Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój gościnny
AutorWiadomość
Pokój gościnny [odnośnik]17.03.17 2:05
First topic message reminder :

Pokój gościnny

Niezbyt czysty, wąski i długi pokój z dwoma ustawionymi łóżkami pod ścianą i drewnianą ławą ciągnącą się przez niemalże całą jego długość. W powietrzu unosi się zapach kurzu, stęchlizny i rozlanego piwa. Przez niewielkie, zaklejone brudem okna prawie wcale nie wpada słońce. Jedynym źródłem światła są trzy zawieszone w powietrzu świece. Podłoga ugina się przy każdym kroku, swoim skrzypieniem przypominając ludzkie jęki. Z racji, że znajduje się na poddaszu, skosy sufitu znacząco utrudniają przemieszczanie się. Osoby, które liczą sobie więcej niż 170 centymetrów, muszą schylać głowy, by nie uderzać czołem w pełen pajęczyn sufit. Klucz do pokoju znajduje się u barmana, a ten wydaje go tylko osobom zaufanym.




Na mapie znajdują się miejsca ustawione wokół podłużnego stołu wstawionego do magicznie powiększonego pomieszczenia, kilka dostawionych krzesełek po stronie drzwi oraz dwa łóżka rozstawione wzdłuż przeciwległych, dłuższych ścian, które na stałe znajdowały się w pokoju gościnnym Świńskiego Łba, a na których zasiąść może do trzech osób. Prowadzący spotkanie zostali oznaczeni oddzielnie, natomiast dziwna numeracja jest ćwiczeniem na orientację w terenie.

Krzesełka zajęte:

1 - Adrien

4 - Bertie
5 - Florek

8 - Sophia

10 - Lucan
11 - Anthony

13 - Josephine
14 - Archibald
15 - Frances
16 - Pomona
17 - Justine

19 - Maxine
20 - Artur
21 - Jessa

25 - Åsbjørn

30 - Vera
31 - Roselyn
32 - Susanne
33 - Charlie
34 - Poppy

łóżko Loża 1

37 - Gabriel
38 - Ben
39 - Fred

łóżko Loża 2

40 - Sam
41 - Hannah

ośla ławka Krzesełka pod ścianą

36 - Kieran
35 - Jackie
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:01, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój gościnny [odnośnik]04.09.17 13:56
Podążała wzrokiem po zgromadzonych, krótkimi spojrzeniami wyłapując każdego, kto pojawiał się w pomieszczeniu, jeszcze zanim przeszli do prawidłowego rozpoczęcia spotkania. Im dalej - im więcej relacji, tym więcej myśli zaczynało buzować w głowie, ale żadne z nich nie prowadziły do wyprowadzania nowych teorii, kręciły się tylko wokół wyrzutów sumienia, że nie mogła im pomóc, że pozostawała bierna. Wszyscy byli dzielni, podziwiała ich - ich siłę, która musiała stać się jej własną. Powoli otwierała oczy, budząc się ze swojego rozpaczliwego snu.
Słowa pozostawiały ją w bezruchu, spinały mięśnie i unosiły brwi, sprawiając, że oczy wyglądały na większe. Nie próbowała nawet ukrywać lęku ani niepewności, zaskoczenia tym, jak wiele okrucieństwa kryło się ostatnimi czasy choćby w znajomych murach Hogwartu. Mama Justine... rozumiała Tonks, czuła jej ból, znała go, nie tak dawno tracąc prawie całą swoją rodzinę. Kolejne relacje - w tym Bertiego, której część już znała - wszystkie przynosiły ze sobą ból, lecz byli tu, prawie wszyscy, razem. Zaciskała mimowolnie pięści przy niektórych fragmentach, ale na wieści o Cassianie spuściła głowę - nie wyglądało na to, przynajmniej z opowieści, by miał wielkie szanse na ratunek. Powinni się dowiedzieć, rozglądać, wrócić po niego. Słowa Eileen dotarły do Lovegood jak przez mgłę. Czekała na dalsze zdania, nie wtrącając się, nie mogąc dodać od siebie zupełnie nic na temat misji, w której nie uczestniczyła. Obiecywała sobie, że teraz - gdy sprawy przybierały tak drastyczny obrót - będzie brała bardziej czynny udział w życiu organizacji. Coś drgnęło w niej, gdy odezwał się Garrett. Nie sądziła, by jej własne teorie mogły okazać się mocno przydatne, większość wiedziała, że najczęściej są po prostu wytworem wyobraźni, lecz rozumowała przez pryzmat tego, co znała, co mogła wiedzieć, próbowała przelać niepojętość tego wszystkiego na własne możliwości.
- Jest możliwe, że chcieli - zatrzymała się, zbierając myśli i dodając swoje malownicze, rozmarzone hmm, pełne zastanowienia, nim podjęła dalej, niespeszona spojrzeniami Zakonników - wydrzeć magię z dzieci? Może po części im się udało? - zapytała niepewnie, decydując się na krótkie wyjaśnienie. - Mam na myśli to, co dzieje się teraz. Magia jest niestabilna, coś musiało ją zaburzyć, może Grindelwald miał w tym cel - sugestia wypadła dość blado i nieśmiało, niepodobnie do typowej dla Susanne energiczności.


how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Pokój gościnny - Page 5 JkJQ6kE
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Pokój gościnny [odnośnik]05.09.17 20:38
Chwilę po tym, jak Bertie zapewnił wszystkich o bezpieczeństwie Alexa i Josie, oboje zmaterializowali się w pomieszczeniu, co przyjąłem z ulgą, zatrzymując wzrok na Selwynie na dłuższą chwilę; czułem się za niego w jakiś sposób odpowiedzialny, może z uwagi na to, że poprosił mnie o pomoc, a może po prostu dlatego, że odkryłem w nim odbicie samego siebie sprzed kilkunastu lat – być może utracony obraz tego, kim mógłbym być dzisiaj, gdyby nie ucieczka z domu i wypisanie się ze szlachetnego społeczeństwa.  
Zakonnicy nieustannie przybywali – dobrze było widzieć ponownie Margaux oraz Minnie, która, mimo młodego wieku, swoim talentem biła na głowę wielu doświadczonych czarodziejów. Ale być może jej umiejętności – jej oraz wielu innych - mogły zostać wykorzystane lepiej, niż na polu walki. Słuchając słów Garretta, z McGonagall przeniosłem spojrzenie na drugi kraniec barku Benjamina, a żołądek mimowolnie podszedł mi do gardła. Część mnie nadal chciała wierzyć, że sylwetka Osy była wyłącznie przywidzeniem wywołanym afektem, który całkowicie przejął nade mną kontrolę, ale druga połowa już od dawna podświadomie snuła podobny scenariusz. Prawda jak zwykle przyszła nieoczekiwanie, niczym zimne balneo rzucone prosto w twarz. Nie potrafiłem jeszcze odnaleźć się w tej rzeczywistości, musiałem jednak odsunąć emocje na bok, znosząc tą paraliżującą obojętność Seliny.
W tej chwili to Zakon grał pierwsze skrzypce.
Chociaż nie – był moim priorytetem już od dawna.
I byłem w pełni świadomy tego, jak bardzo źle Lovegood znosiła niedostateczną uwagę i degradowanie jej z jedynego miejsca, do którego należała. Ze szczytu.
- Dobrze, że jesteście. - Skierowałem swoje słowa do Josie, która jednak nie wydawała się być w najlepszej formie. W jej obliczu było widać piętno odsieczy. Przeszła więcej niż niejeden doświadczony auror – a przecież była dopiero na szkoleniu. - Just, Pomono. Chyba rozumiem wasz przekaz. Pani Tonks nie zginęła przez wampira. - Przyznałem cierpko. Inni Zakonnicy też musieli się domyślać. Dzieci. Dzieci wykorzystane jako broń.  Uprzedmiotowione. Mugolacy – jako przynęta. A do tego potwory, które widziałem ja, a także o których wspomniała Pomona. Najgorsze, jakie można było sobie wyobrazić, bo nie stworzone przez naturę – a w wyniku świadomych działań magii, która nie śmiała wymawiać na głos swojego imienia.
Pokiwałem głową, zgadzając się niemo z dygresją młodszej Lovegood.
- Sue może mieć rację. Cokolwiek nie było w planach Grindewalda, mogło mu się udać. Być może dzieci były przetrzymywane już od dłuższego czasu, znacznie wcześniej, niż nastąpiły aresztowania mugolaków. Nie mamy pewności dlaczego. Ani po co. Ale wszystkie te sugestie mogą okazać się bliskie prawdy. Musimy znaleźć odpowiedź. Szukać poszlak. Każda, nawet z pozoru błaha informacja, może okazać się na wagę złota. - Zwróciłem się do wszystkich. Komunikacja była ważna – tablica zawieszona w kwaterze zdawała się dobrze spełniać tę funkcję, ale została pogrzebana wraz ze starą chatą. To i tak było za mało – wielu Zakonników nie znało tajemnicy kwatery. - Czarnoksiężnik zniknął, ale zgodzicie się chyba ze mną, że dopóki nikt nie ujrzy go martwego, nie powinniśmy go za takiego uznawać. - Wyznałem, powoli wkraczając na niebezpiecznie grząski grunt, który zmuszał mnie do ostrożnego dobierania słów. -  Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę magię, która oszalała w chwili jego zniknięcia. Mieliście z pewnością okazję zaobserwować, co stało się z najmłodszymi. Znów dzieci. Zaburzenie magii może mieć z nimi związek. - Starałem skupić się na mówieniu o skutkach, nie zaś przyczynie wybuchu. Doskonale znałem jego powód, ten miał jednak pozostać za kurtyną milczenia. Ale jarzmo prawdy spoczywało na barkach kilku osób – ciężkie, zgniatające do cna, wyniszczające. Z jednej strony o ile łatwiej byłoby po prostu wyznać prawdę, z drugiej... poniekąd rozumiałem powód związanego języka. Bo ten ciężar nie straciłby na wadze, rozlewając się po większej liczbie śmiałków. Każdego dotknąłby w równy sposób, dziesiątkując resztki sił, które jeszcze wierzyły w to, że jutro mogło wyjść Słońce. - Czy ktoś z was kiedykolwiek słyszał o takim przypadku? Czy anomalia, które nie oszczędziły niczego ani nikogo, mogą być bronią? Jeśli tak – do czego ta broń ma służyć? - Ponownie zwróciłem się do Zakonników, samemu gubiąc się w rozważaniach na temat skrzyni. Miała być odpowiedzią. Końcem problemów. Okazała się początkiem chaosu.
- Podczas odsieczy zrobiliśmy tyle, ile zdołaliśmy. Być może to dużo, ale wciąż za mało. I w obliczu tych mrocznych czasów musimy być lepsi. – Mówiłem miękko, jednak mojemu spojrzeniu daleko było do typowej łagodności. To były ważne sprawy – i nawet ja nie potrafiłem już obracać ich w żart. Za plecami było czuć ciężki oddech nieuniknionej wojny. - Na przestrzeni ostatnich tygodni zaklęcia patronusa okazało się kluczem do przetrwania. Jeśli czarna magia zapuka do waszych drzwi, musicie być pewni, że tarcza was nie zawiedzie. Dlatego proszę was o ćwiczenia. Pytajcie o pomoc tych, którzy bieglej posługują się magią defensywną. I uczcie się od nich. - Wiem, że większość z was radzi sobie w pojedynkach, że jest świetnymi czarodziejami. Ale musimy być przygotowani na najgorsze. - Nie ukrywam, że medycy stanowią równie silne wsparcie. Pomoc Alana i Margaux w Kruczej Wieży okazała się nieoceniona. Szlifujcie swoje umiejętności – to nie są moje słowa. To prośba profesor Bagshot. - Być może jedna z najistotniejszych. Tu nie było już miejsca na rurki z kremem. Wszystko, czego byliśmy świadkami w ciągu ostatnich miesięcy sprowadzało się do jednego – być może przyszło nam żyć w najmroczniejszych czasach w historii. - Potrzebujemy umocnić fundamenty Zakonu Feniksa. Nie tylko o tych, którzy nie zawahają się chwycić za różdżkę i rzucić w otchłań mroku, gdy wybije taka godzina. Być może pośród nas są już osoby, które posiadają wyjątkowe talenty, o których nie wiemy. Ludzie o lotnych umysłach. Naukowcy. Specjaliści. Badacze. Alchemicy. Jedna profesor Bagshot to za mało, by zmienić bieg wydarzeń. By odszukać odpowiedzi. Potrzebujemy silnego zaplecza naukowego. Tak długo, jak sami nie weźmiemy sprawy we własne ręce, będziemy brodzić w ciemnościach. Anomalia ponownie udowodniły nam, że nie jesteśmy w pełni gotowi. Jeśli chcemy zwalczyć wroga, musimy być o krok przed nim. - Zamilkłem na chwilę, obejmując pomieszczenie wzrokiem. - Jeśli nie wy, być może ktoś, kogo znacie. - Odruchowo pomyślałem o tym piekielnym inteligenciku, Ullysesie, kierując wzrok na młodszego Ollivandera, uświadamiając sobie, że nie wiedziałam o Constantinie nic ponad to, że był bratem Ulka. - Mamy chwilę na to, by przedyskutować ewentualne kandydatury - mimo wszystko musimy pozostać ostrożni, bo wrogowie mogą się kryć nawet wśród przyjaciół.I nikt inny nie przekonał się o tym boleśniej niż my, drogi Benjaminie, dodałem w myślach, przenosząc spojrzenie na Wrighta.
Mówienie o anomaliach było niewdzięcznym obowiązkiem. Miałem krew na rękach – ja i wszyscy Gwardziści. Zwyciężyliśmy – i zawiedliśmy. I być może mobilizacja Zakonników była konieczna jak nigdy wcześniej. To jednak wiązało się z ryzykiem. Z posyłaniem ich w miejsca, z których  mogli nie wrócić – lub narazić się służbom porządkowym. Tylko po to, by naprawić nasze błędy.
Niewiedza była błogosławieństwem, spotkanie jednak trwało dalej – czułem na sobie spojrzenia wszystkich, które jak nigdy wywołały u mnie dyskomfort.
Tylko jedna para oczu pozostawała niewzruszona. Zielonych tęczówek, których błysku potrzebowałem teraz jak nigdy wcześniej.  
- Wybuch magii zmienił Anglię, którą znaliśmy dotychczas. Jestem aurorem, nie naukowcem. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie, czym w zasadzie są. Jedyne, co wiem, to to, że sieją chaos. Na ulicach i w naszych sercach. Ale profesor Bagshot daje nam nadzieję.


na odpis macie 48 h


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój gościnny - Page 5 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Pokój gościnny [odnośnik]05.09.17 21:05
Choć w pomieszczeniu działo się naprawdę wiele, Benjamin zdawał się odgrodzony od reszty towarzystwa grubą barierą, osmalonym szkłem, utrudniającym aktywne uczestniczenie w toczącej się dyskusji. Nie potrafił jeszcze raz przechodzić przez to wszystko, szczegóły dotyczące śmierci mamy Justine wywoływały w nim mdłości, a dyskusje toczące się nad pochodzeniem śmiertelnych ran nawet jemu wydały się nietaktem. Potrzebnym z punktu widzenia poszerzenia wiedzy na temat morderczych zapędów dzieci, ale i tak twarz pani Tonks wywołała kalejdoskop innych twarzy, bladych, zakrwawionych, wykrzywionych w agonalnym bólu, cierpieniu, które od razu przejmował, z trudem nabierając oddechu. Prawie nie zauważył pojawienia się w pomieszczeniu Alexandra i Josephine; dopiero głos Selwyna i mocna dłoń, zaciskająca się na jego ramieniu, wyrwały go z letargu - uniósł głowę i obdarzył uzdrowiciela krótkim spojrzeniem, starając się przywołać na twarzy uśmiech - bezskutecznie. Mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa a nałożona przed okrutne doświadczenia maska na stale przylgnęła do jego twarzy, powinien się z tym pogodzić i przestać udawać, że jest w doskonałej formie, lecz ciągle wydawało mu się, że doskonale maskuje wewnętrzną katatonię. Nie zdążył wrócić do swojej kulki nieszczęścia, bowiem w drzwiach zmaterializowała się spóźniona Margaux, a chwilę później - Minnie, która zgrabnie przecisnęła się przez tłum, widocznie zmierzając w jego stronę. O dziwo, nie sprawiło mu to przykrości, nie najeżył się ani nie wrócił do bezmyślnego wgapiania się w podłogę, a gdy McGonagall zajęła miejsce obok niego, na ziemi, zerknął na nią z ukosa z czymś, co można było odczytać jako czystą wdzięczność. Już kiedyś tak siedzieli, ramię w ramię, mając pod sobą zimną zaspę, a przed sobą - nieprzewidywalną połać nowego roku, który okazał się jeszcze potworniejszy niż w przypuszczeniach.  Nie mogli tego przewiedzieć, ale mogli się lepiej przygotować, mogli być ostrożniejsi, mogli nie otwierać tej pieprzonej skrzyni - czy setki martwych, tysiące rannych i zniszczony kraj było odpowiednią ceną za pozbycie się czarnoksiężnika?
Powrócił do słuchania Fredericka - wiedział już, co miał do przekazania reszcie, milczał więc, nie mając także zbyt wiele do zaoferowania. Nie posiadał wiedzy z ważnych dziedzin, był odrobinę przygłupi, nie znał się ani na historii magii, mogącej rzucić nieco światła na ostatnie wydarzenia, ani na alchemii ani - właściwie - na niczym. Znów poczuł ciężar swojej bezradności, wzmocniony tylko kolejnymi słowami Foxa. Wrogowie mogą się kryć nawet wśród przyjaciół. Wright wydał z siebie dziwaczny, donośny gulgot, coś pomiędzy stłumionym warknięciem, parsknięciem śmiechem a zapowiedzą wymiotów; na szczęście nieprzyjemny odgłos urwał się równie szybko, co gwałtownie wybuchł a Wright w końcu wyprostował plecy pod ścianą, opierając ciężko głowę o tynk. Ułożył dłonie na podwiniętych kolanach, zaciskając mocno palce na pobrudzonych spodniach. - Ulysess Ollivander ma głowę na karku, niegłupi typ - odezwał się w końcu, wychodząc z pierwszą kandydaturą. - No i doskonale zna się na różdżkach. Wie dużo o rdzeniach, myślę, że zna też dobrze klientelę a czasem i po drewnie można poznać parszywego czarodzieja - podzielił się swą błyskotliwą opinią, zerkając na Foxa. - Wiem, że jest typem paniczyka broniącego swej neutralności jak cnoty - w tym miejscu powinien pojawić się niewybredny żart dotyczący stanu kawalerskiego przyjaciela, ale obecny Benjamin nawet przez sekundę nie pomyślał o tak świetnej okazji do okazania zgromadzonym swego wyrafinowanego poczucia humoru - ale uczestniczymy w wojnie. Tu nie ma miejsca na pozostawanie pośrodku, w rozkroku między tym co dobre a co złe - dokończył zdecydowanie. Wierzył w rozsądek i dobre serce Ollivandera, znał go wiele lat a jego umiejętności mogły przydać się Zakonowi Feniksa - nie mówiąc już o tym, że na pewno pomogłyby także i samemu Ulyssesowi w odkryciu męskiego, walecznego pierwiastka. Trójka muszkieterów znów razem - to była nieco pocieszająca wizja, przywołująca okruchy przyjemnych wspomnień z czasów Hogwartu. Ben zamilkł ponownie - tylko tyle miał mądrego do powiedzenia - po czym instynktownie zerknął w bok, na Minnie, jakby sprawdzał, czy nie zadeklamował czegoś totalnie durnego, co wywołałoby na jej piegowatej twarzyzce zażenowania.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 5 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pokój gościnny [odnośnik]06.09.17 0:55
Słuchałem uważnie wypowiedzi swoich towarzyszy, będąc coraz bardziej przerażony tym co wydarzyło się pod koniec zeszłego miesiąca. Wynikało z ich, że wszystko co wydarzyło się w Kruczej Wieży wcale nie było takie straszne. Wszyscy wróciliśmy cali i zdrowi, uwalniając przy tym wszystkich więźniów - nie każdemu było to dane, a mimo to nie mogłem ochłonąć. Nie chciałem nawet myśleć co bym przeżył gdybym znalazł się razem z nimi w tamtych miejscach, podziwiałem ich za wytrwałość. Chociaż z drugiej strony co mieli teraz zrobić? Na ich miejscu również przyszedłbym na spotkanie i dowiedział się co dalej. Wyprostowałem się, kiedy temat zszedł na dzieci. Kiwnąłem lekko głową na słowa Garretta - owszem, miałem styczność z jednym z tych dzieci, małą dziewczynką, którą przekonałem do siebie kilkoma ciasteczkami w kształcie egzotycznych zwierzątek. Niby wydawała się normalnym dzieckiem, ale tak jak reszta wspomniała, wcale taka normalna nie była. - Z moich źródeł wynika, że nigdy wcześniej coś takiego nie miało miejsca - odpowiedziałem, dzieląc się swoją wiedzą, a raczej niewiedzą. Już pierwszego maja przeszukałem każdy zakątek swojej głowy i przejrzałem również wszystkie posiadane książki, ale w żadnej z nich nie znalazłem istotnej informacji. - Żadnych wzmianek, tropów... ale posiadam tylko powszechnie dostępne książki. Możliwe, że podobny przypadek jest opisany gdzieś w zbiorach ministerstwa czy nawet w bibliotece, ale w dziale ksiąg zakazanych - dodałem, wzruszywszy przy tym ramionami. Ministerstwo zatajało przed nami mnóstwo rzeczy, i choć nie chciałem rozpowszechniać chorych teorii spiskowych, wierzyłem, że gdzieś tam można poznać odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania. Zerknąłem w stronę Lorraine, nie znałem jej najlepiej, ale ona jako jedyny zakonnik posiadała dzieci i mogła powiedzieć na ten temat coś więcej. Nie tak dawno temu poznałem jej syna, i choć zamieniłem z nim tylko kilka słów, zacząłem martwić się o jego zdrowie. Obiecałem sobie, że później ją o to zapytam albo wyślę list. Tak, list to lepsze rozwiązanie, nie będę jej teraz zawracał głowy. Nie miałem żadnych kandydatur - wszyscy moi przyjaciele już byli w Zakonie, z nielicznymi wyjątkami, w tym oczywiście Florence, ale ją chciałem trzymać od tego z daleka. To nie było proste, czasem zaczynałem się łamać, jednak uważałem tę decyzję za słuszną. Za innych natomiast nie mogłem poręczyć, a w tym wypadku trzeba było zachować ostrożność.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 5 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Pokój gościnny [odnośnik]06.09.17 2:08
Czuła na sobie wzrok Garretta, ale mogła jedynie pokręcić głową.
- Nie istnieje żadne naturalne zjawisko magiczne, które mogłoby to wytłumaczyć - Tyle wszak wiedziała z całą pewnością, lecz tyle wiedziało również wiele więcej znajdujących się tutaj czarodziejów. Wybuch niewątpliwie miał coś wspólnego z czarną magią - a na tej nie znała się wcale, w całości poświęcając się sztuce transmutacji. Źle było o tym wszystkim słuchać. O dzieciach skrzywdzonych przez dorosłych, którzy powinni się nimi opiekować - czy można było wobec nich zachować się okrutniej? Czy można było pozbawić ich zaufania wobec świata dorosłych bardziej? Czy one kiedykolwiek będą w stanie stanąć na nogi i zacząć żyć normalnie? Martwiła się, martwiła się o ciebie, martwiła się o przyszłość, martwiła się wojną, z którą nie radzili sobie tak dobrze, jak dobrze radzić sobie powinni. Ale - co właściwie zawiodło? Złe przygotowanie czy siła wyższa? Czy na ich barkach ciążyła wina? Była przekonana, że niezależnie od anomalii i tego, co powodowały one z dziećmi, które nie potrafiły jeszcze panować nad swoją magią, profesor Bagshot zadba o nie najlepiej. Miała w sobie ciepło i autorytet, którego nikt nie był w stanie podważyć. Zastanowiła się nad słowami Susanne, żałując, że jej wiedza była zbyt mała, żeby na te wątpliwości odpowiedzieć. Teza nie była pozbawiona sensu, skumulowana dziecięca moc mogła przetoczyć się przez miasto - przez kraj - falą niewyobrażalnych zniszczeń? - Te dzieci musiałyby być bardzo potężne - wymsknęło jej się na głos, niechcący, kiedy wciąż patrzyła na twarz Sue. Być może były. Profesor Bagshot z pewnością do tego dojdzie, kontynuując swoje badania. Słowa o Grindelwaldzie, które krótko później wygłosił Fred, wydawały się złowieszcze. I przerażające. Kątem oka dostrzegła wyraz siedzącego obok Benjamina, spróbowała uśmiechnąć się ciepło - nie bardzo jej to wyszło.
- Nieokiełznana magiczna energia może być bronią - podjęła, odpowiadając Frederickowi. Niechętnie, bo stąpała po grząskim gruncie, którego wciąż do końca nie pojmowała. Dużo czytała, dużo się uczyła  - za mało. - Wystarczy wspomnieć ideę obskurusa - niszczącą, pasożytniczą, czarnoksięską moc. - Być może istnieje więcej sposobów kumulacji podobnych mocy. Być może wielość dzieci zwielokrotniła siłę energii. - Być może. Dlaczego niczego nie mogli wiedzieć na pewno? Niewiedza - podobnie jak bezczynność - frustrowały. Przyjmowała słowa gwardzisty z pokorą, wiedziała, że musiała ćwiczyć; że potrzebowała nauczyć się obrony. Skuteczniejszej niż ta, którą się posługiwała. Posiadała jednak inne talenty, drgnęła, słysząc o poszukiwaniach naukowców, prostując się z uwagą. - Wciąż się uczę - podkreśliła w końcu na głos. - I będę się uczyła pilniej, poszukam wskazówek, magicznych zjawisk podobnych tym, z którym mamy teraz do czynienia. Znam się na strukturze samej magii i choć specjalizuję się w sztuce transmutacji, jestem przekonana, że moją wiedzę paralelnie można wykorzystać do interpretacji zachowań energii pochodzących również od pozostałych dziedzin. Jeśli pani profesor uzna, że jestem gotowa, a moja wiedza okaże się przydatna, pomogę - zadeklarowała stanowczo, z determinacją. - Postaram się do tego przygotować - dodała ostrożniej, nie chcąc, by ktokolwiek zinterpretował jej słów mylnie. Wiedziała, że w najbliższym czasie przysiądzie nad księgami, nie chodziło już tylko o karierę, o samorozwój - chodziło o wojnę, w której musieli zwyciężyć ze złem w najczystszej postaci. Miała w sobie dużo pokory i jeszcze więcej cierpliwości, zdawała sobie sprawę z tego, że była młoda, niedoświadczona, a jej wiedza, choć obszerna, posiatkowana lukami wątpliwości, głupoty i niedouczenia. Ale miała zamiar nad tym popracować ze wzmożoną intensywnością.
Ben wysunął kandydaturę Ollivandera, nie była pewna, ale czy to nie wspomniany przez niego mężczyznę wybierał dla niej różdżkę, kiedy wybierała się do Hogwartu? Trudno było nie darzyć rodziny różdżkarzy szacunkiem, zasługiwali na niego całym swoim dziedzictwem, a także - a może zwłaszcza - ostatnimi podjętymi decyzjami. Napotkawszy na sobie ponownie wzrok Wrighta, jedynie podjęła drugą próbę uniesienia kącików ust w karykaturze smutnego uśmiechu, o którym sądziła, że będzie pokrzepiający. Miał całkowitą rację. W rozkroku stali dzisiaj tylko tchórze - nierozsądni tchórze, bo wbrew pozorom to oni zginą jako pierwsi. Mrok zaczynał kłaść się cieniem na całym czarodziejskim świecie i nie będzie robił wyjątków dla nikogo.
Spojrzała na Floreana, jeśli ktokolwiek z nich mógł dotrzeć do historycznych źródeł - to tylko on. Gdyby gdziekolwiek znajdowały się wspominki o tym, że w przeszłości - gdziekolwiek, kiedykolwiek - mogło wydarzyć się coś podobnego, on by o tym wiedział. A jednak, nie słyszał o niczym.
Czy właśnie tak miał się rozpocząć prawdziwy koniec świata?


Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?




Minnie McGonagall
Minnie McGonagall
Zawód : Kariera naukowa
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Be careful as you go,
cos little people grow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1950-minerwa-mcgonagall https://www.morsmordre.net/t1967-niktymene#27808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-maxwell-lane-17 https://www.morsmordre.net/t3014-skrytka-bankowa-nr-559 https://www.morsmordre.net/t3213-minnie#53350
Re: Pokój gościnny [odnośnik]06.09.17 2:57
Nie potrafił nie wyrzucać sobie tego, co się stało. Tego, jak bardzo czuł się słaby. Miał wiele do nadrobienia, jednocześnie czuł że o wiele więcej powinien potrafić już teraz. Nie tylko jeśli chodzi o zaklęcia, a chociażby koncentrację, działanie pod wpływem emocji. Kolejne jego słowa sprawiły, że Botta przeszły dreszcze. Mimowolnie ponownie pomyślał o Anastasii. Minęło tyle czasu. Zdawało się, że sprawa lekko rusza, wciąż było to jednak raczej raczkowanie. Co jeśli znajdą jej ciało? Co, jeśli..?
Zbyt daleko odpływał myślami, w rejony do których starał się nie dopuszczać samego siebie. Wiele rodzin straciło tydzień temu bliskich. I wiele z nich nigdy się o tym nie dowie. Będą czekali. Pewnie nie uwierzą. Pewnie będą szukać.
- Nic o nich nie wiemy. - odpowiedział jedynie, zacisnął usta, słuchał kolejnych osób. Lepiej znać prawdę. Czuł się nieswój. Zawsze wszyscy bez problemu czytali z niego jak z otwartej księgi, nie było to jednak problematyczne w życiu prostego lekkoducha. Teraz działo się zbyt wiele, a on czuł się przy tym w nieprzyjemny sposób obnażony.
Kolejne słowa kolejnych Zakonników szybko go jednak zajęły. Przerażało go to, co się działo. To, że ktoś najpewniej celowo wciągnął w to całe piekło najmłodszych.
Kiedy w pomieszczeniu znaleźli się także Lex i Jo, posłał im nieznaczny uśmiech. Szukał pozytywnej energii wszędzie. Fakt, że Josie jest cała był w tym momencie solidnym pokarmem dla tej potrzeby dobrych wieści. Wiedział o tym, jednak chciał widzieć ją znowu i znowu. Podobnie jak Lexa, choć jego znał zdecydowanie krócej, jednak w niejasny sposób szybko znaleźli wspólny język.
Nie był do końca pewien, czy podoba mu się, że Bagshot prowadzi na dzieciach własne badania. Oczywiście, jeśli na prawdę było w nich coś więcej, muszą nad tym zapanować, by było niebezpieczne, jednak nadal... chyba sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Nie był pewien, w jaki sposób mają być szczególne, choć przypomniał sobie nietypową dziewczynkę, którą przenieśli nad przepaścią zaklęciem. Nie był w stanie jednak nic powiedzieć na jej temat. Słuchał wszystkich, słowa Sue brzmiały całkiem realnie, przerażająco realnie.
Po kolejnych słowach spojrzał na Flo. Był w stanie uwierzyć, że jeśli on nie posiadał informacji na ten temat, po prostu nigdy dotąd się to nie zdarzyło.
- Anomalie tylko niegroźne, innego typu właściwie krążą dookoła dzieci nie od początku maja, a od zawsze, prawda? Mam na myśli to, że ich magia jest niekontrolowana od początku, nie panujemy nad nią, a tłumimy w sobie. Większość z nas miała dziwne wypadki związane z magią przed jedenastym rokiem życia. - odezwał się po chwili. Nie miał informacji, jedynie zastanawiał się, gdybał, jednak co więcej mogli w tym temacie w tej chwili? - Zazwyczaj magia nas chroni. Dziecko wypada z okna, ale trawa rośnie i się zawija, żeby spadło bezpiecznie, dziecko spada ze schodów, a te zmieniają się w zjeżdżalnię, dziecko zrzuca sobie garnek, ale ten zamiast spaść mu na głowę, unosi się. - wzruszył ramionami. Większość z nich miało pewnie podobną historię w zanadrzu? - To broń, niezastąpiona ochrona. Nie wiemy, czemu w tej chwili stawia się też przeciw tym, do których należy. Ale... skoro do tej pory magia "instynktownie" wiedziała że powinna bronić dziecko i to robiła, gdyby sama magia miała nas atakować? Brzmi to jak absurd ale z magią dzieją się szalone rzeczy, mówimy o robieniu z samej magii broni, a dziecko to istota która jej nie kontroluje, więc teoretycznie... - teoretycznie łatwiej ją wyrwać? Nawet w jego głowie brzmiało to jak absurd. Ale może ktoś z tej pełnej absurdów papki zbierze coś sensownego? - Wiem, brzmi jak opowiadanie o trollach w balecie, ale czysto teoretycznie umieszczenie takiej szalejącej broni w miejscach w których są sami mugole nie byłoby dalekie od niektórych szaleństw o jakich można było niedawno słyszeć.
Dokończył. Możliwe, że miał zbyt bujną wyobraźnię, pewnie miał, trochę tak czuł. Ale może z całego tego bezsensu komuś nasunie się inna myśl. Albo porzucą gdybanie, jeśli nikt nie ma faktów.
Zerknął jeszcze w kierunku Minnie. Tak, ona w kwestii faktów zdecydowanie mogła wypowiadać się dokładniej.
Dalej już milczał. Fox czy powtarzał czyjeś słowa, czy nie miał rację: musieli się uczyć, musieli się rozwijać, musieli próbować dalej. Nie miał jednak swojej propozycji na kandydaturę. Większość znanych mu osób, które zaprosiłby do Zakonu już w nim było.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 5 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Pokój gościnny [odnośnik]06.09.17 3:45
Czy słyszał kiedykolwiek o podobnych anomaliach? Cóż. Po wypowiedziach Vane i Botta postanowił się wtrącić.
- To prawda, dzieci same z siebie od zawsze powodowały wokół siebie anomalie. Zawsze gdy budzi się w nich magia, kiedy jednak są jeszcze zbyt młode by dzierżyć różdżkę to coś się wokół nich działo - tak było z nim, Inarą i każdym czarodziejem. Niektórzy chyba o tym zapominali - Ratowane dzieci były szczególne, ich magia była silna. Zebrane w jednym miejscu, większej grupie...pewnie nie posiadali przy sobie różdżek, prawda? Wokół magicznego dziecka potrafiły dziać się rzeczy. Te jednak były rozproszone, a do szkoły trafiały wraz z różdżką, która pomagała ustabilizować ten stan. Weźmy jednak grupę ponadprzeciętnie przepełnionych magią dzieci, im młodszych tym lepszych, zamknijmy je w jednym miejscu, jeśli są starsze to pozbawmy różdżek...myślę, że nie łatwo sobie wyobrazić to, jak każde z nich wywołuje anomalie, ta pewnie się kumulowała przez ilość osób mogącą ją generować, natężenie niekontrolowanej energii magicznej mogło rosnąć...- próbował nakreślić to, jak on to oceniał - Myślę, że ktoś...- wszyscy wiedzieli o jakiego niegodziwca rządzącego Hogwartem chodziło -...mógł się nimi posłużyć do wygenerowania anomalii o konkretnych właściwościach. Jeszcze przed tym, nim ktokolwiek o nich słyszał. Może się nawet to udało i ta anomalia została wykorzystana do czegoś potężnego. A teraz jeśli rozpatrzymy, że dzieci faktycznie znajdowały się tam dłużej niż nam się wydaje....? Co jeśli ma to związek ze skrzynią Grindelwalda? Co jeśli nie znajduje się w niej serce, a to czemu Grindewald poświęcał się całym swoim sercem? Kumulowaniem anomalii w coś? Może po tym, jak pod koniec marca wykradliśmy skrzynię próbował zrobić to od nowa...? Może coś poszło tym razem nie tak, odsiecz, utrata materiału, jakieś zaburzenie, wybuch...To tylko luźna teoria - jego myśli nie posiadające potwierdzenia, które były domysłami i nie odpowiadały na fundamentalne pytanie "jak" coś takiego można byłoby zrobić. Do tego Adrien nie mógł zabłądzić myślami dalej. W przeszłość. Próbując poskładać wszystko co wiedział do jakiejś sensownej kupy. Pod koniec marca zginął Robert. To on uczestniczył i zmarł podczas misji zakonu w czasie której weszli w posiadanie tajemniczej skrzyni, której nie potrafili otworzyć. Której wciąż nie potrafią otworzyć. Adrien nie wiedział jednak o tym, że to się zmieniło z nocy z ostatniego kwietnia na pierwszego maja. Myśląc więc, że dalej znajdują się w jej posiadaniu spytał się wprost Foxa, przenosząc zaraz spojrzenie na Garrego - Co ze skrzynią? - spytał z ciekawości, mimochodem. Nie wiedział, że skrzynia stała się niewygodnym tematem, tajemnicą gwardzistów.
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Pokój gościnny [odnośnik]06.09.17 8:36
Lorraine słuchając o tych wszystkich ludziach zamkniętych w salach tortur chciała myśleć trzeźwo. Nie mogli już nic na to poradzić, a jedynie świadomość i zrozumienie tego wszystkie była kluczem to do zatrzymania podobnych sytuacji w przyszłości, kiedykolwiek. Jednak kiedy pomyślała o tych wszystkich dzieciach nie mogła już pozwolić sobie na spokój. Była matką. Każdego dnia patrzyła na swoje dzieci, widziała jak rosną, jak się zmieniają, jak dojrzewają. Poznawali świat z niemalże każdej strony, a Lorraine uwielbiała im to umożliwiać. Razem z Archibaldem dbali o nich dając prawie całą swoją energię tak by ich rodzina mogła funkcjonować. Daleko od tego wszystkiego. Nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji, w której jej dzieci zostają zamknięte w salach tortur, nie potrafiła sobie wyobrazić, że muszą zostać same w ciemnościach, a co dopiero, że ktoś miałby je krzywdzić, ktoś miały robić na nich jakieś eksperymenty. Ta myśl nią wstrząsnęła. Wiedziała co się wydarzyło po powrocie z odsieczy i jak bardzo jej mąż to przeżył. Jednak dopiero teraz do niej doszło jak okrutne to wszystko było. Mimowolnie zacisnęła dłoń w pięść słuchając dalej słów przyjaciół. Starała się znaleźć racjonalne wytłumaczenie tego wszystkiego, ale dobrze wiedziała, że takie nie istnieje. Nie było w tych ludziach niczego racjonalnego. Ktoś kto był zdolny do robienia takich rzeczy nie mógł w ogóle wiedzieć czym jest racjonalność, a gdyby tylko Lorraine mogła… nie skończyłoby się to dobrze. Skupiła się na słowach Sus, które miały w sobie sporo racji. Magia zbuntowała się przeciw nim i Prewett wcale się temu nie dziwiła. To był gwałt na naturę. Pozbawiać dzieci magii? Torturować je? Tak samo dorosłych czarodziei. To wszystko miało w sobie zbyt wiele znaków zapytania i nie mogli wszystkiego wyjaśnić od razu. Potrzebowali czasu. Sięgnięcia do ksiąg, do specjalistów, którzy mogliby pomóc im to wyjaśnić. Szlachcianka wiedziała, że w ich otoczeniu jest kilku, którzy swoją wiedzę powinny wykorzystać właśnie do tego celu. Nie każdy powinien unosić różdżkę w walce choć ta coraz bardziej wydawała się być nieunikniona. - Uważajcie na siebie – powiedziała kiedy Fox przypomniał o nauce zaklęć i szkoleniu swoich umiejętności. - W noc kiedy rozpoczęły się te anomalie śniłam bardzo zły sen. Widziałam wielu bliskich, uśmiechniętych i radosnych, ale to byli wszyscy ci których straciliśmy. Potem sen się zmienił i… było dużo krwi. Naprawdę powinniśmy poświęcić czas nauce. Nie rozumiem tych anomalii, nie mam pojęcia jak doszło do tego chaosu, ale wiem, że nie powinno się ignorować snów jasnowidza. Po prostu proszę was uważajcie. - dodała pewnym głosem. Musieli nauczyć się bronić tak by tarcza nigdy ich nie zawiodła. Tak by być pewnym, że gdy przyjdzie czas w pełni będą mogli ją wykorzystać. Kiedy Ben podał kandydaturę Ulysessa mimowolnie przeniosła spojrzenie na Kostka unosząc przy tym brew w geście zaskoczenia. Nie miała pojęcia, że jej kuzyn chce wesprzeć ich sprawę, nie wiedziała, że się nawet nad tym zastanawia. Z jednej strony ta myśl napawała ją ulgą bo takie rzeczy powinno dzielić się z najbliższymi, ale z drugiej strony okropnym niepokojem. Kolejni ludzie dołączający do Zakonu to kolejny strach o to, że może przytrafić się coś złego. Kiedy Carrow wspomniał o skrzyni zaciekawiona przeniosła spojrzenie na Garrego i Foxa. Skrzynia wydawała się być jednym; czystą czarną magią.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Pokój gościnny [odnośnik]06.09.17 10:09
Twarz zebranych w pokoju ludzi wcale nie mówiły o tym, by byli szczególnie szczęśliwi z powodu tego, co przyszło im omawiać. Zmęczeni, pogrążeni, niektórzy bardziej dobici od innych. A jednak zjawili się i nie miało znaczenia w jakim stanie, bo wszyscy mieli ten sam cel i to właśnie ich łączyło. Im więcej zebranych w pomyślnej idei tym możliwość jej zaistnienia, nawet jeśli jedynie chwilowego, była większa. Jayden wierzył w to, że uda im się to do czego dążyli. Że pomimo porażek, a może właśnie dzięki nim, zrozumieją co znaczyła ich walka. Znajdą motywację, by każdego nowego dnia działać dalej i by się nie poddawać. On widział już konsekwencje swojej bierności, choć wydawało mu się, że było inaczej. Nie zamierzał pozwolić na drugi taki błąd. I jedynie wstrząsnął nim fakt, że by to zauważyć musiał patrzeć jak dziecko umiera w czystej bezsilności. Nie odzywał się, zawstydzony i zły na siebie przez to wszystko, co się wydarzyło. Przecież był w Hogwarcie i nie powinien był pozwolić zabrać tych dzieci. Na siłę je utrzymać przy sobie bez względu na wszystko. Każde kolejne słowo było jedynie cegłą do jego winy i nie mógł temu zaprzeczyć. Dlatego słuchał, ciesząc się przynajmniej z uratowanych z opresji. Nie miał pojęcia, że jedna z matek Zakonników również umarła w Wieży, dlatego jedynie spojrzał na dziewczynę i zaraz znowu spuścił spojrzenie. Nie znał wszystkich szczegółów i dopiero teraz dowiadywał się tego, co wydarzyło się naprawdę w pełni tego słowa znaczeniu. I na same słowa wyobrażał sobie piekło, przez które inni Zakonnicy musieli przejść. Spojrzał na rudowłosego mężczyznę i pokręcił jedynie głową na jego pytanie.
- Astronomia nie zna takich przypadków - odparł, z jednej strony ciesząc się, że nie wiedział jak można było wykorzystywać tak niewinne istnienia jak ludzkie dzieci. Z drugiej jednak znowu jego niewiedza zdecydowanie go raziła. Nawet jeśli dookoła niego znajdowały się osoby, które również na podobne pytanie nie odpowiedziały. Słysząc wypowiedź Sue, nie mógł się nie zgodzić, chociaż jeszcze myślał nad czymś innym. - Mimo wszystko jeśli to prawda... - odezwał się, słysząc słowa o pobieraniu energii przez dzieci z innych stworzeń. - To wykorzystanie ich mogłoby mieć katastrofalne skutki. Dzieci mają bardzo chłonne, nieustabilizowane jeszcze pokłady magii. Ciężko je uporządkować, a Grindelwald jest szalony, ale nie głupi. Możliwe że praktyki które stosował na zajęciach miały być wyjawieniem tych najsilniejszych jednostek. Nie zdziwiłbym się, jeśli planował to od dawna...
Wciąż zwracał się o byłym dyrektorze w rodzaju teraźniejszym, jednak jak już było wspominane - nikt nie wiedział czy wciąż żył. A jeśli tak zapominanie o jego postaci nie było niczym rozważnym. Wykorzystywanie dzieci do własnych celów... Już i tak to robił na zajęciach obrony przed czarną magią tylko Jayden nie spodziewał się, że zamierzał wykorzystać swoją władzę jeszcze bardziej. Wiedział z doświadczenia, a wzmianka o obskurusach... Nie chciał o tym myśleć. Nie był zaznajomiony z historią magii niesamowicie szczegółowo, ale raczej każdy kto chociaż odrobinę się tym interesował, musiał wiedzieć, co oznaczała. - W Hogwarcie znajduje się wiele dzieł. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać. Grindelwald może i zniknął, ale jego rzeczy nie - powiedział, patrząc na Foxa, gdy wspomniał o naukowym rozwinięciu Zakonu. Pomimo faktu, że chodziło mu również o wsparcie innych osób, nie odezwał się w tej sprawie. A przynajmniej nie naukowej. Wrogowie mogą się kryć nawet wśród przyjaciół.
- Evey Howell. Jest częścią biura aurorów i ręczę za nią własnym życiem. Wiem, że poparłaby nas bez wątpliwości - odezwał się, gdy zaczynano rozważać kandydatury. Wierzył w każde swoje słowo i jeśli Zakon potrzebował nowej siły, która miała się przydać, niezłomnej siły jego siostra była najlepszym wyborem, który mógł zaoferować. Później odezwała się Lorraine, a to co usłyszał z jej ust, było dziwnie znajome. Aż za dziwnie, dlatego nie uwierzył w to, by była to przepowiednia. - Też miałem ten koszmar, Lorri. A jasnowidzem nie jestem - skrzywił się. Możliwe że anomalie w podobny sposób działały na czarodziei. W sumie przekonał go do tego widok wielu podobnie zranionych w Mungu. Dlaczego i psychiczne obrażenia nie miałyby zostać podobne? Nie wierzył w jasnowidzów i zdecydowanie nie należał do ich grona. Po przypomnieniu ów koszmaru stracił resztki humoru, który dzisiaj posiadał. Na szczęście zbyt długo nie musiał nad tym myśleć, gdy głos zabrał Adrien, który dość dokładnie wykładał im swoje domysły, które zwieńczył pytaniem skierowanym w stronę prowadzących zebranie osób. Po tym na moment zapanowała cisza, w której słychać było oddechy wszystkich.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 04.08.19 17:41, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Pokój gościnny [odnośnik]07.09.17 2:28
Chyba po raz pierwszy w swoim życiu, tylko słuchał. Ostatnie dni nauczyły go wątpić w niemal każde słowo, sprawdzać wszystko po trzy razy, wydobywać ziarno prawdy z rzucanych śmiało teorii. A jednak w tej ciasnej izbie, gdzie siedział, ocierając się niemal z każdej strony o inną osobę, nie czuł potrzeby wątpienia. Mógł odetchnąć, zostawić ostrożność niejako przed drzwiami, ponieważ w każdej twarzy – tej strapionej, tej poruszonej i smutnej – dostrzegał samego siebie. Każdy zebrany obrał podobną drogę do jego własnej. Dzięki istnieniu zakonu ich ścieżki mogły się skrzyżować, a samotnie walczące dusze utworzyły zgromadzenie, którego więzy tworzyły ich siłę. Było to niezmiernie istotne zwłaszcza dziś, gdy otwierali swoje serca, zdradzając bolesne sekrety, których ciężar od tego momentu miał być dźwigany nie tylko przez pojedyncze osoby, ale przez nich wszystkich. Nie przyszli na świat obarczeni odpowiedzialnością za mugoli ani za rozprzestrzeniającą się ukradkiem ciemność. Tak wybrali. Byli samozwańczymi wojownikami, jedynymi bohaterami, którzy pozostali. Dostrzegał to w każdym z nich, słyszał z każdym słowem, nabierał przekonania, że tu było jego miejsce. Doceniał swoje przywileje, więc był zdecydowany bronić słabszych, wspierać sobie podobnych i traktować innych na równi. To dlatego zdecydował się wstąpić do organizacji. Młody Ollivander, według niektórych paniczyk, który nie nadawał się do żadnej walki… A jednak podejmował bój każdego dnia, bez ustanku wyzywał na pojedynek wszystkie siły wyższe, tak zdeterminowane przeciwko niemu. Próbowały sprawić by przepadł, popsuł się, by nic nie pozostało z jego wiary w siebie, podczas gdy będzie się pogrążał w niepewności. Jak dotąd, codziennie je pokonywał, stawiał się podłej Ondynie, trzymał się mocno pamięci, w której potrafiły namieszać jego wizje, budził się i chodził spać dostrzegając jeszcze światło nadziei. Jaśniało czasem bliżej, to znów się oddalało, póki jednak widniało na horyzoncie, Constantine trwał.
Gdy rozważano powody, dla których to małe dzieci były więzione, otrząsnął się ze stanu, w który wprowadziły go te wszystkie makabryczne historie. Jego wzrok powędrował ku jego dłoniom; ku zaskoczeniu odkrył, że zaciskał je w pięści. Ostrożnie je otworzył i od razu poczuł jak skaczą po nich jakby mrówki, odczucie pojawiające się pod długim okresie bezruchu. Badania… Ktoś musiał odkryć odpowiedź na pytanie d l a c z e g o, wydawało się więc rozsądnym rozwiązaniem, by skupić się też na kwestii umacniania ich naukowego zaplecza. Nie każdy posiadał walory fizyczne, on sam musiał sobie odmawiać niektórych aktywności, ponieważ choroba mogła odezwać się w najmniej korzystnym momencie. W ten sposób nieco mniej śmieli czarodzieje mieli szansę przyczynić się do ich sprawy. Przeszukiwał pamięć w poszukiwaniu swojego kandydata, lecz wtedy padło imię jego brata. Zamarł, zaskoczony, po czym powoli uniósł głowę i skierował ją na wysokiego mężczyznę z brodą, ach, Benjamina. Jego pierwsza reakcja była chłodna, mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa i poczuł się jakby został na czymś przyłapany. To dlatego, że myślał o tym codziennie. Od chwili, w której dołączył do Zakonu, natychmiast ogarnęła go chęć, by opowiedzieć o wszystkim Ulyssesowi. Pragnął pochwalić się swoją decyzją, został przyjęty, mógł się wykazać, na pewno pokona ograniczenia swojego ciała. Pamiętał to dokładnie, jak mijał kolejne pokoje by w końcu stanąć w progu sypialni różdżkarza, lecz nie by w stanie postąpić o krok dalej. On sam mógł podejmować pochopne decyzje, rzucać się ku heroicznym wyczynom, bo w dniu, kiedy zmarła jego siostra jego część też umarła i nie mógł się oprzeć wrażeniu, iż był następny w kolejce. Pogodził się z tym, w pewnym sensie. Jednakże o ile jego mogło zabraknąć, wraz z wizjami i wiecznie żywymi ideałami, nie potrafił sobie wyobrazić dnia bez Ulyssesa. On? Pogubiłby się. Świat? Straciłby nadzwyczajnego człowieka. Tak długo jak sam należał do Zakonu, brał pod uwagę najgorsze. Brat na pewno próbowałby go chronić, co jakby to zaszło za daleko? Miewał koszmary, w których rozstają się, jeden ratuje drugiego, nastawia się bez względu na konsekwencje. Przymknął na sekundę oczy, a już go zalała fala obrazów, z którymi sobie nie radził. Nie, z własnych samolubnych powodów, ponieważ stawiał go ponad sobą i obawiał się jego reakcji, ogarniał go lęk przewyższający ewentualną dumę z walki ramię w ramię z osobą, którą podziwiał najbardziej na świecie.
Zdołał odchrząknąć, gdy usłyszał, jak ktoś próbuje urazić honor członka jego rodu.
Czy mówimy o tym samym Ollivanderze? — zagadnął, a jedna z jego nóg podskoczyła nerwowo na drewnianej podłodze. Próbował wydobyć z siebie nutę rozbawienia, lecz ze względu na okoliczności było to nad wyraz trudne. — Neutralność jest jego cnotą, a cnoty są doprawdy cenne. Ulysses od wielu lat, jak wcześniej moi przodkowie od dziesięcioleci, wyrabia różdżki zarówno dla szlachty jak i czarodziei pochodzenia niemagicznego. Jest znawcą rdzeni nadających się perfekcyjnie do magii leczniczej, ale też czarnomagiczncyh. Czy to dziwne, że tak długo pozostaje wierny samej sztuce, nie zważając na podziały? Dla mnie to prawdziwa równość. — Przerwał na moment, skupiony na tym by nie pozwolić swoim emocjom przejąć kontroli nad jego słowami. Poprawił włosy, zauważając przy tym, że ruch ten wykonał nader mechanicznie. Ta kandydatura znaczyła dla niego wiele, ponieważ mogła zmienić wszystko. — Postawiony przy wyborze, na pewno podjąłby właściwą decyzję. Nie ukrywam, że trudno mi jest ukrywać przed nim istnienie Zakonu, ale to też mój brat i niejeden obowiązek spoczywa na jego barkach — urwał, nie chcąc zagłębiać się w wyjaśniania ani we własne powody. Jego umysł był zmącony przez to, co wcześniej słyszał, do tego został zmuszony do rozgrzebywania kwestii, która wisiała nad nim już kilkanaście miesięcy. Nie wiedzieli rodzice, nie wiedziało jego rodzeństwo. Rozmawiał z nimi o szczerości oraz o zaufaniu, czy już go jednak nie naruszył? Momentalnie zalało go poczucie winy, względem jego przyjaciół z organizacji, względem swoich najbliższych.
Osunął się do tyłu na krzesło, nagle zaschło mu w gardle. Zmusił się do słów:
Ale nie wiem w kim innym moglibyśmy znaleźć lepszego kandydata…
Łudził się, jeśli myślał, że byłby w stanie obronić swojego brata. Nie mógł ukrywać jego potencjału ani za niego decydować. Zaczął unikać wzroku swoich towarzyszy, niepewny, co mógł tam zastać.

[bylobrzydkobedzieladnie]



by the sacred grove, where the waters flowwe will come and go, in the forest


Ostatnio zmieniony przez Constantine Ollivander dnia 07.09.17 10:16, w całości zmieniany 2 razy
Constantine L. Ollivander
Constantine L. Ollivander
Zawód : badacz i ilustrator flory magicznej
Wiek : 21/22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
broken boy
yet to find a way around
a dark and ever-growing cloud
that has him always looking down
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
plants are friends
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5068-constantine-ollivander https://www.morsmordre.net/t5083-paladyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t5082-skrytka-bankowa-nr-1276#110210 https://www.morsmordre.net/t5081-constantine-ollivander#110205
Re: Pokój gościnny [odnośnik]07.09.17 2:50
5.05

Wiedziała, że się spóźni.
Targało nią tak dużo wątpliwości, a przede wszystkim strach, który potrafił paraliżować najbardziej ze wszystkich emocji doświadczających człowieka w tych niepewnych czasach. Wydarzenia po odsieczy, w której brała udział Pomona, oraz te po pierwszomajowej nocy nie napawały optymizmem. Była jedyną osobą w redakcji, którą dotknęła nikła przyjemność ataku czarnej magii - miała z tego przynajmniej tyle, że rzeczywiście pozwolono jej po tym wszystkim odpocząć, chociaż nie mogła powiedzieć, by kilka dni w samotności były tym, czego było jej trzeba.
Coraz częściej miała wrażenie, że nie potrafi się uzewnętrzniać i znaleźć kogoś, komu mogłaby się zwierzyć. Wszyscy przyjaciele Sery należeli do Zakonu i na pewno nie mieli czasu czy ochoty wysłuchiwać jej wątpliwości, gdy sami narażali życie w imię właśnie tych ideałów. A ona siedziała w domu. I użalała się nad sobą.
Wiedziała, że coś złego stało się z Tonks, wiedziała też o anomaliach pojawiających się w całym Londynie. Przed wejściem do Gospody, długo siedziała na jednej z ławek w centrum Hogsmeade - rozmyślając nad tym, jak wielkim tchórzem musi być, że w ogóle się nad tym wszystkim zastanawia. Sytuacja z pierwszego maja mocno na nią wpłynęła - miała tylko nadzieję, że była to kwestia "przejściowa", a strach minie razem ze wspomnieniami. Nieistotne, że od kilku dni nie potrafiła zmrużyć oka na więcej niż kilka godzin.
Grubo po ustalonym czasie spotkania, udało jej się dotrzeć pod odpowiednie drzwi. Uchyliła je delikatnie, nie wiedząc w środek czego i jakiego etapu zgromadzenia akurat zdarzy jej się nieelegancko wparować. Milczała, "przepraszam za spóźnienie" wydawało jej się w takiej sytuacji całkowicie zbędne - zresztą, nie chciała zwracać na siebie uwagi, o ile było to tylko możliwe. Nie należała do najbardziej lubianych osób w Londynie, a nie prosiła też nikogo o wprowadzenie. Napotkała wiele nieznanych twarzy, sporą część towarzystwa jednak kojarzyła. Nie chcąc robić wokół siebie zamieszania, postawiła sobie za cel dołączyć do kogoś, kogo kojarzyła... A z kim bardzo chciała tego dnia porozmawiać. Florean stał w niewielkiej odległości do niej, jego twarz zwrócona była w zupełnie inną stronę - Serah nie miała pojęcia czy już ją zauważył, czy może jeszcze nie, dlatego niepewnie skierowała się w jego stronę. Nie miała siły wcześniej z nim o tym porozmawiać, więc najwyraźniej odpowiedni czas musiał nadejść sam. Długo myślała o tym czy cieszy ją obecność Floreana w Zakonie. Z pewnością była z niego dumna, chociaż kompletnie nie podobała jej się wizja narażania życia w jego wykonaniu. Dopiero co ponownie się spotkali, odnowili jakikolwiek kontakt, a i tak codziennie zastanawiała się czy wszystko z nim w porządku i dlaczego to zrobił - wtedy uświadamiała sobie, że tak naprawdę to wie o nim bardzo niewiele.
Próbowała słuchać tego, o czym wypowiadali się inni obecni na spotkaniu - wpadnięcie w środek wątku niekoniecznie pomagało w zapoznaniu się z zachowaniem zgromadzenia oraz tematu, który był poruszany, ale próbowała. Przystanęła tuż za Florean, łapiąc go delikatnie za ramię. Oficjalnie po to, by zaznaczyć swoją obecność, a mniej oficjalnie... Sama nie wiedziała.
- Hej. Chyba potrzebuje pomocy w odnalezieniu się tutaj... - szepnęła najciszej jak potrafiła.
Miała nadzieję, że nie zaskoczy go... Za bardzo.


I will carry you here in my heart
You'll remind me
That come what may, I know the way
Serah Skeeter
Serah Skeeter
Zawód : autorka poradników miłosnych, plotkuje dla Czarownicy
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She would always like to say,
"Why change the past,
when you can own this day?"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4414-serah-skeeter-budowa https://www.morsmordre.net/t4529-okno-serka#96349 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f327-pokatna-18-31 https://www.morsmordre.net/t4888-serah-skeeter#105995
Re: Pokój gościnny [odnośnik]07.09.17 11:18
Siedziała i słuchała padających słów, które pomagały jej wytworzyć w głowie pewien obraz minionych wydarzeń, w których nie uczestniczyła, ale które bez wątpienia odegrały istotną rolę dla organizacji. Jako nowy członek czuła się nieco wyobcowana i oderwana, bo nie miała okazji uczestniczyć w żadnej wcześniejszej akcji, nie znała większości tych ludzi. A nawet tych, których znała wcześniej jako członków rodziny, znajomych czy współpracowników, nie znała jako Zakonników. Nie mogła jeszcze w pełni się z nimi zsolidaryzować, skoro nie walczyła u ich boku w odsieczach i czuła się ignorantką nieświadomą bardzo wielu rzeczy, o których pozostali wiedzieli już od dawna, ale miała w sobie chęci, żeby zaangażować się w życie organizacji i następnym razem nie pozostać w tyle. Może pewnego dnia zostanie uznana za jedną z nich? Teraz wciąż nie do końca się tak czuła, minęło zbyt mało czasu, by mogła poczuć pełną przynależność do tej specyficznej zbieraniny. W końcu to jej pierwsze spotkanie.
Spodziewała się, że może paść temat anomalii; w końcu obecnie w jakiś sposób dotyczyły każdego czarodzieja w tym kraju. Ją samą też bardzo ciekawiły te kwestie, więc słuchała uważnie i sama też zastanawiała się nad tym, czym mogły być spowodowane i czy faktycznie miały związek z Grindelwaldem i magią dzieci. Po zastanowieniu można było dostrzec pewne podobieństwa, chociaż zazwyczaj magia dzieci, choć istniała zawsze, nie była aż tak destrukcyjna; niekiedy działała pod wpływem emocji, na przykład strachu, często chroniąc dziecko przed potencjalnym zagrożeniem. Pamiętała swoje pierwsze ujawnienie magii, kiedy lecąc z pełną prędkością dziecięcej miotełki prawie wpadła w okno, ale zanim zderzyła się z nim, to otworzyło się samoistnie i wyfrunęła na zewnątrz. W kilku późniejszych sytuacjach ta spontaniczna, niekontrolowana magia także ochroniła ją przed obrażeniami. Trwało to do momentu otrzymania różdżki; odkąd poszła do Hogwartu magia przestała odzywać się wokół niej w niekontrolowany sposób, znajdując ujście w różdżce. Ale teraz nawet różdżki wariowały i często zachowywały się nieprzewidywalnie, a wokół dzieci znacznie wzrosła częstotliwość dziwnych magicznych wypadków. Tak przynajmniej słyszała przed przybyciem tu, i to wynikało też ze słów innych tu obecnych.
Po chwili zawahania odchrząknęła cicho i po chwili się odezwała.
- Nigdy nie słyszałam o czymś podobnym ani nawet nie śniłam, że cokolwiek może stać się z magią. Ta zawsze wydawała się czymś pewnym w naszym świecie – zaczęła, prostując się nieznacznie. – Zgadzam się z tym, że do tej pory dziecięca magia raczej chroniła nas, zanim otrzymaliśmy różdżki, i nie powodowała takich szkód. Sama pamiętam ją z własnego dzieciństwa. Ale chyba każdy z nas zauważył, że nie tylko wokół dzieci dzieją się dziwne rzeczy, że także nasze różdżki działają nieprzewidywalnie i odmawiają posłuszeństwa lub działają zupełnie nie tak, jak powinny – zauważyła, nie wiedząc jednak, czy się nie skompromituje. Niezbyt znała się na naukowych sprawach, trudne terminy niewiele jej mówiły, więc polegała tylko na tym, co mogła zauważyć w ostatnich dniach. A już nie mogła w nich ufać swojemu magicznemu narzędziu, które stało się nieprzewidywalne i kapryśne. – Ta niekontrolowana magia zdarza się ponoć także wśród mugoli, którzy do tej pory nie mieli kontaktu z magią. A stali się jak magiczne dzieci. I jak nasze różdżki. – To także ją zastanawiało, samo w sobie było bardzo dziwne i niepokojące. – Jakkolwiek okropnie to wszystko brzmi, może te anomalie to rzeczywiście rezultat nieudanego eksperymentu Grindelwalda lub ministerstwa, a może ich wspólne działanie, które nagle wymknęło się spod kontroli? – Skrzywiła się, próbując sobie to wyobrazić. Może dzieci uwolnione podczas odsieczy rzeczywiście były elementem takiego eksperymentu, który musiał zostać przerwany, gdy zakonnicy zabrali dzieci i mugolaków? – Jeśli to jest prawdą, to może to po zabraniu tych dzieci, cokolwiek z nimi tam robiono, coś zaczęło się... psuć i już nie dało się tego zatrzymać? – To też wydawało się możliwe, ale może zupełnie się myliła, w końcu nie była naukowcem tylko aurorem. W tych niepewnych czasach trudno było to określić, i trudno było sobie też wyobrazić, co takiego musiało się tam dziać, że wpłynęło to na magię dzieci, dorosłych, a także na dziwne zjawiska obecne na terenie kraju. Naprawdę była jak dziecko we mgle, stąpała po kruchym lodzie i snuła domysły, próbując się do czegoś przydać i włączyć się w dyskusję nawet mimo mniejszego stanu wiedzy. – A może... Ministerstwo chciało użyć tej mocy do swoich obrzydliwych planów, tylko nie wyszło tak, jak trzeba i sami też padli tego ofiarą? – Na pewno pamiętali, jakie plany snuto jeszcze kilka dni temu. Sophia pamiętała i miała nawet wrażenie, że może anomalie były jakoś powiązane z tym, może kombinowano nad skuteczniejszym sposobem zastraszenia świata mugoli, tylko coś się nie udało?
Umilkła, wpatrując się przez chwilę w Foxa i zastanawiając się przelotnie, jak bardzo się wygłupiła.
Zgadzała się też z tym, że należało zadbać o swoje umiejętności. Może nie posiadała zacięcia do typowo naukowych dziedzin i w Hogwarcie była przeciętną uczennicą, ale zawsze dobrze radziła sobie z zaklęciami i obroną przed czarną magią, i umiejętności te nieustannie rozwijała podczas aurorskiego kursu oraz pracy w tym zawodzie, gdzie te umiejętności były kluczowe do jej przetrwania i skuteczności. Nie zamierzała więc osiadać na laurach, a jeśli teraz miała dodatkową motywację, by umieć więcej, to tym lepiej dla niej. W takich czasach jak obecne musiała potrafić sobie poradzić, ale naprawdę żałowała, że nie posiada żadnego naprawdę wyjątkowego, przydatnego talentu. Może powinna jednak bardziej uważać też na innych przedmiotach a nie tylko na tych potrzebnych do pracy aurora? Nie znała też chyba nikogo, kogo mogłaby polecić, przynajmniej w tej chwili nic nie przychodziło jej do głowy, a większość bliskich i znajomych, których światopoglądu była pewna, już siedziała w tym pomieszczeniu. Zdawała sobie też boleśnie sprawę, że nawet wśród osób, które uważała za sobie bliskie mogą kryć się potencjalni wrogowie, i ta myśl przygnębiała ją. Komu w ogóle można było teraz ufać, zwłaszcza w tak trudnych, tak kontrowersyjnych sprawach?



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Pokój gościnny [odnośnik]07.09.17 13:11
Myślała. Gorączkowo myślała nad tymi wszystkimi słowami, które zamierały pod sufitem, by po chwili rozwinąć skrzydła i krążyć nad nimi niczym głodne sępy. Wszystkie szlaki myślowe, którymi biegła w tej chwili, dążyły do jednego skupiska – do Hogwartu, do chłopca, który zdawał się być zupełnie wypruty z emocji, do dnia, w którym zaatakował ją ten obcy człowiek. Nie chciała nikomu więcej opowiadać o tym, co się stało. Wstydziła się tego, tak po ludzku. Brak różdżki odebrał jej prawo do obrony, ślepota wtedy spętała jej ruchy. Ogień jeszcze wcześniej strawił powłokę jej ciała na tyle, że długie dni dochodziła do siebie. To, że ktoś obcy podleczył ją wtedy w celi, zdawało się tracić znaczenie. Coś ją odpychało od tego pomysłu, coś kazało milczeć. Drżały jej dłonie, więc próbowała ukryć je w sobie, splatając palce mocną, jedną pięść. Tarła kciukami o skórę.
A jeśli dzieci to była część jego planu? – odchrząknęła szybko, wzrokiem wędrując po elementach martwych, które znajdowały się z dala od wszystkich zakonników. – Były wyzbyte z emocji, na pewno planował wykorzystać je do większych celów. Zresztą, wszyscy macie rację. Bertie, Minnie. – zamrugała kilkukrotnie. – Just już mówiła, że zostałyśmy rozdzielone. Nie mam pojęcia, co działo się z nią, z resztą, ale… nagły teleport, anomalia, wyrzucił mnie do zagrody garborogów, jak się później dowiedziałam. Byłam słaba i w dodatku oślepiona, więc nie widziałam, z kim przyszło mi dzielić ten kawałek przestrzeni. Wiem jednak, że był mężczyzną. Miał chłodny, twardy głos. – przełknęła ślinę. Coś zaczęło znów rozdzierać jej umysł na dwoje. Zacisnęła na chwilę zęby. – Chciałam tylko powiedzieć, że… że potraktował mnie czarną magią, jestem tego pewna, potwierdzenie później dostałam w Mungu. Najpierw odebrał siły zaklęciem, którego dokładnie nie pamiętam, potem obił szczękę, również magią. Chodzi mi po prostu o to, że… że to nie musiał być przypadek. Jeśli trzecia siła współpracowała z Grindelwaldem i panowali już nad tym długo przed nami? Jeśli nakierowali anomalie tak, żeby wykorzystać to przeciwko nam? Ja wiem, że to teorie spiskowe, ale znajdujemy się w takim położeniu, że wszystko jest możliwe. Mówił coś o… o Dover. I o… - przełknęła ślinę. Nadal nie mogła sobie przypomnieć, chociaż starała się ze wszystkich sił. – Jeśli to właśnie tam to miało miejsce? Może tam znajduje się więcej dzieci?
Czuła, że robi z siebie kompletną idiotkę. Ale jak już powiedziała A, to musiała powiedzieć i B.
- Ojciec od jakiegoś czasu daje mi lekcje alchemii. Jeśli będę mogła, wspomogę eliksirami i maściami leczniczymi. Tylko problem jest taki, że wciąż sobie wszystko przypominam i wciąż się uczę.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pokój gościnny - Page 5 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Pokój gościnny [odnośnik]07.09.17 15:56
Słuchałem wszystkiego uważnie, każdego z osobna. Przerzucałem wzrok z jednej osoby na drugą, starając się znajomym wysłać pokrzepiający uśmiech, przywitać spóźnialskich. Jednak nic tak naprawdę nie zmieni przeszłości. Okrutnej, bo żadna z opowieści nie była tą na dobranoc, ich treści napawały strachem oraz złością. Wprost nie mogłem uwierzyć, że ktokolwiek mógłby atakować bezbronne dzieci. Nawet w Hogwarcie. Za moich czasów to byłoby nie do pomyślenia. A to się działo naprawdę. W tym wszystkim uczestniczyli ludzie, a najgorszym jest to, że to inni ludzie zgotowali ten los najmłodszym. Nastały naprawdę makabryczne czasy; nawet zniknięcie Grindelwalda nie powinno nikogo uspokajać. Tak jak zauważył Fred, nikt nie widział go martwego. Dlatego nadal mógł być zagrożeniem dla świata. Gdybym mógł cofnąć czas… nie zdecydowałbym się na zakładanie rodziny właśnie teraz. W najgorszym z możliwych momentów. Czarna magia, krwiożercze istoty, to wszystko brzmiało abstrakcyjnie. Starałem się przeanalizować wszystkie z informacji, ale tak naprawdę było ich niestety sporo.
Pokręciłem głową. Nie przypominałem sobie w przeszłości czegoś takiego. Wybuchu anomalii, niekontrolowanej magii, dzieci, które odczuwały te zmiany najdotkliwiej. To prawda, zawsze wszystko najmocniej uderza właśnie w nie. Przytaknąłem za to na wzmiankę o ćwiczeniach; z pewnością będę musiał je poćwiczyć. Wszystkie warianty ochronnej tarczy. Niestety nie nadawałem się na badacza, z żadnej dziedziny nie byłem szczególnie dobry, z wielu znałem jedynie podstawy. A obawiałem się, że żeglarstwo nie jest czymś, czego potrzebowalibyśmy do walki z mroczną magią.
Zdecydowanie bliżej mi było do żołnierza, który weźmie udział w walce kiedy będzie trzeba. Nie potrafiłem wymyślić żadnego sensownego planu, wytłumaczenia tych wszystkich zjawisk; słuchałem każdego po kolei i każdemu przyznałbym trochę racji. Prawda jak zwykle pewnie leżała gdzieś po środku. I ja jej niestety nie odkryję, nie mam takich możliwości.
- Może trzeba przeczesać gabinet Grindelwalda? – spytałem luźno, bez większych nadziei. Nie wiedziałem nawet czy to dobry pomysł. Podejrzewałem jednak, że nikt tego jeszcze nie zrobił, a być może tam uzyskalibyśmy jeśli nie odpowiedzi, to przynajmniej wskazówki. Choć możliwe, że w sprawę wmieszał się nowy dyrektor bądź samo Ministerstwo i moglibyśmy nic już nie znaleźć. Trudna kwestia.



i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój gościnny - Page 5 5L5woYY
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1231-glaucus-travers https://www.morsmordre.net/t1238-kapitan-morgan#9281 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t4462-skrytka-bankowa-nr-336#95230 https://www.morsmordre.net/t1258-glaucus-travers#9500
Re: Pokój gościnny [odnośnik]07.09.17 18:48
Starałam się być pomocna, odkąd pamiętam. A jednak dziwnie niewygodne uczucie beznadziejności nie chciało się odczepić od moich barków. Dlatego też mówiłam wszystko. Wszystko, co tylko mogło być pomocne. Wszystko, nawet jeśli niektóre ze słów paliły przechodząc przez gardło. Wszystko, nawet gdy spuszczałam głowę nie potrafiąc spojrzeć im w oczy. Wszystko, bo tylko szczera prawda była w stanie cokolwiek zdziałać.
Nie byłam w stanie pomóc zbytnio w rozpracowaniu anomalii, byłam świadoma swoich braków, większość mojej wiedzy nie wykraczała poza podstawy – poza anatomią. Mogłabym nawet podawać geniuszom herbatę, gdyby miało im to pomóc.
Ulysses, tak Benjamin miał rację. Zerknęłam w jego kierunku. Szlachcic był mądry i posiadał empatię, którą widziałam w jego oczach ostatnio. Mógł nam pomóc, tylko… czy zechce?
Wzrok przetaczał się przez zakonników gdy zabierali głos. Florean znał się na Historii Magii jak nikt, nie raz wzdychał ciężko nad tym, że nie potrafiłam jednoznacznie wskazać roku pierwszego powstania goblinów.
Minnie zaskakiwała mnie zawsze, mimo wieku wykazywała się mądrością i logicznością w swoim myśleniu. Moje wnioski nawet nie przecięła myśl obskurusa, a przecież była ona logiczna. Drgnęłam lekko. Fakt, że ktoś mógł spróbować stworzyć z magii broń była ponura. Czy raczej wykorzystać ją dla własnych celów.
Zerknęłam na Adriena, podziwiałam go. Znał się na magii leczniczej i zależnościach w niej występujących najlepiej z nas wszystkich. Pewnie w swoim życiu miał do czynienia z nieliczoną ilością dziwnych przypadków. Gdybym nie trafiła do pogotowia, a do szpitala mogłabym być jego stażystką. Słuchałam jego układając w głowie fakty. Skrzynia. Jeśli miał rację, ukradli coś, co posiadało nie tyle organ, co to, nad czym pracował czarnoksiężnik.
Ludzie mówili dalej, a ja słuchałam każdego jednego wniosku i kandydatury, która przetaczała się w czasie dyskusji. Było zbyt wiele niepewności, byśmy mogli być czegoś tak naprawdę pewni. Musieliśmy zrozumieć istotę rzeczy – w tym przypadku anomalii – by móc je odpowiednio rozpracować.
- Lucinda Selwyn. – powiedziałam cicho, znów zabierając głos. – Jest łamaczem klątw i człowiekiem o dobrym sercu. Więcej o niej z pewnością może powiedzieć Alexander – skinęłam w jego kierunku głową. Sama rozejrzałam się po osobach w pokoju. Powinni wiedzieć. Mieli wiedzieć, przecież zamierzałam napisać to na tablicy w Starej Chacie. Zamierzałam, ale teraz pozostały z niej tylko części, a mnie samą wywieziono, nim urealniłam swoje plany. – Lucinda pomaga pozbyć mi się klątwy którą noszę, jeśli ktoś będzie chciał usłyszeć więcej podzielę się informacjami, zamierzałam to zrobić, ale… - wzruszyłam lekko ramionami - … Ministerstwo nie dało mi takiej możliwości. – uniosłam głowę wyżej, próbując dodać tym sobie pewności, choć wcale nie czułam się pewnie przyznając, ze jestem nosicielem czarnomgaicznego uroku. – Łamacz byłyby pomocny. Zwłaszcza, że wiem że Mulciber potrafi nakładać klątwy. Jedną z nich przed laty nałożył na mnie, to też może potwierdzić Alex. – splotłam dłonie na piersi znów milknąc. Na te chwilę nie wiedziałam co więcej mogłabym powiedzieć. Mnogość możliwości była przytłaczająca, a ja potrzebowałam chwili, by móc je przetrawić.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Pokój gościnny - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 5 z 28 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 16 ... 28  Next

Pokój gościnny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach