Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]15.11.17 11:20
First topic message reminder :

Ogrody

Dla niewprawnego oka, tereny wokół posiadłości rodu Burke mogą wydawać się dzikie, niemalże zaniedbane. Faktem jest, że roślinność rozrosła się tu bujnie, sprawiając, że miejscami do ziemi dociera zdecydowanie ograniczona ilość światła, a na spacerze nieraz natknąć się można na jakąś bramę, która przy próbie otwarcia przeraźliwie skrzypi... w tym jednak polega urok tych ogrodów. Natknąć się tu można wszak nie tylko na złowieszczo wyglądające krzaki, ale również na kolorowe krzewy, dzięki którym alejki nadają się idealnie na samotne przechadzki lub na spacer we dwoje - o ile zna się drogę powrotną, bo zabłądzić tutaj jest bardzo łatwo.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogrody [odnośnik]11.05.21 0:52
Zamyślenie pojawiło się na buzi eterycznej alchemiczki, gdy z ust lorda Burke padło pytanie dotyczące prowadzonych przez nie badań. - Nie w pierwszym etapie naszych prac, lordzie Burke. Widzi lord, do tej pory nikt nie opracował metody wytwarzania syntetycznych kamieni szlachetnych. Tworzymy zupełnie nowy proces, bazując na kilku założeniach starożytnej alchemii oraz sporej ilości obliczeń i eksperymentów. Dopiero kiedy uda nam się osiągnąć sukces oraz zebrać dane będziemy mogły pracować nad naładowaniem kamieni czynnikiem magicznym, wywołującym konkretne działanie. Chciałabym dojść do momentu, gdy będziemy w stanie wyhodować kamień z dowolnym działaniem magicznym, nim jednak to nastąpi czeka nas sporo pracy. Gdybyśmy próbowały wymusić magicznie działanie teraz... Och, to trochę tak, jakbyśmy próbowały rzucać zaklęcia bez różdżki. - Spokojnie, starając się mówić najzwięźlej jak się tylko dało, wyjaśniła lordowi Burke ideę ich badań, niepewna jednak czy w pełni pojmie jej słowa. Alchemia była przedmiotem skomplikowanym, a badania nad nią wymagały odpowiedniego przygotowania, systematyczności oraz utrzymania naturalnego porządku, bez którego nie dało się nic zdziałać. Wszystko musiało dziać się po kolei, gdyż pominięcie któregoś ze środków mogło skutkować katastrofą.
Wspomnienia poprzednich wydarzeń były dla delikatnej kobiety traumatycznymi i jak nie chciała pokazywać zbyt wielkiej ilości emocji, tak nie potrafiła nic poradzić na łzy napływające do jej oczu. Nigdy wcześniej nie spotkała się z takim traktowaniem, nawet jeśli miała za sobą przeszłość w paskudnych, portowych dokach co odcisnęło na niej swoje piętno. Przynajmniej teraz, gdy od wydarzeń dzieliło ją ledwie kilka dni.
- Sigrun Rookwood. Współpracowałam z nią od jakiegoś czasu... Zaczęła mnie wypytywać o kwestie polityczne. Ja nigdy nie miałam czasu, aby się tym zainteresować, w dobrej wierze jednak powiedziałam jej, że Ministerstwo winno zwrócić uwagę na czarodziejów półkrwi. Widzi lord, uchodzę za osobę niepowiązaną polityką, przez co niezwykle wiele dociera do moich uszu. Istnieje wielu czarodziejów półkrwi którzy od wieków nie mieli mugola w rodzinie, a jednak obawiają się, że zawisną gdy braknie mugoli... To najliczniejsza grupa w magicznym społeczeństwie i o ile nie jestem politykiem, statystyka oraz analiza są mi niezwykle dobrze znane, a najbystrzejszy umysł potrafi przegapić wskazówkę w morzu informacji, zwłaszcza w zmęczeniu. Ja... Ja naprawdę nie chciałam źle, lordzie Burke. Uznałam, że ktoś zamieszany w sprawę winien o tym wiedzieć, zwłaszcza, iż coraz częściej słyszę podobne słowa. - Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy drżącym głosem opowiadała o wydarzeniach ze spotkania z czarownicą. Sama doskonale wiedziała, iż najzdolniejszym zdarza się przeoczyć rozwiązanie, nie mając zamiaru kogokolwiek urazić swoimi słowami. I liczyła, że tak mądry czarodziej jak nestor rodu Burke zrozumie jej motywację. - Pani Rookwood zaproponowała mi dołączenie do jej organizacji, by chwilę później obrażać mnie z powodu mojego pochodzenia... Spytałam o dokładne warunki współpracy oraz zapewniłam, iż posiadam wiedzę większą niż wielu czarodziejów z lepszych rodzin i że jeśli uważa, iż mimo mojej wiedzy nie mam prawa żyć, moje eliksiry nie są dla niej przeznaczone... Ja... Och, musi mnie lord zrozumieć. Całe życie dążę, do zdobycia jak największej ilości wiedzy, stworzyłam autorskie, nowe receptury z których korzysta Ministerstwo Magii oraz szpital Świętego Munga, nie mam jednak wpływu na błędy popełnione przez moich przodków. - Tego, niestety, nie dało się zmienić, choć eteryczna alchemiczka całym sercem pragnęła, by jej ojciec był kimś innym. Ktoś, kogo martwe widmo nie ściągałoby na jej ramiona tylu problemów. - Pani Rookwood zdenerwowała się na mnie, poczęła wyzywać mnie od buntowniczek, mówić, że obrażam Ministerstwo... A gdy wspomniałam, że dzielimy podobne przyjaźnie, w Ministerstwie istnieją dowody na mój brak powiązań z buntownikami, a ja współpracuję z szanownym rodem Burke zwyczajnie mnie wyśmiała... - Czego do tej pory eteryczna alchemiczka nie potrafiła zrozumieć pewna, iż wyznając wartości czystej krwi, winno się szanować magiczną arystokrację. - Nieznana mi jest czarna magia. Pani Rookwood próbowała rzucić we mnie zaklęciami niewybaczalnymi, lecz ich wiązki we mnie nie trafiły, a pozostałe... Nie miałam czucia w nogach. I miałam wrażenie, że topię się bez wody... - Smukła dłoń skryta pod materią rękawiczki powędrowała do jej oczu, by otrzeć napływające do nich łzy. - Udało mi się jakoś z nią porozumieć, nie jestem jednak pewna, czy stuprocentowo. Zwróciłam się do lorda gdyż uznałam, że powinien lord o tym wiedzieć. Nie chcę się skarżyć czy żalić, nie oczekuję również interwencji w kierunku pani Rookwood, po prostu... Zależy mi na współpracy z rodem Burke, a przede wszystkim, zależy mi na Primrose. Obiecałam jej, iż pomogę jej rozwinąć skrzydła i nie chciałabym, aby tamto nieporozumienie uniemożliwiło mi dotrzymanie obietnicy. Beze mnie Primrose nie będzie w stanie dokończyć projektu, nad którym pracujemy, obawiam się również, iż większość naukowców nie doceni drzemiącego w niej potencjału jedynie dlatego, iż jest kobietą. Świat nauki opanowany jest przez mężczyzn, często nie zwracających uwagi na nazwisko, sama idę tą drogą i wiem, jak ciężko bywa się tam odnaleźć. Chcę przekazać jej swoją wiedzę oraz wesprzeć w tej drodze. - Delikatny głos Frances zabrzmiał pewniej. Posiadała wiedzę, którą z przyjemnością przekazałaby przyjaciółce, jednocześnie doskonale wiedząc, jak to jest być kobietą w środowisku zawładniętym przez mężczyzn. Nie chciała, by do Edgara dotarły jakieś paskudne plotki które zniechęciłyby go do współpracy, jaka nawiązała się między nią a Primrose, najlepszym więc rozwiązaniem wydało jej się udanie do niego oraz zwyczajna, prosta rozmowa, nawet jeśli gdzieś w środku obawiała się, iż Primrose mogłaby mieć jej ją za złe. - Jeśli lord sobie zażyczy, mogę udostępnić lordowi moje wspomnienie tamtego wieczoru. - Dodała zerkając w kierunku lordowskiego oblicza, mając nadzieję iż ten nie będzie miał jej za złe potoku słów, jaki opuszczał jej usta, choć zmęczenie widoczne w mądrych oczach zdawało się potwierdzać jej obawy.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Ogrody [odnośnik]27.06.21 1:48
Lekki wiatr, wiejący im prosto w twarze, orzeźwiał Edgara. Pomagał mu zachować świadomość podczas tej rozmowy, a przynajmniej dawał mu nadzieję, że właśnie tak się stanie. Zaniki pamięci napadały go bez zapowiedzi w najmniej oczekiwanych momentach, ale tym razem musiał zrobić wszystko, żeby do niego nie dopuścić. Po pierwsze, nie mógł sobie pozwolić na uzyskanie reputacji szaleńca – to mogło poważnie zaszkodzić nie tylko jemu, ale również całej jego rodzinie odkąd za nią odpowiadał jako nestor. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedział jak długo to potrwa. Czy to tylko chwilowe problemy przez wystawienie się na dużą ilość czarnej magii, czy... tak już zostanie. Na razie nie dopuszczał do siebie drugiej opcji, bo to by mogło oznaczać zrzeczenie się swojego tytułu i narobienie zamieszania w samym środku wojny, a tego wolałby uniknąć. Pozostało mu tylko czekać, choć każdego dnia coraz bardziej tracił do tego cierpliwość i nadzieję, co odbijało się w jego złym humorze.
To wszystko brzmi bardzo skomplikowanie. Czy efekt końcowy faktycznie będzie tego warty? Czy nie wystarczyłoby... naładować już istniejących kamieni? – odbił piłeczkę, w zasadzie będąc ciekawym odpowiedzi alchemiczki. Wiedział, że Primrose jest zachwycona tymi badaniami, dlatego absolutnie nie miał zamiaru w nie ingerować, choć z tego co usłyszał na ich temat, wciąż nie był do końca do nich przekonany – ale taki już był, czasem do bólu pragmatyczny, ciężko było go usatysfakcjonować takimi działaniami.
Sigrun Rookwood. Akurat to konkretne nazwisko nie zwiastowało dobrze rozpoczętej historii, ale Edgar nie zamierzał tego komentować. Szedł spokojnym krokiem obok swojego gościa, wsłuchując się w każde wypowiadane przezeń słowo. Z jakiegoś powodu wątpił, by to wszystko zmyślała – jej opis obfitował w wystarczająco dużą ilość szczegółów i emocji, poza tym znał Sigrun i wiedział do czego jest zdolna. – Obecnie chyba nie da się być osobą niepowiązaną z polityką – zaczął, po części wyrażając w ten sposób swoje własne ukryte niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. – Zaproponowała pani dołączenie do organizacji i chwilę później zaczęła panią atakować? Ciężko mi w to uwierzyć. Skąd ta nagła zmiana? Przez pani zdanie o osobach półkrwi? Faktycznie dość... kontrowersyjnie pani to ujęła, nawet w mojej obecności – Stwierdził, rzucając jej przelotne spojrzenie, kiedy ocierała zaczerwienione oko z łez. Westchnął przeciągle, chcąc zachować swój zwyczajowy spokój, choć było to coraz trudniejsze. Szczególnie nieprzyjemnie słuchało się słów o braku szacunku Rookwood do jego rodu – ta kobieta była nieprzewidywalna, a tacy ludzie nie powinni obejmować tak wysokich stanowisk, przynajmniej w jego mniemaniu. Niestety w tej chwili nic nie mógł na to poradzić, ba! musiał liczyć się z jej rozkazami, co za każdym razem budziło w nim pewną niechęć. Nie mógł jednak tych emocji pokazywać publicznie. – Nikt z nas nie ma zamiaru atakować osób półkrwi, rozprowadzanie takich dezinformacji może wszystkim zaszkodzić. Poza tym pani może nie musi cierpieć przez błędy swoich przodków, ale są w naszym społeczeństwie osoby, które jednak powinny wziąć za nie odpowiedzialność. Czy wszystkich oczyściłaby pani z zarzutów? – Podpytał, nie będąc przekonanym, że jego słowa miały jakikolwiek sens, bo musiał je wygrzebywać z odmętów szwankującej pamięci. Czy na pewno dobrze ją usłyszał, zrozumiał sens jej wypowiedzi? Ostatnio nawet takie procesy myślowe stawały się dla Edgara wymagające przez poziom koncentracji bliski zeru.
Wydaje mi się, że jednak oczekuje pani interwencji – odpowiedział wyraźnie niezadowolony, przystając na zakręcie ogrodowej ścieżki. Trawa wokół była zdecydowanie wyższa niż się przyjęło na dworach innych rodów, ale wybrukowany jasną kostką chodnik ułatwiał spacerowanie. Burkowie cenili sobie dziką stronę natury i zdecydowanie woleli pozostawić rośliny same sobie. – Skąd mam mieć pewność, że byłaby pani oddana sprawie? – Zapytał, tym razem siląc się na spokój, przyglądając się uważnie swojej rozmówczyni. Jej słowa o Primrose były piękne i właśnie takie mogły pozostać: nieprzekazane i zapomniane.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Ogrody [odnośnik]08.03.23 12:30
7 lipca (?)
Od dłuższego czasu nosiła się z zamiarem odwiedzenia Primrose, a wymienione ostatnio listy stały się ostatecznym impulsem do tego, by przestać wiecznie szukać wymówek i zasłaniać się słabością. Odkąd przeprowadziła się do Pałacu Róż, odkąd na niebie wykwitła ta dziwna kometa, Corinne czuła się wyjątkowo zirytowana własnymi słabościami i zamierzała coś z tym zrobić. Teraz-natychmiast-już, zaraz. Chciała pozbyć się tego nieprzyjemnego, ciążącego jej na piersi kamienia jakim była tęsknota za matką i poczucie niesprawiedliwości związane z tym w jaki sposób odeszła; szukała sposobu na to, by odzyskać utraconą pewność siebie i zręczność w prowadzeniu rozmów. Było jej niedobrze na samą myśl, że znów mogłaby omdleć ze stresu albo pogubić słowa. Nie tak ją wychowywano. W Ludlow nie było miejsca na słabość, więc teraz, z perspektywy czasu, nie miała zielonego pojęcia jakim cudem udało jej się tak długo chować po kątach przed nestorem i przekonywać własnego ojca do tego, by dał jej jeszcze trochę czasu. Teraz właśnie, pod jaśniejącą na niebie kometą, wśród bujnych krzewów i odważnie pnących się w górę drzew porastających ogród w Durham, miała niemalże pretensje do własnej rodziny, że nikt nie potrząsnął nią szybciej, a gdzieś w głębi ducha ― tak głęboko, że wygodnie było jej to przekonanie wciąż ignorować ― tlił się niewielki i wątły ognik wdzięczności wobec (przede wszystkim) Evandry i pana ojca, lorda Niklasa; w pierwszym przypadku podziękowania należały się za zaufanie i pamięć, w drugim za to, że w końcu przestał zwracać uwagę na to w jak rozmemłanym stanie się znajduje.
Dzisiejszy dzień nie odbiegał specjalnie od innych; pogoda dopisywała aż za bardzo, ostre słońce prażyło, nie było zbytnio czym oddychać, więc Corinne z ulgą i zadowoleniem przyjęła wiadomość, że lady Burke oczekuje jej w ogrodach. Ta część terenów Durham zawsze ją ciekawiła, bowiem sam sposób prowadzenia tego miejsca odbiegał od powszechnej normy. Krzewy nie były równo docięte, jak od linijki, kwiaty rosły wręcz dziko, a górujące nad nią drzewa i ich rozłożyste korony prawie całkiem odcinały dopływ światła, ratując jej bladą skórę od ryzyka nadmiernej ekspozycji na słońce.
Kiedy tylko otulił ją półcień rzucany przez rośliny, zsunęła z ramion cienki szal i oddała go towarzyszącej jej Ester. (Nadal nie pogodziła się z tym, że służka Mathieu ma jej wszędzie towarzyszyć, ale nie będzie przecież publicznie podważać słów własnego męża). Odruchowo przesunęła palcami po upiętych wysoko włosach, sprawdziła, czy szpilka podarowana przez Primrose wciąż jest na swoim miejscu i z zadowoleniem uznała, że wszystko idzie zgodnie z tym, jak to sobie wyobraziła.
Służący poprowadził je w jakąś boczną alejkę, minęły dziwną, starą bramę porośniętą bluszczem, potem ― całkiem nagle, Corinne nie zauważyła nawet kiedy ― znaleźli się w otoczeniu kolorowych kwiatów i krzewów, a wśród nich największą uwagę przyciągał hibiskus ogrodowy w błękitnym kolorze, roztaczający wokół siebie oszałamiający, przyjemno-słodki zapach. Tam, pomiędzy kolejnymi, nieco niższymi drzewami, na niewielkiej polance, służący odnalazł wreszcie Primrose.
Gdybym miała dotrzeć tutaj sama, zapewne bym się zgubiła już po pierwszych stu metrach ― przywitała ją zabawnym komentarzem, uśmiechając się przy tym ciepło. ― Jak się masz, Primrose? Czy pojawienie się komety wpłynęło znacząco na twoje samopoczucie? ― Odkąd dziwne ciało niebieskie pojawiło się na błękitnej szacie nieba, pytała o to chyba każdego, kto był jej w jakiś sposób bliski.


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Ogrody - Page 4 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Ogrody [odnośnik]13.03.23 14:13
Jeszcze parę miesięcy temu nie sądziła, że będzie wysyłać list z gratulacjami do żony Mathieu. Naiwnie liczyła, że to one będzie je otrzymywać. Odważyła się snuć sen na jawie, pozwoliła, aby marzenia przejęły pełen rozwagi umysł. Pozwoliła sobie na słabość, na opuszczenie gardy. Pod koniec maja zarzucił jej bezduszność, pod koniec czerwca stał się mężem innej. Zaśmiała się gorzko do samej siebie, że to on ponióśł większa zapłatę niż ona. Ze słów Evandry wywnioskowała, że nie miał w tej kwestii za wiele do powiedzenia. Nestor i lady doyenne postawili go przed faktem dokonanym. Nie miał wyboru jak ulec ich woli, ale chyba mu to nie przeszkadzało, skoro stawiając Primrose warunki przedstawiał jej słowa Tristana, nie swoje. Chciała mocno wierzyć, że jej całkowicie nie zwiódł, że ugiął się pod naciskami nestora. Ten musiał szczerze gardzić Primrose, przyjaciółką jego własnej żony. Czy pewnego dnia zabroni lady Burke przekraczać progi pałacu w Kent? Czy nastąpi ten dzień, że rozdzieli je na zawsze? Ta ponura myśl nie dawała jej spokoju od jakiegoś czasu więc wykorzystywała każdą sposobność, aby zobaczyć się z czarownicą; tak jakby chciała nacieszyć się jej osobą na zapas.
Nie mogła żywić urazy do Corinne. Jak wiele kobiet przed nią, musiała się dostosować, została wybrana na przyszłą Różę, co trochę zakuło lady Burke. Makowy Wąż nie był wystarczająco dobry, aby zamieszkać wśród Róż. Corrine przyjęła ledwie dwa tygodnie wcześniej nazwisko Rosier i teraz jako członek tego rodu odwiedzała lady Burke na popołudniowym pikniku, jaki miały spędzić razem w cieniu drzew w Durham.
Gdy były młodsze, w czasach beztroski w Hogwarcie potrafiły długo rozmawiać na temat eliksirów i artefaktów, podobnie jak Primrose, Corinne miała do nich słabość.
Kometa jaśniała nadal na niebie. Nadal zapowiadała szereg dziwnych zdarzeń. Zaczynała w to wierzyć, choć nadal starała się myśleć, że to tylko zbieg okoliczności.
Ubrana w jedwabne spódnico spodnie w kolorze zgaszonego bordo i do tego jasnej bluzki zapinanej na perłowe guziki przechadzała się alejkami ogrodu ciesząc się przyjemnym chłodem jakie dawały rozłożyste gałęzie drzew. Płaskie pantofelki, pozbawione wysokich obcasów nie zapadły się w miękkiej trawie i pozwalały na swobodne przemieszczanie się, ale zaraz przystanęła słysząc szmer za sobą.
-Mamy tu prawdziwy labirynt. - Zgodziła się spoglądają na czarownicę, a ja ustach lady Burke zagościł delikatny uśmiech. Czy Mathieu wiedział o tym spotkaniu? Czy zabroniłby Corinne się pojawić? Zerknęła na Ester, a potem na swojego służącego. -To będzie wszystko, dziękuję. Gdy zajdzie taka potrzeba poślemy po was. - Zwróciła się do tej dwójki, dając wyraźnie znak służce Rosierów, żeby się oddaliła z lokajem rodu Burke. Chłopak popatrzył wymownie na Ester, załapał od razu, znał lady Burke nie od wczoraj. -Czuję się dobrze, dziękuję. -Zwróciła się do Corrine, kiedy służba zniknęła z jej pola widzenia. -Choć przyznaję, że jest niepokojąca. - Mimowolnie zerknęła w stronę nieba. -Cieszę się, że przyszłaś. - Podeszła bliżej do blondynki i wskazała jej koc, przy którym znajdowały się już patery z poczęstunkiem oraz dzbanki z zimna lemoniadą. Czarownica usiadła na ziemi i ruchem różdżki sprawiła, że dwie, wysokie szklanki z rżniętego kryształu napełniły się zimnym płynem. -Co u Ciebie? Jak się czujesz jako lady Rosier? - Nie mogła unikać tego tematu, a nie chciała udawać, że nie istniał. Zresztą teraz było już łatwiej, z każdym dniem.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogrody - Page 4 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Ogrody [odnośnik]09.04.23 23:43
Gdyby w ostatnich miesiącach więcej czasu poświęciła nadrabianiu informacji ze świata, gdyby zajrzała choćby do „Czarownicy”, wiedziałaby, jak bardzo obecna sytuacja jest niezręczna, jak dziwna i jak przykra dla samej Primrose. Corinne wiedziała o tym, że była jakaś „inna”, była tego doskonale świadoma i wciąż ― gdzieś w głębi ducha ― zastanawiało ją to, na ile Mathieu jest w stanie uszanować umowę pomiędzy nestorami i czy w pewnym momencie po prostu nie zrobi czegoś, co mogłoby się obu stronom nie spodobać. Nie znała człowieka, którego było jej dane poślubić i wiedziała, że jeszcze dużo czasu musi w rzece upłynąć, nim ten stan rzeczy ulegnie zmianie.
Słyszała jednak pewne plotki, miała swoich znajomych, którzy pomagali jej nadrobić rok absencji towarzyskiej i co do samego Mathieu miała uczucia co najmniej mieszane. Gdyby wiedziała, że to Primrose była ― nadal jest ― tą, która zaprząta jego myśli, na pewno spróbowałby okazać jej jakieś wsparcie albo chociaż postarałaby się, żeby w jej towarzystwie nie miała czasu ani ochoty na myślenie o Mathieu; było w końcu tyle tematów wartych poruszenia, choćby sama sztuka tworzenia talizmanów.
Uśmiechnęła się kątem warg, nieco złośliwie, kiedy lady Burke podziękowała służbie za obecność. Corinne nie miała jeszcze odwagi na to by tak ostentacyjnie odprawić nielubianą Ester, nie chciała też wchodzić po raz kolejny w dyskusję o tym, kto będzie jej towarzyszył, a kto nie. W ten sposób jej ręce były czyste, a gdyby ktoś miał pretensje o to, że Ester nie niańczyła jej 24 godziny, 7 dni w tygodniu, to miała wygodną wymówkę, wybielającą jej imię od wyimaginowanych win. W końcu to nie ona odesłała służkę Rosiera, prawda?
Z niewymuszoną lekkością i gracją zajęła miejsce na kocu; poły spódnicy rozlały się z przyjemnym szelestem, szal został odłożony na bok.
Ja też się cieszę. ― Uśmiechnęła się miło, przyjaźnie i przyjęła jedną ze szklanek, podziękowała skinieniem głowy. ― Trochę dziwnie, trochę tak, jakbym wyprowadziła się na drugi koniec świata ― mruknęła, unosząc naczynie do ust i upijając drobny łyk lemoniady ― i zdecydowanie jak jakiś intruz na obcej ziemi ― dokończyła wzdychając. Pałac Róż był tak odmienny, kiedy przyrównywała go do znajomego Ludlow, jak tylko można było sobie wyobrazić. Rutyna życia w Kent była inna, same zasady były inne, generalnie rzecz ujmując wszystko było inne i jedyną stałą, jedynym znajomym elementem było to, że chociaż eliksiry warzyło się w taki sam sposób, z takim samym efektem. Gdyby nie konieczność jako-takiego życia, gdyby nie to, że nie mogła pozwolić sobie po raz kolejny na marazm, bezczynność i użalanie się nad sobą ― zapewne po dziś dzień nawet nie wychyliłaby nosa z pracowni alchemicznej.
Staram się wynaleźć sobie jak najwięcej zajęć, oswoić się z tym wszystkim, ale jest ciężko. Tak po prostu, po ludzku, ciężko ― wzruszyła ramionami bez entuzjazmu ― staram się zająć obowiązkami, sprawami, które mi powierzono. A to mi przypomina ― ożywiła się ― o twoich jarmarkach. Możesz już powiedzieć o nich coś więcej, czy to nadal dość płynna sprawa, wymagająca dalszych przygotowań?


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Ogrody - Page 4 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Ogrody [odnośnik]12.04.23 22:39
Nie miała najmniejszego problemu, aby odesłać służbę, a jeżeli ktoś będzie rościł sobie z tego powodu pretensje była gotowa przyjąć wszelkie uwagi ze spokojem. Były na ziemiach rodu Burke, a kobiety z rodu Burke nie musiały wszędzie chodzić ze służbą, być pilnowane na każdym kroku, cieszyły się dość dużą swobodą. Primrose nie miała zamiaru z tego rezygnować i z każdym tygodniem utwierdzała się w swoich postanowieniach. Popełniała liczne błędy, zakładała pewne rzeczy w oparciu o fałszywe dane, ale uczyła się, zaczynała coraz lepiej rozumieć świat, w którym przyszło jej żyć. Śmielej brała los we własne ręce, choć czasami cena jaką musiała zapłacić była zbyt wysoka, ale i tak się na nią godziła. Na horyzoncie była zbyt kusząca nagroda, aby nie podjąć wyzwania.
Upiła łyk lemoniady w ciszy wsłuchując słów Corinne. Wątpiła, że jej samej przyjdzie mierzyć się z rodziną męża w przyszłości. Nie była zaręczona z Mathieu Rosierem, ale gazety o nich plotkowały, byli na językach wielu i zapewne tylko czekano na ogłoszenie zaręczyn. Najpierw Carrow, teraz Rosier, była już naruszonym dobrem, miała skazę na swoim imieniu. Doskonale wiedziała, że z taką opinią ciężko będzie znaleźć ród, który zechce widzieć w swoich szeregach lady Burke.
Nie miała zamiaru jednak się załamywać, a stać się przydatną dla własnej rodziny skoro miała zostać na jej łonie już na zawsze.
Kobiety takie jak ona i Corinne były od dziecka przygotowywane do roli żony i matki, dlatego wiedziała, że choć początki są trudne to czarownica da sobie radę.
-Myślę, że to tylko kwestia czasu i za niedługo będziesz we wszystkim się świetnie orientować. - Kobiety posiadały w sobie wolę przetrwania, która sprawiała, że potrafiły się dostosować, znaleźć swoje miejsce w świecie.
Na wspomnienie jarmarków uśmiechnęła się nieznacznie i kiwnęła głową. -Oczywiście, chciałam też o tym z tobą porozmawiać. - Podchwyciła od razu temat i rozsiadła się wygodniej na kocu. -W założeniu jarmarki mają odbywać się w okresie letnim. To od zarządzających ziemią zależy kiedy, ale najlepiej przed Festiwalem lata. -Zaczęła powoli wdrażać Corinne w swój plan. -Pragnę, aby każde hrabstwo, które będzie zaangażowane w te działania, skupiło się wokół tego z czego słynie dane hrabstwo. Zależy mi na budowaniu jedności społecznej, poczucia bycia grupą. Wojna mocno nadwyrężyła relacje między ludźmi. Wręcz je zburzyła, nie bójmy się tego określenia. Jarmarki mają na celu położenie nowych fundamentów. Mają spajać społeczność, pokazać im kto jest rzemieślnikiem u nich, kto czym się zajmuje, kto jakie ma talenty. Ważne, aby byli kuglarze, teatry obwoźne, pokazy ale o tym decyduje zarządzający ziemią. W przypadku Kent, rodzina Rosier. - Zakręciła delikatnie szklanką z lemoniadą, kropelka wody spłynęła po ściance. -Po rozmowie z panem Mulciberem, z panem Macnair, z Imogen wiem z czego słyną ich hrabstwa i wokół czego warto skupić się z tworzeniem jarmarków. Teraz czas przyszedł na Kent, ponieważ chciałabym, abyś się w to zaangażowała.

zt x 2



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ogrody - Page 4 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Ogrody [odnośnik]Dzisiaj o 15:06
15 sierpnia

Wpatrywanie się w niebo w niczym nie pomagało; zasnute chmurami, które nawet wcale nie musiały nimi być, a jedynie udawać przyjazne obłoki, wyglądało o wiele spokojniej niż w Londynie, ale nadal przywodziło na myśl straszliwą katastrofę, która rozpaliła Wyspy na nowo. Ten pozorny spokój był czymś, co Mildred przyjmowała z dużą dozą nieufności i podejrzliwości, wypatrując w każdym prześwicie między chmurami czegokolwiek, co zwiastowałoby kolejną falę meteorytów i duszącego pyłu. Nawet sierpniowe słońce niecierpliwie przebijające się niekiedy przez skondensowane skupiska kropel wody i kryształków lodu, pragnące całym sobą zademonstrować, że deszcz spadających gwiazd był jedynie wypadkiem przy pracy, niezapowiedzianym i przypadkowym zjawiskiem, które jak najszybciej należało naprawić, zalewając planetę jasnymi promieniami, okazywało się bezradne wobec pochmurnego nastroju panny Crabbe.
- Ostatnią sowę wysłali pięć godzin temu – powiedziała cicho, na pozór sama do siebie, ale jej słowa skierowane były do towarzyszki znajdującej się obok. - A jeśli coś im się stało? - zapytała z takim niepokojem w głosie, który przeraził ją samą; chłodny, analityczny umysł kochający konkrety i standaryzację buntował się przeciwko nagłej emocjonalności, której był poddawany od przeszło dwóch dni. Była to dla niego nowość, do której nie potrafił się przyzwyczaić i przed tym przyzwyczajeniem bronił się całym sobą, dzięki czemu Mildred nie wpadła jeszcze w stan absolutnej paniki, ulegając gwałtownym uczuciom strachu i niepewności. Zamiast tego starała się zbierać jak najwięcej informacji napływających z całej Anglii, segregowała je i łączyła wedle sobie tylko znanego wzorca, aby je następnie analizować i wyciągać wnioski.
Nie nastrajały jej pozytywnie.
Zewsząd dochodziły kolejne wiadomości o zniszczeniach i katastrofach, rannych i ofiarach śmiertelnych. Zerwane wały i powodzie, pożary, wybuchające budynki, zawalające się domy; skala zniszczeń pozostawała nadal nieznana i Mildred nie miała wątpliwości, że minie jeszcze wiele czasu, zanim chaos zostanie opanowany.
- Powinnam zostać w Londynie – dodała ze złością – a pozwoliłam się odesłać jak mała, przerażona dziewczynka. - Uderzyłaby chętnie w cokolwiek, żeby wyrazić swoją frustrację, gdyby tylko w zasięgu jej ramion było coś więcej niż wijące się pędy roślin i zwisających kiści kwiatów. - Och, przepraszam, nie chodzi o to, że nie chcę tu być – uśmiechnęła się niemrawo w stronę Prim – i naprawdę doceniam, że mnie przygarnęliście, ale w tych okolicznościach... sama rozumiesz – wzruszyła ramionami, jakby nie wymagało to dalszych wyjaśnień.
Gdy dwa dni temu na Londyn spadły meteoryty i spustoszyły miasto, jej ojciec zadecydował, że dla jej własnego bezpieczeństwa powinna czym prędzej wyjechać. Żadne z nich nie wiedziało wtedy, że klęska dotknęła nie tylko stolicę i sam kraj, ale miała o wiele większe zasięgi. Decyzja jednak zapadła i kilka godzin później Mildred znajdowała się już na północy, w bezpiecznej – zdaniem ojca – posiadłości Burke'ów. Nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz przekraczała bramę ich siedziby, ale tym razem jej wizyta miała szczególny charakter. Samo Durham również ucierpiało, słyszała o powodziach w niedalekim Sunderland i niewątpliwie nie były to ostatnie złe wieści, ale mimo wszystko w jakimś stopniu czuła się tu bezpieczniej.
Co nie znaczyło, że jej się to podobało. Nie chodziło o ryzyko, Mildred była za mądra, by bez sensu ryzykować tam, gdzie nie było to konieczne i pchać się w paszczę niebezpieczeństwa przed dokonaniem odpowiednich analizm, pomiarów i przeprowadzeniu szczegółowego wywiadu wraz z oszacowaniem szans. Drażniło ją jednak to nieznośne uczucie odstawienia na dalszy tor; podczas gdy reszta rodziny – nie licząc paru innych kuzynek – pozostawała w stolicy, ona spacerowała po ogrodach Durham Castle. Jakby była w jakiś sposób gorsza, bardziej krucha, bardziej delikatna, by móc szafować jej zdrowiem i życiem. Cóż, w pewnym sensie tak było: dla Crabbe'ów była mimo wszystko przyszłościową inwestycją, panną na wydaniu mogącą upolować dobrą partię, więc należało ją chronić.
- A co z...? - rzuciła po chwili, machnąwszy przy tym ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, jakby chciała wskazać na całe hrabstwo. - Jakieś nowe wieści o zniszczeniach? - Kolejne ponure informacje, które nie podnosiły na duchu, bo czemu nie, tyle tragicznych komunikatów napływających z każdej strony, sowy padające po wielu godzinach lotów, zakłócenia w magii. Co jeszcze mogło się zdarzyć, aby przebić to wszystko?
Mildred Crabbe
Mildred Crabbe
Zawód : Stażystka w Departamencie Transportu Magicznego
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 6
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12313-mildred-laurentia-crabbe https://www.morsmordre.net/t12316-allen#378476 https://www.morsmordre.net/f470-city-of-london-flemish-street-17 https://www.morsmordre.net/t12314-mildred-laurentia-crabb#378378

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach