Wydarzenia


Ekipa forum
Drani kocha się najmocniej
AutorWiadomość
Drani kocha się najmocniej [odnośnik]14.05.17 23:21
First topic message reminder :

|ciepłe lato roku 1952 - akt I

Natłok pracy i sukcesów w ostatnim czasie sprawił, że musiała odpocząć od ciągłego kontaktu z ludźmi, którzy nierzadko bywali bardzo uciążliwi, wystawiając cierpliwość młodej półwili na próbę. Wstając wcześnie rano postanowiła udać się do ustronnego miejsca nad jeziorem, skrytym wgłębi lasu; mało kto wiedział, że ono w ogóle się tutaj mieściło, a o tej porze - poza zwierzętami - nie spodziewała się obecności żadnej żywej duszy.
Przemierzała ścieżkę między krzakami, wsłuchując się w kojące odgłosy lasu, po drodze rozpinając ozdobne guziki sukni, z której tuż po chwili wężowym ruchem wyślizgnęła się, zrzucając następnie ze stóp ciemne czółenka. Potem pozbyła się pończoch, jednak wbrew pozorom nie była naga - została w cielistej halce, która zaraz potem, w połączeniu z wodą, przykleiła się do jej rozgrzanej, śnieżnobiałej skóry pobudzając zmysły chyba nawet bardziej, aniżeli wtedy, gdyby i ją z siebie zdjęła. Oddychała z początku nierówno, otwierając szeroko oczy w przypływie krótkotrwałego szoku termicznego, a potem odpłynęła od brzegu wgłąb jeziora. Nie śpieszyła się, rozbijając do tej pory niezmąconą taflę wody spokojnymi ruchami rąk i nóg. Później zaś obróciła się na plecy, w tej pozycji zastygając i pozwalając, by to woda ją unosiła. Było wcześnie, więc wschodzące słońce dopiero budziło się do życia nieśmiało przebijając się przez korony drzew i tym samym łagodząc panujący półmrok.
Nie wiedziała jak długo znajdowała się w takiej pozycji, jednak teraz, w tym momencie, nie dbała o czas; liczyła się tylko ona oraz chwilowy spokój, którego pragnęła od kilku dni. Wreszcie, z powodu ogarniającego jej drobne ciało chłodu, zawróciła do brzegu, ale im bliżej niego była, tym większe zaczęła odnosić wrażenie, że nie jest tu sama. I nie pomyliła się, gdy dostrzegła nieopodal męską sylwetkę. Nie wiedziała co zrobić - wciąż z tyłu głowy pojawiało się jej wspomnienie o tamtym incydencie w Hogsmeade, gdy tylko cudem udało jej się uniknąć tragicznego w skutkach finału. Z każdą kolejną chwilą spędzoną w wodzie było jej coraz zimniej, dlatego po krótkim momencie zawahania wyszła na brzeg, lekko i zmysłowo, a biodra blondynki falowały przy tym jak w tańcu.
- Wyjdź z ukrycia, mój miły, nie bój się. - Zaproponowała melodyjnie, zapominając chwilowo o tym, że jej ciało skrywa tylko przeźroczysta halka. Musiała zorientować się, czy jest zagrożona, czy tym razem los będzie wobec niej łaskawszy.
Gdy jej oczom ukazał się młody mężczyzna miała wrażenie, że na jego widok serce jej bije raźniej oraz, że budzi się w niej nieznane dotychczas uczucie kobiecej ciekawości, pożądania, fascynacji; z przyjemnością spoglądała na ciemne włosy, postawną sylwetkę i uśmiech, który wyjątkowo przyciągał jej wzrok. Nim zdążyła się zorientować, zaintrygowanie roziskrzyło niebieskie tęczówki, kiedy tak nietaktownie przyglądała mu się z niedużej odległości.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.


Ostatnio zmieniony przez Solene Baudelaire dnia 22.05.17 19:10, w całości zmieniany 2 razy
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire

Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]27.06.17 14:55
Dość sprawnie go przeszukał; wypukłość była łatwo wyczuwalna, więc odnajdując szczelinę wewnętrznej kieszeni wsunął weń dłoń i wyciągnął ukradziony przedmiot. Rozchylił wieko, aby upewnić się, że zawartość jest tym, czego szukał i upadek jej nie uszkodził. Poza drobnym przemieszczeniem wyglądała tak samo, lecz nie zamierzał jej poprawiać dla lepszej prezencji, wówczas naraziłby się na skutki działania nieprzyjemnej klątwy. Co sobie myślał, zabierając naszyjnik ze sklepu pełnego czarnomagicznych przedmiotów — tego nie wiedział, na szczęście był łatwy do zlokalizowania, nie mógł być zbyt obeznany, zbyt doświadczony. Być może, że na ulicę Śmiertelnego Nokturnu zawędrował przypadkiem. Nie wyglądał na czarodzieja, który parał się czarną magią.
Schowawszy pudełeczko, skierował różdżkę na nieruchomego nieszczęśnika. Pomyślał, że powinien uciąć mu rękę, co by nauczyć go, że kradzież nie popłaca, lecz w tej samej chwili usłyszał szelest. Cichy szmer, wpierw przypominający szuranie butów, później liści. Nim jednak dotarł do niego dźwięk, w powietrzu uniósł się zapach słodkich, kobiecych perfum, intensywnych i ulotnych zarazem. Miały w sobie nutę wanilii, lukrecji, gruszki i migdałów. Dotarły do niego za sprawą delikatnego podmuchu wiatru, zmusiły by zwrócił powoli twarz w tamtą stronę. Mimo ciemności był przekonany, że zdołał uchwycić ruch jasnych jak pszenica włosów, kilka jardów dalej, za drzewem. Był przekonany, że w tamtym miejscu musiała ukrywać się towarzyszka złodzieja, który sparaliżowany leżał na zimnej ziemi.
Porzucił pierwotny moment odcięcia delikwentowi dłoni i podniósłszy się z ziemi, bezszelestnie ruszył przed siebie, do miejsca, skąd dochodził ledwie słyszalny dźwięk, który w takiej ciszy zdawał się brzmieć niczym hałas zagłuszający okoliczny spokój. Przestąpienie kilka kroków wymagało mu dotarcie do niej, lecz zanim ją zaczepił, oparł się przedramieniem o chropowatą korę starego drzewa.
— Nic mu nie jest, odpoczywa. Gonitwa za tobą wyraźnie go zmęczyła, kiepska forma dała się we znaki — powiedział wreszcie, zerkając przez ramię na mężczyznę. Lewym uchem słuchał uważnie jej ruchów, próbując wyłapać oddech, który — czego nie wiedział — tłamsiła, przyciskając dłoń do ust. Był gotów się zerwać zaraz za nią i wycelować w nią różdżkę, gdyby postanowiła uciekać, lecz póki nie alarmowała nikogo i nie zamierzała się awanturować mogli rozwiązać sprawę ugodowo. Wystarczyło jedno zaklęcie, aby wymazać jej pamięć, by usunąć z tego wspomnienia jego sylwetkę. Nie był przekonany, czy ujrzała jego twarz, czy mogłaby go rozpoznać następnym razem.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]27.06.17 16:18
Wdech, wydech, kolejny szelest i kolejny krok. Och. Nadzieja zawsze umierała ostatnia, ta należąca do jasnowłosej została pogrzebana żywcem, na cześć czego powinna była usypać w tym miejscu kurhan. Lub na cześć swojej naiwności, jeśli myślała, że nieznajomy rzeczywiście sobie pójdzie i ją zostawi w spokoju. Kiedy się zbliżył, odruchowo wcisnęła się jeszcze mocniej w krzew, nie zwracając uwagi na wbijające się w jej odsłonięte plecy i wplątujące się we włosy gałązki. Ale jego głos... brzmiał dziwnie znajomo, zbyt dobrze, nawet jeśli widzieli się tylko raz. Tego spotkania w środku lasu nie sposób było zapomnieć, choć nie wiadomo jakby chciała wyprzeć z głowy pełen wrażeń poranek. Nie oznaczało to jednak, że poczuła się bezpieczniej - w końcu pozbawiła go ostatnio górnej części garderoby, stosując swój urok, zaś teraz znajdowała się na bardzo grząskim gruncie. Wątpiła, że drugi raz udałoby się go oczarować, skoro już widział kim jest - jedynie moment jej ucieczki stanowił lukę w jego świadomości, co w przypadku połączenia odpowiednich punktów dawało jasny obraz półwili. Czuła się więc podwójnie zagrożona.
- Cóż, w końcu dostał za swoje. Co prawda, sama planowałam się na nim zemścić. - Odparła po chwili milczenia, oddychając głęboko; z całego stresu zapomniała chwilę temu o tej podstawowej czynności, jedynie cudem nie padając na ziemię z braku tlenu. Odcięta od wszelkiej drogi ucieczki postanowiła pozostać na swoim miejscu - teleportacja zresztą dalej była ryzykownym posunięciem - ale i tu zaczynała odnosić wrażenie, że ów krzew zaczyna wciągać ją do środka, w ogóle nie tworząc bezpiecznej bariery wokół. Klaustrofobiczne uczucie w tym momencie było dla niej gorsze, niż fakt, że tak naprawdę nie wiedziała co teraz się wydarzy. - Ale najwidoczniej tobie też zaszedł za skórę. - Chociaż dalej czuła się niepewnie, jej twarz minimalnie nabrała koloru człowieka, niźli chodzącego trupa; postanowiła też powoli opuścić swoją kryjówkę, uznając, że chyba i tak niewiele ma do stracenia. Stanęła więc obok, opierając się - podobnie jak on - bokiem o chropowatą korę, z kolei w dłoń ujęła różdżkę, skutecznie ukrywając ją przed niepowołanym wzrokiem. - Mam nadzieję, że faktycznie było tego warte. Tego wieczoru nie było innego tematu. - Podbródkiem wskazała na kieszeń, obstawiając, że to właśnie w niej znajduje się pudełeczko ze skarbem; nie była przecież ani głupia ani głucha, by nie domyślić się powodu napaści.
- Stawiasz mnie w bardzo niekomfortowej sytuacji. - Stwierdziła nagle, spoglądając to na niego, to na leżącego nieopodal grubaska. Na widok tego drugiego jej usta wykrzywiły się w zniesmaczonym grymasie. - Wyszliśmy razem, wszyscy nas widzieli. Nie chciałabym, żeby ktoś posądził mnie o kradzież albo co gorsze, o uczestniczenie w zorganizowanej akcji. - Istniała przecież taka możliwość, szczególnie, że nie odeszli zbyt daleko od rezydencji a do jej domostwa został jeszcze kawał drogi. Nie sądziła też, by jegomość utracił pamięć w wyniku upadku na ziemię, wtem jednak wpadła na lepszy pomysł.
- Wyczyść mu pamięć i wszyscy będą zadowoleni. Poza nim, choć niestety nie spamięta swojej porażki. - Zaproponowała, podejrzewając, że podobny los miał czekać i ją, na co nie miała zamiaru pozwolić. Po co miałaby na niego donosić? I z jakiej racji miała pozwolić, żeby grzebał w jej głowie? W końcu nic mu nie zrobił, zdążyłaby zapomnieć o sytuacji jeszcze tego samej nocy. - A w razie czego, zaatakował mnie, musiałam się bronić. Jest raczej znany z faktu, że nie potrafi upilnować rąk. - Wzruszyła wreszcie ramionami, przenosząc wzrok znad powalonego na ziemi okazu na nieznajomego. Nieadekwatnie do zajścia, przyglądnęła mu się uważniej - wyglądał chyba nawet lepiej niż ostatnio.

Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]04.07.17 22:36
Z oczywistych względów nie mógł się deportować. Nim postanowi spokojnie wrócić do domu musiał mieć pewność, że sytuacja w jakiej się znalazł dobrowolnie pozostanie dla niego bezpieczna, a ryzyko (jakiekolwiek) zostanie zminimalizowane. Miał świadka, co do tego nie było wątpliwości i choć nie zamordował nikogo (jeszcze) i nie skrzywdził (jeszcze), odebranie swej własności w tak drastyczny sposób mogło być mylnie odebrane. Spokój był jednak dobrą wróżbą, a wyczuwalny w powietrzu strach powinien być dobrze wykorzystany. Nie potrzebował dodatkowych kłopotów, zbędnych problemów, dywagacji i bezsensownych tłumaczeń. Choć w zawoalowaną wypowiedzią nie gardził, w czynie był czarodziejem dość konkretnym. W jego ruchach i działaniach nie pozostawiał miejsca na chaotyzm i flegmatyczność.
Palcami lewej dłoni gładził grzbiet swej różdżki i wyczekiwał jej pierwszych słów; miały zdradzić jej nastawienie, pozwolić przewidzieć ruchy i decyzje. Jej głos wydał się opanowany, choć podszyty niepewnością — a więc gra pozorów. Zabrzmiał znajomo, melodyjnie i dźwięcznie, mogąc stać się najpiękniejszą nutą dla wirtuoza. Na to był jednak niewrażliwy, a przynajmniej dość nieczuły, więc skupił się na znajomej barwie, czego wyrazem stały się ściągnięte ku sobie brwi, a między nimi delikatna, pionowa bruzda.
— Zalazł za skórę — powtórzył.— To lekkie nadużycie. Twój towarzysz popełnił drobny błąd, ale winy zostały odkupione. — Przyznał to niechętnie, lecz nie pozostawało mu nic innego niż odejść z tym, po co tu przyszedł, chyba, że znajoma panna okaże się psuć jego plany na spokojną resztę wieczoru. Wolał, by obyło się bez gwałtownej interwencji.
Poruszyła się, a on w momencie odciął od drzewa, o które się opierał i uniósł różdżkę, wypowiadając szeptem inkantację. Urwał ją w połowie, a suche i niedokończone "obli..." nie dało — naturalnie — żadnego efektu. Zająknął się na jej widok, lecz nie z podziwu jaki budziła, pewnie nie w nim jednym, a we wszystkich mężczyznach, nie z zaskoczenia, lecz rozbawienia. Od razu parsknął śmiechem, który rozbrzmiał w końcu głośno i szczerze. Patrzył na nią, dając upust wesołości, która nagle w niego wstąpiła na jej widok — okazała się być tą samą niezwykle piękną i podstępną hydrą z jeziora. I z pewnością była ostatnią osobą, której się tu spodziewał, choć jego naturalnie dobra intuicja już wtedy podpowiadała mu, że ich drogi się jeszcze skrzyżują.
— Na złote jajo smoka, czym sobie zasłużyłem, by spotkać tak piękna istotę dwukrotnie w przeciągu zaledwie paru dni — spytał, kiedy się opanował. W jego głosie pobrzmiewała lekka kpina, zażartował z samego siebie. Przeznaczenie skrzyżowało ich ścieżki po raz kolejny, z pewnością nie bez powodu. Opuścił różdżkę, którą wciąż trzymał pewnie i mocno, gotów na jej uniesienie w każdej chwili. Nie powinien był jej lekceważyć wtedy, nie zamierzał tego robić dziś. Błędnie założył, że jest nieszkodliwa, nie doceniając siły i potęgi jej wdzięku i uroku, na który mimo odwiecznej oporności, okazał się wcale nie odporny.
Obrócił się, plecami przywierając do drzewa, by tylko na nią nie patrzeć i nie ulegać błędnemu wrażeniu, że jej piękno mu imponuje. Spojrzał na brzydotę, na mężczyznę bezwładnie leżącego na chodniku, oświetlonego majestatycznie blaskiem księżyca niczym mityczny głaz.
— Nie może być bardziej niekomfortowa niż deficyt garderoby — mruknął, przypominająco, choć brak tamtej koszuli wcale mu nie doskwierał. Właściwie zupełnie zapomniał o tamtym małym incydencie w lesie. Gdyby wtedy czuł zapach jej perfum i aromat jej ciała dziś rozpoznałby ją szybciej. — Jaką kradzież? Czyżby twój kochanek posiadał przy sobie coś cennego?— spytał, a słowa uleciały w pustą przestrzeń przed nim. Zmarszczył brwi z konsternacją i zerknął na złotowłosą. — Biedak pewnie sądzi, że to ty zadałaś mu taki cios w plecy. Okrutnie z twojej strony. Miał wobec ciebie wielkie plany. A ty uciekłaś mu sprzed nosa, by zrobić coś takiego — zacmokał z dezaprobatą, kręcąc przy tym głową. — Nie muszę mu czyścić pamięci. Nic mu nie zrobiłem przecież. Właściwie... Za kilka chwil mnie nie będzie.
Wzruszył ramionami, odrywając się od drzewa i wolnym krokiem ruszył w kierunku mężczyzny. Przystanął obok, spoglądając na niego z góry, niemalże ze współczuciem. Chciał popatrzeć na jego nieruchomą twarz jeszcze chwilę, na wpatrzone przed siebie, nieruchome, jak martwe oczy. Doprawdy, fatalny miała gust wybierając go sobie na towarzysza tego wieczoru. Spośród wszystkich kawalerów i szlachciców, którzy mogli paść przed nią na kolana zdecydowała się zgodzić na towarzystwo takiej kreatury. Musiała mieć wybitnie dobry plan co do niego lub olbrzymie i miękkie serce.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]16.07.17 11:50
Jasnowłosa nie zrozumiała co go tak rozbawiło, więc z początku jej usta wykrzywiły się w lekkim grymasie, dodatkowo podszytym niezadowoleniem - w końcu śmiał mierzyć do niej różdżką, chociaż nie zrobiła nic, by na to zasłużyć. Ale kiedy się odezwał zrozumiała przynajmniej powód jego dziwnego rozbawienia. - Przeznaczenie, mój drogi. - Wzruszyła ramionami, czekając aż skończy się śmiać. Sama była daleka od wiary w przeznaczenie, los czy innego rodzaju zawirowania splatające drogi dwójki ludzi, chociaż nie sądziła, że spotkają się ponownie. A przynajmniej nie tak szybko i w takich okolicznościach.
- Kochanek… wypluj te słowa, jestem tu jedynie z grzeczności. - Obruszyła się wyraźnie, a na myśl o tym, że grubasek mógłby być jej kochankiem, ciało dziewczęcia przeszedł dreszcz. - Doprawdy, mam lepszy gust. - Przyznała zaraz potem, dość sugestywnie zresztą, zaś wspomnienie tamtego poranka przywołało na policzki ledwo zauważalne w mroku rumieńce. Chociaż chętnie by jeszcze sobie poprzypominała tamtą sytuację, wciąż nie miała pojęcia co ją teraz czeka. Nie chciała, by ktoś grzebał jej w myślach, nie umiała jednak go przekonać, że nikomu nic nie powie.
- Cóż, wspominał, że ma coś potężnego co chciał później sprzedać. Wierz lub nie, niespecjalnie się zainteresowałam tymi bredniami. - Wizja drobnej blondynki jako oprawcy była co najmniej absurdalna patrząc na gabaryty zarówno jej, jak i grubaska. Unosząc brwi w wyraźnej konsternacji próbowała wyobrazić sobie tę sytuację i to ile siły musiałaby włożyć w powalenie go na ziemię, ale to wydawało jej się niemożliwe. Mimo to pojawiała się ewentualność, w której grupka ludzi uważa ją za winną w tej sytuacji.
- Mężczyźni... Zawsze macie dużo do powiedzenia, prawda? - Usunęłaby mu tę pamięć sama, ale to mogłoby poskutkować stałym uszkodzeniem mózgu, w którego istnienie chyba powątpiewała. Odsunęła się wreszcie od drzewa, podchodząc do Ramseya, po czym oparła się swoim ramieniem o jego bok. Celowo, choć raczej nie odczuł ciężaru jej ciała. - Nic tu po mnie. Idziesz ze mną czy będziesz mu się tak przyglądać? Jestem zasmucona, że to pochłania twoją uwagę. - Nie była miła, w zasadzie: celowo była złośliwa. Zerkając z góry na grubaska zastanawiała się za ile się przebudzi i miała nadzieję, że do tej pory zdąży stąd zniknąć. Później z kolei uniosła wzrok na swoją “podporę”. - Tym razem nie musisz się martwić o deficyt garderoby. - Poczuła się pewniej, z głosu zniknęła obawa, jakby intuicja podpowiadała jej, że przy nim jest - względnie, bo przecież się w ogóle nie znali - bezpieczna. Istniała szansa, że jest seryjnym mordercą, a ona naiwną gąską, która pchała mu się w ręce na własne życzenie. Ale kiedy tak na niego patrzyła nie dostrzegała w nim chłodu i żądzy zamordowania jej, tylko tego samego zabójczo przystojnego mężczyznę co ostatnio. Wnet odwróciła się w stronę wyjścia z alejki, wysuwając drobną dłoń do mężczyzny.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]20.07.17 11:51
— Przeznaczenie — powtórzył po niej głębokim i pełnym dwuznaczności głosem. Nie było mu nic bliższego niż przeznaczenie i odczytywanie jego zapisków, które jako jasnowidz mógł zmienić, i w którego istnienie wierzył bezsprzecznie. Gdyby nie zapisane w jego kartach drogi, widzenie zdarzeń, które jeszcze nie nastąpiły nie miałoby najmniejszego sensu — mogła o tym nie wiedzieć, mogła drwić sobie z losu. Nie wyjaśnił jednak w żaden sposób zadowolenia z jej odpowiedzi, przytaknął jej jedynie kiwnięciem głowy, sprawiając wrażenie — podobnie jak ona — dość sceptycznie podchodzącego do tematu. — Czyli nie jest ci bliski — stwierdził bardziej niż spytał, zerkając w stronę wciąż nieruchomego mężczyzny. Na podstawie jej słów mógł szybko ocenić jej — nie da się ukryć, całkiem beznadziejne położenie. Gdyby tylko był niezrównoważonym socjopatą sadystą stałaby jej się potworna krzywda. Ale przecież wszystko było z nim w całkowitym porządku, odkąd odzyskał swoją własność nawet miał nieprzyzwoicie dobry humor.
Przeniósł pozbawiony wyrazu wzrok na nią, przyglądając jej się chwilę. Oceniając ją tak, jak ocenia się kobiety, zwyczajnie, pod względem atrakcyjności. Robił to już wcześniej, kiedy spotkali się po raz pierwszy i wykazała się podobną głupotą. Nie miał jednak żadnego motywu, by ją skrzywdzić. Mogła wierzyć, że jest bezpieczna, tak jak on mógł bez przeszkód podziwiać jej urodę.
— To miło z twojej strony...Biedak na pewno żywił sobie płonne nadzieje.— Jakby go to w ogóle obchodziło. Chciał odejść. Zamierzał się ulotnić, kiedy wspomniała o przedmiocie, którym się chwalił jej towarzysz. Miała rację, był potężny i gdyby tylko go jej podarował jej życie diametralnie uległoby zmianie. Nie wiedziała ile ma szczęścia, że się spotkali, a przekazanie lub choćby zaprezentowanie biżuterii nie doszło do skutku. — Byle błyskotka — skłamał, wzruszając ramionami. — Ale nie należąca do niego.— I na tym zamierzał zakończyć temat. Obrzucił go jeszcze spojrzeniem, prześlizgnął się nim po jego nieruchomej, sztywnej sylwetce, kiedy podeszła do niego bezszelestnie i oparła się, jak gdyby nie byli wcale nieznajomymi. Jej ciepło przeszło na niego, więc z zainteresowaniem obrócił głowę w jej kierunku.
—Nie wiem czy dużo, na pewno mądrze— odparł jej grzecznie, choć uśmiech nabrał złośliwego wyrazu. — Moja uwaga koncentruje się na tym, co w danej chwili istotne, a na ten moment stan jego nieświadomości jest stosunkowo ważny. Nie chciałabyś, by cię o coś oskarżył. Pokładasz zbyt dużą wiarę w to, że za każdym razem ujdziesz z opresji cało, Skarbie — upomniał ją subtelnie. Nie zamierzał spędzić tu reszty wieczora. Miał plany, ale jednocześnie nie obejmowały niczego, czego nie dało się zmienić lub odłożyć w czasie, skoro wyrażała zainteresowanie jego towarzystwem. Zamierzał na tym skorzystać.
Kąciki ust uniosły się delikatnie po jej słowach.
— Mojej czy twojej?
Nie zastanawiał się długo, ruszył za nią krótko po tym jak wyciągnęła w jego kierunku rękę. Ujął ją lekko i ułożył sobie na przedramieniu, szarmancko ofiarowując jej ramię podczas spaceru.
— Skoro twój towarzysz aktualnie nie domaga z przyjemnością odprowadzę cię do domu. — Do domu, czy dokądkolwiek chcesz.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]20.07.17 17:24
Biedak mógł sobie żywić jakiekolwiek nadzieje, ale już od samego początku był na przegranej pozycji - nie rozumiała czemu wciąż próbował, skoro nie jeden ani nie dwa razy dała mu do zrozumienia, żeby dał jej spokój i w tej materii nic się miało nie zmienić. Podobnie się miała próba zwrócenia jej uwagi błyskotką, bo ta - o ile faktycznie była dla niej - jej nie interesowała; nie była łasa na świecidełka, błyskotki czy innego rodzaju dobra materialne, ot co. Dziś wybawieniem od mężczyzny okazał się on, za co w gruncie rzeczy początkowo - w przypływie ulgi - chciała go ozłocić garnuszkiem galeonów i brokatem w komplecie. Nie skomentowała już jego słów, kwitując je jedynie wzruszeniem ramion i cichym westchnieniem. Kwestii błyskotki też nie podjęła. Cechowała ją jedna dość praktyczna cecha: nie pytała. Nie zadawała setki niepotrzebnych pytań, niż wymagane minumum, zaś teraz nie widziała ani sensu ani potrzeby w ciągnięciu go za język. Nawet jeśli przez chwilę była ciekawa jak wyglądał ów przedmiot - uznała jednak, że poprosi o prezentację później lub w ogóle, galopująca pamięć szybko i bez trudu mogła wyprzeć całe zajście ze świadomości.
Chociaż czasami może i faktycznie wykazywała się skrajną głupotą, zważała na swoją - przeważnie - niezawodną intuicję. Słuchała jej, ta zaś dotychczas zawiodła ją tylko raz. Raz, który mógł się skończyć dla niej tragicznie, kiedy chyba tylko szczęście w nieszczęściu przywiodło rudowłosego chłopca do lasu w Hogsmeade. Uratował ją, choć dalej miała pewne wyrzuty sumienia, że właściwie to przez nią zginął jeden z napastników, a losu wybawcy nie znała. Zbladła nieco, uśmiech wyraźnie zrzedł, gdy jak na zawołanie na jego słowa wróciła myślą do tamtego wieczora.
- Mam najwidoczniej powody, żeby tak myśleć. - Oszukała przecież przeznaczenie dwukrotnie, a teraz chyba i trzykrotnie, bo chociaż próbowała doszukać się w nim podstępu - z marnym skutkiem. Był równie spokojny i zarazem złośliwy co ostatnio, jednak zadziwiało ją to, że nie trzymał się z daleka, a ochoczo zaproponował odprowadzenie jej do domu. Tym bardziej wyrażała zainteresowanie towarzystwem nieznajomego, nawet jeśli dalej nie do końca świadomie wykazywała się brakiem rozwagi. - Obu. - Ucięła krótko temat, ujmując go ostrożnie pod ramię, jakby znowu obawiała się, że zrobi mu krzywdę. - To miłe z twojej strony, w końcu damy spacerujące nocą są wyraźnie narażone na niebezpieczeństwo. - Z udawaną powagą w głosie, ruszyła powoli do wyjścia z parku, nie odwracając się już za siebie. Los tamtego mężczyzny był jej całkowicie obojętny, zresztą - nie stała mu się przecież żadna krzywda. Początkowe kilka metrów przeszła w milczeniu, wyraźnie zmęczona dzisiejszymi atrakcjami i pochłonięta rozmyślaniami. Czuła się odrobinę nieswojo, ale nie ze względu na to, co się tu wydarzyło, a przez tamten poranek, wciąż zaprzątający jej myśli. W końcu wtedy wątpiła w możliwość kolejnego spotkania, dlatego też posunęła się o kilka kroków za daleko. Najpewniej gdyby tylko ktokolwiek się dowiedział o jej występie w mokrej halce, kuszącej nawet bardziej niż naga skóra, już dawno rodzina oficjalnie by się jej wyrzekła a wszystkie strzegące cnoty panny ukamieniowałyby ją. Mimo to oboje zachowywali się jakby nigdy nic - póki co - co znacznie ułatwiało jej sprawę; nie zwracała tak uwagi na piekące od dłuższej chwili policzki, zapewne odznaczające się teraz na jej bladej skórze. - Zabawne. Całkowicie odwrócona kolejność. Najpierw powinniśmy przecież tak spacerować, tak zwyczajnie, na pewno nie romantycznie, po co to komu... - A dopiero potem się wzajemnie rozbierać. Zerknęła nań ukradkiem, zaciskając palce na materiale, by chwilę potem delikatnie przechylić głowę, spierając ją na jego ręce. - Później powinnam się zbliżyć, ty zresztą zrobiłbyś to samo. Dopiero wtedy powinieneś skraść mój pocałunek... Pewnie na początku udawałabym złą, że to zrobiłeś, ale z czasem zatęskniłabym za smakiem twoich ust i twoim zapachem. Może nawet zaaranżowałabym kolejne spotkanie, pod bzdurnym pretekstem i wreszcie bym uległa... Tymczasem nie wiem nawet, kochany, jak masz na imię. - Mówiła tak, jakby właśnie opowiadała mu najpiękniejszą baśń tysiąca i jednej nocy, z pewnością drażniąc przyjemnie ucho melodyjnym tonem głosu.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]14.08.17 12:12
Nie spodziewał się takiego zakończenia wieczoru, choć miał wiele podstaw do tego, by przewidzieć określony bieg wydarzeń. Ponowne spotkanie jej było zaskoczeniem, którego wcale nie krył; śmieszny zbieg okoliczności, z którego planował skorzystać najlepiej jak się dało. Była czarującą i piękną kobietą — wilą, z czego zdołał już sobie zdać sprawę. Ta myśl była nieco bardziej alarmująca, zlekceważył ją wcześniej. Będąc bogatszym o tą istotną informację mógł się spodziewać po niej określonych zachowań, nie zamierzał dopuścić do tego, by po raz kolejny potraktowała go sugestią, by jej niezwykły urok omamił go jak głupca, który zrobi wszystko dla jej idiotycznych kaprysów. Najgorszym koszmarem jaki mógł sobie wyobrazić była utrata kontroli nad sobą, nie mógł do tego dopuścić. Jej towarzystwo było jednak kuszące, jej niezwykła uroda nęcąca i prowokująca do grania w męsko-damskie gry. Nie zamierzał jej krzywdzić, wręcz przeciwnie, w tej krótkiej chwili w jego głowie rodziły się nieprzyzwoite pomysły.
Jej odpowiedź skwitował szczerym uśmiechem rozbawienia. Nie zawodziła go, epatowała pewnością siebie, skinął więc głową dla czystego potwierdzenia, po co miał wyprowadzać z błędu i złościć, wiedział swoje.
— Oczywiście. — Zerknął przez ramię za siebie, upewniając się jeszcze z przezorności, że nikt nie depcze im po piętach i nie był świadkiem mało honorowego odbicia partnerki. — Nie mógłbym pozwolić, by coś się panience przytrafiło, noc potrafi być niebezpieczna, a skoro partner nie domagał czuję się w obowiązku przejąć jego rolę.
Miał przewagę i zamierzał z niej skorzystać. Napawając się krótkotrwałą ciszą opuścili park, kierując się w wyznaczonym przez nią kierunku. W przeciwieństwie do niej jego myśli nie zajmowały słodkie wspomnienia ostatniego spotkania, o tym drobnym pocałunku niemal zapomniał, był wystarczająco niewinny, by nie zawracać sobie nim głowy, tym bardziej jeśli nie podejrzewał, że kiedykolwiek ich ścieżki znowu się skrzyżują ze sobą. Nie był też sentymentalny, by wspominać tamten dzień i odtwarzać go w głowie na nowo. Wystarczył mu jej przyjemny, złożony z wielu nut zapach.
Jej słowa sprowokowały go do spojrzenia na nią, a lekko uniesione brwi zdradziły chwilowe zaskoczenie.
— Powinniśmy — potwierdził, pozwalając by zawadiacki wyraz zastąpił chwilową konsternację; jej słowa brzmiały dość poważnie, jemu nigdy nie przyszłoby do głowy, by w taki sposób określić powinność tego, co miało miejsce w rzeczywistości. Rozbawiła go, a swoją szczerością i bezpośredniością zasłużyła sobie na sympatię z jego strony. Gdybanie w tym temacie uważał za zupełnie zbędne, ale nie miał nic przeciwko, by przedstawiła mu swoją wizję tej znajomości, przytakując lekko głową. — Zawsze mi zarzucano, że robię to, czego nie powinienem — westchnął głośno, nieco teatralnie, po czym spojrzał na nią, czując mocniejszy uścisk na swoim ramieniu. — Niespecjalnie czuję się temu winny— temu pocałunkowi; skoro już ominęli pierwszy etap znajomości mogli od razu przejść do rzeczy konkretniejszych. — Ramsey. Ale mogę być kimkolwiek, jeśli wolisz — to przecież bez znaczenia kim był, nigdy formalnie nie będą mieć dla siebie żadnego znaczenia. Tak samo sprawdziłby się jako Jon, jak i Albert. Nie spytał ją o imię, spojrzał jednak wyczekująco, sądząc, że zrewanżuje się tym samym.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]06.09.17 1:14
I ona nie spodziewała się takiego zakończenia wieczoru, kiedy w istocie ropucha przemieniła się w przystojnego księcia. Co prawda nie na białym jednorożcu a prędzej spod czarnej gwiazdy, to jednak nie robiło na niej szczególnego wrażenia. Być może była nierozsądna i naiwna w przekonaniu, że nie stanie jej się żadna krzywda, ale losu przecież nie można było oszukać - wyznawała prostą zasadę, że to, co zapisane w kartach życia danej osoby prędzej czy później musiało się wydarzyć. Los nie znał przecież pojęcia ominięcia i dobroci, niejednokrotnie kopiąc leżącego. Zresztą, od dawna wykazywała się kiepskim doborem mężczyzn - praktycznie z każdym było coś nie w porządku. Ten tu najpewniej też zaliczał się do tej grupy, chociaż pomimo miłego dla oka wyglądu, dostrzegała w nim coś więcej: skomplikowany charakter i nieprzewidywalność - nudziła się przy prostolinijnych panach, dlatego też stanowił miłą odmianę.
Przekroczenie bram parku wywołało u Francuzki dziwne uczucie ekscytacji i świadomości, że już nie było odwrotu i możliwości ucieczki, kiedy dzielnie maszerowała przed siebie uczepiona jego ramienia, zaś zaserwowana opowieść poskutkowała tak, jak powinna: zaskoczyła go i wyraźnie dostrzegła to spojrzenie w panującym wokół półmroku, wpisując sobie niewidzialny punkt na równie niewidzialną listę.
- To znaczy, że jesteś wolny - niepodporządkowany normom i zasadom, robiący co chce, a nie co trzeba, bądź wypada - to właśnie za tym uczuciem tęskniła przez całą szkołę i wreszcie zbuntowawszy się, postawiła na swoim a rodzina w pewien sposób się jej wyrzekła. Postawiła na swoim szczęściu i życiu, nie na wyścielonej atłasami komnacie z porcelanowymi filiżankami bez dostępu do prawdziwego świata - a tamte osoby po prostu się boją i na swój sposób pewnie cię podziwiają. Na próżno czekać, że któraś się do tego przyzna, więc możesz cieszyć się po cichu. - Przyznanie się do takiego zarzutu byłoby jak kapitulacja, bądź policzek wymierzony w samego siebie: nikt nie lubił okazywać swoich słabości, a tym bardziej mówić o nich osobom trzecim.
- Nie musisz, sprowokowałam cię. - Więc nie czuj się winny, w końcu sama tego chciałam. - Chociaż podejrzewałam, że się więcej nie spotkamy. Nie tak szybko i w takich... zaskakujących okolicznościach. - I nie wiedziała czy ma więcej szczęścia czy zaciągnięty dług u wspomnianego losu, że jednocześnie ten mężczyzna stał się z początku jej oprawcą, a potem ratunkiem i towarzyszem wieczoru.
Z nieodgadnionym uśmiechem wróciła do dalszej wędrówki, niezwykle męczącej jak na wysoki obcas i długą suknię. Nie skomentowała tego jednak ani słowem, w myślach odnotowując jego imię. Czując na sobie wyczekujące spojrzenie uwolniła ramię mężczyzny spod ciężaru swojej głowy, zastanawiając się przez ułamek sekundy, czy powinna przedstawić się prawdziwym imieniem, czy skłamać. Nie była przecież pewna czy on sam mówił prawdę.
- Solange. - Odparła po chwili zawahania z miękkim, śpiewnym akcentem. - Lub Solene, nie chcę, żebyś połamał sobie język. - Wprawdzie dawno nikt nie zwracał się do niej pełnym imieniem, lecz przewrażliwienie na punkcie złego wymawiania go brało górę.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]10.10.17 19:01
Umiejętność przewidywania przyszłości czyniła go naturalnie spokojnym na to, co przyniesie los, tak jakby nic nie mogło go zaskoczyć, choć to przecież nie była prawda. Ten wieczór miał potoczyć się zupełnie inaczej i mimo, że przebiegł zgodnie z tym, co sobie zaplanował, obfitował w przyjemne niespodzianki, których się nie spodziewał. Był elastyczny — musiał być, wyjątkowa zdolność radzenia sobie w różnych warunkach i dostosowywania się do wielu ról wymagała od niego gibkości i szybkiej adaptacji. Z dziecięcą łatwością wszedł w skórę dżentelmena zauroczonego swą partnerką, już wiedział, że nie tak niewinną jak sądził podczas ich pierwszego spotkania, a przez to bezmyślnie głupią, choć wciąż niezwykle nierozsądną. Zamierzał wykorzystać jej obecność, najmilej jak się dało.
— Owszem — przyznał z uśmiechem, ciągnąc rozmowę podczas tego przyjemnego spaceru. Jeśli choćby przez chwilę istniało jakiekolwiek zagrożenie, czy niebezpieczeństwo, już dawno minęło. Tamten mężczyzna pozostał na terenie parku, a mimo tego, iż dla własnej wygody wolał się jak najszybciej oddalić z tego miejsca, z przyjemnością powoli kroczył w obranym przez nią kierunku. Jak gdyby nigdy nic. Zupełnie nic.
Przykrywszy jej dłoń swoją, palcami poufale przemknął po jej wyjątkowo chłodnej skórze.
— I mogę robić wszystko na co mam tylko ochotę — dodał pewnie, ściszając nieco głos. Jednocześnie przeniósł na nią spojrzenie, wyłapując w jej delikatnych rysach oznak ekscytacji, może zdenerwowania? Uśmiechnął się ciepło, szarmancko, spoglądając na nią w sposób, który podkreślał, że poza nią w danej chwili nic innego nie ma znaczenia. To nie była prawda, lecz o tym wiedzieć nie musiała. Pozostał czujnym obserwatorem, zamierzającym wychwycić jeszcze kilka niuansów na jej temat ni ten wieczór dobiegnie końca, a ona z pewnością — co do tego nie miał żadnych wątpliwości, jak większość szanujących się kobiet odeśle go z kwitkiem do domu, gdy tylko odprowadzi ją pod same drzwi. — Teraz jestem przekonany, że i nie ostatnie jest to spotkanie.— Nie mogli być przecież takimi ignorantami względem przeznaczenia, skoro już zepchnęło ich na siebie kolejne. Coś było na rzeczy i musieli z tego skorzystać. — Solange — powtórzył po niej z łatwością. W dzieciństwie stawiał ogromny opór względem nauki języka francuskiego, nie lubił go, miał trudność w opanowywaniu go. Podstawy znajomości były jednak przydatne w dorosłym świecie. Nawet jeśli nie potrafił mówić płynnie i z miłobrzmiącym dla ucha akcentem, rozumiał proste zdania. Powtórzenie francuskiego imienia nie okazało się żadnym wyczynem, nie musiał się nawet starać. I wbrew jej założeniom już wolał mówić do niej tak, jak się początkowo przedstawiła.
Minęli pewną parę, która spojrzała w ich kierunku z zainteresowaniem i uprzejmym uśmiechem, jeszcze nim minęli się z lewej strony. Wyglądali tak, jakby się znali, lecz Ramsey był przekonany, że ich twarze ujrzał po raz pierwszy w życiu. Spojrzał na swą towarzyszkę z lekko uniesioną brwią. Być może mijani czarodzieje okazali się jej znajomymi, do których nie odezwała się speszona ani słowem.
— Dokąd mam cię odprowadzić, Solange?— spytał cicho z niewysłowioną, choć nienachalną troską w głosie. — Twoi rodzice się pewnie o ciebie martwią, jest już późno.— O ile jeszcze z nimi mieszkała. Istniał cień szansy, że wyfrunęła z domu, nie nosząc jeszcze obrączki na palcu?
Oboje ruszyli w dalszą drogę, aż pod same drzwi, gdzie zamienili jeszcze kilka słów.

Spotkali się ponownie.

|zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Drani kocha się najmocniej
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach