Wydarzenia


Ekipa forum
Benjamin Wright
AutorWiadomość
Benjamin Wright [odnośnik]28.12.16 20:26
| 15 kwietnia

Za oknem zapadał już mrok, kiedy Bathilda, stojąc na krześle w kwaterze Zakonu, starała się powiesić na oknie śnieżnobiałe firanki. O nogi mebla ocierał się kot, mrucząc i pomiaukując, a starsza kobieta wspinała się na palce, by pomimo niskiego wzrostu móc wykonać swoje zadanie.
Choć Benjamin nie posiadał swojego czerwonego pióra - to obróciło się w popiół, gdy zdradził ideały Zakonu - ujrzał drewnianą chatę, a drzwi do niej stanęły otworem. Gdy wszedł do salonu, mógł dostrzec starowinkę balansującą na drewnianym krzesełku; w ostatniej chwili odzyskała równowagę, a jasne firanki zawisły idealnie prosto. Pani profesor odwróciła się i obdarzyła Bena ciepłym, przyjaznym uśmiechem.
- Czy mógłbyś pomóc mi zejść, młody człowieku? - rzuciła życzliwie w kierunku mężczyzny, wyciągając do niego ręce. - Och, stara już jestem i taka niegramotna!
Gdy znalazła się już na ziemi, zadarła głowę, by spojrzeć rozmówcy w oczy, a następnie dłonią wskazała mu kanapę, na której mógł spocząć. Jednocześnie zajęła swój niezastąpiony fotel i trzykrotnie lekko stuknęła dłonią o jedno z kolan, by przywołać kota. Biały futrzak z ochotą na nią wskoczył i wygodnie się ułożył.
- Jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać. Nazywam się Bathilda Bagshot i... pragnę ci pomóc - zaczęła z troską, nie przestając głaskać kota. - Wiem, że zbłądziłeś w mroku, wiem też, że ciągnie cię do światła. Poszukujesz odkupienia. Pragniesz wrócić na ścieżkę dobra. Widzę to nawet w twoich oczach, Benjaminie. Dostrzegam też to, że jesteś przygotowany na Próbę, na ostateczny sprawdzian twoich intencji, możliwości i zdolności do poświęceń w trakcie walki z Grindelwaldem. A także z innym złem pełzającym po tym świecie.
Znów przerwała na chwilę, upewniając się, czy Benjamin z uwagą słucha jej słów.
- Próba stanowi twój powrotny bilet do Zakonu - uśmiechnęła się ciepło, sięgając po jedno z ciasteczek leżących na stole. - Ale wymaga ona... wyrzeczeń. Poświęceń. Jest niebezpieczna, zagrozi twojemu zdrowiu, twojemu życiu. Spotkasz się tam ze swoimi najgorszymi lękami, zawalczysz z pragnieniami... musisz pamiętać, żeby się w tym nie zgubić, bo każdy z błędów może... może poskutkować nawet śmiercią. Nie obawiaj się, wszak wiem, że zdolny jesteś temu podołać. Pytanie jest inne - czy jesteś na to gotów, Benjaminie? Czy jesteś gotów rozpocząć Próbę?

| Na odpis masz 48h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]28.12.16 21:32
Miał dużo czasu, by to przemyśleć i przygotować się na pojawienie się tuż przy starej chacie, lecz i tak w momencie, w którym drewniany budynek zmaterializował się przed jego oczami, mimowolnie poczuł ukłucie radości, tęsknoty oraz smutku. Odruchowo dotknął palcami pierścienia...miejscu, po pierścieniu i jeszcze chwilę stał na zewnątrz, wdychając świeże, kwietniowe, wieczorne powietrze. Był gotowy. W duszy płonął mu ogień, w głowie rozbrzmiewała Pieśń Feniksa, i choć cały drżał, to było to drżenie wręcz bojowe, stanowcze, nie mające nic wspólnego z wahaniem. Pewnie ruszył w kierunku schodów a później do salonu, od razu koncentrując wzrok na chwiejącej się na krzesełku Bathildzie. Uśmiechnął się lekko na ten uroczy widok, sekundę później spoważniał i uprzejmie zaszurał butami, kiwając z szacunkiem głową. - Pani profesor - przywitał się zdawkowo, bowiem od razu został przywołany do siebie. Niewiele myśląc wziął kobiecinę na ręce - ważyła tyle, co piórko albo malutki testral, niemalże czuł pod materiałem szaty drobne, ptasie kostki, czyniące ją jednocześnie lekką i wytrzymałą - i ostrożnie postawił ją na grubym dywanie. Od kiedy w Kwaterze posiadali dywany? I firanki? I...kota? Ben odruchowo drgnął, gdy z kąta pokoju wyskoczyła biała, futrzasta kulka, która jednak nie stanowiła realnego zagrożenia. Mimo wszystko jego usta dziwnie się zacisnęły - od odejścia Cressidy alergicznie reagował na koty i każde, nawet tak odmienne, zadbane i białe zwierzątko przypominało mu o Morgan. Kolejna, równo odmierzona porcja bólu, przepalającego duszę i zarazem wzmacniającego paliwem światło, jaśniejące na końcu długiego, czarnego tunelu, w którym się znalazł. Był tutaj także dla niej. Dla nich. Dla Cressie, dla Luna, dla Rogera, dla Roberta.
Posłusznie usiadł na kanapie, od razu zapadając się w miękki materiał i wyprostował się na tyle, na ile mógł, przyglądając się uważnie uśmiechniętej kobiecie. Widział ją nie po raz pierwszy - przerażający sen odbił się w jego pamięci już na zawsze - ale gdy przebywał z nią w jednym pomieszczeniu każda emocja, jaka wypełniała go od momentu odzyskania świadomości, tylko się nasiliła. Wstyd, ból, rozpaczliwa chęć naprawienia win; gdyby tylko był w stanie, pewnie zakwitłby czerwonym rumieńcem a na czoło wystąpiłyby krople potu, lecz jego ciało wydawało się spokojne, odłączone od parady wyrzutów sumienia, buzujących głośno pod niesfornymi lokami. Bolesne wspomnienia nie dekoncentrowały go jednak, wręcz przeciwnie. Słuchał słów Bathildy z uwagą, czując się paradoksalnie jeszcze gorzej, gdy w głosie kobiety przebrzmiewało ciepło. Troska - szczera i surowa zarazem - jaką mu okazywała roztopiła ostatnie resztki zlodowacenia i Benjamin nie mógł powstrzymać niemęskich (a może właśnie, w końcu, po tylu latach błądzenia po ciemku, zrozumiał, że wrażliwość jest także męstwem) łez, które najpierw przecisnęły się do oczu a potem spłynęły po gładko ogolonych policzkach. Otarł je wierzchem dłoni, korzystając z sekundy przerwania kontaktu wzrokowego - Bathilda sięgała po ciasteczka - lecz nie próbował się krygować ani zasłaniać teatralnym kaszlem bądź alergią na koty. Wiedział co zrobił, kogo skrzywdził, zawiódł, zranił i chciał to naprawić, zaleczyć zadane rany, odpokutować, odzyskać zaufanie. Udowodnić, że zrozumiał. Pokiwał tylko z powagą głową a gdy ich spojrzenia znowu się spotkały, wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze.
Chciał tak wiele powiedzieć - wytłumaczyć się? przed Bathildą? przed Dumbledorem? przed całym Zakonem, który Bagshot wzięła pod swoje opiekuńcze skrzydła? - chciał ująć konkretne myśli w słowa, przelać jakoś nowo odkryte i już oswojone trzeźwością emocje w głoski, ale wiedział, że służyłoby to zapewne tylko jemu. Ukołysałoby wyrzuty sumienia, odciążyło barki. Czym jednak były zdania, nawet najpiękniejsze? Czyn, zadanie, próba; to miało o nim poświadczyć, choć i tak miał wrażenie, że ciepłe oczy staruszki czytają w nim jak w otwartej księdze, pobazgranej wyjątkowo chaotycznymi acz całkowicie szczerymi intencjami.
- Jestem gotowy - powiedział tylko, zdecydowany, a głos nie zadrżał mu ani odrobinę. Podekscytowanie, jakie zawsze czuł na chwilę przed rozpoczynającym się, tajemniczym wyzwaniem, nie pojawiło się. Po raz pierwszy od bardzo dawna wypełniał go jedynie spokój i pewność, jasność wybranej drogi, którą zamierzał kroczyć, niezależnie od ryzyka. Rozumiał je, był gotowy na to, co mogło go spotkać. Chciał wrócić do Zakonu, do swoich przyjaciół, do prawdziwego siebie, by móc ochronić słabszych, by poświęcić się walce z tymi, którzy pragnęli sprowadzić na ten świat mrok i cierpienie.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Benjamin Wright [odnośnik]29.12.16 4:38
Bathilda bez zwątpienia dostrzegła skruchę Benjamina; w jej oczach coś zalśniło, choć nie były to łzy. Ułożyła wąskie usta w ciepłym uśmiechu i lekko, niespiesznie skinęła głową.
- Pamiętaj, że w każdej chwili możesz zrezygnować z Próby, gdy zadania w jakikolwiek sposób cię przerosną, mój drogi - powiedziała, nie zmywając z twarzy troskliwego wyrazu. Zaraz potem sięgnęła po różdżkę i raz szybko nią machnęła; jak na zawołanie z otchłani jej pudroworóżowej torebki wyfrunął wygaszacz, który Benjamin mógł wcześniej ujrzeć w swoim śnie. Bił od niego wręcz hipnotyzujący blask; z każdą sekundą wydawało się, że światło zyskuje na mocy, staje się jaśniejsze, a oprócz niego w kwaterze zapada mrok. Tylko to zdawało się liczyć: jasność wygaszacza i misja, jaką miał on pozwolić spełnić. Jednocześnie Ben mógł mieć wrażenie, że od tajemniczego, magicznego przedmiotu bije dziwna aura - wskazywała na moc przepełnioną wyłącznie dobrem, lecz jednocześnie drżało w niej coś niebezpiecznego, coś groźnego. Coś ostatecznego.
- Jeżeli będziesz gotów, zacznij - dodała jeszcze starsza kobieta, spojrzeniem zachęcając Benjamina, aby dotknął unoszący się wygaszacz.

| Na odpis masz 24h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]29.12.16 12:20
Kanapa wydawała się niewiarygodnie wygodna, miękka, otulająca plecy przyjacielskim uściskiem, ale Benjamin wcale nie odczuwał przesadnego komfortu. Jeszcze całkiem niedawno zapewne bezpardonowo poczęstowałby się kruchym ciasteczkiem albo skomplementował różową torebkę, radośnie uderzając dłońmi o uda w jednoosobowym aplauzie dla wyśmienitego żartu. Rozbawienie opuściło go jednak na dobre, obdzierając nie tylko z chłopięcej radości, ale i z przekonania o nieomylnym - lekkomyślnym - postrzeganiu świata. Podchodził do Próby poważnie, już nie na zasadzie wesołej szarży w nieznane, tratując urokiem osobistym i wesołością ewentualne przeszkody, a z niespotykaną wcześniej ostrożnością. I pełnym zrozumieniem konsekwencji, które przyjdzie mu ponieść, zarówno w przypadku przejścia wyzwania jak i nie podołania mu. Mocno wierzył w pierwszą wersję i to na niej skupił wszelkie myśli - samospełniające się proroctwo? - uważnie przyglądając się działaniom Bathildy.
Nie projektował w swej głowie scenariusza Próby, nie śnił o przerażających potworach czy też pokonaniu w kameralnej walce Grindelwalda, podskórnie wyczuwając, że największym wrogiem w tej chwili może stać się on sam. Słabości, pragnienia, koszmary, o których opowiadała Bathilda. Nieustraszonego, nokturnowego zawadiakę powinno to uspokoić, ale Wright, zmagający się przez całe swoje życie z wyrzutami sumienia i emocjonalnym chaosem, doskonale zdawał sobie sprawę z trudności, jakie kumulowały się w swej pokręconej duszy. Wypalonej, rozjaśnionej - tak jak wygaszacz, niesamowity przedmiot, unoszący się tuż przed nim, jednocześnie wspaniały i otoczony ledwie wyczuwalnym polem siłowym, stawiającym włoski na karku i mrowiącym palce. Wright nie wahał się ani chwili. Podniósł się z kanapy, wyprostował na całą niebagatelną wysokość, jeszcze raz zwrócił spojrzenie czekoladowych - w końcu ciepłych, orzechowych, żywych, choć w dalszym ciągu wilgotnych - oczu na Bathildę i sięgnął w kierunku wygaszacza, chcąc objąć go dłonią, zamknąć w klatce zdecydowanych palców, poczuć jego ciepło, przekonać się, czy go boleśnie poparzy czy może rozgrzeje jeszcze mocniej. Nie wahał się, nawet pomimo drobnych nitek niepokoju, unoszących się tuż obok niczym babie lato, zwiastujące nadejście mroczniejszych czasów. Był gotowy.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Benjamin Wright [odnośnik]30.12.16 0:51
To trwało krótkie sekundy - w jednej chwili Benjamin znajdował się w kwaterze Zakonu, w drugiej już świat wokół niego wirował, a kalejdoskop obrazów przemykał mu przed oczami. Wygaszacz zadziałał podobnie do świstoklika, ale towarzyszyła mu potężna magia, której nikt nie zdołałby objąć rozumem.
Benjamin najpierw zatonął w mroku, który przeszedł w jasność, na jaką koniec końców znów padł cień - ten przeistoczył się w feerię barw, która mogła na chwilę wyprowadzić Benjamina z równowagi. Ledwie się obejrzał, a znajdował się w miejscu, które znał... dobrze znał. Otaczały go niezliczone, przypadkowe, chaotycznie ułożone przedmioty - z jednej strony widział piętrzący się ku sufitowi regał pełen drobiazgów, z drugiej stosy książek, tuż przed nim zmaterializowała się wielka, oberwana, choć wyglądająca na miękką kanapa. Całe pomieszczenie zostało wypełnione zapomnianymi rzeczami, które dla kogoś miały wielkie znaczenie; nazwa tego miejsca sama cisnęła się Benjaminowi na usta - to był hogwarcki Pokój Życzeń.
Jak wiele wspomnień wiązał z nim Benjamin?
Wkrótce wszystkie meble okryły się szronem, a w sercu Wrighta odezwał się strach. Obawy nawarstwiały się, powietrze przesiąkało chłodem, temperatura nagle spadła o kilkanaście stopni. Na kanapie pojawił się lód, tak samo jak na pobliskiej szafie, zza której zaraz wyłoniły się... ciemne, przerażające postacie? To dementorzy - było ich wiele, coraz więcej, mnożyli się w oczach. Mogło się wydawać, że nie sposób ich pokonać. Benjamin poczuł się, jakby już nigdy nie miał być szczęśliwy, jakby cała radość, cała beztroska i zadowolenie wyparowały z jego życia. Opanowywała go słabość, a z każdą chwilą dementorzy przysuwali się coraz bliżej.

| Na odpis masz 24h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]30.12.16 11:05
Pozbawiony przepuszczeń i wizji, jak tajemnicza Próba miałaby wyglądać, Wright nawet nie zdziwił się, gdy chwilę po dotknięciu ciepłego przedmiotu poczuł nieprzyjemne szarpnięcie. Trochę podobne od działania świstoklika, trochę do wyjątkowo narwanej miotły, wibrującej i próbującej zepchnąć z siebie jeźdźca - bądź popchnąć go w odpowiednim kierunku. Przytulny salon chaty zawirował, siwe włosy Bathildy zlały się w jedno pasmo białego koloru, mocno skontrastowanego z tym różowym, zapewne pochodzącym od gustownej torebki, i zielonym i...fioletowym? Gwałtownie zamrugał oczami, chcąc jak najszybciej zorientować się w czasoprzestrzeni, do której go posłano, lecz nie od razu zorientował się, że zamiast na czystym, drewnianym parkiecie starej chaty stoi na chłodnej, marmurowej podłodze, gdzieś znacznie dalej. Kilka oddechów - i przetarć zdezorientowanych wręcz malarskim kalejdoskopem barw - potem rozglądał się uważnie po pomieszczeniu, rozpoznając je od razu.
Wyższe od niego półki, pozastawiane bibelotami, drobiazgami, kuferkami, stosy książek, abażury, klatki, szufladki z wysypującymi się papierzyskami. Wielki kominek, zapach kurzu i dymu. Jaimie zrobił zaledwie jeden krok do przodu i gwałtownie się zatrzymał, odruchowo wstrzymując oddech, by z pełną, drobiazgową świadomością - wiedział, że za sekundę przyzwyczai się do nowego bodźca, że ma tylko jedną szansę by poczuć to w pełni - zaczerpnąć go ponownie, powoli, rozpoznając w powietrzu także zapach Percivala. Złoto, drogie perfumy, trochę ślizgońskiej stęchlizny, szary obłok dymu z mugolskich papierosów i popiół. Już wtedy otaczał go popiół; dlaczego to zignorował?
Ruszył dalej, niczym w transie, nie czując na razie bólu, raczej wzruszenie. Gdzieś zakręcił się globus, zaszeleściły kartki atlasów czarodziejskich zwierząt, drobna, dość prymitywnie wyciosana figurka smoka przefrunęła nad rzędem zepsutych mioteł o wygiętych witkach. Pokój Życzeń. Jego szczęśliwe miejsce, ich szczęśliwe miejsce, zatrzymane w czasie tak, jakby Nott dopiero przed sekundą opuścił pomieszczenie, posyłając mu jeszcze ostatnie, kpiące spojrzenie przez ramię. Wright mocniej ścisnął różdżkę. Hogwart, znalazł się w Hogwarcie. Nie wątpił w realność swojego położenia, prosty umysł nie był w stanie wysnuć podejrzliwości, zwłaszcza kiedy wszystko, co go otaczało, było tak realne. A to oznaczało, że znajdował się blisko Gellerta. Czy to miała być jego Próba? Spotkać się z Grindelwaldem, stoczyć samotną walkę? Wydawało się to irracjonalne i wręcz śmieszne, ale Wright nigdy nie podawał w wątpliwość postawionych przed nim przez Zakon zadań. Być może nie błyszczał inteligencją, być może ślepo wykonywał prośby, ale palił się do nich szczerze i bez zastrzeżeń, brnąc przed siebie z uśmiechem na ustach.
Teraz go zabrakło. Gdzieś zniknęło wzruszenie, zniknęła dezorientacja; pozostał tylko strach, najpierw nieśmiało kiełkujący, by za chwilę rozrosnąć się petryfikującym bluszczem. Jak miał pokonać Grindelwalda? Skąd wziął się tutaj ten lód, chłód, szron, pokrywający trzaskającym dywanem podłogi, meble, poukrywane życzenia i pragnienia? Oddychał z trudem, miał wrażenie, jakby drobinki lodu dostawały się do płuc, do krwiobiegu, kłując drobnymi igiełkami od wewnątrz każdy cal skóry i powoli tężejących mrozem organów. Żołądek poszedł mu do gardła, gdy zobaczył wysuwające się zza szaf czarne sylwetki. Wysokie, potężne, nie do pokonania, nieustępliwie sunące w powietrzu w jego stronę. Dementorzy.
Działał odruchowo, nie było czasu do namysłu. Przestał cofać się pod kominek - dopiero teraz zauważył, że zdjęty strachem chwiejnie przesuwał się po śliskiej podłodze - i mocniej zacisnął palce na różdżce. Oszukiwali go, wpychali do głowy najgorsze wspomnienia, pętali strachem, ale...to nie była prawda. Kłamstwa; potrafił je rozpoznać, potrafił rozpoznać już nawet te, szeptane przez samego siebie, gdy drżąc z chłodu i przerażenia starał się wyprostować, wyciągając przed siebie różdżkę. Z całych sił skupił się na zupełnie innym miejscu. Stał pod gołym niebem, jasnym, rozświetlonym wielkim słońcem, czuł zapach traw i wilgotnego lasu, był naprawdę szczęśliwy, tak radosny, że chciał krzyczeć, wrzeszczeć, po prostu oddychając przestrzenią i wolnością, obserwując naturę, przesypywać między palcami ziemię, napotykać wzrokiem wielkie, szklane oczy zwierząt, uśmiechać się do przyjaciół siedzących przy ognisku. Dłoń przestała drżeć, gdy wypowiadał zaklęcie, mając nadzieję, że zdoła przywołać jeszcze jeden element tamtego wspomnienia. - Expecto Patronum - wychrypiał.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Benjamin Wright [odnośnik]30.12.16 11:05
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością


'k100' : 17
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]30.12.16 15:35
Z końca różdżki Bena nie wypłynęła nawet najlżejsza mgła. Coraz mocniej opanowywał go strach, trawił lęk, paraliżował chłód. Nikły wszystkie pozytywne myśli, wiara w lepsze jutro; ciemne postacie sunęły coraz szybciej, zewsząd otaczały Benjamina, a ich długie, czarne peleryny płynęły po drewnianej posadzce pokrytej coraz grubszą warstwą szronu.
W głowie Benjamina odezwał się głos, głos, który był mu (niegdyś?) bardzo drogi.
Nie oczekuję, że zrozumiesz.
Dementorzy zbliżali się, odganiali resztę ciepła z serca, zamiast tego wypełniając je poczuciem beznadziei i widmem klęski. Ben gdzieś podskórnie przeczuwał, że wspomnienie, którego dotychczas używał do wyczarowania Patronusa, własnego obrońcy, jest zbyt słabe, nic nieznaczące, błahe, egoistyczne. Nie było w stanie zagwarantować mu obrony, której teraz potrzebował.
Po prostu odpuść, Wright.
Spod płacht mrocznych postaci wydobywały się czarne szpony na pomarszczonych, jakby gnijących, a jednocześnie do cna wyschniętych dłoniach. Jeszcze chwila i łapska dosięgną twarzy Benjamina, zacisną się na niej, wyrwą duszę, pozostawią tylko skorupkę ciała.
Potrzebował silniejszego wspomnienia - takiego, w którym wydobywał się z mroku, zdobywał na poświęcenie, rozpoczynał nowe, lepsze życie. Otrzymywał drugą szansę.

| Na odpis masz 24h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]30.12.16 16:35
Potężnie zbudowany ogier nie pojawił się a różdżka, którą Benjamin tak kurczowo trzymał w dłoni, zdawała się martwa. Nie odpowiedziała na jego wezwanie, rozkaz, prośbę; zdawała się być jedynie długim drewienkiem. W tak krytycznej sytuacji zawiodła go po raz pierwszy i szok, jaki wywołała ta niesubordynacja - a więc tak smakowało zawiedzenie się na kimś, komu ufało się bardziej niż samemu sobie - tylko wzmógł przerażenie. Strach napływał lodowatymi falami, przetaczając się przez skulonego mężczyznę, by bezlitośnie zatapiać go jeszcze głębiej. We własnych lękach, bolesnych wspomnieniach, wyrzutach sumienia. Jeśli w ciągu ostatnich dwóch tygodni wielokrotnie szlochał, nie radząc sobie z cierpieniem, to w tej chwili oddałby wiele za tamtą radość. Nic nie miało sensu, nic nie istniało, nic, poza czarną płachtą, przesłaniającą wzrok, pętającą zmysły. Równie dobrze mógł oślepnąć, faktycznie stracić czucie w przemrożonych palcach, przestać oddychać, pozostawiony wyłącznie ze zmysłem słuchu. Ograniczonym, lecz przecież słyszał Percivala bardzo wyraźnie, jakby ten znów stał tuż obok, opierając się plecami o gzyms kominka. Wygaszonego, martwego jak różdżka. Nie istniał już ogień, nie istniało ciepło, cały wszechświat Benjamina ograniczył się do zdrętwiałych zaprzeczeń. Stał na nogach wyłącznie dzięki zmrożeniu i zesztywnieniu całego ciała, lecz przez jego myśli nawet na sekundę nie przemknął obraz odwrotu. Ucieczki. Wsiąknął w nową, przerażającą rzeczywistość, jak przez mgłę obserwując przybliżających się dementorów, wyciągających w jego stronę długie, pokryte liszajami palce. Nigdy wcześniej nie czuł takiego przerażenia i chyba właśnie przekroczenie odczuwalnej skali pozwoliło mu na ponowne otrząśnięcie się. Nabranie jeszcze raz - ostatni? - lodowatego powietrza. Otworzenie oczu, rozchylenie spierzchniętych, popękanych warg, i ujęcie różdżki pewniej w drżącej dłoni.
Już nie przywoływał a dokładnie widział - równie realnie, co postrzępione krawędzie czarnych szat dementorów - drewnianą chatę, przykrytą śniegiem. Biały puch był jednak zupełnie odmienny od tego, który zamrażał Pokój Życzeń. Otulał krzywy dach, osiadał na rozświetlonych szybach, uspokajał. Krótkim wirem wpadał przez uchylone drzwi do kuchni, wypełnionej przedziwnym aromatem bigosu i gorącej herbaty. Przy stole siedzieli jego przyjaciele; gdzieś mignęła ruda czupryna Garretta, zaraz obok barczysta sylwetka Leonarda; donośny śmiech Fredericka przeciął ciszę, przechodząc po chwili w cichą, poważną rozmowę. Pachniało igliwiem, lecz Benjamin nie wspominał wyłącznie świąt, przywołując z wspomnień każdy obraz związany z Zakonem, ze ścieżką, którą wybrał w swojej obskurnej kuchni, i którą kroczył przez następne miesiące. Cressida, opowieści o misji w Tower, zdrada Perseusa, rozmowa z Louisem, szare akta mówiące o ministerialnym ukrywaniu ataków na mugoli. Śmiech i łzy, proste, łatwe emocje, które nagle stawały się gorące, wręcz palące. Ale widział jeszcze więcej i patrzył dalej, a każde ze wspomnień zdawało się żarzyć popiołem, czerwonymi ognikami, tak różnymi od tych, które prowadziły go podziemnym labiryntem do skrzyni Grindelwalda. To już nie była przyjacielska zabawa; tam zrozumiał, czym jest prawdziwe ryzyko, lecz klisza z ostatnim uśmiechem, posłanym mu przez Lupina, zdawała się go wzmacniać. Nie mógł odpuścić, nie chciał odpuścić i nawet w tym stanie skrajnego przerażenia wiedział dla kogo chce walczyć i o co pragnie walczyć. Nawet za cenę samego siebie. Pieśń Feniksa ponownie rozbrzmiała w jego uszach. Nie zagłuszała jednak podszeptów i choć ciągle był przerażony, ciągle drżał, to nie zamierzał się poddawać, już nigdy.
- Expecto Patronum - wyszeptał, starając się jeszcze mocniej skupić na poprawnym rzuceniu zaklęcia, na zebraniu sił z wspomnień, które doprowadziły go aż do tego miejsca.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Benjamin Wright [odnośnik]30.12.16 16:35
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością


'k100' : 37
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]30.12.16 23:52
Benjamin upadł. Paraliżowała go bezsilność, strach, smutek. Wspomnienia, których próbował użyć, aby wyczarować Patronusa, wciąż nie były wystarczająco silne - w jego myślach śmiejące się twarze towarzyszy w trakcie wigilijnego wieczoru obracały się w pył, a nagrobki Cressidy, Roberta, Dorei i Charlusa materializowały się przed oczami. W tych wspomnieniach szczęście zbyt łatwo przeobrażało się w smutek, było zbyt ulotne, zbyt słabe. Tymczasem chłód nawarstwiał się. Dementorzy zbliżali się, byli już na wyciągnięcie ręki - a raczej wyciągnięcie łapsk, które lada moment miały zacisnąć się na przedramieniu Wrighta.
Benjamin potrzebował silniejszego wspomnienia, może takiego, które z pozoru nie było najcieplejsze, najszczęśliwsze, ale napełniało go mocą i wiarą w słuszność sprawy. Wspomnienia o chwili, w której zyskiwał szanse na odkupienie, wydostawał się z otchłani mroku, żałował własnych błędów; wyczarować Patronusa pozwoli mu myśl o momencie, gdy otrzymał możliwość powrotu na ścieżkę dobra.

| Na odpis masz 24h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]31.12.16 0:43
Nie wiedział, czego doświadczył najpierw. Czy uderzenia o lodowatą posadzkę - drżące nogi w końcu go zawiodły, na równi z różdżką i własnymi wspomnieniami - czy też opadnięcia jeszcze niżej, głębiej, w otchłanie przerażenia i smutku, w jakie jeszcze nigdy podczas swojego pełnego wyrzutów sumienia życia nie zaglądał. Mróz zdawał się nie tylko wypełniać niegdyś rozświetlone pomieszczenie, ale i samego Benjamina. Włosy pokryły się szronem, zęby szczękały o siebie, kości trzeszczały, lecz w ogóle nie czuł fizycznego bólu, opętany jedynie psychicznym cierpieniem. Strzępki obrazów, jakie próbował przywołać, rwały się, uciekały z rąk słabymi nitkami, znikającymi w zimowej zawierusze. Zamiast twarzy bliskich - rząd nagrobków. Zamiast świątecznego ciepła - przenikający chłód, zdający się zamrażać nawet szybko, w panice, bijące serce. Zamiast siły - całkowita słabość, mrok, ciemniejszy nawet od poszarpanych szat dementorów i czarnych pazurów, którymi sięgali w jego stronę. Świat wokół był rozmazany, nierzeczywisty, w niczym nie przypominał już Pokoju Życzeń, oderwanego od poprzednich znaczeń, historii, uczuć.
Powinien się poddać. Pozwolić przerażeniu przejąć nad sobą kontrolę, pozwolić oślizgłym szponom przyciągnąć się do ostatecznego pocałunku, powinien odpuścić. Przecież wszystko wskazywało na to, że tutaj zginie, że utraci duszę bezpowrotnie, zaledwie kilkanaście dni po tym, kiedy to odzyskał ją na nowo. I właśnie ta krótka myśl dodała mu jeszcze odrobiny sił; mały płomień, wymagający rozdmuchania. Skupił się na nim z całych sił - a raczej z ich resztek - przymykając oczy. Znów znalazł się w płomieniach, we śnie; znów w nozdrza uderzył go swąd palonego ciała, palonych włosów, palonych kobiet, ofiar, które sam wepchnął na rzeź. Swoimi dłońmi, pieniędzmi, decyzjami. Paraliżujący strach zamienił się w ból, pulsujący z każdej komórki ciała. Przechodził jednak przez to mroczne piekło, przywołany jedyną w swoim rodzaju pieśnią, jedynym światłem, jednocześnie oślepiającym i ogrzewającym. Łzy napływały mu do kącików oczu, słona ciecz skapywała na pogryzione wargi, wsiąkała w poduszkę - zamarzała na gładko ogolonej twarzy? - lecz mimo tego oślepienia wiedział, gdzie ma iść. Wyrzuty sumienia, ulga, potworny wstyd, pulsujący żal i rozpacz, spowodowane popełnionymi uczynkami, w końcu nadzieja - wszystko mieszało się w nim, intensyfikowało, narastało. Dostał kolejną szansę i nie mógł jej zaprzepaścić. Dłoń po raz trzeci zacisnęła się na różdżce; celował nią już na ślepo, przed siebie. - Expecto Patronum - głos drżał mu tak samo jak palce, gdy skupiał się na Pieśni Feniksa, na odrodzeniu, na powstaniu z popiołów, na chęci odkupienia tego, co uczynił.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Benjamin Wright [odnośnik]31.12.16 0:43
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością


'k100' : 46
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]31.12.16 1:36
Chłód stawał się coraz silniejszy, szron pokrywający posadzkę wkrótce objął też ciało wciąż leżącego mężczyzny. Dementorzy przysuwali się bliżej, tak blisko, że Benjamin nie dostrzegał niczego oprócz czerni ich płacht... i ta czerń stanowiła wszystko, co znał. Tracił przytomność, tępiał każdy z jego zmysłów, czuł się bezwładny, jakby tracił cząstkę siebie; ostatni umykał mu wzrok - i właśnie wtedy Benjamin mógł dostrzec, że z końca jego różdżki wymknął się srebrzysty, słaby ogier, który z każdą chwilą zyskiwał coraz więcej mocy... aż wreszcie wypełnił całe pomieszczenie, odgonił mroki, zastąpił je światłością.
Tuż po tym Benjamin stracił przytomność.
Odzyskał ją po czasie, który zdawał się trwać w nieskończoność. Gdy otworzył oczy, leżał na suchej ziemi, a jego skórę prażyło mocne słońce. Nagle przeleciał nad nim olbrzymi cień - cień smoka o rozłożystych skrzydłach, młodego Żmijozęba Peruwiańskiego... zupełnie jak przed laty? Stworzenie pomknęło dalej, zbierało się do wydania ognistego oddechu, zbliżało się do miejsca, o którym Benjamin z jakiegoś powodu wiedział, że było mugolską wioską. Od katastrofy dzieliły ich sekundy.
Jednocześnie coś zwodziło go w drugim kierunku - przyciągało poczucie bezpieczeństwa, zapowiedź lekkości, beztroski. Znajdował się tam namiot (jak ze starych, dobrych czasów?), od którego biła woń mocnego alkoholu, mugolskich papierosów i potu; ten zapach jednak nie drażnił, a przyciągał. Jeżeli Benjamin uda się w tamtym kierunku, zazna spokoju, spełnią się jego najskrytsze marzenia, wszystko będzie jak dawniej.
Żmijoząb przeraźliwie ryknął, obniżając wysokość lotu.

| Na odpis masz 24h.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Benjamin Wright [odnośnik]31.12.16 17:20
Srebrzysta mgiełka, przybierająca na sile i zmieniająca się w potężnego konia, była ostatnim obrazem, jaki wyrył się przed oczami Benjamina zanim porwała go absolutna, aksamitna czerń. Nie zdążył się nawet wypalić, uchwycić tej jasnej, gorącej mocy, która wypełniła go po wyczarowaniu Patronusa. Osunął się w mrok, jakby pod zamrożoną podłogą kryła się tajemnicza zapadnia, posyłająca go w nieznany niebyt.
Budził się z niego nieznośnie powoli, ponownie nie mogąc zorientować się w czasoprzestrzeni. Jeszcze sekundę - albo całe tysiąclecia - wcześniej jego policzek niemalże przymarzał do marmurowej podłogi, lecz obecnie czuł tylko upał. Szorstkie drobinki piasku tarły ogoloną twarz, spierzchnięte usta wypełnione były kurzem, obklejającym szczękające zęby. Z zimna? Z gorąca? Nagła zmiana temperatur nie powstrzymała drżenia, które opanowało jego ciało, gdy otępiały zbierał się na kolana, przesuwając trzęsące się dłonie po koszuli, zatrzymując palce dopiero przy skroniach. Myślał. Czuł. Obronił się, odzyskał swojego Patronusa, mógł znów stawiać czoła przeciwnościom losu, by zawalczyć o to, co najważniejsze.
W końcu wyprostował się, pewniej ujął różdżkę w zgrabiałych dłoniach i zmrużył oczy. Słońce prażyło niemiłosiernie, wzmagał się suchy wiatr, z wzniesienia, na którym się znajdował, dokładnie widział całą okolicę, poszarpane szczyty gór dzieliły horyzont. Wiedział gdzie się znajdywał i odruchowo odwrócił się w zupełnie drugą stronę, w kierunku zieleńszej doliny, tam, gdzie spodziewał się zobaczyć obozowisko. Jego namiot, ich namiot. Benjamin wziął głęboki, chrapliwy oddech a suche powietrze uderzyło w gardło; zakaszlał kilkukrotnie, odruchowo robiąc krok w stronę brezentowego materiału. Czarny cień - nie musiał patrzeć w górę, doskonale słyszał i wyczuwał, czyje skrzydła z głośnym świstem przecinają przestworza - przesunął się po ziemi, lecz równie szybko zniknął, nasilając tylko rodzące się w splocie słonecznym pragnienie. Bezpieczeństwa, radości, beztroski; czyż nie o tym najczęściej marzył? Ciężka podeszwa buta zaszurała o żwir, lecz Wright nie zrobił następnego kroku. Odetchnął znowu, ciężko, rzucając ostatnie spojrzenie namiotowi, który przez długie tygodnie był ich domem. I jego szczęściem. Odwrócił się od niego plecami, a szybko bijące serce niemalże wyrywało mu się z piersi. Pierwsze kroki były trudne, lepkie, ciężkie - jeszcze mógł się odwrócić, jeszcze mógł rozsmakować się w dawnym życiu, jeszcze mógł sięgnąć po to, co było mu drogie - lecz z każdym z nich upewniał się w swojej decyzji. Wtedy zawiódł, potwornie zawiódł, lecz teraz mógł to naprawić. Wierzył w to święcie, zupełnie zapominając, że to, co widzi, nie mogło być rzeczywiste. Dla niego, w tej chwili, nie istniało nic bardziej prawdziwego od palącej chęci naprawienia błędów, ocalenia niegdyś straconych żyć. Puścił się biegiem w dół wzgórza, zaciskając mocno różdżkę w dłoniach a przerażający ryk zwierzęcia postawił mu wszystkie włoski na karku. Bał się, ale mimo to nie zawracał. Jeszcze nie wiedział, co zaraz się stanie, czy zdąży odwołać decyzję Percivala, czy zdąży uchronić ludzi z wioski, czy też przyjdzie mu stanąć oko w oko z najmniejszym, ale jednym z najniebezpieczniejszych smoków, który właśnie pikował w dół.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Benjamin Wright Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Benjamin Wright
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach