Wydarzenia


Ekipa forum
Wnętrze pubu
AutorWiadomość
Wnętrze pubu [odnośnik]03.04.15 17:55
First topic message reminder :

Wnętrze pubu

★★
Pub pod Trzema Miotłami to najbardziej znany bar w Hogsmeade. Położony w centrum wioski, zawsze jest pełny - w weekendy tłumnie odwiedzają go uczniowie Hogwartu, aby skosztować kremowego piwa, lecz w pozostałe dni również tętni życiem, za sprawą pitnego miodu dojrzewającego w dębowych beczkach, słusznie cieszącego się opinią jednego z najlepszych trunków w Wielkiej Brytanii. W środku jest ciepło, przytulnie i czysto. Na parterze znajduje się bar, gdzie mieszczą się stoliki dla licznych przybyszów odwiedzających to miejsce, natomiast na piętrze zlokalizowano część sypialną. Drewniane, spiralne schody prowadzą na górę, do kilku pomieszczeń, które właściciel lokalu przeznaczył na pokoje dla gości.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:59, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wnętrze pubu [odnośnik]31.08.15 18:09
Oplótł blade palce wokół chłodnego szkła kufla, na krótką chwilę wbijając wzrok w zmąconą powierzchnię kremowej piany.  Bił się z własnymi myślami, rozważał różne odpowiedzi i wyklinał w duchu każdą chwilę, którą spędzić miał na ważeniu słów, zastanawianiu się, jakie zgłoski powinny paść z jego ust i wahaniu się, czy w ogóle powinien coś powiedzieć. Jego silna wola zgniotła się jednak łatwo pod wzrokiem Dorei niczym wyrabiane magią ciasto, a on westchnął tylko, przegrywając walkowerem walkę z samym sobą.
- Nie wiem, Doreo, naprawdę nie wiem - rzucił w końcu - cicho, niepewnie, jakby zrezygnowanym tonem głosu. Postukał palcami o szkło, ponownie wybijając tylko sobie znany rytm. - Lubię myśleć, że to wciąż tylko przyjaźń, która nie eskaluje w żadnym kierunku, bo tak jest sprawiedliwie. Ale nigdy nie wgłębiałem się, nie poruszałem tego tematu, jak tchórz nie chciałem wiedzieć - przyjrzał się Dorei, a potem uciekł wzrokiem w głąb zatłoczonego pubu, spojrzał na stolik tonący w pustych kuflach oraz tych wypełnionych złotym, chmielowym napojem bogów. Pewien mężczyzna ginący gdzieś w tłumie anonimowych twarzy wydawał mu się znajomy, kosmyki włosów układały się w charakterystyczny sposób, a wątła postura okrutnie przypominała mu o kimś, kogo imię bezpowrotnie wypadło mu z głowy. Wbił w niego wzrok, zatańczył spojrzeniem po ciemnej szacie mężczyzny i znów przeniósł go na przyjaciółkę. - To po prostu kolejny argument przemawiający za tym, że powinnaś z nim porozmawiać.
Zabolały go jej słowa. On sam nie mógł nigdy narzekać na niekochającą rodzinę; fakt, przez lata była wybrakowana, a wkrótce mniejsze i większe problemy naznaczały ją ognistym piętnem, jednak mógł pozostawać pewnym, że nigdy go nie zdradzą - był Weasley'em, a jego ród kierował się dobrem swoich członków, każdego z osobna, a nie jako całości. Być może to właśnie to odróżniało ich od innych rodzin szlacheckich; skupiali się na szczęściu i spełnieniu jednostek, nie ogółu, który często wymagałby poświęceń.
- Nie potrzebujesz ich - wypalił wreszcie z lekkim poddenerwowaniem czającym się między samogłoskami. - Masz innych ludzi, którym na tobie zależy, którzy cię kochają. Blackowie najwidoczniej nie są ciebie godni.
I znów spojrzał na Doreę z rodzącą się troską.
- W porządku, mogę tylko domyślać się, jak trudny jest powrót do żywych po tak długim czasie - rzucił uspokajająco, po czym wziął dość spory łyk piwa, które zaczęło niebezpiecznie się kończyć. - Ale lepiej będzie, jeśli Charlus o twoim powrocie dowie się od ciebie, a nie z okładki Proroka opatrzonej chwytliwym, niekoniecznie zgodnym z prawdą tytułem.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]31.08.15 23:29
No i cóż, moja droga? Dostałaś odpowiedź na swoje pytanie, prawda? Dlaczego więc siedzisz smutna jak ten zmoknięty pies pod lampką? Ah, już wiem. Rozczarowały cię te wieści. Garrett nieświadomie wbił w twoje serce kolejną igłę. Chcesz dalej tego słuchać? No chcesz?
Te pytania ryły w jej głowie kolejne dziury, których i tak już nie mogła zliczyć. Walczyła sama ze sobą. Z jednej strony nadal chciała pytać rudego przyjaciela o to, co działo się, kiedy jej nie było, ale z drugiej... nie chciała być rozczarowywana. Tyle już przeszła. Nie miała ochoty na więcej.
Dlatego milczeniem ucięła temat Charlusa i Hazel. Jeśli miała wybierać między kolejnym zawodem a próbą zwalczenia ciekawości, wolała zredukować ból do minimum i posiłować się trochę z pokusą poznania prawdy. Podniosła na niego wzrok. Ah, Garrett, porozmawiać? Nie, nie, może innym razem...
Nie powiedziała mu tego, bo wiedziała, że bardzo by go to zraniło.
- Cóż... końcem końców zostałam sierotą - uśmiechnęła się gorzko kątem ust. - Ale to nic. Masz rację, Garrett, jest dookoła mnie mnóstwo ludzi, którzy chcieli, żebym wróciła.
Była jednym wielkim wahaniem nastrojów. Podjęta determinacja zbyt szybko ustępowała miejsca niepewności i braku nadziei. Sporo wody upłynie nim Dorea wróci do siebie.
- Prorok... - mruknęła. - Nie wiem czy to nie puste pragnienie.
Zamilkła. Trawienie tych informacji było jak ciągnięcie za sobą worka, do którego cały czas wpadają kamienie. Niby możesz iść z nim, jeśli się postarasz, ale twoja siła znika razem ze zwiększającym się ciężarem.
Drgnęła delikatnie, kiedy o czymś sobie przypomniała. Jej dłoń powędrowała za poły płaszcza i wróciła na stół zamknięta w pięść.
- Daj mi rękę, Garrett - uśmiechnęła się do niego łagodnie. - To, co dostaniesz, daj Lyrze. Wyrosła na piękną kobietę. Podarowała mi coś, co zgubiłam.
Palcem lewej ręki wskazała na swoją skromną, złotą obrączkę. Taką samą, ale nieco większą, posiadał Charlus. Tak jej się przynajmniej wydawało.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]01.09.15 14:24
Garrett skinął głową i rozjaśnił twarz w lekkim uśmiechu. Głęboko w duchu wierzył, że słowa Dorei nie były czczymi zapewnieniami, a ona sama rzeczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że otaczają ją ludzie, którzy jej dobro stawiają ponad wszystko; musiała tylko ich dostrzec, czających się w cieniu troskliwych spojrzeń i pełnych obaw szeptów, a potem trzymać się ich niczym ostatniej deski ratunku dryfującej samotnie po bezkresnej powierzchni nieujarzmionego oceanu.
- Może po twoim powrocie Blackowie zrozumieją, jak wiele stracili - rzucił, starając się, aby zabrzmiało to niewymuszenie; sam jednak nie wierzył we własne słowa, a chociaż rozpalanie naiwnej nadziei w sercu Dorei nie należało do najbezpieczniejszych czy najrozsądniejszych rozwiązań, Garrett wprost nie mógł się od tego powstrzymać, a słowa same wypadały fontannami z jego ust. Odkaszlnął, jakby krztusząc się beznadzieją.
Nie przepadał za Blackami. Nimi też gardził dla zasady, nie mógł pojąć umysłem ich podejścia do tradycji i troski wyłącznie o ogólne dobro rodziny, a także stosunku do osób krwi innej niż czystej - sam w życiu nie wpadłby na to, by mierzyć ludzi miarą ich pochodzenia, na co przecież nie mieli najmniejszego wpływu. On nie wybrał szlachectwa, lecz życie zdecydował się poświęcić niesieniu pomocy innym; Dorea z kolei wyrzekła się swojej przeszłości, porzuciła bogato pozłacane, aczkolwiek ciasne ramy nadane przez więzy krwi na rzecz miłości, spełniania marzeń, dążenia do swojego własnego dobra, które po tym wszystkim należało jej się bardziej, niż komukolwiek innemu.
Na prośbę przyjaciółki odruchowo uniósł dłoń, położył ją jednak z powrotem na drewnianym bracie stolika, kiedy dojrzał, co miał dostać. Wściekle błękitne tęczówki rozjarzyły się jakby mocniej, jednak w barwie tej tonęła obawa.
- Doreo, czy... czy to twoja obrączka ślubna? - spytał, choć doskonale znał odpowiedź. Zmarszczył lekko czoło. - Nie przyjmę tego. Nie mogę. Lyra również nie chciałaby otrzymać jej z powrotem - stwierdził kategorycznie i z lekkim strachem. Co to miało znaczyć - wyrzekała się dawnego życia? Paliła budowane przed laty mosty, a on miał patrzeć tylko, jak starannie układane niegdyś deski trawione były przez żrącą pożogę? Co działo się w jej głowie? I w jaki sposób związany był z tym Charlus?


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]01.09.15 22:56
W kolejnej fali milczenia przyjęła jego słowa. Nie mógł mieć jej tego za złe. Tak długi czas spędzony poza społeczeństwem oduczał używania języka, szczerych spojrzeń w oczy i czytania z emocji rysujących się na twarzach tych, z którymi masz do czynienia.
Przeniosła zdziwiony wzrok na swoją zaciśniętą w pięść prawą dłoń i uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem wykrzywiającym jej wilgotne od miodu usta.
- Ah, nie, nie martw się. Obrączkę będę chroniła za wszelką cenę. Ojciec musiał mi ją zabrać, kiedy twardo spałam, a potem zgubił gdzieś... tak, gdzieś. Tylko Lyra wie, gdzie, bo ją znalazła. I oddała mi. - odparła cicho. - Jestem jej za to ogromnie wdzięczna, dlatego chciałabym jej podarować coś w zamian.
Przyciągnęła do siebie jego dłoń, po czym po kryjomu włożyła do niej bransoletkę z zielonymi koralikami i srebrnym wisiorkiem zawieszonym między nimi. Od razu zacisnęła na niej jego palce i przysunęła do niego jego pięść.
- Zmienia kolor w zależnie od humoru, kiedy się nią potrząśnie. Liadan przyniosła mi ją, kiedy przyleciała do domu Anthony'ego. Biżuteria jest mi teraz potrzebna jak kozie kapelusz, a sądzę, że twojej siostrze się spodoba.
Od maleńkości miała tych wszystkich świecidełek pod dostatkiem, a jakoś nigdy jej do tego nie ciągnęło. Spytacie czemu? Odpowiedź jest proste. W przeciwieństwie do swojej matki i siostry, była skromna i nie lubiła obwieszać się biżuterią jak dumna ze swoich znalezisk sroka.

*ta-dam!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]02.09.15 22:25
Z ulgą kiwnął głową, powoli wypuszczając powietrze, które swoim ciśnieniem zdawało się rozsadzać mu czaszkę. Nawet nie wiedział, co strzeliło mu do głowy - czy naprawdę do ostatniej chwili uparcie sądził, że Dorea tak łatwo odda mu metaliczny symbol tego, o co tak długo walczyła, o czym myślała, katowana w zwężających się w oczach czterech ścianach?
Garrett poczuł chłód zielonkawych kamyków między bladymi palcami, po czym otworzył zaciśniętą w pięść dłoń i przyjrzał się leżącej na niej bransoletce. Był pewien, że Lyrze przypadnie ona do gustu; od dziecka nie miała zbyt wiele możliwości, by - przywdziewając kolorowe sukienki i wbijając w uszy diamentowe kolczyki - zabawiać się w księżniczkę, czuć prawdziwą szlachcianką, którą ponoć była. Czysta krew drwiła z nich, pulsując w uszach, a z otwartych ran wcale nie tryskała błękitna posoka. Tytuł szlachecki nie zobowiązywał do niczego, nawet do bogactw, luksusów i wszechobecnych udogodnień.
- Jest piękna - rzucił tylko, choć jego znajomość najnowszych trendów i modowych udziwnień była... no cóż, raczej wątpliwa; nie bawiło go porównywanie odcieni amarantu oraz fuksji, a choć nie należał do gatunku homo ignorantus znającego tylko trzy barwy, wciąż gubił się w ich zawiłych nazwach. Mimo że uparcie starał się nadążać za kolorystyczną nomenklaturą, zazwyczaj poddawał się przy dysputach o burgundowych apaszkach i antracytowych wykończeniach sukni. - Jestem pewien, że bardzo jej się spodoba.
Dorea była wspaniałym człowiekiem i nie zasługiwała na los, który ją spotkał. Garrett chciał podzielić się z nią tą myślą, jednak w ostatniej sekundzie przed wyrzuceniem z siebie słów powstrzymał się, tonąc we własnym milczeniu. Uśmiechnął się tylko pod nosem, znów z troską wpatrując w przyjaciółkę.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]03.09.15 20:43
Patrząc na Garretta, zazdrościła Lyrze, że ma takiego brata. Pollux nigdy nie obdarzył jej choćby jednym przychylnym spojrzeniem przez całe jej życie. Zawsze żył w cieniu ojca, chłonąc jego obecność i każde słowo jak gąbka. Nie miała pojęcia, co widziała w nim jego żona, a potem jego syn, Cygnus, nawiasem mówiąc, swego czasu najlepszy przyjaciel najmłodszej Blackówny. Nie miała też nigdy sposobności, by poznać go bliżej i dowiedzieć się choćby tak banalnej rzeczy jaką jest jego ulubiony kolor albo czy lubi tulipany.
Cygnus. Właśnie. Ciekawa była, czy wciąż się na nią boczył. Pewnie tak. Nienawiść do osoby, która splamiła ten żywy zdrój Blacków, nie mija w ciągu trzech lat.
- Cieszę się - odparła szczerze, z sobie tylko znaną lekkością. - Napisz mi, jak zareagowała Lyra. Będzie mnie żerała ciekawość.
Spojrzała do swojego kufla, w którym smętnie pływały resztki miodu, a potem w stronę drzwi, przez które weszła kolejna grupka rozochoconych czarodziejów. Czas już iść, schronić się w sypialni gościnnej, pod ciepłą kołdrą i starać się zasnąć zwyczajnym, prostym snem ludzi prostych. Teraz, po powrocie, każda noc była dla niej wyzwaniem. W Mungu wlewali w nią eliksiry i specyfiki, które pomagały jej spokojnie oddać się w objęcia Morfeusza, ale u Anthony'ego znów budziła się z przeraźliwyn krzykiem, zlana potem jak po czterdziestokilometrowym maratonie.
Przeniosła na Garretta swoje łagodne spojrzenie czekoladowych oczu.
- Będę już szła - oznajmiła głosem siostry, która żegna z bólem swojego brata. - Jeszcze raz dziękuję ci za spotkanie. I za słowa otuchy. Niezastąpiony z ciebie przyjaciel.
Chciała go jeszcze raz przytulić na pożegnanie, ale okoliczności nie za bardzo na to pozwalały, dlatego wstała i, przechodząc obok niego, położyła rękę na jego ramieniu otoczonym materiałem marynarki. Jej palce zsunęły się z niej, a Dorea zginęła w tłumie ludzi. Teleportowała się w tej samej ciemnej uliczce, w której pojawiła się w strachu przed spotkaniem z Garrettem. Teraz jej serce było połowicznie spokojne.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]03.09.15 21:41
Kiwnął głową, a uśmiech otoczyły zmarszczki mimiczne ginące w gąszczu miodowych piegów. Już nie pamiętał czasów, kiedy nie bawił się w dobrego, starszego i miłosiernego brata, a chociaż ta rola męczyła go, spędzała sen z powiek i zatruwała myśli, nie pozwalając na chwilę swobodnego oddechu, nie umiał bezpowrotnie jej odrzucić. Dręczył więc swój umysł, natłok obowiązków wywoływał nieme konwulsje i wciskał łzy do oczu, które nigdy nie mogły się skrystalizować; w chwilach słabości rujnował się i rozpadał w milczeniu, pragnąc uciec, jednak wiedział, że nie mógł sobie na to pozwolić. A potem twarz Lyry rozpromieniała się w uśmiechu, Barry zaśmiewał się głośno i melodyjnie, a Garrett czuł się wreszcie żywy, zdając sobie nagle sprawę z celu własnego poświęcenia. Zamartwiał się dobrowolnie, nieprzymuszenie, by innym żyło się lepiej. A choć czasem niezdrowy altruizm bolał i wypalał w umyśle dziury, nigdy nie zdecydowałby się go porzucić. Obiecał w końcu matce, że będzie się troszczył, że zastąpi rodzeństwu zarówno ją, jak i ojca, że zadba o ich dobro - i miał zamiar dotrzymać obietnicy za wszelką cenę.
W pewien sposób ten sam obowiązek dudnił mu w głowie, gdy z troską spoglądał na Doreę, mimowolnie nadając jej etykietkę kolejnej osoby, o którą powinien dbać. I cierpiałby jeszcze bardziej, gdyby ją zawiódł, gdyby zawiódł kogokolwiek; stawiano przed nim kolejne oczekiwania, a on najbardziej na świecie pragnął im sprostać.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie polegać - przypomniał jej głosem brzmiącym jak ciepłe mleko z miodem. - Trzymaj się, Doreo.
A potem odprowadził ją wzrokiem do samego wyjścia, dopił resztki piwa krążące po denku szklanego kufla, wdał się w krótką, nieznaczącą wiele polemikę z obcym mu, brodatym czarodziejem, aż w końcu wstał i opuścił pub, wciąż ściskając w dłoni łaskoczącą chłodem, zielonkawą bransoletkę.

|| zt


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze pubu - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]18.09.15 14:07
/rozgrywka sprzed Kamienicy

Sama nie wiedziała czego od niego oczekiwała. Czy chciała żeby padł na kolana i całował jej stopy łkając z rozpaczy? Niekoniecznie leżało to w jej guście, aczkolwiek wizja była kusząca. Z resztą taka sytuacja w życiu nie pasowała jej do Sylvaina, ale chyba nic nie było już takie jak wcześniej. Może zmienił podejście co do skruchy gdzieś w okolicy jej pięt?
- Mieszkasz na Nokturnie? - spojrzała na niego z ogromem niedowierzania. Po czym uśmiechnęła się z niemałą dumą (oczywiście bardzo aktorską i pokazową) - Nawet ja nie upadłam tak nisko - zaśmiała się - choć Dziurawy Kocioł pozostawia wiele do życzenia... - dodała z delikatnym uśmiechem, jakby chwilę temu wcale nie miała ochoty połamać mu nogi. Podniosła się i niedbałym gestem oczyściła tył płaszcza, wyrównując go przy okazji. - Niekoniecznie kretyn, ślepy gnom to też nie najlepsze określenie, ale niewdzięczny błotoryj w pełni odda moje emocje, Crouch. - poklepała go po ramieniu z delikatnym uśmiechem.


Kiedy już przetransportowali się do Pubu Pod Trzema Miotłami Verethe poczuła się zupełnie jak dawniej. Ile to lat minęło kiedy nie odwiedzała Hogsmeade? Co najmniej trzy. Kiedy udało im się zająć stolik i zamówić coś mocniejszego Verethe wsparła łokcie o stół, kładąc brodę na jednej z dłoni. Uważnie lustrowała zmiany, które zaszły w Sylvainie, te, których nie zobaczyła wcześniej. Zbyt długo milczała, miała przecież zbyt wiele pytań by pozwolić sobie na choć minutę zwłoki.
- Jak to się stało, że mieszkasz teraz na Nokturnie? Skąd ten idiotyczny pomysł? Wiem, że nigdy nie byłeś w pełni normalny, ale mimo wszystko, Nokturn to raczej mało rodzinna dzielnica... - stwierdziła bezceremonialnie. - Co u Allison? - zagadnęła w końcu, zatrzymując się na chwilę, wyczekując odpowiedzi. W ciągu tych sześciu lat wymieniła z nią zaledwie kilka listów. Wiadome, że nie była na bieżąco z tym co dzieje się w jej życiu. Nie wiedziała nawet czy mają jeszcze ze sobą kontakt, szkoda tylko, że pomyślała o tym dopiero po fakcie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]18.09.15 16:42
Nawet ona nie upadła tak nisko? Och, jak miło.
Sylvain uśmiechnął się krzywo, ale nie skomentował jej słów, bo i nie było takiej potrzeby.
- Niewdzięczny błotoryj? - powtórzył za nią w zamyśleniu, nim kiwnął głową. - Też może być - zgodził się gładko i w końcu rozglądnął po znajomym pomieszczeniu, w którym się znaleźli w międzyczasie. Nie pamiętał kiedy był tu ostatni raz, ale bez wątpienia było to dawno. Bardzo dawno temu. O dziwo, jednak niewiele się tu zmieniło, jeśli w ogóle. Nie był tylko pewny czy to dobrze.
Zajęli miejsca przy jednym ze stolików, zamówili coś mocniejszego i zamilkli oboje przyglądając się sobie nawzajem. Vera przerwała ciszę swoimi pytaniami, a on choć początkowo znów się uśmiechnął (strasznie bawiło go to jej niedowierzanie, że mógł być na tyle szalony, by przenieść się na Nokturn), odwrócił od niej wzrok i sposępniał, kiedy wspomniała o Allison. Zrobił to jednak tylko na moment, bo zaraz powrócił spojrzeniem do dziewczyny i uśmiechnął się ponownie, choć kwaśno i niechętnie. Wzruszył ramionami.
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie - odparł. - Niedawno wróciła z Egiptu, wychodzi za mąż... tyle wiem - dodał i na kolejną chwilę zamilkł, zbierając się w sobie, żeby jakoś to wszystko wyjaśnić Verze. - Po Hogwarcie wszystko się spieprzyło. Ona wyjechała bez słowa, a mi trochę odbiło - kolejny z tych jego kwaśnych uśmiechów. - Miałem wszystkich dość z arystokracją na czele, więc się wyniosłem z domu, spróbowałem swoich sił w aktorstwie i nawet mi się to spodobało. Mojej rodzinie niestety nie, stracili cierpliwość, wydziedziczyli mnie i... jestem teraz tutaj z tobą - rozłożył ręce na boki. Ot, piękne streszczenie sześciu lat: nic dodać, nic ująć. Mało przyjemna tematyka, bezsensu więc drążyć to wszystko i się dołować.
- No a co u ciebie? - zapytał dziarsko, uśmiechając się do niej, jakby przed chwilą opowiadał o pięknej pogodzie, a nie o tym jak nisko upadł.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]19.09.15 12:10
-Oh... Egipt. - mruknęła niemalże niesłyszalnie, szczerze zdziwiona egzotyczną podróżą arystokratki i upiła łyk zamówionego wcześniej Portera Starego Sue krzywiąc się na jego smak pełen goryczy. Zdecydowanie nie była fanką piwa w tej postaci, albo po prostu przywykła już do palącego smaku Whiskey, w każdym razie na chwilę obecną każdy łyk zdawał się być dla niej nie małym cierpieniem, jeśli by poobserwować przez chwilę gamę jej min.
Nie widziała w tym nic niezwykłego, że Allison wychodzi za mąż, w końcu była już w odpowiednim wieku, a z całą pewnością jej szlachetna krew sprawiała, że był to swojego rodzaju przymus. Już chciała mu pogratulować, wyżebrać zaproszenie na wesele, ale wtedy uderzył ją jedną z najsmutniejszych informacji jakie mogła usłyszeć. A więc nie byli już razem. Mądrze wspaniałomyślnie postanowiła więcej nie pytać o pannę Avery, co więcej, nawet nie kontynuować jej tematu. Wyraźnie widziała, że samo myślenie o blondynce było dla Sylvaina trudne, a więc sprawa była świeża... zbyt świeża by nawet próbować go pocieszyć.
- Oh! Jesteś aktorem! - podekscytowała się, zmieniając tor swoich myśli - Proszę proszę, szołbiznes stoi przed tobą otworem, zawsze miałeś dryg do udawania - wystawiła mu język w dziecinnym geście zaczepki, oczywiście żartowała, a może raczej miała nadzieję, że przynajmniej w stosunku do niej Crouch niczego nie udawał - Widzę, że jesteś teraz prawdziwym buntownikiem - wyszczerzyła się łobuzersko i poklepała go po ramieniu, dając mu znać, że w pełni rozumie jego postępowanie. Pytanie odnośnie jej życia sprawiło, że zamknęła się na chwilę, odwróciła wzrok, a uśmiech uciekł z jej twarzy. Momentalnie wsadziła dłoń do kieszeni sprawdzając obecność Mite. Gdy okazało się, że ta śpi, w owej kieszeni, w najlepsze kamień spadł jej z serca. Czasem zdarzało jej się zapominać o małej podopiecznej, zwłaszcza w sytuacjach pełnych wrażeń, do której spotkanie Sylvaina z pewnością się zaliczało. Mite obudziła się natychmiastowo i wskoczyła na jej kolana, by po chwili pobiec w jakieś nieznane miejsce w Trzech Miotłach.
- U mnie? W pewnym sensie po staremu. Mieszkam w Dziurawym Kotle. Nie wyszło mi z kursem aurorskim. Nie mam pracy, dużo biegam... no i mam fretkę, jak możliwe zdążyłeś zauważyć - wszystko mówiła tonem którym opowiada się o pogodzie - beznamiętnym, momentami wymuszonym. - Krótko... nic ciekawego.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]19.09.15 13:18
W zasadzie ciężko było nazwać "tą sprawę" świeżą - była stara, miała już w końcu pięć czy sześć lat... Wystarczająco dużo, żeby Sylvain jakoś się z tego otrząsnął, poukładał sobie życie i generalnie się ogarnął. Problem w tym, że powrót Allison rozdrapał stare rany, które tylko pozornie były zagojone przez upływający czas.
Tak czy siak, docenił to, że Vera nie drążyła tematu. Sylvain nie należał do tych, którym łatwo przychodzi rozmawianie o uczuciach. Ba, chyba zupełnie tej sztuki nie opanował... za to o innych rzeczach mógł rozmawiać, a jakże.
- Oszczerstwo! Nigdy nic nie udawałem! - oburzył się, choć w wyjątkowo teatralnym stylu. - To właśnie moja autentyczność aż do bólu sprawiła, że jestem teraz gwiazdą i wszyscy mnie znają - nonszalancko przeczesał swoją czuprynę palcami. - Jak tą... Parkinson - dodał, ale nie mogąc już dłużej utrzymać powagi, parsknął śmiechem. Taak, świat show-biznesu rzeczywiście stał przed nim otworem. Tylko Sylvain jeszcze nie zorientował się w którym miejscu.
Vera była chyba pierwszą osobą, która nie patrzyła na niego z litością i współczuciem, kiedy powiedział gdzie wylądował i czym się zajmuje. Całe szczęście, to oznaczało, że zmieniła się tylko na zewnątrz, a w środku pozostała tą samą dziewczyną, którą swego czasu tak lubił. Wprawdzie wtedy wcale nie kusiło go, żeby porzucać świat arystokracji... ale to taki tam szczegół.
Przyglądał jej się tą chwilę, kiedy wydała mu się jakaś zaniepokojona, a potem na moment uciekł wzrokiem za małym zwierzątkiem. Czy to nie zabawne, że ich drogi po tylu latach znów się przecięły i że stali się do siebie tak bardzo podobni? Bardziej niż kiedy przemierzali dzikie ostępy Zakazanego Lasu.
Nie wyglądał na zniechęconego tym trochę macoszym podejściem Very do tematu, wręcz przeciwnie - uśmiechnął się przebiegle.
- U ciebie? Nic ciekawego? Jestem aktorem wystarczająco długo, żeby wiedzieć kiedy ktoś zmyśla - poinformował ją z rozbawieniem. - Zresztą nawet bez tego nie uwierzyłbym, że nic ciekawego u ciebie nie słychać. Zawsze wszędzie było cię pełno i ciągnęło cię tam, gdzie zdecydowanie nie powinno - błysnął zębami w szelmowskim uśmiechu. - Nie mogłaś się zmienić pod tym względem. I wiesz co? To bardzo dobrze, że nie wyszło ci z aurorstwem, tylko byś się tam zmarnowała, mówię ci. Jesteś o wiele za bystra i sprytna, żeby biegać za byle przestępcą jak psidwak za gnomem - skwitował z pełnym przekonaniem w głosie, po czym napił się swojego portera.

Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]21.09.15 12:08
- Oszczerstwo - zaśmiała się melodyjnie, szczerze rozbawiona nagłym, teatralnym wybuchem Sylvaina. Cóż, bez wątpienia pasował na scenę. - Jesteś gwiazdą, wszyscy cię znają - pokiwała głową zgadzając się z jego słowami - Szkoda tylko, że przez 6 lat nawet nie wiedziałam, że jeszcze istniejesz, a najwyraźniej obracamy się w tych samych kręgach - wytknęła mu z szerokim uśmiechem, bardziej godząc w jego aktorską karierę niż fakt zerwania znajomości.
- Wcale nie zmyślam - zaprzeczyła szybciej niż powinna po czym napiła się portera, przełykając go z lekkim trudem - Wierz lub nie, ale moje fantastyczne życie pełne przygód nieco się zatrzymało. - wyznała mu z lekkim smutkiem. W końcu jeśli chodziło o kradzieże była już tak dobra, że rzadko kiedy ktokolwiek orientował się, że to ona przywłaszczyła sobie jego rzecz co sprawiało, że niemal w ogóle nie udawano się za nią w pogoń. - Serio, z rozrywkami bywało lepiej. - skwitowała. Sama nie wiedziała czemu nie chce mu się przyznać do tego czym się zajmuje. A może wiedziała... W końcu nie powinno się chwalić takim zawodem, prawda? Z resztą, to nawet nie był zawód. Z takimi rzeczami w ogóle nie powinno się obnosić. - Ale wciąż wszędzie mnie pełno i wciąż bywam tam gdzie wcale nie powinnam. - zaśmiała się cicho i rozejrzała po wnętrzu pubu. Takie miejsca chyba nigdy się nie zmieniały, to znaczy odkąd przestała tutaj przychodzić wszystko pozostało na swoim miejscu. Krzesła wciąż były ustawione dokładnie tak samo, stół barowy zdobiły te same butelki, wydawało jej się nawet, że wciąż przychodzili tutaj ci sami ludzie. Chyba już dawno nie czuła się nigdzie tak dobrze jak tu i teraz, w takim, a nie innym towarzystwie. Słysząc uwagę na temat aurorów od razu spochmurniała. Od wielu lat było to jednym z największych jej marzeń i niczego, na prawdę niczego, nie żałowała tak bardzo jak tego, że nie dostała się na ten przeklęty kurs. Chociaż prawdę mówiąc, po całym tym zajściu nie zrobiła nic co mogłoby jakoś naprawić tą marną sytuację. Nie zadbała o swoją drugą szansę. Kompletnie się poddała - jak nie ona. Westchnęła ciężko i podniosła na niego wzrok kilka sekund po tym jak skończył mówić.
- Taaa....szkoda tylko, że role odwróciły się tak diametralnie i teraz to ja uciekam, piastując rolę przestępcy - przyznała się - Wiesz, po skończeniu Hogwartu i moim ułomnym zdaniu Zielarstwa, nie miałam żadnej możliwości. Na prawdę. Zero pieniędzy, zero miejsca do którego mogłabym wrócić. Ja wcale nie próbuję się wytłumaczyć - rzuciła szybko - ale to trochę jak narzeczeństwo z przymusu. Inaczej nie dałabym rady. - dodała tylko i ponownie zanurzyła usta w piwie, nie wiedząc zupełnie jak powinna się teraz zachować. Liczyła na to, że Crouch zrozumie, że wcale nie będzie jej oceniać, ale wiele mogło się zmienić przez te sześć lat, nawet jeśli zmiana nie była widoczna na pierwszy rzut oka. Mite ponownie wskoczyła na jej kolana, zgrabnie przenosząc się na jej ramię, trzymając w pysku małą brzęczącą sakiewkę. Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Mite dzisiaj stawia - dobiła jeszcze jeden gwóźdź utwierdzający Sylvaina w przekonaniu, że Puchońska Catwright została złodziejką. Czy można upaść niżej?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]21.09.15 14:20
No i czego się czepia? Sylvain jest gwiazdą... przyćmioną przez inne, ale jeszcze wszystkich zaskoczy, o. I będzie sławny na cały czarodziejski świat.
To mogła być prawda, że Verze nagle zabrakło fantastycznych przygód? Ciężko było mu w to uwierzyć. A może po prostu zabrakło jego i to dlatego? Razem przecież zawsze wpadali w jakieś tarapaty, a nawet jeśli nie, to i tak było fajnie - zawsze dobrze wspominał te ich wyprawy.
Szczerze mówiąc... nie wyglądał na zaskoczonego tym zwierzeniem się Very. Hej, w końcu nigdy nie działali według reguł, prawda? Zawsze łamali zasady, bo tak było ciekawiej... dlaczego w dorosłym życiu miałoby być inaczej? On miał pracować w Ministerstwie... ale szybko zmienił plany po wyjeździe Allie i... szczerze mówiąc nie żałował tego jakoś specjalnie. Dobrze mu było wśród innych aktorów. Dziwiło go tylko... że Vera nie wyglądała na zadowoloną ze swojego życia. Jasne, przestępcy lekko nie mieli, ale czy to nie było o niebo ciekawsze od łażenia do Ministerstwa i spisywania protokołów czy innych cholerstw? Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić tajemniczej Catwright w roli... kolejnego aurora. Doskonale wiedział o czym mówiła: kiedy został wydziedziczony, też wylądował na lodzie: bez pieniędzy, domu i rodziny. Wprawdzie można było uznać, że wybrał sobie taki los, ale... to też jak narzeczeństwo z przymusu, a właściwie: narzeczeństwo dla mniejszego zła, o.
Tak czy siak Vera podobała mu się właśnie taka: nieschematyczna, kryjąca się w ciemnych zaułkach, wściubiająca nos tam, gdzie nie trzeba... ze złodziejską łasicą na ramieniu.
Uśmiechnął się lekko.
- Zapomnij o tym cholernym aurorstwie - powiedział stanowczo z wciąż błyszczącymi rozbawieniem oczami. - Nie pozwolę ci tam iść - oświadczył pogodnie, nim wyciągnął rękę w stronę małego zwierzątka. Nie próbował go od razu głaskać, tylko sprawdzić jak zareaguje. Kobalt na przykład od razu dawała znać czy wizja pieszczot w tej chwili jej odpowiada czy wręcz przeciwnie.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]22.09.15 12:15
Jego reakcja nieco ją zaskoczyła, no ale szczerze mówiąc czego oczekiwała? Że dziwnym trafem będzie miał przy sobie kajdanki, zakajdankuje ją i wsadzi za kratki? Śmieszne. Powinna spodziewać się tego, że Crouch nigdy nie lubił reguł. Z tym, że łamanie szkolnego regulaminu było czymś zupełnie małym w porównaniu z łamaniem praw wszelakich - zarówno czarodziejskich jak i mugolskich. Bo przecież nigdzie nie uznawano kradzieży, włamań itd.
- Nie pozwolisz mi - wybuchnęła przeuroczym, szczerze rozbawionym śmiechem - A, że przeproszę, kim jesteś by mi czegokolwiek zabronić? - zainteresowała się, unosząc jedną brew w górę - Widzę nagłą zmianę w swoim życiu, po tylu latach znalazłam ojca... ale wiesz, trochę za późno na adopcję... TATO! - dorzuciła wciąż z szerokim uśmiechem na twarzy. Temat rodziny był dla Very dość bolesny, ale po tylu latach zdążyła już przyzwyczaić się do obecnego stanu rzeczy, co więcej, nauczyła się nawet żartować na ten temat. Choć wiadomo, nie zawsze było kolorowo, a depresja dopadała także ją.
Mite obwąchała palce Sylvaina po czym jak gdyby nigdy nic przeskoczyła z ramienia Very na dłoń mężczyzny i zgrabnie owinęła się wokół jego szyi, przenosząc ciepło ze swojego niewielkiego ciała na kark Croucha.
- Mam nadzieję, że się nie boisz, nie jesteś uczulony i takie tam, bo skoro Mite już się położyła, to wierz mi lub nie, ale sama z siebie szybko nie wstanie - uśmiechnęła się, kończąc swojego obrzydliwego Portera. - Co robiłeś na Nokturnie, pod tą starą kamienicą? Na prawdę szukasz noclegu? - wróciła myślami do ich spotkania, znajdując kilka pytań bez odpowiedzi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze pubu [odnośnik]22.09.15 14:02
Oj tam... póki nikt Very nie złapał na kradzieży i póki nikt nie miał przeciw niej żadnych dowodów to tak, jakby nie była złodziejką, prawda? Dla Sylvaina było to całkiem logiczne. Póki co nikogo chyba nie zabiła, więc nie miał z tym najmniejszych problemów - lata mieszkania na Nokturnie trochę przewartościowały jego moralność.
Kim jest, żeby jej zabronić pójścia na aurora? Uśmiechnął się lekko, przebiegle.
- Niewdzięcznym błotoryjem, który nigdy więcej nie zostawi cię na lodzie - oświadczył jak najbardziej poważnie, patrząc jej prosto w oczy. - Na ojca się nie nadaję - sprawdzone info - dodał po chwili uśmiechając się szerzej, na wspomnienie feralnego dnia, kiedy zajmował się swoją małą kuzynką - po czymś takim nawet nie chciał wiedzieć jak wygląda ojcostwo z prawdziwego zdarzenia.
Nie spodziewał się, że zwierzątko oszczędzi jego palce, a co dopiero, że wdrapie mu się na kark robiąc za żywy i przyjemnie grzejący kołnierz. Że też jego Kobalt taka nie była! Kocia wredota zawsze znalazła okazję i powód, żeby go użreć albo podrapać... ciekawe czy jak ją postraszy, że wymieni na taką oto Mite, to się zmieni...? Ta, jasne, pobożne życzenia.
- Nie mam nic przeciwko - odparł. - Mógłbym ją nawet wypożyczać na chłodniejsze dni - dodał uśmiechając się szeroko i delikatnie drapiąc zwierzątko za uchem. Na następne pytanie trochę spoważniał.
- Nie, mam gdzie spać - odpowiedział nie bawiąc się w większe kłamstwa, bo i po co? - Lubię się włóczyć po Nokturnie, a tam... - na moment zawiesił głos wzruszając ramionami. - Zastanawiałem się czy jest piwnica - grzecznie zakończył i to nadzwyczaj zgodnie z prawdą. Tylko uśmiechał się przy tym jak ten młokos z Hogwartu mówiący jej, że wie, gdzie wybiorą się następnym razem do Zakazanego Lasu.
- Wiesz, dobrze znać teren... tak na wszelki wypadek - wyjaśnił jak gdyby nigdy nic. Kryjówki zawsze mogą się przydać, prawda? Oni chyba wiedzieli o tym aż za dobrze.
Sylvain Crouch
Sylvain Crouch
Zawód : aktor
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
We should be able to kill ourselves in our heads and then be reborn
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1108-sylvain-crouch http://morsmordre.forumpolish.com/t1240-niesowia-poczta-sylvka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1383-mieszkanie http://morsmordre.forumpolish.com/t1360-sylvain-crouch

Strona 2 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Wnętrze pubu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach