Wydarzenia


Ekipa forum
[Sen] Sen z innego życia
AutorWiadomość
[Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 19:42
These violent delights have violent ends
And in their triumph die, like fire and powder,
Which, as they kiss, consume. The sweetest honey
Is loathsome in his own deliciousness
And in the taste confounds the appetite.
Therefore love moderately. Long love doth so.
Too swift arrives as tardy as too slow.


Przeprowadzki nie są łatwe. Szczególnie, gdy nowe mieszkanie nie posiada nic więcej oprócz podstarzałej kuchni i łazienki. Chcąc nie chcąc, szukała od podstaw – kanapa do salonu połączonego z kuchnią, niewielki stoliczek, łóżko do jej pokoju, kolejne do pokoju Jamiego. Meblowanie należało do czynności przyjemniejszych, wcześniej należało odnowić ściany, podłogi, kamienny kominek, którego podpięcie do sieci fiuu wymagało przejścia przez sieć urzędniczych okienek w Ministerstwie Magii. Czasu miała niewiele, jak zwykle zwlekała z wszystkim na ostatnią chwilę, wciąż licząc, że ze wszystkim zdąży. Złudne marzenia, lipiec zastał ją w powijakach, tak więc wprowadziła Jamiego do praktycznie pustego mieszkania. Może to i lepiej, w końcu także on w nim miał zamieszkać i powinien mieć równie wiele do powiedzenia w sprawie wystroju, co ona. Wspólnie wykończyli jego pokój, pomieszczenia wspólnego użytku. Tylko salon wciąż był zagracony. W jednym rogu wciąż stały porzucone kufry Josephine, w których upchnęła cały dobytek. Złośliwością losu, magia wciąż pozostawa kapryśną – korzystała więc z różdżki tylko w ostateczności, obawiając się, że zamiast pomocy, w końcu coś wysadzi. Cóż, osmolenie świeżo pomalowanych ścian w salonie nie wchodziło w grę. Zła na siebie, że wszystko trwa tak długo, wykorzystała nawet zalegające dni urlopu, godząc się na odpuszczenie sobie wakacyjnego weekendu w górach – najprawdopodobniej nie byłoby jej stać nawet na takie przyjemności. Środki finansowe topniały w oczach – opłaciła czynsz za pół roku z góry, a remont i meblowanie dokończyły dzieła spustoszenia jej skrytki bankowej. Wbrew temu wszystkiemu była szczęśliwa. Miała swój własny kąt, który wkrótce będzie mogła nazwać domem. Za punkt honoru wzięła sobie uczynienie tych czterech niewielkich pomieszczeń czymś, co mieli dawniej – bezpieczny schron, w którym mogli być sobą, gdzie powstaną szczęśliwe wspomnienia, wypierając to co było dawniej. A przynajmniej ich namiastkę. Do tego jeszcze trochę brakowało. Subtelnie nakłoniła Alexandra, by jej pomógł – właściwie wcale nie musiała go prosić, sam zadeklarował chęć pomocy, a jego silne ramiona mogłby być nieocenionym atutem przy meblowaniu praktycznie ukończonej sypialni. Dawniej machnęłaby różdżką, a wszystkie ciężkie przedmioty stałyby się posłuszne jej woli… Czasy, gdy magia całkowicie jej się słuchała, wydawały się straszliwie odległe. - Otwarte! – krzyknęła, nie ruszając się z miejsca, gdy usłyszała dzwonek. - Zamknij za sobą na klucz, proszę – dodała jeszcze, wyciągając ramiona pod dziwnym kątem. Praktycznie skończyła swoje dzieło, którego wykonanie uznała za istne szaleństwo mniej więcej w połowie pracy. Była zbyt niska, by dostać sufitu, wobec czego balansowała na drabinie, skrupulatnie łącząc granat z żółcią w replikę arcydzieła mugolskiego artysty, tylko że na znacznie większym formacie, jakim był jej sufit. Nie cały, oczywiście, zaledwie część, nad którą planowała postawić łóżko. Samo pomalowanie tej niewielkiej części było niezwykle ciężkim zadaniem – lewe ramię bolało ją od unoszenia pędzla w górę, natomiast prawe od utrzymywania ciała w równowadze. I tak całe popołudnie, do znużenia, jednak efekt był wart wszelkiego poświęcenia. Przestawianie drabiny było dość czasochłonne, a drobne poprawki, które chciała nanieść znajdowały się praktycznie w zasięgu jej rąk. Odchyliła się prawie całkowicie w bok, czując się coraz mniej stabilnie, lecz z uporem podobnym sobie, walczyła z usunięciem niedoskonałości – jeśli farba zaschnie, mało co będzie mogła z tym zrobić… - Cudownie, że jesteś, praktycznie skończyłam… Zaraz tu będzie można przesunąć łóżko, a potem… pomożesz mi z szafą? – wyrzuciła z siebie ze sporym trudem, kończąc ostatnie pociągnięcia. Dopiero wtedy spojrzała przez ramię na Alexandra, który pokonując trzy schodki prowadzące w górę, dostał się do jej pokoju. Jej usta praktycznie bezwiednie rozciągnęły się w szerokim uśmiechu na jego widok – odgarnęła kilka kosmyków, które uwolniły się z luźnego spięcia i opadły na jej błyszczące szczęściem oczy. Mógł z nich czytać, tak jak każdy, w końcu nie bez powodu była dość słabą kłamczuchą – wszystkie jej emocje były doskonale widoczne w jej spojrzeniu. A teraz niezaprzeczalnie się cieszyła, że skończyła, że w końcu go widzi… Gdzieś w głębi siebie przyznała się do tego, że przez cały dzień czekała właśnie na ten moment.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 19:46
Czułem się całkowicie zagubiony w tej nowej rzeczywistości. Błądziłem nadal po omacku, kurczowo trzymając się tego, co udało mi się wymacać we mgle, co już znałem - nie mogłem jednak w nieskończoność przesiadywać u Freda w mieszkaniu, źle wpływało to zarówno na mnie, jak i na niego. Nie, nie chodziło o to, że się nie dogadywaliśmy - Lis po prostu martwił się o mnie, a ten fakt sprawiał, że zaczynałem czuć się źle z własnym... czuciem się źle. W jakiś pokręcony i niezrozumiały sposób zmotywowało mnie to do znalezienia dla siebie zajęć, lecz kiedy dłubanie w książkach i obliczanie kosztów remontu Kurnika przestało wystarczać, trzeba mi było wyjść na zewnątrz, do ludzi, do świata, który znał mnie jeszcze jako kogoś innego. Bałem się tego momentu, jak się jednak okazało - niepotrzebnie. Wyszedłem normalnie na ulicę i nikt nie wytykał mnie palcami. Poszedłem do sklepu, gdzie zakupiłem butelkę skrzaciego wina - bardzo kojarzącego się z całkowicie niezobowiązującymi posiedzeniami gargulkowymi u Archibalda. Tam również nie usłyszałem żadnych obelg pod własnym adresem. Fox miał rację - świat pędził dalej, zajęty własnymi ważniejszymi sprawami niż jakiś wydziedziczony szlachcic. Kiedy uświadomiłem sobie przyczynę, łatwiej było mi określić sposób leczenia: musiałem przestać skupiać się na sobie.
Ubrany więc w czerwono-czarną kraciastą koszulę z flaneli i parę spodni, po których zniszczeniu zdecydowanie bym nie płakał teleportowałem się z trzaskiem, żeby zmaterializować się na powrót w zupełnie innym miejscu. Poprawiłem torbę na ramieniu i ruszyłem przed siebie, brzegiem rzeki, napawając się chwilami niezmąconego niczym lata. Byłem całkiem zaskoczony, kiedy Josie powiedziała mi o przeprowadzce - nie spodziewałem się, że decyzję podejmie praktycznie z dnia na dzień, bez ostrzeżenia. Patrzyłem na numery kolejnych domów, aż w końcu stanąłem przed tym właściwym i, zgodnie z zaleceniami, obszedłem go naokoło. Lavender Hill 145, łamane przez osiem. Przyjrzałem się ceglanemu budynkowi z zewnątrz, oknom ze szprosami i kwiatom na parapetach, wykuszem z zielonego drewna i... poczułem się właściwie tak, jakbym wracał do domu. Była w nim otwartość - coś, co mogłem nazwać znajomym. Był jak Josephine. Zapukałem energicznie do drzwi, a na moich ustach tańczył uśmiech. Lubiłem z nią przebywać, nasza przyjaźń zrodziła się niezwykle naturalnie, a ja sam czułem się przy niej swobodnie. Nie usłyszawszy odpowiedzi zmarszczyłem lekko brwi i zacząłem rozglądać się dookoła, kiedy moją uwagę przyciągnęło okrągłe... coś w ścianie. Czy też raczej na ścianie, zaraz obok framugi. Nachyliłem się nad owym czymś, zerkając to na nie, to na drzwi. Widziałem już podobne cosie w Nowym Jorku, nigdy jednak nie poświęcałem im więcej uwagi, lecz przyglądając się mu bliżej doszedłem do wniosku, iż wytarcia na bokach wskazywały jednoznacznie na to, że element ten jest ruchomy. Wyciągnąłem więc palec i bez dłuższego wahania nacisnąłem na owo coś - i wtedy w powietrzu rozległ się donośny dźwięk dzwonka. I zaraz odezwała się też Josephine; jej głos doszedł do mnie stłumiony zza drzwi oraz odrobinę wyraźniej z otwartego na oścież okna kawałek dalej.
Przekroczyłem próg i według polecenia zamknąłem za sobą drzwi na klucz. W dosłownie trzech susach przemknąłem przez wąski korytarzyk, który doprowadził mnie wprost do salonu. Tak, to musiał być salon, nie dało się jeszcze tego jednoznacznie określić bo był w trakcie aranżowania, stały też tu rzeczy normalnie w salonie się nie znajdujące - jak sporych rozmiarów szafa na przykład - ale nie miałem wątpliwości co do przeznaczenia tego miejsca. Skierowałem się na prawo, wprost na schodki prowadzące do kolejnego pokoju, bo właśnie z tamtej strony domu słyszałem Jo z okna. Wskoczyłem na nie energicznie, zaraz jednak się zatrzymując.
- Łał, czy to na pewno... bezpieczne? Och. Łał - najpierw przestraszyłem się widząc ją tak wychyloną na drabinie, zaraz jednak bardziej skupiłem się na tym, co na tej drabinie tak właściwie robi. - To jest nocne niebo - stwierdziłem, podchodząc bliżej i przypatrując się sufitowi, kątem oka obserwowałem jednak Josie na drabinie. Zauważyłem radość błyszczącą w jejzwróconych ku mnie oczach, która częściowo udzieliła się także i mnie. Pomagając od czasu do czasu Bertiemu w Ruderze złapałem chyba bakcyla do remontów i wykończeń, były bowiem dość ekscytujące i sprawiające, że człowiek po prostu czuł się dobrze, widząc efekty swojej pracy. Kiedy dziewczyna lekko się zachwiała momentalnie wyciągnąłem ręce i chwyciłem ją asekuracyjnie w biodrach. - Tak, pomogę ci z szafą, ale żeby to zrobić muszę być nie zajęty transportowaniem cię do Munga - powiedziałem i złapałem ją, zestawiając na przed sobą podłogę. - Skąd pomysł na sufit? - zapytałem, wciąż z rękami na jej talii, unosząc spojrzenie do góry. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nadal ją trzymam, toteż uśmiechnąłem się do niej i odsunąłem kawałek, dla odmiany chwytając za drabinę i ją składając. Czułem się lekko zmieszany własnym zachowaniem, mogło to bowiem wyglądać co najmniej dwuznacznie.
- To co, zbieramy stare wydania Czarownicy z podłogi i wnosimy tę szafę? - zapytałem, patrząc pod nogi. Zaraz jednak schyliłem się i podniosłem jedną stronę, prychając śmiechem. - Szorty - mruknąłem już z lekka przygaszony, podając pannie Fenwick gazetę. Choć historia mnie nadal rozbawiała to nazwisko widniejące w jej nagłówki nie należało już do mnie.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[Sen] Sen z innego życia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 19:52
Jej Alex. Alexander na widok, które stawała się o wiele bardziej rozpromieniona, a wszystkie strapienia uciekały w cień. Alexander, pod wpływem którego słów zbyt często się rumieniła, który głosem lub spojrzeniem potrafił wprowadzić ją w ten przedziwny stan – nie wiedziała, czy może określić go bardziej bolesnym czy przyjemnym. Zapierał jej dech w piersiach, wiązał słowa, które pojawiały się tylko w jej myślach – niczym zawór bezpieczeństwa, o nich nigdy nie powinien usłyszeć. Łaknęła rozpaczliwie towarzystwa mężczyzny, który nie pozwolił jej upaść, gdy była całkowicie rozbita i poraniona z początkiem maja, który trzymał ją w ramionach, gdy po raz kolejny jej świat eksplodował. Alexander, któremu nieomal powiedziała, że zawsze będzie go kochać, nawet jeśli jego rodzina nie uznała go za godnego szlacheckiego nazwiska Selwynów. Przy tym wszystkim był to Alexander, któremu wyznała prawdziwie uczucia, maskując je pod iluzją tych czystych, niewinnych, siostrzanych. Świadomość tego stanowiła najbardziej druzgoczący element – była dla niego po prostu przyjaciółką, której dzieło podziwiał, choć do prawdziwego artyzmu Vincent van Gogha było jej daleko. - Przez gwiazdy prześwieca miłość naszych zmarłych bliskich – wyrwało jej się cicho, jakby to wyznanie wypowiedziane na głos było zbyt przerażające – na tę krótką chwilę odsłoniła przed Alexandrem skrawek udręczonej, cierpiącej wciąż duszy. Szybko jednak przywołała uśmiech, by skrył rwącą melancholię, która towarzyszyła jej podczas malowania. - A poza tym gwiazdy nocą są niesamowite, a jednak ciężko oglądać je z własnego łóżka, jeśli nie ma się szklanego dachu – to byłoby coś! Transmutować tak dach, by oglądać niebo nocą albo kłębiące się deszczowe chmury. Po raz kolejny zachwiała się na drabinie, lecz tym razem Alexander zareagował; zadrżała, kiedy ją chwycił w obawie, że spadnie. Bał się o nią w sposób, którego niepragnęła – egoistycznie chciała więcej; troszczył się, a w tej trosce nie potrafiła doszukać się głębi, w której mogłaby utonąć. Przyznanie się przed samą sobą zajęło jej stanwczo zbyt wiele czasu – dopiero niedawno, pomału zaczął krystalizować się przed nią obraz uczuć, których jeszcze niedawno nierozumiała. Wesele Bartiusów było magiczne właśnie w jeszcze jeden sposób – wiadomy tylko dla niej. - Wcale nie jest tak wysoko, a koty zawsze spadają na cztery łapy – ukryła się coraz głębiej za taflą kruchego rozbawienia, byleby tylko nie odkrył, jak działa na nią tym prostym, niewiele znaczącym dotykiem, dłuższym spojrzeniem jej w oczy… Uniósł nią niczym piórko i postawił na rozłożonych wydaniach czarownicy, już bezpiecznie. Jego dłonie emanowały ciepłem przez cienki materiał koszuli wsuniętej w zwiewną spódnicę. Chciała go więcej, by trzymał ją jeszcze na chwilę, tworząc złudną iluzję intymności, którą mogła nasycić głód nieosiągalnych pragnień – zdziwiłaby się gdyby posłuchał jej niemych próśb. - I co sądzisz? – zapytała śmiało, inaczej mógłby dostrzec to, co z nią robi, a ona niczym mrucząca kotka mu ulega. Nie mógł tego poznać, wiedziała, że poradzi sobie z emocjami jeszcze przez pewien czas, może nawet przez miesiące, lecz w końcu… Skruszy się, jak wtedy, gdy kamień pęka w środku i to pęknięcie rośnie i rośnie, i rośnie, bez twojej świadomości, aż któregoś dnia w końcu się rozpadnie. - Wybrałeś już swoją? – chyba chciała go zagadać, zanim popadł w melancholijny stan wywołany skrawkiem poszarpanej gazety. Długo broniła się przed swoimi uczuciami, biorąc je za małoskowe wzdychanie, dopóki wydarzenia z prosektorium nie uświadomiły jej, że oni nie są stałymi w tej chaotycznej rzeczywistości. Coś mogło się wydarzyć, kiedy się niespodziewali, w uporczywej walce mogli natrafić na silniejszych od siebie. Tym razem mieli niesamowite szczęście, lecz nauczyła się jednego - należy gorączkowo chwytać każdą chwilę, którą mogli spędzić razem.
- Czy to wino? Och, Alex, jak cudownie, uwierz mi spędziłam na tej drabinie całe wieki! Poczekaj tutaj! – wyrzuciła z siebie praktycznie jednym tchem zanim popędziła do kuchni. Szczęśliwie wypakowywaniem naczyń zajęła się już dawno – jakby nie patrzeć musiała w czymś jadać śniadania. Wróciła po chwili, wciąż swobodnym, lekko tanecznym krokiem, nic nie robiąc sobie z tego, że przed chłodem podłogi chroni ją tylko cienki materiał pończoch. Odkorkowała butelkę, nalała alkoholu do każdego z kieliszków, po czym przelichiła swój do dna. To tylko skrzacie wino – Gideon nauczył ją, że stężenie alkoholu jest tak duże jak w soku winogronowym. Mogłaby wypić całą butelkę i wciąż mogłaby gnać za czarnoksiężnikami po ulicach! - No co? – zapytała z rozbawieniem, zdając sobie sprawę, że nuciła jakąś melodię pod nosem od dłuższego czasu. Może wiązało się to z obecnością Alexandra, a może z faktem, że w końcu skończyła pracę nad tym przeklętym sufitem, ale szczęście wydawało się z niej wprost emanować. Jak z zakochanej kobiety – mruknęła sama do siebie, upijając łyk wina z kieliszka, który ponownie napełniła. Tym razem miała zamiar delektować się gronowym smakiem. Odstawiła na parapet kieliszek, by wygodniej chwycić za drewniany zagłówek łóżka. Spróbowała pociągnąć go do ściany, z marnym skutkiem – łóżko było ciężkie, dość spore, stanowczo zbyt spore jak dla jednej osoby. - Alex? Jak się czujesz w lisiej skórze? – bała się o niego, od momentu kiedy wyznał jej prawdę o swoim wydziedziczeniu. Beza z malinami już zawsze będzie smakowała szokiem, który odczuła na te wieści. Szczerze, to nauczyłaby się zaklęcia pożogi, tylko po to, by usłyszeć krzyki cierpienia tych idiotów podejmujących decyzje w rodzie Selwynów. Alex miał jednak Fredericka, który przeszedł przez to wszystko z pełną świadomością swojej decyzji; mogła być pewna, że nic mu nie grozi – a na pewno żadna głupota. Odetchnęła z ulgą, gdy odpowiedział na jej list z prośbą o pomoc przy nowym mieszkaniu – milczał przez kilka dni, unikając spotkań. Dla niej ten czas też był pełny niepewności i strachów.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 19:55
Przez gwiazdy prześwieca miłość naszych zmarłych bliskich. Było to zaledwie jedno zdanie, jednak poruszyło mnie do głębi. Miało bardzo głęboki wydźwięk - zapewniało bowiem nie tylko o tym, że ci, którzy odeszli nadal nad nami czuwali. Dawało nadzieję, pozwalało uwierzyć w to, że także kiedy i my odejdziemy z tego świata, coś po nas pozostanie. Spojrzałem na Josephine powoli wiedząc już, co kierowało nią do pomalowania sufitu. Miała bardzo piękną, momentami niezmiernie melancholijną duszę - uważałem ja za jedną z tych osób, które rozumieją nie tylko uroki szczęścia, ale pojmują także piękno smutku. Odwzajemniłem jej uśmiech, po czym po raz kolejny wzniosłem oczy ku górze, zastanawiając się nad tym, jak notabene moje życie zmieniało się wcale nie na gorsze, tylko na lepsze. Wierzyłem, że z pomocą jej, Foxa, Bertiego, Archibalda i wszystkich innych bliskich mi osób raz-dwa wszystko wróci do normy, albo też będzie jeszcze lepsze. A może nawet...
Uciąłem myśl, zdejmując dłonie z talii Josie. Nie, zdecydowanie nie powinienem o tym teraz myśleć. Zamaskowałem moje mknące w nieodpowiednich kierunkach myśli uśmiechem, zająłem się drabiną, gazetami. - Koty? A nie jesteś przypadkiem borsukiem, dopytującym się co sądzę? - zapytałem, podnosząc głowę. Powoli moje usta wygięły się w szerokim uśmiechu. - Myślę, że masz talent i bardzo bujną wyobraźnię - powiedziałem wręcz z dumą, dalej zbierając gazety. Wtedy jednak wybiła mnie z rytmu, zadając kolejne pytanie. - Moją? - zapytałem, po raz kolejny unosząc głowę. Wyprostowałem się cały, po raz kolejny śledząc wzrokiem barwne zawijasy nad naszymi głowami. Zmarszczyłem lekko brwi w zastanowieniu, aż w końcu moje oblicze wygładziło się i wskazałem na jedną z mniejszych gwiazdek, odrobinę na uboczu. Uśmiechnąłem się bez słowa do Josie, znów pochylając się nad resztą gazet, aż w końcu wszystkie znalazły się na jednym stosie w kącie. Zdjąłem wtedy torbę z ramienia i odstawiłem obok papierzysk, jednak dźwięk szkła w środku mi o czymś przypomniał.
- Właśnie, przyniosłem coś na umilenie popołudnia - powiedziałem, wyciągając butelkę. Jej reakcja przerosła moje oczekiwania. Pokręciłem głowę odprowadzając pannę Fenwick wzrokiem, kiedy wystrzeliła do kuchni. Mogłem wtedy rozejrzeć się dokładniej po pomalowanym na piaskowy odcień żółci pokoju, wciąż jednak powracałem spojrzeniem do dzieła Josephine, na którym nawet byłem poniekąd reprezentowany. Kiedy wróciła to, jako gospodyni, pozwoliłem jej czynić honory związane z rozlewaniem wina. Już unosiłem swój kieliszek, kiedy Fenwick raz jeszcze mnie zaskoczyła, wychylając wszystko do dna, zanim ja nawet zdążyłem zamoczyć usta. Popatrzyłem się na nią spod uniesionej brwi, lekko kręcąc głową, nie mogąc niestety rozpracować, cóż to za melodię nuci pod nosem.
- Co co? Zaczynam mieć wrażenie, że już coś wcześniej piłaś beze mnie. Ale to tylko moje podejrzenia. Czyli wyścigi, tak? - rzuciłem, po czym sam w ekspresowym tempie opróżniłem swój kieliszek. Nie przyszedł mi niestety do głowy fakt, że Josephine spędzając wieki na drabinie, a ja wieki w moim dziwacznym stylu życia z bardzo sporadycznym jedzeniem piliśmy na pusty żołądek. Atmosfera byłe jednak miła, nawet i bez alkoholu. Odstawiłem szkło na parapet i zapierając się nogami złapałem za łóżko, pomagając Jo przepchnąć je na właściwe miejsce. Mój chwyt na ramie jednak wcale nie zelżał w pierwszej chwili, nim nie przetrawiłem zadanego mi pytania.
- Na razie dość dziwnie. Absurdalnie. Niespodziewanie - odpowiedziałem z zastanowieniem, kręcąc głową. - Ale myślę, że jak już uda mi się oswoić samego siebie może okazać się szyta na miarę. Fred jest... - przerwałem, kręcąc głową, a moje podcięte niedawno loki podskoczyły mi na głowie. - Nie wiem czy tak dobrze bym sobie radził z tym wszystkim bez niego. Szczerze wątpię. W końcu sam przez to przeszedł i jego rady są bezcenne - powiedziałem, po czym namierzyłem butelkę wina i dolałem sobie, opróżniając kieliszek w kilku łykach. Odstawiłem go znów na parapet i ruchem głowy wskazałem, żeby za mną poszła. W głowie kłębiło mi się strasznie dużo myśli, ale przy niej na szczęście umiałem w miarę wyrazić to, o co mi chodziło. Alexander Fox stawał się w jej towarzystwie bardziej realny.
Wyszedłem z jej pokoju i zatrzymałem się dopiero w salonie, przed szafą.
- Większej nie mieli? - zapytałem trochę sarkastycznie, okrążając mebel. Wyglądała na całkiem nie lekką. - Myślę, że złapię ją od dołu i zacznę przechylać w twoją stronę. Złapiesz ją za górę i będziesz uważała, żeby nie poleciała - powiedziałem, łapiąc za krawędź. - Trzy... dwa... jeden... hop! - powiedziałem, unosząc szafę. Była tragicznie ciężka, a ja nie należałem do wybitnie silnych osób. Zebrałem jednak z sobie wszystkie posiadane siły aby nie zbłaźnić się i krok po kroku zbliżaliśmy się do celu. Zrobiło mi się trochę ciepło od wysiłku, zacisnąłem usta ale nie wydałem z siebie choćby dźwięku sprzeciwu. Moja duma mi na to nie pozwalała.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[Sen] Sen z innego życia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:00
- Najwyraźniej borsuki nie potrafią dobrze maskować swojej skóry. Ale spokojnie, są niezwykle inteligentne – rzuciła z przekorą, gdy część jej jęknęła z niezadowoleniem na cofające się dłonie z jej talii. Zadowoliła się drobnym komplementem na temat swojego talentu, uciszając na chwilę tę obruszoną część siebie. - Czasami ta wyobraźnia zderza się zbyt boleśnie z rzeczywistością – szepnęła ledwo dosłyszalnie. Ostatnimi tygodniami żyła błędnymi wyobrażeniami, pragnąc by stały się rzeczywistością, choć nic na to nie wskazywało. Byli sobie bliscy, spędzali z sobą czas, a małe gesty wciąż pozostawały tymi małymi, nieważne jak bardzo pragnęła, by znaczyły coś więcej. Jej wyobraźnia, którą teraz zachwalał, najpewniej zapewni jej popękane serce i przepłakane noce – jednak na to przyjdzie czas dopiero wtedy, gdy bańka iluzji pęknie z łoskotem niczym zaklęcia rozrywające ciszę nocy. - Będę mogła na ciebie spoglądać nocami – nieważne jak głupio to zabrzmiało. Alex musiał mieć swoją gwiazdę wśród powstałej konstelacji, a ona chciała wiedzieć, gdzie patrzeć, by ją odnaleźć. Nie mógł wiedzieć, że lepiej jej się śniło odwróconą właśnie w tym kierunku, więc zasypiając, chcąc czy też nie, będzie na nią spoglądać.
Nie piła bez niego. Absolutnie nie. Upiła się po prostu jego obecnością, która podziałała na nią niczym litry musującego wina – upajająco. A może tak czują się osoby po spożyciu wróżkowego pyłu? - Zdecydowanie, musisz nadgonić braki, mój drogi – zaśmiała się nalewając sobie kieliszek, który odstawiła na parapet. Da mu szanse, by nie poczuł się poszkodowany. - I w tej skórze odnajdziesz szczęście, ręczę za to – nie były to tylko puste słowa, by dodać mu otuchy. Wystarczy, że przyzwyczai się do zmiennych warunków, a przeszłość stanie się bladą plamą w zestawieniu z rzeczywistością. - Życie bez tytułów też ma swoje kolory, nikt nie będzie na ciebie dybać złowrogim wzrokiem, gdy pójdziesz na mugolską potańcówkę, a szorty będziesz mógł ubierać na co dzień. Nie powiedzą… ci kogo masz wziąć za żonę – ugryzła się w język, nie kończąc na głos zdania – najprawdopodobniej nie musiała mu tego wszystkiego mówić. - Ten świat łatwo stanie ci się domem, w końcu już wcześniej go doceniałeś – zakończyła tylko z uśmiechem, który zatańczył na obrzeżach kieliszka, gdy dopijała skrzacie wino, niezwykle udane zresztą. W jej głosie czaiła się cicha obietnia i nadzieja, że kiedyś pozwoli jej na większy udział w swoim świecie, na uczynienie go szczęśliwszym.
Ledwo przesuneli łóżko, a już dała się zaciągnąć do salonu, który miejsca na odpoczynek wcale nie przypominał. Szafa nie pasowała, a w pustym pomieszczeniu niemalże powstawało echo jakby wydobywające się z nieozdobionych ścian. Jak najszybciej powinna zrobić tu porządek, może na jeden ze ścian, koło kominka także stworzy jakieś ozdobne malowidło? Nie dał jej się zastanowić, co dokładnie powinno się tam znajdować, tylko zmusił do panowania nad szafą. Pomogła ją dźwigać, jednocześnie pilnując, by nie przewróciła się na żaden z boków. Wymagało to więcej zdolności niż mogła się spodziewać, szczególnie, gdy dotarli do trzech schodków. - Na Merlina, ona powinna stać w salonie dopóki magia się nie uspokoi – wykrzytusiła, nie panując nad swoim oddechem, gdy szafa stanęła naprzeciw łóżka. Całość prezentowała się nieźle, jeszcze biurko przy którym mogłaby pracować i pisać listy, a także jej kącik malarski, na który znalazła się tutaj wystarczająca ilość miejsca. Ostatkiem sił zgarnęła swój kieliszek z parapetu, wychylając po raz kolejny jego zawartość. Alkohol nie slużył temu tak dobrze jak woda, jednak ciecz to ciecz, w końcu uspokoi jej drżące z wysiłku mięśnie i zbyt krótki, przyśpieszony oddech. W ostatniej chwili zdała sobie sprawę, czego jej brakowało od dłuższego czasu. Szybkim ruchem przestawiła płytę, nałożyła igłę na jej początek, a z gramofonu popłynęła muzyka. Kiedy malowała, nuciła jedną z tychże melodi. Dopiero wtedy, całkowicie ukontentowana, opadła plecami na miękki materac. - Chodź do mnie – rzuciła w kierunku Alexa, gdyby ten się zastanawiał, czy jest mile widziany u jej boku, w jej łóżku. Udało im się – w pełni zasłużyli na chwilę odpoczynku.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:03
Posłałem Josie zaniepokojone spojrzenie, wypatrując na jej twarzy wszelkich oznak ewentualnego zbliżającego się kryzysu. Nic takiego nie miało miejsca, jednak jej wspomnienie o rozbijającej się o rzeczywistość była tym, co wystarczyło do zaalarmowania mnie i wzmożenia czujności. Ona jednak zwykła mnie zaskakiwać, tak też stało się znów i teraz. Przechyliłem lekko głowę, robiąc bardzo dziwną, nie mniej jednak rozbawioną minę.
- Jak teraz będę mógł zasnąć, kiedy będziesz się na mnie ciągle patrzeć? - zapytałem udając całkowite przerażenie i zaaferowanie tematem, zaraz jednak wybuchając śmiechem. Jednak coś w tonie jej głosu sprawiło, że zacząłem mimochodem mieć się na baczności. To brzmiało odrobinę zbyt... sam nawet nie do końca wiedziałem jak. Zbyt za bardzo. Inaczej nazwać tego nie umiałem, mimo iż do tej pory wydawało mi się, że zasób słownictwa mam raczej spory. Zrobiłem więc to, co miałem chyba równie dobrze - odwróciłem sytuację na tę zabawniejszą stronę. - Ale hej, dzisiaj się nie smucimy - powiedziałem jej, widząc nie do końca jasny wyraz na jej licu. Na szczęście było to tylko przejściowe - zaraz znów była sobą, wypełniając cały pokój swoją radością. Nie wiedziałem w końcu czy piła czy zwyczajnie się zgrywała. Szlag, nie wiedziałem już zupełnie nic, byłem w stanie patrzeć tylko za nią i na nią, jak wróciła do pokoju z butelką pitnego miodu. Na ten widok zagwizdałem pod nosem z aprobatą. - Czyli wychodzi na to, że dziś bardziej świętujemy niż pracujemy - skomentowałem tylko ten stan rzeczy, mając nadzieję, że wypijemy tylko symbolicznie. Istniało jednakże co do tego duże zagrożenie, które teraz nieroztropnie postanowiłem zignorować, zajmując się o wiele bardziej naglącymi sprawami przestawiania umeblowania i egzystencjalnych rozmów o tym, jaka szlachta jest bez sensu.
- Ja... dziękuję. Za twoje wsparcie. To znaczy dla mnie naprawdę wiele - podszedłem do niej i przytuliłem ją, nagle nie mogąc zrozumieć czym tak właściwie sobie zasłużyłem na to, aby los mi ją zesłał. Miała całkowitą rację, już od dawna tęskniłem za tym światem. Światem bez sztywnych reguł, bez ludzi czyhających na każdym kroku po to, by oceniać i komentować każdy mój ruch. Byłem naprawdę wolny, mogłem sam o sobie decydować, mogłem w końcu na własną rękę przeżyć swoje życie. Uścisk jednak musiał się zaraz skończyć, bo mieliśmy rzeczy do zrobienia.
Nie wiem jakim cudem przenieśliśmy tę szafę, ale po wszystkim byłem czerwony na twarzy i szumiący w głowie. Przez moment nawet zaczęły mi przed oczami latać mroczki, toteż bez chwili zastanowienia opadłem na pół leżąco na łóżko obok Josephine, nie do końca zwracając uwagę na to, w jaki sposób mnie do tego zaprosiła. Uśmiechałem się mimo to, całkiem z siebie zadowolony, z ukontentowaną lisią mordą na twarzy. W końcu dałem pokaz siły, udowadniając że jestem wcale niezgorszy i mogę iść w konkury nawet z Benem. Dobrze, z Benem to może jednak nie, ale też coś miałem do powiedzenia na tym polu! Nadrabiałem brak w mięśniach silną wolą. Odetchnąłem, kiedy w końcu świat przestał migotać i odszukałem wzrokiem mój kieliszek. Dolałem trochę Josephine, trochę sobie i - niespodziewanie - butelka zrobiła się pusta. Zacząłem więc powoli sączyć wino. Za oknem dzień zaczął chylić się ku zachodowi, a wpadające do pokoju trele ptaków jęły milknąć, ustępując głosu cykadom.
- Kupiłem dom - odezwałem się niespodziewanie, przerywając ciszę. Obróciłem przy tym lekko głowę, spojrzeniem odnajdując Josephine. - Niedaleko Berta, w Dolinie Godryka. Nazywa się Kurnik - kontynuowałem, znów podnosząc wzrok i wlepiając go w wymalowane pod sklepieniem gwiazdy. - Trochę to nawet zabawne, lis w kurniku - uśmiechnąłem się, bujając resztą wina z kieliszku. Wypiłem je jednym śmiałym ruchem, opierając następnie szkło na brzuchu. - Nie jest zbyt duży, ale chyba nie chciałbym nic wielkiego. Trzeba trochę go dopieścić... - urwałem, znów zerkając przelotnie na Josephine, jednak oblizałem usta i mówiłem dalej - ale mam jeszcze wystarczająco dużo oszczędności, no i stałą pracę. Będzie wspaniały. Prawdziwy dom - powiedziałem, a oczy mi zaiskrzyły. Byłem w stanie wyobrazić sobie siebie w tym domu, razem z Charlotte. To mógł być całkiem nowy początek. Sięgnąłem przy tym po pitny miód i najpierw częstując damę, polałem później i sobie. Już czułem lekki wpływ skrzaciego wina, jednak to był ten moment, w którym należało sięgnąć po coś specjalnego. - Za nowe początki - uniosłem kieliszek w górę w jej kierunku, wznosząc toast, po czym wychyliłem zawartość kieliszka. Miód był dość mocny, mocniejszy niż się spodziewałem - zaczął rozlewać się przyjemnym ciepłem w moim ciele, wprowadzając mnie z stan błogości i odprężenia.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[Sen] Sen z innego życia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:19
Taka była. Dwa jej oblicza wciąż ścierały się ze sobą, nakładały się na siebie niczym prześwitujące maski. Wielokrotnie próbowała pozbyć się jednej z nich, nieskutecznie. Mógł ją zaakceptować tylko w całości – z melancholijnym smutkiem i dziewczęcą radością, z gorzkimi łzami i z perlistym śmiechem, z pięknem i oszpecającymi bliznami. Teraz, gdy się przed nim otwierała, co nie występowało zbyt często, dostrzegała w jego oczach zaniepokojenie, praktycznie machinalnie podjęła jego grę w odwracanie kota ogonem. Tak będzie dla nich łatwiej. - Och, oczywiście, ale pamiętaj, że to działa także w drugą stronę. Jeśli będę cierpieć na bezsenność przez uczucie obserwowania, już wiem do kogo mam się zwrócić z pretensjami – posłała mu jeden z uśmiechów, tych z gatunków fenomenalnych i odrobinę zaraźliwych.
Jeśli uda się im przesunąć tę szafę to na pewno zasłużą sobie na kieliszek lub dwa miodu pitnego. Dzisiaj cały dzień pracowała, a końca aranżacji mieszkania wciąż nie było widać. Po raz kolejny zbeształa się w myślach za swoją nikłą rozgarniętość w temacie przeprowadzki – naprawdę powinna to wszystko zrobić wcześniej, jednak za każdym razem znajdowała usprawiedliwienie dla opóźnienia, to czynsz za wysoki, to strasznie zdemolowane, gdzie koszty odnowienia przerastałyby wszelkie zyski, to wesele, to znów ledwo łączyła czas wolny ze szkoleniem, po którym wracała nieraz na tyle padnięta, że najchętniej spędziłaby w łóżku resztę dnia albo życia w ogóle. - Czyż byś bał się alkoholu? – zaśmiała się tylko, żartobliwie szturchając go w ramie.
Nie powinien jej za to dziękować. Oczywistym było, że mógł liczyć na jej wsparcie, nie zostawiłaby go samego w tej nowej sytuacji. Z cichym westchnieniem zadowolenia, które na szczęście odbyło się tylko w jej myślach, przyjęła uścisk. - Jeśli będziesz chciał zwiedzać różne mugolskie miejsca albo sprawdzić jak działa sygnalizacja świetlna, to zawsze służę pomocą Nie było w tym nic krępującego, za to pozwoliła sobie zauważyć całą gamę bodźców, które podrażniły jej zmysły; Policzkiem oparła się o miękką flanelową koszulę, jeszcze pachnącą świeżością, dodatkowo zapachowe mydło i coś jeszcze, co nie kojarzyła z niczym innym jak tylko z Alexandrem – pozwoliła sobie na kilka oddechów tą upajającą mieszanką zanim się od niego odkleiła z dość niepewnym uśmiechem.
Po przeniesieniu tego monstrum miękki materac łóżka okazał się prawdziwym ukojeniem. Pozwoliła Alexandrowi na dolanie sobie wina i tak już pozostała – zwrócona w jego stronę obserwowała jak oddycha i sama też unormowała swój oddech. Było jej wygodnie i nie potrzebowała niczego więcej – z zamkniętymi oczami słuchała delikatnego szmerania cykad wciąż dosłyszalnego przez muzykę. Od czasu do czasu sączyła wino, spoglądając na przysypiającego Alexandra. Cisza zawisła między nimi, jednak w tej chwili nie zdawała się przeszkadzać – pasowała wręcz jak ulał, otulając ich błogim spokojem. Nawet gdy ją przerwał wspominając o domu, ich spokój pozostawał niezachwiany. Dom. Oczywiście, że będzie potrzebował własnego domu! Mieszkanie Freda mogło być tylko czasową przystanią, a stworzenie swojej własnej było właśnie tym, co okaże się przydatne i kojące dla duszy i serca po wyrzeczeniu się rodziny. Miała przynajmniej taką nadzieję. - Lisy w kurniku – jej cichy śmiech zawibrował w całkowitej ciszy, w której cykady stały się o wiele bardziej słyszalne. Najwyraźniej płyta z muzyką dobiegła do końca. - Opowiesz mi o nim coś więcej? – chciała widzieć ten dom oczami wyobraźni już teraz, musiał mieć jakieś wyobrażenia, co do wnętrza, skoro zdecydował się go kupić. Może teraz będzie w nim sam, ale w końcu znajdzie kogoś, kto zamieszka wraz z nim. Uśmiech odrobinę jej przygasł, gdy zdała sobie z tego sprawę, błyskawicznie schowała swoje uczucia pod maską, gdy podczas toastu odnalazła jego spojrzenie. Za nowe początki. Trafił w sedno – obydwoje znajdowali się na skraju czegoś całkowicie nowego. Wypiła swój miód i dopiero wtedy podniosła się z łóżka, by ściągnąć igłę z winylu. Nie wróciła od razu do Alexa, tylko błądząc niczym cień po pustawym pokoju, spojrzała w górę na zdobiące sufit gwiazdy. - Wspominałam ci, że będą tak transmutowane, by zachowywać się jak nocne niebo? – taki miała zamysł, w który wierzyła, że się uda, gdy tylko magia się ustabilizuje. W co też wierzyła. Czary, o których wspomniała, wcale nie należały do najłatwiejszych, jednak efekt był wart poświęcenia… Nieraz oglądała jak jej matka tworzy coś pięknego przy użyciu różdżki, w końcu zaczęła domagać się nauk tej sztuki. Da sobie radę. Okręciła się w miejscu niczym w tańcu, a dół jej spódnicy lekko zafalował; teraz spoglądała już tylko na Alexandra. - Za miejsca i osoby, przy których będziemy mogli być po prostu sobą – uzupełniła im po raz kolejny kieliszki zanim stuknęli się brzegiem o brzeg. Miód po raz kolejny zaskoczył ją słodyczą, z pod której mimo wszystko były wyczuwalne procenty… i to całkiem ich spora ilość. Nie była pewna czy ten miód nie zakrawa o coś wręcz mocniejszego. Opadła na łóżko, miękko jakby była tylko puchem babiego lata zawieszonego w powietrzu. Cóż, alkohol musiała na nią zadziałać, bo zachwiała się i znalazła się bezpiecznie na kolanach Alexandra. W porządku, może właśnie o to jej chodziło! Dopiła swój miód, jak gdyby nigdy nic, wcale nie obawiając się, że przesadzi ją obok. - Och… Popatrz na siebie, jesteś niebiskim lisem! – jeszcze nie uciekała, jeszcze nie… Nachyliła się za to w kierunku twarzy Alexandra, wcześniej odchylając się w tył, by odłożyć puste kieliszki na szafkę nocną – alkoholu może im wystarczy, a poza tym potrzebowała wolnej dłoni by usunąć niewielką plamę farby z jego policzka. Wyprostowała się odrobinę, by lepiej widzieć nieszczęsny maz, którego powstania nie zanotowała – musiało stać się to dość dawno, skoro farba miała okazję zaschnąć na jego policzku. - Szczęśliwie uda się jej pozbyć bez rozpuszczalnika – wymruczała, zajęta muskaniem skóry Alexandra opuszkami palców. Co ciekawe ten kolor niezwykle mu pasował, pogłębiając spojrzenie jego niebieskich oczu… Może to taka korzystna katastrofa? Zadarła głowę jeszcze ciut w górę i już miała się odezwać, z żartobliwym uśmiechem wciąż błąkającym się po twarzy, gdy uświadomiła sobie jak niewielka przestrzeń ich dzieli. Zamarła w pół słowa, koncentrując się na cieple ich mieszających się oddechów.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:26
To był taki nasz mały, prywatny świat, który sami sobie stworzyliśmy. Nie pozostało mi nic tylko zaśmiać się na jej insynuacje, jakobym miał się przeistoczyć w przyczynę jej nieprzespanych nocy. Lubiłem tę grę w odwracani kota ogonem, czasem bowiem właśnie tak było trzeba zrobić - nie mogłem wiecznie konfrontować się ze wszystkim. Czasem musiałem po prostu odpuścić, przestać analizować, nie dopatrywać się we wszystkim drugiego dna. Nie dobrze było jednak też i z tym przesadzić, a sytuacja taka była niezwykle prawdopodobna jeżeli w grę wchodził alkohol.
- Nie tyle co się boję, a szanuję jako przeciwnika - odparłem, zadarłszy lekko brodę i patrząc się na nią z góry; figlarny uśmiech nie schodził mi przy tym z twarzy. Chyba próbowała się dziś doigrać. Była jednak w pewnym sensie moją Josephine - samo to, że nie opuszczała mojego boku w tym niezbyt łatwym dla mnie czasie sprawiał, iż zajmowała specjalne miejsce w moim życiu. - Wiem jak działa sygnalizacja świetlna - westchnąłem, kiedy odsunąłem Jo na odległość ramienia, prezentując jej jeden z czulszych uśmiechów jakie miałem w repertuarze. Był to inny uśmiech niż ten, który prezentowałem już po całej farsie z szafą, która choć chwilę zajęła, zakończyła się naszym zwycięstwem. Zwycięstwem, które podręcznikowo właśnie opijaliśmy, w muzyce, w ciszy. Nie wiedziałem jak do końca opisać mój aktualny stan. Chyba po prostu było mi dobrze.
- Lis w kurniku. Fox zostaje przecież u siebie - powiedziałem, poprawiając ją, w moim głosie nie było jednak obruszenia, a neutralne stwierdzenie faktu. I to w dodatku prawdziwe, bo nawet jeżeli nie będę mieszkał sam, tylko z Lottą, to ona jako tako lisem nie była. Jeszcze, niewykluczone, jeszcze. Spojrzałem się na nią z rozmysłem, zwlekając z kolejną odpowiedzią. - Opowiem. I zabiorę Cię tam. Nie zamierzam informować zbyt wielu osób o tym, gdzie będę mieszkać, ale ty zaliczasz się do tego grona - uśmiechnąłem się, czując jak język z lekka staje się coraz bardziej wiotki, odmawiający współpracy przy artykułowaniu słów. Nadal jednak mogłem z tym walczyć, aż tak pijany żeby bełkotać w końcu nie byłem. - Jest w sam raz, nie za duży, nie klaustrofobiczny. Kamienny i kryty strzechą, którą trzeba niestety wymienić. A przed wejściem rosną róże. Żółte, tak mi się wydaje, ciężko powiedzieć bo jeszcze nie rozkwitły po czerwcowej zimie - powiedziałem, marszcząc brwi. - W środku będzie jasna kuchnia z jadalnią, duży piec. I rośliny. Chcę mieć dużo roślin w domu, żeby poczuć, że to miejsce żyje - powiedziałem lekko przejęty, pocierając otwartą dłonią okolice mostka. Miałem czasami wrażenie, że zaczynam się dusić - dlatego potrzebowałem ciągle dowodów na to, że życie wcale się nie kończy. - Wszystko w wiejskim stylu. Całkowicie niezobowiązująco - spojrzałem na nią, uśmiechając się. Widziałem już to wszystko oczami wyobraźni, jakby wystarczyło po prostu sięgnąć i to pochwycić.
Josie wstała, a ja prawie wyraziłem mój sprzeciw. Zamiast tego zdecydowałem się jednak nie zakłócać jej myśli i obserwować, co robi, jak delikatnie obchodzi się z gramofonem. Jak unosi głowę, jak obraca się w piruecie. Wyszczerzyłem się szeroko, a z moich ust wyrwał się krótki śmiech. - Będzie magicznie - skwitowałem jej zamiar transmutowania sufitu, przymykając na moment oczy. Otworzyłem je, kiedy znów zaczęła nalewać alkohol do szkła.
- Za miejsca i osoby - zaśmiałem się i wypiłem razem z nią, znów opuszczając na chwilę powieki, aż tu nagle... - Hej! Pani już chyba więcej alkoholu nie podajemy! - po raz kolejny mój głos rozbrzmiał śmiechem, kiedy wolną ręką złapałem ją, żeby przypadkiem nie spadła z moich kolan na podłogę. Czułem już wyraźnie wpływ wypitego alkoholu - pozostawało mi tylko mętnie zastanawiać się, jak bardzo przejął on kontrolę nad dużo mniejszą i lżejszą Josephine. Dlatego bez słowa sprzeciwu oddałem jej mój kieliszek, unosząc pytająco brew. - Niebieskim? - czyżby alkohol już tak bardzo uderzył jej do głowy?
Na odpowiedź nie musiałem za długo czekać. Ledwo opanowywałem śmiech, kiedy starała się zeskrobać farbę, którą najwyraźniej miałem na twarzy. Robiłem wszystko co w mojej mocy, żeby nie utrudniać jej zadania, jedną ręką wciąż asekurując ją na moich kolanach. Nie do końca zdałem sobie wtedy sprawę z tego, jak niepoprawnie blisko się znajdowaliśmy, jak w krótką chwilę radosna atmosfera gdzieś uleciała, a zastąpiło ją dziwne napięcie. Już prawie zapomniałem, jak ono wyglądało. Czułem ciepło jej oddechu za twarzy oraz mieszankę zapachów tak dla niej charakterystyczną: mięta, truskawki, delikatna nuta lawendy i po prostu ona. Moje serce zabiło szybciej, a umysł odmówił współpracy. Patrzyłem prosto w jej oczy, wpatrzone we mnie tak samo głęboko. Bałem się poruszyć, bałem się zrobić cokolwiek w obawie przed tym, że może to być za dużo, więcej, niż mógłbym znieść, aby nad tym zapanować. Jej obecność na moich kolanach nagle wydała mi się nie niewinna, a zbyt niebezpieczna, działając na mnie tak, jak nie do końca bym tego pragnął. Była za wysoko na moich udach. Zaryzykowałem więc próbę delikatnego przemieszczenia się, ułożenia w trochę innej, mniej niezręcznej pozycji - i tu popełniłem krytyczny błąd. Znaleźliśmy się zbyt blisko.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[Sen] Sen z innego życia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:27
- Czuję się zaszczycona – kupił dom, podzielił się z nią tym drobnym szczęściem i pewną tajemnicą. Nie dziwiła się, że chroni skrupulatnie swoją prywatność – po ostatnich wydarzeniach… po prostu należało być ostrożnym. Wysłuchała opowieści o zakupionym domostwie, a obraz pomału krystalizował się przed jej oczyma. Musiało być tam pięknie, spokojnie i kojąco – dom musiał posiadać te wszystkie cechy, by nazwać go domem. - Poza malowaniem całkiem sprawnie radzę sobie z Cave Inimicum i całą resztą… Mogę pomóc z zaklęciami ochronnymi, jeśli byś chciał. Kolejny niuchacz w twoim domostwie może nie miał by tyle błyskotek pod łapkami, ale miedziane garnki też się świecą! – zaproponowała trochę nieśmiało, nakładanie zaklęć ochronnych nie należało do błahych czynności, jedna pomyłka… Musiała mieć pewność, że zadziałają. Końcowo nadała jednak swojej wypowiedzi żartobliwego wydźwięku, pomimo wspomnienia czasów i miejsca, do którego nie miał już wstępu.
Czasami gnała za tym za bardzo – zdała sobie sprawę, wpatrując się w artystyczne konstelacje. Chciała dorównać matce, wypełniać świat dobrem, spokojem i miłością. Opiekować się tymi, których kochała. Cóż, póki co wychodziło jej to dość kiepsko. Nie potrafiła się jednak poddać, dopóki miała przy sobie Jamiego – musiała się nim opiekować, pomimo przerażenia, jakie wywoływał w niej ten obowiązek. Już chciała coś powiedzieć, podzielić się tym ciężarem, ale końcowo pokręciła tylko głową, odganiając ciemne myśli.
Początkowo tylko chciała pozbyć się tej farby... Co ona teraz robiła? Nie liczyło się żadne za i przeciw, w tej chwili logika nie wchodziła w grę. Alexander, lisi czy też nie, nie zmienił się bardzo – zmieniła się tylko rzeczywistość, do której przynależał. Jeszcze kilka dni temu pozostawał poza jej zasięgiem, jako szlachcic, który niespodziewanie i wbrew wszelkiemu rozumowi stał się obiektem jej westchnień. Choć wydziedziczenie było dla niego czymś nieprzewidywalnym, zdała sobie sprawę z płynących z niego korzyści. Przepaść zanikała. Nie poruszyła się, nie w pierwszym momencie. Byli tak blisko siebie, oddechy wciąż się mieszały, a jego oczy… W tej chwili przypominały jej niebo podczas burzy, niebezpieczne, ale i kuszące pięknem. Nie bała się. Był jej burzą, żywiołem, który chciała poczuć. Coś pchało ją ku niemu, jakby stanowił dla niej nową siłę grawitacji; bez najmniejszego oporu pozwoliła jej się przyciągnąć… Lgnęła ku niemu. Musnęła kciukiem jego policzek, na którym wciąż opierała opuszki palców, drugą ręką płynnie wsparła się na jego ramieniu w momencie, gdy jej wargi znalazły się na niego. Wszystkiemu winny miód pitny. To ciepło w pomieszczeniu, a może występowało ono wyłącznie pomiędzy nimi? Nie dała mu odczuć ani kszty niepewności. W tym pocałunku przekazała mu całą siebie – dumę, determinację, smutek, radość, delikatność i jednocześnie żarliwość uczuć, które w ukryciu pomału ją spalały. Nie było tutaj miejsca na nieśmiałość – z każdą chwilą czuła narastające pragnienie. Musiał dać jej więcej, ukoić ten bolesny żar. Zatraciła się w jego smaku wymieszanym ze słodyczą miodu, przylgnęła jeszcze bliżej niczym zamarżający człowiek do jedynego płomienia.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:35
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością na jej propozycję, zapamiętując - albo też raczej starając się zapamiętać - żeby odezwać się do niej kiedy już będę się przeprowadzał. Inne propozycje, te nieme, pozostały tylko w kontekście, kiedy czas zdawał się wariować wokół nas. Byłem prawie boleśnie świadom dotyku jej palców na moim policzku, a intencje widoczne w jej oczach były zbyt jasne. Nie widziałem tego wcześniej, bo najprawdopodobniej nie chciałem tego dojrzeć, bawiąc się w odwracanie kota ogonem i umykanie przed tym, czego ostatnio bałem się najbardziej. Przed uczuciami. Nie chciałem się w nic angażować, w moim życiu działo się zbyt wiele, abym mógł skupić się na budowaniu bliskiej, wyjątkowej relacji - jednak jak widać nie było ucieczki, życie zawsze wiedziało, jak mnie dopaść.
Tym razem z pomocą Josephine.
Nie mogłem oderwać wzroku od jej błyszczących niewypowiedzianymi wcześniej słowami oczu. Chociaż, czy aby na pewno niewypowiedzianymi?  Poczułem się jakbym dostał czymś ciężkim w głowę. Po pierwsze, ponieważ zrozumiałem ukryte znaczenie słów, które Jo wypowiedziała do mnie w kawiarni. Po drugie dlatego, że zaczęła mnie całować. Wtedy wszelkie myśli uleciały, pozostawiając szum i pustkę w mojej głowie. Odczułem z pełną siłą to, jak pewna była w tym, co robi, nieco ośmielona zapewne wypitym alkoholem. Odczułem też to, jak bardzo ja sam jej pragnąłem. Ile to było już czasu od chwili, kiedy ostatni raz się tak przy kimś poczułem? Głodowałem zbyt długo, by zachować resztki jasnego umysłu, otumanionego już i tak winem oraz miodem. Zadziałałem instynktownie, ulegając jej i swoim potrzebom - zacisnąłem ramię na wąskiej talii i, przyciągając ją bliżej, zacząłem odwzajemniać pocałunek. Uniosłem się do pozycji siedzącej, a druga ręka sama powędrowała na biodro dziewczyny, jakby chcąc zatrzymać ją na miejscu. Zamiast tego jednak obróciłem ją trochę, bardziej przodem, niż bokiem. Moje serce galopowało, wzburzona krew płynęła żyłami, a napięcie tylko rosło i rosło. Już nie czułem się niezręcznie - wszystkie tamy pękły, a racjonalne myślenie wywiesiło białą flagę, przegrywając z popędem i burzą hormonów. Moje reakcja na nią była momentalna, nie uważałem już, że znajduje się za wysoko na moich udach, nacisk przestawał przeszkadzać w ten pierwszy sposób. Potrzebował nie zniknąć, a znaleźć ujście. Bliżej. Z biodra przesunąłem rękę po jej plecach, pociągając tym samym ruchem materiał jej koszuli. Ten wyślizgnął się ze spódnicy, elektryzując moje palce dotykiem jej nagiej skóry. Mój oddech stawał się coraz bardziej płytki, szum w głowie nie ustawał, a jej słodki smak na pieczętował mój los. Wpiłem się jeszcze mocniej w jej usta, gdzieś między pocałunkami łapiąc lekko dolną wargę zębami. Teraz obie moje dłonie przemieściły się na jej biodra, a opuszki palców tańczyły na jasnej, odsłoniętej skórze. Całkowicie traciłem kontrolę, w moim umyśle wykrystalizowała się tylko jedna, przytłaczająca wszystko inne myśl. Josephine. Nie wiedziałem kiedy złapałem ją jedną ręką pod kolano, przyciągając jeszcze bliżej.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[Sen] Sen z innego życia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:38
Ekscytacja i radość zaćmiły jej myśli. Musiała znaleźć w sobie wiele gryfońskiej odwagi i pewności siebie, szczęśliwie ośmielające działanie alkoholu nie pozwoliło jej ani na moment zawachania. A teraz liczyło się tylko to, że jej nie odepchnął – precyzyjnymi pocałunkami rozpalała w nim żar, jakby będąc doskonale świadomą tego co robi. Jakby ich wszystkie spotkania i wszystko co razem przeżyli miały prowadzić właśnie do tej jednej chwili. Czuła jego język, jego smak. Między nimi zabrakło delikatności… Dobrze, czułymi słowkami nie ukoiłby tego, co powoli wydostawało się z jej duszy, przejując kontrolę nad ciałem. Wcześniej tylko jej się wydawało, że zna siebie, że wie, co to znaczy dażyć kogoś uczuciem. Alexander pokazał jej jak cholernie się myliła, a wszystkie wcześniejsze emocje były dzieciennymi mrzonkami. Dopiero przy nim pojęła, że tkwiła w błędzie - ogromnym błędzie. Zakochiwała się w nim stopniowo, wmawiając sobie tysiące wymówek dla tego stanu i przeciwko niemu. Potrzebowała go od zbyt dawna… Pozwoliła sobie na więcej, delektując się chwilą intymności, która błyskawicznie przeminęła, zastąpiona przez pierwotne pożądanie. Emocje zwoliły się ze smyczy niczym dzikie, wygłodniałe ogary, które nie rozszarpią wszystko, jeśli nie dostanie go więcej. Robiła błąd, dziesiątki błędów – w jej głowie rozległ się cichy głos pani Dubblefax; ostrzegała ją przed tym wszystkim, gdy wprowadzała się pod jej dach. Wracać do domu przed zmrokiem, w towarzystwie mężczyzn zawsze pozostawać z przyjaciółkami, a na brodę Merlina, nigdy przenigdy nie zapraszać ich do swojego pokoju! Odgoniła natrętną marę, jeszcze bardziej wpijając się w usta Alexandra. Może właścicielka jej dawnego mieszkania chciała dla niej dobrze, jednak nie mogła mieć pojęcia, czego potrzebowała Josephine do pełni szczęścia. Serce trzepotało jej w piersi, gdy przylgnęła jeszcze bliżej Alexandra – opuszkami palców przebiegła po jego policzku, po skroni, na której nakreśliła kilka bezwładnych kółek zanim wplotła dłoń w jego włosy. Chciała go więcej, bardziej. Zdradzieckie ciało – wystarczyło by dotknął jej rozpalonej skóry, by wstrząsnął nią dreszcz, a z ust uleciał wygluszony pocałunkami jęk przyjemności. Czuła pod sobą jego narastające pożądanie – zaskakujący, namacalny dowód jego pragnienia, stanowiący pewną formę ukłonu w jej stronę. Nie była w tym osamotniona – niczym ukontentowana kotka poruszyła się na jego udach, nieświadomie drażniąc się z nim nieznacznie, gdy jej palce pomknęly w dół – z jego karku na szyję, a w końcu do guzików koszuli, z pod której odsłoniła część torsu. Miarka za miarkę, niczym w tańcu – skoro on rozpalał ją elektryzującym dotykiem, podążyła za nim, pozwalając sobie na równie wiele.



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:40
To co teraz robiliśmy było istnym szaleństwem. Mogło zniszczyć dosłownie wszystko, co od marca powolutku, mozolnie między sobą wybudowaliśmy. Przez jeden wieczór, krótką chwilę, w której na moment się zapomnieliśmy. Nie potrafiłem złożyć ze sobą jakiejkolwiek bardziej skomplikowanej myśli, nie kiedy była tak blisko, gdy tak jawnie igrała ze mną, z moim zdradzieckim ciałem i prawie zapomnianymi już pragnieniami. Pożądałem jej, tyle byłem tylko w stanie zrozumieć. I nie była to po prostu chwilowa zachcianka - naprawdę jakaś część mnie jak się okazywało niespodziewanie silna, chciała się przy niej znaleźć w zupełnie inny, nieprzyzwoity sposób. Byłem w końcu tylko mężczyzną.
Zacząłem błądzić dłońmi pod zwiewnym materiałem jej jasnej koszuli, badając delikatne łuki bioder, wklęsłość talii, zatrzymując się na pierwszym wyniesieniu żeber i tam zaciskając palce - czułem, jak oddycha, jak rwie się w niej rozpędzone serce. Roztapiałem się pod jej dotykiem, roztapiałem się kiedy drżała, a z jej ust wyrwał się cichy jęk; roztapiałem się jak bezczelnie drażniła się ze mną swoją bliskością, jak prowokowała, jak posyłała mnie na kres wytrzymałości. Wziąłem rozedrgany, głęboki oddech, kiedy przez ustępujące guziki koszuli dobrała się do mojej skóry. Złapałem Josie odrobinę mocniej i nie przestając choćby na chwilę całować jej ust, obróciłem nas. Leżała teraz na plecach, nie mogąc już zadręczać mnie swoją obecnością na moich kolanach. Chciałem zrozumieć, co się dzieje, dlaczego jeszcze nie przerwałem tej farsy? Odpowiedź majaczyła mi już na horyzoncie, lecz nie byłem w stanie rozwiać w mojej głowie mgły jej przesłaniającej. Zsunąłem ręce po bokach jej ciała, bo były mi potrzebne. Oparłem się na jednej, żeby nie przygnieść jej swoim ciałem, zapewniając też wygodną odległość od niej dla mojej niedogodności. Musiałem się uspokoić, opanować - drugą dłonią ująłem jej policzek, lecz odwlekałem w czasie chwilę, w której będę musiał się od niej odsunąć. Musiałem to zrobić, ale może... może jeszcze trochę tylko. Moment. Nic się nie stanie. Nic się nie stanie jeżeli jeszcze chwilę będę tkwił w niepewności, nim odpowiem sobie na pytanie, na które odpowiedzieć sobie musiałem. Bałem się tej odpowiedzi, balem się tego, jak potwierdzenie może wpłynąć na cały powoli wypracowywany sobie przeze mnie porządek.
Czy ja ją kocham?


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[Sen] Sen z innego życia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:41
Traciła kontrolę, swoją czystość i niewinność. Tej nocy, ze świadomością podszytą alkoholem, traciła wszystko. Chciała dać mu wszystko. Zbyt gwałtownie, zbyt desperacko – w jego ramionach przypominała niespodziewane fortississimo, brutalnie przerywające ciszę. Wśród nich panował mrok – czasy były nie tylko niespokojne. Świat wybuchał w niespodziewany sposób, nieobliczalny, nie do przewidzenia – widziała na własne oczy, jak to wygląda, nie potrafiła łudzić się, że jest inaczej. Starała się o nich nie pamiętać – samo zapomnienie niewiele by pomogło, stanowiłoby jeden z kolejnych sposób na oszukiwanie samej siebie. Pamiętała ich wszystkich, większość bezimiennych… eksplodujący mur, który mógł ich ocalić. Ogień i lód… Gasnące życie. Wyrywane gwałtownie, niezapowiedzianie. Świadomie wkroczyła na taką ścieżkę, wyboistą i niebezpieczną, z zapachem śmierci unoszącym się wokół. Głupotą byłoby wierzyć, że doczeka spokojnej starości – taki los rzadko kiedy czekał aurorów, a oni wszyscy, także ona i on, toczyli jeszcze jedną zabójczą walkę. Dla lepszej przyszłości. Desperacko pozwalała spalać się pożądaniu, szukała w jego ramionach miłości i ukojenia dla wszystkich strachów. Chciała przeżyć wszystko na raz, czego jeszcze nie doznała. A miała spore braki; wcześniej, zwykle rozważna i kierowana rozsądkiem, nie pozwalała sobie na takie uczucia. Zrzuciła na niego cały ciężar jednego z jej najwstydliwszych sekretów, otaczanego milczeniem i maskującymi niedopowiedzeniami. Kochała go. Mógł to poczuć w jej pocałunkach, zobaczyć w jej oczach, gdyby tylko odsunął na bok całun pożądania, maskujący jej prawdziwe uczucia. Chciała być jego szczęściem, jego światłem, jego osobistym skowronkiem w huraganie niezadowalającej codzienności. Musiał to poczuć w jej zaburzonym oddechu, wyrywającym się sercu – zbytnio odsłonionym i zdesperowanym, rozdzielanym tylko żebrami pokrytymi delikatną skórą, miejscami naznaczoną jaśniejszymi bliznami. Jako jeden z nielicznych, był zdolny obrócić je w proch.
Bezwiednie pozwoliła mu się przenieść – tym razem znalazła się poniżej, nakryta ciepłem jego ciała. Coś się zmieniło, zmierzało ku końcowi… Czuła to, nawet jeśli jeszcze nie cofnął swoich ust. Włożyła w ostatnie pocałunki więcej czułości i uczucia czystego i silnego. Początkowo zdawało się, że miała asa w rękawie… Postawiła wszystko na tę jedną kartę i pomyliła się… z beznadziejnym rozdaniem, nikt nie może wygrać. Bolesna świadomość wyrwała resztki oddechu z jej piersi. Dotknęła jego policzka, tak jak na początku, w miejscu gdzie znajdowały się resztki niebieskiej farby. - Proszę cię… – drżący głos uwiązł jej w gardle, zdławiony desperacią. Naprawdę pomiędzy pocałunkami błagała go o miłość. Proszę cię, kochaj mnie, nie musiała kończyć na głos – oszukiwała samą siebie wielokrotnie, choć nie potrafiła kłamać i ukrywać się zbyt długo za fasadami. Teraz znajdowała się pod nim, zdana na łaskę - iluzja nieba upadała, a on… nigdy nie zabrze jej tam, gdzie pragnęła być. Światło w jej oczach powoli przygasało, jakaś część jej odchodziła w zapomnienie, brutalnie wyrwana, a w jej miejscu pozostała tylko ziejąca, bolesna dziura.
Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny…



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:42
Wiedziała. Nietrudno było zorientować się, że coś w moim podejściu zaczęło się zmieniać. Otworzyłem oczy, spojrzałem na nią i spotkałem się z jej wzrokiem - całkowicie zatopionym w mojej twarzy, straconym, bez szans na ratunek.
Proszę cię...
Te dwa słowa zatrzymały dla mnie czas. Z jej oblicza zniknęła dzikość i pożądanie, zaś swoje barwy zaczął roztaczać nań smutek. I strach. Wiedziałem dokładnie, czego się obawiała, co sprawiło, że słowa więzły jej w gardle. Paraliżowała ją myśl o tym, że mógłbym nie odwzajemniać jej uczuć. Nie miałem już wątpliwości - Josephine się we mnie zakochała, a ja jak głupiec dołożyłem wszelkich starań, by tego nie zauważyć. Poczułem rodzącą się we mnie frustrację, przebijającą się przez alkohol i powoli opadającą ekscytację - jednak nie irytowałem się na nią. To ja stanowiłem problem. Jej uczucia zdążyły wykrystalizować się i dojrzeć, była pewna tego, czego chciała. Na mnie realizacja spłynęła dopiero teraz. Nie wiedziałem co powiedzieć, bo nie wiedziałem w pierwszej kolejności, co mam myśleć. Nie potrafiłem określić moich emocji. Lubiłem ją, powiedziałbym że więcej niż bardzo. W krótkim czasie stała się dla mnie kimś naprawdę ważnym, z kim dzieliłem wiele z moich obaw i trosk, ale również i radości, nadziei. Ale czy mogłem teraz stwierdzić, że ją kocham? Nie. Jednak - mógłbym ją kochać. To mogłoby być proste, tak proste...
Wizja była jakby na wyciągnięcie ręki, jednak nie mogłem o tym teraz myśleć. Potrzebowałem spokoju, musiałem znaleźć się sam i wszystko przeanalizować. Nie mogłem podejmować tak ważnych decyzji tu i teraz, nie kiedy znajdowała się cale ode mnie, a ja ledwo byłem w stanie potrzymać się przed tym, by posiąść ją tu i teraz. Bo nie oszukujmy się - do tego to przecież zmierzało. Ostatecznie wszystko zmierzało tylko ku temu.
- Josephine - westchnąłem i cofnąłem się trochę, opadając czołem na jej brzuch, zamykając oczy, nie wiedząc przez chwilę co ze sobą zrobić. Napawałem się tylko promieniującym od niej ciepłem - nie działało jednak odprężająco. Czułem podskórne napięcie, które towarzyszyło jej każdemu oddechowi. Podniosłem się powoli i wróciłem niespiesznie do mojej poprzedniej pozycji, będąc tuż nad nią. Obniżyłem się powoli na ramionach, by złożyć na jej czole jeden jedyny pocałunek. Nie oderwałem ust od razu od jej skóry, wdychając zapach mięty i truskawek. Chyba używała truskawkowego szamponu. To była tak banalna myśl, że prawie się uśmiechnąłem. Chciałem powiedzieć jej, że potrzebuję czasy - aby wszystko przemyśleć, poukładać sobie co nie co w głowie. Byłem w końcu Gwardzistą, Zakon miał być aż do śmierci moją najważniejszą kochanką; tydzień temu zostałem wydziedziczony, moje całe dotychczasowe życie przestało istnieć, a pojawiła się w nim Lotta. Do tego trwaliśmy w czasie wojny i niepokoju - nic nie mogliśmy brać za pewnik. Lecz z drugiej strony, może właśnie dlatego powinienem...?
Potrzebowałem czasu do namysłu. Nie zdążyłem jej jednak tego powiedzieć, bo w mieszkaniu rozległy się kroki i nim się spostrzegłem do pokoju wparował młodszy z rodzeństwa Fenwick. Poderwałem się, stając na równe nogi. Miałem zmierzwione włosy i na wpół rozpiętą koszulę - wszystko było aż nazbyt jasne. Obróciłem się, posyłając Josie jedno ostatnie, całkowicie zdezorientowane i zażenowane spojrzenie, jednocześnie mocując się z guzikami.
- Pójdę już - powiedziałem gdzieś w podłogę, po czym przeszedłem szybko przez pokój i chwytając za torbę wręcz wybiegłem z domu, może odrobinę za głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Ogarnęła mnie ciemność i chłodne, wieczorne powietrze. Stanąłem gdzieś pod drzewem parę kroków dalej, łapiąc się za głowę i chciwie wciągając kolejne oddechy w klatkę piersiową. Co ja najlepszego zrobiłem.
Nie czekałem dłużej. Złapałem za różdżkę i z charakterystycznym, na pewno doskonale słyszalnym przez otwarte okno trzaskiem teleportowałem się z Enfield.

| zt


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[Sen] Sen z innego życia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [Sen] Sen z innego życia [odnośnik]22.05.18 20:43
Kochałam cię pomimo głębokiego strachu, że świat nas rozdzieli. Otworzyłam swoje serce, wystawiłam na zranienie, praktycznie zapominając, jak to zakończyło się ostatnim razem, gdy kogoś do niego dopuściłam. Istniała jednak pewna różnica – oni stanowili rodzinę, zawsze gościli w sercu, a ty… zostałeś do niego wpuszczony wbrew wszelkiemu rozsądkowi. Może za bardzo pragnęłam ciepła i bliskości, oparcia w kimś, kogo potrzebowałam. Kochany, przepraszam. Mimo ognia przechodzącego w lód w żyłach, wciąż potrafiłam prosić, licząc, że to cokolwiek zmieni. Samotność jest straszna, wiesz? A teraz stanęłam na skraju drogi, z której nie było odwrotu. Nie potrafiłam się z tobą pożegnać – nie tylko jako z kochankiem, ale jako z przyjacielem bliskiemu sercu, co nieuchronnie wiązało się ze sobą. Śmiało, nazwij mnie głupią. Zakochałam się w sposób beznadziejny i nieracjonalny, jednocześnie niezaprzeczalny i trwały. Miłość jest ślepa! Powinnam wiedzieć, że to mnie zniszczy, że zatonę pochłonięta przez sztormowe fale. W ślepej wierze, nie słuchając się rozumu, z wiarą godną dziecka skoczyłam w toń. Myślałam, że mnie złapiesz, więc skoczyłam, zapominając czegokolwiek, co mogłoby mnie uratować. Spadek w dół zafundowłam sobie sama, a i tak mam czelność się teraz bać.
Wiedziałam, że to się wydarzy – nie mogłam zignorować mrożącego uczucia obawy rozlewającego się po ciele. Bezwiednie pogłaskałam twoje włosy, gdy leżałeś już chwilę bez sił, wsparty czołem na moich lędziwach. Powinnam zapewnić cię, że to wina jest tylko moja - nie byłam w stanie jednak tego zrobić z głosem związanym przez rozpacz. Ten bałagan, którego nie chciałeś, zafundowałam nam w pojedynkę. Wybacz mi, Alexandrze, wszystkiemu winne związane ręce – w kajdanach, stworzonych przez uczucia, nie mogłam niczego uporządkować.
Pożegnanie. Ostatni pocałunek złożony na czole nie mógł oznaczać niczego innego. Cóż ja narobiłam? Wystarczyło tylko kilka pozornie cudownych chwil, by całe miesiące obrócić w proch. Powinnam posłuchać intuicji albo chociażby użyć mózgu – przecież tak niewiele trzeba było, by uchronić się przed tym wszystkim! Wystarczyło postawić umysł ponad ciałem. Pojedyncza łza spłynęła z kącika oka, gubiąc się na lini złocistych włosów. Zniknąłeś, a pustka, którą po sobie pozostawiłeś w czysto fizyczny sposób, związała mi oddech w płucach. Zimne powietrze zalało rozgrzane ciało, boleśnie podkreślając to, co straciłam. Sercem nie wstrząsnął jednak szloch, w otępieniu nie znajdowałam na niego siły. Nie próbowałam cię powstrzymywać – dokonałeś wyboru, wielce nietaktownym byłaby próba wywołania jakiegokolwiek wpływu. Momentalnie zerwałam się z łóżka, w ślad za tobą - nie byliśmy sami. Jamie. Nie powinien widzieć mnie w takim stanie jedna z ostatnich racjonalnych myśli, uświadomiła mi, jak musi to dla niego wyglądać – dosadnie, jednoznacznie, zdecydowanie nie dla oczu młodego chłopaka. Wpuściłam koszulę w spódnicę, wygładziłam jej fałdy, starając się nadać sobie choć pozory schuludnego wyglądu, jednak jest to niemożliwe do osiągnięcia z włosami uwolniającymi się z luźnego koka, który nie przypomina już wcześniejszego upięcia; zarumienione lico i wciąż niespokojny oddech także mnie zdradzają. Wystaczyło mi tylko jedno spojrzenie na ciebie, by wiedzieć wszystko – pośpiech, zmieszanie, zażenowanie. Zamknęłam oczy, tym bardziej utrwalając ten obraz w pamięci. Pernamentnie. Odwraciłam głowę w kierunku ściany, by nie musieć patrzeć na ciebie i Jamiego... Sama pragnęłam stać się niewidoczną. Wszystko przepadło. Parsknęłam krótkim, szybko gasnącym śmiechem, bez śladu wesołości. Naprawdę nieomal zaciągnęłam cię do łóżka, z radością i naiwnością godną dziecka nieomal ci się oddałam. Nic więc dziwnego, że byłeś mną zażenowany – sama sobą powinnam być.
Siostrzyczko? – po kilku chwilach od twojego zniknięcia, usłyszałam ciche, niepewne pytanie. Nigdy tak do mnie nie mówił. Musiałam napędzić mu stracha. - Benjamin, proszę zostaw mnie samą – ani drgnęłam, otulona własnymi ramionami, jakbym w ten sposób mogła się ochronić przed rozpadnięciem się na kawałki. Usłuchał, doskonale wiedząc, że sprzeciw w tej chwili może sprowadzić na niego moją wściekłość. Zostałam sama. Przysiądwszy na materacu, w końcu ułożyłam się w wygodnej pozycji, przyciągając kolana do piersi. Łóżko, które miało zamienić się w oazę spokoju i szczęścia, stało się gorsze od więziennej celi. W pokoju nie było jednak niczego innego, przeklnęłam znów w myślach cały remont i mierne umeblowanie. Leżałam tak chwilę, a może godzinę… Godziny. W końcu poczułam jak na moje zmrożone ciało opadał tweedowy koc. No proszę, ktoś jednak wciąż się martwił i troszczył. Senne ukojenie, które mogłoby pomóc mi zapomnieć choć na kilka chwil, przekornie wcale nie nie nadchodzi. Skąd mogłam wiedzieć, że bezsenne noce i popękane serce, które kruszy się w gwałtowny sposób, znajdują się tak blisko, tuż na wyciągnięcie ręki, o jeden pocałunek za dużo? Odpłynęłam dopiero nad ranem, gdy brzask zmył gwiazdy, które mogłyby mnie obserwować, jednak i to niewiele pomaga – sama stworzyłam koszmar, który będzie mi się przyglądał co noc i głaskał po głowie.

| zt



these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3390-josephine-fenwick#58313 https://www.morsmordre.net/t3429-poczta-josephine#59532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f129-enfield-lavender-hill-145-8 https://www.morsmordre.net/t3519-skrytka-bankowa-nr-855#61428 https://www.morsmordre.net/t3428-josie#59531
[Sen] Sen z innego życia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach