Wydarzenia


Ekipa forum
Tor wyścigów konnych Royal Ascot
AutorWiadomość
Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]29.04.15 11:45
First topic message reminder :

Tor wyścigów konnych Royal Ascot

W Ascot organizowane są najbardziej prestiżowe wyścigi konne świata już od ponad 250 lat. Pośród obserwatorów zasiada wielu czarodziejskich arystokratów jako ciekawostkę traktując również obecność mugolskiej rodziny królewskiej. Dla dam jest to prawdziwa rewia mody, szczególny nacisk kładzie się na toczki i kapelusze. W biegach biorą udział najlepsze konie pełnej krwi angielskiej z całego świata.
Nieco dalej, za niewielkim wzgórzem, znajduje się także ukryty przed mugolami podniebny tor wyścigowy skrzydlatych wierzchowców. Za najbardziej prestiżowe uważa się zmagania aetonanów; najlepsze z tych rumaków pochodzą ze stajni Carrowów.

Wyścigi koni, skrzydlatych lub nie: Postaci przez trzy kolejki rzucają kością k100. Do rzutu dodaje się bonus (lub karę) przysługujący z biegłości ONMS, gdyż osoba bardziej znająca się na zwierzętach łatwiej zauważy zwierzę, które ma największe szanse na zwycięstwo. Zwycięża koń, na którego postawiła osoba, która wyrzuciła wyższą łączną sumę z trzech kolejek. Aktualna przewaga rzutów pokazuje aktualne rozłożenie sił na torze
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tor wyścigów konnych Royal Ascot - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]20.03.21 7:12
♪♫

Otrzepanie się z kurzu, który wzbił się wraz z tą dziwną, niespodziewaną teleportacją zajęło mu chwilę, a skrupulatnie zadbane materiały garnituru miały już wyjątkowo dość brudu jak na jedną czkawkę. Cóż. Przynajmniej nie był zamknięty w czyjejś piwnicy i żaden troll nie zamierzał go pożreć. Miał taką nadzieję... Na samą myśl Jayden rozejrzał się po okolicy, ale nie dostrzegł niczego niepokojącego. Nic, co mogło stanowić dla niego zagrożenie, bo prócz ziejących z każdej strony pustek oraz ciszy, nie czekało go tu nic. Próbując doprowadzić się do porządku, zdał sobie sprawę z faktu, iż miejsce, w którym się znalazł, nie przypominało niczego znajomego. Wiedział gdzie był, ale nie miał pojęcia, dlaczego tam był. Wcześniejsza teleportacja wyrzucała go w pobliżu osób, które znał. Evandra, Isabella. Cassandra. Hannah. Nawet Lydia, którą przecież poznał, jak był dzieckiem. Tor wyścigowy nie był jednak oblegany - nie o tej porze. Czy gdzieś na trybunach mógł się kryć ktoś, kto wyjaśniłby, dlaczego Vane wyskoczył właśnie tu? Początkowy rekonesans nie przyniósł żadnych skutków. Najwidoczniej była to jedna wielka pomyłka. Strącał właśnie resztki piasku z ubrania, chcąc wrócić do domu chociaż raz bez wyglądania jak bezdomny, gdy cały misterny plan dotarcia do Irlandii spełzł na niczym. No, cóż... Może nie tak całkowicie, bo wciąż mógł się teleportować, gdyby tylko chciał. Problem leżał w tym, że jego spojrzenie przemknęło przez wyższe partie przeznaczone dla widzów i dostrzegło cień czyjejś sylwetki. Usta nieco zaskoczonego profesora ułożyły się w nieme O!, gdy zdał sobie sprawę, iż jednak tak całkowicie sam nie był. Może ten ktoś miał mu odpowiedzieć na pytanie, co tu właściwie robił. Może tożsamość tajemniczej postaci miała potwierdzić raczkującą teorię profesora związana z czkawką i zależnościami za nią idącymi. Może miało to stanowić ciekawy temat do dalszych badań? Nie chciał tracić jednak czasu na zbędne myślenie. Uniósł rękę w dziwnym geście zwrócenia na siebie uwagi i... Pomachania? Cokolwiek to było, liczył na to, że miało podziałać na nieznajomego i przytrzymać go na miejscu do czasu, aż Jayden nie miał znaleźć się obok niego. Tudzież niej... W końcu ostatnia teleportacyjna czkawka łączyła go z czarownicami. Może to też kolejna kwestia do potwierdzenia? Tak czy inaczej - skupił się już na teraźniejszości. Dzięki Merlinie, że ostatnimi czasy musiał zajmować się chłopcami - przebieranie ich pieluch kilka razy dziennie było wyzwaniem sprawnościowym. A przecież robił to razy trzy! Potrójna praca. Jeśli nie poszóstna, biorąc pod uwagę, że był samotnym rodzicem i robił to wszystko sam... No, nieważne. Ważne, że w rekordowym czasie pokonał dzielącą go odległość od tajemniczej jednostki, a wkraczając do loży, astronom błagał w duchu, by poszukiwana przez niego osoba wciąż się tam znajdowała. I znajdowała! Na jego szczęście lub nieszczęście...
Dostrzegając znajomą twarz, cofnął się w szoku. Dobrze, że nie stracił równowagi - przecież jej widok omal nie strącił go z nóg! I to nie tylko z zaskoczenia, ale też... Sam nie wiedział. Fala tsunami uderzyła prosto w niego, gdy poczuł dziwną słabość, którą wcześniej odczuwał tylko w obecności swojej żony. - Anne?! - wyrwało mu się momentalnie, gdy zdał sobie sprawę, że właśnie patrzył na swoją uczennicę, niczego nie rozumiejąc. Gdyby nie trzymał się już klamki, zapewne złapałby się za głowę. - Co ty tu robisz? Czemu nie jesteś w szkole? - wypalił na dzień dobry, zanim zdołał ugryźć się w język i zrozumieć beznadziejność własnego pytania. Świetnie, Vane. Świetnie, warknął do siebie w myślach, mentalnie uderzając się dłonią w czoło. Nic dziwnego, że wszystkie kobiety w ostatnim czasie były na niego złe, skoro rzucał im takimi tekstami prosto w twarz. Cóż... Trzeba było przyznać, że nie był prawdziwym romantykiem, ale przynajmniej był szczery. Prawda? Zresztą... Czy tylko mu się wydawało, ale czy ktoś przesadził z rzucaniem zaklęć podnoszących temperaturę? I to w nocy? W miejscu, gdzie nikogo normalnie nie było? No... Oprócz niego i jego dawnej uczennicy, której widok sprawiał, że zasychało mu w gardle. Skup się, Vane. Skup się! Pokręcił głową, sprowadzając się na ziemię. - Przepraszam - skarcił sam siebie, wybijając się ze zbyt długiego wpatrywania się w twarz czarownicy. Musiał siłowo spojrzeć w bok, żeby nie podkręcać dziwnej atmosfery i nie wyjść na prześladowcę. Poprawił niezręcznie zbyt ciasno zawiązany krawat, starając się go rozluźnić, bo co jak co, ale chyba przesadził z tym węzłem.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]23.03.21 14:50
Pociemniała zieleń krajobrazu niemal przytłaczała własnym ogromem. Sekunda goniła sekundę, szybko zmieniała się w minutę, może stawała się nawet całą wiecznością – miała wrażenie, że czas na moment przestał istnieć, kiedy wzrok wciąż obserwował sylwetkę. Tą, która wpierw rozglądała się wokół ze zdumieniem, później uniosła dłoń i pomachała w jej kierunku; nie do końca rejestrując własne ruchy, także uniosła dłoń, dając tym samym potwierdzenie własnej obecności – życia? Bycia prawdziwą?
Zaciśnięte na barierce dłonie zdradzały nerwowość; nie wiedziała gdzie była, dlaczego tu była, kim tak naprawdę była osoba, która pojawiła się tutaj wraz z nią. Wzrok począł błądzić po otoczeniu; Beddow rozglądała się wokół w poszukiwaniu jakichkolwiek odpowiedzi, jakichkolwiek dróg, które powinna była obrać, nawet jeśli miały zamykać się na ucieczkę; ucieczkę dokąd? I skąd?
Niemal czuła niepokój ślizgający się wewnątrz jej żołądka, słyszała dudniące serce, wyczuwała własny, przyspieszony oddech. Później do tego wszystkiego dołączyły czyjeś kroki, uderzające po stopniach schodów, nim stopy nie postawiły kroku na posadzce loży, a ona podniosła spojrzenie. Na niego.
I zupełnie nie wiedziała co się dzieje.
Nie wiedziała, dlaczego jego widok sprawił, że serce znów przyspieszyło, a lęk wymieszał się z jakąś dziwaczną ulgą; róż pokrył policzki bardzo szybko, a dźwięk jej własnego imienia w jego ustach działał pesząco – jednocześnie tak, że naprawdę, w jednej, drobnej chwili, bardzo, bardzo polubiła tę melodię.
– Panie profesorze... – speszone zgłoski otulała drobna chrypa; na moment spuściła wzrok na czubki własnych butów, nie do końca wiedząc, dlaczego w jednej chwili zrobiło jej się gorąco – dlaczego wstyd zmieszał się z dziwaczną fascynacją, równocześnie ulgą, kiedy osobą, która pojawiła się w tym miejscu, okazał się właśnie on.
– Ja... nie chodzę już...do szkoły – wymamrotała, krótko; na pewno by tego nie pochwalił, przecież miała przed sobą egzaminy, potencjalnie najważniejsze w życiu. Ale nie mogła go okłamać. Nie jego.
Spojrzenie uniosło się powoli, zęby skubnęły dolną wargę ust nerwowo, a ona sama zrobiła niepewny krok do przodu, chcąc – czując potrzebę – zmniejszenia dystansu. Zatrzymała się jednak nader prędko.
– Ja... – zaczęła, wzrokiem przemykając po rysach jego twarzy, nim nie skrzyżowała oczu ze spojrzeniem tych należących do niego – C-co...co pan tu robi? – i co ona tutaj robiła – Gdzie my jesteśmy? – zdała sobie sprawę z absurdalności tego pytania dopiero po chwili. Ale naprawdę nie wiedziała, skąd się tu wzięła.
Ale niepokój, strach, przemykający po kręgosłupie, teraz nagle pełnił rolę drugorzędną.
Przy nim się nie bała.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : 9 +5
UROKI : 6
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 13
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]26.03.21 15:40
Czasami wystarczyło wyjść z domu, by dostrzec, jak wiele splecionych dziwnie więzi wpływało na codzienność. Niekiedy zwykłe pójście w jedną ze stron mogło nakreślać resztę życia. Jak chociażby wtedy gdy po wiadomości o śmierci Pandory i Mii, kroki zaprowadziły Jaydena do miejsca, gdzie czuł się najbezpieczniej. Dlaczego znalazł się pod drzwiami Pomony? Mógł pójść wszędzie indziej. Wszędzie tam, gdzie jego obecność miałaby więcej sensu. Dla większości osób oczywistym wyborem byłby rodzinny dom, a jednak dla niego... Sam nie wiedział właściwie czemu, podświadomość zaprowadziła go właśnie tam. Nie czuł się w żaden sposób niewłaściwie, pozwalając na to, by ściągnęła z niego mokre ubranie, otuliła ciepłym kocem i ukryła we własnych ramionach. Potrzebował tego. Wsparcia bliskiej osoby, gdy jego umysł pokryła całkowita ciemność. Przy Pomonie mógł zdrowieć. W końcu o nic go nie pytała, tylko była. W zupełnej opozycji do tego, co próbowali narzucić mu bliscy. W tym właśnie konkretnym momencie. Nie. Nie chciał z nimi rozmawiać. Nie chciał się uzewnętrzniać. Chciał otrzymać po prostu spokój i szansę na dojście do ładu z własnymi myślami, na poukładanie ich po swojemu. Oni nie mogli mu pomóc bez względu na to, jak bardzo chcieli to osiągnąć. Umysł profesora znajdował się w zupełnie innym miejscu, jego uczucia wiążące go ze zmarłą żoną mogli zrozumieć jedynie oni, podobnie zresztą jak relację - skomplikowaną w całej swej okazałości. Ukrywający małżeństwo w sekrecie przez jakiś czas byli w tej mierze jedynie małostokowymi kłamcami - lista ich wykroczeń w oczach reszty społeczeństwa była poważniejsza i dłuższa. A oni? Jayden nie postrzegał tego w ten sposób. Nie zrobili nic złego. Nikogo nie krzywdzili swoim zachowaniem. Nikt nie miał prawa ich oceniać. Nikt nie miał prawa ich rozdzielać, bo przecież mieli być już zawsze razem. Bez względu na wszystko. Bez względu na wszystko?
Nie. Nie trzeba było wychodzić nawet z własnego domu, by zostać ciśniętym w nieznane. Porwany niezamierzoną teleportacją Vane pojawił się w miejscu tak bardzo oddalonym od najbliższych i nieprzypominającym cokolwiek, co mógł znać. Przynajmniej nie w bliskiej przeszłości. Stan umysłu oraz humor, w którym się znajdował, nie działały na korzyść całego zdarzenia - irytacja wszak mogła być jedynie potęgowana. Stanięcie twarzą w twarz z młodą czarownicą, którą znał, zdezorientował go jeszcze silniej, wzbudzając tym samym dziwną falę zmieszanych uczuć. Co się z nim działo? Dlaczego? A do tego wszystkiego coś, co poruszyło w nim kolejną strunę, gdy odezwała się ponownie. Ja... nie chodzę już...do szkoły. - I to jest właśnie problem - westchnął, czując wzbierającą w nim złość skierowaną nie w jej kierunku, lecz na siebie. Na system. Na działania polityczne, które pozbawiały tak wielu młodych ludzi poczucia bezpieczeństwa. Nie chodziła do szkoły, a wraz z nią inni. Patrząc na zgromadzone dzieci w Wielkiej Sali, za każdym razem Jayden czuł nieprzyjemny ucisk na dnie żołądka - było ich tak niewiele i większość, która nie wróciła, nie dawała znaku życia. Vane starał się dowiedzieć coś więcej, jednak jako jedyny nauczyciel w jakiś sposób interesujący się problemem... Przerażało go to. Niemoc. Niewiedza. Problem z działaniem. Czy tak to wszystko miało wyglądać? Czy tak mieli wyglądać oni?
C-co...co pan tu robi? Gdzie my jesteśmy?
Wyrwał się z dziwnego amoku, schodząc na ziemię i ponownie odczuwając dziwną słabość, gdy podniósł wzrok na towarzyszącą mu dziewczynę. - Myślałem, że ty mi odpowiesz na to pytanie - zastanowił się, pozwalając na to, by zmarszczone brwi utworzyły między sobą wyraźną linię. Musiał czymś zająć myśli i odciągnąć je od Anne. To było praktycznie niemożliwe, ale przecież jeśli tylko miał się mocniej skupić... Na czym? Ah, na czkawce... Na tym gdzie był. Wdech. Wydech. Przecież wcześniej przy czkawce teleportacyjnej przenosił się do osób, które zdawały sobie sprawę z tego, gdzie były i po co. To on zdawał się tam nieproszonym, niespodziewanym gościem. Po słowach Anne można było jednak wnioskować, że dla niej to również było nowe. O co więc... Nagłe pojawienie się ducha oraz zastawionego stolika wytrąciła Jaydena z zamyślenia oraz analizowania sytuacji. Sam nie wiedział kiedy, postąpił krok w stronę Beddow, stając między nią a transparentnym gościem - czego mogła chcieć ta zjawa? Duch jednak jedynie wskazał przezroczystą dłonią na przyrządzony stolik, nie odzywając się do pary czarodziejów, po czym zniknął, zostawiając ich samym sobie. Astronom przez moment stał w miejscu, próbując zrozumieć, co się wydarzyło, ale coś kazało mu zaufać nieznajomej istocie. Nie wyglądała na groźną, a miejsce, które wskazała, zachęcało do zainteresowania się... Dlatego odetchnął po jakimś czasie, rozluźniając ramiona i podszedł odsunąć jedno z krzeseł, by przenieść wzrok na Anne. Nie powinien był tak myśleć, ale nigdy nie zauważył tego, jak bardzo rozjaśniała swoją obecnością pomieszczenie. - Usiądziesz? - spytał, patrząc na nią z pozornym spokojem, chociaż widać było gołym okiem, że starał się ukrywać dziwną ekscytację. Przebijała się ona w jego skrzących się oczach, gdy próbował trzymać na wodzy bijące szybko serce. Wiedział w końcu, że nie myślał trzeźwo. Rozpoznawał upojenie podobne do tego, które czuł przy Pomonie, a którego nie powinien, nie mógł odczuwać w stosunku do niej. Nie znaczyło to jednak przecież, że nie mógł z nią porozmawiać. Dowiedzieć się, co się działo w jej życiu, czym się zajmowała i czy w ogóle żałowała, że nie skończyła szkoły... I dlaczego jej nie skończyła? Bo chociaż podświadomie znał odpowiedź, chciał usłyszeć powód od niej samej. Mogli spędzić ze sobą chociaż chwilę czasu... Prawda? - Proszę?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]01.04.21 20:40
W Dolinie Godryka znalazła się przypadkowo – na wyścigowym torze znalazła się przypadkowo. Nęcona zapachem niedużego ciasteczka w kolorze dojrzałej dynii, jakże wpasowującego się w urokliwe dekoracje i przemykające dookoła barwy świętowanego – dość hucznie, wciąż jednak zachowawczo – Samhain. Słodkość wciąż tkwiła na końcu języka, kiedy niepokój nakazywał rozglądanie się po okolicy w poszukiwaniu sprawcy, wyjścia, jakiejkolwiek wskazówek; po raz kolejny, tysięczny, być może milionowy nie dostrzegała żadnych odpowiedzi.
W jednym, drobnym momencie, zaledwie ułamku sekundy, przekonanie o tym, jak niewiele tak naprawdę wie, przytłoczyło ją odrobinę; nerwowość rozeszła się po podbrzuszu momentalnie, kiedy myśli spłynęły w kierunku młodego Lapina. Była tutaj ledwo chwilę – a tak przynajmniej się jej wydawało – tutaj; czym w ogóle było tutaj? Jak miała stąd wrócić? Julien naprawdę mógłby zmartwić się jej dłuższą nieobecnością.
Ale wszystkie niewiadome uleciały gdzieś w bok, kiedy wzrok napotkał kogoś, kogo nie mogła się spodziewać – nie tutaj, nie teraz, nie w taki sposób, który w jakiś okrutnie niezrozumiały sposób mieszał zawstydzenie z dziwacznym podekscytowaniem.
Otulone zirytowanym tonem zgłoski wywołały coś na kształt dreszczu w dole dziewczęcych pleców; potrzeba powiedzenia mu prawdy, wytłumaczenia się, przeproszenia, niemal wypłynęła spomiędzy warg – niemal, bo równie prędko je rozchyliła, równie prędko zamknęła, po raz kolejny spuszczając wzrok i karcąc się w duchu – za co? – za drobny rumieniec, który był jedyną odpowiedzią, jaką mogła mu ofiarować.
– Ja.... nie mam pojęcia, panie profesorze – brwi zmarszczyły się wyraźnie, kiedy w końcu podniosła na niego spojrzenie; i znowu, znowu dziwacznie, znowu niezrozumiale, miała wrażenie, że serce wykonuje przewrót w jej piersi, a potem uderza o żebra jak oszalałe, lub zaklęte jakimś dziwacznym czarem.
– Byłam... na spacerze – wyjaśniła po krótce, zauważając też jego zdenerwowanie; może to było nieodpowiednie? To, że byli tutaj, pod osłoną nocy? Och, na Merlina, był przecież jej nauczycielem; a ona dziewczyną, której nawet nie udało się skończyć szkoły, która zniknęła bez słowa z hogwardzkich korytarzy. Odchrząknęła cicho, próbując wpuścić w rysy twarzy choć odrobinę pewności siebie, nawet jeśli była udawana – W Dolinie Godryka. Tam teraz... pomieszkuję. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się tutaj – pamiętała jaskrawe światła, wielobarwne dekoracje, pachnące ciastko... Niemal gotowa mu o tym powiedzieć, prawie przegapiła ducha, który znalazł się nagle w ich pobliżu; kiedy wzrok napotkał mglistą postać, zryw ciała podyktował podskoczenie, a z ust wydobyło się ledwo słyszalne och!
Serce znów przyspieszyło, zaskoczenie znów utkwiło ją w bezruchu; kiedy profesor Vane stanął między nią, a zjawą, strach przykryło jakieś abstrakcyjne poczucie... bezpieczeństwa? Uznania?
Nie wiedziała gdzie jest, gdzie są, po co, dlaczego i jakim cudem - a może fizycznym prawem - ale przy nim, kiedy czuła jego zapach i niemalże ciepło bijące od ciała, to wszystko wokół było jakoś prostsze.
Walcząc z pokusą uniesienia dłoni i dotknięcia jego ramienia, przeniosła spojrzenie na wskazany stolik. Nakryty? Tutaj? Teraz?
Nie mówiąc wiele – całe nic - skierowała kroki w kierunku stolika, później krzesła które odsunął; dłonie spoczęły na eleganckiej fakturze obrusu, płomień świec przemknął blaskiem po wypolerowanych naczyniach.
– Nie powinniśmy... wrócić stąd? Znaleźć jakieś wyjście? – wypowiedziała niepewnie, podnosząc na niego spojrzenie, czekając aż zajmie miejsce naprzeciw – Profesorze, jest środek nocy, my... – nie powinniśmy?
Zdecydowanie, absolutnie, kategorycznie nie powinni.
Ale nie potrafiła tego powiedzieć. Bo zwyczajnie nie chciała, by znikał. By się rozstali.
– Nie jest pan...zmęczony? – najprostsze, najgłupsze pytanie, po którym rumieniec znów błysnął na policzku, nawet w półmroku scenerii, nawet pod kosmykiem jasnych włosów, które wyswobodziły się zza ucha.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : 9 +5
UROKI : 6
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 13
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]02.04.21 15:32
Myślałby. Gdyby nie otumaniająca aura najpotężniejszego z eliksirów, Jayden myślałby. Posiadałby wolną wolę oraz świadomość. Rozum, logikę, zdolność analizy, które tworzyły z niego mężczyznę, jakim był na co dzień. Nie zaś przytępionego zmysłami ghula, który ukierunkowany był ku stanowi upojenia czymś, co nie istniało. Bo rodzaj miłości, którą wywoływała amortencja nie był rzeczywisty. Owszem ów miłość mogła zniewalać niczym prawdziwe uczucie, ogłupiać, utrudniać przepływ trzeźwych myśli, lecz nigdy nie w ten sam sposób. Prawda nie odcinała człowieka od własnych decyzji, nie odbierała mu wyboru. Nie czyniła z niego zahipnotyzowanego bezmózga. Bo gdyby astronom miał wybór, gdyby nie był pochłonięty przez amortencję, nie skierowałby zamroczenia w stronę swojej uczennicy. Nie dopuściłby nawet własnego rozumu do przełamania ów bariery, nieważne co by się wydarzyło. Z Anne już wcześniej łączyły go relacje i wiążące się z nimi pozytywne emocje, lecz nie takie, które opierały się na zadurzeniu. Nie. Myślący Jayden nie doświadczałby podobnego stanu emocjonalnego ukierunkowanego na podopieczną - aktualną czy dawną. Niósł w sobie wszak jedynie tęsknotę i miłość wobec jednej przedstawicielki płci przeciwnej. Wobec tej, która wzbudziła w nim zrozumienie ów sfery między światem mężczyzn a światem kobiet. Wzbudziła, uświadomiła, pozwoliła się w niej zatopić. Przyjęła go. Pozwoliła mu na to, by rozebrał ją nie tylko z ubrań, lecz również z uczuć oraz granic. Zdołał przekuć wyobrażenia w czyn. W tym stanie, w tej synchronizacji umysłów oraz ciał mogli być w pełni szczerzy, bezbronni i silni jednocześnie. Prawdziwie. Właściwie. Dobrze.
Teraz to wszystko wypaczało ów piękno. Nie. Amortencja może i była silna, lecz nigdy nie miała dorównać prawdziwym uczuciom. Była wypaczona, zła, niewłaściwa. Była sztucznym upojeniem. Marnym substytutem prawdy. Miłość była wszak nie tylko jednym kierunkiem - posiadała wiele składowych i nikt nie był w stanie doskonale ich odtworzyć. Odwzorować. W miłości czaiło się tak wiele... Tak wiele wspomnień, tak wiele emocji... Tutaj, teraz, w amortencji - nie było niczego, co osiadało w głębi. Mógł postrzegać stojącą przed nim dziewczynę niczym najwspanialsze zjawisko na całej ziemi, jednak była to jedynie chwila. Co miały mieć największe z wyznań, najsilniejsze deklaracje do rzeczywistości? Do zrozumienia? Eliksir miał koniec końców wyparować z jego ciała, pozostawiając jedynie wstyd i zażenowanie. Miłość miała w nim pozostać bez względu na wszystko. Nie miało jej nic pokonać - nawet śmierć. I wiedział o tym. Ogłupiony magią nie był w stanie jednak normalnie funkcjonować. Jego przypadkowa również. Dlatego też, zamiast podejmować rozsądne decyzje, odsuwał jej krzesło, czekając na dalszą reakcję. Wychodził naprzeciw czemuś, co w normalnych warunkach nie miałoby miejsca lub spotkałoby się z momentalną dezaprobatą. Jego dezaprobatą.
Nie powinniśmy... wrócić stąd?
- Wiem. Staram się... - Co tak właściwie? Starał się myśleć? Bo niewątpliwie ów proces był aktualnie zaburzony i to całkowicie. Dalsze pytania padały, a on nie wiedział, co ze sobą zrobić. Usiadł naprzeciw niej, ale cała ta sytuacja w tym jednym momencie wydawała się zarówno zła, bo nie powinni. Z drugiej jednak wydawała się być dobra, bo wyczekiwana. Czuli to oboje, prawda? Czy to tylko jego wyobraźnia? Może zbytecznie się pospieszył, proponując jej wspólny wieczór, a ona tego nie chciała, ale z szacunku wobec niego nie odmawiała? Merlinie... Co jeśli ją przymusił? Co jeśli to w jej oczach wyglądało... Jayden instynktownie sięgnął do kieszeni płaszcza, chcąc sprawdzić, czy miał tam jeszcze swój świstoklik, który mógł go zabrać do domu i oszczędzić mu tej hańbiącej sytuacji, ale zamiast na świstoklik, palce astronoma trafiły na coś innego... Gdy tylko zdał sobie sprawę, co to było, zesztywniał na ułamek sekundy, momentalnie wracając zmysłami na ziemię - lub właściwie na tyle, w jakim stopniu pozwalała mu na to amortencja. Ale już wiedział, co miał zrobić. Dość tej błazenady. Miała rację. Nie powinni. Nie mogli. Nie siedział długo. Może jakieś kilka chwil, a już wstawał i patrzył na nią zdecydowanie. - Zabierzemy cię do domu - zadeklarował. Duch znów pojawił się tuż obok, jakby na coś czekał, ale Jayden nie zwracał na niego uwagi. Wciąż wpatrywał się w Anne siedzącą po drugiej stronie stolika. - Nie jest przecież jeszcze tak późno. Punkty świstoklików są otwarte całą dobę. A nawet jeśli - nie zostawię cię tutaj. - Z tego co pamiętał, w okolicach Londynu znajdował się tor wyścigów konnych, ale nie miało to znaczenia. Mogli wezwać Błędnego Rycerza lub teleportować się do Doliny Godryka. - Musimy... Musimy wracać do domu. - Ja muszę wracać. Wciąż miał wszak zabawki swoich dzieci w kieszeni płaszcza i nawet jeśli oznaczało to, że nigdy już nie miał jej zobaczyć... Nie mógł porzucić chłopców. Nie dla niej. Nie dla siebie. Gdy nie ruszała się, obszedł stolik i stanął przy jej fotelu, pozwalając sobie na ciepły uśmiech zachęty. W innym przypadku odgarnąłby za ucho blondwłosy kosmyk opadający na blade czoło, lecz teraz jedynie badał spojrzeniem fragmenty dziewczęcej fizjonomii.- Idziemy? - On już podjął decyzję. Czekał na jej odzew i nieważne jak silnie chciał skorzystać z okazji i po prostu zostać w tym jednym miejscu, liczyło się to, że mieli być razem. A czy tutaj, czy tam... Co za różnica? W końcu sam kiedyś powiedział, że tam, gdzie pojawiała się tajemnica, tam czaić się miało podejrzenie. Prawda? Marine?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]05.04.21 13:02
Skąd to wszystko się tu wzięło? Czym było, dlaczego było, co robiła tutaj ona – i chyba najważniejsze, co robił tutaj on? Wciąż nie rozpoznawała miejsca, które rozciągało zieleń wzdłuż i wszerz, równocześnie będąc otulonym wzniesionymi siedziskami oplecionymi balkonem; to była widownia? Widownia ze stolikami?
Spojrzenie osiadło na nakrytym miejscu na dłużej niż chwilę; wciąż czuła dudniące serce, kiedy zjawa ni stąd ni zowąd pojawiła się przy nich, a profesor Vane stanął między nią a duchem. Widywała takie w Hogwarcie, praktycznie codziennie, ale mimo to coś tak nierealnego potrafiło momentalnie wywołać niepokój w dziewczęcym sercu. I o co chodziło z tym stolikiem?
Ale nim faktyczne obawy, pytania bez odpowiedzi i te, które być może udałoby się jej zadać, się pojawiły, zajmowała już jedno z miejsc, a palce spoczywały na eleganckim obrusie. Przez dłużej niż moment patrzyła na swoje, odrobinę zniekształcone, odbicie w wysokim kieliszku, oświetlony lichym płomieniem świecy polik i skrzące się spojrzenie – przez moment nie było w nim nawet strachu, choć to niepokój powinien być główną emocją wygrywaną w niebieskozielonych tęczówkach.
Może była pewna? Pewna tego, że u jego boku nic jej nie grozi? Że nawet w miejscu takim jak to, którego nie znała, które wydawało się nieodpowiednie z samego faktu pory i okoliczności, w jakich się tu znalazła – że nawet mimo tego wszystkiego, wstydu i niepewności, które raz po raz podskakiwały gdzieś w dole żołądka, to właśnie on jest tą osobą, którą, paradoksalnie, dziwacznie i kompletnie niezrozumiale, chciałaby widzieć? Właśnie tutaj i właśnie teraz.
Podniosła spojrzenie po jakimś czasie, odnajdując te należące do niego – nieco odległe, skonsternowane, zakłopotane; może czuł tak jak ona? Może abstrakcja tego wszystkiego również go przytłaczała? Zabawne, że w jednym, drobnym momencie, zapomniała o własnych frasunkach i jedyne czego chciała, to odegnać te, które nawiedzały jego.
– Och – uleciało krótko na słowo dom, bo sama naprawdę nie wiedziała, czy Dolinę powinna – czy mogła – ją tak traktować; Julien na pewno zmartwiłby się jej dłuższą nieobecnością, ale czy nie mogli pobyć tutaj jeszcze przez chwilę? Równocześnie wciąż desperacko chciała odnaleźć wyjście, odpowiedzi – Merlinie, co się z nią działo?
Wciąż zarumieniona – z powodu jego obecności i własnego mętliku w głowie – zamrugała kilkukrotnie, kiedy gwałtownie wstał, wyrażając gotowość do działania. Niemal równocześnie gdy podniósł się z miejsca, talerze wypełniły się jedzeniem, półmiski przyjęły parujące potrawy a kieliszki spłynęły ciemnym winem; nie widziała jeszcze czegoś takiego, chyba nie na własne oczy. Siedziała w bezruchu jeszcze przez chwilę, bynajmniej nie przez wystawną kolację, a fakt, że znów znalazł się blisko, przez co jej serce znów przyspieszyło swój rytm.
– Ma pan rację... – wypowiedziała krótko, potakując głową, by zaraz potem podnieść się z miejsca. Krótki oddech, wygładzenie materiału, drobne spojrzenie; nim odjęła je od tego należącego do niego, pozwoliła sobie raz jeszcze spojrzeć na stolik – A... a może... może moglibyśmy najpierw zjeść? – nie wiedziała, czy to posmak dyniowego ciastku na języku wciąż ją otumaniał, czy zapach potraw, których nigdy nie miała okazji posmakować, głód, czy jego obecność – może wszystko na raz? - wywoływało w niej tak zwyczajne, jednocześnie wysoce abstrakcyjne potrzeby.
– Jadł pan już kolację? – było późno, bardzo późno, a pytanie które zadała, było bardzo głupie – Moglibyśmy... wymyślić jakiś... plan – zaproponowała, marszcząc brwi; może po posiłku mieliby więcej siły na znalezienie jakiegoś – jakiegokolwiek – rozwiązania?


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : 9 +5
UROKI : 6
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 13
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]05.04.21 13:02
The member 'Anne Beddow' has done the following action : Rzut kością


'Kupidynek' :
Tor wyścigów konnych Royal Ascot - Page 6 HQt04sw
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tor wyścigów konnych Royal Ascot - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]05.04.21 14:24
Wszystko odbywało się w surrealistycznej scenerii, a coś usilnie próbowało przekonać umysł profesora, że było to całkowicie normalne. Podobnie jak normalne miało być uczucie, które zaskakująco zaczął żywić wobec Anne. Nieważne jak fascynujący wydawał się być ów stan uniesienia, nic normalnego w nim nie było. Podobnie zresztą jak cała sytuacja, w której się znaleźli - poczynając od zaklętego ciasteczka i przechodząc przez kolejne etapy spotkania - plasowała się zdecydowanie na półce dziwnych zdarzeń. Nie mieli jednak kontroli nad tym, czego pragnęli. Pozostała im jeszcze jakaś cząstka swoich decyzyjności, lecz była ona stosunkowo niewielka. Na szczęście powstrzymywała ich przed zrobieniem całkowitego głupstwa, podobnie pomocna okazała się równocześnie dawna relacja łącząca ich jeszcze z czasów Hogwartu. Gdyby nie niektóre wydarzenia, zapewne łączyłaby nadal... Społeczne konwenanse, własne przekonania, wcześniejsza więź spełniały swoje zadanie nawet w starciu z amortencją. Jayden czuł, że równocześnie odpychali się i przyciągali wzajemnie, nie będąc w stanie spotkać się pośrodku. Następnego dnia miał być za to wyjątkowo wdzięczny - aktualnie jedynie poddawał się tęsknocie za czymś niespełnionym, czego nie potrafił nazwać. A może nie chciał, bojąc się własnych pragnień? Wymawiana uparcie przez młodszą czarownicę w jego kierunku tytulatura boleśnie, lecz i wyjątkowo skutecznie sprowadzała go do parteru. Był dla niej profesorem. Zdecydowanie nie kimś dla niej i przypominała mu o tym bez przerwy, co musiał uszanować. Pogodzić się z tym, nieważne jak bardzo dotykało to czułego, roztrzaskanego wciąż po Pomonie serca.
A... a może... może moglibyśmy najpierw zjeść?
- Chciałbym, ale... - zaczął, czując zmieszanie i uciekając spojrzeniem od wpatrujących się w niego sarnich oczu. Coś łamało się w nim, gdy tak próbowała go przekonać, by zostali. Gdy sugerowało, iż mogliby spędzić jeszcze trochę czasu w swoim towarzystwie. Odcięci od świata, od wojny. Ciesząc się po prostu własną obecnością. Bo przecież bez względu na wszystko, zasługiwali na szczęście, prawda? Prawda? I być może Jayden ugiąłby się pod przekonującymi sugestiami pięknej czarownicy, lecz otrzeźwiał, ponownie muskając palcami ukrytą w kieszeni płaszcza grzechotkę. Znów to samo. To samo uderzenie gwałtownego pioruna przeszywającego całe jego ciało. Arden. Sammy. Cassie. Sami. Zostawił ich w domu przecież bez opieki, a Roselyn... Nie. Nie. To nie była pora na przyjemności, nieważne jak bardzo by ich nie pragnął. - Muszę wracać. Ktoś na mnie czeka - powtórzył już silniej, łapiąc się dopiero później na wypowiadanych słowach i na tym, jak mogły zabrzmieć. Nie czekał jednak, tylko mówił dalej, chcąc pozbyć się gryzącego odczucia pogardy do samego siebie za to, co jej robił. Za to, że niszczył ich okazję. - To chyba wciąż Anglia. A właściwie tor wyścigów konnych, na którym byłem kiedyś z rodzicami. Można spytać dokładnie o to ducha. Jeśli tak, z łatwością się teleportujemy. Jeśli coś nie zadziała, można wezwać Błędnego Rycerza. - Taki był plan. Takie było rozwiązanie. A im dłużej zwlekali, tym trudniej było oprzeć się pokusie zostania, dlatego Jayden zaciskał coraz mocniej palce na dziecięcej zabawce, chcąc trzymać się ów myśli. Nie mógł poddać się słabości i okropnemu napięciu cisnącego go pod czaszką. Słysząc jej słowa o uprzednim zjedzeniu i namyśleniu się, nie czekał. Zmniejszył dzielący ich i tak niewielki dystans, by złapać delikatnie, czule, z nabożnością jej place w swoje. Chciał przyciągnąć jej uwagę. Chciał, by skupiła się już tylko na nim i zapomniała o kolacji, o stoliku, o tym miejscu. By patrzyła już tylko na niego i słuchała tylko jego słów. Jego oczy ściemniały od odurzenia jej towarzystwem, głos zniżył się i ściszył, by wydobyć brzmienie oraz sens zupełnie inny od poprzednich. - Proszę, Anne. Wyjdźmy stąd.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]05.04.21 15:01
W prawo czy w lewo, do stolika czy do wyjścia; sprzeczności kołatały w dziewczęcych myślach, wędrowały od skrajności w skrajność, obijały się prawie boleśnie w środku, kiedy wciąż nie miała odwagi by powiedzieć coś więcej. Panie profesorze odrobinę sprowadzało na ziemię, było jedyną stałą w zastałej rzeczywistości, która wyrzuciła ich w obce miejsce w najbardziej absurdalnej chwili. Z przyzwyczajenia, szacunku, różnicy wieku; nie potrafiłaby zwrócić się do niego po imieniu, choć naprawdę pamiętała – w tamtej chwili niemal doskonale wyraźnie – jakie nosił i jak wybrzmiewało w połączeniu z nauką astronomii.
Ale teraz jedyną cechą jaka mogła przypominać to, kim faktycznie dla niej był, była gęsta noc z usianymi na nieboskłonie, srebrnymi szpileczkami; gwiazdy, tak odległe, jak odległymi byli wobec siebie. Równocześnie zdające się być tak blisko, jak blisko wydawał się być niej on.
Nie potrafiła zrozumieć dlaczego, ale dziwacznym trafem, to nie na takie pytania miała teraz ochotę.
Obserwowała go bezustannie; krok po kroku, spojrzenie za spojrzeniem, każdy drobny gest, jaki wykonywał, i każdy frasunek, który przebiegał po jego twarzy; świadomość, że nigdy nie przyglądała mu się wystarczająco wybiła się ponad pozostałe abstrakcje tego wieczora. Być może nigdy nie był tak blisko? Być może w ogóle nie powinna była do tego dopuszczać? Ale przecież nie robili nic złego, choć uderzające o żebra serce zdradzało jej nerwowość, kiedy zbliżył się i znów wypowiedział słowa.
Swoje własne zmieniła na krótkie westchnięcie i pokiwanie głową; nie miała żalu, nie było w tym nawet krzty zawodu – w całej irracjonalności wygrywanej sceny najważniejsze było dla niego to, co czuł on.
– Och, oczywiście... – wyszeptała niemal od razu, kiedy wspomniał o kimś; kobiecie, żonie, kimkolwiek – był środek nocy, a on, choć tak desperacko czuła potrzebę patrzenia na niego, przebywania w jego obecności – on zdecydowanie nie powinien był spędzać środka nocy na odludziu ze swoją byłą uczennicą.
Pokiwała głową znów, by zaraz potem rozejrzeć się krótko po okolicy; a więc tor wyścigów dla koni; w innych okolicznościach na pewno spytałaby o coś więcej, ale teraz, wszystko to – wszystko poza nim – wydawało się nieważne.
Nie była pewna, czy duch im pomoże – ale to na pewno było mało istotne. Miał plan, sposób, by się stąd wydostać, a ona była gotowa pójść za nim, gdziekolwiek tak naprawdę mieli dotrzeć. Kiedy musnął jej palce swoimi, przez ułamek sekundy miała wrażenie, że poszłaby za nim nawet i na koniec świata.
– Dobrze – krótkie słowo zgody otarło się o szept, kiedy splotła swoje palce z tymi należącymi do niego i podniosła się z zajmowanego krzesła. Zerknęła po raz kolejny na ducha, zrobiła krok w jego stronę, nieco pewniej niż jeszcze kilka chwil temu, ale ten zaraz potem zniknął, rozpłynął się wraz z lichym podmuchem wiatru.
– Dokąd się teleportujemy? – wyszeptała, odwracając się przez ramię, wciąż ujmując delikatnie jego dłoń. Krótki wdech, ciężki wydech – Gdzie mnie pan... zostawi?


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : 9 +5
UROKI : 6
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 13
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]05.04.21 15:47
Dla niego nie istniała żadna inna kobieta. Wcześniej nosił w swoim sercu Pomonę i mimo że wciąż trwał w żałobie, nie przestał jej kochać. Nigdy zresztą nie miał przestać. Pojawienie się Anne było przypomnieniem mu tylko o tym, że nie musiał popadać w całkowitą katatonię i zamykać się przed światem. Ile było opowieści o ludziach, którzy po utraceniu współmałżonka znajdowali szczęście ponownie? Nawet w jego rodzinie rozbrzmiewała wizja wdowieństwa oraz nowego ożenku, w którym nie brakowało uczucia oraz szacunku. Wszystko było możliwe tak samo jak możliwe było przełamanie oczywistych schematów. Z Pom nie czuł strachu przed osądzeniem przez społeczeństwo, bo nie wątpił w szczerość oraz prawdziwość ich uczucia. Nikt nie miał prawa ich oceniać ani mówić, jak powinni byli żyć. A skoro z Anne miałby mieć to samo... Nie. Nie. Posuwał się za daleko i zdecydowanie nie powinien był sobie tego nawet wyobrażać. Była za młoda. Miała zbyt wiele przed sobą i nie mogła zmarnować tego wszystkiego dla niego. Jakiś młody, odpowiedzialny mężczyzna na pewno widniał na drodze skrupulatnej czarownicy o blond włosach. Ktoś właściwy. On nie był właściwy. Był wszak zupełnie na innym poziomie życia, na innym etapie, z innym doświadczeniem. Ktoś na mnie czeka. Czekała cała trójka ów ktosiów, a sama myśl o nich sprawiła, że spojrzał zupełnie inaczej na Anne. Przecież miał dzieci, ona sama dopiero stawała się dorosłą - nie powinna była nigdy stawać przed chociażby propozycją ukrócenia własnego dzieciństwa. Nie chciałaby przecież. Nie mogłaby tego zrobić, nawet jeżeli Jaydenowi wydawało się, że nie chciała się z nim rozstawać. Uciekłaby w popłochu momentalnie, gdyby tylko zobaczyła jego małą kompanię - nieważne jak bardzo mu ukochaną. Nie zdziwiłby się. Nie czułby się urażony. Dotknięty, boleśnie zraniony? Być może, ale taka była właśnie jego natura - zakochiwał sie w kobietach, które tracił i ją również miał utracić. Przynamniej w przypadku Anne mógł domyślać się, że miała do kogo wracać i że mogła być szczęśliwa. Ale z daleka od niego.
Dokąd się teleportujemy?
- Mówiłaś, że mieszkasz w Dolinie Godryka, prawda? - spytał, nie zwracając uwagi już na nic, co działo się wokół nich. Kiedy on tam był ostatnim razem? Coś złapało go za serce, gdy sobie przypomniał. Pomonę i jej słowa o rozstaniu... Kolejne rozstanie właśnie tam? Czy ta ironia losu miała się kiedykolwiek zakończyć? Odrzucił jednak od siebie ów myśli i przywołał na twarz nikły uśmiech. - Na pewno wiesz więc, gdzie jest most Godryka? - spytał ponownie, próbując dopatrzeć się jakiegoś zrozumienia w dziewczęcej mimice. Gdy przytaknęła, oznaczało to, że mieli swój odnośny punkt spotkania. Nigdy nie próbował teleportacji łącznej, dlatego musieli się rozłączyć i udać się do Somerset oddzielnie. Ale wiedząc, że spotkają się na miejscu w ciągu następnych kilku chwil. - Będę tuż za tobą - uśmiechnął się pokrzepiająco, delikatnie ściskając jej dłoń na koniec, zanim nie rozłączył ich palców, a Anne nie zniknęła we własnym charakterystycznym trzasku teleportacji.

|zt x2


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]18.08.22 17:53
25.06.58

Nie minął nawet tydzień kiedy Timothee widział się ostatni raz z Maximillianem, a już spotykali się ponownie. Czy byli, aż tak zżyci? Pewnie nie, ale młody Lestrange nie miał zbyt szerokiego kręgu znajomych w Wielkiej Brytanii, a do tego musiał przyznać, że towarzystwo Crabbe’a całkiem mu odpowiadało, więc czemu miał nie skorzystać? Sam Maximillian też nie sprawiał wrażenia, że towarzystwo młodszego czarodzieja jest mu przykre.
Tym razem zostawili w spokoju rozrywki dla intelektu. Francuz w liście do swojego starszego kolegi z Beauxbatons wyraził chęć wybrania się na wyścigi konne. Jedyny problem polegał na tym, że nie miał pojęcia gdzie takie się w Londynie odbywają. Na szczęście kto był lepiej zorientowany w różnych atrakcjach jakie zapewniało miasto jak nie Crabbe. Problem szybko został rozwiązany. Data uzgodniona, a do tego wszystko wskazywało na to, że tym razem spotkają się nieco większym gronie. Nie przeszkadzało mu to zupełnie, nawet lepiej, bo istniała szansa, że jego grono znajomych się rozszerzy. Nie mógł przecież polegać tylko na Maximillianie. W końcu ten też miał swoje obowiązki i nie należało do nich niańczenie lorda z Francji.
Wyglądało na to, że tym razem to Timothee przybył pierwszy na umówione miejsce, chociaż nie był aż tak bardzo za wcześnie. Ledwie parę minut. Dzisiaj nie było w planach żadnej gonitwy dla skrzydlatych koni, więc Lestrange czekał na swoich kompanów przed wejściem na tor dla zwykłych wierzchowców. Dzień nie był jednym z tych, gdzie można było zobaczyć stające w szranki gwiazdy jeździectwa, ale z pewnością i tak będą się dobrze bawić. Z tego co zdążył się zorientować dzisiaj miały biec młode konie, folbluty dwulatki. Mało prestiżowe, do tego krótsze dystanse, ale za to wyniki będą bardziej losowe. Nawet jeśli jego towarzysze nie znali się zbyt dobrze na wierzchowcach to nadal mieli szansę obstawić wygraną. Kto wie? Może będą mieli szczeście oglądać pierwszy tryumf przyszłej gwiazdy biegów? Wszystko było możliwe.


Timothee Lestrange
Timothee Lestrange
Zawód : solista
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Here is no choice but either do or die.
OPCM : 4
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11300-timothee-lestrange-w-budowie https://www.morsmordre.net/t11356-eclair https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11311-skrytka-bankowa-nr-2566#347764 https://www.morsmordre.net/t11310-timothee-lestrange
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]18.08.22 20:15
Okazywało się, że poza murami zamkniętej szkoły dla czarodziejów, utrzymywanie kontaktów z ludźmi i spotykanie nowych, było całkiem trudne. Kto by się spodziewał?! Na pewno nie Ull. Gdyby to od niego zależało, wcale nie narzekałby na codzienną trasę jubiler-mieszkanie i nic poza tym; dwójka kuzynów od których się uczył, a w mieszkaniu brat i dwie sowy pewnie wystarczyłyby mu za towarzystwo na dłuższą chwilę, zanim zacząłby odczuwać jakieś niedobory. Może nie był najbardziej towarzyski, skoro najzwyczajniej mu to nie przeszkadzało i nie widział w tym niczego złego; Oyvind jednak miał trochę inne zdanie i, może niezbyt namolnie, raczej mimochodem wspominał, że mógłby się obracać w szerszym towarzystwie porządnych magów. Kimże Ull był, żeby się z nim sprzeczać?
Nie był też tą osobą, która odmawiała by spotkania. Za introwertyka się nie uważał, bardziej wpisywał się gdzieś w szarym środku na umownej skali, gdzie było mu cudownie wszystko jedno. Z konnymi wyścigami zbyt wiele styczności nie miał w swoim krótkim życiu. Wiedział, o co chodziło, wiedział, że było grono osób, które rzucało na szalę całkiem niezłe pieniądze, obstawiając wyścigi i słyszał, że podobno jest to całkiem niezła zabawa. Racjonalnie rzecz biorąc; ludzie na koniach, w kolorowych wdziankach, jeździli w kółko, walcząc o podium. Naprawdę słyszał o mniej interesujących sportowych dziedzinach, także może nie miało być tak źle.
Chwilę minęło odkąd ostatnim razem widział Maxa, drugą osobę, która miała im towarzyszyć miał dopiero poznać.. Co, po głębszym przemyśleniu, trochę go stresowało, tym bardziej, im bliżej był celu. Nie wiedział właściwie nic o młodym czarodzieju, ba! Nie wiedział nawet kogo ma szukać już na miejscu! Wymyślił sobie, z braku laku, że podejdzie do pierwszej lepszej osoby przy bramie, wyglądającej jakby na kogoś czekała. Najwyżej się wygłupi; nie pierwszy i zdecydowanie nie ostatni raz.
- Hey, dzień dobry? - kuzyna nigdzie nie widział, a ten ciemnowłosy chłopak wyglądał, jakby rzeczywiście mogli być rówieśnikami.. I definitywnie wydawał się rozglądać, podobnie jak sam Ull. - Jesteś przypadkiem osobą, której szukam? Max nie powiedział mi nawet jak masz na imię. - rozłożył bezradnie ręce, stawiając na lekki, chociaż może nieco zakłopotany uśmiech i swoją wersję poczucia humoru. W najgorszym przypadku, facet postuka się w głowę i pójdzie dalej, po co tu się spinać..
Ull Borgin
Ull Borgin
Zawód : czeladnik w sklepie jubilerskim
Wiek : 18
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
...
OPCM : 4 + 2
UROKI : 3 + 1
ALCHEMIA : 12
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : 0 + 2
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11345-ull-borgin#349094 https://www.morsmordre.net/t11349-ratatoskr#349245 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f419-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t11357-skrytka-bankowa-nr-2479#349774 https://www.morsmordre.net/t11351-ull-borgin#349264
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]18.08.22 22:40
Kuzynie — wyłoniłem się spośród tłumu, zakrzykując do blond jegomościa. — Sądziłem, że zaczekasz na mnie przed wejściem na tor — zasłyszawszy końcówkę wypowiedzi, wyraziłem zniesmaczenie surowym spojrzeniem. W powitalnym geście ścisnąłem dłonie obu z nich, by zainicjować wzajemną prezentację. — To mój kuzyn, Ull Borgin. Również po wielu latach zagościł w Wielkiej Brytanii, tym razem mam nadzieję na stałe — wygiąłem kąciki ust w subtelnym uśmiechu, przerzucając wzrok z Francuza na swego kuzyna. — Ull, to nasz przyjaciel, lord Timothee Lestrange — zerknąłem na wspomnianego z przekorą, nie dając złudzeń, że określenie go "przyjacielem" miało charakter nieco złośliwej odpowiedzi na ostatni przytyk.
Darzyłem sympatią obu z moich dzisiejszych kamratów. Z Ullem łączyły mnie więzy krwi; nasze matki pochodziły wszak z jednej familii, toteż jako salonowi bywalcy regularnie widywaliśmy się na rodzinnych, wakacyjnych zjazdach. Dzieląca nas różnica wieku nigdy nie pozwoliła zacieśnić tą drogą głębszej więzi, ale może nadszedł czas, by nadrobić stracone lata. Właśnie dlatego, otrzymawszy list od lorda Lestrange, który — jak mniemałem — polubił (był skazany na?) moje towarzystwo, zaproponowałem inwitację Borgina, przyjmując, że obaj panowie w podobnej sytuacji winni się dogadać. — Gdy byłem mały, stryj próbował zarazić mnie pasją do obstawiania gonitw na torach. Twierdził, że to bardzo lukratywny interes i dorobił się na nim niemałej fortuny; po latach zrozumiałem, dlaczego — wyścigi były ustawiane, a wuj posiadał dostateczne wpływy, by aranżować wyniki gonitw i zarabiać na tym krocie. Niestety, ten biznes miał swoją mroczną stronę. — Dawniej nie byłem fanem tego sportu. Ponoć nawet magia nie przywróci sprawności koniu z połamanymi kopytami; wygodniej jest je humanitarnie uśmiercić i sprowadzić nowych zawodników — kontynuowałem. Niegdyś faktycznie byłem zdegustowany tym procederem. Obecnie — pojąłem, że światem rządzi pieniądz (i właściwa idea). W mojej głowie niejednokrotnie rodziły się już okrutniejsze pomysły na biznes. — Ale pieniądz z tego jest, to mogę potwierdzić — choć miałem niewielkie pojęcie na temat samych koni i organizacji wyścigów, od strony ekonomicznej potrafiłem oszacować potencjalne zarobki i rozwikłać parę finansowych zagwozdek drobnymi kalkulacjami. Wychodziły z tego niezłe pieniądze. — Może nawet byłbym skłonny bliżej pochylić się nad tym tematem. Swoją drogą, zaskakujący dobór miejsca spotkania — pokiwałem głową z aprobatą do lorda Lestrange, zastanawiając się, czy ma więcej do powiedzenia w tej materii i dlaczego akurat tutaj się zebraliśmy. — Byli już Panowie kiedyś na wyścigach? — uśmiechnąłem się perliście, wieńcząc wypowiedź dociekliwym pytaniem do obu z nich. Po chwili poprowadziłem towarzystwo w kierunku trybun, zatrzymując się przy okienku, gdzie można było obstawiać gonitwy. — Spróbujemy wytypować zwycięzcę?
Maximillian Crabbe
Maximillian Crabbe
Zawód : rachmistrz w filharmonii
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 5 +3
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11298-maximillian-crabbe#347377 https://www.morsmordre.net/t11304-fortuna#347642 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f430-borough-of-bexley-braidwood-passage-13-8 https://www.morsmordre.net/t11306-skrytka-bankowa-nr-2469#347644 https://www.morsmordre.net/t11305-m-crabbe#347643
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]19.08.22 8:49
Akurat kiedy już powoli zaczynał odczuwać lekkie znużenie oczekiwaniem na swoich dzisiejszych kompanów, Ci pojawili się w zasadzie jeden po drugim. Wpierw Timothee skierował swój wzrok na Borgina kiedy ten się odezwał.
-Dzień Dobry- zdążył jedynie odpowiedzieć. Zanim zdążył się przedstawić i upewnić blondyna, że natrafił na dobrą osobę z tłumu jak diabeł z pudełka wyskoczył Maximillian. Znaczy się byli już w komplecie.
-W samą porę- uśmiechnął się w kierunku Crabbe’a kiedy ten uścisnął mu dłoń na powitanie.
-Miło poznać- rzucił zaś w kierunku Borgina. Musiał przyznać, że ten cały Ull wydawał się człowiekiem czynu. No, ale pewnie w najbliższym czasie będzie w stanie zweryfikować czy to stwierdzenie było trafne.
Timothee przewrócił teatralnie oczami słysząc nasz przyjaciel, oczywiście tak, żeby Max mógł wszystko dobrze widzieć. Nie był to jednak gest poirytowania, a jedynie rozbawienia. Takie niewerbalne no daj mi już spokój, niech Ci będzie. Istotnie, młody Lestrange, po spotkaniu w klubie szachowym, stwierdził że towarzystwo Crabbe’a całkiem mu odpowiada.
- Z pewnością tak jest wygodniej i taniej niż utrzymywać wierzchowca, który do niczego się nie nadaje. Z drugiej strony właściciele koni z pewnością o nie dbają. W końcu to ich duma a nieczęsto i zarobek. – wzruszył ramionami. –No i myślę, że gdyby coś takiego przytrafiło się prawdziwemu championowi, legendzie torów, to też nikt by go nie uśmiercał. No ale czy nie jest tak w prawdziwym życiu? Nikt się nie przejmuje miernotami i przeciętniakami- to nie była przecież tajemnica, że wszystkim rządziła mamona i władza. Może po prostu na torach to było lepiej widać niż w codziennym życiu?
- Tak czy siak, obawiam się panowie, że dzisiaj fortuny nie zbijemy, bo zaplanowano biegi dwulatków. Niezbyt prestiżowe, ale wydaje mi się, że ciekawsze- lekki uśmiech, który cały czas gościł na jego twarzy, nieco się powiększył.
-Parę razy w Paryżu- odpowiedział na pytanie Maximilliana. -Jeździcie konno?- zapytał swoich towarzyszy. Jeśli odpowiedzi byłyby twierdzące, to może następnym razem wybraliby się na przejażdżkę. Z tego co się zdążył już zorientować w Kent była całkiem porządna stadnina. Swoją drogą naprawdę musi ogarnąć ściągnięcie swojego własnego wierzchowca do Anglii.
-Jasne, po co inaczej byśmy tu przychodzili? – normalnie pewnie poszliby jeszcze zobaczyć prezentację koni i spróbowaliby ocenić, który z nich jest w najlepszej formie, ale nie było co się zbytnio doktoryzować nad młodymi końmi, z których część pewnie dopiero debiutowała. Timothee zerknął po imionach wierzchowców i nazwach stajni z których pochodzą licząc, że bardziej to mu podpowie -Myślę, że moim typem będzie Cincinnati- zadecydował w końcu. Na razie nie zamierzał obstawiać kolejności w jakiej konie przyjdą na metę. Na to będzie czas kiedy indziej.
Timothee Lestrange
Timothee Lestrange
Zawód : solista
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Here is no choice but either do or die.
OPCM : 4
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11300-timothee-lestrange-w-budowie https://www.morsmordre.net/t11356-eclair https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11311-skrytka-bankowa-nr-2566#347764 https://www.morsmordre.net/t11310-timothee-lestrange
Re: Tor wyścigów konnych Royal Ascot [odnośnik]19.08.22 8:55
The member 'Timothee Lestrange' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 42
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tor wyścigów konnych Royal Ascot - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Tor wyścigów konnych Royal Ascot
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach