Wydarzenia


Ekipa forum
Szatnie
AutorWiadomość
Szatnie [odnośnik]15.07.15 16:38

Szatnie

Na końcu długiego korytarza znajdują się drzwi od lat nie odnawiane, jakby celowo nie zwracające na siebie uwagi. Za nimi znajduje się szatnia pracowników departamentu przestrzegania prawa czarodziejów, którzy przed wyjściem do pracy w terenie, przebierają się tutaj w mundury z logiem Ministerstwa Magii. Pomieszczenie nie grzeszy komfortem, pomimo przestronności; podłogę wylano betonem, a ściany proszą się o przemalowanie. Na duże okna rzucono zaklęcia jak w każdym z departamentów, jednak tutaj obrazują one realną pogodę, tak by każdy z pracowników wybrał dobry strój. Na przeciw każdej z fioletowych szafek, znajdują się podniszczone, drewniane ławeczki. W sali wyznaczono także część na prysznice, gdzie pracownicy mogą zmyć z siebie znój swoich obowiązków.
Każda ze służb ma tutaj swój własny sektor. Dodatkowo, gdy w życie weszło równouprawnienie i kobiety także zaczęły pojawiać się wśród pracowników działających z przestępczością, rewiry przedzielono na mniejsze części, tak by panie mogły spokojnie zmienić ubrania, nie obawiając się o swoją prywatność.
Choć do szatni można wejść bez specjalnych uprawnień, to każda z szafek zamykana jest na specjalnym, indywidualnym znakiem, chroniącym przed kradzieżami.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szatnie Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szatnie [odnośnik]02.06.16 15:52
| 17 Grudnia |

Dni mijały, a czas przelewał się przez palce.
Katya była już na tyle zmęczona pędem, w którym przyszło jej żyć, że ledwie łączyła minioną noc z porankiem, który nadchodził nagle. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw, a już tym bardziej nie podejrzewała, że jest w stanie wziąć na swoje barki tak wiele, byle tylko nie myśleć. To straszne, dość irytujące, a może nawet nielogiczne, ale... Potrzebowała pracy, by zagłuszyć intensywność odczuwania bodźców, które uderzały w nią z impetem i nie pozostawiały niczego, oprócz cienia niepewności i rezygancji. Zamykała się w swojej samotni, z dala od wszystkiego. Nawet wieczór spędzony z Ramseyem w jej domu sprawił, że cofnęła się o dwa kroki w tył. Musiała pomyśleć o ich zbyt szybko płynącej relacji. O tym, co się działo i przyspieszało rytm serca, bo przecież Mulciber był zdolny wzbudzić w niej zbyt wiele, by tak łatwo pozwalać mu na przedostanie się przez mur. Emocjonalność Ollivander stała się zbyt dużym wyzwaniem, a on, pomimo że niezwykle blisko, to wciąż lawirował na granicy pewności. Wzbudzał zaciekawienie, a to prowadziło do chęci ponownego spotkania. Tym razem stonowanego, delikatnego i pozbawionego zmysłowości.
Dlatego dotarła na salę treningową, by spędzić na niej całe wolne popołudnie. Odsunęła od siebie sprawę wujka, o którym Malakai nie chciał słyszeć, a także narzeczeństwo, którego finalny okres się już zbliżał. Szukała czegoś nowego. Alternatywy, może? Nie traktowała przyszłego męża w sposób przedmiotowy, ale im bliżej ślubu było, tym więcej wątpliwości targało jej maleńkim sercem, które uderzało nierównomiernie. Starała się unormować oddech, który przypominał ten po zbyt szybkiej gonitwie.
Finite.
Gdyby wszystko działało w ten sposób, to świat stałby się piękniejszy i ciekawszy.
Siedziała na jednej z ławek ze spuszczoną głową i przyglądała się swoim stopom, które przyjemnie drażnił chłód płytek. Zacisnęła dłonie w pięści i wypuściła ze świstem powietrze. Traciła poczucie czasu, świadomość i nie ingerowała w to, że nie ma pojęcia, która jest godzina. Tak przyziemne sprawy przestały mieć znaczenie, aż do momentu, w którym podniosła wzrok i dostrzegła smukłą sylwetkę. Przełknęła głośniej ślinę i wstała gwałtownie, jakby została przyłapana na złym uczynku i winna się z niego tłumaczyć. Pospiesznie okryła ramiona długim, czarnym płaszczem i czekała na moment, by najzwyczajniej w świecie opuścić szatnie i zapaść się pod ziemie. Na trochę, a może nawet na dłuższą chwilę? Pokręciła jednak ze zrezygnowaniem głową, a pukle otuliły blade policzki, które konstrastowały niemal z naturalnymi wypiekami. Odwróciła się przez ramię i dostrzegła postać, która była tak blisko, a zarazem wciąż tak daleko.
-Elizabeth... - szepneła pod nosem, bo miały ewidentnie pecha. Ciągle się mijały, a Katya stale ruszała się z miejsca na miejsce. Spotkanie jej w Ministerstwie graniczyło z cudem, a przecież z lady Fawley znały się nie od dzisiaj. Była skonsternowana, ale gdy tylko zrozumiała, że to koleżanka z dawnych lat, od razu podeszła i uśmiechnęła się szerzej. Czyżby to miał być jedyny miły aspekt w ciagu kilku ostatnich dni? -Tyle słyszałam, że można cię tu znaleźć, ale jak to się stało, że jeszcze nie udało nam się na siebie wpaść? Mam nadzieję, że nie unikałaś mnie celowo, bo to złamałoby moje lodowate serce - parsknęła ze śmiechem, a już po chwili obejmowała dziewczynę. To było naturalne i dalekie od jakiejkolwiek dwuznaczności, choć przecież każdy doskonale wiedział, że Lizzy jest piękna i niezwykle atrakcyjna, a to działało na jej korzyść. Mężczyźni byli wzrokowcami, a kobiety bywał yniezwykle zazdrosne. -Minęło tak wiele czasu... - szepnęła bardziej do siebie, gdy się cofnęła, bo - ile to właściwie było? Pięć lat?
Wydoroślałaś, moja droga.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Szatnie [odnośnik]03.06.16 22:05
Grudzień w pełnej krasie pokazał co oznacza zima. Pogoda była jeszcze gorsza niż w listopadzie , a mróz jaki towarzyszył jej o poranku zapewne przejdzie do historii. Było coś ujmującego w obserwowaniu zmian pór roku; niedługo miała nadejść zima. Co roku powtarzany cykl, który towarzyszył ludziom od zarania dziejów i mimo pewnych odchyleń pozostawał  taki sam przez całe życie Elizabeth. Była to stała, która wyznaczała życie istot żywych, w tym ludzi. Szczególnie urokliwe były początki, bo były pewne. Nigdy nie znałeś zakończenia, początki przynajmniej były znajome.
Znów padał śnieg. Nie powinno ją to dziwić patrząc na miesiąc  jaki obecnie im towarzyszył, ale mimo to nie mogła oderwać wzroku od płatków śniegu opadających lekko na ziemie. Siedziała w biurze aurorów przy swoim biurku, wpatrzona w biały puch jakby był on odpowiedzią na wszystkie jej pytania i wątpliwości. Sprawa, którą się zajmowała od tygodni nie posunęła się do przodu i frustracja nad brakiem rozwiązania zaczynała rosnąć pod jej skórą. Czuła ją pod opuszkami palców gdy bawiła się piórem w ręce , który ostatecznie upadł na ziemie zanim zdążyła go złapać. Nie tylko ona była zmęczona tą sprawą, można to było odczuć w atmosferze panującej w biurze. Podniosła pióro wracając wzrokiem do zdjęć leżących na biurku. Pokazywały one ciała ludzi z widocznymi znakami użycia czarnej magii, choć każda ofiara została zabita w inny sposób jakby morderca dopiero szukał swojej drogi. Eksperymentował, nie był jeszcze pewny swych działań. Im więcej znajdywali ciał (raz na parę miesięcy) tym więcej się o nim dowiadywali, jego psychice i metodzie działań. Jednak od kilku tygodni śledztwo stanęło – pozostało im bezczynnie czekać na jego dalszy krok.
Spojrzała na zegar. Było późne popołudnie, mijała właśnie ósma godzina od kiedy przyszła do biura. Był to jeden z tym spokojniejszych dni, gdy każdy skupiał się na swoim sprawach i mało kto ze sobą rozmawiał.
- Idę rozprostować nogi. – poinformowała ale nikt nie zwrócił większej uwagi na jej ruch, brak odzewu. Początkowo myślała, by udać się na jakiś posiłek, ale nogi same poniosły ją w kierunku sali treningowej. Wysiłek fizyczny zawsze stymulował jej mózg do działania, pozwalał również odpocząć od tego złego przeczucia, którego nie mogła się pozbyć. Jej pierwszym przystankiem była szatnia w celu przebrania się, ale stanęła w miejscu zauważając tak dawno nie widzianą przez nią osobę. Katya Ollivander. Pracowały niby razem, ale od kiedy kobieta wróciła nie miały tak naprawdę szans ze sobą porozmawiać. Każdy żył teraz szybko, musiał nadążyć za światem, gdyż zostanie w tyle oznaczało wypadnięcie z gry jaką jest życie. – Zawsze wiedziałam, że ludzie obgadują mnie za moimi plecami, ale żebyś i ty do tej grupy dołączyła. – zacmokała z dezaprobatą, choć ledwo udało się jej powstrzymać uśmiech. – Moja droga, nigdy by mi to nawet na myśl nie przyszło, by Cię unikać. Za to ja zaczynałam mieć obawy, że postanowiłaś zmienić zawód , dawno Cię tu nie widziałam. – powiedziała łagodnie, a powstrzymywany uśmiech zagościł na jej twarzy. Ileż to lat minęło, chyba była jeszcze wtedy na kursie aurorskim. Odwzajemniła jej uścisk umieszczając rękę za jej szyją. – Dobrze, że wróciłaś. – wyszeptała jej do ucha, by po chwili się odsunąć. Słyszała że Lady Ollivander ponownie jest na ziemi przodków, ale nie miała nawet okazji się z nią przywitać.
- Nie jesteś już dzieckiem, kiedy to się stało?- zapytała nadal mając szeroki uśmiech, ale można było dostrzec ciepło z jej oczu, które mówiło więcej niż wszystkie słowa. Cieszyła się, że widzi ją całą i zdrową – inną, to na pewno , ale nie całkiem obcą.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Szatnie [odnośnik]07.06.16 20:59
Kiedy czas płynął w ten nieubłagany sposób, Katya szukała swoistego rodzaju sposobu. Chciała żeby wszystko uległo diametralnej zmianie, a już w szczególności jej życie. Była gotowa zrezygnować z tytułów na rzecz wolności i rozmyślała o tym coraz częściej. Oboje z panem Mulciberem zostali w końcu zmuszeni do ślubu, czyż nie? Co jednak - gdyby z nim porozmawiać - i obiecać, że nie będzie rościła sobie żadnych praw ku temu, by ponosił odpowiedzialność za jej wydziedziczenie? Doskonale liczyła się z tym, że ojciec dopilnuje wszelkich formalności, by sprawa niesfornej córki zakończyła się w trybie natychmiastowym, ale sama zainteresowana była w stanie poświęcić dotychczasowe jestestwo, tylko po to, żeby uwolnić się od wszelkich nakazów. Powrót do Oslo nie był w końcu taki zły. Lubiła tamte rejony i czuła się dobrze w miejscu, gdzie oddychała pełną piersią. Londyn ją stłamsił i już dziś wiedziała, że to był błąd. Nikt nie mógłby jej zrozumieć jednak, toteż nie mówiła. Milczała i siedziała cicho, gdy padały niewygodne pytania. Obdarzała każdego szerokim, wystudiowanym uśmiechem, bo czegóż ona właściwie oczekiwała?
To był ten moment, w którym nie chciała już niczego. Marzyła tylko o spokoju i zaśnięciu na niezwykle długi okres czasu.
Nie spodziewała się żadnych spotkań, bo kiedy tyko wyszła z sali treningowej, marzyła o szybkim znalezieniu się w szatnim. Próbie ułożenia rozsypanych włosów, których kosmyki otulały jej bladą twarz, a także ramiona. Była zmęczona, a oddech z każdym momentem stawał sie coraz bardziej płytki i nierównomierny. Nieprzyjemne uczucie towarzyszące szybkiemu oddychaniu sprawiło, że musiała na moment usiąść. Zapaść się w swojej samotni, ale odkąd coraz mniej pojawiała się w Ministerstwie, tym trudniej było ją złapać. Jeszcze kilkanaście dni temu, przypominała żywioł. Żywioł, który wpada, sieje zamęt, zgarnia najważniejsze dokumenty i nie marnuje dnia nad papierkową robotą. Komu to właściwie było potrzebne? Z pewnością nie Ollivander, bo dla niej egzystencja w statecznej pozycji przypominała raczej męczącą i jedną z najgorszych prac.
-Ach, oczywiście, że nie! - zaprotestowała od razu i uśmiechnęła się szeroko, bo co jak co, ale Katyi nie obchodziło życie towarzyskie i to jak się prowadzili inni. Dla niej najistotniejszym stało się to, by nikt czasem nie próbował ingerować w jej przestrzeń. Egoistycznie, czyż nie? -Nie mylisz się... - przyznała szczerze, bo i takie myśli krążyły po główce młodej aurorki. Zastanawiała się nad odejściem. Unormowaniem wszystkiego, ale im dłużej rozważała taką ewentualność, tym bardziej chciała się popukać w czoło i parsknąć śmiechem. Jak mogłaby zrezygnować z czegoś co kochała? Jeszcze teraz, gdy rozpoczęła nową sprawę, a raczej wróciła do dawnych, zapomnianych dokumentów. Nie wierzyła w przypadki i ten także nie mógł się nim okazać. Najzwyczajniej w świecie potrzebowała czasu, dystansu i swobody. Bez osób, które potrafiłyby zaburzyć jej systematyczność. Ślub z Ramseyem mógł więc pokrzyżować zbyt wiele, toteż przestała się z nim kontaktować. Musiała mieć czysty umysł, by nie dać się ponieść emocjom, a to właśnie on i Samuel, który notabene był niegdyś z Elizabeth, wzbudzali w niej najgorsze z możliwych odczuć. Dwaj mężczyźni, tak różni i inni, a mający tak intensywny wpływ na Katyę. Czyżby zawarli niemy pakt?
Smukłe palce lady Fawley na szyi sprowadziły ją na ziemię, bo były to miejsce czysto strategiczne na ciele Ollivander. Zbyt wrażliwe na wszelakiego rodzaju dotyk, który okazał się dziwnie przyjemny. Odsunęła się więc na długość ramion, gdy dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, a zaraz potem uśmiechnęła się nikle.
-Prawdopodobnie po osiemnastych urodzinach; wydoroślałam, nabrałam pełniejszych kształtów i przestałam być chudym patykiem - roześmiała się szczerze, bo mniej więcej taka sylwetka charakteryzowała ją przez cały okres edukacji. Teraz przypominała niezwykle kobiecą istotę, która używając swoich wdzięków, osiagnęłaby wszystko. Wstydziła się jednak wielu rzeczy, a już w szczególności tego, czego dopuszczała się z mężczyzną, z którym miała powiązać życie, ale - co nie jest widoczne dla oczu, tego sercu nie jest żal. -Ty natomiast jakoś dziwnie promieniejesz... Zakochałaś się? - spytała przekornie i pokręciła głową, bo przecież obie przypominały zbuntowane nastolatki, które nie szukały zamążpójścia. Ani teraz ani kiedykolwiek indziej. -I spokojnie, jeżeli tak - pozostanie to moją tajemnicą. Obiecują nie wydać twojego małego sekretu - puściła jej jeszcze oczko, a zaraz potem odsunęła się na krok. Wciąż nie doprowadziła się do porządku. -Skończyłam właśnie trening, musiałam się wyżyć na sali, bo ta stagnacja doprowadza mnie do czystego marazmu, w który nie lubię wpadać, ale jeśli tylko nie boisz się wyjść z pracy, to może... Wybierzemy się na obiad? Musimy sporo nadrobić, nie sądzisz?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Szatnie [odnośnik]18.06.16 22:45
Zazdrościła Katyi jej wieloletniej podróży, gdyż tak mogła nazwać nieobecność koleżanki ma Wyspach. Mogła uciec od tego klaustrofobicznego światka, zwiedzać świat, poznawać nowe osoby – idealizowała sobie pobyt Katyi zagranicą. Dodawało jej to otuchy, że gdzieś na świecie  jest lepiej i zawsze może zrezygnować ze wszystkiego i uciec. Tylko że nigdy nie potrafiła się za to zabrać, trzymało ją tu rodzina, przyjaciele i ojczyzna. Wyjeżdżając zostałaby z niczym, sama i tak naprawdę tylko z historią. Okradziona z uśmiechu Inary, z gry na skrzypcach jej siostry, przekomarzań z bratem czy tysiąca rozmów tych istotnych i tych mnie, które toczyła ze bliskimi. To wszystko w czasie tych gorszych chwil przytrzymywało ją na ziemi angielskiej, którą również przecież kochała. Była wychowana na patriotkę- tego dziadkowie nauczyli ją nawet wcześniej niż bycia arystokratką. Niezależnie jaki zawód wybierze, nazwisko jakie będzie nosiła- zawsze będzie człowiekiem i angielką. Musiała więc zostać. Takich problemów Ally nie miała kilka lat temu. Auć, nawet myślenie o przyjaciółce bolało. Temat ucieczki sprawiał, że mimowolnie myślała o Lady Avery, od której nie miała wiadomości od dawna i zaczęła się obawiać czy wszystko u niej w porządku. Jej krótki pobyt za to miał duży wpływ na Sylvaina – mimo prób kontaktu nie dostała od niego żadnego listu od kilku miesięcy. Nie mogła go znaleźć w mieszkaniu, w pubach do których uczęszczał – jakby zapadł się pod ziemie. Od tych ponurych myśli ucieczką była praca i ludzie, którzy mieli niesamowity dar poprawianie jej humoru. Jedną z takich osób była Katya, która po prostu swoją osobą odciągała ją od mniej przyjemnych wizji. Z drugiej strony miała obawę przed otwarciem się przed Ollivander, co jeśli wyjedzie jak Ally? Przecież sytuacja była podobna tylko, że one nie miały nigdy tak bliskich więzi. Może w takim razie będzie mniej boleć?
- Już lepiej nie zaprzeczaj. – poleciła jej z jawną informacją, że żadne tłumaczenia jej zdania nie zmienią. Plotki, trzeba żyć tak, by przynamniej mieli ciekawe rzeczy do opowiadania. Gdyby tylko jej rodzina dowiedziała się o jej osądach to dostałaby wielogodzinny wykład. – Czyżbym trafiła w punkt?- zapytała zaskakująco spokojnie w porównaniu do myśli biegnących po jej głowie. Chciała zrezygnować? Z pracy w ogóle czy aurorstwa? Nie rozumiała. Przecież to był cudowny zawód – męczący, niebezpieczny ale pozwalający odczuć życie. Nie mogła jednak oceniać tak naprawdę obecnie jej nie znając, przecież ile lat minęło od czasu ich ostatniej rozmowy? Wystarczająco długo, by człowiek mógł się zupełnie zmienić i stać się inną osobą. Nie każdy również musiał podzielać jej miłość do aurorstwa, ale w czasie rozmów z Katyą czuła, że zawsze je to łączyło.
Zauważyła delikatną reakcję Katyi na jej dotyk i zastanawiała się czy to z powodu odrazy czy przyjemności. Udawała, że nic nie zauważyła – takie rzeczy zostawia się dla siebie, choć była to interesujące obserwacja.
- To wtedy się to dzieje? Naprawdę? – zapytała z niedowierzaniem i zawtórowała od razu śmiechem kobiecie. Był to bardzo miły dźwięk, wystarczająco przyjemny, by chciała słyszeć go częściej. – I nie ma nic złego w byciu chudym patykiem. – dopowiedziała całkiem poważnie. Elizabeth nigdy nie miała bardzo kobiecych kształtów, zawsze była zbyt wysoka i do tego chuda. Mimo że bardzo lubiła swój wzrost to nie czuła się najlepiej będąc w początkowych latach w Hogwarcie wyższa niż chłopcy z jej rocznika. Teraz było lepiej, przybrała na masie no i była bardziej umięśniona, co na pewno było niewybaczalne dla arystokratki. – Uważasz że potrzebuje tego by być radosna? Ja to odnajduje w sobie, we wnętrzu. Również widok tak dawno nie widzianej twarzy przyczynił się do tego. – wytłumaczyła wskazując palcami na swoją klatkę piersiową. Cały czas była gdzieś na pograniczu żartu i powagi; ironii i prawdy. – Nie nauczyli Cię byś nie składała przysięgi, której nie możesz dotrzymać ? Już ustaliłyśmy, że uwielbiasz plotkować na mój temat. – przypomniała jej puszczając do niej oczko. Ta krótka rozmowa podziała na nią bardziej orzeźwiająco niż zapewne trening, który chciała odbyć. Podobno śmiech to zdrowie i zdecydowanie zgadzała się z tym zdaniem. – Też miałam zamiar trochę poćwiczyć, oczyścić myśli. – wytłumaczyła lekko jakby znowu nieobecna. Znów miała w głowie zdjęcia ofiar, które czekały na jej biurku. – Obiad brzmi dobrze jak dla mnie. Daj mi tylko chwilę.  I tak nie miałam jeszcze przerwy, a sprawia stoi. Nienawidzę tego. – zdradziła podchodząc do swojej szafki. Westchnęła głośno i po krótkiej chwili odwróciła się do kobiety. – Te oczekiwanie na ruch zabójcy mnie wykańcza, ta bezczynność. Też tak masz?- zapytała kierując na nią wzrok. Nie było już śladu po poprzedniej atmosferze żartu.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Szatnie [odnośnik]11.07.16 13:54
-Nie zaprzeczam, staram się być miła - powiedziała konspiracyjnym szeptem, a uśmiech przyozdobił jej usta. Lubiła się droczyć i to właśnie dlatego z taką łatwością przesuwała pewne granice, których zapewne nie powinna, ale czy w zamkniętych ścianach można wymagać od szlachcianki przykładnego zachowania? Elizabeth też nie należała do osób, które wpasowywały się w kanon arystokratycznego światka, ale to nie miało znaczenia. Były same - mogły więcej.
Cóż więc się stało z młodą dziewczyną, która tak uparcie chciała wierzyć, że cokolwiek się zmieni? Dlaczego miała ufać temu, że zawód aurora jest tym odpowiednim? Nie umiała poskładać samej siebie, cichych pragnień, a także zwykłego dnia, który za każdym razem zmieniał swój biego o sto siemdziesiąt stopni.
-Możliwe, ale nie jestem pewna, Lizzy - mruknęła bez przekonania i spuściła wzrok. Szukała odpowiedzi w podłodze, ale tak naprawdę wiedziała, że tam jej nie znajdzie. Dlatego powróciła do patrzenia w tęczówki koleżanki i po chwili już wypuszczała powietrze ze świstem, by tylko zasugerować zmianę tematu. Oczywistym było, że nie zamierzała się z nikim sprzeczać, kłócić i dopuszczać do awantur, które nie miały racji bytu. Aurorstwo było dla Ollivander niezwykle istotne, ale coraz bardziej utwierdzała się w przeświadczeniu, że powinna piastować zupełnie inne stanowisko, aniżeli naiwnej czarownicy, która uparcie goni za czarnoksiężnikami.
-Wtedy zauważyłam zmiany - wytłumaczyła rozbawiona, wszak nigdy nie przywiązywała wagi do tego - jak wygląda. Nawet teraz. Miała naturalnie gęstą siateczkę rzęs, która zdobiła czarne tęczówki. Twarz zdawała się być delikatna jak u niemowlęcia, a jedynie usta ozdabiała czasami czerwienią, by dodać sobie lat i nie być brana za uczennicę Hogwartu. -Możliwe, ale zazdroszczę niektórym szlachciankom, że są tak... No wiesz... Atrakcyjne - dodała jeszcze z powagą, a zaraz potem zaśmiała się pod nosem, choć szybko starała się opanować te pozytywne emocje, których od dawna nie kosztowała.
-Każdy z nas składa obietnice bez pokrycia, nie zauważyłaś? - zapytała z ciekawością, bo przecież ludzie potrafili mówić wiele. Ona sama wraz ze swoim królem mówiła dużo i to o rzeczach, które szybko zostały zweryfikowane. Żałowała? Z pewnością, ale zapewne nie przyzna się do tego na głos.
-Jaką sprawę właściwie teraz prowadzisz? - była ciekawa, bo sama od dawna wypełniała tylko raporty i dokumenty, jakby całkowicie została odsunięta od tej ważniejszej części bycia strażnikiem pokoju.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Szatnie [odnośnik]11.08.16 13:11
17 stycznia

Raiden  otworzył drzwiczki swojej szafki tak gwałtwonie, że dźwięk poniósł się po całej pustej szatni. Nie było z nimi żadnego z pracowników magicznej policji i cieszył się z tego powodu. Nie był teraz dobrym towarzyszem. Szczególnie nie po wczorajszym spotkaniu Macmillana. Najwidoczniej jego przełożony miał dobre poczucie humory, gdy przydzielał mu tę sprawę. Nie dawali mu się obijać. Wrócił zaledwie piętnaście dni temu, a już wrzucili go w wir pracy. Poniekąd był im za to wdzięczny, ale wolałby mieć trochę więcej czasu na przypatrywanie się sprawie dotyczącej jego rodziców. Najwidoczniej miał nie spać po nocach, starając się dopaść odpowiedzialnego za tę tragedię człowieka. Jak nie ludzi. Bo zapewne nie było to działanie jednostki. Dawno temu nauczył się, że takich samotnych wilków było niewielu. Każdy potrzebował chociażby człowieka, który powie, że nie śledzą go gliny. Nikt nie był samowystarczalny. I to była ta słabość. Kilkoro ludzi było łatwiej wytropić niż jednego. 
Carter zarzucił na plecy czystą koszulę. Po treningu który sobie dzisiaj sprawił musiał się przebrać. Na szczęście było wcześnie. O wiele za wcześnie dla większości pracowników Ministerstwa Magii i mógł spokojnie korzystać z sali, którą zarezerwował tylko dla siebie. Czuł, że dokucza mu stara rana pod prawą łopatką, ale ból trwał krótko. Jedynie gwałtowniejszy ruch ramieniem spowodował odezwanie się dyskomfortu. Zapiął wszystkie guziki i wziął z najwyższej półki swojej szafki krawat. Gdy zaczął go zawiązywać, usłyszał, że ktoś wszedł na teren szatni. Zawahał się na chwilę, nasłuchując, ale nie rozpoznawał kroków. Był tu jeszcze za krótko, chociaż kroki McKenny znał już wystarczająco dobrze. Jego partner w tej sprawie nie czuł się ostatnio najlepiej i Raiden zdziwiłby się, gdyby okazało się, że ten przyszedł do pracy. Nie przerywając czynności i nie spuszczając spojrzenia z lusterka, słuchał jak osoba zaczynała się zbliżać w jego stronę. Ciekawe. Kto przyszedł o szóstej trzydzieści do Ministerstwa?


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szatnie Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Szatnie [odnośnik]16.08.16 1:51
Szósta, dziewiąta, druga w nocy czy cholerna czwarta nad ranem. Każda pora była odpowiednia. Nie było dnia, ani godziny abyś pomyślał o własnej niewygodzie. Mogłaby ona przejść ulicą, popatrzyć na ciebie w świetle latarni i mieć głęboko w poważaniu, że spałeś zaledwie parę godzin. Dla ludzi takich jak Westling, czy ten jak mu tam, Carter, nie było za późno, ani za wcześnie.
Od ostatnich kilku dni lub raczej nocy, Franz borykał się z problemami ze snem. Przez całe swoje dorosłe życie należał raczej do osób, które przesypiały mniej niż statystyczny mieszkaniec jakiegokolwiek miasta na świecie. Zmiany klimatu nie robiły na nim nigdy wrażenia, a przeprowadzki weszły w krew, o ile nie zrodziły się z włóczęgostwa ojca. Nigdy wcześniej nie miał problemu z żadną drzemką. Do teraz, choć na Fleet Street, z nie płynącym tam przecież niebezpieczeństwem wszego świata, powinien spać spokojnie.
Noce były jeszcze ciemne, tak samo jak poranki. Dużo czasu minie zanim ta sytuacja się nie zmieni. Nad ranem widywał ten sam obrazek z okna. Łunę ciągnącą się nad widnokręgiem jeszcze nie tak wyraźnych kamienic, majaczącą architekturę staro-nowego, rosnącego w oczach Londynu. Śnieg uczynił z niego szklaną kulkę, że aż się prosiło o potrząśnięcie.
A niech wstrząsa. I to solidnie!
- Raiden Carter? – Nie było zbiegów okoliczności. Wypadki losowe chodziły po ludziach. To była kolejna z tych rzeczy, która prawie wcale ich nie dotyczyła. Istniały ekstrema, w które idealnie się wpisywali. Minimum lub maksimum zaangażowania boskiej ręki.
Głos, który się do niego odezwał nie był senny. Nie spoglądały na Cartera oczy zamglone, czy co gorsza znudzone. Wyglądał jak sam on, dopiero co po skończeniu części ze swoich cotygodniowych zajęć czy codziennych monotonii. W prostej, błękitnej koszuli, której rękawy pozostawały niezapięte, roboczych spodniach i tlącym się gdzieś w kącikach oczu rozszczepieniem myśli na miliony cząsteczek. Jakby miał zaraz wypalić z zupełnie niedorzecznym pomysłem.
- Franz Westling. Skierowano mnie do pana w związku z... germańskim problemem. - dodał osiągając przedtem pewien rodzaj porozumienia z przyszłym rozmówcą. Nie trzeba było długo czekać na, wyciągniętą dziarsko przed siebie, rękę do uścisku.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Szatnie [odnośnik]17.08.16 11:59
Nie było ludzi, których nie dało się zastąpić. Proces ten był przeróżny. Mogło to trwać tydzień, dwa, może miesiąc, a może pięćdziesiąt lat. Zwyczajnie umysł ludzki rozciągał się w niesamowite strony. Zdawać  by się mogło, że czasem nie miały one granic. Raiden chciał wierzyć w to, że nie będzie potrzebował zastąpienia. Na razie radził sobie wystarczająco dobrze, by stać na stanowisku starszego pracownika Wiedźmiej Straży. Nie wiedzieli o tym niedoinformowani i lepiej, żeby tak zostało. Przecież nawet oni, członkowie magicznej policji i jednostki specjalnej nie znali się, aż tak dobrze. Tylko poniektórzy wiedzieli, gdzie który mieszkał, że miał żonę, dzieci, ale nic ponadto. Znali nazwiska i byli tylko nimi. Wykonawcami skrytymi pod dwoma słowami - Wiedźmia Straż. Nie przyjaźnili się między sobą. Chodzili do pubów, jednak ten proces zajmował lata. Na przykład jak wtedy gdy trafił do Chicago, gdzie spędził dekadę. Miał kolegów z pracy, nawet bliskich znajomych, ale nikt nie był jego przyjacielem. Nie mogli sobie na to pozwolić. Nawet ich rodziny nie do końca wiedziały, czym zajmowali się ich mężowie, synowie, córki. Praca dla Ministerstwa… Magiczna policja… Najczęściej te wytłumaczenia się słyszało i to samo słyszeli rodzice Cartera jak i jego siostra. Zaproponowano mi ważną posadę i nie mogę jej odrzucić. Wrócę po skończeniu stażu. Tak właśnie im powiedział. Te trzy lata zmieniły się w jedenaście wypełnionych pracą, wycieńczeniem i poświęceniem. I na co mu to było? Nie miał już nigdy więcej zobaczyć Marlene i Williama. Jedyne co po nich pozostało to rozrzucone mięso na miejscu zbrodni, wypadku, któremu ulegli. Jednak druga strona Raidena mówiła, że ocalił wiele żyć. Dzieci, dorosłych, matki w ciąży. Czy to u nie wystarczało?
Wtedy właśnie usłyszał swoje imię i nazwisko. Przeniósł spojrzenie na nieznajomego. Mógł być starszy od niego lub nawet w jego wieku. Czasem trudno było określić wiek, ale gdyby miał strzelać ustałoby na trzydziestu pięciu. Pamiętał twarze. W końcu na tym polegała jego praca, ale tego mężczyzny nie kojarzył. Wydawał się być jednak o wiele spokojniejszy niż reszta narwańców, z którymi przyszło mu się czasem spotykać. A podobno on był tak nazywany...
- A kto pyta? - mruknął, zapinając guziki przy rękawach koszuli. Gdy dostał odpowiedź, wyciągnął rękę i uścisnął pewnie dłoń Westlinga. Był to pewny uścisk. Nie jakiegoś dzieciaka. Zaraz na powrót zajął się kończeniem zawiązywania krawatu. - Nie zostałem o tym poinformowany. Myślałem, że prowadzę tę sprawę z McKenną - dodał, poprawiając kołnierzyk. Spojrzał na Westlinga jakby czekał na wyjaśnienia. - Pewnie ten stary krzykacz, Johnson dostał zaćmy i przydzielił cię do mnie, co? – uśmiechnął się, przypominając sobie swojego przełożonego.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szatnie Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Szatnie [odnośnik]17.08.16 14:03
Byliby wtedy jednym ciągiem pozszywanych ze sobą jaźni. Narzędziem w rękach wielu, tych zaprzedanych historii i idei. Dzień za dniem, rok za rokiem i tak kolejne dekady ponakładanych na siebie łat ludzkiego potencjału. Nikt nigdy się nie wyróżniał, może materiał z którego byli pierwotnie uszyci błyszczał się, płowiał z czasem, inny przez cały czas aż do śmierci pozostawał odporny na zewnętrzne niepogody, kolejny z cienkiej dzianiny, wręcz przeciwnie. Nie było ludzi, których nie można zastąpić. Nie było rąk, które by sobie nie przeszkadzały, nie pomagały, nie niszczyły i budowały na nowo tego co poprzednikom udało się dotychczas utkać. Myślisz, że jesteś wyjątkowy, a tak naprawdę niczym się nie różnisz. Zastępowalny.
Nie, nie myślał o tym w tej chwili. To przychodziło samo, jeszcze przed snem, rodziło się pod powiekami. Myśli szukały wyrwy w czasie, między marzeniami, o których szybko się zapomina albo i wcale nie pamięta. Dostrzegały końcówkę albo i początek światła przedostającego się przez puste okna. A jedynymi zasłonami były brudne, zakurzone okiennice i niewielka kupka śniegu, której nie chciało się nikomu zetrzeć z parapetu po drugiej stronie.
- Ten… - uniósł rękę sięgając płasko aż do początku swoich żeber. Mierzył wysokość wspomnianego jegomościa miarą własnej pajęczastości, był bowiem przeważnie od każdego znajomego wyższy przynajmniej o głowę. Carterowi na szczęście patrzył w oczy, byli podobnego wzrostu. – Myślę, że o niego chodzi. – kiwnął głową. Ręka, która wcześniej małpowała obraz przełożonego powędrowała do włosów Westlinga, które zaczesał przyzwyczajonym gestem na tył głowy. Próżne to były oczywiście poprawki.  
- W wyjaśnieniach był raczej lakoniczny. – dodał gwoli ścisłości, której nie otrzymał od Johnsona. Drgnął na bok, spojrzawszy na szafki odszukał również tę z numerem pasującym do wyciągniętego właśnie z kieszeni spodni klucza. Dwa kroki dalej znalazł swoją skrytkę. Wyciągnął z niej skórzaną torbę. W środku było jeszcze parę rzeczy, które najwidoczniej nie były mu w tym momencie aż tak potrzebne.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Szatnie [odnośnik]21.08.16 12:02
Carter uśmiechnął się szeroko, widząc dość charakterystyczny opis swojego szefa. Tak. Trzeba było mu to oddać. Potrafił zaskoczyć samą aparycją, a jeszcze bardziej  gdy otworzył usta. Raiden zastawiał się czy kiedykolwiek miała nadejść cisza w gabinecie tego starego pryka. Jeszcze nie widział, by Johnson siedział spokojnie i mruczał pod nosem tylko sobie znajome słowa. Każdy musiał go słyszeć. Chyba zamierzał postawić na nogi całe Ministerstwo Magii swoimi wrzaskami. Aż dziwne że jego sekretarka nie była głucha. Myśląc o Alayne, skrzywił się lekko. Ta ładna dziewczyna nie zasługiwała na pracę przy takim krzykaczu. Nie wychodziło to jej na zdrowie. 
Myślę, że jeśli ktoś cię do niego pokierował, wiedział, że go rozpoznasz - skwitował krótko tę wymowną prezentację. Gdy Westling odszedł do swojej szafki, Carter odprowadził go wzrokiem, zastanawiając się z jakim człowiekiem przyszło mu pracować. - Hm – mruknął jedynie na te słowa Raiden, sięgając jeszcze po kamizelkę, którą narzucił jednym ruchem iż zaczął zapinać guziki. Rytuał zakładania garnituru był naprawdę fenomenalny. Lubił to robić, ale chyba wtedy gdy miał dla kogo. Wolał nie myśleć o pustych czterech ścianach. - Rozumiem więc, że prócz narodowości naszego przypadku nic nie wiesz? – zagadnął i nie czekając na odpowiedź, rzucił:
- Zaginął jakiś niemiecki zawodnik. Mówi ci coś nazwisko Hans Hommer? Policja z tamtych stron przesłuchała wszystkich członków jego załogi prócz jednego. Miles Macmillan wrócił do naszej wspaniałej Anglii parę dni po tym wydarzeniu. Świadkowie twierdzą, że widzieli go jak rozstawał się z naszym zaginionym na dworcu. Twierdzi, ze to dlatego że wyjeżdżał, ale gdy byłem u niego w domu cóż… Łagodnie rzecz ujmując, nie wyglądał na zmartwionego.  


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szatnie Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Szatnie [odnośnik]23.09.16 12:09
Nie lubił swojej pracy. Rannego wstawania, uganiania się za ludzką głupotą i to wszystko w imię czego? Tej pozornej sprawiedliwości? Jego zdaniem to wszystko nie było warte. Ani zachodu ani czasu. Jednak nie miał wyjścia. Dwójka dzieci na utrzymaniu, żona którą bolą ręce od przecierania naczyń po obiedzie, rodzice, którzy wymagają od niego ciągłego doglądania. Jakby doba trwała czterdzieści osiem, a nie dwadzieścia cztery godziny. Nie mógłby robić nic innego. Był w tym dobry, znał się na tym. Doświadczenie jakie zyskał przez te wszystkie lata pracy pozwalało mu na momenty wytchnienia. Nie musiał już tak kurczowo trzymać się sprawy by sobie z nią poradzić. Ale chyba ze wszystkiego najbardziej nienawidził niezdecydowania. Raz postanawiają tak, zaraz znowu inaczej. Raz ma iść do pracy, a zaraz jednak ktoś inny ma się tym zająć. Znosił to nie mając innego wyjścia, ale powiedźmy sobie szczerze jak to ma normalnie funkcjonować skoro nikt tutaj nie jest normalny? Piąta rano, dźwięk uderzającej dziobem o okno sowy. Nie miał nawet siły by się wściekać. Warknął tylko coś do obudzonej żony i wstał do okna. Półgodziny później z kawą w ręku teleportował się do Ministerstwa. Był starym wyjadaczem w tej branży i mógł się domyślić gdzie znajdzie Raidena. Wchodząc do szatni wyrzucił papierowy kubek do kawy do kosza. - Tylko sobie palce poparzyłem. - mruknął do siebie. Widząc stojących przy szafkach mężczyzn podszedł do nich przecierając przy tym oczy. - Witam Panowie – zaczął podając dłoń w geście powitania. - Niepotrzebnie podnosiłeś tyłek z łóżka, Westling. - powiedział zwracając się do „kolegi” z tego oddziału specjalnego. Tych sukinsynów też nie lubił. Jakby ktoś kij im w dupę wsadził i zapomniał wyciągnąć. Strażnicy tajemnicy. Też mu coś! - Góra zmieniła zdanie. Macie się nie wpieprzać między wódkę, a zakąskę. Tym zajmą się dorośli. - powiedział poklepując mężczyznę po plecach i przenosząc wzrok na Cartera.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szatnie [odnośnik]23.09.16 13:58
Góra czarodziejskiej policji, Wiedźmiej Straży i całej reszty była po prostu zmienna jak kobieta podczas okresu. Nie lubił, gdy zmieniano decyzje już raz podjęte i podobno nie do odwołania. Niektórzy byli po prostu cholernie nieprzewidywalni. I jeśli lubił to w kobietach, tak nienawidził tego w swojej robocie. Nie spodziewał się jednak aż takiego przetasowania. Gdy omawiał sprawę z Westlingiem, który swoją drogą wyglądał na o wiele starszego niż był w rzeczywistości, drzwi do szatni otworzyły się i mogli usłyszeć ciężkie kroki. Carterowi wydawało się, że nadchodził nie kto inny a sam Finnigan. Jako jedyny lubił specjalne obicia butów, które dzwoniły charakterystycznie przy każdym kroku. Podobno jego żona miała dzięki nim kontrolę nad swoim mężem, ale jak to zawsze w pracy bywa - plotki o współpracownikach szerzyły się jak zaraza. Z wrodzonej ciekawości zastanawiał się, co mówiono o nim. Nowy, Amerykanin (chociaż był Anglikiem wszyscy widzieli w nim Jankesa) pewnie do tego te uśmieszki do młodej sekretarki coś oznaczały. Uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę z gruboskórności swoich towarzyszy po fachu. Zaraz też zobaczył jednego z nich. Finningan. Dude Finningan. Co za groteskowe imię w porównaniu z obyciem mężczyzny.
- Cześć - rzucił na powitanie, poprawiając mankiety i zawiązując krawat. Uniósł brwi na słowa płynące z jego ust do Westlinga. - Znowu kogoś swędział tyłek i stwierdził, że może nam pozawracać nasze własne? - spytał, zerkając jedynie wymownie na Finnigana. Dokończył poprawianie i podciągnął nosem. - Pracuję z tobą czy McKenną? - dodał, wzruszając ramionami w stronę Francisa. Jeśli faktycznie tak było, nie miał już tu po co marnować swojego czasu.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szatnie Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Szatnie [odnośnik]24.09.16 12:53
Nie lubił też ludzi, z którymi musiał pracować. Odpychał do ich cynizm, pewność siebie, wygórowane przekonanie, że są w stanie zrobić wszystko. On odstawał od tej grupy. Wiedział na co sobie może pozwolić i jakie ma możliwości. To nie tak, że się nie doceniał, ale nie szukał guza. Zbyt długo pracował w tym miejscu by nadstawiać zbytnio karku. Jednak Cartera nawet lubił. Był tu od niedawna, a nowo przybyli mieli w zwyczaju demonstrować swoje „siły”. Raidena nie zdążył nawet dobrze poznać, ale nie czuł przy nim tak wielkiej irytacji jak przy reszcie pseudo policjantów.  - Nie wiem co kogo swędziało, ale mnie za to świerzbi ręka więc zbierajmy się zanim zmienię zdanie. - powiedział i zaśmiał się jakby właśnie opowiedział najzabawniejszy żart świata. Może tak właśnie było? Nie miał nic do powiedzenia, a w starciu z przełożonym mógł tylko pokazać mu mało serdeczny palec za plecami. - Moja córka ma urodziny – dodał podchodząc jeszcze do swojej szafki. Walną w nią otwartą dłonią kiedy nie chciała się otworzyć. - Pieprzone zamki… - mruknął do siebie, ale po chwile wrócił do tematu. - Szukam atrakcji, bo teściowa już nie wystarcza. Chcesz dorobić Westling? - krzyknął jeszcze za mężczyzną jak ten wychodził. Wzruszył ramionami nieprzejęty. - Chyba nie chce. - dodał i wyciągnął z szafki paczkę cukierków i czapkę z daszkiem. - Carter… a ten Macmillan to ten sam co w Sokołach lata? - zapytał szczerze zainteresowany.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szatnie 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Szatnie [odnośnik]24.09.16 13:40
Raiden miał podobne podejście do ludzi, z którymi pracował, jednak nie wszyscy byli nic nie warci. Cieszył się, że trafił z pozytywnie nastawionym McKenną do drużyny. Lekko starszy, ale z niższym stopniem kolega wprowadził go w świat londyńskiej czarodziejskiej policji. Nie miał raczej kłopotów ze współpracownikami. Jak już oni mieli problem z nim, bo nie był wazeliniarzem jak co poniektórzy i mówił to wprost. A to najbardziej wszystkich bolało - mówienie prawdy. Finnigan jednak do nich nie należał. Czasem aż zbyt dosadnie wykładał kawę na ławę. Jak na przykład w tym przypadku. Carter uśmiechnął się pod nosem na jego uwagi i trochę pożałował Westlinga. Ale tylko trochę. Dude miał specyficzne poczucie humoru i sam Raiden nie potrafił jeszcze zrozumieć o co mu czasami chodzi. - Kupiłeś jej już kucyka? - spytał, gdy ten wspomniał o urodzinach córki. - Może powinieneś załatwić teściowej inne atrakcje. Nie naszego chłopaka - dodał, spoglądając na wychodzącego Francisa. Policja i Wiedźmia Straż zawsze miały ze sobą na pieńku i raczej nie miało się to zmienić. Niektórzy podśmiewywali się z tajniaków, że siedzą nawet w tyłku królowej, co zapewne nie było tak dalekie od prawdy. Wolał o tym nie myśleć, bo napawało go to wstrętem. Skrzywił się na pytanie Finnigana.
- I nie tylko tam - mruknął w gorszym humorze, przypominając sobie sytuację, w której okazało się, że jedna z jego kuzynek została dosłownie zbałamucona przez Macmillana, który następnie potraktował ją jak śmiecia. Nie łączyło ich nic dobrego z tym napuszonym, nabitym na patyk arystokratą. No, może prócz bijatyki, która rozegrała się na hogwarckich błoniach. Narzucił marynarkę na kamizelkę i poprawił kołnierzyk. Gentlemen na co dzień, a w nocy... No, cóż. Chyba powinien jednak zobaczyć czy nie da się gdzieś wyjść z tą blondynką, którą widział kilka dni temu na górnych piętrach. - Chodźmy rozpracować tego skurwiela, bo mam już dość gapienia się na jego zadowoloną gębę - rzucił do swojego dzisiejszego towarzysza, przejeżdżając dłonią po włosach. Był gotowy do wyjścia.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szatnie Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Szatnie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach