Wydarzenia


Ekipa forum
Mniejszy salon
AutorWiadomość
Mniejszy salon [odnośnik]15.09.17 18:54

Mniejszy salon

Znacznie mniejszy od głównego salonu, ale również utrzymany w rodowych barwach i dekoracjach. Znajduje się na piętrze; nie jest tak reprezentatywny, i zwykle służy do mniej oficjalnych spotkań towarzyskich z krewnymi i znajomymi członków rodziny. Znajduje się tu wygodny komplet wypoczynkowy złożony z sofy i foteli, niewielki kominek, stół, parę regałów i fortepian. Za oknami rozciąga się widok na ogrody; pomieszczenie nie jest może zbyt jasne, ale dzięki jego mniejszym rozmiarom jest tu cieplej.
Na salon nałożone jest zaklęcie Muffliato
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salon Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Mniejszy salon [odnośnik]18.09.17 12:15
| 12.05

Minęło parę dni, odkąd Lyra wraz z mężem zamieszkali w posiadłości jego rodziny. Wciąż trudno było jej się przyzwyczaić do tej zmiany; budząc się, rozglądała się niespokojnie, widząc wokół siebie wnętrze innej sypialni, często też gubiła się w plątaninie korytarzy; zamek Corbenic był znacznie większy niż dworek, w którym zamieszkała po ślubie. Nie zawsze mogła też liczyć na męża lub jego siostrę, choć oboje starali się, by poczuła się tu dobrze; pozostało jej więc spróbować znaleźć wspólny język z magicznymi obrazami, tak jak robiła to w Hogwarcie. Tam często mogła liczyć na namalowanych przewodników po szkolnych zakamarkach, którzy chętnie dzielili się swoją wiedzą z osóbką, która chciała ich słuchać; oby przodkowie męża uwiecznieni na płótnach okazali się równie życzliwi dla zagubionej młódki.
Zaledwie dzień po przeprowadzce otrzymała nieoczekiwaną wiadomość od Fawleyów, zainteresowanych jej malarskimi postępami; wprawiło ją to w pewien popłoch, bo przez ostatnie dwa tygodnie poważnie zaniedbała regularne malowanie. Najpierw pobyt w Mungu z powodu nagłego zagrożenia ciąży, a później utrata brata sprawiły, że była przygnębiona i nawet malowanie nie dawało jej tyle radości co zawsze. Do tego doszedł stres związany z przeprowadzką, więc nawet nie miała czasu, by usiąść na dłużej przy sztaludze i oddać się twórczemu natchnieniu.
Tak więc wczorajszy poranek spędziła na urządzaniu pracowni w pomieszczeniu wybranym uprzednio z mężem; był to niewielki, jasny pokoik niedaleko ich kwater, gdzie skrzaty już przeniosły wszystkie jej przybory, sztalugi oraz płótna z obrazami. Te ostatnie oparła o ściany; niektóre z nich były ukończone, inne dopiero czekały na wznowienie pracy nad nimi. Najważniejsze, że miała cokolwiek, co mogłaby pokazać Elizabeth Fawley, która miała złożyć jej wizytę; Lyra ostatni raz widziała kobietę jeszcze przed swoim ślubem, ale wiedziała, że przez ostatnie miesiące, odkąd za sprawą pierwszego wernisażu udało jej się zaistnieć, dokonała znacznego postępu w malowaniu i mimo pewnego stresu, była ciekawa, co lady Fawley powie na temat jej twórczości i jakie wieści przekaże później swojej rodzinie. Lyrze naprawdę zależało na pomyślnych stosunkach z Fawleyami i na utrzymaniu ich mecenatu, który także otworzył jej wiele drzwi i perspektyw w artystycznym świecie i mógł nadal stanowić cenne wsparcie w przyszłości. Nawet, gdy na świecie tak źle się działo i doskwierało jej tyle stresów, wciąż kochała sztukę i pragnęła tworzyć. W ostatnich dniach czuła tego niedosyt, ale może właśnie to miało jej pomóc w uporaniu się z nieznośnym smutkiem i dławiącym lękiem o nadchodzącą przyszłość?
Gdy skrzat powiadomił ją o przybyciu gościa, udała się do mniejszego saloniku, dokąd musiał zaprowadzić ją ten sam skrzat, bo wciąż nie znała drogi. Lady Fawley miała tam na nią czekać, więc po dotarciu na miejsce Lyra z pewną nieśmiałością weszła do środka; nadal nie czuła się tu w pełni u siebie, pewnie minie jeszcze trochę czasu, zanim nazwie to miejsce swoim domem.
- Dzień dobry – przywitała ją grzecznie; Elizabeth mogła z łatwością zauważyć, jak mocno zmieniła się Lyra od czasu ostatniego spotkania. Wystraszone, skromne dziewczę w znoszonych, nijakich sukienkach z drugiej ręki ustąpiło miejsca młodej, schludnie ubranej lady Travers, szczęśliwej żonie i aspirującej damie. Na bladej twarzy i w podkrążonych zielonych oczach malowało się jednak zmęczenie i głęboki smutek, który starała się zamaskować. Podejrzewała jednak, że do Elizabeth mogły dotrzeć wieści o niedawnej śmierci Barry’ego Weasleya.
- Dawno nie miałyśmy okazji się spotkać, ale spodziewam się, że różne okoliczności nie sprzyjały wizytom – odezwała się; Elizabeth zapewne miała dużo obowiązków jako auror, a i życie Lyry nie było łatwe przez te wszystkie gwałtowne zmiany mające miejsce w krótkim czasie, nowe obowiązki czy problemy rodzinne. To nie sprzyjało spotkaniom i pogłębianiu relacji nawiązanej przelotnie po tym, jak ukończyła Hogwart. – Mam nadzieję, że mijające tygodnie okazały się dla was łaskawe. – Oby okazało się, że Elizabeth i jej rodzina nie ucierpieli przez anomalie.
Usiadła w fotelu na przeciwko swojego gościa, a skrzat podał im herbatę i ciasteczka.
- Wprowadziliśmy się tu z mężem zaledwie kilka dni temu, ale zdążyłam już znaleźć miejsce na pracownię, więc po tym drobnym poczęstunku mogę zaprezentować moje obrazy – odezwała się po chwili.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Mniejszy salon Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Mniejszy salon [odnośnik]06.10.17 20:08
Całe jej życie było wypełnione obowiązkami. Towarzyszyły jej na każdym kroku, nigdy nie odpuszczały. Niektóre były brutalnym przypomnieniem skąd pochodzi i że przed nazwiskiem ciężko uciec. Inne takie jak praca sama sobie nałożyła, ceniła i szanowała. Były to jednak obowiązki, w których widziała cel i jakiś głębszy sens. Gdyby sobie odpuszczała, niewinni ludzie nigdy mogliby nie zaznać spokoju a winni nie zostać ukarani. Doceniała możliwość zobaczenia na własne oczy sprawiedliwości. Jednak dzisiejszy dzień poświęciła na inny rodzaj zobowiązania, na taki, na który się nie godzisz a sam do ciebie przychodzi. Nie możesz go porzucić, bo oznaczałoby to porzucenie domu rodzinnego i nazwiska, ale i wymagałoby dużej dozy odwagi. Nie była to myśl na teraz, zbyt bardzo uwierające i niepozwalająca o sobie zbyt szybko przypomnieć. Została wybrana do dzisiejszego zadania-znała Lyrę i śledziła jej pierwsze kroki w karierze malarskiej. Nie była to jednak prosta droga, nawet jeśli masz poparcie znanych rodów i wpływową rodzinę, jaką obecnie posiadała. By zostać kimś więcej w sztuce trzeba było ciężko pracować, często wiele lat, zanim zostało się docenionym. Czasami nawet ten moment nigdy nie nadchodzi i artysta zapada w zapomnienie. Lyra miała o tyle ciężko, że była spokojną i nie rzucając się w oczy dziewczyną. Nie była gwiazdą, buntownikiem czy imprezowiczem-takie osoby były zawsze na ustach wszystkich. Posiadała jednak talent i to zawsze wartościowy towar. Nie wiedziała jak obecnie radzi sobie Lyra, choć oczywiście wiedziała o jej ślubie. Według niej była o wiele za młoda na taki krok, ale to na zawsze pozostawi dla siebie. Ubrała się w elegancką, zieloną szatę i zaplotła warkocza obserwując swoje ruchy uważnie w lustrze. Nie widać już było śladów po obrażeniach, nawet wspomnienia z tamtego dnia się zacierały. Była gotowa.
Salonik, do którego została przyprowadzona zachowany był w barwach rodowych Traversów. Wszystko tutaj krzyczało morzem, o wiele intensywniej niż błękity Fawleyów. Podeszła do okna skąd miała doskonały widok na ogród, który tętnił życiem wraz z początkiem maja. Nie musiała długo czekać na przybycie gospodyni, mały skrzat uprzedził wejście swojej pani.Przywitała się zauważając całkiem nową osobę. Lyra bardzo się zmieniła w ciągu tych kilku miesięcy. Czuła jakby dojrzała, nie była już dzieckiem, lecz dorosłym człowiekiem z ustabilizowaną sytuacją. Posiadała również o wiele droższy strój, ale to akurat Elizabeth najmniej obchodziło. Nadal była rudzielcem, miała piegi i była niska. Niektóre rzeczy pozostały niezmienne.
- Tak, ostatnie miesiące były bardzo nerwowe i wymagające. Chyba dla nas wszystkich. - powiedziała siadając na fotelu i uśmiechając się delikatnie. Przypominała sobie ich pierwsze spotkanie, gdzie Lyra nosiła lekką sukienkę i nie była nawet zaręczona. Ileż też to czasu od tamtego momentu minęło. - Ucierpiałam w anomaliach, ale jestem już zdrowa. Cieszę się, że reszta rodziny była bezpieczna. Mam nadzieje, że zdrowie również was nie opuszczało. - Słyszała o śmierci brata Lyry, nie znała go, ale współczuła rodzinie, którą dotknęła taka strata. Nie wyobrażała sobie jakby się poczuła gdyby cokolwiek stało się jej rodzeństwu. - Bardzo chętnie, jestem ciekawa, jakie postępy popełniłaś. - stwierdziła szczerze, gdyż uwielbiała obserwować coraz pewniejszych siebie i swoich dzieł artystów. Wiedziała, że czas Lyry jeszcze nie nadszedł, może być ona jeszcze o wiele lepsza. Musiała tylko ciężko ćwiczyć. - Jest to piękna posiadłość, podziwiałam ogród, ale i wnętrze jest godne rodu. Dobrze ci się tu żyje?- zapytała patrząc wprost na nią.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Mniejszy salon [odnośnik]07.10.17 11:42
Życie Lyry wyglądało zupełnie inaczej, przynajmniej do momentu ukończenia Hogwartu i salonowego debiutu. Wcześniej mogła być zwyczajną dziewczynką i nastolatką, później musiała nauczyć się dopasowywać do określonych norm i środowiska wyższych sfer, które ją oczarowało. Do tego doszły szybkie zaręczyny i ślub, wskutek czego młódka znalazła się w złotej klatce schematów, powinności i zobowiązań, w które powinna się wpasować. Nie mogła już być dzieckiem, musiała zmierzyć się z dorosłością i nowymi obowiązkami wobec męża i jego rodu, a ostatnie tygodnie, odkąd przekonała się, że sama nosi pod sercem dziecko, były w pewnym sensie przełomowe.
Może to, że sama wychowała się w skromnych warunkach dalekich od tych salonowych sprawiało, że była naiwna i zaślepiona, pragnąc wierzyć, że to jest właśnie to lepsze życie. Czasem trudno było jej zrozumieć, że to środowisko wcale nie jest takie piękne, i że są tam ludzie, którzy widzą więcej niż ona oraz nie przykładają wagi do tych zbytków, w których się wychowali, i o wiele wyżej cenili wolność i niezależność, których Lyra się wyrzekła, choć w odróżnieniu od panien z lepszych rodów, mogła je mieć. Wybrała bardziej tradycyjne wartości, jak małżeństwo, a moment, w którym prawie utraciła swoje dziecko, uświadomił jej, że bardzo pragnęła zostać matką, choć jeszcze kilka miesięcy temu wyobrażała sobie macierzyństwo jako element nieco dalszej przyszłości.
Lyra czasami sama się zastanawiała, jak to się stało, że udało jej się zadebiutować i zaistnieć w świecie sztuki, choć zaczynała tak marnie – od wystawiania prac na ulicy Pokątnej, bo jej dawne nazwisko, mimo szlachetności, wcale nie otwierało przed nią drzwi. Miała szczęście, że zaproszono ją do udziału w wernisażu, i że zauważyli ją także Fawleyowie, choć była skromną, cichą nastolatką oraz samoukiem w kwestii sztuki; nikt nie uczył jej, jak należy malować, musiała poradzić sobie sama. Potomkom Fawleyów mogła jedynie pozazdrościć tak wspaniałego artystycznego przygotowania, jakie z pewnością odbierali.
Elizabeth już na nią czekała, gdy Lyra weszła do saloniku i tym sposobem spotkały się po raz pierwszy od miesięcy, podczas których tak wiele się zmieniło. Także Lyra uważnie zlustrowała wzrokiem lady Fawley; na salonach słyszała niekiedy szeptem powtarzane plotki o jej staropanieństwie i niegodnym damy zawodzie, ale że tym samym zawodem trudnił się też jej brat, dziewczę nie czuło głębszych uprzedzeń. Zresztą, bez względu na swój zawód oraz brak ślubnej obrączki na palcu, Elizabeth była dla niej przede wszystkim członkinią rodu Fawley, kimś, kto wyciągnął do niej rękę, kiedy ukończyła Hogwart i zaczęła przychodzić na Pokątną. Nie zapominała o tym.
Usiadła na przeciwko niej, słuchając jej słów. Na jej czole pojawiła się zmarszczka niepokoju, gdy Elizabeth wspomniała, że ucierpiała wskutek anomalii.
- Mam nadzieję, że to nie było nic poważnego – powiedziała cicho. – Mnie to ominęło, ale leżąc wtedy w Mungu, słyszałam co nieco o tym... że wielu czarodziejów dotknęły te anomalie, czymkolwiek one właściwie były. – Także jej brata, jak wciąż zdawała się wierzyć. – Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Jeden z moich braci... nie żyje. – Ledwie wypowiedziała te słowa, natychmiast spuściła wzrok i zagryzła drżące wargi; wciąż dziwnie brzmiało to zestawienie, sformułowana na głos myśl o śmierci Barry’ego. Od pogrzebu minął już tydzień, doskonale pamiętała trumnę opuszczaną do dołu i odgłos sypiących się na nią grud ziemi, ale mimo to nie lubiła myśli, że jego już nie ma, choć powinien być, był przecież jeszcze tak młody. – Ale nie chcę o tym mówić. Wolę skupić się na sztuce. Tak jest... po prostu lepiej – rzekła po chwili. W ostatnich dniach lubiła uciekać od problemów, czy to w kojąco otępiającą mgiełkę uspokajających mikstur, czy poprzez skupianie się na innych, przyjemniejszych sprawach. Na przykład na zwiedzaniu rodowych włości Traversów z Glaucusem, sztuce, czy rozmawianiu z matką swojego męża, która często dotrzymywała dziewczęciu towarzystwa.
Poruszyła się nieznacznie.
- Skrzat przyniesie płótna, które chciałam zaprezentować – powiedziała, po czym poprosiła skrzata o to, by dostarczył przygotowane wcześniej obrazy. Stworzonko po chwili zniknęło, zostawiając Lyrę z lady Fawley. – Tak, tu jest naprawdę pięknie. Wspaniałe miejsce, choć kontrast między nim a tym, co znałam przed ślubem jest... uderzający – przyznała. Była niemal jak bohaterka baśni, ubogie dziewczę przeniesione do pięknego zamku i poślubiające bajkowego księcia. – Dopiero się przyzwyczajam i muszę przyznać, że wciąż się tu gubię. – Minęło w końcu zaledwie kilka dni, to za mało, by nauczyć się poruszać nieznanymi korytarzami i przejściami, i bezbłędnie odnajdywać właściwe pomieszczenia. – Ale tak, jest... jest dobrze. Jestem szczęśliwa, że jestem żoną Glaucusa. On... jest naprawdę dobrym mężem. A jego rodzina zdaje się mnie akceptować – Zarumieniła się, ale tak właśnie czuła; Glaucus był miły i troskliwy, uwielbiała jego towarzystwo i bliskość, i ceniła to, że był przy niej, zwłaszcza w ostatnim czasie. Teraz dodatkowo miała też świadomość, że nosi w sobie jego dziecko... i że prawdopodobnie była w nim zakochana. Nie wiedziała tylko, że jej małżonek, mężczyzna, któremu zaufała, któremu oddała swoją przyszłość i była gotowa oddać mu swoje serce, skrywał sekret, który z pewnością by się jej nie spodobał. – Czy twoja rodzina też już myśli o odpowiednim narzeczonym dla ciebie, czy może... akceptują twój samotny tryb życia? – zapytała po chwili. Nie chciała być wścibska, była po prostu ciekawa, jak wyglądały sprawy u jej rozmówczyni. Elizabeth była naprawdę ładną kobietą, wydawała się też inteligentna i zaradna, więc podejrzewała, że samotność jest kwestią jej wyboru, nie braku kandydatów.
Po chwili w pokoju rozległo się ciche pyknięcie; wrócił skrzat z płótnami. Lyra, która od czasu anomalii unikała używania różdżki, poleciła, by swoją magią wprawił płótna w lewitację, tak, aby uniosły się w powietrze na wprost towarzyszącej jej lady Fawley. Kobieta mogła zobaczyć kilka obrazów; w przeciwieństwie do tych pierwszych, które sprzedała w lipcu na Pokątnej, te były jeszcze bardziej dopracowane, a farby i pędzle, którymi je namalowano, były znacznie lepszej jakości niż tanie, używane przybory, którymi posługiwała się na początku swojej drogi. Większość obrazów była pejzażami pokazującymi głównie okolice Norfolk i otaczającego je morza, choć trafiło się też parę portretów i jedna martwa natura.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Mniejszy salon Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Mniejszy salon [odnośnik]26.10.17 22:01
Arystokracja stanowiła elitę społeczną, nie tylko ze względu na posiadany majątek, ale i na wykształcenie jakim mogli pochwalić się jej członkowie. Od dziecka udzielano im lekcji-historia, sztuka czy nawet najbardziej podstawowe jak umiejętności pisania. Dzieci te były skazane na sukces, ale zarazem kształcąc je, odbierano im możliwość rozwinięcia w pełni „własnego ja". To dziecko nie miało być sobą, kimś wyróżniającym się charakterem czy wrażliwością. Zarazem, samo wykształcenie i chęć jego zdobywania była jak najbardziej pożądana. Elizabeth była pewna, że tylko tym wcześniejsza, powszechniejsza i lepsza edukacja może wyrównać szanse dzieci. Obecnie dzieci arystokratów miały szczęście-ich rodziny było stać na najlepszych nauczycieli. Była to ich przewaga. Była jednak przekonana, że zmieniając formę nauki, kładąc nacisk na rozwiązywanie problemów i zaszczepienie pragnienia wiedzy było lepszym pomysłem niż dawania tylko gotowych odpowiedzi, by dziecko było po prostu kolejnym, zwykłym arystokratą. I mimo posiadania tych wszystkich atutów szlachta była daleka od ideału, pod wieloma względami jeszcze bardziej zepsuta od reszty społeczeństwa. Jak miała pomóc krajowi, skoro sama tej pomocy potrzebowała? Dawno przestała wierzyć w idealną klasę wyższą. Czasami wręcz jej strach przed zmianami, innością i wszystkim tym, czego się obawiali sprawiał, że byli oni niewolnikami swoich własnych tradycji i kultury, każde odstępstwo od normy było piętnowane.
- Na szczęście, nie stało się mi nic poważnego. - uspokoiła szybko Lyrę, choć fakt, że ludzie przejmują się takimi rzeczami dodawał otuchy. - Przykro mi z powodu twojej straty, mam nadzieje, że czas przyniesie Ci ulgę. - powiedziała, gdyż nie było innego lekarstwa. Potrzeba było dni, tygodni czasem lat by rany się uleczyły a człowiek mógł ruszyć dalej. Pamiętała, że brat Lyry był bardzo młodą osobą. Miał jeszcze całe życie przed sobą, nie wyobrażała sobie, jak jego rodzina musiała się czuć. Uszanowała, że Lady Travers nie chciała rozmawiać na temat swojego brata, jego śmierci. Nie mogły to być łatwe tematy, a na pewno mogły szybko zepsuć humor i klimat do rozmowy.
- Widzę jednak, że szybko odnalazłaś się w nowym życiu. Ledwo można Cię poznać, a minęło dopiero kilka miesięcy. - przyznała patrząc na nią z uznanianiem. Lyra na pewno wyglądała zdrowiej, bardziej zadbanie, ale ceną tego wszystkiego była strata wolności. Nie każdy jednak jej potrzebuje, szczególnie gdy doświadczył w życiu trudów i zdaje sobie sprawę jak dużo zalet ma takie życie.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. To najważniejsze, wszystko inne jest na drugim planie. Glaucus zawsze robił na mnie dobre wrażenie, a twoje słowa tylko potwierdziły moje zdanie na jego temat. A rodzina, jestem pewna, że ich do siebie przekonasz. Twój mąż jest na morzu czy wrócił na ląd? - zapytała, gdyż losy Traversów są wszystkim znane. Ciężko utrzymać ich daleko od morza, jakby przyciągało ich. Następne pytanie ją trochę zaskoczyło, nie powinno ale dała się uśpić. Lyra może i wygląda niewinnie, ale coraz dłużej przebywa w towarzystwie umiejących knuć jak mało kto panien. Była pewna, że nauczyła się wielu sztuczek, jeśli chciała przetrwać. A może kierowała ją ludzka ciekawość? Chęć zagajenia rozmowy?
- Nigdy nie przestała o tym myśleć, to bardzo wdzięczny temat. - odparła z uśmiechem, gdyż mimo obecnej sytuacji nadal wydawało się jej to zabawne. - Przeszli z myślenia do czynów, ale ślub odbędzie się dopiero na koniec lata. Na pewno przyjdzie do was zaproszenie. - zapewniła ją sięgając po filiżankę. Ten temat nadal był trudny, bo tak wiele rzeczy było niewyjaśnionych i niepewnych.
Myśl o ślubie szybko została zastąpiona obrazami, które zostały przyniesione. - Który jest twój najnowszy? - zapytała przeglądając każdy obraz z osobna. Lyra nadal była bardzo dobra, nawet lepsza niż poprzednio. Szczególnie jej technika wyraźnie się poprawiła.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Mniejszy salon [odnośnik]28.10.17 11:08
Lyra czuła pewną dumę z przynależności do tej społecznej elity, z tego, że mogła poczuć się wyjątkowa i posmakować odrobiny luksusu, który dawniej był poza jej zasięgiem. Nie była jednak produktem zimnego chowu, nikt nie odebrał jej własnego „ja”; być może to był ten pozytywny aspekt biedy i braku wynajętych nauczycieli, że dziewczę zachowało pewien indywidualizm i nie dostało niczego za darmo. Musiała sama zawalczyć o swoją pasję i jej rozwój, sama nauczyła się wszystkiego, co wiedziała o malarstwie z pomocą książek, a nawet mówiących hogwarckich obrazów, ale przede wszystkim na własnych błędach. Lata uporu i wysiłku w szlifowaniu talentu przyniosły rezultaty, dziś Lyra malowała naprawdę dobrze, i z pomocą matki swojego męża szlifowała też wiedzę w innych zakresach sztuk poza samym malarstwem. W końcu dobrze wychowana dama powinna mieć szeroką wiedzę o sztuce. Do miejsca, w którym się teraz znajdowała, zaprowadziły ją własne (choć często bardzo naiwne) decyzje, i mogła spełniać się w roli nie tylko malarki, ale przede wszystkim żony. Szczęśliwie dla niej, małżeństwo nie oznaczało konieczności wyrzeczenia się siebie i swojej pasji, więc ze swojej obecnej perspektywy nie rozumiała swoich dawnych obaw przed ślubem, ani pragnienia niezależności żywionego przez wiele innych kobiet, które chciały uciec z tej złotej klatki, do której Lyra weszła z własnej woli. Sama nie potrzebowała niezależności i wolności, czuła się wystarczająco wolna i zadowolona w obecnym układzie. Czego pragnąć więcej, gdy miało się dobrego męża, pasję i czekało się na narodziny dziecka? Szkoda, że nie wiedziała, że wymarzona przyszłość wcale nie była tak pewna.
- To dobrze – powiedziała, zadowolona, że Elizabeth nie wydarzyło się nic poważnego. Tamta noc i tak pociągnęła za sobą zbyt dużo nieszczęść, a nawet naiwna Lyra nie potrafiła być całkowicie obojętna wobec takiej grozy. – Niestety dla niego nic nie można już zrobić. Mogę tylko pamiętać o nim... i iść dalej przez życie – dodała odnośnie brata. Wciąż żałowała, że rozstali się w gniewie i już nigdy się nie pogodzą, ale nikt nie mógł przewidzieć, że Barry odejdzie tak młodo.
Lekko się zarumieniła po kolejnych słowach Elizabeth.
- Ja... cieszę się. Staram się jak mogę, by sprostać temu... nowemu życiu i być dobrą lady Travers – powiedziała, pocierając palcami policzek, ale zaraz później grzecznie splatając dłonie na kolanach. Teraz nie żyła już tylko dla siebie, była żoną i przyszłą matką. I wcale nie czuła się z tego powodu nieszczęśliwa, choć nie miała nawet dziewiętnastu lat. – Znasz Glaucusa? – zapytała ze zdziwieniem, zaskoczona, że Elizabeth go znała, choć z drugiej strony nie powinno to dziwić, skoro szlachecki świat był dość hermetyczny. – Mój mąż jest na lądzie. Obecna aura nie sprzyja podróżom – przyznała. Odkąd zaczęły się anomalie, Traversowie nie pływali nigdzie daleko, więc musieli wykonywać obowiązki na lądzie. Podejrzewała, że jej małżonek tęsknił za morzem, które było dla niego tym, czym dla Lyry sztuka.
Nie miała żadnych złych zamiarów, była po prostu bardzo ciekawa. Swego czasu słyszała różne pogłoski, ale najlepiej było sprawdzić je u źródła, zamiast polegać na plotkach, które mogły być mocno przesadzone. Wciąż intrygowało ją to, że kobieta taka jak Elizabeth tak długo uchowała się w wolnym stanie; być może rzeczywiście była wolnym duchem, jak Glaucus? Jej małżonek miał aż trzydzieści lat, gdy rodzina zaciągnęła go na ślubny kobierzec i kazała mu poślubić nastolatkę. Wcześniej najwyraźniej migał się od obowiązków, choć był bardzo przystojny i zapewne nie mógł narzekać na brak powodzenia. Choć Lyra nie znała się na mężczyznach i przed ślubem nie interesowała się nimi, sama musiała to przyznać.
- Już wiesz, kto będzie twoim narzeczonym? – zapytała na wieść o planowanym ślubie lady Fawley. – Jeśli tylko mój mąż nie wyruszy na morze, zapewne pojawimy się na uroczystości. – Lyra bardzo chętnie by poszła na ten ślub, a skoro Glaucus i lady Fawley się znali, to może i jej mąż nie będzie mieć nic przeciwko? Oby tylko wszystko się do tego czasu uspokoiło.
Ale po chwili temat zszedł na obrazy, które pojawiły się w salonie, a Lyra była bardzo ciekawa ich przyjęcia.
- To chyba ten – powiedziała, wskazując na jeden z pejzaży, przedstawiających wybrzeże Norfolk nieopodal dworku, w którym mieszkała z Glaucusem przed przeprowadzką do zamku jego rodziców. – Namalowałam go jeszcze w kwietniu. Zanim... – Zanim została napadnięta i trafiła do Munga. Zanim nastały anomalie. Zanim zginął Barry. Poruszyła się niespokojnie, skupiając spojrzenie na obrazach. Zmieniła lekko temat. – Żywię nadzieję, że nie jestem rozczarowaniem dla twoich krewnych. Chcę okazać się godna ich uwagi i opieki, którą mnie obdarzyli. Mam świadomość, że to wielka szansa i marzenie niejednego artysty, a dla mnie samej jest to ogromny zaszczyt.
Nie wiadomo jednak, kiedy w obecnych czasach weźmie udział w kolejnym wernisażu. Co, jeśli przez anomalie i inne problemy ludzie przestaną myśleć o sztuce i o tworzących ją artystach, bo już nikt nie będzie mieć głowy do takich spraw? Była to przerażająca myśl.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Mniejszy salon Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Mniejszy salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach