Wydarzenia


Ekipa forum
wejście do ogrodów
AutorWiadomość
wejście do ogrodów [odnośnik]07.03.17 10:57

Ogrody

Z tyłu przestronnego dworu rozciągają się prawie niezmierzone połacie pieczołowicie zaprojektowanych ogrodów. Srebrzysty marmur rzeźb oraz balustrad ciemnieje wraz z deszczem i szare posągi często zamieniają się w czarne postaci, wyraźnie odcinające się od szmaragdowej zieleni. Ciężko jednak znaleźć w tym przepięknym miejscu naturalną dzikość, bowiem wszystkie rośliny zostały posadzone w zaplanowanych miejscach i ogród jest całkowicie okiełznany przez liczną służbę i skrzaty. Równe żywopłoty, stare drzewa rosnące w odpowiednich miejscach w wytyczonych geometrycznych liniach, symetryczne fontanny z kolistymi liśćmi lilii wodnych. Wbrew pozorom (i wytyczonym ścieżkom, prowadzącym przez różne zakamarki), w ogrodzie Malfoyów bardzo łatwo można się zgubić, nie tylko z powodu jego rozległości, ale i złudnego porządku, labiryntu żywopłotów i (podobno) przemieszczających się w nocy rzeźb. Pośród tej roślinnej układanki przechadzają się nieskazitelnie białe pawie, które odnoszą się z przyjazną obojętnością jedynie do członków rodu. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu unikają bliskości obcych, czasem bywając także agresywne - ich dziobnięcia nie należą do najprzyjemniejszych.
Abraxas C. Malfoy
Abraxas C. Malfoy
Zawód : znawca prawa, polityk
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
The strength of a nation derives from the integrity of the home
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4208-abraxas-cronus-malfoy https://www.morsmordre.net/t4374-serafin#93911 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f229-wilton-w-wiltshire-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t4727-skrytka-bankowa-nr-1086#101255 https://www.morsmordre.net/t4602-abraxas-malfoy#99143
Re: wejście do ogrodów [odnośnik]09.04.17 14:43
| podobnie jak wcześniej, nie wiem jaka data także się dopasuję


Nie czuła się najlepiej. Zdawało jej się, że powietrze w dworze jest zbyt ciężkie, zupełnie jakby krępowało jej płuca i nie mogła nabrać przez to świeżego powietrza. Przyprawiało ją to o mdłości, dosłownie. Czuła nieprzyjemne bóle brzucha. Dlatego właśnie postanowiła opuścić kamienne mury dworu. A może to nie powietrze, a przytłaczające ją troski? O co mogła martwić się szlachcianka? Głównym powodem jej trosk był mąż. A właściwie jego choroba. Nie wiedziała co ma robić. Od czasu jego powrotu z Francji było jeszcze gorzej. Miała nadzieję, że ten wyjazd pomoże mu jakoś się z tego podnieść i spojrzeć na to w innym świetle. Niestety, Dotyk Meduzy zbierał swoje żniwo. Z trwogą obserwowała postępy choroby. Jak wpływa ona nie tylko na ciało Abraxasa, ale także na jego psychikę. Bała się tego w jaką stronę to szło. Owszem, zawsze był osobą dosyć chłodną i niezbyt wylewną, ale przynajmniej panował nad sobą. Teraz? Nie było to już takie oczywiste. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiła mu w żadnym stopniu pomóc. Nie chciała, aby takiego zapamiętały go dzieci. Nie chciała, aby jego ostatnie lata wyglądały właśnie tak. Tylko jak miała mu to powiedzieć, aby przebić się przez męską dumę? Nie miała pojęcia. A do tego jeszcze ciągły strach o dzieci. Uważnie je obserwowała i to samo nakazała wszystkim służkom, które w jakimkolwiek stopniu zajmowały się jej pociechami. Sama myśl o tym, że któreś z niej może być chore doprowadzało ją do szału. Nawet nie chciała sobie wyobrażać jakby się czuła, gdyby uzdrowiciel przekazał jej straszną diagnozę odnośnie zdrowia jej najukochańszych dzieci. Wzdrygnęła się na samą myśl. A może to podmuch niezbyt przyjemnego, wczesnowiosennego wiatru? Być może, ale Larissa nie miała ochoty wracać do środka. Promienie słoneczne tańczyły na jej alabastrowej skórze, powodując przyjemne ciepło. Miła odmiana. Dwór Wilton charakteryzował się zimnym powietrzem, do którego na samym początku nie mogła się przyzwyczaić. Kącik ust delikatnie drgnął jej na to wspomnienie.
Larissa lubiła spacery po ogrodzie. Był on uporządkowany, idealny. Cieszył oczy swoją szmaragdową zielenią. Między alejkami z wysokich żywopłotów przechadzały się dumnie białe pawie, które odbijały się na tle wszechobecnej zieleni. W tym miejscu nic nie było przypadkowe. Gdzie nie gdzie kręciła się służba odpowiadająca za doglądanie roślinności. Mogła chociaż chwilę odetchnąć i odpocząć. Na widok Sephory, która wyłoniła się zza zielonej ściany uśmiechnęła się. - Też postanowiłaś udać się na spacer, moja droga? - zagadnęła uprzejmie, kierując swoje kroki w stronę bratowej. Sephora była jej najmilszą duszą w całym dworze. Wiedziała, że może na nią liczyć. W jakimś sensie zastępowała jej siostrę. Pomogła zaaklimatyzować się w nowym miejscu jakim był właśnie rodowy dwór Malfoyów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: wejście do ogrodów [odnośnik]12.04.17 22:54
W chorobie zdarzały się lepsze i gorsze dni. Te lepsze były jaśniejsze, najbardziej ważne, ale najszybciej niknące w gąszczu innych, przepełnione pewnością, że jutrzejszy dzień będzie taki sam – tak samo dobry i lekki, gdzie kolana nie bolą od wstawania z łóżka, a nadgarstki nie skrzypią niczym stare, zaśniedziałe zawiasy w drzwiach. Ale zdarzały się również te gorsze, gdzie nawet myślenie było trudne, a przepływające przez nerwy impulsy były jak błoto przepychające się siłą przez rury. Wszystko wtedy bolało – od czubka głowy, aż po czubki palców. Wzrok przemykał po wypełnionych kolorem ścianach, zahaczając ledwo o ostre kanty ram troskliwie otaczających obrazy, jakby były to jedyne punkty zaczepienia, jedyne przystanki, na których można mrugnąć i nabrać sił.
Sephora znała oba stany od podszewki.
Gdy wstawała, badała objawy, jakie wysyłał jej świat, by mogła upewnić się, czy dzisiejszego dnia poradzi sobie z kolejną lekcją jeździectwa, czy jednak będzie musiała cały dzień spędzić w łóżku. Wiecznie czujna niczym sarna żerująca na polu, wiecznie ostrożna i reagująca eliksirem, gdy mięśnie zaczynały niepokojąco ciągnąć. Choroba miała ogromny udział w jej połowicznym zgorzknieniu, w rysach twarzy, które stopniowo nabierały coraz więcej stałości, pozostawały niezmienne, naruszone tylko w czasie iskrzących się impulsów, pojedynczych bodźców. Każdy pozytywny błysk, każdą ulgę, która znaczyła ścięgna, przyjmowała z ogromnym dystansem i podejrzliwością, jakby szczęście przysługiwało jej w mniejszym stopniu albo wcale, co oczywiście było wierutnym kłamstwem.
Dzisiejszy dzień był jednak łaskawy. Gdy wstała, czuła delikatne rwanie w ramionach, ale minęło ono po porannej kąpieli w pachnących olejkach z dodatkiem esencji pomarańczowej i anyżu. A potem postanowiła uciec do ogrodów, gdzie zawsze czekał na nią błogi spokój. Gdy opuściła dwór, nieco przyspieszyła kroku, zagarniając poły ciemnozielonej sukni w dłonie, w końcu pozwalając sobie na trucht aż do samej bramy.
Zatrzymała się tuż przed nią, ogarniając wzrokiem swój dom, królestwo swoich przodków, azyl dla swoich przyszłych dzieci. Odetchnęła pełną piersią, opuszczając miękki materiał sukni i wstąpiła na jedną ze ścieżek, które przecież tak doskonale znała. Ściana żywopłotu nie ciągnęła się zbyt daleko, kończąc się nagle niedaleko krzewu bergamotki, której zapach niósł się aż do głównego wejścia do dworu.
I tam właśnie zobaczyła Larissę. Była od niej starsza, ale błękitna krew zapewniła jej dobrobyt i niesłabnącą urodę, dzięki czemu różnica wieku była dla Sephory niewyczuwalna. Powierniczka tajemnic, opoka po śmierci matki, dobra dusza wśród nieprzychylnych spojrzeń. Biała gołębica wśród pawii.
- Risa – na jej ustach pojawił się uśmiech pełen nieskrywanej radości na widok tak dobrze znanej twarzy. – Tak, piękny mamy dziś dzień, prawda? Nie ma potrzeby chronić się w domu w tak ładną pogodę – zaproponowała jej swoje ramię i wskazała ścieżkę wśród krzewów białych róż. Spacer w pojedynkę nie był żadną atrakcją. Gdy podejmowały krok, młoda panna Malfoy musiała przyjrzeć się swojej przyjaciółce. – Coś cię trapi, Larisso? Jesteś dzisiaj jakoś nienaturalnie blada.
Nieco sposępniała, zmartwiona jej samopoczuciem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: wejście do ogrodów [odnośnik]15.04.17 19:30
Choroba, która okrutnie odbierała zdrowie jej bliskim napawała niepokojem serce Larissy. Martwiła się, chociaż starała się tego nie okazywać. Malfoyowie to ród dumny. Zauważyła, że ciężko znoszą porażkę, nawet taką na którą nie mieli wpływu. Bowiem jaka ich wina w tym, że w geny przekazane im przez rodziców wkradła się okrutna choroba, odbierająca im sprawność fizyczną. A także spokój ducha. Widziała co bezwzględny Dotyk Meduzy wpływa na jego charakter zmieniając go w osobę jeszcze bardziej zdystansowaną. Frustrowało to ją. Krępowało, przecież przysięgała w zdrowiu i w chorobie, a teraz? Kiedy okrutny los spotkał jej męża ona nie umiała znaleźć światła w tej mrocznej sytuacji. Co miała zrobić? Jeżeli praca już nie wystarczyła, jeżeli rodzina nie spełniała tego zadania. Jedynie cud mógłby sprawić, aby Abraxas nie spędzał tych policzonych niestety dni na dystansowaniu się w stosunku do dzieci, do niej. Cóż ona jednak mogła poradzić? Starała się ignorować zmiany w jego charakterze, udawać że przecież nic się nie działo. Chwytała się każdej okazji do rozmowy, ciągle żyła złudną nadzieją, że sam przejrzy na oczy i zważy na to, że swoim zachowaniem odsuwa się od rodziny. Przecież mieli za sobą dobre lata. W takich chwilach cieszyła się, że ma u swego boku Sephorę, która była dla niej niczym młodsza siostra. Zawdzięczała jej wiele. Dzięki niej poczuła, że Wilton to także jej dom, jej azyl gdzie mogła się schronić przed niebezpieczeństwem. Teraz jednak czuła, że traciła grunt pod nogami.
Dlatego potrzebowała odetchnąć. Przechadzając się wolnym krokiem po perfekcyjnie ułożonym ogrodzie odrywała się od myślenia o tym, że jej życie niegdyś poukładane jak ten ogród traciło ten swój ład. Patrzyła jak dumne, białe pawie kroczą alejkami urozmaicając krajobraz ogrodu. Dzień był cudowny, wyjątkowo kwietniowe słońce grzało bladą skórę lady Malfoy.
Cieszyła się z widoku szwagierki, która przechadzała się alejkami. Perspektywa wspólnego spaceru napawała serce kobiety radością. Miła odmiana, można było spokojnie porozmawiać bez innych członków rodziny. Chociaż szanowała i w gruncie rzeczy lubiła rozmowy z innymi członkami rodziny to czasem w tym wielkim dworze przydałaby się chwila prywatności. Odpoczynku od ciągłych pozornie nieformalnych rozmów i opieki nad dziećmi. Spacer z Sephorą wydawał się być idealną formą relaksu.
- Nie mogę się z tobą nie zgodzić - odparła, mimowolnie kierując twarz w stronę słońca, aby promienie objęły ją całą. Z przyjemnością skorzystała z zaoferowanego ramienia i skierowała swoje kroki w stronę zaproponowanej przez szwagierkę alejki. Na pytanie kobiety zareagowała delikatnym uśmiechem, a jej dłoń delikatnie musnęła ramię szlachcianki, jakby tym gestem miała ją uspokoić. - Nie masz się czym przejmować. Ostatnio czuję lekkie zmęczenie i senność, ale nie jest to nic czym musisz się kłopotać, przy najbliższej okazji zwrócę się do mego kuzyna. Jestem pewna, że wystarczy eliksir wzmacniający - odpowiedziała, wyraźnie bagatelizując swój problem. - Powiedz lepiej jak się dzisiaj czujesz - zagadnęła. Od wiadomości o chorobie męża Larissa wręcz paranoicznie troszczyła się o stan zdrowia bliskich jej osób, a Sephora z pewnością zaliczała się do tego wąskiego grona. Nie chciała również zarzucać jej swoimi troskami związanymi z bratem kobiety.
Gość
Anonymous
Gość
Re: wejście do ogrodów [odnośnik]02.05.20 22:16
04/05

Wielka polityka ich nie dotyczyła, chociażby nie wiadomo jak świadomi obecnej sytuacji byli, ile wiedzieli i jakie doświadczenie nieśli na swoich barkach, przy - oczywiście pełnej kurtuazji i grzeczności - prośbie o opuszczenie salonu nie mogli nic poradzić. Zatem, jak na dżentelmena przystało, zaoferował pannie Malfoy swoje ramię i przystał na propozycję zwiedzenia ogrodów okalających monumentalną posiadłość potomków Armanda. Wraz z zamkniętymi drzwiami chciał przestać interesować się sprawunkami, które rzeczywiście przywiodły ich tutaj dzisiaj. Nie miał zamiaru dopytywać, dochodząc do wniosku, że niewiedza była prawdziwym błogosławieństwem. Dlatego zamierzał poświęcić swoją uwagę uroczej towarzyszce, lady Cynthii, która - co miał zamiar w jak najbardziej taktowny sposób okazać - zyskała jego zainteresowanie z biegiem lat. Wiele podróżował, swego czasu był okazjonalnym gościem na brytyjskich salonach i może właśnie dlatego z takim zainteresowaniem obserwować zmiany, jakie zachodziły w lady Malfoy, jak z każdym kolejnym sabatem nabierała pewności siebie, a jej urocze lico przypominało bardziej oblicze kobiety, a nie dziewczęcego cherubinka. Obecnie, miał niezaprzeczalny zaszczyt towarzyszyć młodej damie i uchronić ją przed znużeniem politycznych dysput. Sam Eddard miewał ich dosyć w ostatnim czasie dosyć. Owszem, sukces odniesiony przez ministra i czystki na londyńskich ulicach to sukces, którym można było się chełpić i nie było w tym nic gorszącego, ale ileż można słuchać tego samego z równym zainteresowaniem. Walczący Mag rozpisywał się na ten temat, cała część konserwatywnej arystokracji żyła wydarzeniami z początku kwietnia. Być może on też powinien? Z drugiej strony nigdy nie był fascynatem polityki i wolał zostawić ją tym, którzy faktycznie mogli wnieść swoim komentarzem coś wartościowego do dyskusji podczas gdy on z czystej kurtuazji sparafrazuje najbardziej popularną opinię. Odetchnął świeżym powietrzem, kiedy opuścili posiadłość. - Zatem, którędy teraz? - zagadnął. Wszakże obce były mu ścieżki ogrodów, które Cynthia znała zapewne na pamięć. Z pewnością wiedziała gdzie udać się, aby zyskać trochę prywatności i móc swobodnie porozmawiać, wszakże w towarzystwie starszych członków obydwóch rodów, nie wszystkie tematy poruszać wypadało.
Eddard Nott
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6094-eddard-nott https://www.morsmordre.net/t6134-icarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6135-eddard-nott
Re: wejście do ogrodów [odnośnik]03.05.20 14:59
Choć zostali poproszeni o opuszczenie salonu - czy raczej zasugerowano im, by spędzili trochę czasu względnie samotnie - Cynthia z chęcią posłuchałaby, o czym dyskutują pogrążeni w rozmowie lordowie. Niektórych to dziwiło, innych mierziło, lecz jako prawdziwa córka swego ojca nie uciekała od polityki; historia pisała się na ich oczach, ona zaś z trudem wytrzymywała zamknięcie w rodzinnej posiadłości. Nie była obecna na wiecu w Stonehenge, nie mogła wiedzieć, jak wyglądał teraz oczyszczony z intruzów Londyn - i gorąco tego żałowała. Armand jednak nigdy nie pozwoliłby jej na tak nierozsądną wyprawę, wszak po ulicach miasta wciąż grasowali rebelianci, zwolennicy obalonego Longbottoma.
Nie oponowała, gdy górujący nad nią wzrostem lord Nott zaoferował jej swe ramię, by następnie poprowadzić ku zadbanym, zaprojektowanym z precyzją ogrodach; łudziła się, że była gotowa, by stawić mu czoła. Kiedy widziała go ostatnim razem? Zapewne był obecny na ostatnim sabacie, nie wiedziała jednak, pod jakim skrywał się strojem - nawet mimo faktu, że jego rosła sylwetka musiała przecież rzucać się w oczy. Niezależnie od tego, ile minęło miesięcy, okazji, pór roku, dla niej wciąż wyglądał jak wtedy, gdy nawiedzał jej wynikające z dziewczęcej naiwności sny. Gdy pokazał, że jest jeszcze zwykłym podlotkiem, niezbyt interesującym dzieckiem, które na chwilę zapomniało, gdzie jego miejsce. Teraz jednak rozkład sił wyglądał zgoła inaczej. On - wciąż bez żony, nawet i narzeczonej. Ona - rozkwitająca panna na wydaniu, z nazwiskiem, które było na językach wszystkich. Nie bała się więc konfrontacji, z niemą satysfakcją wyczekując spaceru, do którego przecież musiało dojść, ostrożnie szykując się do wizyty Nottów - dobierając odpowiednio skrojoną, uszytą ze złotego materiału suknię czy buty na wysokim obcasie, w których poruszała się z niezmienną, wyćwiczoną latami gracją. Przy Eddardzie nie musiała przecież obawiać się, że okaże się zbyt wysoka. Że mężczyzna poczuje się zagrożony.
- W prawo, proszę - odpowiedziała miękko, wciąż z francuskim akcentem, choć im więcej czasu mijało od jej powrotu, tym łatwiej przychodziło panowanie nad nabywanymi latami naleciałościami. Złożyła usta w uprzejmym uśmiechu, wodząc po przystojnej twarzy towarzysza uważnym wzrokiem. Uparcie ignorowała przy tym podążającego ich śladem Grigorija, czarodzieja, który został zatrudniony przez Armanda, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Wiedziała przecież, że nie mogli, nie powinni, zostać całkiem sami. Powoli zbliżali się do jednego z oczek wodnych, przy którym zebrało się kilka białych, dumnie prezentujących swe ogony pawi. - Niech mi lord zdradzi, czy był ostatnio w Londynie. A jeśli tak, jak on teraz wygląda? Czy inne damy bywają w teatrach, operach, galeriach...? - urwała, próbując pociągnąć poszukiwacza artefaktów za język. Nie wierzyła, by nie ruszał się poza Ashfield Manor, by dał nałożyć na siebie obrożę z krótką, ograniczającą swobodę smyczą. Choć przecież czasy się zmieniały, zaś on powinien zadbać o przedłużenie linii rodu. Ile oddałaby za to, by poznać jego myśli! Uczucia. Dowiedzieć się, co działo się w jego głowie od czasu wiecu, od czasu, kiedy bezpowrotnie stracił brata.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
wejście do ogrodów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach