Wydarzenia


Ekipa forum
Stara oranżeria
AutorWiadomość
Stara oranżeria [odnośnik]26.12.16 19:22
First topic message reminder :

Stara oranżeria

Położona blisko legowisk większości smoków stara oranżeria wciąż zachwyca nie tylko swoim przeznaczeniem, ale również wykonaniem. Składająca się wyłącznie ze szkła i metalu sprawia wrażenie niezwykle delikatnej przy podopiecznych rezerwatu. Przeróżni artyści, pasjonaci czy architekci odnajdywali w jej wnętrzu ukojenie. W środku znajdują się przeróżne rośliny kojące gości pięknymi zapachami, kawiarenka, a także miękkie fotele, w których można się rozsiąść i podziwiać Trójogony Edalskie.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stara oranżeria - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stara oranżeria [odnośnik]29.07.19 23:13
Wydawało jej się i to całkiem słusznie, że trupem zajmowało się Biuro Aurorów, chociaż w tych okolicznościach przyrody, które ostatnio wystąpiły to było dosyć niepewne. Policja miała większe zaufanie władzy, która teraz rządziła państwem - w końcu nie łapali żadnych czarnoksiężników, którym sprzyjał obecny Minister Magii. I to bardzo sprzyjał. Tak, że nawet nie wiedziała w jaki sposób to określić, bo powodował u niej okropną złość, nietypową dla osobowości tak łagodnej jak Marcella Figg. Podobnie było z Mattem, bo może była osobowością łagodną, ale za to bardzo pamiętliwą. Pamiętała wszystkie zarzuty co do jego osoby, wszystkie dogryzki i wszystkie bóle, które mu pokazywała. Mimo to jej humor pozwalał na pokazanie odrobiny siebie, co było dla niej zupełnie nietypowe. Po prostu spojrzała w stronę szyby, która chyba nie przewodziła prądu. Tak jej się wydawało.
- Nie dziwię się. Ludzi też płoszą. - Już nawet nie odpowiedziała na jego dogryzki, nie miała na to humoru. Była tu z powodu tego, w co bardzo wierzyła, a Marcelina jest osobą bardzo przesądną - nie ma dla niej nic bardziej do uwierzenia niż przeznaczenie. Wróżby, sygnały od świata, przepowiednie - to bardzo na nią działało. Wszystko co trudne do rozszyfrowania przyciągało ją jak magnes. Może dlatego zdecydowała się na policję ostatecznie? Trudno określić czy to czy bardziej duma w oczach ukochanego ojca. - Nie wiem, sądziłam, że ich widok coś mi powie. - Wrażliwa dziewczyna, nie ma co. Westchnęła. Znowu przypomniała sobie Lily i to, jaka byłaby szczęsliwa, wiedząc, że Marcela przeprowadziła jedną normalną konwersację z mężczyzną, którego (chyba) naprawdę kochała. A przyjaciele znaczyli dla Figg naprawdę wiele - byli jej słońcem w tym parszywym życiu, w którym musiała ciągle borykać się z jakimiś sprawami, mocno siadającymi jej na głowę...
- Tylko chociaż raz... Nie rób sobie ze mnie jaj, okej? Jesteś ważny dla mojej przyjaciółki, więc chyba masz w sobie coś więcej. - Mruknęła pod nosem bardziej do siebie niż do niego. - Ostatnio... Smoki przewijają się ciągle. Moja różdżka, książka, która pojawiła mi się pod stopami... To wszystko mnie przyciąga tutaj... Ale skoro ich nie widzę to nie mam jak tego sprawdzić.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Stara oranżeria [odnośnik]30.07.19 19:25
- Obrazki z zasady niewiele mówią, Słonko. Smoki same w sobie też. Szczęśliwie masz przed sobą specjalistę - zachęcałem ją by w końcu wyrzuciła z siebie o co jej chodzi i zdała się na mnie. Wskazałem przy tym na siebie kciukiem jak na rasowego specjalistę przystało chociaż tak właściwie nikt nigdy za specjalnie jeszcze nie pozwolił mi podejść do jakiegokolwiek na bliżej niż dwadzieścia yardów, a wiedziałem o nich tyle ile udało jak na razie przerobić rozdziałów darowanej mi na początkowym szkoleniu książki. Czyli w zasadzie niewiele. Nie oznaczało to, że nie mogę jak typowy ja trochę na wyrost poprzestawiać fakty, podkoloryzować i się nieco popisać. Wbrew pozorom lubiłem wychodzić na tego fajnego fajnego gościa na którego można liczyć mimo iż miałem talent do wywierania zupełnie innego wrażenia. Nie wiem, samo to tak zawsze się działo.
- To nie są okoliczności w których mogłabyś się o tym przekonać - zapewniłem ją psotnie błyskając w jej kierunku ciemnymi oczami, jak i wyginając usta w szelmowski uśmiech. Zaraz jednak dałem znak gestami dłoni, że w porządku, w porządku, żadnego zgrywania. Nastawiłem uszu drapiąc się gdzieś w połowie jej monologu pod brodą nie spuszczając jednak z niej uwagi. I wbrew wszystkiemu naprawdę nie zamierzałem wyśmiewać powodów dla których tu przyszła. Miałem w końcu w rodzinie niejednego wróżbitę. Dwóch nawet całkiem bliskich - babcie Bott i Anastasia.
- Może powinnaś udać się bardziej do wróżbity, a nie rezerwatu? Oni to lepiej umieją w interpretacje takich rzeczy - zaproponowałem całkiem na poważnie. Splotłem zaraz też ramiona na torsie - Mamy na terenie rezerwatu też mniejsze terraria gdzie z rożnych przyczyn trzymamy niektóre w odosobnieniu, lecz nie bardzo mogę cię tam zaprowadzić. Może gdyby mój szef był na miejscu to coś może dałoby się ogarnąć - Blake był w porządku. Wątpię by miał problem ze zrobieniem takiej drobnej przysługi. Zwłaszcza jeżeli chodziło tylko o pooglądanie - Mogę jednak wprowadzić cie do obserwatorium. Mają tam magiczne lunety. Widoczność jest co prawda słaba ale to zawsze lepsze niż oczy wklejone w szybę - uśmiechnąłem się pod nosem - Mogę pokazać ci też encyklopedie gatunkw smoków. Ilustracje poruszają się i zieją nawet ogniem - Może było to dziecinne, lecz dla mnie najfajniejsza była ta ostatnia właściwość.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Stara oranżeria [odnośnik]30.07.19 21:46
Takie to już były czasy, że ludzie często porzucali myśl o przeznaczeniu, bo było to trochę dobijające. Mieli przed sobą obraz szarego, wojennego i pochłoniętego anomaliami Londynu, ludzie tracili mężów, żony, dzieci, rodziców - aż trudno myśleć o jakimś większym planie, który magia dla nich miała. Utracone nadzieje, utracone marzenia, chciało się po prostu załamać ręce, ale nie ona, ona nie mogła.
No miała trochę wątpliwości czy Matt w ogóle wie cokolwiek na temat smoków, więc w sumie po co mu to mówiła teraz? No wprawdzie niespecjalnie go lubiła, ale jednak znała. Trochę łatwiej otworzyć się do kogoś, kogo twarz się w ogóle kojarzy. I może dowie się co w ogóle widzi w nim Lily?
No i żeby jeszcze pokazać mu powagę sytuacji - wyciągnęła swoją różdżkę, ale chwyciła ją zupełnie odwrotnie. Wszystko po to, by pokazać mu rączkę - z rzeźbionymi smoczymi łuskami, brązowe, misternie wykonane. - Widzisz? Jest nowa. Nie ma przypadków, prawda... - powiedziała tylko, po czym schowała różdżkę, bo jedyne czego jej brakowało to anomalii albo żeby ktoś pomyślał, że na przykład, grozi mu tą różdżkę. - Chciałam najpierw zobaczyć co się stanie jak pójdę do źródła, wiesz... Zobaczyć czy coś poczuję. - No gadała trochę jak potłuczona. No ale co miała poczuć tutaj? Chyba porażenie prądem.
Zerknęła na Matta i w sumie o dziwo też uznała ostatnią opcję za najbardziej ciekawą. Bo trochę inny gatunek smoka interesował ją w tej chwili, ale sądziła, że przy każdym może coś poczuć. No i nie miała możliwości wyjazdu na Antypody!
- A masz w tych encyklopediach opalookiego antypodzkiego? - spytała z wyraźnym zainteresowaniem. Zaskakującym zainteresowaniem - ale czuła, że jak dowie się więcej to nawet będzie mogła iść do jakiejś wróźbitki. W końcu ta rasa smoka to właśnie ten, którego serce miała w swojej pierwszej różdżce i którego łuskę miała w swojej kolejnej różdżce. To przecież nie mógł być przypadek! Nie ma przypadków na świecie.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Stara oranżeria [odnośnik]20.08.19 1:53
Przez chwilę myślałem, że chce mi coś podać, lecz powstrzymałem odruch chwycenia, jak się okazało - różdżki, którą mi pokazywała. Właściwie jej rękojeści. Nie znałem się kompletnie na tym co kierowało twórcami przy zdobieniu różdżek i wydrapywaniu na nich zdobień, jednak skoro Marcela uważała to za brak przypadku to nie zamierzałem się z tym kłócić. Sam raczej nie potrafiłbym powiedzieć nic o mojej tak z pamięci. Kiwnąłem głową potakująco, że no widzę. Uniosłem wyżej jedną brew słuchając o odczuwaniu czegoś starając siebie samego przekonać, że, no - brzmi to bardzo legitnie. W końcu obiecałem się postarać być poważny i nie żartować. Nie bardzo wiedziałem czego oczekiwała więc zacząłem wymieniać co jestem w stanie jej załatwić lub co byłbym w stanie może nie teraz, lecz przy bardziej sprzyjających okolicznościach. Niewiele tego było no jednak byłem zadowolony z siebie jak to ładnie jej to przedstawiłem.
- Bankowo się znajdzie - tak własciwie nie byłem tego pewien bo dopiero byłem w trakcie leniwego kartkowania tych opasłych ksiąg ale nawet jeśli nie to na terenie rezerwatu bez problemu można było dostać inną książkę. Musiałbym się chyba jednak zapytać Johnego, lecz w razie potrzeby nie widziałem w tym kłopotu - Nie będę mógł z tobą siedzieć, bo mam do porobienia, lecz ci to raczej nie przeszkadza co. Będę zaglądał co jakiś czas ale pokażę ci też gdzie w razie "w" powinnaś zostawić te tomisze w razie jakbyś chciała się zbierać, a mnie by w okolicy nie było - chyba robiłem dobre wrażenie co? Uśmiechnąłem się pod nosem i machnąłem zachęcająco ręką. Niech idzie za mną, nie ma co tak stać i marnować czasu zwłaszcza, że zaraz miałem śmignąć na magazyn by sobie nie pomyśleli że urwałem się, kiedy to musiałem zorganizować przejęcie towaru. Nic wielkiego. Prowadziłem ją idąc nieco wysunięty na przodzie, a następnie zorganizowałem wszystko co zapowiedziałem zostawiając ja samą sobie.

|zt x2


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Stara oranżeria [odnośnik]17.11.19 15:17
| 10 marca

Tego dnia miał pełne ręce roboty - dosłownie i w przenośni, bowiem odkąd wraz z brzaskiem przekroczył granice rezerwatu, ani na moment nie wypadł ze stanu skrajnego skupienia na swoich obowiązkach. Najpierw przytłoczyły go kwestie biurowe, które przykuły go do krzesła w gabinecie na długie godziny, zmuszając do naprawiania zaległości oraz pomyłek w dokumentacji. Ministerstwo Magii domagało się uszczegółowienia budżetów za poprzedni rok oraz aktualizacji spisu smoków przebywających w Peak District. Ben uważał to za czystą upierdliwość oraz w miarę łagodny wstęp do nękania rezerwatu Greengrassów bezpodstawnymi pozwami, karami i wizytacjami, nie mógł jednak po prostu walnąć pięścią w stół i zignorować oficjalnych pieczęci. Ślęczał nad archiwami całe przedpołudnie, klnąc na czym świat stoi, rozbolała go też głowa od maleńkich druczków. Z ulgą przyjął więc wizytę rezerwatowego uzdrowiciela, który przyniósł niestety niewesołe wieści - i zadowolenie z chwilowej przerwy zmieniło się w głębokie zaniepokojenie. Coś złego działo się z młodymi smokami przebywającymi w oranżerii. Od kilku tygodni wydawały się ospałe, osowiałe, a ich łuski straciły intensywny blask, czasem wręcz odpadając z niezdrowo białego ciała. Początkowo uznawano to za wynik gwałtownych wahań magicznych wywołanychb anomalią, później za efekt zimowego przesilenia, które osłabiło zazwyczaj silne i ruchliwe stworzenia. Odmienny od normy stan trwał jednak zbyt długo i należało bliżej przyjrzeć się nie tylko samym smokom, czego dokonał zespół magiweterynarzy, ale także miejscu, w którym bestie spędzały najwięcej czasu.
Wright podziękował współpracownikowi, upewnił się, że medyczna część Peak District posiada niezbędne fundusze, eliksiry oraz siły robocze, po czym znów został sam, zastanawiając się nad przekazanymi mu przez uzdrowiciela informacjami. Nie marnował zbyt wiele czasu na dywagacje, szybko posłał po Gilberta, młodszego smokologa, każąc mu przekazać Blake'owi, by ten zjawił się w wolnej chwili w południowej oranżerii. Potrzebował potężnej wiedzy z zakresu smokologii Percivala, wiedząc, że ten przewyższa go orientacją w tym zakresie. O dziwo, nie irytowało go to, rozumiał, że ma jeszcze wiele do nadrobienia, głównie zaś czuł dumę - że ma u swojego boku profesjonalistę, czarodzieja oczytanego i doświadczonego.
A przede wszystkim oddanego pracy: nie musial długo czekać aż w przejściu do oranżerii ujrzał wysoką, barczystą sylwetkę. Pomachał Percy'emu ze swojego stanowiska obserwacyjnego - usiadł na wielkim kamieniu pośrodku opustoszałej oranżerii - a papierosowy dym unoszący się nad rozczochraną głową zawirował, mknąc w górę przeszklonego sufitu. - Mamy problem z tym miejscem - rozpoczął bez powitań, nie dlatego, że był niewychowanym bucem - po prostu ciągle zachowywanie przy Percivalu profesjonalnego dystansu sprawiało mu poważną trudność. - Młode smoki, które tu przebywały, chorują. Uzdrowiciele uważają, że to wynik czynników środowiskowych. Musi być tu coś, co im szkodzi i przeszkadza w prawidłowym rozwoju - przedstawił rzeczowo sprawę, podając zbliżającemu się mężczyźnie pergamin, który przekazał mu magiweterynarz. Co nieco rozumiał z tego bełkotu, ale był pewien, że to bardziej zaznajomiony z niuansami wychowania smoków Percy odkryje w bazgrołach jakiś większy sens. - Albo - po prostu czegoś tu nie ma - dodał w zastanowieniu, rozglądając się dookoła. Gdy anomalia zniszczyła oranżerię, wprowadzono tu wiele zmian, zarówno w roślnności, jak i w oświetleniu, magicznych polach, układzie stawików i innych detalach, mogących zaszkodzić rozwijającym się organizmom. Miał nadzieję, że wspólnymi siłami uda im się przemienić to miejsce i sprawić, by znów stało się bezpiecznym domem dla najmłodszych podopiecznych.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stara oranżeria - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stara oranżeria [odnośnik]21.11.19 0:55
Praca w rezerwacie nigdy się nie kończyła – zdawał sobie z tego sprawę każdego dnia coraz mocniej, co prawda zjawiając się w Peak District dopiero koło południa (nigdy nie było mu po drodze ze zrywaniem się skoro świt), ale za to często pozostając na miejscu do późnych godzin wieczornych. Czas poświęcany zamieszkującym tereny Greengrassów smokom zdawał się uciekać mu przez palce, zwłaszcza, gdy spędzał go na rozległych wzgórzach – a chociaż początkowo wydawało mu się, że jako smoczy łowca niewiele będzie miał do zrobienia za zamkniętymi bramami rezerwatu, to w rzeczywistości ciągle był gdzieś potrzebny. Co nie przeszkadzało mu ani trochę; wprost przeciwnie, nadmiar obowiązków sprawiał, że po raz pierwszy od miesięcy miał wrażenie, że naprawdę gdzieś przynależał, stopniowo przestając czuć się w Peak District jak gość, a zaczynając traktować to wszystko jak swoje, zapamiętując imiona i zwyczaje każdego z pozostających pod ich opieką smoków, odkrywając wijące się w nieskończoność ścieżki, oraz dwojąc się i trojąc, żeby pomóc w przywróceniu smoczych terenów do dawnej świetności.
Gilbert odnalazł go, kiedy wracał z południowej części rezerwatu, gdzie spędził większość popołudnia, starając się wyłożyć dwóm nowozatrudnionym łowcom tajniki tropienia smoków w terenie; ćwiczenia, w jego ocenie raczej proste, przebiegły z różnym skutkiem, Percival starał się jednak nie okazywać zniecierpliwienia – potrzebowali świeżej krwi, zwłaszcza jeżeli mieli poradzić sobie z następną wyprawą. Pierwotny plan zakładał spędzenie ze stażystami jeszcze co najmniej godziny, w trakcie której miał zamiar omówić podstawowe błędy, które wciąż zdarzało im się popełniać, ale po wysłuchaniu słów młodszego smokologa, odprawił obu nowicjuszy, żeby doprowadzili się do porządku (jeden z nich wyglądał jak błotna rzeźba, drugi miał paskudne rozcięcie na żuchwie). Sam Blake, wciąż ubrany jak na dłuższą wędrówkę, ruszył do oranżerii, już od wejścia szukając spojrzeniem Jaimiego.
Zlokalizowanie Wrighta nie zabrało mu dużo czasu – papierosowy dym stanowił wystarczający drogowskaz – bez zawahania pokonał więc resztę drogi, żeby przystanąć tuż obok rozłożonego na kamieniu mężczyzny, wykorzystując tę chwilę na przyjrzenie się pochylonej w skupieniu sylwetce. Wciąż jeszcze nie mógł przywyknąć do tego, że Ben znajdował się tuż obok, przez większość czasu oddzielony zaledwie kilkoma parami drzwi, połacią otwartego terenu, albo – jak w tym przypadku – jedynie wymuszonym przez okoliczności dystansem, którego zachowanie przychodziło mu z niejakim trudem. – Słyszałem o tym – odpowiedział na słowa przyjaciela, marszcząc brwi z niepokojem; wieści o złym stanie smocząt docierały do niego już od paru dni, ale do tej pory miał nadzieję, że była to jedynie sytuacja przejściowa. Wysłuchał pozostałej części wypowiedzi Wrighta w skupieniu, biorąc od niego pergamin i przemykając po nim spojrzeniem, niektóre fragmenty jedynie przyjmując do wiadomości, nad innymi zatrzymując się na dłużej. – Mają obniżoną odporność, dwa złapały infekcję – mruknął z namysłem, częściowo do siebie; uniósł spojrzenie, rozglądając się po oranżerii, jakby spodziewał się dostrzec w przeszklonych ścianach jakąś wskazówkę, która magicznie doprowadziłaby go do odpowiedzi na pytanie: co dolegało ich podopiecznym? – Mamy dostęp do dokumentacji z odbudowy tego budynku? Poprzednie plany? – zapytał, spoglądając z ukosa na brodaty profil Jaimiego, w międzyczasie wciąż intensywnie myśląc; potrzebowali zawężenia obszaru poszukiwań, najlepiej by więc było, gdyby wiedzieli, co właściwie uległo zmianie. Na tym etapie to mogło być wszystko: od toksycznej dla smocząt rośliny, przez nieodpowiednią temperaturę, po niewłaściwy skład stojącej w stawach wody.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Stara oranżeria [odnośnik]21.11.19 13:56
Łypnął na Percivala z dołu, nie ruszając się z niezbyt wygodnego kamienia, wolał bowiem nie ryzykować niezręcznego podawania dłoni, poklepywania się po plecach lub innych oficjalnych przywitań, do których zupełnie nie przywykł. Otwartość, ba, wręcz jowialność, jaką okazywał zaufanym współpracownikom pryskała przy Blake’u, którego próbował traktować normalnie, a przez to sprawiał wrażenie oschłego – na razie jednak plotki nie docierały do jego uszu, uznawał więc, że udaje mu się udawać dystans wręcz perfekcyjnie. – Młode smoki są niezwykle podatne na wszelkie zmiany, powinniśmy zauważyć to wcześniej – zmarszczył bliźniaczo brwi, zafrasowany własnym niedopatrzeniem, z którego próbował się instynktownie wytłumaczyć. – Ale anomalie i tak zupełnie zmieniły ich rytm dobowy, zmniejszyły odporność, podniszczyły wrażliwe łuski i no…kurczę, jest coraz gorzej– dodał kulawo, pocierając w zakłopotaniu tył karku, na którym już pojawiła się warstewka potu, wywołana wysoką temperaturą w terrarium. – Tak, mam wszystko, co potrzebne – potwierdził z powagą, w końcu podnosząc się z kamienia, by móc zrównać się z Percivalem. Chrząknął, czując, że napięcie między ich ciałami na moment go dekoncentruje – wybrał więc krótki spacer do torby, w której przyniósł stos pergaminów, zapisków i akt, niż użycie różdżki. – Właściwie niewiele zmienialiśmy. Przesunięto tylko oranżerię o kilkanaście metrów na południe, bo musieliśmy powiększyć obszar na… - głos mu się trochę załamał; ciągle wspominał wszystkie smocze ofiary wybuchu anomalii z bólem brzucha, żalem i bezradnością – na cmentarzysko. A na wschodzie ziemia osunęła się za bardzo, by stawiać coś wzmocnionego magicznie – wyjaśnił rzeczowo, pochylając się nad szafką przy wejściu. Wyciągnął ze skórzanej torby ciężki plik papierzysk i wrócił do Blake’a, wciskając mu je w ręce tak, by przypadkiem nie dotknąć go nawet małym palcem u dłoni. Później ściągnął z całej sterty, miłosiernie przesłaniającej przystojną – acz pewnie zaskoczoną – twarz mężczyzny, górne plany terrarium. Strzepnął je, wzniecając w dusznym wnętrzu pomieszczenia chmury kurzu, a następnie rozłożył na kamieniu. Popiół spadł z końcówki papierosa, zaciągnął się dymem nikotynowym głębiej, wsuwając dłonie głęboko w kieszenie roboczych spodni. By go nie kusiło – i by mógł w pełni skupić się na tym, co widział. – Okna wychodzą teraz w innym kierunku– zaczął analizować rysunek pod względem smoczej natury. – I bajorko, w którym lubiły czasem buszować, przesunięto w bok. Dzięki temu mogliśmy zapewnić im więcej przestrzeni do prób fruwania, o tutaj – machnął brodą w kierunku góry pergaminu. – Ale nie zmienialiśmy właściwie nic z zieleni…Chyba – zastanowił się, bo na roślinach nie znał się kompletnie. Liczył, że Percival okaże się bardziej spostrzegawczy, a przede wszystkim: że podzieli się z nim wiedzą o smokach, wyjątkowo porzucając ślizgońską manierę wywyższania się i częstowania go szpileczkami sympatycznych złośliwości. – Mieszkały tutaj cztery małe trójogony, niedawno zrzuciły dziecięcą łuskę. Może to stąd takie gwałtowne pogorszenie ich stanu? – zasugerował jedno z wyjaśnień, choć nie był do końca do niego przekonany. Chciał jednak pokazać się z jak najlepszej, profesjonalnej strony, zastanawiając się jednocześnie nad poszukiwaniem starych łusek. Gdzieś tu powinny jeszcze być, terrarium i oranżeria nie były od jakiegoś czasu sprzątane, by nie ingerować w codzienność osłabionych smocząt. Chętnie od razu ruszyłby do pracy, ale wolał zaczekać na opinię drugiego smokologa – w końcu zerknął na niego z bliska, nie mogąc powstrzymać zupełnie przeczącego zawodowemu dystansowi, głupkowatego uśmiechu, unoszącego w górę prawy kącik ust.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stara oranżeria - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stara oranżeria [odnośnik]22.11.19 1:53
Konieczność utrzymania profesjonalnego dystansu w miejscach publicznych właściwie mu nie przeszkadzała, czy może – przeszkadzała mu mniej niż kiedyś, kiedy temu całemu nieznośnemu udawaniu towarzyszyła jeszcze gorsza od samego tkania pozorów niepewność: o to, czym właściwie była ich relacja, dokąd zmierzała, i czy zmierzała gdziekolwiek; w Hogwarcie, na smoczych wyprawach, i później – gdy kipiała między nimi wrogość, podszyta kwaśnym poczuciem winy, żalem, oraz mieszanką toksycznych emocji, których nie potrafił nawet nazwać. Teraz było łatwiej, świadomość rychłego powrotu do ich domu niwelowała wszystkie ewentualne niedogodności, a chociaż czasami żałował, że nie może zachowywać się w towarzystwie Bena tak swobodnie, jak by chciał, to przynajmniej przestał już doszukiwać się drugiego dna w oschłości tonu i zachowawczości gestów, skupiając się w pełni na pracy; ciesząc się z faktu, że mogli się nią dzielić. – W trakcie anomalii tak naprawdę nie było wiadomo, co jest normalne, a co nie – przytaknął na słowa Wrighta, niechętnie wspominając ten paskudny okres ciągłego strachu o to, co przyniesie jutro – i desperackich prób ratowania wszystkiego, co uratować się dało. – Możliwe, że wciąż mamy do czynienia z ich skutkami. Smoki dysponują potężną magią, przez całe miesiące były wystawione na czarnomagiczne wyładowania – efekty mogą być długofalowe, i możemy dopiero je odkryć – dodał po chwili, roztaczając dosyć ponurą, ale i dosyć prawdopodobną wizję najbliższej przyszłości; być może uwidaczniającej się w chorujących trójogonach, choć chciałby wierzyć, że akurat ten problem należał do możliwych do rozwiązania.
Nie umknęła mu chwilowa zmiana tonu głosu Benjamina, kiedy mówił o konieczności powiększenia cmentarzyska – zawiesił spojrzenie na odwróconej do niego plecami sylwetce, czując w klatce piersiowej jakiś nieokreślony żal; nie było go w Peak District, kiedy uderzyła pierwsza fala anomalii, ale od pracujących tutaj smokologów słyszał wystarczająco, by wysnuć w wyobraźni przerażający obraz pełen smoczego cierpienia. Prawa ręka drgnęła mu w instynktownym odruchu położenia dłoni na męskim barku, powstrzymał jednak gest, łaskawie uratowany koniecznością powstrzymania przed upadkiem ciężkiej sterty pergaminów, które bezceremonialnie wepchnął mu w ręce Ben. – Co było tam wcześniej? W południowej części? – zapytał, ostrożnie odkładając dokumenty na bok, żeby lepiej mu było patrzeć na rozłożone na kamieniu plany. Przyjrzał im się ze zmarszczonym czołem, wysłuchując szczegółowego opisu i starając się poukładać w głowie wszystkie informacje, segregując je w grupy i odrzucając te nieistotne. Pochylił się mocniej do przodu, próbując odczytać pozostawione z boku rysunku notatki, ale ani na moment nie przestając śledzić wypowiedzi przyjaciela. – Sam proces zrzucenia łusek nie powinien ich doprowadzić do takiego stanu – odpowiedział, prostując się nagle, żeby odnaleźć spojrzeniem parę ciemnych oczu. – Ale musimy mieć na uwadze, że faktycznie smoczęta są wtedy bardziej podatne na szkodliwe czynniki, pozbawione naturalnej ochrony. Możliwe, że zaszkodziło im coś, czego w innym okresie nawet by nie odczuły. – Drgnął nagle, ruszając się z miejsca, żeby wyminąć stojącego obok mężczyznę i szybkim krokiem pokonać część oranżerii oddzielającą go od stawów; nie oglądał się za siebie, żeby sprawdzić, czy Jaimie za nim idzie – był niemal pewien, że tak. – Czy wiemy, skąd wypływa ta woda? To to samo źródło, co poprzednio? Łączy się z jakimiś innymi zbiornikami? – nie przestawał pytać, szukając uparcie czegokolwiek, za co mógłby się uchwycić; przykucnął nad brzegiem nieruchomej wody, po czym odruchowo nabrał jej w złożoną w koszyczek dłoń – ale wzrokowo rzecz jasna nie był w stanie niczego ocenić. Rozprostował palce, pozwalając, by chłodna ciecz przelała się między nimi. – A co z ich dietą, wprowadzaliście do niej jakieś zmiany? Albo – czy tutaj jest coś, co jest dla nich jadalne? – Odwrócił się przez ramię, spoglądając w górę, w poszukiwaniu znajomej sylwetki, połowicznie spodziewając się, że Ben nie zdoła powstrzymać pokusy wepchnięcia go do stawu.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Stara oranżeria [odnośnik]22.11.19 13:11
Nie podobała mu się wizja długofalowych skutków anomalii – odczuwał osobistą odpowiedzialność za cierpienia, które sprowadził na świat, także te, które musiały dotknąć smoków. Miał się nimi opiekować, tworzyć w rezerwacie bezpieczną przestrzeń, gdzie mogły dochodzić do siebie po trudach przemytu lub po raz pierwszy wzbijać się w powietrze po chorobie. Otwarcie skrzyni z sercem Gellerta przyniosło odwrotny skutek, wiele podopiecznych zginęło, a ci, którzy przetrwali i tak musieli znosić ciężkie i do tego nieprzewidywalne konsekwencje. – Nie znasz jakiegoś czaru, który mógłby je wzmocnić? Albo sprawdzonego eliksiru? Uzdrowiciele podali im wszystko, co mogli– spytał, a dzięki głębokiemu zastanowieniu nad trapiącym go problemem mógł nieco oderwać myśli od pilnowania swojej oschłej i profesjonalnej prezencji, dzięki czemu przestał wyglądać jak ktoś, kto połknął kij od miotły. – Ochranialiśmy je zaklęciami obronnymi, były jeszcze malutkie, ledwo wyklute z jaj – ale źle reagowały na różdżki a my baliśmy się, że anomalia zamieni zaklęcie w coś paskudnego – wyjaśnił, wzdrygając się na myśl, że zaklęcie ocieplające ciało zmarzniętego smoczka mogłoby uderzyć w niego wiązką prądu lub, co gorsza, czarnomagiczną torturą.
- Stara część lasu – odparł, gdy przeszli do drobiazgowego omawiania mapy. Zmarszczył brwi jeszcze mocniej, aż pomiędzy nimi pojawiła się głęboka zmarszczka. – Nie do końca wiem, co tam dokładnie rosło, ale rzadko tam zaglądaliśmy. Te drzewa miały naprawdę wiele lat…ekspansja rezerwatu szła raczej w stronę wschodnią, dlatego ten rejon był rzadko wykorzystywany – odpowiedział w zamyśleniu, bezwiednie wyciągając ręce z kieszeni, gdzie bezpiecznie kryły się przed chęcią szczeniackiego szturchnięcia Percy’ego w bok. Z niecierpliwością czekał na jego opinię na temat odpadających łusek: poczuł ulgę, gdy smokolog nie wyśmiał tej sugestii, rzeczowo wypowiadając się na temat groźnych dla smocząt czynników. – No, może to, co im zaszkodziło, wcześniej kumulowało się magicznie w łuskach – a po ich zrzuceniu, gdy tkanka była jeszcze podatna a następnie linienie będzie dopiero za rok lub dwa, te paskudztwa wżarły się w nowe pokrycie – kontynuował swoją wariację na temat przyczyny osłabienia smoków, podążając wzrokiem za odchodzącym Percivalem. Podobał mu się w prostych, ciepłych, roboczych ciuchach, nie mógł więc powstrzymać nieco zbyt długiego spojrzenia, mającego tyle wspólnego z pozbawionym dwuznaczności profesjonalizmem, co bujna broda Benjamina z dziewiczym wąsem.
- Tu też nowe źródło, spływa z wschodniego wzgórza. To wcześniejsze zostało zajęte przez anomalię, czarna maź rozrosła się aż na brzegi i chociaż teraz jest już czyste, to woleliśmy nie ryzykować i skorzystać z innej wody – odparł, gdy już się opamiętał i ruszył za Percym przez oranżerię, rozpinając skórzaną kurtkę. Robiło tu się coraz goręcej. Tak gorąco, że wyjątkowo nie kusiło go, by wepchnąć Blake’a do stawu a później obserwować, jak ocieka wodą – zapewne dlatego, że miał na sobie zbyt dużo warstw, które nie pozwoliłby na docenienie subtelnej rzeźby mięśni. Nie, żeby skupiał się na takich rozmyślaniach, był wszak w pracy. – Przeszliśmy na mięso wołowe, zwiększyliśmy im trzykrotnie porcje, bo to już duże bydlaki – opowiedział z czułością o zwyczajach kulinarnych smocząt. Drugie pytanie nie było już tak przyjemne, rozejrzał się dookoła bezradnie, starając się dostrzec jakieś niebezpieczeństwa, które do tej pory przegapił. – Zmieniliśmy też podłoże, wysypaliśmy je sprowadzanym ze Szkocji piaskiem, przesianym przez srebro, tak, by nie rozwijały się tutaj szkodniki i pasożyty – dodał ostrożnie; wiedział, że srebro bywa szkodliwe. W nadmiarze, a oni dbali o to, by przestrzegać wyśrubowanych norm. Spojrzał w dół na Percivala kucającego nad brzegiem stawu, znów się dekoncentrując: cwaniacko uniósł brew. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek znajdziemy się w takiej pozycji w pracy – palnął niższym, cichszym tonem, beztrosko i więcej niż dwuznacznie, z głupkowatym uśmiechem na twarzy i dłońmi zaplecionymi na piersi. To nie tak, że nie przejmował się losem smoków, po prostu na chwilę skręcił myślami w stronę mniej zawodową. – To co, wiesz, co możemy zrobić? – gładko zmienił temat, zezując to na Percy’ego, to na otoczenie.



Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stara oranżeria - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stara oranżeria [odnośnik]23.11.19 2:21
Dostrzegał bijące od Bena przejęcie bez trudu, znając go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, kiedy naprawdę mu na czymś zależało – i żałując, że nie miał dla niego gotowego rozwiązania. Zawiesił spojrzenie na jego twarzy, jak niczego innego chcąc móc powiedzieć mu, że tak: istniało fantastyczne zaklęcie zdolne do naprawienia w mgnieniu oka wszystkich trapiących smoczęta problemów, ale jednocześnie wiedząc, że nie może tego zrobić. Pokręcił głową. – Magia na dłuższą metę nic tutaj nie pomoże. Eliksiry wzmacniające – owszem, powinny przyjmować je regularnie, ale to tylko łagodzenie objawów, a im potrzebne jest usunięcie przyczyny – odpowiedział powoli, myśląc intensywnie o tym, czy przypadkiem czegoś nie przeoczył – ale jeżeli uzdrowiciele i magiweterynarze rozkładali ręce, to on tym bardziej nie był w stanie zdziałać cudu. Frustrowało go to, a jeszcze bardziej nie znosił świadomości, że mógł w pewien sposób zawieść nadzieje, które pokładał w nim Jaimie; to była ostatnia rzecz, którą chciał zrobić, bez względu na to, czy chodziło o smoki, wspólną misję ratowania świata, czy przeoczenie jego kolejki sprzątania kuchni.
Chociaż w trakcie wypowiedzi Bena prawie się nie odzywał, od czasu do czasu kiwając jedynie głową, to słuchał uważnie każdego zdania, przyswajając je i zapamiętując, żeby móc później poddać je całościowej analizie. Nie uważał, by winowajcą mogła być wycinka części starego lasu, wątpił też, by problem leżał w źródle wody, a zmiana w diecie wydawała się uzasadniona i właściwa; na wzmiankę o srebrze ożywił się jednak wyraźnie, podobnie jak na sugestię dotyczącą zrzucenia chorych łusek. Kiedy się odwrócił, kucając nisko nad brzegiem niewielkiego stawu, już-już miał podzielić się z przyjacielem swoimi przemyśleniami – ale z tropu zbiła go dwuznaczna uwaga, rzucona w akompaniamencie doskonale znajomego, cwaniackiego uśmiechu. Zamknął usta, przez moment rozchylone w próbie wydobycia z siebie słów, które nigdy nie nadeszły, czując, jak po jego karku wspina mu się fala gorąca. – Hm – mruknął, raz jeszcze spoglądając na Bena z dołu, po czym podniósł się do pozycji stojącej, nagle znajdując się tuż przy nim – powstrzymując gromadzące się w umyśle obrazy, które zdecydowanie nie miały nic wspólnego ze stojącym przed nim problemem chorych smoków. – To zależy – odpowiedział na zawieszone w powietrzu pytanie, wpatrując się intensywnie prosto w parę czekoladowych oczu; znajdował się stanowczo zbyt blisko, ale nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie nic z tym zrobić – wykonanie kroku w tył wiązałoby się z wdepnięciem po kostki do smoczego stawu. – Pytasz o teraz, czy o później? – zapytał, nie potrafiąc powstrzymać wypływającego na usta uśmiechu – trochę rozbawionego, trochę pewnego siebie – jednocześnie unosząc sugestywnie brew; dwóch mogło grać w tę grę.
Spoważniał zaledwie sekundę później, odwracając spojrzenie i wykonując taktyczny manewr w bok – choć kompletnie niepasujący do sytuacji uśmiech błąkał się na jego ustach jeszcze przez chwilę. – Mam teorię – odezwał się już zupełnie innym tonem, powracając do postawy stanowiącej mieszaninę profesjonalizmu i zawodowego entuzjazmu, gdzieś po drodze zrzucając z siebie wierzchnie okrycie – wewnątrz przeszklonej konstrukcji było gorąco. – To rzeczywiście może być zatrucie srebrem. Wiem, wiem, zaczekaj – dodał szybko, unosząc palec w górę, jakby chciał uciszyć Bena, mimo że nie dał mu nawet okazji do zanegowania tego stwierdzenia – w podłożu jest go niewiele. Ale spójrz – podszedł z powrotem do kamienia, tam, gdzie zostawili plany oranżerii. Zaczekał, aż Wright do niego dołączy, po czym zaczął opuszkiem palca przesuwać po rozrysowanych starannie liniach. – Po przesunięciu stawów, woda płynie stąd – tak? – Wskazał na punkt, w którym oznaczono spływające ze wschodnich wzgórz źródło. – To znaczy, że zanim trafi do zbiorników, musi przepłynąć przez prawie całą oranżerię. Płynie wierzchem, to prawda, ale też filtruje podłoże, miesza się z wodami gruntowymi, które w ostatnich miesiącach musiały być podniesione wysoko – najpierw przez całe tygodnie mieliśmy ulewy, później roztopy. – Podniósł spojrzenie, żeby zerknąć przelotnie na stojącego obok mężczyznę, gdzieś w międzyczasie – choć przecież wcale o tym nie myślał – doceniając kąt, pod jakim na przystojną twarz padało przesączające się przez szybę, popołudniowe światło. – Woda zatrzymuje się w stawach – nie płynie nigdzie dalej – co oznacza, że kumuluje się w nich również wszystko to, co zabrała po drodze. Na przykład wypłukując z piasku srebro, które w samych zbiornikach musi mieć nieporównywalnie wyższe stężenie niż w glebie. A smoki się w niej zanurzają, piją ją – są więc w ten sposób narażone znacznie mocniej. – Odłożył plan na bok, żeby znów wyciągnąć na wierzch pergamin z opinią sporządzoną przez uzdrowicieli; nie zdawał sobie z tego sprawy, ale mówił coraz głośniej, z przejęciem – przez moment czując się jak dawniej, kiedy omawiali plan schwytania kryjącej się wśród bałkańskich rozdroży bestii. – Teraz – srebro ma silne właściwości bakteriobójcze, tak? Z pozoru to dobrze, ale system odpornościowy młodych smoków wyrabia się właśnie przez kontakt ze szkodzącymi im czynnikami: bakteriami, wirusami, i tak dalej. Jeżeli ich skóra – już i tak pozbawiona łusek – była przez cały czas zupełnie sterylna, to to mogło spowodować, że organizm nie czuł potrzeby, żeby nauczyć się bronić. Stąd w zetknięciu z chorobą, złapały infekcję niemal od razu. – Wyprostował się, żeby ponownie spojrzeć w kierunku stawu, obracając się na pięcie. Wyciągnął przed siebie dłonie, obracając je dookoła – jakby mierzył coś, co widział tylko on. – Moglibyśmy spróbować zamontować filtr wokół ścian zbiornika, tak, żeby nie przedostawało się do niego nic poza wodą. To daleki strzał, może być chybiony, ale wydaje mi się, że warto spróbować. – Opuścił ramiona, znów się odwracając – ale teraz już zatrzymując spojrzenie na twarzy Jaimiego. – Co o tym myślisz? – zapytał, bez wymuszonej uprzejmości; naprawdę chciał poznać fachową opinię przyjaciela.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Stara oranżeria [odnośnik]23.11.19 17:57
Rozpaczliwie pragnął szybkiego zakończenia problemu, dlatego kolejne odrzucenie jego dość wymyślnych propozycji przyjął ze znięchęceniem. Na szczęście w naturze Wrightów fundament stanowiło utrzymanie równowagi, dlatego też szybko przeskoczył tematem w rejony znacznie przyjemniejsze, pozwalające choć na moment zmienić tor myślenia z przygnębiających wąwozów, pełnych smoczych kości, do nieco zbyt chłodnej sypialni z trzeszczącymi deskami parkietu i wrzącym oddechem Percivala wspinającym się po jego skórze. Cwaniacki uśmieszek utrzymywał się na brodatej twarzy aż do momentu, gdy Blake zrównał się z nim wzrostem, zmuszony do przebywania w bezpośredniej bliskości przez szemrzącą cicho za plecami wodę, spływającą do sadzawki. - Później - odparł od razu, dając porwać się chwilowej dekompresji - powietrze rozsądku szybko jednak powróciło do mózgu, ze świstem lądując w płucach Benjamina, zbyt głośno wdychającego zapach wymijającego go mężczyzny. - To znaczy, teraz. Musimy się tym zająć teraz, to palący problem - zreflektował się mało subtelnie, jak zazwyczaj polegając pod naporem własnej broni: owszem, w bójce na pięści albo w czasie podniebnej rywalizacji rozkładał Percivala na łopatki z łatwością, ale jeśli chodziło o słowne przepychanki, zawsze to on kończył na mapie, często nie orientując się nawet kiedy dokładnie padł celny cios. - Już wiem, kogo będę wysyłał, jak przyjdzie jakaś ministerialna inspekcja - mruknął pod nosem, kręcąc powoli głową: cieszył się, że w Peak District miał u swego boku kogoś tak obytego, doświadczonego i potrafiącego przekonywać oraz brać udział w nierównych pojedynkach na argumenty lub prowokacje. - Eee...oczywiście dlatego, że masz trochę gadane, a nie ze względu na to, co mówiłem wcześniej - zaplątał się jeszcze głębiej we własne sidła, nagle zły i lekko naburmuszony z powodu zbyt wyraźnego obrazu, rysującego się przed jego oczami: Percivala w pozycji i obecności jakiegoś nadętego, przystojnego inspektora. Znów mruknął coś pod nosem, w swym nastroszeniu prawie przegapiając nagłe objawienie Percivala.
Przystanął kilka kroków za nim, unosząc pytająco brew. - Masz? Już? - spytał, nie potrafiąc ukryć czegoś w rodzaju szczerego podziwu, równego temu, gdy kilkanaście lat temu pytał go o rozwiązanie zadania z historii magii. Ruszył za smokologiem do kamienia, czując miłe podekscytowanie; tak bardzo chciał, by Percival miał rację, by odkrył to, co umykało jemu: znającego rezerwat zbyt dobrze, może osiadającego trochę na rutynowych laurach, traktującego pewne elementy wzgórz jako oczywiste. - No tak, leci stamtąd, innego dopływu nie mamy... - wtrącił się, początkowo w niezrozumieniu wpatrując się w mapę, a później w twarz Percivala, jednak z każdym kolejnym zdaniem Blake'a porozsypywane puzzle przykrej układanki wpadały na swoje miejsce, z coraz głośniejszymi, głuchymi odgłosami. - Niech to biały testral wyrzyga - zaklął szpetnie, mrugając gwałtownie i rozglądając się tak samo, jak Blake. - Dlaczego na to nie wpadłem? - spytał bezsensownie i retorycznie, po pierwszym szoku przyszła jednak ulga. - To może być to, Percy, faktycznie - nic innego nie ma sensu, więc drogą eliminacji.... - zgodził się z nim, a przebrzmiewający w tonie głosu podziw był trudny do zlekceważenia. Zresztą, nie ukrywał go w ogóle, myślami będąc już przy rozwiązaniu problemu, jakie zaproponował towarzysz niedoli. - Myślisz, że filtr wystarczy? Na razie na pewno, ale...żmijoptak pieczony, powinniśmy zupełnie zmienić im podłoże - kopnął z irytacją mały kamyk, tak, jakby to on był winny osłabieniu młodych trójogonów. - Ale może też porozmawiam z uzdrowicielami i alchemikami: gdyby znaleźli coś, czym możnaby zdezaktywować już wyłożone tu srebro...Jakimś eliksirem, rozpylonym w odpowiednich miejscach... - zaczął myśleć na głos, a zawsze, gdy myślał: musiał się ruszać, tak, jakby mózg Benjamina działał na najwyższych obrotach tylko podczas zmęczenia ciała. - I tak, już pomijając aspekty techniczne, musimy zadziałać z odpornością smoków. Powoli przyzwyczajać je do bakterii i zewnętrznej magii, wzmacniać je...oczywiście, kiedy wrócą już do pełni sił. Z jaką częstotliwością powinniśmy narażać ich na te szkodliwe bodźce? I w jakich ilościach? - Te pytania zadał już bezpośrednio Percy'emu, na moment odwracając się przez ramię: później znów zaczął krążyć wokół kamienia z mapą, mamrocząc pod nosem inne rozwiązania, na tyle bezsensowne, że na razie nie dzielił się nimi z smokologiem.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stara oranżeria - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stara oranżeria [odnośnik]24.11.19 15:36
Wątpił, by kiedykolwiek miały mu się znudzić te słowne potyczki, toczone z Benem od przeszło dwudziestu lat, ale z jakiegoś powodu nigdy nie tracące na świeżości. Wprost przeciwnie; uśmiechnął się szeroko w reakcji na znikający z twarzy przyjaciela uśmiech oraz jednowyrazową odpowiedź, ciesząc się z tego małego zwycięstwa bardziej niż mu wypadało – zupełnie jakby obaj znów mieli po siedemnaście lat, a jemu udałoby się wygrać jedną z niekończących się dyskusji dzięki niezastąpionej metodzie dekoncentracji przeciwka. Nie to, żeby sam pozostawał obojętny na tę wymianę prowokacji i sugestii; malujące się przed oczami obrazy wystarczyły, by zaczął mu przeszkadzać panujący w oranżerii gorąc, i częściowo dlatego postanowił ratować się szybką ucieczką spod wytrącającego go z równowagi spojrzenia – odwracając się przez ramię dopiero po chwili, gdy znajdował się już wystarczająco daleko, by zniwelować groźbę obdarzenia Jaimiego gwałtownym pocałunkiem. – Racja – odparł, zgadzając się z koniecznością myślowego powrotu do naglącej kwestii chorujących trójogonów. – Do tej drugiej sprawy wrócimy później – dodał jeszcze, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo, tonem dalekim od neutralnego profesjonalizmu. Nie musiał aż tak się pilnować, oranżeria – nie licząc ich dwójki – była zupełnie pusta, a nawet jeśli ktoś stałby po drugiej stronie szklanej przesłony i przyciskał ucho do przezroczystej bariery, niewiele byłby w stanie wysnuć z zawoalowanej wymiany zdań.
Słysząc, jak Ben zapędza się w zbudowaną samodzielnie pułapkę, zaśmiał się cicho i lekko, kompletnie nieświadomy, skąd wziął się nagły grymas, wykwitający na męskiej twarzy. – O tak, to świetny pomysł. W ministerstwie muszę być teraz niesamowicie popularny, na pewno urzędnicy Malfoya będą jeść mi z ręki – odparł z ledwie wyczuwalną goryczą w głosie, którą starał się przykryć wyuczoną nonszalancją. Przymusowa ewakuacja z poprzedniego stanowiska, choć ostatecznie wyszła mu na dobre, uwierała go czasami jak ostry kamień, który utknął mu w bucie – ale to nie ta świadomość zmusiła go, by w końcu spoważnieć. Odwrócił się, spoglądając na Bena, już bez rozbawienia – drgające kąciki ust zastąpiła pionowa zmarszczka pomiędzy brwiami. – Próbowali już czegoś? Mam na myśli ministerstwo – zapytał, instynktownie szukając odpowiedzi w twarzy przyjaciela. Jako nadzorca jednej z części rezerwatu zapewne niejednokrotnie musiał stanowić pierwszą ścianę, o którą rozbijali się ministerialni inspektorzy. – Wiesz, pracowałem tam kilka lat, wiem, jak działają. Jeśli potrzebowałbyś pomocy… – Nie dokończył zdania, wydawało mu się jednak oczywiste, że Ben nie musiał nawet prosić – zależało mu na rezerwacie, i zależało mu na nim, poza tym czuł się częściowo odpowiedzialny za ewentualny ostrzał, pod którym mogłoby znaleźć się Peak District. To, że Greengrassowie opowiedzieli się na szczycie politycznym za Haroldem Longbottomem to jedno, ale decydując się na udzielenie schronienia zdrajcy, tylko dodatkowo ściągnęli na siebie niepotrzebną uwagę – choć Percival wciąż jeszcze łudził się, że jego obecne miejsce zatrudnienia pozostawało póki co tajemnicą.
Co i tak było zmartwieniem na inny dzień; z niejaką ulgą przeniósł uwagę na bardziej naglący problem chorych smoków, starając się opanować nagłą falę samozadowolenia, która zalała go w reakcji na pobrzmiewający w głosie Jaimiego podziw. Skłamałby, twierdząc, że nie lubił być doceniany za swoją pracę, ale pochwały otrzymywane od Bena zawsze liczyły się dla niego podwójnie. Sięgnął dłonią do twarzy, udając, że drapie się w zamyśleniu po brodzie, podczas gdy w rzeczywistości starał się nieudolnie ukryć wypływający mu na usta uśmiech. – To wciąż tylko teoria, może być błędna – przypomniał ostrożnie, choć wciąż uważał srebrny trop za warty sprawdzenia. – Jeżeli podłoże spełnia normy, to samo w sobie nie powinno stanowić problemu, ale to już twoja decyzja – nie do końca orientuję się, co byłoby łatwiejsze technicznie do wykonania – odpowiedział, zerkając raz jeszcze na przyniesione przez mężczyznę plany. O ile w dziedzinie opieki nad magicznymi stworzeniami czuł się wyjątkowo pewnie, o tyle kwestie budowlane były dla niego kompletnie obce – nigdy nie interesował się specjalnie samym procesem wznoszenia skomplikowanych konstrukcji; liczyło się jedynie to, by pełniły swoją rolę. Dlatego na wspomnienie o planowanej konsultacji z uzdrowicielami i alchemikami jedynie przytaknął, łapiąc się tematu, który znał lepiej. – W sprawie odporności najlepiej będzie po prostu próbować. Zacząć od niewielkiej ekspozycji na bodźce, czegoś, co nie stanowi dla nich śmiertelnego zagrożenia, i dokładnie obserwować, jak zareaguje ich organizm. Dwa z nich już są chore, więc wiemy, że jest kiepsko, ale te trójogony są jeszcze młode – nie jest to nic, czego nie dałoby się nadgonić. – Oparł się dłońmi o kamień, unosząc spojrzenie na Bena. – No i trzeba koniecznie podać im coś, co wypłucze toksyny z organizmu, ale to już pozostawiłbym alchemikom – dodał; nie znał się kompletnie na eliksirach.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Stara oranżeria [odnośnik]25.11.19 12:24
Rozkojarzenie wywołane odbitą prowokacją nie trwało długo. Wspaniałomyślnie zignorował ostatni, zadany przez niego cios, w milczeniu i z godnością znosząc obrazy, które domagały się realizacji tuż po opuszczeniu terenu rezerwatu. Odchrząknął, trochę niezadowolony, trochę zbity z tropu. – Kończę po ósmej – rzucił tylko, sam nie wiedząc, czy jest to obietnica, prośba czy nieudana próba ironii, która nie była w ogóle słyszalna w jego głosie. Później zaś wywrócił oczami na pełne goryczy zdanie Percivala, potrafił wyczuć w nim drugie dno, rozżalone, zirytowane, przejęte niesprawiedliwością i frustracją. Znał go dobrze, od wielu, naprawdę wielu lat. – []b]Dlatego nie wysyłam cię do Ministerstwa[/b] – sprostował logicznie, rozchełstując zbyt ciasno opinającą szyję koszulę. – Czasem się tu pojawiają jakieś nadęte knypki, które nie odróżniają jaszczurki od rogogona węgierskiego. Czepiają się jakichś dokumentów, wprowadzają zamęt kontrolami, ale na razie nie daliśmy im okazji, żeby się do nas przypieprzyli na poważnie – wyjaśnił z zacięciem, szybko wracając na ziemię. Temat odgórnych inspekcji budził w nim lodowaty gniew; nie znosił, gdy polityka wtrącała się w sprawy rezerwatu, bowiem większość problemów, jakie napotkał na swej drodze smokologa wynikała właśnie z upierdliwości departamentów lub egzekwowaniu niedorzecznych kruczków prawnych, szkodzących wspaniałym bestiom. – No i nestor Greengrass – to jest dopiero poczciwy, klawy gość – bardzo nas chroni. Ma szacun wśród smokologów i polityków, więc nie daje sobie w magiczną owsiankę dmuchać – dodał z autentycznym podziwem i szacunkiem, a rzadko kiedy znosił jakiekolwiek zwierzchnictwo nad sobą. Lubił działać w zespole, o ile każdy z członków posiadał równe prawa i obowiązki – podporządkowanie się autorytetom, w jakie z zasady nie wierzył, kosztowało go zawsze wiele nerwów. Praca w Peak District była miłą odmianą, naprawdę cenił sobie uwagi nestora i traktował go niemalże jak prawnuka Merlina: siwego, silnego, mądrego i nie dyszącego mu w kark każdego dnia. – Ale oczywiście możesz pomóc mi w papierkowej robocie, mam tego teraz od groma. Czepiają się każdej pieczątki, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie – wywrócił oczami, szczerze gardząc taką biurokracją – z którą Percy miał swego czasu dużo wspólnego, więc Ben nie miał skrupułów, by wykorzystać go do przyśpieszenia obowiązków nadzorcy części rezerwatu. Nie dało się ukryć, że Blake był diabelnie przydatny, co udowadniał także teraz, szybkim myśleniem i precyzyjnym rozwiązaniem palącego problemu.
- Dobra, a więc spróbujmy najpierw dezaktywować szkodliwe działanie srebra. Zlecę przygotowanie mikstury alchemikom – postanowił w końcu, nie bacząc na ostrożność Percivala. Ufał mu a nawet ślepy strzał był lepszy od bezczynności. – Jeśli to nie zadziała, wymienimy całe podłoże, ale dopiero na wiosnę. Musielibyśmy przenieść te biedaki do zewnętrznej części oranżerii, a na razie jest na to za zimno – kontynuował w zamyśleniu, już ustalając następne kroki. – Z tym wystawieniem na szkodliwe substancje…czy tam szczepieniem, też zaczekałbym do wiosny. To europejskie smoki, działają zgodnie z porami roku, zima to u nich najtrudniejszy czas. Są rozdrażnione, senne i zdezorientowane – dorzucił z troską, przesuwając spojrzenie na Percy’ego. – Zróbmy tak, ruszysz teraz do uzdrowicieli, dzieląc się z nimi informacjami o srebrze, dzięki temu będą mogli lepiej wiedzieć, jak się nimi zająć – a ja uderzę do alchemików – podsumował zadania na dzisiejsze popołudnie, zwijając powoli mapę. – Dzięki za pomoc – dodał bez męki wypisanej na twarzy: był naprawdę wdzięczny za przyjrzenie się problemowi z zewnątrz, świeżym okiem, dostrzegającym więcej szczegółów.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Stara oranżeria - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Stara oranżeria [odnośnik]25.11.19 22:51
Szeroki uśmiech jeszcze przez jakiś czas nie schodził mu z twarzy, podtrzymany dodatkowo lakoniczną odpowiedzią Bena. Brzmiącą trochę jak kapitulacja; Percival odwrócił się przez ramię, rzucając mężczyźnie zadowolone spojrzenie, i pewnie doprawiłby je kolejną, formującą się na języku ripostą, gdyby nie to, że jego myśli zostały gwałtownie sprowadzone na tory zdecydowanie poważniejsze. Westchnął bezgłośnie; odpowiedź Benjamina, choć odrobinę go uspokoiła, nie starła całkowicie milczących obaw o przyszłość, jeszcze nieukształtowanych i pozbawionych konkretnej formy, czających się gdzieś w ciemności jak potwór pod dziecięcym łóżkiem. Być może miało to związek z faktem, że naprawdę niewiele pozostało mu w życiu stałych – czuł więc odruchową potrzebę roztoczenia ochrony nad tym, czego jeszcze nie zdołano mu odebrać. Rezerwat był jednym z takich miejsc, tym cenniejszym, że była to przestrzeń, którą od niedawna dzielił z nim, może nie do końca spełniając młodzieńcze marzenia o dalekich podróżach, ale wcale nie mniej doceniając ich realniejszą, dojrzalszą wersję. – Nie możemy ich lekceważyć – zauważył niechętnie, choć zapewne było to coś, czego mówić nie musiał – wierzył w słuszność powołania Bena na stanowisko nadzorcy, święcie przekonany, że w Peak District trudno byłoby znaleźć kogoś odpowiedniejszego. – To prawda, to dobry człowiek. I silny czarodziej. Mógłby ich wszystkich dużo nauczyć – przytaknął, a w jego głosie również odezwał się wyraźny szacunek; miał u nestora Greengrassów ogromny dług wdzięczności, wziął sobie też mocno do serca słowa, które starszy lord skierował do niego w październikowym liście; nie miał najmniejszych wątpliwości, że w razie potrzeby wytoczyłby wszystkie dostępne działa, byle tylko ochronić swój rezerwat i pozostające pod jego opieką smoki. – W razie czego po prostu mi to podrzuć – dodał, mimowolnie przypominając sobie niekończące się godziny spędzone za polerowanym biurkiem w Ministerstwie Magii, w gabinecie, z którego nigdy nie zdołał pozbyć się przenikającego przez wszystko zapachu kurzu. Wtedy nie znosił zajmowania się dokumentacją, z cierpiętniczą miną przedzierając się przez napisane bez polotu raporty, ale jeżeli miałoby to pomóc, nie miałby oporów przed wykorzystaniem zdobytego przez lata doświadczenia na korzyść Peak District.
Kiwnął głową, słuchając krótkiego, ale treściwego podsumowania wygłoszonego przez Benjamina, zgadzając się właściwie ze wszystkim, co powiedział, i nie planując ingerować w myślowo rozrysowywane plany. Nie znał rezerwatu ani jego podopiecznych jeszcze nawet w połowie tak dobrze jak Wright, wciąż stopniowo zaznajamiając się z podlegającymi pod niego terenami, ucząc się panujących tutaj zasad – od niego, i od innych smokologów, nie uważając tego bynajmniej za plamę na honorze. – Masz rację. I tak potrzebują jeszcze trochę czasu, żeby dojść do siebie – zanim cokolwiek im zaaplikujemy, powinniśmy mieć pewność, że nic już nie pustoszy ich organizmu. Gwałtowne zmiany w otoczeniu mogłyby im teraz zaszkodzić – przytaknął w odpowiedzi na słowa Bena. – Mogę je zobaczyć? Kiedy nie będą się nimi zajmować uzdrowiciele, oczywiście – zapytał, dając na moment obudzić się wrodzonej potrzebie do sprawdzenia wszystkiego dwa razy – i najlepiej na własne oczy, nawet jeśli stuprocentowo ufał kompetencjom pracujących w rezerwacie magiweterynarzy. – Jasne, pójdę tam od razu – zapewnił, bez zawahania przyjmując polecenie z ust przyjaciela, prychając cicho dopiero w odpowiedzi na podziękowania. – Daj spokój, nie ma o czym mówić – rzucił, bo naprawdę nie uważał tego za jakąś wielką przysługę, a raczej naturalny stan wszechświata; Jaimie pomógł mu już zresztą tyle razy, że zaciągniętego u niego długu wdzięczności i tak nie miał już nigdy spłacić. Co nie oznaczało, że nie mógł próbować.

| zt x2 :pwease:




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Stara oranżeria [odnośnik]14.12.19 21:19
początek kwietnia

Było zbyt wcześnie, by ktokolwiek z wizytatorów mógł uznać, że to idealna pora na wybranie się do rezerwatu - zazwyczaj pełne ludzi fotele tuż obok cienkiej tafli szkła oddzielającego ciekawskich od smoczych legowisk świeciły pustką, a zapach kawy zdążył przez noc rozmyć się i pozwolić zdominować przez subtelną woń pochylających się w jego stronę roślin, które otaczały go niemal z każdej strony.
Rozszczepione przez funkcjonalny pryzmat szyby pierwsze promienie wschodzącego Słońca niosły ze sobą pierwiastek kojącego ciepła, ten otulał szczelniej niż kołdra, z której wyrwał się z rana, byle tylko zdążyć dotrzeć do Peak District jeszcze przed pierwszym obchodem u boku swojego nowego opiekuna.
Przedstawione mu wczoraj dość obcesowo zadanie zamierzał wykonać bez marudzenia, wiedząc, że jeśli nie będzie za bardzo narzekał i po prostu poświęci się pracy, wkrótce przyjdzie też czas na nieco inne, które można by już śmiało nazwać wyzwaniami.
Tonął za stertami papierzysk, a wszystkie je musiał przejrzeć, by znaleźć zawieruszone gdzieś pomiędzy nimi badania jednej z najbardziej wiekowych smoczyc, która zaczęła sprawiać ostatnio coraz więcej kłopotów zajmującemu się nią zespołowi. Słabe zdrowie nie wykluczało jednak silnego charakteru - a tym bez wątpienia mogła się pochwalić Erthone, nie znosząca zbyt dobrze tego, jak często w jej pobliżu kręcili się ludzie, próbując pobrać kolejną próbkę krwi.
Wiele wskazywać mogło na to, że to nawrót symptomów sprzed kilku lat - w podobnych okolicznościach, bez powodu, pogorszył się znacznie stan jej zdrowia; trwało to ledwie kilka tygodni, a później nastąpiło cudowne wyzdrowienie, więc w nadmiarze obowiązków nikt specjalnie nie miał czasu na to, by pochylać się nad zdrowym już przypadkiem. Teraz jednak próbowano odtworzyć przebieg tamtych zdarzeń, a do tego kluczowe były notatki, które, jeśli wierzyć słowom pamiętającego doskonale tamte czasy lorda Greengrassa, znajdować się powinny właśnie w którymś z plików dokumentów rozłożonych przed Keatem przeglądającym je mozolnymi ruchami dłoni. Greengrass miał sporządzić osobiście wnikliwą analizę. Szkoda tylko, że najpewniej zawieruszyła się i trudno będzie ją teraz znaleźć.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Keat Burroughs dnia 27.03.20 10:42, w całości zmieniany 1 raz
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Stara oranżeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach