Wydarzenia


Ekipa forum
Sala bankietowa
AutorWiadomość
Sala bankietowa [odnośnik]08.08.17 18:33
First topic message reminder :

Sala bankietowa

★★★★
Sala bankietowa służy organizacji mniejszych koncertów, ale też innych wykwintnych uroczystości, pozbawiona podwyższonej sceny oraz typowej widowni buduje kameralny klimat. Kiedy do sali wchodzą goście, wewnątrz pojawiają się wygodne, szerokie fotele wyścielane czarnym aksamitem, rozrzucone chaotycznie, nie jak teatralna widownia w ilości odpowiadającej zbierającym się gościom. Szeroki parkiet wykonany z ciemnego drewna lśni i odbija sylwetki gości niemal jak lustro; zwykle pozostaje pusty, pozostawiając miejsce na taniec przy koncertujących muzykach. Na podobne uroczystości wpuszczani są jedynie odpowiednio elegancko ubrani goście. W razie potrzeby miejsce to zamienia się w salę bankietową, a szeroki parkiet przecina równie długi stół, przy którym ustawiają się owe fotele. Wysokie jaśniejące bielą ściany zdobią trzy akty przedstawiające syreny występujące w Fantasmagorii, tu i ówdzie ustawiono pękate porcelanowe donice obsadzone zaczarowanymi kwiatami o intensywnym zapachu. Stojące kandelabry rzucają na całość blade, romantyczne światło blaskiem kilkudziesięciu świec, olbrzymie okno, przez które mogłoby się przebić dzienne światło, przysłania przejrzysta granatowa firanka. Pomiędzy fotelami lewitują srebrne tace z szampanem, owocami i francuskimi przystawkami.
Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala bankietowa [odnośnik]21.05.18 22:53
Od ostatniego spotkania nie minęło aż tak dużo czasu, a Edgarowi mimo wszystko wydawało się jakby to była cała wieczność. Przez ten okres zdążyło wydarzyć się mnóstwo rzeczy - zaczynając od wybuchu anomalii, idąc przez pożar ministerstwa magii, na uwolnieniu więźniów z Azkabanu kończąc. Nie można było oczywiście zapomnieć o pozostałych obowiązkach, które trzeba było w międzyczasie wypełnić - tak, działo się dużo, ale Edgar był z tego powodu jak najbardziej zadowolony. Z początku sceptycznie podchodził do idei jakichkolwiek organizacji - wolał działać sam na własną korzyść i choć jeszcze w tym roku trzymał się tej niepisanej zasady, ani razu nie pożałował, że dołączył do Rycerzy Walpurgii. Czuł, że wspólnie faktycznie mogą osiągnąć wyższy cel, który nie byłby w zasięgu ręki pojedynczej osoby. Łączyło ich niewiele, w zasadzie jedynie taka sama ambicja - jedna motywacja, ale wystarczająco silna, by złączyć ich pod rządami Czarnego Pana. I tutaj Edgar musiał pozbyć się przyzwyczajeń i przyjąć kogoś ponad samym sobą - o dziwo nie było to dla niego nic trudnego, raczej okazało się czymś naturalnym przy tak charyzmatycznej osobie.
Wszedł na salę bankietową zaraz za swoim bratem, obok którego też usiadł. Przywitał się ze wszystkimi mało wylewnym skinięciem głowy, zauważając Ramseya na jednym z wyróżnionych krzeseł - z pewnością parsknąłby śmiechem, gdyby tylko miał to w zwyczaju, jednak pozostawił to rozbawienie dla samego siebie. Doprawdy, nie sądził, że kiedyś zobaczy w swoim życiu coś równie absurdalnego. - Tak - odpowiedział lordowi Blackowi, bo nie widział sensu w dalszym rozwijaniu tematu. Palce trzymały się na miejscu i działały równie sprawnie co te poprzednie, a komfort jego życia zdecydowanie uległ poprawie, niemniej podobne pogawędki mogli zostawić na prywatne spotkanie.
Uważnie słuchał sprawozdań swoich kolegów, wychylając się nieznacznie kiedy zaczęli dokładniej opowiadać o krakenie (legendarnym, w którego Edgar zapewne by nie wierzył, gdyby nie niedawne spotkanie z bazyliszkiem) i anomaliach (które od samego początku go fascynowały, choć jednocześnie wzbudzały respekt). Ich opowieści mroziły krew w żyłach - Edgar nie spodziewał się aż takich problemów i przeszkód. Nie zadawał jednak zbędnych pytań; wolał na razie obserwować i układać sobie w głowie ich sprawozdania.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 9:37
Zdał raport, uzupełniając kluczowe - jak mu się zdawało - luki pozostawione przez Francuza. Mugole sami w sobie nie byli interesujący, podobnie jak ich strzelające metalowe różdżki, lecz wytworzone przez nich szpony, umiejętność plucia ogniem oraz czarna krew, czyniła z nich istoty godne uwagi. Bardziej nawet niż zmutowana żaba. Był ciekaw, jak dlugo zostali wystawieni na działanie anomalii, dlaczego też sami nie zdołali uwolnić się z zamkniętego pomieszczenia; sprawiali bowiem wrażenie nadludzko silnych. Czy transformacja potrzebowała czegoś ponad czasu, aby się dokonać? Zerknął z ukosa na Ramseya, trawiąc jego słowa. Czyżby ten właśnie proponował mu polowanie? Ledwie zauważalnie skinął głową, wzięcie mugola żywcem dla wykwalifikowanego czarodzieja stanowiło igraszkę, uśmiercenie delikwenta, dziecięcą zabawę. Jeśli się za to zabiorą, ich mózgi powinny mieć wkrótce pełne ręce roboty.
Rozparł się wygodniej na krześle, żałując, że nie ma przed sobą podnóżka, na którym mógłby ułożyć stopy. Kilkugodzinny wysiłek i późniejsza rekonwalescencja sprawiły, że choć całkiem ascetyczny jak na stereotypowego arystokratę, Magnus zatęsknił do wygód. Podczas opowieści Rokwood raczył się winem, z uprzejmym zainteresowaniem wsłuchując się w szczegóły opowieści. Intrygującej już na samym początku.
-Jak to się stało? - niemal natychmiast przerwał Sigrun, wbijając w nią zniecierpliwione spojrzenie. Wątpił, by kobieta dopuściła się jakiejś żałosnej głupoty tudzież ku uciesze gawiedzi popisywała się czarnomagicznymi umiejętnościami w przydrożnej spelunce. Musiał istnieć powód - zapewne ważny, by ryzkować uwięzieniem. Dalsza część jej opowieści była równie zajmująca, co sam początek i Rowle omal nie wyraził na głos swego rozczarowania, iż został skierowany zupełnie gdzie indziej, niż reszta Śmierciożerców. Na własne życzenie pakować się do Azkabanu - tego jeszcze nie było, aczkolwiek mężczyzna wiedział, że to marzenie nie powinno szybko się spełnić. Najlepiej zaś, nigdy.
Śmierć Russela ewidentnie poprawiła mu humor, nieomal wyzniósł puchar w żartobliwym toaście, lecz wstrzymał prędką dłoń, za wcześnie było na świętowanie. Ponadto zdrajca zasługiwał na coś więcej, monumentalne tortury i długotrwałą kaźnię. Na pominik wystawiony ku przestrodze.
Zerknął na Traversa, którego tubalny głos domagał się wyjaśnień i sprecyzowania kwestii, jaką Magnus uznał już za zamkniętą. Nie zamierzał się nad tym rozwodzić, dość rozsierdził się butną uwagą Francuza.
-Dla ciebie Salazarze, pozostaje to bez większego znacznia. Wykonaliśmy zadanie, jakie powierzył nam Czarny Pan i z tego zostaniemy rozliczeni - odparł spokojnie, być może z Francuzem dogadają się na osobności. Zmarszczył czoło, gdy głos zabrał Cyneric, lecz nic już nie odparł, poza drobną uwagą, ot, nieco złośliwą zaczepką w ramach wymiany usczypliwości (prawdopodobnie niezamierzonych, ale niewiele to Rowle'a obchodziło).
-A jeśli ten fakt aż tak cię interesuje, Travers, to wtrącę moje skromne zdanie. Nie jestem specem od magicznych stworzeń, ale z racji, iż elektrownia stoi... stała na południowym brzegu Tamizy, ośmielam się sądzić, że kraken był jednak słodkowodny. Może gdybyś się tam wybrał, zdołałbyś odgrzebać jego truchło - rzekł, wzruszając lekko ramionami - wydzielał z siebie toksyczny atrament, gdyby go tak wydestylować, mielibyśmy całkiem przyjemny nowy rodzaj broni - dodał w zastanowieniu, Cassandra nie pokazała mu w lustrze jego odbicia, lecz po wyrazie jej twarzy wiedział, że nie wyglądał wówczas dobrze.
Drgnął zauważalnie, kiedy usłyszał padające nazwisko Selwyna; mocniej zacisnął dłoń na pucharze, jego niedokończone porachunki załatwił Mulciber, lecz, być może, jeśli tylko dostatecznie ładnie poprosi, Ramsey pozwoli mu porachować kości młodziakowi. Jakby wycieczka do Azkabanu nie była dostateczną nauczką.
-Mały ptaszek jest zatem jeszcze legilimentą, ciekawe - zamruczał, jednakowoż bardziej do siebie - prócz tego to metamorfomag, i, jak już napomknąłem Ramseyowi, zagorzały obrońca mugoli. Mam nadzieję, że go nie zgubiliście - rzucił, starając się nie psuć sobie wieczoru opowieści wyobrażeniami człowieka pozbawionego duszy. Udało im się, praktycznie nie odnieśli strat - Perseusa nie darzył względami, a Runcorn był mu obcym człowiekiem. Poświęcenie dla sprawy winno zostać uszanowane (tak będzie), lecz poza minutą milczenia i uroczym nekrologiem nie uraczą się już niczym.
-Zwykłe nieporozumienie, Tristanie. Francuz na pewno nie to miał na mysli, tylko zabrakło mu odpowiedniego słowa - zadrwił. Sauveterre dobrze mówił po angielsku, ale nie mógł powstrzymać się przed wbiciem tej drobnej szpilki i - jak sądził, tak właśnie Apollinaire spróbuje się wyłgać. Ten dylemat zajął jednak więcej czasu, niżby tego chciał, potrzebowali konkretów, Rosier popędził ciemnowłosą kobietę, ową Goshwak, jak się okazało. Magnus pamiętał jak przez mgłę, że Vablatsky wspomniała, że drugiemu oddziałowi się nie powiodło: przed nim opatrywała już Percivala. Szczegóły porażki go nie obchodziły, poza jednym. Yvette. Mimowlnie skrzywił się, słysząc o jej smutnym pogrzebie, czy wiara, że przeżyła stanowiła o głupocie? Miał na to nadzieję - wkrótce poruszy niebo i ziemię, by dociec do jakichś informacji. Może i zawiodła, ale nadal zasłużyła tym sobie na śmierć, w dodatku tak okropną, powolną i męczącą.
-Byłbym zapomniał - dodał, odnosząc się do uwagi Morgotha - Dolohov, zgłoś się do mnie po spotkaniu, mam dla ciebie ingrediencje, o które prosiłeś - zwrócił się do alchemika, nie będzie urządzać teraz cyrków z chodzeniem po całej komacie. W liście wyłuszczył mu już istotę sprawy, nadal pokazywał się wyłącznie w rękawiczkach, nie chcąc straszyć widokiem kikuta wydelikaconych szlachciców. Zignorował całkowicie przeprosiny Francuza, które i tak kierował bardziej do Tristana, aniżeli do niego. Tłumaczenia go nie ruszały, miał dość tej czczej gadaniny. Poczęstował się soczystą brzoskwinią z lewitującej tacy, drugą, dla odmiany - rzucając Ignotusowi, który ze swej strony nie był równie hojnie otoczony przekąskami.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala bankietowa - Page 12 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 10:56
Siedzę spokojnie, jak dotąd się nie odzywając. Nie ma ku temu potrzeby - jeszcze. Daję mówić innym, chociaż nieszczególnie raduje mnie fakt, że oprócz raportów zajmujemy się prywatnymi wycieczkami. Może fakt odnoszący się do osoby dowodzącej na tamtej misji jest niezwykle istotny, ale powinien zostać załatwiony gdzieś na uboczu. Dyskredytowanie kogokolwiek przed oczami całego tłumu Rycerzy wydaje mi się nie na miejscu, ale może to tylko moje odczucia. Nie komentuję ich wcale, głównie wpatrując się w swoje blade dłonie spoczywające na brzegu stołu. Dużo ciekawsze są relacje z misji oraz z pobytu w Azkabanie, chociaż tego nie zazdroszczę. Wiem tylko, że ja zginąłbym niechybnie szybko po przybyciu na miejsce, dlatego mam szacunek do każdego, kto podszedł do powierzonego przez Czarnego Pana zadania. Ryzykowali nie tylko zdrowiem, ale także życiem czy wręcz reputacją gdyby jednak ktoś ich zaaresztował już po wydostaniu się na powierzchnię. Bo z tego co zrozumiałem, oba odwiedzone miejsca rozpadły się, prawdopodobnie ten sam los spotkał największe magiczne więzienie.
Najwięcej dreszczy przechodzi mi na myśl o pocałunku dementora - nigdy go nie widziałem, ale mężczyźni rodu Burke zdążyli mi o nim dokładnie opowiedzieć. Jako ród od wieków parający się czarną magią, jego członkowie nigdy nie mieli łatwo z organami ścigania. Ten moment urósł w mojej głowie wręcz do legendy. Niezwykle przerażającej i którą straszyło się nieposłuszne dzieci. Nerwowo ściskam splecione ze sobą palce, ale słucham wszystkich po kolei, pomimo wewnętrznego strachu. Z dwojga złego dobrze, że przyszło mi tamtej nocy walczyć z inferiusem, nie zaś ze strażnikiem Azkabanu wysysającym dusze niczym klient homara.
Zwracam twarz w kierunku Morgotha kiedy wspomina zarówno o Rycerzach jak i badaczach. Tak, ostatnio przez różne problemy zaniedbałem badania (pominąwszy tworzenie eliksirów), więc nagana jest jak najbardziej słuszna.
- Tak, właśnie uruchamiam badania dotyczące inferiusów. Gdyby ktoś chciał wspomóc sprawę jednym czy dwoma egzemplarzami to wie gdzie mnie szukać - rzucam w ramach ogłoszeń parafialnych, ale nie dodaję nic więcej. To nie czas na organizowanie obiektów doświadczalnych ani ekipy pomocników, chcę tylko zaznaczyć, że obijanie się nie leży w moim zamyśle na wsparcie organizacji.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 11:59
Jego świdrujące spojrzenie okazało się pozbawione mocy sprawczej – Marianna, mimo wezwania ze strony Morgotha, nadal milczała, przeniósł więc wzrok na Sigrun, która postanowiła odezwać się jako pierwsza. Obserwował jej twarz z ciekawością, z jeszcze większą wsłuchując się w kolejne słowa; do tej pory nie wiedział, co dokładnie zaszło w Azkabanie, skrawki informacji, które do niego dotarły, były zdecydowanie zbyt pobieżne; teraz gorliwie uzupełniał fakty, obdarzając blondynkę niemal niepodzielną uwagą, starając się wyłapać jak najwięcej istotnych detali, żeby połączyć je w całość z tym, czego sam był świadkiem. Ktoś słusznie zauważył, że niektóre motywy zdawały się powtarzać, zmutowani mugole i problemy z teleportacją nękały więcej niż jedną grupę. Przez moment miał ochotę zapytać o szczegóły, niewypowiedziane pytania obijały się lekko o wnętrze jego czaszki, ale mimo wszystko nadal milczał, nie chcąc przerywać sprawozdania – ani tego wygłaszanego przez Rookwood, ani następującej po nim relacji Cadana, która rzuciła nieco więcej światła na wydarzenia w Ministerstwie. Nieco ożywił się, gdy Goyle dotarł do wspomnień o smoczym ogniu i szczątkach bestii, bezwiednie zastanawiając się, z jakim gatunkiem mieli do czynienia Rycerze; przeczuwał jednak, że nie był to czas na dywagacje na ten temat, wszyscy uczestnicy misji w więzieniu czarodziejów zdawali się zresztą dzielić się swoimi przeżyciami wyjątkowo niechętnie – a Percival nie mógł w żaden sposób obarczać ich za to winą.
Przeniósł spojrzenie na Tristana, gdy ten postanowił zabrać głos; po raz kolejny zostało wywołane nazwisko Marianny, po czym – spodziewał się tego – Rosier polecił zdanie raportu jemu. Wyprostował się, otwierając usta, ale zanim jakiekolwiek zdania zdążyły uformować się na jego języku, siedząca tuż obok kobieta ocknęła się wreszcie ze swojego letargu, zabierając głos – zupełnie jakby nie zdawała sobie sprawy, że nie należał już do niej. Zamilkł więc, zaciskając wargi i żałując tego już po pierwszych słowach, nie rozumiejąc, dlaczego pomijała najistotniejsze fakty, skupiając się na ogólnikach. Nie przerywał jej jednak, to nie było miejsce na słowne przepychanki; zaczekał cierpliwie, aż skończy, nieświadomie pocierając lewą skroń i powstrzymując się przed ukryciem twarzy w dłoniach. – Pozwolisz – odezwał się, gdy ostatnie sylaby wybrzmiały, pozostawiając po sobie krótkotrwałą ciszę – że uzupełnię – dokończył przenosząc spojrzenie z niej na Tristana i odczekując pełną sekundę, w razie, gdyby Śmierciożerca chciał wyrazić sprzeciw. – Dyrektor manufaktury był szaleńcem. Jego dom – do którego dotarliśmy, faktycznie, bez Isli – był konstrukcją bez ładu wzniesioną na drzewach, trzymającą się jedynie dzięki łutowi szczęścia. Cały teren wokół okopał fosą i naszpikował pułapkami, bezpieczną drogę między którymi miał nam wskazać wiersz otrzymany od Brynhild; niestety, zinterpretowaliśmy go nieprawidłowo i uruchomiliśmy jedną z pułapek, która z kolei rozpoczęła reakcję łańcuchową i wywołała szybko rozprzestrzeniający się pożar. Czas nie był po naszej stronie, dotarliśmy jednak do domu dyrektora. Mężczyzna, uprzedzony alarmem, transmutował się w mebel – rozpoznała go Yvette. Zaatakował nas, ale walka została przerwana przez walącą się konstrukcję i pojawienie się bahanek, które zdawały się dotknięte anomalią: były znacznie większe, a ich jad bardziej toksyczny, niż wynika to z mojego doświadczenia. – Przerwał na chwilę, zawieszając spojrzenie na wysokości blatu stołu; zaschło mu w gardle, nie miał jednak ochoty sięgać po wino. Uniósł wzrok. – Mimo odniesionych podczas upadku obrażeń, udało mi się uniemożliwić Bryatowi ucieczkę i zmusić go pokazania nam drogi. Zachowywał się, jakby szaleństwo ogarnęło go zupełnie, mówił od rzeczy i śmiał się, że musimy być idiotami, skoro dobrowolnie chcemy dostać się do fabryki – patrząc na sprawę z dystansu, Percival nie mógł się z nim nie zgodzić, przezornie pozostawił jednak tę uwagę dla siebie – ale w końcu zaprowadził nas przez podziemne korytarze do bramy manufaktury. Targanie go za sobą byłoby zbytnim ciężarem, wydawał się niestabilny, nieprzewidywalny i, szczerze mówiąc, mało przydatny, unieruchomiłem go więc przy bramie i tam go zostawiliśmy. Podejrzewam, że zginął, gdy budynek wybuchł. – Miał nadzieję, że tak się stało. – Gdy weszliśmy do środka, konstrukcja już drżała, jakby w każdej chwili mogła runąć. Wiedzieliśmy, że zastaniemy wewnątrz labirynt pomieszczeń i kominków, które działały na wzór figur szachowych, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, że symbole były zamienione. Dzięki mapie, którą zdobyłem od pracownika departamentu transportu magicznego, udało mi się odkryć sposób przemieszczania się za pomocą kominków, przekazałem go więc reszcie; wtedy właśnie Marianna przekazała mi dowództwo – zerknął w bok, na Goshawk; nie wiedział, dlaczego postanowiła pominąć ten szczegół. – Wewnątrz kominki nas rozdzieliły, ale zdecydowałem się nie szukać Marianny ani Rhysanda, wierząc, że dzięki wskazówkom, uda im się dotrzeć do podziemi. Jak się okazało, dotarłem tam jednak jako pierwszy, znajdując labirynt korytarzy i kolejnych zagadek, wysmażonych przez szefa manufaktury. Zdawałem sobie sprawę, że nie będę w stanie okiełznać anomalii w pojedynkę, jednak kiedy odnalazłem wrota prowadzące do komnaty, fabryka ledwie już trzymała się w całości, a podziemia wypełniały się wodą. Wiedziałem, że powodzenie zadania było kluczowe dla powodzenia całej misji, zdecydowałem się więc nie czekać. Udało mi się rozwiązać zagadkę i otworzyć drzwi; w środku odnalazłem kolejne pomieszczenie z kominkami, między którymi szalał zielony ogień. Zdołałem ustabilizować go na jakiś czas poprzez zamrożenie płomieni, ale niestety magiczna anomalia okazała się zbyt potężna, uwolniła się spod narzuconych przeze mnie więzów i spowodowała eksplozję, która pozbawiła mnie przytomności i teleportowała daleko od Albury. W Kornwalii odnalazła mnie Cassandra – zakończył, przez moment przesuwając spojrzeniem po sali, jakby spodziewał się odnaleźć tam Vablatsky, ale koniec końców z powrotem je opuszczając.
Jeżeli czekała na nich kara za porażkę, był gotów ją przyjąć.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 14:37
Zerknąłem na Magnusa, kiedy postanowił zabrać głos oraz stając w słowne szranki z jednym z Rycerzy. Cóż, jego uwaga wydawała się bez dwóch zdań uzasadniona, ale jednak wolałem skupić się na konkretach przyniesionych z misji, nie sporach dotyczących hierarchii, choć sprawa oczywiście była istotna. Po prostu oddałem się wsłuchiwaniu w relacje każdego, kto brał udział w poszczególnych zadaniach, od kominków oraz teleportacji począwszy, na uwolnieniu więźniów z Azkabanu skończywszy. Doniesienia z każdej tej przeprawy mroziły krew w żyłach, choć oczywiście szturm na więzienie pełne dementorów zrobiło na mnie większe wrażenie. Miałem o nich nikłe pojęcie podczas leczenia ran poszkodowanych, ale opowieści oraz widok poturbowanych ciał nie mógł oddawać ogromu cierpienia jakie członkowie organizacji ponieśli. Zadumałem się nad tym na chwilę, aż usłyszałem personalia Yvette, które sprowadziły mnie na ziemię.
- Wtrącając się do przemowy, panna Blythe trafiła do mnie i bezpiecznie opuściła mury Grimmauld Place – powiedziałem uznając to za istotną informację. O innych osobach niczego nie wiedziałem, więc nie mogłem nic więcej dodać. Nott do mnie nie trafił, ale wciąż istniała szansa, że ktoś inny zdołał udzielić mu pomocy. To dziwne, że przez tyle czasu półwila nie poinformowała nikogo o swoim stanie zdrowia oraz że nie przybyła na spotkanie, ale nie odpowiadałem za nią ani jej czyny. Wiedziałem tylko, że udzieliłem jej maksimum pomocy i że swoje zadanie wykonałem jak należy.
Nie wdawałem się w żadne dyskusje dotyczące duchów, smoków oraz innych osobliwych przypadków napotkanych po drodze przez popleczników Czarnego Pana; nie znałem się na żadnym z tych zagadnień. Praktycznie poświęciłem się jednej, wąskiej dziedzinie jaką była anatomia oraz magia lecznicza, trochę wiedziałem jeszcze o historii magii oraz polityce, ale to było na tyle. Cała reszta stanowiły raptem podstawy.
Przeniosłem spojrzenie ze stołu oraz przypadkowych twarzy muśniętych krótkim zerknięciem na Morgotha, który podjął inne tematy. Raporty najwidoczniej zostały już złożone, skompletowane oraz skomentowane i nie trzeba było dodawać nic więcej.
- Cassandry nie ma na spotkaniu, ale zaczęła badania nad sinicą, każdy na miarę swoich możliwości włączył się do pomocy. Ja także podejmuję kroki do rozpoczęcia badań nad uzdrawiającym eliksirem, myślę więc, że wszystko idzie w dobrym kierunku – odpowiedziałem mając nadzieję, że nikt się nie obrazi za drobne wtrącenie w nie swoim imieniu. Ja musiałem wreszcie wziąć się do roboty, choć miałem dużo pracy ostatnimi czasy; Rycerze lubili się dziurawić. Wiedziałem, że to nie było wymówką, więc miałem zamiar przyjąć naganę na swoje barki.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 15:20
Słuchała opowieści reszty Rycerzy Walpurgii z pozorną obojętnością, w środku jednak dokładnie analizując kolejne zdania oraz ciągi wydarzeń, które doprowadziły ich do okiełznywanych anomalii. Z wzrokiem utkwionym gdzieś nad głową Apollinare'a, układała sobie w głowie obraz czerwcowych zmagań. Wizualizowała wnętrze elektrowni, przetrzymywanych tam mugoli, wody zalewającej posadzki, tajemniczych run oraz dziwnego stworzenia, krakena, któremu musieli stawić czoła. Zamrugała gwałtowniej, słysząc idiotyczne pytanie Traversa o naturę tego stworzenia - doprawdy, to nie było teraz istotne - pohamowała jednak irytację, z taką samą miną przyjmując scysję dotyczące dowództwa. Zarówno Magnus jak i Sauveterre przyczyniali się ostatnio do wzrostu jej irytacji, dlatego też nie koncentrowała się na tym sporze, wiedząc, że podobne dylematy powinien rozwiązać ktoś znacznie wyższy rangą. Tak też się stało, Tristan przypomniał o znaczeniu hierarchii, a rozmowa mogła wrócić na ustalone tory. Dotykające potworności Azkabanu - Deirdre zaciągnęła się mocniej, powoli wypuszczając dym, który przesłonił ją na moment szarą kurtyną. Słowa Sigrun otwierały ledwie zasklepione rany, znów przenosiły w to koszmarne miejsce, odmalowując w zadziwiająco intensywnych barwach ciemności spowijające więzienie. Blada dłoń trzymająca papierosa drżała, gdy opuszczała ją w dół, tuż obok popielniczki: miała nadzieję, że nikt nie zauważył tej oznaki słabości, choć miała wrażenie, że Rycerze obserwują powracających z Azkabanu coraz dokładniej.
Od koszmarnej jawy, rozgrywającej się zaledwie kilka dni temu, oderwała ją dopiero odpowiedź Marianny oraz Percivala. Tsagairt ponownie uniosła lufkę, i skierowała spojrzenie na drugą część stołu. Zmrużyła oczy. Z monologu obydwu Rycerzy wyłaniał się dość niepokojący obraz. Brynhild, Isla, Yvette. Kobiety znów zawiodły i Deirdre poczuła palący wstyd pomieszany ze złością. Natrudziła się, by reprezentować słabszą płeć, by zrównać szanse na taką samą posługę w imię Czarnego Pana, a cała praca mogła rozsypać się w pył. Zerknęła jeszcze raz na Elisabeth, chłodno, po czym powróciła spojrzeniem do nieszczęsnej dwójki. Uzdrowicielki, którą polecała przecież Cassandrze, i smokologa, wspomagającego Tristana podczas ostatniej wyprawy. Ich misja okazała się nieudana - lekko mówiąc - a ich opowieść rodziła wiele pytań. W tym to - najprostsze.
- Co to znaczy, że Marianna przekazała ci dowództwo? - spytała powoli, bez jakichkolwiek emocji, lecz jej lodowaty głos wybrzmiał wyraźnie. Spoglądała jednak nie na Percivala, który, z tego co opowiadał, sam dotarł do anomalii, a na Mariannę. Nie chciała poruszać ponownie tematu tego, kto dowodził - ciekawe, o co teraz zapyta przeklęty Travers; o to, czy Marie woli kąpać się w słonej czy słodkiej wodzie? - ale ta kwestia musiała zostać poruszona. Dziwiło ją rozdzielenie drużyny oraz brak odpowiedzialności Goshawk za kompanów; czekała jednak na dalsze szczegóły, być może coś jej umykało.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 16:13
O tym, że Rookwood została pojmana dowiedzieli się od Ignotusa, który wtedy jej towarzyszył. Nikt nie miał do niego pretensji, nie mógł zrobić nic więcej. Nie spodziewali się jej jednak w Azkabanie, a więc mieli ogrom szczęścia, że ich losy się skrzyżowały i mogli uwolnić dwóch więźniów, dwóch wiernych sługów ich Pana podczas jednej wyprawy. Ona miała wielkie szczęście, że trafiła tam w tym czasie, choć gdyby aurorzy podjęli zwłokę nie mieliby dokąd jej zaprowadzić. Czy zginęłaby wtedy w walącym się Ministerstwie? Sącząc wyborne wino — oczywiście nie mógł się niczego innego spodziewać po lokalu należącym do Tristana — przeniósł wzrok na Sigrun, gdy podjęła temat Azkabanu. Jego chłód wciąż przenikał go na wskroś. Usłyszawszy, że Bagmanowi brakowało więźniów, uniósł lewą brew, nie kryjąc zdumienia.
— Skąd takie informacje? Bagman próbował opanować anomalię, ale w pojedynkę było to niemożliwe, należało ją zamknąć, otoczyć— sprostował jej relację. Zerknął na Tristana w pierwszej kolejności, następnie na Cadana. Nie było go w chwili, w której wiadomość była wysyłana do drugiej grupy, znajdował się po drugiej stronie włazu, ale nie pamiętał, by sam Bagman o czymś podobnym wspominał. Zlecił im zajęcie się anomalią, którą przekażą dementorom, a on w zamian zgodzi się na ich warunki. Nie było negocjacji, urwał je na samym wstępie doprowadzając do nagłego przeniesienia.
Dalej już tylko słuchał jej dalszej relacji o rzeczach, o których nie miał pojęcia. Zaciągał się ze spokojem papierosem, próbując oczami wyobraźni ujrzeć towarzyszy w sytuacjach, o których mówiła. Ich spotkanie z dementorami - jego ojca. Co wtedy czuł? Natknięcie się na Russela brzmiało jak sycąca nagroda. Burke miał rację. Spotkała go łagodna śmierć, była dla niego łaską, na którą nie zasłużył. Powinien stanąć przed obliczem Pana i zrozumieć, jak wielkiej zdrady się dopuścił i co powinno go za to spotkać.
— Dementorzy zainteresowali się anomalią, pożądali jej mocy. Departament Tajemnic pracował nad sposobem przejęcia władzy nad tymi istotami, moc anomalii miała w tym pomóc. Przypuszczenia się potwierdziły, więc z pewnością dlatego znikali więźniom z oczu. Gromadzili się wokół niej, szukali sposobu, by ją przejąć — wyjaśnił jej wątpliwości naukową wiedzą, nie pierwszy i nie ostatni raz łamiąc dla Czarnego Pana zasady zaprzysiężenia na niewymownego. — Zajęliśmy się anomalią i przekazaliśmy ją dementorom— zakończył, konkretyzując działania, później wspomniane przez Goyla. Spojrzał na Salazara, który zabrał głos, a później na Cynerica, który udzielił mu odpowiedzi, wreszcie na Cadana, którego nieco zmieniony — zabawny — ton głosu Goyla, zapewne spowodowany brakiem nosa, ściągnął jego uwagę. Nie musiał analizować jego historii. Był tam wtedy, wraz z nim. Stwierdzenie, że udali się trzydzieści siedem pięter wyżej, zgodnie z zaleceniami Bagmana było jednak wielkim nadużyciem. Tuż po tym, jak spróbował rzucić imperio na czarnoksiężnika coś — być może za jego sprawką, nie widział — wciągnęło ich i deportowało z jego celi, by wyrzucić, wypluć jak niepotrzebne śmieci gdzieś indziej. Nie odezwał się jednak, pozwalając Cadanowi na pominięcie tego nieistotnego dla wszystkich elementu. Powstrzymał się też przed skomentowaniem czynności, której dokonał w towarzystwie rzeźby. To on był znawcą run, to on powinien wiedzieć, co należało zrobić, by przejście się przed nimi otwarło, lecz nic mu owe znaki nie mówiły. Gdyby tego nie zrobił, przypłacając chwilową niedyspozycją, nigdy zapewnie nie udałoby im się wejść na korytarz. Westchnął cicho, unosząc brew. Nie powiedział nic, zajmując się żarzącym papierosem, którego ponownie włożył między wargi, wciągając ostry, przyjemny dym.
W ministerstwie Runcorn wciąż figurował na liście zaginionych, jego ciała nigdy nie odnaleziono, lecz jeśli nie zdążył chwycić świstoklika w porę, nie zostało po nim już nic. Widzieli ogień, który ich sięgnął, on sam, odczuł go na własnej skórze - która dzięki Cassandrze zmieniła się zaledwie w szkaradne blizny na karku. Dla Quinlana nie było już ani ratunku, ani nadziei.
Kwestia skrytki, a raczej podjętej decyzji o jej stworzeniu nieco go zdumiała. Nie przypominał sobie, by coś podobnego omawiali.
— Odwołaliśmy się? Proponujemy? — podjął głośno z wyraźnym powątpiewaniem, kierując swe niewypowiedziane pytania w stronę Morgotha. Kiedy to uczynili i kto? Nie mógł się nie zgodzić, co do istotności eliksirów i ogólnodostępności dla wszystkich, skoro razem toczyli bój i walczyli. Ramię w ramię. Miał jednak wrażenie, że coś mu umknęło, został pominięty w jakiejś dyskusji.  
— Owszem — odpowiedział Magnusowi, zerkając na niego przez spokojny, dostojny profil ojca. Później jednak wyjaśnił reszcie, jakby to wymagało rozwinięcia: — Selwyn zaskoczył nas w prosektorium, gdzie zjawiliśmy się, by naprawiać anomalię. Towarzyszyła mu niejaka aurorka, Josephine Fenwick. Oboje zaprzestali walki pod wpływem imperiusa. Swoją obecność w tamtym miejscu uzasadnili samodzielną próbą ujarzmienia źródła czarnomagicznej energii. Wyglądało na to, że znali sposób. — Zakończył krótką i konkretną relację z tamtego wieczora, pozostawiając ostatnią, wzbudzającą jego wątpliwości kwestię pozostałym. — Alexander Selwyn skoczył w przepaść w Azkabanie — przypomniał jeszcze przytoczone przez Cadana słowa, dla zaspokojenia ciekawości Magnusa. Nie wiedział, co później się z nim stało - czy zdołał ocaleć, czy zginął w wybuchu czy w efekcie zderzenia z taflą wody. — Nie potrzebowaliśmy go już dłużej, nie chcieliśmy świadka.— Wir, który później ich wciągnął, czas, który się zatrzymał, sprawiły, że nie zawracał sobie już nim głowy.
Wysłuchał relacji Goshawk i uzupełnionej wersji Percivala.
— Udałoby wam się, gdybyście się nie rozdzielili — stwierdził, nie pytał. Było podobnie w ich przypadku, w pojedynkę Bagman nie miał szans. Kiedy padło imię Cassandry, nieświadomie, ledwie zauważalnie wzniósł brodę wyżej. Jej pomoc była nieoceniona. Nie podjął kwestii dowództwa, uprzedziła go Deirdre. Goshawk się nie spisała. — Gdzie, na Merlina, jest Crouch? — Podobnie jak i nieobecny Rhysand.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sala bankietowa - Page 12 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 17:30
Thomas wodził wzrokiem niezobowiązująco za każdą kolejną osobą, która wkraczała do pomieszczenia. Powoli i metodycznie wszystkie krzesła się zapełniły, do stopnia, że ich zabrakło; w pierwszej chwili chciał nawet ruszyć się z miejsca nie mając poczucia, jakoby jego obecność przy głównej osi stołu była konieczna. Jego miejsce mógł zająć ktoś istotniejszy, tym niemniej nie ruszył się, nie chcąc w końcu robić zamieszania, skoro tylko gwar ucichł i spotkanie się rozpoczęło. Tak naprawdę mógł jedynie słuchać i rozważać to, co zostało już powiedziane, bo na pewno nie zamierzał odzywać się niepytany. Tak naprawdę jedyne, co mógł przedstawić, to sprawozdanie z próby naprawy anomalii na cmentarzu, a nie sądził, by był to w tej chwili dogodny moment, wszak dyskutowali o czymś innym. Tylko na chwilę prześlizgnął spojrzeniem po Mariannie, wokół której skupiła się ta część spotkania, zaraz jednak powrócił do obserwowania tych, którzy podejmowali się sprawozdań, o ile można było to nazwać w ten sposób. Ucieszyło go, że są prowadzone badania nad sinicą. Sam już kilka razy padł ofiarą jej objawów, a jeśli miałby zachorować na nią na stałe, utrudniłoby to już i tak jego ograniczone umiejętności korzystania z czarnej magii. Zdążył jej raptem liznąć, ale wiedział już, że na tym nie poprzestanie. Nie byłby zatem szczególnie uradowany, gdyby miało go spotkać dodatkowe ograniczanie. Wizualny aspekt tej choroby bowiem, wielkiej różnicy mu nie czynił.
Nie oceniał, co powinni byli, a czego nie powinni byli. Tak naprawdę obecnie takie gdybanie i tak donikąd nie prowadziło. Misja się nie powiodła, a choć powinni wyciągnąć z tej porażki wnioski na przyszłość, wszyscy co do jednego, to nie było sensu obrzucać się teraz oskarżeniami, a miał wrażenie, że w taką stronę to wszystko zmierza. Odchylił się nieco na krześle i upił łyk z kielicha, ale niczego nie jadł. Poruszenie kwestii aurorki i Alexandra Selwyna sprawiło, że poruszył się na krześle, choć wciąż milczał. Selwyn. Jak jego matka. Krew zawsze dojdzie do głosu, mawiano. Było mu to jednak w dalszym ciągu zbyt obojętne, by się tym w jakikolwiek sposób przejąć. Wstrzymał się jeszcze z ewentualnym udzielaniem informacji o ich próbie przejęcia anomalii, mgliście licząc, że być może Apollinare streści pokrótce spotkanie, gdy przyjdzie odpowiedni moment. Niechętny jakimkolwiek słowom, nieważne, czy w cztery oczy, czy przed tak licznym zgromadzeniem, wolał w razie możliwości zachować milczenie. Nie znaczyło to jednak, że milczałby, gdyby ktoś zwrócił się do niego bezpośrednio.


I'll tell you my sins and you can sharpen your knife and offer me that deathless death
Thomas Vane
Thomas Vane
Zawód : opiekun testrali, były amnezjator
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
when you can't beat the odds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5889-thomas-vane https://www.morsmordre.net/t5923-prospero#140353 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t5934-skrytka-bankowa-nr-1473#140565 https://www.morsmordre.net/t5922-thomas-vane#140351
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 20:35
Musiał zapalić.
Pusta kieszeń, do której odruchowo sięgnął w poszukiwaniu znajomej tekstury smukłych papierosów, zaćmiła fantomowym bólem; niechętnie cofnął dłoń, w milczeniu przełykając gorzkie przekleństwo. Znajome duszna woń dymu ulatującego z końcówek wypalanych w ciszy papierosów drażniła, gryząc w nos i pozostawiając tęskny posmak na ustach. Nie przywykł jednak do tego, by prosić, dlatego przybrał jedynie nieco posępniejszy wyraz twarzy i skupił się na chłonięciu spływających z ust towarzyszy relacji.
Nie zabierał głosu; rola uważnego słuchacza była znacznie wygodniejsza, dlatego z uwagą wychwytywał poszczególne informacje, wygładzał je, przycinał, żeby następnie pedantycznie ułożyć je w głowie, niespiesznie rozplątując pogmatwane fragmenty złożonej opowieści i wiążąc je ponownie w sposób znacznie bardziej przejrzysty. Odwieczny sposób działania- rozkładanie świata na elementy, na pierwiastki, z niespieszną, alchemiczną precyzją, żeby zrozumieć z niego jak najwięcej. W końcu ten, kto rozumiał najwięcej, kto pojmował najszybciej, wygrywał. Przesuwał więc wzrokiem po kolejnych twarzach, bladych, ściągniętych, spowitych szarym kłębem dymu albo otoczonych chorą, bladą łuną niepokoju. Śledził ruch ust, wyczytując z nich słowa na ułamki sekund przed tym, nim zdążyły w pełni rozbrzmieć. W ten sposób stała się jasną cała wyprawa do Azkabanu- gdyby zależało to od niego, nie wróciłby po Rookwood, lub przynajmniej wróciłby po znaczącym czasie, zadbawszy, żeby gorliwi dementorzy zdążyli uprzejmie wyrwać z jej zdziczałej duszy, cal po calu, całe obecne w niej szaleństwo. Wola Czarnego Pana stała jednakże znacznie wyżej od każdej jego zachcianki, nawet tej najbardziej palącej.
Umysł sceptyka niechętnie przyjmował kolejne elementy historii, która, po swoim makabrycznym dość rozpoczęciu, zdawała się wspinać na coraz to kolejne wyżyny absurdu. Tyle potknięć; tyle niedociągnięć, tyle kwestii niedopowiedzianych, niedokończonych, tyle błędów i tyle ofiar (niepotrzebnych?), złożonych na ołtarzu jedynej słusznej idei. On sam, niewzywany, wolał pozostawać obserwatorem, niż bohaterem. Nie zależało mu na poklasku- jedyny szacunek, na który pragnął zasłużyć, to szacunek Czarnego Pana, który do czasu nakazywał pozostać mu w wygodnym cieniu. Nie oponował. Był gotów do walki- walka była czasem wszakże konieczną, rozlew krwi już dawno przestał go brzydzić, nawet, jeśli była to jego własna krew. Był jednak znacznie lepszy w oszczędzaniu, niż wydawaniu, i ją również wolał oszczędzać, czekając z nieskończoną cierpliwością i pewną gorzką nieco ulgą na moment, w którym okazać miała się niezbędną ofiarą.
Nie zadawał pytań, uważnie słuchając jednak odpowiedzi na te, które padły z ust kogoś innego. Milczeniem zbywał również słowne szarady i drobne uszczypliwości, rzucane nad stołem z ostrą, bezlitosną precyzją. Nie potrzebowali wojen. Nie, kiedy prowadzili już jedną, tą największą, tą najważniejszą, której losy wciąż ważyły się na niepewnej szali.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala bankietowa [odnośnik]22.05.18 23:56
Siedziała i słuchała, co jakiś czas sącząc dobre wino, którym ich uraczono. Nie rościła sobie praw do wypowiadania się w kwestiach, o których nie miała pojęcia, jako że w żadnym z wydarzeń nie uczestniczyła, więc milczała, nie zamierzając zabierać głosu, dopóki nie zostanie o to poproszona lub nie pojawi się jakaś kwestia, do której powinna się odnieść. Póki co uczestnicy akcji w Azkabanie, elektrowni (czymkolwiek było to ustrojstwo) i manufakturze opowiadali o swoich misjach. Nie uczestniczyła w żadnej z nich, więc mogła tylko słuchać i próbować zbudować sobie jakiś obraz sytuacji. Jedyne o czym mogłaby powiedzieć w kwestii wydarzeń z dwudziestego piątego czerwca, to o stworzeniu punktu ściągającego i dostarczeniu Craiga Burke’a do uzdrowiciela, a to raczej nie byłoby nic szczególnie pasjonującego, i w porównaniu z opowieściami innych brzmiałoby wręcz śmiesznie i niepoważnie. Inni narażali swoje życie, a Lyanna Zabini czekała przy świstokliku. Niemniej jednak wola Czarnego Pana została spełniona, bo to za jego poleceniem się tam znalazła.
Wydawały jej się dość abstrakcyjne te wszystkie opowieści o zmutowanych mugolach, dziwnych potworach z podziemi, duchach, dziwnym zachowaniu dementorów, martwych chłopcach budujących sobie ciała ze smoczych szczątków i innych dziwnych zdarzeniach, ale nie miała powodów, by kwestionować słowa rycerzy. To wszystko musiało się zdarzyć, z takimi przeszkodami zetknęli się na drodze do wykonania swoich zadań, a ich późniejsze skutki mogli obserwować do dziś w postaci problemów z transportem, dziwnej mgły zalegającej nad krajem oraz samego faktu zniszczenia ministerstwa. I pomyśleć, że to wszystko spowodowali ludzie siedzący wokół niej! Lyanna nagle poczuła się marna i nieznacząca, ale uświadomiła sobie też, że Czarny Pan i Rycerze Walpurgii nie byli kolejnymi, którzy tylko mówią, że chcą zmienić świat, a koniec końców nic z tego nie wychodzi. Oni naprawdę zmieniali świat już teraz. Może pewnego dnia ona też będzie wśród tych, którzy go zmienią. To był dopiero początek.
Kiedy znów odezwał się Yaxley i zaczął mówić o anomaliach i grupie badawczej, zwróciła na niego wzrok. Wciąż brakowało jej do pełni wiedzy z zakresu run i klątw, musiała swoje braki nadrobić, przyłożyć się do nauki, by być w stanie wykorzystać pełnię możliwości, jaką dawałaby taka wiedza. Na ten moment zdecydowanie nie byłaby materiałem na badaczkę, ale może mogła pomóc z anomaliami, więc zapamiętała tę wzmiankę z zamiarem dowiedzenia się czegoś więcej o miejscach opanowanych przez anomalie. Mogła też wspomóc alchemików ingrediencjami, na pewno coś po ojcu pozostało w jej domu, a nawet jeśli nie, wciąż miała pewne dojścia, by zdobyć potrzebne składniki. Cieszyło ją też, że badacze którzy już zasłużyli się swoim wiedzą pracowali nad rzeczami, które mogły się okazać użyteczne. Lek na sinicę z pewnością się przyda, biorąc pod uwagę fakt, że anomalie znacząco zwiększały ryzyko zapadnięcia na tę nieprzyjemną chorobę.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Sala bankietowa [odnośnik]23.05.18 10:52
Milczała jak zaklęta, trwając w okropnym letargu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio poruszała się w tak znikomym stopniu - wszystkie ćwiczenia i cała rutyna poszły na marne przez jedną misję, na którą najwyraźniej nie była gotowa. Do towarzystwa dla piętrzących się myśli obracała na palcu pierścionkiem martwej Pandory, tępo wpatrując się w pointy wiszące na klamce. Blizna na lewej łydce i wciąż odczuwalny ból kolejny raz przekreślały szanse na powrót do względnej normalności, nawet nie chciała myśleć o większych szkodach. Najgorsze w tym wszystkim mogły być wciąż niedopowiedziane konsekwencje ze strony doświadczonych Rycerzy Walpurgii albo wręcz samego przywódcy grupy, o jakiej w dalszym ciągu nie miała wystarczającej wiedzy. Poruszała się po omacku, w którymś momencie odcinając od przyjaciółki - nawet nie wiedziała, kiedy do tego doszło, jednak brak wiadomości od Deirdre skutecznie studził zapał, na wzór lodowatego kubła wody, który dla gorącej głowy był doświadczeniem prawdziwie szokującym. Mimo tego - nie zamierzała odpuszczać, resztkami sił woli zmusiła obolałe ciało do ruchu, z trudem wsunęła na siebie dosyć ciasną, ciemnozieloną suknię i postarała się dotrzeć na miejsce w jednym kawałku. Nie było to najprostsze, zważając na okoliczności, dlatego pojawiła się spóźniona, dokładając jeszcze trochę do zmartwień. Urwą jej za to głowę, wytargają za włosy, udzielą reprymendy, otworzą rany, wleją siłą do gardła eliksir? Wahała się dobrą chwilę, nim zdecydowała się dołączyć do reszty. Nie kuliła się, nie chowała w sobie i nie tchórzyła, kiedy wzrok obecnych powędrował w jej kierunku, nie grzeszyła również pewnością siebie. Spojrzała na Morgotha z lekkim zawahaniem.  
- Przepraszam, miałam problem z dotarciem - zaczęła, nie zamierzając kontynuować tłumaczeń, bo nie sądziła, by ktokolwiek miał ochotę ich wysłuchiwać. Nie była pewna, czy musi czekać na pozwolenie, jednak ze względu na tempo, w jakim poruszała się przez ostatnie obrażenia, ruszyła wolno na wolne miejsce, podejmując próby maskowania niezgrabnych, jak na siebie, ruchów. Blada, niemrawa, ale wciąż żywa. Starając się uniknąć wzroku Deirdre, z którą kontakt złapała na ułamek sekundy, skupiła spojrzenie zielonych tęczówek na Lupusie, posyłając mu niemrawy, prawie niewidoczny uśmiech i skinięcie głowy na dodatkowe podziękowanie za odratowanie po przejściach. Kulejąc z lekka, dotarła na krzesło obok Magnusa, niemal ostentacyjnie ignorując jego obecność i wzrok.
Nie chciała odzywać się nieproszona. Obiecała sobie również, że jej udział w grupie musi nieco zmienić formę. Mogła nie orientować się w działaniu Rycerzy, nie być zbyt przydatna na misjach (wbrew pozorom wiedziała to, zanim stawiała pierwszy krok na drodze do Albury), lecz wciąż szkoliła się w dziedzinie astronomii oraz alchemii.


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala bankietowa - Page 12 LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Sala bankietowa [odnośnik]23.05.18 11:37
Słysząc kpinę w głowie Magnusa skierowaną otwarcie w stronę Apo uniosła delikatnie brew w dezorientacji. Organizacja ich misji nie należała do najlepszych. Choć wydawać by się mogło, że każdy doskonale znał swoje miejsce i rozumiał zadania, które miał do wykonania to widocznie nierozwiązana była kwestia tego kto tak naprawdę tam dowodził. Antonia też nie była w stanie bez większego problemu stwierdzić czyje zdanie było tam najważniejsze. Nie zastanawiała się nad tym wtedy ani chyba później też już nie. Panował chaos w świecie, który dla Borgin powinien być poukładany i jasny. Nie powinni mieć takich problemów jakie mieli, zdobycie Elektrowni nie powinno wymagać od nich tyle energii, stracili za dużo czasu na niektóre rzeczy i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Dla niej? Nie liczyło się to kto tak naprawdę dowodził bo nie było czym się tutaj w ogóle chwalić. Szczęściem był fakt, że w ogóle udało im się to przeżyć, cudem było to, że udało im się opanować anomalie i pokonać Krakena. Ona nie była zadowolona ze swoich działań ani z tego jak wyglądała ich misja. Borgin wiedziała, że bycie śmierciożercą oznacza naprawdę dużo. Szanowała każdego kto podjął się próby, kto potrafił ją przejść i miał umiejętności tak wielkie by móc się śmierciożercą nazwać. Jednak w jej głowie nie należało być pewnym, że jest to coś danego na zawsze. W jej głowie każdy był rozliczany za swoje działania. Niektórymi rzeczami po prostu nie należało się tak śmiało chwalić, a już na pewno ona by tego nie zrobiła wiedząc, że tak naprawdę to wszystko było napędzane niesamowitym szczęściem. Pracowali nad tym wspólnie. Każdy w podobnym stopniu. Nic nie powiedziała. Nie jej było oceniać tę wymianę jadu. Dla niej była to po prostu przepychanka, która nie powinna mieć miejsca skoro wszyscy walczyli za jedną i tą samą sprawę. Duch od samego początku był dla niej podejrzany. Obiecywanie mu czegokolwiek dla niej było błędem. Nie znała się na duchach, nie wiedziała czy zemsta kobiety mogłaby ich teraz dotknąć. Miała jednak nadzieje, że tak nie będzie. Czekała mając nadzieje, że ktoś doświadczony udzieli im odpowiedzi. - Co właściwie mogło stać się z duchem tej kobiety skoro cała Elektrownia runęła? - zapytała z zainteresowaniem. Nigdy nie przyglądała się temu tematowi bliżej. Teraz chyba jednak powinna. Antonia wsłuchała się w opowieść o misji w Azkabanie. Nie mogła wcześniej o tym wiedzieć. Kiedy wszystko to się działo ona nieświadoma leżała nieprzytomna w zaułku. Była ciekawa jak to wszystko wygląda. Właściwie jedno było pewne; Azkaban dał im się więcej informacji niż wcześniej mogli przepuszczać.



   
Udziel mi więc tych cierpień
 płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4668-antonia-borgin https://www.morsmordre.net/t4725-vermeer#101224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4733-skrytka-bankowa-nr-1201#101427 https://www.morsmordre.net/t4726-antonia-borgin#101398
Re: Sala bankietowa [odnośnik]23.05.18 11:40
Doskonale zdawał sobie sprawę, że to była pułapka. Nie sądził natomiast, że ktoś jeszcze podchwyci ten temat. W tym Magnus, który jeszcze do niedawna nie miał pojęcia o magicznych stworzeniach, teraz zaś wygłaszał tezy rodem z konferencji naukowych. Cyneric westchnął cicho pod nosem. Nie miał pojęcia jak według mężczyzny morskie stworzenie - kraken, postrach żeglarzy, mórz oraz oceanów - mógł narodzić się w rzece, w Tamizie, co mogłoby go uczynić zwierzęciem słodkowodnym. Czy on go w ogóle widział tam w elektrowni? Yaxley nie wdawał się jednakże w dyskusje - wiedział, że były one nie na miejscu, lecz musiał przyznać, że Salazar miał niewątpliwy talent do forteli, a te mało ambitne zdawały się działać jeszcze lepiej niż jakiekolwiek inne.
Umilkł zatem, koncentrując się na dużo istotniejszych szczegółach spotkania. Wszakże nie ulegało wątpliwościom, że zjawili się w tym miejscu w celach ważniejszych niźli spory. Nie umknęło jednak jego uwadze, że kolejne minuty ze zdawania raportów z misji kolejnych Rycerzy wzbudzały wiele kontrowersji oraz niezadowolenia. Sądził, że ich zadanie nie wyszło tak, jak powinno, że popełnili masę błędów - lecz okazało się, że druga grupa poradziła sobie gorzej. Nie, nie napawało go to ani dumą, ani zadowoleniem, wręcz przeciwnie. Starał się pozostać wyrozumiały - wedle relacji uczestników akcji jedna z osób się wycofała, druga natomiast zginęła jeszcze nim wszystko się zaczęło. Wspominając wydarzenia z Battersea Cyneric musiał przyznać, że gdyby oni mieli wykonać polecenia Czarnego Pana w okrojonym składzie, najprawdopodobniej także polegliby w boju. Z drugiej strony ich przywódca na pewno nie był tak samo wyrozumiały, mogły ich spotkać surowe konsekwencje za zawód, jaki mu sprawili.
Nie powinno to być jego zmartwieniem, a mimo to myśli dotyczące Albury oraz portowej elektrowni krążyły w jego głowie jak oszalałe. Ledwie zorientował się, że ktoś przekroczył próg sali bankietowej La Fantasmagorie - ta sama półwila, którą ostatnio widział na spotkaniu i o której przed chwilą była mowa. Zawiesił na niej spojrzenie dłużej niż wypadało, lecz wreszcie skierował wzrok na Morgotha. Nie odpowiedział nic - nie nadawał się na badacza, mógł oczywiście wspomóc wiedzą z zakresu magicznych stworzeń, jednakże ta wciąż pozostawała niepełna. Przy stole siedzieli ci, którzy mieli o tym większe pojęcie niż on. Zamiast więc odpowiedzieć na jego wypowiedź Yaxley zastanawiał się co zadecydowało o nieobecności Rhysanda - ostatnio widział go u Blacka, wyglądał dobrze, więc co mogło go zatrzymać?



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Sala bankietowa [odnośnik]23.05.18 11:55
Morgoth słuchał każdego z osobna, czując że pomimo kilku sporów tak naprawdę wszystko zaczynało się uzupełniać. Luki zostały zapełnione, a wydarzenia klatka po klatce tworzyły sensowną całość. Jeszcze nie było czasu, by się odzywał. Tristan spokojnie czekał na to, aż każdy z Rycerzy i Śmierciożerców odezwie się w poruszanej wcześniej kwestii i podążał tym samym jego śladem, milcząc. Wpatrując się w środek stołu, starał się wyłapać wszystko, co zdawało się interesujące i równocześnie zachować odpowiednie pytania na później. Część z nich została jednak rozwiana podczas wypowiedzi poszczególnych osób. Zebranie zdawało się iść we właściwym kierunku dopóty dopóki Yaxley nie usłyszał szczęknięcia otwieranych drzwi. Jego wzrok natychmiast skierował się w tamtą stronę, zamierzając dosięgnąć każdego, kto zamierzał się w nich pojawić. Widząc jasnowłosą, młodą kobietę, którą kojarzył z poprzedniego spotkania, a jej nazwisko padło tego wieczora już z kilku ust, jego dłonie lekko zacisnęły się na oparciach krzesła, na którym siedział. Przez moment śledził jej bezczelne zachowanie, gdy jak gdyby nigdy nic zaczęła się wpychać na krzesło lady Parkinson.
- Panno Blythe - zwrócił się do kobiety, która zdawała się być nieprzejęta zamieszaniem, które wprowadziła. Równocześnie wraz z tymi słowami wstał, by na chwilę uciszyć wszystkich, którzy znajdowali się wewnątrz sali bankietowej. Nie podejrzewał, że ktokolwiek z nich mógłby mieć na tyle tupetu, by to zrobić. Drzwi miały pozostać zamknięte do końca obrad i jeśli sądziła, że ktokolwiek z nich wyciągnie do niej rękę jak do małego dziecka, bardzo się myliła. - To zamknięte spotkanie. Proszę wyjść - powiedział twardo, patrząc na nią wyczekująco, chociaż bez cienia cierpliwości. Czekał, aż półwila wstanie i opuści salę, a oni będą mogli kontynuować to, czego się podjęli. Dalsze konsekwencje miały być aż nadto wyczuwalne, ale to nie był czas i miejsce, by się poświęcać jednemu słabemu ogniwu, które opuściło swoich towarzyszy. Zebranie nie miało pójść naprzód dopóki Blythe nie opuści sali, a on nie miał usiąść, aż drzwi ponownie się za nią nie zamkną.

|To tylko post uzupełniający.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Sala bankietowa [odnośnik]23.05.18 12:47
Słuchał poszczególnych wypowiedzi z uwagą wiedząc, iż takowe będą najlepszym źródłem informacji z poszczególnych zdarzeń zważywszy na uzupełnienia, które dołączano. Skierowawszy wzrok na Magnusa, kiedy ten postanowił podważyć słowa Sauveterre w kpiący i pozbawiony zupełnego sensu sposób, uniósł nieznacznie brew starając się zrozumieć jego motywy. Szatyn doskonale rozumiał kwestię hierarchii darząc ją odpowiednim szacunkiem, bowiem to Czarny Pan był takowej inicjatorem i jego decyzje miały najwyższą rangę, zatem skoro przekazał dowództwo Apo to jakakolwiek sprzeczność z tym podważała jego postanowienia. Ponadto skoro tak zażartą walkę zapragnięto toczyć o lidera, to dlaczego nie powzięto na swe barki winy za pewne uchybienia i wiele niepowodzeń po drodze do celu? Macnair nie należał do grona osób mających za sobą wiele współpracy w grupie, jednakże wiedział, iż dowódca podejmował się olbrzymiej odpowiedzialności i pewne błędy winien wytłumaczyć on wraz ze stojącymi za takowymi powodami. Przepychanie się o tytuł nieobjęty fundamentem był tylko zbędną formalnością, która z pewnością nie będzie żadną wartością dla Lorda Voldermota.
Każdemu należał się szacunek bez względu na stopień w organizacji – działali w końcu w imię jedynej słusznej sprawy – i bezcelowe sprowadzanie do parteru rycerzy wskutek zwykłego zachłyśnięcia rzekomą władzą było dla szatyna dziecinne, zważywszy na fakt, iż Ci doskonale znali swoje położenie i sumienne podchodzili do zadań powierzonych przez śmierciożerców. Może i błędnie to rozumiał, ale uważał, iż próba była dowodem poglądowej dojrzałości, poddania, bezgranicznej lojalności, a nie podkładką do łechtania własnego ego.
Pytanie Ramseya sprawiło, iż szatyn upił łyk wina, bowiem właśnie ów kwestia nachodziła go najczęściej. Obietnice składane duchom należało spełnić i on, podobnie jak Antonia, wiedzieli o tym zważywszy na swe zorientowanie w runicznych pismach będących podstawą klątw – a takowymi owe istoty najczęściej zostawały objęte. -Duchowi została złożona obietnica, może powrócić domagając się swego. W obecnej sytuacji nie jestem w stanie zdjąć z niego klątwy, bowiem prochy pozostały w ruinach elektrowni. Czas może okazać się dla nas łaskawy, ale zważywszy na zaawansowanie użytej w podziemiach magii nie byłbym nader naiwny.- wtrącił swoje zdanie zwieszając krótkie spojrzenie na Mulciberze, a następnie Borgin. Był pewien, iż sama miała wiele wątpliwości.
Relacji z Azkabanu w żaden sposób nie komentował. Nawet nie mógł sobie wyobrazić z jak wielkimi trudami musieli się zmierzyć, a co gorsza jak paskudne chwile musiał przeżyć Burke spędzając tyle dni w towarzystwie dementorów. Russell zasłużył na o wiele brutalniejszą i powolniejszą śmierć, bowiem nie istniało nic gorszego jak perfidna zdrada.
Na wejście Blythe uniósł wysoko brew, bowiem nie sposób było zrozumieć jak można było się spóźnić na tak istotne spotkanie. Reakcja Yaxleya była jednak szybka i zapewne skuteczna. Zawaliła i winna się liczyć z konsekwencjami.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Strona 12 z 24 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 18 ... 24  Next

Sala bankietowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach