Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Kolców
AutorWiadomość
Sala Kolców [odnośnik]24.02.19 23:32

Sala Kolców

Sala Kolców, inaczej Komnata Wieczorna lub Sala Obrad, zamknięta jest dla gości. Pełni rolę ważniejszego, bardziej formalnego salonu, odbywają się tu zarówno spotkania towarzyskie, jak i mniejsze i większe obrady pomiędzy członkami rodziny. Stonowane, nieco ciemniejsze barwy niż w pozostałych częściach dworu, mają wyciszać domowników. Wygodne sofy oraz fotele wyposażone zostały w wyższe lub niższe podnóżki, podobnie jak trzy szezlongi, wyścielane są aksamitnymi poduszkami oraz miękkimi kocami z futer białych lisów.
Większe obrady odbywają się przy stole otoczonym krzesłami jedno wyróżniające się - o wyższym oparciu - zwyczajowo przeznaczone jest dla nestora. Ogromny miękki dywan zajmuje większą część pomieszczenia, podczas gdy wysokie zwierciadła luster potęgują wrażenie przestronności. Niekiedy przynoszone są tutaj instrumenty lub niewielkie stoliki przeznaczone na poczęstunek. Wychodzące na pachnący ogród okna przysłaniają ciężkie, przyciemnione firany. Zwłaszcza latem we wnętrzu wyraźnie wyczuwalny jest delikatny zapach róż, kiedy dobiega on nie tylko z wysokich wazonów przyozdobionych świeżo ciętymi kwiatami, ale również z ogrodów. Sufit zdobi plafon przedstawiający smoka oplecionego gałązkami kolczastej czerwonej róży, którym sala zawdzięcza swoją nazwę.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala Kolców [odnośnik]25.02.19 2:29
10 października 1956, po szczycie w Stonehege
Przede wszystkim - był już zmęczony. Jego szata była brudna od kurzu, który wzniecił się nad Stonehege, kiedy runęły jego mury, dziwnie poważna twarz zdradzała zmęczenie nie tylko żywiołową dyskusją, w której pozostawał przez cały czas aktywny, ale i nerwami związanymi z lekko rzucanymi oskarżeniami i walką o ich ucieszenie, emocjami wywołanymi tak nagłą zmianą, jak pojawieniem się Czarnego Pana, ochroną Melisande i późniejszą rozmową z siostrą. Czas się jednak przeciągał - nie powinni pozostawać w gabinecie zbyt długo sami, nie chcieli przecież wzbudzać na dworze niepotrzebnego niepokoju - nawet, jeśli nie sądził, by plotki zdążyły przedrzeć się do Chateau Rose; w Wiltshire walka zapewne wciąż trwała. Lub pogrom, w zasadzie nie sądził, by przeciwnicy Czarnego Pana opuścili kamienny krąg żywi. Między palcami, prócz złotej grubej obrączki ślubnej, błyskało złoto i czerwień rubinu zdobiącego sygnet nestora - od dziś należącego do niego, podobnie jak władza nad rodziną. Sama władza pasowała mu dobrze - do myśli, że ją posiadał, musiał się jednak przyzwyczaić. Wuj zniknął w korytarzach, szukając samotności - zmęczenie na jego twarzy wydawało się znacznie wyraźniejsze i poważniejsze, niż u niego. Od dawna tak wyglądał - przytłoczony ciężarem rosnącego widma wojny. Po wszystkim mieli spotkać się tutaj - w wygodnym wieczornym saloniku, skąd, przechodząc, usłyszał stłumiony ścianą szmer rozmowy. I dopiero teraz - poczuł ciężar pierścienia, pojmując idącą za nim odpowiedzialność za każdą z osób zamieszkałych w Chateau Rose. Za ich przyszłość - i przyszłość wielowiekowej rodziny, której za jego życia już nikt inny nie miał prowadzić. Nie mógł po sobie tej mdłej myśli pokazać, gest arogancko uniesionej brody opracował do perfekcji - przepuścił u progu Melisande, samemu wchodząc tuż za nią, powitawszy rodzinę.
Wpierw odnalazł spojrzeniem złociste włosy Evandry, szukając jej twarzy, ust i błękitnych oczu, szukając emocji, o których jeszcze zapewne nawet nie wiedziała; jej pozycja uległa zmianie wraz z jego - nie była już tylko lady, nie była tylko jego żoną, nie była tylko matką jego dziecka, stała się żoną nestora - czy arystokraci mogli zabiegać o wyższe tytuły? Niepokojący uśmiech wdarł się na jego usta, to on przecież wyciągnął ją ku tej pozycji - czy nie powinna odczuć zadowolenia? Gestem poprosił, by nie wstawała, sam podszedł bliżej - z tej pozycji kłaniając się pozostałym i, przysiadłszy obok małżonki, subtelnie uścisnął jej nadgarstek. Spojrzeniem śledził ruchy Melisande. - Jak się czujesz, najdroższa? - zwrócił się wpierw do Evandry, nieco ciszej, nie zamierzając ogniskować uwagi na jej samopoczuciu - nie zamierzając krępować jej obecnością jego, nie jej, krewnych. Teraz wymagała szczególnej opieki.
- Nasze smoki są bezpieczne - podjął, rozpoczynając od dobrej nowiny - była ważniejsza, niż samobójczy atak szaleńca - odnieśliśmy sukces, Longbottom został odsunięty od władzy. Na jego miejsce wstąpił czarodziej godny zaufania, ojciec Abraxasa, Cronus Malfoy. Jestem pewien, że to oznacza kres niezdrowych rojeń Ministerstwa odnośnie naszych procedur - Kandydat wysunięty za błogosławieństwem Czarnego Pana miał być jego marionetką; Tristan był pewien, że jego pan nie zadziała na jego szkodę. - Co więcej, zmianę tę poparli nawet Selwynowie. Wygląda na to, że dawne wartości powracają do łask nawet u tych, którzy zdawali się być na najlepszej drodze do ich porzucenia. - Nawrócenie się Selwynów idących za Traversami było nie mniej radosną nowiną. Podczas wojny powinni prowadzić mozliwie jak najbardziej jednolity front.

Na odpis dajemy sobie zgodnie z umową 72h. :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Kolców [odnośnik]26.02.19 22:44
Nastał już późny wieczór, chłodny i wietrzny, mógłby być nieprzyjemny, gdyby znalazła się na zewnątrz; Fantine obserwowała jednak niebo z okiennicy własnych komnat, w bladym blasku gwiazd próbując odnaleźć granicę, gdzie ciemne morze łączyło się z niebem, lecz było to niełatwe zadanie - walczyła z opadającymi, ciężkimi od wina powiekami. Zaledwie dwa kwadranse wcześniej - a może trzy? - rozstała się z lady Marine Lestrange, którą służba Chateau Rose odprowadziła do komnat gościnnych, by odpoczęła. Fantine spędziła z nią uroczy wieczór, nie przypuszczając nawet, co miało właśnie miejsce setki mil dalej - w Wiltshire. Dziewczęta sądziły, że zgromadzenie w Stonehedge to zaledwie kolejny, przeraźliwie nudny wiec polityczny, na którym Fantine, absolutnie polityką niezainteresowana, musiałaby walczyć z sennością i powstrzymywać ziewnięcia. Bardziej interesowało ją który lord pojawi się na szczycie, aby godnie (bądź wprost przeciwnie) reprezentować swą rodzinę; a jeśli towarzyszyć będą im damy - to na jaką suknię zdecydują się na taką okazję? Liczyła, że usłyszy od Melisande kilka słów, sądziła jednak, że wyciągnie od siostry relację przy śniadaniu. Najpóźniej przy obiedzie! To nie było przecież aż tak ważne, a Fantine czuła się zmęczona - miała ochotę legnąć w miękkich, satynowych pościelach i odpłynąć w krainę fantazji, jednakże prywatny nauczyciel astronomii nie wybaczyłby jej, gdyby zaniedbała prace jakie jej zadał. W chwili, gdy Fantine była już zdecydowana, by je porzucić, rozległo się pukanie - to służba powiadomiła ją, że coś się stało, że powinna udać się do Sali Harmonii.
Pełna niepokojących przeczuć udała się tam bez zbędnej zwłoki; wciąż miała na sobie złotą sukienkę, w której spędziła wieczór z Marine, lecz włosy uwolniła od złotych szpilek i pozwoliła miękko opadać na ramiona. Powieki miała ciężkie i senne, dlatego w milczeniu zajęła jeden z foteli, modląc się w duchu, by Tristan i Melisande nie mieli dla nich złych wieści - lecz czy po stracie ojca i próbach kontroli rodowego rezerwatu przez Ministerstwo Magii mogło spotkać ich coś gorszego w tym roku? Wstała, gdy pojawili się oboje - cali i zdrowi, choć wyczulonej na tym punkcie Fantine nie umknęło, że gruba warstwa pyłu pokrywa ich szaty. Pytania cisnęły jej się na usta, milczała jednak, czekając, aż Tristan zajmie głos. Opadła miękko z powrotem na fotel, splatając dłonie na podołku, obserwując czułości między małżonkami.
- Dzięki Merlinowi... - szepnęła z wyraźną ulgą; wiedziała, że próby wściubienia nosa przez Ministerstwo w sprawy smoczego rezerwatu w Kent był solą w oku zarówno starszego brata, wuja, jak i Melisande.
Tak bała się w pośpiechu krocząc korytarzami dworu, pogrążonymi w ponurym półmroku, że pojawili się tu, by nie usłyszeć dobrych wieści - wielka była jej radość z tej pomyłki. Uśmiechnęła się lekko, rada z podobnego obrotu sytuacji, bo choć od polityku trzymała się z daleka - to nie mogła pozostać obojętna na szaleńca na stanowisku Ministerstwa Magii. Dobrze, że położono temu kres.
- Czy Selwynowie porzucili swe niedorzeczne idee? - spytała nieśmiało, choć z zainteresowaniem; dotąd towarzystwo lordów i lady Selwyn było dla Fantine niepożądane i nieprzyjemne, nie chciała mieć z nimi nic wspólnego, póki opowiadają się za rzekomą równością pomiędzy czarodziejami a mugolami - szaleńcy. Słuchała starszego brata z uwagą, obdarzając go jednako badawczym spojrzeniem - a jej uwadze nie mógł umknąć pierścień, który zalśnił w ciepłym blasku świec.
- Tristanie...?
Imię brata padło z różanych ust Fantine z wyraźnym pytaniem, kiedy znów opuściła wzrok na pierścień, który dotychczas widywała na dłoni wuja.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Kolców [odnośnik]26.02.19 22:53
Chateau Rose brzmiało tego dnia milczącym wyczekiwaniem; ciszą, kojarzącą jej się z sekundową przerwą w melodii, którą muzyk wykorzystywał na zaczerpnięcie oddechu; nienaturalnym napięciem tuż przed intensywną ulewą, rozmywającym się wraz z upadkiem pierwszej kropli na wysuszoną ziemię. Wydawało jej się, że niewypowiedziany niepokój odbijał się echem w stawianych na miękkich dywanach krokach, że wychwytywała go w szmerze niosących się po rezydencji rozmów, i że wyczuwała go w bardziej niż zazwyczaj nerwowych ruchach rozwijającego się pod jej sercem dziecka – chociaż istniało prawdopodobieństwo, że wszystko to stanowiło jedynie lustrzane odbicie jej własnych obaw, uparcie niedających się odegnać żadnym z ulubionych zajęć. Źle czuła się z własną bezsilnością i bezruchem, z jednej strony żałując, że nie mogła wraz z Tristanem udać się do Salisbury, z drugiej – doskonale zdając sobie sprawę, że jej obecność na politycznym wiecu nie przyniosłaby niczego dobrego; ani jej samej, ani ich rodzinie, zmuszonej do podjęcia walki o nienaruszalne dotąd granice, do których ich wrogowie ośmielali się zbliżać coraz zuchwalej. Ród był postrzegany jako tak silny, jak silne było jego najsłabsze ogniwo, a ona – choć przyznanie tego przychodziło jej z trudem – nie podniosła się jeszcze w pełni, wciąż zmagając się z pozostałościami po niedawnym bliskim spotkaniu ze śmiercią. Chociaż oddałaby wiele, by móc dumnie stanąć u boku Tristana, gdy zabierał głos, przeciwstawiając się ich przeciwnikom, to jednocześnie nie chciała, by czarodzieje im nieprzychylni, czyhający na każdą okazję do osłabienia ich pozycji, dostrzegli to, czego dostrzec nie powinni: policzki zbyt blade, by dało się je ukryć pod warstwą pudru i różu, niezdrową szczupłość sylwetki, prześwitującą przez anemiczną skórę siateczkę żył, błękitnych jak płynąca w nich krew.
Czekała więc na wieści, skryta bezpiecznie za otaczającymi ją stabilnie murami, starając się nadążać za prowadzoną w sali harmonii rozmową, choć przez większość czasu – bezskutecznie; jej uwaga, bardziej niż zwykle rozproszona, raz po raz uciekała ku dobiegającemu zza drzwi odgłosowi kroków, by wreszcie przenieść się tam całkowicie, gdy te stanęły otworem. Najpierw zauważyła wchodzącą jako pierwszą Melisande, której posłała słaby, ale ciepły uśmiech, by zaraz potem pozwolić spojrzeniu zogniskować się na pojawiającej się w wejściu postaci Tristana. Jej wzrok przemknął po jego twarzy, ramionach, sylwetce, sprawiając, że jej własna nieco się rozluźniła; nosił się pewnie, jak zwykle, wyprostowany, i z głową uniesioną wysoko, jednak miała wrażenie – czy mylne, podyktowane nieuzasadnionym niepokojem i troską? – że jego barki w dół ciągnęła jakaś niewidzialna siła, jak gdyby spoczął na nich dodatkowy ciężar – większy nawet niż ten, który ich właściciel nosił do tej pory.
Jej własne dłonie dotknęły lekko zdobionych oparć, gdy odruchowo chciała powstać, ale gest męża zatrzymał ją w miejscu; zaczekała więc, aż do niej podejdzie, śledząc go spojrzeniem, i zauważając więcej szczegółów: zmęczenie w płytkich, znaczących twarz zmarszczkach, jaśniejsze smugi na szacie – a kiedy dyskretnie dotknął jej nadgarstka, również i tkwiący na palcu pierścień. – Czuję się dobrze, Tristanie – odpowiedziała, szukając wzrokiem jego oczu; już teraz dobrze. – Wszystko w porządku? – zapytała, również ciszej – nie żądała od niego wyjaśnień, wiedząc, że udzieli ich sam we właściwy okolicznościom sposób; w wypowiedzianym pytaniu starała się zakląć za to coś innego: subtelne zapewnienie, że jej troska nie dotyczyła wyłącznie wyniku arystokratycznych obrad, ale również jego; tego, jak on sam się czuł, jak odbiła się na nim sytuacja, której Evandra jeszcze nie znała i nie rozumiała – nawet jeżeli z oczywistych względów nie mógł żadnej z tych emocji wyciągnąć teraz na wierzch.
Słuchała jego słów z uwagą, czując jak z każdym kolejnym zdaniem rozwiązuje się zaciśnięty w jej klatce piersiowej supeł, zastąpiony kojącymi falami ulgi. Smoki, które darzyła takim przywiązaniem, były bezpieczne; człowiek, który usiłował im wszystkim zaszkodzić, odsunięty od władzy. Nie przerywała Tristanowi, odzywając się dopiero, gdy zamilkł. – To dobra wiadomość – powiedziała cicho, słysząc nazwisko nowego ministra. Malfoyowie byli jej rodziną, rodziną jej matki – a chociaż z Cronusem nie łączyło jej wyjątkowo bliskie pokrewieństwo, to wiedziała, że był człowiekiem rozsądnym. Chciała zapytać o pozostałych, o to, czy na obradach pojawił się jej brat – i o to, które rodziny zdecydowały się od nich odwrócić, ale milczała, muskając jedynie przelotnie palcami ramię siedzącego tuż obok małżonka. Co jeszcze, Tristanie? Jakie wieści zostawiłeś na koniec – i co oznacza sygnet nestora, tkwiący na twym palcu?

jeżeli coś popsułam, to krzyczcie na mnie


różo, tyś chora:
czerw niewidoczny,
niesiony nocą
przez wicher mroczny,

znalazł łoże w szczęśliwym
szkarłacie twego serca
i ciemną, potajemną
miłością cię uśmierca


Evandra G. Rosier
Evandra G. Rosier
Zawód : alchemiczka w smoczym rezerwacie w Kent, harfistka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

beauty is terror.
whatever we call beautiful,
we quiver before it.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7039-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t7155-melpomena https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7054-skrytka-bankowa-nr-1701#185873 https://www.morsmordre.net/t7053-evandra-rosier#185872
Re: Sala Kolców [odnośnik]27.02.19 22:39
W sali Harmonii pojawiła się przed Fantine, ale po Evandrze. Obserwowała jej statyczną twarz. Istniało w niej coś spokojnego. W jakiś sposób, to piękno, ta łagodność, dostrzegalna nawet podczas największej, niezdrowej bladości jej skóry, imponowała. Dla tych, którzy znali lady Rosier dłużej, ten sam czysty spokój jednocześnie budził podejrzenie, że za tą kaskadą nie wszystko jest tak stabilne, jak wygląda z zewnątrz. Posłała jej skinienie głową, ale milczała. Też czuła ciężkość spowijającego ich powietrza. Niepewność. Nie odczuwała jednak aż tak srogiej powagi sytuacji, jak Evandra, ani tego samego podekscytowania co Fantine. Wydawała się stosunkowo apatyczna do podjęcia tematów politycznych. Dlatego była wdzięczna Tristanowi, że kiedy w końcu wkroczyli wraz z Melisande do pomieszczenia, rozpoczął swoją przemowę od zarysowania im sytuacji rodziny. Rodzinnego rezerwatu. Nie wspomniał jednak słowem o ich kondycji, samopoczuciu, o stanie ich ubrań. Nie dało się nie dostrzec spoczywającego na nich kurzu. To było do nich niepodobne, żeby doprowadzili szaty samoistnie do takiego stanu. Chociaż nie okazywali zmęczenia, strój zdradzał mający dzisiaj miejsce wysiłek. Wprawiał Darcy w zastanowienie, co mogło mieć miejsce w Stonehenge.
Odwróciła się od okna, do którego dotąd stała przodem, wyjątkowo milcząca dzisiejszego dnia. Stanęła w końcu w pełni przodem do wszystkich. Z boku błysnęło jej złoto sukni Fantine. Uśmiechnęła się kącikowo, w myślach chwaląc dobór jej garderoby, choć nie było to miejsce i czas, żeby jej o tym wspominać. Dlatego posłała jedynie przeciągłe spojrzenie w jej kierunku, uśmiechając się również w duchu, ale zaraz myśli powróciły na właściwe tory.
Wydarzyło się tam coś, czym powinniśmy się niepokoić?
Jej wzrok spoczął na Tristanie. Zaczął wypowiedź od kwestii pozytywnych, ale zarówno ich wizerunek, jak i ledwie dostrzegalne w ich niezbitych, rosierowskich figurach, zmęczenie – ale wyczuwalne, dla kogoś, kto dorastał z nimi w jednym domu — dawał do myślenia, czy na pewno mogli spodziewać się jedynie wieści dobrych. Może były jakieś wieści złe, albo mogące zaburzyć sen dzisiejszego dnia?
Jak zawsze skromny — dodała jeszcze po momencie, z właściwą sobie wnikliwością zauważając pierścień nestora na palcu kuzyna i z odpowiednią bezpośredniością, przeznaczoną wyłącznie dla rodziny, dodając.
Będziesz niezastąpionym nestorem, Tristanie.
Powiedziała to, ale zawiesiła wzrok na mężczyźnie. Czy to właśnie oznaczał pierścień na jego palcu? Wolała usłyszeć to od niego. Potwierdzić podejrzenia, które w zbyt wielkiej wierze w najbliższą rodzinę, mogły być błędne.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Sala Kolców [odnośnik]01.03.19 11:05
Gdy wyruszała dzisiaj na szczyt rodzin szlachetnej krwi, nie spodziewała się tego, co miało się tam zdarzyć. Pewnie dlatego jedynie niewielu posiadło zdolność widzenia przyszłości. Ale - pytała siebie - czy gdyby wiedziała, odpuściłaby i została w domu?
Nie.
Jedno krótkie słowo znaczące o wszystkim. Nie odpuszczała, nie chodziła na skróty, zmierzała do obranego przez siebie celu. Była wystraszona, może nawet przestraszona w pierwszej chwili gdy wszystko zdawało się runąć. Ale miała obok siebie jego - miał być jej oporą, opokoą, pomagać wspiąć się na najwższe szczyty, by z nich zerkac w kierunku reszty. Dlatego pozwalała mu się prowadzić, ufała jego słowom i poleceniom, odbierała odpowiedzi i zadawała pytania. Dziś jednak znaczyło więcej. Nie tylko przez to, co wydarzyło się podczas szczytu. Chociaż może głównie dlatego. Dla tego, co tam się stało. Mieli nowego Ministra, a ona… ona wkroczyła na całkiem nową ścieżkę. Nieznaną, odrobinę przerażającą, ale słuszną. Chciała budować świat, o który mówił jej Tristan, chciała stać obok i patrzeć jak on powstaje, jak wznosi się ponad tym co od lat skażało ich świat. Musieli to wyplenić. Cały szlam, który skażał ich świat. Świat, który miał niedługo wypełnić się ich potomstwem. Chciała by żyło w czystym, nieskażonym brudem świecie. Dlatego więc zdecydowała się na tą drogę. Dlatego zgodziła się podążać za bratem. W stronę której jeszcze nie znała, ale ufała mu nadal. Chciała się przygotować, umieć działać i bronić się, bo szczyt pokazał jej, że jej reakcje były wolniejsze niż sobie tego życzyła. Nastawała nowa era.
Weszła za bratem do sali przesuwając spojrzeniem po osobach, które zgromadziły się tutaj. Cieszyła się, że udało im się wysułpać chwilę w której wyjaśnił jej wszystko. Teraz była świadoma - teraz rozumiała. Kurz osiadał na pięknej sukni, która nadal spoczywała na jej ramionach wraz ze zmęczeniem które odczuwała. Ale ich rodzina powinna dowiedzieć się jako pierwsza. Jak zwykle zamierzała być obok, chociaż wiedziała, że Tristan poradzi sobie z wyjaśnieniami. Mogła coś uzupełnić, gdyby zaszła taka potrzeba. Na razie jednak zasiadał obok niego i splotła przed sobą dłonie zastanawiając się jeszcze nad wszystkim tym, co padło przed chwilą w gabinecie.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Kolców [odnośnik]02.03.19 2:29
Skinął głową w odpowiedzi na pytanie Evandry, wyłapując z niego troskę, za którą był wdzięczny; spojrzał w jej oczy i choć jego spojrzenie nie było całkowicie pozbawione wahania, przenikała przez niego ta sama duma i pewność siebie. Nie, nie wszystko było w porządku i nie wszystko poszło zgodnie z planem, doszło do potwornej zdrady, jeden z nich się od nich odwrócił, na oczach wszystkich: jednak nawet późniejsze wtajemniczanie w to Evandry zdawało się nie wnosić wiele, a mogło narazić ją niepotrzebnie. Percival oficjalnie przestał istnieć, a o nieistniejących nie wolno było mówić. Nie, nie wszystko było w porządku, dźwigał ciężar władzy, która dobrze na nim leżała, a która miała nieść moc rozterek i zmartwień dopiero teraz docierających do niego pełnym wachlarzem. Nie bez znaczenia były też rzucane pod jego adresem oskarżenia - jednak i te wypowiedziane zostały przecież przez nieistniejącego już człowieka. Dobrze było słyszeć, że ona czuła się dobrze: lub raczej widzieć, wiedząc, że słowa padłyby te same niezależnie od sytuacji.
Usunięcie ministra budziło ulgę, zadowolone westchnienia musiały przebić się przez komnatę, tym bardziej padające z ust jego małżonki - w jakiś sposób pozostawał z nim za jej sprawą powinowaty, co jedynie umacniało jego nienaruszalną reputację człowieka godnego zaufania.
- Na czele Selwynów stanęła kobieta, Morgana, poprzedni nestor jest martwy - odparł na słowa Fantine, nie zamierzał ich okłamywać, nie wierzył w nagłe pogorszenie się jego zdrowia, ale nie zamierzał też jawnie zarzucać morderstwa w towarzystwie dam, zgrabne pominięcie kluczowych słów wydało się najbardziej adekwatne. - Nie podniesiono sprzeciwu - Choć można było, tradycja nie pozwalała przekazywać władzy w ręce damy - jednak w tym przypadku wydawało się to mniejszym złem. Zdaje się, że jedynie niewiasty tego rodu ostały przy zdrowym rozsądku. Pojawiały się głosy niezadowolenia, naturalnie, ale nie zyskały na mocy. - A jego nowa pani zamierza powrócić do dziedzictwa praojców i przywrócić ład wśród swoich krewnych - Czego nawet dała pokaz, ale o nieistniejących - nie wolno było rozmawiać. Nie od razu odezwał się, słysząc też wpierw Fantine, później bardziej bezpośrednią Darcy, czując na sobie spojrzenie Evandry; przed rodziną trudniej było ująć tę wieść w słowa - najpewniej winien uczynić to sam wuj, jednak zdecydował się podjąć tego nie na oczach rodziny, a na oczach całej arystokracji. Zmiana ta miała wpływ na nich wszystkich, ukochana żona odtąd pełniła wyższą rolę, a ich dziecko urodzić się miało na wyższej pozycji, niż sądzili wcześniej. Śluby jego sióstr miały nieść donośniejsze echo, podczas gdy mała Darcy odtąd miała stać się bardziej zależna od niego, niż od Lorcana.
- Nie była to jedyna zmiana. Wuj Lowell powrócił z nami z Salisbury w dobrym zdrowiu, lecz zechciał udać się na spoczynek - podjął w końcu, przenosząc spojrzenie na Darcy, która podjęła temat w głos - na krótko, zaraz powrócił nim ku Evandrze i to na nią patrzył, wypowiadając kolejne słowa. Fakt, że pominął tytulaturę dawnego nestora, już był potwierdzeniem słów Darcy - nigdy wcześniej nie ośmieliłby się tego uczynić. - Nim obrady się rozpoczęły, oficjalnie, pośród świadków, przekazał mi swój pierścień, swój tytuł i swoją władzę. - I słowa te miały przypieczętować jego decyzję, od dziś aż do jego śmierci. Dziwnie było myśleć o tym jako o wieczności, ale wierzył, że podoła - wierzył, że stetryczały wuj naprawdę nie radził sobie z wojną, wierzył, że był ku temu adekwatniejszy, władza nad rodem pozwalała mu w pełni skorzystać ze śmierciożerczych koneksji i skuteczniej chronić rodzinę. Skuteczniej podjąć walkę - noblesse oblige, nie mogli stać bezczynnie, on i Lorcan nie mogli. - Zmiany dokonały się też pośród innych, lordem nestorem został Morgoth Yaxley - nieśpiesznie przeniósł spojrzenie z Evandry na Fantine i Darcy, pozycja lady Lestrange z pewnością była dla nich interesująca - wyspiarski ród wypuścił na świat wyjątkowe córki - Darcy niegdyś nawiązała bliską więź z młodym Yaxleyem. - I Edgar Burke - Co z pewnością było mniej zaskakujące, Edgar był starszy i zdążył wykształcić swoją reputację tak, by nie wzbudzała wątpliwości. Pominął Prewettów, ich wewnętrzne sprawy wydawały mu się mało interesujące. - Nie mamy powodów do niepokoju - uspokoił Darcy, podejmując jej słowa, z przekonaniem. Potęga Lorda Voldemorta pozostawała niezrównana, a odtąd - miała chronić ich wszystkich. Na jednym z foteli odnalazł pogrążoną w żałobie matkę, dostrzegając na jej twarzy przebłysk dumy - po raz pierwszy od śmierci ojca. - Jestem pewien, że Cronus Malfoy zakończy farsę, którą rozpoczął Longbottom. Najważniejsze są smoki, a te nie będą już niepokojone.


72 znów :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Kolców [odnośnik]04.03.19 14:51
Dałaby wiele, by być w stanie usłyszeć jego myśli, przemykające ledwie dostrzegalnie za nieprzeniknionymi, brązowymi tęczówkami, ale póki co musiało wystarczyć jej nieme zapewnienie, że cokolwiek wydarzyło się w trakcie szczytu w Stonehenge – cokolwiek sprawiło, że na ramionach Tristana i jego siostry osiadł nie tylko szary kurz, ale też fantomowy ciężar – mieli sobie z tym poradzić. Wierzyła przecież w siłę siedzącego obok niej mężczyzny, ani przez moment nie wątpiąc w pewność i dumę, wyzierające z jego spojrzenia – i miała nadzieję, że te same emocje znajdowały odbicie w jej własnym. Była pewna – jego, i dumna – z niego, choć w tamtej sekundzie jeszcze nie wiedziała, że to, co ona dostrzegała już od dawna, zauważyli też inni, obdarowując go największym zaszczytem, i jednocześnie najcięższym obowiązkiem, jaki mógł spaść na jego barki. Ich barki; nie pozostawiało wątpliwości, że i na niej będą spoczywać od teraz uważniejsze spojrzenia, wyczekujące narodzin zdrowego dziedzica.
Jej wzrok przemykał między sylwetkami Fantine i Darcy, gdy w komnacie rozlegały się ich głosy, jedynie na sekundę zahaczając o milczącą postać Melisande. Słuchała wyjaśnień z uwagą, starając się czytać między wierszami, przyzwyczajona do tego, że w jej towarzystwie zazwyczaj nie wszystko wypowiadano na głos. Nie kryła zaskoczenia, gdy Tristan wspomniał o osadzonej w roli nestora lady Morganie (choć czy owego tytułu można było w ogóle używać w odniesieniu do damy?), nie była jednak jeszcze pewna, jakie ta nowina budziła w niej emocje. Powrót starego rodu na właściwą ścieżkę był czymś, z czego należało się cieszyć, jednak okoliczności owego przewrotu budziły jej wątpliwości. – Żaden z rodów nie podniósł sprzeciwu? – zapytała, mając na myśli nie tylko stanięcie w opozycji wobec wewnętrznych spraw Selwynów, ale ogólnie – odsunięcia byłego już Ministra Magii od władzy. Nie umknęło jej, że Tristan pomijał w swojej relacji udział tych, którzy otwarcie popierali politykę promugolską, i nie była pewna, czy ich obecność na wiecu rzeczywiście okazała się aż tak nieistotna, czy wprost przeciwnie – porwali się na coś, o czym jej mąż nie chciał jeszcze wspominać.
Jej uwaga z powrotem przeniosła się na kwestie im bliższe, gdy Darcy jako pierwsza bezpośrednio odniosła się do tkwiącego na palcu Tristana sygnetu, jednak w tamtym momencie potwierdzenie niemych przypuszczeń stanowiło już jedynie formalność. Przecież wiedziała, wiedziała od momentu, w którym przyozdobiona pierścieniem dłoń ujęła jej nadgarstek, a może nawet wcześniej – bo nowa władza i nowe obowiązki nie materializowały się przecież tylko tam; złoto i rubiny, choć piękne, nie mogły ich pomieścić.
Pozwoliła sobie na uśmiech, lekkie, ale dostrzegalne uniesienie warg, częściowo wywołane ulgą – cieszyła się, że mianowanie Tristana nestorem odbyło się bez niespodziewanych tragedii, że nie było osnute czarnym całunem śmierci, jak w przypadku Selwynów – lecz w większości dumą. Z jakiegoś powodu czuła się spokojniej z myślą, że losy ich rodziny spoczywały teraz w jego rękach; nie, nie był święty ani idealny, nikt nie mógł poszczycić się tymi cechami – ale nigdy, nawet gdy w przeszłości zdarzało jej się na niego wściekać i posyłać do stu szyszymor, nie wątpiła w jego oddanie rodzinie. – Myślę, że lord Lowell nie mógł wybrać lepiej – powiedziała – i mówiła szczerze, zawieszając spojrzenie na Tristanie nawet gdy ten przemknął już szybko do omówienia zmian u Yaxleyów i Burke’ów; to były dobre wiadomości, ale troszczyła się o nie nieporównywalnie mniej, niejako pozwalając się zarazić pewnością płynącą z głosu męża – na tyle, że na chwilę zapomniała nawet o zakurzonej szacie i niemych słowach, wciąż niewypowiedzianych ani przez niego, ani przez milczącą Melisande.


różo, tyś chora:
czerw niewidoczny,
niesiony nocą
przez wicher mroczny,

znalazł łoże w szczęśliwym
szkarłacie twego serca
i ciemną, potajemną
miłością cię uśmierca


Evandra G. Rosier
Evandra G. Rosier
Zawód : alchemiczka w smoczym rezerwacie w Kent, harfistka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

beauty is terror.
whatever we call beautiful,
we quiver before it.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7039-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t7155-melpomena https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7054-skrytka-bankowa-nr-1701#185873 https://www.morsmordre.net/t7053-evandra-rosier#185872
Re: Sala Kolców [odnośnik]04.03.19 19:45
Nim jeszcze Tristan i Melisande przekroczyli próg Sali Harmonii, Fantine utkwiła spojrzenie w Evandry. Bladej, wciąż osłabionej, niezmiennie jednak pięknej. Ani choroba, ani ciąża nie były w stanie odebrać jej uroku. Martwiła się o nią, a troska ta przybrała na sile, gdy na własne oczy ujrzała krzywdę jakiej doznała w nocy z przełomu kwietnia i maja. To cud, że przetrwała - ona i dziecko, które nosiła pod sercem. Wątła jak najdelikatniejszy kwiat, czy wieści przekazane przez starszego brata miały swym ciężarem przygnieść słabą łodyżkę?
Odetchnęła z ulgą, kiedy z ust Tristana padły pokrzepiające wieści. Naprawdę dobrze było to słyszeć, nie tylko przez wzgląd na stan Evandry, potrzebującej teraz przede wszystkim spokoju i odpoczynku, ale dobrze w ogóle. Starała się trzymać z dala od polityki, świadoma, że to męska domena, nie pozostawała jednak obojętna na to, co działo się poza złotą klatką, w której żyła; poczynania Longbottoma i w niej budziły nieśmiały sprzeciw, niesmak i obawy jak to wszystko może się dla nich skończyć, jeśli będzie tak uparcie dążył do wyrównania pozycji mugolaków i czarodziejów czystej krwi. Co mogło być następne - zrównanie klasy wyższej z gminem... ?
Nie potrafiła ukryć zaskoczenia na wieść o mianowaniu nestorem rodu Selwynów... kobiety, lady Morgany. Rozchyliła lekko usta, ściągając przy tym brwi w wyrazie szczerego niedowierzania. Nigdy wcześniej nie miało to miejsca, nie tak powinno być. Poczuła lekkie oburzenie na myśl o oddaniu przewodnictwa w ręce kobiety, bo choć kobietą była, znała swoje miejsce w ich świecie. Milczała jednak, zachowując te wątpliwości dla siebie, skoro inni nie podnieśli sprzeciwu - ona, zielona w sprawach politycznych młódka, tym bardziej nie miała ku temu prawa. Pewną pociechę niosła wiadomość, że lady Morgana pragnie powrócić ze swą rodziną na właściwą ścieżkę, wyprostować to, co skrzywiły promugolskie postulaty.
Zapomniała jednak o kobiecie mającej stać teraz na czele swej rodziny, zapomniała o Longbottomie, w obliczu pierścienia lśniącego w blasku świec na palcu starszego brata. Domyślała się, co oznacza, kiedy zwróciła nań uwagę, a werbalne potwierdzenie tych przypuszczeń przywołało na bladą twarz Fantine wzruszony wyraz, rozczulony, radosny uśmiech. Nie czuła już niepokoju, nie czuła strachu, a dumę - rozpierającą dumę, że to jej brat był teraz głową rodziny. Wuj miał już swoje lat, przetrwał już jedną, wielką wojnę czarodziejów, a jego słabsze barki mogły nie udźwignąć ciężaru następnej, dotychczas wierzyła w jego decyzje bezgranicznie - i wierzyła także i w tę, że jest słuszna. Tristan był czarodziejem silnym, potężnym, a przede wszystkim - oddanym rodzinie i rodowemu dziedzictwu. W pełni zasłużył na pierścień i władzę z nim związaną.
- Poprowadzisz nas jeszcze wyżej, lordzie nestorze. Moje gratulacje - zwróciła się do niego cicho, z ciepłym uśmiechem używając jego nowego tytułu. Z trudem oparła się pokusie, by nie podejść i nie uściskać brata serdecznie, czekała jednak, aż przekaże im wszystko, co miał im do przekazania - na czułości przyjdzie odpowiednia chwila.
Ciemne brwi znów ściągnęły się w wyrazie lekkiego zaskoczenia. Lord Morgoth Yaxley nestorem? Był niezwykle młody, o ile pamięć jej nie myliła, to liczyli sobie tyle samo lat. Nie oceniała jednak tego wyboru, przyjęła kolejne wieści z milczeniu, z ulgą - lord Malfoy na stanowisku Ministra Magii to dobra wiadomość. Spokój, jakim na nowo miał cieszyć się smoczy rezerwat, jeszcze lepszą.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Kolców [odnośnik]05.03.19 22:46
Nie musiała mówić, by zostać usłyszaną. Ale w tym konkretnym momencie nie musiała mówić, bowiem wiedziała, że nie zrobi tego lepiej niż jej brat. Przenosiła spokojne spojrzenie po zgromadzonych wokół stołu. Kosmyki wymsknęły się spod misternego upięcia, które ułożono na jej głowie zanim wybrali się na spotkanie na szczycie. Nadal czuła krążącą w żyłach adrenalinę powodowaną przeżyciami, których doświadczyła sama. Odczuciami, które dzisiaj przeszły przez nią całą. Widziała tego, który miał poprowadzić ich świat ku lepszej przyszłości. Widziała też jego potęgę i wierzyła w słowa brata, które wypowiedział w jej kierunku gdy zostali sami w gabinecie. Pozwolił jej pomóc tworzyć świat o którym mówił, którego pragnęła i on i ona - nie tylko dla siebie ale i dla swoich bliskich i pociech, które przecież niedługo miały zacząć pojawiać się na świecie. Zawiesiła spojrzenie na bracie wsłuchując się w wypowiadane przez niego słowa i każde które opuszczało jej usta jedynie upewniało ją w tym, że wuj podjął dobrą decyzję. Najlepszą z możliwych. Tristan wiedział jak mówić i co mówić. Wiedział co nie jest warte wspomnienia a co powinno być pominięte. Ona sama musiała się jeszcze w tej kwestii wiele nauczyć. Ale nie tylko tego miała się teraz uczyć. Miała też posiąść inną wiedzę - potężniejszą, mroczniejszą ale i mającą jej pomóc w przyszłości. Nie mogła się cofnąć, a może bardziej nie chciała. Nie teraz, gdy okazało się że tak wiele jeszcze może zdziałać nadal pozostając sobą, spełniając swoją rolę. Spojrzała na Darcy, gdy padło jej pytanie. Przez myśl przebiegły wydarzenia których była chwilę wcześniej świadkiem. Jej spojrzenie zawisło na niej, a później powróciło do brata.
- Już nie. - zgodziła się z bratem nie mówiąc jednak więcej, bowiem jej myśli nadal skupiały się na czymś innym. Nie opuściła jeszcze gabinetu w którym przed chwilą była nadal zastanawiając się nad rozmową, która miała miejsce między ich dwójką. Wiedziała więcej niż jeszcze wczoraj i prawdopodobnie więcej, niż większość osób zgromadzonych przy stole. Jej wzrok znów powiódł się po zgromadzonych twarzach. Nie dodała jednak nic do swojej wypowiedzi, to nie jej rolą było przekazanie tego, co dokonało się na szczycie. Tym bardziej, że mógł zrobić to ich nowy nestor. Jego wolą miała od dziś być ich wolą i to on miał wybrać które informacje zostaną dziś zostawione przy tym stole


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Kolców [odnośnik]07.03.19 20:08
Badawcze spojrzenie odnajdowało na delikatnej twarzy Evandry te wszystkie emocje, których się w niej doszukiwało, nie tylko dumę, ale - być może nawet przede wszystkim - odwagę i gotowość, które w najbliższym czasie musiały być jej potrzebne. Wymagano od niej dużo, jej kruche zdrowie spędzało mu sen z powiek, ale była przecież córą wyspy syren - silniejszą, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Przed nimi nie rysowała się najprostsza z dróg - ale z pewnością była to ta usłana najwyższym zaszczytem. Lekki uśmiech na jej twarzy rozjaśniał jej rysy, wierzyła w niego, nie potrzebował zapewnień, że podoła ciężarowi nowego tytułu - pewien był, że tak się stanie, ale te słowa wypowiedziane przez nią wciąż znaczyły dla niego wiele. Zdarzało mu się zawodzić - ale dziś miała być z niego dumna. Nie usłyszał w jej głosie zawahania, oboje wiedzieli, że tak się stać musiało. Kiwnął lekko głową, przyjmując te słowa - później przenosząc wzrok na Fantine. Skierowany ku niemu tytuł nie wybrzmiał znajomo, ale on sam nigdy nie miał problemów z oswojeniem się z władzą, bywało przeciwnie - wypełniał go dumą, przekonaniem i siłą, choć te zdawały się być częścią niego już wcześniej. Uniósł także spojrzenie na zamyśloną Melisande, dla której dzisiejszego dnia miało się zmienić równie wiele, co dla niego samego.
- Żaden z innych rodów nie zaskoczył - odpowiedział niebezpośrednio, wracając do pytania, które padło z ust Evandry. Selwynowie co prawda opuścili wąskie grono rodzin sprzeciwiających się powrotom do korzeni, co prawda pozostała ich ledwie garstka, ale te rody wciąż istniały - i wciąż obstawały przy swoim. - Sprzeciw początkowo nie był zauważalny - stwierdził lekko, odejmując spojrzenie z twarzy żony, a odnajdując nim starszą z sióstr - dalszy ciąg zdarzeń trudno było ująć w delikatne słowa, a tylko takie mogły paść pośród dam. - Jednak kiedy do obrad dołączył ostatni żywy potomek Gauntów, Lord Voldemort, zawrzało - Wciąż nie patrzył na Evandrę; Melisande przed momentem ujrzała znak na jego przedramieniu, ale jego żona widziała go znacznie wcześniej, nie mogąc przeoczyć tak niezwykłej ozdoby jego ciała. Rozumiała więcej. Gauntowie byli w swojej niezwykłości wyjątkowi, wywodzący się bezpośrednio od Salazara Slytherina byli nosicielami potężnego talentu, a osoba Czarnego Pana jedynie to potwierdzała. Nigdy nie spotkał czarodzieja, który miałby w sobie tyle mocy i charyzmy, co on. I wiedział, że nigdy już nie spotka. - Nie okazano mu należnego szacunku. W loży Abbottów pojawił się szaleniec, który zechciał go zaatakować. Nawet nie wiem, kim był, prosiłem, by wyprowadzono go już wcześniej - ale nikt nie usłuchał moich słów. - Przeciągnął spojrzenie gdzieś w bok, zbierając myśli. Drastycznych wieści nie należało przekazywać nagle, musiał zachować delikatność, zwłaszcza przy kruchej Evandrze. Nie znali listy rannych. Nie wiedzieli, kto poległ - dopiero co opuścili kamienny krąg. Był pewien, że ofiar padło wiele - choć wiedział, że nikt z grona ich rodziny. Nie mógł o tym samym zapewnić Evandry. - Kamienny krąg zatrząsł się w posadach i zapewne już runął - stwierdził w końcu, odnajdując spojrzenie Melisande. Ochronił ją, ale wciąż miał wątpliwości, czy wzięcie jej w tamto miejsce było rozsądne - to mogło zakończyć się gorzej. Znacznie gorzej, gdyby choć na moment stracił ją z oczu.

72h :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sala Kolców [odnośnik]10.03.19 0:43
Czuła na sobie te wszystkie spojrzenia, niektóre przelotne, inne bardziej badawcze; była ich świadoma już teraz – a wiedziała, że miało być ich więcej, że im bardziej zbliży się do magicznej, grudniowej daty wyznaczonej na narodziny dziecka, tym jej kroki będą śledzone uważniej. Rozumiała tę troskę lepiej niż ktokolwiek inny, wciąż nie potrafiąc zapomnieć o przeklętej majowej nocy, w trakcie której po raz pierwszy w życiu była pewna, że za chwilę umrze; nocy, która dla niej i dla rozwijającego się pod jej sercem istnienia przeciągnęła się w całe dni, a później tygodnie, dopiero teraz stopniowo się rozjaśniając, nie cofając jednak wiszącej nad nią groźby. Nie lubiła, gdy jej to wytykano, gdy traktowano ją, jakby była utkana z najkruchszej porcelany, ale jednocześnie wiedziała, że nie były to obawy bezpodstawne – i być może w spokojnej akceptacji własnych słabości też była w stanie odnaleźć jakąś siłę.
Niezwykle jej teraz potrzebną; odwzajemniła spojrzenie Fantine, posyłając jej ciepły, uspokajający uśmiech, i starając się bez słów przekazać, że wszystko było w porządku; bez niechęci czy sztuczności – wiedziała, że we wzroku siostry Tristana nie było fałszu, bo najmłodsza z róż w ostatnich miesiącach stała jej się wyjątkowo bliska i na pewno czekała je później szczera rozmowa. Póki co swoją uwagę skupiła jednak w pełni na przemawiającej postaci Tristana, starając się zrozumieć i pojąć zarówno to, co mówił, jak i to, co decydował się pominąć; jej początkowy niepokój mijał, wyciszany stopniowo samą obecnością męża – a teraz również i nestora – materializując się już jedynie w postaci delikatnej, pionowej zmarszczki między jasnymi brwiami. Nie zdziwiła jego odpowiedź na zadane przez nią pytanie, nie spodziewała się przewrotów w polityce rodów, Selwynowie już i tak stanowili niespodziankę; gdy jednak po sali potoczyło się miano Lorda Voldemorta, Evandra wyprostowała się mimowolnie, mocniej opierając dłonie na zdobionych podłokietnikach.
Wiedziała, o kim mówił; nie tylko ze względu na wzmianki w Proroku Codziennym, nie dlatego, że imiona, jakimi się posługiwał coraz częściej rozlegały się w czarodziejskim świecie; pamiętała – noc, w trakcie której Tristan pojawił się w progach Chateau Rose słaniając się na nogach, z czarnym znakiem wypalonym na przedramieniu; i to popołudnie w Fantasmagorii, kiedy powiedział jej o czarodzieju potężniejszym od wszystkich innych, o kimś, kto miał uczynić go potężnym, kto miał wybudować nowy świat na zgliszczach starego. Zacisnęła bezwiednie usta, czy powinna była odetchnąć z ulgą, że człowiek, któremu ktoś tak dumny jak Tristan z własnej woli oddawał pokłon, wyszedł wreszcie z ukrycia – czy wprost przeciwnie, drżeć na myśl o wojnie, którą niechybnie to zwiastowało, wojnie, której zapowiedź słyszała już wtedy? – Ktoś ośmielił się mu sprzeciwić? – zapytała cicho, niejako powtarzając słowa Tristana, które przecież były jasne; na zgromadzeniu znalazł się intruz, ktoś, kto postanowił rzucić wyzwanie potędze, której ona sama nie rozumiała. – Dlaczego w ogóle wpuszczono go między nas?Nas, czarodziejów, w których żyłach płynęła błękitna krew, ostatnich wiernych prastarym tradycjom i dbającym o to, by je pielęgnować.
Nie wyłapała momentu, w którym jej dłoń powędrowała do ust, lekko ich dotykając. Stonehenge, starożytne miejsce zgromadzeń, przestało istnieć, zniszczone nieodwracalnie z winy zdrajców, w ostatnim tchnieniu przyprószając szaty Tristana i Melisande skalnym pyłem. Czy inni mieli mniej szczęścia? Przerażające słowa nie padły wprost, a Evandra mogła się tylko domyślać zasięgu zniszczeń; jej wargi zadrżały w niemym  i odruchowym pytaniu, czy żadne z was nie ucierpiało? Ale siedzieli przecież tuż obok, nie musiała się o nich martwić; chciała zapytać o brata, ojca, matkę – podejrzewała jednak, że gdyby powracający z wiecu Rosierowie mieli pewność co do ich losu, sami przekazaliby jej wieści. – Całe szczęście, że udało się wam bezpiecznie powrócić – powiedziała, mimo wszystko dając ujście niepokojowi przeistaczającemu się w ulgę; z drugiej strony – nie powinna była w to wątpić, jeżeli ktokolwiek był w stanie ochronić bliskich przed krzywdą, to był to Tristan.


różo, tyś chora:
czerw niewidoczny,
niesiony nocą
przez wicher mroczny,

znalazł łoże w szczęśliwym
szkarłacie twego serca
i ciemną, potajemną
miłością cię uśmierca


Evandra G. Rosier
Evandra G. Rosier
Zawód : alchemiczka w smoczym rezerwacie w Kent, harfistka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

beauty is terror.
whatever we call beautiful,
we quiver before it.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7039-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t7155-melpomena https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7054-skrytka-bankowa-nr-1701#185873 https://www.morsmordre.net/t7053-evandra-rosier#185872
Re: Sala Kolców [odnośnik]10.03.19 14:40
To było wiele informacji i słów, które nadal znajdowały się w jej głowie. Które spokojnie analizowała, jednocześnie słuchając dyskusji, która odbywała się przy stole. Była ważna, pierwsza kiedy zasiadała tutaj jako siostra nestora. Była naocznym świadkiem tego, jak wuj wręczał pierścień Tristanowi i była zadowolona z tego faktu. Z tego, że była obok, gdy dochodzło do tak ważnego wydarzenia. Z tego, że widziała na własne oczy to, co zdarzyło się na szczycie. Z tego, że tam była. Widziała w spojrzeniu Tristana wątpliwość, czy dobrze zrobił, ale ona jej nie posiadała. Nie powinien ich mieć, choć wiedziała, że trapiło go to, co zaszło na szczycie. A może bardziej to, do czego mogłoby dojść gdyby nie było go obok. Przesuwała spojrzeniem po bliskich jej kobietach dostrzegając w ich spojrzeniu radość i dumę. Będą z nim wszystkie bezpieczne, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Tak samo jak ich smoki. A ona? Ona miała teraz zacząć kroczyć nową ścieżką, Jeszcze nie do końca jasną, ale chornioną nie tylko przez jej brata, ale i Czarnego Pana, któremu oddała pokłon i któremu postanowiła pomoc w wprowadzaniu nowego świata.
Nie musiała walczyć - tak jak powiedział - i wierzyła, że nie będzie. Nie była wybitna z magi defensywnej i ofensywnej. Nie musiała być, jej zalety znajdowały się gdzie indziej. I miała pomóc sprawie dzięki bystrości i wiedzy, którą pielęgnowała i której potrzebowała. Właściwie nie mogła się już doczekać, czuła dreszcz podniecenia na myśl o tym, co będzie w stanie osiągnąć z pomocą silniejszych od siebie. Skrzyżowała spojrzenie z Tristanem.
- Jeden z Macmillanów mu pomógł. - dodała spokojnie oboje wiedzieli, że gdyby mężczyzna działał sam, jego urok nie posiadałaby odpowiednio dużo siły, by wstrząsnąć Stonhenge. Uniosła dłoń, żeby założyć za ucho kosmyk włosów, który wyszedł z misternej fryzury. Jej wzrok przesunął się na Evandrę, łagodny uśmiech znalazł się na jej twarzy, pokręciła lekko głową. - To nie szczęście, moja droga. - znów spojrzała na brata, wskazując jego zasługi spojrzeniem, które do niego powróciło. Ale wydźwięk jej słów miał jedno znaczenie. Nie, to że byli cali miało niewiele wspólnego ze szczęściem, to szybkość jego reakcji pozwoliła im umknąć bez większych problemów. To dlatego siedzieli tutaj cali i zdrowi. Nie przez szczęście, które lubiło być zawodne i odnajdować sobie zawsze kogoś, kogo tym razem postanowiło obdarować szczęściem. Nie, oni nie polegali na szczęściu. Nie musieli, posiadając obok siebie Tristana.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Sala Kolców [odnośnik]10.03.19 18:11
Obdarzył ją ledwie przelotnym spojrzeniem, nie odnosząc się do jej słów w żaden sposób; płynące z ust Fantine gratulacje były szczere, oczy błyszczały od wyraźnej dumy, lecz w sercu poczuła ukłucie niepokoju i smutku. Choć była tu z nimi wszystkimi, poczuła się bardziej obco, jak gdyby wcale jej tu nie było; Tristan i Melisande odsuwali się od niej, nieważne co przez ostatnie miesiące robiła i mówiła. Uniosła podbródek wyżej, tłumiąc w sobie żal, bo radość z wyniesienia starszego brata na pozycję nestora była silniejsza. Musiała pogodzić się z zaistniałą sytuacją i znieść ją jak dama - z uśmiechem na ustach.
Słuchała słów Tristana uważnie, jedynie co jakiś czas przenosząc spojrzenie na dziwnie milczącą siostrę; czasami jedynie dekecentrował ją pył na jej sukience - czy nie miała chwili, aby się przebrać? - jednakże wspomnienie nazwiska Lord Voldemort skutecznie przyciągnęło uwagę Fantine. Czytała o nim w gazetach, rzecz jasna, nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Ani brat, ani wuj jej tego nie wytłumaczyli, nie podzielili się z nią swoją opinią; jako jedyna nie miała też pojęcia o noszonym przez Tristana na przedramieniu znaku.
Od wypytania o Lorda Voldemorta powstrzymał Fantine szacunek jaki wybrzmiał w słowach brata, gdy o nim mówił, a także nazwisko Gaunt; odebrała należyte wykształcenie i znała je, oczywiście. Nie sądziła jedynie, że po tym padole łez wciąż stąpa ich syn. Zerknęła na Evandrę, która z przerażeniem spytała kto odważył się mu sprzeciwić. Fantine ściągnęła brwi w wyrazie zamyślenia, pragnąc zapytać, dowiedzieć się więcej - kim był ten człowiek i dlaczego nikt nie powinien się mu sprzeciwiać? Tristan wspominał o należnym mu szacunku. Nie rozumiała tego, ale przyjęła do wiadomości - jeśli tak mówił, nie powinna mieć wątpliwości, że tak jest.
Kamienny krąg zatrząsł się w posadach i zapewne już runął. Słowa te sprawiły, że zastygła w bezruchu, rozchylając lekko usta w wyrazie zaskoczenia; spodziewała się, ze obrady mające mieć dziś miejsce w Wiltshire mogą być burzliwe, ale... to?
Uniosła lekko brew, gdy Melisande poprawiła Evandrę; nie zasugerowała wszak, że ich powrót, całych i zdrowych, choć nieco zakurzonych, był zasługą wyłącznie szczęścia. Czy którakolwiek z zebranych w Sali Harmonii kobiet miała najmniejsze wątpliwości co do umiejętności i licznych talentów Tristana? Tristana, który otrzymał w dniu dzisiejszym ogromną władzę i odpowiedzialność. Odpowiedź brzmiała - żadna. Każda z nich wierzyła w niego równie mocno. Dobrze po prostu, że wrócili do domu, to było szczęściem.
Nie wiedziała co mogła powiedzieć, nie wiedziała jak to skomentować. Święte oburzenie wzbudzała w niej świadomość, że człowiek spoza ich stanu został wpuszczony na obrady czarodziejów wysoko urodzonych - czego jednak mogła spodziewać się po Abbottach? Największe oburzenie czuła jednak na myśl, że z winy jego i Macmillana ucierpieć mogło jej rodzeństwo.
- Oby zostali za to surowo ukarani - wyrzekła cichutko.
Czy to już koniec opowieści Tristana i Melisande; czy to wszystko, o czym powinny były wiedzieć?


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Sala Kolców [odnośnik]11.03.19 15:46
Też nie potrafił tego pojąć. Też tego nie rozumiał. Nie istniał ani teraz ani nigdy wcześniej ani zapewne również nie zaistnieje nigdy później ktoś równie potężny, co Lord Voldemort, a pominięcie w jego opowieści dzierżonej przez niego czarnej różdżki, by nie niepokoić zgromadzonych zanadto, nie umniejszało wcale jego osobie. Ktoś, kto zdecydował się mu sprzeciwić był nie tylko szalony, ale i - może nawet przede wszystkim - zwyczajnie głupi: ślepy na świat i wszystko, co działo się wokół. Przeniósł spojrzenie na siostrę, która przyniosła odpowiedź - tak, Macmillan w tym pomógł, wprawiając w trzęsienie cały pradawny krąg; rody, które pogubiły swoje tradycje szły w zaparte nie tą drogą, którą powinny. Miał nadzieję, że panorama walącego się Stonenhege - niejako przecież ich symbolu - otrzeźwi przynajmniej część z nich, pozwalając im powrócić na łono historii. Ich wpływy wciąż były silne, potrzebowali ich - każdego z nich. Ignorancją było twierdzić, że błękitną krew mogli sobie pozwolić spisać na straty.
- Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie - odparł na jej dalsze słowa, nie powinien zostać tam wpuszczony, nie pochodził od nich, nei był jednym z nich. Jego krew była skażona, a taka nie dawała mu namaszczenia ku władzy, jego uczestnictwo w obradach było zbędne niepożądane. Jego obecność plamiła honor tych obrad. - Natychmiast nakażę wysłać depeszę na wyspę Wight - zwrócił się do żony, podejrzewając, w jakim kierunku mogły podążać jej myśli. Nie chciał, by ją trapiły, ale nie mógł też ukryć przed nią prawdy - i tak by ją odnalazła, już za parę chwil o tamtym zdarzeniu mówić będą wszyscy. Dawkowanie emocji wcale nie sprawiało, że łatwiej było je przyjąć - rozłożone w czasie zatruwały dłużej. I choć jego spojrzenie zdawało się przenikać troską, nie powiedział nic więcej - w sytuacji oficjalnej nie pozwalając sobie na słowa otuchy. Odtąd miał się pilnować bardziej - bo inni mieli wymagać od niego więcej. Wyraz ulgi Evandry nie dawał spokoju, wciąż ganił się za ten dzień. Słowa Melisande zdawały się przekazywać, że to pojmowała - dobrze. Była nie tylko jego ukochanym klejnotem, ale obok - Fantine - również najcenniejszym. Wstąpiwszy w prawa najstarszej Marianne musiała przejąć jej obowiązki, potrzebowali jej ciała pozbawionego draśnięcia.
Na dłużej zastanowił się nad słowami Fantine: owszem, zostaną ukarani.
- Co istotne dla nas - podjął, odnajdując spojrzeniem jedną i drugą siostrę, pomijając matkę, dla której mogło okazać się to zbyt bolesne; musiała jednak zrozumieć, że nie czynił tego przeciwko niej - Podjąłem rozmowy z Crouchami - Rodzina ich matki została przez nich odrzucona, ale w obliczu wojny nie mogli ciągnąć tego konfliktu. Crouchowie złożyli hołd Czarnemu Panu - a to musiało wystarczyć, by przezwyciężyć prywatne zatargi. - Zamierzam złożyć im propozycję nie do odrzucenia i zakończyć ten konflikt. Diana zostanie wykreślona z ich drzewa genealogicznego i zapomniana. - Nie wiedział jeszcze, że trzęsienie ziemi porwało także jej braci; ich sylwetki rysowały się przed nim jako niewiadoma, o której również zamierzał pomówić z odrzuconymi krewnymi. - A my zakończymy wewnętrzną wojnę, by obrać wspólny front w obliczu czegoś ważniejszego. - Marianne byłaby z tego zadowolona - musieli pozwolić jej duchowi odejść. O zmianach w sojuszu musieli dowiedzieć się wszyscy, ich relacje musiały zostać naprostowane również na stopie prywatnej - nie dało oderwać się jej od polityki. - Powinnyście niebawem zaprosić Lavinię - dodał bez zastanowienia, tegoroczna młodziutka debiutantka pobierała nauki w Hogwarcie, nie sądził, by łączyło je coś więcej - ale za słowami musiały iść czyny, a oni musieli wykazać swoją dobrą wolę.

72 :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sala Kolców 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Sala Kolców
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach