Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet Alastaira Notta
AutorWiadomość
Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]06.12.16 0:23
First topic message reminder :

Gabinet Alastaira Notta

Gabinet Alastaira Notta znajdujący się na piątym poziomie Ministerstwa Magii nie posiada może zachwycająco bogatego wnętrza, ale jest przestronny i dobrze oświetlony. Znajdują się w nim jedynie najpotrzebniejsze meble, sugerując jakoby, że właściciel nie spędza w nim zbyt wiele czasu. Wbudowane w ściany regały wypełnione są wieloma księgami w różnych językach, ułożonymi w przypadkowej kolejności. We wnętrzu dominują naturalne, surowe kolory jak brąz i beż. Podłogę wyściela duży dywan, a przy kominku dostrzec można dwa fotele zwrócone ku sobie. Przed nimi stoi drewniane krzesło i biurko. Na jego blacie, oprócz globusa bardzo często leży również kałamarz i pióro, a także piętrząca się sterta papierów pokaźnych rozmiarów. Posiada ono także dwie zamykane szuflady. W pierwszej z nich znaleźć można głównie dokumenty, czekające na wypełnienie raporty, czyste pergaminy i nieodczytane listy, w drugiej zaś rzeczy bardziej osobiste, jak pamiątki z podróży czy zdjęcia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet Alastaira Notta - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]31.05.17 21:01
Czekała. Cisza, która wypełniła gabinet nie była niekomfortowa. Była jedną z tych, która zapowiadała burzę i która pełna była oczekiwania. Nie daje po sobie poznać, że odczuwa zniecierpliwienie i za to wykorzystuje okazje, by się rozejrzeć. Gabinet, po którym nie można byłoby poznać kto jest właścicielem. Tylko potrzebne meble, mało dekoracji – miejsce bezosobowe. Patrząc ile godzin Alastair poświęca dziennie na przebywanie w tym pomieszczeniu zadziwiające jest, że jeszcze się nie zadomowił. Może ma to związek z zmianami politycznymi, a może jest to przyzwyczajenie podróżnika, który nigdy nie zostaje na dłużej. Duża kolekcja książek, która wywołuje wrażenie mnogością języków jaką się tam znajdzie. Glob, który jeszcze bardziej podkreśla naturę Notta.
Najciekawszym jednak obiektem jest sam właściciel tego pomieszczenia. Skupiony na swej pracy robi wszystko, by ją zignorować co wydaje się jej trochę zabawne. Nie jest to jednak ten rodzaj uciechy, który wywołuje uśmiech. Nie przerywa swojej pracy, a jej wzrok podąża za jego dłonią. Dłonią, która co zaskakujące nie jest tak nieskazitelna jakby można było spodziewać się po osobie, która nigdy nie pracowała fizycznie. Smukła z długimi palcami, po której widać oznaki spędzonych lat na ćwiczeniach na fortepianie. Nie słyszała gry Alastaira od lat nastoletnich, lecz pamiętała,  że był jednym z lepszych pianistów-amatorów jakich przyszło jej słuchać. Nie wiedziała czy jeszcze w ogóle gra, kiedyś to lubił. Kiedyś to najczęstsze słowo używane, gdy o nim myśli. Teraz jeszcze dołącza słowo – w przyszłości. Są rozdarci pomiędzy tym co było, a tym co ma być. Nie ma nic pośrodku, prócz minut spędzonych w ciszy na obserwacji jego osoby czekając aż zakończy swoją czynność. Kontynuuje swój zwiad,  tym razem skupiając się na twarzy. Dobrze znanej, ale zaraz  ostrzejszej, musiało to przyjść z wiekiem. Po twarzy od razu można powiedzieć z jakiej klasy społecznej się wywodzi – zarysowane kości jarzmowe i ładny, wąski nos oraz zielone oczy elegancko oprawione w rzęsy. Według wszelakich książek arystokracje cechuje wyjątkowa atrakcyjność fizyczna – mógłby być reprezentantem tej teorii. Zarazem rozluźnienie na jakie sobie pozwolił od razu, by go dyskwalifikowało z tej funkcji. Obserwowanie go sprawia jej pewną przyjemność, zważywszy, że może to robić tak bezkarnie. Zwykła śledzić zachowania kryminalistów szukając sposób, by do nich dotrzeć. Dzisiejsza obserwacja nie miała na celu wyłapania słabości, lecz była oznaką czystego zainteresowania drugim człowiekiem. Wyłapaniem humoru, emocji, zmian i może odpowiedzi, lecz na razie żadnych nie znajduje.
W końcu kończy pracę, zaczynała mieć wątpliwości czy to w ogóle nastąpi. Ich spojrzenia się spotkały i jeśli szukał w jej wzroku zniecierpliwienia to na pewno je tam znalazł. Nakazanie czekania człowiekowi w ten sposób zawsze ma na celu wywołania w nim poczucia dyskomfortu. Jest to zagrywka godna polityka, ale dzisiaj nie przyszła porozmawiać z pracownikiem Ministerstwa, lecz z przyszłym mężem. Skinęła tylko głową słysząc jego podziękowania, gdyż słowa nie były potrzebne. Takie uczynki pozwalają również jej samej przypomnieć sobie jak ważną postacią w jej życiu Nott był i nadal jest, gdyż miał wielki wpływ na osobę jaką jest teraz. Nie jest pewna czy Nott zdaje sobie z tego sprawę.
- To jest chyba pytanie, które ja powinnam zadać. – stwierdziła uprzednio wysłuchując go. Spojrzała na swoje dłonie zastanawiając się jak przekazać swoje myśli. – Wiesz, że ja nie będę Twoim następnym obowiązkiem? Rzeczą do odhaczenia w kalendarzu.. Nie na tym polega małżeństwo. I nawet nie patrząc na nasze zaręczyny, jesteś moim przyjacielem. Jeśli potrzebowałbyś pomocy zawsze bym Ci jej udzielił.  Nie jesteś sam, Alastair. – zapewniła go, gdy uleciała już z niej złość za jago początkowe zachowanie. Nie wiedziała większości tych rzeczy, a przecież od tego są przyjaciele, by wysłuchać, pocieszyć i dać siłę na dalszą walkę. Muszą nauczyć się rozmawiać ponownie, w końcu mają spędzić ze sobą krótszą lub dłuższą wieczność. Jeszcze w zeszłym miesiącu taka sytuacja wydawała się jej nieprawdopodobna, ale zarazem wiedziała, że to kiedyś nastąpi. Niektóre panny gotowe były na zamążpójście będąc ledwie po szkole. Ona nie wiedziała czy nawet teraz jest gotowa.  Lubiła swoje życie, to jak je zaplanowała i nic by w nim nie zmieniła. Próbowała jednak znaleźć pozytywne aspekty tych wydarzeń. Nie znała przyszłości, nie była nawet pewna czy dożyje jutra, a co dopiero ślubu. Ale myślenie o dniach następnych tylko w ciemnych barwach nie naprawi niczego.
Uśmiechnęła się słysząc jego następne słowa, które trzeba określić jako głupie. Miała zawsze Alastaira za inteligentnego człowieka, lecz uśmiech schodzi z jej ust, gdy uświadamia sobie, że on naprawdę wierzy w to co mówi. Jest to wręcz smutne, że ma on takie zdanie o sobie i zastanawiające kto włożył takie myśli do jego głowy.
- Najgorszy kandydat na męża? – powtórzyła z niedowierzaniem. Zacisnęła wąsko usta, sięgnęła po jego dłoń i ścisnęła. – Teraz posłuchaj mnie uważnie, gdyż mówię to pierwszy i mam nadzieje ostatni raz. Nie lubię osób, które nie doceniają samych siebie. Nie jesteś najgorszym kandydatem na męża i nie słuchaj tych, którzy tak mówią. Jesteś inteligentny, lojalny i troskliwy wobec bliskich Ci osób. Zawsze mogłam na Ciebie liczyć i nigdy mnie nie zawiodłeś.  I to tylko ułamek twojej osoby, więc nie, nie jesteś najgorszym kandydatem na męża. – zakończyła swoją tyradę cały czas patrząc mu twardo w oczy. – I skończ dramatyzować. – dodała z delikatnym uśmiechem puszczając jego dłoń i wracając do swojej wcześniejszej pozycji. Miała odruch chwytania go za dłoń jakby w celu upewnienia się, że on istnije i jest naprzeciwko. Po tak długiej nieobecności czasem nadal ją to zaskakiwało. Może potrzebowali takiego emocjonalnego przełamania, by ruszyć dalej. Miała nadzieje, że po prostu początki są trudne a potem będzie łatwiej. Dobrze, nawet nie miała takich nadziei. Nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo. – Dobrze, gdy to już mamy załatwione to czy znajdziesz w swym napiętym terminarzu czas, by się ze mną spotkać? Może jednak lubisz takie niezapowiedziane wizyty?– zapytała, gdyż musiała przyznać, że nie było to najlepsze miejsce na prowadzenie takich rozmów. Ale tak naprawdę pytała o coś więcej niż zwykły termin.

Jeśli oczekiwała jakiejkolwiek odpowiedzi to znów się zawiodła. Może takie ich szczęście - nigdy nie jest odpowiedni moment. Wejście sekretarki ucięło rozmowę, momentalnie przypominając jej gdzie się znajduje. Nie czekała nawet, by sekretarka dokończyła swoją wypowiedź gdy wstała i pożegnała się z narzeczonym. I ciężko jej było powiedzieć czy jest bardziej wkurzona na niego czy na samą siebie.

zt


Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Fawley dnia 19.08.17 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Gabinet Alastaira Notta [odnośnik]19.08.17 16:06
3.05
Nie wiem co się dzieje. To jakieś szaleństwo. Siedzę w wysokim, drewnianym fotelu i opieram ręce na drewnianym, pokrytym licznymi rysami biurku. Biurku, którego - jak byłem święcie przekonany - nie zobaczę już po kwietniowych wygłupach Wilhelminy Tuft. A jednak jestem tu, teraz, a ona jest na oddziale psychiatrycznym. Tam, gdzie być powinna od samego początku swoich rządów. Tego można było się po niej spodziewać, wszystkiego. Nawet morderczego ataku druzgotków. Nawet zabicia własnego zaklęcia Avada Kedavrą - chociaż może tego najmniej, bo kto by pomyślał, że ktoś tak niekompetentny byłby w stanie rzucić tak silne zaklęcie. Nie jestem specjalnie zadowolony z tego, że to jej syn teraz zasiada na najwyższym stołku. Uważam, że szaleństwo przechodzi z krwią. Niedaleko pada jabłko od jabłoni, tego jestem pewien. Bo jak można rozpoczynać swoją kadencję od programu udamawiania i hodowania dementorów? Błyszczy inteligencją i zachwyca bystrym umysłem? Przecież potencjalna osoba pociągająca za sznurki zniknęła, więc kto tym razem zmusza społeczeństwo do tak skrajnej głupoty? Rzucam smętne spojrzenie w stronę papierów kłębiących się na moim biurku, ale za chwile prześlizguje się ono na małą książeczkę leżącą w kącie przy oknie. Wygląda na to, że będę mógł pozbyć się książki do nauki języka tigrinia, skoro nie będę musiał starać się o zostanie dyplomatą w stosunkach z autonomiczną prowincją Erytrei. Czy zresztą miałoby to jakiś sens? Czy naprawdę mógłbym zgodzić się na coś tak bezsensownego?
Gdyby nie wydarzenia z przełomu kwietnia i maja, dziś ten Departament niemal by nie istniał. Nieistotne, czy byłbym wciąż jego częścią, bo nawet jeśli tak, walczyłbym o niczym. A jednak, jestem tu, gdzie być powinienem, tocząc kolejną potyczkę z papierkową robotą. Mimo to wciąż chce mi się walić pięściami o stół - tyle lat Współpracy zbezczeszczone przez jedną, szaloną kobietę. Ile czasu zajmie nam przywrócenie Wielkiej Brytanii do dawnej świetności? Czy w Magicznej Konfederacji Czarodziejów w ogóle będą nas jeszcze chcieć? Same pytania pozbawione odpowiedzi, pytania, na które ludzie tacy jak ja tą odpowiedź właśnie mieli znaleźć. Współpraca z innymi krajami była teraz bardziej potrzebna, niż kiedykolwiek indziej. I nie mam tu na myśli grubości denek od kociołków, w żadnym wypadku. Czas był teraz tym czynnikiem, który liczył się najbardziej, oczywiście tuż obok umiejętności. Przysuwam do siebie koperty i papiery, próbując wzrokiem ogarnąć cały ten bałagan. Od czegoś trzeba zacząć.
Wybieram pierwszą kopertę z brzegu, zaadresowaną w obcym języku. Lśni czystą bielą, jakby dotarła tu zupełnie niedawno. Rozpoznaję w nim natychmiastowo francuski, choć wąskie litery stawiane są z pełną niedbałością. Bezceremonialnie wzdycham i ostrożnie przerywam papier, w odpowiednim miejscu. Rozkładam list, który okazuje się wypisany tym samym niedbałym pismem i aż instynktownie krzywię się, kiedy je dostrzegam. Nie chodzi nawet o to, że jest specjalnie brzydkie czy nieestetyczne, ale w taki sposób pokrzywione i splątane, że ciężko oddzielić mi odpowiednie słowa. Na dodatek osoba pisząca odznacza się najwyraźniej nadzwyczaj drobnym charakterem pisma, bo muszę przytknąć sobie list niemal pod same oczy, by dostrzec to co w nim pisze. Mam ochotę kląć na kogokolwiek kto napisał to w ten sposób - niestety, nie potrafię nawet poznać jego bądź też jej imienia i nazwiska, bo podpis jest tak pomazany, że jedyne co mogę odczytać to Arghfbe Desukfrbsqe. Niestety, nie przypomina mi to żadnego znanego miana tudzież nazwiska, chociaż we Francji spędziłem kilka lat. Wzdycham raz jeszcze, ale sięgam do drugiej szuflady, chociaż pociągając za nią natrafiam na opór. Gdzie, na brodę Merlina, posiałem klucz? Na domiar złego nie mam przy sobie różdżki, by rozprawić się z tym problemem zwykłym Alohomora. Cóż, trzeba będzie uciec się do tradycyjnych metod. Uderzam się w czoło w konsternacji, jakby to w jakiś sposób miało przypomnieć mi o tym gdzie mogłem go położyć. Przecież jeszcze wczoraj wyciągałem z tej szuflady pergamin i pióra, nie mógł przepaść na zawsze. Wtedy wpadła tu Constance, ta blond sekretarka, która zaczęła paplać coś o mojej narzeczonej. Że jak to się tak nie chwalę, przecież cały Departament powinien już wiedzieć. Normalnie zdenerwowałbym się na nią o wiele bardziej, ale byłem chyba na tyle zmęczony, że puściłem to mimo uszu. A później lord Shacklebolt wezwał mnie do siebie, bo miał problem z jakimś abstrakcyjną sprawą. Naprawdę miałem czasami dość tego człowieka - gdyby nie to, że był niemal głowę ode mnie wyższy, o hebanowej skórze i groźnych oczach, zapewne często odnosiłbym przy nim wrażenie, jakbym bardzo mocno chciał go uderzyć. Alastair to, Alastair tamto, list po włosku, a tutaj druczek z japońskim,czy mógłbyś przetłumaczyć rozmowę z francuskiego, bądź tak miły i załatw to, skoro znasz się na tym lepiej. I pomyśleć, że kiedyś tak mocno go szanowałem, bo przecież miał o wiele większe doświadczenie, był już ambasadorem w Hiszpanii i w Finlandii i ponoć nawet na Słowacji. Jeśli zostawiłem u niego klucz, to równie dobrze mógłbym wpaść do gabinetu jakiegoś przypadkowego pracownika i powiedzieć - hej, może tak zrobię za Ciebie połowę Twojej pracy! Nie chodziło nawet o to, że do czegoś mnie zmuszał. Przecież nie mógł. Ale jak tu odmówić i zniszczyć swój dobry wizerunek w oczach kogoś na wyższej pozycji? Zbieram się i podnoszę z krzesła, mając nadzieję, że przynajmniej to spotkanie pójdzie nieco szybciej niż ostatnie. Przemierzam szeroki korytarz, starając się wzrok utkwić w podłożu, by przypadkiem nie spotkać kogoś znajomego. Nie jestem w humorze na rozmowy, chcę po prostu skończyć swoją pracę, którą przecież dopiero zacząłem. Rosłego mężczyznę o afrykańskiej urodzie spotykam już przed drzwiami do jego gabinetu. Natychmiast zajmuje mnie rozmową o próbie przywrócenia cen do porządku, o licznych problemach wynikających z karygodnych decyzji Wilhelminy. Jakbym sam nie był tego wszystkiego świadom. Ale słucham z uśmiechem na twarzy, nawet jego dywagacji o pogodzie, by w końcu zadać pytanie: Czy widział może lord mój klucz do szuflady? Kiedy je wypowiadam brzmi równie głupio jak w mojej głowie, ale nie wiem co innego miałbym zrobić. Pewnie, mógłbym poprosić kogoś o pomoc w rzuceniu zaklęcia, ostatecznie mógłbym po prostu zmasakrować dobrą i solidną, drewnianą szufladę. Ale nie mam do tego głowy. Nie w całym tym szaleństwie. Kiedy lord Shacklebolt odpowiada, że nie, a nawet pozwala mi samemu sprawdzić, czy nie zostawiłem go na jego biurku, jestem już bliski skrajnego szaleństwa. Wracam tylko do własnego gabinetu, by odkryć, że klucz leży teraz na biurku, z kartką od Constance, która wyjaśnia, jak to przypadkiem go zabrała. A ja jeżeli coś zabrałem, to tylko kolejny list po francusku, który powierzył mi starszy lord. Otwieram tą przeklętą szufladę, sam już nie wiedząc co chciałem z niej wyjąć i ponownie skupiam się na kopercie. Wyjmuję czystą kartkę i zamaczam pióro w atramencie przepisując tłumaczenie listu o tym, jakiego to straszliwego czynu dopuścił się angielski rząd, ale jak to dyplomacja z pewnej francuskiej prowincji jest w stanie mu wybaczyć, z uwzględnieniem spadku cen angielskich wyrobów alchemicznych. Nie jestem specjalnie zdziwiony - ceny szybowały zapewne w górę z prędkością większą od niejednej sportowej miotły. Odkładam list wraz z tłumaczeniem na drugą stronę biurka, gdzie powoli, wraz z mijającymi minutami zbiera się coraz większy stos papierów, którymi już zdążyłem się zająć. Zegar tyka, a ja wpisuję uprzejmą odpowiedź dla jakiegoś rosyjskiego przedsiębiorcy, który zwraca się do Departamentu w celu zweryfikowania swoich praw na coraz dziwniejszym, magicznym rynku. Handluje magicznymi spinkami do mankietów, a ja przesyłam mu odpowiednie informacje, nawet jeśli nie sądzę, by bardzo dobrze przyjął się na rynku. Nie chcę popełnić błędu, tylko ze względu na jakieś podejrzenia - spinki do mankietów i efektywność ich sprzedaży na rynku leży niestety poza moim obrębem wiedzy. Nikt nigdy nie wymagał tego ode mnie na stażu. Może to i błąd.
Są też koperty wypisane japońskimi znakami, skropione wonią kwitnącej wiśni, która sprawia, że do mojego serca wkrada się bardzo dziwna nostalgia. Część japońskich dyplomatów oferuje pomoc w nowej sytuacji, jako, że i oni przechodzili ostatnio burzliwy okres związany z nastrojem państwa. Gdyby to do mnie należała ostateczna decyzja z pewnością bym się zgodził.Wydaję mi się, że idealnie poradzili sobie w tak delikatnej i złożonej sytuacji. Czy jednak ich podejście zadziałałoby i tu? Sam doskonale wiem, jak inne jest tam magiczne społeczeństwo i moim zdaniem każda pomoc będzie przydatna - zwłaszcza od osób znających się na rzeczy. Teraz, gdy magia szaleje wśród mugoli, ciężko pomyśleć do czego przyłożyć rękę. Kodeks Tajności wciąż obowiązuje w innych krajach, więc mam nadzieję, że jednak ruszą z pomocą by i tutaj tak pozostało. Choćby tylko po to by ratować swoje własne magiczne społeczeństwa przed odkryciem. Informacje, nawet w świecie mugoli, mogą płynąć szybko. Tak przynajmniej mi się zdaje. Wypełniam druczki i formularze, przekładając kartkę za kartką, wpadając w dziwny rytm. Nie trwonię już czasu na narzekanie czy zatrzymywanie się nad cudzą głupotą. Nie dostrzegam nawet jak skóra wewnątrz ręki twardnieje mi od trzymania pióra przez długie godziny, nie czuję już nawet znużenia wywołanego brakiem odpowiedniej ilości snu. Robię co mogę, czasami odpisując, czasami jedynie tłumacząc, pozostawiając wyżej postawionym decyzję. Wierzę w nich, zwłaszcza teraz, kiedy nie wisi już nad nami cień rozpościerany przez przeklętą Tuft - choć nie sądzę, by ten rzucany przez jej syna był o wiele lepszy. Z niechęcią odrzucam paczkę adresowaną po niemiecku, odstawiając ją za siebie. Być może wreszcie przyszedł czas by przypomnieć sobie ten język. Jakiś włoski urzędnik z prowincji, której nazwa bardzo szybko wylatuje mi z głowy, pisze o możliwości użyczenia angielskiemu Ministerstwu włoskich amnezjatorów, lecz przy odpowiednich korzyściach dla Włoch. Nie wiem na ile to jego samowolna decyzja, a na ile stoi za nią cały włoski rząd, więc odkładam kopertę do przekazania dalej. Słyszę wciąż o palącej potrzebie amnezjatorów, zwłaszcza kiedy ostatnimi czasy zlikwidowano tę pozycję. Sam nie znam zbyt wielu osób na tym stanowisku, więc mogę sobie teraz tylko wyobrazić jak wielki bałagan panuje teraz w ich departamencie. Większy może znajdować się tylko tu. A z bałaganem wiąże się oczywiście to, że trzeba posprzątać. Zawsze trzeba sprzątać.
W końcu za oknem zapada ciemność, a ja sam nie wiem już czy to noc, czy może kolejna dziwna burza wywołana przez anomalie pogodowe. W czasach takich jak te, nic nie jest już oczywiste. Kątem oka dostrzegam jednak zegarek i oddycham z ulgą dostrzegając, że to odpowiedni czas na odrobinę przerwy. Dopiero kiedy odkładam pióro ból palców daje o sobie znać. Plecy mam zesztywniałe i ledwo stoję na nogach, ale jestem przynajmniej świadom tego, że zrobiłem dziś dużo. Nawet jeżeli w skali kraju to wciąż zbyt mało by zapomnieć o minionych tragicznych miesiącach. Kiedy ściągam płaszcz z fotela i zakładam go na siebie wciąż jestem otrzęsiony. Pora wrócić do domu - choć jutro czeka mnie kolejny pełen wysiłku dzień.

z.t


Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3799-alastair-nott https://www.morsmordre.net/t3820-iuventas https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3990-skrytka-bankowa-nr-909 https://www.morsmordre.net/t3821-alastair-nott

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Gabinet Alastaira Notta
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach