Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród za domem
AutorWiadomość
Ogród za domem [odnośnik]19.11.17 15:35
First topic message reminder :

Piddletrenthide 79

Tylnym wyjściem można wydostać się do skromnego ogrodu pana Wrighta. To, co zwraca szczególną uwagę, to stary, rozłożysty dąb, którego pień otacza skonstruowana przez Joe okrągła ławka, a także charakterystyczna latarnia. Chłopiec z sąsiedztwa twierdzi, że to latarnia z Narnii. Próbował tłumaczyć Josephowi o co chodzi z tą Narnią, ale... póki co trochę bezskutecznie.
W zasadzie, jeśli już zastanie się Josepha, to najlepiej zacząć szukać go właśnie w ogrodzie. To w nim spędza najwięcej czasu. Wiecznie coś przycina, przekopuje, przesadza, wsadza, kosi trawę... Choć ogródek jest niewielki, zawsze znajdzie się w nim coś do zrobienia.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright

Re: Ogród za domem [odnośnik]21.08.18 2:37
The member 'Rowan Sprout' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]23.08.18 8:52
To był zwykły dzień. Jeden z wielu. Dokładnie z trzystu sześćdziesięciu pięciu dni w roku merlińskim tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym szóstym - albo coś koło tego, Benjamin nie znał się na cyfrach ani liczbach, nie dbał też przesadnie o nadążanie z kalendarzem, nic więc dziwnego, że o swoich zbliżających się urodzinach po prostu zapomniał. Ostatnio działo się zbyt wiele, by w dość ograniczonym pojemnościowo mózgu Wrighta znalazło się miejsce na tak krotochwilne informacje. Szalejące anomalie, które zamiast ustępować, zdawały się wzmagać na sile, dziwne dyskusje podczas spotkań Zakonu Feniksa, prowadzące do niepokojących rozłamów, niepokój o to, co czai się za rogiem, w gęstym mroku poprzetykanym szmaragdowymi nitkami łuny pochodzącej z kiczowatych czaszek. Odbudowa starej chaty, postępująca zbyt wolno, zmiany na stanowisku Ministra Magii, plugawe Rosiery i Notty szarogęszące się bez żadnych skrupułów. Kłopotów miał na głowie aż nadto, a do tego dochodziły sprawy związane z ciężką pracą w rezerwacie, ósmy sierpnia był więc dla Bena po prostu kolejną nieco pochmurną szansą na wewnętrzną walkę z wyrzutami sumienia. Na szczęście zewnętrze miało przyjemniejsze plany: udało mu się wcześniej wyjść z Peak District, co spontanicznie doprowadziło go do złożenia wizyty bratu. Z Hannah widział się całkiem niedawno, ale Joseph, ciągle zajęty treningami bądź doprowadzaniem jakiejś panienki do rumieńców, znajdował się nieco poza zasięgiem kompatybilności planów. Skoro jednak nie chciał druzgotek do jeziora, to jezioro zamierzało zalać domek wyjątkowo sprawnego miotlarsko druzgotka.
Jaimie nie zapowiadał się, po prostu dziarsko wkroczył na mini ganek, łomocząc w drzwi wejściowe. - Joseph, to ja! - zawołał, dopiero po kilku potężnych uderzeniach, prawie wywalających skrzydło z futryny, orientując się, że ma przed oczami elegancką kołatkę. Westchnął z rezygnacją i zastukał nią, ale nie otrzymał odpowiedzi. Nie było go w domu? Żeby przeanalizować, co też mogą oznaczać zamknięte główne drzwi i milczenie poza nimi, Wright zamarł na dłuższą chwilę, by nie przeszkadzać ciężkiej pracy mózgu - i w tej zbawiennej ciszy usłyszał dalekie echo głosów, dobiegające z tyłu budynku. No tak, prawie zapomniał, że jego młodszy brat ma w sobie coś z Sprouta i uwielbia babrać się w ziemi. Niewiele myśląc Ben zbiegł ze schodków, poprawiając rękawy znoszonej, skórzanej kurtki, po czym zgrabnie przeskoczył niski płotek i ruszył brzegiem domku, pogwizdując cicho. - Zgadnij kto nadchodzi, NIESPODZIANKA! - ryknął przyjacielsko, wyłaniając się zza rogu budynku, pewien, że radośnie wystraszy pochylonego nad grządką brata.
Nie to jednak ukazało się jego oczom - a impreza, tłum zaaferowanych ludzi, baloników, kartoników i innych błyskotek. Jaimie stanął jak wryty a na brodatej twarzy wykwitło zdumienie. Nadział się na własną niespodziankową broń i teraz na szybko spróbował połączyć fakty. Czyżby zapomniał o tym, że Joseph bierze dziś ślub?


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem - Page 2 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]23.08.18 9:26
Stawianie namiotu przez Josepha szło świetnie. Hannah zapewnie powiedziałaby, że poszło mu to całkiem naturalnie, wystarczyło, że o tym pomyślał, a ten już się wzniósł. Z sukcesem udało im się też ukryć go przed mugolami. Sąsiedzi nie powinni czuć się oburzeni tym, co miało się tego wieczoru tu odprawiać — uszczęśliwieni ognistą whisky i rozanieleni panującym wokół czarem festiwalu miłości zamierzali dobrze się bawić - i to do białego rana. Jednego była całkowicie pewna - jedzenia i picia nie zabraknie aż do świtu. Była wszędzie, wokół było jej pełno. Energicznie przemieszczała się z miejsca na miejsce, sprawdzając, czy aby na pewno wszystko zostało przygotowane, czy gulasz był odpowiednio tłusty, czy chleb chrupiący, a alkohol odpowiednio schłodzony (notabene tym miał zająć się Joseph, jeśli będzie ciepły, goście do niego powinni składać wszelakie zażalenia). Od razu po rzuceniu zaklęcia zniknęła za namiotem, zbierając z trawnika porozrzucane chusteczki, które musiał rozwiać wiatr. Adrenalina w niej buzowała — denerwowała się, jak zwykle, przejmowała przyjęciem, gośćmi, zapleczem, muzyką i wszystkimi atrakcjami. Najbardziej przejmowała się jednak tym, że jubilaci przyjdą za wcześnie, kiedy wciąż nie będzie wszystkich gości, a ona będzie w rozsypce - zupełnie jak teraz.
Słodki głos wyrwał ją z zamyślenia.
—Przyszłaś!— Jakby mogła nie przyjść? Na jej widok rozpromieniła się i objęła mocno, ciesząc się, że znów mogły się zobaczyć. Odkąd tylko pamiętała, wzdychała na jej widok, zazdroszcząc jej i urody i figury i prezencji. — Jak zwykle to ty pięknie wyglądasz. Za pięknie — mruknęła z udawaną zazdrością w odpowiedzi, ale po chwili uśmiechnęła się ciepło i szczerze. — Mam nadzieję, że wy. Wstyd się przyznać, ale ja już chyba spróbowałam wszystkiego zanim to tu przyniosłam. Bertie mi pomógł — nie mogła o nim nie wspomnieć. — Właściwie to, przygotował większą część. Poszło mu to jakoś... sprawniej — dodała z przekąsem, po czym chwyciła ją za rękę. Chciała ją zaciągnąć do brata.— Cześć WSZYSTKIM!— Krzyknęła radośnie machając ręką, wybiegłszy z namiotu na zewnątrz razem z Francis, kiedy zgromadzili się pierwsi goście. Justine ujeżdżająca jej brata, jak wyjątkowo frywolną miotłę skomentowała męskim, przeciągłym gwizdnięciem. — A gdzie Jackie?— spytała ją w odpowiedzi, podchodzą bliżej, by uszczypnąć ją w bok - niech trochę na nim powierzga, zdecydowanie zbyt lekko szło mu w życiu. Nosić na plecach takiego jeźdżca, jak Tonks — trochę małego, a więc idealnego na wyścigi — to był prawdziwy zaszczyt. — Nasmarowałaś sobie miotłę, zanim ją dosiadłaś?— spytała z konsternacją Justine, poklepując swojego brata w ramię. — Ostatnio trochę trzeszczy, zbyt często ją ktoś dosiada, ale jak o nią zadbasz to powinna wrócić do właściwej formy. Prawda, braciszku?— Posłała mu długi, kpiący uśmiech, po czym ruszyła dalej. Wyściskała Bertiego, szepcząc mu przy okazji na ucho słowa podziękowania za organizację prowiantu i przygotowanie zaplecza i podkładki do tej wyskokowej części wieczoru. Charlie!— krzyknęła do dziewczyny z radością, machając do rudowłosej dziewczyny, z którą widziała swojego Wielkiego Brata podczas festiwalu lata.
A ten, jakby na zawołanie po prostu się zjawił. Nie miała zegarka, ale odruchowo zerknęła na rękę, czując jak oblewa ją pot i wypełnia gorąc. Był za wcześnie, miała dopiero po niego iść. Ben— wydukała z siebie, wyrzuciła samoistnie, jakby miała czkawkę. — To Ben!— syknęła do Josepha, patrząc na niego wzrokiem zrób coś z tym. —Jest za wcześnie— to chyba już każdy wiedział. Było już za późno, by cokolwiek zrobić. Puściła dłoń Charlie i pobiegła w stronę domu, ściskając w jednej dłoni spódnicę. Jeśli pojawił się Wielki Ben, lada moment pewnie zjawią się Alexander z Frederickiem. Czy wszystko b było gotowe? Czy o niczym nie zapomniała?
Prawie potknęła się na schodach, gdy wparowywała do sypialni brata, gdzie w szafie — nie wiedzieć czemu, Ben nigdy nie wpadłby na pomysł, by przebiegać się w jego ubrania — trzymała dwa długie, opakowane w szary papier z kolorową wstążką prezenty. Czuła, że zgrzała się tym sprintem, ale nie było już czasu do stracenia. Wyrwała pakunki spomiędzy Ben, część z nich wywalając na podłogę i podobnym biegiem wróciła w okolice namiotu. Pierwszy z  jubilatów, jej brat, z pewnością zdążył już przywitać się ze wszystkimi. Kiedy tak się stało spojrzała nagląco na Josepha. Powinien chyba coś powiedzieć, złożyć jakieś życzenia, krzyknąć "niespodzianka", czy coś. Ściskała w dłoni prezenty, z których jeden wcisnęła Benowi w dłoń.
— Masz — powiedziała, pewnie równie taktownie zaczynając urodzinowe życzenie, jak zrobiłby to on. — Co prawda to za kilka dni, ale myślę, że przyda ci się wcześniej.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród za domem - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]23.08.18 12:38
Fakt, Just nie była mistrzynią w skradaniu się. Zaś Joseph, jak na ścigającego przystało, był na tyle spostrzegawczy, by dostrzec ją kątem oka mimo, że znajdowała się za jego plecami. Ale spokojnie! Przecież nie popsułby jej zabawy odwracaniem się, prawda? Więc nadal stał zwrócony do cukiernika(?) miło z nim gawędząc. Wprawdzie nie wiedział co panna Tonks zamierza, ale kiedy na niego znienacka wyskoczyła, nie miał najmniejszych problemów, by śmiejąc się w głos utrzymać równowagę i podtrzymać ją za uda, coby mu się nie zsunęła z grzbietu. Parsknął zresztą zaraz ponownie, kiedy nazwała go swoją żoną, na szczęście - tylko na ucho.
- Od kiedy moim mężem jest taka skoczna żaba? - odparł półgębkiem z rozbawieniem. Odwrócił przy tym swój brodaty ryj na tyle, na ile był w stanie w jej stronę, choć z tej perspektywy i tak nie mógł jej się przyglądnąć jak należy. A szkoda, bo zdaje się, że nie widzieli się ze sto lat albo i więcej. I nie, wcale nie wyglądał, jakby miał zamiar ją w najbliższym czasie puszczać, mógł ją nosić na barana i cały dzień, proszę bardzo.
- Hania...? - podskoczył z Just na plecach raz i drugi, jakby była piórkiem - dzięki temu mogła mieć lepszy widok (albo mdłości), bo Hannah oczywiście była i to zdaje się, że wciąż przy namiocie... albo gdzieś w okolicy...? Choć faktycznie sam też stracił ją z oczu. Pewnie dopinała wszystko na ostatni guzik.
- No? Widzisz ją? - zapytał wesoło. - A tych starych koni jeszcze nie ma. Powinni przyjść na samym końcu, taki jest chyba plan - wyjaśnił, a dostrzegłszy (co wcale nie było trudne tym bardziej, że jeden z baloników zawisł mu nad głową i smyrał go swoim sznurkiem po uchu) samego lorda Ollivandera, na moment puścił jedną ręką Just, by pomachać mu tak samo energicznie jak już dzisiaj rano to robił - w labiryncie. Naprawdę całkiem nieźle wyszło im to dzisiejsze przedstawienie, może powinni się zastanowić nad założeniem grupy teatralnej? Mogłaby się nazywać "Ollivander i jego różdżki"... O, albo Trupa Teatralna "Miotły Josepha"! Hm, a gdyby tak...
Jego rozmyślania przerwało jednak pojawienie się kuzynki, której odpowiedział na przywitanie... i właśnie miał zagadnąć Just o to co u niej słychać, ale wtem pojawiła się ich zguba - Hania. I to w dodatku nie sama.
Domyślał się, że Frances może się tu pojawić, w końcu sam jej wysłał zaproszenie po tym, jak kilka dni temu spotkali się w zagajniku na wróżbach... ale i tak jej obecność wywołała w nim... nawet nie umiał tego nazwać. Z jednej strony strasznie się cieszył, że ją widzi po tym szmacie czasu, z drugiej przytłaczały go lata milczenia, które między nimi zapadły. I to chyba właśnie te wszystkie niewypowiedziane przez nich słowa wisiały nad nimi niczym czarne chmury i nie wiedzieć czemu strasznie mu ciążyły. Teraz zaś uśmiechał się lekko, choć jakoś niepewnie - jak nie on - nie odrywając od blondynki wzroku. I nawet nie słyszał co tam świergotała jego siostrzyczka. Zresztą mówiła chyba do Justine, którą wciąż miał na barana.
- Cześć, Frances... - odezwał się, kiedy w końcu odnalazł język w gębie. Miał coś powiedzieć, zaserwować swoją zwykłą bajerę albo chociaż zapytać o to jak bawiła się na wróżbach i... jakoś przerwać to zalegające nad nimi milczenie, ale wtem klepnięcie zaserwowane mu przez Hanię w ramię, uświadomiło go, że wcale nie są sami.
- Tak, tak - przytaknął na słowa siostry, choć nie miał zielonego pojęcia na jakie, no i znów wrócił spojrzeniem do Frani. - Cieszę się, że przyszłaś... Naprawdę - uśmiechnął się lekko.
Do tego momentu wszystko przynajmniej mniej więcej szło zgodnie z planem, ale czy to fakt, że Joe zawsze był na bakier z planowaniem czy to po prostu pech... Ben zjawił się za wcześnie. Ciężko było pomylić jego głos z jakimkolwiek innym tym bardziej, że wydzierał się na całe gardło. W pierwszej chwili Josephowi zrzedła mina, w następnej zaś odwrócił się raptownie od Frances (na pewno to zrozumie) i rzucając do Just: "lepiej mocno się trzymaj!" pobiegł wciąż z nią na plecach (chciała rodeo, to właśnie je dostała) prosto do starszego brata, który właśnie stanął jak wryty. Nie bawiąc się w żadne: cześć, hej, jak się masz? z całym swoim (i Justine) impetem popchnął go z powrotem za róg budynku. Tak, tak, zapewne i tak Ben zobaczył już co zobaczyć miał (także Josephowy odświętny kilt), ale może goście (tylu, ilu zdążyło się zebrać) będą mieli jeszcze chwilę, żeby się ogarnąć.
- BEEENJI, BRACIE! - zawołał tak głośno, że jeśli jeszcze ktoś się nie zorientował, że jeden z solenizantów zjawił się przed czasem, to teraz już to wiedział z pewnością. - Co ty tu robisz tak wcześnie? - Joe uśmiechnął się do brata tak szeroko, że chyba można było policzyć wszystkie jego zęby. - Spodziewaliśmy się ciebie... trochę... później - dodał rozwlekle i jak najwolniej z wciąż konkretnym wyszczerzem i chyba dodatkowo szczękościskiem. A wszystko po to, by zyskać jak najwięcej na czasie i uśpić (tja, jasne) czujność Bena.
- Bo wiesz - ściszył głos i chwyciwszy brata za kark nachylił się (tak, wciąż z Just robiącą za małą pandę na jego plecach) do niego - Freddie miał urodziny, nie? I robimy mu imprezę niespodziankę, ale to tajemnica - dodał konspiracyjnym tonem wymyślając (nie chwaląc się, no skądże!) GENIALNE alibi na całą akcję w swoim ogrodzie. - Mieliśmy cię w to wkręcić na koniec, żebyś się nie wygadał, a przy okazji sprowadził Foxa na miejsce - wytłumaczył - ale skoro już jesteś to jakoś inaczej to wykombinujemy - udał zamyślenie wciąż nie pozwalając przejść bratu za siebie, a tym samym znów zajrzeć za róg domu. Ile czasu potrzebowała Hania? I cała reszta gości? W zasadzie dom był niewielki, a Wrightówna sprawna i szybka, nie?
Odchrząknął znów głośno, coby się wszyscy szykowali zebrani w namiocie.
- W sumie to nawet dobrze wyszło, że przyszedłeś... - zaczął i chwyciwszy brata za ramię, powoli pociągnął z powrotem w stronę ogrodu za domem. - Bo sprawa wygląda tak... - jeden krok, potem drugi... przecież wcaaale nie musieli się nigdzie spieszyć. - Nie wiem czy wiesz... i masz tego świadomość, że... - powolutku... w stronę białego namiotu... - urodziny lada dzień będzie miał ktoś jeszcze - zakończył z szerokim uśmiechem dokładnie w momencie, kiedy wyłonili się zza materiałowej ściany w wejściu do namiotu. Tabliczka oczywiście ponownie rozpiszczała się ze swą melodią urodzinową "wygrywaną na dudach", a urodzinowe gadżety zaatakowały całą trójkę.
- I to także jego impreza urodzinowa! NIESPODZIANKA! - tym razem to on ryknął (miejmy nadzieję, że) chóralnie razem z resztą gości. - Wszystkiego najlepszego, staruszku, wszystkiego najlepszego oprócz lat, bo te masz już za sobą, nie? - przecież musiał mu rzucić kąśliwą, pełną braterskiej miłości uwagę, prawda? Inaczej nie byłby sobą. Tylko tyle zdążył powiedzieć czy uczynić, bo już brata zaatakowała Hania z prezentem. Joe swój miał przy sobie... ale postanowił wręczyć go bratu później.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]23.08.18 12:38
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]22.09.18 0:58
Plan był niezwykle prosty: miałem sprawić, żeby Frederick pojawił się w wyznaczonym miejscu i o wyznaczonej porze. De facto nie było to aż takie banalne. Miałem w końcu zmylić aurora i to nie byle pierwszego lepszego aurora, a właśnie Lisa. Zadanie karkołomne, zagmatwane, takie, które miało sto i jedną wersję planu mającego zagwarantować sukces. I oczywiście każdy z tych planów miał wady i zalety. Na Merlina, jak dobrze skłamać komuś tak na kłamstwo wyczulonego? Może po prostu powinienem powiedzieć mu o co chodzi, narażając się tym samym Hannah? Przez ostatnie kilka dni przeżywałem istne katusze, na zmianę decydując się bądź też odrzucając pomysły na to, jak Foxa zaciągnąć na jego własne przyjęcie urodzinowe.
W końcu nadszedł ten dzień, czy też raczej wieczór. Siedziałem na kanapie w salonie Foxa, poddenerwowany i oczywiście idealnie przygotowany - czyli w ogóle. Kiedy tylko Lis mignął mi w polu widzenia, uśmiechnąłem się, nie kryjąc zdenerwowania. To chyba była najlepsza taktyka - wziąć go na litość.
- Fox - powiedziałem, odpowiednio dławiąc się tym jednym, krótkim słowem. Odchrząknąłem, zbierając się w sobie. - Chcę pójść w jedno miejsce. Nie sam - odpowiedziałem, posyłając mu poważne spojrzenie. - Już raz poszedłem bez ciebie i obaj wiemy jak to się skończyło - dodałem, nerwowo bawiąc się palcami dłoni. Ostatnio czułem się jakoś dziwnie, momentami nie byłem w stanie pozbyć się nerwowości, która przychodziła znienacka, całkowicie niespodziewanie. A przeważnie wraz z nią pojawiało się przygnębienie, ciężka do przezwyciężenia chęć aby położyć się w łóżku - czy też aktualnie na sofie w salonie Fredericka - i nie robić nic, zupełnie zatracić się w przemijających minutach i własnym bólu istnienia. Jednak to nie był czas na to, żeby się smucić, bo w końcu zmierzaliśmy na przyjęcie.

W ostatnim tygodniu przynajmniej raz dziennie sprawdzałem adres i upewniałem się z mapą, że dokładnie będę wiedział, gdzie trafić. Dorset, Piddletrenthide 79. Oczywiście trzeba było naciągnąć prawdę. Tak, anomalia. Nie, nie jestem pewien, ale gdzieś na obrzeżu miasteczka. Podobno w jakimś ogrodzie.
Merlinie, umiałem kłamać, ale nie wiedziałem, czy Lis to kupi - pewnie przejrzał mnie już jakieś trzy albo i cztery razy, nim nie dotarliśmy do domu Josepha. Wtedy już nie wytrzymałem, popchnąłem furtkę i biegiem okrążyłem domostwo, finalnie prawie że wpadając na Bena.
- Jesteśmy - rzuciłem w kierunku Hani, obracając się na pięcie z firmowym uśmiechem numer pięć i wyszczerzając się tak do Foxa. - Wszystkiego najlepszego! - rzuciłem, klepiąc Benjamina w ramię. - Jeszcze trochę i będę musiał wam rezerwować łóżka w Mungu, starość nie radość, pamiętajcie - rzuciłem, bez namysłu sięgając do miski, w której były różnokolorowe... fasolki. Wzruszyłem ramionami i wrzuciłem jedną do ust, rozglądając się dookoła za znajomymi twarzami.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ogród za domem - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ogród za domem [odnośnik]22.09.18 0:58
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 27

--------------------------------

#2 'k6' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]06.10.18 21:05
Działo się zbyt wiele, by ograniczony umysł Benjamina od razu wyłapał wszelkie niuanse. Baloniki, fasolki, serpentyny, namiot, grupę krewnych i znajomych magicznego królika, skaczących w te i wewte po włościach Josepha. Brodacz mrugał gwałtownie, starając się jakoś pojąć ogrom tego dziwacznego spędu ludzkości. Czy oni wszyscy pomagali przekopywać ogródek brata? A może anomalie znów spłatały przerażającego figla, jakimś dziwnym trafem teleportując większość bliskich mu osób na ograniczony płotkiem teren za domem miotlarskiej gwiazdki? Brodacz sapnął, zmarszczył krzaczaste brwi i odruchowo pomachał Josephine oraz reszcie zgromadzonych, ale nie zdążył wejść wgłąb ogrodu, bowiem zaatakował go Joseph. Ćwiczący podnoszenie ciężarów a raczej podnoszenie Justine, zaskakująco przyjemnie wyglądającej na barczystych ramionach młodszej latorośli Wrightów. - Co ty tu... - zapytał, ale nie dokończył, ponownie wypchnięty za róg budynku. Tylko zaskoczenie oraz wrodzona - wyuczona - uprzejmość umożliwiły wykonanie tego manewru, w innym przypadku przesunięcie Benjamina było równie łatwe co wykradzenie nieśmiałkowi jajeczek. - Wcześnie? - powtórzył zdezorientowany, łypiąc to na Josepha, to na Tonks. - Samuel nie będzie zazdrosny, że mój brat maca cię po tylnej części ciała? - spytał troskliwie, bezpardonowo i bezmyślnie. Jakoś musiała w końcu wskoczyć mu na te ramiona, o zejściu nie wspominając, a takie akrobacje wiązały się z nieprzyzwoitymi figurami. - Dobrze wyglądasz - dodał po sekundzie, tym razem do brata, doceniając zachwycający kilt, odsłaniający owłosione kolana. Pokiwał z uznaniem głową, dopiero po kilku sekundach pojmując, co też jego młodsza i przystojniejsza wersja w ogóle do niego mówi. - Co? I nic mi nie powiedzieliście? - oburzył się, nerwowo przygładzając rozczochrane włosy. Przez te wszystkie pieprzone tragedie, które ostatnio spadały mu na głowę, zupełnie zapomniał o urodzinach przyjaciela. Szlag by to. Nieco zmarkotniał, ale obiecał sobie, że nie zepsuje Frederickowi urodzin swoją naburmuszoną miną oraz wszczęciem oburzonej awantury. Wykrzywił się tylko do Josepha, klepiąc go mocno w ramię - tak, by nie urazić Justine - i spojrzeniem pokazując, że on sobie z nim porozmawia. Później. Bez świadków. Sądził, że nie mieli przed sobą sekretów, niech to galopujące gargulce. Na następne wypowiedzi mruknął tylko dziwnie i ruszył za Josephem, dając się ponownie zaciągnąć na tył ogrodu, w objęcia namiotu, wypełnionego ludźmi. Nerwowo rozejrzał się za Foxem, zamierzając powitać go tubalnym sto lat, wyśpiewanym przy akompaniamencie okropnego fałszu i typowych dla Jaimie'go pochrząkiwań, ale zamiast tego...ujrzał swoją siostrę. I swoich przyjaciół. I znajomych. I bliskich.
Zdębiał. Wiwaty, życzenia, śpiewy, dudy. Nie spodziewał się tego, naprawdę się nie spodziewał, w ferworze walki o dobro zapominając o sobie. W kącikach czekoladowych oczu zalśniły łzy, ale na razie nie spływały w dół, dzielnie trzymając się pod cienkimi rzęsami. Pamiętali. Wszyscy. I Bertie, i Alex, i Josie, i wszyscy inni, zgromadzeni w ogrodzie Josepha. Zawstydził się nieco i aż pokraśniał, nie do końca wiedząc ani co powiedzieć ani co zrobić. W końcu zdecydował się na coś prostego. - Dziękuję, jesteście wspaniali - ryknął tubalnie, starając się objąć spojrzeniem każdego, kto poświęcił swój cenny czas, by zjawić się na niespodziankowych urodzinach.
Niewiele myśląc ścisnął Josepha w niedźwiedzim uścisku, wręcz miażdżąc go w swych ramionach. - Ty łapserdaku, urwipołciu buchorożcowy - mruknął mu do ucha w przypływie braterskiej radości, korzystając z okazji zamieszania, by wytrzeć łzy wzruszenia z kącików oczu. Sekundę później w podobnym przytulasie zamknął Hannah, podchodząc do niej z równą siłą. Była kobietą, ale to nie znaczyło, że obchodził się z nią jak z chuchrem - nie była przecież jakąś wychuchaną damulką. Była jego siostrą i największą dziewczęcą miłością. Wiedział, co od niej otrzymał, ścisnął kij miotły w ręku, ale zanim na nią spojrzał, zerknął w oczy Hannah. Coś zakłuło go w sercu, pożałował, że już otarł twarz, bo łzy znów zaszkliły się w oczach, ale tym razem był już gotowy na wzruszenia i krople nie pomknęły, niknąc w labiryncie rozczochranej brody. - Grubusia, moja Grubusia - wychrypiał do ucha brunetki, gdy ją przytulał, wzruszony, stęskniony i zupełnie zdezorientowany. Od miesięcy nie czuł się tak dobrze, na swoim miejscu, otoczony ludźmi, na których mu zależało. Także i młodziutkiego Alexandra przytulił, unosząc go nieco w górę a potem poklepał go po ramieniu, w jednej ręce ciągle ściskając miotłę, jakiej zaczął się przyglądać, z cichymi okrzykami zachwytu komentując układ witek oraz dobór drewna do rączki - a radość wypełniała go od pokaźnych stóp aż do stojących dęba włosów, ułożonych na czubku jego głowy na podobieństwo jastrzębiego gniazda, pełnego urodzinowego konfetti.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem - Page 2 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]11.10.18 14:34
Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, a wokół zapanowało zamieszanie... choć to akurat dość normalne w domu każdego Wrighta podczas świąt takich jak na przykład urodziny. Joe miał nadzieję jednak, że całość nie prezentowała się jak jakaś prowizorka - wręcz przeciwnie. W końcu wszystko było: namiot, jedzenie, picie, goście, urodzinowe dekoracje (jedna z kolorowych, papierowych czapeczek wylądowała właśnie na jego rozczochranym łbie), prezenty, no i... solenizanci. Trochę przedwcześnie, ale to nie szkodzi, prawda? Bo chyba wszystko i tak zapięte było na ostatni guzik.
Kiedy więc Ben zszokowany i najwyraźniej również wzruszony stanął pod namiotem, Joe uśmiechnął się lekko i chciał wycofać trochę do reszty gości, przy okazji pomagając zejść Just ze swoich pleców tylko trochę ją przy okazji macając, ale TYLKO tyle, ile było konieczne. Jednak nie udało mu się wcale zwiać, bo niespodziewanie został przechwycony przez brata i ściśnięty tak mocno, że oczy to chyba wyszły mu z orbit.
- Ben... miażdżysz... mnie... - wydusił z siebie, ale szczęśliwie chwilę później brat łaskawie go wypuścił z braterskiego uścisku.
Korzystając z okazji, że reszta gości ruszyła by złożyć Benjaminowi życzenia, Joe zanim ktokolwiek zdążył to zrobić, w podobnym do Benjaminowego uścisku zamknął drugiego solenizanta i drugiego swojego brata - Foxa.
- Żebyś zawsze był szybszy i sprytniejszy od tych, których łapiesz, Fox - uśmiechnął się do niego zawadiacko.
Póki wokół wciąż panowało zamieszanie, Joseph zerknął na stoły, a zaciekawiony dopiskiem "tylko dla odważnych" przy Fasolkach Wszystkich Smaków... oczywiście, że wyciągnął rękę po jedną z nich, żeby wpakować ją sobie do dzioba.
Ben był zadowolony, co było widać na pierwszy rzut oka. Z miotły (Joe wciąż podziwiał Hanię za jej umiejętności) cieszył się jak dziecko. Całe szczęście, sam nie wiedział czemu, ale naprawdę poczuł ulgę. Obawiał się, że całe to przedsięwzięcie okaże się jedną wielką klapą (z jego organizacją? To nie byłoby nic dziwnego)... Uśmiechnął się do Hani, kiedy złapał jej spojrzenie. Udało im się.
Bena dorwał, kiedy już chyba wszyscy złożyli mu życzenia i dali trochę spokoju. Odciągnął go wtedy trochę na bok wyraźnie z siebie zadowolony.
- Pamiętasz co ci mówiłem ostatnio? (na pewno nie pamiętał) Że sobie znajdziesz kogoś dobrego - tak mówiłem - odpowiedział za niego i przy okazji przypomniał. - No to w prezencie ode mnie dostajesz coś, co ci w tym pomoże - oświadczył z trochę podejrzanym, szerokim uśmiechem na pysku i wyciągnął do brata rękę z czymś co wyglądało jak dziecięcy bączek. - TO nie jest dziecięca zabawka - powiedział od razu, będąc pewnym, że Ben go zaraz wyśmieje. W zasadzie, gdyby Joe dostał coś takiego z tekstem, że dzięki temu zdobędzie dziewczynę - też by delikwenta wyśmiał.
- To fałszoskop, wykrywa jak ktoś ma złe intencje - wyjaśnił i wcisnął Benowi do rąk. No i co? To był dopiero świetny prezent! Joe był o tym święcie przekonany!


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]11.10.18 14:34
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 50
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród za domem [odnośnik]11.10.18 15:58
Niespecjalne próbowała się skradać, bo i tak - zwłaszcza gdy się starła - wiec hałasu robiła, niż rzeczywiście w jakiś sposób udało jej się zniknąć z pola widzenia. Zaśmiała się, choć przez chwilę czując się lekko chociaż przez chwilę. Ostatni czas był ponury i niestety, na razie nie zapowiadało się na poprawę.
- Bądźmy szczerzy, Joe. Lepszego nie znajdziesz. - odpowiedziała mu spokojnie posyłając w jego kierunku uśmiech. Splotła dłonie z przodu, pilnując, żeby móc sie jakoś asekurować, jak coś. Bo Joe trochę porywistego rumaka przypominał niż spokojnego ogiera. Rozejrzała się dostrzegając przyjaciółkę i już miała mówić, że postawić ją może i ona do Hanki pójdzie i pomoże jej w tym, co robi. Ale zachłysnęła się powietrzem i nagłym zrywem, gdy Joe wraz z nią pognał w znanym tylko sobie kierunku. Kilka chwil zajęło jej zrozumienie, że pędzą wprost na Bena. A gdy zrozumiała, że młodszy Wright zamierza zaszarżować na starszego była niemal pewna, że gdy się zderzą, odgłos który wydadzą ich ciała przypominać będzie grzmot piorunów. Ale nie stało się tak - ku ogromnemu zaskoczeniu Tonks. Ben pozwolił wypchnąć się za budynek. A gdy Joe zaczął mówić Tonks zmarszczyła lekko brwi, nic z tego nie rozumiejąc. A gdy spojrzenie Bena zawisło na niej, uśmiechnęła się w jego kierunku przepraszająco. Mina jednak jej całkowicie zmieniła się na wspomnienie Skamandera.
- Jego musisz o to zapytać. - odpowiedziała marnie, próbując na nowo ubrać wąskie usta w uśmiech, który tym razem wyszedł słabiej. Ale odrzuciła od siebie ponure myśli. Dzisiaj miało być skąpane w radości. Joe, cóż, może i nie ściemniał najlepiej, to wystarczająco, by jednak zaskoczyć Bena, gdy wszyscy razem krzyknęli. Schodząc ze swojego rumaka poczuła jego dłoń w miejscu nie do końca odpowiednim, więc gdy już jej stopy stanęły na ziemi, dłoń poszybowała, by pacnąć go lekko w głowę. Nie podchodziła, pozwalając, by ludzie składali życzenia Benowi. A gdy znalazła chwilę, chwilę w której zdawał się chyba zastanawiać nad tym, co zjeść jako następne pociągnęła go lekko za rękaw i ruchem głowy poprosiła by poszedł za nim. Dłonie objęły jego ręce.
- Jesteś najlepszy, tak. Nigdy nie o tym nie zapominaj, Ben. - powiedziała po czym uniosła się na palcach, by złożyć na jego szorstkim policzku krótki pocałunek. Odsunęła się tylko na chwilę, by sięgnąć do kieszeni. Opakowanie nie zachwycało, zwykły brązowy papier. Wyciągnęła w je w jego kierunku. - To lusterka dwukierunkowe, Ben. Choć cicho liczę, że nigdy nie będziesz musiał ich użyć. - dodała, uśmiechając się niemrawo. W drugiej kieszeni spoczywał jeszcze prezent dla Foxa, jednak najpierw postanowiła chwilę poświęcić Benowi.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Ogród za domem - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Ogród za domem [odnośnik]12.10.18 23:09
- A ty jak zwykle przesadzasz. – upomniała Hanię, śmiejąc się przy tym, co psuło zapewne cały potencjalnie krytyczny wydźwięk jej słów. Jeśli przyjaciółka naprawdę miała jej kiedykolwiek czego zazdrościć (a Frania utrzymywała uparcie, że nie), gdy przychodziło do porównywania ich wyglądu, dzisiaj na pewno nie zasłużyła na jej aprobatę. Co stało się z Frances, która wiedząc, że może w jakimś miejscu spotkać swego najwspanialszego idola, nie udawała się tam bez sterczenia przed lustrem przez bitą godzinę? Może zgubiła się w rosnącym z dnia na dzień bałaganie w domu... W każdym razie – Frania przyszła szokująco niewystrojona, w pospolitej do bólu sukience barwy niezapominajki, a na dodatek zupełnie nieumalowana. Od wielu godzin spędzonych na słońcu w Weymouth na skórze policzków zaczęły pojawiać się drobniutkie piegi. Nawet włosy miała ułożone niedbale jak na siebie, a w ich luźnym splocie umieściła jeszcze tekturową koronę, która trafiła jej się w loterii tandetnych urodzinowych gadżetów.
- To żaden wstyd – ściszyła głos, mówiąc konspiracyjnym tonem na ucho Hannah. Oczywiście, mogła się spodziewać, że to właśnie młodociany geniusz cukiernictwa maczał palce w przygotowanych na przyjęcie daniach, chociaż bliższym prawdy było pewnie, że Bertie tylko gotował, a palce maczali wszyscy inni, śmiertelnicy zbyt słabi, by powstrzymać się od skosztowania tych wspaniałości. Zanim odważyła się na to także ona, Hania zaciągnęła ją do ogrodu, gdzie udało im się wpaść na gwiazdę Zjednoczonych. Frances uśmiechnęła się na widok jego i dosiadającej go pasażerki.
- Co ty, Joe, jak mogłabym nie przyjść? – w końcu przyjaźniła się z Wrightami – nie licząc mniej lub bardziej zawinionych ze wszystkich stron okresów zawieszenia tej znajomości – już dziesięć lat. Teraz czuła się co prawda potwornie winna, a w związku z tym nie aż tak zadomowiona, jak mogłaby w równie przyjaznym otoczeniu, ale przecież sprzed lat pamiętała Josepha jako smarkatego łobuza, potem całe dnie przesiadywała w sklepie miotlarskim dotrzymując towarzystwa Hannah, a Benjamin – przyczyna dzisiejszego zamieszania i wielu, wielu zamieszań w nastoletnim sercu Frani – o Benjaminie mogłaby nawijać przez równy tydzień bez przerwy, o czym każdy doskonale wiedział i byłby ją powstrzymał, gdyby zaczęła, ale nawet na to nie było czasu, bo solenizant chyba właśnie nadszedł. Dzięki ogólnemu zamieszaniu nieco się otrząsnęła. Bardzo poruszył Franię pełen przejęcia wzrok, jakim wpatrywał się w nią młodszy Wright, bardzo wytrącając ją tym z równowagi. Im dłużej nie rozmawiali ze sobą, tym dalej docierała Frances na drodze powrotnej do postrzegania Josepha jako tego samego lekkoducha, z którym pożegnała się opuszczając Hogwart – zupełnie jakby nic się nie zmieniło, a ostatni list od niego (ten ważny, jeden z listów, za których pomocą naprawdę mogli się porozumieć i jakoś zbliżyć do siebie) otrzymała zaledwie wczoraj. Chociaż Frania podejrzewała, wiedząc z doświadczenia, jak przebiegają, a przede wszystkim kończą się takie urodzinowe imprezy, że padnie w tym dniu jeszcze wiele rzewnych A pamiętasz jak…, a szczerą i wielką miłością darzyła takie momenty, to pierwszy z nich nie mógł nadejść już teraz.
- Idź, pogadamy później. – obiecała, jak jej się zdawało, nawet wiarygodnie. Zaraz potem przyłączyła się do chóralnego okrzyku witającego solenizantów, zapanowało wielkie poruszenie, w którym Frani szybko wyleciała z głowy jakakolwiek trudna rozmowa. Kiedy udało jej się dorwać Benjamina na chwilę, bez ostrzeżenia wyściskała go i wycałowała.
- Ben – o ile bardzo wylewnie manifestowała gestami swoje przywiązanie i entuzjazm, trudniej było ubrać je w słowa. – Bądź szczęśliwy. Jak tylko się da. – powiedziała w końcu, cicho, jakby trochę zawstydzona, kiedy objęła go za szyję. Chwilowa konsternacja znikła, gdy Frances wyplątała Benjamina ze swoich ramion i wręczyła mu kolorową torbę.
- To nic specjalnego – bąknęła, myśląc o kupionym w krótkiej wolnej chwili prezencie; oprócz fikuśnej butelki z półtorakiem na dnie torby spoczywała także magicznie powiększona piersiówka. Frances uznała, że każdy styrany życiem mężczyzna po trzydziestce z chęcią skorzystałby z pomocy kieszonkowego morza alkoholu w razie potrzeby, dlatego też nie wahała się przed jej zakupem. – Ale powinno się przydać na twoje stare lata.
Frances Montgomery
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5837-frances-montgomery https://www.morsmordre.net/t6040-listy-do-frani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f164-pokatna-7-2 https://www.morsmordre.net/t6051-frances-montgomery
Re: Ogród za domem [odnośnik]19.10.18 15:15
Czuł się mocno zakłopotany. Będąc gwiazdą Quidditcha z wymuszoną nonszalancją przyjmował wyrazy troski, gratulacje i prezenty, przynoszone przez całe klucze sów, krążących non stop nad jego skrytką pocztową. Obcowanie z fanami, dziennikarzami i obcymi było jednak zupełnie odmiennym doświadczeniem. To tutaj, wśród bliskich, wypełniało go poczucie bezpieczeństwa i szczerego wzruszenia. To oni kochali go nie za wyczyny miotlarskie, zdobyte puchary, złote medale i setki fauli na znienawidzonych przeciwnikach z nielubianej drużyny - a kochali go mimo wielu przywar. Akceptowali go takim, jakim był naprawdę i pomimo wojennej zawieruchy postanowili zjawić się w ogrodzie Josepha, by wraz z nim świętować kolejne urodziny. Następny rok, który przeżył. Bez sukcesów, artykułów w gazetach, miłosnych listów od fanów. Nie tęsknił za to, spoglądał natomiast na wszystkich wyraźnie poruszony, uśmiechając się stale, aż rozbolały go wargi. Zapomniał nawet o tym, że ci, których kochał, ciągle cierpieli z powodu wywołanych także przez niego anomalii; że przez jego nieudolność w łapaniu czarnoksiężników niektórzy z nich stracili bliskich w pożarze Ministerstwa Magii. Unosząca się w powietrzu miłość, wraz z zapachem waty cukrowej, ciastek i fasolek, skutecznie przesłaniała różową mgłą poczucie winy.
Dawno nie czuł się tak dobrze.
Uściskał Josepha z całych sił, wpatrując się w niego z lekkim przestrachem, zwłaszcza, gdy zaczął mówić o szukaniu kogoś dobrego. Stracił już wiarę w odnalezienie swej drugiej połówki - doskonale wiedząc, że ta obecnie pije popołudniową herbatkę w posiadłości wraz ze swoją żoną - ale rozczuliła go troska brata. I jednocześnie jego zdrowy rozsądek. Obawiał się, że otrzyma jakieś fantazyjne gatki albo podejrzany eliksir miłosny, lecz zamiast tego otrzymał...fałszoskop. Roześmiał się serdecznie, jeszcze raz poklepując Josepha po plecach. - No tak, ty to wiesz, co niezbędne w miłości! - podsumował, rozbawiony, wiedząc, co brat miał na myśli. Potrzebował komuś, komu mógł zaufać. Kogoś, kto go nie oszuka, nie zdradzi, nie zostawi. Przytulił fałszoskop do piersi a potem odstawił go na bok. Tuż obok niego dalej stała Hannah, nie puszczał jej ciepłej ręki, spoglądając na nią z uśmiechem. Rodzeństwo dało mu i tak najcenniejszy prezent - swą obecność, troskę i zainteresowanie; nie opuścili go, gdy to on wycofał się w swój mroczny świat.
Tuż za nim przystanęła Tonks. - Czy coś cię łączy z moim bratem? Coś, o czym powinienem wiedzieć? - spytał, pochylając się nad nią, tak, by wykazać się nieziemską dyskrecją. Mógł wrzasnąć to pytanie na cały ogród, ale nie zrobił takie, szepcząc prosto do ucha Justine. Przycisnął zarośnięty, szorstki policzek do jej twarzy, ją także prawie miażdżąc w uścisku. Brązowy papier wydał mu się i tak zachwycający, rozszarpał go jak radosny dzieciak, nie mogący doczekać się tego, co znajdzie w środku. Lusterka. Przydatne, pozwalające na kontakt w sytuacji, w której by tego potrzebował. Wzruszenie znów napłynęło mu do gardła, chrząknął dziwnie, ale Tonks, która znała go na tyle dobrze - pamiętała czasy przywiązania go zaklęciem do kaloryfera i picia wspólnie rumiankowych herbatek - mogła rozpoznać przejęcie. - Dziękuję, Tonks - wychrypiał, czochrając wielką dłonią jej włosy, przesuwając palcami przez jeden, dłuższy kosmyk, tak, jak robił to kiedyś. Dziękował jej nie tylko za prezent, ale także za to, że nie straciła w niego wiary - mimo wszystko.
Złota czupryna Frances od razu przyciągnęła wzrok Jaimiego, a gdy ta podeszła bliżej, zarzucając mu ręce na szyję, podniósł ją bez najmniejszego problemu, obejmując ją w talii. Była szczuplutka i lekka; roześmiał się do jej ucha, a jasne końcówki załaskotały go w nos. - Frannie, tak dobrze cię widzieć - mówił szczerze, stęsknił się za jej promiennym uśmiechem i zapachem, przypominającym mu beztroskie czasy. Ścisnął ją mocniej i dopiero po chwili, dla niego w ogóle nie krępującej, odstawił ją na ziemię. Z uśmiechem zawstydzenia przyjmując prezent. Gdy ujrzał butelkę i piersiówkę, wyszczerzył duże zęby, mrugając do kobiety zawadiacko. - Musimy ochrzcić ją razem. W jakichś szaleńczych okolicznościach - Zachowując się jak bezmyślni nastolatkowie: i jemu i jej przydałaby się chwila beztroski, zapomnienia o ciężkich dniach i odpowiedzialności. - Jakie stare, jestem młody i jary! - zaperzył się z rozbawieniem, od razu wsuwając piersiówkę do kieszeni koszuli, gdzie wybrzuszyła materiał.
Sięgnął też po fasolki Bertiego, chciał spróbować, co też upichcił - i zaczarował - jego ulubiony cukiernik. Sięgnął po słodycz i od razu wgryzł się w małą pastylkę.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem - Page 2 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ogród za domem [odnośnik]19.10.18 15:15
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 22
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród za domem - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
[/b] [odnośnik]26.10.18 22:24
Wiedziała, że się ucieszy. Wiedziała, że dzięki temu wszystkiemu zobaczy na jego ustach ten szeroki uśmiech, który często ukrywała gęsta broda, a ujawniały uwypuklone policzki, wypychające oczy na zewnątrz. I wiedziała, że to wszystko było mu potrzebne, że po tym wszystkim czego doświadczył — choć o połowie z tych rzeczy nie miała nawet pojęcia — potrzebuje chwili dla siebie. Był czas, w którym oddalili się od siebie, ich drogi na chwilę pomknęły w różnych kierunkach. Ale teraz byli tu ze sobą, wszyscy, w komplecie. Była tu rodzina, byli najbliżsi przyjaciele. Wiedziała, że było warto szykować to wszystko, by zobaczyć w jego oczach lśniące łzy wzruszenia, miłość i szczęście. Choć przez jedną chwilę. Patrzyła na niego, tak jak przez całe życie, a może dziś z jeszcze większą miłością i dumą. U jego boku, jak najwierniejsza fanka, najsilniej oddana miłość, spoglądała na niego, jak człowieka bez skazy, bez wad. Był jej wzorem, był wszystkim do czego dążyła i chciała osiągnąć, był autorytetem w każdej ziemskiej sprawie i choć chciała często postawić na swoim, popełniłaby każdą, największą głupotę, o którą by ją poprosił. Ściskała rękę tego olbrzyma o wielkim, pięknym sercu będąc dumna i szczęśliwa, że jest jej bratem. Będąc szczęśliwa tym dniem, bo właśnie teraz było mu po prostu dobrze.
Pprzybycie Alexandra w towarzystwie Foxa było dopełnieniem całego planu. Chwyciła drugą miotłę, opakowaną w szary papier i przewiązaną nicią i podeszła do aurora, by mu ją wręczyć. Chwilowa wątpliwość zatrzymała ją w pół kroku, ale w końcu wcisnęła mu ją i objęła ciasno. Tak mocno, jak tylko potrafiła.
— Starzejesz się. Najlepsze lata już za wami — mruknęła wymownie, poklepując go w policzek, jakby oceniając jędrność skóry. Chciałą powiedzieć coś jeszcze. Chciałą mu pożyczyć wszystkiego najlepszego, wiele słów utknęło jednak w gardle i ostatecznie uśmiechnęła się lekko, klepiąc go w ramię.
Zerknęła też na Alexandra, by bezgłośnie go pochwalić i puścić sugestywne perskie oko. Wprowadził go jak króla na włości, pewnie niczego się nie spodziewał. Żaden z nich. Ale w tym wszystkim to było największym sukcesem. Udało im się coś ukryć przed nimi, choć była pewna, że wywęszą smród na kilometr. Napawała ją duma. I satysfakcja. To był dobry dzień.
— Dobra, dobra, koniec tego mazania się, migdalenia i dziewczyńskich jęków, co nie— rzuciła z dezaprobatą, patrząc na wzruszonych braci i pokręciła głową. — Chyba najwyższa pora zacząć imprezę! — A jak impreza to i najwyższa pora, by polać alkohol. Wyciągnęła różdżkę i jednym ruchem sprawiła, że wszyscy mieli przy sobie kieliszki wypełnione po brzegi Zieloną Wróżką. Oczywiście bez łyżeczek, nikt tu nie zamierzał bawić się w lordostwo.
— Zdrowie solenizantów!— krzyknęła na cały głos i czyniąc honory, wypiła pierwsza. Pierwszy toast. Z pewnością nie ostatni.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Ogród za domem - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Ogród za domem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach