Wydarzenia


Ekipa forum
[Sen] Death is only the beginning
AutorWiadomość
[Sen] Death is only the beginning [odnośnik]10.09.17 14:09
Sen piąty
15 maja 1956


Długo już tam nie wracał. Sądził, że śmierć, która się dokonała, zerwała ciąg dalszy wszelkiej historii, który mógłby nastąpić. Jak dotąd tylko ona zdawała się być wyrywana z rzeczywistości, w którym dane było im się znaleźć. A czas który minął od ostatniego s n u, był dłuższy niż poprzednie. Lub tak mu się tylko zdawało, bo tydzień, który przeminął był i w realizmie pełen zadań do wykonania. Pełen niewiadomych zmierzających ku jednemu celowi. Zasypiając nie myślał o Azkabanie jednak, a o konsekwencjach, które mógł za sobą nieść. Mógł zostać złapany, uwięziony i pozbawiony zmysłów jak wuj, który tkwił tam od jego narodzin. Sam nie wiedział, kiedy to wszystko odpłynęło, dając miejsca ciemności. Powolnej i nieprzeniknionej, z której nie sądził, że się obudzi. A przynajmniej nie po tamtej, drugiej stronie.


Nawet w grobie nie wszystkie zmysły zanikały. Budząc się z najgłębszego snu, zrywają się nić wiążącą z marzeniem skrytym wewnątrz umysłu. Ale w chwilę później ludzie nie przypominali już sobie, że śnili. Powracając z omdlenia do przytomności było inaczej. Pierwszym stanem było poczucie istnienia umysłowego; drugim poczucie istnienia fizycznego. Kto nigdy nie odchodził od stanu przytomności, ten nie dojrzał pierzchli​wych, smętnych wizji, niewidzialnych dla oczu innych, które wywędrowały jedynie w umyśle człowieka, któremu odebrano przytomność. Pierwszym co czekało go po odzyskaniu świadomości był ból. Wytłumiony, jednak wciąż obecny. Wkradający się w zakamarki jego umysłu niczym przezroczysty dym, który wypełniał luki w spokojny, acz nieustępliwy sposób. Gęstniał i napierał od środka na czaszkę zupełnie jakby chciał ją zniszczyć, a wraz z nią pozbyć się również jej właściciela. Dogorywającego, ale odzyskującego zmysły wielkiego smoczyska, które przeorało skały pod sobą, starając się jakoś pozbyć bólu. Rosnącego napięcia nie dało się w żaden sposób zniwelować lub przezwyciężyć, bo było tam jeszcze zanim uniósł powieki, by dostrzec zarys miejsca, w którym się znalazł. Czuł pulsującą krew w żyłach, która niczym wielki młot uderzała z każdym nikłym tąpnięciem serca, które zwalniało pracę i przyspieszało. Sprawiało mu to dodatkowy ból, podobnie jak zebrane ciśnienie wzrastające jedynie w skroniach, nie pozwalając nabrać spokojnego oddechu. Wśród częstych i uporczywych wysiłków, by sobie przypom​nieć, wśród wytężonych starań, by natknąć się na ślady wspomnień, które sprowadziły go do tego stanu. W mgławicach tych wspom​nień majaczyły niewyraźne smukłe postacie, które przemijały w milczeniu – coraz głębiej i głębiej, aż została jedynie nie​skończoności spadania, którego przyczyny nie pamiętał. Pozostała jednak pamięć jakiegoś nieuchwytnego lęku, wywołanego nienaturalnym uspokojeniem się serca. Potem owiała go wilgoć i opano​wała niemoc. Nie wiedział jak długo leżał nieruchomo w ziejącej pustką nicości, jednak wraz z każdą sekundą podczas której jego świadomość wracała boleśnie do rzeczywistości, czuł coś jeszcze. Początkowo uczucie to zniknęło przytłumione przez otępiałe zmysły. A jednak nie tylko tak życie uciekało z ciała bestii. Czarna, gęsta krew wypływała równomiernie z każdym zapadnięciem się i unoszeniem wielkich jak miechy kowalskie boków stworzenia. Kałuża przypominająca sadzawkę zebrała się pod skałami, na których leżał, spływając powolnymi wodospadami, kończąc swoją wędrówkę w podziemnym jeziorze i niknąc pod jego taflą. Śmierć była bliska, a wyprzedzające ją cienie słaniały się kojąco nad magicznym stworzeniem. Wynurzały się z mroków i tańczyły przed nim pod postacią mroczków migających wciąż przed oczami smoka. Wydawały się czyhać na niego i być gotowe w każdej chwili złapać końcowy oddech, by zabrać go do świata poza władzą ludzką. Zdawało się, iż nikt jeszcze tak nie cierpiał. Czy dotychczasowe życie – nie było istotnie snem? A teraz, kiedy godziny były już policzone, czyż właśnie nie tego pragnął? Zakończenia drogi po tysiącach lat poszukiwania przeznaczenia? Jednak nie chciał zdechnąć w ten sposób. Chłód i ciemność roztaczały nad nim swoją opiekę coraz silniej, a on nie mógł z tym nic zrobić. Zostawiły go pod koniec, by pogrążył go obłęd pamięci miotającej się wśród rzeczy minionych.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]10.09.17 15:03
Poprzednim razem długo rozmyślała nad tym, co dokonało się pod koniec snu i jaką decyzję podjęła. Obudziła się gwałtownie, niemalże od razu podnosząc do pozycji siedzącej, lecz po szybkim rekonesansie zorientowała się, że wciąż przebywa w cichym, sennym dormitorium Ślizgonek z siódmego roku, a nie na dnie pieczary, tak jak się tego spodziewała. Jakiś czas dochodziła do siebie, ponieważ wspomnienie snu i jego obrazy wciąż wydawały się być w jej wyobraźni niezwykle wyraźne, wręcz żywe. Pamiętała ruiny, walkę, szczęk stali i smoczy ryk, a na koniec krew i wielki lej w ziemi, do którego w końcu sama wskoczyła. Dlaczego to zrobiła? Jeszcze wtedy, leżąc na wygodnym łóżku, doskonale znała odpowiedź na to pytanie, jednak ta zacierała się z każdym następnym dniem, ustępując miejsca rozważaniom na temat własnego zachowania. Nie dawało jej to spokoju, bowiem samobójstwo było tak głęboko związane z rodzinnym szaleństwem, od którego próbowała uciekać od lat, że Marine przez jakiś czas zastanawiała się, czy nie powinna znów zacząć zażywać Eliksiru Słodkiego Snu, lecz przeszkodził jej w tym jeden wniosek. A co, jeśli to nie był koniec? Co, jeśli to wszystko było tylko kolejnym elementem sennej układanki? Natychmiast odrzuciła pomysł wspomagania się z eliksirem i do łóżka chodziła niemalże wyczekując zakończenia. A ono w końcu nadeszło.
Ocknęła się nieświadoma, że to sen, lecz nie miała zbyt wiele czasu by nad czymkolwiek się zastanowić, bowiem powitała ją ciemność, chłód i ogromny ból, jaki czuła w całym ciele. Wydawało jej się, że leżała na plecach, jednak nie mogła być niczego pewna; przez jakiś czas nie była w stanie poruszyć żadną z kończyn ani dojrzeć żadnego fragmentu własnego ciała. Oddychała słabo, lecz czuła, a to oznaczało, że wciąż żyła i nie wszystko jeszcze stracone.
Pierwsze wróciły emocje, nie wspomnienia. Czułą strach przemieszany ze smutkiem i miała wrażenie, że jeszcze chwilę temu chciało jej się płakać, lecz nie pamiętała dlaczego. W pierwszym odruchu miała ochotę rozejrzeć się dookoła, lecz oczy dopiero przyzwyczajały się do tej ciemności i leżała tak jeszcze jakiś czas, zanim znajome obrazy nie zaczęły powoli przenikać do jej świadomości. Smok, rycerz, szybowanie w dół… dlaczego nie widziała nad sobą wlotu do pieczary, w którą wskoczyła? Czyżby dno znajdowało się aż tak głęboko?
Zbierała siły i jęknęła cicho, gdy wreszcie udało jej się przewrócić na bok. Wypuściła powietrze, ponieważ ból ustępował bardzo powoli, jakby działało na nią jakieś zaklęcie, którego nie była świadoma i przez to zdawała się z nim walczyć. Wyciągnęła dłoń i po omacku przeszukała najbliższą okolicę, ponieważ pamięć o różdżce powróciła jako jedna z pierwszych. Jednak różdżki nigdzie nie było, a Lestrange czuła tylko wilgotnie zimną skałę i dziękowała wszystkim znanym bóstwom, że nie złamała kręgosłupa.
Odwróciła głowę i w oddali zauważyła tańczące w powietrzu prześwity światła, zadecydowała wiec, że skieruje się w tamtą stronę. Choć poruszanie się sprawiało jej ból, nie miała zamiaru leżeć w jednym miejscu i czekać na to, co przyniesie jej los; po dłuższym czasie przekręciła się i kawałek drogi przebyła na czworakach, by na jej końcu odnaleźć niewielkie, podziemne jeziorko, w którego tafli udało jej się zobaczyć nikły, zamazany obraz samej siebie. Potargane włosy i brudna, podarta suknia komponowały się z rozciętym policzkiem i posiniaczonymi rękami; Marine sięgnęła dłonią do wody, by przemyć twarz, a gdy na powrót otworzyła oczy zorientowała się, że woda wcale nie jest krystalicznie czysta, a coś innego spływa do niej cienkim strumieniem. Powoli unosiła głowę coraz wyżej, by w końcu dojrzeć to, czego obawiała się od początku, choć dopiero teraz sobie o tym przypomniała.
Wiedziała już czemu chciało jej się płakać, gdy zobaczyła w jakim stanie znajduje się smok. Nieporadnie i nad wyraz za szybko podniosła się na nogi, aż zakręciło jej się w głowie, jednak najszybciej, jak tylko potrafiła, okrążyła podziemne źródło by znaleźć się u podnóża skałki, na której dogorywało ranne zwierzę. Czy rycerz też tu był? Nie zauważyła go, więc być może nie żył, a może czaił się po drugiej stronie stworzenia, czekając na zadanie ostatniego, finalnego ciosu. Lestrange nie dbała o to; teraz jedyną rzeczą, na której skupiała uwagę, był smok, do którego musiała się dostać jak najprędzej i… No właśnie, co zamierzała zrobić? Po różdżce nie było śladu, a stan zwierzęcia pozostawiał wiele do życzenia. Jej towarzysz cierpiał, umierał, a jedynym, co ona potrafiła w tej chwili zrobić, było wspięcie się do niego.
- To ja – powiedziała słabym głosem, choć chciała zabrzmieć o wiele głośniej i donośniej. Musiała dać mu znać, że tu jest, że nie jest wrogiem, który przybył go dobić. Nie wiedziała, czy byli już bezpieczni, ale co im po bezpieczeństwie, jeśli zaraz i tak nastąpi koniec, a oni rozdzielą się. Czy na zawsze?
Wyciągnęła dłoń, by dotknąć jego pyska i pogładzić go lekko; jeszcze nie szukała tej paskudnej rany, nie chciała jej widzieć. Musiała się upewnić, że zmiennokształtny wie, że nie jest teraz sam.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
[Sen] Death is only the beginning 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]10.09.17 15:44
Głuchota i zimno, które odczuwał było jedynymi oznakami, że jeszcze nie umarł. Że wciąż oddychał, a duch trzymał się jego wielkiego cielska niczym uwiązany mocno sznur cumowniczy nie pozwalający, by łódź odpłynęła na otwarte morze i zginęła między falami gotowymi rozerwać ją na strzępy. Tak i jego jakaś cienka linka trzymała przy życiu, chociaż każda chwila zbliżała go do nieuchronnego zakończenia czasu, który mu dano. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie czy to, co czuł było prawdziwe czy jedynie powodowało to złudzenie majaków rozgruchotanego organizmu. Nie czuł skrzydeł, co oznaczało że nigdy już nie pofrunie, czekając na koniec w tej pozbawionej światła pieczarze. Próbował jakkolwiek się podnieść, jednak jego umysł nie współgrał z ciałem, a każda próba kończyła się jedynie poruszeniem mięśni lub drganiem szyi, która spoczywała na ostrych kolcach skały rozpostartej niczym welon. Teraz ciemny i lepki od krwi, która go pokryła. Oddychał jakby walcząc o każdy łyk powietrza, chociaż równocześnie zdawał sobie sprawę, że to mu nie pomoże. A jednak nie mógł się powstrzymać, by nie rozszerzyć chrap i nie wessać cudem tlenu w płuca. Było to jak mantra, syzyfowa praca tylko ona nie prowadziła do niczego, a prowadziła do końca. Wtem z nagła wszczął się w nim ponownie ruch i szmer – rozgłośny ruch serca, którego tętno rozlegało mu się w uszach. Poruszony tlenem organ znów zaczął pracować. Lecz wnet nastąpiła głucha przerwa. Po niej znów szmer, ruch i drżenie, przenikliwym dreszczem rozchodzące się po ciele. Następnie pierwsza świadomość istnienia, pozbawiona myśli. Ten stan dziwnego zawieszienia trwał długo. Z kolei nagły przebłysk myśli i wstrząs grozy, i zawzięty wysiłek, by zdać sobie sprawę z własnego położenia. Potem dziwna żądza, by pogrążyć się znów w bezczuciu, by nie czuć szalejącego serca. Potem błyskawiczne przebudzenie się duszy i pomyślna próba ruchu. I oto pełna świadomość walki, upadku, osła​bienia i zemdlenia. Następne zdarzenia wypadły mu zupełnie z pamięci, dopiero znacznie później i po najgłębszym namyśle zdołał je sobie w przybliżeniu przypomnieć. Dotychczas nie otwierał oczu. Czuł, że nie miał na sobie żadnych więzów i że leżał na lewym boku z łapami zwalonymi po skosie upadającego kamienia, na którym tkwił. Wszędzie było jedynie twardo i mokro. Nie ruszał jej czas jakiś, usiłując odgadnąć, gdzie się znajdował i co to za szmer pojawił się w pewnym momencie. Pragnął rozejrzeć się, ale nie śmiał poruszyć łbem bojąc się, że ból znów wróci jeszcze silniejszy, chociaż tak naprawdę nie odszedł nigdy. Wyczuł ponad grubą barierą otępienia w końcu czyjeś małe serca. Trzepoczące w klatce piersiowej. Początkowo sądził, że była to spadająca kropla za kroplą w oddali jaskini, ale nie. Zbliżało się do niego, a później był oddech i na koniec dotyk. W końcu z dziką rozpaczą w duszy rozwarł oczy, chociaż jego spojrzenie było mgliste i nie dostrzegał ostrych zarysów jak niegdyś. Trapiąca go myśl okazała się prawdziwa. Spowijała go czerń. Oddech miał nierówny, a każdy z nich łapał z trudnością. Miał wrażenie, że gęstość mroków gniecie jego ciało i dławi, podobnie jak powietrze które było nieznośnie duszne. Wciąż jeszcze leżał spokoj​nie i starał się skupić władze rozumu. Mimo to nawet nie zakiełkowało w nim przypuszczenie, jakoby istotnie rozstał się z życiem. Myśl taka, wbrew temu, co wypisywało się w książkach, wręcz nie dała się pogodzić z bytem rzeczywistym. Coś jeszcze trzymało go w tym zapewnieniu, które zapewne wkradłoby się do niejednej duszy przeżywające podobne cierpienia. To nie dotyk, zapach i bicie serca. To był głos. Kojący, przestraszony i dobrze mu znany. Dobywający się z zaciśniętego gardła, chociaż usłyszał go gdzieś zza muru otępienia. Towarzyszyło to naciskowi w okolicach długiego pyska, ale nie był to ucisk sprawiający ból. Delikatne machnięcia opuszkami palców były wyczuwalne nawet pod grubą warstwą łusek. Czy i ona znajdowała się w tym piekle? I żyła? Odszukał jej twarz spojrzeniem, chociaż w ciemnościach ciężko było odnaleźć odpowiedni zarys. Na szczęście znajdowali się niedaleko małego prześwitu, którego wcześniej nie dojrzał. Patrzył na nią więc jedynym okiem zwróconym w jej stronę, oddychając ciężko. Szeroko rozwartym i gadzim, ale wyrażającym równocześnie smutek - nie ten z powodu śmierci, a rozstania, które miało nastąpić. Dała mu te kilka dni, znów przywracając mu zagubione wspomnienia o ludziach i rodzinie, którą kiedyś posiadał. Znając konsekwencje tego spotkania, zrobiłby to znów, by tylko nadać tej końcówce sens. W końcu jednak odetchnął wykończony, a jego ciało zwiotczało na tyle na ile mogło. Spojrzenie również zdawało się być ciężkie do utrzymania, jednak padło na oddalone kawałek dalej mieniące się w ciemności materiały. Leżące niżej od nich, upodabniały się do ludzkich włosów, chociaż w tym stanie ciężko było cokolwiek stwierdzić. Smok wyprężył się mocno, próbując wstać. Silne niegdyś jak konary drzew nogi ugięły się pod jego ciężarem, a stworzenie osunęło się, wpatrując się teraz jedynie w truchło człowieka. Towarzyszące mu niczym przerażający kompan.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]10.09.17 17:17
Gdyby mogła cofnąć czas i jeszcze raz przeżyć wszystkie przygody ze snu, zrobiłaby wszystko tak samo. Z perspektywy czasu wiedziała, że pewne rzeczy były nieuniknione, a na inne była po prostu zbyt słaba. Ale mimo wszystko ponownie podeszłaby do smoka, raz jeszcze ruszyłaby za nieznajomym mężczyzną wzdłuż plaży, zaśpiewała mu syrenią pieśń i poszybowała na smoczym grzbiecie, by w końcu skoczyć za swoim towarzyszem w czeluści wielkiej pieczary. To były wspaniałe wydarzenia i miała nadzieję, że zostaną w jej pamięci jeszcze długi, długi czas, lecz mimo wszystko nie była jeszcze gotowa na pożegnania. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że to może być jej ostatnie spotkanie ze smokiem; mechanizm wyparcia działał w najlepsze i Marine, choć przerażona stanem zwierzęcia, do końca jeszcze nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo finalnie to wszystko wygląda. Spodziewała się zakończenia i liczyła na nowy początek, nie dopuszczając do siebie myśli, że to wszystko nie rozpocznie się już na nowo. Przygoda zatoczyła koło, a ona i ranny smok znowu znajdowali się w jaskini, zupełnie jak za pierwszym razem.
- Nic mi nie jest – wyszeptała, gdy łypnął na nią jednym okiem, wkładając w to wystarczająco wiele siły, by zwróciła na ten fakt uwagę.
Skłamała gładko, bo nie chciała go martwić; przecież jej ból musiał być niczym w porównaniu z tym, co przeżywał on, a mimo wszystko zmiennokształtny wydawał się być zainteresowany jej losem. Pamiętała, że starał się ją obronić, przypłacając to własnym kosztem – strata czujności nawet na moment doprowadziła go do zguby, a Lestrange była zbyt niedoświadczona, by umieć cokolwiek na to poradzić.
Teraz nie znajdowała nawet słów, jakimi mogłaby go pocieszyć. Musiał wiedzieć, że zbliża się koniec, musiał czuć to samym sobą, więc wszelkie próby podniesienia go na duchu spełzłyby na niczym i jeszcze źle przedstawiłyby ją w jego oczach. A mimo to Marine nie mogła uwierzyć, że jego żywot może tak po prostu dobiec końca. Że rozłożyste skrzydła już nigdy nie poczują podmuchu wiatru, że masywny ogon nie zatańczy w powietrzu, a bestia nie przyniesie swoim widokiem radości jej samej, a strachu wszystkim innym, których kiedykolwiek napotka.
Głaskała go więc dalej, walcząc z samą sobą by nie rozpłakać się rzewnie nad smoczym losem, lecz w pewnym momencie stworzenie poruszyło się, jakby próbując podnieść na łapach. Był zbyt słaby, jednak dziewczyna powiodła za jego zbolałym spojrzeniem i dostrzegła to, co chciał jej przekazać. Kilkanaście metrów dalej i niżej leżało ciało rycerza, wycięte pod nienaturalnym kątem i najprawdopodobniej ostatecznie martwe. Miecz leżał nieopodal, wyglądając teraz na bezużyteczny kawałek stali, a nie jak śmiercionośny oręż, jakim był jeszcze nie tak dawno temu.
- Udało ci się, on nie przeżył – zapewniła smoka, pochylając się, by przyłożyć ranny policzek do jego grubej skóry. Zaszczypało na moment, lecz w końcu nadeszła niewielka ulga. Marine przymknęła oczy, bijąc się z własnymi myślami ponieważ nie była pewna tego, co powinna robić dalej.
Chciała udzielić mu pomocy, ale bez różdżki była tylko bezużyteczną nastolatką, a nie dzielną czarownicą, której marzenie o locie na smoku spełniło się niedawno. Nie miała nawet w co nalać mu wody i ukoić ewentualnego pragnienia, a bezsilność mieszała się ze wszystkimi natężonymi niemalże do granic uczuciami i tworzyła mieszankę wybuchową. Mogła krzyczeć, ale nikt poza nim by jej nie usłyszał. Mogła płakać, ale wtedy zmartwiłaby zwierzę.
- Przepraszam, że nie umiem Ci pomóc – odezwała się nad wyraz spokojnym tonem, wydobytym po chwili walki z samą sobą, skutecznie powstrzymując szloch - Zostanę tu z tobą. Poszukam różdżki i spróbuję przynieść ci wody. Nie odejdę daleko – zapewniła, raz jeszcze przejeżdżając dłonią po smoczej skórze, zanim zdecydowała się zsunąć ze skałki i zacząć błądzić niemalże na ślepo w poszukiwaniu jedynego narzędzia, które mogło jej jakoś pomóc.
Jej spojrzenie na moment znów zatrzymało się na truchle rycerza, a wtedy coś podpowiedziało jej, by upewniła się, że przeciwnik oby na pewno jest martwy. Zawahała się przez moment, lecz potem ruszyła w jego stronę, przez ramię oglądając się na rannego smoka.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
[Sen] Death is only the beginning 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]10.09.17 19:45
Rozmyślał nad tym, co się działo we śnie podczas chwil, które miał tylko dla siebie. Dlaczego działo się co się działo? Kim była dziewczyna, która nagminnie odwiedzała go w wybranych nocach? Czy był w tym jakiś cel, przesłanie, którego nie rozumiał i nie mógł pojąć? Smoka już rozumiał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że był to wynik jego połączenia się z Gostirem i ostatnich, dość intensywnych poszukiwań podczas których nie raz i nie dwa odczuł na sobie te same rany, które dolegały jego podopiecznemu. Czy był to następny etap konsekwencji zaklęcia? Szczerze w to wątpił. Tamte wizje były prawdziwymi wydarzeniami z życia smoka, te były ulotnymi nocnymi marami, które nie były w stanie się wydarzyć, więc możliwość jakichkolwiek wspomnień lub ich odłamków nie istniała. Czym więc były? Nie podejrzewał, że ponownie do nich wróci, a jednak los wciąż trzymał się go nawet tutaj - w świecie wyobraźni, tak mocno realnej, że gdy się budził, wciąż czuł ból w miejscach, w których został ranny. Nawet zapachy były jakby żywsze. Sny zawsze były jak druga rzeczywistość, ale to... To było coś innego. Dlatego nawet nie powinien normalnie przejmować się losem ani swoim, ani tej dziewczyny, a jednak było inaczej. I nie potrafił tego wyjaśnić. A przynajmniej na razie.
Nie uwierzył jej, gdy zapewniła, że nic jej się nie stało. Widział krew na policzku, brud na twarzy, nieład we włosach, a jednak nie zamierzała patrzeć na siebie tylko obserwowała jego stan. Dlaczego tak było, że kilka chwil spędzonych wspólnie zaważyło nad przejmowaniem się losem obcego? Ona był dla niego jedyną bliską mu osobą na całym świecie. Dopuścił ją do siebie tak jak jeszcze żadnego człowieka i tylko ją jedną znał. Był to przelotny moment, a jednak znaleźli nić porozumienia i sojuszu, gdy stał się w pewnym sensie jej opiekunem. To przez niego znajdowała się w takiej sytuacji, a nie w innej. Dlaczego więc nie wyklinała na niego? To pytanie również wisiało niemo zawieszone w powietrzu tak gęstym, że praktycznie materialnym. Nie mógł jej obwiniać za to co się wydarzyło, bo sam wybrał sobie taki los. Jej jeszcze nie nadszedł i z ich dwójki to właśnie ona musiała żyć dalej. Żeby jego śmierć nie była pozbawiona sensu i znaczenia. Pogodził się z tym, że uwieńczenie całego ponadprzeciętnie długiego życia musiało się kiedyś skończyć i... W pewnym sensie był wdzięczny, że właśnie tak to się wydarzyło, chociaż nigdy nie wyobrażał sobie śmierci pod ziemią. Z daleka od szerokiego nieboskłonu, wiatru, drzew, wody. Nie było to dobre miejsce na odejście. Czuł jednak troskę, której nie spodziewał się jeszcze zaznać w swoim życiu. Troskę drugiej osoby, człowieka, którego tak naprawdę w ogóle nie znał. A jednak wyczuwał to w jej dotyku. Przymknął ociężałe powieki z chwilą, w której otarła pokryty krwią policzek o jego skórę. Odetchnął po raz kolejny, starając się poruszyć w jakikolwiek sposób. Nie chciał przy tym w żaden sposób krzywdzić dziewczyny, która już również dostrzegła nieruchome ciało leżące w oddali. Gdy oznajmiła, że pójdzie po wodę w końcu zdobył się na to, by podnieść łeb, chcąc zatorować jej drogę, by nie odchodziła nigdzie. Nie wiedzieli co to było za miejsce, a jak na razie żadne z podjętych przez nich decyzji nie kończyło się dobrze. Nie zdążył, a dziewczyna już zsuwała się na sam dół w niemal ślepym odruchu. Obserwował ją uważnie i zauważył jak w pewnym momencie zawahała się. Nie powinna była już podchodzić do rycerza. Nie. Niech go zostawi. Czy dostrzegła jego spojrzenie z tej odległości? Nawet jeśli, zignorowała je, ruszając w stronę leżącej czarownicy. Nie podobało mu się to. Wyprężył się i zmusił ciało, by choć ten jeden ostatni raz się go posłuchało. Rozedrgane kończyny uniosły cielsko, jednak nim zdążył postąpić krok, zsunął się z kamieni na skalny brzeg niedaleko tafli wody. Podziemne jezioro nie miało granic, a może miało i kryły się one w ciemnościach? Smok nie zamierzał jednak temu poświęcać swojej uwagi. Był spragniony, a chłód mógł pomóc mu znieczulić rany i ostatnie chwile, łagodząc ból. Przy okazji wydał z siebie słabe wołanie, by czarownica nie szła w stronę przeciwnika. By wróciła i odeszła tam, gdzie było jej miejsce. Do domu. Czołgając się w nieporadny sposób, zauważył jak jego ciało nabierało nowych, ludzkich kształtów. Miało być mu łatwiej dostać się do wody i zniknąć w jej odmętach.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]10.09.17 20:54
Nawet przez moment nie pomyślała, że jakakolwiek z rzeczy, jakie im się przydarzyły, była jego winą. Owszem, to ze smokiem rycerz miał niewyrównane wciąż rachunki i dlatego go atakował, a jednak nastąpiło to zdecydowanie później, niż pewien znaczący moment – Marine sama zdecydowała się mu towarzyszyć, już podczas drugiego spotkania czując, że wspólna wędrówka jest im pisana. Nie wiedziała co ich połączyło i czemu w ogóle taka więź zaistniała, jednak nie zamierzała jej negować. Tak było i już, przyjęła to do siebie o wiele szybciej, niż różne rzeczy w życiu, które nie było snem. Bezwarunkowe zaufanie, jakiego nie znała nigdy wcześniej i przywiązanie, jakiego nie czuła od dawna sprawiły, że ani przez chwilę nie obwiniała zmiennokształtnego.
Zresztą, czyż nie okazał się godny tego zaufania i nie uratował jej życia kilkukrotnie? Mógł ją zostawić, mógł się nie przejmować, a jednak tego nie zrobił. Lestrange była mu za to wdzięczna, lecz to nie wyłącznie wdzięczność kazała mu przy nim trwać w ostatecznej godzinie.
Nie wyczuła jego obiekcji i ruszyła w stronę leżącego kilkanaście metrów dalej ciała rycerza. Jego wierzchowca nie było nigdzie widać, ale może to i lepiej, bowiem dziewczyna nie chciałaby już chyba oglądać tego paskudnego widoku. Każdy krok przybliżał ją do truchła, a ona czuła narastający wewnętrzny niepokój. Wydawało jej się, że z bliska zbroja nie wygląda już na tak ciężką, a wręcz dopasowaną i niemalże zgrabną ; rozsypane dookoła przyłbicy włosy były stanowczo za długie, by w głowie Marine nie zakiełkowała niepokojąca myśl.  Lestrange nie dotarła do końca, zatrzymała się nagle i słysząc hałas za sobą, szybko odwróciła głowę. W sam raz by dostrzec, jak smok zsuwa się ze swojego miejsca i jednocześnie zmienia swoją postać. I nagle nawet martwy przeciwnik przestał się liczyć, choć pragnienie sięgnięcia po jego miecz i poderżnięcie mu gardła, tak dla pewności, stanowiło kuszącą ofertę.
Natychmiast cofnęła się i wróciła do miejsca, w którym pozostawiła zmiennokształtnego, znajdującego się już teraz w ludzkiej formie. Zadana rana nie zniknęła, a biała koszula przesiąknięta była krwią; widok był znajomy i nie peszył jej w najmniejszym stopniu, co na pewno nastąpiłoby, gdyby to nie był tylko sen. Próbował doczołgać się do wody, a ona przybiegła mu na pomoc i od razu wyciągnęła ręce, by mógł się o nią oprzeć, jeśli spróbowałby wstać. Wciąż nie posiadała różdżki, tak więc mężczyźnie pozostawało jedynie napicie się prosto z jeziorka, lecz woda nie wyglądała podejrzanie i Marine nie zamierzała protestować. Mało tego, usłużnie przyklęknęła i nabrała jej na własne dłonie, by on mógł w miarę stabilnie utrzymać się na swoich. Mogła zrobić chociaż tyle. Tylko tyle, co wciąż wyrzucała sobie w myślach.
Nie zamierzała pytać, jak się czuje i czy istnieje coś, co mogłaby dla niego jeszcze zrobić. Gdyby istniało, spełniłaby jego życzenie zapewne bez zawahania, a on musiał widzieć to w jej spojrzeniu. W zawieszeniu pozostawała tylko jedna kwestia, której dotąd jeszcze nie poruszyła.
- Czy pod zbroją kryje się kobieta? – zapytała cicho, przyklękając tuż przy swoim towarzyszu i obserwując jego twarz oraz reakcję na zadane pytanie. Nie miała mu za złe, jeśli ukrywałby to przed nią wcześniej, ale teraz, niemalże na rozstaju dróg chciała dowiedzieć się prawdy. Nie musiał opowiadać historii swojego życia, nie musiał mówić właściwie nic – na tym etapie wystarczyłoby jej tylko potwierdzające spojrzenie.
I gdy tak siedzieli nad źródełkiem, ciszę przeszył donośny plusk. Marine odwróciła głowę, ale na tafli zauważyła już tylko tworzące się koła, coś musiało więc spaść do wody moment temu. Sekundę później wiedziała już co, bowiem kolejny kamień opadł nieopodal brzegu, na ziemię, a kilka następnych posypało się w dół skalnej ściany razem z pyłem. Lestrange rozejrzała się niespokojnie; tylko tego brakowało im do nieszczęścia, jakie przeżywali.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
[Sen] Death is only the beginning 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]10.09.17 21:49
Zdziwiło go to, co rozpoznał pod przyłbicą. Lub że głos był mu znajomy, jednak nie wiedział skąd. Z jakiegoś odległego życia? Innej przeszłości? Dawno zapomnianego snu? Teraz przypomniał mu się przebieg walki zza zasłony mgławicy, która okrywała jeszcze niedawno jego umysł. I chociaż już całun zwątpienia i niejasności odszedł, ból otępiający zmysły pozostał i dość trudno było się skupić na czymkolwiek innym. Tak samo na trzeźwej analizie faktów, która nie była możliwa ani teraz, ani po chwili odpoczynku. Pamięć jednak nie byłą bolesna, obrazy, które ujawniały się przed oczami jego wyobraźni również, dlatego wiedział już wszystko, co miało miejsce wysoko nad ich głowami. Musieli być wyjątkowo głęboko pod ziemią, skoro nie widać było wielkiego leju, który uczynił, rozrywając glebę ostrymi kolcami grzbietu i wydostając się na powierzchnię. Jak to więc było możliwe, że ona przeżyła? Skoro nawet rycerz wydawał się być rozgruchotanym w drobny mak zwiotczałym truchłem... Czarodziej lub czarownica... Mógłby przysiąc, że rozpoznałby również i twarz, ale nie chciał jej widzieć. Nie zniósłby tego, nie podczas walki, którą odbyli i która zagrażała nie tylko jemu, ale również jego towarzyszce. Skoro była z nim, groziło jej niebezpieczeństwo. Starał się ją od tego trzymać z daleka, ale zawiódł i miał nadzieję, że mogła mu to wybaczyć.
Przemiana wydawała się niemal bezbolesna, gdy atakowały go inne rodzaje bólu. Wciąż czuł wypływającą z boku krew, chociaż ten zaczynał już jakiś czas temu mrowić, by zupełnie zdrętwieć. Czy to oznaczało, że życie już stamtąd odeszło? I czekało to całą resztę jego ciała? Nawet nie usłyszał, gdy dziewczyna znalazła się obok. Zobaczył ją dopiero spod ciężkich powiek, gdy starała się pomóc mu wstać. Dopiero za trzecią próbą udało mu się jakoś utrzymać na nogach, chociaż po paru krokach upadł ponownie, dotykając porozumiewawczo wierzchu jej dłoni, by już się nie męczyła i pozwoliła mu zostać dokładnie w tym miejscu. Nawet jeśli nie miał dotrzeć do wody. Był zbyt zmęczony, by zrobić jeszcze cokolwiek. Został więc tam - parę kroków od brzegu, łapiąc ostatnie łyki powietrza, które mu pozostały. Usiadł plecami oparty o jedną z nadbrzeżnych skał i obserwował dziewczynę przed sobą. Chciała mu pomóc, ale jedynie traciła czas. Na co? Na ostatnie miłosierdzie, którego nie chciał? Nie pragnął litości. Słysząc jej pytanie, drgnął lekko.
- Tak - odpowiedział, pochylając głowę we wstydzie, który go ogarnął. Do niedawna sądził, że ścigającym go wojownikiem i czarodziejem był mężczyzna. Dopiero wtedy gdy do niego zawołała, wszystko się zmieniło. Wiedziała, że ją pozna i wykorzystała to. Dlaczego tak było? Nie miał pojęcia, bo... - Nie pamiętam... - Nie pamiętam jej brzmiało dziwnie w jego ustach. Wiedział, że znał jej głos, ale co w związku z tym? Co to miało zmienić? Nie chciał zresztą już tego wiedzieć. Zakończyło się i nic nie mogło odwrócić rozwoju wypadków. Zmarli nie przemawiali, a on wkrótce miał się skończyć jednym z nich. - Co ty robisz? - spytał nim sklepienie zaczęło drgać od niewiadomej siły. Powinna się stąd wynosić, póki jeszcze miała szansę mogła stąd wyjść. Uciec. Gdy zbliżyła się do niego, złapał ją za nadgarstek dość mocno i gwałtownie po czym spojrzał prosto w oczy. Zaraz jednak jego uchwyt zwiotczał, a klatka piersiowa znowu zaczęła opadać i unosić się gwałtownie. Morgoth wykrzywił twarz z bólu, jednak były czuł, że były to już ostatnie momenty. Nawet nie usłyszał opadających kamieni, głowa zaczęła mu ciążyć, a pokryte krwią dłonie straciły dawną siłę. Po prostu odpływał i zapominał. Zasypiał, wiedząc, że będzie to jego wyczekiwanym momentem. Ocknął się, chociaż niewiele gdy coś upadło koło nich. Spojrzał na dziewczynę raz jeszcze. Nie musiał się odzywać. Musiała stąd uciekać i przestać się odwracać za siebie. Ten czas już się skończył.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]16.09.17 17:37
Nie przyszła jej do głowy myśl, że mogłaby się znajdować w czyimś śnie. Tak daleko się nie posunęła, snując wszystkie rozważania na podstawie jednej tezy – to ktoś nawiedzał jej nocne przygody. Przyczyny połączenia były nieznane, lecz Marine tylko raz zamyśliła się na temat tego, czy ktoś taki jak zmiennokształtny chodzi po tym świecie. Choć nie do końca wierzyła w to, by mógł być animagiem-smokiem, zastanawiała się, czy kiedyś widziała w tłumie jego twarz? Kim był i czym się zajmował? Pytania pozostawały bez odpowiedzi, a ona w rzeczywistym świecie miała obecnie na głowie inne sprawy, zepchnęła więc rozmyślania na temat snów na później; teraz mogło się jednak okazać, że żadnego później nie będzie, a oni mają dla siebie tylko to ostatnie spotkanie.
Spodziewała się odpowiedzi odnośnie rycerza, a mimo to wciąż nie mogła pozbyć się poczucia zaskoczenia. Tak silny przeciwnik okazał się kobietą – z jednej strony fakt ten zdawał się być odrobinę fascynujący, a z drugiej wciąż był straszny. Gdyby nie ta walka, Marine nie spędzałaby ostatnich chwil ze smokiem w ciemnej jaskini, a wciąż szybowała z nim w przestworzach. Dlaczego przeciwniczka z taką zawziętością śledziła go podczas całej podróży? Teraz, znając już jej płeć, Lestrange mogła obstawić, że chodziło o jakiś zatarg z przeszłości, a gdyby przeczytała o jedną powieść za dużo, dopowiedziałaby sobie, że na pewno chodziło o miłosny zawód. Na całe szczęście jej wyobraźnia nie pogalopowała aż tak daleko.
Nie pamiętam. Zamiast pocieszenia, wpatrywała się w niego w milczeniu i zastanawiała się, czy on zapamięta ją. Już raz skoczyła za nim w otchłań i gdyby istniała możliwość wyleczenia jego ran oraz kontynuowania wspólnej podróży, wykorzystałaby ją bez wahania, przystając na wiele. Czy naprawdę nie było już dla nich szansy?
Gwałtowny chwyt za nadgarstek wyrwał ją z nostalgii; spojrzała na mężczyznę zaskoczona. Trzymał ją mocno i wpatrywał się jej w oczy, oczekując odpowiedzi na skomplikowane pytanie. Bo przecież nie była tu z litości, nie zostawała z miłosierdzia. Odwracała się za siebie i ciągle wracała z jednego, prostego powodu.
- Już to wiesz. Nie silę się na odwagę, po prostu nie chcę być sama – odpowiedziała, dzielnie wytrzymując uścisk oraz jego spojrzenie; jak żywe powróciły wspomnienia z poprzednich spotkań, podczas których dawała mu do zrozumienia dlaczego wciąż za nim podąża. A nie znała przecież nawet jego imienia – Nie chcesz litości, rozumiem to. Ale musisz przyjąć mój egoizm, bo nie zamierzam cię tu zostawić – zresztą, dokąd miałaby pójść?
Taka odpowiedź musiała mu wystarczyć, bo jego uścisk zelżał, a z powodu bólu powieki zaczęły niebezpiecznie opadać. Nie, to nie był jeszcze czas na sen. Wszystko, co działo się w pieczarze miało na pewno jakąś przyczynę i Marine bardzo trzeźwo oceniła, że stan zmiennokształtnego oddziałuje na otoczenie. Cóż innego mogłoby wywołać skalne poruszenie, jeśli nie silne emocje? Intuicja podpowiadała Lestrange bardzo dziwne i dość brutalne wyjście z sytuacji, jednak nic innego nie przychodziło jej do głowy. Mężczyzna powoli tracił świadomość, a wszystko dosłownie i w przenośni waliło jej się na głowę, pomyślała więc, że nie ma nic do stracenia. Jeszcze na moment odeszła od niego, rzucając się biegiem do pozostawionego w niedalekiej odległości ciała kobiety-rycerza.
Jej miecz był tuż obok, a Marine nie panowała już nad swoimi pragnieniami, traciła także panowanie nad emocjami. Dopadła broni, chwyciła rękojeść i obejrzała się za ramię, upewniając, że za chwilę będzie miała do czego wracać. Kolejne kamienie spadły tuż przy ciele martwej przeciwniczki, a dziewczyna nie wahała się już dłużej. Celując w odsłoniętą szyję, uderzyła mieczem, a na klindze pojawił się karmazynowe krople krwi. Rozległ się świst, dźwięk tak wysoki, że niemalże zatkała uszy, a później wszystko ucichło, a truchło przed nią oraz oręż trzymany w dłoni zamieniły się w proch i pył.
Zszokowana, zmęczona, ale po części także usatysfakcjonowana ruszyła w drogę powrotną, tym razem nie musząc się obawiać walącego się na głowę sufitu pieczary.
- Już po wszystkim – zapewniła zmiennokształtnego, przyklękując przy nim.
Jednak czy ten w ogóle jeszcze ją słyszał?
Zamrugała szybko, walcząc z napływającymi do oczu łzami. Tyle jeszcze było przed nimi! Razem na pewno znaleźliby wyjście z groty i ruszyli w dalszą drogę. Nawet, jeśli początkowo byłby oporny jej towarzystwu, Marine znała swoją wartość i wiedziała, że prędzej czy później zaakceptowałby ją, tak jak ona akceptowała jego. Tak wiele czuła, a tak mało o nim wiedziała.
- Zdradź mi swoje imię – poprosiła więc, w ostatnim odruchu naiwności.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
[Sen] Death is only the beginning 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]16.09.17 19:24
Sny należały do innej sfery świadomości, która nie została jeszcze do końca zbadana. Być może dlatego Morgoth nie znalazł jeszcze odpowiedzi na nurtujące go pytania - co oznaczały tak ściśle związane ze sobą nocne wspomnienia? W dodatku pamiętał je z każdym, nawet najmniejszym detalem, chociaż wcześniej nie zdarzało się mu to zbyt często. Ani medycyna, ani alchemia nie pomogła mu w tej kwestii, dlatego postawił wszystko na historię magii, w której opisywano wiele przypadków związanych ze sferą wyobraźni. Nie mógł jednak znaleźć nic, co wiązałoby się z jego przypadłością. Niemożliwym też zdawało mu się, by był pierwszym, jedynym człowiekiem, któremu się to przytrafiało. W końcu magia, czary istniały od zarania dziejów. Ktoś musiał kiedyś przeżyć coś podobnego i opisać to. Chociażby zdaniem, słowem, czymkolwiek co zostawiłoby mu jakąkolwiek wskazówkę, co robić dalej. Nie zamierzał poić się eliksirem słodkiego snu, chociaż możliwe, że była to chwilowo jedyna droga do rozwiązania tego problemu. Chwilowo może i był nieinwazyjny, jednak w przyszłości mógł mieć katastrofalne skutki. Czy tak było w istocie? Teraz nie miało to znaczenia. Kim byli w rzeczywistości, skoro jedyną rzeczywistością, jaką znali była ta tutaj. Ta, w której tkwili i którą dziwnym sposobem znali lepiej niż cokolwiek innego. Zupełnie jakby naprawdę należeli do świata nocnych mar, do których tak często wracali. Sądził, że był sam w tym wszystkim. Że nic nie mogło połączyć go z drugą osobą w taki sposób, by dzielili sny. O niczym podobnym nie słyszał i słyszeć zresztą nie zdołał, chociaż poszukiwał wielu informacji na ten temat, starając się dopatrzeć jakiegoś złego omenu. W końcu nie tak dawno klątwa dotknęła jego matkę, dlaczego więc i jego miała się imać? Również i jemu przemknęło przez myśli, że dziewczyna może istnieć naprawdę, ale wydawało mu się to tak absurdalne i zupełnie wyjęte z jakiejkolwiek kategorii... Nawet nie kojarzył jej twarzy, a co dopiero wiedział kim jest.
Pamięć była czymś zwodniczym i okrutnym. Dla istoty, która przeżyła całe wieki, tysiące lat były niczym jedna zlana się całość, w której ciężko było się doszukać jakichkolwiek konkretnych sytuacji. Nie mógł powiedzieć czy nie spotkał podobnej kobiety w przeszłości czy jedynie była igraszką umysłu umierającego człowieka. Możliwe że nie była nikim ważnym, nikim prawdziwym, jednak ciężko było pozbyć mu się wrażenia z głowy, że faktycznie ją znał. Nie wychodził myślami nigdzie daleko, nie mając nawet siły myśląc o tym, co się aktualnie działo. Po prostu powoli uchodziło z niego życie wraz z każdą kroplą spadającą na zimną skałę, na której się znajdowali. Możliwe że zapomniał całą swoją przeszłość, która nie miała już w tej chwili znaczenia. Możliwe że również nie miał sobie jej nigdy przypomnieć, ale sam zamysł jakoby miałby wyrzucić ze wspomnień jedyną osobę, którą spotkał od wielu lat, z którą los połączył go w tak niesamowity sposób był irracjonalny. Tak - umierał, ale nie oznaczało to, że miał zupełnie zapomnieć. Czasem śmierć nie była równocześnie zakończeniem chwil spędzonych na ziemi.
- To nie ma znaczenia - odpowiedział na jej słowa, nie chcąc, żeby spędzała tu więcej czasu. Zostawanie tutaj, skazywanie się na jeden los nie było niczym rozsądnym. Zawsze mogła wrócić do domu, gdzie spokojnie dożyłaby końca swoich dni z daleka od zimnej groty, podziemi, które buchały chłodem i nieprzyjemnymi wspomnieniami. Wciąż zakamarki jaskini pozostawały pod znakiem zapytania, żadne z nich nie wiedziało czy nie kryje się tam kolejne niebezpieczeństwo. Nie zamierzał zresztą dalej kontynuować temat, dlaczego dziewczyna tutaj z nim zostawała. Samotność z każdym w końcu się stykała i należało stawić jej czoła bez względu na wszystko. Dlatego też powinna odejść, jeśli jeszcze miała szansę, chociaż poruszenie i drgania związane z rozpadającym się sklepieniem każdą chwilę zwlekania czyniły niebezpieczniejszą. Po tym jak poczuł niezwykłe ciążenie, nie zauważył, że oddaliła się na moment. Nie mógł dostrzec uniesionego wysoko miecza ani chwili, w której broń rozwiała się w powietrzu niczym proch i kurz, którym wkrótce sam miał się stać. Wciąż jednak słyszał głos, który rozlegał się obok niego, chociaż słowa były jakby zdeformowane. Bez wyrazu i bez odpowiedniego kształtu, by tworzyć coś konkretnego. Nie mógł też dostrzec twarzy, którą dobrze znał i na której odbijały piętno właśnie najgorsze ze wszystkich uczuć. Może to i dobrze. Nie chciał pamiętać jedynie tego smutku, której był przyczyną.
- Wracaj do domu - odpowiedział cicho, odchylając głowę, by oprzeć ją na twardej skale za plecami i powoli odetchnąć, czując jak serce powoli spowalnia każdy ruch. Pewien spokój przyszedł do niego bez żadnego konkretnego powodu. Położył jedynie dłoń na drżącej ręce swojej towarzyszki, by powiedzieć ostatnie słowo, które wydawało mu się być bardziej niż oczywiste. - Marine.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: [Sen] Death is only the beginning [odnośnik]16.09.17 21:02
Przez moment czuła się jak bohaterka, jak potężna czarownica, unicestwiająca zagrożenie, lecz razem z powrotem do sennej rzeczywistości powrócił strach o życie swojego towarzysza i nieuchronnie zbliżający się ich wspólny koniec. Zniknęło uczucie podekscytowania, a zastąpił je irracjonalny strach o kogoś, komu nie mogła już przecież w żaden sposób pomóc. Nie miała różdżki, nie znała odpowiednich zaklęć, nie widziała żadnego wyjścia z zawalającej się pieczary – wszystkie znaki wskazywały na to, że jeśli zaraz się stąd nie ruszą, zostaną tu pogrzebani. Marine, o dziwo, nie bała się teraz własnej śmierci; okazywało się, że po kroku, jaki podjęła poprzednim razem, człowiek zupełnie inaczej patrzy na takie rzeczy, jak własne istnienie.
Wbrew temu, co stwierdził mężczyzna, to miało znaczenie, a dla niej nawet bardzo duże. Musiał wiedzieć, że nie robi tego z litości, a jeśli jednocześnie uznawał ją za głupią, trudno. Przynajmniej była szczera i pozostawała wierna sobie do końca.
Nie chciała rozstawać się z senną rzeczywistością, bo oznaczało to koniec przygody i świata, które tak bardzo polubiła. Realnie nie miała szansy przeżyć tego wszystkiego, czego doświadczyła tutaj; nawet za dekadę nie będzie w stanie pochwalić się choć połową tego, czego świadkiem była we śnie. Lot na smoku, podwodna podróż, ucieczka i walka – była pewna, że jej przygoda, jeśli zostałaby spisana, miałaby szansę zafascynować czytelnika. Była niczym baśń dla dorosłych, o której ci marzyli, choć czasem bali się tego przyznać nawet przed sobą.
A nade wszystko tęsknić miała za zmiennokształtnym, którego poznała w czasie swojej wędrówki i do którego dołączyła bez zawahania. W prawdziwym świecie relacji nie nawiązywało się tak łatwo, a Marine z doświadczenia wiele o tym wiedziała. Nigdy wcześniej nie poczuła tak szybkiej i intensywnej więzi z innym człowiekiem i obawiała się, że nigdy już nie poczuje. Dlatego tak egoistycznie trwała teraz przy umierającym czarodzieju, pragnąc ze wszystkich sił dotrzymać mu towarzystwa. A raczej by to on dotrzymał go jej, podczas gdy dziewczyna będzie żegnać się ze wszystkim, co przeżyła.
Przychodziło jej to trudno w otoczeniu walącego się sufitu; kamienie spadały do wody, skała powoli kruszyła się nad ich głowami, a do tego stan mężczyzny pogarszał się z każdą minutą. Pamięć być może rzeczywiście była czymś zwodniczym i okrutnym, ale na razie tylko ona utrzymywała Marine przy zdrowych zmysłach. Pamięć tego wszystkiego, co wspólnie przeżyli, co widzieli i czego doświadczyli. Wspomniała fakturę smoczej skóry, wiatr we włosach i słoną wodę, która działała wedle jej woli. Z perspektywy czasu i zbliżającego się finału nawet szczęk stali wydawał się być dźwiękiem, jaki przypomniała sobie z nostalgią.
Wracaj do domu.
Nie chciała. Tutaj wszystko było przyjemniejsze, łatwiejsze. Tutaj mogła być, kim tylko chciała. Odważną dziewczyną, a nie ograniczoną konwenansami szlachcianką. W ramach snu czuła się lepiej, niż w domu, którego mgliste wspomnienia powróciły na dźwięk głosu rannego mężczyzny.
Krew przesiąkła przez koszulę w sposób prawie malowniczy, a pomimo bladej cery na twarzy jej towarzysza malował się spokój. Nie chciała go przerywać, ale nie mogła pozwolić, by tak właśnie nadszedł ich koniec. Szukała w sobie siły na podjęcie działania, a otrzymała ją, o dziwo, w jednym słowie, wypowiedzianym słabym głosem. We własnym imieniu usłyszanym z jego ust.
I wtedy wiedziała już, że to koniec, lecz to ona będzie dyktować jego warunki. Ścisnęła więc dłoń swojego towarzysza i bez zbędnych słów powstała na nogi, by z całych sił przeciągnąć go w stronę podziemnego jeziorka, od którego dzieliło ich jedynie kilka metrów. Jeśli cokolwiek mogło im teraz pomóc, to właśnie żywioł, nad jakim jeszcze nie tak dawno panowała. Nie oczekiwała, że znowu zobaczy u siebie syreni ogon; pragnęła jedynie ostateczności w bardziej przystępnej formie, niż cios kamieniem w głowę.
Stanęła na brzegu, a gdy woda dotarła do jej stóp, Lestrange poczuła nagłą chęć zrzucenia butów, tak też więc zrobiła. Wszystko zaczynało się, gdy czuła chłód skały pod bosymi nogami i tak też miało się zakończyć. Szybko sprawdziła, od którego miejsca jeziorko robi się głębsze i wróciła po swojego towarzysza; zbyt słabego, by stawiał opór jej planowi, który na pewno musiał już przewidzieć, jeśli tylko był jeszcze w stanie świadomie myśleć.
Wracała do domu, wykonywała jego ostatnią prośbę. Ale nie mogła tego zrobić bez niego.
- Do zobaczenia  - po drugiej stronie.
Szepnęła mu tuż nad uchem, gdy wciągała go do wody, a posłuszna fala pomogła jej jeszcze na chwilę utrzymać ich oboje na powierzchni. Ostatni rzut oka na podziemną pieczarę i świat, z jakim przyszło jej się przedwcześnie pożegnać. Marine uśmiechała się, gdy zbliżała swoją twarz do jego, by obdarować go ostatnim tchnieniem przed podróżą w niezbadane głębiny. Bo śmierć to tylko początek nowej, wielkiej przygody.

| koniec <3



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
[Sen] Death is only the beginning 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
[Sen] Death is only the beginning
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach