Wydarzenia


Ekipa forum
Portowa ulica
AutorWiadomość
Portowa ulica [odnośnik]02.05.15 11:33
First topic message reminder :

Portowa ulica

Doki nie należą do najbezpieczniejszych ani najprzyjemniejszych miejsc w Londynie; są ciemne, brudne, a powietrze wypełnia zapach nieświeżych ryb. Główne ulice, na których słychać śpiew marynarzy, którzy zeszli na ląd, podpitych grogiem, nie wydają się bezpieczne. W tej mniej zadbanej dzielnicy znajduje się mniej latarni, a wąskie przejścia otoczone wysokimi budynkami sprawiają, że nigdy nie można się spodziewać, co czeka za zakrętem...
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
portowa - Portowa ulica  - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Portowa ulica [odnośnik]09.11.19 22:37
Czasami zastanawiała się jakby to było, gdyby spotkali się po latach. Tworzyła w głowie scenariusze, dialogi, całą masę zdań, których nigdy miała nie wypowiedzieć, poza jednym, w którym przekazała mu, że po prostu go nienawidzi i nie chce widzieć na oczy. Układała wszelkie możliwe zakończenia, wybierała te najlepsze, wiedząc, że ich szanse na spotkanie i tak są niewielkie, a potem uparcie przekonywała samą siebie, że wcale nie interesuje jej czemu wtedy uciekł. Tymczasem życie szybko wyprowadziło ją z błędu, ale i zweryfikowało wymyślne zakończenia, spektakularne trzaśnięcia drzwiami i machnięcie bujną falą czarnych włosów, bo nic z rzeczy, o których myślała, nie doszło do skutku. Siedzieli obok siebie wizualnie przypominając obraz nędzy i rozpaczy, choć podejrzewała, że wewnątrz, w duszy, nie było wcale lepiej.
Chciała, żeby poszedł i zniknął jej z oczu, chociaż doskonale wiedziała, że Bojczuk zawsze robił wszystkim na przekór i swoją prośbę mogła sobie wsadzić, kiedy jednak zaczął mówić poczuła jak całe to spotkanie ją przerasta. Migrena, która zdołała na moment przejść, pojawiła się ponownie gnieciona pod natłokiem myśli i sprzecznych emocji, gdy uświadomiła sobie, że takiego scenariusza nigdy nie brała pod rozwagę. Gdy zaczął mówić, szybko poczuła, że wcale nie chciała poznać powodu tamtej ucieczki; szczenięcej ucieczki i strachu przez konfrontacją, rozmową, na którą w tym momencie było za późno, bo ani nie zmieniała nic pomiędzy nimi ani nie zmieniała opinii, którą miała na jego temat. Mówił bzdury, uświadamiając ją tylko w przekonaniu, że chyba nigdy naprawdę jej nie poznał i nie była dla niego nikim więcej, niż tylko chwilowym łącznikiem z normalnym życiem w pełnym absurdów świecie.
Po powrocie z obczyzny nie wiedziała co ze sobą zrobić, do perfekcji ucząc się robić dobrą minę do złej gry. W tym była świetna przecież od dziecka, pokaz umiejętności prezentując właśnie teraz. Pozwalała mu mówić, choć jednocześnie złowrogi spokój bił od niej na odległość – może rzeczywiście powinna była kopnąć go między nogi i odejść, jak podczas jednej z wymyślnych możliwości? Składała w całość słowa Bojczuka, żeby na sam koniec podnieść się równocześnie z nim.
Masz rację – przyznała – żałuję, że kiedykolwiek cię spotkałam – skwitowała, nawet jeśli w głębi duszy wcale tak nie sądziła. Ale zawsze musiała zadać ostatni cios, dopowiedzieć ostatnie słowo, tylko po to, żeby wbić komuś szpilkę prosto pomiędzy żebra. Nie dodała ni mniej ni więcej, a zamiast tego pierwsza ruszyła w stronę wyjścia z portowej ulicy, wiedząc, że za chwilę znowu przypomni sobie co to znaczy płakać bezgłośnie, zapijając się medykamentami na bóle migrenowe.

zt
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493
Re: Portowa ulica [odnośnik]10.11.19 0:00
Wsuwam dłonie w kieszenie płaszcza, wbijając w Gillian uważne spojrzenie, a kiedy z jej ust pada tych kilka słów, autentycznie czuję ścisk żołądka. Jakby rozgrzana do czerwoności, metalowa obręcz zaciskała się właśnie wokół wszystkich moich trzewi i paliła je żywym ogniem. To i tak zabolało, chociaż nie mogło potoczyć się inaczej, nie po tym co jej zrobiłem. Bolało także to, że nie otrzymałem rozgrzeszenia, a pozornie zagojona rana, otworzyła się na nowo. Kurwa, nie teraz; nie, kiedy teoretycznie układałem sobie życie, kiedy rzeczywistość wymagała ode mnie skupienia na sprawach tak przyziemnych jak praca. W tym momencie znowu zapragnąłem uciec; gdziekolwiek, byle dalej od całych wysp, gdzieś, gdzie będę mógł na spokojnie oddać się hedonistycznym podnietom, rzucić w wir zapomnienia. A później przeanalizować wszystko na nowo. Odprowadzam Gill spojrzeniem i chociaż w pierwszym odruchu stawiam krok w jej stronę, to w kolejnych przeklinam się w myślach; przeklinam także dzień, w którym się poznaliśmy i tamten nieszczęsny wieczór w porcie, gdy nasze ścieżki splotły się na nowo, znacznie ciaśniej niż za czasów szkolnych. Wtedy było pięknie, bo zauroczenia są wspaniałe, sprawiają, że człowiek czuje się lekko, że mógłby latać. Teraz mógłbym po prostu zapaść się pod ziemię. Nie, wróć, chciałbym to zrobić. Wzdycham przeciągle, wznosząc dłonie do głowy, palcami rozmasowując skronie pulsujące od nadmiaru emocji, czuję jakby zaraz miały rozsadzić mi łeb. Muszę pojechać do Bibury, odetchnąć i zachłysnąć się beztroską atmosferą tamtego miejsca... Nie, lepiej prosto do Rudery, zakopać się w swoim pokoju z flaszką pod ręką i nie wychodzić z niego przez kolejne kilka dni, leżeć na podłodze, w ciemnościach nocnego nieba przełożonego dłońmi artystów na ściany mojej klitki... Nie, nie, nie. Powinienem iść do Pasażera, zachlać pałę aż do odcięcia, tańczyć do utraty tchu i obudzić się w ramionach podrzędnej portowej dziwki, która na drugi dzień nie będzie nawet pamiętać jak wyglądałem.
- Kurwa - przeklinam głośno, przygryzam dolną wargę tak mocno, że czuję na języku metaliczny posmak własnej krwi, po czym na nowo zaciskam palce na połach płaszcza i podciągam je pod samą szyję. Mroźne powietrze szczypie w policzki, sprawiając, że czerwienieją bardziej niż zwykle, palce momentalnie kostnieją, ale wewnątrz jest mi gorąco. Tym cieplej, kiedy wyciągam piersiówkę i ciągnę z niej pierwszego, potężnego łyka. Nieważne gdzie, po prostu powinienem się nawalić.

/zt




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Portowa ulica [odnośnik]14.12.19 18:00
14 marca '57

Marsz ma taki dziarski, chyba energia go rozpiera, ewentualnie Ognista, bo na rozgrzanie przed wyjściem z (nie)bezpiecznej przystani Parszywego golnął sobie do towarzystwa z jakimś rozgadanym marynarzem, co serce swoje zostawił wili, o której na poczekaniu balladę rzewną ułożył (jakimś cudem udało mu się stworzyć dramatycznie smutne wersy, które przeplatały się z obscenicznymi linijkami opowiadającymi o tym, jak to deszcz ją oblepiał w miejscach różnych, do odpisania niezbędnych porównaniami iście dogłębnymi).
Idzie szybciej, ręce do kieszeni kurtki skórzanej wciska, głowę w ramiona, podbródek do jabłka Adama, bo mimo wszystko nadal jakoś tak zimno. Z tego wszystkiego (w sumie z jednego - z tego, że pod nogi patrzył, a nie przed siebie, tutaj wszystko się wyczerpuje) wpadłby niechybnie na innego dokowego wędrowcę nocnego. Ale nie wpadł. Bo tak jakoś wyszło.
Spodziewał się jak leziesz rzuconego naprędce, lecz jak zobaczył, z kim ma przyjemność, to w mig mu przeszła ochota na jakieś docinki czy tam kąsanie się dosadnymi epitetami. Z tym jegomościem to też niejedną szantę zaśpiewał, niejeden i przez to ogłuchnął (chwilowo, aż takiej mocy sprawczej w głosach nie mieli). Tego bujnego wąsa wszędzie by poznał.
- Uszanowanie, panie Daniel - nazwiska nie powtórzy nawet, jakby mu różdżkę do gardła przytknięto, jakoś tak dziwnie brzmiało, z ruska może? Rusek to pewnie, po oczach widać, że alkohol mu nie obcy, po twarzy, że ziółko to niezłe. No, czyli Rusek. - Dokąd tak spieszno? Jak do Pasażera, to w drugą stronę - nie to, żeby o prawdziwy cel pytał, to doki, nikt tu się nikomu z niczego tłumaczyć nie będzie, ale tak zagaił, bo ma akurat dobry humor, rozbuchany alkoholową wkładką. - Philie mi kilka dni temu mówiła, że tęskni za tym naszym muzykowaniem - to kłamstwem było ewidentnie, niemniej jednak, on sam chętnie by szantowanie powtórzył. - Tę zwrotkę o zagubionych jajach trytona nadal musimy jakoś do końca dociągnąć, ale nie wiem, z czym to zrymować, a tyle czasu minęło...
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Portowa ulica [odnośnik]16.12.19 7:08
14.03

Chociaż zimna noc zachęcała do zaszycia się w karczmie nad dobrym trunkiem, to wieczór oznaczał dla Wrońskiego początek pracy. Pewien marynarz bardzo troszczył się o swoją żonę - tak bardzo, że wypływając w dłuższy rejs wynajął Wrońskiego, aby ten trzymał oko na jego dom. I na to, czy żaden inny mężczyzna nie wchodzi do środka drzwiami albo oknami. Zmierzał właśnie na miejsce dyżuru, gdy omal nie wpadł na niego jakiś chudy chłystek. Jak leziesz - cisnęło się na usta Danielowi, który zwinnie uniknął zderzenia, ale i tak poczuł się poirytowany. Na swoje szczęście, chłopak zadarł głowę do góry, a Dan poznał ten krzywy nos i łobuzerskie spojrzenie.
-Keaton. - bez zdziwienia powitał znajomego z Parszywego Pasażera, to w końcu doki. Młody Burroughs miał szczęście, że Wroński nie śpieszył się zbytnio do doglądania cudzej żony, bo gdyby kogoś śledził to już byłby wściekły i wybity z rytmu. Ale dzisiaj mógł się zatrzymać na powitanie lub nawet chwilę pogawędki 0 w końcu szczerze lubił tego gamonia o silnej głowie i melodyjnym głosie. Kiedyś wypili sporo ognistej i do świtu układali razem szanty... o, wyglądało na to, że Keat również to pamięta. Daniel uśmiechnął się pod wąsem, gotów umówić się nawet na kolejne posiedzenie w parszywym, ale...
No tak, Burroughs trzymał się z Philippą (Phillie? Kochał się w niej, czy co?) i  nieświadomie przypomniał Danielowi niedawne upokorzenie. Zawiedziona chuć, zmarnowany flirt, mugol na balkonie i szarogęszeni się kobiety w jego domu... brr, cała sytuacja do teraz napawała go wstrętem.
-Zwrotka zapowiadała się obiecująco. - uśmiechnął się krzywo, ale jego oczy pozostały zimne. -Ale chodźmy pić gdzieś indziej. - zaproponował. -Pasażer niedługo zejdzie na psy, jeśli jego barmanki to szlamoluby, a pannie Moss sugerowałbym posłuchanie muzykowania w jakiś mugolskich przybytkach, skoro woli zadawać się z niemagicznymi niż ze swoimi. - prychnął, wymawiając słowo "zadawać" wyjątkowo wymownym tonem. Ciekawe, czy chciała się chędożyć z tamtym mugolskim spadochroniarzem.


Self-made man




Ostatnio zmieniony przez Daniel Wroński dnia 18.01.20 3:59, w całości zmieniany 1 raz
Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Portowa ulica [odnośnik]01.01.20 13:07
Słysząc swoje imię zadarł dumnie brodę, zgadza się wszystko, Keaton właśnie - we własnej, parszywej osobie. Nie dostrzegł tego zimnego błysku w oczach Daniela, który pojawił się, gdy tylko Wroński usłyszał imię Philippy w czule zdrobniałej formie (Philippa było dość długie, język się plątał przy wypowiadaniu tego zlepku głosek, może nie tak jak przy tym piekielnym nazwisku Rosjanina, ale wciąż...).
- Gdzieś indziej? Ale niby gdzie? I po co? W dokach nie ma innego lokalu, który mógłby się umywać do Pasażera - miał swoje własne standardy, portowe, to fakt, ale mówił całkowicie szczerze, naprawdę wierzył w to, że Pasażer należał do najlepszych spelun w okolicy. Co to za herezje ten Wroński mówi, skąd mu się to w ogóle wzięło? - Jeśli Parszywy zejdzie na psy, to pozostali na psidwaki, nie ma innej opcji, jesteśmy - tryb: my, bo jednak czuł się częścią tej parszywej rodziny - bezkonkurencyjni - może dlatego, że Boyle wykupił albo wykosił konkurencję, ale to przecież tylko detale, o które nikt nie pyta, prawda?
- Szlamoluby? - parsknął śmiechem, niespecjalnie przykładając uwagę do tego, że użyto tego określenia w jego obecności; w gruncie rzeczy słyszał już o wiele gorsze (i wymyślniejsze) nazwy na osoby, które nie miały nic przeciwko mugolakom. W Parszywym co drugi chwalił się tym, że jego krew czystsza jest niż czysta (przy tej ilości wody, którą do niej dolewali, chyba niespecjalnie o to trudno), jednocześnie podkreślając, że mugole mogą mu co najwyżej buty językiem wyczyścić, a i do tego się nie nadają, bo za dużo w nich brudu. - Powiedz to naszej Ognistej - tej rudej, przy kości - to ci tulipanem uśmiech poszerzy - ile ludzi, tyle poglądów; on się starał w to wszystko za bardzo nie mieszać, robiąc po prostu swoje wtedy, gdy miał czas i możliwości - co mu da to, że się obruszy, jak jakaś cnotka po usłyszeniu kilku dosadniejszych określeń, kiedy ktoś w jego towarzystwie nazwie mugoli szlamami? Czas straci tylko, nic więcej. Jeszcze siłą pięści mu się takich bzdur z niczyjej głowy nie udało wybić.
Wygląda jednak na to, że to nie barmanki były problemem, ale jedna, konkretna. Akurat ta, o której złego słowa powiedzieć nie pozwoli.
- Od panny Moss ja bym z kolei sugerował się odpierdolić - odstosunkować? Jak zwał, tak zwał. Od razu się jakoś mniej miło zrobiło; łypnął na Daniela niechętnie, zastanawiając się, skąd ta cała niechęć. - Jaki masz problem? - bo jeśli jakiś, to pasowałoby go rozwiązać. Jak najszybciej.
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Portowa ulica [odnośnik]02.01.20 1:07
You sweet, summer child. Ile lat mógł mieć Keaton, dwadzieścia? W jego wieku Daniel postawił już stopę na ulicy Śmiertelnego Nokturnu i przekonał się, że jest tam o wiele ciekawiej niż w dokach.
-Świat nie kończy się na dokach. I na legalnych lokalach. - wyszczerzył zęby w wilczym uśmiechu, mierząc Keata wzrokiem. Chłopaczek miał mocną głowę i dobre poczucie humoru, a także młodzieńczą energię. Może spodobałoby mu się na turnieju walki na pięście w nokturnowym półświatku? Zawsze szukali nowych zawodników, a organizator odpaliłby może Wrońskiemu galeona za zaproszenie świeżej krwi.
Ach, ale jest różnica pomiędzy świeżą krwią, a nieczystą krwią. Wroński miał Keata za równego gościa, ale ten nieoczekiwanie zaczął bronić jakiejś mugolskiej (? Wroński jej nie kojarzył, prawdę mówiąc) barmanki, a potem bawić się w rycerza. Uśmiech na moment spełzł z twarzy Daniela, ale potem pojawił się znowu - chłodniejszy, wredny. Nic nie bawiło go tak bardzo, jak rycerze o romantycznych sercach. Sam oduczył się romantyzmu już dawno temu, będzie z dekadę. Kobiety są jak róże - dopuścisz taką zbyt blisko, a cię pokłuje. Albo przerwie grę wstępną i zacznie ratować jakiegoś mugolskiego spadochroniarza.
Dan powinien pewnie skończyć tą rozmowę i wracać do pracy, ale był dzisiaj w szczodrym nastroju. Nie powinno się rozdawać doświadczenia za darmo, na życiową mądrość trzeba zarobić, al mógł być wspaniałomyślny i podzielić się z dzieciakiem dobrą radą. A raczej uświadomić go, że jego "Phillie" jest daleka od ideału.
-Odpierdolić? O wiele przyjemniej ją pierdolić, o ile nie robi tego akurat jakiś mugol. - parsknął zimnym śmiechem, rozwiewając romantyczne złudzenia Keata i chyba wciąż nie mogąc przeboleć tego, że wieczór z panną Moss nie poszedł wedle jego oczekiwań.
-Już żaden, nie warto trwonić życia na nieodpowiednie towarzystwo. A ty, masz jakiś problem? -- wzruszył ramionami, rozbawiony. Zastanawiał się, ile w chłopaku jest z rycerza - czy spojrzy na niego z oburzonym zaskoczeniem, czy pobiegnie pilnować łóżka Philippy, czy też zachowa się jak prawdziwy mężczyzna. Sam Daniel czuł się całkiem męsko i szlachetnie, ucząc takiego szczeniaka niezbędnego dystansu do życia.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Portowa ulica [odnośnik]03.01.20 16:04
Nienawidził ostentacyjnej pobłażliwości.
Informacji przekazywanych mu przez tych doświadczonych życiowo, które rzekomo świadczyć miały, iż on sam jeszcze tak niewiele wie o mechanizmach funkcjonowania świata. Świata, który nie kończy się na dokach, z czego przecież doskonale zdaje sobie sprawę, lecz w jego ograniczonej rzeczywistości Londyn sprowadzał się ledwie do kilku ważniejszych punktów, reszta pozostawała nieistotnym tłem, które nie wyzwalało w nim większych emocji.
- Jeśli za tym - mało zawoalowanym - stwierdzeniem kryć się miała informacja, że wszędzie dobrze, ale na Nokturnie najlepiej, to śmiem twierdzić, iż ja z kolei na tamtym wypizdowie nic ciekawego nie jestem w stanie dostrzec, ciasno tam jak cholera, klaustrofobii można dostać, a podlejszego alkoholu to jeszcze nigdzie nie piłem - nawet parszywy jawił się jako rarytas - znam jeden nielegalny w dokach - dodał pospiesznie, wcale nie byli gorsi, i u nich się takie cuda organizowało - choć w przypadku tego konkretnego wędrującego lokalu, otwierał się on tam, gdzie akurat tym razem rozgrywano portowe walki. Niemniej nielegalne.
Pojęcia nie miał, jakimi torami podążyły zbłąkane myśli Wrońskiego - uśmiałby się, gdyby zrozumiał, że ten wziął Ognistą za szlamoluba, kiedy w istocie nie było w ich ekipie osoby bardziej zajadle komentującej kwestie czystości krwi; ona sama brzmiała czasem tak, jakby jej rodzina tylko przez przypadek nie została dopisana do spisu czystokrwistych.
Uśmiech, który pojawił się na twarzy Wrońskiego, rezonował czymś niepokojącym - Keat łypnął na niego niechętnie, obserwując uważniej posturę mężczyzny - każdy jego ruch, by z wyprzedzeniem wyłowić ewentualny cios, zmierzający w jego stronę. Czuł już w tym momencie, że jeszcze kilka słów (za dużo) i skończy się to samczą szarpaniną.
- A więc to jest twój problem? Kazała ci się pierdolić? Spławiła cię? - w końcu i na jego twarzy pojawił się wężowy uśmiech, uwydatniając brzydkie blizny po ostatniej bójce. Czyżby Wroński liczył na to, że Philippa zostanie jego zdobyczą? - Wybrała towarzystwo jakiegoś mugola, a nie ciebie? - szydził, pozwalając sobie na jawną kpinę, bo cholernie bawiło go to, jak bardzo musiałaby zaboleć Wrońskiego taka sytuacja. On, przegrywający ze szlamem. - Też żaden, o ile przestaniesz sobie wycierać nią gębę - dodał, niekoniecznie świadomie robiąc krok w stronę mężczyzny. Chyba nie kontrolował tego ruchu, wykonał go niemal mechanicznie, zaciskając rękę w pięść.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Portowa ulica [odnośnik]05.01.20 3:38
Wychowano go w poszanowaniu starszych, które egzekwowano pasem. Słuchanie bardziej doświadczonych popłacało - czy chodziło od przejmowania od ojca wzorca, że najlepiej zarobić można nielegalnie, czy o zgłębianie tajników czarnej magii na Nokturnie. Nie był nawet świadom, że przejął od Wrońskich wzorce, którymi niegdyś gardził - które zostawiały w gardle gorzki posmak złości, a na pośladkach czerwone pręgi. Zaczął nowe życie, w którym wytyczał sobie cele sam i nie pamiętał już, że w wieku Keata (którego brał za młodszego niźli był w istocie) uważał się za jeszcze mądrzejszego, a napomnienia do pokory tylko dolewały oliwy do gorąca jego arogancji.
-No proszę, patriota z doków. - zażartował, podkręcając z uśmiechem wąsa. -Dojrzalsi ludzie nie widzą w życiu pięknych krajobrazów - naprawdę, zwracał uwagę na to, czy miejskie uliczki są lepiej lub gorzej oświetlone?! -a piętrzące się możliwości, które należy dobierać z rozwagą. - wzruszył lekko ramionami. -Nie miej mi tego za złe, chłopcze, też lubię napić się w dokach. Ale zarobić i nawiązać przydatne znajomości można gdzie indziej. - kusił. W sumie przydałby mu się pomocnik, ktoś, kogo mógłby wprowadzić w mroczne zakamarki Nokturnu. Wcale nie bywał samotny... ale był praktyczny, a ostatnio często dostawał zlecenia nieco poniżej swoich kompetencji. Połączenie swoich kontaktów i cudzego zapału mogłoby być interesujące.
Ale pomylił się. Pomimo mocnej głowy i umięśnionego ciała, Burroughs najwyraźniej nie widział w sobie rozsądnego człowieka, a jakiegoś szlachetnego rycerza. Naprawdę, myślał, że na tym polega męskość? Żadne szlachetne gesty nie przemogą damskiej nieprzewidywalności, o czym Wroński przekonał się już lata temu, a prawdziwi szlachcice zbyt często pieprzą cudze żony i narzeczone, zostawiając na tym świecie smutne bękarty.
Kpina z Moss miała uderzyć w Keata, a Wroński nawet nie spodziewał się, że Burroughs obróci jego żart przeciw niemu. Kiedy stracił czujność, opuścił gardę? Dlaczego nieudany flirt nadal bolał jego męskie ego, choć przecież sam spławił Philippę z mieszkania?
-Sama pchała mi się do łóźka, to ja nie zadaję się ze szlamem. - parsknął, robiąc krok w stronę Keata i mierząc go groźnym spojrzeniem.
-A ty, lepiej przeproś za tą kpinę i trzymaj gębę na kłódkę! - warknął, a że brakowało mu słów, to posunął się do argumentu siłowego - skoro rycerz Burroughs nie miał najwyraźniej śmiałości zacząć i tylko groźnie zacisnął pięści, to Daniel wymierzył silny cios aby naprostować mu ten krzywy nochal.

idziemy do szafki!


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Portowa ulica [odnośnik]05.01.20 3:38
The member 'Daniel Wroński' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 74
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
portowa - Portowa ulica  - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Portowa ulica [odnośnik]15.01.20 22:23
/ 15 marca

Choć świat stawał na głowie każdego dnia to ludzie zaczynali się do tego przyzwyczajać. Zmieniły się morale i ludzkie potrzeby. Wszyscy zaczęli adaptować się do sytuacji, w której przyszło im żyć. Lucinda nie spodziewała się, że tak łatwo przyjdzie czarodziejom pogodzić się z danym im losem, ale widząc to w ludziach przestała się oszukiwać. Niektórym było łatwo. Zamiast walczyć postanowili poddać się temu co przyniosła im wojna. Inni nadal opierali się tyranom tworząc prężnie działający ruch oporu. Ludzie byli różni i w różny sposób reagowali na tak gwałtowne zmiany. Dlatego na swoje dzisiejsze zlecenie blondynka zareagowała ze zrozumieniem.
W Dokach znalazła się dzięki sowie, która wczorajszej nocy zapukała do jej okna. Wiadomość była chaotyczna i Lucinda domyśliła się, że ręka kreśląca te słowa była w wielkim szoku i nie do końca wiedziała do kogo się z ów problemem skierować. W liście kobieta opisała stan psychiczny swojego męża, który od dłuższego czasu według niej zachowuje się niepokojąco. Ciągle chodzi przygnębiony, wszystko wzbudza w nim gniew i smutek. Nie ucieszył go powrót do pracy, którą tak bardzo kochał czy narodziny syna. Kobieta starała się pomóc mężowi, ale ten nie zgodził się na pójście do uzdrowiciela, a już na pewno nie miał zamiaru położyć się nikomu na kozetce. Według żony mężczyzna starał się walczyć z uporczywym zmęczeniem, ale bez większych rezultatów. Czekała licząc, że to wszystko w końcu się uspokoi, ale to co zdarzyło się wczorajszej nocy przelało czarę goryczy. Kobieta znalazła męża kiedy ten postanowił pozbawić się życia i niczym nie mogła go od tego odciągnąć. Z racji tego, że żaden uzdrowiciel nigdy nie przemówiłby mężczyźnie do głowy to postanowiła skierować swoje kroki w stronę łamacza klątw.
Blondynka nie dziwiła się, że w dzisiejszych czasach ludziom łatwiej jest podejrzewać nałożone na nich klątwy. Jednak samo nałożenie klątwy na konkretną osobę wcale nie jest takie proste. Potrzeba do tego wielkich umiejętności, wysiłku, a przede wszystkim krwi osoby, na którą chce się klątwę rzucić. Dlatego zwykle dostając takie zlecenia podchodziła do tego bardzo ostrożnie. W końcu wcale też nie zdziwiłaby się gdyby chodziło o załamanie nerwowe, na które Lucinda już nie mogła pomóc. Wojna niosła ze sobą nie tylko smutek, ale przede wszystkim gubiła sens. Ludzie żyją według schematów. Pracują by utrzymać rodzinę, żyją, a nie walczą o przetrwanie. W pewnym sensie wielu mogło to już przerosnąć. Pewnie wielu przerosło, a ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
Nie byłaby jednak sobą gdyby zignorowała tę sowę i poleciła uzdrowiciela. Nauczona tego, że każdy trop należy kilka razy sprawdzić pojawiła się przed drzwiami adresu podanego w liście. Minęło kilka godzin od feralnych wydarzeń i tak naprawdę nie wiedziała co może znaleźć w środku. Skłamałaby mówiąc, że nie zaczęła zastanawiać się nad klątwami, które mogłyby dawać tego typu objawy. W końcu jak kobieta wspomniała w liście – ciężko było jej męża odsunąć od zamiarów popełnienia samobójstwa. Oczywiście istniały takie przekleństwa. Działają po cichu. Na początku dając mierne objawy, ale w końcu traci się umysł.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Żona prawie bez słowa zaprowadziła Lucindę do pokoju, w którym siedział mężczyzna. Wzrok blondynki od razu powędrował do zawiniętych w bandaże nadgarstków. Potrafiła sobie wyobrazić ogrom tragedii, która mogła się tu wydarzyć gdyby nie prędka reakcja żony mężczyzny.
Nie chcąc zbyt długo przyglądać się mężczyźnie szlachcianka rozejrzała się po pomieszczeniu. Mieszkali w dokach i to już samo mówiło o warunkach jakie tu mieli. Nie wiedzieć czemu chciała znaleźć powody dla zachowania mężczyzny. Nie życzyła mu klątwy choć pewnie dla tego małżeństwa to byłoby najszybsze pozbycie się problemu. Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. – Jak długo to trwa? – zapytała mężczyznę w końcu siadając na jednym z krzeseł w odpowiedniej odległości od marynarza. Z jednej strony nie chciała go przytłoczyć swoją obecnością, ale z drugiej zawsze zostawiała sobie zapas. Miejsce na ucieczkę.
- Może miesiąc. Może mniej. Nie wiem, ale to na pewno jakieś przekleństwo. Zabierz to. Zabierzesz? – w głosie mężczyzny było słychać rezygnację. To tak jakby sam nie wierzył w to, że cokolwiek może mu pomóc.
- Nie wiemy czy to klątwa. Musisz opowiedzieć mi coś więcej. – odparła pewnym tonem. Na początku marynarz nie chciał zdradzić jej szczegółów. Potrafiła to zrozumieć. Żaden mężczyzna nie będzie mówił o swoich słabościach kobiecie. Nawet jeśli ta mogłaby mu pomóc.
Z opowiadania mężczyzny wynikało, że wszelkie objawy pojawiły się mniej więcej miesiąc wcześniej i nie były spowodowane żadnym negatywnym zdarzeniem. Dodatkowo marynarz przyznał, że ostatnio wdał się w konflikt z jednym przemytnikiem i wcale nie byłby zdziwiony gdyby to on rzucił na niego klątwę. – Skąd mógłby wziąć twoją krew? – zapytała drążąc temat. Musiała być pewna zanim zacznie zdejmować klątwę z mężczyzny. – Nie do końca pamiętam to spotkanie. – odpowiedział marynarz spoglądając na swoje dłonie.
Było wiele niewiadomych, ale blondynka nie chciała ryzykować, że po jej wyjściu z mieszkania mężczyzna ponownie targnie się na swoje życie. – Sprawdźmy to –  szlachcianka wyciągnęła różdżkę z kieszeni płaszcza i rzuciła. - Hexa Revelio – kierując promień w stronę mężczyzny.
Różdżka rozświetliła się, a powietrze nagle zadrżało zmieniając swoją barwę na mlecznobiałą. Wyglądało to tak jakby marynarza ogarnęła mgła, a on sam znajdował się w jej centrum. Blondynka nie miała wątpliwości co do nałożonej klątwy. Wpakował się w kłopoty, które prawie pozbawiły go życia.
- Co to? To ta klątwa? Na Merlina… co to takiego? – był przestraszony i Lucinda wcale mu się nie dziwiła. To co widział to jedynie efekt zaklęcia wykrywającego. Prawdziwa klątwa nadal pozostawała nieuchwytna. Nadal siała spustoszenie pchając marynarza do samouszkodzenia.
- Tak to klątwa. Wnioskując po tym co mi powiedziałeś jestem pewna, że to klątwa achlys. Dość charakterystyczne jest to, że mniej więcej po miesiącu targnąłeś się na swoje życie. Myślę, że jestem w stanie się tego pozbyć, ale musisz liczyć się z konsekwencjami. Nie obiecuje, że to się uda. Nie obiecuje, że nie pogorszę swoją próbą tego co już i tak czujesz. – odparła, bo mężczyzna musiał znać ryzyko. Klątwy zawsze takowe ze sobą niosły. Mogło się skończyć tak, że klątwy w ogóle nie uda jej się ściągnąć. Mogła tylko pogorszyć jego stan i z tego także zdawała sobie sprawę. To była jego decyzja i bez względu na to co postanowi blondynka uszanuje jego decyzję. Sama nie wyobrażała sobie żyć dzierżąc podobną klątwę na swoich barkach. Chęć zakończenia życia nie minie. Będzie się potęgować z każdym miesiącem, ale tego nie musiała nawet mówić. Każdy by się tego domyślił.
Jak w odpowiedzi na jej słowa w pokoju obok zapłakało dziecko. Mężczyzna westchnęła i skinął głową ze zdenerwowaniem krzyżując dłonie. – Ściągnij to ze mnie. Cholerstwo siedzi mi w głowie. – odparł na co blondynka przytaknęła ze zrozumieniem.
Ściąganie klątwy nigdy nie było łatwe. W swoim życiu łamała ich już wiele, ale zawsze istniało ryzyko. Mogłaby codziennie ściągać jedną i tą samą. Znać ją na wylot, a i tak finalnie mogło jej się nie udać. Sama nie wiedziała czy to kwestia indywidualności każdego czarodzieja czy tego, że nałożone klątwy różniły się specyfiką nakładającego, ale wiedziała, że wyciągając różdżkę może spodziewać się wszystkiego.
Szlachcianka potrzebowała kilka minut na skupienie się. Mogło się wydawać, że to magia jak każda inna, ale jednak blondynka zawsze podchodziła do tego o wiele poważniej tym bardziej, gdy chodziło o człowieka. – Zaczynajmy. – odparła podchodząc do mężczyzny i rzuciła; finite incantatem.
Choć zaklęcie się udało to nie można było stwierdzić od razu czy pozbyli się klątwy definitywnie. Powietrze nadal wokół nich drżało, ale mgła zaczęła ustępować tak samo jak napięcie, które szlachcianka czuła jeszcze chwile wcześniej. – Co czujesz? Coś się zmieniło? – zapytała unosząc brew kiedy mężczyzna nic nie powiedział.
- Już skończyłaś? Po wszystkim? – zapytał marynarz z nadzieją malującą się na jego twarzy. Blondynka w odpowiedzi skinęła głową. – Pewny będziesz tak naprawdę dopiero za miesiąc, ale musisz obserwować swoje zachowanie. Uwierz mi, że dojrzysz różnicę. W razie komplikacji wyślijcie sowę. – odpowiedziała.
Kiedy skończyli blondynka przeszła jeszcze do pokoju obok by uspokoić skołatane nerwy czekającej na wieści żony. Odbierając podziękowania i zapłatę ruszyła w stronę drzwi. Miała nadzieje, że to co najgorsze już dla nich minęło.

z.t (przepraszam, że tak wbijam, ale już uciekam)


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
portowa - Portowa ulica  - Page 6 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Portowa ulica [odnośnik]12.02.20 3:04
stąd

- No, no spróbuj tylko - odpyskował hardo, przy okazji plując krwią, tak malowniczo całkiem, fontanna rubinowych kropel osiadła na ośnieżonej uliczce, wsiąkając w puch. Czysta poezja, szkoda tylko, że proza życia była brutalna. Kurewsko bolesna, rzec można, bo gdy tylko spróbował zrobić kolejny ruch, poczuł się tak, jakby Wroński go znokautował, a tym razem wąsacz nie ruszył nawet palcem. - Żeby cię tak kiedyś dementor pocałował, ty skurwysynu - wybełkotał, zginając się w pół, gdy spróbował wykonać nieporadny ruch ręką, docelowo mający być ciosem iście mocarnym, ale w tym stanie to on jednak powinien chyba wrócić do parteru i nie podskakiwać za bardzo.
- Nie myśl sobie, że tak to zostawimy - bo przecież on tu najwięcej miał do gadania po tej popisowej porażce - rzucam ci pod nogi białe zaklęcie - czy Wroński podejmie wyzwanie? - chcę rewanżu na następnych dokowych walkach - zadarł głowę do góry, obrzucając go spojrzeniem żądnym zemsty; dawno już nikt z nim w taki sposób nie wygrał, co było druzgocące - a z drugiej strony, choć nie przyznałby się do tego za nic w świecie, Wroński z przypadkowo poznanej ochlejmordy awansował właśnie w jego oczach na kogoś, kto potrafił o swoje zawalczyć. A siłą mięśni niejedno udowodnić. Może w trakcie rewanżu udałoby mu się coś podpatrzyć i czegoś od niego nauczyć - zakapior całkiem zwinny był, to prawda, ale nie w tym tkwił jego sukces, Burroughs musiał coś przeoczyć, nie rozgryzł tego, co sprawiło, że Wroński poradził sobie aż tak dobrze. Bo przecież wcale nie był od niego silniejszy. O co więc chodziło?
Łypnął niechętnie na swoją rękę, w którą oberwał dość mocno; poruszał nią chwilę, zagryzając zęby, bo tego tylko brakowało, żeby po tym, jak zhańbił się taką kiepską walką, jeszcze pojękiwać z bólu zaczął. No, ale ruszać się nią dało - znaczy, chyba do użytku się nada. A on sam żyć będzie, kiedyś się zemści, plamę na honorze wyczyści. Najlepiej krwią tego tu.
- Na co się jeszcze lampisz? - warknął, pojednawczo kończąc ich rozkoszne spotkanie.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Portowa ulica [odnośnik]13.02.20 16:18
Uniósł z rozbawieniem brwi, słysząc i widząc kontrast między butnymi słowami Keatona i malowniczą fontanną jego krwi, paletą fioletowych sińców na twarzy. Próba dalszej walki byłaby bezcelowa, choć Keat podejmował jeszcze szermierkę słowną. Daniel dzisiaj triumfował, ale przecież wielokrotnie bywał na miejscu smarkacza, zwijał się z bólu, uczył szacowania szans i powściągania arogancji.
Burroughsowi brakowało rozsądku, a może i odpowiedzialności - żarzył się niczym dogasający węgielek, choć jego siostra (o czym Dan jeszcze nie wiedział) miała w sobie klasę diamentu, a on sam mógłby być silny jak tytan.
-Dementor? Myślałem, że jest zajęty w sypialni twojej matki. - odparował z nokturnową klasą, bo żadna potyczka nie jest kompletna, gdy nie wyzwie się matki przeciwnika od ladacznic.
Oczywiście, Keat oberwie znowu, jeśli tylko powie coś o Matyldzie, matka Wrońskiego była święta.
Na wyzwanie, uśmiechnął się szeroko, spoglądając na smarkacza nieco cieplej, z pewną... dumą?
-Przyjmuję wyzwanie i zapraszam na walki na Nokturnie... jeśli kiedyś się odważysz. - odparł formalnie, choć nadal poigrywał sobie z ambicją Keatona.
-A na razie potrzebujesz treningu, za łatwo się dekoncentrujesz. - uznał konkretnie. Keat zdecydował się zakończyć tę walkę z klasą, uznając wyższośc przeciwnika - i to Wroński lubił. Nie spodziewał się przecież, że ten mały zdrajca obsmaruje go potem w Parszywym Pasażerze, bo jak dla niego kłótnia właśnie się skończyła. Drażliwość i złość wyparowały wraz z wyważonymi ciosami pięści, gorąco w dłoniach ustępowało miejsca dobremu nastrojowi. Uspokojony Wroński pogapił się chwilę na smarkacza, po czym wyciągnął rękę aby pomóc mu utrzymać się na nogach.
-Masz tu jakiegoś znajomego uzdrowiciela? Jak nikt nie opatrzy ci nosa, to będziesz miał jeszcze brzydszy ryj niż teraz. - zarządził konkretnie i pokrzepiająco. Dla twarzy Keata była jeszcze nadzieja, no ale taka z limitem czasowym! -Zawsze możesz zapuścić wąsy. - podsunął, zarost dodawał w końcu powagi, szczególnie jak było się takim szczeniakiem.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Portowa ulica [odnośnik]15.02.20 22:04
Z oczu to aż się Burroughsowi iskry wściekłości posypały, jak Wroński się panoszyć zaczął z tymi swoimi radami, rozbawieniem i wąsem nieszczęsnym, bujnym jak wyobraźnia Keata, gdy tylko zaczyna ściemniać. Spochmurniał, słysząc ripostę ad matkum personam i w zacietrzewieniu przemilczeć tego nie zdołał, rozpaczliwie starając się wymyślić jakiś przytyk, tak w ramach rewanżu.
- Nie bardzo, ponoć zawędrował na Nokturn i krąży po nim bezskutecznie, starając się znaleźć kogoś z duszą, ale chyba będzie musiał przejść na głodówkę, bo takich rarytasów to tam nie ma - no dobra, to, hm, odszczeknięcie nie było może górnolotne, ale trzeba brać poprawkę na to, że chłopak właśnie oberwał w kilku różnych miejscach - w tym dwukrotnie w mózg, no bo w głowę i w… ten drugi.
- Zostaw mi notatkę u Rudej w Parszywym, jak już będzie wiadomo, kiedy coś takiego na Nokturnie będzie organizowane… pojawię się - i miało to zabrzmieć jak groźba, ale naprawdę nie za bardzo mu to wyszło. Niech jednak chłopiec żyje w iluzji, że jest inaczej, i tak już wygląda jak siedem avad.
- Trudno się skoncentrować, kiedy walczysz z kimś z taką mordą - za takie rady to on podziękuje; sam może wyciągać wnioski, obserwując Wrońskiego, ale żeby tamten tak bezczelnie się wywyższał (innej opcji krótkowzrocznie nie dostrzegł). Swoją drogą, wyzywanie matek to klasyk, pięknego lica także - nie musiał długo czekać, aż sam Wroński sięgnie po argument, który godził w nos Keata, dłutem najwspanialszego rzeźbiarza ciosany. - Nie, przeżyłem w dokach tyle lat, bo posiadam zdolność do samoregeneracji… - ironia najwyższych lotów - oczywiście, że mam swojego uzdrowiciela, najlepszego - najpewniej, zresztą, Daniel sam kiedyś do Wilde’a trafił, Keat czasem odnosi wrażenie, że razem z matką Ollie ma monopol na leczenie w tym regionie. Nikt nie robi tego lepiej. - Skorzystam, kiedy tylko zacznę rozważać metamorfozę w podstarzałego casanovę - wąsy? Stanowcze nie!
Jakoś się zmusił do wprawienia mięśni w ruch i, nie zważając na ból, zaczął snuć się w stronę lecznicy. Obrócił się plecami do Daniela, zupełnie tak, jakby wcale nie spodziewał się po nim podstępnego ataku. I chyba zresztą tak było. Wbrew pozorom - obowiązywał tu pewien kodeks. Mogli na siebie fuczeć, mogli sobie obić twarz i miotnąć w siebie lamino, ale zarówno Wroński, jak i Burroughs mieli swoje zasady. Pewnych zasad po prostu się nie łamie.

zt <33333333



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Portowa ulica [odnośnik]16.02.20 19:37
20 marca

Było wcześnie rano. Pachnący mieszaniną najgorszych portowych smrodów, ciepły jak na marzec poranek budził dopiero miasto do życia, gdy żwawym krokiem czarownica przemierzała portową ulicę, kierując się do swojego statku i czekającej na nią załogi. Nie śpieszyła się jednak; wiedziała, że jej ludzie zmęczeni podróżą, w której Włoszka nie brała tym razem udziału, potrzebowali chwili wytchnienia przed dokończeniem pracy, choć w perspektywie następnych kilku dni nie planowano żadnych wypłynięć. Oddając sporadycznie pieczę nad wyprawami w bliższe rejony bratu, swoją rolę ograniczała do późniejszych kontroli towaru i rozdzielania go wedle wcześniejszego zamówienia, które wyznaczone punktowo na liście zostawało zazwyczaj przekazane do jej rąk. Ponosząc mimo nieobecności na statku odpowiedzialność za całokształt zleceń, wierzyła, że brat przejmował się tą pracą równie mocno co ona i żadna, nawet najmniejsza rzecz, nie wybiła go podczas dowolnego momentu tej podróży z równowagi – nie potrzebowała problemów, zapomnianych skrzyń, czy wadliwych towarów od osób, które niejednokrotnie próbowały ich przechytrzyć sprzedając coś gorszej jakości lub gorzej, starały się oszukiwać. W porównaniu z bratem, czarownica nie miała wobec takich ludzi litości i wyciągała konsekwencje, co przejęła najpewniej w genach po ojcu, i sądziła, że własnie również w ten sposób budowała nie tylko swoje nazwisko, ale podtrzymywała rodzinną potęgę.
Kochała tę pracę, paradoksalnie do tego nie cierpiała miejsca, w którym się odbywała. odbywała. Dzielnica portowa, pełna dwuznaczności i wątpliwego charakteru, całkowicie odbiegała od zasadniczego tonu całego miasta. Czasami Włoszka odnosiła wrażenie, że angielski port jako dystrykt przemysłowo–handlowy rozwijał się własnym, niezależnym życiem, jednocześnie dzięki temu odstawał daleko w tyle od pędzącego w rozwoju Londynu. Kiedy tutaj panował wciąż jeszcze nocny, pokątny handel, tam rozwijały się coraz nowocześniejsze miejsca i trzeźwe sposoby na ucięcie importowanych towarów przejmujących pałeczkę pośród pozostałych, lokalnych towarów. Podejrzewała, że rdzenni mieszkańcy tego miasta – niezależnie od krwi i poglądów – trzymali się z daleka od miejsca, w którym wystarczył jeden fałszywy krok by przekroczyć cienką granicę dzielącą od utraty godności, pieniędzy, czy nawet życia, ale z tym akurat nie miała problemu; im mniej ludzi zapuszczało się w ten rejon, tym lepiej było dla niej i pozostałych handlarzy wykonywać swoje obowiązki, niekoniecznie zawsze zgodne z prawem. Borgia drgnęła na samą myśl o tym, że ktoś mógłby niebezpiecznie zaingerować, zagrozić jej interesom, nie zawsze czystym, gdy wkraczała na ostatnią prostą drogę prowadzącą do docelowego miejsca. Mijając po drodze niedobitków nocnych wojaży, dogorywających i zionących na odległość tanim alkoholem, obserwowała nienachalnie poczynania sąsiadujących konkurentów. Część z nich zdawała się już kończyć pracę, część w zasadzie była nieobecna a pozostali, cóż, wyglądali na całkowicie pozbawionych nastroju – i nie widzieć czemu, to do jednego z tych osobników kiwnęła głową w ramach przywitania i wspomnienia niedawnego wspólnego wypicia w podrzędnym pubie.
Na miejscu po zdawkowym powitaniu i kontrolnym pytaniu czy wszystko poszło tak, jak powinno, rozdysponowała zadania pomiędzy pracowników, zarządziła wyładowanie części towaru do przeznaczonego dla nich magazynu. Dzisiejsza dostawa była jedną z tych bardziej standardowych, przyziemnych i nieskomplikowanych, i procedura w tym przypadku stanowiła dla niej chleb powszedni. Przeliczenie, sprawdzenie jakości, nadanie odpowiedniego adresu dalszej wysyłki, odhaczenie na liście i napisanie sowy z informacją, że zgodnie z umówionym terminem zamówienie zostanie dostarczone – kolejność działań w jej przypadku nie zmieniała się od wielu lat.
Słabo oświetlone i ciemne wnętrze pachniało głębokim zapachem kadzideł, aromatem dalekich krajów i rzadkich materiałów, kawą i przyprawami, których ostra woń raz po raz drażniła jej nozdrza, gdy przekraczała próg tegoż pomieszczenia. Poza tym rzecz jasna, w odpowiednich miejscach można było odnaleźć szkatułki, materiały, ingrediencje, które w innych miejscach były zwyczajnie tańsze, niż tu, od ręki, a nade wszystko lubiła stare książki, pełne osobliwych i niezrozumiałych rycin, które wzbudzały zaskakująco duże zainteresowanie pośród odpowiedniego grona kupców. Zatrzymała się i wzięła głębszy oddech. W zamyśleniu nawet zaczęła zastanawiać się czy kiedykolwiek panował tu taki porządek jak od tego dnia, w którym oficjalnie przejęła zarządzanie flagowym statkiem rodziny, ale tę myśl szybko storpedował kolejny pełen rozsądku wtręt: ponownie musieli zacząć przenosić zalegające towary w bezpieczniejsze miejsca, bo chociaż najciemniej bywało pod latarnią, Borgia nie wiedziała kiedy i kogo mogła złapać pokusa dodatkowego zarobku.
Swoje kroki szybko skierowała w stronę przyciągającego swoją wonią tytoniu. Chociaż na rodzajach i odmianach suszu nie znała się aż tak, dziwiła się, że to dopiero ona zapoczątkowała import tytoniu spoza kraju. Podobnie jak z kamieniami, tytoń wzbudzał tutaj duże zainteresowanie, a w szczególności różne odmiany i rozmaitość smaków aromatyzowanych owocami: od wiśni, truskawki, przez pomarańczę i imitację czekolady, której sensu istnienia nie rozumiała. Czy nie prościej było po prostu uraczyć się tą słodkością?
Nim jednak sprawdziła po kolei jakość każdego z worków, dostrzegła, że obok tytoniu znajdowała się herbata; czując jak włosy stają jej dęba, szybko zarządziła oddzielenie obu tych produktów jak najdalej od siebie. Przezorny zawsze był ubezpieczony, zwłaszcza wtedy, gdy w jej głowie zaświtała absurdalna myśl, że skoro Włosi nie pijali herbat i susz był dla nich zwykłym suszem, to w bardzo łatwy sposób mogło dojść do równie absurdalnej pomyłki. A tego przecież nie chciała; zrobić z siebie zupełnie nieświadomie pośmiewiska jak stąd do Włoch.
Po sprawdzeniu wag, lekko zawyżonych, opisów produktów, przeszła z najprzyjemniejszej części do towarów spożywczych dla lokalnych cukierenek w magicznej dzielnicy. Odszukując na pergaminie podpunkt z zamówionymi produktami, zaczęła po kolei sprawdzać każdą ze skrzyń i zapakowanych wewnątrz w lniane worki produktów. Orzechy, suszone figi, daktyle, rodzynki... przy tych ostatnich aż skrzywiła się w grymasie, nie rozumiejąc jak w ogóle można było jeść rodzynki i jak można było dodawać je do wszelkich słodkości. Już od dziecka znana z wydłubywania tych przeklętych bakalii o gumowej strukturze i niedoprecyzowanym smaku wyznawała pogląd, że dla kogoś kto jadał rodzynki miał wyznaczone dla siebie specjalne miejsce w otchłani wiecznego potępienia. Gdy upewniła się, że wszystko zgadzało się ilościowo, nakazała związanie worków z powrotem i po tym odpowiednio rozdzieliła je na zamawiających, część z nich kierując pod adres rodzinnego sklepu. Poza zaopatrywaniem innych, dbała też o interes rodziny.
Przy skórach, za których zapachem nie przepadała, zauważyła pewien problem. Zamówienie mimo tego, że zasadniczo się zgadzało, nie odpowiadało jej ilościowo a to, co się zgadzało, było uszkodzone. Poprzeczna bruzda przecięła czoło czarownicy.
Co to ma być? – wyrzuciła po włosku do stojącego obok pracownika. – Przyprowadź mi mojego brata – poleciła i w ponaglającym machnięciu dłonią, przyjrzała się zniszczeniom. Nie znała się na materiałach, lecz z tego co słyszała reperowanie skóry bywało trudne i czasami nie przynosiło pożądanego efektu. To i tak nie miało znaczenia: doskonale wiedziała, że są stratni, bo z pewnością nikt nie da za uszkodzony materiał odpowiedniej ceny, która przyniosłaby zysk, a w dodatku sprowadzenie kolejnej partii – o ile kupiec będzie dalej chciał korzystać z ich usług – w najgorszym wypadku będzie za pół darmo. Gdy w głowie ciemnowłosa próbowała odnaleźć sposób na sprzedanie wadliwego towaru, jednocześnie walcząc z posmakiem porażki i zawodu, z niecierpliwością nasłuchiwała nadejścia młodszego Borgii nabywając poczucia marnowania czasu.
Ostatecznie nie doczekała się go. Wyraźnie niezadowolona z faktu, że będzie musiała świecić za niego oczami przed klientem, poleciła odstawienie skrzyń ze skórami w bezpieczne miejsce, tak, by nie dotknęły ich większe zniszczenia od wilgoci, przez kradzieże, po grasujące gryzonie. Zrobiła swoje i jej czas w tym miejscu na dzień dzisiejszy dobiegł końca. Upewniając się, że każdy towar został przekazany do dalszej drogi zgodnie z harmonogramem, opuściła port. Teraz czekało ją rozesłanie listów i rozmowa z ojcem na temat dzisiejszego potknięcia; kochała rodzinę, lecz nie pozwalała sobie na odstępstwa i odpuszczanie błędów w pracy nawet im. I z wzajemnością; od początków swojej nauki dzielnie znosiła wszelkie uwagi i nagany, które ostatecznie doprowadziły ją do punktu w życiu, w którym dzisiaj się znajdowała.

zt

[bylobrzydkobedzieladnie]


My blood is a flood of rubies, precious stones
it keeps my veins hot, the fire
found a home in me


Francesca Borgia
Francesca Borgia
Zawód : handlarz, jubiler
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I was born to run
I don't belong to anyone
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7918-francesca-federica-borgia#227478 https://www.morsmordre.net/t7977-desiderio#228059 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-aldermanbury-12-14 https://www.morsmordre.net/t7979-skrytka-bankowa-nr-1881#228094 https://www.morsmordre.net/t7978-f-f-borgia#228091
Re: Portowa ulica [odnośnik]05.03.20 23:30
8 IV 1957

Po raz pierwszy w swoim życiu doświadczał niepokoju, któremu w żaden sposób nie mógł zaradzić. Gdzieś z tyłu głowy zagnieździły mu się myśli, co atakowały nieustannie, zmuszając serce do wysiłku w postaci bardziej bolesnych uderzeń. Czasem czuł w klatce piersiowej potężny ucisk, ten zazwyczaj wyrywał go ze snu, choć niełatwo było mu osunąć się w nieświadomą ciemność. W desperacji próbował trzymać się codziennych przyzwyczajeń; był w stanie dalej jeść, pić, wykonywać kilka ćwiczeń wytrzymałościowych rano i wieczorem, robić obchód po całym domu, a potem kłaść się do łóżka, gdy zmęczenia nie dało się już dłużej ignorować. Starał się uciec od emocji poprzez ciągłe wykonywanie obowiązków, nie dając sobie ani jednej wolnej chwili. Próbował zbierać informacje dla Zakonu, kontaktował się z kolejnymi aurorami, chcąc skoordynować działania tych, którzy po wypowiedzeniu posłuszeństwa Malfoyowi zdecydowali się opowiedzieć za władzą Longbottoma. Robił wszystko, aby nie wracać do sprawy, która rozrywała jego duszę na strzępy, jednak czasem żal wypełniał go całego i trudno było mu zachować trzeźwość umysłu. I tak długo dojrzewał do decyzji zaprzestania posyłania patronusów w niebyt – brak odzewu na świetlistych posłańców za każdym razem kończył się aktem agresji.
Łudził się, że udało mu się zwalczyć impulsywną część własnej natury, ale bardzo się mylił. Ostatniej nocy uczynił z salonu istne pogorzelisko, rzucając o ściany każdy przedmiot, który wpadł mu w ręce. W szale rozbił nawet okno, do świtu nie reagując nawet na wpadający do środka chłód. Swoje czyny pamiętał mgliście, jednak nie mógł wyprzeć z pamięci ogromnego gniewu, jaki nim kierował. Dopiero po powrocie świadomości zaczął wszystko naprawiać z pomocą magii. Od długiej serii rzuconych Reparo aż go zemdliło. A może to gorzkie konkluzje bliskie były wywołać torsje? Zmierzenie się z prawdą było trudne, ale jego syn miał rację, brał odpowiedzialność za wiele niewinnych żyć, ale potrzebę ochrony własnej rodziny konsekwentnie zbywał przez lata. I nagle został sam. Tak wiele osób właśnie taki los mu przepowiedziało.
Tej nocy umysł znów zalała fala niepokoju. Jednak pomiędzy mrokami obaw i pesymistycznych scenariuszy przewinęło się jedno wspomnienie wypełnione ciepłem i komfortem. Nie chciał być sam, czym musiał dać początek naiwnej wierze w to, że ma do kogo się udać. Przedarcie się do Londynu nie było proste, jednak udało mu się znaleźć sposób. Był świadom tego, że podejmuje niepotrzebne ryzyko, ale nie potrafił inaczej. Ostrożnie przemykał pomiędzy kolejnymi ulicami, mniej lub bardziej zrujnowanymi, rozglądając się na wszystkie strony. W końcu dotarł do portu, w okolice Parszywego Pasażera, znajdując sobie wygodne miejsce do obserwacji. Ale niebezpieczeństwa dalej czaiły się w każdym kącie stolicy. W końcu otrzymał swoją szansę, gdy niska sylwetka wyłoniła się z lokalu i ruszyła w jego stronę.
Nie mógł zjawić się przed nią wcześniej. Jego myśli były w ostatnim czasie zbyt chaotyczne. Wciąż takie były i miała pełne prawo zarzucić mu, że przypomniał sobie o niej zbyt późno. Niech czyni mu wszelkie możliwe wyrzuty. Wyłonił się z ciemnego zaułka, aby zagrodzić jej drogę i spojrzeć wprost na nią. Jak zwykle burzyła jego wewnętrzną równowagę. Przebył niebezpieczną drogę, aby ją zobaczyć, ale zaraz poczuł, że łatwiej by mu było, gdyby jednak nie miał okazji ujrzeć jej w takich okolicznościach.
Co ty tutaj jeszcze robisz? – spytał ostro, zaczynając od skarcenia, choć nie miał do niego żadnego prawa. Bezczelnie sam je sobie nadał, nie pytając Moss o zgodę.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
portowa - Portowa ulica  - Page 6 AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780

Strona 6 z 14 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 10 ... 14  Next

Portowa ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach