły być lekką przesadą - problem polegał na tym, że mimo tego i tak rzadko widywała się z Bertiem. Na przykład od czasu spotkania w wesołym miasteczku spotkali się przelotem wczoraj w korytarzu i na tym kończyła się ich interakcja. Pokiwała więc twierdząco głową, po czym zajęła się robieniem kawy.
- Czarna jak nasze dusze czy z mlekiem? - gdy uzyskała wskazówkę jaką kawę pijał, postawiła dwa gorące napoje na stoliku i wreszcie zajęła jedno z miejsc. Opowieść o arystokracie i romansie niespecjalnie ją zaskoczyła. Czy jej się to podobało, czy nie, wiedziała o słabości Matthewa do wszystkich kobiet świata, które nie uciekały przed nim na drzewa. I chociaż miała z tym problem, nie miała też po co się wypowiadać. Nie łączyło ich przecież teraz nic, by mogła rościć sobie prawo do głosu. Sama zresztą święta nie była.
- Wziąłeś się za szlachcianki? Pięknie, pięknie. A potem zdegradowałeś się do osoby z moją krwią? Kiepsko z tobą - stwierdziła pół żartem, pół serio, nie mogąc uwierzyć w to niezwykłe szczęście romansu z arystokratką. Przecież one były takie... niewinne. Nie-kobiece i nie-ludzkie, jak osoby jej pokroju. Ale co ona tam wiedziała... pewnie gdyby była na ich miejscu to nie narzekałaby na swoje nazwisko i pochodzenie.
Gdy ją rozgryzł natychmiast wyprostowała się i z pełną godności miną obrażonej królowej rzekła:
- Nie wszyscy kłamią całe życie, tak jak ty - ale potem miała wrażenie, że chyba trochę przesadziła, bo sama kłamała odkąd pamięta. Nie przejmuj się, Matthew, kobiety tak po prostu mają. Kłamała kiedy mogła, począwszy od białych kłamstw w szkole, kończąc na cięższych teraz, gdy na poczekaniu wymyślała wiarygodną historię swojego życia. Nie chciała zdradzać wszystkiego, ba, w ogóle niczego nie chciała zdradzać! Ale chęć wyjawienia swoich sekretów komuś, komu ufała, była od niej silniejsza i zrzuciłaby chociaż na chwilę ciężar jaki ją dusił od pewnego czasu. Jednak nie chciała tego robić na samym początku znajomości; ani Bertiemu ani Mattowi nie spodobałaby się ta przygoda, chociaż z tej dwójki Bertie wiedział więcej, niż jego kuzyn.
- To nie jest rozmowa przy słodkim śniadaniu, Matt. Uwierz mi, że całe moje życie jest okropnie zawiłe - powiedziała i jej skwaszona mina wskazywała na to, że tym razem nie wykręca się od odpowiedzi. - Po szkole wplątałam się w niezbyt dobre towarzystwo, blisko trzy lata spędzałam w okolicach Nokturnu, potem poznałam tego gościa. A kiedy nasze drogi się rozeszły wróciłam do włóczenia się po barach. Wreszcie wpadłam na Bertiego, jakimś dziwnym zrządzeniem losu, a on zaoferował mi pomoc - zdradziła częściową prawdę, jednak nie spojrzała ani razu na chłopaka. Nie chciała widzieć jego miny, zresztą jej lekko zaróżowione lico sugerowało, że z wielkim trudem przyszło jej wyrzucenie z siebie tych słów. Nie była silną i niezależną kobietą, która niczego w życiu nie żałowała. Bo żałowała wielu rzeczy, na które teraz nie miała wpływu. - Takie rozmowy prowadzi się przy ognistej - dodała szybko, grzebiąc bezsensownie widelcem w swoim talerzu.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Kuchnia [odnośnik]05.05.17 0:05
Pokiwałem niedowierzająco głową.
- Świat jest rzeczywiście mały, co? - sytuacja faktycznie wydawała się być jedną z tych zdarzających się sporadycznie. Była właściwie głupim przypadkiem. Nie drążyłem już w tym bardziej próbując doszukiwać się jakichś znaczeń. Szybko sobie zdałem sprawę z powodu dla którego kuzyn pominął wspomnienie o mojej obecności tutaj - w końcu od pewnego czasu cierpiał na uzasadnioną awersję do mojej osoby. Przejdzie mu za tydzień, dwa. Oby.
- Czarną, jak nasze dusze - powtórzyłem po niej tą inkantację wyboru, a potem pozwoliłem sobie usiąść i pochylić się nad wywarem. Przeważnie, gdy jadałem lub pijałem poza domem, w miejscach mniej pewnych, podchodziłem z dużą dozą ostrożności do podsuwanych mi pod nos specyfików. Był to nawyk, który wyniosłem z domu bo, cóż... mieszkanie z trucicielką pod jednym dachem wyczulało aż za bardzo wpędzając mimo wszystko w chorobliwą podejrzliwość. Ale tutaj nie musiałem się pilnować. Ufałem domownikom. Mogłem, prawda?
- Kim ja jestem by odmawiać potrzebującym - wzruszyłem ramionami żartobliwie, zupełnie jakbym już się pogodził z tym smutnym losem - I nie mów o sobie w ten sposób, Arie. Do osoby z moją krwią... - masz do zaoferowania znacznie więcej - nieco spoważniałem, czując potrzebę naprostowania tego szczegółu. W końcu byliśmy razem. Co prawda może i mogło to uchodzić za szczeniacką miłość, szkolny związek który z czasem się skruszył nim w ogóle zyskał znamiona obietnicy czegoś trwalszego to jednak...to jednak trwaliśmy ze sobą przez jakiś czas. Nie miałoby to miejsca gdyby nie miała czegoś w sobie więcej poza krwią w żyłach. Gdyby nie to to też bym nie przekroczył z taką progu jej pokoju. Tak mi się wydawało i tego postanowiłem się trzymać by nie wyjść na płytkiego drania.
- Fakt, nie każdy to robi tak jak ja - spora cześć jest w tym zdecydowanie lepsza - odpowiedziałem spokojnie nie tracąc przy tym dobrego humoru, a nawet poszerzyłem swój uśmiech. Upiłem nawet nieco kawy i niezrażony tym słownym harpunem sięgnąłem po naleśnika dzieląc się z Arią moją teorią o mrocznym cukierniku-rożkowniku. Przybrałem pozę pewnej nieustępliwości bo nie ukrywałem, że pchała mnie ciekawość i pytania - dlaczego pozwoliła sobie to zrobić? Być z kimś kto nakreślił na niej te blizny? Co się takiego stało, że wspomnienie przeszłości malowało na jej twarzy wstyd? Nie zamierzałem jednak wiercić w jej trzewiach dziury w poszukiwaniu odpowiedzi w trybie natychmiastowym. Nie chciałem zepsuć tej wygodnej aury, która w tym momencie chwiała się niespokojnie, a i potrafiłem uszanować czyjąś wygodę. W końcu sam często dbałem o ochronę własnej. Nie oceniałem więc uznając, że tyle wystarczy mi wiedzieć.
- Wyglądasz pociesznie gdy z takim uporem wlepiasz swoje spojrzenie w blat - rzuciłem posyłając jej lekki uśmiech rozbawienia - Nikt cie tu nie będzie linczował za przeszłość, a już na pewno nie ja. Więc już nie rób takiej miny. Co prawda nie bronię się rumienić bo to nawet urocze, ale jak już musisz to przynajmniej patrz na mnie bym mógł czerpać z tego profity - skoczyłem zaczepnie brwiami, chcąc rozładować atmosferę.
- W takim razie uznaję to za zaproszenie na kiedyś tam. Nie mogę się doczekać - w akcie toastu uniosłem nieco wypity do połowy kubek kawy zaraz zdając sobie z czegoś konkretnego sprawę - Tylko...właśnie - tak odnośnie Bertiego. Słyszałaś o jego siostrze...?


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]05.05.17 1:00
Ariadna miała przez chwilę wrażenie, że się przesłyszała; w końcu tego typu wywód z ust Matta był rzadko spotykany... ale zawsze wiedziała, że pod maską głupca kryje się inteligentny człowiek - między innymi dlatego się z nim związała, dostrzegając w nim coś, czego nie dostrzegali inni. I chociaż teraz mogłoby się wydawać, że oboje się zmienili z biegiem lat, tak Aria nie wierzyła w to, że ludzie się zmieniali. Nie dało się całkowicie odciąć od przeszłości, która determinowała dalsze losy i podejmowane przez człowieka decyzje. Uśmiechnęła się nawet, będąc pod wrażeniem jego powagi; w końcu ona raczej sobie zażartowała, niż powiedziała to na poważnie.
- No kto by pomyślał! Od kiedy stałeś się takim filozofem, co? Dawno nie słyszałam takich ładnych słów wobec mojej osoby - zażartowała, ukrywając tym samym zakłopotanie jakie wywołały jego słowa. Bo rzadko się z takimi spotykała, a komplementów nie umiała przyjmować. Nie była też najskromniejszym człowiekiem na ziemi, mając całkiem wysokie mniemanie o sobie, ale czasami, w gorsze dni, wszystko widziała w czarnych barwach, łącznie z krytyką wycelowaną pod własnym adresem.
Nie skomentowała kolejnych słów Matta dochodząc do wniosku, że znowu mogłoby ją trochę ponieść, a w związku z tym zaczęłaby wyciągać bezsensowne argumenty, byleby tylko się z nim pokłócić skutecznie psując przyjemną śniadaniową atmosferę. Nie bała się linczu za przeszłość, na pewno nie w towarzystwie, w którym się znajdowała; próbowała cały czas nie myśleć o przeszłości, a rozmowa o tym z pewnością nie była tu pomocna. Na nowo otwierała zakurzone szufladki we wspomnieniach, rozdrapywała rany - nikt tego nie lubił, bynajmniej nikt normalny ale zdawała sobie sprawę, że do pełnego, obustronnego zaufania taka rozmowa była potrzebna. Jak na złość zarumieniła się bardziej, marszcząc niezadowolona czoło.
- Nie mów tak. Wiesz, że tego nie lubię - tego, gdy powodował te cholerne rumieńce; tego, że zawsze w takiej sytuacji był tak okropnie pewny siebie, podcinając jej wytupany grunt pod stopami. Ale na przekór sobie uniosła wzrok znad zdewastowanego naleśnika, kierując go na twarz chłopaka. Skoro tego właśnie chciał... cóż, zdecydowanie lepiej wyglądał w tym naturalnym świetle z zewnątrz, niż bladym świetle rzucanym minionej nocy w jej pokoju. Mogła mu się przyjrzeć dokładniej, co też poczyniła, chociaż ostatnio zdążyła zbadać każdy centymetr jego twarzy fizycznie. Tym razem to ona zaczęła wlepiać w niego swoje mieniące się złotem tęczówki, na chwilę zapominając o czym rozmawiali.
- Jeśli nie masz planów, to możemy nawet dzisiaj. Mamy taki ładny ogródek. A jeśli nie ogródek, to zawsze można pospacerować po mieście - zaproponowała niezobowiązująco, bo sama nie była pewna, czy miała nastrój na tego typu rozmowy w dniu dzisiejszym. Dziś miała zdecydowanie jeden z gorszych humorów, chociaż póki co nie dała tego po sobie poznać. Nie kryła jednak zdziwienia odnośnie wspomnienia o siostrze.
- A powinnam? - odparła krótko, nie przypominając sobie jednak, żeby do tej pory poruszała z Bertiem temat jego siostry. Przy okazji zajęła się swoim śniadaniem, bardziej je dzióbiąc, niż rzeczywiście jedząc.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Kuchnia [odnośnik]13.05.17 1:25
- Od momentu w którym uświadomiłem sobie, że jest to bardziej efektywne niż pociąganie za warkocze - rzekłem unosząc i opuszczając przy tym brwi w zawadiackim geście. Też potrafiłem mówić pół prawdą, pół żartem. Słowa gładko nosiły się w powietrzu - Bo jest, prawda? - dodałem zaczepnie, a pewność siebie która mnie przepełniała sugerowała że pytanie jest natury czysto retorycznej.
Rozbawiła mnie swoją reakcją. Lubiłem tą grę - to droczenie się, zachęcanie, wzbudzanie, a może i nawet zmuszanie innych do wyłamania się i wychylenia się zza swojej typowej codziennej maski. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Być może tkwił we mnie jakichś sadystyczny pierwiastek. A może po prostu za długo przebywałem w towarzystwie Skamandera...? Trudno o diagnozę.
- Wiem. Dlatego to robię - to było z mojej strony chytre, przebiegłe - ja wiem. Nie potrafiłem jednak sobie odmówić zobaczenia czy to wciąż działało. Czy ta cześć jej się w jakiś sposób zmieniła. Z nieskrywaną satysfakcją i zadowoleniem przyjąłem jej reakcję za dowód tego, że zmiany nie zachodziły na każdej płaszczyźnie. Już wówczas powinno mi to dać do myślenia, wzbudzić we mnie czujność, zapalić ostrzegawczą lampkę - nic takiego jednak ie nastąpiło. Arogancko ślepy nie chciałem niczego dostrzegać. Przynajmniej nie teraz gdy wszystko zdawało się w okół sypać.
- Nie jestem fanem wylegiwania się i w właściwie dziś nie dam rady. Mam zlecenie i będę nie osiągalny...przez jakiś czas - zmrużyłem oczy szacując w myślach na jak długo i jak daleko zamierzałem zniknąć z Londynu, lecz nie byłem w stanie sobie na to pytanie odpowiedzieć. Ucieczek się w końcu nie planowało. Ana była tego przykładem. Cały rok była dla świata martwą...Spoważniałem. To już nie było śmieszne. Westchnąłem.
- Rok temu została uznana za zaginioną. Tak po prostu zniknęła. Pewne poszlaki prowadziły do przypuszczeń że ktoś mógł ją porwać, lecz nigdy nie znaleziono dowodów mogących na to wskazywać. Była lubiana. Nigdy nie znaleziono też ciała choć w całą sprawę zaangażowani byli różni wróżbici, magiczna policja, jak i cała rodzina, a dużo nas - przerwałem na chwilę pogrążając się w pewnym zamyśleniu, które mogło wskazywać, że temat jest dla ciężki, lecz już się do niego przyzwyczaiłem - została uznana za zmarłą. Bardzo odbiło się to na całej rodzinie. Wszyscy z czasem zagryźli żal, a przynajmniej dobrze to ukrywają, lecz Bertie...wciąż odkopuje na nowo tego samego trupa z uporem maniaka - skrzywiłem się wlepiając spojrzenie w stolik. Martwiłem się o niego. O to, że mógłby ją spotkać i się rozczarować... - Ostatnio znalazł nieopodal groty przemytników jej biegunowe lusterko, a przynajmniej uparcie stara się w to wierzyć, że jest jej. Chociaż najgorsze jest to, że nawet jeśli ma racje to wcale nie rozumie, że to nie wyklucza tego, że jej po prostu tu już nie ma. Wiesz jaki on jest - uparty. To była jednak cecha rodowa - Sęk w tym jednak, że przez to, że wiem jaki jest boję się, że się w coś nieodpowiedniego wmiesza. Już samo to, że kręcił się koło szmuglerów mogło go zabić. A co jak przyjdzie mu do głowy wybranie się na Nokturn...? Sama wiesz, że to dla niego nieodpowiednie miejsce. Jeśli więc wie, że kręciłaś się po okolicach tej dzielnicy...nie daj mu się w razie czego przekonać do pomocy - mówienie tego wszystkiego było dla mnie kłopotliwe, jednak byłem gotowy zrezygnować na chwilę z własnego komfortu byle upewnić się, że Bertie o niczym się nie dowie.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]13.05.17 14:04
Na wspomnieniu o ciągnięciu za warkocze w jej głowie pojawiła się niewybredna myśl o tym, że dalej mógłby ją za te warkocze ciągnąć, niekoniecznie w takiej sytuacji, przy uroczym śniadaniu. Widząc zaś jej wyraz twarzy bez większego problemu mógł odgadnąć o czym pomyślała; w końcu byli do siebie podobni, a ich poziomy humoru i żartów też były całkiem do siebie zbliżone.
- Litości, Morgano. Nie znasz lepszego sposobu na oglądanie moich rumieńców? - spytała, uśmiechając się przy tym urokliwie i zaczepnie, jak nigdy dotąd. Może i obiecali sobie, że ich pierwsze spotkanie po latach nie przełoży się na późniejsze funkcjonowanie, ale... obiecanki-macanki a głupiemu radość, po prostu.
Kiedy usłyszała o tajemniczym zleceniu rozłożonym na "jakiś czas", uświadomiła sobie, że tak naprawdę do tej pory nie dowiedziała się czym Matthew się zajmował. Interesowało ją to z powodu zwyczajnej, kobiecej ciekawości, jak i faktu, że może kiedyś mógłby jej się w czymś po prostu przydać.
- Co to za zlecenie? - wbiła wyczekujące spojrzenie w twarz chłopaka. Oczekiwała odpowiedzi, a nie zbycia jej wymówką na poczekaniu, co wytknęłaby mu przy każdej możliwej okazji. Pamiętała, że sobie dorabiał różnymi drobnymi pracami, ale nie pamiętała, by chwalił się ich ukierunkowaniem.
Historia o Anie spowodowała, że zamilkła, nie wiedząc jak zareagować. Nie wiedziała o brzemieniu jakie Bertie dźwigał i w zasadzie podziwiała go przez to, że dalej był tak pozytywnie i radośnie nastawiony do życia. Lub udawał, tak jak ona, czy Matt. Udawanie i granie, nakładanie i zmienianie masek było w odczuciu dziewczyny jedynym rozsądnym sposobem, by świat nie wlazł nikomu na głowę.
- A dlaczego nie chcesz mu uwierzyć, że jego przeczucia są trafne i być może ona faktycznie żyje? - przerwała mu nagle, z jedzenia przerzucając się na kubek kawy. - Nie mnie to oceniać, ale ludzie nie giną tak po prostu, Matt. A może to ciągłe odgrzebywanie trzyma go z daleka od depresji? Nie wiesz tego - zaskoczyła ją jednak nagła wylewność chłopaka i kłopot, z jakim przyszło mu mówienie tego wszystkiego. Zaczynała odzyskiwać wiarę w to, że Matthew posiadał w sobie dalej te pozytywne cechy, których dane jej było doświadczyć kiedyś.
- Nie znamy się od dzisiaj, kochanie. Doskonale wiesz, że raczej nie wtrącam się w nieswoje sprawy, jednak jeśli Bertie mnie przekona do swoich racji, to mu pomogę. Z pewnością nie wrócę na Nokturn, jeśli o to ci chodzi. Zresztą, wiesz, że on jest dorosły i nie uchronisz go przed podejmowaniem decyzji, prawda? Nie upilnujesz go, dlatego jeśli będzie chciał coś zrobić, to zrobi to z twoją wiedzą, czy bez niej - nawet jeżeli wspólnie pracowali, mieszkali i po prostu przebywali ze sobą, nie robili tego cały czas - dlatego nie mogła mu obiecać, że dopilnuje Bertiego i uchroni go przed złem świata. Sama nie chciałaby, by jej najsłodszy blondynek wplątał się w wielkie bagno, przypłacając to zdrowiem, czy nawet życiem.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Kuchnia [odnośnik]13.05.17 18:03
Z typową dla siebie naturalnością podejmowała moją grę, śmiało odbijając serwowaną przeze mnie ku niej piłeczkę. Ta jej frywolność i swoboda przypominały mi dlaczego kiedyś postanowiłem próbować. Nie potrafiłem się w jej towarzystwie nie rozluźnić. Dobrze, że czas nie obdarł jej z tego, że wciąż umiała być taka nawet wobec mnie. Nie pomyślałem o tym, że tak właściwie specjalnie dla mnie nie potrafiła być inna.
- Muszę Burkowi ściągnąć coś z jakiegoś około-muolskiego zadupia. Trochę to potrwa bo ciężko tam o jakiś sensowny kominek czy świstoklik - wzruszyłem ramionami nie wdając się w niepotrzebne szczegóły mówiąc tyle ile uważałem za rozsądne - Wracając odwiedzę może starych znajomych. Skoro już będę się ciągnął na drugi kraniec wyspy - brzmiało jak plan. Chociaż równie dobrze złym pomysłem nie było zaszycie się na parę dni w jakiejś gospodzie z tanimi trunkami. Takie miejsca miały swój urok.
- Bo to nie przeczucie. Boi się przyznać przed samym sobą, że jej nie ma. Nie powiem, że go nie rozumiem, w końcu Ana była dla niego niemal jak druga matka ale przez to tkwić będzie w martwym punkcie. Poza tym żebyś widziała jak jego matka podupadła na zdrowiu w tamtym momencie. Ciągle nie jest dobrze i pewnie nigdy nie będzie, lecz ona już zamknęła ten rozdział. Jak większość. Nie mam zamiaru patrzeć jak nieumyślnie zmusza wszystkich do rozdrapywania starych ran - mówiłem to w miarę spokojnie. Jednocześnie wyciągnąłem z kieszeni zmaltretowaną paczkę papierosów. Wyjąłem jednego, a potem zaproponowałem Arie. Nie byłem pewien czy paliła. Zaśmiałem się krótko, kpiąco.
- I oczywiście, że ginął tak po prostu. Trupy już nie krzyczą, nie domagają się uwagi, a szczury i czas rzadko pozwalają na to by ostały się chociażby nagie kości - mugolską zapalniczką odpaliłem końcówkę papierosa, którego dym kojąco drażnił płuca - To był styczeń. Mogła pójść na spacer do lasu. Nikomu nic nie powiedziała bo czemu by miała? To miałby być tylko spacer. Coś się stało, zgubiła różdżkę, drogę, noc była chłodna, dzikie zwierzęta zajęły się rozniesieniem kości... - przetoczyłem przykład, a ton mojego głosu z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej chłodny. Nie były to przyjemne rzeczy, jednak najgorsze w tym wszystkim była myśl, że gdyby tak faktycznie się z nią stało - może byłoby lepiej.
- To zaczniesz. No chyba, że wolisz mieć na sumieniu trupa - oznajmiłem szorstko, robiąc jej okrutny wyrzut. Skrzywiłem się zaraz jednak, zdając sobie sprawę, że poszedłem w tym wszystkim o krok za daleko. Nie było co ukrywać - miała rację - nie byłem w stanie go upilnować. Zaciągnąłem się papierosem by ciężko, kapitulacyjnie wypuścić obłok dymu - Wybacz, nie miałem...nie chciałem, by tak to zabrzmiało - strąciłem popiół do opróżnionego kubka po kawie - Jedna tragedia w rodzinie po prostu wystarczy, a znam go i wiem, że skoro myśli, że znalazł jakąś poszlakę koło groty przemytników...to zacznie mieć coraz głupsze pomysły. Ktoś to wykorzysta - prędzej czy później - może w przeciwieństwie do Bertiego postrzegałem świat z tej bardziej fatalistycznego punktu widzenia, lecz miałem ku temu powody. Wiedziałem w końcu jak ten potrafi być okrutny, jak połykał w całości ludzi naiwnych, przepełnionych idealistyczną wiarą, karmiących się nadzieją, takich jak Bertie - Pomóż mi go trzymać od tego z daleka - wysunąłem się z prośbą. Byłem w stanie się na to zdecydować jeśli to miało tylko w jakikolwiek sposób sprawić, że łatwiej będzie mi utrzymać go z dala od Any i tego czego nie powinien wiedzieć


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]13.05.17 20:03
Nie spodobało jej się to, co usłyszała; w końcu próbowała odciąć się od wszelkiego rodzaju brudnych interesów, a te właściwie mieszkały z nią pod jednym dachem, zbyt blisko, jak się okazywało. Uśmiechnęła się gorzko na te słowa, wiedząc, że i tak nie ma żadnego wpływu na decyzję Matthewa.
- Uważaj na siebie, dobrze? - poprosiła, zupełnie szczerze i z głupią nadzieją na to, że obieca i będzie mieć te słowa z tyłu głowy, gdy zachce zrobić coś głupiego, coś, co potem mogłoby przynieść mu więcej kłopotów niż pożytku. Martwiła się zarówno o niego, jak i o Bertiego, chociaż w przypadku Matta może trochę bardziej: był tak samo nieprzewidywalny i impulsywny, a któż jak nie ona mógł wiedzieć, czym to się kończyło w praktyce? Przyjęła papierosa, wsuwając go między bladoróżowe wargi, by potem pochylić się w stronę zapalniczki trzymanej przez chłopaka. Nie podobało jej się to, że zasmradzali dymem papierosowym małe królestwo co najmniej dwójki mieszkańców, więc wstała, żeby w następnej kolejności otworzyć okno. Oparła się biodrami o parapet, słuchając w milczeniu wywodu Matthewa. W tym co mówił był sens, z drugiej strony jednak nie wiedział co czuł jego kuzyn.
- Chyba ponosi cię fantazja - uznała, wchodząc mu w pół zdania. Rozumiała jednak, że tak tragiczna wizja pozwalała chłopakowi łatwiej przejść przez fazę żalu i zapomnienia, pomagając mu żyć po prostu dalej. - Nie jestem koronerem, ale gdyby było tak, jak mówisz, to znaleźliby albo resztki kości albo zęby, których nie zje żadne stworzenie - pamiętała nauki ojca, który czasami opowiadał jej tak okrutne rzeczy. W zasadzie, sama o nie pytała, już w dzieciństwie interesując się nadzwyczaj ludzkimi szczątkami i sposobami, którymi w łatwy sposób może się kogoś pozbyć, bez zostawiania śladów. A potem, nim się odezwała znowu, szybko zamknęła usta. Cóż on sobie wyobrażał?
- Takim tonem możesz mówić do swoich kolegów, Matt. Nie do mnie - prychnęła w odpowiedzi, ignorując jego przeprosiny. Po krótkim momencie zdumienia jego reakcją, na jej twarzy pojawiła się niewielka złość. - Daj mu spokój. Nie możesz ingerować w jego życie. Wiesz jak funkcjonują dzieci i ludzka ciekawość? Zabronisz mu czegoś, a on na złość wszystkim wokół i tak to zrobi, z ciekawości, chęci, czy nie wiadomo czego. Dlatego najlepiej jeśli nie będziesz poruszać tego tematu, tylko z bezpiecznej odległości możesz kontrolować sytuację. Powtarzam, nie upilnujemy go - powiedziała, dopalając papierosa. Potem zaś, zakradła się do Matta, stając za jego plecami. Dłonie oparła o jego ramiona, nachylając się tuż nad szorstkim policzkiem chłopaka. - Jeśli jego przekonania są tak mocne, to tym bardziej nic na to nie poradzisz - dodała półszeptem, zaciskając palce na materiale koszulki i częściowo na skórze Botta.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Kuchnia [odnośnik]13.05.17 22:08
Mruknąłem potakująco. Zawsze uważałem, a przynajmniej się starałem. Bez względu na to, jak wyglądało moje życie to się go trzymałem. Co prawda balansowanie na jego krawędzi przysparzało mi pewnego rodzaju satysfakcji to jednak nie pchałem się tam, gdzie wiedziałem, że mogę zapłacić więcej niżbym był gotów.
- Nie - nie ponosiła mnie fantazja. To był jedynie jeden z tych bardziej optymistycznych scenariuszy, których chwytałbym się w razie zaginięcia kogoś istotnego. Wychowując się na Nokturnie widziałem wiele gorszych scenariuszy na koniec, na zaginięcie bez pozostawienia po sobie choćby popiołów. Tam była to w końcu codzienność, której plony z przyjemnością zbierali łowcy ingrediencji i Paliczki. Po człowieku pozostawało wówczas tylko wspomnienie. To, że tego nie rozumiała nawet mnie nie denerwowało - miała szczęście.
- Musieliby najpierw wiedzieć, gdzie szukać. Wiedzieć gdzie poszła - przypomniałem jej. Lasy ciągnęły się hektarami, a to był przecież jedynie wymyślony na poczekaniu scenariusz. W końcu wiedziałem, że żyła. Przynajmniej ja jeden. Problemem był Bertie. To że niespodziewany splot losu popychał go w stronę tego czego nie powinien, a ja musiałem go jakoś od tego odciągnąć. To że mnie unikał, nie chciał ze mną rozmawiać i fakt, że musiałem opuścić na kilka dni Dolinę spuszczając go z oczu wcale niczego nie ułatwiało. Zirytowany brakiem posiadania na niego faktycznego wpływu powiedziałem za wiele. Byłem tego świadomy więc przemilczałem reprymendę ze strony Arii dając tym samym w niemy sposób do zrozumienia, że wiem iż się zagalopowałem.
- Próbuję - Wyrzęziłem, nie kryjąc zirytowania. Próba trzymania pieczy na odległość nie była taka łatwa. Tym bardziej, że byłem zmęczony. Miałem wiele problemów, miałem zobowiązania. Potrzebowałem powietrza. Tylko co jeśli Bertie w chwili gdy na chwilę spuszczę go z oczu coś odwali? Nie mogłem tak po prostu zaakceptować faktu, że nie mogłem NIC zrobić. Musiałem. Z tego powodu jej słowa coraz bardziej przyprawiały mnie o rozdrażnienie: możesz go kontrolować z odległości ale i tak go nie upilnujemy, nic nie poradzisz. Pierdolenie. Zdenerwowanie narastające we mnie znajdowało odzwierciedlenie w napiętych mięśniach ramion. Byłem spięty i wcale nie rozluźniłem się pod naporem jej dotyku. Jej szept sączył się we mnie jak trucizna zachęcająca do letargu. Wezbrał we mnie wstręt, który starałem się zdusić.
- Arie, nie chcę byś była kolejną osobą którą do siebie zrażę. Nie interesuje mnie to, czy pochwalasz czy potępiasz moją postawę wobec Bertiego, to czy go upilnuję czy nie tylko czy mi pomożesz - mówiłem patrząc w jakiś punkt w ścianie na przeciwko. Brzmiałem być może chłodno, protekcjonalnie, lecz tylko dlatego, że starałem się zachować względny spokój - wyjeżdżam na jakiś czas. Potrzebuję kogoś kto przez ten czas będzie miał go na oku. Możesz to zrobić?


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]13.05.17 22:22
Poczuła jak mięśnie ramion Matthewa napięły się pod jej dotykiem, a potwierdzenie, że wszystko to było przez nią, uzyskała zaraz potem. Próbowała sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek chłopak używał wobec niej podobnego tonu i z wątpliwą przyjemnością musiała przyznać sama przed sobą, że jest to pierwszy raz. O jeden za dużo, bo przypominał jej w tym momencie ojca, który stosował na niej podobnego typu zagrywki niemal cały czas. Dlatego teraz to ona w lekkim rozdrażnieniu zabrała dłonie, prostując się, jednak wciąż stała za jego plecami.
- Mogę - odparła krótko, zwięźle, stosunkowo chłodno, ale skoro właśnie taką rozmowę chciał prowadzić - nie miała zamiaru tego zmieniać. Przynajmniej pocieszające w tym wszystkim było to, że nie chciał jej do siebie zrazić. Z pewnością kiedy indziej uznałaby to nawet za urocze, lecz teraz poczuła się nadzwyczaj stłamszona protekcjonalnym tonem, wymierzonym w nią.
- Jeśli jednak mi się wymknie, to nie miej do mnie pretensji. Czasami mamy różne zmiany w pracy i spędzamy je oddzielnie. Na twoje szczęście przez znaczną część czasu informuje mnie o swoich planach - poinformowała go i wreszcie ruszyła się, by pozbierać brudne talerze, wrzucając je do zlewu. Nie chciała ukrywać tego, że miała całkiem niezły kontakt z Bertiem.
- Poza tym, Bertie jest jedyną osobą, której nigdy nie dałabym nikomu skrzywdzić, więc z twoją prośbą, czy bez i tak zainterweniowałabym, gdyby zrobił coś głupiego - dodała, zabierając się za mycie naczyń. Gdy stała odwrócona tyłem do Matthewa, zdążyła chyba ze sto razy odetchnąć głęboko, nie wspominając o przedrzeźnianiu go; zdenerwował ją, czego też niespecjalnie kryła, nie przejmując się tym, że chłopak był poniekąd postawiony pod ścianą. Mogłaby to nawet zrozumieć, ale teraz chyba nie miała takiej ochoty, wyżywając się na brudnych naczyniach.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Kuchnia [odnośnik]13.05.17 22:51
O tym mówiłem wspominając, że czasy szkolnych korytarzy mieliśmy już za sobą i chcąc nie chcąc się zmieniliśmy. Kiedyś nie potrafiłbym się zdobyć na podobnego zachowania wobec niej czy kogokolwiek innego. Życie niezaprzeczalnie zaszczepiło we mnie swego rodzaju wyrafinowanie, którym brzydziłem się posługiwać, a jednak po które sięgałem ostatnimi czasy nad wyraz często.
W ciszy patrzyłem przed siebie oczekując jej reakcji. Atmosfera między nami wyraźnie zgęstniała, stała się ciężka, drażniła. Arie puszyła się, odsunęła, a jej słowo choć było tym, czego oczekiwałem zdawało się przeszyć mnie na wskroś niczym harpun. Ale tego przecież chciałeś Bott, prawda? Spojrzałem przez ramię na jej oddalającą się sylwetkę próbując ocenić jak bardzo miała mi za złe. Zaniechałem to po chwili i podniosłem się z krzesła. W akompaniamencie jej kolejnych słów dogasiłem papierosa przyduszając go do talerza.
- Dzięki - tylko tyle z siebie wydusiłem a potem zmierzyłem swoje kroki w stronę wyjścia. Na prawdę byłem jej wdzięczny, lecz jednocześnie miałem ochotę wysadzić coś w powietrze. Znajdując się na ganku przekląłem pod nosem i po odpaleniu kolejnego papierosa ruszyłem w swoją stronę. Ten dzień zapowiadał się cholernie ciężko.

|zt x2 (Arie & Matt)


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]25.05.17 0:46
|04.04.1956r

Sobota zlatywała Bertiemu wyjątkowo spokojnie. Miał dziś wolne od pracy, w spokoju powylegiwał się więc w łóżku pamiętając, że jego nocne plany wiążą się z tym, że nie bardzo pośpi - najwidoczniej już zapomniał, że trzy dni temu postanowił, że nigdy więcej w swoim życiu nie tknie alkoholu. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia. W dość zawirowanym życiu, jakie młody Bott lubi prowadzić, mało kiedy znajduje czas na to, żeby w spokoju posiedzieć w domu i po-nic-nie-robić przez cały dzień, a taki właśnie miał plan. Koło siebie słyszał mocne tuptanie Rogera, którego przywlekł tu ze sobą - oto najwierniejszy towarzysz, jakiego można mieć! Szczególnie, kiedy posiadasz marchewkę - a sam zabrał się za przygotowywanie jakiegoś obiadu, jak zazwyczaj w dużym kociołku, jedzenie w Ruderze nigdy się nie marnuje, a Bertie Bott jako Jedzeniowa Wróżka zawsze lubił dawać ludziom radość.
Z krojonego akurat buraka odciął kawałek i podrzucił małemu przyjacielowi, mając nie mniejszą radość niż zazwyczaj z tego, jak mrocznie wygląda królik, kiedy ubrudzi sobie białe futerko czerwonym sokiem przy pyszczku.
Planował jeszcze dziś może poszperać za zaklęciami. Miał się douczać, choć obiecał sobie nie nazywać tego nauką, żeby nie brzmiało jak obowiązek. Zaklęcia i OPCM z resztą zawsze lubił, a pojedynki coraz mocniej dawały mu do zrozumienia, że powinien się podszkolić. Szczególnie, że pisał się przecież na coś, w czym być może i jego zdolności się przydadzą.
Tak czy inaczej teraz skupił się na potrawce - zakryj uszka, Roger - z królika, którą zamierzał przygotować. Kroił warzywa, kolejne skrawki od czasu do czasu rzucając żarłocznej bestii kicającej mu pod nogami, kiedy usłyszał charakterystyczne trzaskanie w kominku, którego jeszcze nie rozpalał. Odwrócił się więc w stronę, z której już dało się dostrzec już znajome, zielone płomienie, ciekaw kto postanowił odwiedzić jego skromne progi.
- Kimkolwiek jesteś, jedzenie będzie za godzinę.
Stwierdził obojętnie, spodziewając się raczej Matta, czy Ari, ewentualnie Titusa wracając do krojenia, nie patrząc już w stronę kominka. Kto miał się mścić za Prima Aprillis już to zrobił, teraz młody Bott czuł się całkowicie bezpiecznie w swoim domu.
- Możesz się zapchać muffinkami, zostało ich trochę. - dodał, kiedy usłyszał cięższe, męskie kroki. Dopiero po chwili zerknął za siebie i uśmiechnął się na widok nie-bardzo-znajomego. - Spodziewałem się lokatorów, ale zaproszenie aktualne.
Domyślał się w czym rzecz, ale hej - przecież słodycze łagodzą obyczaje!



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]25.05.17 8:50
Przed wyjściem z domu dość długo stał z założonymi rękoma przed wielką klatką, która stała się nowym elementem wystroju oranżerii. Wiedział, że rozwiązanie to jest naprawdę bardzo tymczasowe. Lokator tegoż mebla nie pozostawał dłużny zasępionemu spojrzeniu arystokraty, posyłając mu takie spode łba. Selwyn jednakże przestraszyłby się dopiero wtedy, gdyby zamiast uroczego i w miarę niegroźnego niuchacza w więzieniu znajdował się... choćby wozak. Ten obrzuciłby go stekiem przekleństw i wyśmiał, a niuchacz mógł tylko siedzieć nadąsany i przypominać swoim wyglądem pompona z ryjkiem. Alexander pokręcił głową i upewniwszy się jeszcze, czy czary zabezpieczające aby na pewno nałożone zostały we właściwy sposób tak, aby jego uwielbiający błyskotki współlokator nie wymknął się podczas nieobecności czarodzieja, Selwyn odwrócił się na pięcie i dziarskim krokiem ruszył w kierunku najbliższego od jego aktualnego położenia kominka. Choć żart był naprawdę dość oryginalny - a Alexander dowiedział się też dzięki temu, iż ojciec jednak nie usłuchał jego próśb i przed kolejnym wyjazdem pozostawił dom nieochronionym - to mimo wszystko Selwyn nie był zachwycony okolicznościami, które pchnęły go do złożenia Bertiemu Bottowi wizyty. Po stokroć wolałby nieskrępowanie udać się do Słodkiej Próżności, gdzie mogliby odbyć niezobowiązującą pogawędkę o wszystkim i o niczym - jak na luźnych znajomych przystało. Nawet ze swoim obecnym problemem wolałby nawiedzić cukiernika na jakimś neutralnym gruncie, lecz to rozwiązanie w tymsumie przypadku niosłoby zetym sobą negatywny wpływ środowiska zewnętrznego, które to byłoby w stanie rozproszyć zarówno Botta, jak i Alexa. Czując się już trochę jak objętość, mimo iż nawet nie znalazł się jeszcze w Ruderze (której pieszczotliwą nazwę podałam mu Eileen jako miejsce, gdzie powinien się udać by odnaleźć winowajcę pierwszokwietniowego mayhemu) już czuł się jak intruz. Wziął jednak głęboki oddech i ciskając w palenisko garść proszku Fiuu wymówił adres. Pochłonięty go zielone płomienie, z których chwilę później wyłonił się w całkiem nieznanym mu domostwie. Usłyszał znzlany mu, głos i ruszył w jego kierunku. Jak na pierwsze usłyszane zdanie uniósł delikatnie kąciki ust, tak na drugie poleciały one znacznie wyżej, razem z brwiami.
- Wybacz za najście - powiedział z uśmiechem, jednakże w jego oczach pojawił się pewien niebezpieczny błysk. Omiótł spojrzeniem kuchnię, Botta, królika-mordercę i stojące nieopodal muffiny, nie ruszając się jednakże w ich kierunku. Jeszcze. - Wpadłem tylko na chwilę - dodał zaraz, zapatrzywszy się niechcący na to, jak cukiernik wprawnie kroił warzywa. - Rozmawiałem parę dni temu z Eileen - kontynuował, szybko zaczynając zmierzać do sedna. - I nie uwierzysz, ale ktoś podrzucił jej w ramach Prima Aprilis wozaka - powiedział, grając przed Bottem zdumienie, kręcąc lekko głową z niedowierzaniem. - Pomóc ci może? - zaoferował jeszcze, szczerze tym razem, gdy obserwując Bertiego poczuł się do granic możliwości nieprzydatnym burzycielem spokoju Zakonnika.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Kuchnia [odnośnik]25.05.17 12:07
Nie przeszkadzał sobie, a jednak uśmiechnął się lekko na słowa swojego gościa. Domyślał się,że właśnie o to chodzi, na pytanie o pomoc natomiast dobrze się zastanowił. Żywot klauna ma bowiem swoje zasady, przede wszystkim: jeśli ofiara przychodzi po zemstę, lepiej aby pozostawała nieuzbrojona. Z drugie strony dobrze byłoby zająć ją czymś, jak na przykład pomocą przy obiedzie. Jak więc wybrnąć? Z pomocą przyszedł mały tuptacz, który przekicał kółeczko dookoła jego nóg.
- Możesz dopilnować, żeby Roger nie widział, że kroję mu kuzyna.
Stwierdził bardzo, ale to absolutnie poważnym tonem. No, kto nie lubi zabawiać małych, puchatych króliczków? Sewlyn na prawdę okaże brak duszy, jeśli odmówi, wystarczy spojrzeć na tę białą bestyjkę, umorusaną na pyszczku sokiem z buraka, z kilkoma rudymi plamkami. Toć już jej oczy mówiły należy mnie kochać. A swoim kicaniem na pewno wystukiwał morsem zjem twoją duszę, nim się obejrzysz, słodkie puchate kuleczki już tak mają.
- Ostatnio się na mnie obraził, ale co poradzić, czego oczy nie widzą tego sercu nie żal podobno. - dodał, wrzucając kolejne kawałki warzyw do kociołka, który lewitował zaraz obok niego i zaczęły się podgrzewać wraz z wodą i przyprawami na małym płomyku, który zjawił się niewiadomo skąd.
- Poza tym do Rudery nie wpada się na chwilę, więc bierz muffina. - dodał tonem, który podpatrzył u swojej matki i uwielbiał go wykorzystywać na nieposłusznych gościach. Kobieta potwornie bawiła go, kiedy jednocześnie była sobą: mamuśką Bott, istotą o sercu większym niż ten glob, a jednocześnie pozostawała stanowcza jakby oznajmiała, że niezjedzenie JEJ CIASTECZKA jest zbrodnią, za którą nawet i do Azkabanu by można trafić.
Ignorował to coś, czy dokładniej coś chyba gniewnego w postawie rozmówcy, może nawet całkiem nieźle się całą sytuacją bawiąc. Ostatecznie to jego rówieśnik, młody człowiek który dostał zwierzątko, w dodatku sam jest w pełni sił, sytuacja jest więc całkowicie inna, niż kiedy odwiedził go właściciel pubu w którym z Titusem zorganizowali fajerwerki.
- Oczywiści, znam Luigiego, nie mogłem nie zauważyć istoty o niesamowicie bogatym słownictwie, która mieszka pod moim dachem. - uśmiech się lekko poszerzył. Lubił wozaka. Przekleństwa - jasne, czasem drażniły, czasem jednak można w końcu zwierzątko wyciszyć, a Lu w końcu jest całkiem śmieszny. Bertie bardzo go polubił na swój dziwny sposób, ot kolejna dziwna istota w tym domu, nic niesamowitego, prawda?
- Prima Aprilis ma to do siebie, że przyciąga dość osobliwe zdarzenia, nie to jest w tym święcie najlepsze?
Piwka z porożem, Alan jako ojciec, kolorowy Matt, Luigi, fajerwerki pod Zającem, Lody Marudy i wiele innych - czy ten dzień i ta noc mogły być lepsze?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]25.05.17 23:29
Alexander schylił się i podniósł z podłogi zabójcę marchewek, uważnie wpierw przyglądając się zwierzęciu będąc w kuckach, a następnie uniósł się opierając królika na piersi i jął głaskać futrzaka monotonnym ruchem, przerywanym jedynie chwilowym drapnięciem za króliczym uszkiem jednym czy drugim. Roger. Zupełnie jak... - nie dokończył myśli, nie chcąc wracać do Tower. Elliotta zdążyli już opłakać razem z pozostałymi poległymi, jednak misja w Tower powracała do Selwyna od czasu do czasu, przygniatając go niezaprzeczalną prawdą: nie byli nieśmiertelni. Tym samym prawdą wydawało się być więc stwierdzenie, że ludzie nie będący egoistami umierali młodo, szybko, gwałtownie. Oderwał się jednak jak najszybciej od ponurych myśli wkradających się do swojej głowy i ignorując królika skubiącego kołnierz wrócił do Bertiego.
- Króliki to zaprawdę charakterni towarzysze, choć pozory mogłyby niejednego zwieść na manowce. Miarkuj me słowa - odparł, kiwając głową z jakby lekko odległym, zamyślonym spojrzeniem. Och, ile by dał by zamiast niuchacza w jego domu rezydował teraz królik.
Zerknął na talerz muffinek dokładnie w tym momencie, gdy Bott rozkazał (?) mu by, kolokwialnie mówiąc, zapchał się jego nieprzyzwoicie zbyt dobrymi jak na ludzkie pojęcie wypiekami. Oparł się więc biodrami o krawędź stołu i jedną ręką kurczowo trzymając królika drugą sięgną po czekoladowy słodycz.
- Na stos Wendeliny, Bott, co ty w nie pakujesz? - szlag trafił na chwilę jego zagniewaną postawę, bowiem jęknął zachwycony z na wpół pełnymi ustami, po chwili dopiero uświadamiając sobie, jak bardzo obcesowo się zachowywał. Doprawdy, był czarną owcą arystokracji - gdyby znajdował się właśnie na salonach zapewne wywołałby kolejny mały skandal, identyczny jak dawne dzieje szortów. Ale Merlinie, było warto choćby dla samego widoku tych zdegustowanych, bliskich omdlenia dam. Zresztą, Rudera zdecydowanie nie była drugim Hampton Court, toteż mógł sobie pozwolić na bycie niezwykle ludzkim i nieidealnym w tym momencie, nie dajmy się zwariować.
- Bogate słownictwo, otóż to. Niesamowicie fascynujące w tych stworzeniach, a jednocześnie najbardziej nietaktowne. Żeby tak kobiecie ubliżać... już chciałem lecieć i zrobić z niego rękawiczki - powiedział po pochłonięciu muffina kręcąc głową i unosząc spojrzenie ku sufitowi. - Prima Aprilis to była moja popisowa doba raz do roku. Sprzątanie zagród aeotanów to i tak była zbyt mała kara za zaczarowanie krzeseł nauczycieli. Och, Madame Molière próbująca utrzymać się na krześle wywijającym kankana to dopiero był widok - uśmiechnął się szelmowsko, zerkając z ukosa na Bertiego. - Ale nie tylko bogactwo słownictwa czy artystyczne może mieć udział w psikusach. Bogactwo materialne również. Imaginuj sobie, że ktoś wpuścił mi do sypialni niuchacza - jego ton zmienił się, w głosie pojawiła się bowiem nagła twardość, a zawadiacki uśmiech wyraźnie zbladł. - Rzeczony niuchacz natomiast nie dość, iż splądrował pokój doszczętnie, pal sześć pieniądze i pamiątki rodzinne, to położył swoje lepkie łapki na moim pierścieniu Zakonu. Zdajesz sobie sprawę, jakie niepożądane konsekwencje mogłaby mieć ucieczka takiego rabusia, Bott? - zapytał na wpół retorycznie spod uniesionej brwi, z wyczekiwaniem w srebrzystobłękitnych tęczówkach.
Sama istota kawału była doprawdy genialna, sam nie mógłby lepiej tego wymyślić i przeprowadzić- jednak całość przedsięwzięcia była ryzykowna, a przypadkowe skutki uboczne mogłyby ich zdecydowanie przerosnąć. Wpadnięcie pierścienia w niepowołane ręce, sam fakt jego utraty przez Selwyna, no i jeszcze ten drobny aspekt, o którym zamierzał powiedzieć dopiero za chwilę, po otrzymaniu od Bertiego odpowiedzi. Teraz patrzył na cukiernika wyczekująca, choć jego prawie-groźną pozę doszczętnie niszczył znajdujący się w jego ramionach biały króliczek, uroczo ruszając noskiem w czasie rozglądania się z wysokości za jakimś smakołykiem.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Kuchnia - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach