Wydarzenia


Ekipa forum
Sala przesłuchań
AutorWiadomość
Sala przesłuchań [odnośnik]02.01.17 13:31

Pokój przesłuchań

Pomieszczenie to jeszcze niedawno służyło jako zwykły gabinet, jednak przez swoje dość spore rozmiary zostało zaadaptowane jako pokój przesłuchań. Nie jest to pomieszczenie przypominające celę, a dość przytulne miejsce, w którym przesłuchiwani mają poczuć się komfortowo.
Głównym elementem pomieszczenia jest drewniane biurko, na którym zazwyczaj znajdują się różnego rodzaju dokumenty. Nie należy ono do nikogo, a pełni jedynie funkcje głównego "miejsca dowodzenia". Oprócz niego, po bokach, rozmieszczone są mniejsze stanowiska, jednoosobowe biurka, gdyby zaszła potrzeba przesłuchiwania kilku osób jednocześnie. Dzięki zastosowaniu zaklęć wygłuszających, czarodzieje nie są w stanie się usłyszeć, więc rozmowa będzie wiarygodna.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala przesłuchań Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]02.01.17 13:41
Albert Dippet stał przed pomieszczeniem numer 104 wyczekując czarodziei, którzy mieli pojawić się na pierwszych w tym miesiącu przesłuchaniach. W związku z wejściem nowych dekretów, dokładniej mówiąc dekrety numer 55 i 56, które mówiły o kontaktach z mugolami, każdy czarodziej posiadający w rodzinie osobę nie magiczną musiał stawić się na rozmowę. Jego zadaniem było, aby wszystkie rozmowy, a przede wszystkim te dzisiejsze, przebiegły zgodnie z planem. Zadanie to zostało powierzone mu już na początku miesiąca, ale ze względu na przekształcanie Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof w Departament Kontroli Magicznej, urzędnicy mieli tyle na głowie, że pan Dippet mógł się tym zająć dopiero teraz. Nadal nie wszystko zostało dokończone, jednak akurat pomieszczenie 104 spełniało już warunki do przesłuchania kilku osób, więc nie było sensu zbytnio zwlekać i narażać się swoim przełożonym.
Gdy wybiła godzina dziesiąta, a czarodzieje zaczynali stawiać się na miejscu, pozwolił sobie otworzyć drzwi, aby każdy kto się pojawi, mógł od razu wejść do środka. Po przekroczeniu progu można było zauważyć, że pomieszczenie to absolutnie nie przypomina sali przesłuchań, a wygląda na całkiem przyjemny gabinet. Jedno, główne, biurko stojące pod oknami, które aktualnie pokazywały piękną pogodę, zaś po bokach stały mniejsze stanowiska, dokładnie taka ilość, ilu czarodziei miało być dzisiaj przesłuchiwanych. Każdy więc miał mieć swoje własne miejsce.
Póki co, oprócz Dippera i przesłuchiwanych czarodziei (czy też części z nich) nikogo w gabinecie jeszcze nie było. Albert jednak postanowił ich oficjalnie przywitać. Co nie znaczy, że gdy wchodzili do środka nie mówił im “Dzień dobry” i nie proponował herbaty.
- Dzień dobry, szanowni państwo - zwrócił się do tych co już przybyli. - Jeśli państwo nie mają nic przeciwko, to pozwoliłbym sobie poczekać jeszcze chwilę, bo z tego co widzę, kogoś brakuje. W międzyczasie mogę zaproponować państwu kawy, herbaty?
Albert Dippet wydawał się być bardzo miłym i uprzejmym człowiekiem. Miał może około pięćdziesięciu lat, ciemnobrązowe włosy, które powoli zaczynały siwieć i dość mocne zakola. Ubrany w brązową szatę czarodziejską, spoglądał na zebranych tu młodszych od siebie czarodziejów, z przyjemnym uśmiechem.
- To się porobiło, prawda? - zapytał w końcu, ni stąd ni zowąd, zwracając się do wszystkich zebranych. - Zmiany w Ministerstwie, nowy departament, wyjście z Konfederacji… no, ale taka była wola czarodziejów, trzeba się dostosować, czyż nie? Bello, nalej każdemu herbaty i rozdaj te cytrynowe ciasteczka. Czy kosztowali państwo kiedyś cytrynowe ciasteczka z naszego bufetu? Nie? To proszę spróbować, są naprawdę dobre!



| Mistrz Gry wita wszystkich na evencie. Proszę na początku pierwszego postu o zapisanie przedmiotów, jakie posiadacie ze sobą, które zawierają bonus. W evencie uczestniczą: Duncan, Justine, Lily, Magnolia, Margaux, Sally, Michael, Abelard, Cassian oraz Harry. Niestawienie się będzie skutkowało umieszczeniem postaci w Tower. Oczywiście zostają uwzględnione zgłoszone nieobecności, jeśli w trakcie rozgrywki się takowe pojawią, to również zostaną wzięte pod uwagę. Na odpis macie 48h, jeśli posty pojawią się szybciej, to i szybciej pojawi się post Mistrza Gry. Kolejność dowolna. Życzę miłej zabawy!
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala przesłuchań Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]02.01.17 14:41
|Mam przy sobie różdżkę

Pomimo iż przez wzgląd na przesłuchanie przełożyłam dzienną zmianę na popołudniową (kosztowało mnie to wiele samozaparcia i stresu, bo ostatnio ciągle o coś proszę i nie czuję się z tym najlepiej) to wstałam skoro świt (a właściwie sporo przed świtem). Wypucowałam się dokładnie, umyłam włosy, spięłam je w schludny koczek i ubrałam jeden z nielicznych bardziej oficjalnych ubrań - lawendową spódnicę z kieszeniami, białą koszulę z długimi rękawami i koronkowymi obszyciami na kołnierzyku, a na to wszystko zarzuciłam brązową szatę czarodziei, którą sprezentowano mi, gdy byłam w 6 klasie. Właściwie zakrywała ona całość mego ubioru oszczędzając jedynie biały kołnierzyk który wygięłam na wierzch i rąbek spódnicy wychylający się z pod połów brązowego materiału, od kolanek w dół. Spojrzałam na zegarek - za dziesięć szósta. Zmarszczyłam czółko. Jeszcze tylko TROCHĘ ponad cztery godziny. Fantastycznie.
Uśmiechnęłam się ironicznie do samej siebie, a potem siadłam w fotelu. Kłamstwem byłoby gdybym powiedziała, że się nie denerwowałam. Tajfun zdawał się to wyczuć, bo zaraz próbował wciągnąć się na moje kolana.
- Wszystko będzie dobrze, nie ma co się denerwować, głuptasku - mówiłam do niego, zatapiając swoje palce w jego gęstym, czarnym futrze - wiesz co, mam pomysł, weź mnie na spacer bo jak tak dalej pójdzie to twoja pańcia jajko zniesie - mój psi towarzysz w odpowiedzi mruknął porozumiewawczo, a zaraz potem razem szliśmy jeszcze zamglonymi, mugolskimi uliczkami Londynu. Martwiłam się i bałam, a przy okazji kupiłam 5 kajzerek i kilogram młodych ziemniaczków. Wróciłam do domu, spojrzałam na zegar - szósta czterdzieści. Zdjęłam szatę, zaczęłam sprzątać czystą kuchnię, a potem wzięłam się za skrobanie ziemniaków, zastanawiając się co u taty i czy będą o niego pytać, przepłukałam je i wsadziłam do garnuszka - niech się gotują. W międzyczasie zaczęłam skrobać marchewkę myśląc czy chłopaki będą mieli z powodu tych wszystkich zmian kłopoty...moi bracia byli aurorami, a przynajmniej dwójka z nich. Westchnęłam ciężko ugniatając składniki na ciasto marchewkowe. Mam nadzieję, że Mortimer lubi marchewki. Moja sowa przypatrywała się mojej krzątaninie z pewną niepokojąca uwagą.
- Wiem, może trochę przesadzam, lecz wspominali o Tower...- tłumaczę jej, jakby tego ode mnie oczekiwała. Gdy obiad jest gotowy, ciasto upieczone, a ja po raz drugi posprzątałam kuchnię było dwadzieścia po dziewiątej. W KOŃCU.
Naciągnęłam szatę, nałożyłam kapelusik, trzewiczki, chwyciłam pod pachę torbę w której miałam robocze ubrania i trochę ciasta marchewkowego przeznaczonego dla współpracowników po czym wyszłam z domu przepełniona głupimi uczuciami.
Niedaleko był publiczny kominek i zaraz znalazłam się w Ministerstwie. Miałam ciągle dwadzieścia minut. Nim znalazłam odpowiednie drzwi miałam niestety cały kwadrans dla siebie i swych paranoi nim starszy pan otworzył drzwi oraz zaczął zapraszać proponując kawę i ciastka.
- Nie, podziękuję panu uprzejmie. Mam wrażenie, że filiżanka kawy i w ogóle odlecę do innego świata - zażartowałam sobie nerwowo, bo przecież widać że się denerwuję, a przy okazji wyglądam jakbym już i tak z litra kawy w siebie wlała.
- Och, cóż, tak i...no dobrze, może jednak na ciasteczko się skuszę - daję za wygraną, bo mimo iż jak nienormalna gotowałam to nic do ust nie włożyłam. A teraz jak widzę, że to wszystko nie wygląda tak strasznie to mi się ten żołądek trochę rozsupłał.
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]02.01.17 16:16
pierścień zakonu, rózdżka

Cassian po prawdzie nie był pewien jaki był powód ściągnięcia go do sali przesłuchań, ale pismo mówiące o takowym, nadesłane przez Ministerstwo Magii nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie rozchodziło się o Zakon Feniksa. Ten, wydawało mu się, że pozostawał dalej skrupulatnie skrywaną tajemnicą. Kary za magiczne ugrupowania i zebrania były naprawdę mocno przestrzegane przez ministerstwo. Morisson, z okazji wizyty w Sali 104, przywdział nawet jedną ze swoich koszul i wysłużoną marynarkę, która jakoś dziwnie i tak nie dodawała mu animuszu. Ani nawet wyglądu. Po prawdzie miał konkretny plan na dzisiejszy dzień. Miał pić. Dużo i intensywnie, samotnie. Ministerstwo i urzędnicy wiedzieli jak popsuć mu rozrywkę.
Powłócząc nogami zjawił się w wyznaczonym pomieszczeniu, ku swojemu zdziwieniu, o czasie. Wewnątrz dostrzegł już jakąś osóbkę. Obecność Sally Moore, o ile nie była nowym nabytkiem Zakonu Feniksa, dodawała mu przekonania, że być może został tu sprowadzony w innym celu.
Siadł na krześle obok kobiety, chwilę ja obserwując, zanim wzrok skierował na mężczyznę, który ich tu powitał. Nie brał udział w referendum, więc nie przyczynił się do tych zmian, lekceważąc sobie najpewniej sprawę. Teraz jednak żałował, że uważniej nie czytał Proroka Codziennego.
Chrząknął niewyraźnie. Polityka to nie był jego konik. Znał jeden tylko mocny argument i nie było to słowo, czy zdradliwe polityczne zagrywki.
Brexit i nowe struktury Policji Antymugolskiej. To brzmi jak zmiany, do których długo będziemy się przyzwyczajać.
Za ciasteczka podziękował machnięciem ręki. Miał wrażenie, ze te ciastka mu się jeszcze wrócą.


I don't want to understand this horror
There's a weight in your eyes

I can't admit

Everybody ends up here in bottles



Cassian Morisson
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2183-cassian-t-morisson#33199 https://www.morsmordre.net/t2797-whisky#45280 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f225-blackhorse-lane-13-5 https://www.morsmordre.net/t3257-skrytka-bankowa-nr-618#55081 https://www.morsmordre.net/t2795-cassian-tobias-morisson#45256
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]02.01.17 16:57
różdżka, pierścień Zakonu


List z ministerstwa zdecydowanie nie był czymś, co mogłoby wzbudzić w Michaelu pozytywne skojarzenia. Na pewno nie w obecnym okresie, chociaż nie ufał tej instytucji od lat, odkąd zmuszony był zrezygnować z posady. Już wtedy uprzedzenia na tle pochodzenia dały mu się we znaki, ale chyba nie można było tego porównać do obecnej sytuacji, gdzie doszło do uchwalenia niekorzystnych dla mugolaków reform. Michael nie wierzył, że nikt nie maczał palców w tych wynikach. Nie miał za knut zaufania do obecnych struktur ministerstwa, nie po tym, co działo się w ostatnich miesiącach.
Także myśląc o przesłuchaniu, miał pewne obawy. Czy chodziło tutaj tylko o jego mugolskie korzenie, czy może jakimś cudem ktoś w ministerstwie dowiedział się o istnieniu Zakonu Feniksa? Miał nadzieję, że nie. Obawiał się także tego, że nie tylko on otrzymał taki list, ale jego bliscy również. Siostra, brat, matka... Czy zobaczy ich, pojawiając się na ministerialnym korytarzu? Obawiał się szczególnie o Justine i mamę. Nie chciał, żeby musiały przez to przechodzić, ale cóż poradzić?
Tego dnia w Hogwarcie musiał załatwić sobie zastępstwo; z racji godziny wyznaczonej na przesłuchanie nie mógł poprowadzić swoich zajęć. Zamiast tego zjadł śniadanie, a resztę pozostałego mu czasu spędził na przygotowywaniu się, po czym przemieścił się do ministerstwa za pomocą sieci Fiuu. Był ubrany w ciemną szatę, jedną z tych, w jakich zwykle chadzał po Hogwarcie, nie zamierzając kłuć nikogo w oczy zbyt mugolskim ubiorem. W wewnętrznej kieszeni spoczywała różdżka, a na palcu, prócz obrączki ślubnej, znajdował się pierścień Zakonu Feniksa. W jednej z kieszeni miał też trochę słodyczy z Miodowego Królestwa. Pełen niewesołych myśli udał się na odpowiednie piętro. Jak wielu nieszczęśników zostanie tu ściągniętych tylko dlatego, że urodzili się w mugolskich rodzinach? I co najważniejsze, co ich czekało? Miał nadzieję, że to tylko nieporozumienie i że po przesłuchaniu wszystko się wyjaśni.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, zauważając parę osób. Na widok mężczyzny znanego mu z kwatery Zakonu coś ścisnęło mu się w żołądku, ale potem zobaczył też kobietę, której z pewnością nie kojarzył z żadnego ze spotkań. Może więc wcale nie chodziło o Zakon, a tylko i wyłącznie o pochodzenie?
Usiadł na jednym z wolnych miejsc, splatając dłonie i wpatrując się to w drzwi, to w mającego przesłuchać ich urzędnika. Nie dawał się nabrać na jego uprzejmą pozę, zastanawiając się, co kryło się za uśmiechami i oferowanym poczęstunkiem. Czyżby herbata zawierała domieszkę eliksiru prawdy, dodanego w nadziei na pogrążenie przesłuchiwanych? To by go wcale nie zdziwiło, dlatego podziękował, ale się nie skusił.
Po chwili znowu przeniósł wzrok na drzwi. Jak wielu mugolaków się tu stawi? Czekał cierpliwie, zachowując milczenie i starając się pozorować obojętność.
Michael T. Tonks
Michael T. Tonks
Zawód : nauczyciel zaklęć
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1856-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t2738-poczta-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f213-lavender-hill-124 https://www.morsmordre.net/t2884-skrytka-bankowa-nr-448 https://www.morsmordre.net/t2154-michael-tonks
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]02.01.17 17:20
| różdżka (+4L +1O), pierścień Zakonu (+3O)

Korytarze jej departamentu nigdy jeszcze nie wydawały się takie obce.
Pozornie nic się nie zmieniło; na posadzce nadal leżała ta sama, częściowo wytarta wykładzina, tapeta na ścianach wciąż odłaziła w dokładnie tych samych miejscach, a pokoje miały te same numery, mimo że tabliczki z nazwami wydziałów na niektórych z nich wymieniono na nowe. Jej kroki, odbijające się przytłumionym echem, nie brzmiały jednak ani trochę znajomo. Może była to kwestia butów – niewygodnych czółenek, bardziej eleganckich niż te, które nosiła zazwyczaj – a może sposobu, w jaki stawiała stopy, bardziej nerwowego i cięższego, trącającego (jedynie w jej wyobraźni?) skrupulatnie skrywanym niepokojem.
Obecność Justine działała na nią odrobinę kojąco, chociaż jakby mniej niż zwykle; uśmiech, pojawiający się na jej wargach, gdy raz po raz zerkała kontrolnie na przyjaciółkę (którą niepotrzebnie ściągnęła z łóżka całe pół godziny wcześniej, upierając się, że musiały być na czas), był blady i rozwiewał się szybko. W innych okolicznościach można by zrzucić to na karb zdenerwowania, ale nie chodziło tylko o to; dziwna zaciętość, jaka pojawiła się w rysach i postawie Margaux, utrzymywała się tam już od kilku dni, oblepiając ją równie skutecznie i szczelnie, co wisząca nad Londynem, mlecznobiała mgła. Faza błogosławionego zaprzeczenia, towarzysząca jej od chwili, w której dowiedziała się o śmierci Potterów, należała już do przeszłości; szok zniknął, pozostawiając po sobie coś, do czego łagodna natura ratowniczki nie była przyzwyczajona – gniew. Pulsujący cicho, rozlewający się po jej organizmie jak nieznana choroba i popychający ją do spędzania każdej wolnej chwili na ćwiczeniu zaklęć obronnych, które rzucała z tym większą zaciętością, im gorzej jej wychodziły.
Na widok otwartych drzwi do pokoju 104, zatrzymała się w miejscu, kontrolnie zerkając na wiszący na końcu korytarza zegar (czyżby mimo wszystko się spóźniły?) i oddychając z krótkotrwałą ulgą, gdy upewniła się, że wciąż mają kilka minut do wyznaczonej godziny. Odwróciła się do Just, chyba mając zamiar coś powiedzieć; powinna rzucić coś dodającego pewności i otuchy, prawda? Otworzyła nawet usta, ale dziwnie suchy język przykleił jej się do podniebienia tak, że nie była w stanie uformować ani jednego sensownego słowa. Zresztą – do głowy i tak przychodził jej jedynie nieśmieszny żart o mugolskim pochodzeniu Śnieżki, więc koniec końców zrezygnowała z odzywania się i tylko ścisnęła lekko dłoń przyjaciółki, zanim wsunęła się do pomieszczenia.
Wystrój pokoju najprawdopodobniej zaprojektowano w sposób, który miał odprężyć osoby przesłuchiwane, ale stan, w jakim aktualnie znajdowała się Margaux, nie pozwalał jej docenić tego faktu; nie zwróciła uwagi ani na koronkowe serwetki leżące na drewnianym biurku pod oknem, ani na dobroduszny uśmiech na twarzy Dippeta. Jej spojrzenie przemknęło za to po sylwetkach Cassiana i Michaela, i coś przewróciło jej się w żołądku. – Dzień dobry – powiedziała w przestrzeń, a na jej ustach pojawił się cień wymuszonego uśmiechu. Zajęła miejsce przy jednym z wolnych stanowisk, częściej wpatrując się we własne dłonie, niż w mówiącego mężczyznę. Gdyby temat dotyczył czegokolwiek innego, zapewne z życzliwością włączyłaby się do lekkiej pogawędki, ale myślenie o wprowadzonych przez ministerstwo zmianach sprawiało jedynie, że miała ochotę zacisnąć dłonie w pięści. Zamiast to zrobić, zacisnęła je jednak na filiżance z herbatą; upiła łyk gorącego płynu, cytrynowe ciasteczka całkowicie ignorując – i tak nie byłaby w stanie przełknąć niczego o stałej konsystencji.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]02.01.17 19:29
| różdżka

Od rana była niespokojna. Krzątała się po całym ich małym mieszkaniu od samego świtu, nie mogąc nigdzie znaleźć sobie miejsca. Nawet Naal nie spał, przypatrując się jej i nerwowo kłapiąc dziobem. Nie była zadowolona z listu, który przyniósł ostatniej nocy i chyba najwyraźniej bardzo go to zaniepokoiło. O Franku nie wspominając.
Nie miała pojęcia, co mogło kryć się za tymi równo wykreślonymi literami, jakie przesłanie, jakie oskarżenie względem jej osoby. Dekrety Ministerstwa i zmiany, jakie powoli wtłaczano w życie po zakończeniu głosowania, mogły napełniać wszystkich czarodziejów (zwłaszcza tych, którzy urodzili się w niemagicznych rodzinach) strachem. Albo raczej nie mogły, po prostu napełniały ich strachem.
Wzięła głęboki wdech, wciąż trzymając niedaleko ust kubek z herbatą. Szybkie zerknięcie na tarczę zegarka, którym opleciony był jej lewy nadgarstek. Nie powinna go brać do Ministertswa. Nie wiadomo, jak mogliby zareagować czarodzieje... lepiej urodzeni. Pokręciła głową, karcąc samą siebie na sposób, w jaki o tym myślała.
Dotarła do głównego gmachu kilkanaście minut przed wcześniej umówioną godziną, bo wiedziała, że bywała tu tak rzadko, że margines, jaki sobie pozostawiła, zużyję na odnalezienie odpowiedniego gabinetu. Nie chciała tu być, a jej szybko bijące serce doskonale to odzwierciedlało. W końcu stanęła przed właściwymi drzwiami i przeszła przez nie tuż za nieznajomą, białowłosą kobietą. W pewnym sensie ulżyło jej - nie będzie przesłuchiwana sama, zapełniająca się osobami sala podniosła jej morale.
- Dzień dobry - mruknęła w eter, nawet nie próbując zmusić się do choćby najmniejszego drgnięcia kącików ust. Nie przyszła tu po to, żeby być miłą panią Cresswell, tylko po to, by upewnić się, że jej rodzinie nic nie grozi. - Dziękuję za poczęstunek.
Na cytrynowe ciastka również nie miała ochoty, na ministerialną kawę lub herbatę tym bardziej, dlatego nie sięgnęła ani po jedno, ani po drugie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]03.01.17 15:32
| różdżka, pierścień zakonu

Kwiecień nie był dla nas dobry. Właściwie zdawać by się mogło, że to marzec już zagonił nad nasze głowy burzowe chmury. Chorobliwa chęć odnajdywania dobra wszędzie sprawiała jednak, że nie mogłam się tak po prostu poddać. A chciałam. Nie raz. Początek kwietnie sprawiał, że miałam wrażenie że życie po prostu zdzieliło mnie w twarz. Nie raz, nie dwa. Tuzin razy. Zdzieliło i nie zamierzało przestać.
Początkowo ramiona opadły mi do samej ziemi. Atak na moją osobę odarł mnie odrobinę z ufności, choć mocno starałam się nie poddać uczuciu strachu, które rozpełzało się po moim ciele. Spotkanie Zakonu pozwoliło odnaleźć w sobie nową nadzieję, która rozpaliła się ogniem żywym i intensywny. Która tylko wzrosła tego dnia gdy dowiedziałam się o śmierci moich przyjaciół. Bathilda jednak nie przyzwoliła by płomień zrodzony ze smutku, rozpaczy i obawy przed strachem rozpalił się pochłaniając i mnie w odmęty samozniszczenia. Wiedziałam, że nie byłam gotowa choć jednocześnie też serce rwało się do walki o świat, w którym dobrzy ludzie nie będą musieli poświęcać swych dusz.
Dziś obudził mnie leki dotyk na ramieniu i znajoma twarz dokładnie lustrująca niebieskimi tęczówkami moja twarz. Widziałam w jej oczach znamiona strat, które przyniosło nam życie. I widziałam też jak mocno obawia się dzisiejszego przesłuchania. Nie dziwiłam się jej i moje serce drżało z niepewności na myśl o tym, co wydarzy się dzisiejszego dnia.
Trzecie piętro Ministerstwa, do dzisiaj nasze piętro zdawało się z dźwięków naszych kroków wygrywać marsz pogrzebowy. Czemu ciągle miałam wrażenie jakbym szła na ścięcie za zbrodnie których nie popełniłam? Czułam jak żołądek ścisnął mi się w małą kulkę, ale za każdym razem gdy oczy mojej najlepszej przyjaciółki, bratniej duszy, która czytała z mojej twarzy lepiej niż ktokolwiek, unosiłam lekko ku górze kąciki ust. Chciałam wspomóc ją tym gestem. Ją i siebie. Ale trwoga rozlewająca się w moim wnętrzu nie pozwalała by gest ten, tak znajomy dla mnie, zatrzymał się na twarzy na dłużej. Ostatni kontakt wzroki i ciepły dotyk dłoni Margo przed wejściem do sali wlał do mego serca odrobinę łagodzącego wszystkiego spokoju. Wyrzuciłam z siebie „Dzień Dobry”, chociaż wrażenie mam, że kłamię okrutnie, bo wcale mi się ten dzień dobrym nie wydaje. Zasiadłyśmy na miejscach. Uważnym spojrzeniem zbadałam urzędnika, a potem wzrok prześlizgnęłam po pozostałych dostrzegając wśród nich swojego brata i kilka znanych mi jednostek. Usiadłam, dłonie splatając przed sobą. Zaraz jednak je rozplotłam po to, by unieść lewą i zaczesać kosmyk włosów za ucho. Zerknęłam niepewnie na ciastka szybko rozumiejąc, że nie jestem w stanie nic przełknąć. Niezależnie od tego czy też to płyn miał być, czy herbata. Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech. Będzie dobrze Tonks, zobaczysz. – powtarzam sobie w myślach jak mantrę. Znów splatam dłonie przed sobą a spojrzenie zawieszam na urzędniku. Niech zaczyna to cholerne przesłuchanie.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Sala przesłuchań 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]03.01.17 19:31
/25 kwietnia

różdżka

Koszmar. Jego oczy płonęły niezależnie od tego czy właśnie uchylał powieki czy też otwierał je na powrót. Nie miał żadnego ukojenia w rzeczywistości, która coraz bardziej zaczynała przypominać tą ze snów czy wizji. Miał wrażenie, że wrzucono jego ciało do sterylnej bańki, która poruszała się w nabierającym prędkości kołowrotku. Obserwował wszystko zza niewidzialnej ściany, oniemiały z wrażenia i niezdolny do akcji, która mogłaby mieć jakiekolwiek znaczenie dla sprawy. Bo definitywnie przyklejanie posterów z anty-antymugolskimi hasłami przy przejściu na Pokątną nie należało do czynów, które zmieniały bieg historii.
I w końcu bańka pękła. To nie tak, że uważał, iż jest kompletnie nietykalny i trudny do wymierzenia - dobrze przecież wiedział jakie środki mieli do dyspozycji. Właściwie to odliczał dni do tego momentu. Nie dlatego, że potrafił przyznać się do jakiejkolwiek winy i akceptował swój los, ale nastroje na ulicach coraz bardziej dawały mu do zrozumienia, że źle się dzieje. W momencie, kiedy ginęli (nie)przypadkowi ludzie, nierzadko sympatycy mugoli, dawało się jasno do zrozumienia co jest nie tak i czego niedługo można się spodziewać. Nie trzeba było być jasnowidzem. A jego widzenie, jak na ironię, nie ostrzegło go przed nieuchronnością jego własnego losu, jakby jego istota miała aż tak niską wartość, by nie zaprzątać mu tym głowy. List był wybudzeniem. Właściwie już zawieszał plecak na ramieniu ze swoim skromnym dobytkiem, gniotąc pergamin w ręku, gotów zaszyć się w bezpiecznym miejscu. Zatrzymał się zanim właściwie zdążył opuścić mieszkanie, zdając sobie sprawę z tego, że szaleństwo rozpowszechniało się w absurdalnie szybkim tempie i z czasem nie będzie już żadnej ostoi dla takich jak on. Należało się z tym zmierzyć. I zdusić to w zarodku.
Zaczerwienione, podpuchnięte oczy ze zmęczonym wyrazem wpatrywały się w gmach budynku, zanim stopy, nie do końca posłusznie, przekroczyły znienawidzone mury. Oddelegowany na konkretne piętro, do pewnego pokoju, udał się tam - zupełnie buntowniczo - bez zbędnego pośpiechu, jakby podobny akt wandalizmu zasad kultury miał przechylić szale zwycięstwa na jego stronę. Efekt był bez wątpienia taki, że pojawił się na miejscu (prawie) ostatni, kiedy jego szare komórki przekalkulowały szybko ilość siedzeń oraz sylwetki, które je zajmowały. Jego spojrzenie skupiło się jednak na personie, która właśnie proponowała cytrynowe ciasteczka, zamykając ją w ciężkich ramach niechęci. Chwilę stał, jakby zastanawiając się czy również powinien zająć miejsce i kim właściwie są ci ludzie, którzy się tutaj znajdywali. Jasne, niemalże mleczne włosy zwróciły jego uwagę, choć właściwie właścicielka bardziej jaskrawych barw powinna bardziej rzucać mu się w oczy. Widok obu kobiet sprawił, że cały spokój i niezgoda, które w sobie miał, zostały podgrzane do wrzenia, a mieszanka, która z tego wyszła, zmusiła go do zaciśnięcia pięści i bardziej wrogiego nastawienia. Nie uraczył ani odrobiną uwagi oferowane przez dżentelmena przysmaki, zaciskając ciasno szczękę, kiedy siadał. Kosmyki włosów schował za uszami, kątem oka nerwowo zerkając na siedzące obok niego, tak dobrze znane sylwetki. Nie odzywał się jednak słowem przekonany, że nie było to miejsce do afiszowania się ani ze swoimi emocjami ani z relacjami z którąkolwiek z zebranych tu osób.
Owinął palce wokół podłokietników, by w końcu utkwić spojrzenie jasnych tęczówek w zainteresowanym.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]04.01.17 20:03
Albert Dippet wpatrywał się w czarodziei, którzy weszli do gabinetu i widać było po nim, że zmartwił się ich nastawieniem. Poczęstował ich herbatką, ciasteczkami, a tylko jedna osoba skosztowała. Jednak uśmiech z jego twarzy nie schodził i, mimo że nikt nie podjął rozmowy z nim, on nie miał zamiaru się poddać. Chciał wytworzyć pewnego rodzaju przyjemną atmosferę, aby ci czarodzieje nie bali się, że czeka ich coś złego. Przecież to tylko przesłuchanie.
- Drodzy państwo, mają państwo miny, jak byście szli na ścięcie - zażartował śmiejąc się z własnych słów. - Proszę się nie obawiać, to tylko rutynowa rozmowa, która pozwoli nam uporządkować państwa kartoteki w Ministerstwie. Każdy takowe posiada, także i ja.
Popatrzył z uśmiechem na wszystkie wpatrzone w niego twarze i na pocieszenie kiwnął głową. W tym samym momencie do pomieszczenia weszło kilka osób, urzędnicy z Ministerstwa. Każdy zajął swoje stanowisko, nawet tam, gdzie jeszcze nikt nie czekał. Rozłożyli swoje dokumenty, każdy miał samopiszące pióro. Jeszcze się nie przedstawili, ale na pewno zrobią to przed rozpoczęciem rozmowy.
- Zanim rozpoczniemy, przy drzwiach stoi nasz urzędnik, pan Edward. Prosiłbym o oddanie mu różdżek, wraz z dekretami pięćdziesiąt pięć i pięćdziesiąt sześć wyszło postanowienie, że podczas przesłuchań różdżki mają zostać zebrane i oddane do różdżkarza w celu ich sprawdzenia - kontynuował, nadal bardzo uprzejmie. - Dzięki temu zostanie również potwierdzona państwa tożsamość. Proszę się nie martwić, trafią do rąk wykwalifikowanego różdżkarza, który potem osobiście je państwu odda, oczywiście informując co zostało dokładnie zrobione. I nie, nie jest to dobrowolne, a obowiązkowe.
Wskazał głową delikatnie na Edwarda oczekując, że każdy z przesłuchiwanych bez protestu odda swoją różdżkę i będą mogli przejść do sedna czyli rozmowy, która została na dzisiaj zaplanowana.
- Po oddaniu różdżki proszę usiąść do swojego stanowiska, rozpoczniemy przesłuchania - poinformował jeszcze, zasiadając spokojnie na swoim biurkiem.


| Na odpis macie 48h. Przypominam, że im szybciej pojawią się wasze posty, tym szybciej pojawi się post Mistrza Gry.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala przesłuchań Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]04.01.17 22:00
|pierścień z kamieniem księżycowym, różdżka

Lil była przerażona. Nie zamierzała tu w ogóle przychodzić. Nie chciała tu być. Myślała już o tym, żeby uciec z kraju. I jakkolwiek to brzmi - rozważała to bardzo poważnie. Niech jej mówią, że to tylko przesłuchanie, ona sama nawet chce wierzyć, że to tylko przesłuchanie i powtarza to sobie w kółko, ale czemu chcą ją przesłuchiwać, w jakiej sprawie? Co to za policja, czego mogą od niej chcieć?
Była rozedrgana, kiedy tylko o tym myślała. Nie pracowała w tym miesiącu. Jej zawód stracił sens w chwili wejścia w życie tych wszystkich nowych ustaw. Po co komu iluzjonista, kiedy istnieje magia? Chodziła więc trzęsąc się jak osika, panikowała co chwila, co jakiś czas dawała radę zapomnieć o tym zamieszaniu i odreagować, ale im było bliżej TEJ daty, znów wpadała w panikę.
Na noc przed przesłuchaniem była właściwie spakowana i chciała zniknąć. Uciec. Jak zawsze. Najpierw do Szkocji, do rodziny. Czy ze Szkocji mogliby ją ściągnąć do Tower? Nie była pewna. Ale pewnie potem uciekłaby dalej i spróbowała jakoś sobie wszystko poukładać. Byle daleko od tego wszystkiego. Czy uciekanie nie jest idealnym sposobem na wszystko?
W jej genialnym planie przeszkodziła Florka, która zaklęciem rozpakowąła jej rzeczy, wysłuchała kolejnego napadu paniki MacDonald, po raz kolejny ją uspokajała mówiąc, że to na pewno nic takiego i przecież tylko z nią porozmawiają i wypuszczą, w końcu spiła ją jakąś nalewką i siedziała z nią ile było trzeba. Kolejnego dnia odprowadziła ją pod samo Ministerstwo.
Lil nie odzywała się w ogóle już w drodze. Była blada niewyspana. Trochę w całym tym stresie pobłądziła, miała ochotę skulić się pod ścianą i rozpłakać. Weszła do sali dosłownie na sekundę przed urzędnikami i siadła najdalej z tyłu, jak tylko mogła. Spojrzała na prowadzącego przesłuchanie, po czym już pewnie na stałe wbiła wzrok we własne kolana, na których po chwili zacisnęła i dłonie starając się przy tym uspokoić oddech.
Troszkę było jej z tego lęku niedobrze. Bardzo miała ochotę uciekać. A kiedy usłyszała o oddawaniu różdżek, poczuła, jak cała robi się czerwona. Wyjęła mimo to magiczny przedmiot z kieszeni - co innego mogła zrobić? - i oddała mężczyźnie, choć czuła jak nieprzyjemna gula naciska na jej gardło w tej chwili, a jej skory do przesady i paniki umysł podsuwa jej kilka wizji bardzo makabrycznych wydarzeń, które mogą się za chwilę tu rozegrać.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]05.01.17 19:14
Do tej wizyty w Ministerstwie podeszła z ogromnym dystansem i w gruncie rzeczy spodziewała się najgorszego, ale... na litość samego Merlina, dlaczego chcieli zabierać im różdżki? Bali się, że ci niewinni, młodzi czarodzieje nagle je wyciągną i zaatakują ich? Przecież to absurd.
Wahała się, z mieszaniną złości i nieufności obserwując urzędników, którzy zasiadali przy swoich stanowiskach. W jej głowie tłukły się miliony pytań, ale jedno górowało nad nimi wszystkimi, powtarzając się co kilka chwil - po co to wszystko? Po co te wszystkie ceregiele, po co w ogóle będą ich wszystkich przesłuchiwać? Dlaczego w ogóle to robią? Czyszczenie różdżek? Co za niedorzeczność. Po co mydlić im jeszcze dodatkowo oczy?
Nie zamierzała jednak walczyć, chociaż wszystko wewnątrz niej buzowało niczym w kociołku. Posłusznie, choć nie bez widocznych pretensji i wątpliwości, od których aż lśniły jej oczy, oddała funkcjonariuszowi swoją różdżkę, nie szczędząc mu przy tym uwagi. Chciała zapamiętać rysy jego twarzy, jakby nagle się okazało, że oni wcale nie dostaną swoich magicznych narzędzi, a potem ten sam mężczyzna wpadłby do Dziurawego Kotła na kieliszek ognistej. Słowo daję, wsypałaby mu coś do napoju. Coś przeczyszczającego. Albo jakąś truciznę.
Gdy wracała na swoje stanowisko, zauważyła Michaela. Dobrze znała go z czasów szkolnych. Niedaleko niego znajdowała się też jego siostra. Chętnie by z nimi chwilkę pogawędziła, ale chyba panu Grubszemu by to nie podpasowało. Mogłaby przysiąc, że Dippet miał nadwagę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]05.01.17 20:54
Niedługo po nim w sali pojawiły się kolejne znajome osoby. Magnolia, dawna znajoma z czasów Hogwartu. Margaux, którą znał ze spotkań Zakonu, przyjaciółka jego siostry... I ona sama we własnej osobie. Na widok Justine coś ścisnęło mu się w żołądku, choć przecież wiedział, że ją tu zobaczy, że musiała tu przyjść, tak jak i on. I ci wszyscy pozostali, którzy siedzieli tu wokół nich. Ku jego uldze, nie wszystkie widziane twarze znał ze spotkań Zakonu. Nie zmieniało to jednak faktu, że do pomysłu z przesłuchaniem nastawiony był bardzo nieufnie. Nie uważał, żeby musiał komukolwiek tłumaczyć się z tego, w jakiej rodzinie się urodził, więc z trudem maskował swój sceptycyzm. Zachowywał jednak spokój, zresztą, łatwiej było mu zapomnieć o własnych dylematach, kiedy jego spojrzenie spoczęło na siostrze. Bał się o nią dużo bardziej niż o siebie; chociaż chciała pokazać, że jest silna, w jego oczach wciąż często była małą, kolorową Just, którą zawsze starał się chronić. Bał się też mimowolnie o swoją córkę, chociaż wciąż przekonywał się, że jest bezpieczna w zagranicznej szkole, zresztą, była czarodziejką półkrwi, więc może nie powinna znaleźć się w takim położeniu, jak on, mugolak? Oby.
I chociaż urzędnik starał się rozładować atmosferę i zapewne próbował wzbudzić ich zaufanie, Michael nie potrafił mu zaufać. Ciągle miał dziwne wrażenie, że pod tą uprzejmą maską coś musiało się kryć. Może pracował tutaj krótko i dawno temu, ale jednak nie raz i nie dwa zetknął się z obłudą, pozorowaną uprzejmością mającą za zadanie ukryć szerzący się fałsz.
Słysząc polecenie oddania różdżek, spojrzał na czarodzieja z ukosa, próbując sobie przypomnieć, czy wcześniej słyszał o takim postanowieniu. W jego głowie znowu odezwało się przeczucie, że to głupota pozbawiać się różdżki w miejscu tak przesyconym zgnilizną i fałszywością, ale przecież nie mógł odmówić. Nie chciał wpakować się w tarapaty i wylądować za kratkami, ani wzbudzić podejrzeń, a zapewne wzbudziłby je, stawiając opór. Rozsądniej było oddać różdżkę i liczyć (naiwnie?), że to rzeczywiście tylko przesłuchanie, a po wszystkich procedurach odzyskają różdżki z powrotem i wrócą do swojej codzienności. W Hogwarcie czekały na niego obowiązki, więc miał nadzieję, że wszystko zakończy się możliwie szybko i że niepokój, który odczuwał, to tylko paranoja, nic więcej. Starając się więc pozbyć nieprzyjemnego przeczucia odzywającego się gdzieś na skraju świadomości, po (niechętnym) oddaniu różdżki usiadł na swoim stanowisku, łypiąc ponuro na urzędnika, który miał go przesłuchiwać.
Michael T. Tonks
Michael T. Tonks
Zawód : nauczyciel zaklęć
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1856-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t2738-poczta-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f213-lavender-hill-124 https://www.morsmordre.net/t2884-skrytka-bankowa-nr-448 https://www.morsmordre.net/t2154-michael-tonks
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]06.01.17 0:33
Kwiecień po prostu był zły. Był. Naprawdę. Ale postanowiłam się nie poddać. Nawet nie dla samej siebie. Postanowiłam nie odpuszczać dla wszystkich których kochałam. Dla wszystkich, którzy nie odpuścili do samego końca. Mimo tego i tak nie potrafiłam wyzbyć się uczucia ciężkiej guli przechodzącej przez moje gardło za każdym razem gdy przełykałam ślinę. Zerknęłam na moją przyjaciółkę wiedząc, że i ona powzięła nie poddawać się żalowi, który roztaczał nad nami coraz większe ramiona pragnąc niczego więcej jak tylko nas pochłonąć. Ale, czy gdybyśmy pozwoliły na to, że sprawiłybyśmy jednocześnie że śmierć naszych przyjaciół była niczym więcej jak poświęceniem na marne? Nie, nie godziłam się na to. Chciałam pielęgnować pamięć o nich każdego dnia. Wiedziałam doskonale, że na zawsze już widok czekoladowych żab przywodził będzie mi na myśl jej uśmiechniętą twarz, ochoczo wpychającą sobie w łakocie w usta. Mały James nieodłącznie będzie mi przywoływać w pamięci ich twarze – Dorei i Chrliego, jego spojrzenia pełnego dumny gdy spoglądał na swoją rodzinę, jej pełnych ust wygiętych w uśmiechu gdy przemawiała do nas ledwie dwa miesiące temu. Nadal nie potrafiłam pogodzić się z tym, że obdarto ich ze szczęścia. Nie chciałam nawet. I właśnie dlatego, by nikt więcej nie został pozbawiony szczęścia zamierzałam dalej walczyć. Spojrzałam na mojego brata, a potem na Harry’ego którego lodówkę czasem odwiedzałam częściej niż jego. Czy też ogarniały ich wątpliwości związane z dzisiejszymi przesłuchaniami. Powiodłam wzrokiem do Meggie, które nie raz puszczając mi oko podsunęła mi szklaneczkę otuloną w uśmiech. Zerknęłam też i na Lily, która wiedziałam że umiera z przerażania w środku. Wstając by oddać różdżkę dotknęłam lekko jej nadgarstka i choć wydarzenia ostatnich dni nie napawały mnie optymizmem przybrałam na usta uśmiech. Wygięłam usta w tak znajomym dla mnie geście. Nie dla siebie. Dla niej. Wiedziałam jak tego potrzebuje. A potem oddałam swoją broń panu Edwardowi. Wracając na miejsce skrzyżowałam spojrzenia ze swoim bratem. Wiedziałam, że się martwił. Zawsze się martwił. I choć mocno chciałabym zapewnić go, że wszystko jest dobrze, że nic mi nie będzie i że nie ma powodów do zmartwień nie mogłam. Bo ostatnie czego chciałam to mówienie mu rzeczy, które nie były prawdą. Zajęłam jedno z miejsc ogniskując spojrzenie na urzędniku. Prosząc go w myślach by zaczął, powstrzymując ostatnie drgnienia chęci zabrania się stąd. Nie zrobiłam niczego złego – poza urodzeniem się jako mugolak. Nie zrobiłam. A jednak tutaj, dzisiaj, miałam wrażenie jakbym dokonała zbrodni największej.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Sala przesłuchań 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Sala przesłuchań [odnośnik]06.01.17 1:01
...na ścięcie?
- Och, to nie tak, chociaż ta groźba o tym Tower...- zaśmiałam się nieco nerwowo i w podobnym geście poprawiłam swój koczek - Mocna rzecz, to potrafi sen z powiek zdmuchnąć niemniej sęk w tym, że pierwszy raz dostałam w ogóle list z Ministerstwa. Trochę jak takie dejavu, wie pan, jak ten list z Hogwartu tylko tak na opak, a i urodzin nie miałam, niemniej - emocje podobnie - mówiłam, bo tak trochę miałam, jak się denerwowałam. Mój mózg pracował na jakiejś podprzestrzeni nad-przestrzennej i by nie wybuchł musiałam wylewać z niego przynajmniej część swojej bezsensowności. Chcąc jednak uniknąć dalszych upokorzeń pozwoliłam sobie na te ciasteczka. Niech mnie zapchają, zakneblują.
Prośbę o oddanie różdżki wykonałam. Nie miałam z tym problemu. Po co by mi była różdżka przy rozmowie? Nie potrafiłam jednak znów nie pomyśleć, że wszystko co tu się działo kojarzyło mi się z Hogwartem tylko tak na opak. Też była sowa, też był list...Co prawda nie do końca pamiętam by w zapisie było coś wspominane o Tower, lecz może byłam za mała...? Pójście do szkoły zaś kojarzyło mi się bardziej zaś z rozdawaniem różdżek, niż ich zabieraniem...I cóż, pierwszy dzień "ministerialnej szkoły" i już przesłuchanie na "dywaniku"...? Och, doprawdy...na swój sposób postanowiłam ciągnąć tą swoją grę skojarzeń. Dzięki temu poczułam się nieco spokojniej i byłam gotowa zasiąść przy rzeczonym stanowisku nawet popychana przez nutę ciekawości. Co bowiem mogło złego nas czekać?
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745

Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Sala przesłuchań
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach