Wydarzenia


Ekipa forum
Sala bankietowa
AutorWiadomość
Sala bankietowa [odnośnik]08.08.17 18:33
First topic message reminder :

Sala bankietowa

★★★★
Sala bankietowa służy organizacji mniejszych koncertów, ale też innych wykwintnych uroczystości, pozbawiona podwyższonej sceny oraz typowej widowni buduje kameralny klimat. Kiedy do sali wchodzą goście, wewnątrz pojawiają się wygodne, szerokie fotele wyścielane czarnym aksamitem, rozrzucone chaotycznie, nie jak teatralna widownia w ilości odpowiadającej zbierającym się gościom. Szeroki parkiet wykonany z ciemnego drewna lśni i odbija sylwetki gości niemal jak lustro; zwykle pozostaje pusty, pozostawiając miejsce na taniec przy koncertujących muzykach. Na podobne uroczystości wpuszczani są jedynie odpowiednio elegancko ubrani goście. W razie potrzeby miejsce to zamienia się w salę bankietową, a szeroki parkiet przecina równie długi stół, przy którym ustawiają się owe fotele. Wysokie jaśniejące bielą ściany zdobią trzy akty przedstawiające syreny występujące w Fantasmagorii, tu i ówdzie ustawiono pękate porcelanowe donice obsadzone zaczarowanymi kwiatami o intensywnym zapachu. Stojące kandelabry rzucają na całość blade, romantyczne światło blaskiem kilkudziesięciu świec, olbrzymie okno, przez które mogłoby się przebić dzienne światło, przysłania przejrzysta granatowa firanka. Pomiędzy fotelami lewitują srebrne tace z szampanem, owocami i francuskimi przystawkami.
Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala bankietowa [odnośnik]27.11.17 22:35
Draco dormiens nunquam titillandus, powtórzył po nim w myślach, przysłuchując się jego słowom dokładnie, jednocześnie wyobrażając sobie świat w świecie, w którym mogli przebywać bez ograniczeń i obaw, że ktokolwiek im zagrozi. Swoje przemyślenia na ten temat zachował jednak dla siebie, wiedział, że wszystkie wątpliwości rozwieją się kiedy przystąpią do pracy. Apollinare przedstawił im zalążek świetnego pomysłu, lecz nie był w stanie wyłożyć na stół konkretów, które zaspokoiłyby ciekawość ich wszystkich. Sam był ledwie w trakcie poszukiwań — wszyscy przyczynią się do tego, by jego podejrzenia stały się możliwością. Mógł na niego liczyć, swoją wiedzą i umiejętnościami wesprze go w projekcie, jeśli zdecyduje się go ruszyć. Póki co, musiał znaleźć sposób, by dowiedzieć się w jaki sposób stworzenie alternatywnej, lecz sztucznej rzeczywistości w obrazie będzie możliwe. Przelotnie tylko zerknął na Magnusa, gdy zabrał głos w tej kwestii.
— Dwa wejścia-wyjścia, w zupełnie różnych miejscach powinny dawać przewagę. Zmniejszają prawdopodobieństwo wykrycia.— Nie wspominając już o możliwej ucieczce. A jeśli w takim sztucznym świecie można było stworzyć kolejny świat bądź labirynt, mogliby użyć go jako pułapki, w którą wciągną wrogów w razie zagrożenia, a później zniszczą przejścia, sprawiając, że zginą wewnątrz. To było możliwe, prawda, Sauveterre?
Wysłuchał uważnie odpowiedzi Drew, a później uzupełnienia Magnusa, wpatrując się w niego bez jednego mrugnięcia, szybko analizując wszystkie za i przeciw.
— Jest uzdrowicielką w Mungu, wiele osób ją zna, pamięta, choćby kojarzy. Wypełnienie papierków i nadanie jej nowego nazwiska nie załatwi sprawy. Musiałaby trwale zmenić twarz lub wyjechać z kraju, żeby to miało sens. — Byłaby skazana na metamorfozy i ciągłe ukrywanie się, jak zbieg, przestępca, którym póki co nie była. Groziło jej przesłuchanie, a nie cela w Azkabanie, wystarczy jeśli kupią sobie nieco czasu i zdążą ją przygotować na to wszystko. A może do tej pory Czarny Pan upora się z aurorami raz na zawsze i kombinowanie nie będzie potrzebne. Nie uważał jednak, by pomysł Macnaira był całkowicie zły. Na razie wymagający zbyt wiele zachodu — gdy nadejdzie jednak pora, w której nie będą mieć innego wyjścia, a jedyną opcją uniknięcia kary okaże się śmierć, wykorzystają to. Względem Marianny lub kogokolwiek innego. — Ale do tego pomysłu jeszcze wrócimy. Pewnie w niedalekiej przyszłości— zawyrokował złowróżebnie, wciąż patrząc mężczyźnie w oczy. — Dokonamy.— Nie było miejsca na wątpliwości. Mieli jasny cel, który musieli zrealizować jak najlepiej. I nie było tam miejsca na niepowodzenia i błędy. Pchali się w sam środek czegoś, do czego nie chcieli się nawet zbliżać. — Nasze powodzenie odbije się echem w całej Anglii. Wszyscy pojmą jak wielka jest moc Czarnego Pana i jak potężne są jego wpływy — byli wykonawcami jego planu, budowali jego potęgę. Jeśli do tej pory Drew myślał, że Mulciber żartuje z tym wszystkim ten plan potwierdzi, że zakpienie było błędem.
Słowa Tristana dotyczące Weasley sprawiły, że skierował spojrzenie na Deirdre, która dowiedziawszy się prawdy, przekazała im wieści od tego podłego ryżego kundla, dotyczące tego, co zaszło pomiędzy Weasley'ami, Rusellem a Burkiem.
— Weasley — podjął znów, spoglądając na zgromadzonych — wielu z nich mogło nie wiedzieć o tym, co zaszło przed paroma tygodniami, niektórzy mogli mieć znikome informacje o ludziach, którzy tworzyli wspomniany wcześniej zakon, jednostkę broniącą całego syfu. Nie powinni lekceważyć tej kwestii.— Garrett Weasley i Brendan Weasley są odpowiedzialni za porażkę jaką poniósł Craig i Samantha. — Crispin był już teoretycznie trupem, nie powinni się nim przejmować. Oczy ich wszystkich powinny się zwrócić na podane nazwiska i ich bliskich, każdy przyjaciel mógł okazać się sprzymierzeńcem. — Wiemy, że jeden jest, a drugi może być w Zakonie Feniksa, podobnie jak Archibald Prewett. Hereward Bartius, to pewne. Reszta już nie żyje — podsumował smętnie, spuszczając wzrok na swoje dłonie w krótkiej zadumie. O zakonnikach wciąż wiedzieli za mało. —Słyszeliście kiedykolwiek o gwardii?— spytał, sięgając palcami do twarzy i w końcu drapiąc się po brodzie. Zmarszczył brwi, przypomniawszy sobie o czymś. — O ich poświęceniu, ratunku, o próbie? Szukając informacji o nich, miejcie to na uwadze. To okaże się ważne — wiedział to na pewno. — Też muszą się gdzieś gromadzić. W jakiejś chacie — wspomniał jeszcze, próbując sobie wszystko dokładnie przypomnieć.  
Na ofertę Valerija skinął głową w zamyśleniu. Jeszcze nie wiedzieli czego dokładnie będą potrzebować, odgórne rozkazy wprowadziły ich w stan najwyższej gotowości, lecz wciąż musieli przygotować staranny plan działania, który zminimalizuje ryzyko. Mieli wyciągnąć z Azkabanu dwie żywe dusze, wydostanie się bez nich graniczyło z cudem, co dopiero z dwoma czarodziejami, których stanu świadomości nie byli nawet pewni.
Podobnie jak reszta, zignorował pytanie Sigrun, nie racząc jej nawet spojrzeniem, poniekąd licząc, że zaniecha zadawania pytań tego typu. Magnus, który zabrał ponownie głos ściągnął na siebie uwagę Mulcibera. Opuściwszy głowę, spozierał na niego nieprzychylnie spod gęstych i ciemnych brwi. Nie podobał mu się ani ton jego wypowiedzi, ani spojrzenie jakie posłał w ich kierunku, ani przypadkowe i wyjątkowo w tej sytuacji nieprzemyślane słowa, wypadające spomiędzy jego warg jak krople spienionej psiej śliny. Nie odpowiedział mu jednak niczym, zrobił to za niego Ignotus, słusznie zauważając, że tak im droga, zaprzyjaźniona uzdrowicielka nie potrzebuje prostackiej opinii szlachciura. Brzmiał tak, jakby chciał dodać coś jeszcze — a jednak słusznie się zatrzymał w swoich rozważaniach. Temat dla niego był zakończony, jeśli Deirdre się zaoferowała, załatwienie tej sprawy spoczywało na jej drobnych, delikatnych barkach. Wyciągnął rękę przed siebie, wierzchem do góry.
— Każdy z was zapoznał się z treścią zwoju — a jeśli nie, przyjdzie mu radzić sobie bez tego. Spojrzał w stronę Ignotusa, do którego dotarł; chciał dostać pergamin z powrotem. Zwracał się jednak do wszystkich.— Będziemy czerpać siły z czarnej magii, która tworzy anomalie. Ministerstwo utrudnia dostęp do tych miejsc. Przysłużcie się sprawie i zróbcie tam to, co do was należy. — W jego głosie nie było ani pogardy, ani gniewu. Mówił obojętnie, bez nienaturalnej intonacji, nie podnosił głosu i nie brzmiał sztucznie. Nie miał już nic więcej do dodania.

| Przepraszam za obsuwę



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sala bankietowa - Page 8 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sala bankietowa [odnośnik]28.11.17 13:58
Poszukiwali czegoś, co do niedawno zdawało się wytworem wyobraźni szaleńca, niegroźnym zawieszeniem i utworzeniem błędu, fantomowo rozświetlającego pomroki umysłu. Kontekstowo i pożądane artefakty, i czarna magia wpisywały się w pulę skarbu zaginionego, lecz przy delikatnym naprowadzeniu, zamajaczył na horyzoncie, stając się na tyle bliski, by móc sięgnąć po niego ręką. Szybko sparzoną, cenne przedmioty, jak i bezcenna wiedza nie mogły obyć się bez strażnika: w tym wypadku, własnych ograniczeń, nakładanych przez zbyt mało wytrenowane, wytrzymałe ciała, jak i luki w pamięci, wyrwy w bystrym rozumowaniu, niemożliwym do poruszenia bez brakującego elementu. Nastawieni na wspólny sukces, równomierny udział zwiększali swe szanse, toteż uwaga Cadana nie pozostała bez znaczenia. Każdy trop, pozornie błahy i nieważny przybliżał do celu, wzmianka w księdze, urwana notatka w dzienniku, cyfra zapisana na marginesie okurzonego woluminu, niedotykanego przez pół wieku, nawet podsłuchana przypadkiem rozmowa nokturnowych rzezimieszków, podejrzanie krążących dookoła tematu, wszystko mogło zostać wykorzystane. Zasięgnięcie języka nie groziło odcięciem, za to rosło podobieństwo uzyskania profitów - wprost od źródła, znawcy artefaktów, handlarza, który wzbogacił się przez szacowanie wartości zaklętych przedmiotów w zależności od prezentowanej mocy. Widział dużo, słyszał - jeszcze więcej. Jeśli do uruchomienia lustra niezbędny jest jakiś przedmiot, prawdopodobnie ojciec Cadana o nim słyszał, a może nawet, jest w jego posiadaniu. Odpuścił komentarz, widząc, iż Goyle zwraca się bezpośrednio do inicjatora badań nad magicznym obrazem, zresztą słusznie, wszak to jego ta pomoc powinna najbardziej obchodzić. Magnus powiódł wzrokiem po milczących, przez ułamek sekundy zatrzymując się na obliczu Deirdre. Wyraźnie niezadowolonej, krótkie mimiczne spięcie, pęknięcie gładkiej maski pozwoliło Rowle'owi na błyskawiczną interpretację i... zaciśnięcie ust w upartym grymasie, którym chciał ukryć ciche rozgoryczenie. Nikt przy tym stole nie znał ich historii, a jemu było niedobrze od traktowania jej jak powietrze. Czuł, jak się nim zatruwa, lecz wciągał je w płuca z zapalczywością, z chorą nadzieją, że odpowiednia dawka toksyn uczyni go odpornym. Puchar z wodą wytrzymywał jego uścisk, choć gdyby nie panował za dobrze nad magią, przypuszczalnie zgiąłby go w pół, z miniaturowego dzieła sztuki czyniąc pogiętą złotą blachę. Wzrok drgnął, przesunął się nieznacznie, ot, kilka cali w lewo, ogniskując uwagę na Francuzie. Bezczelnym. Prychnął cicho, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Zostaną przeprowadzone, brzmiało pięknie, brzmiało pysznie, brzmiało obiecująco i... bezosobowo. Zamiast na wypluwaniu z siebie nagromadzonego jadu powziął za cel utrzymanie emocji na wodzy, bo pretensjonalny ton Apollinaire'a konkretnie podnosił mu ciśnienie. Naturalnie, natychmiast poddałby lustro próbie wytrzymałości, najlepiej z kilkoma Rycerzami w środku, aby nadać temu wiarygodności. Pytał - z ciekawości, pytał - bo było to ważne. Aurorzy dowodzili swych niekonwencjonalnych metod, więc przypuszczał, że zaangażowani w swój utopijny światek Zakonnicy również będą pozbawieni skrupułów. Lustro nie znalazło się w galerii znikąd, musiało mieć swoją historię - nie sądził, by tak potężny przedmiot uchował się bez prób jego zniszczenia. Jednakowoż nie zamierzał podważać wiedzy Francuza, który na pewno nie wprowadziłby ich w błąd. Nie, kiedy byli tu z ramienia Czarnego Pana.
Położył dłonie na blacie stołu, płasko, spokojnie, po wcześniejszym odstawieniu kielicha z zasięgu rąk. Obawiał się, że zaraz nim rzuci. Może Sauveterre znał wszystkich Rycerzy, może wiedział o ich umiejętnościach, o tych, utajnionych, o tych, którymi się nie chwalili, może znał koneksje każdego arystokraty... a może preferował dobrać sobie towarzyszy samodzielnie, jakby wybierał zawodników do drużyny qudditcha na szkolnych zajęciach z latania na miotle.
-Wobec tego będę czekał na twoją sowę - odparł cicho, nie komentując docinka o hojności. Nie zauważyłby ubytku tych monet ze skarbca, ze szczodrobliwością jego oferta nie miała nic wspólnego. Propozycja Quentina była zaś więcej, niż szlachetna - jeśli Burke zaoferował się z udzieleniem schronienia Goshwak, nie negował tego. Musieli dbać o popleczników Czarnego Pana, tak samo, jak o siebie, stąd też głos Tristana pobudził Magnusa, dosięgały go skutki anomalii, osłabienia, płatająca figle magia... Zwracając się do Valerija o pomoc poczynił krok rozsądny, przyszłościowy, mający szansę na uproszczenie Śmierciożercom i Rycerzom czarnej roboty. Kiwnął głową Ignotusowi - dziwnie myślało się o nim, jako o wuju - tak, zrozumiał tę lekcję. Nastroszone spojrzenie Ramseya było niepotrzebne.
-Podsumowując: priorytetem jest odbudowa Białej Wywerny oraz zmierzenie się z anomaliami i obrócenie ich na naszą korzyść - nudził, wywlekając trupy na światło dzienne - Marianna Goshwak musi zniknąć - zgrabnie pominął Quentina, wraz ze swym bratem, mając za plecami ród Burke powinien poradzić sobie z ministerialnymi nieprzyjemnościami - Apollinaire oraz Valerij mogą liczyć na naszą pomoc w swoich badaniach - jakiejkolwiek zażądają, dostaną ją. Najbardziej problematyczną kwestią i nierozwiązaną oczywiście kwestią pozostawał oczywiście Zakon Feniksa - Wspomniani przez Ramseya gwardziści oraz szeregowi członkowie Zakonu Feniksa. Musimy ich wyśledzić, dowiedzieć się więcej o ich organizacji. Z Russela na pewno wyciągnęli wszystko, co tylko zdołali, a to nie stawia nas w korzystnej sytuacji. Sympatyzujący z Wesleaymi, zdrajcy krwi, mugolaki, to pierwsi podejrzani - rzekł. Dobrze byłoby ich zabić - jeśli zginie ktoś niewinny, trudno. W walce trzeba umieć ponosić ofiary. Ucichł, wyczerpując swój temat, odruchowo uciekając spojrzeniem w kierunku nieporuszonej Deirdre. Przygryzł wargę i sięgnął po kilka winogron z leiwitującej tuż obok kiści, które wrzucił sobie do ust, by zająć się jedzeniem i nie palnąć przypadkiem czegoś głupiego.

|To już koniec spotkania, razem z Ramseyem dziękujemy wszystkim za miłą rozgrywkę i szybkie odpisy <3 Jeśli chcecie, możecie napisać posta kończącego, ale nie jest to konieczne.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 8 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Sala bankietowa [odnośnik]29.11.17 0:36
Dobrze było słyszeć już koniec tematu uzdrowicielki, a także pokrótce przypomnienie dlaczego się tu zgromadzili. Zdawało mu się, że całe spotkanie minęło pod imieniem Goshawk jakby to ona była tego głównym celem. Nie twierdził, że jej sprawa nie był ważna, ale były priorytety i priorytety. Czasami lepiej było przemilczeć niektóre rzeczy niż nagminnie je poruszać i rozwlekać. Nie powiedział nic w związku z tym, a jedynie mała linia między brwiami mogła znaczyć, że zdecydowanie nie podobało mu się ciągnięcie w nieskończoność jednego wątku, gdy mieli coś innego do przedyskutowania lub zahaczenia. Zgadzał się z faktem, że należało odbudować Białą Wywernę nie tylko w celach zgromadzeń, ale również pokazaniu, że mimo interwencji Ministerstwa Magii byli w stanie się podnieść i wspólnie dojść do celu, którym w tym momencie było zajęcie się tym budynkiem. Zgodnie ze słowami Cynerica Yaxleyowie wspierali sprawę od samego początku i zamierzali to kontynuować, dlatego też odpowiednie fundusze miały zostać z ich strony zapewnione. Fakt faktem, że nie mogli sobie pozwolić na sprowadzenie bardziej okazałej i wydajnej siły roboczej z bagien do centrum miasta, nie oznaczało, że odsunęli się od projektu. Nie minęło wprawdzie więcej niż dziesięć dni od zawalenia się Białej Wywerny, a prace już się rozpoczęły w celach odzyskania cennych artefaktów czy zabezpieczenia odpowiednich wejść. Co prawda zaangażowanie powinno stać na wyższym poziomie, ale na razie nikt więcej nie mówił na ten temat, dlatego założył, że nie posuwały się w oczekiwanym tempie. Słuchał uważnie kolejnych padających z ust prowadzących spotkanie zdań i okazały się być treściwe. Poniekąd. Gdy padły słowa o zakonnikach i ich roli, jaką odgrywali, momentalnie wrócił myślami do Megary i wydanego przez nią Traversa. Chyba tak już miało być, że jego umysł miał się kierować w tę stronę zawsze podczas wyciągania tematu tej organizacji, która przeszkadzała im w odpowiednich działaniach. Sympatyzujący z Wesleaymi, brzmiało dla niego dziwacznie. Wystarczyło pomyśleć o tej rudej dziewczynie, która jeszcze niedawno była w ich szeregach. Nieuściślenie w niektórych przypadkach bywało groźne, jednak zaraz wrócił do spotkania z żoną Traversa. Jak wcześniej tak i teraz utrzymywał, że nic nie wiedziała. Podobnie pewnie jak i Barry, którego niektóre części truchła być może jeszcze znajdowały się w lesie - nie wyglądał na kogoś, kto dbałby o kogoś innego niż on sam.
- Spotykają się na obrzeżach Londynu - powiedział, nie podnosząc na nikogo spojrzenia, gdy Ramsey wspominał o chacie, w której mieli się gromadzić. Mówił to już wcześniej na spotkaniu z Riddlem, jednak uściślenie bardziej dokładniejszego miejsca nie zaszkodziło. Ci z nich którzy pracowali lub mieszkali bliżej granic stolicy powinni mieć się bardziej na baczności podczas wypatrywania czegokolwiek podejrzanego, godnego uwagi, czegoś co mogłoby ich zainteresować. Wszak nie wszyscy członkowie Zakonu Feniksa byli dziećmi, których nie powinno było się wciągać w te konflikty, dlatego należało być ostrożnym w każdym aspekcie, a szczególnie teraz. Ich czas dobiegał końca, a przebywanie dłużej niż było to koniecznie nie leżało w stylu Yaxleyów. Wstał pierwszy, odpowiednio żegnając się porozumiewawczym spojrzeniem ze Śmierciożercami stojącymi ponad nim w hierarchii, a następnie skierował się do wyjścia, wiedząc, że Cyneric był tuż za nim. Ich kroki były pierwszymi, które opuściły salę bankietową. Zaraz po minięciu granic La Fantasmagorie przenieśli się wspólnie do podziemi Yaxley's Hall, gdzie w milczeniu rozeszli się do swoich pokoi.

|zt Yaxleye



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Sala bankietowa [odnośnik]29.11.17 12:58
Spotkanie zostało zakończone.

20 PD otrzymują Ramsey i Magnus za organizację.

10 PD otrzymują: Deirdre, Lupus, Sigrun, Quentin, Cadan, Cyneric, Valerij, Tristan.

5 PD otrzymują: Quinlan, Eir, Apolinaire, Ignotus, Morgoth, Drew.

Wciąż możecie pisać posty kończące.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala bankietowa [odnośnik]29.11.17 13:01
Podniósł spojrzenie oraz brwi wyżej. Patrzył na Rosiera, a jednak pomimo tego zdawał się patrzeć gdzieś dalej. Za czarnoksiężnika, za horyzont. Myślał. Po kilku przeciągających się chwilach pokiwał potakująco głową. Mógłby. Kwestia tego, jaką formę miałby przyjąć eliksir. Płynną, pitną? Gęstą, woskowopodobną która miałaby być kompatybilna z różdżką? Czy wówczas musiałaby być ważona indywidualnie dla każdego czarnoksiężnika z osobna...? Czy to byłoby efektywne? To już zależało od dobranych składników i możliwych do uzyskania właściwości, które najpewniej w dużej mierze dyktowane byłyby przez naturę serca naparu. Tu pojawiało się rozwidlenie ścieżek. Należało się zastanowić bo nie wiele brakowało by eliksir był podobny tym leczniczym, chociaż Valerij domyślał się, że powinien być bliższy bojowym. Możliwym do użycia dla każdego. Gdy wróci do domu to spisze pomysły i potem skonsultuje je z kimś parającym się czarnomagicznymi inkantacjami na co dzień tak by mieć pewność które będą najefektywniejsze.
Słuchał podsumowania zebrania, chociaż nie do końca czuł, że cokolwiek z tego go dotyczy. Rzadko opuszczał swoją piwnicę, a co dopiero Nokturn. Nie walczył, nie imał się pracą fizyczną - myślał. Słuchał jednak bo nie był mimo wszystko ignorantem. Gdy zebranie dobiegło końca odczekał minutkę patrząc w magiczny zegar tak by nie wyjść na zapaleńca który ma ochotę wyrwać się do drzwi wyjściowych, choć w dużej mierze na prawdę tego pragnął. Następnie wstał i odszedł do swojej piwnicy.

|zt
Valerij Dolohov
Valerij Dolohov
Zawód : Alchemik, złodziej
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4909-dolohov-budowa#106821 https://www.morsmordre.net/t5027-valerij-dolohov#107940 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5051-skrytka-bankowa-nr-1263 https://www.morsmordre.net/t5026-valerij-dolohov
Re: Sala bankietowa [odnośnik]29.11.17 14:46
Przywołana przez Ramseya historia porwania Burke'a wywołała w Deirdre wewnętrzny zgrzyt. Ukłucie niepokoju i złości nie było jednak skierowane w Samanthę, jedynie w Crispina, którego niegdyś darzyła sympatią. Nie mogła pojąć dlaczego zdradził, wykazując się trudną do opisania głupotą. Śmierć będzie łagodną karą za to, co zrobił, a sądziła, że nie doczeka spokojnego odejścia, pokornie spętany kajdanami wymiaru sprawiedliwości. Zasługiwał na prawdziwą, wielodniową agonię, i z pewnością taki ostatni, hojny, czarnomagiczny dar otrzyma. Kwestia czasu - i powodzenia planu wyciągnięcia Craiga z Azkabanu. Widmo przerażającej twierdzy, zaklętej na kamiennej wysepce, przeszywało ją nieprzyjemnym chłodem, nie odzywała się jednak, po prostu słuchając słów Mulcibera. Spotkanie zbliżało się do końca, wszystko, co należało przekazać Rycerzom Walpurgii, zostało wypowiedziane a strzępienie języka na próżno nie leżało w charakterze żadnej osoby, zgromadzonej przy długim stole. Wątpiła też, by w sali bankietowej nagle rozgorzały przyjacielskie rozmowy i nonszalanckie pogawędki; nie było na to czasu ani miejsca w tej napiętej, poważnej atmosferze. Czekały ich ciężkie tygodnie i trudne wyzwania, uzdrawianie potężnych anomalii, poszukiwanie sojuszników wśród godnych tego miana, zdobywanie informacji o Zakonie Feniksa - i przygotowanie się do ostatecznego sprawdzianu ich wierności i zdolności. Deirdre dopiła do końca wino, sącząc je leniwie i raczej nieśpiesznie, spoglądając na Tristana. Wzrok mimowolnie powracał do zaciętej twarzy, lecz nie mogła zrozumieć niechęci, którą emanował. Przez sekundę rozważała podejście do mężczyzny, by złożyć mu swe kondolencje, ale widząc kolejne ostre spojrzenie porzuciła próbę okazania zbędnej uprzejmości. Odłożyła pusty kielich i zgrabnie wstała z krzesła, kiwając z szacunkiem głową zgromadzonym, bez pojedynczych oznak sympatii. Ostatni raz spojrzała na Apollinare'a, pozwalając, by w czarnych tęczówkach rozbłysło niezadowolenie i jednocześnie pewna gorycz, po czym musnęła dłonią ramię Lupusa. Zamierzała odpowiedzieć na wszelkie pytania w drodze powrotnej, rozwiewając ewentualne wątpliwości. Dowiedział się dziś naprawdę wiele, nie wątpiła więc, że ma w głowie wiele zagadnień, które chciała pomóc mu zrozumieć. Gdy wstał za nią, ruszyła w kierunku drzwi, narzucając na plecy czarną pelerynę.

| zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Sala bankietowa [odnośnik]30.11.17 22:33
Dysputa o uzdrowicielce znów rozgorzała i trwała w najlepsze, dyskutowano o tym, co powinna uczyć, a czego nie i w pewnym momencie zaczęło to Sigrun nużyć, sądziła, że temat został wyczerpany. Słów o obcej jej Goshawk słuchała jednym uchem, a drugim wypuszczała. Nie było to dla niej nic ważnego, nic istotnego, sama nie miała również nic do dodania.
Oczekiwała, iż odpowiedzi na pytanie o zaklęcie patronusa udzieli w końcu jej Ramsey, jednakże tego się nie doczekała, a po jego spojrzeniu zrozumiała, że nie ma na no liczyć i poruszyła ów temat niepotrzebnie. Skrzywiła się lekko, niezadowolona; pozostawiła więc sprawę patronusów i dementorów, przeganiając je z myśli i wspomnień. Nie chciała myśleć o Azkabanie, na samo wspomnienie czuła dreszcze. Wiedziała jednak, że więzienie dla czarodziejów niebawem jeszcze do niej wróci: była piekielnie ciekawa sposobu innego, niż przywołanie dobrej energii w zwierzęcej formie, na pokonani dementorów. Dotychczas zdawało się jej to po prostu niemożliwe.
Zamiast brać udział w dyskusji ćmiła papierosa i spoglądała na starszego Mulcibera, gdy nie patrzył, układając w głowie wiele scenariuszy, w których mówi mu, że nie istnieje żadna Adeline. Powiedzieć mu musiała, już teraz była tego pewna. Wśród sług Czarneg Pana nie było miejsca na podobne gierki, musiała odpuścić - i uczyni to, w odpowiednim momencie.
Skupiła się na Ramseyu, gdy ten wrócił do Weasleyów i Prewetta oraz Zakonu Feniksa; wciąż potrzebowała dokładniejszego wyjaśnienia czym jest Zakon Feniksa i jakie ma cele, jednakże o to miała zamiar zapytać młodszego Mulcibera już na osobności. Teraz musiała skupić się na tym, by mieć okazję obu rudych aurorów podsłuchać; włamanie do Biura Aurorów i szpiegowanie było zadaniem godnym szaleńca, jednakże w zasięgu jej ręki. Nie mogła zawieść.
Wysłuchawszy słów Rowle'a i Ramseya do końca, dostrzegając, że inni podnoszą się z miejsca i opuszczają Salę Bankietową, ona również nieśpiesznie wstała, gasząc papierosa w popielnicy i sięgając jeszcze po wino. Opróżniła kielich do końca, a jej spojrzenie mimowolnie padło na twarz Rosiera, któremu pragnęła zadać pewne pytanie, lecz ostatecznie ugryzła się w język. To nie był na to ani czas, ani miejsce.
Wyszła bez słowa, podobnie jak inni.

| zt
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Sigrun Rookwood dnia 26.12.17 12:41, w całości zmieniany 1 raz
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala bankietowa [odnośnik]01.12.17 12:19
Pomysł chyba był dobry, przynajmniej tak wnioskuję po niektórych reakcjach. Nadal jednak nie wiem co na to sama Goshawk. Nasze spotkanie nie przebiegło w sympatycznej atmosferze, potraktowałem ją z góry - co ona także starała się czynić sądząc, że może użyć wobec mnie kumpelskiego tonu. Jak na kogoś, kogo nigdy wcześniej nie widziałem na oczy, miała w sobie sporo tupetu, na co reagowałem atakiem. Może mimo tych wyraźnych przeciwności na naszej drodze udałoby nam się rozpocząć współpracę? Wiele Burke’ów, w tym ja, chorowało na genetyczne przypadłości, Craig kiedy już wróci także będzie potrzebował uzdrowiciela. Naturalnie, że wspomniana kobieta nie jest jedyną, która się tym zajmuje, ale skoro można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu to może należało tak zrobić. W przeciwnym razie zatrudni się kogoś innego, to akurat żadna strata. Plan zaczyna wyglądać w porządku - przynajmniej w mojej głowie. Dlatego także uważam ten temat za zamknięty, nie wnikając w dalsze wypowiedzi odnośnie jego treści.
Słysząc słowa Rosiera oraz czując na sobie jego wzrok jestem zobligowany do odpowiedzi. Zerkam na Valerija, ale kiedy ten nic nie mówi, przenoszę wzrok na jedynego przy tym stole uzdrowiciela. Tak, w takim gronie to mogłoby się udać. Projekt wydaje się być niezwykle ciekawy, ale też z pewnością pożyteczny.
- Na pewno wymyślimy coś wspólnymi siłami - komentuję, żeby nie wyglądało to jak zbycie tematu. Jak tylko wyjdę ze szpitala oraz uporam się ze wszystkimi nagromadzonymi przez ten czas zamówieniami, na pewno przystąpię do rozmyślania oraz kilku prób. Chociaż wiadomo, że bez magomedyka nic nie poradzimy, na pewno nie w przypadku leku na sinicę. Nie da się ukryć, że raczej żaden z siedzących w tym pomieszczeniu alchemików nie para się uzdrawianiem, a prędzej truciem.
W międzyczasie zapoznaję się z treścią tajemniczego zwoju, starając się wszystko najdokładniej zapamiętać. Na pewno Edgar także co nieco zakodował w pamięci. O ile nie wszystko. Wspólnymi siłami damy radę. Krzywię się również na wspomnienie najobrzydliwszego z nazwisk. Weasley. Zakały tego świata, najlepiej trzeba byłoby ubić ich wszystkich. Co do jednego, żeby na pewno nikt więcej się nie rozmnożył. Ot, dla dobra magii.
Przyjmuję do wiadomości wszystkie wytyczne. Kiwam głową wszystkim ogólnie - w ramach pożegnania. Nie bawię się w szczegółowe gesty, bo nie najlepiej się czuję. Brat odstawia mnie do szpitala, a potem wraca do swojego domu.

zt. Burki


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala bankietowa [odnośnik]02.12.17 23:29
Z uroczą wręcz uwagą wsłuchiwał się w wymianę zdań pomiędzy Sauveterre'm a Rowle'm. To było naprawdę ciekawym doświadczeniem. Przepychanki jak dzieci z pierwszych klas szkoły, nie pamiętał już tamtych czasów. Jednakże nie oceniał - sam także uwielbiał wdawać się w pyskówki oraz mówić - i robić - wiele absurdalnych rzeczy, od których czasem jeżyły się włosy na głowie. Po prostu słuchał, przerzucając spojrzenie z jednego mężczyzny na drugiego, aż wreszcie skinął Francuzowi głową. Zamierzał podpytać ojca, być może poszperać w jego prywatnej kolekcji wyjątkowych artefaktów. Wręcz szkoda, że nie wpadł na ten pomysł samodzielnie, już wcześniej. Wygiął się lekko na krześle przesuwając spojrzenie z jednego Rycerza na drugiego, aż zerknął chyba już na wszystkich w zasięgu wzroku. Podrapał brodę stwierdzając, że niewiele już było tematów do rozważenia. Nie mógł w żaden sposób wspomóc produkcję eliksirów bądź leków, nie znał się na tym. Mógł jedynie spojrzeć na żonę, która na pewno zdołałaby pomóc zebranym tutaj alchemikom. Nadal zadziwiał go jej talent - jednocześnie nie odezwał się za nią, sama mogła to zrobić. Być może musiała się nad tym zastanowić, nie wnikał.
Odnotował, że Weasley'om nie można było ufać - nic nowego. Kiedy wreszcie w jego ręce trafił zwój z wytycznymi dotyczącymi czerpania mocy z anomalii, pochłonął się w lekturze. Prawdopodobnie nie odnotował już ani jednego słowa, chociaż starał się wytężać nie tylko wzrok, lecz również słuch. Ostatecznie przekazał pergamin dalej, do Eir. Kiedy słowa wreszcie ucichły, a prowadzący spotkanie uznali, że to dobiegło końca, Cadan obserwował jak pierwsi Rycerze opuszczali mury La Fantasmagorie. Odprowadził ich wzrokiem, następnie sam wstał odsuwając krzesło. Pożegnał spojrzeniem Deirdre, pomógł swej żonie wstać. Skinął głową Brynhild, po czym zwrócił się już do wszystkich pozostałych.
- Żegnam panów i piękne panie - powiedział głośno i skłonił się płytko. Niespiesznie podszedł do drzwi, a przepuściwszy w nich panią Goyle zamknął wrota za sobą z dość donośnym trzaskiem. Szli w milczeniu przez kilka minut do najbliższego miejsca, z którego mogli przedostać się do domu, prawdopodobnie to tam dyskutując na temat odbytego spotkania.

zt Cadan i Eir


make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die

larynx depopulo
and I know you're not my friend




Cadan Goyle
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5368-cadan-goyle#121340 https://www.morsmordre.net/t5383-poczta-cadana#121562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f219-dzielnica-portowa-orchard-place-4 https://www.morsmordre.net/t5384-skrytka-nr-1336#121565 https://www.morsmordre.net/t5385-cadan-goyle#121566
Re: Sala bankietowa [odnośnik]12.12.17 23:04
Spotkanie dobiegało końca i wszystko zmierzało do podsumowania całości przez jego organizatorów. Zakończywszy wrzucanie swoich trzech knutów do przebiegu całości spotkania siadłem wygodnie w fotelu, by rozkoszować się winem i oddać myśleniu. tożsamość siedzącej naprzeciw mnie kobiety wciąż pozostawała tajemnicą. Przywykłem już jednak do tego, że ciągle przychodzi mi poznawać nowych ludzi, których miałbym okazję spotkać znaczeni wcześniej gdyby nie dziura w życiorysie spowodowana zbyt długą jak na wszelkie standardy wizytą w Tower. Ciągle nie potrafiłem pogodzić się do końca z myślę, ile straciłem przez idiotyczne prawo stworzone przez słabych dla słabych. Gardziłem zarówno ludźmi, którzy je stworzyli jak i tymi, którzy je respektowali. Był to jeden z powodów, dla którego w gruncie rzeczy spotkania Rycerzy były pewną przyjemnością. Naoczne przyglądanie się jak rośniemy w siłę, jak wielu nas jest, myślących tak jak ja, wyznających ideały Czarnego Pana, gotowych do walki o ich urzeczywistnienie. Napawało to pewnym, ostrożnym optymizmem. Patrzenie w twarze wszystkich w większości młodych ludzi, którzy związali swoje życia silniej niż mogli przypuszczać z Nim było jednak satysfakcjonujące. Może nie tak jak popijanie wina z najwyższej półki, na które normalnie nie byłoby mnie pewnie stać, ale dalej sprawiało przyjemność. Od opuszczenia więzienia wiele rzeczy jednak powodowały, że czułem się po prostu dobrze. Wygodny fotel, pomału wypalany papieros, dobry alkohol, ludzki, spokojny głos i ciepło. Wszystko to, czego tak długo niedane było mi zaznać. Starałem się nie myśleć przy tym o Azkabanie i zbliżającej się w nim wizycie. Podświadomie jednak odmierzałem dni mojej wolności. Chociaż bardzo chciałem wiedzieć, że się mylę, byłem pewien, że tym razem nie uda mi się wrócić do świata żywych z duszą, w pełni władz umysłowych, żywym. Skinąłem w milczeniu wychodzącym wpatrując się w czerwone wino w lampce. W tym świetle wyglądało jak krew. Wypiłem jego ostatni łyk i bez słowa wyszedłem nagle czując silną potrzebę poczucia wiatru na twarzy.

|zt



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Sala bankietowa [odnośnik]15.05.18 1:09
5 lipca, wieczór

Przybył na miejsce nieco wcześniej zważywszy nie tylko na jego rolę tego wieczora, ale również i problemy z teleportacją. Wolał również unikać kominków do czasu, aż wszystko nie zostanie wyregulowane. Nie był to najlepszy czas na takie rzeczy, ale aktualnie był to najmniejszy problem - musieli się przegrupować, ocenić co udało im się osiągnąć i zamiast spoczywać na laurach, podjąć decyzję co dalej. Azkaban okazał się sukcesem, lecz czekało ich znacznie więcej pracy w nadchodzących dniach, tygodniach, miesiącach. Mieli czas na złapanie oddechu i regenerację sił. Nadchodziła pora kontynuowania poczynań mających zadać kolejny cios skorumpowanych, zakłamanym władzom. Ministerstwo Magii spłonęło, a wraz z nim wiele czarodziejów i czarownic, którzy zawinili swoją naiwną wiarą w system zamiast przejrzeć na oczy i zrozumieć, że to system zawiódł ich. Zbyt ślepi, zbyt krótkowzroczni dali się pochłonąć tamtego dnia płomieniom buchającej wprost na nich pożogi. Morgoth słyszał parę nazwisk. Wymienili Avery'ego, o którego losie do teraz nie wiedzieli; byli tam jeszcze wszyscy ci, których tożsamości zostały ukradzione; Runcorn, którego spopielone truchło leżało gdzieś pod gruzami zapadniętej celi Azkabanu. Oni i jeszcze wielu innych podzieliło losy ofiar śmiertelnych, lecz byli i tacy którzy zdołali uciec. Czy mieli wciąż pozostać lojalni wobec Ministerstwa, które rozbiło swoją siedzibę i rozlokowało w wielu miejscach? A może to miało dać im do myślenia, że nikt nie był w stanie zapewnić im bezpieczeństwa, póki sami nie wezmą sprawy w swoje ręce?
Morgoth szedł korytarzem La Fantasmagorie, kierując się ku sali bankietowej - dokładnie w to samo miejsce, gdzie odbywało się spotkanie ostatnim razem. Nie spieszył się, opierając ciężar na czarnej lasce, która towarzyszyła mu, odkąd tylko stanął na nogi po domniemanym powrocie do zdrowia. Czuł, że jeszcze miało minąć wiele dni nim poczuje się jak wcześniej. Wolny, monotonny stukot zaalarmował służących, którzy zaraz przy wejściu doskoczyli do niego, otwierając co kolejne drzwi, by zaprowadzić do miejsca docelowego. Yaxley wiedział, że Tristan zadbał o to, by nikt nieoczekiwany nie przeszkadzał w dzisiejszym spotkaniu. Bez zaskoczenia stwierdził, że pojawił się pierwszy i od razu skierował się do przeciwległego końca długiego stołu wykonanego we wspaniały sposób. Oparł laskę o krzesło, przy którym miał zasiąść i spojrzał jeszcze za okna wychodzące na magiczny port. Mieli wiele do omówienia. Czekał jednak spokojnie na odpowiednią porę i pojawienie się reszty.

|Witamy na spotkaniu Rycerzy Walpurgii! Do piątku do 20 zbieramy się na sali; po wyznaczonym terminie pojawi się kolejny post z konkretami. Przybywajcie tłumnie <3

stół:
[bylobrzydkobedzieladnie]



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.



Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 17.05.18 20:18, w całości zmieniany 12 razy
Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Sala bankietowa [odnośnik]15.05.18 14:59
Kiedy ostatni raz przekraczała progi Fantasmagorii nie sądziła, że będzie miała szansę odwiedzić ją ponownie. To właśnie tutaj uczestniczyła w spotkaniach dotyczących misji w Azkabanie, to tutaj otrzymywała wyraźne instrukcje, to tutaj zbierała ingrediencje, które potem posłużyły do uśpienia gości Wenus, to tutaj Tristan wyraźnie pokazywał jej odpowiednie miejsce. Wypełniający ją niegdyś strach, gorycz i dyskomfort zniknęły, wkraczała do baletu dziwnie spokojna. Znów mogła wchodzić po marmurowych schodach, mijać wspaniałe obrazy, doceniać każdy detal wyrafinowanej konstrukcji i kunszt architektonicznego wykonania. A wszystko to - z nim u boku.
Przeżyli. Egzystowała w dziwnym zawieszeniu, podejrzliwie przyglądając się samej sobie, na wpół martwej a jednak oddychającej, z głośno bijącym sercem, zachłystującym się nowym początkiem. W koszmarnych snach regularnie powracała do zamkniętej celi, wypełnionej do kostek wodą, w której to siłowała się z próbującym skrzywdzić ją oszalałym więźniem. Za dnia obrazy blakły, nie mogła jednak pozbyć się poczucia chłodu, przenikającego ją aż do kości. Długotrwałe przebywanie w nienaturalnym zimnie odcisnęło na niej swe piętno, łaknęła więc każdego promienia słońca, ostatnie dni spędzając na wygrzewaniu się niczym kotka rozłożona na tarasie Białej Willi. Pogoda nie dopisywała, ubierała więc na siebie ciężkie szaty, z trudem opanowując drżenie. Słabsze niż przed tygodniem, sporadyczne, lecz tak samo denerwujące. Rozpaczliwe zimno opuszczało ją tylko w bezpośredniej bliskości Tristana. Jego gorące, twarde ciało wyciągało ją z lodowatej topieli, stając się dowodem na istnienie rzeczywistości, w której nie ginęli w Azkabanie a mogli żyć. Dalej. Wypełniając postawione przed nimi zadanie. Podołali mu, nawet jeśli przyszło im za to zapłacić wysoką cenę. Nawiedzające ją mary więzienia i przebłyski świeżych wspomnień nie pozwalały w pełni rozkoszować się ulgą, Deirdre tkwiła więc pomiędzy, nie dowierzając jeszcze w to, czego dokonali.
Doszczętnie zniszczone Ministerstwo Magii, bezpowrotne zniknięcie dwóch osób zajmujących najwyższe polityczne stanowisko, pokonanie potężnej anomalii, uratowanie więźniów, wyciągnięcie z tego piekła Bagmana. To wszystko stanowiło jednak początek dalszej drogi i pracy, nowych wyzwań - i tym razem w sercu Tsagairt nie czaiła się nawet mikroskopijna wątpliwość. Cokolwiek położy na ich barkach Czarny Pan, udźwigną to. Osiągnęli niemożliwe, zostali obdarzeni niezwykłą łaską i posiedli moc, jaka pomoże im kroczyć dalej ku całkowitej potędze ich Pana. Wśród pomagających im sojuszników, Rycerzy Walpurgii, których mieli dziś spotkać, by zaplanować dalsze działania.
Przekroczyła próg sali bankietowej tuż przed otwierającym jej drzwi Tristanem. Skinęła głową Morgothowi, mającemu współprowadzić ten wieczór - przyjrzała się mu trochę badawczo, pamiętała atak jego choroby i miała nadzieję, że jest już w pełni sił - po czym ruszyła w bok, do końca stołu, zajmując miejsce tuż obok Tristana. Gdy usiadła, poprawiła przód długiej, zdecydowanie zimowej sukni, z dekoltem ozdobionym srebrnym lisim futrem. Sięgnęła także do kieszeni, wyciągając z niej papierosa w długiej fifce: odpaliła go przy pomocy towarzysza, odgarniając drugą dłonią czarne włosy, spływające lśniącą kaskadą na plecy. Miała nadzieję, że spotkanie przebiegnie sprawnie i że stawią się na nim wszyscy Rycerze. Mieli dużo do omówienia. Zaciągnęła się szarym dymem i przekręciła głowę w bok, spoglądając na profil Tristana. Żyli. Ciągle nie mogła w to uwierzyć.


| Tristan krzesło 1, Dei krzesło 2


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Sala bankietowa [odnośnik]15.05.18 20:51
Pojawił się w porcie na swoim wiernym statku. Żagle Morgwara zabłysły tuż obok Londynu zanim zwinął je cumując na redzie i zdejmując swój kapitański kapelusz schodząc niechętnie na ląd. Tristan miał gust, Salazar musiał to przyznać, że wybudował sobie knajpę w samym porcie. Odpalił fajkę po drodze i żwawym krokiem wszedł do La Fantasmagorie. Nazwa nie przypadła mu specjalnie do gustu, francuska i trudna do wymówienia, ale jego siostrzeniec też miał pewne wady, jak na przykład francuskie korzenie właśnie. I nauka w Beauxbatons. Travers aż wzdrygnął się na myśl o szkole otoczonej przez góry, bez dostępu do morza, czy chociażby jeziora. Hogwart jedno miał, a i tak prawie się udusił mając w zasięgu tylko tak malutką kałużę. A i tak nie spędził tam całych siedmiu lat, o ośmiu w kompletnym odseparowaniu od wody wolał nawet nie myśleć. Tak więc tak, Tristan miał swoje wady, choć zalet też znalazło się dość dużo. Ta restauracja w porcie na przykład ze śpiewającymi syrenami w środku. Salazar może nie wyglądał, ale zdecydowanie lubił opery. I syreny przy okazji też. Miłość zarówno do kobiecego, czystego głosu i półnagich kobiet-ryb zaszczepiła mu matka. Choć to drugie wyszło trochę przez przypadek. Trudno jednak, żeby kobieta wywodząca się z rodu Lestrang'ów nie przemyciła do domu pełnego krakenów odrobiny delikatności, zaszczepiając umiłowanie do niej gdzieś głęboko na dnie serca swojego młodszego syna. Wiedząc to pewne stawało się jedno - Salazar miał głębokie serce.
Ale oto właśnie przybył do sali balowej zamaszyście otwierając drzwi i spoglądając na zgromadzonych. Podszedł najpierw do Tristana, którego poklepał serdecznie po ramieniu, potem wyciągnął dłoń do Morgotha w celu wymienienia uścisków dłoni.
-Salazar Travers - przypomniał się świadom, że podczas długiej nieobecności, gdy żeglował po morzach i oceanach łatwo mógł zostać zapomniany. W ostatniej kolejności zwrócił się do Deirdre uśmiechając się do niej i puszczając oczko. A po chwili także i uśmiech. Nie powiedział do niej jednak nic, odwracając się i zmierzając ku krzesłu u szczytu stołu, dokładnie naprzeciw Yaxleya, które odsunął zamaszyście i zwalił się na nie ciężko. Rozsiadł się wygodnie i zaciągnął fajką.
- Jak tam życie? - Spojrzał na lordów próbując wciągnąć ich jakoś do dyskusji. - Ministerstwo to podobno były fajerwerki - uśmiechnął się rozglądając się za jakimś alkoholem. Chętnie posłuchałby o tym, jak spalili ten śmieszny budynek, czy bardzo trzeszczał jak się zapadał. Ale takich opowieści lepiej słuchać przy czymś mocniejszym, co wzmaga słuch. Rumie, ewentualnie (należy pamiętać, że Tristan chował się we Francji) winie.

| krzesło nr 20


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Sala bankietowa [odnośnik]16.05.18 10:37
Oczekiwał tego spotkania. Gdy adrenalina opadła, gdy wszyscy już byli bezpieczni, a popioły po pożarze ministerstwa zdążyły opaść, przyszedł w końcu czas na tak długo wyczekiwane przez Vane'a wyciąganie wniosków. Ciężko było o nie jednak, bez przedstawienia informacji, a jak mniemał, to właśnie w tym celu mają się tu wszyscy spotkać. Jeśli zatem coś miało go wyrwać z należnego mu odrętwienia, była to właśnie konieczność stawienia się w La Fantasmagorie. Był nowym członkiem Rycerzy, w związku z czym czuł się tutaj jeszcze nie do końca na miejscu, jak zresztą wszędzie, gdzie miał okazję się zjawiać. Co prawda swoje już pod sztandarem Czarnego Pana zdążył przeżyć przez ostatnie kilka intensywnych dni, ale to nie był nawet początek. Wciąż oczekiwał na wezwanie z Ministerstwa w sprawie rzekomego ataku na aurora, to jednak nie nadchodziło. Czyżby był przewrażliwiony? Wszak miał poczucie, że prawda leżała jeśli nie po ich stronie, to chociaż gdzieś pośrodku. Niemniej, urzędnicy mieli obecnie zapewne znacznie inne, poważniejsze problemy na głowie. Thomas był jedynie ciekaw, ile bezcennych archiwów im przepadło w trakcie tego pożaru. Lista zaginionych była długa. Uciekli, czy zginęli strawieni ogniem? Prawdę mówiąc skłamałby twierdząc, że poświęcał temu jakiekolwiek myśli. Tak naprawdę liczyło się tylko doprowadzenie sprawy do końca, nic ponadto.
Zjawił się w sali balowej przed czasem, choć nie na tyle, by uznać to za nadgorliwość. Jak zwykle sprawił wrażenie, że pojawił się znikąd, zupełnie niepozorny  i niemal niegodny zapamiętania, w niezbyt oryginalnej czerni. Wewnątrz zastał szczupłe jeszcze grono, po którym szybko prześlizgnął beznamiętnym, jasnym wzrokiem. Morgoth, Tristan, Deirdre - tę trójkę znał. O ile dwóch pierwszych raczej pobieżnie, tak Deirdre jeszcze z czasów szkolnych. Miłym zaskoczeniem było zobaczyć znajomą twarz na pierwszym spotkaniu, w którym brał udział. Powitał ich uprzejmym skinieniem głowy, a zatrzymawszy na dłużej wzrok na brodatym mężczyźnie, który nie był mu znany, przedstawił się krótko.
Thomas Vane — rzekł, po czym zajął miejsce, które uznał za niewadzące nikomu, tak cicho, jakby kompletnie nie zamierzał zwracać na siebie czyjejkolwiek, niepożądanej uwagi. Wyzuty z większości emocji, również tych, które umożliwiłyby mu w tej chwili prowadzenie towarzyskiej pogawędki, robił to, co potrafił najlepiej: milczał. Siedząc niemal nieruchomo, obserwował jednak nienachalnie resztę zebranych, od czasu do czasu podłapując strzępki ich rozmów. Obserwował, ciekaw, jak karkołomna eskapada do Akzbanu wpłynęła na ich życia. Nie mógł nie zastanawiać się, czy rozpamiętywali to, gdzie przyszło im się znaleźć. Jako były amnezjator, zafascynowany wpływami ludzkiej pamięci, interesowało go ze zwykłej, czysto naukowej strony, jak często wracały do nich dostrzeżone tam obrazy i wrażenia. Zupełnie jakby spodziewał się, że odcisnęło to na nich piętno widoczne na pierwszy rzut oka. Skoro pobyt w więzieniu był w stanie uczynić z pamiętnej dla Vane'a z nocy ucieczki kobiety takie rozszalałe monstrum, ile potrzeba było czasu, żeby człowiek postradał tam zmysły?
    | krzesło nr 14


I'll tell you my sins and you can sharpen your knife and offer me that deathless death
Thomas Vane
Thomas Vane
Zawód : opiekun testrali, były amnezjator
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
when you can't beat the odds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5889-thomas-vane https://www.morsmordre.net/t5923-prospero#140353 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t5934-skrytka-bankowa-nr-1473#140565 https://www.morsmordre.net/t5922-thomas-vane#140351
Re: Sala bankietowa [odnośnik]16.05.18 13:35
Nie było go na ostatnim spotkaniu, nie przywykł więc do przemierzania korytarzy La Fantasmagorie. Co więcej, prawdopodobnie nigdy wcześniej nie był w budynku baletu, a przynajmniej sobie tego nie przypominał, choć pokazy syren z pewnością mogłyby go tutaj zwabić - w lepszym lub gorszym stanie ducha. Nie zajęło mu jednak długo odnalezienie drogi do sali bankietowej, w której podobnież mieli spotkać się w większym gronie i przedyskutować wszystko to, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich tygodni. Był ciekawy, co do powiedzenia mają szczęśliwi uciekinierzy z Azkabanu, chciał również wiedzieć, jak dokładnie wyglądała sytuacja z Ministerstwem, z którego jego siostra ledwo uszła z życiem. Jakie były dalsze plany ich Pana? W którą stronę powinni skierować swój wzrok?
Przekroczył próg sali balowej bez pośpiechu. Powoli rozejrzał się po pomieszczeniu, dopiero poznając jego układ - bardziej podobała mu się Wywerna i jej obskurne sale, lecz obecnie nie mieli większego wyboru, musieli spotykać się tutaj. Wciąż nie zdejmując swego cylindra ruszył wzdłuż stołu, wpierw nie zwracając większej uwagi na znajdujących się w sali czarodziejów. W siedzącym u szczytu stołu rozpoznał Yaxleya, któremu skinął krótko głową, podobnie uczynił z Rosierem, którego przyszło mu eskortować do uzdrowiciela. Siedzącej koło niego kobiety nie uraczył nawet przelotnym spojrzeniem; wciąż nie wiedział, co robiła w ich szeregach, jednak najwidoczniej i kurtyzany mogły się przysłużyć - w ten czy inny sposób - ich sprawie. Przelotnie przywitał się z Thomasem, by w końcu zająć jedno z miejsc obok Salazara. Znał go jeszcze zanim spotkali się tutaj, w szeregach rycerzy, wiedział również, że nikt nie zrozumie drugiego żeglarza jak żeglarz. Tylko do niego wyciągnął dłoń, nie widział w tym nic nieodpowiedniego. Następnie zdjął swój ulubiony cylinder i położył go na blacie stołu, w ciszy wsłuchując się w zaczepki Traversa. Nie odczuwał potrzeby brania udziału w tych kurtuazyjnych rozmowach; w trakcie spotkania powinien dowiedzieć się wszystkiego, co mogłoby go zainteresować.

| krzesło nr 18



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874

Strona 8 z 24 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 16 ... 24  Next

Sala bankietowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach