Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz na klatce schodowej
AutorWiadomość
Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]20.12.16 0:04

Korytarz na klatce

Kamirnica na samej górze i korytarz prowadzący do kolejnych pokoi, wydaje się trwać w przeszłości. Nosi bowiem na sobie pozostałości dawnej świetności i uroku...który przez lata nadał mu skrzypienia, ciszy i niejasnej świadomości, ze nawet tutaj ktoś mieszka. Stolik w rogu ze zdjęciem niewiadomego pochodzenia i ustawione krzesło - wciąż oczekuje na gości. Być może bardzo starych. Nikt z lokatorów kamienicy, do tej pory nie próbował zmienić wizerunku
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]20.12.16 1:13
| końcówka marca?

Postępował zdecydowanie lekkomyślnie oraz bardzo spontanicznie - chociaż czy w ciągu ostatniej godziny kilkakrotnie się nie rozmyślał i nie podejmował decyzji ponownie? Wiedział jednak, że tak czy inaczej, zrobi to. Chęć jej ujrzenia była silniejsza aniżeli kwestie tyczące się etykiety i dobrego wychowania, schodzącego w tym momencie na dalszy plan. Mimo tego, że planował zjawić się bez uprzedzenia, pozostawał dżentelmenem z nienagannymi manierami. Przypuszczał, że Deirdre może nie mieć czasu, że okaże się zmęczona po pracy, że będzie potrzebować nie jego towarzystwa a wyłącznie odpoczynku w swoim mieszkaniu... I szanował to, musztrując się w myślach, by nie przedłużać wizyty dłużej, niż to okaże się konieczne. Szybkie powitanie, zaskoczenie, może jej uśmiech wpływający na poważne, blade oblicze, jego radość, dyskretne wręczenie drobnego upominku, bezpiecznie spoczywającego za pazuchą szaty Asteriona oraz zupełne jawne przekazanie jej bukietu orchidei, wytłumaczenie się tęsknotą, delikatny pocałunek, pożegnanie oraz... wzmożona nostalgia spowodowana zbyt prędkim rozstaniem. Rozumiał jednakowoż aż nazbyt dobrze, że Deirdre po pełnym wrażeń dniu pracy przede wszystkim potrzebuje odpoczynku, a nie narzucającego się jej jeszcze obcego mężczyzny. Dlatego też z całych sił starał się przekonać samego siebie, iż najście nie potrwa długo, że kulturalnie się wycofa już po kwadransie niezobowiązującej pogawędki, że nie zmęczy i nie skrępuje Miu swoją osobą. Dziwnym trafem nie dopuszczał możliwości, w której nie zastałby jej w domu. Było już dość późno - niebo szarzało, przechodząc nieśpiesznie w ten brzydki, popielatosiwy odcień popiołu, więc musiała już skończyć pracę. Co robiła samotnie w mieszkaniu? Piła jaśminową herbatę, przeglądała fachowe pisma leżąc na łóżku, czytała książki, rozkoszowała się ciepłą kąpielą? Asterion pojął, jak niewiele o niej wiedział - co lubi, jak spędza każdy dzień, czy rutyna i powtarzalność to dla niej oznaka bezpieczeństwa czy zapowiedź znudzenia - lecz wcale nie uznał tego za przeszkodę, wręcz przeciwnie: za idealną okoliczność, aby poznać nawyki Deirdre, musnąć nieco jej tajemniczego życia. Nie stawiał niepewnych kroków, idąc londyńskimi ulicami w poszukiwaniu odpowiedniego adresu. Nie zamierzał wtargnąć do mieszkania Miu zupełnie niezapowiedziany; proszek fiuu nie wchodził w grę, a i spacer pomógł Asterionowi ochłodzić gorącą głowę. Zebrać myśli, dziwnie rozkołysane oraz niespokojne, dotykające rozmaitych wątpliwości. Zastanawiał się, jak go przyjmie. Czy się ucieszy, czy uzna to za targnięcie na jej prywatność, za próbę żałosnej kontroli czy za miłą niespodziankę. Nie potrafił jednak przewidzieć jej reakcji - zawsze perfekcyjnie skrywała swe zamiary za czarnymi, nieprzeniknionymi oczami. Lubił w nie patrzeć i odgadywać pragnienia, życzenia, starając się odkryć Deirdre, cnotliwie schowaną przed nim samym. Ściskając w dłoni bukiet kwiatów i dzwoniąc do drzwi mieszkania w jednej z kamienic, miał nadzieję, że właśnie te oczy ujrzy. Roziskrzone, powiększające się gwałtownie, z niedowierzaniem. Dzwonek brzmiał jednak dość długo, a stare drzwi nie drgnęły nawet odrobinę i w końcu Asterion przyznał się do porażki, pojąwszy z niechęcią, iż Deirdre nie ma w domu. Zrozumienie jej nieobecności nie zakuło równie mocno, jak irracjonalna wizja, że po prostu nie chce go widzieć. Nie. Tak być nie mogło.
Odetchnął głęboko, z lekkim rozczarowaniem, po czym zawrócił, nieco zamyślony schodząc w dół po wąskich, drewnianych schodach. Nie zauważył przy tym młodej, panienki, wspinającej się w przeciwnym kierunku i nieznacznie szturchnął ją ramieniem, wypuszczając przy tym orchidee z dłoni.
-Najmocniej przepraszam, nie widziałem pani - powiedział natychmiast, reflektując się po cichym kobiecym syku, który już zdołał usłyszeć - zamyśliłem się... nic się pani nie stało? - zwrócił się do ciemnowłosej, młodej niewiasty, wpatrującej się w niego urażonym wzrokiem. Dopiero po ugrzecznionych przeprosinach schylił się po bukiet kwiatów. Już nieco zmiętych, smętnych, jakby wiedziały, że nie trafią w ręce tej, dla której były przeznaczone.




No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Asterion Valhakis
Asterion Valhakis
Zawód : Przedsiębiorca
Wiek : 52
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3018-asterion-valhakis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3241-skrytka-bankowa-nr-795#54003 https://www.morsmordre.net/t3712-asterion-valhakis
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]12.01.17 23:39
| 29 marca może być?

Nigdy nie paliła. Nigdy też nie pociągał ja ten nałóg. A mimo to dostrzegała w samej czynności pewien..."urok". Zdarzało się, że obserwowała mężczyzn, którzy na przerwach, w palarniach, czy otwartych korytarzach, zachłannie wchłaniali tytoniowy dym. I może - nie chodziło o sam fakt palenia ale o zmiany, które (prawdopodobnie nieświadomie) odsłaniali na swoich obliczach, gdy kolejne porcje szarej chmury wdychali. Oczywiście słyszała opinie o rozluźniających właściwościach tytoniu, ale - czy podobna używka, działała w ten sam sposób na czarodziei i mugoli? Coś nie zgadzało się w tych obliczeniach. A kiedy ze zmrożonymi powiekami, zerkała na potencjalny "obiekt" obserwacji, musiała zatrzymać swój tok. Męskie lica rozluźniały się, nie raz gniewny błysk, który szarpał w niekontrolowanych drgnieniach ich dłonie - stopniowo znikał. I właściwie - nie wiedziała, czemu ten fenomen tak ją fascynował, czy też zastanawiał. Dziwnym jednak było patrzeć na tak prozaiczną czynność, która w jakiś sposób tonowała te najbardziej spięte mięśnie i hamowała galopujące zbyt raźno emocje. A inna możliwość podpowiadała, że Mia sama próbowała znaleźć środek, który zdołałby zapanować nad jej własną ekspresją, szczególnie tą gniewną, której granice zbyt często przekraczała, raz za razem zapętlając się w autodestrukcyjnym błędnym kole.
Była zmęczona, ale nie narzekała (głośno). Czuła pod skóra drżące mięśnie, po kolejnym z treningów, jakie codziennie serwowano na kursie. Najczęściej, wracała do mieszkania wystarczająco wyczerpana, by nie mieć ochoty na dalsze wędrówki. Czasem dała się namówić na szklankę wina przy kominku i na rozmowę z Dei. Dziś jednak wiedziała, że kobieta miała bardzo późno wrócić i najprawdopodobniej, zastałaby Mię już śpiącą. Co z jednej strony było naturalne, z drugiej - Mulciber zbyt często, uparcie wpatrywała się w sufit pokoju, zmuszając umysł do przytomności. Wiedziała, że gdy senny statek myśli wpadnie w głęboką toń ramion Morfeusza - spotka się na nowo z demonami, czekającymi na nią uparcie niemal noc za nocą. I tam toczyła wojny. Największej, z samą sobą - wciąż nie potrafiła rozniecić. Bała się.
I prawdopodobnym było, że otulona własnymi myślami - nie dostrzegłaby wyraźnej anomalii, jaka jawiła się w postaci nieznajomego mężczyzny, pokonującego schody z piętra, na którym zamieszkałe było tylko jedno lokum. Należące do Mulciber. Zapewne też, minęłaby postać uznając niecodzienność wydarzenia, za przypadek, ale..kwiaty?
Nim się obejrzała, zrównała się z nieznajomym na wysokości jednego ze stopni, by całkiem przypadkowo? zostać trąconą ramieniem. Na Nokturnie, podobne motywy nigdy nie wieściły dobrych zamiarów, dlatego Mia spięła się się, jakby zaraz miała otrzymać cios. Zacisnęła zęby a z ust wydobyło się ciche westchnienie. Tylko...zamiast ataku, otrzymała przeprosiny. O co więc chodziło?
Zmierzyła badawczo mężczyznę, ale cienka zmarszczka między brwiami świadczyła, że nie odpuściła - Jak można nie widzieć kogokolwiek na tak wąskich schodach? - rozluźniła szczęki, nieco zbita z tropu łagodnością (specjalną?) tonu  i przyjemnym tembrem głosu. Ciało wciąż pozostawało w stanie gotowości. A może nawyki z dawnego życia zbyt mocno nią rządziły? Spojrzenie Mii powędrowało w dół, skupiając na wyrazistości kwiatów, które upuścił. I czemu niemal od razu skojarzyła jej się Deirdre? - Gdyby rzeczywiście coś mi się stało, raczej by pan zauważył, panie...? - tak, poznać nazwisko. Może coś jej powie? Im bardziej pospolite, tym większe prawdopodobieństwo, że cel - wciąż nieznajomego - mógł wyglądać mocno podejrzanie. Zatrzymała się na półstopniu, lekko przejeżdżając dłonią po rękawie płaszcza.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]19.01.17 16:08
Elegancka, granatowa szata - wyjątkowo nie oprószona metalicznymi opiłkami, ani nie nosząca w sobie śladów drewnianych drzazg, dziwnie ciążyła na ramionach Asteriona, jakby domagając się natychmiastowego zdjęcia, zrzucenia. Zaproszenia, otartych drzwi, pozbycia się okrycia oraz przyjemnego, lekkiego wieczoru w całkiem sympatycznym komplecie. Szczerze... tego właśnie oczekiwał, w zamian za bukiet kwiatów lub po prostu tego się spodziewał, ponad wszystko pragnąc ją ujrzeć. Gorzkie rozczarowanie smakowało także kwaśnym nalotem, wykrzywiającym szczęki w grymasie smutku i niechęci. Drobnego rozgoryczenia, jakie dopadło niecnie Valhakisa podyktowane przecież jakże nieistotną i błahą przeciwnością losu.
Ten drobny kuksaniec mógł wywołać jedynie bezsilną złość, ponieważ nie potrafił zupełnie nic poradzić na nieobecność. Która nie zależała od niego nawet w najmniejszym stopniu, by mógł na nią wpłynąć; gdyby poczynił aluzję, gdyby spróbował subtelnie dać Deirdre do zrozumienia, że zamierza wpaść niedługo z nieoczekiwaną wizytą... Nie uczynił tego, więc został z niczym, stojąc samotnie na pustym korytarzu, z bukietem wspaniałych orchidei w garści, w zadumie spoglądając na zamknięte na cztery spusty drzwi do mieszkania.
Potraktował to jako niemałą porażkę w romantycznym wyścigu po serce Deirdre: nie wiedział co prawda, z kim się mierzy, ale rywalizacja o względy kobiety wydawała mu się atrakcyjną metodą zabiegania o nie. Kwiaty, czułe słówka szeptane między kradzionymi pocałunkami, noszenie na rękach, dawał jej to wszystko, ale ponad to był mężczyzną, który czasami czuł drgnięcia tego najniższego instynktu, nakazującego mu baczne obserwowanie potencjalnych adwersarzy. A co, jeśli właśnie w tej chwili, Deirdre właśnie świetnie się bawi wespół z lordem Malfoyem, podczas gdy on bezczynnie czeka na progu, delikatnie zawiedziony złym ułożeniem kart?
Owijając się szczelniej peleryną, zaciskał usta, starając się nie myśleć o swoim rozczarowaniu. Czekał go jeszcze długi spacer, idealny na oczyszczenie się z negatywnych emocji, na właściwe uporządkowanie rozgrzanej wyobraźni, pobudzonej czymś tak niefortunnym. Brakiem.
Czy mógł definiować coś, czego nie było? Kogoś, kto był nieobecny, a zatem nieistniejący w tym danym momencie? Sfrustrowanie Asteriona sięgnęło zenitu, płynnie przekształcając się w trywialną tęsknotę; mężczyzna nie rozpoznawał jeszcze miotającego nim niezdecydowania, chwiejnie balansując na skraju zdrowego rozsądku, słusznie radzącego mu, by nie próbował łomotać do drzwi.
Odwrócił się. Poszedł. Krok w przód, jeszcze dwa kolejne, ugięcie kolan, pokonanie stopnia. Proste, nie kosztowało to Asteriona wiele wysiłku, prócz... nadzwyczajnego skupienia, przez co zupełnie nie zwrócił uwagą na ciemnowłosą panienkę, patrzącą na niego teraz już całkiem podejrzliwym wzrokiem.
-Rozkojarzyłem się - pośpieszył z wyjaśnieniami, może nieco zbyt nerwowo wypluwając słowa (ostatnie czego potrzebował to awantura pod mieszkaniem jego ukochanej), brzmiące z wyraźnym, obcym akcentem, pojawiającym się szczególnie wyraźnie w chwilach zakłopotania. Uśmiechnął się nieco słabo do kobiety, jakby samym tylko ułożeniem warg w ciepłym grymasie mógł udowodnić jej dobre intencje - Valhakis - przedstawił się, acz mimo kąśliwej uwagi pobieżnie i niezbyt nachalnie zlustrował ją wzrokiem - ja... proszę, to dla panienki - powiedział, po chwili zawahania już zupełnie pewnie, wyciągając w jej kierunku bukiety kwiatów - są piękne, szkoda by było je wyrzucać - zauważył przytomnie, w ogóle nie skonsternowany, że wręcza orchidee przeznaczone Miu zupełnie nieznajomej kobiecie. Może to sprawi, że się uśmiechnie?




No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Asterion Valhakis
Asterion Valhakis
Zawód : Przedsiębiorca
Wiek : 52
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3018-asterion-valhakis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3241-skrytka-bankowa-nr-795#54003 https://www.morsmordre.net/t3712-asterion-valhakis
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]30.01.17 23:54
Biel koszuli odznaczała się wyraźnie na tle ciemnego, rozpiętego płaszcza. Zazwyczaj wracała z kursu wymęczona. A jeśli - tak jak dziś - trafiał jej się trening z jednym konkretnym Weasley'em, czuła jak mięśnie odmawiają jej posłuszeństwa. Nie skarżyła się na ból i zmęczenie, była na to zbyt dumna. Była Mulciberem i...była szalenie uparta. Nawet jeśli czuła, jak ból wyciska z niej resztki sił, a nad głową słyszy tylko kolejne okrążenie - zagryzała żeby i z ogniem w stalowoszarych źrenicach - biegła. Pokutowała jak każdy - naciągnięciami i kontuzjami, ale wszystko wliczała w poczet nabywanych umiejętności, wykorzystywanych nie tylko na polu życiowych działań. Nadal zdarzało jej się pojawiając na nokturnie, łapiąc zleceń, których - pilnowała. I chociaż kusił łatwy zarobek, omijała nielegalne macki, z których tak trudno było się wyplatać. Nie mogła wrócić znowu, nie mogła zapaść się, gdy ktoś wyciągnął ku niej rękę.
Mieszkanie po bracie miało to do siebie, że gwarantowało anonimowość. Lokatorów starej kamienicy można było policzyć na palcach jednej ręki. Pasowało jej, że piętro na którym mieszkała należało do własnej dyspozycji. Żadnych sąsiedzkich krzyków, kłótni zza ściany, ani płaczu, który budził po nocach. Czasami zastanawiała się nawet, jak w takiej ciszy...funkcjonował Elijah. Nigdy nie miała okazji się przekonać, a jedyny czas, jaki z nim spędzała w mieszkaniu - pamiętała jak przez mgłę, wypełniony cichymi słowami, gdy ja usypiał, przeganiając narastające łkanie. I..nigdy nie zapytała, jak on radził sobie ze śmiercią matki. Nie wiedziała o nim wiele, a wspomnienia i urwane listy, pozostawały jedynie bladym obrazem, który wił się w jej koszmarach.
Tak często myśli rozbijały się o ściany, gdy pokonywała skrzypiące schodki. Nawet jeśli kroki stawiała miękko, tak jak się uczyła, to drewniana powierzchnia wystarczająco mocno nadgryziona zębem czasu, odzywała się za każdym razem, gdy przebywała ich piętrową odległość. Czasem miała wrażenie, że słyszy szepty, jakby stare ściany - o absurdzie - opowiadały sobie historie dawnych mieszkańców. Czy i ona kiedyś będzie bohaterka takiej historii?
- To widzę - skwitowała. I chociaż powinna po tych słowach po prostu odwrócić się i ruszyć w dalszą wędrówkę, tkwiła spojrzeniem w ciemnych oczach nieznajomego, jakby upatrywała tam większych treści. A gdy nazwisko zadźwięczało w dzielącej ich przestrzeni, znajomy błysk zrozumienia zapalił lampkę w jej głowie. Zbyt charakterystyczny zestaw sylab, by mogły umknąć pamięci Mii. I już usta drgnęły w pierwszych słowach drwiny, gdy mężczyzna zrobił coś, czego - ani się nie spodziewała, ani...nie wiedziała jak zareagować. Może był to szczegół, naturalnie trywialna sytuacja dla większości kobiet, ale Mulciber nie przyzwyczaiła się, by otrzymywać podarki tego pokroju.
Otworzyła usta, z których zamiast słów, wydusiła jedynie ciche westchnienie. Zamrugała czarnymi rzęsami i potrząsnęła głową, próbując odgonić niezidentyfikowaną emocję - To..nie dla mnie - kiedy w końcu się odezwała, rezon wracał w ton jej głosu, ale spojrzenie nadal mieściło iskry zakłopotania? - Są piękne, to prawda - dodała już ostrożniej, odwracając się plecami do ściany, a przodem do już-znajomego - ale powinna je otrzymać Deirdre, nie ja - tym razem badawczo przyglądała się  mężczyźnie. Ta - powinna powiedzieć jej więcej niż kolejne pytania i próby..wywinięcia się z sytuacji, w której nie wiedziała jak postąpić.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]31.01.17 21:37
Uzależniła go od siebie w najsłodszy ze sposobów, ciasno przywiązując swoją duszę do jego duszy. Albo odwrotnie, ale równie silnie i mitycznie, jak związani byli ze sobą Orfeusz i Eurydyka. Namiętnie porównywał swoją miłość do najsłynniejszych par mitycznych kochanków, chełpiąc się odnalezionymi analogiami, a jednocześnie - rozwodząc nad szczęśliwym zakończeniem, tak rzadkim w starych, greckich bajdurzeniach. Na spalonych słońcem ziemiach jego ojczyzny ustne przekazy mitów dawniej przekazywały życiowe mądrości, najważniejsze treści, wcale nie zawoalowane w skomplikowanych przypowieściach, domagający się tłumacza, a wyłożonych prosto, konkretnie. Bogowie i herosi mieli aż nadto ludzkich cech - każdy, nawet najprostszy człowiek mógł się identyfikować nawet z gromowładnym Zeusem. Cudzołożnik tłumaczył się żonie tak samo jak i najwyższy spośród olimpijskich bogów Herze, złodziejaszek klął się, aby Hermes miał go w opiece, medyk dyskretnie modlił się do Asklepiosa, a oblubieniec komplementował swą wybrankę, nazywając ją Afrodytą.
Asterion zaś odnalazł w Deirdre piękno Heleny, mądrość Medei, spryt Ariadny, delikatność Dejaniry. Nie zamieniłby ją jednak na żadną spośród boginek, czy śmiertelniczek upodobanych sobie prze greckie bóstwo, tylko ją pragnąc mieć za swoją. Także i kochankę: zmądrzał już dawno i również swojej pierwszej żonie, mimo początkowej słabości okazywał szacunek i dobrowolnie odrzucił męskie, patriarchalne przywileje. Europa nauczyła go początkowo trudnej miłości, ale dzięki niej, mógł przeżywać to wielkie szczęście po raz kolejny. Niewątpliwie idealizował postać Deirdre, nie bez wad, nie bez rys na gładkim obliczu, lecz doskonale o tym wiedział - i tak gloryfikując swą przyszłą narzeczoną do rangi osobistego opiekuńczego bóstwa.
Ten przywilej postanowił zachować i być tym, który przychyli jej nieba - był jej oddany całym sobą i szczycił się tym, pozwalając, by patrzyła nań w świetle dnia, inaczej niż czynił to Eros, zapamiętale broniąc swej tożsamości przed uwiedzioną Psyche. Asterion pożądał inaczej i kochał inaczej, nie tylko fizycznie, rzucając nieme wyzwanie całemu światu, by go sprawdził; krótka wizyta z bukietem kwiatów w ręce stanowiła wyłącznie preludium do tego, czym pragnął ją obsypać i co chciał jej podarować. Nie przyjmował do wiadomości jej nieobecności, innych obowiązków, przyjaciół, pracy - pieczołowicie się przygotował, znał jej zwyczaje, wiedział, że lubiła wieczorami brać gorącą kąpiel, a później pić jaśminową herbatę i czytać książki - coś musiało wyłamać Dei z tego schematu, lecz Valhakis nie zamierzał pytać. Opiekuńczość, nie kontrola, troska, nie wścibstwo. Miu była jego, ale nie zamierzał rozporządzać nią, jak przedmiotem, własnością. Może spotkanie zgryźliwej damy powinno rozwiać wątpliwości Asteriona; mężczyzna mógł dopytać, wywiedzieć się, bo przecież młoda kobieta nie mogła również przypadkowo tutaj zabłądzić. Mieszkała tu? Jej słowa potwierdziły to przypuszczenie, znała Deirdre, dzieliła z nią lokum, może nawet się przyjaźniły?
-Proszę je przyjąć - nalegał, uśmiechając się już szeroko, smutek zniknął w sekundzie, ponieważ nie było nad czym rozpaczać. Mieli dla siebie całą wieczność, nieokreślony szmat czasu. Nie stracił niczego - Deirdre nie ma, a kwiaty szybko więdną - zauważył, nie cofając ręki, wciąż zachęcając ciemnowłosą kobietę, by odebrała od niego bukiecik - Są dla panienki - powtórzył, bo wiedział, że jeśli ich nie przyjmie, wylądują w wielkim koszu tuż przy kamienicy - Skoro panienka mnie poznała, Deirdre musiała o mnie wspominać. Czy może jestem tutaj persona non grata? - zażartował, spoglądając z humorem na młodziutką dziewczynę.




No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Asterion Valhakis
Asterion Valhakis
Zawód : Przedsiębiorca
Wiek : 52
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3018-asterion-valhakis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3241-skrytka-bankowa-nr-795#54003 https://www.morsmordre.net/t3712-asterion-valhakis
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]09.03.17 22:22
Nie lubiła płynąć z nurtem rzeki. Nie pamiętała skąd, ani dlaczego rodził się w niej niepisany bunt. Płynął we krwi? Nie. Była Mulciberem. Była kobietą. I znała miejsce, które powinna zajmować. Z szacunkiem do mężczyzn, ale...bunt rodził się, gdy miała okazywać go ty, którzy na niego nie zasługiwali. Nie chodziło tylko o brutalność, która przecież wpisywała się w jej żywot. Znosiła go do pewnego momentu i sama stawiała się na linii ataku. Druga strona w równym stopniu aktywowała bunt. Nienawidziła tchórzostwa. Mężczyzn cofających się przed wyzwaniem, unikających odpowiedzialności za swoje uczynki. Jak mogłaby zaufać komuś, kto w kryzysowej sytuacji miał pozostawić ją samą? Jak darzyć szacunkiem tych, którzy tarzali ją w błocie w gniewnym okrucieństwu? Mogła się bać i z nienawiścią wykonywać narzucane rozkazy, ale podobne rządy nie mogły trwać długo. Nigdy nie trwały.
W zasadzie umiała trafnie zakwalifikować spotykanych mężczyzn. Potrzebowała na to chwilę czasu, ale większość ujawniała się szybciej, niż przewidywała. Niektórzy umykali ocenie kryjąc się za niezliczonymi maskami i trudno było przedrzeć się przez wszystkie. I gdy już myślała, że rozgryzła - działo się coś, co wywracało jej ogląd. Taki kłopot miała z... Weasleyem. Tym młodszym. Ten starszy zgarnął sobie dziwnie szybko jej szacunek. Nie musiała się nawet z nim zgadzać, ale zdążyła się przekonać, że w pracy był niezastąpiona jednostką. Nie bała się będąc u jego boku podczas kursowych patroli. I nie, nie mówiła jeszcze o zaufaniu. Na ten przywilej zasługiwała mikroskopijna grupa osób, chociaż te - (a przynajmniej niektóre) - nawet sobie z tego nie zdawały sprawy.
Mia wciąż uczyła się sama odkrywać. W większości życia podstawą przetrwania było ukrywanie. I to fizyczne i to związane z umysłem, uczuciami. Z tym ostatnim Mia miała zazwyczaj kłopot, właściwie - z jedną emocją. Gniew często rządził jej działaniami i zbyt łatwo było wyprowadzić ją z równowagi, atakując, zanim ktokolwiek mógł zrobić to przeciw niej.
A co miała zrobić z nieznajomym? Właściwie, jak się okazywało już z potwierdzoną tożsamością - Mogę je przekazać - wyciągnęła dłonie, przejmując bukiet nadal czując dziwną nutę zakłopotania. Mia nie dostawała kwiatów. Nie wymagała tego od nikogo. Nie była szlachcianką, której schlebiać mieli adoratorzy. Radziła sobie sama i nie potrzebowała opiekuna. Tak zawsze mówiła - Cóż, jeśli przywitał pan tylko drzwi, to rzeczywiście może jej nie być - skwitowała czując jak kącik ust jej drga - Wolę białe - wyparowała szybko. Miała zabrzmieć drwiną, ale kryła się tu prawda. Lubiła biel. I nawet nie umiałaby wskazać dlaczego. teoretycznie kolor ten przynależał niewinności, czystości? delikatności...i w pierwszym rozrachunku, nikt nie przypisałby Mulciber podobnych cech.
- Wspominała - uniosła brwi - ale pan pozwoli, że nie uraczę żadną opowieścią - kwiaty dla Dei, czy były nowością? jej współlokatorka była piękną kobietą i nie dziwiła się zainteresowaniu, jakie przyciągała. Nie wiedziała jednak jakie relacje dzieliła z poznanym własnie mężczyzną, więc wszelkie zdawkowe informacje wolała zostawić dla siebie. Nie omieszkała jednak przy najbliższej okazji wspomnieć o nieoczekiwanej wizycie jej wielbiciela.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]11.09.17 16:53
Brad nie lubił się nudzić. A jednak miał na to całą wieczność, by krzątać się po uliczkach, na których dane mu było sczeznąć. Kiedy to było? Sto, a może dwieście lat temu? Londyn był wyjątkowo nieprzyjaznym miejscem nie tylko dla samych mieszkańców, co dla dzieci, których nikt nie chciał. Chodziły zawszone, pokaleczone od prac w przeludnionych fabrykach, które wybijały w górę niesamowite ilości kłębów dymu, by tworzyć nieprzeniknioną dla słońca kopułę. Jeszcze raz - kiedy to się działo?Chyba jednak wiek temu, nie aż dwieście... Ale ten duchowy żywot wlókł mu się dwa razy dłużej niż normalnie, dlatego nic dziwnego, że już nie liczył daty od swojej śmierci. Z tej perspektywy była niezwykle zabawna. Porzucone dziecko, głodne schowało się w kącie ceglanego budynku, myśląc, że przeżyje do rana. Na samą myśl o tym Brad zawsze wybuchał głośnym śmiechem i kolibał się na dachach domów, na których wtedy przebywał. Często przechodnie zadzierali głowy i łapali się za serca, widząc niespełna sześcioletniego chłopca siedzącego na gzymsie. Ale on nic sobie z nich nie robił. Skąd mieli wiedzieć, że patrzyli na ducha? On nie zamierzał im o tym mówić, a obserwowanie ich przerażonych min było niezwykle zabawne. Należało do wielu wspaniałych rozrywek, jakie odkrył przez ostatnie dziesięcioletnia. Lubił też wkradać się pod spódnice ulicznic i opuszczać im pończochy na tyle na ile pozwalała mu na to niematerialna postać. Gdy tam przebywał, kobiety czuły chłód i niepokój. Często podskakiwały zlęknione, sądząc, że oto przebiegał tam szczur, a mały Brad chichotał na to. Potem też patrzył jak oddawały się za marne grosze przechodzącym ulicznikom jak zwierzęta w ciemnych alejkach. Mały zbereźnik zaglądał również do domów ludzi, szukając czegoś interesującego. Być może parzących się domowników, a może podkradającego kamerdynera, którego można było wystraszyć walącymi nagle szufladami? Takim też sposobem znalazł się między dwójką ludzi, których nie znał, ale zamierzał i z nimi się pobawić. Był duchem. Mógł robić, co chciał, dlatego włożył dłoń do kieszeni i wyjął coś co przypominało grudę ziemi. Zagwizdał na nich, by zwrócić uwagę.
- Panje! Posyłam panu pół nyrki, którą wyjąłem jednej kobicie i zahuwałem dla pana - rzucił, sepleniąc i obserwując reakcję. Przy okazji uśmiechał się słodką z paluszkiem w ustach, zerkając to na mężczyznę to na kobietę.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz na klatce schodowej 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]11.09.17 23:23
Spotkanie niezręczne dla Mii. Czy kiedykolwiek takie pamiętała? Tam, gdzie się wychowała, mężczyźnie nie wypadało być gentlemanem. Właściwie, nie była pewna, czy większość w ogóle rozumiało treść słowa, które ze sobą niosło. Chyba by się zaśmiała, bardzo głośno i bardzo gorzko, próbując sobie wyobrazić jedno z brudnych parszywców, którzy przystawiali się do jej matki. Nie, Nokturn nie wychowywał gentlemanów. To było wręcz absurdalne stwierdzenie. A mimo to wiedziała, ze było kilku, w obecności których nie bała się nigdy zasnąć. I może dlatego z tak nieznaną emocją witała szarmancję prawie-nieznajomego.
Kwiaty znalazły się w jej dłoniach, ale czuła się wręcz dziko, trzymając smukłe łodygi, które nie były dla niej przeznaczone. Nigdy takich nie dostała i nie wyobrażała sobie, by znalazł się ktoś na tyle...głupi? by adresatką daru była ona. Był...był kiedyś ktoś, kto miał szansę. Bardzo realną. A jednak rzeczywistość sprostowała jej durne nadzieje. I zanim jej pewność co do oddania bukiety zalśniła w szarych źrenicach, mężczyzna powoli pokonywał stopnie  w dół, zostawiając Mię wyżej. usta wciąż miała wygięte w niezwykłej - jak na nią - minie, ale niezręczność zniknęła w mgnieniu oka, gdy - skąd na Salazara? - u podnóża schodów pojawił się..chłopiec, który gwizdem wystarczająco szybko przyciągnął uwagę? Usta zwarły się w cienka linię w naturalnej wręcz obronie. kwiaty opuściła przysłuchując się bardziej slangowej, charakterystycznej dla dawnego świata mowie. Asterion zniknął nim ostanie słowa dzieciaka wybrzmiały dokładniej, a Mulciber stała patrząc z góry w dziecięce oczy, które niosły ze sobą jakieś niebezpieczeństwo, którego nie umiała określić. Z daleka, wydawał  się po prostu zbyt rezolutna istotą i Mia musiała zmarszczyć brwi, starając się rozpoznać zamiary gnojka. Nic dobrego - Język ci się plącze, szczylu - znikająca sylwetka mężczyzny nie miała już znaczenia - Jak widzisz twój niedoszły klient zwiał, to łap tyłek w troki i go łap. - nie wierzyła w nic co powiedział malec, nie takich widywała na ulicach nokturnu, by rozczulać się nad uroki. Byli tacy, mniej więcej w  jego wieku, którzy bez mrugnięcia wbijali sztylet pod żebro naiwnego przechodnia, tylko po to, by zwinąć mu ciepłe rękawiczki. Przeszłość zadudniła, znowu, tuż pod jej nosem. I nie planowała się z nim witać - Здесь нет ничего - dodała jeszcze, wbijając stalowa barwę tęczówek w stojącego na dole chłopca, wyraźnie dając znać, że nie trafił na idiotkę.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]11.09.17 23:45
Raz, dwa, trzy... Wisielcem będziesz ty. Wyliczanka idealnie oddawała ten psotny umysły Brada, który nie zamierzał przestawać swawoli, które sprawiały mu tyle radości. Naigrawanie się z ludzi i ich głupiej naiwności było kwintesencją jego życia. Ile to już razy przechadzał się w miejscach zdecydowanie nie przeznaczonych dla dzieci? O północy w porcie na przykład, gdzie w Parszywym Pasażerze kręciło się samo robactwo londyńskiej meliny, a przy okazji wielu z tych osiłków sikało w gacie, gdy duch upatrzył ich na swoje ofiary... Żartów. Mało kto mógł zobaczyć wielkiego marynarza, który uważał, że nic go nie ruszy, który drąc się wniebogłosy wybiegał z uliczki obok, gdy poszedł się odlać. Z kuśką dyndającą na wierzchu, bo zobaczył sześcioletniego chłopca wiszącego na sznurze tuż nad głową. A Brad wspaniale odgrywał trupa. Ależ to była zabawa! Gdyby mógł, sam by się posikał. Nic więc dziwnego, że znalazł w tym przednią zabawę.
Dlatego też nie ruszył się nawet, gdy tamten zniknął, a jego uwagę przykuła dziewczyna. Nie chciał jej straszyć. Po prostu miał ochotę na małe przekomarzanie. Raczej nie wyglądała na kogoś, kto łatwo da się nabrać na jego dziecięcy urok. Mimo wszystko natręctwo też było w parze. A szczególnie z kompletnie dziwacznymi tekstami, które zapamiętał z gazet po śmierci. Oj, tak. Coś tam czytać umiał, a szczególnie pasjonowało go zaglądanie do komisariatu, gdzie śledzono dawniej sprawę Kuby Rozpruwacza. Nic więc dziwnego, że wędrował po ulicach Whitechapel, by go odnaleźć i odkryć jego tajemnicę! Ale nic z tego. Kuba był nieuchwytny nawet dla ducha. Wielka szkoda.
- Drugą czynść usmażyłem i zjadłem. Była bardzo smaszna. Mogę posłać pani okrwawiony nusz jaki ją wyrżnął jeśli tylko poczyka pani trochy dłużej - odparł niewzruszony, grzebiąc w kieszonce jakby naprawdę zaraz miał wyjąć z niej to zakrzywione, tępe narzędzie. A co! Gdy kobieta odburknęła w jakimś brzydkim języku, wystawił jej język i zachichotał paskudnie. - Szalona wiedźma - odparł bez zająknięcia, dalej stojąc w miejscu i bujając się na boki niczym niewinne... Dziecko? Z chęcią wybuchłby śmiechem.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz na klatce schodowej 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]12.09.17 0:20
W ręku powinna dzierżyć różdżkę, a jakże. Broń, która sprawiała, ze nawet podła męta miała się pod niej trzymać z daleka. A jednak, zamiast znajomego, tarninowego drewienka, trzymała delikatne łodygi czarnych orchidei. Mimo to, dzielnie zaciskała smukłe palce na kwiatach, starając się nie zgnieść dziwnego podarku, który i tak jej się nie należał. Skupiona za to była na dziecięciu, który - chociaż rzeczywiście mógłby przypominać jedno z niewinnych, które czasem ganiały z gazetą i umorusaną gębą niezidentyfikowaną mazią - nie ufała mu. Złośliwe ogniki, które tliły się w nie tak dziecięcym spojrzeniu wyraźnie sugerowały, że nic co miałaby zaraz usłyszeć, nie miało być treściwe. Przynajmniej w głębszy sens.
Oparła się ramieniem o o pobielona ścianę, szukając względnego oparcia dla ewentualnego ataku. Niekoniecznie groźnego. Wystarczało, że trzymał gdzieś w rękawie zgniłe jajo, czy inną śmierdzącą substancję, która mogła sprawić mu (i kiedyś Mii sprawiała) wiele złośliwej radości. Rozpoznawała nawet własne, dziecięce odbicie, chociaż jej zabawy zbyt często kończyły się paskudnym laniem. Jeśli tylko. Szczyl zdawał się ani trochę nie przejmować konsekwencjami i słowami, które prawdopodobnie ktoś mu napuścił - Super, ale nie interesują mnie twoje zabawy z jedzeniem - mimo wszystko coś obrzydliwego zadrżało w klatce piersiowej na myśl, że podobne wyrazy padały z ust dziecka. czy rzeczywiście widział kogoś, kto popełniał morderstwo? Słyszał słowa, które tak łatwo spływały z ust? Po tonie mogła wnioskować, że mówił je całkiem świadomie, oczekując czegoś - dla siebie tylko - zrozumiałego. W końcu, szkoliła się do łapania zwyrodnialców...a coś podobnego, mogło być w kwestii czarnomagicznych praktyk - i radziłabym trzymać język za zębami, kiedyś trafisz na aurora, który bardziej poważnie weźmie cię w obroty. Zmiataj stąd - Nie poruszyła się, nie zeszła do chłopca, ale i nie odwróciła się, zostawiając go samego. A na ostatnie słowa, właściwie mimowolnie, kąciki warg unionisty się wyżej - To najmilszy kompletem, jaki ostatnio słyszałam, znasz jeszcze jakieś? - otworzyła oczy szerzej, jakby rzeczywiście usłyszała coś interesującego. Przechyliła głowę, a we wpatrzonym spojrzeniu błysnęła dawna nuta, tej samej złośliwości, którą dostrzegała w dziecku. Nie tak niewinnym, jak chciałaby wierzyć.  I nie tak strasznym, jak malec chciałby zostać uznanym. parał się motywem, który potrafił sięgnąć zbyt głębokiego strachu. Dziecięca niewinność i okrucieństwo, to połączenie, które dotykało wyraźniej i mocniej. I szczyl wyraźnie mógł zdawać sobie sprawę z efektu. Sprawdzał? A może doszukiwała się wzorów, które sama stosowała?
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Korytarz na klatce schodowej [odnośnik]12.09.17 0:32
Nie interesowały go pogaduszki. Były nudne. Ludzie sądzili, ah! Głupi ludzie, że on chciał słuchać ich jęczenia, które równie dobrze mogło być pierdzeniem krowy czy konia przechodzącego po ulicy i wystukującego równy rytm. Klapu klap. Ble ble. Nic się nie dzieje. Świetnie. Naprawdę. Ci czarodzieje rodzili się coraz głupsi chyba, skoro myśleli, że rozmową coś wskórają. Jakby kto chciał wysłuchiwać marudzenia o naprawianiu świata czy polityce. Bo w Ministerstwie Magii wszystko się pozmieniało. Wiadomo. W końcu wzięli tę ulicznicę w obroty i teraz zabawiały się nią dementory. Tylko czy te stworzenia miały rodzaj męski? A może miały cechu obu płci? Na samą myśl na jego twarzy wykrzywił się złowrogi, diaboliczny uśmieszek trwający niecałą wręcz sekundę, by znów nabrać obojętnego wyrazu. Ah. Mógłby być aktorem. Szkoda tylko że jego dusza musiała być uwięziona w tym ciele... Może mógłby pouwodzić jakieś naiwniaczki i w ostatnim momencie ściągnąć spodnie w dół, pokazując światu co tam miał? Ale raczej z sześcioletnim, wiecznym organizmem nie miał nic wskórać. Przeklęte miejsce... Czemu musiał zostać duchem, a nie umrzeć jak każdy? Jak większość?
Chciałby wywrócić oczami na gadanie starej baby, ale nie zrobił tego. Gdzie tu zabawa? Jeszcze tylko moment. Gdy tak gadała, wyjął ten nóż z kieszeni i wbił sobie w głowę, nie mrugając nawet. Czekał sobie dalej, obserwując jej reakcję. Nie miał zamiaru dłużej tego słuchać. Czy ona wiedziała, ile to trwało dla ducha? Ah! Wieczność!
- Rosyjskich jeżyków jeszcze nie oglądałem - syknął, wykrzywiając twarz w podobną do czaszki maskę. Oczy zapadły mu się, ujawniając puste oczodoły, a wargi usunęły, by pokazać wielkie, paskudne zęby. Tak szybko jak odkrył swoje zepsute oblicze, znów wrócił do bycia dzieckiem i uśmiechnął się do niej. - Do fisenia, pse plani - zaciumkał i władował sobie piąstkę do buzi, by w podskokach zejść po schodach i zniknąć w ścianie. Powinien sobie poszukać jakiejś burdelmany. Tak. Ta rosyjska ruletka zdecydowanie zanudziła go na śmierć. Ha!

|zt x2


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz na klatce schodowej 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Korytarz na klatce schodowej
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach