Wydarzenia


Ekipa forum
Przy kontuarze
AutorWiadomość
Przy kontuarze [odnośnik]03.05.15 18:27
First topic message reminder :

Przy kontuarze

★★★
Klub umiejscowiony przy jednej z głównych ulic otwiera się dopiero po zmroku; przy wejściu sprawdzane są dokumenty - wpuszczane są osoby wyłącznie pełnoletnie - oraz ubiór, wymagane są formalne szaty czarodziejskie. Przy szatni urzęduje pucybut, który dba o obuwie gości.
Wnętrze klubu urządzone jest w eleganckim stylu, stoliki są nieduże, przeznaczone dla najwyżej czterech osób. Na półkach za barem da się dostrzec różnokolorowe trunki, królują wykwintne drinki i likiery.
Kluczowym elementem klubu jest jednak scena, na której co wieczór odbywają się  pokazy burleski, a w niektóre dni również występy bardziej cenionych gwiazd muzyki  i kabaretu.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:52, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przy kontuarze - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Przy kontuarze [odnośnik]06.10.19 15:24
Skąd te śmiałości? Jakimś cudem wymykały się pod święty płaszcz, brudząc oblicze pozbawione skazy. Głos dawno zaciśniętych pieczęci, posłuszne spojrzenia Isabelli zerkające z porozwieszanych portretów i srogi palec starszych krewnych nie potrafiły utrzymać w ciasnej klatce niebezpiecznych wyobrażeń. Od dawna już o tym wiedziała. O tym, że nie wierzy we wszystko, co tak misternie próbowało przekazać jej otoczenie. Nie znała głosów i fantazji stłoczonych w tytoniowym cieple postaci, ale pozwalała, by plątała ją ta ciekawość. W jakimś niepojętym przekonaniu uznawała, że nic takiego się nie przydarzy, że podglądane obrazy to wciąż tylko obrazy, od których pozostawała odgrodzona. Łakome wiry dłoni nie zaczepiały delikatnych, dziewczęcych ramion. Sztuka ciała wzburzonego nieprzyzwoitym tańcem nie mogła jej przecież uwieść. Jednak zwabiła ją do tych wątpliwych zakątków, między ślizgające się po niej spojrzenia i prosto w sidła dusz nasączonych grzechem. Była jak ten płomień – za bardzo zbliżała się do wody. Dojrzewało w niej jednak pewne podejrzenie. Czasami w szeptanych myślach pozwalała sobie na odwrócenie tego układu, przyjmując tym samym dość ryzykowną interpretację: teraz przez okna i drzwi Beaulieu przelewały się rzeki. W powietrzu zawisła moc gasząca swoje najmłodsze korzenie. Nie radziła sobie z przedzieraniem się przez tak niepewne korytarze. To doprowadziło ją tutaj.
Nie brzmiała wiarygodnie. Echo śmiechu Cixi odbijało się o jej napięte ciało. Choć czarownica zdawała się jej sprzyjać, Isabella wcale nie poczuła się komfortowo. Urosło w niej przekonanie o tym, że ona wie, że wszyscy wokoło wiedzą. To przecież jasne, przyszła tu, poniekąd godząc się na to oczarowanie, na nasycenie nowym doznaniem. Chciała je badać, a jednak gdzieś głęboko w sobie przeczuwała katastrofę. Pod jaką jednak postacią miała wkrótce nadejść? Wybrzmiewającą w głosie pewność tak łatwo można było rozwiać. Nawet najbardziej pożądliwy widok nie mógł mieć jednak mocy wyrywania jej z łap przeznaczenia. Czyż nie tak właśnie było? W tej przedłużającej się bliskości czuła jej zapachy. Silne wonie kobiety podającej w wątpliwość rumiane próby buntu. Może słusznie. – Dlatego że rozumiem, jak działa teatr. Choć to przedstawienie będzie inne od tych, które poznałam, motywacje pozostają zbliżone. Scena i widownia łączą się ze sobą na kilka chwil, ale potem czar się rozmywa, smak przemija. Opada kurtyna, a my zaraz znów powracamy na ziemię – odpowiedziała spokojnie, mimo że serce zdawało się ściskać samo w sobie. Nie wspomniała o tym, jak mocno zdarzało jej się przeżywać, że między dotykiem poduszki a słodkim niebyciem sennym świadomie przesuwała niematerialne sceny z ostatniego spektaklu, szukając dla nich kontynuacji, zmieniając bieg aktów i słowa wyśpiewywane przez postacie. Bezpiecznie było myśleć o burlesce jak o kolejnym spotkaniu ze sztuką – innym, ale domkniętym w oswojonym standardzie.
Odważnie wkraczające na scenę kobiety oderwały uwagę Isabelli od towarzyszącej jej przy drugim końcu stolika czarownicy. Ta zniknęła na kilka chwil, kiedy to młode oczy dawały się drażnić ciasnym, niemożliwym do pojęcia strojem i uwodzącym ruchem długiej nogi. Wciągnęła mocno powietrze, otwierając oczy jeszcze szerzej. Nie kłamała. Ubrane tak, jakby wcale nie były. Pełne, zmysłowe i niepozwalające spojrzeć w bok. Zgubiła tę impresję, dopiero gdy doleciał do niej szept Cixi. – Chciałabyś się stać tak silna jak oni? – spytała zaskoczona, ale nie samym jej pragnieniem, lecz niespodziewanym odkryciem. Przecież sama poniekąd potrzebowała odnaleźć w sobie te moce. Płynęły w niej one, przekazane prosto od przodkini, ale dziś jakby uśpione. Lord Rosier wierzył, że młoda Isabella jest w stanie sięgnąć po potęgę wieków. Tymczasem ona nie czuła, że jest na to gotowa, choć nie przestawała o tym rozmyślać. – Może dlatego, że to my nieustannie staramy się dla nich – rzuciła śmiałą myśl wznieconą przez doświadczenia ostatnich tygodni. Nie ignorowała także i wiedzy płynącej z tego spotkania. – Ale tę pewność tracę – dokończyła cicho.
Nieznajomej nie przeszkadzało prowadzenie odważnych rozmówek podczas trwania cieknącego bezwstydem występu, co przecież w szlachetnej operze byłoby nie do pomyślenia. Z pewnością wyrzucono by postać tak śmiało gardzącą dobrym obyczajem. Tu zasady zdawały się nie istnieć. Nie była przyzwyczajona do takiego dzielenia uwagi, choć zwracanie ku niej twarzy czasami okazywało się przyjemnym ratunkiem od tych widoków. Nie przywykła do tego, by ktokolwiek wyciskał z niej wyznanie za wyznaniem. Czy jednak i sama również nie stawiała pytań? – Próbuję to odkryć. Chciałam się tu znaleźć. Zobaczyć, czym jest ich sekret, jak one to robią, jak czarują… Dlaczego to działa? – mówiła niezbyt głośno, wolała nie drażnić przelotnie zerkających ku niej oczu artystek. To byłoby niegrzeczne – nawet mimo grzeszności całego występu. Zadane Cixi dużo wcześniej pytanie znów wróciło. Patrząc na tancerki, wiedziała, dlaczego żadna z nich nie stanęłaby tam i nie zatańczyła. Obnażały się przed stadem przypadkowych dusz, nie wiedząc, komu oddają swoje tajemnice.
Dotknięta dłoń drgnęła, a Isabella poszukała ciemnych oczu. Błysk niezrozumienia przemknął przez jej własne. Odpowiedzieć miał tylko ten nikły uśmiech. Przecież Cixi i tak wiedziała. Bella wspominała o nowości, o tym, że jest nieoswojona ze sztuką o tak dziwnych figurach. Niemniej dziwnych niż zaskakujący dotyk wędrujący po całej dłoni. Dwa powolne wdechy nie mogły uspokoić niewinnej aury – teraz jeszcze bardziej niepewnej. Co ona robiła? Wznieciła poczucie zagrożenia, choć wcale nie bolały te muśnięcia obcych palców. Nie poruszyła własną ręką. – Nigdy nie wiemy, jakie tajemnice odsłoni poranek. Może się znamy, droga Cixi – dodała serdecznie, a może i nawet żartobliwie. Jej głos kołysał nieco osaczoną doznaniami Bellę. Nie chciała jej jednak wciąż wierzyć, choć zdawało się, że coś je łączyło, coś poza wspólnie podglądaną rozrywką. Fala niepokojów nigdy jednak nie odpłynęła.
– Wszystkie są takie wyraźne, zamaskowane mocnym makijażem. Obnażone, ale jednak schowane pod maską bezwstydu. Jak myślisz, kim się stają po zejściu ze sceny? – mówiła, pozostawiając na koniec lekko rozchylone usta. Żadnej nie wybrała sobie na swoją ulubioną. Nie wiedziała, czy jej się to podoba, choć na pewno czuła ciepło zahaczające o poszczególne skrawki skóry. A może rozrastające się właśnie pod nią?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Przy kontuarze - Page 8 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Przy kontuarze [odnośnik]12.10.19 17:15
Pojmowała działanie teatru - a więc pochodziła z artystycznej rodziny. Deirdre przyglądała się Isie bez mrugnięcia okiem, uważnie, tak, jakby w każdej sekundzie mogła stać się świadkiem kontrowersyjnego cudu, mikro przedstawienia, którego nie mogła przegapić. Czyżby miała do czynienia z potomkinią Fawleyów? A może czystokrwistą dziedziczką jednej z rodzin związanej z roztaczaniem protekcji nad młodymi malarzami bądź aktorami występującymi na deskach wyselekcjonowanych spektakli? W grę wchodziły także płomienne geny Selwynów, powracających ostatnio na ścieżkę chwały, mającej doprowadzić ród pod przewodnictwem czarownicy ku utraconej potędze - Deirdre jednak nie przywiązywała się do żadnego z tych podejrzeń, po prostu chłonąc towarzystwo nieznajomej. Jej zapach, drogich perfum, drogich materiałów i mogącego kosztować równie wiele zagubienia; dotyk miękkiej, wypielęgnowanej skóry dłoni, nie odwzajemniającej jednak kontaktu, spiętej, wręcz zastygłej wśród fałd rzadkiego materiału sukni. - Wydajesz się znać na specyfice sceny. Występujesz?Wystawiasz swoje dzieła? Kim jesteś, Isa? - spytała, bardziej zainteresowana konkretami, dotyczącymi ścieżki, którą wybrała siedząca obok blondynka, niż teoretycznymi rozważaniami na temat kurzu opadającego z zastygłej po spektaklu kurtyny. Chciała wiedzieć o niej jak najwięcej, sycić się konkretami, budować obraz na podobieństwo swojego? Kto wie; może widziała w niej swoją młodszą wersję, jeszcze skrępowaną konwenansami, sztywną, spiętą, w środku jednak gotową na to, by stanąć w świetle reflektorów, obnażając skrywane dotąd pragnienia. - Co kryje się za twoją kurtyną? - dodała szeptem, pochylając się ku niej jeszcze bardziej. Loża pozwalała na takie czynności, a choć blizna po cesarskim cięciu zapiekła, zignorowała ból, znajdując się już ustami tuż przy zarumienionym policzku nieznajomej. Przypadkowego prezentu od losu; prezentu, jakiego się nie spodziewała, ba, jakiego tak naprawdę nie pragnęła, ale który obudził w niej dawno nieużywaną część chwiejnej osobowości. Tą czulszą, namiętniejszą, nieposkromioną Deirdre; tą, która uczyła się przekuwać obrzydzenie i lęk w pasję - to z nią smakowała ust pewnej uzdrowicielki, zalękniona, zatrwożona i zarazem po raz pierwszy bezpieczna w czyichś ramionach. Rozumiana, oswojona, przyjmowana łagodnie i z ekstatycznym zrozumieniem swych potrzeb. Stłumiła drżenie ciała, gdy zapach perfum uderzył ją w nozdrza. Gdzieś w tle słyszała kanonadę oklasków, gdy jedna z piękności wykonała zapierający dech w piersiach półobrót, odsłaniający więcej ciała - prawdziwą nagość miała tutaj, przed sobą, w postaci zagubionej we własnych pragnieniach dziewczyny o jasnych włosach, oczach i cerze. - Może już taka jestem - odpowiedziała, ciągle szeptem, pewna, że jej gorący oddech spływa po odsłoniętej szyi czarownicy w dół, budząc przyjemne dreszcze. - Jak mężczyźni - dodała niepotrzebnie i jednocześnie, zadziwiająco dla samej siebie, szczerze. Silna jak mężczyzna, zdolna, oddana Sprawie, utalentowana, odważna; gotowa zaryzykować naprawdę wiele dla władzy i nadchodzącego tuż przed nią zwycięstwa. Czy podobnie czuł się Tristan, pochylając się nad kolejną złotowłosą czarownicą? Instynktownie kroczyła jego ścieżką, próbowała wejść w jego skórę, podświadomie pragnąc wtopić się w mężczyznę, który stał się dla niej synonimem władzy absolutnej. Nad nią, nad innymi kobietami, nad innymi ludźmi. Chciała go lepiej zrozumieć, poznać, wślizgnąć się na moment w życie mężczyzny, mogącego czerpać rozkosz z towarzystwa ślicznotki takiej jak Isa.
- Bo dotyka tabu, czegoś zakazanego, mrocznego, a zarazem pięknego; bo zapowiada spełnienie, o które trudno w małżeńskich alkowach - odpowiedziała na kolejne jej pytanie, dalej szeptem, tak, by nie przeszkadzać nikomu w kontemplacji spektaklu wątpliwie wysokich lotów. I by trafić prosto do wrażliwego ucha Isy. Obcej, ale próbującej igrać z nową znajomą. Deirdre zaśmiała się cicho, perliście, pewna, że i blondynka odczuje wibracje chichotu na własnej skórze - niczym przyjemne drgania płynące od orkiestry i tętniącego rytmem kroków tancerek parkietu. - Możliwe. A może dopiero będzie nam dane poznać się naprawdę, bez masek i uprzęży konwenansów - dodała, drugą dłonią odgarniając z czoła czarownicy kilka niesfornych, jaśniejących w półmroku kosmyków. Pieszczotliwie, troskliwie, zbyt długo przytrzymując opuszki palców przy skroni Isabelli, by uznać to za czysto przyjacielski gest. Igrała z ogniem, trochę nieświadomie, trochę z premedytacją, sycąc się gęstą atmosferą wieczoru. Brakowało jej tego: doznań, chaosu, zmysłowości, intensywnych, dwuznacznych bodźców, niekoniecznie moralnych przygód. Ostatnie miesiące kojarzyły się jej z wymuszonym postem, bolesną wstrzemięźliwością, którą zamierzała zakończyć w najsłodszy ze sposobów. Jeszcze nie dziś, gra wstępna, próba generalna przed premierą powrotu królowej niosła ze sobą niemalże tak samo intensywną przyjemność. - Stają się kimś takim jak ja. Albo jak ty - odparła znów, przyjmując jej lekko żartobliwy, lecz ciągle niski, mruczący i rozkoszny dla ucha ton. Chłodna dłoń dotykająca jej ręki poderwała się, sunąc w górę, wzdłuż zgięcia łokcia, przesuwając się stamtąd na wąską talię blondynki. - Grzecznymi urzędniczkami. Córkami artystów. Wdzięcznymi siostrami i posłusznymi córkami. Marzycielkami. Kochankami. Dziewicami o wybujałej wyobraźni - wymieniała na granicy bezgłośności, sunąc palcami wzdłuż żeber, krągłości piersi, zatrzymując się przy odsłoniętych obojczykach dziewczyny. Potem, gdy już miała musnąć opuszkami jej szyję, odsunęła się - wyprostowała, powracając do pierwszego dystansu. Nie chciała jej spłoszyć, nie zamierzała się też narzucać; szanowała niezależność. Własną i cudzą. Już raz zbyt mocno zaangażowała się w podobną zabawę, by chcieć rozmieniać się na knuty bez jakiejkolwiek szansy na wygranie głównej nagrody. - A kim stałabyś się ty, gdyby zgasły wszystkie światła, tak czujnie śledzące każdy twój ruch? - spytała całkiem poważnie, choć w jej słowach drżało lekkie rozbawienie. Nagły dystans od ciała Isy sprawił, że jej ciało przeszył chłód, ale nie zwracała na to uwagi, nagle przenosząc ją z powrotem na deski kameralnej sceny, gdzie muzyka przybierała na szybkości, a rumiane kobiety lśniły od potu i coraz bardziej namacalnych męskich spojrzeń. Sięgnęła po wino ostatni raz, dopijając je do końca; pamiętała sztywną dłoń Isy - nie odwzajemniła dotyku, odczytywała więc to jako odmowę. Słodko-gorzki finał pełnego piękna wieczoru. Wino rozgrzało język, pomogło zapomnieć o domu, dzieciach, o złowrogim cieniu mężczyzny: dziś chciała być tylko i z kobietą; z kimś, kto rozumie lub kto zacznie rozumieć niezapisane prawa rządzące damsko-damską przyjaźnią.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Przy kontuarze [odnośnik]19.10.19 22:33
Stopy poprowadziły ją przez te wieczorne uliczki właśnie tutaj, właśnie ją. Mrok miał stać się płaszczem tajemnicy, roztoczyć mgłę wygodnej anonimowości. Nie tylko jednak dlatego, że nie wolno jej było z taką fascynacją zerkać na rozkwitające na scenie pokusy, mierzyć się z oczami gotowymi zedrzeć z niej łakomie ostatnie osłony niewinności, ale również dlatego, że nigdy nie chciała być odkryta, przyporządkowana. Nie tej jednej nocy, kiedy wymarzyła sobie być, a potem rozpłynąć się i powrócić do posklejanego z wiecznych zasad życia. Nie wierzyła w bezprawie panujące odważnie poza szlacheckimi murami, ale nie mogła zignorować zapachu inności, zapachu większej swobody. Jego uosobieniem stawała się czarna dama rozsiadająca się w fotelu, podczas gdy Isabella wciąż pozostawała dość sztywna, niechętnie sklejając plecy z oparciem. Wolała ściskać w sobie ciało, nie gubić czujności i nie dać się zaskoczyć upiorem mogącym nadejść nieoczekiwanie z któregoś przyciemnionego kąta. Jednak to spojrzenie wchłaniające kobiece figury zaczynało się rozpływać, tracąc swoją upartą, sztywną postawę – tracąc czujność.
Jestem płomieniem, który nie chce rozpraszać się na wietrze. Jestem płomieniem, który winien parzyć, a nie być parzonym. Jestem płomieniem, który boi się zapłonąć. Jestem… nie wiem, kim jestem. – Dziś to nie ma znaczenia – odpowiedziała, patrząc przed siebie. Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć na tę zaciekawioną kobietę. Obrócona delikatnie głowa starła się z niespodziewaną bliskością. Policzek tulił policzek, w niedotykalnym dotyku prawie odbierając mu szlachetne bladości. Isabella zastygła, nie umiejąc radzić sobie z tak zaskakującym przeniknięciem obcego zapachu w jej dotąd szczelnie podomykane zakątki duszy. – Być może pragnienia niegodne blasków wdzięcznego poranka  – odparła jakże niekonkretnie, wciąż nie dając jej tego, czego potrzebowała – twardych, oczywistych odpowiedzi. Błądziły w niedopowiedzeniach, w gąszczu rozmówek nazbyt często przesuwających się niewidocznie po światach tak dobrze jej znanych. Nie jednak w tak lepkich kontekstach. Mimo to czuła nieznośną suchość na ustach.
– Więc nie pozwól, by ktokolwiek ci to odebrał – zareagowała na dość abstrakcyjne, choć wcale nie aż takie niespodziewanie stwierdzenie. Wyobrażała sobie potęgę jej męskości, tej siły pochwyconej w kobiecym ciele, w kobiecym umyśle, a jednak tak niepojętej dla tak delikatnej postaci, jaką pozostawała Isabella – mimo własnej fantazji, mimo grzesznych i niepokojących potrzeb stania się silniejszą niż jej słodkie, kruche koleżanki. Wendelina mordowała wrogów, wrogów kobiecości i wrogów magii, a ślad jej parzących czarów przeniknął i do krwi urodzonej setki lat później Belli. Spróbowała skrzyżować swoje spojrzenie z ciemnym wejrzeniem Cixi. – Jak tego dokonałaś? – zapytała tak skuszona, lekko rozpuszczająca się w nęcącej aurze nieznajomej. Nie odtrącała tego niewiadomego wyzwania intymności, ale też znów nie uczyniła niczego, co mogłoby zedrzeć z nich granice gęstego wstydu. A przynajmniej z Isy.
Szept ten ciągnął się ślisko, prawie czuła jak z każdym słowem ciemnowłosej wiedźmy niewidzialna nić oplata jej ciało coraz więcej, coraz bardziej władczo. Wysuwała się z jej postaci i tak okalała coraz pewniej, coraz śmielej oblicze pogubionej damy. Drażnione ucho nie potrafiło wykonać uniku przed bezwstydną mową. Tkwiąc w bieli, nie zaznała żadnej namiastki namiętności, o których opowiadała jej kobieta. Przełykała te wizje, próbując zatrzymać nieuchronnie zjawiające się w umyśle obrazy. W bliskości ich postaci zatrzymało się mrowiące ciepło. Nie można było przecież umykać przed łapaniem oddechów. Nić stawała się wężem, a węże przecież bywały bardzo niebezpieczne. I bardzo cwane. – Poznać tak naprawdę… Pozbawioną teatralnej woalki. Jaka jest twoja twarz, nieosłonięta? – zapytała, czując palce przy swoich włosach. Upadały kolejne mury, choć oczy węża wcale nie hipnotyzowały anielskiej duszy. Isabella nigdy nie czuła się aniołem, choć wielu chciało go w niej upatrywać. To nie ta droga, nie te pragnienia. Zamiast tego mogłaby kąpać się w żarliwych czerwieniach. Gdyby tylko odważyła się zanurzyć.– I czego ci potrzeba? – Skoro jak ta kocica wędrujesz dotykiem po nieskalanych duszach. W tych finezyjnych grach Isabella upatrywała podstęp, a jednak jak ta spetryfikowana trwała, nie umiejąc powstrzymać nieodpowiedniej dłoni, ani też w żaden sposób jej odpowiedzieć. Choć coś się chyba stało, gdy zaczęła ona sunąć coraz śmielej po krawędziach niedotykanego ciała. Nie w pierwszej, nie w drugiej chwili, ale być może obce palce, natrafiwszy na niewiadomy punkt, rozpaliły alarmujący płomień. Dopełniły się te ogniska w jeden wściekły pożar, gdy tylko do gestów dodano słowa, okrutne wyliczenia, próbujące złamać jej tajemnice.  I tak odsunęła się, chcąc pożegnać to połączenie. Zacisnęła na moment oczy, lecz i to nie broniło jej przed śladem dreszczy. – Przestań – wymówiła wreszcie. – Twój czar nie jest moim pragnieniem, jest nim przedstawienie. A to... nie mnie powinnaś ofiarować – kontynuowała w tej ostatniej obronie swej wątpliwej niewinności, nachylając się tak, by szept dosięgnął Cixi. Wzięła cięższy oddech i mocne spojrzenie ulokowała na scenie. Bo przecież to o nią tutaj chodziło. – To co robisz, to o czym opowiadasz… Budzi mój niepokój – oświadczyła, pragnąc wielce poszanowania na nowo wyznaczanej granicy. Błysk fascynacji zniknął w nowych mrokach. Poczuła się źle. Lęk zwyciężył, ucisnął wszelkie niedawno wyjawione wyobrażenia, całą ciekawość. – Nikim ponad to, kim jestem teraz, gdy gubię śledzące mnie światła, gdy podglądam, gdy nie dotykam – mówiła chyba dość wyraźnie, nie bardzo jednak wierząc we własne słowa. Nie chciała nowego zderzenia z uwodzącym spojrzeniem. Przy niej czuła się tak niewielka, tak bezbronna, a przecież to tylko kobieta. A może aż? Może władała mocą i odwagą bardziej imponującą niż u niejednego mężczyzny. Tak niewiele wiedziała o świecie, a te niewiadome pchały ją w tył, zamiast ciągnąc do kuszących, nieodkrytych lądów.  – Powinnam wracać – szepnęła bardziej do siebie niż do niej. Nagle zapragnęła tych bezpiecznych przystani.
Ona nią nie była. Bella się spłoszyła.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Przy kontuarze - Page 8 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Przy kontuarze [odnośnik]05.11.19 16:33
Jasnowłosa kobieta, kryła pod blaskiem niewinnego uroku ciemniejszą tajemnicę, najwyraźniej tak trudną do obnażenia, że budzącą wyciszony do tej pory lęk. Odruch ucieczki był nieoczywisty, ale dla Deirdre - więcej niż widoczny. Posunęła się za daleko? Dotknęła wrażliwego miejsca, musnęła palcami zbyt blisko prawdy? Wycofywanie się kobiety wcale nie obudziło w niej irytacji czy niezadowolenia, świadczyło bowiem paradoksalnie o zmniejszeniu dzielącego ich dystansu. W sposób, który Isa na razie odbierała jedynie jako zagrażający, lecz z czasem, umiejętnym podejściem i łagodnym odkrywaniem własnej tożsamości - czyżby rozmówcyzni obawiała się tego, kim była naprawdę; bez masek, bez ram wychowania, bez podążania ślepo wydeptanymi już ścieżkami? - mogący przynieść prawdziwą świadomość. Satysfakcję. Spełnienie. I nie chodziło tylko o drżące między nimi w odblaskach scenicznej rozrywki napięcie: Deirdre rozpoznawała w skrzącym się spojrzeniu czarownicy głód, tęsknotę, zagubienie, a nie istniało nic bardziej rozkosznego od odsuwania kurtyny przyzwoitości, przez długie lata ograniczającej korzystanie z piękna czarodziejskiego świata. Sama Mericourt znajdowała się niegdyś na miejscu skrępowanej Isabelli: być może dlatego towarzystwo zarumienionej, lecz roziskrzonej czarownicy było dla niej tak przyjemne. W pewien sposób nawet nostalgiczne.
W milczeniu śledziła każde drgnienie mięśni skrytych pod wypielęgnowaną skórą twarzy, każde szybsze zatrzepotanie długimi włosami, każdy wdech napinający drogi materiał sukni, cnotliwie chroniącej biel dekoltu. Półmrok nie ułatwiał wyłuskiwania promyków uroku, lecz pozwalał zarazem chłonąć te odblaski bez wzbudzania przesadnego zainteresowania z rejonów, z których go nie pragnęła. Chciała ujrzeć tylko jasną tęczówkę ustępującą miejsca rozszerzającej się źrenicy; pąs spływający aż za ostre krawędzie obojczyków; rozprostowujące się złote pukle łaskoczące odkryte ramiona. Fizyczne objawy wewnętrznego rozpadu, chaosu, mającego zaprowadzić nowy porządek. Rozpoczęty ciekawością, która naprawdę potrafiła być pierwszym stopniem do piekła - a przynajmniej do piekielnie słodkich doświadczeń.
- Może pewnego razu zdradzę ci tę tajemnicę - odparła szeptem, czując, że ciepło wywołane podziwem kobiety rozlewa się po jej ciele szybciej od alkoholu. - a wtedy stanie się ona i twoim sekretem - dodała jeszcze ciszej, tak, że ciepły oddech o zapachu wina musiał owionąć szyję blondynki. Uśmiechnęła się lekko, słysząc kolejne pytania: zaciekawienie zostało odwzajemnione, cieniutka, lecz niezwykle trwała pętelka zacisnęła się wokół losu dwóch czarownic, zbliżając złote nitki ku sobie. Na jak długo? Chciałaby to wiedzieć, ale fascynacja wibrująca w głosie Isy wynagradzała wszelkie niedogodności. - Jest taka sama. Już nie muszę się kryć i krygować, już mogę być sobą - odparła szczerze, z kocim uśmiechem, lekko przechylając głowę. Zdobyła moc pozwalającą jej kroczyć przez życie z wysoko podniesionym czołem: a przynajmniej tak się jej wydawało, taką rzeczywistość chciała kreować tego wieczoru, na moment zostawiając za sobą rolę utrzymanki i matki. - A potrzebuję...tylko inspirującego towarzystwa. Kogoś o pięknym ciele i duszy; kogoś, kto potrafi bawić się konwenansami, przyzwoitością, słowem - kontynuowała, prostując się, na nowo dając Isie przestrzeń. Najwidoczniej niezwykle jej potrzebowała, spłoszyła się jeszcze bardziej, werbalnie próbując na nowo postawić między nimi mur. Oczy Cixi rozbłysnęły czymś trudnym do opisania, trochę rozbawieniem, trochę współczuciem, trochę czułością. Jeszcze nikt tak pięknie nie mówił o wywołanym przez nią samą niepokoju.
- Oczywiście - skwitowała tylko, bez urazy czy dąsów, spoglądając prosto na dumnie uniesiony profil czarownicy. Pierwszy akt został brutalnie zakończony, ale spodziewała się przecież takiego toku wydarzeń - z wyjątkowymi okazami należało postępować ostrożnie, krok po kroku, miękko, by nie wyczuły drapieżnika, by dały się oswoić. Deirdre nie wiedziała, czy uda się to z tą złotowłosą ślicznotką, nie wiedziała niczego na pewno, ale próbowała zaakceptować ten stan rzeczy. Ciała opakowanego w drogie ubrania. Duszy zatrzaśniętej ponownie za wiekiem moralności i wychowania. - Nie będę więc przeszkadzać w podziwianiu wyrafinowanego występu - dodała, powoli podnosząc się z fotela, na blacie stolika zostawiając sakiewkę ze złotem: za nie obie. Hojny gest słomianej bogaczki, poprawiającej przód obcisłej sukni. - Proszę, zostań. Ciesz się doznaniami, które na codzień pozostają dla ciebie zakazane - powiedziała lekko, kładąc na ramieniu Isabelli dłoń. Lodowatą, smukłą; machinalnie przesunęła palcami po odkrytej szyi blondynki, śledząc błękit przebijających się przez bladą skórę żył. Mimo wszystko, opuszczała jej towarzystwo zadowolona. Z apetytem na więcej. - Baw się dobrze. Kto wie, może się jeszcze spotkamy. W ostatnie czwartki miesiąca występy są tutaj najodważniejsze - szepnęła, pochylając się nad nią, by francuskim i nie do końca zaakceptowanym jeszcze na Wyspach zwyczajem pocałować kobietę w policzek na pożegnanie. Ostatni raz zaciągnęła się zapachem drogich perfum - i zostawiała na towarzyszce swój znak, krwistoczerwoną czerwień pocałunku, odcinającą się od porcelanowej skóry. Sugerowała miejsce następnego spotkania - o ile Isa zebrałaby odwagę; nie zamierzała pokładać w tej znajomości zbyt wielkiej nadziei, lecz jednocześnie nie zamierzała znikać nie dając jej możliwości rozkwitu. Kto wie, co przyniesie przyszłość - i czy nieznajoma mogła stać się dla niej zbawienną ucieczką, sekretną przyjemnością, przelotną fascynacją, pozwalającą powoli odbudowywać swoje życie poza czujnym spojrzeniem nestora Rosierów. Deidre wyprostowała się i posłała czarownicy ostatni uśmiech, po czym zniknęła w półmroku sali przy akompaniamencie kolejnego crescendo, zapowiadającego drugi akt niemoralnego występu - na razie będący niepokojącą tajemnicą.

| ztx2 :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Przy kontuarze [odnośnik]31.12.19 9:28
16.02?

Nie wiedział, dlaczego nogi poniosły go akurat tutaj - gnając za pogrzebanymi już wspomnieniami i za utraconą przyszłością. Niegdyś właśnie tak wyobrażał sobie przecież swoje wieczory po pracy: w eleganckim klubie, z dobrym alkoholem, w otoczeniu pięknych kobiet. W tych marzeniach nie było miejsca na nudę, z którą Tonks mylił domowe ciepło (za które oddałby teraz wszystko!). Przed trzydziestką (oraz krótko po), Michaelowi nawet nie przyszło do głowy by się ustatkować, ożenić, założyć rodzinę. Spełniał się w pracy i gnał za przygodą, co zawiodło go do pewnego norweskiego lasu, gdzie jego życie zmieniło się na zawsze. Po ugryzieniu wilkołaka utracił szansę i na zabawę i na stabilizację, a to, że ostała mu się kariera, było prawdziwym cudem.
Minęły niecałe dwa dni od lutowej pełni. Pierwszy z nich Tonks spędził w domu, odsypiając zmęczenie i ból. Drugiego poszedł już do pracy. Brał urlop co miesiąc, nie chciał nadużywać dobrej woli przełożonych.
Nadal nie odwiedził Hannah, choć zaprosiła go do siebie w liście, choć zawsze był mile widziany w jej sklepie. Nie chciał się jej pokazywać, nie teraz, gdy wyglądał jak żywy trup - blady, z chorobliwie podkrążonymi oczyma, trzymający się na nogach tylko dzięki kilku mocnym kawom. Dobrze, że tuż po pełni mógł (dzięki wyrozumiałości Rinehearta) wykonywać tylko zadania biurowe w Ministerstwie. Normalnie wolał akcję w terenie i umierał z nudów przy papierkowej robocie, ale pełnie wyczerpywały go tak bardzo, że nadawał się tylko do przeglądania akt.
Powinien wrócić do domu i odsypiać pełnię dalej, ale samotność bywała jeszcze bardziej dokuczliwa niż zmęczenie. Snując się po Londynie, nie chciał wpadać na znajomych ani z nikim rozmawiać, ale chciał obserwować innych. Słyszeć szum ich głosów, wtopić się w tłum, odczuwać pozory kolektywnej bliskości. W "Piórku Feniksa" lubił niegdyś słuchać muzyki. Za dawnych lat przychodził tutaj pewny siebie (a wręcz arogancki) by podrywać baletnice i śpiewaczki. Z jedną flirtował nawet dłużej, mając nadzieję na coś więcej. Ale jego "coś więcej" oznaczałoby kilka upojnych nocy, a ona chyba liczyła na stabilizację.

Gdybym mógł cofnąć czas, nie wyjechałbym do żadnej Norwegii i już dawno zaproponował komuś stabilizację. Niekoniecznie jej, ale Blanche była przykładem, że od flirtującego aurora łatwo może odwieść kobietę chcący się żenić wymoczek.

Zamówił wino i opadł na krzesło, przymykając oczy i usiłując odgonić wspomnienia. Gdy rozbrzmiała muzyka, nadal nie rozchylił powiek. Spojrzał w stronę sceny dopiero gdy usłyszał znajomy głós, a serce ścisnęło mu wspomnienie dawnych, głupiutkich flirtów.

A więc była tu nadal, piękna i szykowna. Ileż oddałby za to by nadal być kimś, kto rozmawia z kobietami bez cienia kompleksów. By móc spędzić Walentynki z Hannah, iść bez zażenowania na mugolską potańcówkę, albo nadal kokietować śpiewaczki w klubach.




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Przy kontuarze - Page 8 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Przy kontuarze [odnośnik]03.01.20 1:57
Siedziała za fortepianem, jak zwykle elegancka i szykowna. Nienaganna, inna, a przynajmniej dla niego, który znał ją parę lat temu. Wygrywała dobrze znaną sobie i stałym bywalcom melodię. Co jakiś czas zerkała w stronę klientów, próbując wyłapać z tłumu jakąś konkretną twarz. Być może taką, której nie widziała tu od dawna; kogoś, kogo nie spodziewała się tu ponownie ujrzeć. Była ciekawska, toteż te krótkie przerwy w grze, kiedy to mogła brylować między stolikami gośćmi były dla niej przyjemnym urozmaiceniem w pracy. Tym wyczekiwanym momentem, kiedy to zacierała rączki na nowe plotki zasłyszane gdzieś z głębi sali; tą wypatrywaną chwilą, kiedy to liczyła na komplet słodkich słówek i choćby jedno zaproszenie na drinka; tą oczekiwaną okazją na chwilę zwodzenia garstki snobów. Delikatnie naciskała klawisze, grając według wszystkich nut; trzymała tempo, naciskając przy tym odpowiedni pedał. Dziewczyny tańczyły w rytm wygrywanej muzyki, a ona zerkała na widownię. Światło, jak zwykle, skupiało się na scenie; część dla gości była bowiem zaciemniona, jak gdyby odizolowana od tej przeznaczonej dla pracowników klubu. Niezawodny sokoli wzrok Blanche pozwolił jej jednak dostrzec dziwnie znajomą twarz. Jak gdyby starszą, o nieco innych rysach i zupełnie różnej, od tej znajomej Flume, mimice.
To był on. Nie mogła się mylić.
Jego zdołała zapamiętać wystarczająco dobrze.
Poznała go właśnie tutaj. Młodsza o parę lat, z biedniejszym bagażem doświadczeń, ale też i portfelem. Jeszcze ze swoim panieńskim nazwiskiem uwodziła, czekając tylko na to jedno, istotne w sprawie pytanie. Nie liczyło się dla niej pochodzenie, do serca też nie brała wieku, wyglądu czy inteligencji; swojego wymarzonego męża traktowała raczej jak bank. Ten udzieli jej pożyczki, której ona w istocie wcale nie spłaci z powrotem. Po prostu przygarnie część grosza, który jej przypadnie. Byleby był on satysfakcjonujący. Stąd też cały ten małżeński angaż niewiele miał wspólnego z jakimkolwiek uczuciem; była w stanie doprowadzić faceta do zguby, wmawiając im jakiś stek bzdur o nieistniejącym dziecku, do którego poczęcia się przyczynili; była w stanie zaspokoić wszelkie potrzeby swojego wybranka, nawet jeśli okazałyby się dla niej nieakceptowalną prośbą; była w stanie zdradzać, byleby tylko małżonek ją znienawidził i zechciał porzucić, żądając przy tym rozwodu. Z Michaelem co prawda nie łączyło ją aż tak wiele, bowiem co najwyżej krótka i niezobowiązująca miłostka (choć pewnie i z niej Blanche próbowałaby stworzyć głębszą relację, gdyby tylko miała pewność co do zawartości jego skrytki w Banku Gringotta). Nie mniej jednak wspomnienia z tego tymczasowego romansu miała pozytywne, a i fakt ich prędkiego rozejścia okazał się być tym, przynajmniej dla Blanche, pozytywnym, wszak tuż po zakończeniu tej relacji, poznała w końcu czarodzieja, który faktycznie zamążpójście jej zaoferował. Od tamtego momentu nie widziała go ponownie, zapewne celowo unikał tego miejsca, nie mogąc już nawet na nią spojrzeć; być może się ustatkował i takie szwendanie się już nie należało do jego nawyków; być może też opuścił Londyn na jakiś dłuższy okres i wrócił tu dopiero teraz. Opcji było wiele, a Flume pragnęła dowiedzieć się, która z nich okaże się tą faktycznie prawdziwą. Chciała wyczytać coś z tej enigmatycznej twarzy. Wszystko to było jakieś ambiwalentne - z jednej strony czuła, że zna go przecież wcale nienajgorzej, z drugiej jednak już z tak dużego dystansu dostrzegła w nim jakąś zmianę. Cholernie chciała wiedzieć.
Skończyła grać. Wstała od instrumentu, wynurzając się wreszcie zza drewnianego stelażu. Pewnym siebie krokiem skierowała się w stronę klienteli, gdzie ponownie rozbłysły światła. Nikt już nie skupiał się na scenie, nikt już nie patrzył na tancerki; te zniknęły za kurtyną, a Blanche doskonale wiedziała, w które to miejsce zmierza tego wieczora. Nie zwracała uwagi na zaczepki mężczyzn, którzy przychodzili tu codziennie; ignorowała też tych jej nieznajomych, spojrzenie skupiwszy na tym jednym, konkretnym stoliku.
- Michael Tonks - wymruczała, siadając obok.


nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyle co pra­wie nic
naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń
i po­god­ne dni
naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy
i dłoń w po­trze­bie
nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyl­ko po pro­stu sie­bie.

Blanche Flume
Blanche Flume
Zawód : gra, śpiewa i trochę dramatyzuje
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
jestem kobietą
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się

jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7923-blanche-adaline-flume#225452 https://www.morsmordre.net/t8235-lettres-d-amour#237698 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f106-fleet-street-47-2 https://www.morsmordre.net/t7944-skrytka-bankowa-nr-1919#226691 https://www.morsmordre.net/t7945-b-flume#226692
Re: Przy kontuarze [odnośnik]07.01.20 7:46
Przymknął oczy, dając się porwać muzyce, niemal tej samej - choć jeszcze lepiej wyćwiczonej, jeszcze bardziej harmonijnej - niż lata temu. Kiedyś bywał tu całkiem regularnie, zauroczony atmosferą tego miejsca, a jeszcze bardziej - piękną artystką. Teraz już prawie zapomniał o tamtym epizodzie w swoim życiu, o chwilach pewności siebie, szarmanckiego flirtu i niemal dziecięcej beztroski. Niegdyś kochał się bawić i płynąć z nurtem życia, znajdując w tym odskocznię od ciężkiej pracy aurora. Teraz pozostała mu tylko praca, tak jakby karał samego siebie za swoje przekleństwo, nie przyznając sobie prawa do odpoczynku, do zabawy, do uczuć. Ze tej zimnej skorupki wyrwał go dopiero Sylwester: ciepło kobiecej dłoni, herbata z Hannah... Nadal jednak nie wiedział co zrobić z kiełkującym uczuciem do panny Wright, która zasługiwała przecież na kogoś normalnego. W młodości wszystko było łatwiejsze. Na przykład z Blanche. Łatwość tej znajomości brała się z tego, że cenił i szanował artystkę, ale nigdy nie brał ich relacji na poważnie. Nawet wiadomość o jej małżeństwie nie popsuła mu zanadto humoru - choć najpierw przyjął wieść o zaręczynach z urażoną dumą i na pewien czas zaczął unikać "Piórka Feniksa", to w końcu się uspokoił i zaczął wspominać Blanche z uśmiechem. W głębi duszy wiedział przecież, że zasługiwała na kogoś poważnego, nie domyślając się jej zainteresowania cudzymi portfelami - zbyt zawróciła mu w głowie, by podejrzewał ją o małostkowość. Zachował sentyment i miłe wspomnienia, rozbudzane teraz piękną muzyką.
Nie spodziewał się, że padnie na niego badawczy wzrok Blanche. Sam stracił czujność, wsłuchując się w tęskne nuty - a gdy otworzył oczy, zapadła cisza i piękna kobieta zmierzała już w jego stronę. Zamarł. Nie przyszedł tutaj w poszukiwaniu starych znajomych, nie chciał patrzeć w oczy dawnym miłostkom. Nie chciał, by ktokolwiek z przeszłości widział, jak bardzo się zmienił i poszarzał. Ba, przez kilka miesięcy po ugryzieniu brutalnie odciął się nawet od własnej rodziny, od najwierniejszych przyjaciół. Niczym dziki wilk, nie wychodził wtedy ze swojej chatki. Od tego czasu ucywilizował się, pogodził z losem, zaczął odbudowywać zniszczone mosty - ale dzikość pozostała.
Nie miał jednak dokąd uciec, więc zmusił usta do bladego uśmiechu.
-Blanche... - zawiesił głos, nie mając pewności, czy nadal jest mężatką? Myślał, że po ustatkowaniu się przestanie tu grać. Ale czy można okiełznać artystyczną duszę?
-Miło cię widzieć. - zapewnił, mając nadzieję, że przyszła porozmawiać tylko z uprzejmości i dawnego sentymentu. Gdyby wiedział, że widzi w nim zagadkę do rozwiązania, to chyba wziąłby nogi za pas. -Co...co u ciebie? - kontynuował, niezręcznie. Cholera, co się stało z jego dawną pewnością siebie, z upodobaniem do zręcznego flirtu?



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Przy kontuarze - Page 8 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Przy kontuarze [odnośnik]17.01.20 19:08
Obraz ich niezobowiązującej relacji migał jej przed oczami. Miała wrażenie, że na przestrzeni lat wcale nie tak wiele zdołało ulec zmianie, a jednak siedziała tu teraz z innym nazwiskiem i pierwszymi zmarszczkami. Jednakże to nie jej osoba winna przy tej okazji stanowić za ciekawy podmiot konwersacji; to on intrygował, nie mniej niż niegdyś, kiedy to poznawała jego oblicze wyczekując słodkich komplementów. Teraz wyglądał zdecydowanie dojrzalej, choć nie znaczy, że gorzej - oboje się zmienili, a trzydziestoczteroletni (jak wyliczyła szybko w swoich myślach) Michael Tonks statusem dalece był jeszcze do starca. Widziała to zaskoczenie w jego mimice, wyczuła też w głosie zdziwiony ton, którego nie spodziewała się usłyszeć. Znany jej charakter i temperament Michaela nie odpowiadał jakoś tej niepewnej nucie, zgoła sprzecznej z jego szarmancką, pewną siebie naturą, dzięki której oczarował ją parę lat temu. Tacy jak on działali na nią najsilniej, choć wzbudzali fascynację raptem na krótką chwilę; po czasie nudziła ją i irytowała ta ekstrawagancka poza, bowiem facet nie mógł być bardziej dominującym od niej samej. Po prostu lubiła być tą prowadzącą (niekiedy) do zguby, władczą indywidualistką, zarówno w poważniejszych związkach, jak i przejściowych miłostkach. Z Tonksem wielkiej miłosnej przygody nie przeżyła, lecz wspominała jego osobę raczej pozytywnie, nawet kiedy zorientowała się, że w istocie kocha swojego męża. Zapewne dlatego, że traktowała go jako odległe wspomnienie, o które Nic nie powinien być zazdrosny; być może jeszcze go kiedyś spotka, ale co najwyżej porozmawiają chwilę i ich drogi ponownie się rozejdą. Do większości swoich kochanków nie przywiązywała zresztą zbyt wielkiej wagi, by myśleć o łączących ich wydarzeniach przyszłościowo. Teraz po prostu przyszła się przywitać. Zwyczajnie chciała nawiązać rozmowę i dowiedzieć się, co i jak, ot co. Bez żadnych konkretnych zamiarów.
- Ciebie również - rzekła szczerze, uśmiechając się delikatnie. Jeszcze nie widziała w nim tej zagadki. O tym, że czeka ją przeprowadzenie śledztwa dopiero miała się dowiedzieć. Wszakże sądziła, że ten pełen niepewności ton jest wynikiem głębokiego zaskoczenia. Przygotowywała się już bowiem na pierwsze zagrywki zakrawające o flirt; no chyba, że się na niego nie odważy, sądząc że wciąż jest mężatką.
- Cóż, niewiele się zmieniło. Jak widzisz, nadal jestem muzykiem, nadal grywam tu co wieczór... choć teraz już jako wdowa - zaznaczyła, coby to Michael nie powstrzymywał się przed tą zręczną gadką. Tak go przecież zapamiętała - jako wprawionego w tych finezjach mężczyznę, choć nie pasującego do roli amanta. Poprawiła loki, zatrzepotała rzęsami, na wspomnienie o mężu reagując z absolutną obojętnością. Oczy się nie zaszkliły, a mina nie zrzedła, nawet jeśli do tej pory Blanche za nim tęskniła. Była silną kobietą, nie mogła sobie pozwolić na żadne, pełne histerii reakcje na wspomnienie zmarłego. Bynajmniej nie przed Michaelem Tonksem.
- A jak ty się miewasz? Jak mniemam wciąż szarżujesz? - spytała, mając na myśli brak obrączki na palcu. Nijak jednak dała mu do zrozumienia, że ma na myśli jego miłosną sferę życia i tak oczekiwała w zainteresowaniu na jego odpowiedź.


nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyle co pra­wie nic
naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń
i po­god­ne dni
naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy
i dłoń w po­trze­bie
nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyl­ko po pro­stu sie­bie.

Blanche Flume
Blanche Flume
Zawód : gra, śpiewa i trochę dramatyzuje
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
jestem kobietą
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się

jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7923-blanche-adaline-flume#225452 https://www.morsmordre.net/t8235-lettres-d-amour#237698 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f106-fleet-street-47-2 https://www.morsmordre.net/t7944-skrytka-bankowa-nr-1919#226691 https://www.morsmordre.net/t7945-b-flume#226692
Re: Przy kontuarze [odnośnik]31.01.20 22:41
Chłonął zmysłami postać, zapach i słodki głos pięknej Blanche - Blanche, z którą dzielił łoże gdy jego mugolska krew nie stała jeszcze na przeszkodzie flirtom z artystkami o czystej krwi. Na moment przymknął powieki, pod którymi stanęły mu ich miłosne uniesienia. Krótka i intensywna przygoda, w której oboje szukali tego samego: niezobowiązującej przyjemności, dreszczu ekscytacji, zdobywanej nowości. Gdyby którekolwiek z nich miało inne, większe nadzieje, to nie rozstaliby się tak... naturalnie, w milczącym porozumieniu.
Gdyby to była miłość, wspominałby Blanche znacznie częściej - ale miłostka była zbyt błaha, by do dziś budzić radosne wspomnienia, a spełnienie i satysfakcja uniemożliwiały tęskną nostalgię. Nocami śnił o kobietach, które przynosiły mu ból - o tej, której nigdy nie mógł mieć, bo przykładała większą niż Blanche wagę do czystej krwi. I o tej, której miłości nie zauważył, dopóki nie oddała za niego życia, odciągając uwagę wilkołaka. Gdyby Astrid nie poświęciła się tamtej nocy, zapewne zajęłaby w jego pamięci miejsce podobne Blanche: jednej z wielu kochanek, którym uległ chętnie i dość nieodpowiedzialnie. Silnych kobiet, które zawsze go fascynowały, ale którym nigdy nie chciał dać się okiełznać. Był w końcu podrywaczem, szczerym (!) graczem, chłonącym życie garściami i pragnącym zapewnić sobie i swoim kobietom rozkoszną przyjemność, ale niepowiązaną z odpowiedzialnością. Liczyła się dla niego tylko praca, a po pracy - zabawa. Był karierowiczem, który liczył na to, że ustabilizuje się bliżej czterdziestki.
Tyle, że przed czterdziestką dopadła go klątwa, uniemożliwiająca zarówno dalszą zabawę, jak i jakiekolwiek optymistyczne plany. Pozostał skupiony na karierze, jedynym co mu zostało, ale nie był już podrywaczem, tylko przygnębionym starym kawalerem. Czy właśnie dlatego przyszedł do "Piórka Feniksa", usiłując przypomnieć sobie dawnego siebie (tak żywego w pamięci Blanche i skrytego za grubym murem we własnej świadomości)?
Nie musi wiedzieć, co się stało. Nie musicie się nawet już nigdy spotkać, Londyn jest wielki. Słyszysz? Jest wdową! Bez obaw, znajdź kilka czułych słówek. - dawny Michael odezwał się nagle w głowie tego obecnego, podsuwając sprawdzoną strategię, wzbudzając ukryte tęsknoty. Wolał nawet nie liczyć, ile to już czasu nie był z kobietą - a pocałunki nieśmiałej Hannah i odtrąconej Philippy ożywiły w nim tylko wzburzone uczucia. Przez ułamek sekundy usiłował sobie wmówić, że flirt z Blanche, uśmiechniętą i trzepoczącą rzęsami, byłby mniej naganny niż zwodzenie niewinnej dziewczyny albo przypadkowej nieznajomej. Ale potem otrzeźwiał, przypominając sobie, jak bardzo gardzi nieszczerością... i sobą samym.
Uśmiechnął się uprzejmie, zbyt uprzejmie, jak na kogoś, od kogo Blanche oczekiwałaby flirtu.
-Bardzo mi przykro z powodu twojego męża. - odpowiedział z grzeczną obojętnością. Nie znał faceta, mógł co najwyżej współczuć samej Blanche, która nie wyglądała jednak na zbytnio zrozpaczoną. -Od dawna jesteś wdową? - czas leczy rany, to mogło wiele wyjaśniać. A może jej mąż jest jedną z wielu ofiar obecnej politycznej zawieruchy?
-Nadal przepięknie grasz i śpiewasz. - dodał, a kąciki jego ust uniosły się w wesołym uśmiechu... ale oczy pozostały jakieś puste i smutne. Muzyka wzbudziła w nim nostalgię, nie radość.
Zrozumiał doskonale aluzję Blanche i na moment stracił rezon, spoglądając na nią z zaskoczeniem i nagłym zakłopotaniem. Zaraz jednak odchrząknął i roześmiał się nerwowo.
-Chciałbym. - wyznał szczerze. Chciałby wciąż podrywać, tańczyć, żyć pełnią życia. -Ale w Biurze Aurorów tyle się dzieje... obawiam się, że mam więcej pracy niż życia osobistego. - uściślił, zgodnie z prawdą.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Przy kontuarze - Page 8 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Przy kontuarze [odnośnik]14.02.20 19:45
Niepamięć była dla niej poważną zniewagą. Lekceważącym zachowaniem ignorantów, którzy prowadzą na tyle hulaszcze życie, by nie być w stanie spamiętać każdej z kochanek. Nie liczyła, że będzie wspominana; nie liczyła, że któryś z ofiar jej tymczasowych gierek będzie śnił o niej po nocach. Miała jednak nadzieję na to, że zostanie godnie zapamiętaną partnerką, na tyle wyróżniającą się pośród pozostałych, że zajmie istotne miejsce w pamięci (a nawet sercu!) swoich amantów. Michael Tonks zdawał się być mężczyzną niepodlegającym jej życzeniom; na szczęście Blanche nie posiadała pełni świadomości w tej kwestii, stąd też nie odwracała wzroku w przeciwną stronę, zacisnąwszy przy tym usta; wręcz przeciwnie, oczy skupione na sylwetce i twarzy towarzysza patrzyły zalotnie spod długich rzęs, a usta nie miały zamykać się choćby na chwilę. Taki stan rzeczy bynajmniej nie wskazywał na fochy żadnego rodzaju, nawet jeśli jej nostalgiczna chęć flirtu była daleka spełnieniu. Fascynacja starym znajomym nieustannie podsycana była przez jego zgoła enigmatyczne i odbiegające od tego, dotychczas Blanche znanego, pewnego siebie zachowania. Musiała to żądanie w sobie jakoś ugasić, a do prawdy zdolna była jedynie dojść poprzez cwaną konwersację. Tonks nawet nie zauważy, kiedy Flume zdoła wydobyć z niego najważniejszy dla niej zlepek informacji; nie zwróci uwagi na jej baczne obserwacje, które pomogą porównać jej hipotetycznie odmienny obraz. Choć nie sądziła, by cokolwiek ich kiedyś jeszcze łączyło, pragnienie poznania faktów było zbyt mocnym uczuciem, zbyt intensywnym pociągiem, którego nie potrafiła zignorować. Nie wspominając już o elektryzującej satysfakcji i poczuciu dumy, które towarzyszyłoby jej przy poprawnym rozpoznaniu problemu. Chyba przez to nieradzenie sobie z własnymi kłopotami potrzebowała poznawać cudze, bawiąc się przy tym w szpiega.
- Och, darujmy już sobie te kondolencje. To było dawno - stwierdziła z udawanym lekceważeniem. Nie chciała myśleć o nim teraz, siedząc przed mężczyzną, z którym jeszcze kilka miesięcy przed swoim narzeczeństwem bezsennie spędzała noce. Nie potrafiła myśleć o ich dwójce - o Nicu i Michaelu - w tych samych kategoriach, bo te relacje opierały się na zupełnie innych wartościach. Teraz Nica już nie było, a Tonks, nie wiedzieć dlaczego, siedział przy stoliku w Klubie, po tylu latach. Prędko otrząsnęła się z chwilowego zamyślenia, kiedy to usłyszała w końcu trochę słodkich słów, których to wyczekiwała od samego początku. Zdołały ją wytrącić ze skupienia, obraz smutnego wzroku pozostawiając poza rejestrem. Wstąpiła w tę nieco nieszczerą pozę skromności, ostatecznie wypowiadając parę bynajmniej nie nieśmiałych stwierdzeń:
- A ty nadal się nie zmieniłeś. Wciąż przystojny, wciąż błyskotliwy, wciąż kulturalny i z klasą.
Pełnej pewności co do tych zmian nie miała, wszakże gromada wątpliwości względem jego osoby kłębiła się w jej głowie bez chwili wytchnienia, a przerwa na pogaduszki wcale taką długą nie była. Nim zdołał całkowicie odpowiedzieć na jej niejednoznaczne pytanie, wypaliła:
- Mnie nie nabierzesz, Michaelu. Ktoś z twoją prezencją i osobowością może to robić bez granic - powiedziała, próbując złapać wzrokowy kontakt. - Nie żebym uważała to za coś złego, sama przecież kiedyś praktykowałam taki tryb życia - dodała, nijak wspominając o tym, że jej życie w istocie to nadal tak właśnie wygląda. - Zatem to praca odciąga cię od kochania? - spytała, niejako sama odpowiadając sobie na zadane pytanie. Uśmiechnęła się, pozwoliwszy sobie na pełen ironii żart, tak kontrastujący z jej gładkim, dźwięcznym głosem:
- Teraz nie jesteś w pracy. Możesz pozbyć się tej smętnej maski pracoholika i wprawić w zachwyt parę dziewcząt. - Eteryczny ton, słodkie perfumy i podkreślone atrybuty piękna skondensowały się w niej teraz, kiedy to zbliżyła wargi do jego ucha, by wyszeptać: - Tak samo, jak kiedyś doprowadzałeś do szaleństwa mnie.


nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyle co pra­wie nic
naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń
i po­god­ne dni
naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy
i dłoń w po­trze­bie
nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyl­ko po pro­stu sie­bie.

Blanche Flume
Blanche Flume
Zawód : gra, śpiewa i trochę dramatyzuje
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
jestem kobietą
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się

jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7923-blanche-adaline-flume#225452 https://www.morsmordre.net/t8235-lettres-d-amour#237698 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f106-fleet-street-47-2 https://www.morsmordre.net/t7944-skrytka-bankowa-nr-1919#226691 https://www.morsmordre.net/t7945-b-flume#226692
Re: Przy kontuarze [odnośnik]15.02.20 21:46
Och, wspominał Blanche z sentymentem, to oczywiste. Zajęła zaszczytne miejsce w jego pamięci, ale nigdy - nawet wtedy - nie dopuścił jej do swojego serca. Jeszcze zanim ją poznał, nauczył się (boleśnie i na własnej skórze), że można się poparzyć, mierząc ponad swój poziom. Że jego życie miłosne nie będzie miało racji bytu z panną czystej krwi lub szlachcianką, a Blanche - choć wydawała się tak tolerancyjna, tak uśmiechnięta i roześmiana - była przecież za dobra dla zwykłego mugolaka. Jej mąż pasował do niej o wiele bardziej, a brak zaangażowania emocjonalnego pozwalał Michaelowi wspominać kochankę z uśmiechem. Ich romans był transakcją nastawioną na przyjemność, w którą oboje weszli z pełną świadomością, w której żadne z nich nie chciało się poranić. A przynajmniej nie Mike.
Teraz z kolei... nie był pewien, czego od siebie oczekują, dlaczego się do niego dosiadła. Też myślała z sentymentem o ich wspólnych chwilach? No cóż, był w końcu wtedy młody, jurny, wysportowany i bardzo się starał (w tych aspektach, które starania się wymagały). Rozmowa mile podbudowywała jego ego, ale zarazem miał się na baczności. I tak za bardzo opuścił jednak gardę, nie doceniając zupełnie mocy kobiecej ciekawości.
Lekceważenie, z jakim podeszła do kondolencji, nieco go zaniepokoiło, ale pozostawił jej słowa bez komentarza. Może jej małżeństwo też było transakcją, która przedwcześnie wygasła? Nie jego sprawa.
Podświadomie rozpromienił się na jej słowa, które w głębi serca pragnął usłyszeć. W końcu jego największym marzeniem był powrót do przeszłości, lekarstwo na likantropię, odzyskanie młodości, energii i szansy na miłość i rodzinę (choć, skrywając emocje za maską pracoholizmu, nawet przed sobą nie przyznawał się do dojmującej samotności!). Uśmiechnął się, ale wzrok pozostał poważny, niedowierzający. Nie zmienił się? Klątwa wyryła przecież przedwczesne zmarszczki na jego twarzy, nadwyrężyła siłę mięśni, naznaczyła cerę niezdrową bladością.
-Blanche, jak zawsze czarująca. - jak zawsze biegła w słowach. Tylko... czego mogła od niego chcieć? Czy te komplementy to po prostu nostalgia? Ech, nie rozumiał kobiet.
Jej kolejne słowa były tak bezpośrednie i zaskakujące, tak jej (tylko Blanche, słodka Blanche, mogła się do niego tak zawadiacko odzywać!), że aż odchylił głowę do tyłu i roześmiał się szczerze, wesoło, jak za dawnych czasów.
-Och, Blanche. Przy tobie wcale nie chciałbym być od niczego odciągnięty. - wyrwało mu się, zanim przypomniał sobie o zdrowym rozsądku. W głowie miał w końcu wspomnienie jej gorących ramion, ciepłych ust przy swoim uchu, loków muskających tors.
-Może... wyrosłem z dziecinnych "dziewcząt"? - uśmiechnął się szarmancko i ujął Blanche za rękę, unosząc jej dłoń do swoich ust. Zawahał się na moment - mógł teraz wyjaśnić jej, że sytuacja polityczna jest zupełnie inna niż kilka lat temu, że praca aurora zrobiła się o wiele bardziej skomplikowana i stresująca, zwłaszcza dla wilkołaka mugolaka. Ale czy Blanche w ogóle chciałaby to wiedzieć?
Zdecydował się więc zrobić to, co zwykle - ucałował kobiecą dłoń, zatrzymując na niej wargi nieco dłużej niż wypadało.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Przy kontuarze - Page 8 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Przy kontuarze [odnośnik]18.02.20 19:27
Odpowiadało jej to. Odpowiadał jej ten cały system i tradycja, którą wytworzyła na potrzeby jego funkcjonowania. Ta dominacja, której tak zawzięcie poszukiwała w relacjach z mężczyznami. Ten, znany raczej z popkultury, model kobiety fatalnej; modliszki, która pożera swojego samca podczas aktu płciowego. W faktycznym rozumieniu wszystko było, rzecz jasna, ujęte w metaforycznych tego stwierdzenia ramach, choć liczył się efekt. Dla Blanche liczyła się ta damsko-męska hegemonia, która niekiedy potrafiła doprowadzić do szaleństwa. Nawet jeśli nie myślała o swoich kochankach jak o ofiarach, nawet jeśli w jej głowie nigdy bezpośrednio nie pojawiła się idea tych celowych, toksycznych działań, dopuszczała się ich. W tejże kwestii nie podlegała konwenansom - spragniona bliskości byłaby w stanie doprowadzić do czyjejś zdrady bądź dopuścić się jej osobiście. W teorii jednak reguły jej gry pozostawały sprawiedliwymi: nie posługiwała się żadnymi środkami, by osiągnąć swój cel. Jej sposób opierał się na urodzie oraz paru zręcznie dobranych, acz wciąż galanteryjnych słowach.
Nijak świadczy to jednak o jej bynajmniej nie bezdusznym sercu. Choć swoich partnerów traktuje niekiedy zbyt małostkowo, lekceważąco myśląc również o samej relacji, zdolna jest miłości. Zmysłowość nie jest czynnikiem przynoszącym jej pełnię satysfakcji. Kochać też trzeba umieć, a Flume, nieprzyzwyczajona do wyrzeczeń czy kompromisów, nie pojęła jeszcze tej sztuki. Wątpliwą kwestią pozostaje również fakt tego, czy kiedykolwiek pozna ten nieznany jej odłam uczucia, kiedy to jej przyjdzie walczyć o ukochanego.
Na usłyszany komplement zareagowała jedynie bladym uśmiechem. Spełniał jej zachcianki, bowiem błyszczał tu przed nią, rzucając pozornie nic nieznaczącymi komplementami; ona chłonęła je jak gąbka, napawając się swoją własną (nie)doskonałością. Tego właśnie potrzebowała - chwili docenienia i po prostu bycia w centrum uwagi. Michael Tonks jej to zapewniał, nawet jeśli wcale tego nie oczekiwała. Bo przecież podeszła do tego stolika bez żadnych zamiarów, ot co, jako stara bliska znajoma, której należała się chwila pogawędki o błahostkach. Tymczasem siedziała tu teraz, machinalnie posyłając mu te zalotne spojrzenia, hipnotyzując tym swoim powabnym głosem, rozpraszając woń słodkich i zarazem ckliwych perfum; manipulowała słowami, sprowadzając ten dialog na znany grunt - w tej sytuacji pozostawał on jednak nieplanowaną wypadkową, której wcale nie żałowała. Nie czuła też żadnej nieodpowiedniości, nie wyczuwała nut nieszczerości; wówczas droga stała się dla niej otwartą i wcale nie chciała z niej zbaczać. Przy okazji była to forma sprawdzenia i przekonania się co do tych wątpliwości, które wobec niego miała. W pewnym sensie sam Michael nadał konkretny ton tejże konwersacji, stąd też już taką powściągliwą nie była.
- Zatem problem leży gdzie indziej - stwierdziła. Wspomnienia wspólnie spędzonych nocy błysnęły jej przed oczyma. Niby przypadkiem zmieniła pozycję, eksponując przy okazji swoje długie nogi, dotychczas ukryte pod materiałem sukienki. W duszy dziękowała krawcowi, który wpadł na pomysł umiejscowienia tego rozcięcia. - A ja chyba znam na niego sposób - dodała z uśmiechem. Bez chwili zawahania podjęła się jego dłoni. Ach, był zupełnie taki jak kiedyś, może nieco mniej dosłowny i arogancki, ale wciąż nie brakowało mu manier. I stanowczości.
- Co niektóre kobiety też dojrzały z wiekiem... - skomentowała, odgarniając jeden z loków z twarzy. - Większość jednak się nie zmienia, pozostając tymi samymi, nierozsądnymi dziewkami - dodała po chwili z wyczuwalną w głosie nutą ironii. - Zapewne tylko na takie trafiałeś i stąd zacząłeś usprawiedliwiać swój zastój w kochaniu tą niewdzięczną pracą?


nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyle co pra­wie nic
naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń
i po­god­ne dni
naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy
i dłoń w po­trze­bie
nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyl­ko po pro­stu sie­bie.

Blanche Flume
Blanche Flume
Zawód : gra, śpiewa i trochę dramatyzuje
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
jestem kobietą
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się

jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7923-blanche-adaline-flume#225452 https://www.morsmordre.net/t8235-lettres-d-amour#237698 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f106-fleet-street-47-2 https://www.morsmordre.net/t7944-skrytka-bankowa-nr-1919#226691 https://www.morsmordre.net/t7945-b-flume#226692
Re: Przy kontuarze [odnośnik]23.02.20 3:01
Uniósł lekko brwi, a na jego ustach zaigrał weselszy uśmiech. Chociaż rozpoczął tą rozmowę z rezerwą, tonąc pod ciężarem własnej tajemnicy, to Blanche nadała spotkaniu flirciarskiego i niefrasobliwego biegu - a ten właśnie ton najbardziej cenił ich w relacji, pełnej przyjemności i wolnej od zobowiązań. Podświadomie pragnął powrócić do tamtej beztroskiej przeszłości. Odgonić od siebie myśli o wojnie, podziałach i pełniach księżyca. Poczuć się docenionym, silnym i pożądanym, znów poczuć się mężczyzną. Zwykłym facetem, a nie kimś naznaczonym piętnem bestii.
Niby przelotnie obrzucił wzrokiem zgrabne nogi Blanche, które tak strategicznie wyeksponowała. Był spostrzegawczy, nie wierzył w przypadki. Pianistka, w przeciwieństwie do niego, nie wyglądała też na kogoś postarzałego biegiem lat. Pomimo, że była teraz wdową, wciąż roztaczała wokół siebie ten sam wdzięk i czar, które pamiętał. Uśmiechała się tak samo promiennie, prowokowała tak samo umiejętnie. Zaschło mu w ustach, gdy zmusił się do odwrócenia wzroku od jej smukłych łydek. Też był spragniony, choć nie chciał się do tego przyznawać nawet przed samym sobą.
Ile to już nie miał kobiety? Dwa lata? Od śmierci Astrid, tłumił w sobie pożądanie, zdławione wyrzutami sumienia i przygniecione ciężarem likantropii. Tej zimy coś w nim jednak drgnęło - na Sylwestrze, na potańcówce, w "Piórku Feniksa" zaczął na powrót zwracać uwagę na kobiety, a obecność Blanche przenosiła ich oboje do dawnych, dobrych czasów. Niezbrukanych goryczą likantropii ani odpowiedzialnością za swoje czyny. Bo Mike zmienił się przecież, wydoroślał, zrozumiał dawne błędy... a jednak, Blanche przecież nie była błędem, przy niej wszystko było słodkie.
-Jakiż to sposób? - uśmiechnął się szerzej, podejmując jej grę, jak za starych, dobrych czasów. Spojrzał w górę, odsuwając usta od miękkiej skóry Blanche, ale nadal trzymał jej dłoń, wyczuwał przyśpieszony puls na jej nadgarstku (odkąd zaczął zwracać uwagę na takie rzeczy? Chyba odkąd miał wilcze zmysły...), nozdrza lekko mu drżały, oczy lustrowały pianistkę z pożądliwą niecierpliwością. Wystarczy jedno jej słowo, a będzie gotów odrzucić na bok ostrożność i naprawdę powrócić do starych, dobrych czasów, czując się komfortowo i bezpiecznie w łagodnym cieple dawnego romansu.
Tyle, że Blanche wypowiedziała niewłaściwe słowo, niewinnym i flirciarskim z założenie pytaniem przypominając mu o dawnych dziewczynach. Zamrugał - twarz Astrid na moment stanęła mu pod powiekami, ale rozpłynęła się, zastąpiona kuszącym uśmiechem pianistki. Blanche była tutaj, była ciepłe, realna, chętna, była żywym wspomnieniem lepszych czasów.
Zdziwiony, wziął głębszy wdech. Naprawdę, zapominał już rysów twarzy dziewczyny, która niegdyś go kochała?
(Bo on nigdy nie kochał jej, bo dla niego była równie miłą i tymczasową przygodą jak Blanche, bo w tym tkwiła jego wina).
Nie sądził, że Blanche mogłaby być na tyle nierozsądna, by pokochać któregokolwiek ze swoich przygodnych kochanków - może wyjątkiem był jej mąż, którego śmierć nie zmywała jednak uśmiechu z jej twarzy? Ale i tak poczuł całkiem racjonalne uczucie winy, gdy do głowy powróciły mu posępniejsze wspomnienia, niosące ze sobą szarą i zimną rzeczywistość.
Cofnął rękę, odchylając się na krześle.
-Moja... współpracownica zginęła na akcji, którą prowadziłem. - słowa popłynęły nagle, nieoczekiwanie. Nigdy nikomu o tym nie mówił, nigdy nie przyznał się do całej prawdy. Do tego, że... -Nie była tylko współpracownicą. - uściślił, tak jakby współczucie jednego z dawnych wspomnień miało pomóc mu zmyć grzech innego. Tym byłyby dla niego Astrid i Blanche, gdyby nic się nie stało - równorzędnymi, miłymi wspomnieniami. Tyle, że ofiara jednej z nich była nieproporcjonalna, wywołując w ustach posmak winy i goryczy, gdy pragnął smakować tylko Blanche.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Przy kontuarze - Page 8 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Przy kontuarze [odnośnik]25.02.20 19:27
Nie myślała o konsekwencjach. Ani o sile wypowiadanych przez siebie słów lub gestów, do których to się uciekała. Wszystko traktowała tak lekko, nie przywiązawszy wagi do swoich czynów. Grała niczym aktorka; zwodziła, manipulowała i zapominała o jakiejkolwiek wrażliwości. Pewność siebie wzrastała z każdym ruchem; spojrzenie utkwione na jego sylwetce próbowało przebić się przez skórę, dotknąć i poczuć myśli oraz umysł. Flume nie posiadała jednak stanowczej i nieomylnej siły legilimencji, wszak bazować mogła tylko na tych swoich wątpliwych domysłach. Podziwianie tych przystojnych rysów przyszło jej łatwo; skupiwszy się na tych dobrze jej znanych, szarobłękitnych oczach, pragnęła utworzyć swego rodzaju więź. Bynajmniej niepowiązaną z faktyczną magią, od której to była tak okrutnie uzależniona. Czary miały się stać za sprawą nostalgii i sentymentu, pożądania i sensualności. Pragnęła, by się otworzył. Można interpretować to dwojako, Blanche obojętną pozostawała na budzące się w niej uczucie namiętności, której to tak dawno nie zaznała. Flirt z gośćmi klubu nie był dla niej satysfakcjonującym, stąd też hipotetyczna bliskość, na ścieżki której mogłaby przecież sprowadzić tę relację, były niezwykle kuszącymi; nie na tyle, by dała się wciągnąć w wir własnej gry i ulec jakimś nierozsądnym uniesieniom. Teraz przewodziła jej misja i choć o jej powodzenie przestawała dbać z każdą mijającą sekundą, traktowała ją jako priorytet.
- Oczywistości nie należy chyba precyzować? - odpowiedziała, niezauważalnie pochylając się w jego stronę. Uwielbiała ten brak dosłowności i trudzenie się doborem finezyjnych słów. Oboje przecież doskonale wiedzieli o czym jest mowa. Jej popis metaforyki z pewnością nie wprowadził go w niewiadomą. Wyczuwała bowiem to wzrastające napięcie, choć w ogóle nie zwróciła uwagi na swój przyspieszony puls. Te wszystkie zawikłane starania i dla niej były przyjemnymi. Nawet jeśli przyświecała jej jakaś idea, inna niż ta paląca potrzeba miłości. Uczucia, którego zdefiniować nie potrafiła, doświadczając go raptem raz w życiu. Niejednokrotnie użyła tego określenia w sennej rozmowie, w istocie pozbawionej prawdziwego kochania, ale wówczas było to tylko puste hasło. Znamienne dla każdej jej relacji, choć zwykle pozbawione faktycznej mocy i sensu.
Bowiem tylko Nic obdarzony został tym prawdziwym wyznaniem, które z jej ust brzmiało być może tak samo jak każde inne, wypowiadane w kierunku każdego z bliższych Blanche mężczyzn oświadczenie.
Wspominając o "nierozsądnych dziewkach" zaburzyła stabilną koneksję. Zepsuła absolutnie wszystko, wzbudzając w Michaelu niepożądany i cierpki posmak. Niesmak wyrzutów sumienia i przygnębienia, którego nie potrafiły osłodzić nawet jej ckliwe perfumy.
- O nic się nie obwiniaj, Michael - rzekła stanowczo, choć z nutą empatii w głosie. Nie spodziewała się usłyszeć tak poważnego wyznania, stąd też, przynajmniej na chwilę, zaprzestała swoich niedojrzałych podtekstów. Zwłaszcza, gdy usłyszała, że kobieta nie była dla niego jedynie współpracownicą. - Wybacz mi moje zapędy - dodała, koncentrując wzrok na mężczyźnie.
Trudno było ją zawstydzić, a Michael Tonks skutecznie do tego doprowadził. Była już bliska zwierzeniu się ze swoich miłosnych tęsknot, które wzbudzała w niej choćby to jedna myśl o zmarłym mężu; prędko pokonała jednak instynkty, przypomniawszy sobie o swojej nienagannej masce.
Kostiumie tak pozornego pokazu perfekcjonizmu, do którego było jej tak daleko.


nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyle co pra­wie nic
naj­wy­żej wio­sen­ną zie­leń
i po­god­ne dni
naj­wy­żej uśmiech na twa­rzy
i dłoń w po­trze­bie
nie obie­cu­ję ci wie­le
bo tyl­ko po pro­stu sie­bie.

Blanche Flume
Blanche Flume
Zawód : gra, śpiewa i trochę dramatyzuje
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
jestem kobietą
wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie
wolna jak rzeka, nigdy nie poddam się

jestem kobietą
jestem wodą, jestem ogniem,
j a w ą i s n e m

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7923-blanche-adaline-flume#225452 https://www.morsmordre.net/t8235-lettres-d-amour#237698 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f106-fleet-street-47-2 https://www.morsmordre.net/t7944-skrytka-bankowa-nr-1919#226691 https://www.morsmordre.net/t7945-b-flume#226692
Re: Przy kontuarze [odnośnik]14.03.20 22:11
Oboje dziś grali i czarowali, zbliżeni do siebie nie do końca szczerą tęsknotą. A może raczej nostalgią? 
Kochali wtedy swoje ciała, a nie dusze, więc chyba nie mieli do czego tęsknić. Szczególnie nie po tych latach, podczas których nie starali się nawet o to, by utrzymać kontakt. Ona miała męża, on miał pracę. Zerwanie idealne.
Tęsknili chyba tak naprawdę za swoją przeszłością, a nie za sobą nawzajem. Blanche grała w klubie już tyle lat, dreszcz nowości i ekscytacji musiał osłabnąć. Michael przypominał jej pewnie o czasach, w których podziw wciąż bawił i jeszcze nie nudził.
Ona zaś przypominała mu o zupełnie obcym dla niego człowieku, który był przecież kiedyś Michaelem Tonksem. O kimś niefrasobliwym, z pozoru pewnym siebie, ale uciekającym od stabilności w ramiona otoczonej wielbicielami piosenkarki. Blanche nigdy nic od niego nie chciała i dlatego było im tak dobrze.
Tyle, że… teraz przecież czegoś chciała. Otwarcia, szczerości, powrotu do przeszłości. Nie mógł, nie chciał jej tego dać, nie tak naprawdę. Musiałby uciekać się do kłamstwa, tak jak teraz, przy kolejnej czarującej uwadze. Kolejnej próbie odegrania tego, co było kiedyś.
Wspomnienie innych dziewcząt i Astrid uświadomiło mu jednak, że nie może powrócić do przeszłości. Nawet na krótką, błogą chwilę. Owszem, w jego przeszłości znajdowała się Blanche i ich radosne, rozkoszne wspomnienia. Jednak dalszy szlak zbroczony był krwią, wilczą sierścią i wyrzutami sumienia, których nie dało się zdławić. Były jak cierń w wilczej łapie, wbijając się w serce w najmniej oczekiwanych momentach.
On również się spłoszył, widząc, że swoimi smętami zdołał speszyć Blanche. Nigdy nie widział jej zawstydzonej i podświadomie pragnął zachować w swej pamięci obraz roześmianej, niewzruszonej kobiety-posągu. Teraz zaś zepsuł jej popołudnie.
-Blanche...Blanche. - zaczął, a potem powtórzył jej imię z dziwnym naciskiem. Ujął jej dłonie i uścisnął jej delikatnie, jakby chcąc niewerbalnie uspokoić kobietę.
-Nie przepraszaj, nie ty. - poprosił, spoglądając jej w oczy. -To ja... przyszedłem tutaj z bagażem nieodpowiednim dla wesołej atmosfery tego klubu. - uśmiechnął się smutno. Flume śpiewała w końcu dla rozkochanej w niej publiczności, a nie dla facetów w żałobie. -To było prawie dwa lata temu. - dodał ciszej, klaryfikując swoją stratę. Tak, jakby liczby mogły osłabić nieco palącą winę, jaką czuł po śmierci Astrid. Tak, jakby dało się nie obwiniać.
Podniósł dłoń Blanche do swoich ust i delikatnie, po dżentelmeńsku ją ucałował, spoglądając w oczy kobiety z wyraźną tkliwością.
-Dziękuję, za twój głos, czas, za... wszystko. - powiedział dziwnie zduszonym głosem, tak jakby miało to być pożegnanie. Może i jego wyjście z klubu będzie nieprzyjemnym prztyczkiem w dumę Blanche, ale musiał wracać do swojego smętnego, szarego życia i nie oglądać się za siebie. Był potrzebny w pracy, potrzebował go Zakon. Nie powinien już więcej tu przychodzić, wskrzeszać przeszłości, rozdrapywać ran. Blanche zasługiwała na lepszych fanów.

/zt :<



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Przy kontuarze - Page 8 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 8 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Next

Przy kontuarze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach