Wydarzenia


Ekipa forum
Piwniczny Klub Jazzowy
AutorWiadomość
Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]17.07.17 1:43
First topic message reminder :

Piwniczny klub jazzowy

★★
Jak mawiają, potrzeba matką wynalazków - tak też narodził się piwniczny klub jazzowy. Jest to pierwszy tego rodzaju lokal na Wyspach, na który pomysł narodził się po wyprawie właściciela do Stanów. Nie każdego bowiem stać na wycieczkę do Cliodny, za to prawie każdy lubi się bawić przy dźwiękach muzyki na żywo. Wejście do klubu znajduje się pod poziomem ulicy, prowadzą do niego schodki umieszczone na końcu ślepego zaułka. Na drzwiach przywieszony jest plakat przedstawiający tańczącą kobietę w sukience w kropki. Gdy podejdzie do niej mugol nic się nie stanie, jednak jeżeli po schodach zejdzie czarodziej kobieta ruszy w tan, by śpiewnym, rozbawionym głosem poprosić o hasło. To zaś nie zmienia się nigdy; wystarczy powiedzieć "czy mogę prosić do tańca?", a kobieta zaśmieje się perliście i uchyli przed tobą drzwi do roztańczonego świata jazzu.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Piwniczny Klub Jazzowy - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]06.01.23 1:05
Zmarszczył brew i odgiął głowę z niedowierzaniem w tył, przyglądając się Rigelowi krytycznie. W przeciwieństwie do młodego Blacka - Marcela nie wychowywał nikt. Emocje, uprzejme i te mniej, było po nim widać jak na dłoni. Łatwo się im poddawał, tak samo jak łatwo dawał im sobą rządzić. Kurtuazja charakterystyczna dla jego domu była mu równie obca, co dotyk doskonałego materiału ubrań, które na co dzień nosił i unoszący się wokół niego zapach pieniądza, niemałego zresztą. I on, on zastanawiał się nad tym, czy zapłacili im wystarczająco dużo? Tacy jak Rigel nie dbali o takich jak Marcel, a Black pokazał to dobitnie w trakcie ich ostatniego spotkania. Wciąż zachowywał się jak odklejony, kiedy dziwiły go oczywistości jak świat światem niezmienne, ale fakt, że trafiła go jakakolwiek refleksja o słuszności zachowań jego sfer była zdaniem młodego Sallowa wystarczająco... zaskakująca. Spojrzał na niego poważniej, kiedy stwierdził, że mógł mu zapewnić jedzenie lub leki. Marcel nigdy nie miał problemu z przyjmowaniem pomocy, niekoniecznie dla siebie, wszystko co miał rozdawał innym, ale znał wielu potrzebujących, którzy byli głodni i schorowani. Czym innym było napoić ich i nakarmić, uzdrowić, a czym innym wykorzystać do żałosnej propagandowej, a przede wszystkim fałszywej szopki, jak Blackowie usiłowali to zrobić - nieudolnie zresztą - przed paroma miesiącami.
- Bez fotografów i dziennikarzy dookoła? Bez opiewania pod niebiosa twojego imienia i nazwiska? - zapytał zatem, unosząc ze zdumieniem brew. Musiał przyznać, że opiewanie jego imienia nie przeszkadzałoby mu aż tak jak opiewanie imienia jego siostry. Była straszną suką, to dlatego nie chciał pozwolić, by przylgnęła do niej łatka miłosiernej opiekunki potrzebujących. Nie była nią. - Twoja siostra kilka miesięcy temu zdecydowała się rzucić nam kiełbasę na ziemię, w którą wciąż wsiąkała krew naszych rodzin, przyjaciół i przypadkowych znajomych. - To było tak potworne i tak obrzydliwe, tak uwłaczające godności wszystkich głodnych i spragnionych, że po Rigelu spodziewał się - wciąż - podobnego odklejenia. - W czym tkwi haczyk? - Nie chciał tego zrobić bezinteresownie, oczywiście, że nie. - Wiesz, że nie będę twoją maskotką dla gapiów - Ubogim z ulicy, nad jakim łaskawie roztoczył pieczę wielki pan lord, którego jedynym życiowym osiągnięciem było wysokie urodzenie oraz przetrwanie pośród tłustych posiłków, jedwabnych pościeli i porcelanowych zastaw. Już gdzieś to słyszał, życie między nimi było bardzo straszne i bardzo trudne.
Otworzył szerzej oczy - czy Rigel naprawdę to mówił? Obejrzał się wokół siebie, upewniając się, że nikt ich nie słyszy, ani że nikt nie zwraca na niego większej uwagi, co minimalizowało szanse, że miał w tym momencie zwidy. Rigel Black - przyznał mu rację? Tamtego wieczoru szukał w nim wrażliwości, czuł zawód, że jej nie znalazł. Co się zmieniło? Wkręca go jak jego walnięta siostra?
- Co się stało z twoim bratem? - zapytał, nie rozumiejąc potoku jego myśli. Nie znał nawet imienia jego brata, skąd miałby? Pewnie zginął na wojnie, jednego psa mniej. Wzruszył ramieniem na brak sukcesów w jego dziedzinie, nie znał się na tym, ale nigdy nie kibicował w drodze ku wielkości dzieciakom, które wszystko zawdzięczały rodzicom, a nic sobie samym. Aż w końcu: doszli do miłości i złamanego serca. Marcel przyglądał mu się w ciszy, w skupieniu, czując wzbierającą się złość na samego siebie przywołaną tym, że zaczynał mu współczuć. - Zakochałeś się w dziewczynie, która nie miała bogatych starych? - próbował zgadnąć, szukając rozwiązania tej przedziwnej zagadki.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
OPCM : 3 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 40
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t8835-marcelius-sallow#263320 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]11.02.23 1:37
Na początku nie zrozumiał, o co chodzi Marcelowi.
Jacy dziennikarze? Jacy fotografowie?
Dopiero po chwili mężczyzna poskładał obrazek w całość, a zrozumienie sytuacji sprawiło, że jedynie prychnął krótkim śmiechem.
-Marceliusie - zaczął poważnie, chociaż nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Ja mam to głęboko w dupie.
Słowa, może i wulgarne idealnie oddawały myśli Rigela.
-Domyślam się, co możesz o mnie sądzić… że wszystko robię na pokaz, tylko czekam na idealny moment, by zabłysnąć i pławić się w blaskach fleszy… I właśnie tu się mylisz. Brzydzi mnie to. Owszem, w moim środowisku szczerość to towar deficytowy, a stwarzanie pozorów to swoisty rodzaj sztuki, ja jednak wolę poświęcić się czemuś w pełni, niż udawać, że cokolwiek robię.
Wypowiedziane słowa były pełne pasji, jakiej Black nie czuł od wielu dni. Może była to zasługa Wróżkowego Pyłu, a może resztek wewnętrznego ognia, który jakimś cudem przetrwał ten niełatwy dla arystokraty czas.
-Dam ci przykład. Słyszałeś o sierocińcu w miasteczku Bletchley? - Przekrzywił głowę, wpatrując się z nieukrywanym zaciekawieniem w jasnowłosego czarodzieja. - Pewnie nie, bo nie robiłem żadnego wielkiego otwarcia, nie zapraszałem żadnych dziennikarzy. Bo dzieci potrzebują spokoju, prawdziwej pomocy, a nie poczucia, że są zwierzętami w ogrodzie zoologicznym.
Chyba tylko sierociniec utrzymywał Blacka jeszcze przy zdrowych zmysłach, nadając jego egzystencji prawdziwy cel. Chociaż ostatnio ogrom problemów i tragedii każdego z jego podopiecznych - lubił tak o nich myśleć - zaczął go przytłaczać, utwierdzając tylko w przekonaniu, że walka przestaje mieć sens.
-Nie wiem, czym kierowała się Aquila, kiedy organizowała tamto wydarzenie. - Miał nadzieje, że faktycznie chciała pomóc potrzebującym, lecz Rigel wiedział też, jak bardzo jego siostra próbowała robić wszystko, by tylko pochwalił ją ojciec. Nawet nie miał im tego za złe. Najmłodsza latorośl rodu Black zawsze była oczkiem w głowie Polluxa. Tak już działał ten świat. Musiał w końcu z tym się pogodzić.
- Haczyk? - zapytał z niedowierzaniem. - Tu nie ma nic takiego, Marceliusie. Po prostu chce ci pomóc. I nic więcej. Przysięgam! Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?
Odruchowo złapał go za ramię, jakby ten gest miał wszystko naprawić. Black czuł, że bił głową w bardzo gruby mur. Co z tego, że będzie zapewniać, mówić, jeśli jego rozmówca pozostawał głuchy? Potrzebował dowodów? To Rigel mu je zapewni.
Podobne uczucie bezsilności, kompletnej niemocy czuł, kiedy myślał o Alphardzie. Wiedza o jego śmierci była na wyciągnięcie ręki, niestety miała bardzo wysoką cenę. Przedstawiły ją osoby, które nie kryły się z tym, że znają prawdę, i zdradzą ją w momencie, kiedy młodszy z Blacków uklęknie przed Czarnym Panem.
Jednak Rigel nie zamierzał być niczyim sługą.
Szczególnie osoby bez nazwiska, ukrywającej się za bezsensownie pompatycznym pseudonimem.
-Nie wiem, jak zginął. Oni… oni wszystko przed nami ukryli… - Mocniej zacisnął palce na ramieniu blondyna, po czym ściszył głos do gorączkowego szeptu. - Mówili, że umarł jak bohater, wypełniając jakąś tam misję... Ale jestem pewien, że to kłamstwo. Oni go zabili. Złożyli w ofierze.
Zaschło mu w gardle.
-Jego ciało wyglądało strasznie. Jakby ktoś napełnił mu żyły czarną mazią… Marcelusie, to nie jest przypadkowe!
Pytanie jako padło później, w odpowiedzi na wyznanie sprawiło, że arystokrata ponownie się roześmiał. Dziwnie. Histerycznie.
Oczywiście!
W świecie Sallowa posiadany majątek był odpowiedzią na wszystko. Dokładnie tak samo, jak w świecie innych jego znajomych spoza szlachty.
-Dlaczego myślisz, że wszystko zawsze kręci się wokół pieniędzy? - Spojrzał na niego, zmrużywszy oczy, lecz po chwili spuścił głowę. - Chciałbym, żeby w tym świecie wszystko było takie proste. Jednak chyba sam doskonale wiesz, że istnieje wiele innych podziałów, niż tylko na biednych i bogatych?
Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek zostanie zrozumiany. Jednak ból, jaki w sobie nosił był zbyt niszczycielski, wręcz niemożliwy do zniesienia. Wypalał duszę, odbierał ostanie zmysły i siły, by żyć dalej, dlatego czarodziej musiał się z kimś nim podzielić. Przynajmniej w taki sposób. W takim stanie. Pewnie później tego pożałuje.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : 0
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 13 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t9014-skeletons-in-my-closet#271101 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]24.05.23 23:05
Na wyznanie Rigela jedynie brew Marcela powędrowała w górę. Oczywiście, że nie miał dobrego zdania o takich jak on, nawet jeśli Black sądził, że był w jakiś sposób lepszy od swojej rodziny, to przecież wciąż był jej wierny i wciąż był jej częścią. Częścią systemu krzywdzącego słabszych, tak samo krótkowzroczny jak inni, choć może bardziej od nich naiwny. Nie znał życia, którym żył Marcel. Nie znał życia, którym żyła ulica. Chciał robić, nie udawać, ale czy w ogóle rozumiał, czego potrzebują dzisiaj ludzie? Czy sądził, jak jego siostra, że wystarczy rzucić kiełbasę na jeden obiad - żeby prosty lud zeżarł ją na placu, na którym rozlano krew ich bliskich? Lubili równać ich ze zwierzętami, kierowanymi instynktem, nie rozumem, a przecież myśleli jak oni, nawet jeśli ich domy nie były wypełnione księgami aż po sufit. Nie byli głupi. Pasja Rigela budziła u niego raczej pobłażliwe rozbawienie, nie wierzył ani jemu ani w niego.
- Czym różni się prywatna menażeria od ogrodu zoologicznego? - zapytał, wzruszając ramionami; nie był wcale skromny, skoro o tym mówił. - Jest bardziej snobistyczna? - zapytał, umyślnie prowokując, wsparł się łokciami o stół, by znaleźć się bliżej niego i z uwagą spojrzał mu w oczy - z tą samą prowokującą iskrą. Dzieci nie powinny służyć budowaniu niczyjego ego. Dzieci nie były jak bezdomne kocięta, którym do szczęścia wystarczy dach nad głową, wciąż traciły rodziców. Widział dość. Pomógł wielu. Pomagał cały czas - i znał tę grozę od strony prawdziwych nieszczęść i prawdziwych historii, których jemu nikt nie miałby odwagi opowiedzieć. Których on nigdy by nie usłyszał, nie zapuszczając się tak głęboko w brudne slumsy tego miasta.
Nie cofnął się, kiedy pochwycił jego ramię, ale uniesiona brew opadła. Black wydawał się coraz bardziej zagubiony, nie tylko we własnych słowach. Czy rzeczywiście mógł mówić szczerze?
- Przejdź do działań - odparł, bez zawahania - nawet nie mrugnął. - Tutaj ludzie potrzebują wszystkiego. Pieniędzy, jedzenia i leków. - Oczywiście, że nie wziąłby tego dla siebie, nie potrzebował. Ale Celine wciąż dochodziła do siebie, syn państwa Arrow bez eliksirów przeciwgorączkowych przeżyje najwyżej kilka dni, a pieniądze mogły pomóc wydostać się z kraju kilkudziesięciu rodzinom, o których wiedział. Jeśli Rigel rzeczywiście chciał pomóc - mógł to po prostu zacząć robić.
Skrzywił się, kręcąc niechętnie głową, kiedy Black wspomniał o bracie. Wizja złożenia jego brata w ofierze przez jego własnych sprzymierzeńców nie wydała mu się ni trochę zaskakująca. Wierzył, że ta banda zwyrodnialców zdolna była do wszystkiego. A myśl, że zaczynali wyżynać samych siebie - dawał nadzieję. Nie czuł współczucia względem Rigela. Czuł zażenowanie jego emocjami. Jak mógł żałować tego sukinsyna? Pewnie zasłużył na tę ofiarną śmierć - czuł tylko strach na myśl, jakiż złowieszczy rytuał mógł dopełnić się jego krwią. Nie kochał własnego ojca, dziś, gdy znał jego okrucieństwo, nie czuł względem niego nic prócz obrzydzenia. Więzy krwi nie były żadnym wytłumaczeniem. A jednak nie czuł względem Rigela złości. Mina mu zrzedła, kiedy opisał ciało Alpharda bardziej obrazowo, nic nie wiedział o czarnej magii i mrocznych rytuałach, ale cokolwiek robili ci podli czarnoksiężnicy - robili coś obrzydliwego. Pokręcił tylko głową, zgadzając się z jego słowy - w tym nie było żadnego przypadku.
- Dziwi cię to po wszystkim, co się dotąd wydarzyło? - zapytał w końcu, szeptem, który ledwie przedzierał się przez krzykliwą melodię jazzu. Trochę z niedowierzaniem, trochę z bezradnością. Mordowali niewinnych, uchwalali drakońskie prawa, za nic mieli zdanie innych. O ich brutalności narastały przerażające legendy, a prawda niekiedy okazywała się jeszcze bardziej okrutna. Czy Rigel naprawdę aż tak żył pod kloszem? Nie negował jego słów o ofierze, dla niego brzmiały naturalnie. - Po tym, jak Tamiza zabarwiła się czerwienią? - zapytał, martwo i jeszcze ciszej, ledwie poruszając ustami. Tamtego dnia stracił wiarę, że Black nosił w sercu jakąkolwiek wrażliwość, późniejsze spotkania z ojcem obdarły go z naiwności, przestał jej szukać u ludzi, których nie znał. Pamiętał przecież, własne błagalne spojrzenie, żarliwe słowa i jego chłód, obojętność na los bezradnych. Nie powinno go zaskakiwać, że zmieniła mu się perspektywa dopiero wtedy, gdy zmarł jego bliski. Może lepiej późno niż wcale. - Wśród nich nie ma bohaterów, Rigel - wymsknęło mu się równie cicho.
Prychnął, wzruszając ramionami na jego dalsze słowa. Z jakiegoś powodu podobne wypowiadali tylko bogacze, którym wydawało się, że rozumieją więcej. Nie rozumieli.
- Wiesz, kiedy burczy w brzuchu trudno jest myśleć o czymś innym - odparł z otwartą szczerością. On żył w świecie, który nie znał innych podziałów, cyrkowi artyści różnili się między sobą wszystkim, byli zbiorowiskiem niezrozumianych przez świat dziwadeł, a jednak żyli w tej bohemie razem - jak rodzina. A może i lepiej niż rodzina. Bieda nie przeszkadzała im w beztrosce póki nie nadeszła wojna. - Oświeć mnie, jakie jeszcze są podziały?


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
OPCM : 3 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 40
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t8835-marcelius-sallow#263320 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502

Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Piwniczny Klub Jazzowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach