Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój z Fortepianem
AutorWiadomość
Pokój z Fortepianem [odnośnik]13.03.16 18:15

Pokój z Fortepianem

Małe sanktuarium, w którym Katya spędza długie godzinny, gdy tylko potrzebuje oddać się w ramiona słodkiego zapomnienia.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]08.05.16 21:57
kontynuacja nadal 11 grudnia

Zanim dotarły do mieszkania rudowłosej aurorki, Inara poprosiła, by zatrzymały się w jednym miejscu. Nie tłumaczyła przyjaciółkom celu owego postoju, ale wróciła z małym koszyczkiem, którego zawartość była osłonięta przed spostrzegawczymi spojrzeniami obu szlachcianek. Inara z miną psotnego skrzata, nie pozwoliła ani zajrzeć, ani tym bardziej pytać, cóż takiego znajdowało się w środku. Rozmowa wciąż przeskakiwała z kolejnych tematów, pozostawiając (prawdopodobnie) te najbardziej istotne na chwilę, gdy wszystkie trzy miały znaleźć się już w dworku Olliwanderów. I w akompaniamencie trunków, które miały rozluźnić języki do mówienia...
Inara odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy w końcu wkroczyły do pokoju, z niegasnącym uśmiechem wędrując wprost pod kominek, który pozwoliła sobie rozpalić machnięciem różki - Usiądźmy tutaj! - wskazała miejsce na podłodze, nie przejmując się, że na salonach, nie wypadałby jej takie zachowanie. Tutaj mogła oddychać wolna, bez czujnych oczu, baczących na każdy jej ruch. Przysiadła blisko, coraz jaśniej trzaskającego ognia. Płomyki tańczyły, niby baletnice, przeskakując z drwa na drwo. Koszyczek postawiła delikatnie obok siebie, czekając, aż obie kobiety znajdą się obok niej.
- Mam wrażenie, że ostatnio za dużo się dzieje - wyciągnęła dłoń, by przesunąć palcami nad strzelającymi iskrami - a teraz Kat, kiedy masz tak szybko wyjść za mąż...mnie to trochę przeraża, albo..przerażało - w końcu, od dwóch dni, znowu była panną. Odwróciła głowę w stronę dłoni, wciąż wiszącej przed płomieniami. Była zdecydowanie zmarznięta, ale - o to w przypadku alchemiczki nie było trudno. Place drugiej dłonie, wciąż opierała na wiklinowym koszyczku, czujnie gładząc powierzchnie, jakby..bała się, że coś ze środka umknie. Ale, jeszcze nie teraz. jeszcze chwilę - Lilitka...a Ty, zdaje mi się też chciałabyś coś powiedzieć? - nawiązała do wypowiedzi z salonu piękności. Nie była pewna czy reakcja, jaką zaobserwowała, była właściwa, ale..czyżby Lil znalazła kogoś, kto zwojował jej waleczne serce?
A Inara? Musiała trzymać się postanowień, których rozpaczliwie, wciąż próbowała się trzymać. Mówić też nie powinna, rozdzierając mury, które stawiała. Jak brzmiał ten tekst? "Różo, różo, nasz jest świat, zostaniemy wciąż młode. Noc wiruje wokół nas, spójrz, uśpiłam już trwogę..". Róża była kwiatem rodowym. Może powinna przy niej pozostać, ignorując podszepty serca, które ostatnio się obudziło?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój z Fortepianem 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]22.05.16 17:51
Katya przestała na moment myśleć o wszystkim, co przykre. Tak było najwygodniej. Może nawet najlepiej? Nie wracała w końcu do przykrych wspomnień, jakby te uleciały w eter. Tkwiła w końcu z dwoma dziewczynami, a te znały ją na wylot i niewiele trzeba było, by Inara bądź Lilith dostrzegły, że Ollivander się rumieni, a przecież dwa dni temu, w tym dworku... Widziała się z nim. Przyszedł i pozostawił kwiaty, które wciąż roztaczały przyjemną woń, ale to nie było teraz istotne. Chodziło o sam fakt, że wciąż jej ciało emanowało emocjami, których jej dostarczył. Nie mogła jednak się do tego przyznać. Wstyd i krępacja ją zalały i sprawiły, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa na temat wieczoru, który spędziła ze swoim przyszłym mężem.
To była w końcu ich tajemnica.
-Dlaczego chciałaś się zatrzymać? - zapytała nagle i uśmiechnęła się nikle. Nie była w końcu pewna na ile może sobie pozwolić, ale ciekawość zwyciężyła. Pech chciał, że spojrzała na nieduży pakunek, a ten jakby zdawał się nieco... Poruszać. Oczywiście, to zastanowiło aurorkę, bo nie zamierzała przechowywać w domu miniaturowego smoka, choć marzyła o najprawdziwszym, ale nie to było teraz ważne. Przygryzła policzek od środka i uśmiechnęła się szeroko do dziewcząt.
-Właściwie... Nie wiem co czuje. Mam wrażenie, że to wszystko mnie przerasta i to na tyle, że mogę uciec z przed ołtarza, ale z drugiej strony... Wydaje mi się, że pan Mulciber... - zawiesiła głos i spuściła nieznacznie wzrok, by zaraz potem skierować go przed siebie. Wpatrywała się w ogromny fortepian, na którym uwielbiała grywać, a zaraz potem z impetem uderzyło w nią wspomnienie wieczoru w mieszkaniu Ramseya. Jego uderzenie, a potem sposób, w który ją potraktował. -Zapewni mi szczęście i bezpieczeństwo - brzmiała poważnie, a one nie miały powodów, by jej nie wierzyć. Prawda była taka, że Katya stała się doskonałą aktorką, która potrafiła oszukać każdego i w tym momencie próbowała zrobić to przyjaciółką. Dlatego swoją wypowiedź zwieńczyła szerokim uśmiechem, bo wątpliwości, które nią targały nie mogły ujrzeć światła dziennego. Na razie.
-Właśnie, Lilith... Co z tobą? Kiedy zaręczyny albo jakikolwiek kawaler, który skradłby twoje serce? - zażartowała, bo nawet nie przypuszczała, że lady Greengrass czuła coś do jednego z wrogów Ollivander. Ruda była jednak ponad te wszystkie konwenanse i jedyne czego oczekiwała, to że jej przyjaciółka otrzyma pełne szczęście. -Chyba nie będziesz niczego przed nami ukrywać, co?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]03.07.16 0:47
Pomysł by wyrwać się z miejsca budzącego niemałą niechęć prawie w każdej z siedzących teraz przy kominku szlachcianek, był wybawieniem. Usiadłam tuż obok Inary, ciekawskim wzrokiem badając każdy pojedynczy splot wiklinowego koszyka. Nie zadawałam zbędnych pytań, wiedziałam że na naszą alchemiczkę nie było sposobu, zawsze robiła co chciała i jeśli już coś zrodziło się w jej małej głowie, raczej było to trudne do wytępienia. Wiedziałam więc, że cokolwiek tym razem wykombinowała, było to warte czekania - mimo, że wrodzona ciekawość zaczynała wiercić mi dziurę w żołądku. Z zamyślenia wyrwały mnie ich przedstawione przemyślenia na temat Mulcibera i pytania, dotyczące mojego wybranka. Perseus. Znów poczułam jak robi mi się gorąco i to bynajmniej nie za sprawą tańczących wesoło w kominku płomieni. Posłałam aurorce przeciągłe spojrzenie, jednak powstrzymałam się od zbędnych komentarzy.
- Katyo, pamiętaj - Mówiąc to położyłam delikatnie dłoń na jej ramieniu, w geście wsparcia. - że cokolwiek postanowisz, my zawsze będziemy przy Tobie. Nieważne jak nieracjonalne będzie to w oczach innych, dla nas liczy się Twoje szczęście. - Posłałam jej ciepły uśmiech. W moim głosie nie było ni krzty kpiny czy złośliwości, mówiłam to szczerze. Mimo, że miałam podejrzenia wobec pana Mulcibera, to było jej życie. Jej, nie moje. Mogę tylko obserwować, służyć ramieniem a jeśli sytuacja zamieni się diametralnie, nawet i różdżką. Nie zakładając jednak najgorszego, życzyłam jej szczęścia - jej i Ramseyowi.
Następne pytanie spowodowało, że obdarzyłam obydwie moje przyjaciółki równie tajemniczym uśmiechem co spojrzeniem.
- Spokojnie, wszystko w swoim czasie moje drogie. - Odpowiedziałam zdawkowo, siląc się na zachowanie spokoju. - Zapewniam jednak, że będziecie pierwsze poinformowane o podobnej sytuacji. - Dodałam, ponownie obdarzając je uśmiechem. Po co mówić o czym, co nawet nie jest pewne? Odwróciłam wzrok w stronę płomieni. - Poza tym, nie chcę zapeszać. - Dodałam szeptem, skupiając się na trawiących drewno pomarańczowych językach.
Później już tylko wymieniałyśmy się dalszymi informacjami, plotkami i... prezentami. Ach te święta.

| zt x3




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]19.10.16 22:46
Obserwowała go nieustannie, ale na temat badań nie mogła z nim rozmawiać. Jeszcze nie teraz. I to nie tak, że nie interesowała jej dziedzina, której się podjął, ale sam fakt, że poświęcił się temu bezgranicznie. Ona sama dochodziła do siebie przez ostatnie tygodnie i nie potrafiła w żaden sposób spojrzeć w lustro, by mieć pewność, że jest tą samą Katyą Ollivander, którą poznał w listopadzie, a potem odczuwał irytację, gdy Skamander był zbyt blisko i nie hamował się przed dotknięciem jej na oczach mężczyzny, któremu została ofiarowana. Wiele rzeczy uległo zmianie, a lady choć miała wybrakowane wspomnienia, to nie rozumiała zmiany podejścia Ramseya względem niej, jakby zrobiła coś haniebnego w stosunku do jego osoby. Czy tak było? Musiała zbadać tę sprawę, ale nie miała zbyt wiele czasu, by teraz podejmować się takich pogawędek. Oboje posiadali sprawy ważniejsze na głowie, a dawna aurorka marzyła o tym, by wreszcie poznać prawdę.
Tak, znasz to uczucie, mój królu?
Nie odpowiedziała na wzmiankę o słabościach. Nie chciała go prowokować do jakiejkolwiek formy żartu, bo była pochłonięta zbyt mocno zdarzeniem z przed kilku, a nawet kilkudziesięciu minut. Wciąż czuła na sobie oddech mężczyzny, a teraz choć mieszał się on z przyjemnym aromatem wina, whisky, a także perfumami Mulcibera, to bezustannie pogrążona była w rozmyślaniu na temat zdrady, o której mówił nieznajomy. Cóż takiego mogła zrobić? Kim dla niego była? Znali się? Tysiące pytań, które kumulowały się w jej głowie, uderzały o siebie za każdym razem, gdy starała się rozwiązać zagadkę, ale musiała odpuścić. Ból rozsadzał jej czaszkę, a nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej odbierał swobodny oddech.
- Z pewnością, panie Mulciber - zdążyła jeszcze odpowiedzieć nim wyszła całkowicie i ileż by odała, żeby to właśnie w tej chwili siedzieć w jego głowie? Cena nie grała dla niej roli, byle tylko zrozumieć swoje położenie. Rozważał jej postawę i sposób bycia, który z pewnością przyprawiłby ją o skurcz w żołądku, bo doprawdy byli tak blisko? Czy spisane pergaminy nie kłamały? Wiedziała, że wchodząc do czyjegoś umysłu jest w stanie odnaleźć wszelkie sekrety, ale próba wtargnięcia z impetem w Ramseya mogłaby skończyć się fiaskiem, wszak zobaczyłaby za wiele, a wtedy musiałby ją zabić. Dlatego nieświadomie kokietowała go tak jak wtedy, gdy zamykali się przed światem. Uwodziła subtelnym uśmiechem i iście niewinnym przesunięciem opuszków po obojczyku, by zaraz potem spojrzeć na niego spod kurtyny długich rzęs zalotnie i enigmatycznie. To była gra pozorów, w której oboje osiągnęli stopień mistrzowski.
Z prawdziwą przyjemnością odeszła od stolika. Męczyło ją towarzystwo całej trójki, a to tylko dlatego, że w odczuciu dziewczęcia zarówno matka jak i narzeczony, zachowywali się niczym małe pieski, które skaczą przy nodze swego pana. Możliwe, że było to błędne, ale gdy ona sama przez lata była tłamszona pod surową ręką Malakaia, tak nie potrafila patrzeć, kiedy ktoś po raz kolejny poddaje się jego pozycji i tytułowi, na który nie zasługiwał. Dlatego po przekroczeniu sypialni, zasiadła na toaletce, gdzie powoli rozpoczęła proces rozczesywania długich, gęstych pukli, które opadały na ramiona i sięgały niemal talii. Pragnęła uwolnić się z niezbyt wygodniej sukni, która ją opinała i to dlatego wybrała bardziej nietypowy strój, jakby chcąc się przekonać czy Mulciberowi będą przeszkadzać opinające spodnie na biodrach i nieco luźniejsze od ud w dół w kolorze świeżo parzonej kawy. Jedwabna bluzka otulała wątłe ramiona i skrywała odstające kości ramion, a także za sprawą kołnierzyka, który zapięty niemal pod samą szyję nie pozwalał na oglądanie powoli znikającego śladu. Wyglądała inaczej i czuła się w ten sam sposób, ale nie czekała. Chwila ciszy koiła ją najmocniej, ale została przerwana dość gwałtownie, gdy dźwięk klawiszy dotarł do niej, co wcale nie spodobało się młodziutkiej lady. To było jej sanktuarium, a ktoś naruszył świętość, którą uznawała za najwyższą. Wolnym krokiem ruszyła w odpowiednim kierunku, a stukot obcasów nie był na tyle słyszalny, by komukolwiek przeszkadzał. Schodziła niemal bezszelestnie, a kiedy dostrzegła sylwetkę Ramseya tuż przy fortepianie, przygryzła policzek od środka. Serce zakołowało w piersi Katyi, która w tym momencie spoglądała na mężczyznę spod przymkniętych powiek. Zastanawiała się co ma w głowie, ale była bezbronna. Różdżka pozostała w pokoju i choćby chciała, to nie zrobiłaby nic. Znajdowali się na jej terenie, a tu nie podniesie na nią ręki, czyż nie? Och, gdyby tylko o tym pamiętała...
- Wtargnąłeś tu bez zaproszenia, mój drogi. Dlaczego? - zapytała, a jej postawa jasno sugerowała, że domaga się odpowiedzi. Była pewna siebie, nad wyraz wyniosła i po raz pierwszy od dawna odepchnęła od siebie strach. Przy nim musiała się hamować z prawdziwym obliczem, bo nie wiedziała czy jest jej wrogiem bądź przyjacielem. Zrobiła kolejne kroki w przód, pozwalając mu przy tym patrzeć na siebie i oceniać ją w typowo samczy sposób. Nie zastanawiało jej jednak, czy naprawdę to robi. Chciała poznać prawdę. - Nawet moi rodzice nie mają prawa, żeby tu przebywać, a ty jednak tu jesteś... Wiedziony przeczuciem czy intuicją, że być może znajdę się w tym miejscu? - była opanowana i nieustannie wlepiała wzrok w narzeczonego. Nawet nie zorientowała się, kiedy dzielące ich centymetry zostały zniwelowane, a ona znajdowała się niemal na wyciągnięcie ręki. Wiedziała, że musi mu wyznać prawdę, ale jak? - Nie wiedziałam jak ci powiedzieć o Grahamie - zaczęła prosto z mostu i wypuściła powietrze ze świstem. Delikatna nuta perfum unosiła się w powietrzu i działała kojąco, ale czy na tyle, by uciszyć ewentualną złość mężczyzny? - To był dla mnie cios.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]20.10.16 16:57
Nigdy nie pojmował fenomenu muzyki w życiu, sztuki, czy jakiejkolwiek innego przejawu artyzmu. O ile dźwięcząca w tle melodia potrafiła być przyjemna dla ucha, a obrazy ładnie wisiały na ścianie, tak trudno mu było odnaleźć w tym bardziej praktyczną kwestię. Element estetyki, do którego niektórzy przywiązywali ogromną wagę. Lecz mówi się, że mogą to docenić jedynie piękne, wrażliwe dusze — może właśnie dlatego nie czerpał z tego zbyt wiele przyjemności; trudno mu było zrozumieć piękno ludzkiego wnętrza, odszukać swoje własne.
Nie potrafił grać. W dzieciństwie wykazywał duży opór wobec nauczycieli, nie chcąc się podporządkować, aż w końcu dano mu spokój. Teraz wcisnął dwa zupełnie przypadkowe klawisze, nie widząc w tym najmniejszego sensu. W tych pojedynczych dźwiękach nie było nic, co mogłoby go chwycić za serce.
Czyje serce?
Odwrócił się niemalże od razu, gdy się odezwała, choć wiedział, że nie jest sam nim jeszcze ją usłyszał. Wyczuł jej zapach, który zadrżał wraz z nieco zastałym powietrzem pachnącym drewnianymi meblami, gdy tylko weszła do pokoju.
— A dlaczego nie?— spytał, ale zaraz otrzymał odpowiedź, więc podszedł do niej miękkim krokiem i zawiesił wzrok, patrząc na nią z góry. Była przecież malutka. — Drzwi nie były zamknięte, więc postanowiłem tu poczekać zamiast na korytarzu. Wolałabyś gdzie indziej? W twojej sypialni na przykład?— Ujął palcami jej podbrudek i uniósł wyżej, nachylając się w jej stronę. Jego głos zmienił się w cichy szept, taki jaki przeznaczony jest dla kochanków, wymieniających swoje tajemnice, by inni nie słyszeli. Był zaczepny, ale wcale nie wyglądał tak, jakby chciał się bawić. Poza tym nie zrobił już nic. Opuścił dłoń, by za chwilę minąć ją i oddalić się w kierunku okna.
— Wyjechałaś bez słowa.
Powiedział to z wyrzutem, twardo, stanowczo. Tak, aby przedstawiało to jego niezadowolenie i zawód, jaki mu sprawiła swoją długą nieobecnością. Uciekającymi zimowymi dniami, wydarzeniami, na których powinni zjawić się razem, rozmowami, które powinni byli odbyć. Powinna czuć, że postąpiła niewłaściwie, jak dziecko, które musi spotkać kara za niesubordynację — zachowywał się więc jak wychowujący je ojciec, dość jasno wyrażając swoje niezadowolenie. Nie ważne było to, co myślał w tej chwili. Istotne było to w jaki sposób się zachowywał wobec niej i powinna zrozumieć, że nie jest już małą dziewczynką, której wybryki i ucieczki będą wybaczane.
Patrzył przez okno na topniejący śnieg. I razem z kupami białego — jeszcze niedawno puchu, który teraz przypominał szarą pluchę, topniała jego cierpliwość i zdecydowanie.
To był dla mnie cios.
Nie odpowiedział. Mruknął gardłowo coś na podobieństwo "aha" i wziął głęboki wdech nosem. O, ponury losie.
Pustka. To właśnie pozostawało po śmierci kogoś bliskiego, po niespodziewanym i nagłym odejściu ze świata żywych, zniknięciu bez pożegnania. Pustka była efektem straty, która zaskakiwała w najmniej oczekiwanym momencie i odbierała to, czego ludzie potrzebowali. Mulciber utracił brata, bliźniaczą cząstkę samego siebie. Czy jest coś co może być większym ciosem?
Patrzył przez szybę, dostrzegając w odbiciu swoją twarz. Zaczął się więc dopatrywać podobieństw z Grahamem. Jaki był? Co mógł o nim powiedzieć lub sobie przypomnieć? Straconego czasu nic im nie zwróci, a szansa na stworzenie braterskiej relacji przepadła bezpowrotnie. Most porozumienia legł w gruzach, a wraz z nim szansa na znalezienie środków zaradczych. Graham, Graham... Nie żyje teraz. Zmumifikowany leży w dębowej trumnie, oczekując pierwszych oznak gnicia. I nie zniknie z tego świata póki robaki nie zjedzą go, pozostawiając suche kości. Tyle właśnie zostaje po zmarłych, a nie to co inni noszą w swoich sercach.
— Powiedzieć? Skąd zatem wiedziałaś wcześniej ode mnie?— spytał cicho i przełknął ślinę. Zapatrzył się przed siebie, a w końcu przymknął powieki i spuścił głowę nisko.
Graham był martwy.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]20.10.16 18:27
W niej zaś to płynęło naturalnie, a to tylko dlatego, że za wszelką cenę starała się spełniać życzenie matki, która była urodzoną artystką. Odziedziczyła więc po niej zamiłowanie do sztuki, a także wrażliwość, którą schowała głęboko pod skorupą istoty o dewizie - zawsze dam sobie radę. Problem w tym, że nawet tak silne jednostki jak ona, potrzebowały czasem wsparcia. I teraz odczuwała to mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Była zagubiona, a muzyka nie koiła rozkołatanego serca, które wyrywało się z piersi i chciało choć raz znaleźć się w bezpiecznej przystani. Im dłużej przebywała w swoim sanktuarium, wśród książek, spisów, delikatnych kwiatów, które stały w wazonach przy oknie o subtelnej woni ciepłego lata, a także tkwiąc przy fortepianie, z którego wydobywały się raz po raz dźwięki - wiedziała, że nic jej nie grozi. To byłoby świętokradztwo, gdyby ktokolwiek odważył się wykonać cios względem niej na terenie, który winna uznawać za swój azyl.
Patrzyła na niego nieustannie, ale sama zaczynała się kurczyć i zamykać w sobie, bo był władczy, a jego postawa jasno sugerowała, że powinna dostosować się do woli, którą wyrażał. Dlatego stanęła w bezruchu i choć sama przypominała w tej chwili marmurowy posąg okraszony nutą perfum, a także jedwabnymi szmatami, to z uniesionej wysoko głowy, a także dumnego spojrzenia płynęła w czystej formie pewność siebie, którą tak rzadko się kierowała w ostatnich dniach. A może tygodniach?
- W sypialni? - zdziwiła się i nawet nie kryła, że wprawił ją w stan typowej dla kobiet dezorientacji. Spojrzenie Katyi było rozbiegane, bo nie potrafiła przypasować tej sugestii do jakiejkolwiek sytuacji. To było niemożliwe, by kiedykolwiek znaleźli się za drzwiami jej pokoju, w którym nigdy nie było żadnego mężczyzny. Serce zaczęło przyspieszać rytmu, a oddech się spłycił, gdy zmniejszył dzielącą ich odległość, co w tym momencie zrodziło w niej popłoch i chęć kolejnej ucieczki, ale stała jak zaklęta i powodziła ciemnymi tęczówkami po mulciberowej twarzy.
Wyjechałaś bez słowa.
Och, czyżby?

- Czekałam na ciebie w szkole baletowej, ale ty się nie zjawiłeś - powiedziała butnie, ale zaraz potem przybrała nieco markotny wyraz. Porzucił ją i zostawił. Wybrał inną drogę, gdy potrzebowała go najmocniej i co z tego miała? Zredukowane wspomnienia i poczucie beznadziejności. Zabawił się w stwórcę nowego obrazu i nie dokończył malować równej linii, która przerwana w połowie czyniła z dzieła zniszczone płótno. Wypuściła powietrze ze świstem i podeszła bliżej chwytając nieznacznie Ramseya za przegub. Nie umiała przepraszać, to było zbyt wysublimowane słowo, a kajanie? Nie widziała swojej winy, więc nie rozumiała złości, choć dwa miesiące jawiły się jak wieczność. - Ojciec mówił, że wiedziałeś o wszystkim - mówiła spokojnie i cofnęła w końcu dłoń, by stanąć plecami do mężczyzny i podejść do regału z książkami, po którym przesunęła lekko palcami. Oddychała spokojnie, choć tak zawzięcie walczyła o przywrócenie pozostałości z minionych dni. Nie brała jednak pod uwagę, że i Ramsey odpowiada za wyrwane stronnice księgi pamięci, która dla Katyi skończyła się w pewnym momencie i nikt nie planował ich uzupełnić. - Jeżeli nie, dlaczego nie zainteresowałeś się zniknięciem kobiety, która lada chwila będzie rodziną? - spytała bez przymusu odpowiedzi, ale czuła w tym momencie zbyt duży zawód, który powoli malował się na dziewczęcej buzi. Zacisnęła lekko zęby i sięgnęła po jedną książkę, a w głowie zrodziła się chęć zdemolowania tego pokoju, bo niewiedza doprawdzała ją do szału. Na szczęście zmienił temat i pociągnął ten, który choć niewygodny zdawał się być lepszym od myślenia czegokolwiek o sobie. Nabrała powietrza w płuca i spojrzała na Ramseya, gdy tak tkwił przy oknie. Cóż mogła mu rzec? Nie miała pojęcia, dlatego ponownie zbliżyła się do niego, choć drżała z obawy przed prawdą, która winna ujrzeć światło dzienne.
- Znalazłam jego ciało końcem lutego, tuż po tym jak wróciłam do Lancashire - wydusiła zgodnie z prawdą i spuściła wzrok. Serce zakołowało w jej piersi, a oczy zaszkliły się niebezpiecznie, bo powrót do tamtego wieczoru nie był w żaden sposób przyjemny. Dla nikogo. Opuszkami dotknęła delikatnie żuchwy, którą raz po raz gładziła jakby w zastanowieniu, aż w końcu oparła się pośladkami o parapet. Spuściła głowę, a długie pukle zasłoniły jej blade policzki, które pokryte czerwienią zdawały się wręcz parzyć. - Wybacz mi.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]22.10.16 0:29
Kobieta, która należała do mężczyzny powinna być mu podporządkowana. Nie tyczyło się to innych, a tej konkretnej niewiasty. Nieszczęściem lady Ollivander było to, że los Mulcibera wskazał właśnie na nią. Przybierał maski w zależności od nastroju i potrzeby, przedstawiając emocje, które były jej dobrze znane lub pozostając obojętnym niezależnie od tego, co naprawdę myślał. Miała więc okazje widzieć go za każdym razem innego — lub może ciągle takiego samego?
— Nie pamiętasz?— spytał, ale nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Ciągnięcie tego tematu było zupełnie niepotrzebne, bo nawet gdyby zasłaniała się wypitym alkoholem nie robiło mu to większej różnicy, skoro on doskonale wiedział, co zaszło. Luki w pamięci nie usprawiedliwiały przed niczym i nie miały mocy wymazywania faktów z życia, jeśli ktokolwiek inny brał w tym udział. Mógł więc zachować tajemną przyjemność wyłącznie dla własnego umysłu, wśród innych wspomnień.
— Wiedziałem, bo mi powiedział — wyjaśnił rzeczowo, wyglądając przez okno. Cóż miał jej odpowiedzieć na kolejny zarzut? Wiedział, że doskwierały jej problemy zdrowotne i z pewnością uda się na jakieś leczenie, lecz wymagał od niej powiadomienia o nieobecności, szczególnie, gdy czekały ich towarzyskie spotkania. Jego zachowanie wynikało z tego, co chciał osiągnąć, nie z poczucia zlekceważenia, którego nie doświadczył, podobnie jak realnego zawodu. To był element wychowywania jej, którego nie mógł sobie odpuścić, niezależnie od tego, jaka była prawda.
Milczał przez dłuższą chwilę, stojąc przy oknie. Czuł chłód bijący od szyby, a jego ciepły oddech w postaci pary otulał szkło i znikał po chwili, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Oddychał powoli, zupełnie pozbawiony myśli i jakiejkolwiek strategii. Nie czuł potrzeby, by ją mieć. Nie będąc do końca szczerym i prawdomównym, poddawał się własnej intuicji.
— Jak?— spytał od razu, gdy wspomniała o znalezionym ciele. Spojrzał na nią z ukosa, próbując zrozumieć, jak mogła stać się uczestnikiem takiej chwili. Z jej słów wnioskował jednak, że nie była świadkiem śmierci, więc po chwili dodał ciszej:— Wiesz, gdzie obecnie przebywa Cornelia?— Powinna wiedzieć, w końcu były kuzynkami. Liczył na to i jego zacięty wzrok właśnie na to wskazywał. — Nie zjawiła się na pogrzebie. — A powinna. — Spodziewałem się jej tam, w końcu była żoną mojego brata — wyjaśnił, przez chwilę obserwując jej reakcję, po czym ponownie spojrzał w kierunku okna, jakby samo wspominanie o Grahamie sprawiało mu przykrość. — Ale dla tych, którzy byli niedoinformowani, pozostawała jego partnerką. Powinna być — podkreślił z nutą irytacji w głosie i zacisnął szczękę. Wyraz jego twarzy zmienił się. Mięśnie się napięły, żuchwa odznaczyła równą linią, przez co wyglądał poważniej i bardziej zaciekle. Zwężone oczy bez mrugnięcia wlepiały się w okno, a stalowoszare tęczówki wydawały o wiele ciemniejsze niż były w rzeczywistości, a to za sprawą słabego światła dobiegającego z dworu i korytarza, bo przecież w pomieszczeniu panował względny mrok.— Chciałbym z nią porozmawiać. Muszę — zaznaczył szybko. — Wiem, kto odpowiada za śmierć Grahama.
Przymknął w końcu powieki, gdy zjawiła się tuż przed nim i pozwolił by głowa opadła mu, wisząc na szerokich ramionach. Mężczyźni nie zdradzają się z pewnymi uczuciami, szczególnie jeśli chodzi o stratę. Doświadczanie jej jest hańbą, słabością, bo nie przywykli do tego, by cokolwiek im odbierano. Ramsey też nie przejawiał zbyt wiele, a jednak wyglądał na łamiącego się lub toczącego walkę z samym sobą. I z tej walki zamierzał wyjść zwycięsko, jak zawsze.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]23.10.16 17:57
Czym było nieszczęście w obliczu wolności, którą ofiarował los? Zamążpójście oznaczało jedynie koniec z okowami, w które była spętana i tak bardzo pragnęła wyzwolenia z tego, co miała przynieść zdradziecka przyszłość. Ufnie podążała za swoim przeznaczeniem i choć starała się ponad miarę, to nie zawsze umiała być taka jak powinna. Odszukiwała po omacku drogi do ramseyowej duszy, pomimo że to on chciał posiąść ten niematerialny byt, który tkwił w niej i spętać go łańcuchami, by w pełni należała do niego.
Nadal to potrafisz?
Patrzyła na jego przystojną twarz i taksowała wzrokiem, jakby nie dowierzając słowom, które padały spomiędzy warg, które niegdyś pieściła z taką pieczołowitością. Oddawała mu drobne muśnięcia i pozwalała na namiętną grę zmysłów, która teraz zdawała się być jedynie echem przeszłości. Dlatego mimowolnie wyciągnęła ku niemu dłoń i opuszkami przesunęła po policzku, a cały gest był ulotny, zbyt subtelny i prawie niewyczuwalny. Badała fakturę twarzy mężczyzny i nie krępowała się w tym, choć gdy dotarła do kącika ust, pospieszna cofnęła rękę. Nie wiedziała co odpowiedzieć, bo każde zdanie zdawało się absurdem, toteż raz po raz ulegała wpływowi jego postawy, tak pewnej, władczej i nieznoszącej sprzeciwu.
Nie odpowiadała już jednak. Milczała i nie zastanawiała się nad tym, czy podoła tej dyskusji, ale musiała pokazać, że jest gotowa zmierzyć się ze wszystkim, bo dwa miesiące, pomimo że jawiły się jak wieczność, przyczyniły się do bycia silniejszą i wytrwalszą... Co jeśli to jednak była jedynie gra pozorów?
- Chciałam do pana napisać, ale mi zabroniono - szepnęła ledwie słyszalnie i nie zależało jej na tym, by ją usłyszał. Nie musiał w to wierzyć. Pamiętała ostatni czas jakby przez mgłę, co doprowadzało ją też do szału, ale było zbyt wcześnie, by komukolwiek opowiadać o tym - co się naprawdę wydarzyło. Odetchnęła więcz ulgą, kiedy odwrócił się do okna i otulał zimną szybę swoim oddechem, a ona mogła patrzyć na niego od boku i zastanawiać się jak wiele zmian zaszło w jego sposobie bycia, a także ile wydarzyło się w życiu narzeczonego, z którym tak niedużo rozmawiała. Bała się podejmować jakiejkolwiek dyskusji, bo miał ją w garści. Jako przyszła żona powinna być uległa, a także podporządkowana mu całkowicie i w tym miał rację, ale czy nie nauczył się jeszcze, że w Katyi trzeba było sobie wypracować te dwa stany? Coś jej podpowiadało, że wcześniej ofiarowała mu wiele i nie chciała zmieniać się przez wzgląd na utratę zbyt wielu wspomnień, stąd podeszła i nieśmiało ułożyła dłoń na jego ramieniu, jakby małymi kroczkami przypominając sobie miesiące ich związku, które uleciały w eter.
- Cornelia? - zdziwiła się, bo przecież znała zależności rodzinne. Wiedziała doskonale, że ojciec nie pochwalał nigdy kontaktów z rodziną tej konkretnej dziewczyny, ale przez Zakon niejednokrotnie widywały się w kwaterze. Przygryzła policzek od środka i spuściła wzrok, bo musiała ułożyć w głowie odpowiedni plan, ale... Po co? - Ona... Ramsey, ja nie wiem czy powinnam - nie ukrywała swoich wątpliwości, które malowały się w czarnych tęczówkach, ale moment, w którym przybrał aktorską maskę i grał na jej uczuciach, nie był dla Katyi czymś oczywistym. Wierzyła w ten smutek i ból, który odczuwał, choć lojalność względem kuzynki zdawała się być większa. Kim jednak ona była, jak nie tylko senną marą? Nie utrzymywały stosunków, bo żadna do tego nie dążyła, ale Graham zasługiwał na coś więcej i to on był punktem zapalnym do podjęcia decyzji. - Nie wiedziałam, że była jego żoną - przyznała szczerze, choć z nutą irytacji w głosie i zwróciła się do Mulcibera, by ich kontakt wzrokowy był stały. - Załamała się po śmierci twojego brata i zniknęła... Nikt nie wie, gdzie tak naprawdę przebywa - mówiła bez przekonania, choć fakt, że zapadła się pod ziemię był oczywisty dla każdego. - Niewiadomo nawet czy żyje - przyznała otwarcie, bo gdyby tylko mogła, to zapewne zaaranżowałaby ich spotkanie, ale teraz pozostawała jedynie niepewność.
- Kto to zrobił? - spytała nagle, kiedy uraczył ją taką informacją i zaczęła sobie przypominać, że przecież w domu Slughorna było dwóch mężczyzn, którzy zaatakowali również Zakonników. - Ramsey, ja muszę wiedzieć kim byli tamci ludzie... - rzuciła bezwiednie, a smukłe palce zacisnęła na jego przegubie. - Chcę ci pomóc.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]24.10.16 9:09
Ożenek dla niego był interesem, w który należało w końcu zainwestować. Nie był już najmłodszy, a krew nawet jeśli czysta nie była podstawą do przebieraniu w ofertach. Miał jednak względną możliwość wyboru, przeciwstawiając się woli protektora, z którym relacje od wielu lat pozostawiały wiele do życzenia — to jednak po głębokiej analizie okazałoby się bezmyślne i głupie, więc zaakceptował jego wolę, dostrzegając w jego wyborze kilka niezmiennych pozytywów. Nie bolała go nieuchronność losu — nigdy nie rozważał ślubu z miłości, więc zmiana stanu nie jawiła się jako widmo utraty jakiejś życiowej szansy. Trafiła mu się piękna kobieta z dobrego domu, wysoko urodzona, inteligentna i względnie pusta, potrzebująca wypełnienia czymś lub kimś, co jemu było całkiem na rękę. Wystarczyło uważnie patrzeć, by pojąć czego chce i czego jej potrzeba. Mulciber mógłby jej to dać, ale musiałby otrzymać coś w zamian. Nie potrzebował u swojego boku równie przebiegłego i niebezpiecznego rywala, ani wzoru zalet i cnót, które mógłby wielbić. Katya była odpowiednia, stosunkowo bezpieczna, a im dalej od pracy aurora i różdżkarstwa tym bardziej nieszkodliwa.
— Zabroniono? Kto mógł wydać taką decyzję? Lord? Nestor?— spytał z czystej ciekawości, lekko unosząc brew. Dwa miesiące jej nieobecności zlewały się w jedną chwilę, czas przeleciał przez palce, zdawał się niezauważyć braku kontaktu z nią. Istotne dla niego kwestie absorbowały go na tyle, że wszystkie inne — wydawać by się mogło, że dla każdego przeciętnego człowieka równie ważne, po prostu mu uciekały. Nie brał pod uwagę konieczności przemagnesowania, zmiany priorytetów. Czy to wskazywało na brak dojrzałości, którą powinien nabyć, przygotowując się do nowych ról w swoim życiu?
Zerknął na dłoń położoną na jego ramieniu w geście jakiejś otuchy i wsparcia, którego nie potrzebował tak naprawdę, a mimo to ten gest wiele mówił. Przeniósł więc spojrzenie na jej twarz, zatrzymując go na ciemnych jak smoła oczach. Oczekiwał tego, z czym się wstrzymywała, chciał to w końcu usłyszeć, lecz katowała go zwłoką i budowaniem napięcia, które go niecierpliwiło i drażniło jednocześnie. Nie mógł tego okazać. Zmarszczył brwi w lekkim niezrozumieniu i niepewności, zgodnie z jej wolą utrzymując jej wzrok.
— Mało kto o tym wiedział — odpowiedział, przemilczając fakt, że sam niedawno poznał prawdę i nie od własnego brata, a Czarnego Pana, który wiedział wszystko.
Zniknięcie Cornelii było mu nie na rękę. Popadł w krótką zadumę, nie kryjąc zawodu przyprawionego tą informacją i westchnął cicho. Nie odpowiedział na jej pytanie w pierwszej chwili. Nie był pewien, czy Katya jest właściwą osobą, by poruszać z nią ten temat, ale gdy przypadkiem kolejne słowa wyrwały się z jej ust, uniósł na nią badawcze spojrzenie. To właśnie była jedna z zalet jej nieumiejętności trzymania języka za zębami.
Czy nie była całkiem słodka w tej szczerej chęci pomocy?
— Naprawdę sądzisz, że Cornelia się załamała i dlatego wyjechała?— spytał, wbijając w nią wzrok przez dłuższą chwilę, po czym przeniósł go na przegub dłoni, który ściskała. Był spięty, zdawał się być też nieco poirytowany tematem. — Ja myślę co innego. — Głos miał zdecydowany, zakładający z góry słuszność swojej teorii. — To Zakon Feniksa odpowiada za śmierć Grahama, Katyo. Cornelia należała do tej organizacji.
Obrócił nadgarstek tak, że wysunął się ze splotu palców młodej szlachcianki i zamknął we własnej dłoni, unosząc ją na wysokość własnej piersi.
— Chcesz mi pomóc? Jeśli wiesz, gdzie przebywa Cornelia, powiedz mi. Tylko ona może mi odpowiedzieć na pytanie "dlaczego". Muszę dopaść tych morderców, ten zakon, tą sektę. Muszę się zemścić. Taki jest mój braterski obowiązek.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]24.10.16 18:24
Dowiedziała się o zaręczynach w sposób irracjonalny, który wyparła ze świadomości, że taka sytuacja jest jak najbardziej realna. Tkwiąc w Oslo i pracując dla tamtejszego Ministerstwa, nie brała pod uwagę całej tej maskarady i zapierała się rękami i nogami przed uczestnictwem w przedstawieniu ojca. Nie znała w końcu człowieka, który winien być jej narzeczonym, toteż węszyła i choć nie trwało to szczególnie długo, dotarcie do niego było nieznacznie utrudnione. Mulciber. Ileż zatem mogła wiedzieć wtedy, a ile wiedziała teraz? Początkowo zamierzała utrzeć mu nosa i pokazać, że małżeństwo, które muszą zawrzeć nie będzie pasmem samej słodyczy, ale z biegiem kolejnych tygodni zbyt mocno zapadała się w sobie, a potem? Potem było już za późno, by się wyplątać i to dlatego pozwoliła mu na to, czego chciał. Widziała w nim wiele korzyści dla siebie, co wydawało się dość egoistyczne, ale im dłużej o tym rozmyślała, tym bardziej utwierdzała się w przeświadczeniu, że jeśli tylko zdołałby posiąść jej duszę, otrzymałby coś jeszcze. Ollivander była iście lojalną personą, która wartości budujące i zespalające relacje ceniła ponad wszystko, toteż Ramsey musiał jedynie zdobyć jej zaufanie i pokazać, że nie jest dla niego jedynie gorszym sortem, narzędziem, którym posłużyłby się w swoich środkach, by osiągnąć upragniony cel. Łączyło ich w końcu coś więcej niż tylko umowa rodzinna i to czyniło Katyę istotą ponad stan pozostałych. Wszedł w posiadanie niezwykle ważnej cząstki, czego ona już nie była świadoma. Odebrał jej to wspomnienie, ale dla obojga tak było bezpieczniej. Nie musiał się niczego obawiać, a ona? Była niemal pewna, że nigdy nie uświadczyła jakiejkolwiek krzywdy z jego ręki. I wystarczył tylko odpowiedni sposób, by stała mu się bezwarunkowo wierna.
- To była decyzja mojej ciotki i ojca - przyznała bez ogródek, ale nie chciała opowiadać więcej. Nikt do niej nie pisał. Nikt nie szukał kontaktu. Nikt nie zabiegał, a to przecież nie była prawda. Pozwolono rudowłosej szlachciance uwierzyć, że dla nikogo nic nie znaczy i to właśnie przez to poddała się ich woli, choć przecież grała na czas. Ulegle godziła się na wszystko, choć w umyśle spisywała plan - jak ich oszukać. Czyżby jej się to udało? To dlatego mówiła o pomocy ze strony narzeczonego, ale w tej chwili mieli ważniejszy temat do omówienia, toteż w pełni skupiła się na jego osobie, by nie umknął jej żaden szczegół.
Wypuściła powietrze, gdy tak mierzyli się na spojrzenia i po raz pierwszy czuła wyraźną ulgę, bo zatapiała się w tęczówkach Ramseya, a te przyprawiały ją o szybsze bicie serca. Cisza w pokoju była przerywana przez ich oddechy, a zbyt duża bliskość, choć wcale nie naganna, zdawała się być nieodpowiednia. Przystąpiła jeszcze krok w przód - całkowicie bezwiednie, a zaraz potem znalazła się przed nim, wszak dzieliła go wystarczająca odległość od parapetu, by znalazła sięw tym konkretnym miejscu, pośladkami opierajac się o kant okiennicy.
- A ty? Skąd wiedziałeś? - zapytała nagle i uspokoiła głośno dudniące serce, które raz po raz wyrywało się z jej piersi. Nie przypuszczała, że ta spontaniczna otwartość i brak krępacji w uraczaniu go wieloma frazami, może być przyczyną jakichkolwiek kłopotów. Nie wiedziała w końcu, że stoi na wprost Rycerza, który wyznaje zasady przeciwne do tych jej, ale to było parę miesięcy temu. Teraz nie była pewna, czy wierzyła w to wszystko, tak jak kiedyś. Wydawać się mogło, że Katyę wystarczy ukształtować według własnego widzimisię, ale przecież potrafiła myśleć, choć brakowało elementów składających się w pełni na jej osobę. Co więc zamierzał z tym zrobić Mulciber?
- Sugerujesz, że... - zawiesiła głos i w ułamku sekundy zapadła się w sobie. Nieustannie przyglądała się oczom Ramseya, a jego bezsprzeczne przekonanie w swoich teoriach nagle sprawiło, że grunt pod stopami zaczął się osuwać. - Zakon Feniksa... - powtórzyła po nim, a jej głos ewidentnie się załamał. Skąd wiedział? To było nielogiczne, choć miała swoje przypuszczenia, a to wpędziło ją w kozi róg. Przygryzała z jakąś dziwną nerwowością dolną wargę, po czym cofnęła dłoń z torsu narzeczonego i odwróciła się do niego plecami. Czuła jego bijące serc gdzieś na wysokości łopatek, przez co zdawała się w tym momencie jeszcze bardziej kurczyć niż dotychczas. Ujęła smukły palcami lewej dłoni pierścionek, który nosiła na prawej i powoli przesuwała ozdobą, którą dostała parę miesięcy temu. Czy to było w ogóle możliwe, by mężczyzna miał rację? Oddychała ciężko, co doprowadzało ją do wątpienia w kolejne aspekty swojej wiary, bo co jeśli dała się oszukać? - Dlaczego sądzisz, że to oni? Skąd wiesz o takiej organizacji? Jesteś tego pewien o co ich oskarżasz? Musisz mi powiedzieć - i nagle pomyślała o Samuelu. Znała go tyle lat i nie mógłby jej oszukać. Ufała też Garettowi, ale co gdyby wykorzystywali naiwność takich jak ona? To nie mogło być prawdą, dlatego tak długo walczyła z samą sobą, aż w końcu odwróciła się ponownie do Ramseya i dotknęła raz jeszcze dłonią męskiego policzka, który lekko gładziła opuszkami. - Bądź ze mną szczery, proszę... - a w spojrzeniu Katyi mógł odszukać jej czystą potrzebę tego na czym naprawdę jej zależało. Była połamana na zbyt wiele części, a to co otrzymał od losu Mulciber mogło okazać się kluczem do zbyt wielu tajemnic.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]24.10.16 22:13
Ramsey obracał się wśród wielu ludzi, których potrafił ofiarować wrażeniem pełnego zaufania lub wręcz przeciwnie. W rzeczywistości ufał tylko sobie (czy na pewno?). Wierzył swojej intuicji i swoim osądom i siebie samego uważał za najbardziej lojalną — co jest całkiem banalne — bo egoistyczną osobą, jaką znał, lecz przecież wynikało z jego niedostępności. Być może w rzeczywistości nie był wcale tak twardy, a kruchy jak wysuszona skała, a wszystko zależało od miejsca, w które uderzy dłuto. Potrafił jednak nie myśleć o ludzkiej lojalności, a jego wybór nie byłby do końca jasny i oczywisty, gdyby przyszło mu wybierać pomiędzy ludźmi, których rzekomo szanował. Wszystko wyszłoby nagle, spontanicznie.
Nie miał pojęcia, co porabiała przez cały czas, gdy była nieobecna. Dziś był przekonany, że odbywała leczenie, więc nie roztrząsał tematu, nie zamierzając rezygnować z pokazania jej, że sytuacja była naganna i wcale nie przypadło mu to do gustu. W rzeczywistości nawet jeśli było mu obojętne, czy goniła za czarnoksiężnikami, czy odbywała zdrowotną kurację, przyjął postawę, którą powinien zachowywać, jak każdy przyszły małżonek. Domagał się wyjaśnień, choć wcale nie z powodu rozgoryczenia i żalu, a ciekawości i budowania jej zachowania pod samego siebie. Nie była jego własnością, nie należała do niego. Ale w chwili, w której ją posiądzie i przyrzeknie mu wierność będzie miał prawo do wszystkiego. Lepiej dla niej, by szła mu na ustępstwa, skoro to nie tętniąca życiem miłość była powodem ich małżeństwa.
Jestem... Byłem jego najbliższą rodziną — odpowiedział zgodnie z prawdą. Poinformowano go, choć pewnie i Cornelia dowiedziała się dość szybko. Nie miał pojęcia na jakich zasadach związała się z Grahamem, ale podejrzewał, że jej zniknięcie w tym okresie nie było przypadkiem. Czy jego brat zdążył jej cokolwiek przekazać? Czy był wierny Czarnemu Panu do końca? Czy może on sam wiedział o Zakonie i nie pisnął ani słowem? Tego się pewnie nie dowie, chyba, że uda mu się schwytać Cornelię.
Nie potwierdził, nie zaprzeczył również. Patrzył na nią w całkowity bezruchu, budując swoje teorie na jej zachowaniu i reakcjach. Gdy tylko się odwróciła, zmarszczył brwi i zmrużył oczy, skonsternowany zaskoczeniem, jakie malowało się na jej twarzy. Jej słowa, ton głosu, lekkie drżenie i przyspieszony oddech sugerowały, że coś wiedziała. Nie wyglądała na zdziwioną istnieniem organizacji o której wspomniał i to dało mu najwięcej do myślenia. Czy naprawdę mieli to wszystko pod nosem, niczego dziwnego nie dostrzegając?
— Nie...— odpowiedział powoli, przyglądając jej się od tyłu, gdy próbowała ukryć zmieszanie i coś jeszcze. Panikę może? Dlaczego nie mogła patrzeć mu w oczy, dlaczego się ukrywała? — Graham mi powiedział — skłamał, ale większość z tego, co mówił to były kłamstwa lub prawda przekręcona w sposób, który mu odpowiadał. Oddychał spokojnie i dopiero, gdy odwróciła się do niego przodem i mógł ponownie ująć jej dłonie w swoje i przycisnął do swojej piersi, odezwał się. — Nie jestem pewien. Dlatego muszę porozmawiać z Cornelią. Będzie wiedziała, czy to oni na pewno, a jeśli tak... to czym Graham zawinił. Nie rozumiem.
Graham go już nie obchodził. Był martwy, za zmarłymi nie należało płakać, bo nie było z tego żadnego pożytku. Ale Katya nie musiała wiedzieć o tym, co łączyło bliźniaków. Tę tajemnicę znali jedynie Ci dwaj, a teraz jeden z nich nie żył.
— Jestem... — Mógłby przysiąc na wszystko, kiedy patrzył jej w oczy, trzymając ją tak blisko siebie. — To jest dla mnie bardzo istotne. Ci ludzie są odpowiedzią na wszystkie moje pytania. Kim są, co robią, dlaczego to robią... dlaczego Graham musiał umrzeć — dodał. Patrzył na nią niemalże błagalnie, z nieznaną jego rysom twarzy skruchą. — Muszę znać prawdę.
Spójrz na mnie, ja nie kłamię.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]25.10.16 7:03
Wszystko jest początkiem końca.
Katya gdyby mogła cofnąć czas, to czy aby na pewno uczyniłaby coś tak irracjonalnie głupiego? Nawet jeśli, to tylko po to, by powtórzyć dawne szaleństwa lub poddać się przeznaczeniu, które tak niefartownie zmieniła. Nie otaczała się już ludźmi, którym chciała ufać, bo sumienie jej na to nie pozwalało. Obcowała z mniejszą ilością osób, jakby świadomie odtrącała od siebie tych, którzy potencjalnie byliby w stanie ją wybawić przed nieuchronnością losu, który raz po raz dopominał się o swoje. I różnica między nią a Ramseyem była niezwykle prosta. On pod maską obojętności i drwiny, a ona otulona płaszczem dziecięcej naiwności, która wpędziła ją w ślepy zaufałek. Lawirowała nad własną przepaścią i wystarczył lekki podmuch, by spadła w dół. Ciało dawnej aurorki, teraz jedynie szlachcianki, roztrzaskałoby się o skały, a następnie zabrałoby je morze, które w swej nieprzejednanej harmonii nie pozwoliłoby na odnalezienie istoty tak kruchej i delikatnej, a zarazem silnej i zbyt ufnej. To właśnie ta cecha gubiła ją za każdym razem, gdy o coś walczyła. Mulciber miał zatem wiele szczęścia, że potrafił oddzielać siebie samego od uczuć, którymi darzył ludzi. Te bywały zdradliwe.
Czy zatem ją znał? Rozszyfrował na tyle, by stwierdzieć, że wszystko wie? Najskrytsze pragnienia chowała głęboko w sobie i po raz pierwszy od - nigdy - godziła się na przyszłe wydarzenia. Na małżeństwo, które uczyni ją jedynie marionetką w rękach mężczyzny. Na swoje życie, które zacznie przypominać puste pasmo kolejnych zdarzeń. Godziła się nawet na utratę tego co inni uważali za istotne. Z drugiej zaś strony nie przeciwstawiała się temu tak bardzo jak ludzie ingerujący w jej egzystencję. Była sprytniejsza i bardziej przebiegła, ale zdobywając serce kogoś takiego, wchodziło się w posiadanie niezwykle cennej relikwii. Ślub był nie tylko rozwiązaniem wielu problemów, ale mógł się także stać jej pogrzebem, o ile nie uniesie ciężaru, który spoczywał na przemęczonych barkach. Nikt w końcu nie jest wytrzymały, a Katya nosiła w sobie ogrom, choć nie było w tym bólu czy żalu. W czarnych jak smoła oczach można było odnaleźć jedynie ciche pragnienie. Tak oczywiste, znane, a zarazem niespełnione.
Słuchała słów Ramseya i przyswajala je na swój sposób. Oddychała ciężko, a zarazem próbowała za wszelką cenę zatrzymać ulatujące powietrze w sobie. Informacje napływające do jej umysłu były kolejną siateczką, która nie układała się w spójną całość i ona już wiedziała, że wiele cennych elementów szarej codzienności zostało jej odebranych. Jaki był jednak powód?
- Cornelia nie mogła zdradzić Zakonu - powiedziała nagle, całkowicie bezwiednie, gdy raz po raz wwiercał się w nią spojrzeniem. Nie umiała przed nim uciec, dlatego pozwalała trzymać się tak blisko, bez możliwości jakiejkolwiek ucieczki. Przygryzła policzek od środka i poczuła metaliczny posmak krwi. Od dawna tak nieznana emocja lęku powoli zaczynała przejmować kontrolę nad wątłym ciałem lady, które ledwie utrzymywała na nogach, ale musiała walczyć z samym sobą i zrozumieć - skąd. - Wiem to, bo... - zawiesiła głos i czuła jak zalewa ją niepewność, która wynikała z nieświadomości tego co chciała jeszcze parę sekund temu rzec. Stąd spojrzała na moment na ich splecione dłonie, jakby układając w głowie sensowne odpowiedzi. - Dlaczego sam nie spróbujesz do nich dołączyć? - spytała i znów skrzyżowała ich tęczówki, ale coraz bardziej zapadała się w sobie. Co powinna była wyjawić? Ile naprawdę mogła? Co by to dało? Nic nie trzymało się całości, toteż nie brała pod uwagę, że w tym momencie dopuszcza się zdrady. - Znalazłbyś odpowiedzi na dręczące cię pytania, a ja... - jęknęła żałośnie i przymknęła na kilka chwil powieki. Świat wirował dookoła i czuła jak duchota, która wcale nie królowała w pokoju, odbiera resztki świadomości. - Mogę jedynie spróbować odszukać kuzynkę, która być może okaże się kluczem do twoich rozterek i wyjaśnieniem zagadki - mruknęła niewyraźnie i znów przestała patrzeć mu w oczy. Głos jej zadrżał, gdy otworzyła po raz kolejny usta i choć z trudem przychodziło jej przyswojenie takiej wizji, to musiała wiedzieć. - Ramsey, po prostu... Nie mieści mi się to w głowie, że mogli brać w tym udział - wydusiła w końcu, a następnie wsparła się czołem o jego tors. - Nie wiem już w co wierzyć.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]25.10.16 18:19
Sen się zapada.
Skrzypce, fortepian. Słyszysz tę dźwięczną symfonię? Tę, która cichutko gra w Twojej głowie, kiedy wszystko wkoło milknie i zostajesz sam na sam ze swoimi myślami. To ona nadaje rytm bijącemu sercu, reguluje oddech, dostosowując go do siebie. Sprawia, że patrzysz inaczej na to, co dzieje się wkoło, szukasz odpowiednich słów, gestów, tego co będzie pasować do sytuacji. Próbujesz się sama odnaleźć w świecie, który nie jest Twoim, który ktoś kreuje dla Ciebie, zamyka Cię w nim na dobre.
Ale zawsze jest jakaś droga ucieczki.
Musisz tylko dobrze wybrać.
To czego on najchętniej słuchał to cisza niezaburzona żadnymi zbędnymi dźwiękami. Mógł pozwalać wtedy, by myśli przelewały mu się w głowie. Spokój mógł je uporządkować, dawał szansę na dokładną analizę, wychwycenie silnych i słabych stron otoczenia. Ale patrzył teraz na nią, kobietę, która miała spędzić z nim resztę życia i zastanawiał się jak bardzo była kompletna. W ciszy, w swojej pustce, próżni, której nie wypełniała żadna emocja ani nikt, kto nadałby czemuś sens przypominała bezwolną kukłę bez życia, stojącą nad przepaścią. Wydawała się krucha i słaba, jak źdźbło trawy na stale wzmagającym się wietrze. Jeśli nie ustanie, złamie ją w końcu, a to, co będzie ją czekać to powolne usychanie. W kompletnej samotności i odosobnieniu, gdy wszystko inne obudzi się do życia. Czekał ją wybór, decyzja, od której wiele będzie zależeć i on wiedział to zanim jeszcze padły słowa, które o tym decydowały.
Milczał. Nie mógł wypuścić własnych myśli w eter bez żadnego ładu i składu. Fale wzmagały się, napięcie stale rosło, czuł jak jego skóra się elektryzuje w dzikim oczekiwaniu na dalszy ciąg. Każde jej słowo, uciekające spojrzenie było informacją, że wiedziała o wszystkim. Nieprzyjemnym zaskoczeniem okazała się ta wiedza. Był głupi i ślepy, a największego kłamcę miał przed sobą.
— Katyo...— zaczął, ale nie skończył, jakby nie był pewien, co właściwie chce powiedzieć. Mów, mów do mnie. — Wiesz to, bo... sama w tym uczestniczysz — dopowiedział za nią. Nie musiała się ujawniać, by to zrozumiał. Pokiwał głową powoli, a dziwny zawód pojawił się na jego twarzy. To tak nie powinno wyglądać, nie powinna stać w opozycji do niego. Jak mogła na to pozwolić, do tego dopuścić? — Słyszysz się?— Spytał ciszej. Czy rozumiała samą siebie, czy docierały do niej jego słowa i ich znaczenie? To co się działo chyliło się ku upadkowi, koniec był bliski.
Mój, czy Twój?
Uniósł dłonie, by ją objąć, ale nie zrobił tego. Dotknął ledwie palcami jej ramion. Ta koszula do niej nie pasowała. Ani spodnie, ani ten styl emancypujący jej wolność. Nie była wcale wolna i nigdy nie będzie, niezależnie od tego czyją żoną zostanie. Zawsze będzie czyjaś. Musiała nauczyć się mądrości w podejmowaniu decyzji, których konsekwencje przyjdzie jej znosić do końca życia.
— Miałbym się przyłączyć do morderców mojego brata? A ty ich znasz. Wiesz, co robią, czym się zajmują. Wiesz po co istnieją. Jesteś tak jakby... współwinna — To nie była groźba, choć dokładnie to wisiało w powietrzu. To ostrzeżenie, by zastanowiła się nad swoim położeniem. Jeśli Zakon odpowiadał ze to, co stało się Mulciberowi Zakon za to również zapłaci. Czyż nie było większej sprawiedliwości niż zasada oko za oko, ząb za ząb? Miał przed sobą ją, piękne narzędzie, którym mógł się posłużyć, by wymierzyć karę, musiała mu tylko wszystko powiedzieć. Bo jak mogłaby stanąć po stronie ludzi, krzywdzących rodzinę jej przyszłego męża, człowieka który będzie rościć sobie wobec niej wszelakie prawa. Jak może stawać przeciwko niemu i bez skrępowania spychać go w otchłań?
— Pomóż mi z tym walczyć. — Słyszał głośne bicie jej serca, odliczał każde uderzenie w myślach, dzieląc je na dwa. — Powiedz mi wszystko — dodał ciszej i ujął jej twarz w dłonie. Patrzył przez chwilę w oczy. To było ciche i niedopowiedziane żądanie o lojalność wobec niego.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pokój z Fortepianem Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pokój z Fortepianem [odnośnik]25.10.16 19:03
Czyż to nie jest melodia końca? Nie Twojego, jej. Można byłoby odliczać czas do wypuszczenia spomiędzy spierzchniętych warg ostatniego oddechu, ale o tym nikt nie usłyszy. Nie stanie się to muzyką, której ktokolwiek chciałby słuchać. Będzie jedynie kolejną przypowiastką o kimś mało znaczącym i niezbyt istotnym. Lawirującym nad przepaścią swojego upadku, który w tej chwili jest bardziej oczywisty niż kiedykolwiek wcześniej. Pustka i cisza wypełniająca martwe ciało okaże się żywsza i choć brzmiało to jak oksymoron, to stawało się z każdą kolejną minutą realniejszą wizją. Namacalną i niemal tak bliską, a zarazem wciąż tak odległą.
Od tego nie ma ucieczki.
Nie było w niej nic kompletnego. Nie posiadała żadnego punktu zaczepienia, a ludzie, na których szczerze jej zależało - odeszli. Została całkowicie sama, a to właśnie wtedy człowiek umiera powoli, czując na sobie piętno popełnianych błędów. Wystarczyło w tej chwili, by Ramsey wyciągnął swoją różdżkę, którą stworzyła właśnie dla niego i wypowiedział dwa słowa. Magiczną frazę, która odebrałaby najistotniejszą cząstkę każdego z żywotów. Ojciec nic by z tym nie zrobił, a matka nie dostałaby prawa do wykrzyczenia światu, co się stało. Gdyby tylko chciał, to w tym momencie jej bezwolne ciało opadałoby na posadzkę, a po niej nie zostałoby kompletnie nic, bo była tylko kolejną szlachcianką, która jest zbyt głupiutka, by móc decydować o samej sobie. Dlatego została mu oddana, bo był mężczyzną. Władczym i nieznoszącym sprzeciwu. Czasem apodyktycznym, ale w głębi siebie niezwykle rozstrojonym z tych samych powodów co ona. Oboje nie znali realnych właściwości komórki rodzinnej, a mieli ją stworzyć, ucząc się na sobie wszystkiego. I on wymagał uległości, a ona tylko prosiła o chwilę zrozumienia, której nie potrafił jej dać. Nie umiał słuchać, choć przecież szeptała w niepojętym języku od samego początku sentencje, o których świat nie powinien usłyszeć i Mulciber tonął wraz z nim, bo jej nie docenił.
Nigdy nie umiał patrzeć na nią jak na równą i udowodnił to na cmentarzu, gdy Mia i Vitalij - jego rodzina - pokazywali, że jest tylko kolejną jednostką z arystokratycznego społeczeństwa, która nic nie wie i jest nic nie warta. Dzięki temu zrozumiała, że pewnych rzeczy nie przeskoczy, bo gdyby tylko mogła, to z pewnością sprawy potoczyłyby się inaczej i już wtedy dołączyłaby do Grahama, ale nie zamierzali wysłuchać małej, rudowłosej szlachcianki, która niegdyś będąc aurorką nie mogła doświadczyć istnego katharsis, które zrodziłoby w niej masę wątpliwości.
- To nie tak, Ramsey - rzuciła desperacko, a zaraz potem jej ciemne tęczówki pokryły się szklaną powłoką, jakby miała się rozpłakać. Chciała wykrzyczeć wszem i wobec, że ma dosyć i, że nie potrafi brać udziału w czymś, w co od dawna nie wierzy. Nie ufała już nikomu na tyle, by ślepo podążać za mrzonką, do której nie potrafiła się przyznać, ale czy on potrafił to zrozumieć? Czy umiał to dostrzec w tak głębokim spojrzeniu, które niegdyś pochłaniał bez reszty? Ileż sam musiałby poświęcić, by mieć pewność, że osiągnie sukces? Tylko ją, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? - Ja nie wiem czy jestem taka jak oni... Ja... Pogubiłam się i to mnie przerosło, a kiedy Graham leżał w domu Slughorna martwy, to poczułam, że coś pękło... - mówiła i nie dopuszczała do siebie wizji, że w tym momencie zdradza Zakon. Nie mogła być wierna czemuś, co w jej życiu nie funkcjonowało. To tylko pojedyncze jednostki, które cokolwiek znaczyły, ale czy Samuel jej nie wyrzucił ze swojej codzienności? A Lilith? Ona sama przecież została żoną zdrajcy, który nie był wart złamanego knuta. Nieustannie wpatrywała się w Ramseya i oddychała ciężko, gdy raz po raz ich ciężkie oddechy mieszały się w jeden. Nie chciała go zdradzić i nigdy tego nie zrobiła, ale czy wiedział o tym? Liczył się z tym? Poznał prawdę, bo tak musiało być, a Katya coraz bardziej zapadała się w sobie i pozwalała na to, by ją oskarżał. Częściowo miał rację, o ile naprawdę ktokolwiek z Zakonu odważył się na tak haniebny czyn.
- Nie jestem! Nie masz racji! - krzyknęła, a następnie przygryzła policzek od środka. Ułożyła drobne piąstki na jego torsie i starała się odsunąć, gdy raz po raz serwował jej takie frazy, a potem? Potem nastała pustka, która wypełniła ją po raz kolejny. - Ramsey, uwierz mi... Nigdy nie sprzeniewierzyłam się tobie i nigdy nie działałam na twoją szkodę - jęknęła w końcu, gdy głos ugrzązł jej w gardle, a emocje zmieszały się w jedno i stworzyły w jej wnętrzu istne tornado, które rozrywało ją na strzępy. - Nie mogłabym, bo będziesz moim mężem, ale dzisiaj nie wiem już nic, bo jeśli masz rację... - szepnęła, a łzy spłynęły po jej pyzatych policzkach, które zaczerwieniły się od gorąca, które ich otaczało. - Jeśli ci pomogę, to co stanie się potem?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Pokój z Fortepianem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach