Wydarzenia


Ekipa forum
Hector Crouch
AutorWiadomość
Hector Crouch [odnośnik]05.11.20 23:36

Hector Crouch

Data urodzenia: 13.03.1939
Nazwisko matki: Fawley
Miejsce zamieszkania: Pallas Manor, Londyn
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: ---
Wzrost: 188
Waga: 73
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: wdał się w matkę - charakteryzuje go delikatna uroda, jest - jak na mężczyznę - stosunkowo szczupły. Z tłumu wyróżnia go także wysoki wzrost, więc w połączeniu z niską wagą sprawia wrażenie delikatnie wychudzonego! Poza tym ma lekko odstające uszy.


Pallas Manor.

Główna rezydencja rodu Crouch jest prosta, pozbawiona zbędnych udziwnień - wygląda zwyczajnie, kompletnie niemagicznie, choć na pewno nie skromniej niż siedziby pozostałych czarodziejskich arystokratycznych rodów.
Co odważniejsi żartują, że idealnie odzwierciedla charakter mieszkańców - ich pychę, dumę i skłonności do życia przeszłością, w której znaczyli więcej niż znaczą teraz. Nie powinien więc dziwić fakt, że wzniesiono ją w stylu klasycystycznym, świetnie podkreślającym pochodzenie i nieustannie kultywowane tradycje.
Pozornie piękna, wielka i przytłaczająca, w rzeczywistości zaś... nudna. Pallas Manor zachwyca, jednak tylko do czasu gdy przyjdzie ci w niej zamieszkać. Kilka lat w zimnych murach wystarczy, by zrozumieć, że zbudowano ją na dwóch ważnych fundamentach - obłudzie i nienawiści. Tymi fundamentami od wieków oddycha i oddychać będzie: przesiąknęły nimi podłogi, ściany, wreszcie i mieszkańcy, pozornie silni, w rzeczywistości niebywale podatni.
A jednak! Te ponure wnętrza mnie wychowały! Ochroniły przed światem, którego nie powinienem poznać, zastąpiły matczyne ramiona i obdarowały miłością, jakiej nie zaznałem nigdzie innej. Pallas Manor broniło przed złem, przed zarazą i obrzydliwością - przed światem, w którym czarodziej bratał się z mugolem, w którym nie było zasad, w którym - jak mawiała babka - próżno szukać czystej krwi.
Ogromna biblioteka nauczyła zasad, schematu na jakim opiera się czarodziejskie społeczeństwo: pozwoliła nabyć wiedzę niedostępną dla przeciętnych, przygotować do życia w towarzystwie ludzi, dla których wiedza ta się liczyła.
Sala balowa umożliwiła nawiązanie kontaktków - czy to z dalekimi krewnymi, czy kompletnie obcymi przedstawicielami szlachty: z rówieśnikami, których ojciec tolerował, których chciał widzieć.
Ogród pokazał, że w istocie jestem tutaj nikim. Jedynie niewolnikiem, który jednak nie zamierza zerwać łańcuchów. Bo Pallas Manor to wszystko - Pallas Manor opuścić nie możesz. Nie chcesz. Zresztą, nawet gdybyś próbował - Pallas Manor prędzej cię pochłonie. Tak samo próbowało postąpić ze mną!
To był ekscytujący dzień. Poród przebiegał sprawnie, być może zbyt sprawnie, żeby wszystko mogło pójść po myśli akuszerek - wkrótce okazało się, że trzymane przez jedną z nich dziecię nie płakało, nie poruszało się - było ciche jak właściciele rodowych sekretów.
Ojciec - chociaż nie planował przy tym być - przyglądał się wszystkiemu z boku. Napotkał spojrzenie przerażonej akuszerki, ale nie zareagował - świdrował ją wzrokiem do momentu, w którym nie spuściła swojego.
Sygnał był jasny. Młody Crouch miał przeżyć.
I jakimś cudem przeżył - chwilę później komnatę przeszył płacz niemowlaka, w środku zapanowała nieopisana radość, a Pallas Manor otrzymało kolejną pożywkę - pozornie czystą duszę.
Pierwsze lata życia spędziłem w towarzystwie licznych piastunek.
Matko. Nie byłaś w stanie porzucić dla mnie salonów i prawdę mówiąc nie mogę cię za to winić. Jedynie one trzymały cię z dala  od pełnej nienawiści siedziby nowego rodu... Rozumiem twoje postępowanie. Rozumiem też, że nie lubiłaś na mnie patrzeć - na owoc związku, którego nie chciałaś. Dlatego za brak wzorca i opieki winić cię nie mogę!
Nie wybaczę ci tylko jednego.
To przez ciebie jestem sobą. To po tobie odziedziczyłem delikatną urodę i  niezbyt tęgi, choć przez wielu chwalony, umysł - to przez ciebie nie potrafiłem w pełni spełnić ambicji i oczekiwań ojca. Wiem, jesteś tylko matką, na dodatek głupią, pewnie nie spodziewałaś się, że przekażesz dziecku wszystkie najgorsze geny. Nie dziw się jednak, że wolałbym jskoczyć z najwyższej wieży Pallas Manor niż za cokolwiek ci podziękować.
Nie dziw się też, że nigdy nie próbowałem stanąć w twojej obronie. Że nie pisałem do ciebie z Hogwartu i odrzuciłem pierwszą i jedyną próbę nawiązania kontaktu - nie chciałem znaleźć się zbyt blisko tak zepsutego umysłu.
Do tej pory obawiam się, że więcej we mnie ciebie niż ojca. Jak wytłumaczyć fakt, że z tak wielkim trudem przyswajałem podstawy języka francuskiego? Co z tego, że szybko pojąłem zasady etykiety dworskiej, skoro nie potrafiłem dosiąść miniaturowej miotły i zaspokoić ambicji ojca?


Och, ojcze!
Pomyśleć, że tak długo zajęło mi zrozumienie konceptu tak prostego słowa! Będąc dzieckiem często zastanawiałem się kim jest wysoki postawny mężczyzna, którego widywałem na korytarzach, rzadziej na rodzinnych kolacjach, prawie nigdy na podwórzu. Pamiętasz, ojcze? Zwykł przechadzać się w tę i z powrotem, pocierając przy tym skronie i nie zważając na fakt, że obserwuje go para uważnych zielonych oczu.
Co mu zresztą po uwadze głupiego dzieciaka, zbyt młodego, by wykorzystać w grze przepełnionej intrygami, kłamstwem i nienawiścią - i zbyt denerwującego, żeby zaszczycić czymś więcej niż chłodnym uśmiechem? Ach, byłem taki malutki, niesforny! I wiesz co, ojcze? Mimo że ten specjalny mężczyzna nie okazywał mi grama zainteresowania, to niezwykle go szanowałem! Nawet jeśli tak długo zajęło mi zrozumienie, że ten postawny człowiek to w istocie ty - mój rodziciel, człowiek dumny i na swój sposób... dobry.
Długo nad tym myślałem, ale doszedłem do wniosku, że w rzeczywistości nigdy mnie nie skrzywdziłeś - że byłeś rodzicem idealnym. Może nie byłem wymarzonym i idealnym synem, może ty byłeś nazbyt wyrozumiałym ojcem, ale najważniejszy jest fakt, że nigdy nie byłeś dla mnie okrutny. Fakt, był jeden raz, ale tylko jeden - kompletnie nieistotny - gdy doprowadziłeś mnie do łez. Zastanawiasz się jaki?
Nie mam na myśli dnia, w którym wymierzyłeś mi pierwszy policzek. Nie, to błahostka - zabolało jedynie fizycznie, nie psychicznie. Przecież sobie zasłużyłem. To moja wina, że zawiodłem na oczach twojego brata - to moja wina, że spadłem z konia, podczas gdy kuzyn pogalopował w dal. Miałem trzynaście lat, powinienem - zupełnie jak ty - tę sztukę już opanować! Ale nie! Niestety. Nie powiodło się. I bardzo cię przepraszam, ojcze.
Nie bolał też fakt, że to rodzeństwu poświęcałeś więcej uwagi. Skłamałbym mówiąc, że to mnie nie obchodziło - obchodziło, w końcu jako twój syn miałem nadzieję na nieco więcej! - ale nigdy nie narzekałem. Pamiętasz jak za słabsze stopnie z Transmutacji nie pozwoliłeś mi wrócić na święta do domu? Oni wrócili. Jednak kara to kara. Trzeba ją znosić w ciszy i spokoju. Zawsze to powtarzałeś.
Tak jak wtedy, gdy biłeś panią matkę. Okropna kobieta, czyż nie? Jakże śmiała sprzeciwić się, gdy wymierzyłeś mi kolejny policzek - tym razem za niepodjęcie próby dostania się do drużyny Quidditch'a? Cóż za brak manier! Gdzie ją chowali? Zazwyczaj się mną nie interesowała, a wówczas... Wtedy i ona nauczyła się, że karę znosi się w ciszy i spokoju - inaczej jest gorsza.
Ojcze, nie zraniłeś mnie również, gdy dowiedziałem się, że jestem nieudacznikiem, że nic ze mnie nie będzie i na zawsze pozostanę kopią słabej matki - zaledwie twoim cieniem, niezdolnym do udźwignięcia obowiązku spoczywającego na prawdziwym arystokracie. Jakże mogłem na niego wyrosnąć, jeśli jestem... sobą?
Niestety, do tej pory pamiętam dzień, w którym w oczach po raz pierwszy pojawiły się łzy. Sprawa rozchodziła się o nasz szczególny rodowy sygnet - noszony jedynie przez najznamienitszych członków, w pewnym momencie przekazywany najważniejszemu mężczyźnie z młodszego pokolenia. Zaczynałem ostatni rok nauki - liczyłem, że szkolne sukcesy mi go zapewnią! Niestety, zawiodłem się. Po raz pierwszy w życiu się na tobie zawiodłem.
Mogłem tylko patrzeć jak sygnet - tak piękny, tak idealny - jest oddawany w dłonie kuzyna. Musisz zrozumieć - nie mam ci tego za złe, ale... czułem, że on należy do mnie. Że mi go nieformalnie zapisano. Że będzie zdobić moją dłoń. Ale nie? Nagle wydarłeś mi go z rąk! Nie to było jednak najgorsze. Najgorsze było upokorzenie przed całym rodem - w tym czasie nie miałem w siedzibie nikogo na kim mógłbym polegać. Prawie nikogo.
Walczyłem, żeby udowodnić ci, że jestem tego cholernego sygnetu wart. Starałem się o świetne stopnie, próbowałem prezentować się wystarczająco szlachecko, żeby nie zrobić ci wstydu, a mimo to oddałeś go jemu. Dlaczego?
Czy nie zauwyłeś błyszczącej odznaki, którą wręczono mi w piątej klasie? Tego, że mimo wielu upadków w dzieciństwie, przełamałem się i wreszcie nauczyłem się grać w Quidditch'a? Nie zauważyłeś. Może nie starałem się wystarczająco mocno?
Cóż, żal zniosłem w sercu, robiłem dobrą minę do złej gry. Dalej robię.
Nie potrafiłem zrozumieć jednego - dlaczego zawsze znajdowałem się na bocznym planie? Porównywałem się do kuzyna i owszem, widziałem różnice - zawsze był przystojniejszy, bystrzejszy i bardziej wygadany. Brylował na salonach i potrafił zrzeszać serca wielu, ale czy to powód, by stawiać go ponad mnie? Przecież nie byłem porażką! A może sobie te wady wmawiałem? Może zawsze szukałem powodów, niedoskonałości? Bo pragnąłem w końcu znaleźć przyczynę twojego myślenia?
Czy to dlatego tak wiele czasu spędziłem nad książkami, próbując doścignąć kuzyna we wszystkim, nawet wynikach w szkole? Hogwart był ciężki i chociaż przydzielono mnie do Slytherinu - za co pogratulowałeś mi uśmiechem - nie czerpałem z tego przydziału przyjemności. Fakt, nigdy nie siedziałem na uboczu, otaczałem się gronem rówieśników, których poznawałem na licznych przyjęciach, ale żyłem w ciągłym stresie, że coś pójdzie nie tak - że następny sprawdzian będzie zbyt trudny.
Muszę jednak przyznać, że zawsze cię rozumiałem. Robiłeś to po to, żeby zrobić ze mnie szlachcica z krwi i kości - wykształconego i dumnego. Przecież nigdy nie wymagałeś ode mnie świetnych stopni z zielarstwa czy zapisania się na Opiekę nad magicznymi stworzeniami! Twierdziłeś, że nie powinienem brudzić sobie dłoni, że mam skupić się na takich dziedzinach jak historia magii czy numerologia. Tak też robiłem, ojcze! Właściwie to robiłem znacznie więcej. Starałem się nie zaniedbywać żadnego przedmiotu, przykładałem się nawet do sprawdzianów z tego cholernego zielarstwa - wszystko, żeby zaspokoić twoje ambicje. Nigdy nie pozwoliłem sobie na nieodrobienie pracy z głupiej Astronomii! Nigdy się tym nie interesowałem, jednak robiłem wszystko, żeby wypaść lepiej od pozostałych - żeby nie przynieść ci wstydu. Między innymi dlatego zaniedbałem relacje, straciłem najlepsze lata życia - żeby się uczyć! I nie, nie winię cię za to, że motywowałeś mnie do doskonalenia się.
Każdy stopień, każdy sukces - liczyło się wszystko. Gdybym - jako Crouch - nie błyszczał na lekcjach to przyniósłbym ci wstyd. Dlatego robiłem wszystko, żeby zamiast niego przynieść rodzinie należne chlubę i chwałę!  Nawet kiedy - na twój rozkaz - dostałem się do drużyny Quidditch'a, skarciłeś mnie za pierwszy przegrany mecz. Tylko dlatego, że pragnąłeś syna idealnego - z idealnym życiem, idealnymi stopniami, idealnymi tytułami.
Nawet jeśli były to tytuły, których nie zdobyłem - tytuły, które mi nadano, obdarzono głównie dlatego, że urodziłem się z odpowiednim nazwiskiem. Wątpię, że zasługiwałem na miano Prefekta Naczelnego - że moje umiejętności wystarczyły, że stopnie były odpowiednio wysokie, a ja wystarczająco nieprzeciętny. Być może to zaniżona samoocena, ale nigdy nie widziałem się na tym stanowisku. Nigdy nie byłem wystarczająco inteligentny. Co z odznaką kapitana drużyny? Czy w istocie na to zasłużyłem? Mam wrażenie, że było wielu lepszych i silniejszych - może jednak dyrekcja pragnęła nagrodzić mnie za wspaniałe sprawowanie i świetne stopnie? Łudziłem się, że to w istocie moja zasługa.
Ojcze, naprawdę się w szkole starałem. Nigdy nie byłem najbystrzejszym uczniem, nie wszystko wchodziło mi od razu do głowy - to zasługa czasu, który spędziłem nad książkami i pergaminami, wkuwając nową formułkę ze Starożytnych Run czy Historii Magii. Jeśli nie dzięki twojej pozycji, to dzięki temu nagrodzono mnie tak wieloma odznakami.
Co mi zresztą po pustych tytułach? Po ukończeniu szkoły został tylko medal w Izbie Pamięci, od czasu do czasu polerowany przez woźnego, ale na ogół zapomniany - niewidziany. Bo czy za rok ktokolwiek będzie pamiętał, że specjalnie dla ciebie zarywałem noce, żeby potrenować na boisku i wygrać następny mecz, ryzykując tym samym zawalenie sprawdzianu? Pogodzenie obowiązków było ciężkie, ale zdecydowanie nie niemożliwe - ważne, że od początku miałem cel, którego mocno się trzymałem.
Nie zmieniało to jednak faktu, że wszelkie zasługi w końcu staną się niewidoczne - zupełnie jak ja u twojego boku, ojcze. Ile razy pojawiłeś się na okładkach w towarzystwie kuzyna, a ile razy w moim? Jak wiele razy stawiałeś jego ponad mną? Rozumiem - jest lepszy, inteligentniejszy, ale mam wrażenie, że zapominałeś - zapominasz, że to ja jestem twoim synem.
I muszę przyznać, że z całego serca go nienawidzłem. Nienawidzę też siebie za słabość i niedoskonałości w umyśle - niedoskonałości, które nie powinny znaczyć żadnego Crouch'a. A znaczą mnie.
I chociaż usilnie starałem się je zatuszować, to nie zawsze się udawało. Owszem, Hogwart ukończyłem z zaskakująco dobrymi wynikami, z odznaką i miejscem w Izbie Pamięci, ale... czy to coś zmieniało?
Co najważniejsze - co zmieniał fakt, że specjalnie dla ciebie nauczyłem się latać na miotle? W szkole to się liczyło, pozwalało ci pochwalić się znajomym, być może przysporzyło mi popularności, z której nie skorzystałem, bo po każdym meczu chowałem się w bibliotece i czytałem kolejny egzemplarz traktujący o Historii Magii.
Czy znajomość czterech języków w czymkolwiek mi pomoże? Francuski i łacina, których wszycy ode mnie wymagali, norewski którym miałem posługiwać się w rozmowie z czarodziejami z Durmstrangu? Jeśli ty ta myślisz, to prawdopodobnie tak właśnie jest.
Miałem tak dużo na głowie, że chociaż nieustannie się rozwijałem, to jednocześnie stałem w miejscu. Nie było czasu na rozwijanie kreatywności - ciągłe wkuwanie formułek pozostawiało niewiele czasu na zaznajomienie się z interesującą historią architektury czy malarstwa.
Rozumiem jednak, że to dla mojego dobra.


Babko.
Miałaś jasne niebieskie oczy, hebanowe włosy i bladą cerę - to pomogło ci zwrócić uwagę dziadka. Posiadałaś też wrodzony urok, mądrość i inteligencję, których pozazdorścić mógł najznamienitszy profesor w Hogwarcie! To pomogło ci go omamić i dostać się do Pallas Manor - małego królestwa, w którym wszyscy działali według twojego zegarka.
Kto by pomyślał, że to z tobą spędzę tutaj najwięcej czasu? Nie z wiecznie zajętym ojcem, nie z matką czy rodzeństwem - z tobą. Niemal każdą wolną chwilę - gdy wraz z resztą rodziny nie zmuszałaś mnie do uczęszczania na lekcje etykiety czy tańca - spędzaliśmy w ogrodzie, oglądając kwitnące kwiaty, głównie białe róże - śliczne, skromne, a jednocześnie przyciągające wzrok.
Twierdziłaś, że przypominam ci jedną z nich. Jedną z niedojrzałych, niemal nagich, wciąż usiłujących rozkwitnąć i nauczyć się obrony. Ty - tak mowiłaś - miałaś w tym zadaniu pomóc, podlewać niczym przykładny ogrodnik i pilnować, żeby do tego czasu nie wydarzyło się nic złego.
Myślę, że zadanie spełniłaś idealnie. Jestem ci za to naprawdę wdzięczny. Bez ciebie pewnie by mnie tu nie było.
Ach! Róże! Pozornie niewinne i delikatne - kruche, uległe... Tak piękne, że niebezpieczne.
Doskonale pamiętam dzień, w którym je znienawidziłem. Dopiero co ukończyłem Hogwart. Słoneczny czerwcowy poranek. Siedzieliśmy w ogrodzie i szkoliliśmy mój francuski, od czasu do czasu zatrzymując się przy co piękniejszym kwiecie.
Ten dzień był okropny! Kuzyn otrzymał od ojca staż w Miniserstwie Magii, po raz kolejny udowodnił, że jest w stanie osiągnąć więcej, że to on pełni główną rolę w Pallas Manor - upokorzył mnie, a ja nie mogłem już nic zrobić. Wśród Crouchów byłem skończony, być może na zawsze, ale cóż mogłem zrobić? Przecież nikt nigdy mi takiego stanowiska nie proponował, poza tym nigdy nie chciałem go piastować.
Zdenerwowały mnie jedynie twoje słowa. Stwierdziłaś, że jesteśmy do siebie podobni i gdybym chociaż trochę się wysilił to mógłbym go wyprzedzić. To trwało zaledwie chwilę - zamachnąłem się koszem pełnym róż i cisnąłem go na twoje kolana.
I do tej pory wspominam te słowa, babko!
Stwierdziłaś, że nie jestem już bezbronną różą - obrosłem w kolce, nauczyłem się bronić, ale jednocześnie straciłem najpiękniejszy i najważniejszy element - płatki. Pielęgnowana od lat róża zwiędła.


Śmierć.
Spotkała mnie - nas - nagle. Pojawiła się znikąd i tak samo szybko jako przyszła, zniknęła, osunęła się w nicość, żeby cierpliwie wyczekiwać nadejścia kolejnej ofiary.
Ojcze, podejrzewam, że był to dla ciebie okropny dzień. Kuzyn nie zasłużył na taki los. Nie powinien skakać z najwyższej wieży... Pamiętasz jak oglądaliśmy jego ciało? Powyginane kończyny, długie potargane włosy i puste oczy - niegdyś promienne, szmaragdowozielone, zupełnie jak twoje.
Na palcu miał ten cholerny sygnet. Pamiętam, że jeszcze tej samej nocy przysiadłem przy kominkiem i dokładnie go obejrzałem - był idealny, odbijał światło ognia i dawał mi jakąś... moc. Przez chwilę czułem władzę, ojcze.
Bolało jednak, że nie osiągnąłem jej sam. Cóż to za wydarzenie, że babka - zazwyczaj rozmawiająca ze mną - spędziła z kuzynem cały dzień? Cóż za zbieg okoliczności, że zmarła zaledwie dzień później, pogrążając rodzinę w jeszcze większej żałobie!
Najważniejsze, że nie bolało. Zabolało dopiero, gdy zrozumiałem że śmierć kuzyna niczego nie zmienia, a ty nie zamierzasz nagle traktować mnie jak syna. Czy musiałem robić więcej? Myślę, że tak - to przecież moje zadanie.
Pomimo cierpienia i pustych nadziei na lepszą przyszłość, obiecałem pozostać wierny. Bo Crouch to nie tylko nazwisko - Crouch to ród, a ród trzeba pielęgnować. Wobec rodów pełnimy obowiązki - te lżejsze i cięższe. Poświęcamy się i walczymy o wspólne dobro. Tak to wygląda, czyż nie?
Dlatego zapewniam cię, ojcze, będę trwać u twego boku. Nie oczekuję podziękowań ani uznania - pragnę jedynie poczuć się potrzebnym. Być może teraz - gdy wszystko nabiera barw, gdy musimy podejmować radykalne kroki - nadarzy się ku temu okazja? Ojcze, chociaż nie zawsze się z tobą zgadzam, zrobię wszystko, żeby ci pomóc.
Bo przecież ta anomalia nie była przypadkowa. Słyszę o czym rozmawiasz, wiem co się dzieje, wszyscy wiemy - nie jestem głupi i chociaż czasem bardzo chciałbym być, to nie potrafię nie zauważyć, że - tak jak zwykłeś mawiać - polityka jest jeszcze bardziej brudna i mocniej zepsuta niż wcześniej - że dotychczasowy porządek upada. Czy nowy będzie lepszy? Jeśli ty tak sądzisz... prawdopodobnie tak właśnie jest.
Jedno wyszło mi w życiu - urodziłem się w możliwie najlepszej rodzinie, ojcze. I wiem, że niszczyłeś - niszczysz - mnie tylko po to, żebym odnalazł siebie. Czyż nie? Bardzo chcę w to wierzyć. Być może to właśnie ten konflikt nas zjednoczy... na razie muszę skupić się na rozwoju osobistym. Nigdy nie byłem specjalnie uzdolnionym czarodziejem, nie przydam się sprawie - tobie może jednak tak? Zresztą, zawsze uczyłeś, że we wszelkiego typu konfliktach mam trzymać się jednego zdania i głośno je popierać, jednak nie powinienem nigdy przesadnie się angażować.
Patrząc więc na tworzoną od długiego czasu makietę Pallas Manor - teraz stojącą w ogniu - myślę jedno.
Korzystajmy i jednoczmy się, a po nas choćby potop. Bo jesteśmy rodziną.


Patronus: Nie potrafię wyczarować patronusa.

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 50
Uroki:145 (rożdżka)
Czarna magia:00
Magia lecznicza:00
Transmutacja:10
Eliksiry:00
Sprawność:153 (waga)
Zwinność:18Brak
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
francuskiII2
norweskiII2
łacińskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia MagiiII10
KłamstwoI2
NumerologiaI2
Starożytne RunyI2
SpostrzegawczośćII10
Ukrywanie sięI2
ZielarstwoI2
Zręczne ręceI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Savoir-vivreII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
RozpoznawalnośćI0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Malarstwo (tworzenie)I0.5
Malarstwo (wiedza)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
Rzeźba (wiedza)I0.5
Architektura (tworzenie)I0.5
Architektura (wiedza)II7
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleII7
QuidditchII7
Taniec balowyI0.5
SzermierkaI0.5
JeździectwoII7
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 0


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Hector Crouch dnia 06.11.20 22:33, w całości zmieniany 6 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Hector Crouch [odnośnik]07.11.20 21:58

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana

INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam PW lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak

Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hector Crouch Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Hector Crouch [odnośnik]07.11.20 21:59


KOMPONENTYlista komponentów

BIEGŁOŚCIbiegłości

HISTORIA ROZWOJU[06.11.10] -50 PD; sowa
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hector Crouch Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Hector Crouch
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach