Wydarzenia


Ekipa forum
Herbaciarnia Pani Figg
AutorWiadomość
Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]17.07.17 1:59

Herbaciarnia Pani Figg

★★
Lokal serwuje wszystkie dostępne gatunki herbat, o jakich można tylko pomyśleć. Wiele z nich doprawiona odpowiednią dawką magii zapewnia doznania, o których trudno zapomnieć. Od chwilowych lewitacji, po przemiany w dzikie zwierzęta. Oczywiście wszystko w pełni bezpieczne, w otoczeniu aromatycznej roślinności, którą porośnięta jest każda herbaciana loża. Pani Figg dba bowiem o zapewnienie klientom pełnej dyskrecji podczas spożywania magicznie przyprawionego napoju. Stąd miejsce to idealne jest do prywatnych rozmów, które winny pozostać tajemnicą.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:28, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Herbaciarnia Pani Figg Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]18.07.17 23:23
| 24.04

Trzynastą godzinę pokazywały wskazówki wiszącego na ścianie zegara. Ale że Jocelyn nigdy nie była przesądna, nie zwróciła wielkiej uwagi na podobno pechowy kontekst tej liczby i wsunęła się do przytulnego pomieszczenia przesyconego wonią herbaty. Bez wątpienia jednak był to wyjątkowo dziwny dzień i od rana miała wrażenie, że dręczy ją deja vu, chociaż nie miała pojęcia, czym to może być spowodowane. Może wczorajszego wieczora zbyt długo ślęczała nad księgą do anatomii i zbyt mało spała, wskutek czego od rana doświadczała tego dziwnego, niespotykanego stanu? Nigdy czegoś takiego nie zaznała i nie potrafiła wytłumaczyć tych dziwnych przeczuć pojawiających się w jej głowie na chwilę przed tym, zanim coś się wydarzyło. Przed południem doznała przebłysku, że usłyszy głośne szczekanie psidwaka i niedługo później ten faktycznie odezwał się tak jak w jej głowie. Będąc na Pokątnej doznała przebłysku, że spotka dawnego znajomego (nawet okoliczności spotkania się zgadzały!) i że sklep, do którego chciała wejść, okaże się nieczynny. Przy tym trzecim przypadku mocno się zastanowiła, ale i poczuła niepokój, wiedząc, że nie było to coś normalnego – przecież nie była jasnowidzem, nigdy nie miała żadnych zdolności przepowiadania przyszłości, a w Hogwarcie nawet nie uczęszczała na wróżbiarstwo, uważając ten przedmiot za stek nieracjonalnych bzdur. Oczywiście wiedziała, że na świecie istnieją prawdziwi jasnowidzący, znała taką osobę, ale sama zdecydowanie się do nich nie zaliczała i wątpliwym było, by taki dar obudził się w niej w wieku dwudziestu lat.
Zastanawiając się nad tym wszystkim ruszyła w stronę jednego z wolnych kawiarnianych stolików. Przed przyjściem tu wahała się, czy jednak nie odwołać spotkania, wykręcając się złym samopoczuciem. Może powinna wrócić do domu i się położyć, skoro i tak miała wolne i nie musiała iść dzisiaj do Munga. Może powinna zapytać ojca, czy wie coś może o przyczynach jej zagadkowej przypadłości i czy ma na to jakąś radę. Ale ostatecznie nie zrobiła tego; w końcu co złego mogłoby się stać? To tylko niewinne spotkanie w herbaciarni. Próba podtrzymania więzi z dalszą rodziną. Jocelyn może nie była szczególnie towarzyska, ale zdawała sobie sprawę, że warto podtrzymać relacje z rodziną, i to nie tylko dlatego, że jej matka tak bardzo naciskała, żeby Josie spotykała się z jej krewnymi. Sama tego chciała.
Usiadła więc, postanawiając zaczekać; jej kuzynka powinna wkrótce się pojawić, a Josie liczyła na miłą pogawędkę przy herbacie, wciąż nieświadoma tego, że jej dziwny stan deja vu jeszcze jej nie opuścił i wkrótce znowu ją zaskoczy.
- Witaj – powiedziała, gdy już ujrzała znajomą rudą sylwetkę. Jej spojrzenie zatrzymało się na jej twarzy i wciąż miała gorącą nadzieję, że nic dziwnego się nie zdarzy. – Może... napijemy się herbaty? – zaproponowała więc; w końcu co było lepszym dodatkiem podczas kobiecej rozmowy, jak nie znakomita herbata? – Co u ciebie słychać? Wybacz, że przez pewien czas się nie odzywałam, ale niedługo kończę drugi rok stażu i mam sporo zajęć w Mungu... oraz nauki. – Westchnęła; to nie sprzyjało bujnemu życiu towarzyskiemu, ale na szczęście Josie i tak nigdy nie miała go zbyt wiele.

[bylobrzydkobedzieladnie]



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.



Ostatnio zmieniony przez Jocelyn Vane dnia 27.11.17 0:27, w całości zmieniany 1 raz
Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]26.07.17 22:03
Trzynaście to cyfra na swój sposób szczególna. Ważna w wielu bajkach, czy legendach, ważna także w codziennym życiu, w przesądach: nawet osoba, która nie dowierza w fatum czasami jednak zrzuci winę za swoje niepowodzenie na tę cyfrę. Julii wpadło to do głowy, kiedy zerknęła na ładny kieszonkowy zegarek, który wyjęła z torebki, by upewnić się czy zjawiła się na czas. Duża wskazówka właśnie docierała do dwunastki podczas gdy mniejsza tkwiła już skierowana w stronę jedynki. Idealnie na czas.
Julia nie miała jakoś szczególnie rozbudowanego życia towarzyskiego już jako nastolatka. Nie uciekała od ludzi, jednak także nie dążyła do popularności, pozostając przy tych kilku na prawdę bliskich osobach i kilku lepszych znajomych. Spora część z nich była z resztą po prostu częścią rodziny panny Prewett czy to bliższej czy dalszej. Tak pozostało do dzisiaj, co z resztą Julii zdecydowanie odpowiadało. Większość swojego czasu poświęcała Lecznicy, Zakonowi, czy nauce.
Ostatnimi czasy jednak coraz częściej zdarzało się jej wyjść do ludzi, jednocześnie poznawała coraz ciekawsze zakamarki magicznego Londynu. O tej herbaciarni nie słyszała zanim nie wspomniała o niej w swoim liście Jo. Kiedy weszła do środka, zaczęła się rozglądać. Miejsce było całkiem przyjemne, dość spore, pary czy grupki siedziały w dość dyskretnie oddzielonych miejscach. Kiedy odnalazła swoją kuzynkę, uśmiechnęła się lekko na powitanie.
- Dobrze cię widzieć. - przywitała się uprzejmie, zajmując miejsce obok niej. - Chętnie.
Wzięła menu oprawione w zielonkawy materiał. Zerknęła na listę specyfików, słuchając przy tym słów kuzynki.
- Jak ci idzie? Nadal jesteś zadowolona?
Spytała, nie zwracając większej uwagi na przeprosiny. Nie oczekiwała od swoich znajomych szczególnej atencji, nie musiała widywać się z nimi bardzo często. Każdy odzywał się sam z siebie kiedy potrzebował lub miał ochotę. Uśmiechnęła się więc łagodnie, szykując się na historię nauki.
- Są takie chwile, kiedy tylko na nauce da się skupić, jeśli człowiek chce coś osiągnąć. Ale to one dają najwięcej satysfakcji.
Stwierdziła, wspominając przy tym własny kurs. Nie poszła na staż, nigdy tak na prawdę nie marzyła o karierze uzdrowiciela. Szukała wiedzy potrzebnej do pracy w Lecznicy oraz aby móc w razie potrzeby komuś pomóc.
Zerknęła znów na menu, z zainteresowaniem odczytując kolejne pozycje na karcie. Brzmiało całkiem nieźle. Całkiem magicznie, choć dziś nie miała ochoty na duże udziwnienia, jak herbata wywołująca wesołość, podskoki czy inne bzdurki.
- Chyba wezmę dzisiaj coś bardziej zwyczajnego. Różana brzmi dobrze. - stwierdziła po chwili namysłu, wskazując na pozycję opisaną jako herbata perfumowa, którą powinna zacząć pachnieć po wypiciu. Przyjemny dodatek szczególnie, że zawsze lubiła herbaciane zapachy.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]27.07.17 15:14
W Hogwarcie Jocelyn była typowym przykładem szarej myszki żyjącej w swoim własnym świecie kręcącym się wokół nauki – czy to czarów, nauk teoretycznych, czy umiejętności, które jej matka uważała za niezbędne dobrze wychowanej młódce. Może nie była szlachcianką, ale nie ominął jej ten chłodny, sztywny chów, nastawiony w mniejszej części na uczucia, a w większej na przyswajanie umiejętności, które, zdaniem matki, miały zagwarantować jej dobrą przyszłość. Nie zagwarantowały jej samej Thei, ale ten fakt zawsze uprzejmie przemilczała, wierząc, że przecież matka robi to wszystko, bo chce dobra swoich córek. Czy poświęcałaby im w dzieciństwie oraz później tyle swojego czasu, żeby je wszystkiego nauczyć, gdyby jej nie zależało? Pewnie nie. Dla Toma nigdy nie miała czasu. Co innego Josie i Iris. Może nie zauważała dziecięcych smutków i nie łatała poobijanych kolan, jak pewnie robiły to inne matki, ale dbała o to, by były mądre i dobrze wychowane.
Oczywiście Jocelyn nie była tak dobra, jak prawdziwe szlachcianki. Nigdy nie miała być im równa, chociaż przy większości krewnych matki zwykle mogła na chwilę zapomnieć, że stała niżej w hierarchii społecznej. Nie pamiętała, by Julia, jej brat czy Lorraine traktowali ją z wyższością z powodu jej zaledwie czystego pochodzenia. Byli w porządku i to w nich ceniła.
Zawsze podziwiała Julię za dużą wiedzę o zwierzętach i transmutacji. Wiedziała też, że w przeszłości przeszła przez trzyletni podstawowy kurs, choć później zdecydowała się na pomoc zwierzętom. Nie było w tym nic złego – magiczne stworzenia też potrzebowały kogoś, kto by je leczył.
- Jestem. Gdybym nie była, pewnie odpuściłabym tak, jak wielu innych. Ale ja nie lubię odpuszczać. – Ambicja nie pozwoliłaby jej tak po prostu się poddać. Nawet jeśli z jakiegoś powodu miałaby nie zostać uzdrowicielem na stałe, musiała skończyć kurs i specjalizację. Taki cel sobie postawiła, bo przecież zawsze chciała umieć i wiedzieć więcej. – Nie zawsze jest miło i przyjemnie, ale każdy przez to przechodził. Ty pewnie też, prawda?
Zapewne Julia też zaliczyła bieganie z eliksirami po salach i korytarzach, czy pomoc uzdrowicielom, z których nie każdy miał dobry stosunek do stażystek płci żeńskiej. Szlachcianka czy półkrwi, każda stażystka i każdy stażysta musieli przejść przez ten często niewdzięczny początkowy etap.
- Mam nadzieję, że leczenie zwierząt ci odpowiada. Dobrze, że są czarodzieje, którzy chcą im pomagać – rzekła; sama lubiła zwierzęta, ale bardzo daleko było jej do wiedzy i pasji Julii. – Sama mam ochotę przygarnąć jakiegoś zwierzaka, ale boję się, że nie mogłabym mu poświęcić tyle uwagi ile potrzebuje.
Także chwyciła w ręce kartę, przeglądając spis herbat. Niektóre zapowiadały się całkiem obiecująco. Josie zamyśliła się, jej palec zawisnął nad kartkę obok nazwy herbaty, którą miała wybrać... Kiedy nagle znowu poczuła to.
Dziwne poczucie przemknęło przez jej myśli. Przez ułamek sekundy zobaczyła Julię sączącą herbatę i dziwny, ciemny kształt na dnie filiżanki, po zobaczeniu którego Julia nagle zaczęła się dusić i osunęła się na podłogę bez życia zanim Josie zdążyła zareagować...
Nagle zamrugała szybko, wracając do rzeczywistości. Krótki przebłysk zniknął tak szybko, jak się pojawił, Julia wciąż siedziała przy stoliku dokładnie tak, jak chwilę temu.
- Może jednak... to nie jest najlepszy wybór? – odezwała się nagle. Nie wierzyła w bzdurne gusła, tak samo jak w nagłe objawienie się daru jasnowidzenia po dwudziestu latach życia. Ale dziś już kilka przeczuć sprawdziło się, a trudno było zapomnieć o widoku umierającej kuzynki, nawet jeśli zapewne była to tylko wyobraźnia, ot, przelotna paranoiczna myśl nie mogąca mieć nic wspólnego z rzeczywistością. Nie wierzyła, że to mogłoby się wydarzyć, ale jakaś cząstka jej wzbudziła w niej nagły sceptycyzm co do pomysłu spotkania w herbaciarni przez sam fakt, że takie wyobrażenie w ogóle pojawiło się w jej głowie. Powinna była odwołać spotkanie i zostać jednak w domu.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]08.08.17 23:07
Skinęła głową. Dużo wiedziała na temat ambicji i parcia ku swoim celom. Nieznosiła odpuszczać - podobne, jak Jo. Trzymała się swoich planów mocno, parła do przodu, byle dalej nawet jeśli było trudno. Choć zwykle chodziło o rzeczy ważne dla niej, więc prócz samego uporu, oślego niemal który był chyba jej cechą sztandarową, chodziło także o sam cel. Języki, zwierzęta, leczenie. Oczywiście - Zakon. Nie miała wielu celów, nie rozchodziła się w wielu kierunkach, nie szukała w wielu dziedzinach, od samego początku wiedziała czego chce i do czego będzie dążyć.
Uśmiechnęła się więc lekko na słowa, pod którymi sama mogłaby się podpisać. Lubiła ludzi upartych chyba po części za to, że ich rozumiała i oni rozumieli ją. Poza tym cieszyła się, że Jo jest przy swoich zajęciach szczęśliwa. W pełni zdawała sobie sprawę z tego, że droga do tego, co nas uszczęśliwia często jest trudna i wiedzie przez niechęć, gniew i złości, frustrację płynącą z kolejnych niepowodzeń. Kiedy się to jednak przeskoczy - nastaje ten moment, chwila pełnej satysfakcji.
- Oczywiście. Były chwile, kiedy tego nienawidziłam. - odpowiedziała wprost, szczerze. - Jednak wiedziałam do tego dążę i w końcu zawsze byłam szczęśliwa, kiedy osiągnęłam cel. Jestem pewna, że wiesz coś o tym.
Dodała. Nie odpuszczały. Dawały z siebie wszystko, uczyły się coraz solidniej, coraz więcej czasu poświęcały treningom, kolejnym próbom i coraz mocniej cieszyły się, kiedy kolejne etapy mały za sobą, a dawne bolączki stawały się czymś banalnie prostym.
Julia nie odbyła stażu, jej celem był wyłącznie kurs. Nigdy nie planowała pracować w Mungu, uczyła się dla samej wiedzy i zdolności przydatnej w pracy, ale także - w obecnej sytuacji - w niektórych aspektach życia. Domyślała się jednak, jak muszą wyglądać podobne zajęcia oraz stosunek do osób, które dopiero wchodzą na swoją drogę leczniczą, stawiają na niej pierwsze poważne kroki, cóż - uczą się i nie potrafią jeszcze wiele. Choć potrafiła zrozumieć lęk przed powierzeniem im odpowiedzialnych zadań, w tym wypadku tylko to miało sens. Kolejne pokolenia muszą w końcu zastępować starzejące się i muszą się solidnie do tego przygotowywać.
- Oczywiście, odpowiada. Od samego początku szłam w tym kierunku. Kurs był dodatkiem do praktyk weterynaryjnych. - wyjaśniła niemal automatycznie kolejnej osobie, która najwidoczniej sądziła, że zwyczajnie się jej nie udało i dlatego zajęła się leczeniem jedynie zwierząt. Cóż, kiedyś ją to denerwowało, teraz bezemocjonalnie wyprowadzała kolejne osoby z błędu. - Choć nie wątpię, że ludzie to bardziej wdzięczne obiekty. Czy może bardziej świadome.
Dodała z lekkim uśmiechem. Człowiek wie, że kierowana na niego różdżka ma na celu przynieść mu ulgę, że niesmaczny eliksir czy chwila bólu jet dla jego dobra. Zwierzęta... cóż, to inna sprawa, całkowicie.
- Możesz pomyśleć o czymś mało wymagającym. Ale przemyśl dobrze, bo jeśli nie będziesz miała możliwości się nim zajmować, ani ty nie będziesz miała z tego pożytku, ani zwierzę.
Przyznała, nie zamierzając naciskać. Wierzyła w zdrowy rozsądek rozmówczyni i liiczyła, że jeśli podejmie ona taką decyzję, będzie przemyślana i pewna.
Zmarszczyła lekko brwi widząc, że w trakcie przeglądania karty Jo zaczyna się dziwnie zachowywać.
- Co masz na myśli? Nie odpowiada ci oferta?
Spytała wprost, choć przecież to Vane wybrała to miejsce. Uśmiechnęła się zaraz łagodnie. Cóż, to tylko herbata. Ewentualnie z jakąś drobną przekąską.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]10.08.17 23:08
Chociaż nie było łatwo, Josie czuła pewną satysfakcję, że dopięła swego – zdała dobrze owutemy i dostała się na kurs. Mimo sceptycyzmu Thei Vane, akurat w tej kwestii jej nie ustąpiła i raczej nie żałowała, nawet jeśli kurs wymagał wielu wyrzeczeń i dodatkowych lat ciężkiej nauki, której po siedmiu latach w Hogwarcie większość ludzi miałaby dość. Ale nie Jocelyn.
Dlatego też łatwiej było jej zrozumieć ambitnych i upartych ludzi, którzy mieli pasje i chcieli je rozwijać. Sama była uparta, ale w niektórych kwestiach zaskakująco łatwo ulegała presji ze strony matki. A przypuszczała, że w szlacheckich rodzinach jest jeszcze trudniej, że tam matki takie jak Thea, chłodne i wymagające, były czymś całkowicie normalnym, a szlacheckie córki musiały spełnić cały szereg oczekiwań, począwszy od nauki odpowiednich umiejętności, przez odpowiednie towarzystwo i prowadzenie się, a skończywszy na wyznaczonym przez rodzinę partnerze. Z jednej strony można było im współczuć braku swobody, bo miały dużo trudniej niż kobiety z innych warstw społecznych, ale z drugiej... cóż, były i aspekty godne pozazdroszczenia.
- Tak, wiem o tym. Chociaż po osiągnięciu jednego celu zawsze znajdzie się kolejny – rzekła; spełniła cel dostania się na kurs, więc teraz należało go skończyć, co było kolejnym punktem na liście rzeczy do zrobienia. Gdy to zrobi, pewnie na horyzoncie pojawi się kolejne pragnienie, do którego będzie dążyć. Po kursie przyjdzie czas na staż. Potem być może pracę. W międzyczasie wypadałoby pomyśleć też o życiu poza pracą, bo przecież kobieta nie powinna żyć tylko nią. – Niemniej jednak nie umiem się już doczekać specjalizacji. Może wtedy będzie mniej biegania z eliksirami, a więcej faktycznego leczenia?
Josie wcale nie uważała, że Julia zajmowała się zwierzętami, bo nie udało jej się załapać na staż. Nie każdy po trzyletnim kursie chciał przystępować do stażu specjalizacyjnego, bo niektórzy mieli inne plany na życie. Jak Julia, która pragnęła pomagać magicznym stworzeniom. Gdyby nie to, że Josie tak zainteresowała się wiedzą anatomiczną i chciała przejść cały kurs oraz specjalizację, to kto wie, być może też poświęciłaby czas nauce o stworzeniach lub roślinach, które również w jakiś sposób ją interesowały. Na swój sposób leczenie ich mogło być nawet trudniejsze, w końcu stworzenia nie potrafiły powiedzieć, co im dolega (chyba że ktoś posiadał dar rozmawiania z nimi), a także nie rozumiały, że nieprzyjemne leczenie jest dla ich dobra. Ludzie w większości przypadków to rozumieli, choć bywali i tacy, którzy tracili kontakt z rzeczywistością.
- Nie ma w tym nic złego. To na pewno równie fascynująca praca jak leczenie ludzi. Najważniejsze, że daje satysfakcję i pomaga potrzebującym stworzeniom. Czasami nawet one nie ze wszystkim mogą poradzić sobie same – powiedziała. Josie była tym bardziej pod wrażeniem, bo ktoś taki jak Julia, młoda szlachcianka, wcale nie musiałaby pracować, gdyby tego nie chciała, a jednak robiła to z pasji.
- Myślałam o... kocie – przyznała po chwili. – To wspaniałe i niezależne stworzenia, które nie wymagają nieustannego towarzystwa i potrafią o siebie zadbać. Miałam kiedyś kota, gdy uczyłam się w Hogwarcie. Niestety krótko po tym jak skończyłam naukę wyszedł poza ogród i nigdy więcej się nie odnalazł. Od tamtego czasu trudno było mi się zdecydować na nowego, chociaż brakuje mi kociej obecności – Czasami wciąż zastanawiała się, jaki spotkał go los, skoro do niej nie wrócił, mimo że w Hogwarcie wciąż chodził swoimi drogami i przeżył te siedem lat bez większego uszczerbku na zdrowiu. Czy zginął w starciu z bezpańskim psem lub jakąś mugolską machiną, czy zgubił drogę do domu i nauczył się żyć na wolności? Pewnie nigdy się tego nie dowie, choć niestety jej poczciwe kocisko nie było jedyną ważną istotą w życiu Josie, która zniknęła bez śladu... Na myśl o swoim bracie, który od roku nie dawał znaku życia, skrzywiła się nieznacznie, a przez jej spojrzenie przemknął cień.
A chwilę później pojawiło się to dziwne przeczucie dotyczące Julii dławiącej się herbatą. Prawdopodobnie działała tu intensywnie jej wyobraźnia, podobnie jak we wcześniejszych przypadkach dziwnych przeczuć. Bo przecież to było zbyt głupie i niedorzeczne, by mogło być prawdziwe. Jej racjonalny umysł nie chciał do końca uwierzyć w te podszepty. W końcu zawsze uważała wróżbiarstwo za gusła pełne zgadywania i przywidzeń, a daru jasnowidzenia też nie posiadała. Na pewno nie. Z kolei myśl, że Julia mogłaby umrzeć od zakrztuszenia się herbatą w obecności stażystki uzdrowicielstwa wydawała się cokolwiek absurdalna, tym bardziej, że przy zakrztuszeniu nie umierało się natychmiast. Przecież chyba zdążyłaby zareagować na czas, gdyby jakimś cudem to się wydarzyło, prawda? Nie po to uczyła się tych wszystkich zaklęć i ślęczała po nocach nad księgami do anatomii, by nie potrafić rzucić zwykłego Anapneo. Co przecież nie będzie konieczne, bo na pewno nic złego się nie stanie. Obie w spokoju wypiją swoją herbatkę i już nic dziwnego się nie wydarzy.
Zamrugała szybko i poruszyła się na krześle, wracając do rzeczywistości. To tylko rozmowa przy herbatce. Nic złego się nie dzieje, a gdyby się działo... w kieszeni spoczywa różdżka. Spojrzała znowu na Julię, uparcie przeganiając z umysłu przelotny obraz, który pojawił się w nim kilka chwil wcześniej.
- Nic, nic. Zamyśliłam się tylko – mruknęła, wpatrując się w kartę z wyborem napojów i starając się skupić na niej, a nie na żadnych makabrycznych obrazach. – Wszystko jest w porządku, a herbaty mają tu naprawdę dobre, chyba jedne z lepszych w Londynie. Przynajmniej tak je pamiętam z poprzedniej wizyty.
Na jej bladych policzkach zaigrały lekkie rumieńce. Czuła się głupio, że choć przez chwilę dała się zwieść tym dziwnym omamom, choć z drugiej strony... Cóż, miała nadzieję, że nie pożałuje tego, że je zignorowała i nie zaproponowała Julii udania się w inne miejsce. Gdzieś, gdzie z pewnością nie można zakrztusić się herbatą.
Wciąż bijąc się z myślami, wybrała jedną z aromatycznych, smakowych herbat. Niedługo nadejdzie chwila prawdy.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]12.08.17 23:52
- Na pewno. Musicie się w końcu przygotowywać, pewnego dnia przejmiecie pałeczkę i musicie być w stanie radzić sobie samodzielnie. W sumie Alexander już kończy staż i z tego co mi wiadomo, ma w dużej mierze wolną rękę.
Dodała. Jej brwi delikatnie się zmarszczyły, kiedy przypominała sobie szczegóły. Zawsze słuchała rozmówców, jednak czasami detale uciekały jej z głowy - a czasami wcale nie były to małe rzeczy. Nie chciała, by ktoś z jej bliskich pomyślał, że ma go gdzieś i nie obchodzi jej, co robi w swoim życiu, czy na jakim etapie nauki jest. Niewiele miała osób, które mogła nazwać bliskimi, zawsze preferowała raczej trzymanie się niewielkiego grona i o tę grupkę dbała jak mogła. Mimo to nie zawsze panowała nad pamięcią, jednak tak: była niemal pewna, że został mu rok i będzie mógł pracować jako uzdrowiciel na pełnym etacie.
Julia założyła, że dwójka się zna - wspólni znajomi, miejsce pracy. Nawet jeśli nie z resztą, Jo nie potrzebowała znać tej konkretnej osoby, by zrozumieć kontekst wypowiedzi Prewett, która zaraz, gdy zjawił się kelner złożyła zamówienie.
- To całkowicie inna rzecz. Nawet kiedy możesz się z nimi porozumieć, zwierzęta myślą inaczej i są o wiele mniej świadome. Myślę, że obie branże mają swoje wady i zalety. - stwierdziła w końcu, bo każdy na swoją pracę narzekać może, jednak coś go w niej trzyma. W wypadku Julii nie było wątpliwości, robiła to co robiła po prostu z pasji, potrzeby, czystego zainteresowania i cóż - ambicji. Może trochę chęci pokazania innym, że może i jest niepozorna, ale zawsze osiągnie to, czego chce. Ale przede wszystkim dlatego, że to po prostu jest jej świat.
- Kot to niezły pomysł. - przyznała po wysłuchaniu słów Jo. Zaraz kelner podał im filiżanki z gorącymi naparami. Julia milczała przez chwilę, nigdy nie lubiła rozmawiać przy osobach trzecich. Kiedy tylko młody mężczyzna odszedł, oddając im tym samym prywatną atmosferę, kontynuowała, przesuwając lekko filiżankę na spodeczku. Były ładne, z cienkiej porcelany w ciemno niebieskie kwieciste wzory, z drobnymi złoconymi elementami.
- Nie trzeba go wyprowadzać, wystarczy karmić, sprzątać i poświęcać trochę uwagi. Jej wymaga każde zwierzę, nawet te które wydają nam się niezależne. - dodała, zerkając na młodą kobietę, wierząc że taka jest prawda. Jeśli bierzesz zwierzę, bierzesz na siebie też odpowiedzialność za jego dobro.
Obserwowała uważnie zmiany na twarzy Jo, ponownie lekko zmarszczyła brwi, jednak po prostu czekała, aż sytuacja się wyjaśni, nie naciskając.
- Na pewno? Wyglądałaś na wystraszoną. - stwierdziła jedynie łagodnie, choć sama także skupiła się już po części na własnej herbacie. - Faktycznie bardzo dobra.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]13.08.17 18:32
Josie pokiwała głową. Tak było w istocie – musieli być dobrze przygotowani na to, by pewnego dnia radzić sobie samodzielnie, już bez pomocy doświadczonych uzdrowicieli. Teraz zawsze obok był ktoś, kto mógł ją poinstruować czy naprawić ewentualny błąd, ale pewnego dnia, gdy ukończy kurs, będzie musiała sama mierzyć się z problemami i podejmować niekiedy trudne decyzje, od których mogło zależeć czyjeś zdrowie i życie. Teraz nie miała na sobie aż tak wielkiej odpowiedzialności, była tylko stażystką, pomagała starszym, jednocześnie się ucząc. Pewnego dnia być może to jej będą pomagać jacyś stażyści, którymi będzie musiała potrafić przewodzić i uczyć ich.
- O tak, Alexander już niedługo zaczyna specjalizację – zauważyła. Oczywiście, że znała Alexandra, który przecież był też jej kuzynem, a także mieli ze sobą do czynienia w Mungu. Dzielił ich zaledwie rok, jednak czasem wydawało się, że Alexander cieszy się większą autonomią. Ale może to tylko pozory; ostatecznie nie byli jedynymi stażystami i nie pracowali ze sobą aż tak często. – Z jednej strony trochę mu zazdroszczę, że niedługo będzie mógł skupić się na tym, co najbardziej go interesuje i zajmować się bardziej odpowiedzialnymi zadaniami zamiast roznosić eliksiry po salach. A z drugiej... Cóż, na pewno nie będzie lekko.
Sama nie mogła doczekać się specjalizacji, choć póki mogła, korzystała z tego, że jeszcze może się uczyć i nie musi dźwigać na swoich barkach tak dużej odpowiedzialności.
- Czasami można odnieść wrażenie, że ich świat w gruncie rzeczy jest prostszy i mniej emocjonalny – zauważyła odnośnie zwierząt, których nie dręczyły typowo ludzkie zmartwienia i dylematy, kierowały się nie emocjami, lecz instynktem. Miało to na pewno swoje zalety... ale i wady. Jej kot chodził własnymi drogami, a czasami po prostu wylegiwał się na jej kolanach, parapecie lub przed kominkiem. Nie miał żadnych obowiązków, wydawał się niczym nie martwić, choć nie mogła powiedzieć, by był zimnym i bezuczuciowym stworzeniem niezdolnym do okazywania przywiązania, jak mogli myśleć niektórzy ludzie, którzy nigdy nie mieli kota. Czasami zastanawiała się jednak, jakby to było być animagiem. Czy w zwierzęcej postaci ludzkie troski i emocje wydawały się mniej przytłaczające? Gdyby wiedziała, że Julia posiada tę zdolność, z pewnością z zapałem wypytałaby ją o wszystko, nawet jeśli sama nigdy nie była dobra w transmutacji i nie miała co liczyć, że kiedykolwiek nauczyłaby się takiej przemiany. Jeśli już, to pewnie zajęłoby to jej całe lata.
- Mam pewien sentyment do tych stworzeń. I uważam, że to bardzo wdzięczni i sympatyczni towarzysze wbrew temu, co niektórzy o nich myślą – rzekła po chwili, poprawiając zbłąkany kosmyk włosów. – Starałabym się poświęcać mu tyle uwagi ile tylko będę w stanie. Na pewno nie będzie chodził głodny czy samotny, w domu zawsze ktoś jest.
Gdy zamawiały herbatę, wciąż czuła pewne obawy, które starała się stłumić jako absurdalne i nieracjonalne. Wcześniejsze przeczucia to inna sprawa, niedorzeczne zbiegi okoliczności, nic więcej. Nie chciała straszyć Julii, choć pewnie raczej wyszłaby na niemądrą, gdyby tylko powiedziała na głos, jaki obraz pojawił się w jej głowie. Zawsze starała się sprawiać wrażenie osoby racjonalnej i poukładanej, dlatego też nie mogła kierować się takimi bzdurami, a zdrowym rozsądkiem, który mówił, że to brednie i że nic się nie stanie.
- Tak, tak, na pewno – potwierdziła szybko. – To tylko... Och, może po prostu za dużo zamartwiam się pracą i trudno mi się od tego uwolnić nawet poza nią.
Niedługo później przyniesiono herbaty. Josie zacisnęła palce na uszku filiżanki, ale jej spojrzenie utkwiło się w Julii. Przez kilka długich sekund patrzyła, jak ta w spokoju sączy pierwszy łyk herbaty... Ale nic się nie stało. Nie zaczęła się dusić i nie osunęła się bez życia na ziemię jak w jej dziwnym przywidzeniu. Może było jeszcze za wcześnie by całkiem wyrzucić z głowy niepokój, ale na pewno trochę jej ulżyło, że to co zobaczyła okazało się niczym więcej jak podszeptem wyobraźni.
Uniosła filiżankę i także upiła łyk, delektując się naprawdę smacznym napojem.
- Co słychać u twojej rodziny? Kilka dni temu widziałam się z Lorraine, ale zastanawiam się, jak miewa się reszta twoich bliskich – spytała po chwili już nieco luźniejszym tonem. Niepokój zbladł, ale nie zniknął całkowicie i pewnie nie zniknie póki nie skończą herbaty. Niby to tylko wyobraźnia, ale trudno nie myśleć o takich rzeczach, nawet jeśli nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]19.08.17 23:33
Skinęła lekko głową na słowa o Selwynie. Młody chłopak wydawał jej się odpowiednią osobą do tego miejsca i nie dziwiło jej, że dobrze sobie radził w Mungu. Nie wątpiła, że także Jo da sobie ze wszystkim radę i w przyszłości będą uzdrowicielami równie dobrymi w swoim fachu, jak chociażby Archie.
- To pozory. - uśmiechnęła się nieznacznie. - Zależy od zwierzęcia, jednak chyba lepiej żebym nie zaczynała truć na ten temat.
Stwierdziła z nieznacznym uśmiechem. Oczywiście wszystko zależało od gatunku, różne zwierzęta w różnym stopniu są chociażby świadome, w różny sposób postrzegają stado, lub podchodzą do swojego potomstwa. Julia prawiła jednak w swoim życiu już tyle wykładów w tym temacie, że w pewnym momencie postanowiła, że musi trochę przystopować i zrozumieć, że nie każdego podobnie jak ją fascynują te stworzenia do tego stopnia, by zagłębiać się w ich psychikę.
- To może być dobry pomysł. - przyznała w odpowiedzi na słowa o kocie. Oczywiście zależy jeszcze na jakiego Jo trafi: to nie roboty, każdy ma swój charakter, jeden będzie lgnął do ludzi, inny zgodnie ze stereotypem będzie od nich stronił i jedynie zerkał z góry lub - jakby - krytycznie na ich poczynania. Każdy jednak da sobie radę bez towarzystwa właścicielki nawet dłuższy czas, szczególnie jeśli w domu zawsze ktoś jest.
Napiła się herbaty, czując na sobie uważne spojrzenie Jo. Słuchała jej i była w stanie uwierzyć w wypowiadane przez dziewczynę słowa. Skinęła powoli głową, odstawiając filiżankę na spodek.
- Być może powinnaś trochę więcej odpoczywać.
Uśmiechnęła się łagodnie, choć dobrze wiedziała, że nauka związana z zawodem jaki chce osiągnąć Jo nie wiąże się z dużą ilością odpoczynku. Dziewczyna raczej z czasem przywyknie i uodporni się zarówno na stres, jak i dużą ilość zajęć, najpewniej już odczuwa pod tym względem zmiany w porównaniu do tego, co było dawniej.
- Herbata faktycznie jest bardzo dobra. - przyznała. - Wszyscy mają się dobrze. Dzieci chyba najlepiej. Lubię to, jak wszystko nabiera życia, kiedy broją gdześ obok. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, uznając iż drobne problemy zdrowotne Archiego może mimo wszystko wrzucić w tę ogólną wypowiedź. - A twój dom?
Dodała zaraz, choć domyślała się odpowiedzi. Być może i z tym ma związek poddenerwowanie Jo?


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]20.08.17 1:36
Jocelyn otaczało w rodzinie całkiem sporo uzdrowicieli. Był nim jej ojciec a także niektórzy spośród jej kuzynów. Nic dziwnego, że sama mogła zainteresować się tym zawodem, mając wokół takie wzorce, przede wszystkim w postaci ojca, który pokazał jej, jak ciekawe i ambitne, ale jednocześnie trudne jest to zajęcie. Matka wolałaby widzieć ją w bardziej kobiecej roli; jako ozdobę przyszłego męża lub artystkę. W jej planach na pewno nie miała babrać się w krwi i narażać na drastyczne widoki, ale akurat pod tym względem Josie postawiła się Thei, choć oczywiście artystyczne aktywności darzyła pewnym sentymentem. Nie były jednak niczym więcej niż pasją i przyjemną odskocznią od nauki anatomii i magii leczniczej, i samej pracy w Mungu.
Uśmiechnęła się lekko; spodziewała się, że Julia mogłaby godzinami opowiadać o zwierzętach. Jej wiedza była naprawdę imponująca i Josie zdawała sobie sprawę, że sama wie tylko niewielki wycinek z tego wszystkiego. Wielu informacji dowiedziała się zresztą właśnie z opowieści Julii, a sama podarowała jej zapewne kilka szkiców magicznych stworzeń.
- To na swój sposób fascynujące – powiedziała. – Zawsze lubiłam słuchać, jak opowiadasz o zwyczajach magicznych stworzeń. – Był to dla Josie ciekawszy temat niż sukienki i bale; nawet jeśli czasami lubiła odwiedzać różne wyjścia, oczywiście te, na których mogła się pojawić biorąc pod uwagę skazę na krwi, zawsze zaskakiwały ją dziewczęta, które mogły całymi dniami rozprawiać o tym, w co były ubrane i z kim tańczyły.
- Podobno bywa i tak, że to kot wybiera sobie czarodzieja. Może pewnego dnia jeden z nich sam mnie wybierze? – Josie chętnie przygarnęłaby uroczą, zagubioną znajdkę. Tak było w przypadku jej poprzedniego kota, który przyplątał się do ogrodu Vane’ów kilka miesięcy przed wyjazdem Jocelyn i Iris do Hogwartu. I polubił obie siostry, choć chyba częściej lgnął do Josie. Bo pewnie na swój własny sposób potrafił je od siebie odróżnić.
- Pewnie powinnam, ale nie zawsze to wychodzi – rzekła, wzdychając; wiedziała, że czasami przesadzała i próbowała upchnąć zbyt wiele zajęć w swoim planie dnia. Czasami naprawdę żałowała że doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, przydałoby jej się kilka więcej, by miała czas bez przeszkód zajmować się wszystkim, co ją interesowało i jeszcze odpoczywać. Dodatkowo miała na głowie problemy z chorą matką, więc do wszystkiego dochodził stres. Może też dlatego dzisiaj działy się z nią tak dziwne rzeczy – bo zbyt dużo się stresowała i za bardzo przejmowała wieloma rzeczami? Stres lub zmęczenie były chyba najbardziej logicznym wyjaśnieniem jej dziwnego stanu. No chyba że w pracy do jej herbaty niechcący dostała się odrobina jakiegoś eliksiru, który wywołał te omamy, ale to raczej było mało prawdopodobne.
- Cieszę się, że wszystko się układa. Chyba muszę wkrótce się do was wybrać, może w przyszłym miesiącu znajdzie się na to trochę więcej czasu – powiedziała z ulgą. Z Julią nic się nie działo, omamy się nie sprawdziły i w spokoju piły herbatkę, w dodatku, jak się okazywało, Prewettowie też mieli się dobrze. Gdy jednak temat zszedł na kwestię Vane’ów, przez jej twarz znowu przemknął cień, a kącik ust nieznacznie się skrzywił. – Poza tym, że mamie wciąż doskwiera choroba i bywa naprawdę trudna do zniesienia, to... dobrze – stwierdziła po chwili, upijając łyk wciąż ciepłej i aromatycznej herbaty. Julia na pewno wiedziała o nieuleczalnej genetycznej chorobie swojej ciotki. – Tata większość czasu spędza w pracy, ja i Iris też zaczynamy układać swoje życie. A Tom... Nadal milczy. Nawet aurorzy drepczą w kółko i nie wiedzą nic nowego – dodała jeszcze; nie tak dawno spotkała się z jedną z aurorów i dowiedziała się o nowej możliwej poszlace, ale poza tym nie było żadnych konkretów. Thomas Vane przepadł rok temu i jego losy pozostawały nieznane. – Ale życie toczy się dalej, dajemy sobie radę. I liczymy, że Tom też do nas wróci. – Na wyzdrowienie Thei nie mogli liczyć, nie zanosiło się na to, by w najbliższym czasie ktoś odkrył lekarstwo na jej przypadłość, ale wciąż była nadzieja, że jej brat żył i pewnego dnia się odnajdzie.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]20.08.17 14:50
- Może, choć nie liczyłabym na to. To nie są częste przypadki.
Uśmiechnęła się łagodnie na słowa dotyczące kota. Były to zwierzęta niezależne, a historie o tym, jak to czworonóg wybrał sobie rodzinę i wprowadził się do domu zdawały się być zdcydowanie bardziej rozdmuchane w opowieściach, niż faktycznie zdarzające się częściej, niż raz na bardzo, bardzo wiele przypadków. Nie kontynuowała jednak tematu uznając, że Jo musi go sama przemyśleć i podjąć decyzję.
- Najlepiej napisz sowę. Jak umówimy termin to się nie wykręcisz. - stwierdziła uprzejmie, chętnie zapraszając gościa w progi posiadłości. Nie wątpiła, że także jej brat, jego żona, czy dzieci chętnie zobaczą Jo. Może zorganizują jakąś miłą przekąskę w ogrodzie? To także mogłaby być przyjemna forma przymusowego odpoczynku. Dla wszystkich.
Cóż, wiedziała o chorobie mamy Jo, wiedziała też iż nie ma zbytnio szans na jej wyzdrowienie. To straszna sytuacja, kiedy choroba odbija się na całej rodzinie: a w rodzinie funkcjonującej naturalnie nie ma szans, by tak się nie działo. Prewett współczuła chorej, jednak także osobom które muszą patrzeć na jej cierpienie oraz - czego nie ma sensu ukrywać - znosić wiele nieprzyjemności.
- Na pewno wróci. - delikatnie położyła swoją dłoń na dłoni Jo. Nigdy nie zaznała czegoś podobnego. Owszem, straciła brata jednak wie o tym jedynie z rodzinnych opowieści, była wtedy zbyt mała by móc cokolwiek pamiętać. A zaginięcie wydawało się czymś dodatkowo strasznym, przez brak zakończenia, wieczną niepewność. Wróci? Nie wróci? Jest cały, coś mu się stało?
Odsunęła się jednak zaraz. Nie chciała skupiać uwagi Jo na przykrych tematach, które także mogły być źródłem jej dzisiejszego zmęczenia, czy rozkojarzenia.
- Może kot przypominałby ci o odpoczynku. Wiesz, czekałby na ciebie, więc chciałabyś szybciej wrócić do domu, może nie brała na siebie czegoś dodatkowego. - postanowiła wrócić do przyjemniejszego tematu jaką była perspektywa adoptowania zwierzęcia. Dla wielu osób były one swego rodzaju sposobem na odgonienie złych myśli czy ucieczkę od szarej rzeczywistości. Ich życie wydawało się proste i przyjemne, a oddanie szczere.
Przy podobnych tematach spędziły popołudnie. Dopiły herbatę, przy której żadnej z młodych kobiet nie stała się krzywda.

zt x 2?


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]20.08.17 16:47
Josie uśmiechnęła się lekko.
- O tak, napiszę i wspólnie wybierzemy dobry dzień. Wtedy już nie wypadałoby się wykręcić i nie przyjść, więc miałabym dodatkowy powód, by złożyć wam tę wizytę – rzekła. Oczywiście mogło wydarzyć się coś poważnego, co stanęłoby na drodze spotkaniu, ale w normalnych okolicznościach nie było zbyt grzeczne być tak niesłownym. Poza tym, naprawdę chętnie spotkałaby się z nimi wszystkimi. Jej matka niegdyś starannie zadbała, by córka miała kontakt z jej krewnymi i potrafiła się zachować. Rodzina ze strony matki była liczna, więc Josie mimo nieco gorszego pochodzenia nie mogła narzekać na brak znajomości w tym gronie. Czasami trochę im zazdrościła tej szlacheckiej otoczki, którą mimo wszystko kultywowali, i tego że dla nich wszystkie drzwi były otwarte i nie patrzono na nich krzywo tylko dlatego, że ich czysta krew posiadała jakąś skazę. Samych Prewettów podziwiała zaś za niezwykłe zgranie i rodzinne ciepło; aż trudno było jej uwierzyć, że ci ludzie naprawdę są spokrewnieni z jej matką, wiecznie sfrustrowaną i marudną kobietą, typową gnuśną i próżną szlachcianką, która nie potrafiła otwarcie okazywać uczuć i często nawet nie próbowała udawać, że w swojej rodzinie jest szczęśliwa. Tym sposobem atmosfera w domu Vane’ów była trudna i nie do końca zdrowa, choć z pozoru mogło wydawać się idealnie: siostrom Vane niczego nie brakowało, miały oboje rodziców i spokojne dzieciństwo. Niestety dorastanie z taką osobą jak Thea musiało odcisnąć się na ich młodej psychice i wywrzeć wpływ na ich późniejsze podejście do życia. Być może Thomas zauważył tę niezdrowość szybciej, jako ten którego Thea jawnie odtrącała, i sam od nich odszedł?
- Mam taką nadzieję. Póki co pozostaje nam wciąż czekać na jakiekolwiek wieści – powiedziała, czując, jak Julia pokrzepiająco kładzie swoją dłoń na jej. Znowu się uśmiechnęła, choć miała nadzieję, że Julia nigdy nie będzie musiała przechodzić przez podobną niepewność i że jej rodzinę ominą takie tragedie. Dawno temu mgliście słyszała o tym, że kiedyś był jeszcze jeden Prewett, ale umarł przed jej narodzinami, więc nie wiedziała o tym praktycznie niczego. Choć wciąż mogła czuć nadzieję, że nie wszystko stracone i jej brat może wciąż żyć, był i niepokój, świadomość że być może nigdy nie poznają prawdy. Czasami lepiej było poznać najgorszą odpowiedź, by móc się z tym pogodzić i ruszyć dalej, zamiast latami czekać i zastanawiać się, co się wydarzyło. Niestety ludzie znikali, Tom nie był jedynym, który nagle przepadł. W ostatnich miesiącach działo się sporo złego.
Znowu upiła łyk herbaty, już spokojniejsza niż wcześniej.
- To chyba kolejny dobry powód, by jednak się na niego zdecydować. Miałabym większą motywację, by wcześniej wracać do domu. – Czasami, gdy matka miała zły humor, Josie wręcz odwlekała powroty, nie chcąc narażać się na jej wahania nastrojów. Dom już nie był do końca tym, co w dzieciństwie, bo ojciec ciągle pracował, Iris też układała sobie życie, Thomas zniknął, a Thea była coraz bardziej nieznośna. Ich rodzina trzymała się razem chyba głównie z przyzwyczajenia i wygody, i dlatego, że tak wypadało.
Dopiła herbatę, w międzyczasie dokończyły rozmowę. Jak się okazało, żadnej z nich nic się nie stało, a spotkanie mimo pewnych początkowych obaw Josie okazało się miłe. Mogły więc w spokoju się pożegnać i rozstać z nadzieją, że wkrótce uda im się spotkać ponownie, oby już bez żadnych dodatków w postaci dziwnych obrazów w głowie.

| zt.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]07.09.18 21:20
21 VIII

Niełatwo było mu pochylać się nad dokumentami w zbiorowej sali, bo właśnie tak myślał o wielkim, wystawnym pomieszczeniu, które administracja Banku Gringotta łaskawie oddała na tymczasową siedzibę Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Gobliny w roli gospodarzy nie sprawdzały się wcale, na każdym kroku trzymając czarodziei z dala od własnych spraw. Poruszanie się w obrębie jednego pomieszczenia, nieważne jak obszernego, było w stanie doprowadzić do szału. Już od dwóch miesięcy pracował właśnie w takich warunkach, dzieląc jedną przestrzeń z mnóstwem innych urzędników, przyczepiony do jednego biurka. Każdy szelest był nad wyraz słyszalny, dźwięki odbijały się od wygładzonych ścian, marmurowych kolumn. Takich szelestów  jednej chwili było zbyt wiele, tworzyły więc na swój sposób hałas. Bardziej jednak irytowały słowa dryfujące na wszystkie strony. Na przybycie jakiegokolwiek petenta reagował alergicznie i tylko tych kierowanych do niego nie obrzucał wrogim spojrzeniem. Potrzebował odetchnąć od tej dusznej atmosfery, dlatego kolejne spotkanie zdecydował umówić w o wiele przyjemniejszej przestrzeni. Herbaciarnia wydała mu się miejscem neutralnym i dobrym do przeprowadzenia rozmowy na tematy zawodowe. Po zajęciu loży wraz z czarodziejem zmartwionym korespondencją z Francuskim Ministerstwem Magii mógł bez bólu głowy spojrzeć na pisma i zająć się ich tłumaczeniem. Wyjaśnienie sprawy okazało się całkiem proste, wystarczyło tylko zrozumieć, co francuscy urzędnicy chcieli przekazać. Wdzięczny petent wyszedł pierwszy, Alphard z kolei odczekał chwilę, porządkując dokumenty w teczce. Sam jednak poczuł potrzebę ruszenia się wreszcie w stronę wyjścia.
Postać szlachetnej damy dostrzegł przypadkiem, zaledwie kątem oka, kiedy mijał jedną z loży, tak podobną do wszystkich innych pokrytych roślinnością. Z wrażenia przystanął, łudząc się, że dręczą go jakieś przewidzenia i przybrały najbardziej zaskakującą postać ze wszystkich możliwych. Kilka sekund później popełnił błąd, przed jakim zawsze go przestrzegano – cofnął się. Bezmyślnie zrobił ten nieszczęsny krok do tyłu, aby przyjrzeć się swej zmorze. Dostrzegł dumne lico, rozsiane po twarzy piegi, nienaganną sylwetkę w pięknym odzieniu i już wiedział, że jest w pełni realna. W jednej chwili rozbudziła się w nim wściekłość. Dzika i ślepa złość, która wygrała z wszelkim rozsądkiem. Dumnie wkroczył do loży, ignorując postać drugiej kobiety, spojrzenie ciemnych oczu wyraźnie skupiając tylko na jednej postaci. Nie sądził, żeby rozważna Melisande jakkolwiek chciała go rozjuszyć swą obecnością, świat przecież nie krążył wokół niego, jednakże sztuka ta udała się jej perfekcyjnie, niezależnie od jej chęci. Unoszący się w powietrzu aromat ziołowych symfonii parujących herbat nie był w stanie go uspokoić. Nazwisko, które nosiła, nie pozwalało mu przejść obok niej bez słowa. Zbyt dobrze pamiętał spotkanie z jej bratem podczas festiwalu i samo wspomnienie o tym budziło w nim pokłady gniewu. A gdy jeszcze pomyśli o tym, że ten zaczął rozsiewać o nim plotki, które dotarły do uszu jego narzeczonej... Był pewien, że tak właśnie było, choć wokół bocznego ogniska w ostatnią noc festiwalu kręciło się wiele potencjalnych źródeł obrzydliwej plotki. Mocniej zacisnął palce na rączce skórzanej teczki, że aż knykcie mu pobielały.
Lady Rosier – powitał ją wraz z niezbyt dbałym skinieniem głową. – Jakże się cieszę, że również pani docenia uroki herbaty – wyrzucił z siebie po chwili, pochwałę zamieniając w zarzut. – Proszę mi wybaczyć, ale nie znam pani towarzyszki.
Wcale nie interesowało go to, aby zmienić ten stan rzeczy, druga kobieta nie mogła wywodzić się ze stanu szlacheckiego, gdyby tak było, jej twarzy wydałaby mu się przynajmniej znajoma, a nie całkowicie obca.
Czy nadal mam przyzwolenie na zadawanie bardziej dociekliwych pytań już na samym początku rozmowy? – spytał bezpardonowo, śmiało powracając do wątku, jaki podjęli podczas ostatniego spotkania. – Zależy mi na tym, abyś ponownie nie uznała, że wcale nie interesuję się twoją osobą, Melisande.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]09.09.18 0:44
Dzisiejszy dzień nie przepowiadał katastrofy. A właściwie zdawał się znajdować bardzo daleko od niej. Melisande spędziła dzień zwyczajowo - w rezerwacie. Niektórzy jej współpracownicy śmiali się, że jedyną rzeczą, jaka prawdopodobnie byłaby w stanie utrzymać ją z dala od rezerwatu byłaby obłożna choroba, przez którą nie byłaby w stanie się ruszyć. Prawdopodobnie mieli w tym sporo racji. Śmiała się z nimi, bo nie widziała w prawdziwie niczego złego. Była oczami i uszami tam, gdzie nie chadzał Tristan, lub gdzie bywał rzadziej. Jako smokolog i zarządza rezerwatu jego dni wypełnione były zadaniami aż po brzegi. Rzadko kiedy mógł odwiedzić laboratoria, czy pomniejsze pomieszczenia w których znajdowało się skrzydło w którym urzędowała pielęgniarka, czy też to w którym alchemicy przygotowywali odpowiednie eliksiry. Miała czas w tygodniu by odwiedzić inne miejsca, to ważne, jak i te mniej. Potrafiła zaplanować swoją pracę właśnie w ten sposób i powtórzyć bratu to, co ją trapiło już w domu, czasem przy kolacji, co spotykało się z nieprzychylnym wzrokiem matki. Znała każdego kto dla nich pracował, bo od ojca nauczyła się jak traktować ludzi z szacunkiem, ale jednocześnie od nich wymagając od nich pełnego zaangażowania. Traktowała ludzi dobrze i oni odwdzięczali się jej tym samym nie tracąc szacunku. Mówili jej więcej, możliwe dlatego, że była kobietą, możliwe dlatego, że jej oblicze było mniej surowe. Nie miało to znaczenia. Tristan radził sobie wspaniale, a ona po cichu wspierała go od zewnątrz, pilnując by morale wszystkich pracowników były na odpowiednim poziomie, mówiąc, kiedy sądziła, że któryś nie sprawdza się odpowiednio, lub potrzebuje pomocy. Nie byli potworami. Sami zapracowali na swój majątek, ale doskonale wiedziała, kiedy kilka galeonów, czy przychylny gest były w stanie pomóc nie tylko pracownikowi, ale w jakiś sposób pozwolić im na zyskanie jego zaangażowania, szacunku i oddania.
W herbaciarni pani Figg właśnie dyskutowała z jedną z uczonych z ich laboratorium, postanawiając dziś spędzić kilka chwil na mieście - i tak musiały załatwić tutaj wcześniej kilka spraw. Mogły posłać po sprawunku chłopców z rezerwatu, jednak Melisande wolała sama zakupywać odpowiednie ingrediencje. Chłopcy, choć pełni werwy i chęci nie znali się na nich tak jak ona, a już na pewno nie tak, jak jej towarzyszka. Ich rozmowa była raczej luźna. Muriel opowiadała właśnie o swoim najstarszym synu, już za chwilę miał wybrać się do Hogwartu, co stawiało całą rodzinę na nogi i wprowadzało w nastrój histerycznego podniecenia. Nie znała tej szkoły, ona i jej rodzeństwo kształcili się we Francji. Kątem oka dostrzegła znajomą sylwetkę, ale nie zwróciła na nią uwagi, postanawiając sprawnie ją ignorować. Wątpiła też, by lord Black postanowił podobnie do niej podejść - zwłaszcza po ich ostatnim spotkaniu. Ciemny cień przemknął obok jej stolika, jednak zniknął tylko za chwilę, by zaraz ponownie rzucić cień na jej dzisiejsze popołudnie. Gdy jej nazwisko wybrzmiało nad stolikiem uniosła stalowo niebieskie spojrzenie ku górze - wprost na niego.
- Lordzie Black. - przywitała się skinieniem, głos nabrał przyjemnego, melodyjnego tonu i nie pobrzmiewał fałszem, czy te niechęcią. Choć ich dwójka doskonale wiedziała, że nie posiada w sobie nic z prawdziwości. - Któż mógłby oprzeć się naparom pani Figg? - zapytała retorycznie, przyjemnie, swobodnie. Zupełnie, jakby ich ostatnie spotkanie nie miało miejsca. Zupełnie, jakby ich rodów nie dzieliły ciągnące się latami animozje. - Oh. - wymknęło się z jej ust. - Lord wybaczy. To pani Bliskwick. Muriel, poznaj lorda Alpharda Black'a. - przedstawiła swoją towarzyszkę wskazując ją lekko dłonią. - Syn pani Bliskwick właśnie idzie do Hogwartu. Ma lord jakieś rady? - zapytała tonem luźnej konwersacji. Mrużąc lekko oczy gdy lustrowała go spojrzeniem. Nie ufała mu. Nie ufała, jeszcze mocniej niż wcześniej. Muriel była jej oddana i niewiele starsza. Była pewna, że poproszona, nie puści żadnej informacji dalej.
- Oczywiście. - odpowiedziała, głos nadal podrygiwał na jej strunach melodyjnie, choć gardło wydało jej się mocniej ściśnięte. Na szczęście nie wpłynęło to na brzmienie słów. Szczęka zacisnęła się mocniej niż zwykle napinając ledwie widocznie mięśnie na policzku. - Możesz spróbować, Alphardzie. - dodała, unosząc lekko brodę. Chcąc dać mu do zrozumienia, że właśnie tak myśli. Mimo wszystko nadal nie zainteresował się nią, a tym by dotknąć ją do żywego. Były to dwie różne rzeczy. Była głupia, winna była mu odmówić, kazać odejść. A jednak felerny chochlik zdawał się lubić pchać ją na grząski grunt rozmów tylko z tonu życzliwych. - Co z tego wyjdzie, czas pokaże. - zakończyła, unosząc filiżankę z herbatą. Upiła jej odrobinę, a właściwie to ledwie zmoczyła usta, by zaraz odstawić ją na spodek. Przez cały ten czas jej spojrzenie nie zmieniało swojego położenia uparcie, a może nawet natarczywie wpatrując się w gościa. Nawet sobie nie zdawała sprawy, jak podobne do spojrzenia jej brata może być to jej własne.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Herbaciarnia Pani Figg [odnośnik]19.09.18 16:07
Kąciki jego ust drgnęły, kiedy tylko dosięgło go jej dumne spojrzenie. W niebieskich oczach dostrzegł chłód, ale nie lękał się go, ten wyraz nieprzychylności przyniósł mu tylko satysfakcję. Czyż Tristan nie wspomniał, że ich ostatnie spotkanie rzeczywiście zostało przez nią doskonale zapamiętane? Jeśli miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości, dzięki temu jednemu spojrzeniu mógł się ich całkowicie wyzbyć. Odpowiedziała na jego powitanie i był pod ogromnym wrażeniem tego, jak potrafiła grać, gdy kolejne słowa zdawały się nie sprawiać jej żadnej trudności. Zabawa z pytaniem retorycznym i prośba o udzielenie rady, to wszystko komponowało się ze sobą idealnie, tworząc pozory. I tylko obecność jeszcze jednej pary oczu sprawiała, że cała ta ułuda była nawet ciekawa.
Bliskwick – powtórzył w myślach, na chwilę skupiając spojrzenie na kobiecie, dość przelotnie, pobieżnie, śmiało uznając ją za element nieistotny. Zbyt długo nie zaszczycał jej swą uwagą, nie widział sensu nawet w przedstawieniu się jej otwarcie z ujmującą estymą, choć Melisande zdołała go już w tym uprzedzić. Nazwisko kobiety rzecz jasna skojarzył, powiązując je w ułamku sekundy z rodziną o krwi czystej. Zresztą, nie powinien nawet podejrzewać, że lady Rosier mogłaby przebywać w towarzystwie nieodpowiednim, choć niewątpliwie podobne odkrycie byłoby dla niego nie lada gratką. Musiał obejść się smakiem, bo żadnej kontrowersji w spotkaniu w herbaciarni nie dostrzegł. Szkoda.
Najbardziej pożyteczną radą, jaką mogę dać, jest ta, aby syn pani uważnie dobierał sobie w szkole towarzystwo – oznajmił z chłodną powagą, zaraz jednak uśmiechnął się z lekka pobłażliwie, jakby słyszalna w jego głosie groźna nuta sprzed chwili była żartem. – A jeśli syn jest żądny przygód, radzę mu zainteresować się bliżej posągiem jednookiej czarownicy na trzecim piętrze – dodał już o wiele bardziej życzliwym tonem, z lekka nawet rozbawionym, co z jednej strony brzmiało sztucznie, z drugiej zaś podszyte było prawdziwym odczuciem. Wspomniał własne poszukiwania tajemnych przejść, a to jedno wydawało się wśród uczniów najbardziej znane, być może dlatego, że prowadziło tunelem do piwnicy Miodowego Królestwa. Nie zdradził już jednak nic więcej w tym temacie, znów całą swoją obecność sprowadzając do dokuczenia szlachetnej damie.
Otrzymał jej przyzwolenie, ponownie, dlatego nie zważał już na nic. Śmiało odsunął jedno z krzeseł od drobnego stolika i zasiadł na nim bez najmniejszych oporów. Czekanie na przyzwolenie na taki ruch uważał w obecnej sytuacji za uwłaczające, wszak już zdążył się wprosić do towarzystwa. Druga kobieta była mu obojętna, choć zdawał sobie sprawę z tego, że lady Rosier, jeśli tylko dałby jej do tego powód, mogłaby uczynić z niej świadka wielkich niegodziwości Blacka. Musiał mądrze to rozegrać.
Lubię wierzyć, że czas to, mimo wszystko, nasz sprzymierzeniec – odparł swobodnie, choć w rzeczywistości wszystkie jego mięśnie były spięte do granic możliwości, gdy siedział dumnie wyprostowany i uparcie nie odrywał spojrzenia ciemnych oczu od wygładzonego na siłę oblicza szlachcianki. – Przed dwoma tygodniami pani brat wspomniał, że moje towarzystwo wywołało na lady ogromne wrażenie – zaczął konwersacyjnym tonem. – Czy zatem wrażenie to jeszcze zdołało się utrzymać? – spytał śmiało, chcąc ją podrażnić, zmusić do tego, aby raz jeszcze pokazała mu złość, tak jak wtedy, gdy pożegnał ją w sposób bezczelny, pozostawiając po sobie niesmak. – Choć może zbytnio sobie schlebiam. Z pewnością moja osoba nie zajmowała zbyt wielu myśli tak bardzo zajętej damie. Mam nadzieję, że praca w rezerwacie nie obciąża cię za bardzo. Będę miał okazję usłyszeć w najbliższym czasie o kolejnym ogromnym sukcesie?
Czuł na sobie z lekka zdumione, zarazem nieco oburzone spojrzenie pani Bliskwick, jednak na chwilę obecną kobieta nie wtrącała się w wymianę zdań, jakby czekając na ruch ze strony swojej lepiej sytuowanej towarzyszki. I był nawet ciekaw, czy czarownica byłaby zdolna skrytykować samego lorda w obronie lady. To dopiero dylemat.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Herbaciarnia Pani Figg
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach