Komnaty Fantine
Strona 2 z 2 •
1, 2

AutorWiadomość
First topic message reminder :


Komnaty Fantine
Komnaty lady Fantine znajdują się na jednym z najwyższych pięter dworu, składają się z trzech pomieszczeń, w których królują jasne, kremowe barwy oraz mocne, krwistoczerwone elementy. Pierwszą jest komnata dzienna, przestronna i elegancko urządzona, gdzie Fantine spędza czas z rodziną oraz przyjaciółki. Na ścianach wiszą liczne obrazy przedstawiające głównie krajobrazy, smoki, rodowe róże oraz jednorożce, gdzieniegdzie stoją również marmurowe rzeźby. Na środku stoi wygodna, obita karminowym perkalem sofa oraz podobne jej fotele, ustawione wokół stolika z jasnego drewna. Naprzeciw tychże mebli znajdują się wysokie drzwi prowadzące na balkony z rzeźbionymi. Drzwi po lewej stronie od wejścia prowadzą do łaźni, słonecznej i jasnej, gdzie w podłogę wbudowano niewielki, marmurowy basen naprzeciwko okien wychodzących na morze.
Drzwi na prawo zaś prowadzą do komnaty, gdzie wstęp przysługuje jedynie najbliższym, a mianowicie bogato urządzonej, podobnej do pokoju dziennego sypialni, gdzie punktem centralnym jest wielkie loże z baldachimem, zazwyczaj zaścielone szkarłatną, miękką pościelą. Pod ścianą stoi kilka obszernych szaf, które pękają w szwach od sukien, kapeluszy, czarodziejskich szat i peleryn lady Fantine. Naprzeciwko łoża zaś stoi duża toaletka z aż trzema lustrami, zastawiona licznymi buteleczkami perfum i inszymi kobiecymi mazidłami.
Drzwi na prawo zaś prowadzą do komnaty, gdzie wstęp przysługuje jedynie najbliższym, a mianowicie bogato urządzonej, podobnej do pokoju dziennego sypialni, gdzie punktem centralnym jest wielkie loże z baldachimem, zazwyczaj zaścielone szkarłatną, miękką pościelą. Pod ścianą stoi kilka obszernych szaf, które pękają w szwach od sukien, kapeluszy, czarodziejskich szat i peleryn lady Fantine. Naprzeciwko łoża zaś stoi duża toaletka z aż trzema lustrami, zastawiona licznymi buteleczkami perfum i inszymi kobiecymi mazidłami.
Uśmiechnęła się, mile połechtana wzniesionym przez Marine toastem, uniosła własny kieliszek i wyrzekła; - I za wspaniałych gości.
Doskonałe wino pieściło zmysły swym bukietem zapachów i smaków. Prosto z Francji, o której obie marzyły.
- Będę się trzymać za słowo, moja droga!
Szczerze życzyła przyjaciółce, aby jej małżeństwo układało się pomyślnie i szczęśliwie; by nie dochodziło pomiędzy nią, a Morgothem do nieporozumień, dzięki czemu będzie cieszyć się licznymi swobodami i będzie mogła bez ograniczeń korzystać z bogactw - podróżując i ciesząc się życiem. Fantine wierzyła, że i jej pisany był taki los. Czyż nie zasługiwała na szczęście?
- Tak. Minęło tyle miesięcy i nikt nie uczynił nic, aby je powstrzymać... - jęknęła zawiedziona Fantine. - Nigdy nie miałam wiary w Ministerstwo Magii, ono z każdym kolejnym miesiącem udowadnia, że słusznie... - westchnęła, kręcąc przy tym głową z wyraźnym zawodem; mówiła o tym cicho, niemal szeptem, nie chcąc, aby te słowa wpadły w uszy namalowanych na portretach przodków. Młoda dama nie powinna była interesować się polityką, a przez czerwcową, wyjątkowo nieprzyjemną rozmowę z Tristanem, kiedy to oskarżył ją o bliską znajomość ze zwolennikiem Grindelwalda i słuchanie szerzonych przezeń bzdur. Obawiała się więc kolejnych nieporozumień.
- Tak, to cudownie, ale... - ale po stokroć bardziej wolałabym, by nasz ojciec wciąż żył. Oddałabym za niego sto Wyspiarek, istot z legend i baśni, oddałabym za niego każdą istotę, byle nie zginął w tamtą pierwszomajową noc. Tych słów nie wypowiedziała na głos, odchrząknęła lekko, nie kończąc myśli. - Czy pozwolisz mi przyjrzeć się pierścionkowi z jej łuską? - spytała uprzejmie; nie miała jeszcze okazji, aby podziwiać błyskotkę z bliska, a zasługiwała na chwilę uwagi. Pierścionek z łuską legendarnego smoka był godny pozazdroszczenia.
- Mam kilka wariantów, nad którymi wciąż się zastanawiam - wyznała szczerze Fantine. Szafy i kufry w jej komnatach pękały wręcz w szwach od licznych szat, na które nigdy nie szczędzono jej złota; spełniano wszystkie zachcianki młodej Róży, a ona pragnęła jedynie więcej i więcej. Później kończyło się to właśnie tak - spędzała długie godziny na rozmyślaniach którą powinna była wybrać. W której zabłyszczy najjaśniej? Musiała być też doskonale dopasowana do okazji; Fantine przykładała ogromną wagę do własnej prezencji. - Myślałam o bladoróżowej kreacji, to dobry kolor na taką okazję, na twoje ostatnie chwile jako panienka, nie sądzisz? - spytała ją o radę, bo była szczerze jej ciekawa; lady Marine mogła poszczycić się doskonałym gustem i poczuciem estetyki, porada od niej była więc dla Fanny naprawdę ważna.
Doskonałe wino pieściło zmysły swym bukietem zapachów i smaków. Prosto z Francji, o której obie marzyły.
- Będę się trzymać za słowo, moja droga!
Szczerze życzyła przyjaciółce, aby jej małżeństwo układało się pomyślnie i szczęśliwie; by nie dochodziło pomiędzy nią, a Morgothem do nieporozumień, dzięki czemu będzie cieszyć się licznymi swobodami i będzie mogła bez ograniczeń korzystać z bogactw - podróżując i ciesząc się życiem. Fantine wierzyła, że i jej pisany był taki los. Czyż nie zasługiwała na szczęście?
- Tak. Minęło tyle miesięcy i nikt nie uczynił nic, aby je powstrzymać... - jęknęła zawiedziona Fantine. - Nigdy nie miałam wiary w Ministerstwo Magii, ono z każdym kolejnym miesiącem udowadnia, że słusznie... - westchnęła, kręcąc przy tym głową z wyraźnym zawodem; mówiła o tym cicho, niemal szeptem, nie chcąc, aby te słowa wpadły w uszy namalowanych na portretach przodków. Młoda dama nie powinna była interesować się polityką, a przez czerwcową, wyjątkowo nieprzyjemną rozmowę z Tristanem, kiedy to oskarżył ją o bliską znajomość ze zwolennikiem Grindelwalda i słuchanie szerzonych przezeń bzdur. Obawiała się więc kolejnych nieporozumień.
- Tak, to cudownie, ale... - ale po stokroć bardziej wolałabym, by nasz ojciec wciąż żył. Oddałabym za niego sto Wyspiarek, istot z legend i baśni, oddałabym za niego każdą istotę, byle nie zginął w tamtą pierwszomajową noc. Tych słów nie wypowiedziała na głos, odchrząknęła lekko, nie kończąc myśli. - Czy pozwolisz mi przyjrzeć się pierścionkowi z jej łuską? - spytała uprzejmie; nie miała jeszcze okazji, aby podziwiać błyskotkę z bliska, a zasługiwała na chwilę uwagi. Pierścionek z łuską legendarnego smoka był godny pozazdroszczenia.
- Mam kilka wariantów, nad którymi wciąż się zastanawiam - wyznała szczerze Fantine. Szafy i kufry w jej komnatach pękały wręcz w szwach od licznych szat, na które nigdy nie szczędzono jej złota; spełniano wszystkie zachcianki młodej Róży, a ona pragnęła jedynie więcej i więcej. Później kończyło się to właśnie tak - spędzała długie godziny na rozmyślaniach którą powinna była wybrać. W której zabłyszczy najjaśniej? Musiała być też doskonale dopasowana do okazji; Fantine przykładała ogromną wagę do własnej prezencji. - Myślałam o bladoróżowej kreacji, to dobry kolor na taką okazję, na twoje ostatnie chwile jako panienka, nie sądzisz? - spytała ją o radę, bo była szczerze jej ciekawa; lady Marine mogła poszczycić się doskonałym gustem i poczuciem estetyki, porada od niej była więc dla Fanny naprawdę ważna.

Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier

Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni


Minęło tyle miesięcy, a sytuacja wcale się nie poprawiała, anomalie panoszące się po kraju wciąż siały zagrożenie. Zdawało się, że nikt tak naprawdę nie miał kontroli nad sytuacją, a odgrodzenie skażonych miejsc było jedynym pomysłem Ministerstwa Magii. W kwestii opieszałości rządu Marine podzielała zdanie dziadka, który w domu nie raz, nie dwa wyraził swoją pogardę odnośnie odpowiednich organów; nie wypadało jej jednak dyskutować na te tematy i szczerze mówiąc wcale nie chciała poświęcać cennego czasu na dysputy o niesfornej magii. Był to istotny problem, lecz mogły o tym z Fantine porozmawiać innym razem – dzisiejszy wieczór miał być czasem relaksu, możliwością oderwania się od rzeczywistości choćby na kilka godzin. Wino sprzyjać miało wesołym pogawędkom, plotkom i zwierzeniom, a nie wymienianiu trosk, choć przecież żadna z czarownic nie negowała posiadania ich przez tę drugą.
Słysząc prośbę lady Rosier, Marine uśmiechnęła się delikatnie, starając nie zarumienić za bardzo; choć w miejscach publicznych trzymała gardę i taka oznaka emocji nigdy by jej się nie wymknęła, w towarzystwie przyjaciółki nie bała się odsłonić odrobinę, by słowem i gestem wyznać jej swoje odczucia. Delikatnie wyciągnęła dłoń w jej stronę, prezentując oprawiony w białe złoto zielony turmalin. Kamień połyskiwał w świetle kandelabrów i kominka, a gdy lady Lestrange ułożyła rękę pod odpowiednim kątem, jej przyjaciółka mogła dostrzec zarys smoczej łuski.
- Uwielbiam się jej przypatrywać – przyznała nieskromnie, przenosząc wzrok na własny pierścionek zaręczynowy; wyraz twarzy miała łagodny, być może nawet promienny – To nie tylko piękny gest, to obietnica. Nie obawiam się tego małżeństwa – uniosła dumnie głowę, składając przyjaciółce szczere wyznanie.
Zastanowiło ją na chwilę, czy Fantine znała Morgotha i szybkie wyliczenie pozwoliło jej sądzić, że debiutowali w tym samym okresie. Czy Róża miała już ugruntowaną opinię o młodym lordzie z Fenland, a może ze względu na uczęszczanie do innych szkół nie zdążyła sobie jej jeszcze wyrobić.
- Jeśli uważasz inaczej, daj mi proszę znać – dorzuciła pół żartem, pół serio; ostrożności nigdy za wiele, a choć kierowała się zawsze własnym rozsądkiem (a przynajmniej próbowała), mogła zawierzyć opinii lady Rosier.
Wspomniany kolor kreacji zdziwił ją nieco, a chociaż rozumiała motywacje Róży, zamierzała przedstawić jej swoje zdanie.
- Tak, to dobry kolor – przyznała, lecz z ociąganiem, zaś chwilę później uzupełniła swoją wypowiedź pewniejszym tonem – Bezpieczny. Od kiedy takie wybierasz? – spojrzeniem rzuciła wyzwanie swojej towarzyszce – Potrafisz okiełznać czerwień jak nikt inny, wykorzystaj to.
Słysząc prośbę lady Rosier, Marine uśmiechnęła się delikatnie, starając nie zarumienić za bardzo; choć w miejscach publicznych trzymała gardę i taka oznaka emocji nigdy by jej się nie wymknęła, w towarzystwie przyjaciółki nie bała się odsłonić odrobinę, by słowem i gestem wyznać jej swoje odczucia. Delikatnie wyciągnęła dłoń w jej stronę, prezentując oprawiony w białe złoto zielony turmalin. Kamień połyskiwał w świetle kandelabrów i kominka, a gdy lady Lestrange ułożyła rękę pod odpowiednim kątem, jej przyjaciółka mogła dostrzec zarys smoczej łuski.
- Uwielbiam się jej przypatrywać – przyznała nieskromnie, przenosząc wzrok na własny pierścionek zaręczynowy; wyraz twarzy miała łagodny, być może nawet promienny – To nie tylko piękny gest, to obietnica. Nie obawiam się tego małżeństwa – uniosła dumnie głowę, składając przyjaciółce szczere wyznanie.
Zastanowiło ją na chwilę, czy Fantine znała Morgotha i szybkie wyliczenie pozwoliło jej sądzić, że debiutowali w tym samym okresie. Czy Róża miała już ugruntowaną opinię o młodym lordzie z Fenland, a może ze względu na uczęszczanie do innych szkół nie zdążyła sobie jej jeszcze wyrobić.
- Jeśli uważasz inaczej, daj mi proszę znać – dorzuciła pół żartem, pół serio; ostrożności nigdy za wiele, a choć kierowała się zawsze własnym rozsądkiem (a przynajmniej próbowała), mogła zawierzyć opinii lady Rosier.
Wspomniany kolor kreacji zdziwił ją nieco, a chociaż rozumiała motywacje Róży, zamierzała przedstawić jej swoje zdanie.
- Tak, to dobry kolor – przyznała, lecz z ociąganiem, zaś chwilę później uzupełniła swoją wypowiedź pewniejszym tonem – Bezpieczny. Od kiedy takie wybierasz? – spojrzeniem rzuciła wyzwanie swojej towarzyszce – Potrafisz okiełznać czerwień jak nikt inny, wykorzystaj to.


The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley

Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni


Przez godną najwyższego potępienia opieszałość Ministerstwa Magii opieszałość anomalie zdążyły wyrządzić nieprawdopodobne szkody w ich świecie. Na krzywdę mugoli, o których słyszała, że zaznawali prawdziwych okropności, że ich ciała były boleśnie dręczone, pozostawała obojętna i niewzruszona; niemagiczna część populacji zawsze wzbudzała w Fantine absolutne obrzydzenie i niechęć. Skupiała się na tym co dotyczyło jej samej - śmierć ojca, wybuch, który wyrządził duże szkody w rezerwacie albionów czarnookich, ich rodowego dziedzictwa, wszystkich krwotoków z nosa i osłabień jakich doznawała, gdy używała czarów. Ze względu na troskę o własne dobro rzadziej używała czarów i budziło to w niej złość; była przecież czarownicą, nie mogła lękać się magii! Tworzenie eliksirów było bezpieczniejsze i to na nich skupiała się w ostatnich miesiącach, odnajdując przyjemność, o jaką się nie podejrzewała, w pracy w laboratorium rezerwatu na rzecz smoków. Alchemia zawsze należała do jej ulubionych dziedzin magicznych, jednakże dopiero teraz zaczynała w niej rozkwitać.
Obowiązki wciąż niezmiennie interesowały Fantine zdecydowanie mniej od życia towarzyskiego, przyjemności i mody, dlatego chętnie porzuciła temat anomalii i skupiła się na tym, co piękne. Na błyskotce na palcu Mariny, która podała jej dłoń lekko zawstydzona; nie miała powodu do rumieńców, wyłącznie do dumy. Mało która panna mogła wszak poszczycić się zaślubinami z tak korzystną partią; nie tylko utalentowanym łowcą smoków, ale - jak miały dowiedzieć się nazajutrz - najmłodszym nestorem rodu Yaxley w historii. Fantine ujęła smukłe palce śpiewaczki i nachyliła się ku niej, by z bliska przyjrzeć oprawionemu w złoto turmalinowi.
- Nic w tym dziwnego, także nie mogłabym oderwać wzroku, godny pozazdroszczenia - skomentowała szczerze, uśmiechając się ciepło; najistotniejsza część biżuterii młodej damy była naprawdę zachwycająca, nie podejrzewała lorda Yaxleya, pochodzącego z bagiennego rejonu, o podobny zmysł estetyczny - czuła się mile zaskoczony. - Obietnica czego? Zdążyliście się już lepiej poznać? - zapytała Fantine, zaintrygowana szczerym wyznaniem przyjaciółki. Zazwyczaj lord i lady poznawali się dopiero, tak naprawdę, po ceremonii zaślubin. Czy Marine miała to szczęście, aby poznać swego przyszłego małżonka lepiej?
- Mówiąc szczerze... Niewiele mogę ci powiedzieć. Lord Morgoth pozostaje mi obcym człowiekiem, choć debiutowaliśmy tego samego roku i pracuje dla Tristana. Nie chciałabym wydawać pochopnych osądów - stwierdziła Fanny. Nie przypominała sobie, aby w przeszłości zamienili choćby słowo, poza wymaganymi uprzejmościami; nie wiedziała o nim niemal nic, gdyby było inaczej - podzieliłaby się z Marine tą wiedzą.
- Czerwień jest mi najmilszą, ale to mocny, gorący kolor, a wieczór w towarzystwie młodych dam powinien być delikatny, czyż nie? - odparła Fantine, jeszcze raz zastanawiając się nad opcją bladoróżowej sukni; zapewne większość dam pojawi się w bezpiecznych, stonowanych kolorach, a ona lubiła przecież przyciągać uwagę. - A ty? Uchylisz mi rąbka tajemnicy?
Obowiązki wciąż niezmiennie interesowały Fantine zdecydowanie mniej od życia towarzyskiego, przyjemności i mody, dlatego chętnie porzuciła temat anomalii i skupiła się na tym, co piękne. Na błyskotce na palcu Mariny, która podała jej dłoń lekko zawstydzona; nie miała powodu do rumieńców, wyłącznie do dumy. Mało która panna mogła wszak poszczycić się zaślubinami z tak korzystną partią; nie tylko utalentowanym łowcą smoków, ale - jak miały dowiedzieć się nazajutrz - najmłodszym nestorem rodu Yaxley w historii. Fantine ujęła smukłe palce śpiewaczki i nachyliła się ku niej, by z bliska przyjrzeć oprawionemu w złoto turmalinowi.
- Nic w tym dziwnego, także nie mogłabym oderwać wzroku, godny pozazdroszczenia - skomentowała szczerze, uśmiechając się ciepło; najistotniejsza część biżuterii młodej damy była naprawdę zachwycająca, nie podejrzewała lorda Yaxleya, pochodzącego z bagiennego rejonu, o podobny zmysł estetyczny - czuła się mile zaskoczony. - Obietnica czego? Zdążyliście się już lepiej poznać? - zapytała Fantine, zaintrygowana szczerym wyznaniem przyjaciółki. Zazwyczaj lord i lady poznawali się dopiero, tak naprawdę, po ceremonii zaślubin. Czy Marine miała to szczęście, aby poznać swego przyszłego małżonka lepiej?
- Mówiąc szczerze... Niewiele mogę ci powiedzieć. Lord Morgoth pozostaje mi obcym człowiekiem, choć debiutowaliśmy tego samego roku i pracuje dla Tristana. Nie chciałabym wydawać pochopnych osądów - stwierdziła Fanny. Nie przypominała sobie, aby w przeszłości zamienili choćby słowo, poza wymaganymi uprzejmościami; nie wiedziała o nim niemal nic, gdyby było inaczej - podzieliłaby się z Marine tą wiedzą.
- Czerwień jest mi najmilszą, ale to mocny, gorący kolor, a wieczór w towarzystwie młodych dam powinien być delikatny, czyż nie? - odparła Fantine, jeszcze raz zastanawiając się nad opcją bladoróżowej sukni; zapewne większość dam pojawi się w bezpiecznych, stonowanych kolorach, a ona lubiła przecież przyciągać uwagę. - A ty? Uchylisz mi rąbka tajemnicy?

Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier

Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni


Świadomość nadchodzących obowiązków nie była dla niej niczym nowym, wszakże od małego wpajano jej, że po szkole przyjdzie czas na spełnienie rodowego obowiązku; Marine nie podejrzewała jednak, że nastąpi to tak szybko. Zaskoczona podjętymi na przełomie lipca i sierpnia decyzjami nie dała się zbić z pantałyku i z gracją odnalazła w nowej roli – jako narzeczona musiała przecież reprezentować sobą jeszcze więcej, niż jako dama. Ambicje współdziałały z motywacjami, dlatego młoda śpiewaczka bez problemu posortowała swojej priorytety, nie spodziewała się jednak, że szczyt w Stonehenge przyniesie zmiany bezpośrednio jej dotyczące. Wiedziała, że stosunki między rodami ulegną rozluźnieniu bądź zacieśnieniu, lecz nie miała pojęcia, że przyjdzie jej zostać żoną nestora. W swoich planach na przyszłość zakładała taki scenariusz nie tylko dlatego, że ceniła Morgotha i znała jego możliwości, ale nie przyszło jej na myśl, że wszystko nastąpi tak szybko.
Póki co, żyła w błogiej nieświadomości nadchodzących roszad i mogła bez skrupułów oddawać się przyjemnościom, a także i plotkom. Była młoda, nie miała wyrzutów sumienia z powodu wymienianych w zaufanym gronie uwag i opinii. Mogła podzielić się nawet skrawkami swoich emocji oraz uczuć, przy czym odkryła, że sprawia jej to przyjemność – gdy utrzymywała listowny kontakt z Fantine, nie przelewała na papier wszystkiego, co leżało jej na sercu, nie było bowiem między nimi aż takiego stopnia zażyłości. Z każdym spotkaniem relacja rozwijała się, ewoluowała w dobrym kierunku, dlatego Lestrange bez zawahania kontynuowała poruszony temat.
- Zdążyliśmy się poznać na tyle, bym czuła się bezpiecznie z myślą o przyszłości – przyznała, choć brała pod uwagę, że dla postronnych jej wyznanie może brzmieć jak mrzonki zakochanej nastolatki – Serce i rozum podpowiadają mi to samo, mam ochotę każdemu życzyć takiego porozumienia, jakiego spodziewam się między nami – jeszcze przez moment zapatrzyła się na swój pierścionek zaręczynowy, lecz w końcu cofnęła powoli dłoń.
Wysłuchała Fantine i skinęła głową z wdzięcznością; jeśli Róża miałaby wyciągać pochopne wnioski, rzeczywiście lepiej było zachować osąd dla siebie. Marine zrobiłaby to samo, gdyby znała przyszłego męża lady Rosier jedynie powierzchownie.
- Masz rację, z założenia wieczór panieński przebiega pod hasłem delikatności i powabu – uśmiechnęła się enigmatycznie, nie chcąc zdradzać, że dla swoich gości przygotowała coś odrobinę ciekawszego od samego sączenia szampana – Nikt nie spodziewa się po tobie bladego różu, możesz zaryzykować – wciąż jednak uważała, że jeśli ktoś ma zadać szyku w czerwieni, najlepiej zrobi to Fantine – Nie będzie to wielkim zaskoczeniem, ale zdecydowałam się oczywiście na rodowe kolory i trochę złota.
Póki co, żyła w błogiej nieświadomości nadchodzących roszad i mogła bez skrupułów oddawać się przyjemnościom, a także i plotkom. Była młoda, nie miała wyrzutów sumienia z powodu wymienianych w zaufanym gronie uwag i opinii. Mogła podzielić się nawet skrawkami swoich emocji oraz uczuć, przy czym odkryła, że sprawia jej to przyjemność – gdy utrzymywała listowny kontakt z Fantine, nie przelewała na papier wszystkiego, co leżało jej na sercu, nie było bowiem między nimi aż takiego stopnia zażyłości. Z każdym spotkaniem relacja rozwijała się, ewoluowała w dobrym kierunku, dlatego Lestrange bez zawahania kontynuowała poruszony temat.
- Zdążyliśmy się poznać na tyle, bym czuła się bezpiecznie z myślą o przyszłości – przyznała, choć brała pod uwagę, że dla postronnych jej wyznanie może brzmieć jak mrzonki zakochanej nastolatki – Serce i rozum podpowiadają mi to samo, mam ochotę każdemu życzyć takiego porozumienia, jakiego spodziewam się między nami – jeszcze przez moment zapatrzyła się na swój pierścionek zaręczynowy, lecz w końcu cofnęła powoli dłoń.
Wysłuchała Fantine i skinęła głową z wdzięcznością; jeśli Róża miałaby wyciągać pochopne wnioski, rzeczywiście lepiej było zachować osąd dla siebie. Marine zrobiłaby to samo, gdyby znała przyszłego męża lady Rosier jedynie powierzchownie.
- Masz rację, z założenia wieczór panieński przebiega pod hasłem delikatności i powabu – uśmiechnęła się enigmatycznie, nie chcąc zdradzać, że dla swoich gości przygotowała coś odrobinę ciekawszego od samego sączenia szampana – Nikt nie spodziewa się po tobie bladego różu, możesz zaryzykować – wciąż jednak uważała, że jeśli ktoś ma zadać szyku w czerwieni, najlepiej zrobi to Fantine – Nie będzie to wielkim zaskoczeniem, ale zdecydowałam się oczywiście na rodowe kolory i trochę złota.


The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley

Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni


Taki był już ich los. Gdy na świat przychodziła młoda dama, jej przyszłość z góry określało już pochodzenie i plany nestora rodu wobec niej; a one nie różniły się znacznie w poszczególnych rodzinach. W ich kręgach kobieta została wszak stworzona do bycia damą, żoną i matką, przygotowywano je do tej roli od najmłodszych lat i wcale nie ukrywano jak potoczy się ich życie. Fantine od zawsze słyszała, że gdy osiągnie odpowiedni wiek ojciec i wuj wybiorą dlań odpowiedniego kandydata, z którym przyjdzie jej stanąć na ślubnym kobiercu. Wierzyła w ich mądrość i miłość do niej, jako dziewczynka łudziła się, że wybór ten będzie także kierowany miłością do niej; dopiero z biegiem lat zorientowała się, że małżeństwo niewiele ma wspólnego z miłością, że to polityczny sojusz i transakcja. Nic więcej i nic mniej. Pogodziła się jednak z tym losem. Miała wspaniałe i cudowne życie, dostawała wszystko, czego pragnęła; odwiedzała wspaniałe miejsca, nosiła drogie stroje, obracała się w kręgach ludzi świata sztuki, światłych i znaczących czarodziejów; nie miała zmartwień. Ceną za to było wypełnienie obowiązku wobec rodziny - i była na to gotowa. Dzięki matce, której mądrości ceniła i brała głęboko do serca. Nie martwiła się o swoją przyszłość. Nawet, jeśli nie przyjdzie jej pokochać swego męża, nie uschnie z braku uczucia - tego była całkowicie pewna.
- To dobrze rokuje - stwierdziła Fantine. Cieszyła się, że już na początku przyjaciółkę i jej narzeczonego połączyła nić porozumienia - oby zacieśniała się z każdym miesiącem i rokiem. - Oboje jesteście bardzo młodzi, może to nawet lepiej, że jesteście na tym samym etapie życia? Będziecie uczyć się go razem - zastanowiła się Róża; siebie samą zawsze widziała na ślubnym kobiercu z mężczyzną ciut starszym, ale na samą myśl o groźbie Tristana, wypowiedzianej w gniewie, o zaślubinach ze starym lordem Avery aż się wzdrygnęła... Nikomu o tym nie mówiła, bo sama pragnęła o tym zapomnieć. - Oby i mnie spotkało podobne szczęście - westchnęła z rozmarzeniem. Była zaledwie trzy lata starsza od lady Marine, nie gniewałaby się jednak, gdyby Tristan poczekał z oddaniem jej ręki jeszcze kilka miesięcy; żadna dama nie chciała, aby przylgnęło do niej miano starej panny, lecz jako panienka bawiła się naprawdę dobrze - i chciała czerpać z życia pełnymi garściami, póki mogła.
- Chyba mnie przekonałaś - zaśmiała się, rzeczywiście spodziewając się wieczorku w ciepłym, wygodnym salonie, z szampanem i muzykantem w kącie, który wygrywa na harfie najsłodsze melodie, rozmów o sukienkach i wyobrażeniach o małżeństwie. - Na taką okazję kolory własnej rodziny są najwłaściwsze. Zwłaszcza, że to twe ostatnie chwile jako lady Lestrange - stwierdziła Fantine, unosząc dłoń, by opuszkami palców pogładzić policzek Marine w pełnym czułości geście.
Sądziła, że przyjaciółka będzie odczuwać żal, przypuszczała, że jest nie mniej przywiązana do Wyspy Wight, co ona sama do Dover - trudno będzie im obu rozstać się z rodzinnym gniazdem.
Rozsiadła się wygodniej w fotelu i napiła więcej szampana; wieczór był jeszcze młody, a one, nieświadome tragedii rozgrywającej się właśnie w Stonehedge, bezwstydnie oddały się plotkom i rozmowom na tematy błahe i nieważne. Rozmawiały do późna, nim się rozstały, a służąca odprowadziła lady Marine do komnat gościnnych, by mogła wypocząć.
| zt
- To dobrze rokuje - stwierdziła Fantine. Cieszyła się, że już na początku przyjaciółkę i jej narzeczonego połączyła nić porozumienia - oby zacieśniała się z każdym miesiącem i rokiem. - Oboje jesteście bardzo młodzi, może to nawet lepiej, że jesteście na tym samym etapie życia? Będziecie uczyć się go razem - zastanowiła się Róża; siebie samą zawsze widziała na ślubnym kobiercu z mężczyzną ciut starszym, ale na samą myśl o groźbie Tristana, wypowiedzianej w gniewie, o zaślubinach ze starym lordem Avery aż się wzdrygnęła... Nikomu o tym nie mówiła, bo sama pragnęła o tym zapomnieć. - Oby i mnie spotkało podobne szczęście - westchnęła z rozmarzeniem. Była zaledwie trzy lata starsza od lady Marine, nie gniewałaby się jednak, gdyby Tristan poczekał z oddaniem jej ręki jeszcze kilka miesięcy; żadna dama nie chciała, aby przylgnęło do niej miano starej panny, lecz jako panienka bawiła się naprawdę dobrze - i chciała czerpać z życia pełnymi garściami, póki mogła.
- Chyba mnie przekonałaś - zaśmiała się, rzeczywiście spodziewając się wieczorku w ciepłym, wygodnym salonie, z szampanem i muzykantem w kącie, który wygrywa na harfie najsłodsze melodie, rozmów o sukienkach i wyobrażeniach o małżeństwie. - Na taką okazję kolory własnej rodziny są najwłaściwsze. Zwłaszcza, że to twe ostatnie chwile jako lady Lestrange - stwierdziła Fantine, unosząc dłoń, by opuszkami palców pogładzić policzek Marine w pełnym czułości geście.
Sądziła, że przyjaciółka będzie odczuwać żal, przypuszczała, że jest nie mniej przywiązana do Wyspy Wight, co ona sama do Dover - trudno będzie im obu rozstać się z rodzinnym gniazdem.
Rozsiadła się wygodniej w fotelu i napiła więcej szampana; wieczór był jeszcze młody, a one, nieświadome tragedii rozgrywającej się właśnie w Stonehedge, bezwstydnie oddały się plotkom i rozmowom na tematy błahe i nieważne. Rozmawiały do późna, nim się rozstały, a służąca odprowadziła lady Marine do komnat gościnnych, by mogła wypocząć.
| zt

Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier

Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni


Przez osiemnaście lat nie zatlił się w niej głos sprzeciwu odnośnie sytuacji, w jakiej stawiana była jako dama i szlachcianka. Jej pozycja wiązała się z obowiązkami do wypełnienia i rolą do odegrania, ale niosła też ze sobą przyjemności i przywileje, o jakich reszta społeczeństwa mogła tylko pomarzyć. Nie miała matki, od której tak jak Fantine mogłaby czerpać mądrość, ale ojciec dość łagodnie dał jej do zrozumienia, że taryfy ulgowej nie będzie- musiała się dostosować do rodzinnego nurtu i to właśnie zrobiła, osiągając to wszystko, czym mogła pochwalić się na dzień dzisiejszy. Gdyby nie miała muzycznego talentu, nawet nazwisko nie pomogłoby jej dostać się do Opery. Gdyby nie posiadała choć odrobiny charyzmy, przebywanie na salonach stanowiłoby dla niej katorgę, a jej reputacja nie byłaby tak czysta i nieskalana, jak obecnie. Nigdy nie żaliła się nad swoim losem, bo i nie miała nad czym płakać. Tak przecież wyglądał ich świat od setek lat.
Życzenia przyjaciółki były szczere, słyszała to w tonie jej głosu i widziała w wyrazie twarzy, dlatego uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
- Na pewno tak się stanie – odpowiedziała z mocą, nawiązując do słów Róży o jej własnym szczęściu; nie mogły jeszcze o tym wiedzieć, ale następnego dnia pozycja Fantine miała znacznie urosnąć, jednocześnie czyniąc ją jeszcze lepszą partią – Gdyby twój przyszły mąż nie miał szczerych intencji, musiałby się zmierzyć z gniewem Tristana, a nie jest to chyba ryzyko, które ktokolwiek chciałby podjąć – rzekła pół żartem, pół serio; chociaż to nestor miał ostatnie zdanie w kwestii zaręczyn, pozycja starszego brata nieodłącznie kojarzyła się Marine z bliskością, troską i roztaczaną opieką.
Ucieszyła się słysząc, że lady Rosier zdecydowała się na wybór czerwonej sukni – dzięki niej miała szansę zabłysnąć na wieczorku panieńskim jeszcze bardziej. Kolor żywiołu ognia pasował do niej perfekcyjnie. Sięgając po szampana, młoda czarownica zdecydowała się oddać już tylko i wyłącznie relaksowi oraz swobodnie płynącej rozmowie, dlatego jej czas pod dachem Chateau Rose należał niewątpliwie do niezwykle udanych.
| zt
Życzenia przyjaciółki były szczere, słyszała to w tonie jej głosu i widziała w wyrazie twarzy, dlatego uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
- Na pewno tak się stanie – odpowiedziała z mocą, nawiązując do słów Róży o jej własnym szczęściu; nie mogły jeszcze o tym wiedzieć, ale następnego dnia pozycja Fantine miała znacznie urosnąć, jednocześnie czyniąc ją jeszcze lepszą partią – Gdyby twój przyszły mąż nie miał szczerych intencji, musiałby się zmierzyć z gniewem Tristana, a nie jest to chyba ryzyko, które ktokolwiek chciałby podjąć – rzekła pół żartem, pół serio; chociaż to nestor miał ostatnie zdanie w kwestii zaręczyn, pozycja starszego brata nieodłącznie kojarzyła się Marine z bliskością, troską i roztaczaną opieką.
Ucieszyła się słysząc, że lady Rosier zdecydowała się na wybór czerwonej sukni – dzięki niej miała szansę zabłysnąć na wieczorku panieńskim jeszcze bardziej. Kolor żywiołu ognia pasował do niej perfekcyjnie. Sięgając po szampana, młoda czarownica zdecydowała się oddać już tylko i wyłącznie relaksowi oraz swobodnie płynącej rozmowie, dlatego jej czas pod dachem Chateau Rose należał niewątpliwie do niezwykle udanych.
| zt


The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley

Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni


Tej nocy nie spala spokojne. Młody umysł lady Rosier nawiedzały liczne sny, jedne kolorowe i do bólu wręcz realne, inne zaś mgliste i nieprawdopodobne. Przebudzona nie potrafiłaby ich opowiedzieć, tak prędko te obrazy umknęłyby pamięci, nie dając myślom ująć ich w słowa, pozostawiłyby po sobie jedynie niepokój i szybciej bijące serce. W tych sennych wizjach powracały słodkie chwile dzieciństwa, pierwszy sabat, wspólne muzykowanie przy winie z Tristanem, Marianne i Melisande, gdy wszystko było słodkie i proste, a ojciec i matka spoglądali na ich z dumą. Przychodziły też wspomnienia z bezimiennej wyspy, czerwone ślepia o pionowych źrenicach, rozgniewane spojrzenie brata, martwe ciało ojca i Evandra, z której wybuch pierwszego maja niemal nie wycisnął ostatniego tchnienia. Fantine przewracała się w miękkiej pościeli z boku na bok, nie potrafiąc znaleźć wygodnej pozycji, nie mogąc się wyspać. Mary ją męczyły i dręczyły.
Z niespokojnego, płytkiego snu wyrwała Fantine szalejąca burza. Przybrała na sile nad ranem, chwilę przed brzaskiem. Niebo rozbłysło jaśniej niż dotąd: i to zmusiło ją do otworzenia powiek. Coś huknęło, a młodą Różę przejął lęk. Zadrżała, choć pościel miała wręcz rozgrzaną, przestraszona, że to znów się dzieje. Podczas ostatniej tak gwałtownej i strasznej burzy, gdy skumulowana w powietrzu magia wybuchła, straciła ojca. Przejęła ją trwoga, czy to nie stanie się znów, czy jej bliscy nie byli w niebezpieczeństwie. Zerwała się z łóżka, sięgając po różdżkę, ale nic się nie działo - grzmoty milkły, z nieba posypał się jedynie grad. W bladym świetle poranka, przez ciężkie od zaspania powieki trudno było jej cokolwiek dostrzec przez wysokie okiennice, coś jednak przyciągało ją do nich. Fantine, wiedziona dziwnym przeczuciem, postąpiła kilka kroków w stronę balkonowych drzwi, bosa, obleczona jedynie w cienką koszulę nocną. Długie, ciemnobrązowe włosy, splecione do snu w warkocz, opadały jej na plecy.
Odłamki lodu lśniły jak żadne inne. Upadały na parapet, na posadzkę balkonu, uderzały w szybę okien, ale nie niszczyły ich - nawet przez tę barierę wyczuwała ich dobrą, ciepłą energię. Spojrzała na niebo, na którym próżno było szukać pajęczyny licznych błyskawic. Poranek stał się dziwnie jasny.
Uchyliła drzwi, ostrożnie wyciągając rękę po jeden z kryształów, po czym szybko je zamknęła - do środka wtargnął zimny wiatr i znów zadrżała.
| zt

Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier

Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni


Strona 2 z 2 • 1, 2
Komnaty Fantine
Szybka odpowiedź