Wydarzenia


Ekipa forum
Oranżeria
AutorWiadomość
Oranżeria [odnośnik]18.09.17 11:33
First topic message reminder :

Oranżeria

W oranżerii zawsze jest wiele światła za dnia - wszystko dzięki przeszklonym ścianom i sufitowi. Rosną tu egzotyczne rośliny w donicach, które rodowi dyplomaci nierzadko otrzymują jako podarki w czasie swych delegacji. Niezwykle przyjemnie przebywa się w oranżerii zimą, gdy szkło otulone zostaje warstewką śniegu oraz wczesną wiosną, kiedy wszystkie rośliny zaczynają kwitnąć. Także i tu znajduje się niewielki kominek wyzierający ze ściany pałacu, nie ma on jednakże połączenia z siecią Fiuu. Miejsce wręcz zachęca, by zostać w nim na dłużej, z filiżanką herbaty i dobrą lekturą.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Oranżeria - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Oranżeria [odnośnik]28.10.20 23:58
Czuła na sobie spojrzenie Wren, przesuwające się łapczywie po gładkiej linii jej bioder i kościstych kolanach zakrytych gładkim materiałem sukni. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co kotłuje się pod tą śliczną, czarną czuprynką, choć akurat zazdrość odczytać mogła bez problemu, wystarczyło, że skupiła własny wzrok na szczupłych palcach zaciśniętych jak do wojny, na tkniętych różem policzkach i mięśniach szczęki nieudolnie skrywających zgrzytanie zębami. Czy młodą azjatkę rozpalało tak do życia w pałacu, do pieniędzy, a może do rozleniwionej nonszalancji, z jaką Elvira rozłożyła się w cudzej oranżerii? Może brakowało jej stabilizacji? Chociaż o to akurat by jej nie podejrzewała; Wren podobnie jak Multon płonęła furią przetykaną rzadkimi epizodami lodu, ciągle szukała wrażeń. Na co dzień zapewne potrafiła kontrolować się lepiej, ale przy Elvirze opuszczały ją wszelkie pozory - i vice versa. O cielesnym pięknie zdążyły już też rozmawiać, to że była od niej ewidentnie ładniejsza nie miało nic do rzeczy - Chang zdawała sobie sprawę, że chociaż niektórym dorównać się nie dało, to jej przecież też pod głazem nie znaleźli.
Dopiero, gdy dziewczyna się odezwała, tezy wyklarowały się i zabłyszczały jedną, najbardziej prawdopodobną. Czyli jednak prestiż.
No, no, kto by pomyślał. Być może Elvira mogłaby wyrzucić Wren prosto w twarz, że widzi doskonale kierunek, jaki obrała rozmowa, że dostrzega jej nastoletnie wręcz pragnienie księżniczkowania i że nim pogardza... gdyby nie to, że tak dobrze mogła się utożsamić.
Bo w rzeczywistości żadna z nich nie była i nie będzie nigdy księżniczką, ale przecież nie tego chciały - pragnęły władać, osądzać i być podziwiane. Arystokracja kojarzyła się z tym najintensywniej, choć w ostatnich miesiącach Elvira mniej wagi przywiązywała do nazwisk i rodów, a więcej do umiejętności i spraw, w których imieniu zadeklarowała się walczyć. Dlatego nie pyszniła się pałacem, bo i nie miała ku temu powodu - jedyne, co jej dawał, to stały i rozsądny dochód oraz wiele wygód dnia codziennego. To nie tak, że była w Boreham kimś, do kogo przywiązywano by wagę. Gdyby zniknęła, zapomniano by o niej po niedługim czasie, nie doceniono by diamentu, który utracili.
Funkcjonowała jak ten cień, który od czasu do czasu robił swoje, a potem znikał w kącie biblioteki, aby mieć tam ciszę, spokój i dostęp do tajnej wiedzy. I paskudnych sukienek.
- Oj, Wren. Powiedziałabym, że możesz próbować mnie wygryźć, ale chyba nie masz ku temu odpowiednich kompetencji. - Uśmiechnęła się kącikiem ust, szyderczo. - Nie będę zaprzeczać, że się wyróżniam na tle lady i lordów, ale ja wcale nie muszę być taka jak oni. Jestem ich uzdrowicielem, a nie damą do towarzystwa. - Westchnęła, potarła czoło i posłała dziewczynie zmęczone spojrzenie. - Ciekawi cię to. Szokuje. Znamy się na tyle, że mnie to nie dziwi. Ale jest jedna rzecz, którą ja mam, a ty jej nie masz... poza lewym uchem rzecz jasna.
Komentarz wyrwał się z jej ust prawie bezwiednie, nie zaplanowała go, więc urwała na moment, zaskoczona. To było prawie tak... jakby powiedziała żart. Cholernie złośliwy co prawda, ale jednak żart - rzadko miała ku temu okazję, jeżeli już coś podobnego pojawiało się na jej języku, to zazwyczaj miało wyraźny i niemożliwy do pomylenia podtekst ironiczny. Żeby dopiec, zagrać na nerwach, odpowiedzieć atakiem na atak. Tym razem szczerze takiego zamiaru nie miała, więc przyłożyła na krótką chwilę dłoń do ust i parsknęła pod nosem. Prawie chichocząc, choć po prawdzie to rzadko śmiała się inaczej niż szyderczo albo pijacko, więc nie była pewna, czy z tego wszystkiego nie zapiekłoby ją w gardle.
- Dobra, Wren, nie bocz się, bo ci żyłka pęknie. Ale mówiłam o tym... - spoważniała - ...że ja mam tę nieszczęsną domieszkę krwi szlacheckiej. Nieznaczącą co prawda wiele, lecz jednak. Moja matka urodziła się w podobnym pałacu. - Owionęła dłonią budzącą zachwyt oranżerię. - Miriam Parkinson. Była jednak na tyle żałośnie przeciętną osobą, że wydali ją za czarodzieja czystej krwi spoza listy i ja już wychowywałam się w zwykłej rezydencji w Worcestershire, nie w zamku - Przysunęła palec do ust, przygryzając paznokieć. Nie czuła wstydu za sprowadzanie matki do poziomu zwykłej nieudacznicy, bo tym przecież była; odrealniona romantyczka, bezwolna jak kukiełka, nie potrafiąca poradzić sobie z najmniejszymi wyzwaniami... - Nie myśl, że ktoś mnie tu za to uznaje. Ale gdy dostałam zaproszenie na rozmowę, wszyscy w pałacu już o tym wiedzieli, więc podejrzewam, że nie pozostało bez wpływu. - Odchyliła głowę w tył, tak że ciasny warkocz perfekcyjnie jasnych włosów przewiesił się przez oparcie fotela. Eksponowała przy tym szczupłą szyję, bladą i niepoznaczoną żadnymi znamionami, jakby najdobitniejszy dowód pochodzenia. - Ale nie ma tego złego, Wren. Gdybym się wychowywała w Broadway Tower to może już by mnie uwiązali obrączką. - Zniżyła głos. - Pierdolę takie szlachciankowanie.
Niemniej jednak, po dwóch miesiącach w Boreham czuła się dość swobodnie, naturalnie na wygodnych fotelach, by rozkładać się na nich leniwie i bez ekscytacji popijać z filiżanki.
- Teraz już przynajmniej wiesz, że nie błagałam - dodała ciszej. - To do mnie wysłano list. Przybyłam na polecenie lady Wendeliny.
Drgnęła i wyprostowała się, gdy od strony Wren dobiegła ją nagle lawina pretensji. Uniosła przy tym brwi wysoko, a potem zmarszczyła się w komicznym wyrazie niezadowolenia. A tej co strzeliło do łba? Będzie ją teraz pouczać i rozstawiać po kątach?
- Nie panikuj - odparła cierpko, w pierwszej chwili mając zamiar otrzeć palce z okruszków na własnej sukience, dopóki nie stwierdziła, że to byłoby zbyt ostentacyjne. Zamiast tego nagłym ruchem wyciągnęła dłoń i zrobiła dokładnie to samo na rękawie Wren. Skoro tak się zachwycała tymi cholernymi sukienkami, to powinna docenić, że Elvira nie chciała ich poniewierać. - Dostałam, ale na własność, przynajmniej dopóki pracuję. Jakby mi je zabrali, to bym nie tęskniła - Pokręciła głową. - Jakby to zależało ode mnie, to bym ci wszystkie oddała. Nie wiem, co ty w nich widzisz, to tylko kawałek tkaniny. Noszę, bo muszę. - Westchnęła. - Ale jak ci tak zależy, to pozwolę. Znaj moją łaskę - podsumowała z uśmiechem, który wyraźnie wskazywał na to, że początkowe onieśmielenie minęło i teraz to Multon bawiła się przednio.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Oranżeria [odnośnik]29.10.20 20:49
Znów przewróciła oczyma - delikatnie, manifestowała naturalne zmęczenie kąśliwością Elviry, do spotkania której przeznaczenie nie było skore jej przygotować. Uzdrowicielka zaskoczyła ją zupełnie; ujawniła obecność pośród atłasów i jedwabiu, pośród unoszącego się aromatu drogiej, czarnej kawy i słodkiego smaku pieczonych na życzenie słodkości, jednocześnie plując jadem z rynsztokową zręcznością. Jak żmija. Choć, przynajmniej dziś, jej słowa nie miały mocy równej ostrzu noża: wszystkie reakcje, jakie dyktowały ciałem i mową Wren, wynikały wyłącznie z siły jej własnej percepcji. Z dochodzących do głosu marzeń i zazdrości. Multon nie musiała zatem kiwać choćby jednym palcem, by rozpalić w niej wściekłość - podobną wcześniejszej motywacji ataku z zaskoczenia pamiętnego wieczora w lesie, lecz, nauczona doświadczeniem i przezornością, podobnej riposty nie mogła i przede wszystkim wystosować dziś nie chciała. Słuchała więc kobiety z chłodnym znudzeniem, przybierała na twarzy uwitą z doskonałych kłamstw maskę, nawet jeśli jej oczy zdawały się śpiewać zupełnie odrębną od zamiarów melodię. Bo patrzyła na nią gniewnie, nieprzychylnie - szczególnie gdy Multon zarzekała się, że nie ma podobnych jej kompetencji, by dołączyć do selwynowskiego dworu, podkreślając jednocześnie swoją wątpliwą doskonałość. Czy jej narcyzm nie znał granic? Podirytowane westchnienie opuściło zaczerwienione od ledwo widocznej szminki usta.
- Widzisz mnie trzeci raz w życiu, to żadne znamy się, Elviro - mruknęła wątpiąco, bo przecież tak naprawdę nie znały się wcale. Kotara cielesnej tajemnicy opadła w alkoholowych oparach, jednak ciepło skóry i składanych na niej pocałunków nie było w stanie obnażyć zagadek usposobienia. Kobieta mogła wmawiać sobie, że rozumie, że pojmuje, z pewnością postąpiłby tak każdy narcystyczny egoista, ale Wren, o ile zamierzała dobitnie wyszczególnić jej wszelkie braki ich podsyconej pożądaniem i przelaną krwią relacji, nie zdążyła tego uczynić. Targnęła nią kolejna fala złości. Może w swoim mniemaniu Multon opowiedziała doskonały kawał, zaśmiała się nawet z jego wątpliwie rozbawiającej natury, sprawiając jednocześnie, że żółć podeszła do gardła Azjatki. Nie przywykła jeszcze w pełni do swoich defektów. Nie zaakceptowała utraty ucha, nie zaakceptowała blizn, choć z nimi było już łatwiej. I na pewno nie było to śmieszne.
- Gdy tylko Selwynowie wyrzucą cię na bruk, odetnę ci język. Powoli. Aż zadławisz się własną krwią, a wtedy powiem ci, że przynajmniej nie będziesz już go strzępić. Dorzucisz to do swojej kolekcji z moim uchem - wyartykułowała powoli, precyzyjnie wypowiadała każde słowo, rysując przed oczyma wyobraźni złotowłosej obraz, który przez jej ciało posłał przyjemny dreszcz obietnicy. Elvira mogła być tego pewna - nadchodzącego jej spełnienia, jeszcze nie dziś i zapewne nie jutro, ale w przyszłości, bo jasnym był fakt, że wśród arystokracji nie zagrzeje stałego miejsca. W końcu popadnie w niełaskę, straci potężną protekcję i nic nie będzie w stanie ochronić jej przed namiętną bliskością z zębami Wren, odgryzającymi jej główne narzędzie mowy. To będzie piękny dzień.
Słuchała jej potem w ciszy. W pełnej niedowierzenia i malującego się na twarzy zdumienia ciszy, chłonąc każde wypowiadane przez uzdrowicielkę słowo, gdy ta tkała przed nią historię swojego pochodzenia. Niemożliwe. Zrodziło ją szlacheckie łono? Nawet jeśli oddane na użytek niegodnemu czystokrwistemu kawalerowi, to nie zmieniało faktu, że w połowie Elvira była szlachcianką - a to denerwowało Wren jeszcze bardziej. Z zachłannością sięgała po marzenia Azjatki, otulała się nimi, otaczała niczym najlepszym bogactwem i śmiała się jej w twarz. Blade dłonie na moment zacisnęły się w pięści, choć ten gest znikł szybko, na powrót rozluźniając mięśnie; zęby tylko na chwilę przygryzły w oburzeniu dolną wargę. Miriam Parkinson. Śmiech na sali.
- A więc nepotyzm - skomentowała krótko, sama Multon przyznała przecież, że owa wiedza nie umknęła uwadze jej obecnych pracodawców; z pewnością przychylniej podeszli do kwestii powierzenia swego zdrowia w połowicznie arystokratyczne ręce, niż w takie, które z ich pochodzeniem nie miały nic wspólnego. Wren westchnęła znowu, głęboko, przeciągle, zanim mocniej oparła się o siedzenie fotela i ułożyła ręce na kolanach. - Też byliśmy blisko pałaców. Kiedyś, w Chinach. Moi przodkowie. Większość z nich służyła cesarzowi w sekrecie - za tajemnicę powinno odpłacać się tajemnicą, więc czarownica pozwoliła sobie uchylić rąbka rodzinnej historii tak samo, jak zrobiła to Multon - choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały jej na to, że blondynka wcale owym faktem nie będzie zainteresowana. Sięgał dalej niż czubek jej nosa. - A potem to wszystko zniknęło, zastąpione brytyjską nudą i deszczem. Rozrzedziliśmy krew waszą krwią, wasze ziemie stały się naszymi - mówiła z wyraźnym niesmakiem. Czy gdyby przeznaczenie nie chciało, bym przyszła na świat, dziś dalej znajdowalibyśmy się w pięknych, spływających tradycją Chinach? Kolejny kęs ze słodkiej przekąski pozwolił jej zamyślić się na moment, zanim niechętnie spojrzała kątem oka na Elvirę i wzruszyła ramionami. - Daj spokój. Nie wyobrażam sobie ciebie z obrączką. Żaden mężczyzna nie da sobie rady z tym - z upojonym niezależnością zouwu, z cerberem szczekającym zdecydowanie zbyt głośno. Komentarz sprawił, że cień uśmiechu rozjaśnił na chwilę surową twarz - i znikł kiedy tylko uzdrowicielka wytarła brudne łapska w rękaw jej własnej sukienki. Merlinie, daj mi siłę, bo inaczej skończy jako sam kadłubek - tu i teraz.
- Wcale mi nie zależy, głupia - skłamała gładko, zaraz później marszcząc lekko brwi i wysuwając z kieszeni sukienki drewno kasztanowca. Azjatka obróciła je w dłoniach powoli, ostrożnie; pierwszy paranoiczny lęk korzystania z różdżki minął, złagodzony udanymi od tamtego czasu inkantacjami, wciąż jednak nie czuła się z nią tak pewnie, jak powinna, wyczekująca powtórki z feralnego wybuchu. - Chciałabyś kiedyś poćwiczyć? Przede wszystkim obronę, ale tym razem bez brudnych zagrań i ataków z przyczajenia - cmoknęła z przekąsem, znów patrząc na Elvirę kątem oka. Friedrich obiecywał jej treningi, ale miał ostatnio niewiele czasu, tropiąc nową, sprytną grupę szlamolubów, a Cillian wciąż drżał przed jej majestatem w trwodze, że mogłaby złamać mu nos czy drasnąć wychuchaną skórę zaklęciem; Claude'a nie chciała zaś mieszać w jakiekolwiek niepewne sytuacje, nawet jeżeli miały być wyłącznie przyjacielskimi pojedynkami i wzajemnym szlifem umiejętności.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Oranżeria [odnośnik]31.10.20 21:57
Elvira zaczynała zastanawiać się, czy pasywna agresja i wieczne naburmuszenie należało do stałych cech charakteru Wren, czy manifestowała je wyłącznie, gdy znalazły się - specjalnie lub nie - w swoim bezpośrednim towarzystwie. Tyle potrafiła dostrzec, że Wren jest niezadowolona, że chociaż siedzi na fotelu rozpostarta swobodnie i słucha jej z typowym sobie wyrazem sukowatego znudzenia, zdaje się jakoby oczekiwać momentu, gdy będzie mogła wstać i wyjść. Elvira czuła podirytowanie niewiedzą; najchętniej zapytałaby Azjatki, czy rozmowa aż tak jej się dłuży i uwiera, nie zmuszała jej przecież, by tu zaglądała, najmniejszym gestem nawet nie dała do zrozumienia, że kogokolwiek zaprasza. To Multon miała prawo epatować niecierpliwością, gdyby zechciała mogłaby nawet ostentacyjnie wstać i udać się do swoich pałacowych sypialni, gdzie Wren co najwyżej pocałowałaby klamkę. Dziewczyna niech opowiada, co chce, ale Elvira pewna była, że lady doyenne nie pozwala jej od tak zaglądać do każdego pomieszczenia w swoim prywatnym dworze. Nawet Elvira tego nie mogła, choć rozbieżność między zakresem uprawnień uzdrowiciela i handlarza krwią z pewnością pozostawała znaczna.
Słysząc - już któryś raz z rzędu - podszyty złośliwością komentarz, Multon straciła cierpliwość i wychyliła się w fotelu, by szepnąć prosto do ucha Wren. Tego istniejącego, nie do dziury, którą z taką starannością dziewczyna starała się zakryć.
- Widzimy się trzeci raz, a ja już zdążyłam cię przelecieć, mordować z tobą i uratować ci życie. Trochę dużo jak na krótką znajomość, nie uważasz? Co będzie następne? - Jeżeli dziewczyna myślała, że Elvira pokusi się, aby złożyć na jej policzku pocałunek, była w błędzie.
Dzisiejszy dzień przebiegał spokojnie, czysto, nie chciała małymi decyzjami znów sprowadzić go na drogę destrukcji i płomieni, paradoksalnie właśnie dlatego, że obie znajdowały się pod dachem ognistych salamander. Dopiła kawę do końca i z brzdękiem odsunęła od siebie filiżankę.
Potem czekała ją spodziewana niespodzianka; Wren nie cierpiała na rozpowszechnioną wśród kobiet zarazę subtelności, więc zareagowała na przytyk wyciągając pazury. Elvira z początku posłała jej naburmuszone spojrzenie, marszcząc brwi i obnażając zęby niczym rozjuszony kot, później jednak rozluźniła się, dochodząc do wniosku, że właściwie... nie dotyka jej to tak silnie jak powinno. Jeszcze z dwa miesiące temu za podobną uwagę zapewne złapałaby kobietę za gardło, co się więc zmieniło? Czy nabrała szacunku do Boreham? Czy zaczęła się starzeć i uchodziła z niej para, do tej pory niewiele odbiegająca od charakterku młodej Wren? A może to właśnie w tej filigranowej kobietce było coś, co kazało z gruntu uznać, że jest to wizja bez pokrycia?
Nie, ona na pewno nie kantuje. I Elvira na pewno się nie starzeje.
Nabierała jedynie pewności, że nie jest już dłużej bezbronna w obliczu zagrożenia.
- Popracuj nad oryginalnością, Chang. Jesteś już drugą osobą, która mi to mówi - przyznała z lekkim znudzeniem, choć kąśliwie. Bo i owszem, dostała taką groźbę, dawno temu. Od kogoś, kogo w przeciwieństwie do Wren miała nadzieję nigdy więcej nie spotkać. - I co się tak trzęsiesz? Żebyś orgazmu nie dostała od tych swoich chorych wizji.
Historię własnej rodziny wyłożyła krótko i treściwie, bo też nie było nad czym się rozwlekać - Elvira o przodkach wśród Parkinsonów wiedziała mało, nie utrzymywała z nimi kontaktu, od kiedy skończyła Hogwart i dostała od dziadków ostatni, suchy i wyprany z uczucia list gratulacyjny. Pewnie im go skrzat napisał. A do tego, w jaki sposób wyglądało jej życie w domu Multonów nie zamierzała się odnosić, nie byłoby to nic, z czego mogłaby czerpać dumę. Na całe szczęście była od swojej matki lepsza na każdej płaszczyźnie; nie tylko urody, ale też talentu, odwagi i kariery. A tematu ojca biernego i niezdarnego jak nastolatek przed SUMami nie poruszyła nawet w myślach.
- Nazywaj to jak chcesz - ucięła, przewracając oczami.
Potem podparła blady policzek na kostkach dłoni, wsłuchując się w opowieść Wren. Historia za historię? Zabawne, mało kto odwdzięczał się w ten sposób; jeżeli już, ludzie lubili gadać o sobie od początku, paplając nieistotne szczegóły, którego niczego w życie nie wnosiły. Tego, że Wren jest z pochodzenia Azjatką szło się domyślić na pierwszy rzut oka, teraz przynajmniej miała potwierdzenie, że jest Chinką, bo sama Elvira nie widziała zbytniej różnicy między Japonkami, Chinkami, Tajwankami, czy jakie tam jeszcze były kraje na tym ryżowym wschodzie. Skinęła jednak głową i doceniła, mimo że Wren nie mogła rościć sobie w Anglii żadnych przywilejów na bazie tak odległych historii. Niestety lub stety, bo kto wie, co taka wiedźma jak ona by poczyniła, gdyby ją ktoś dopuścił do decydowania.
- Nie powiem, by mnie to jakoś bardzo poruszyło, doceniam jednak. Jest ciekawe. Wyglądałaś na kogoś, kto nie wyrósł z łachmanów- przyznała dość niezdarnie, tarmosząc paznokciami materiał sukienki. - Jeżeli mężczyźni są zbyt słabi, by dać sobie ze mną radę, to tym bardziej na mnie nie zasługują. - podsumowała drugą sprawę wyniośle. - I nie nazywaj mnie głupią. Chyba, że masz na myśli to, ile ci poświęcam czasu, kiedy wyraźnie prosisz się o to, by zostać wyrzuconą. Schowaj tę różdżkę, nie będę się z ciebie potem tłumaczyć.
Wstała z fotela, by rozprostować nogi oraz ręce, wygiąć wysoką, szczupłą sylwetkę do słońca i podejść do szklanych ścian oranżerii, skąd dało się wyjrzeć na rozległy ogród. Płaskie pantofle na twardym obcasie postukiwały miarowo o kamienną podłogę.
- Chciałabym. Nie odmawiam treningów, ale nie rozpędzaj się tak z tymi brudnymi zagraniami, o ile dobrze pamiętam, byłaś jedyną, która zepsuła tamten obiecujący pojedynek. - powiedziała sucho i splotła dłonie za plecami, uśmiechając się nieznacznie, czego w tej pozycji Wren zapewne nie mogłaby dostrzec.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Oranżeria [odnośnik]31.10.20 23:55
Pojedyncza, ciemna brew uniosła się w pełnym pobłażliwości grymasie wymalowanym na orientalnej twarzy. A więc było dokładnie tak, jak myślała: gdy tylko Elvira otwierała usta i raczyła świat rynsztokową mową, ścierała się zbyt karykaturalnie z otaczającymi ją atłasami. Wyglądała niczym błazen na królewskim dworze, w przydużym kapeluszu z wesołymi, złotymi dzwoneczkami dyndającymi z jego wielu gałęzi, radośnie ciskając wokół żartem i licząc, że niewyszukana mowa załatwi wszystko. Rozbawi widownię do cna. Wyciśnie łzy komedii. Czarownica z westchnieniem politowania pokręciła głową, przechylając ją potem do boku w ptasim zwyczaju. Mimo wszystko słowa uzdrowicielki miały sens. Widziały się zaledwie trzy razy, a każde ze spotkań obfitowało w bogate doświadczenia i charakterologiczne wywody; pasowały do siebie jak ogień i lód, znacząc skórę zmrożonymi śladami i wciąż żarzącym się popiołem.
Znała to ciepło. Ciepło oddechu owiewające jej ucho, słowa szeptane wprost do krainy pobudzonej wyobraźni; smakowała każde ze wspomnień osobno, choć może nie powinna, bo wieczór nad stawem wciąż wzbudzał w niej uzasadnioną irytację.
- Nie wiem. Ale jeśli zrobimy z tego trzy naczelne aktywności, odpowiedź nasuwa się sama - odszepnęła wyzywająco, butnie; nie tyle pragnęła sprowokować Elvirę do jakichkolwiek bezeceństw, a już na pewno nie pod dachem Selwynów, lecz nie mogła powstrzymać plotącego nęcące odpowiedzi języka, uśmiechnięta jednym z kącików ust. - Będziemy musiały zacząć drugi cykl na wzór pierwszego spotkania, hm? - Może tym razem bez ignominii. Może tym razem z moją pełną świadomością, z moim aktywnym udziałem; żadnego z tych słów nie wypowiedziała jednak na głos, pewna, że Elvira odczyta ukryte, wciąż świeże wyrzuty w spojrzeniu czarnych oczu. Nie ukrywała się z nimi, choć nie emanowała też tak mocno, jak podczas konfrontacji w środku lasu, nauczona doświadczeniem. Najwyraźniej nie warto było szukać za to sprawiedliwości - los nie pozwalał, naznaczył ją blizną raz i wystarczy.
Bez wahania pozwoliła Multon wycofać się na znów bezpieczną odległość. W rodowym zamku jednej ze znamienitych rodzin nie miało prawa wydarzyć się nic niestosownego, a one i tak powiedziały już za dużo. Mimo wszystko ta nagle dwuznaczna wymiana pozwoliła na powiew swobodności w postawie Wren, na relaks mięśni, a przede wszystkim głowy opętanej plagą informacji o szlachetnym pochodzeniu i obracaniu się wśród towarzyskiej śmietanki. Czuła się lepiej, o wiele, w porównaniu do chwil, gdy brudne palce Elviry zawisły nad drogocenną księgą, czy jak wciąż do połowy pełna filiżanka kawy niebezpieczne zbliżała się do skórzanego kręgosłupa twardej okładki.
- Wspaniale, może więc skontaktuję się z pierwszą? Razem będziemy mieć większy ubaw - odparła zimniej, nawet perspektywą zainteresowana. Choć niechętnie dzieliłaby się bólem Multon, mogłaby to zrobić w imię większego dobra i wspólnie dokonanej zemsty, jeśli blondynka zbyt bardzo zajdzie jej za bladą skórę. A póki co wskazywały na to wszelkie znaki na niebie i ziemi.
Na następny, równie światły komentarz Elviry odpowiedziała jedynie cichym prychnięciem, posyłając jej karcące, piorunujące spojrzenie; jak w ogóle mogła wspominać o takich rzeczach pośród Selwynowskich włości? Rozwiązłość, owszem, była interesująca, ale istniał na nią konkretny czas i miejsce; zamieszkującą Boreham magomedyczkę najpewniej wyrzucą na bruk szybciej, niż Azjatka mogła to sobie wyobrazić.
- To nie miało być poruszające - skwitowała z niejakim niezrozumieniem; nie opowiadała Elvirze o przeszłości swych przodków, by wzbudzić w niej jakiegokolwiek emocje, szczególnie już te poważniejsze - przecież tego nie byłby w stanie uczynić nawet uderzający ją prosto w czoło buchorożec. Robiła to po to, by wyrównać rachunek; przekazywała informację, podobnie jak wcześniej uczyniła to nie-Parkinsonówna, dzieląc się wcale nie tak mistyczną tajemnicą swego pochodzenia. Wzmianka o docenieniu nie uładziła już urażonej pierwszymi słowami dumy. Elvira godziła w nią ostrzem za ostrzem, powoli doprowadzając Chang na granice wytrzymałości - a zatem osiągając coś, co osiągnąć mogło niewielu. - O nic się nie proszę, Multon. A ty nie jesteś u siebie, by robić mi wymówki. Lepiej o tym nie zapominaj - wytknęła jej, choć finalnie schowała różdżkę do kieszeni sukienki - tylko dlatego, że zaraz później wstała z fotela, rozprostowując dłonią jej zagniecione gdzieniegdzie poły. Czas naglił. Z pewnością ktoś niedługo zorientuje się, że jeszcze nie opuściła Boreham, choć godzina odejścia wybiła kilkanaście minut temu; Wren spojrzała na swoją rozmówczynię wpatrującą się w ogrodowe połacie, w prywatnych przemyśleniach przez moment decydując, czy odejść bez słowa, czy jednak jakkolwiek skwitować ich spotkanie; najchętniej zostawiłaby ją samą, tak, jak sobie tego życzyła, jednak ciało zareagowało po prostu instynktownie. Podeszła powoli do Elviry i musnęła jej splecione na plecach dłonie opuszkami palców w ramach osobliwego pożegnania. Nie chciała już podnosić sobie ciśnienia wspomnieniami brudnych zagrywek czy nieudanego pojedynku; niech chociaż rozłąka będzie przyjemna, na pokojowych warunkach.
- Do następnego, Multon - powiedziała cicho, przez moment jeszcze wpatrując się w jej plecy, po czym zwinnie, niemal bezdźwięcznie ruszyła w stronę tych samych drzwi, które wcześniej ukazały jej zdumiewający widok uzdrowicielki na pańskich kanapach.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Oranżeria [odnośnik]01.11.20 22:10
Wren skakała zwinnie od wrogości do kokieteryjnych obietnic, aż wreszcie poczęły zacierać się granice i Elvira nie była dłużej pewna, czy słowa Azjatki to tylko gra pozorów, ociekająca jadem ironia, czy może skryte pragnienia wyrażane pod płaszczem złośliwości. Zwykle nie miała problemu z rozgryzaniem ludzi; nawet jeżeli często nie potrafiła utożsamić się z ich postawami i wielokrotnie wzbudzały w niej one odrazę i złość, była w stanie stwierdzić choć tyle, czy są do niej nastawieni ze szczerą ciekawością, czy może drwią od początku do końca. Rozleniwiła się przez te ostatnie dni w Boreham, ale Wren skutecznie postawiła ją na nogi i sprowokowała, by bez przerw hartowała się do codzienności. Ostatnimi czasy coraz surowszej i bardziej nieprzewidywalnej.
- Kusisz - odpowiedziała cicho, chłodno prawie, odwracając głowę, by nie dać jej szansy dojrzeć choćby śladów pragnienia. Elvira łamała teraz zasady na każdym kroku, rozluźniała jakiekolwiek resztki sznurów ściśniętych wciąż na tym metaforycznym, kobiecym gorsecie (prawdziwego nie nosiła, nie miała zamiaru). - Następnym razem też chcesz Ignominię, czy wystarczy Eliksir Słodkiego Snu? Wybacz zuchwałość, prezentujesz się najpiękniej, kiedy nic nie mówisz.
Doświadczona ubóstwem po latach prestiżu, by ostatecznie trafić pod dach pałacu, splamiona piętnem morderstwa, Elvira z trudem odmawiała sobie tego, co akurat przykuło jej uwagę - czy była to karafka wybitnie dobrego wina, czy śliczna kobieta, która oferowała ulotną chwilę niezobowiązującej rozrywki. Czasem jednak musiała sobie przypominać... z najwyższą niechęcią nawet... że wciąż istnieli ludzie patrzący jej na ręce, przed którymi nie miała prawa się zdradzać. Jak Selwynowie.
Uśmiechnęła się chłodno, kręcąc głową i pozostawiając propozycję Wren bez odpowiedzi. I tak nie znała imienia kobiety z biblioteki, prawie zdążyła zapomnieć o jej istnieniu - wiedźma czasem jeszcze przypominała o sobie w snach, ostatnio coraz rzadziej. Ale do tego Elvira nie przyznawała się nikomu. I nigdy tego nie zrobi.
Z rękami splecionymi za plecami obserwowała ogrody, w rzeczywistości jednak nie widząc w nich niczego, a spojrzenie skupiając na wątłym odbiciu świec w szybie, które o tej porze pozwalało jej dostrzec wyłącznie zarys sylwetki dziewczyny. Poruszała się wyjątkowo bezszelestnie, toteż gdyby nie te delikatne załamania światła, pewnie nie zarejestrowałaby momentu, w którym Azjatka zaszła ją od tyłu.
Była jednak gotowa, spinając ramiona, ale nie dając po sobie poznać niczego więcej, ciekawa jej zamiarów.
- Jestem bardziej u siebie niż ty - wymamrotała jeszcze, udając zainteresowanie widokiem kwitnących nieopodal krzewów, a potem drgając, gdy poczuła obce dłonie na rękach.
Z początku rozważała odepchnięcie dziewczyny za ten dotyk bez pozwolenia po tak dosadnej i zakrapianej obelgami dyskusji, ale to nie wydawało się właściwe. Instynkt podpowiadał co innego, ścisnęła więc szczupłe palce w pozbawionym znaczenia geście, a potem pozwoliła dziewczynie się oddalić.
Dopóki - już któryś raz w towarzystwie Wren - nie wpadł jej do głowy szalony pomysł.
- Lapifors - powiedziała wpierw cichutko, chcąc złapać ją z zaskoczenia i uderzyć zaklęciem w plecy, miała w tym przecież wprawę. Różdżka jednak miała co do tego wątpliwości. - Lapifors - powtórzyła odrobinę głośniej. - Lapifors. Lapifors. - Zacisnęła paznokcie do bólu na białej rękojeści i przewróciła oczami, odwracając się od Wren, która z pewnością już zauważyła jej zapędy i zapewne była nimi rozbawiona. Trudno, nie obwiniała się. Najwyraźniej magia dobrze wiedziała, że ktoś taki jak Chang nie ma w sobie za krztyny łagodności odpowiedniej dla królika. Właściwie nie miała pojęcia, po co podejmowała się wysiłku; z litości chyba, żeby pokazać dziewczynie te wymarzone sukienki i satyny w jej sypialni, niepostrzeżenie, a potem równie niepostrzeżenie wyrzucić ją za bramę.
Miała sobie już dać spokój, ale słysząc Wren duszącą się ze śmiechu, nie mogła sobie odmówić złośliwiej przyjemności.
- Och? To może lepiej Pullus? - zamarła, gdy tym razem różdżka zabłysnęła światłem.
O Merlinie. O kurwa.
Niech ona się obroni. Co ona u licha zrobi z gęsią? Powietrze przeciął jednak świst, zwieńczony gęganiem i stukotem różdżki Wren na kamiennej podłodze. Elvira podbiegła do zwierzaka sprintem, podnosząc drewno i łapiąc dziewczynę  w ramiona.
- Merlinie, ucisz się. Bo przysięgam, że cię zaniosę do kuchni - Chociaż brzmiała na lekko spanikowaną, cienkie usta już wyginały się do parszywego uśmieszku. - Teraz ci do śmiechu? Jak będziesz grzeczną gąską to może pokażę ci swój pokój. Ale to trzeba zrobić szybko, zaklęcie nie będzie trwało dłużej niż kilka minut. Zaraz wrócisz do siebie, nie rzucaj się.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Oranżeria [odnośnik]01.11.20 23:23
Gwóźdź wbity w czułe miejsce. Czerwona płachta rzucona przed oczy byka. Rozbudzone ogniem wspomnienie, które zaskrzyło się także w ciemnych oczach świdrująco wpatrzonych w bladą twarz Elviry. Nieważne, czy odwracała ją w bok, czy uciekała przed konfrontacją pragnienia i złości; lewa dłoń wystrzeliła machinalnie w kierunku połów pudrowej sukienki i zacisnęła palce na jej dekolcie, mocno ściskając miękki, bawełniany materiał. Azjatka zmusiła uzdrowicielkę, by ta pochyliła się do przodu, na moment zmniejszając odległość między nimi do niemal nieistniejących cali, tylko po to, by tym razem samej wyszeptać słowa wprost do jej ucha.
- Boisz się, że cię odtrącę, jeśli będę przytomna? - wysyczała, na powrót ogarnięta tą samą emocją, która w lesie podyktowała konieczność złapania za różdżkę i wystosowania pierwszego ataku. Drzwi do oranżerii pozostawały zamknięte, wciąż znajdowały się tu same, a nagła bliskość trwała zaledwie kilka sekund, wyłącznie tyle, ile czarownica potrzebowała, by wypowiedzieć wszystkie cisnące się na język słowa. - A może tego, że nie zadowolisz mnie na trzeźwo? - cedziła, prawie dotykając ucha wargami. Jej głos był gorący. Gdyby mógł parzyć - robiłby to, pozostawiałby po sobie ślad zwęglonej skóry, ukaranej, przypieczętowanej siłą jej wciąż tłumionej agresji. - Nie martw się, najwyżej będę udawać - skwitowała teatralnie i odepchnęła ją od siebie, nie tak mocno jednak, jak mogłaby to zrobić. Jak chciałaby to zrobić. Tamtego dnia Elvira zbiegła kajdanom kary, ale kiedyś potknie się w swojej ucieczce i poniesie konsekwencje bezmyślnie rzuconego zaklęcia; może tylko nie z jej własnej różdżki, bo to nie przynosiło, póki co, upragnionych rezultatów. I było raczej niebezpieczne.
Już miała opuścić oranżerię, dłoń wylądowała na klamce, naciskając ją powoli, gdy zza pleców dobiegł ją dźwięk znajomego, transmutacyjnego zaklęcia. Lapifors? Na kogo Multon zamierzała to rzucić, kogo chciała nagle obrócić w królika? Przecież chyba... Z podejrzeniem spojrzała przez ramię, by potem odwrócić się w pełni; jej oczom ukazał się spektakl tragedii i dramatu, gdy uzdrowicielka próbowała wykrzesać z siebie dostateczną ilość krnąbrnej magii, jednocześnie celując w nią różdżką z białego drewna. I los jej nie sprzyjał. Śmiał się jasnowłosej w twarz, czterokrotnie wieńcząc jej żałosną intencję porażką, zanim pojęła, że należało się poddać. Azjatka parsknęła szczerym śmiechem, założyła przy tym ręce na piersi i obserwowała, jak Elvira odwraca się od niej, obrażona jak dziecko. Dziś to z niej szydził los - choć nie tak dobitnie, jak robił to wcześniej z Wren.
- To wszystko na co cię stać? Doprawdy żałosne, Multon. Jeśli zamierzałaś mnie pożegnać pokazem swojej niedołę... - Nie skończyła. Nie zdążyła. Promień udanego zaklęcia nagle ugodził ją w korpus, a ludzkie kształty zaczęły przemieniać się w ptasią formę gęsi; niezdolna utrzymać własnej różdżki upuściła ją na podłogę, a gdy tylko podniosła głos, by krzyknąć na Elvirę, z jej gardła wydobyło się nic - prócz donośnego, wściekłego gęgu.
Stała teraz na podłodze, oszołomiona i absolutnie rozjuszona, gęgając w niebogłosy i agresywnie machając skrzydłami, zanim zaczęła przy tym bezpardonowo przestępować z nogi na nogę. Z pewnością w końcu w selwynowskich posadzkach wytupałaby dziurę, domagając się przywrócenia do swej prawidłowej postaci, lecz uzdrowicielka prędko pojmała ją z podłogi, dzięki Merlinie nie zapominając także o kasztanowym drewnie. Wren jednak, w wątpliwej wdzięczności, zaczęła dziobać jej ręce. Wierzgała, próbowała wzbić się w powietrze, choć absolutnie nieporadnie, zanim Elvira nie wypowiedziała kulinarnej groźby; dopiero wtedy uciszyła się trochę, wciskając ptasi łeb pomiędzy piersi kobiety i pozwalając nieść się do przeznaczonych jej komnat. Jak jakiś drób na rosół. Czasem zapominała też, że znajduje się pod wpływem działania zaklęcia - chciała odezwać się, powiedzieć coś błyskotliwego, rewolucyjnego, lecz z gardła wydobywał się gęsi gęg, rozchodził łagodnym echem po pustych korytarzach i nikł w eleganckich ścianach.
Całe szczęście pokój Elviry był stosunkowo blisko - i tam Wren mogła pieklić się dalej, dopóki uzdrowicielka nie ugłaskała jej przymiarką kilku sukienek, a potem w ten sam sposób nie przetransportowała do bram pałacu. Pod postacią gęsi. O Merlinie.

zt x2 :pwease:



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Oranżeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach